- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Co robię źle?

Co robię źle?

To opo­wia­da­nie o trud­nej mi­ło­ści, o po­świę­ce­niu, nie­zro­zu­mie­niu ze stro­ny świa­ta, i o walce do sa­me­go końca, al­bo­wiem jak rzekł kla­syk “Męż­czy­znę po­zna­je się nie po tym jak za­czy­na, ale jak koń­czy”. I wie­dział on co mówi, al­bo­wiem za­ła­twił sobie na stare lata po­sa­dę za szmal gruby, czego ży­czył sobie i mój bo­ha­ter, ale nie za­ła­pał się na je­dyn­kę ani nawet na listę.

To opo­wia­da­nie jest tra­gicz­nym losie, o prze­zna­cze­niu, pi­sząc je ro­ni­łem łzy roz­pa­czy, po trzy­kroć mu­sia­łem wy­ży­mać rękaw ko­szu­li, bo był cięż­ki od łez. 

To opo­wia­da­nie jest pro­test son­giem drze­wa, nad cięż­kim losem eko­lo­gów, któ­rym wiatr ko­rzon­ki pod­wie­wa, a psy ob­szcze­ku­ją gdy ka­ra­wa­na idzie dalej.

 

Tak więc czy­tel­ni­ku śmie­chu spra­gnio­ny

gdy czy­tać bę­dziesz te białe stro­ny

łzę utocz nad losem tym złym

i do­ber­ma­nem szcze­rzą­cym kły.

 

 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Co robię źle?

 Ja­ry­ło, pra­sło­wiań­ski bożek wio­sny i we­ge­ta­cji, po­słu­gu­ją­cy się ak­tu­al­nie na­zwi­skiem Kło­sow­ski, miał pro­blem. Ostat­nio po­kłó­cił się ze swoją żoną, Dzie­wan­ną. Jak uczy stare po­rze­ka­dło, winne temu były dwie stro­ny, czyli jego żona Dzie­wan­na i jej bliź­niacz­ka Ma­rzan­na. Ta ostat­nia jakiś czas temu zna­la­zła sobie nowe hobby, w po­sta­ci za­gra­nicz­nych wy­cie­czek. Kło­sow­skie­go to nawet cie­szy­ło, po­nie­waż już w cza­sach Miesz­ka  numer jeden za­uwa­żył, że Ma­rzan­na, bo­gi­ni zimy i śmier­ci, ma zły wpływ na jego Dzie­wan­nę, bo­gi­nię do­bre­go i złego losu. Im więc świeść, czy jak to się mówi współ­cze­śnie, sio­stra żony, była dalej, tym le­piej. Naj­szczę­śliw­szy był, kiedy Ma­rzan­na wy­je­cha­ła do Ar­gen­ty­ny, zwie­dzać Zie­mię Ogni­stą. Nie­ste­ty, po każ­dym z wo­ja­ży od­wie­dza­ła Dzie­wan­nę i po­ka­zy­wa­ła jej góry fotek. W efek­cie żona Ja­ry­ły ir­ra­cjo­nal­nie za­pra­gnę­ła wy­ciecz­ki na Ha­wa­je, głów­nie dla­te­go, że jej sio­stra tam jesz­cze nie za­wi­ta­ła. Na nic się zdały tłu­ma­cze­nia, że miesz­ka­ją w naj­pięk­niej­szym miej­scu na ziemi, Dzie­wan­na upar­ła się i już. Nie­ste­ty, ak­tu­al­ne moż­li­wo­ści fi­nan­so­we Kło­sow­skie­go nie po­zwa­la­ły na taki wojaż. Co w ta­kiej sy­tu­acji może zro­bić za­ko­cha­ny facet? To ele­men­tar­ne Wat­so­nie, ścią­gnąć na kon­sul­ta­cje kum­pla biz­nes­me­na.

 

Słoń­ce za­cho­dzi­ło za sadem, ogni­sko żarzy­ło się czer­wie­nią, na rusz­cie opie­ka­ły się kieł­ba­ski, a bim­be­rek chło­dził w kuble zim­nej wody. Pod­pi­ty Ja­ry­ło uznał, że to dobry mo­ment by zadać Ze­fi­ry­no­wi Po­chwi­stow­skie­mu klu­czo­we py­ta­nie.

– Po­chwist, ty mi po­wiedz, na czym teraz robi się naj­szyb­ciej dobre pie­nią­dze.

– Na eko­lo­gii – od­rzekł Ze­fi­ryn.

– Wiesz, ja w sumie je­stem eko­log, mam go­spo­dar­stwo rolne, na­wo­żę na­tu­ral­nie, nie pry­skam za dużo che­mią, a po­rząd­nej kasy z tego jakoś nie widzę.

– Bo to trze­ba albo za­ło­żyć, albo sku­bać fun­da­cje. Ja wolę to dru­gie – Po­chwi­stow­ski uśmiech­nął się wil­czo.

– To pro­ste, to sku­ba­nie?

– Parę lat i idzie się tego na­uczyć.

– A za­ło­że­nie fun­da­cji?

– To może zro­bić każdy głupi.

– I ta kasa jest z sa­me­go za­ło­że­nia? – Kło­sow­skie­mu nie mie­ści­ło się to w gło­wie.

– Jasne, że nie – od­rzekł Po­chwist. – Żeby lu­dzie za­czę­li ci wpła­cać pie­nią­dze na konto, mu­sisz zro­bić jakiś event.

– Co to za dia­bel­stwo?

– Po na­sze­mu to bę­dzie spek­ta­ku­lar­ne wy­da­rze­nie, mu­sisz wleźć na komin z trans­pa­ren­tem „Precz z dwu­tlen­kiem węgla”, przy­kuć się łań­cu­chem do drze­wa, które mają wy­ciąć, uwol­nić z kla­tek zwie­rza­ki ho­do­wa­ne na skóry, polać farbą futro któ­rejś gwiaz­dy fil­mo­wej.

– I lu­dzie za to płacą? – Ja­ry­ło był mocno zdzi­wio­ny.

– O ile będą o tym wie­dzieć, to tak.

– A jak im to ogło­szę?

– Albo media ścią­gasz, albo sam na­gry­wasz akcję i wrzu­casz ją do in­ter­ne­tu na YouTu­be’a. Grunt, by to tra­fi­ło pod strze­chy i było w miarę ory­gi­nal­ne.

– Ro­zu­miem. – Ocza­mi ducha Ja­ry­ło wi­dział już przed sobą stos zie­lo­nych bank­no­tów z wi­ze­run­kiem króla Wła­dy­sła­wa Ja­gieł­ły. Pa­trio­tycz­nie sta­wiał je wyżej niż te z por­tre­tem pre­zy­den­ta Je­rze­go Wa­szyng­to­na.

 

Na­stęp­nego dnia Ja­ry­ło za­ła­twił kwe­stie zwią­za­ne z re­je­stra­cją fun­da­cji o ma­low­ni­czej na­zwie „Jare zioło”, za­ło­żył konto na YouTu­bie, kupił sprzęt do krę­ce­nia fil­mów i za­czął się za­sta­na­wiać, od czego za­cząć. Po po­łu­dniu do­szedł do wnio­sku, że na sucho to nic nie wy­my­śli. Sko­rzy­stał więc z po­wszech­nie zna­ne­go spo­so­bu pod­no­sze­nia kre­atyw­no­ści za po­mo­cą wy­ro­bów wy­so­ko­pro­cen­to­wych. Olśnie­nie przy­szło po dwóch szklan­kach ab­syn­tu wła­snej ro­bo­ty. Po­chwist mówił o wcho­dze­niu na komin z trans­pa­ren­tem i miało być ory­gi­nal­nie. Tak się skła­da­ło, że dom, w któ­rym miesz­kał z Dzie­wan­ną miał dwa ko­mi­ny, co wię­cej, nigdy wcze­śniej nie wszedł na nie żaden eko­log. Po trze­ciej szklan­ce pio­łu­nów­ki ru­szył do dzie­ła. Na opa­ko­wa­niu po sta­ty­wie na­pi­sał „PRECZ Z CEŁO 2”. Roz­sta­wił sprzęt do na­gry­wa­nia, od­pa­lił stre­ama, pod­piął mi­kro­fon, przy­sta­wił dra­bi­nę do dachu. Wspię­cie się po niej było za­da­niem nieco skom­pli­ko­wa­nym, bo nogi nie­ko­niecz­nie tra­fia­ły w szcze­ble, ale jed­nak dał radę. Sta­nął na ko­mi­nie  i wzniósł nad głowę trans­pa­rent.

– Ja­ry­ło, można wie­dzieć po co tam wla­złeś? – Dzie­wan­na, ob­ser­wu­ją­ca od ja­kie­goś czasu dzia­łal­ność męża, po­sta­no­wi­ła się do­wie­dzieć, co on wy­pra­wia.

– Wal­czę z emi­sją dwu­tlen­ku węgla.

– Dla­cze­go? – za­in­te­re­so­wa­ła się ko­bie­ta.

– Byśmy mogli po­je­chać na Ha­wa­je.

– Nie ro­zu­miem.

– Ze­fi­ryn mówił, że tak robi się pie­nią­dze.

– A nie wspo­mi­nał, że na ko­mi­nie wen­ty­la­cyj­nym to nie ma sensu, bo on je­dy­nie wen­ty­lu­je, a nie emi­tu­je. 

– Fak­tycz­nie. – Kło­sow­ski zmar­twił się. – Ko­cha­nie mo­gła­byś przy­pil­no­wać, żebym nie wy­padł z kadru jak będę prze­cho­dził na komin od ko­tłow­ni?

– Do­brze. – Dzie­wan­na gdzieś sły­sza­ła, że wa­ria­tów nie na­le­ży de­ner­wo­wać.

Ja­ry­ło ru­szył tyleż am­bit­nie, co nieszczę­śli­wie. Zro­bił unik by unik­nąć zde­rze­nia z prze­la­tu­ją­cą ja­skół­ką i stra­cił rów­no­wa­gę, co mogło, acz nie mu­sia­ło być zwią­za­ne ze sta­nem wska­zu­ją­cym na spo­ży­cie. Po­śli­znął się,  jedną ręką zła­pał an­te­nę, ale ta od­mó­wi­ła utrzy­ma­nia jego cię­ża­ru. Zje­chał więc niżej, za­cze­pia­jąc no­ga­mi o pla­sti­ko­wą rynnę, lecz ta, przy­zwy­cza­jo­na do od­bie­ra­nia desz­czu, uzna­ła za afront po­trak­to­wa­nie jej bu­ta­mi i z obu­rze­nia roz­le­cia­ła się w drob­ne ka­wał­ki. Chwi­lę póź­niej Kło­siń­ski sie­dział w środ­ku ra­bat­ki z trans­pa­ren­tem w jed­nej, a an­te­ną w dru­giej ręce.

– Po­wiem to tylko raz. – Dzie­wan­na pod­nio­sła głos. – Trak­tuj to jako ul­ti­ma­tum! Do mo­men­tu na­pra­wie­nia rynny i przy­wró­ce­nia te­le­wi­zji w na­szym domu, śpisz nawet nie na ka­na­pie, ale w sto­do­le!

– Ale, ko­cha­nie…

– Milcz, jak do mnie mó­wisz, ty za­pi­ja­czo­na mordo!

 

Leżąc w sto­do­le na sia­nie, Kło­sow­ski wspo­mi­nał dawne czasy. Jesz­cze dwie­ście czy trzy­sta lat temu spa­nie latem w sto­do­le, albo wprost na kopie siana, było czymś nor­mal­nym. W każ­dym razie na pewno lep­szym niż ki­sze­nie się w śmier­dzą­cej cha­łu­pie, gdzie od­pad­ki wa­la­ły się po pod­ło­dze. Nie trak­to­wał więc tej kary jako spe­cjal­nie su­ro­wej. Więk­szym pro­ble­mem było to, że chwi­lo­wo całe przed­się­wzię­cie za­miast do­cho­dów przy­no­si­ło stra­ty. Nie wąt­pił jed­nak, że skoro taki biz­ne­splan pro­po­no­wał Po­chwi­stow­ski, to suk­ces jest kwe­stią czasu. Wów­czas przyj­dzie z wy­ku­pio­ną w biu­rze po­dró­ży wy­ciecz­ką na Ha­wa­je do żony, a tej złość przej­dzie. Czym więc po­wi­nien zająć się teraz? Naj­le­piej tym, co nie wiąże się z akro­ba­ty­ką na wy­so­ko­ściach. Można by się przy­kuć do drze­wa prze­zna­czo­ne­go do wy­cin­ki. Wła­śnie, czy, aby, są­siad nie po­ży­czał od niego piły spa­li­no­wej i nie miał wy­ci­nać sta­rej wierz­by na łące.

 

Świ­tem Ja­ry­ło był na miej­scu. Usta­wił ka­me­rę w krza­kach, od­pa­lił stre­ama, po czym przy­wią­zał się łań­cu­chem do drze­wa i za­piął wszyst­ko na kłód­kę. Nie­ste­ty są­siad zawo­dził, i cią­gle nie po­ja­wiał się z piłą, co gor­sza, Kło­sow­skim za­in­te­re­so­wa­ły się ko­ma­ry. Nie­ru­cho­my cel widać przy­padł im bar­dzo do gustu, bo wciąż przy­by­wa­ły coraz to nowe ich chma­ry. Ja­ry­ło w pew­nym mo­ne­cie uznał, że po­szu­ka sobie ja­kie­goś in­ne­go drze­wa do ra­to­wa­nia. Nie­ste­ty, upu­ścił klu­czyk i nie mógł roz­piąć kłód­ki. Gdyby nie ka­me­ra, trans­mi­tu­ją­ca jego dzia­ła­nia na żywo, przy­jął­by nie­ma­te­rial­ną po­stać i wy­do­stał z oko­wów, a tak mu­siał po­szu­kać in­ne­go roz­wią­za­nia. Wiek temu był na po­ka­zie Ho­udi­nie­go, toteż wzo­rem tam­te­go ma­gi­ka za­czął się po­ru­szać wę­żo­wy­mi ru­cha­mi, by po­lu­zo­wać łań­cu­chy. Naj­wi­docz­niej albo coś z po­ka­zu źle za­pa­mię­tał, albo nie wszyst­ko było widać, bo łań­cuch ani my­ślał ustą­pić. Kło­sow­ski szar­pał się coraz bar­dziej, co obu­dzi­ło miesz­ka­ją­ce w dziu­pli szer­sze­nie. Choć mniej licz­ne od ko­ma­rów, oka­za­ły się wy­jąt­ko­wo za­cie­kłym prze­ciw­ni­kiem. Na szczę­ście dla Ja­ry­ły w końcu przy­szedł są­siad, struł ra­idem szer­sze­nie i po­mógł mu się uwol­nić.

Zmal­tre­to­wa­ny Kło­sow­ski resz­tę dnia prze­le­żał na sia­nie w sto­do­le, pro­wa­dząc roz­wa­ża­nia zwią­za­ne z przy­czy­na­mi do­tych­cza­so­wych nie­po­wo­dzeń. Za­sto­so­wał ana­li­zę dia­lek­tycz­ną, o któ­rej czy­tał w cza­sach, kiedy sło­wiańsz­czy­znę za­sy­py­wa­ły dzie­ła ze­bra­ne Le­ni­na. Ilicz nie pisał o jed­nost­kach, ale o ma­sach, co ozna­cza­ło, że po­trze­ba Ja­ry­le kogoś do po­mo­cy. Gdyby na dachu ktoś podał mu po­moc­ną dłoń, pro­test na ko­mi­nie nie­wąt­pli­wie za­koń­czył­by się suk­ce­sem. Rów­nież przy walce o ura­to­wa­nie drze­wa, po­moc­nik mógł­by roz­piąć kłód­kę, lub za­tkać czymś wylot z gniaz­da szer­sze­ni. Kto mógł­by mu pomóc? Pierw­sza na myśl przy­szła mu żona. Nie­ste­ty jej kan­dy­da­tu­rę na­le­ża­ło od­rzu­cić. Jak długo nie bę­dzie miał kasy na ha­waj­ski wojaż le­piej jej nie po­ka­zy­wać się  na oczy. Na­stęp­ne w ko­lej­ce były dzie­ci. W końcu jak się jest z żoną ład­nych parę ty­się­cy lat, to po­tom­stwo jest czymś naj­bar­dziej na­tu­ral­nym. Wybór padł na Ja­ro­wi­ta, chło­pak swego czasy był nawet pa­tro­nem wojny, po­mię­dzy Łabą, a Odrą, współ­cze­śnie do­ra­biał jako na­jem­nik, więc po­wi­nien dać radę wes­przeć ojca w każ­dej akcji. 

 

Jesz­cze przed pół­no­cą  Ja­ry­ło i Ja­ro­wit sie­dzie­li w krza­kach, wpa­tru­jąc się w wiel­kie me­ta­lo­we hale sto­ją­ce za ogro­dze­niem.

– Synek, to jakie tam mają sie­dzieć fu­trza­ki? – Kło­sow­ski z po­wo­du wcze­śniej­szych ob­ra­żeń miał pro­ble­my z pa­mię­cią.

– Lisy, albo je­no­ty – od­rzekł Ja­ro­wit.

– Co to jest jenot?

– Coś jak lis, tylko bar­dziej.

– Aha… – Ja­ry­ło miał pro­ble­my ze zro­zu­mie­niem, co i jak.

– Bę­dzie do­brze, tylko mu­si­my trzy­mać się planu. Mak­si­mum akcji, wcho­dzi­my, ja kręcę i wrzu­cam na stre­ama, ty otwie­rasz klat­ki, po czym ulat­nia­my się. Ta ferma na­le­ży do żony jed­ne­go z po­słów.

– No i…

– Media po­dej­mą temat na bank.

– Do­brze, Po­chwist mówił coś o roz­gło­sie.

 

Ru­szy­li, prze­cię­li ogro­dze­nie, i wczoł­ga­li się na teren po­se­sji. Parę minut póź­niej we­szli do hali gdzie usta­wio­no klat­ki. Nie­ste­ty, nie wie­dzie­li, że straż­nik ob­cho­dzą­cy teren od­na­lazł ich dziu­rę.

– Mamy in­tru­zów – za­mel­do­wał przez radio.

– Jak to wy­glą­da?

– Dziu­ra w pło­cie, brak kon­tak­tu wzro­ko­we­go.

– Za­bez­piecz ją i spusz­cza­my psy.

W tym samym cza­sie uwal­nia­nie zwie­rząt na­po­tka­ło za­ska­ku­ją­cy opór. Ja­ry­ło otwo­rzył klika kla­tek, ale fu­trza­ki nie oka­zy­wa­ły chęci do współ­pra­cy. Po­sta­no­wił im pomóc. Się­gnął do środ­ka, by wyjąć je­no­ta. Ten, za­miast oka­zać wdzięcz­ność, ugryzł swego „do­bro­czyń­cę”. Po­zo­sta­łe osob­ni­ki po­trak­to­wa­ły to jako sy­gnał do ataku. Szar­pa­ny ze­wsząd Ja­ry­ło uznał, że czas dać zwie­rza­kom dobry przy­kład i uciec z hali. Le­d­wie wy­do­stał się na ze­wnątrz, Ja­ro­wit krzyk­nął.

– Psy na dzie­wią­tej?

– O któ­rej? – Kło­sow­ski od­ru­cho­wo rzu­cił okiem na ze­ga­rek.

Zanim syn wy­tłu­ma­czył mu, o co cho­dzi, do­pa­dły ich trzy do­ber­ma­ny eks­po­nu­ją­ce im­po­nu­ją­ce uzę­bie­nie. Nie­ste­ty na­dzie­ja Ja­ry­ły, że one się w ten spo­sób uśmie­cha­ją zo­sta­ła na­tych­miast bo­le­śnie roz­wia­na. Ja­ro­wit trzy­mał w pra­wej ręce ka­me­rę, a lewą się­gnął po pi­sto­let.

– Stój! Nie mo­że­my…

– Jak chcesz.

Ja­ro­wit nie słu­chał słów ojca tylko zde­ma­te­ria­li­zo­wał się. Ja­ry­ło zaś wy­raź­nie nie na­dą­żał za roz­wo­jem sy­tu­acji. Przez chwi­lę psy trak­to­wa­ły go jako worek tre­nin­go­wy. Wresz­cie nad­bie­gli ochro­nia­rze.

– Do nogi! – wołał jeden.

– Mamy in­tru­za pod czwór­ką – mel­do­wał drugi.

– O, cho­le­ra!

– Co jest? – za­chry­pia­ło radio.

– Sze­fie, chyba trze­ba bę­dzie mu od­pu­ścić łomot. – Mel­do­wał opie­kun psów.

– Dla­cze­go?

– Typ jest cały opuch­nię­ty na twa­rzy i pie­ski go zdro­wo po­pi­eści­ły. Jeśli zro­bi­my mu ścież­kę zdro­wia, to może zejść.

– To prze­ro­bi­cie go na karmę dla fu­trza­ków. – Ktoś po dru­giej stro­nie wal­kie tal­kie ocie­kał  “życzl­wo­ścią”.

– Czort wie, od czego on tak spuchł. Boję się, że za­szko­dzi je­no­tom, jak ten po­przed­ni.

– W sumie racja. Od­daj­cie go gli­nom. 

– Nie jest źle. – Drugi ochro­niarz wła­śnie wró­cił z in­spek­cji hali. – Otwo­rzył tylko sześć kla­tek, zwie­rza­ki nie opu­ści­ły obiek­tu.

– Całe szczę­ście. Bez od­bio­ru.

– Ty, wsta­waj! – Ja­ry­ło po­czuł, że ochro­niarz kop­nął go w żebra. – Mu­si­my cię opa­trzyć, bo gliny nie chcą od nas brać po­gry­zio­nych klien­tów.

– Fakt, ko­men­dant ostat­nio dzwo­nił, że ob­cią­ży nas za pra­nie ta­pi­cer­ki w ra­dio­wo­zie, jeśli eko­log bę­dzie krwa­wił – dodał opie­kun psów.

 

Koło po­łu­dnia Ja­ry­ło opu­ścił w końcu po­ste­ru­nek po­li­cji. Przed wyj­ściem cze­kał na niego Ja­ro­wit.

– Jak się trzy­masz? – za­py­tał.

– Po tym za­strzy­ku prze­ciw­bó­lo­wym, co mi go dał le­karz, to lekko.

– Wra­ca­my do domu, po dro­dze za­li­czy­my jakąś knajp­kę, zjesz coś i jakoś prze­ko­na­my matkę, żeby ci od­pu­ści­ła.

– Jesz­cze tylko po­ma­lu­ję furo i je­dzie­my na Ha­wa­je. – Ja­ry­ło pa­trzył przed sie­bie nie­zbyt przy­tom­nie.

– Świet­nie, ale naj­pierw coś zjemy.

 

Przed knajp­ką, do któ­rej się udali stało kil­ka­na­ście mo­to­cy­kli. Ja­ro­wit wła­śnie za­ma­wiał coś do je­dze­nia, kiedy Kło­sow­ski do­strzegł ją. Ona miała na i imię Mał­go­sia i była ak­tor­ką z po­pu­lar­ne­go se­ria­lu. Sie­dzia­ła w to­wa­rzy­stwie ro­słych fa­ce­tów. Wszy­scy mieli na sobie skó­rza­ne kurt­ki z na­pi­sem „Biesz­czadz­kie Wilki”. Umysł, zmą­co­ny jadem szer­sze­ni, i środ­kiem uśmie­rza­ją­cym ból, z wolna ko­ja­rzył. Kurt­ka, skóra, futro, ba­ra­ni­ce w za­leż­no­ści od fan­ta­zji można było nosić albo wło­siem, albo skórą do góry. Kurt­ka miała fu­trza­ny koł­nierz, wi­docz­nie Mał­go­sia za­ło­ży­ła futro wło­siem do środ­ka i tak zro­bi­ła kurt­kę. Od­pa­lił ka­me­rę i stre­ama, schwy­cił sto­ją­cy na sto­li­ku ke­czup i ru­szył zre­ali­zo­wać ostat­ni punkt bu­si­ness planu.

– Futra na Ha­wa­je! – Ja­ry­ło z nie­ko­niecz­nie sen­sow­nym okrzy­kiem upać­kał kurt­kę ak­tor­ki.

– Oż ty cha­mie jeden! – Któ­ryś z mo­to­cy­kli­stów po­de­rwał się w obro­nie ko­le­żan­ki.

– Nie cha­mie tylko eko­lo­gu – Ja­ry­ło wy­pro­sto­wał się  dum­nie.

– Prze­proś panią i za­płać za pral­nię. – Ko­lej­ny „Biesz­czadz­ki Wilk” wstał od stołu.

– Nie mogę, jadę na Ha­wa­je.

– A żebyś wie­dział, cha­mie, że zaraz po­je­dziesz…

– Super – Ja­ry­ło au­ten­tycz­nie się ucie­szył.

Ostat­nim, co za­pa­mię­tał przed za­pad­nię­ciem w czerń, była zbli­ża­ją­ca się pięść.

 

– Mo­że­cie mi to wy­tłu­ma­czyć. – Dzie­wan­na wska­za­ła szpi­tal­ne łóżko, na któ­rym leżał zmal­tre­to­wa­ny Jar­łyo

– Oj­ciec był dziel­ny, tylko tro­chę za­bra­kło mu re­flek­su.

– Szczę­ka zła­ma­na w trzech miej­scach, wstrząs mózgu, licz­ne po­gry­zie­nia i użą­dle­nia. Skąd się to wszyst­ko wzię­ło? – Dzie­wan­na była w wo­jow­ni­czym na­stro­ju.

– Zła­ma­nia, ma po mo­to­cy­kli­stach, po­gry­zie­nia po do­ber­ma­nach i je­no­tach, użą­dle­nia… – Ja­ro­wit chwi­lę się za­sta­na­wiał. – Zdaje się, po szer­sze­niach.

– Czy on ma ostat­nio ten­den­cje sa­mo­bój­cze?

– Nie, to zdaje się był jakiś plan, który opra­co­wał z Po­chwi­stem.

– Co!

– Nic wię­cej nie wiem. – Ja­ro­wit sta­rał się unik­nąć gnie­wu matki.

– Po­chwist! – Dzie­wan­na rzu­ci­ła te słowa w prze­strzeń. – Na­tych­miast chcę cię wi­dzieć, ina­czej cię prze­klnę.

Przez kwa­drans nic się nie dzia­ło, a potem nagły po­wiew wpadł przez okno szpi­tal­nej sali i przy Dzie­wan­nie zma­te­ria­li­zo­wał się Ze­fi­ryn.

– Oto je­stem na twe we­zwa­nie. – Skło­nił się szar­manc­ko.

– Coś ty kazał zro­bić temu głą­bo­wi?

– Wy­bacz Dzie­wan­no, ale to nie moja wina, on po pro­stu bar­dzo chciał za­ro­bić na waszą wy­ciecz­kę.

– Ro­biąc za worek tre­nin­go­wy! – Ko­bie­ta ema­no­wa­ła furią. – Wiesz, ile bę­dzie kosz­to­wa­ło le­cze­nie?

– Pro­po­no­wa­łem mu co in­ne­go – od­rzekł Po­chwist. – Chyba mnie źle zro­zu­miał.

– Co zro­bi­łem źle? – Z łóżka do­biegł szept Ja­ry­ły

– Wszyst­ko! – Dzie­wan­na miała łzy w oczach.

– Co praw­da nie taki był plan, ale chyba bę­dzie do­brze.

– Co!

– Kanał two­je­go męża, ma gi­gan­tycz­ny przy­rost wejść. Bę­dzie sen­sa­cją se­zo­nu. Daj mi tro­chę czasu, a zor­ga­ni­zu­ję wam re­kla­mo­daw­ców, wej­ścia do śnia­da­nió­wek i prasy ko­lo­ro­wej. Myślę, że wielu ludzi ze­chce mieć wy­wia­dy z nim na wy­łącz­ność.

– W prak­ty­ce to ozna­cza… – Dzie­wan­na za­wie­si­ła głos.

– Że za pół roku po­je­dzie­cie na te Ha­wa­je.  

Koniec

Komentarze

Bar­dzo przy­ja­zne opo­wia­da­nie. Ma kilka ele­men­tów, przy któ­rych się uśmiech­ną­łem, szcze­gól­nie ten:

 

– Co to jest jenot?

– Coś jak lis, tylko bar­dziej.

 

Za to z kolei żart “– Milcz jak do mnie mó­wisz” jest tro­chę zbyt okle­pa­ny. Ge­ne­ral­nie kilka przy­jem­nych ko­micz­nych sy­tu­acji tu było i czy­ta­ło mi się to na­praw­dę do­brze. Wrzu­cił­bym może tro­chę wię­cej wąt­ków “bo­sko­ści”, bo tak to mam wra­że­nie, że opo­wia­da­nie jest o zwy­kłych lu­dziach, a ich “pra­sło­wiań­skie” formy są do­da­ne na siłę, żeby pod­cze­pić się pod ety­kiet­kę fan­ta­sty­ki. Mimo po­tknięć in­ter­punk­cyj­nych, ca­łość mi się po­do­ba­ła. Po­zwo­lę sobie wy­tknąć kilka kilka li­te­ró­wek i po­zo­sta­łych uwag:

 

To ele­men­tar­ne Wat­so­nie, ścią­gnąć na kon­sul­ta­cje kum­pla biz­nes­me­na. -> Śred­nio od­po­wia­da mi, że ten żart wy­po­wia­da nar­ra­tor do czy­tel­ni­ka, a nie po­sta­cie do sie­bie. W ta­kiej for­mie, jak na moje, nie bar­dzo on tu pa­su­je.

 

oczy­wi­ście z wi­ze­run­kiem króla Wła­dy­sła­wa Ja­gieł­ły, a nie pre­zy­den­ta Je­rze­go Wa­szyng­to­na. -> Za­mie­nił­bym na Ben­ja­mi­na Fran­kli­na, wtedy byłby taki sam no­mi­nał jak nasz "Wła­dek" ;) Teraz jest prze­ciw­sta­wie­nie 100 zł do $1

 

Na­stęp­ne dnia Ja­ry­ło -> Na­stęp­ne­go

 

ra­bat­ki Z trans­pa­ren­tem -> z

 

po­ma­lu­ję furo i je­dzie­my na Ha­wa­je -> futro

 

Daj mi tro­chę czasu za zor­ga­ni­zu­ję -> , a zor­ga­ni­zu­ję

Co do no­mi­na­łów w za­mie­rze­niu to też miało być lekko za­baw­ne gość lubi zie­lo­ne ale nie jed­no­do­la­rów­ki tylko stu­zło­tów­ki, wiesz taki in­te­li­gent­ny pa­trio­tyzm ;)

 

 

No więc co tu mamy? Pry­mi­tyw­ne je­cha­nie po NGO z na­rzu­tem blo­gów typu wPo­li­ty­ce oraz humor typu “rzu­cić komuś skór­kę od ba­na­na pod nogi i bu­chać śmie­chem”. Coś komuś nie wy­szło w tym – jeśli się nie mylę – dru­gim po­dej­ściu do kon­kur­su.

Z te­ma­tu ak­ty­wi­zmu faj­nie na­bi­jał się Ste­phen­son w “Zo­dia­cu” – w tej książ­ce jest sporo in­te­li­gent­nej iro­nii w tym wzglę­dzie. Błędy spo­so­bu my­śle­nia ak­ty­wi­stów do­brze punk­to­wa­li twór­cy “Edu­ka­to­rów” – tam wy­szła smut­na re­flek­sja. Czyli się da. A tutaj? Wy­szło pry­mi­tyw­nie i tyle.

 

Za­po­wia­da­ło się cie­ka­wie, ale im dalej w las, tym czy­ta­ło się go­rzej – jakby autor wpadł na cie­ka­wy po­mysł, ale nie wie­dział do końca, jak go roz­wi­nąć. Bra­ko­wa­ło mi wy­ra­zi­stej pu­en­ty. Dla mnie bo­ha­te­ro­wie i ich pe­ry­pe­tie tu przed­sta­wio­ne są jak Świat We­dług Kiep­skich w te­re­nie. Może to za­mie­rzo­ne, zwłasz­cza w kon­tra­ście do tego, że są rze­ko­mo bo­ga­mi, ale w za­sa­dzie gdyby nie imio­na, to próż­no by tej bo­sko­ści szu­kać.

 

Po­dob­nie jak Gro­mic­ka uśmiech­nę­ło mnie jed­nak wy­ja­śnie­nie na­tu­ry je­no­ta, coś w tym jest :)

Oso­bi­ście uwa­żam za szczyt hi­po­kry­zji ist­nie­nie or­ga­ni­za­cji, które pi­to­lą o ra­to­wa­niu zwie­rzą­tek, albo “wal­czą” z ocie­le­niem kli­ma­tu, a w tym cza­sie ich łap­sko ła­du­je się do mojej kie­sze­ni żeby wy­cią­gnąć mój port­fel. Humor mało sub­tel­ny. No fakt, dużo sub­tel­niej­sze po­czu­cie hu­mo­ru re­pre­zen­tu­ją ci, któ­rzy robią forum walki z CO2 z moich po­dat­ków w Ka­to­wi­cach. Gdyby kto­kol­wiek z pre­le­gen­tów i de­le­ga­tów na ten “ka­ba­re­ton” na praw­dę był szcze­ry w swo­ich de­kla­ra­cjach, to by przy­lazł tam na wła­snych no­gach, a nie przy­le­ciał od­rzu­tow­cem, nie­jed­no­krot­nie pry­wat­nym z któ­re­go prze­siadł się w luk­su­so­wą li­mu­zy­nę.

A teraz w or­ga­nie pra­so­wym PiS jakim jest por­tal w Po­li­ty­ce wskaż mi choć jeden ar­ty­kuł który by oce­niał całe wy­da­rze­nie na mój spo­sób,

;)

 

 

,  

Wy­zna­ję Wam, bra­cia i sio­stry, że ten tek­ścik tra­fił do mojej ko­lej­ki przez tytuł. Mam strasz­ną ocho­tę na­pi­sać "wszyst­ko" :D

miał pro­blem, ostat­nio

Po­dzie­li­ła­bym to krop­ką.

Jak uczy stare po­rze­ka­dło winne

Jak uczy stare po­rze­ka­dło, winne.

Ta ostat­nia, jakiś

Bez prze­cin­ka.

Dzie­wan­nę bo­gi­nię

Dzie­wan­nę, bo­gi­nię.

sio­stra żony była

Wtrą­ce­nie, więc: sio­stra żony, była.

do Ar­gen­ty­ny by zwie­dzać

Do Ar­gen­ty­ny, by zwie­dzać. “By” mo­żesz w ogóle wy­ciąć.

Nie­ste­ty po każ­dym

Nie­ste­ty, po każ­dym.

ir­ra­cjo­nal­nie za­pra­gnę­ła

Nie pra­gnie się ra­cjo­nal­nie.

Nie­ste­ty ak­tu­al­ne

Nie­ste­ty, ak­tu­al­ne.

zdol­no­ści fi­nan­so­we

Moż­li­wo­ści. Zdol­no­ści, to można mieć ma­te­ma­tycz­ne.

ele­men­tar­ne Wat­so­nie

To ele­men­tar­ne, Wat­so­nie. Nie je­stem prze­ko­na­na do tej kalki.

ogni­sko za­ży­ło się czer­wie­nią

Za­ży­wasz, prze­gry­wasz. A ogni­sko mogło się ża­rzyć, był w nim bo­wiem żar.

że to dobry czas by zadać

Ra­czej: że to dobry mo­ment, by…

po­wiedz na czym

Po­wiedz, na czym.

trze­ba, albo

Bez prze­cin­ka.

, te sku­ba­nie

TO sku­ba­nie. Klęcz na gro­chu :P

Grunt by było to sze­ro­ko upo­wszech­nio­ne

Yy, nie.

jako pa­trio­ta oczy­wi­ście z wi­ze­run­kiem

Skład­nia się po­plą­ta­ła.

za­sta­na­wiać od czego za­cząć

Za­sta­na­wiać, od czego za­cząć.

ab­syn­tu swoj­skiej ro­bo­ty

Wła­snej ro­bo­ty, tak. Nie swoj­skiej. Ko­lo­ka­cje, kur­czę.

dom w któ­rym miesz­kał z Dzie­wan­ną miał

Dom, w któ­rym miesz­kał z Dzie­wan­ną, miał.

co wię­cej nigdy

Co wię­cej, nigdy.

ru­szył do dzia­ła

Sta­nął okra­kiem na ko­mi­nie

Zna­czy się, co zro­bił?

ob­ser­wu­ją­ca od ja­kie­goś czasu dzia­łal­ność męża

Wtrą­ce­nie od­dziel z obu stron.

po­sta­no­wi­ła do­wie­dzieć się

Po­sta­no­wi­ła się do­wie­dzieć.

emi­tu­je. .

Dwie krop­ki?

Ko­cha­nie mo­gła­byś

Ko­cha­nie, mo­gła­byś.

abym nie wy­padł z kadru jak

Żebym nie wy­padł z kadru, jak.

tyleż am­bit­nie, co nie­zbyt szczę­śli­wie

Jak już, to "nie­szczę­śli­wie".

Od­ru­cho­wo zro­bił unik by

Zro­bił unik, by. Po co "od­ru­cho­wo"?

mogło acz nie mu­sia­ło

Mogło, acz nie mu­sia­ło.

pu­ścił jedną ręką trans­pa­rent

Nie brzmi.

niżej za­cze­pia­jąc

Niżej, za­cze­pia­jąc.

ta przy­zwy­cza­jo­na do od­bie­ra­nia desz­czu, uzna­ła

Ta, przy­zwy­cza­jo­na do od­bie­ra­nia desz­czu, uzna­ła.

za afront, po­trak­to­wa­nie

Bez prze­cin­ka.

w środ­ku ra­bat­ki Z trans­pa­ren­tem w jed­nej

Z z za­zdro­ści za­ro­sło zda­nie.

Dzie­wan­na pod­nio­sła głos.

Zbęd­ne. Wy­krzyk­ni­ki prze­ka­zu­ją tę samą in­for­ma­cję.

Ale ko­cha­nie…

Ale, ko­cha­nie…

Milcz jak

Milcz, jak.

pro­ble­mem, było

Bez prze­cin­ka mię­dzy pod­mio­tem, a orze­cze­niem.

jed­nak­że skoro taki biz­ne­splan pro­po­no­wał Po­chwi­stow­ski

Dziw­ne. To "jed­nak­że" zwłasz­cza.

czy, aby

Bez prze­cin­ka, znak za­py­ta­nia na końcu zda­nia (taka kon­wen­cja, co zro­bić).

Nie­ste­ty są­siad zwo­dził,

Nie­ste­ty, są­siad. Kogo zwo­dził? Córkę mły­na­rza na ma­now­ce?

co gor­sza Kło­sow­skim

Co gor­sza, Kło­sow­skim.

ko­ma­ry. (…) ich chma­ry.

Rym.

uznał, że po­szu­ka

Po­sta­no­wił po­szu­kać, jak już.

Nie­ste­ty upu­ścił

Nie­ste­ty, upu­ścił.

ka­me­ra,trans­mi­tu­ją­ca

Spa­cja po prze­cin­ku.

po­ru­szać wę­żo­wy­mi ru­cha­mi by

Po­ru­szać można się tylko ru­cha­mi. Prze­ci­nek przed "by".

krę­pu­ją­ce łań­cu­chy

Un­der­sta­te­ment, yeah.

mniej licz­ne od ko­ma­rów oka­za­ły się

Mniej licz­ne od ko­ma­rów, oka­za­ły się.

struł szer­sze­nie

Tak, ot?

pro­wa­dząc roz­wa­ża­nia zwią­za­ne z przy­czy­na­mi do­tych­cza­so­wych nie­po­wo­dzeń

Jeny, prze­kłuj ten ba­lo­nik, co?

w cza­sach kiedy

W cza­sach, kiedy.

co ozna­cza­ło, że po­trze­ba Ja­ry­le kogoś do po­mo­cy

Dziw­na skład­nia. Lo­gi­ka też, ale to ma być śmiesz­ne, więc niech bę­dzie.

lub co wię­cej za­tkać

Lub za­tkać.

wylot z gniaz­da

Wylot gniaz­da.

Nie­ste­ty jej

Nie­ste­ty, jej.

nie wcho­dzić na oczy

Eee… fuj. Fra­ze­olo­gizm brzmi: nie po­ka­zy­wać się na oczy.

W końcu jak się jest z żoną ład­nych parę ty­się­cy lat, to po­tom­stwo jest czymś naj­bar­dziej na­tu­ral­nym.

I dla­te­go nie po­trze­ba tego tłu­ma­czyć. Nie?

Wybór padł na Ja­ro­wi­ta, chło­pak swego czasy był nawet pa­tro­nem wojny, po­mię­dzy Łabą, a Odrą, więc po­wi­nien dać radę.

???

przed pół­no­cą tego sa­me­go dnia

Pół­noc zwy­kle ma miej­sce nocą.

sie­dzie­li w krza­kach. Wpa­tru­jąc się

Po co to roz­dzie­lać?

z uwagi na wcze­śniej­sze ob­ra­że­nia

Ra­czej z ich po­wo­du.

Ja­ry­ło miał pro­ble­my ze zro­zu­mie­niem, co kryje się pod sło­wem bar­dziej.

Za­uwa­ży­ła­bym bez tej po­moc­nej uwagi. Żart zbyt do­kład­nie wy­tłu­ma­czo­ny prze­sta­je być śmiesz­ny.

toteż

Słowo na­dę­te, wy­du­ma­ne, te­le­wi­zyj­ne. Nikt tak nie mówi.

cie­nie prze­cię­ły ogro­dze­nie, i wczoł­ga­ły się

Źle brzmi. I bez prze­cin­ka.

Parę minut póź­niej we­szli do hali

Ci cie­nie, jak ro­zu­miem?

Nie­ste­ty nie wie­dzie­li

Nie­ste­ty, nie…

straż­nik ob­cho­dzą­cy teren od­na­lazł ich dziu­rę.

W związ­ku z ostat­ni­mi tren­da­mi na por­ta­lu mam tu sko­ja­rze­nia ho­mo­ero­tycz­ne.

Dziu­ra w pło­cie, brak kon­tak­tu wzro­ko­we­go.

Nie kumam?

nieco wy­mknę­ło się spod kon­tro­li

Nie da­ła­bym głowy za tę skład­nię.

Mimo otwar­cia kliku kla­tek, fu­trza­ki nie oka­zy­wa­ły chęci do współ­pra­cy.

Chęci współ­pra­cy. I to nie fu­trza­ki otwo­rzy­ły klat­ki.

do środ­ka jed­nej z nich by wyjąć je­no­ta

Daj cho­ciaż prze­ci­nek przed "by" – ale to w ogóle nie jest ładne zda­nie.

Ten za­miast oka­zać wdzięcz­ność ugryzł

Ten, za­miast oka­zać wdzięcz­ność, ugryzł.

przy­kład w za­kre­sie

Przy­kład ma za­kres?

wy­tłu­ma­czył mu o co cho­dzi

Wy­tłu­ma­czył mu, o co cho­dzi.

eks­po­nu­ją­ce im­po­nu­ją­ce

Ące-ące.

że one się w ten spo­sób uśmie­cha­ją

Wtrą­ce­nie, daj po nim prze­ci­nek.

bo­le­śnie roz­wia­na

Nie wy­glą­da to do­brze.

wy­nu­rzeń ojca tylko

Wy­nu­rzeń ojca, tylko. Ja­kich "wy­nu­rzeń"?

poza pęka

???

Za­bez­pie­czy­ło go to przed psimi zę­ba­mi.

Sama bym na to nie wpa­dła…

O cho­le­ra!

O, cho­le­ra!

Ktoś po dru­giej stro­nie wal­kie tal­kie ki­piał nie­na­wi­ścią.

Prze­sad­ne.

wie od czego

Wie, od czego.

Boję się że

Boję się, że.

brzmiał bez­miar roz­cza­ro­wa­nia

No, nie wiem.

po­czuł, że ochro­niarz sprze­dał mu kop­nia­ka w żebra

Chyba ciut zbyt slan­go­we.

knajp­ką do któ­rej za­wi­ta­li stało

Knajp­ką, do któ­rej za­wi­ta­li, stało. "Za­wi­ta­li"?

Ona, na­zy­wa­ła się

Bez. Prze­cin­ka. Mię­dzy. Pod­mio­tem. A. Orze­cze­niem. Bo przyj­dzie Bar­row­man.

Umysł zmą­co­ny (…) uśmie­rza­ją­cym ból z wolna ko­ja­rzył

Wtrą­ce­nie: Umysł, zmą­co­ny (…) uśmie­rza­ją­cym ból, z wolna ko­ja­rzył.

wło­siem albo skórą

Wło­siem, albo skórą.

Dzia­łał au­to­ma­tycz­nie

Hmm.

Nie cha­mie tylko eko­lo­gu

Nie cha­mie, tylko eko­lo­gu.

Ja­ry­ło po­sta­no­wił wy­ja­śnić swój sta­tus.

Mó­wi­łam, co robi z dow­ci­pa­mi prze­sad­ne tłu­ma­cze­nie?

Kło­sow­ski był w po­le­micz­nym na­stro­ju.

… Ty wiesz, co to zna­czy?

wie­dział cha­mie

Wie­dział, cha­mie.

Ostat­nim co za­pa­mię­tał przed za­pad­nię­ciem się w czerń była

Ostat­nim, co za­pa­mię­tał przed za­pad­nię­ciem się w czerń, była. Dwa "się" w jed­nym zda­niu, nie bar­dzo.

łóżko na któ­rym

Łóżko, na któ­rym.

Ja­ro­wit za­czął się tłu­ma­czyć.

Tnij te di­da­sca­lia, na­praw­dę.

Skąd to wszyst­ko się wzię­ło?

Skąd się to wszyst­ko wzię­ło?

Zła­ma­nia, ma

Zdaje się po

Zdaje się, po.

Coś ty kazał zro­bić temu głą­bo­wi.

To nie jest py­ta­nie?

Wiesz ile

Wiesz, ile.

Kanał two­je­go męża, ma

czasu za zor­ga­ni­zu­ję

"Za"?

mieć wy­wia­dy z nim na wy­łącz­ność

Skład­nia się sypła.

 

No, dobra. Cał­kiem tra­gicz­nie nie jest. Dow­cip za­rżnię­ty, ale nie śmier­tel­nie. Wy­star­czy go skró­cić i nie tłu­ma­czyć, a po­zwo­lić, żeby mówił za sie­bie, i bę­dzie grało. Co do sub­tel­no­ści – no, szału nie ma, ale w po­rów­na­niu ze śred­nią kra­jo­wą, czyli prze­cięt­nym ka­ba­re­tem, da się żyć.

Tar­ni­no z tym dzia­łem ru­szyć na komin, to mógł­by być dobry po­mysł, aż szko­da, że go nie roz­wi­ną­łem. 

 

Co do klę­cze­nia na gro­chu, to może być zie­lo­ny gro­szek? I czy zo­sta­wić go w pusz­cze, czy wy­sy­pać przed uklęk­nię­ciem?

 

Co do sko­ja­rzeń ho­mo­ero­tycz­nych  to jed­nak wo­lał­bym

 

 

 To le­piej wy­glą­da ;)

 

z tym dzia­łem ru­szyć na komin, to mógł­by być dobry po­mysł, aż szko­da, że go nie roz­wi­ną­łem. 

Bę­dzie na na­stęp­ny raz :D

, to może być zie­lo­ny gro­szek?

Nie. Au­ten­tycz­ny groch gro­chów­ko­wy, bo­jo­wy, wzór 137P. Masz go gwizd­nąć z naj­bliż­szej jed­nost­ki woj­ska :P

 To le­piej wy­glą­da ;)

Kwe­stia gustu.

Groch bo­jo­wy mó­wisz…  Biorę ple­cak i ru­szam go zdo­być.

 

To chyba nie tylko kwe­stia gustu. Za­uwa­ży­łem pewną pra­wi­dło­wość, ma­ga­zy­ny dla fa­ce­tów są pełne zdjęć ko­biet i co cie­ka­we ma­ga­zy­ny dla ko­biet, też są pełne zdjęć ko­biet 

 

Ulu­bio­na­_e­mot­ka­_Ba­ila. ;)

aha …………………….

Przy­by­łem, prze­czy­ta­łem, pra­wie się uśmia­łem.

 

No, mocno pra­iwe. Bo wła­ści­wie to się nie śmia­łem, ale za kilka tek­stów po­chwa­lę:

tego lisa tylko bar­dziej,

to mil­cze­nie w trak­cie mó­wie­nia,

Coś tam jesz­cze było, ale mi umknę­ło.

No wykon tro­chę szfan­ku­je i ta fa­bu­ła taka scen­ko­wo po­wta­rzal­na. No i po­czą­tek taki in­fo­dum­pia­sty.

 

Po­mysł okej, wykon śred­ni za­bi­ja­ją­cy żart, kilka tek­stów śmiesz­nych, ale nie wy­brzmia­ły tak mocno, jak mogły.

 

Po­zdra­wiam!

Przy­kro mi to pisać, ale opo­wia­da­nie nie zdo­ła­ło mnie ni­czym za­in­te­re­so­wać, ni­czym też nie roz­śmie­szy­ło. Zu­peł­nie nie poj­mu­ję, co za­baw­ne­go jest w uczy­nie­niu z daw­ne­go bó­stwa mało roz­gar­nię­te­go chło­pa, a potem po­ka­zy­wa­nie go w sy­tu­acjach ob­na­ża­ją­cych nie­do­stat­ki in­te­lek­tu­al­ne.

 

i wrzu­casz ją do in­ter­ne­tu na youtu­ba. –> …i wrzu­casz ją do in­ter­ne­tu na YouTu­be/ YouTu­be’a.

 

Grunt, b to tra­fi­ło pod strze­chy… –> Li­te­rów­ka.

 

Na­stęp­ne dnia Ja­ry­ło za­ła­twił… –> Li­te­rów­ka.

 

za­ło­żył konto na youtu­bie… –> …za­ło­żył konto na YouTu­bie

 

bo on je­dy­nie wen­ty­lu­je, a nie emi­tu­je. . –> Czemu służy druga krop­ka?

 

nie­mniej w bez na­my­słu lewą się­gnął po pi­sto­let. –> Li­te­rów­ka.

 

Ja­ro­wit nie słu­chał słow ojca… –> Li­te­rów­ka.

 

Ona na­zy­wa­ła się Mał­go­sia… –> Ona miała na imię Mał­go­sia

 

Osz ty cha­mie jeden! –> ty, cha­mie jeden!

 

Ja­ry­ło wy­ro­sto­wał się  dum­nie. –> Li­te­rów­ka.

Pani wy­bacz lecz tak jak to opi­sa­łem we wstę­pie było opo­wia­da­nie o szcze­rej mi­ło­ści, od któ­rej każdy facet do­sta­je mał­pie­go ro­zu­mu, stare bó­stwo, heros, gim­na­zja­li­sta, in­te­lek­tu­ali­sta, chłop z mazur, ce­le­bry­ta (ci ostat­ni za­zwy­czaj ko­cha­ją sie­bie mi­ło­ścią tyleż szcze­rą co nar­cy­stycz­ną).

 

O tym jak nor­mal­nie dzia­ła Ja­ry­ło być może wkrót­ce zro­bię opo­wia­da­nie ino nie pod płasz­czem czar­nym w stylu “V jak ven­det­ta” lecz z przy­łbi­cą pod­nie­sio­ną ni­czym Maćko z Bog­dań­ca

No cóż, Ano­ni­mie, ro­zu­miem Twoje sta­no­wi­sko, ale go nie po­dzie­lam, zwłasz­cza że uczu­cie Ja­ry­ły do Dzie­wan­ny nie po­ja­wi­ło się dzi­siaj – prze­cież oni są ze sobą już od nie­po­li­czo­nych wie­ków. ;)

Prze­czy­taw­szy.

Fin­kla

Re­gu­la­to­rzy czyż nie jest tak, że nie­kie­dy w związ­ku ze sta­żem na­stę­pu­je reset? Tu zaś o niego tyle łatwo, że Ja­ry­ło re­se­tu­je się z każdą wio­sną ;) 

OK, każ­dej wio­sny Ja­ry­ło za­czy­na od nowa, ale czy nie za­sta­na­wia się, skąd ten do­ro­sły syn?

No, nie mogę po­wie­dzieć, że mi się źle czy­ta­ło. Co praw­da tech­nicz­nie tak sobie, ale na ten temat nie ma co wię­cej mówić, bo już z wy­ko­na­nia do­sta­łeś Tar­ni­nę z mi­nu­sem. 

Kre­sków­ko­wy humor ma swój urok, zwłasz­cza że nie prze­gią­łeś i nie po­sze­dłeś w pro­stac­two. Jest sporo za­baw­nych stwier­dzeń (ot, choć­by to utkwi­ło mi w pa­mię­ci):

Ostat­nio po­kłó­cił się ze swoją żoną, Dzie­wan­ną. Jak uczy stare po­rze­ka­dło, winne temu były dwie stro­ny, czyli jego żona Dzie­wan­na i jej bliź­niacz­ka Ma­rzan­na

Jest też tro­chę nieco mniej za­baw­nych. 

Ale ogól­nie, jak na tekst, który jest w za­sa­dzie je­dy­nie ka­wal­ka­dą pro­stych gagów, le­d­wie jeno spię­tych fa­bu­łą, rzecz wy­pa­da nie­źle. Szcze­gól­nie, że je­stem typem czło­wie­ka, któ­re­go bawi "Allo, allo".

Choć rów­nież nie prze­ma­wia do mnie głu­po­ta Ja­ry­ły, ani tym bar­dziej jego co­rocz­ny reset – wszak do­brze pa­mię­ta wy­da­rze­nia sprzed setek lat. Wła­ści­wie to nawet cała ta mi­to­lo­gicz­no-slo­wiań­ska otocz­ka nie jest spe­cjal­nie po­trzeb­na, bo tak na­praw­dę Ja­ry­ło ni­czym się nie różni od kre­sków­ko­wo (sit­co­mo­wo) prze­ry­so­wa­ne­go Ko­wal­skie­go (Kło­sow­skie­go), który cha­rak­te­ry­zu­je się (wątek fan­ta­stycz­ny) wy­jąt­ko­wą od­por­no­ścią na uką­sze­nia, użą­dle­nia i ude­rze­nia. 

Po­zdra­wiam! 

Re­gu­la­to­rzy

“OK, każ­dej wio­sny Ja­ry­ło za­czy­na od nowa, ale czy nie za­sta­na­wia się, skąd ten do­ro­sły syn?”

 

No z po­przed­nie­go re­se­tu…..

Tzn mia­łem na myśli reset mi­ło­ści do Dzie­wan­ny

 

thar­go­ne. 

Też lu­bi­łem Allo Allo :D Reset Ja­ry­ły do­ty­czy li tylko uczu­cia do żony. No teges przy­ro­da od­ra­dza się, po zimie, ptasz­ki śpie­wa­ją, gniazd­ka, kwiat­ki psz­czół­ki i te spra­wy….

 

Tar­ni­no Ja się sta­ram, ale o co kaman z tym je­ży­kiem nie łapię.  

 

ale o co kaman z tym je­ży­kiem

A to nie wście­kły jenot? 

To jest jeżyk! Pro­fa­nie :P Pod­pi­sa­ny nawet.

Nie, ja też nie łapię. Ri­no­wi­ru­sy rzu­ci­ły mi się na mózg i za­czę­ły nim ste­ro­wać :)

Di­no­wi­ru­sy? to za­raź­li­we? Może de­zyn­fek­cja przy po­mo­cy do­bre­go al­ko­ho­lu po­mo­że?

 

Ha, ha, ha. Jakże gło­śno się za­śmie­wam.

 

ETA: A jeżyk sym­bo­li­zu­je wio­snę i róż rwa­nie. Za­wsze o tym wie­dzia­łam, lecz za­po­mnia­łam.

Po­mysł nie naj­gor­szy, kilka frag­men­tów miało nawet pe­wien po­ten­cjał, żeby roz­ba­wić. Tylko ta, tro­chę szar­pa­na, forma opo­wia­da­nia. Niby jest w tym pewna cią­głość. Na upar­te­go można na­pi­sać, że jest to opo­wia­da­nie od A do Z. Takie, które jed­nak do cze­goś zmie­rza. Tyle że… no wła­śnie. Na upar­te­go! Hi­sto­ria przy­po­mi­na­ła mi tro­chę coś po­mię­dzy mo­no­lo­giem, a ske­czem ka­ba­re­to­wym. Idzie sobie od żartu do żartu, jakaś tam spój­ność mię­dzy tym wszyst­kim jest, ale mocno na­cią­ga­na, bo prze­cież liczy się głów­nie humor i to on ma być na pierw­szym pla­nie. W ka­ba­re­cie się to spraw­dza dość do­brze. Tutaj go­rzej. Nie mo­żesz sobie pomóc iro­nią, pauzą czy ak­cen­tem, żeby pod­kre­ślić żar­to­bli­wość da­nych zda­rzeń/tek­stów, z kolei czy­tel­ni­cy, w prze­ci­wień­stwie do wi­dzów ka­ba­re­to­wych, będąc jed­nak ocze­ki­wać w miarę spój­nej (nawet jeśli pre­tek­sto­wej) fa­bu­ły.

Nie jest to zły tekst, ale od­nio­słem wra­że­nie, że można było wy­cią­gnąć z niego wię­cej.

 

Wy­zna­ję Wam, bra­cia i sio­stry, że ten tek­ścik tra­fił do mojej ko­lej­ki przez tytuł. Mam strasz­ną ocho­tę na­pi­sać "wszyst­ko" :D

Widzę, że w tle kon­kur­su na naj­za­baw­niej­szy tekst, toczy się jakaś nie­pi­sa­na ry­wa­li­za­cja na naj­śmiesz­niej­szy ko­men­tarz. xD

Ee, my­śla­łam, że na­pi­szesz coś o cyc­kach XD

Ja wiem, że będę ża­ło­wał tego py­ta­nia, ale: dla­cze­go? xD

 

Ano­ni­mie, daruj of­ftop. :-)

Bo są na pierw­szym pla­nie gifu XD

Więc tym bar­dziej wy­pa­da się po­chwa­lić, że do­strze­głem coś jesz­cze. xD

A ja się uśmia­łem. Miało być śmiesz­nie i jest. Każ­de­go bawi, co in­ne­go. Śmia­łem się i to miej­sca­mi na głos. Dobra ro­bo­ta.

Za miłe opi­nie dzię­ku­je :D

 

A do gifa to może do­rzu­cę na­stęp­ną scenę tam­tej po­go­ni 

 

Podobny obraz

Myślę że ten koleś nie dałby rady za­trzy­mać jasz­czu­ra samym spoj­rze­niem 

 

Daj mu czaj­ni­czek i ka­wa­łek sznur­ka…

Za­po­wia­da­ło się do­brze, uśmie­cha­łam się nawet, ale póź­niej się jakoś roz­je­cha­ło i już nie było za­baw­nie :(

Tar­ni­no moim zda­niem jeśli nie spoj­rze­nie to pro­fe­sjo­nal­ny styl walki i ataku 

 

Znalezione obrazy dla zapytania gif minako

Sa­ro­Win­ter wszak w wstę­pie ostrze­ga­łem, iż to opo­wia­da­nie o tra­gicz­nej mi­ło­ści, po­świe­ce­niu i bólu ;)

Po co kom­pli­ko­wać?

Aku­rat w tym uni­wer­sum kto inny le­piej wal­czył 

 

 

Podobny obraz

Ano­ni­mie, po­mysł jest, lecz mu­siał­byś to prze­ro­bić na hi­sto­rię i zre­zy­gno­wać z opi­sów sta­nów we­wnętrz­nych nar­ra­to­ra=Ja­ry­ło, chyba i cza­sem ko­men­ta­rzy od­au­tor­skich. Pokaż, nie wy­ja­śniaj.

Nie uży­wał­bym też do­dat­ko­wych ”uza­baw­nień” typu Ze­fi­ryn Po­chwi­stow­ski i udziw­nień „ja w sumie je­stem eko­log” – nie można od­mie­nić – eko­lo­giem?

 

Mo­men­ta­mi na­iw­ne wy­obra­że­nie, ale po­wtó­rzę, po­mysł jest i w do­dat­ku mo­men­ta­mi mo­car­ny.

pzd srd:) a

Asy­lum po­stać Ze­fi­ry­na Po­chwi­stow­skie­go już kie­dyś wy­ko­rzy­sta­łem i tu pa­so­wa­ła ide­al­nie. ;) 

O kur­cze, nie wie­dzia­łam, ja tu nu­wo­ry­szem je­stem. Czy zbi­łam jakąś por­ce­la­nę? Cho­lip­ciuś, jeśli kon­ty­nu­acja, lub jakaś jej część to zmie­nia spra­wę. A mo­żesz pod­rzu­cić, no, kiedy już bę­dzie po ada­no­ni­mi­zo­wa­niu,  z dużą chę­cią zer­k­nę, gdyż cho­ler­nie mnie to za­sta­na­wia­ło?

Ze­fi­ry­na nie da się zbić, on jest wia­trem :D 

Ok, :), faj­nie, że jest nie­znisz­czal­ny:D

Fajne :)

Z po­cząt­ku mnie nawet za­in­try­go­wa­ło, ale potem się roz­la­zło – to chyba po­mysł na znacz­nie krót­szą hu­mo­re­skę, który nie­po­trzeb­nie zo­stał roz­pi­sa­ny na zbyt wiele scen. No i tro­chę za bar­dzo po­sze­dłeś w ste­reo­ty­py – albo za mało. Bo albo trze­ba było nieco ory­gi­nal­niej po­trak­to­wać po­sta­cie, albo zro­bić je kom­plet­nie sztam­po­we, ste­reo­ty­po­we.

Ten tekst naj­wy­raź­niej czy­tel­ni­ków albo bawi zde­cy­do­wa­nie, albo (pra­wie) wcale. Ja się miesz­czę bli­żej tej dru­giej ka­te­go­rii, choć, przy­znam, raz czy drugi się uśmiech­nę­łam. Dow­ci­py z na­wie­dzo­nych eko­lo­gów jed­nak w nad­mia­rze mnie nie bawią (te z ferm fu­ter­ko­wych też nie­spe­cjal­nie), a przy tym zga­dzam się z Thar­go­nem, że mi­to­lo­gicz­ność bo­ha­te­ra jest tro­chę zbęd­na i służy chyba głów­nie temu, żeby nam Ja­ry­ło nie umarł od tych wszyst­kich przy­krych przy­gód. 

Co do eko­lo­gów życie do­pi­sa­ło cham­ską pu­en­tę. War­sza­wa wła­śnie za­le­wa gów­nem z ka­na­li­za­cji pół Pol­ski. Pre­zy­dent War­sza­wy z wia­do­mej par­tii nie widzi pro­ble­mu w ka­ta­stro­fie eko­lo­gicz­nej która się kroi. Co na to Zie­lo­ni i inne eko­lo­gi? Nic, pa­trzą w drugą stro­nę, po­nie­waż są w ko­ali­cji wy­bor­czej z par­tią pre­zy­den­ta War­sza­wy. Jeśli więc ktoś mówi, że ro­bie­nie sobie jaj z tak po­twor­nych hi­po­kry­tów jest nie­śmiesz­ne, to sorry ale …..

 

Jeśli więc ktoś mówi, że ro­bie­nie sobie jaj z tak po­twor­nych hi­po­kry­tów jest nie­śmiesz­ne, to sorry ale …..

Mmm. Tylko, że o śmiesz­no­ści de­cy­du­je po pierw­sze warsz­tat śmie­szy­cie­la, a te­ma­ty­ka do­pie­ro po dru­gie, a może i trze­cie. I to też ra­czej w sen­sie “ten temat jest nie­śmiesz­ny”.

Ale czym­że jest śmiesz­ność? Berg­son na­pi­sał o tym esej, ale go nie prze­czy­ta­łam, więc zdany bę­dziesz, Ano­ni­mie, na to, co wyj­dzie z mojej cią­gle obo­la­łej od upału głowy.

Wedle sta­rej (Ary­sto­te­le­so­wej, chyba) de­fi­ni­cji, ko­me­dią na­zy­wa­my sztu­kę, która koń­czy się do­brze (w prze­ci­wień­stwie do tra­ge­dii, w któ­rej ucho­dzi z ży­ciem je­dy­nie su­fler) – z dru­giej stro­ny, ko­me­dia grec­ka była pełna żar­tów, wy­głu­pów i ab­sur­dów, jak rów­nież ro­bie­nia sobie jaj (o szcze­gó­ły pytać Ni­ne­din, ja się nie znam), a ko­me­dia rzym­ska – sa­ty­ry spo­łecz­nej.

Co jest śmiesz­ne?

Zde­rze­nie sy­tu­acji, które nor­mal­nie się nie zde­rza­ją? Prze­ry­so­wa­nie? Skoń­czo­ny ab­surd? To, co nas że­nu­je? Czy może sami z sie­bie się śmie­je­my, zda­jąc sobie spra­wę, że tak – o mnie mówi bajka, he, he?

Tak czy owak – nie mo­żesz, Ano­ni­mie, ocze­ki­wać, że wszyst­ko, co śmie­szy Cie­bie, śmie­szy także do­wol­nie wy­bra­ne­go człon­ka wi­dow­ni.

I już.

Mnie ra­czej mar­twi to, że gdy w tle po­ja­wia­ją się eko­lo­gi to nagle za­czy­na pa­no­wać za­sa­da, chwa­lić lub mil­czeć. Kie­dyś, na po­trze­by in­ne­go opo­wia­da­nia po­szu­ka­łem sobie jak wy­glą­da struk­tu­ra np Gre­en­pe­ace. Nie róż­ni­li się ni­czym od ty­po­we­go korpo. Tyle, że po korpo można sobie je­chać, żar­to­wać itd, a eko­lo­dzy stają się świec­kim sa­krum.  Ja nie chcę się na to zgo­dzić Tar­ni­no, bo jesz­cze w życiu nie spo­tka­łem uczci­we­go fun­da­cyj­ne­go eko­lo­ga. Oni mają sys­tem nie­ja­ko ka­sto­wy, na dole są fra­je­rzy (czy­taj wo­lon­ta­riu­sze), któ­rzy w prze­ko­na­niu iż ra­tu­ją świat wy­ko­nu­ją po­le­ce­nia cy­nicz­nej góry.

Dla mnie świę­ci nie są, ale. Co ja tam zna­czę wobec ludz­ko­ści.

Jak to po­wie­dział pe­wien ame­ry­kań­ski pa­stor naj­ła­twiej prze­ko­nać prze­ko­na­nych :D

 

Pre­achin’ to the choir, baby.

Te­ma­ty­ka odro­bin­kę za­la­tu­je Ry­ba­kiem, ale skoro Rybak wy­le­ciał, a tekst dalej tu wisi, to zna­czy, że na­pi­sał go inny zwo­len­nik pu­bli­cy­sty­ki prze­my­ca­nej w pro­zie li­te­rac­kiej…

Oczy­wi­ście opo­wia­da­nie nie roz­śmie­szy­ło mnie nie­ste­ty, bo to i humor taki tro­chę slap­stic­ko­wy (akcja na dachu, szer­sze­nie itd.), a nie­któ­re żarty jakby żyw­cem wy­ję­te z po­ran­ne­go ka­ba­re­tu na Pol­sa­cie. Niby prze­śmiew­cze, ale jakby przez za­ci­śnię­te zęby.

Oczy­wi­ście, na­bi­jać się z eko­lo­gów można tak samo, jak z każ­dej innej grupy spo­łecz­nej, ale tutaj ca­łość trąci nieco zbyt na­chal­ną "pu­bli­cy­sty­ką" (albo jest do­kład­nie na od­wrót i to taki żart prze­wrot­ny). Śmiesz­ni by­wa­ją ekoy­outu­be­rzy, śmiesz­ne są czę­sto bez­myśl­ne akcje typu uwal­nia­nie zwie­rząt z kla­tek (i co dalej?), ale widać, że autor ra­czej na­bi­ja się z całej eko­lo­gii świa­to­po­glą­do­wo, a to jest jed­nak my­śle­nie bar­dzo ogra­ni­czo­ne i z po­przed­niej epoki.

Wra­że­nia ogól­ne? Ogól­nie jest mocno tak sobie. Te­ma­ty­ka mnie nie roz­ba­wi­ła, nie po­ja­wi­ła się tutaj żadna za­ska­ku­ją­ca pu­en­ta, czy wy­bit­ne sko­ja­rze­nie ję­zy­ko­we lub sy­tu­acyj­ne, które wy­wo­ła­ło­by uśmiech pod­czas lek­tu­ry. A przy tym ca­łość jest moim zda­niem za długa i prze­ga­da­na. Zwłasz­cza zwa­żyw­szy na tak ni­sko­pro­cen­to­wy humor. Ję­zy­ko­wo po­rząd­ne, warsz­ta­to­wo po­praw­nie, ręka wpraw­na. Za­bra­kło do­brych dow­ci­pów i ja­kieś iskry (a może ikry?).

Dosyć licz­ne ba­bol­ki i nie­chluj­stwo wy­ko­na­nia wska­za­li po­przed­ni­cy. Mnie za­bra­kło jesz­cze na przy­kład zna­ków za­py­ta­nia w dwóch miej­scach.

 

Wła­śnie, czy, aby, są­siad nie po­ży­czał od niego piły spa­li­no­wej i nie miał wy­ci­nać sta­rej wierz­by na łące (?)

– Mo­że­cie mi to wy­tłu­ma­czyć (?) – Dzie­wan­na wska­za­ła szpi­tal­ne łóżko (…)

mr.maras nie na­zwał­by tego pu­bli­cy­sty­ką, to ra­czej prze­le­wa­nie na pa­pier moich emo­cji, i do­świad­czeń ży­cio­wych. 

Po­mysł nawet nie­naj­gor­szy i gdyby tro­chę skró­cić i do­pra­co­wać po­sta­cie… mo­gło­by być cał­kiem nie­źle :)

Sło­wiań­scy bo­go­wie na we­so­ło – OK, ku­pu­ję po­mysł. Cho­ciaż mo­men­ta­mi dow­cip wy­da­wał mi się prze­cią­gnię­ty.

Ele­ment fan­ta­stycz­ny wy­raź­ny. Wpraw­dzie byłby wy­raź­niej­szy, gdyby bo­go­wie ko­rzy­sta­li ze swo­ich mocy, a nie tylko oka­zy­wa­li za­gu­bie­nie we współ­cze­sno­ści, ale niech bę­dzie.

Fa­bu­ła nie­zła, ale cza­sa­mi wy­da­wa­ło mi się, że skró­ce­nie o jedną próbę do­brze by jej zro­bi­ło.

Ory­gi­nal­ność. Niby mi­to­lo­gie są dość ogra­ne, ale wy­ko­rzy­stu­jesz sło­wiań­skich bogów i to nie tych naj­słyn­niej­szych, więc nie będę krę­cić nosem. Zwłasz­cza w po­łą­cze­niu z trze­pa­niem kasy i eko­lo­gią.

Bo­ha­te­ro­wie nie są jacyś nad­mier­nie szcze­gó­ło­wi i bo­ga­ci, ale ujdą w tłoku.

Wy­ko­na­nie mogło być lep­sze. Miej­sca­mi in­ter­punk­cja nie­do­ma­ga, tra­fia­ją się po­wtó­rze­nia, coś tam jesz­cze mi zgrzy­ta­ło…

Biję się w pier­si za błędy :)

Nie prze­sa­dzaj, szko­da pier­si…

Nowa Fantastyka