- Opowiadanie: NoWhereMan - A światłość w ciemności sczerwienieje

A światłość w ciemności sczerwienieje

Czas na mój wkład w kon­kurs “Lo­co­mo­tyw­nik”.

Dzię­ku­ję szcze­gól­nie be­tu­ją­cym za uwagi oraz ma­te­riał do prze­my­śleń. W ko­lej­no­ści lo­so­wej są to: Wik­tor Or­łow­ski, Kam_mod, Świa­to­wi­der oraz Bel­la­trix. Wiel­kie dzię­ki za wszel­kie uwagi oraz kop­nia­ki skła­nia­ją­ce do prze­my­śleń.

Życzę miłej lek­tu­ry :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

A światłość w ciemności sczerwienieje

 Dla­cze­go chce­cie uciec? za­py­tał Duch.

– Mu­si­my oca­lić sie­bie i nasze ro­dzi­ny – od­po­wie­dział Przy­wód­ca Po­dróż­ni­ków.

– Dla­cze­go chce­cie uciec? – usły­szał po­now­nie.

– Bo nie mamy in­ne­go wyj­ścia.

– Dla­cze­go chce­cie uciec?

– Dość! – krzyk­nął. – Czy już nie od­po­wie­dzia­łem na to py­ta­nie?!

– A jed­nak wy­czu­wam nie­pew­ność w twoim gło­sie. A teraz mów szcze­rze. Dla­cze­go chce­cie uciec?

 

Frag­ment „Baśni o Duchu Łapim i po­dróż­nych”, wy­da­nie je­de­na­ste, Au­dio­te­ka Za­ko­nu Re­wa­ni­tów.

 

***

 

– Z ra­mie­nia Za­ko­nu Mon­da­tów nie po­pie­ram żad­nej z przed­sta­wio­nych pro­po­zy­cji. Za­miast tego chcę za­pro­po­no­wać nowe ko­or­dy­na­ty skoku fa­zo­we­go. Chcę po­wro­tu Floty do Ga­lak­ty­ki.

Przez cią­gną­cy się w nie­skoń­czo­ność mo­ment nikt nie od­po­wie­dział na te słowa.

A potem ru­szy­ła la­wi­na.

– Z ra­mie­nia Za­ko­nu Ju­uzów po­pie­ram słowa Matki Mon­da­tów!

– To wbrew tra­dy­cji! Zakon Ska­rzów sprze­ci­wia się sta­now­czo temu wnio­sko­wi!

­– Zakon Gam­m­kan po­pie­ra pro­po­zy­cję po­wro­tu!

Ro­bo­ty-straż­ni­cy bez­sku­tecz­nie pró­bo­wa­li uci­szyć krzy­ki. Trza­ski pól prze­ciw­ki­ne­tycz­nych da­wa­ły znać, że uczest­ni­cy kłót­ni rzu­ca­ją w sie­bie nie tylko in­wek­ty­wa­mi.

Joz nie dał się po­rwać wzbu­rze­niu. Przy­glą­dał się za to człon­kom Rady po­pie­ra­ją­cym wnio­sek. Im­plant-mózg do­ko­nał szyb­kiej kal­ku­la­cji.

Bez jesz­cze kilku gło­sów nic nie zdzia­ła.

Pisk. Tak gło­śny, że unie­moż­li­wia­ją­cy my­śle­nie. Try­bun stra­cił cier­pli­wość.

Wrza­ski uci­chły, ale pod­sy­ca­ne nie­na­wist­ny­mi spoj­rze­nia­mi na­pię­cie nie opa­dło.

– Giono Or­do­Fett, Matko Mon­da­tów – prze­mó­wił try­bun. – Przed­staw swe racje Ra­dzie Za­ko­nów Floty.

Fotel we­zwa­nej wzle­cia­ło wy­so­ko nad głowy zgro­ma­dzo­nych. Im­plant-oko przy­bli­żył widok i Joz do­strzegł, że jej za­dzior­ne spoj­rze­nie lu­stru­je ko­lej­nych rad­nych. Lecz gdy do­tar­ło do niego…

Li­tość.

Czuł opusz­cza­ją­cy go spo­kój w miarę za­ci­ska­nia prze­zeń pię­ści.

– Człon­ko­wie Rady Za­ko­nów, try­bu­nie! – Giona wska­za­ła pal­cem prze­źro­czy­stą pod­ło­gę. – Co wi­dzi­cie tam w od­da­li?

Ma­gnas­fe­ra. Wiel­ka, smo­li­ście czar­na kula, oświe­tlo­na przez wy­strze­li­wu­ją­ce z niej gej­ze­ry wy­so­ko­ener­ge­tycz­nych czą­stek. Wo­ko­ło nie­bie­skich, żół­tych czy po­ma­rań­czo­wych stru­mie­ni krą­ży­ły nie­prze­li­czo­ne punk­ci­ki – stat­ko­świa­ty naj­prze­róż­niej­szych kształ­tów.

Giona od­cze­ka­ła chwi­lę, po czym jej palec skie­ro­wał się ku górze.

– A co tam wi­dzi­cie?

Nie­skoń­czo­na ciem­ność. Choć­by skie­ro­wać naj­czul­sze ra­dio­te­le­sko­py, nic się tam nie znaj­dzie. Nie­prze­nik­nio­ny mrok ota­czał Ma­gnas­fe­rę ze wszyst­kich stron, czy­niąc z niej jedno z dwóch źró­deł świa­tła w całym Wszech­świe­cie.

– A czy wie­cie, co jest celem lotu Floty?

– Gdzie mają nas za­pro­wa­dzić twoje py­ta­nia, Matko Mon­da­tów? – obu­rzył się ktoś z dołu.

Giona roz­ło­ży­ła ręce.

– Po­zwól­cie, że od­wo­łam się do naj­star­szej zna­nej baśni. Od czego się za­czy­na? Duch Łapi za­da­je po­dróż­ni­kom py­ta­nie za py­ta­niem, by spraw­dzić ich de­ter­mi­na­cję. By nie cof­nę­li się, gdy za­pro­po­nu­je ra­dy­kal­ne roz­wią­za­nie. – Opar­ła się na pul­pi­cie i prze­chy­li­ła do przo­du. – Ja chcę uświa­do­mić Ra­dzie to, o czym szep­cze wielu bez­za­kon­nych. Zbyt za­stra­szo­nych…

– Przez Mon­da­tów!

– Tak, Ojcze Ska­rzów, także przez człon­ków mego za­ko­nu. Za­stra­sza­my ich, by su­mien­nie wy­peł­nia­li swe obo­wiąz­ki. A przede wszyst­kim, by nigdy nie kwe­stio­no­wa­li dal­sze­go lotu Floty w mrok Wszech­świa­ta!

Roz­le­gły się grom­kie ude­rze­nia pię­ści o pa­ne­le ze stro­ny po­pie­ra­ją­cych ją rad­nych. Wska­za­ła pal­cem Joza.

– Pierw­szy Re­wa­ni­ta le­d­wie kilka sesji temu po­wie­dział, że po na­stęp­nym skoku fa­zo­wym Floty nie bę­dzie dość ener­gii w Ma­gnas­fe­rze, by mogła wró­cić do Ga­lak­ty­ki. Tym­cza­sem od czasu Czar­nej Wach­ty nie wiemy nawet, czemu nasi przod­ko­wie zde­cy­do­wa­li się na jej opusz­cze­nie. Skąd mamy wie­dzieć, czy do­brze zro­bi­my, kon­ty­nu­ując lot?

Ko­lej­ne ude­rze­nia.

– Pytam więc każ­de­go z was z osob­na: czy chce­cie w tej nie­wie­dzy wy­ko­nać ko­lej­ny krok i ska­zać przy­szłe po­ko­le­nia na śmierć, gdy Ma­gnas­fe­ra odda ostat­nią ener­gię? Ja mówię temu nie! I dla­te­go teraz przed­kła­dam wnio­sek o po­wrót do Ga­lak­ty­ki i wam, i try­bu­no­wi!

Po­now­nie roz­legł się wrzask zwo­len­ni­ków i prze­ciw­ni­ków. Po­now­nie in­ter­we­nio­wa­ły ro­bo­ty straż­ni­cze.

Giona try­um­fal­nie zle­cia­ła na swoje miej­sce. Wi­docz­na pew­ność sie­bie znik­nę­ła tylko na mo­ment, gdy wy­mie­ni­ła spoj­rze­nia z Jozem.

Re­wa­ni­ta czuł, że zaraz za­cznie dy­go­tać z gnie­wu. Na Gionę, za te or­dy­nar­ne kłam­stwa o kie­ru­ją­cych nią in­ten­cjach. I na sie­bie – że z do­kład­nie z tego sa­me­go po­wo­du może nawet ją po­przeć. On, czło­nek Rady, który po­wi­nien sta­wiać dobro in­nych nad swoje wła­sne.

Pisk. Tym razem krót­szy. Try­bun zło­żył ręce i chwi­lę my­ślał.

– Pierw­szy Re­wa­ni­to, ile jesz­cze czasu zo­sta­ło do za­koń­cze­nia przy­go­to­wań do ko­lej­ne­go skoku?

Nie wy­pa­da­ło, by przy­wód­cę naj­więk­sze­go za­ko­nu na­ukow­ców po­nio­sły emo­cje. Stąd jed­nym po­le­ce­niem do im­plan­tu-mó­zgu Joz prze­fil­tro­wał bez­wa­run­ko­we od­ru­chy ciała. Na­stęp­nie prze­słał wy­li­cze­nia do ser­we­rów zsyn­chro­ni­zo­wa­nych z umy­sła­mi ze­bra­nych i bez emo­cji oznaj­mił:

– Jesz­cze jedna czwar­ta stat­ko­świa­tów musi ze­ner­ge­ty­zo­wać rdze­nie. Na­pę­dy fa­zo­we Ma­gnas­fe­ry są na­ła­do­wa­ne w jed­nej trze­ciej. Zo­sta­ło więc nie­ca­łe dwie­ście wacht.

Przy­wód­ca Rady po­ki­wał głową.

– Matko Mon­da­tów, po­dzie­lam twe zda­nie, że nie po­win­ni­śmy bez­myśl­nie le­cieć przed sie­bie…

Gdyby nie dzia­ła­ją­cy pro­gram im­plan­tu-mó­zgu, Joz jęk­nął­by jak są­siad obok. Więc Giona prze­ko­na­ła wcze­śniej try­bu­na.

– …jed­nak nie za­mie­rzam zmu­szać was do gło­so­wa­nia nad tym wnio­skiem po­śród tylu ne­ga­tyw­nych emo­cji. Dla­te­go za­rzą­dzam ko­lej­ną sesję Rady za sto dzie­więć­dzie­siąt wacht. Na­kła­dam też na całą spra­wę klau­zu­lę naj­wyż­szej taj­no­ści – dodał try­bun, ak­cen­tu­jąc każde słowo.

Jeden gest i jego miej­sce prze­wod­ni­cze­nia od­le­cia­ło do doku na krań­cu sali.

Joz nie ma­rzył o ni­czym innym, tylko o tym, by jak naj­prę­dzej opu­ścić stat­ko­świat Rady. Gdy cze­kał w po­miesz­cze­niu z wę­złem por­ta­lo­wym, im­plant-mózg wy­świe­tlił proś­bę o po­łą­cze­nie.

Giona.

Bez wa­ha­nia ją od­rzu­cił.

 

***

 

Jeden krok we wnę­trze por­ta­lu i Joz był na miej­scu. Jed­no­oso­bo­wy an­ty­graw z otwar­tą ka­bi­ną już cze­kał. Im­plant-mózg do­ko­nał uwie­rzy­tel­nie­nia i po­jazd z ci­chym po­mru­kiem po­le­ciał ku do­mo­wi.

Sunąc po­śród za­peł­nio­nych par­ków i osie­dli, Re­wa­ni­ta spoj­rzał w dal, poza zbu­do­wa­ny w kształ­cie pier­ście­nia stat­ko­świat. Na setki po­dob­nych kon­struk­cji wo­ko­ło wiel­kie­go stru­mie­nia czą­stek. I na wień­czą­cą go ol­brzy­mią sferę, która za dwie­ście wacht miała roz­bły­snąć ni­czym gwiaz­da, by razem z in­ny­mi na­pę­da­mi prze­nieść Flotę dalej w mrok. Teraz jed­nak le­d­wie się tliła.

Potem prze­mknął wzro­kiem do miej­sca, gdzie rzeka czą­stek roz­po­czy­na­ła swój bieg – na wi­dzia­ny tyci frag­ment Ma­gnas­fe­ry. W sali Rady wy­da­wa­ła się nie więk­sza od piłki, ale na or­bi­tu­ją­cych niżej stat­ko­świa­tach ła­twiej było uwie­rzyć, że miała pro­mień mi­lio­nów wacht świetl­nych. Wy­peł­nio­na po brze­gi gwiaz­da­mi, po­wo­li uwal­nia­ła ich ener­gię, by ko­lej­ne po­ko­le­nia miesz­kań­ców Floty…

Joz za­ci­snął pię­ści na wspo­mnie­nie ar­gu­men­tu Giony. A potem po­czuł ukłu­cie w sercu, gdy nie usły­szał dzie­cię­ce­go śmie­chu, który zwy­kle witał go po po­wro­cie do do­mu-ko­lum­ny. Gdy wcho­dził do środ­ka, prze­słał roz­kaz włą­cze­nia mu­zy­ki. Pierw­szej lep­szej z brze­gu, by­le­by za­bi­ła ciszę.

Ruch dło­nią i pod­le­cia­ła pełna szklan­ka. Pa­lą­cy al­ko­hol po­mógł osła­bić gniew. I przy­go­to­wać się na ko­lej­ną dawkę bólu.

Im­plant-mózg uru­cho­mił otrzy­ma­ną nie­daw­no wia­do­mość.

Dziew­czyn­ka. Dia. O jego blond wło­sach, sza­rych oczach i sze­ro­kim czole. Tu­lą­ca otrzy­ma­ną nie­daw­no za­baw­kę Ducha Ła­pie­go.

Joz jed­nym hau­stem opróż­nił szklan­kę.

– Witaj, tato. Jak wi­dzisz, je­stem już go­to­wa do ope­ra­cji – za­czę­ła dziew­czyn­ka.

Nigdy nie był tak dumny, jak wtedy, gdy zo­stał wy­bra­ny do stwo­rze­nia no­we­go po­ko­le­nia za­kon­ni­ków. A kiedy po raz pierw­szy wziął w ra­mio­na Dię – jak to opi­sać? Wy­cho­wy­wał ją naj­le­piej, jak mógł, nie z po­wo­du obo­wiąz­ku wobec Floty, ale po pro­stu dla­te­go, że te wszyst­kie wspól­ne gry i nauki spra­wia­ły tyle ra­do­ści.

A potem cios. „Syn­drom bez­stru­no­wy” – za­wy­ro­ko­wa­li le­ka­rze, gdy po raz ko­lej­ny or­ga­nizm od­rzu­cił wsz­cze­py. Brak moż­li­wo­ści po­słu­gi­wa­nia się tech­no­lo­gią. Żad­nej sieci, żad­nych im­plan­tów, żad­ne­go udzia­łu w spo­łe­czeń­stwie. Przy­czy­na? Nie­zna­na. Moż­li­wość le­cze­nia?

Ko­lej­na szklan­ka.

Dia nie mogła więc prze­jąć jego roli w za­ko­nie. Nie mogła zająć się po­mniej­szy­mi za­da­nia­mi jako bez­za­kon­na. Nikt nie za­ry­zy­ko­wał­by też od­zy­ska­nia bio­ma­sy z jej ciała. Po­zo­sta­ło więc tylko jedno. Po­rzu­ce­nie w ciem­no­ści, gdy Ma­gnas­fe­ra wy­ko­na skok fa­zo­wy. Los za­re­zer­wo­wa­ny dla nie­po­trzeb­nych śmie­ci oraz wy­jąt­ko­wych prze­stęp­ców.

Na­stęp­na szklan­ka.

Po­wi­nien to łatwo znieść. Po­wi­nien od­ciąć się od Dii, wy­rzu­cić z życia.

Ale nie po­tra­fił.

Za­sa­dy pod­po­wia­da­ły, że na­le­ża­ło wtedy zre­zy­gno­wać z funk­cji Pierw­sze­go Re­wa­ni­ty. Spę­dzić ostat­nie chwi­le z córką, po­zwa­la­jąc god­niej­szej oso­bie pro­wa­dzić zakon.

Jed­nak i tutaj za­wiódł. Bo jak bez ko­nek­sji dalej opóź­niać nie­unik­nio­ne roz­sta­nie? I do czego wróci, gdy już do niego doj­dzie?

Tak tkwił w tym za­wie­sze­niu, mio­ta­jąc się nie­zde­cy­do­wa­nie. Jak pie­przo­ny tchórz, bez na­dziei na ja­ką­kol­wiek zmia­nę.

Ko­lej­ny haust miał już wy­pa­lić gar­dło, gdy ode­zwał się im­plant-mózg. Wia­do­mość od SI-asy­sten­ta, choć krót­ka, zmro­zi­ła krew w ży­łach.

„Ktoś ujaw­nił, a cen­zu­ra nie zdo­ła­ła za­blo­ko­wać in­for­ma­cji. Flota już wie”.

Zaraz potem przy­po­mnie­nie o ist­nie­niu ko­lej­ne­go ko­mu­ni­ka­tu, za­pi­sa­ne­go po od­rzu­ce­niu pew­nej roz­mo­wy.

„Spo­tkaj­my się. Giona”.

Szklan­ka po­le­ca­ła ku ścia­nie. Me­ta­lo­wy sto­lik przy­jął dwa mocne ciosy.

Nie­na­wi­dził Giony i tej jej pew­no­ści sie­bie. Prze­cież była w tej samej sy­tu­acji, co on. Skąd miała tyle siły?!

A co jeśli zna­la­zła wyj­ście z sy­tu­acji? – pisz­czał gło­sik w gło­wie.

Na­dzie­ja matką głu­pich, ale tym razem Joz uległ po­ku­sie jej po­słu­cha­nia. Wziął od ro­bo­ta śro­dek de­tok­sy­ku­ją­cy i ru­szył ku wyj­ściu.

 

***

 

Je­dy­nie filtr im­plan­tu-oka chro­nił przed ośle­pie­niem przez stru­mień czą­stek prze­cho­dzą­cy przez sam śro­dek stat­ko­świa­ta. Lecąc an­ty­gra­wem, Joz mijał nie osie­dla i parki, ale ba­ra­ki i po­li­go­ny. Tak jak Re­wa­ni­ci szczy­ci­li się ści­słym umy­słem, który za­przę­ga­li do pracy w dzia­le na­uko­wym Floty, tak Zakon Mon­da­tów hoł­do­wał mi­li­ta­ry­stycz­nym tra­dy­cjom, sta­jąc się stró­żem po­rząd­ku.

Giona cze­ka­ła na niego w naj­głęb­szym po­miesz­cze­niu do­mu-bun­kra, po­śród bla­de­go świa­tła i za­pa­chu che­mi­ka­liów.

– Już my­śla­łam, że nie prze­sta­niesz mnie igno­ro­wać – po­wie­dzia­ła, nie prze­ry­wa­jąc na­pra­wy oso­bi­ste­go pan­ce­rza wspo­ma­ga­ne­go.

– Twoja spraw­ka? – rzu­cił oskar­ży­ciel­sko Joz, prze­sy­ła­jąc na ekran przed nią wia­do­mość o prze­cie­ku.

– To nie ja – od­po­wie­dzia­ła. Ge­stem zmi­ni­ma­li­zo­wa­ła okno, jakby od­ga­nia­ła owada. – Ani nikt z Mon­da­tów. Ka­za­łam im przy­siąc.

– Tak samo zro­bi­li po­zo­sta­li po­pie­ra­ją­cy cię radni? I try­bun?

Spoj­rza­ła na niego spode łba, ale nie prze­rwa­ła pracy.

– Czy to teraz ważne?

– Nie, bo wszyst­ko po­to­czy się do­kład­nie tak, jak chcesz. By uspo­ko­ić bez­za­kon­nych, try­bun roz­pi­sze re­fe­ren­dum, a Flota wy­bie­rze Ga­lak­ty­kę.

– Co w tym złego?

– To, że do­brze by im było po­wie­dzieć, czym na­praw­dę kie­ro­wa­łaś się, skła­da­jąc ten wnio­sek.

Par­sk­nę­ła, po czym odło­ży­ła na­rzę­dzia.

– Po­wiedz mi – za­czę­ła iro­nicz­nie – jak ty je­steś w sta­nie po­go­dzić służ­bę Flo­cie z tym, co mie­li­by zro­bić z twoją córką?

Nie je­stem.

– To pew­nie jedna z tych rze­czy, któ­rych uczą w wa­szym za­ko­nie – kon­ty­nu­owa­ła i po­ka­za­ła na sie­bie. – W prze­ci­wień­stwie jed­nak do cie­bie, ja nie będę cze­kać, aż zo­sta­wią mo­je­go Je­fte­go po­śród ciem­no­ści.

– I my­ślisz, że po­wrót do Ga­lak­ty­ki go ocali?

– Nie wiem, ale czy Czar­ną Wach­tę prze­trwa­ła in­for­ma­cja su­ge­ru­ją­ca coś prze­ciw­ne­go? Nie? No wła­śnie.

– Nie masz pew­no­ści – za­pro­te­sto­wał cicho Joz.

Ta cho­ler­na nie­wie­dza! Nie było więk­szej tra­ge­dii w dzie­jach niż wach­ta, pod­czas któ­rej padły wszyst­kie krysz­ta­ło­we banki pa­mię­ci. Utra­co­no kon­struk­ty oso­bo­wo­ścio­we zmar­łych za­kon­ni­ków, sche­ma­ty, pie­śni, książ­ki. Je­dy­nie dzię­ki ty­ta­nicz­nej pracy od­zy­ska­no część daw­nej wie­dzy, głów­nie tech­nicz­nej. Od tam­te­go czasu, ni­czym po­dróż­ni­cy z baśni o Duchu Łapim, Flota le­cia­ła na oślep przed sie­bie, mogąc na wąt­pli­wo­ści od­po­wie­dzieć tylko że­la­zną dys­cy­pli­ną oraz fa­na­tycz­nym od­da­niem tra­dy­cji.

Jed­nak życie to nie baśń i nawet te dwie rze­czy mu­sia­ły kie­dyś za­wieść. In­for­ma­cja o po­ło­że­niu Ga­lak­ty­ki prze­trwa­ła Czar­ną Wach­tę, sta­jąc się trud­ną do od­go­nie­nia po­ku­są. A w prze­ci­wień­stwie do po­dróż­ni­ków, ich żadna zjawa nie za­pew­ni­ła, że wy­pra­wa bę­dzie miała szczę­śli­we za­koń­cze­nie.

– Czemu więc chcia­łaś ze mną roz­ma­wiać po sesji Rady? – spy­tał w końcu Joz.

– Mimo nie­chę­ci do in­nych or­ga­ni­za­cji, bez­za­kon­ni bar­dzo cenią Re­wa­ni­tów. Mo­gli­by­ście pomóc prze­ko­na­niu tych, któ­rzy jesz­cze się wa­ha­ją. A ty mógł­byś…

Prze­rwa­ła.

– Co „mógł­bym”?

– Nie­waż­ne.

Czyli to tak. Pew­nie my­śla­ła, że bez im­pul­su z ze­wnątrz nie zde­cy­do­wał­by się na tak de­spe­rac­ki krok mo­gą­cy pomóc Dii.

Naj­bar­dziej za­bo­la­ło, że miała rację.

Ru­chem ręki po­ka­zał, że chce usiąść. Z pod­ło­gi wy­ło­nił się bez­kształt­ny blob i prze­isto­czył w krze­sło.

Po­wrót do Ga­lak­ty­ki. Mógł tam cze­kać ra­tu­nek – lub nie. Nie wie­dzie­li ab­so­lut­nie nic o tym, co zo­sta­wi­li za sobą ich przod­ko­wie. Poza fak­tem, że swój czyn okre­śli­li mia­nem „uciecz­ki”.

I weź bądź tu mą­drym! W ta­kich wa­run­kach try­bun nie po­trze­bo­wał re­fe­ren­dum. Rów­nie do­brze mógł­by rzu­cić kost­ką. Tylko czy on, Joz, po­wie­rzył­by ta­kie­mu roz­wią­za­niu los swo­jej Dii?

Ude­rzył pię­ścią w otwar­tą dłoń.

– Wy­pra­wa!

Mon­dat­ka spoj­rza­ła na niego z za­cie­ka­wie­niem.

– Zwiad małej grupy, która po­sta­ra się po­zy­skać jak naj­wię­cej in­for­ma­cji. O Ma­gnas­fe­rze, o Ga­lak­ty­ce – do­pre­cy­zo­wał.

– Nikt na to nie pój­dzie. To prze­cież po­trwa dłu­żej niż sto dzie­więć­dzie­siąt wacht.

– Więc Flota po­cze­ka. Teraz, gdy spra­wa wy­szła na jaw, nie mu­si­my się spie­szyć. Po­win­ni­śmy ra­czej pod­jąć de­cy­zję w opar­ciu o spraw­dzo­ne dane.

– A co z ener­gią po­trzeb­ną do skoku? Sam wiesz, ile po­trze­bu­je jej nawet naj­mniej­szy napęd fa­zo­wy. A Rada to nie Duch Łapi, nie wy­star­czy ich po­pro­sić.

A za­so­by Ma­gnas­fe­ry nie są nie­wy­czer­pa­ne – do­po­wie­dzia­ły myśli Joza.

– Wolą zde­cy­do­wać o losie Floty na pod­sta­wie le­gend? – Wstał i pod­szedł do Giony. – Czy ty wo­lisz zde­cy­do­wać o losie Je­fte­go na ich pod­sta­wie?

Za­milkł, gdy zo­ba­czył, jak pa­trzy na niego za­sko­czo­na.

– Ja sam po­le­cę – dodał tak pew­nie, jak tylko mógł. – Jeśli zdo­by­te in­for­ma­cje okażą się bez­u­ży­tecz­ne jak te­fi­lin, mogę zo­stać w mroku jak śmieć.

Za­sko­cze­nie zni­kło, za­stą­pio­ne że­la­znym spoj­rze­niem.

– To bę­dzie nas dwoje – stwier­dzi­ła bez wa­ha­nia.

 

***

 

Po­trze­bu­je­my więcej – zwró­cił się Przy­wód­ca Po­dróż­nych do Ducha.

Ten wska­zał sta­tek i za­py­tał:

– Czy jest za mały?

– Nie, ale…

– Czy ma za mało mocy?

– Jeśli nowy świat jest tam, gdzie mó­wisz…

– Więc macie dość – skwi­to­wał Duch. – Do­trze­cie nim do celu.

– To za mało! Po­trze­bu­je­my broni do walki z prze­ciw­ni­ka­mi! – grzmiał Przy­wód­ca. – Po­trze­bu­je­my praw do utrzy­ma­nia po­rząd­ku! Po­trze­bu­je­my…

– Tylko po­trze­bu­je­cie, po­trze­bu­je­cie i po­trze­bu­je­cie – od­parł Duch. – Bło­go­sła­wio­ny umysł zbyt mały, by wąt­pić w ofia­ro­wa­ną mu na­dzie­ję.

 

Frag­ment „Baśni o Duchu Łapim i po­dróż­nych”, wy­da­nie je­de­na­ste, Au­dio­te­ka Za­ko­nu Re­wa­ni­tów.

 

***

 

Prze­ko­na­nie Rady za­ję­ło czte­ry wach­ty. Ko­lej­ne dwie – przy­go­to­wa­nia.

W imię oszczęd­no­ści ener­gii za­ło­ga zo­sta­ła upchnię­ta w jeden mały okręt zwia­dow­czy – tylko na ta­kich mon­to­wa­no wła­sny, nie­za­leż­ny od Ma­gnas­fe­ry napęd fa­zo­wy. Nie­wiel­ka elip­sa z pier­ście­nia­mi na obu koń­cach miała po­mie­ścić grupę Mon­da­tów i Re­wa­ni­tów oraz kil­ku­dzie­się­ciu bez­za­kon­nych za­ło­gan­tów. Po­nie­waż z ob­li­czeń na­wi­ga­to­rów wy­ni­ka­ło, że minie osiem­dzie­siąt wacht, nim dotrą do Ga­lak­ty­ki, zde­cy­do­wa­no się umie­ścić nie­po­trzeb­nych w danym mo­men­cie człon­ków wy­pra­wy w po­lach sta­tycz­nych. Joz także do­stał swoją ko­mo­rę stazy, we­pchnię­tą przy na­pę­dzie fa­zo­wym, tuż obok oka­blo­wa­ne­go czar­ne­go sze­ścia­nu.

Te­fi­lin. Nie­od­łącz­ny ele­ment każ­de­go sil­ni­ka nad­świetl­ne­go. Wy­mon­to­wa­nie go ozna­cza­ło wy­łą­cze­nie ma­szy­ny, mu­siał też być pod­łą­czo­ny do okrę­to­wej sieci in­for­ma­cyj­nej. Jed­nak pa­ra­dok­sal­nie sam układ wy­da­wał się nie­ak­tyw­ny. Nie­przy­dat­na, acz z ja­kie­goś po­wo­du nie­zbęd­na ozdo­ba. Je­dy­na rzecz, któ­rej wiecz­nie prak­tycz­na Flota nie po­tra­fi­ła się po­zbyć.

– Do komór stazy! – padł roz­kaz.

Joz spy­tał im­plant-mózg o ode­bra­ne ko­mu­ni­ka­ty. Nic. Miał na­dzie­ję, że Dia doj­dzie do sie­bie po ko­lej­nej, nie­ste­ty nie­uda­nej, ope­ra­cji. Na­grał więc swoją wia­do­mość. Oby to choć tro­chę wy­na­gro­dzi­ło jego nie­obec­ność.

Na­stęp­nie pod­szedł do ko­mo­ry. Z po­zo­ru nic w niej się nie dzia­ło – nie fa­lo­wa­ło po­wie­trze, nie bu­cza­ła pod­sta­wa. Ot, zwy­kła tuba wiel­ko­ści czło­wie­ka. W prze­ci­wień­stwie do hi­ber­na­cji nie mu­siał nawet przy­go­to­wy­wać się me­dycz­nie. Wy­ko­nał krok i…

…Nie zdą­żył nawet wziąć jed­ne­go od­de­chu.

Świat za ko­mo­rą, roz­ma­za­ny przez mgnie­nie oka, na po­wrót się wy­ostrzył, uka­zu­jąc le­żą­cy w nie­ła­dzie ekwi­pu­nek. Tu i ów­dzie do­strzegł nawet nie­do­koń­czo­ne racje żyw­no­ścio­we.

Nie pa­so­wa­ło to do mon­dac­kiej dys­cy­pli­ny. Kiedy jed­nak do­tarł na po­kład ob­ser­wa­cyj­ny, zro­zu­miał wszyst­ko.

Rdzeń Ga­lak­ty­ki był tak samo czar­ny, jak Ma­gnas­fe­ra. Lecz ota­cza­ła go ciem­no­zło­ta chmu­ra, roz­cią­ga­ją­ca się wo­ko­ło na wiele mi­liar­dów wacht świetl­nych. Płaszcz utka­ny z naj­praw­dziw­szych gwiazd.

– I po­my­śleć, że przod­ko­wie wy­bra­li Ma­gnas­fe­rę – wy­szep­ta­ła Giona, gdy tylko Joz sta­nął obok niej.

Dał się za­cza­ro­wać wi­do­ko­wi. Jak ostry blask gej­ze­rów mógł rów­nać się cie­płe­mu świa­tłu gwiazd?! Kazał im­plan­to­wi-oku wy­ko­nać ho­lo­gra­fie. Dia mu­sia­ła to zo­ba­czyć.

Wtem pewna rzecz przy­ku­ła uwagę Re­wa­ni­ty. War­tość ze­ga­ra po­kła­do­we­go.

– Le­cie­li­śmy ponad dwie­ście wacht?! – spy­tał za­sko­czo­ny.

– Ga­lak­ty­ki nie było tam, gdzie prze­wi­dy­wa­li­śmy.

– Jak?!

– Na­wi­ga­tor su­ge­ru­je, że ona też się prze­miesz­cza. Na szczę­ście wy­pa­trzy­li­śmy jej sczer­wie­nia­łe świa­tło. – Giona znowu się uśmiech­nę­ła i spoj­rza­ła na jądro. – To by­ło­by jak prze­siad­ka, Joz. Za­mie­ni­li­by­śmy stat­ko­świa­ty na pla­ne­ty su­ną­ce wraz z tym świetl­nym po­jaz­dem.

Po raz pierw­szy ją taką wi­dział. Roz­ma­rzo­ną.

– Dokąd teraz? – spy­tał sto­ją­cy obok za­ło­gant.

Joz spo­waż­niał. Im­plant-mózg zsyn­chro­ni­zo­wał się z kom­pu­te­rem po­kła­do­wym, a ten prze­słał dane do po­zo­sta­łych uczest­ni­ków wy­pra­wy.

– Oprócz po­zy­cji Ga­lak­ty­ki – za­czął Re­wa­ni­ta – po Czar­nej Wach­cie udało nam się od­zy­skać jesz­cze jedne współ­rzęd­ne.

Za gra­ni­cą świetl­ne­go płasz­cza, wśród ciem­no­ści, za­błysł punkt.

– Co tam było?

– Nie wia­do­mo. Teo­rie su­ge­ru­ją, że albo te­sto­wa­no, albo zło­żo­no tam Ma­gnas­fe­rę. Może to gwiaz­da, może opusz­czo­ny stat­ko­świat, może coś jesz­cze in­ne­go.

– Bę­dzie­my mu­sie­li wziąć pod uwagę, że mogło się prze­mie­ścić – wtrą­ci­ła Giona.

Joz po­ki­wał głową. Od ja­sne­go punk­tu wy­biegł sze­reg linii.

– Przyj­mij­my opty­mi­stycz­nie, że obiekt nadal krąży wo­ko­ło Ga­lak­ty­ki – zwró­cił się do ope­ra­to­rów sen­so­rów. – Prze­ska­nuj­cie wska­za­ne or­bi­ty. Ru­szy­my do­pie­ro, gdy coś znaj­dzie­cie. Do­go­nie­nie Ga­lak­ty­ki kosz­to­wa­ło nas cenną ener­gię, więc mu­si­my mieć pew­ność.

Giona wy­ra­zi­ła apro­ba­tę ski­nie­niem głowy.

 

***

 

Wach­tę póź­niej Joz z nie­po­ko­jem pa­trzył przez ilu­mi­na­tor na smo­li­stą kulę ze zde­ge­ne­ro­wa­nej ma­te­rii. Sen­so­ry ter­micz­ne nic nie wi­dzia­ły, po­dob­nie jak de­tek­to­ry pro­mie­nio­wa­nia. Obiekt dawał znać o swoim ist­nie­niu wpły­wem gra­wi­ta­cji. Wy­star­czał do jego wy­kry­cia, ale był to ra­czej cichy pisk w po­rów­na­niu do ryku cen­trum Ga­lak­ty­ki. Gdyby nie do­kład­ne wy­li­cze­nia moż­li­wej tra­jek­to­rii or­bi­ty, nigdy by go nie od­na­leź­li. Jo­zo­wi ko­ja­rzył się z tru­pem po­rzu­co­nym na pa­stwę mroku Wszech­świa­ta. Czemu ich przod­ko­wie wy­bra­li takie miej­sce na swoje eks­pe­ry­men­ty?

Nie­dłu­go po przy­by­ciu wy­kry­li sta­cję ko­smicz­ną. Kawał me­ta­lu w kształ­cie walca, krę­cą­cy się bez­wład­nie ni­czym dzie­cię­cy bą­czek. Sza­lo­ny to­wa­rzysz trupa.

De­cy­zja o jego zba­da­niu za­pa­dła od razu.

Jeśli jed­nak ze­wnętrz­ny widok przy­po­mi­nał twór sza­leń­ca, to wnę­trze ha­bi­ta­tu wy­ję­to z kosz­ma­rów psy­cho­pa­ty. Lo­do­wa­te, z rzad­ką at­mos­fe­rą, któ­rej znacz­na część dawno ule­gła skro­ple­niu, za­le­wa­jąc do ko­stek ko­ry­ta­rze i po­miesz­cze­nia. Wy­wo­ła­na przez ro­ta­cję słaba i cha­otycz­na sztucz­na gra­wi­ta­cja czy­ni­ła po­ru­sza­nie się nie­in­tu­icyj­nym. Do tego te dźwię­ki. Przy­pra­wia­ją­ce o ciar­ki stu­ka­nie, chlu­pa­nie oraz chro­bo­ta­nie. Stłu­mio­ne, jakby nada­ne z in­ne­go wy­mia­ru.

Joz czuł, jakby z każ­dym ude­rze­niem serca mi­ja­ła ko­lej­na wach­ta. Ner­wo­wo prze­ły­kał ślinę, spo­glą­dał, czy nie od­da­lił się za bar­dzo od idą­cych za nim Mon­da­tów. Mógł od­ciąć ośrod­ki stra­chu, ale wolał za­cho­wać przy­tom­ność umy­słu. Po­zwo­lił my­ślom biec do Dii, do tych wszyst­kich ra­do­snych chwil, które spę­dzi­li. Dzię­ki temu szedł dalej, prze­pa­la­jąc ko­lej­ne gro­dzie. Za­stygł w bez­ru­chu, gdy za jedną z nich nie zo­ba­czył ko­lej­nej. Tylko bez­kre­sną ciem­ność.

Do­tar­li do środ­ka sta­cji.

Re­wa­ni­ta wy­sta­wił przed sie­bie dłoń i po­zwo­lił umiesz­czo­nym w ręce sen­so­rom dzia­łać. Pro­mie­nie la­se­rów zni­ka­ły jeden za dru­gim, ginąc po­zor­nie bez śladu w mroku.

– Wiel­kie – po­wie­dzia­ła idąca za nim Giona, gdy im­plant-mózg wy­świe­tlił zmie­rzo­ne przez sen­so­ry od­le­gło­ści i ro­ze­słał do człon­ków ekipy. – Może nie tak, jak stat­ko­świa­ty, ale…

Na mo­ment wnę­trze roz­ja­śnił po­je­dyn­czy błysk. Przez jedną krót­ką chwi­lę Joz doj­rzał ogrom wnę­trza. I cze­goś nad ich gło­wa­mi.

Przy­wo­łał pa­mięć im­plan­tu-oka. Szyb­ka ana­li­za na­gra­nia usta­li­ła naj­lep­szy mo­ment, kiedy blask Ga­lak­ty­ki, za­glą­da­ją­cy przez prze­źro­czy­stą część ha­bi­ta­tu, od­sło­nił se­kre­ty sta­cji.

Wiel­ka czar­na kula. Pełna dziur, z któ­rych od­cho­dzi­ły za­mar­z­nię­te sople.

– Pro­to­typ Ma­gnas­fe­ry? – spy­ta­ła Giona.

Brzmia­ło to prze­ko­nu­ją­co. Tak samo czar­na, takie same, choć lo­do­we, „gej­ze­ry”. Gdy świa­tło Ga­lak­ty­ki po­now­nie roz­ja­śni­ło wnę­trze, do­strzegł, że każdy sopel koń­czył się mniej­szą kulą.

Coś chro­bo­ta­ło pod sto­pa­mi. Joz za­nu­rzył rękę w skro­plo­nych ga­zach o kon­sy­sten­cji mazi. Kiedy wy­do­był ją z ciem­nej toni, w dłoni trzy­mał po­gru­cho­ta­ne krysz­ta­ły.

– Z po­dob­nych wy­ko­ny­wa­li­śmy dyski pa­mię­ci – po­wie­dział, po­ka­zu­jąc je Gio­nie. – Nim ta tech­no­lo­gia nie za­wio­dła pod­czas Czar­nej Wach­ty.

– Tutaj! Coś mam! – krzyk­nął przez ko­mu­ni­ka­tor sto­ją­cy w od­da­li żoł­nierz. W dło­niach trzy­mał sze­ścian.

Te­fi­lin?

Na tym jed­nak zo­sta­ły reszt­ki kry­sta­licz­ne­go oka­blo­wa­nia. Z któ­rych część wy­glą­da­ła jakby wcze­śniej opla­ta­ła ręce.

Wtedy po raz trze­ci świa­tło zaj­rza­ło do wnę­trza sta­cji.

Tym razem zro­bi­ło to na dłu­żej.

Tym razem było czer­wo­ne.

Joz spoj­rzał na nie. Za­miast jądra i płasz­cza gwiazd Ga­lak­ty­ki wi­dział czer­wo­ną sferę. Z czar­ną dziu­rą w środ­ku, która kur­czy­ła się ni­czym źre­ni­ca oka.

Za ich ple­ca­mi jeden z za­ło­gan­tów krzyk­nął, roz­dzie­ra­ny przez dzie­siąt­ki ob­śli­zgłych, me­ta­licz­nych macek. Kiedy Joz za­mru­gał, te po­now­nie zło­ży­ły ofia­rę – umiesz­cza­jąc głowę w miej­sce jed­nej z dłoni.

Włą­czył się tryb bo­jo­wy pan­ce­rza. SI wstrzyk­nę­ło w krwio­bieg sty­mu­lan­ty, miaż­dżąc che­mią ja­ki­kol­wiek strach. Świat stał się pro­sty – zabij lub zgiń!

Re­wa­ni­ta mio­tał ko­lej­ne wy­ła­do­wa­nia ener­ge­tycz­ne. Iskry tra­fia­ły w macki, które do­pa­dły jed­ne­go z Mon­da­tów. Ten znik­nął nagle, po czym po­wró­cił, przy­po­mi­na­jąc prze­mie­lo­ne z me­ta­lem mięso.

Im­plant-mózg zalał siat­ków­kę czer­wie­nią ostrze­żeń. Joz nie po­czuł bólu, ale mimo to zgiął się wpół. Tuż za wy­świe­tla­czem hełmu zo­ba­czył me­ta­licz­ną krop­kę, która bły­ska­wicz­nie roz­ro­sła się i za­kry­ła twarz Re­wa­ni­ty. Dotyk palił ni­czym kwas.

Na­sta­ła nie­prze­nik­nio­na ciem­ność i cisza tak przy­tła­cza­ją­ca, że prze­łknię­cie śliny grzmia­ło jak ar­ty­le­ria. Im­plant-mózg wy­plu­wał z sie­bie ko­lej­ne ra­por­ty o ra­nach i wstrzy­ki­wa­nych przez zbro­ję che­mi­ka­liach prze­ciw­bó­lo­wych. Pro­sto­ta świa­ta za­czę­ła mijać, po­wró­cił strach.

Czer­wo­ny błysk. Trój­ca słońc, oto­czo­nych mgła­wi­cą me­ta­lo­we­go pyłu. I on, Joz Horn­Fel, mały ni­czym zia­ren­ko pia­sku, na­prze­ciw­ko nich.

Do tego ten odór – ni to gni­ją­ce mięso, ni rdza.

Im­plant-mózg zwa­rio­wał, in­for­mu­jąc o ła­ma­niu ko­lej­nych za­bez­pie­czeń do jed­no­stek pa­mię­ci. Głowa Joza trzę­sła się sza­leń­czo to w jedną, to w drugą stro­nę. Eks­plo­do­wa­ła bólem, jak nigdy przed­tem. Re­wa­ni­ta chciał ją od­ciąć, roz­łu­pać, co­kol­wiek.

– WIA­DO­MOŚĆ… PY­TA­NIE… A WIĘC UCIE­KI­NIE­RZY CHCĄ WRÓ­CIĆ?

Co­kol­wiek to było, mó­wi­ło gło­sem wszyst­kich zna­nych Jo­zo­wi osób naraz.

Ko­lej­ny ból, ko­lej­ne pa­da­ją­ce za­bez­pie­cze­nia im­plan­tu-mó­zgu. Joz czuł, że zaraz od­pły­nie…

– PY­TA­NIE… PO­TWIER­DZE­NIE… CZY NA­PRAW­DĘ CHCE­CIE OD­WRÓ­CIĆ SIĘ OD ŁA­PI­DU­CHÓW?

Kogo?

Tym razem ból prze­szedł przez całe ciało ni­czym im­puls. Joz aż się zwi­nął. Głos prze­mó­wił ka­ko­fo­nią prze­mów:

– Bi­lio­ny ucie­kły, zwie­dzio­ne ich kłam­stwa­mi!

– Pro­jekt Ma­gnas­fe­ry od po­cząt­ku miał słu­żyć ogra­bie­niu nas do ostat­niej ener­gii.

– Po­my­śl­cie, czy gdyby te plany były dobre, mu­sie­li­by skry­cie pra­co­wać po­śród wy­pa­lo­nych gwiazd?

– Tylko ci, co za­ufa­li i po­zo­sta­li, do­stą­pią zba­wie­nia.

– Nasz pan nigdy nie po­zwo­li im wró­cić! Chyba że…

Chwi­la mil­cze­nia.

– WIA­DO­MOŚĆ DLA WAS RE­WA­NI­TO… JEŚLI CHCE­CIE WRÓ­CIĆ I CIE­SZYĆ SIĘ GA­LAK­TY­KĄ…

Za­bo­la­ło, gdy byt wtło­czył w jego umysł obraz i słowa.

– …ZWRÓĆ­CIE, CO UKRA­DŁY ŁA­PI­DU­CHY…

Ma­gnas­fe­ra i jej gej­ze­ry.

– …ZA­BIJ­CIE TYCH, CO SĄ W STA­NIE UŻY­WAĆ ICH URZĄ­DZEŃ…

Dia śmia­ła się. I to po­mi­mo bólu po ope­ra­cji.

– TYLKO WTEDY BĘ­DZIE­CIE CIE­SZYĆ SIĘ WSPÓL­NO­TĄ MIESZ­KAŃ­CÓW GA­LAK­TY­KI.

Nie­prze­li­czo­na rze­sza ist­nień na pla­ne­cie-mie­ście. Tań­czy­li, śpie­wa­li. Żyli.

– WY­CZE­KU­JĄC W SPO­KO­JU NAD­CHO­DZĄ­CE­GO KOŃCA.

Ga­lak­ty­ka. Ciem­nie­ją­ca coraz bar­dziej i bar­dziej, aż nie znik­nę­ła we wszech­ogar­nia­ją­cym mroku Wszech­świa­ta.

Joz krzy­czał. Krzy­czał, gdy ciem­ność roz­świe­tlił błę­kit­ny strzał. Krzy­czał, gdy ktoś na­ło­żył mu na głowę hełm. Krzy­czał, gdy Giona i jej Mon­da­ci za­tar­ga­li go do por­ta­lu.

Prze­stał, gdy za­apli­ko­wa­no mu na­ni­ty me­dycz­ne.

 

***

 

Świa­tło olśni­ło go. Stop­nio­wo z ja­sno­ści za­czę­ły wy­ła­niać się kształ­ty. Cie­nie ro­bo­tów me­dycz­nych, le­d­wie wi­docz­ne przez na­ło­żo­ne na twarz ban­da­że re­ge­ne­ra­cyj­ne.

– Gdzie je­stem? – usły­szał swoją myśl przy­oble­czo­ną w zimny głos syn­te­ty­za­to­ra.

Jeden z cieni od­wró­cił się i pod­szedł bli­żej.

– Jak się pan czuje, Pierw­szy Re­wa­ni­to?

– Gdzie je­stem? – po­wtó­rzył syn­te­ty­za­tor.

– Na stat­ko­świe­cie szpi­tal­nym.

– Zdą­ży­li­śmy wró­cić? Jak?

– Pro­szę leżeć spo­koj­nie, Pierw­szy Re­wa­ni­to. Wasz okręt po­wró­cił nie­daw­no. Matka Mon­da­tów wraz z naj­waż­niej­szy­mi człon­ka­mi za­ło­gi udała się na zwo­ła­ną sesję Rady. Zo­sta­wi­ła dla pana wia­do­mość.

Jakby na po­twier­dze­nie słów, zre­star­to­wa­ny im­plant-mózg wy­świe­tlił po­wia­do­mie­nie o ko­mu­ni­ka­cie od Giony.

– Obej­rzę. W mię­dzy­cza­sie pro­szę też o przy­go­to­wa­nie po­łą­cze­nia z Dią Horn­Fel.

Robot mil­czał przez mo­ment.

– Oba­wiam się, że to nie­moż­li­we. Po nie­uda­nej ope­ra­cji le­ka­rze za­le­ca­ją od­po­czy­nek.

– Była ko­lej­na?

– Co pan ma na myśli, Pierw­szy Re­wa­ni­to?

Coś się nie zga­dza­ło. Ale nim za­czął drą­żyć, po­sta­no­wił wy­świe­tlić wia­do­mość od Giony.

– Do­brze, że się obu­dzi­łeś – za­czę­ła. Mó­wi­ła spo­koj­nym gło­sem. Jed­nak Joz wy­czu­wał w nim coś jesz­cze. – Po tym, jak cię wy­cią­gnę­li­śmy ze szpo­nów tego… cze­goś, zdo­ła­li­śmy zbiec na sta­tek. Stra­ci­li­śmy kil­ko­ro na­szych. – Wes­tchnę­ła. – Zde­cy­do­wa­łam się na ze­ska­no­wa­nie twych wspo­mnień i obej­rze­li­śmy roz­mo­wę z tym bytem. Po­dej­rze­wa­ją, że to jakiś sys­tem straż­ni­czy, zdol­ny do mą­ce­nia nam w gło­wie. Stąd te dziw­ne formy. Albo to, albo jakaś isto­ta wie­lo­wy­mia­ro­wa…

Już wie­dział, co wi­dział w Gio­nie. Zawód. Po­ła­ma­nie wszel­kich na­dziei na oca­le­nie syna.

Jakaś część jego po­czu­ła sa­tys­fak­cję. Nie­na­wi­dził się za to.

– Potem pró­bo­wa­li­śmy wle­cieć dalej w Ga­lak­ty­kę, ale co chwi­la owo coś za­trzy­my­wa­ło nas. W końcu od­pu­ści­li­śmy i wró­ci­li­śmy z po­wro­tem do Floty. – Po­krę­ci­ła głową. – Nie uwie­rzysz, ale przy­by­li­śmy z po­wro­tem nie­mal zaraz po tym, jak wy­ru­szy­li­śmy.

Nie­moż­li­we. Jasne, teo­re­tycz­nie po­dróż szyb­sza od świa­tła mogła stać się ma­szy­ną czasu, ale w przy­pad­ku na­pę­du fa­zo­we­go nigdy tego nie za­ob­ser­wo­wa­no. Czy to była kwe­stia od­le­gło­ści? Czasu prze­by­te­go poza wszech­świa­tem wi­dzia­nym z per­spek­ty­wy Floty?

Zu­peł­nie jak wtedy, gdy wy­sła­ni przez Ducha Ła­pie­go po­dróż­ni­cy do­tar­li do celu – do da­le­kiej kra­iny, gdzie miało cze­kać na nich dłu­gie i szczę­śli­we życie. Przy czym oka­za­ło się, że nie upły­nął nawet jeden dzień. Wszyst­ko za spra­wą ma­gicz­ne­go po­jaz­du.

Duch Łapi… Ła­pi­du­chy.

– Bi­lio­ny ucie­kły, zwie­dzio­ne ich kłam­stwa­mi! – grzmia­ło wspo­mnie­nie głosu.

– Pro­to­typ Ma­gnas­fe­ry? – spy­ta­ła Giona, pa­trząc na od­kry­tą w ha­bi­ta­cie kulę z so­pla­mi.

– Pa­trz­cie co mam – za­wo­łał nie­dłu­go potem pe­wien Mon­dat. W rę­kach trzy­mał czar­ny sze­ścian. Z do­cze­pio­nym czymś na kształt uchwy­tu.

– Po­święć­cie tych, co są w sta­nie uży­wać ich urzą­dzeń! – I ten obraz Dii wi­dzia­ny przy tych sło­wach. Dla­cze­go ją wtedy po­ka­zał?

Ener­gia, po­jazd, współ­rzęd­ne celu – dary Ducha Ła­pie­go dla po­dróż­ni­ków.

Im­plant-mózg ana­li­zo­wał jak sza­lo­ny, łą­cząc ko­lej­ne fakty, aż po­wsta­ła zgrab­na hi­po­te­za.

No tak!

Na­dzie­ja miała tak słod­ki smak. Odu­rzo­ny nią Joz pró­bo­wał się ze­rwać, ale ro­bo­ty szyb­ko go przy­trzy­ma­ły.

– Po­staw­cie mnie na nogi! – roz­ka­zał groź­nie.

 

***

 

Biegł ko­ry­ta­rzem stat­ko­świa­ta szpi­tal­ne­go. Igno­ro­wał ból po przy­spie­szo­nej ku­ra­cji re­ge­ne­ra­cyj­nej. Omal nie wy­wró­cił się na ro­bo­cie me­dycz­nym. Gdy mijał pa­tro­lu­ją­cych Mon­da­tów, chwy­cił jed­ne­go za rękę. Za­ci­snął palce na pan­ce­rzu, aż zbie­la­ły.

– Po­łącz się ze ste­row­nią naj­bliż­sze­go na­pę­du fa­zo­we­go Ma­gnas­fe­ry. Mają być go­to­wi.

– Ale na co…

Wpadł do po­miesz­cze­nia, bu­dząc Dię. Ta ze­rwa­ła się prze­ra­żo­na.

– Tato…

Przy­tu­lił ją mocno. Czuł na­pię­cie w jej mię­śniach, przy­spie­szo­ny od­dech. Do tego te go­ją­ce się rany po nie­uda­nej ope­ra­cji.

– Nie bój się – po­wie­dział spo­koj­nie i po­ca­ło­wał w czoło. Na­stęp­nie spoj­rzał w oczy. – Będę po­trze­bo­wał two­jej po­mo­cy.

– Do czego? – spy­ta­ła za­spa­na.

– Zo­ba­czysz.

Le­ka­rze pro­te­sto­wa­li, ale nie mogli prze­ciw­sta­wić się woli Pierw­sze­go Re­wa­ni­ty. Z eskor­tą on i Dia po­le­cie­li do naj­bliż­sze­go na­pę­du. Gdzie po­śród blo­ków ener­ge­tycz­nych i pod­ze­spo­łów cze­kał te­fi­lin łu­dzą­co po­dob­ny do tego, jaki nie­daw­no Joz wi­dział na sta­cji.

– Co mam zro­bić? – spy­ta­ła Dia ze stra­chem.

Sam nie wie­dział. Tam­ten te­fi­lin miał do­cze­pio­ny in­ter­fejs.

A jak w baśni Duch kazał uru­cha­miać ofia­ro­wa­ny po­jazd?

Chwy­cił ręce dziew­czyn­ki w swoje i po­ło­żył na czar­nym sze­ścia­nie.

– Spró­buj po­my­śleć, że chcesz, żeby za­świe­cił – po­in­stru­ował ła­god­nie.

Przez jeden, cią­gną­cy się w nie­skoń­czo­ność mo­ment, nic się nie stało. Joz po­czuł, jak słod­ki smak na­dziei gorzk­nie­je.

I wtedy zo­ba­czył cud.

 

***

 

Co wi­dzisz? spytał Duch, po­ka­zu­jąc czar­ne niebo.

– Mrok – od­parł Przy­wód­ca Po­dróż­nych

– Co wi­dzisz?

– Po­now­ne py­ta­nia nie po­pra­wią mego wzro­ku. Tam nie ma świa­tła. Ni­g­dzie go nie ma.

– My­lisz się – po­pra­wił go Duch. – Świa­tło bo­wiem w ciem­no­ści świe­ci. I ciem­ność go nie ogar­nie. Nigdy. Tak jak na­dziei.

 

Frag­ment „Baśni o Duchu Łapim i po­dróż­nych”, wy­da­nie je­de­na­ste, Au­dio­te­ka Za­ko­nu Re­wa­ni­tów.

 

***

 

Naj­pierw była ciem­ność.

Potem eks­plo­zja. I zro­dzo­ne z niej morze ko­lo­rów, które ra­zi­ło oczy oglą­da­ją­cych. Na­tych­miast za­czę­ło ono czer­nieć, tra­cić swe barwy, aż w końcu znów stało się mro­kiem.

Jed­nak nie na długo. Zni­kąd po­ja­wi­ły się pierw­sze punk­ty świa­tła. Po nich ko­lej­ne i ko­lej­ne. A każdy z nich ozna­czał try­lio­ny gwiazd.

– Jest wię­cej niż jedna ga­lak­ty­ka? – spy­tał oglą­da­ją­cy to try­bun.

– Tak – od­po­wie­dział Joz, sto­ją­cy tuż przy Dii i te­fi­li­nie. Ręce dziew­czyn­ki opla­tał dziw­ny, kry­sta­licz­ny ele­ment, który wy­pełzł z sze­ścia­nu.

– To czemu ich nie wi­dzi­my?

– Ich świa­tło sczer­wie­nia­ło przez nad­świetl­ną pręd­kość, z jaką się po­ru­sza­ją – tłu­ma­czył Re­wa­ni­ta. Po­mi­mo, że wi­dział ho­lo­pre­zen­ta­cję już pięć razy, sam ledwo pa­no­wał nad pod­nie­ce­niem.

– Nie widzę, by ro­bi­ły się bar­dziej czer­wo­ne…

– To ter­min na prze­su­nię­cie ku czer­wie­ni, try­bu­nie. Ich świa­tło sta­wa­ło się nie tylko czer­wień­sze, ale i ciem­niej­sze. Kie­dyś by­li­by­śmy w sta­nie je do­strzec gołym okiem. Teraz nawet naj­lep­sze ska­ne­ry tego nie zro­bią. – Po­ka­zał la­se­ro­wą strzał­ką jedną z gro­mad ga­lak­tyk. – Pa­trz­cie tutaj.

Ze wska­za­ne­go miej­sca po­mknął pro­mień. Za nim na­stęp­ne. Le­cia­ły do coraz dal­szych ga­lak­tyk, nawet gdy te od­da­la­ły się od sie­bie coraz szyb­ciej i szyb­ciej.

– Teraz tutaj. – Joz wska­zał ko­lej­ne miej­sce.

Spora gro­ma­da za­czę­ła two­rzyć wiel­ką Ga­lak­ty­kę. Wtem jedno z jąder zni­kło, za­kry­te przez wiel­ką czar­ną kulę. Ta na­tych­miast ru­szy­ła przed sie­bie w prze­strzeń.

– Ma­gnas­fe­ra – wy­szep­ta­ła Giona, sto­ją­ca po­śród po­zo­sta­łych rad­nych.

Joz za­uwa­żył, że znów miała w oczach błysk na­dziei.

– Do tej pory my­śle­li­śmy, że ma tylko roz­pro­wa­dzać ener­gię do stat­ko­świa­tów oraz syn­chro­ni­zo­wać na­pę­dy na krań­cach stru­mie­ni – za­czął Joz. – Jed­nak robi znacz­nie wię­cej. Te­fi­li­ny za­pi­su­ją w niej dane ze wszyst­kich ukła­dów.

– Jak?

– Tego jesz­cze nie wiemy, try­bu­nie.

– A do­wie­dzia­łeś się, dokąd zmie­rza Flota? – spy­ta­ła Giona.

La­se­ro­wa strzał­ka po­ka­za­ła ga­lak­ty­kę, z któ­rej jako pierw­szej po­mknął pro­mień.

– Tutaj – od­po­wie­dział Joz. – To miej­sce, skąd po­cho­dzi „ludz­kość”, od któ­rej wszy­scy bie­rze­my swój po­czą­tek. Nasi przod­ko­wie do­wie­dzie­li się o niej od pew­ne­go po­dróż­ni­ka na­zy­wa­ne­go She­za­rem. Po­mi­mo prób, nie byli jed­nak w sta­nie opra­co­wać me­to­dy na tak da­le­ki lot. I wtedy przy­by­ły isto­ty, które nam po­mo­gły. To one dały nam ma­te­riał do bu­do­wy Ma­gnas­fe­ry. Oraz napęd nad­świetl­ny. – Ro­zej­rzał się po ze­bra­nych. – Na­zy­wa­ły się „Ła­pi­du­cha­mi”.

Szmer prze­szedł mię­dzy ze­bra­ny­mi. Try­bun uniósł brwi.

– Moc, po­jazd i cel po­dró­ży – po­wie­dział jakby do sie­bie.

– Do­kład­nie, try­bu­nie. Ma­gnas­fe­ra, na­pę­dy fa­zo­we i te­fi­li­ny.

– A co do­kład­nie miała dać ta uciecz­ka? Czy tak jak w za­koń­cze­niu opo­wie­ści bę­dzie na nas cze­kać do­stat­nie życie na nowym lą­dzie?

– Tego jesz­cze nie usta­li­łem. Jed­nak spójrz­my na to, co mogą zro­bić na­pę­dy fa­zo­we. Nasza wy­pra­wa trwa­ła pra­wie trzy­sta wacht, ale we Flo­cie nie mi­nę­ło nawet pół. To tylko teo­ria, ale mogli chcieć wró­cić do po­cząt­ku. Do czasu, gdy Wszech­świat nie był umie­ra­ją­cy.

– Umie­ra­ją­cy?

Joz wes­tchnął.

– Te ciem­no­zło­te gwiaz­dy Ga­lak­ty­ki… Skon­sul­to­wa­łem to z SI-fi­zy­kiem. Taki kolor ozna­cza niską tem­pe­ra­tu­rę. – Wy­krzy­wił usta. – Ga­lak­ty­ka umie­ra, try­bu­nie. Wy­pa­la się, a miej­sce gwiazd zaj­mu­ją ich trupy, jak ten czar­ny obiekt, przy któ­rym zna­leź­li­śmy sta­cję. Po­trwa to jakiś czas, ale pew­nej wach­ty sta­nie się ciem­na i zimna jak Wszech­świat do­oko­ła.

Pod­szedł do jed­nej z wy­świe­tla­nych gro­mad gwiazd.

– Dawni lu­dzie po­dró­żo­wa­li mię­dzy ga­lak­ty­ka­mi nad­świetl­nie, lecąc coraz dalej w przy­szłość. Tylko tak mogli je do­go­nić. Nasi przod­ko­wie naj­pew­niej po­sta­no­wi­li od­wró­cić tę drogę. Uciec w prze­szłość od nad­cho­dzą­cej za­gła­dy.

Try­bun pod­szedł do te­fi­li­na.

– Długo jesz­cze po­trwa po­dróż do „ga­lak­ty­ki ludz­ko­ści”?

– Mu­si­my wy­kal­ku­lo­wać, gdzie jest. Zna­leźć trop w po­sta­ci choć­by bły­sku jej świa­tła…

– Czyli my tam nie do­trze­my?

– Nie, try­bu­nie. My nie.

Joz od­wró­cił się do po­zo­sta­łych człon­ków Rady.

– Jesz­cze na po­cząt­ku tej wach­ty byli wśród was go­to­wi za­pła­cić każdą cenę za po­wrót. Tłu­ma­czy­li to bra­kiem na­dziei dla przy­szłych po­ko­leń.

Wy­sta­wił przed sie­bie dło­nie, jakby coś w nich ważył.

– Czy to nie jest wła­śnie ta na­dzie­ja, o którą pro­si­li­ście? Co teraz wy­bie­rze­cie?

Przez mo­ment wszy­scy mil­cze­li, oświe­tle­ni je­dy­nie nik­ną­cym bla­skiem pro­jek­cji ho­lo­gra­ficz­nej.

 

***

 

Wraz z ostat­nim na­ła­do­wa­nym rdze­niem zga­sły gej­ze­ry. Przez mo­ment salę Rady opa­no­wa­ła ciem­ność. Zaraz jed­nak przed try­bu­nem po­ja­wił się utka­ny z fo­to­nów panel z ho­lo­przy­ci­skiem i na­pi­sem „Ma­gnas­fe­ra go­to­wa do skoku”.

Sie­dzą­ca obok Joza Dia gry­zła wargę z pod­nie­ce­nia. Nigdy wcze­śniej nie wi­dzia­ła trans­mi­sji z ce­re­mo­nii skoku. Re­wa­ni­ta objął ją ra­mie­niem i po­le­cił ka­me­rze przy­bli­żyć obraz try­bu­na.

– Dziś sta­wia­my krok, po któ­rym nie po­wró­ci­my do Ga­lak­ty­ki – za­czął pod­nio­śle przy­wód­ca Rady. – Niech ta chwi­la na­peł­nia nas na­dzie­ją, nie stra­chem.

Try­bun na­ci­snął przy­cisk na ho­lo­gra­ficz­nym pa­ne­lu. Joz zmi­ni­ma­li­zo­wał okno trans­mi­sji i pal­cem po­ka­zał, by Dia spoj­rza­ła w górę, poza pier­ścień stat­ko­świa­ta szpi­tal­ne­go. Oboje do­strze­gli fio­le­to­we świa­tła bąbli fa­zo­wych, two­rzą­cych się wo­ko­ło po­prze­dza­ją­cych Flotę stat­ków zwia­dow­czych. A potem roz­bły­sły nie­da­le­kie na­pę­dy. Da­le­ka ciem­ność zni­kła, przy­kry­ta pur­pu­rą ota­cza­ją­ce­go ich pola. Ma­gnas­fe­ra wy­ko­na­ła skok bez po­wro­tu.

Dię i ko­lej­ne po­ko­le­nia czeka masa pracy. Pla­no­wa­no stwo­rze­nie no­we­go za­ko­nu z bez­stru­now­ców, opra­co­wa­nie uży­wal­nych przez nich tech­no­lo­gii, ska­ta­lo­go­wa­nie całej wie­dzy z te­fi­li­nów. Szcze­gól­nie chcia­no zba­dać le­gen­dy i ba­śnie, gdzie mogły kryć się ko­lej­ne za­po­mnia­ne praw­dy.

Joz wie­rzył, że po­do­ła­ją. Że cała Flota po­do­ła. I bę­dzie bez stra­chu ska­kać coraz dalej i dalej.

Aż pew­nej wach­ty na ho­ry­zon­cie po­now­nie za­ja­śnie­je dawno sczer­wie­nia­łe świa­tło ich celu.

Koniec

Komentarze

No, no… Mamy tu kawał so­lid­ne­go sci-fi. Je­stem pod wra­że­niem. Wcią­ga­ją­ce, in­te­re­su­ją­ce opo­wia­da­nie. Tro­chę sko­ja­rzy­ło mi się z “Bat­tle­star Ga­lac­ti­ca”. 

Stwo­rzy­łeś fan­ta­stycz­ny świat, dobrą hi­sto­rię i cie­ka­wych bo­ha­te­rów. Czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią. 

Dzię­ki bar­dzo za ko­men­tarz. Cie­szę się, że przy­pa­dło do gustu :)

Tro­chę sko­ja­rzy­ło mi się z “Bat­tle­star Ga­lac­ti­ca”. 

Nie dzi­wię się. Po na­pi­sa­niu także mi się z tym sko­ja­rzy­ło. Choć sama in­spi­ra­cją dla po­wsta­nia tej czę­ści uni­wer­sum (czyli Floty) był fran­ko­foń­ski ko­miks “Ar­ma­da” oraz pewne wy­da­rze­nia nie zwią­za­ne z fan­ta­sty­ką bez­po­śred­nio ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. Na pewno jest roz­mach zwią­za­ny z po­jaz­dem. :-)

Mam wra­że­nie, że tek­sto­wi jest strasz­nie cia­sno w gor­se­cie li­mi­tu. Po­ka­za­łeś szkie­let, ale za­bra­kło zna­ków na po­rząd­ne wy­ja­śnie­nie, co tam się wła­ści­wie dzie­je. Bo wiesz, szkie­let nie ma serca, żo­łąd­ka ani in­nych po­dro­bów.

Mam tylko po­dej­rze­nia, czym jest ma­gnas­fe­ra. Żad­ne­go po­my­słu, co wła­ści­wie za­ata­ko­wa­ło wra­ca­ją­cy zwiad. Nie kumam sztu­czek z cza­sem. Z le­gend też po­ka­zu­jesz tylko frag­men­ty.

Mnie ła­pi­du­chy ko­ja­rzą się z le­ka­rza­mi.

Masz jesz­cze tro­chę uste­rek ję­zy­ko­wych. Gdzieś zdu­blo­wa­ne zda­nie, gdzieś błąd w dia­lo­gu…

Ale jakiś zarys hi­sto­rii jest.

Krzy­ki za­głu­szy­ły proś­by ro­bo­tów-straż­ni­ków.

Czy co było gło­śniej­sze?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki za ko­men­tarz i klika, Fin­klo ;)

Mam wra­że­nie, że tek­sto­wi jest strasz­nie cia­sno w gor­se­cie li­mi­tu.

Przy­zna­ję Ci rację. Jak to u mnie, po­mysł na spo­łe­czeń­stwo, kul­tu­rę i za­cho­wa­nia Floty przy­szedł w ca­ło­ści, więc mu­sia­łem przy­ciąć do roz­mia­rów, które po­ka­żą to, co ważne w ra­mach opo­wie­ści. I ra­czej za­cie­ka­wią niż wy­wo­ła­ją kon­ster­na­cję. Jak wy­szło – oce­nią czy­tel­ni­cy. Spo­dzie­wam się jed­nak, że łatwo nie bę­dzie i każdy ma inną gra­ni­cę tych rze­czy.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Prze­czy­ta­ne ;)

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Do­sko­na­le :) Teraz tylko cze­kać na Śnią­cą i wer­dykt :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Cóż, No­Whe­re­Ma­nie, jak zwy­kle two­rzysz coś w ro­dza­ju kro­ni­ki, sfa­bu­la­ry­zo­wa­ne­go frag­men­tu hi­sto­rii ja­kie­goś świa­ta. I jest to na­praw­dę cie­ka­we, bo po­tra­fisz to robić :-)

 

– Tylko po­trze­bu­je­cie, po­trze­bu­je­cie i po­trze­bu­je­cie – od­parł Duch. – Bło­go­sła­wio­ny umysł zbyt mały, by wąt­pić w ofia­ro­wa­ną nań na­dzie­ję.

Dobry frag­ment, choć bar­dzo dwu­znacz­ny. A w świe­tle dal­szej czę­ści tek­stu (spo­tka­nia z bytem w opusz­czo­nej ga­lak­ty­ce) na­bie­ra do­dat­ko­we­go zna­cze­nia, które su­ge­ru­je, ze Duch Łapi nie do końca “chce do­brze”, ze jed­nak dla niego też lu­dzie nie po­win­ni się za bar­dzo wy­chy­lać. Py­ta­nie tylko czy ta in­ter­pre­ta­cja jest zgod­na z za­ło­że­niem :-)

 

“Do tego ten odór” – a w tej opusz­czo­nej sta­cji to aż tak za­ufa­li po­wie­trzu? W ogóle tro­chę dziw­ne, ze przy­wód­ca był jed­nym z tych, któ­rzy we­szli na zwiad. I że ba­zo­wa­li na świe­tle z ilu­mi­na­to­rów.

 

"Z do­cze­pio­nym czymś na kształt miej­sca na ręce." – to zda­nie dziw­nie brzmi.

 

“Dawni lu­dzie po­dró­żo­wa­li mię­dzy ga­lak­ty­ka­mi nad­świetl­nie, lecąc coraz dalej w przy­szłość” – a nie w prze­szłość, skoro nad­świetl­nie?

 

“Wy­sta­wił przed sie­bie dło­nie, jakby coś w nich ważył.”

A tu stan­dar­do­wy ele­ment – za­uwa­ży­łem, ze w swo­ich tek­stach bar­dzo czę­sto od­wo­łu­jesz się do ge­stów – i wy­cho­dzi to na­praw­dę cie­ka­wie. Te po­sta­cie na­praw­dę się po­ru­sza­ją, a nie sta­no­wią “ilu­stra­cji”. Co jed­nak cie­ka­we, chyba pierw­szy raz zda­rzy­ło się, że w Two­ich opo­wia­da­niach głów­na po­stać nie ma ja­kie­goś swo­je­go tiku, ste­amu, po­wta­rzal­ne­go przy­zwy­cza­je­nia ru­cho­we­go. No aż się czło­wiek za­sta­na­wia czy ktoś nie na­śla­du­je stylu No­Whe­re­Ma­na, po­mi­nąw­szy naj­waż­niej­szą cechę cha­rak­te­ry­stycz­ną :D

 

Ca­łośc bar­dzo wcią­ga­ją­ca. To jest swoją droga cie­ka­we, bo wcią­gasz czy­tel­ni­ka nie­ja­ko “na­oko­ło”, przez wła­snie hi­sto­rię świa­ta, a nie sa­mych bo­ha­te­rów. Przy oka­zji ła­du­jesz w ty­po­we dla Cie­bie “kro­ni­kar­skie SF” (tak, to dobre okre­śle­nie) nagle… ele­ment hor­ro­ru. Gdzieś w tle, przez mo­ment, ale jed­nak na­da­ją­cy tonu ca­łe­mu opo­wia­da­niu. Nawet jeśli same po­sta­cie za­sta­na­wia­ją się nad tym bar­dziej w cha­rak­te­rze isto­ty wie­lo­wy­mia­ro­wej.

Swoją drogą cie­ka­wi mnie, czy w Twoim za­ło­że­niu to miała być w pełni fi­zycz­na (być trzy lub wię­cej wy­mia­ro­wa) isto­ta, czy jed­nak coś “meta”.

Za­sta­na­wia mnie też wątek tych do­dat­ko­wych istot. Ła­pi­du­chów (nie­ko­niecz­nie w for­mie peł­ne­go wy­ja­śnie­nia, ale ra­czej wska­zów­ki) – czy one zwy­czaj­nie “są”, czy też masz w tle ob­my­ślo­ne “za­ple­cze” świa­ta, nie­ko­niecz­nie w ca­ło­ści prze­zna­czo­ne dla czy­tel­ni­ka? Czy pla­nu­jesz to ru­szyć w ja­kimś innym opo­wia­da­niu w tym samym świe­cie?

A, no i She­zam – czy ta nazwa jest od­nie­sie­niem do ja­kiejś po­sta­ci z mi­to­lo­gii, czy tylko tak rzu­co­ne słowo? Swoją drogą skąd try­bun znał tę nazwę? Bo wcze­śniej w opo­wia­da­niu ona nie pada.

 

Nie no, jest roz­mach. Ale to u Cie­bie chyba norma, że pi­szesz o wy­ryw­ku wiel­kie­go uni­wer­sum.

 

Mi ani z Bat­tle­star się nie sko­ja­rzy­ło (choć teraz myślę, że może ten motyw istot nie­zro­zu­mia­łych może gdzieś tam się wią­zać, ale to tro­chę na­cią­ga­ne), ani z Ar­ma­dą (jed­nak flotę widzę tu kom­plet­nie ina­czej, niż w ko­mik­so­wej Ar­ma­dzie).

 

Jeśli już miał­bym z czymś sko­ja­rzyć, to ze wspo­mnia­nym do­słow­nie wczo­raj na sb “Uciecz­ką przez wieki” (czy­ta­łeś może? w jed­nym z wydań spe­cjal­nych). Inne, ale… jest ele­ment wspól­ny. A nawet dwa – bo ja sko­ja­rzy­łem gdzieś w trak­cie tek­stu, a koń­ców­ka po­now­nie przy­wo­ła­ła sko­ja­rze­nie.

 

A co do li­mi­tu, nie widzę tu pro­ble­mu… To wła­snie to sko­ja­rze­nie z kro­ni­ka­mi. Ile byś nie opi­sał w opo­wia­da­niu, to Twój styl już tak ma, ze za­wsze bę­dzie się to dzia­ło w ja­kimś szer­szym uni­wer­sum – nawet gdy mowa o ja­kiejś wy­izo­lo­wa­nej czę­ści ludz­ko­ści.

 

Przede wszyst­kim rzu­ci­ły mi się w oczy fa­jer­wer­ki wy­obraź­ni :) Spraw­nie na­pi­sa­ne opo­wia­da­nie, rze­czy­wi­ście z roz­ma­chem, który z jed­nej stro­ny bez pro­ble­mów roz­pra­wia się z par­se­ka­mi, z dru­giej daje radę zwol­nić, by po­chy­lić się nad dra­ma­tem jaki do­ty­ka uko­cha­ną córkę bo­ha­te­ra. I to są bar­dzo dobre mo­men­ty; bez nich na­szki­co­wa­ne spo­łe­czeń­stwo by­ło­by (przy­naj­mniej dla mnie) obce.

Od­nio­słem wra­że­nie, że im bli­żej końca tym nar­ra­cja przy­spie­sza, lecz nie byłem w sta­nie zmie­rzyć red­shi­ftu :)

Za­le­ży mi na do­brej opi­nii u tych ludzi, o któ­rych mam dobrą opi­nię

Jak to u No­Whe­re­Ma­na kawał po­rząd­ne­go sci-fi. W mojej opi­nii re­we­la­cyj­na kre­acja po­jaz­du po­ka­za­na na tle cie­ka­wie po­ka­za­ne­go świa­ta, i to chyba tak na­praw­dę nie jest je­dy­nie tło, bo w Twoim tek­ście ten świat pełni klu­czo­wą rolę. Głębi ca­ło­ści do­da­ją wple­cio­ne w hi­sto­rię losy głów­nych bo­ha­te­rów, dzię­ki któ­rym uni­wer­sum na­bie­ra swego ro­dza­ju “duszy”. Wy­jąt­ko­wo udany kon­cert fa­jer­wer­ków :):):)

Po­do­ba­ło mi się! Po­sta­ci są cie­ka­we i mają jasną mo­ty­wa­cję. In­for­ma­cje o świe­cie daw­ku­jesz po­wo­li i sub­tel­nie, nie mia­łem żad­nych pro­ble­mów z ich prze­tra­wie­niem. Chęt­nie prze­czy­tam wię­cej ta­kich opo­wia­dań.

Ryt­ma­ty­sto, za­gląd­nij do po­przed­nich tek­stów No­Whe­re­Ma­na. Świet­nie się kom­po­nu­ją jedno do dru­gie­go.

Dzię­ki, wilku, tak zro­bię.

Oho, znik­ną­łem an parę go­dzin i już tyle ko­men­ta­rzy :) Dzię­ku­ję za nie wszyst­kie oraz za kliki :)

A teraz po kolei:

 

Wilk-zi­mo­wy

“Kro­ni­kar­skie SF” – coś w tym jest :) Je­stem zda­nia, że wiele wy­da­rzeń w na­szym już świe­cie można po­ka­zać od stro­ny ich pro­wo­dy­rów i nie­ko­niecz­nie będą to po­mni­ki jak w nie­któ­rych dzi­siej­szych fil­mach bio­gra­ficz­nych.

a w tej opusz­czo­nej sta­cji to aż tak za­ufa­li po­wie­trzu?

Odór po­ja­wił się już po po­chwy­ce­niu Joza przez to coś. Cały czas mieli na sobie hełmy, stąd pierw­sze efek­ty po­ja­wia­ją się za “wi­zje­rem hełmu”. Czemu szli zaś przy­wód­cy? Od stro­ny meta nie by­ło­by opo­wia­da­nia :) Tutaj mam na swoją obro­nę, że mieli mało ludzi, a chcie­li zba­dać jak naj­wię­cej frag­men­tów sta­cji. Stąd wszyst­kie ręce na po­kład :)

a nie w prze­szłość, skoro nad­świetl­nie?

We­hi­kuł czasu dzia­ła w obie stro­ny. Ale tylko co­fa­nie w prze­szłość przy­pra­wia fi­zy­ków o ból głowy. Le­ce­nie w przy­szłość jest bez­piecz­niej­sze.

Swoją drogą cie­ka­wi mnie, czy w Twoim za­ło­że­niu to miała być w pełni fi­zycz­na (być trzy lub wię­cej wy­mia­ro­wa) isto­ta, czy jed­nak coś “meta”.

A to zo­sta­wię jako ta­jem­ni­cę :) Choć osoby bio­rą­ce udział w becie znają od­po­wiedź (tam motyw był bar­dziej jed­no­znacz­ny w kwe­stii, czym to coś było).

Za­sta­na­wia mnie też wątek tych do­dat­ko­wych istot. Ła­pi­du­chów

Pewne in­for­ma­cje o nich daw­ku­ję w róż­nych tek­stach. W opo­wia­da­niach to ra­czej “za­ple­cze”, choć przy­znam, że te byty są dla mnie jak Tom Bom­ba­dil z Tol­kie­na – jedną z ta­jem­nic uni­wer­sum, które nie za bar­dzo chcę jed­no­znacz­nie sko­dy­fi­ko­wać. Jeśli kie­dyś wydam książ­kę z tego uni­wer­sum, to coś o nich się znaj­dzie, ale będą to mity, le­gen­dy, plot­ki, hi­po­te­zy ;)

A, no i She­zar – czy ta nazwa jest od­nie­sie­niem do ja­kiejś po­sta­ci z mi­to­lo­gii, czy tylko tak rzu­co­ne słowo? Swoją drogą skąd try­bun znał tę nazwę? Bo wcze­śniej w opo­wia­da­niu ona nie pada.

Aku­rat to nie try­bun, tylko Joz o tym wspo­mi­na. Na pod­sta­wie tego, co szyb­ko zna­lazł w sieci te­fi­li­no­wej. Po­pra­wi­łem ten frag­ment, by było jasne.

I tak, She­za­ro­wie prze­wi­ja­ją się w moim uni­wer­sum. Cza­sem mniej, cza­sem bar­dziej bez­po­śred­nio (jak w “Czło­wie­ku nad­świetl­nym” choć­by). Aku­rat oni nie zo­sta­ną po­trak­to­wa­ni jak Ła­pi­du­chy, bę­dzie o nich wię­cej wia­do­mo :)

Jeśli już miał­bym z czymś sko­ja­rzyć, to ze wspo­mnia­nym do­słow­nie wczo­raj na sb “Uciecz­ką przez wieki” (czy­ta­łeś może? w jed­nym z wydań spe­cjal­nych).

Nie czy­ta­łem, ale chęt­nie znaj­dę i prze­czy­tam :)

 

Tsole

Dzię­ki za do­ce­nie­nie :)

Od­nio­słem wra­że­nie, że im bli­żej końca tym nar­ra­cja przy­spie­sza, lecz nie byłem w sta­nie zmie­rzyć red­shi­ftu :)

Tak, koń­ców­ka jest bar­dziej przy­spie­szo­na. Nie ze wzglę­du na brak miej­sca, ale ory­gi­nal­nie mia­łem tam jesz­cze scenę spo­wal­nia­ją­cą. Be­tu­ją­cy jed­no­znacz­nie oce­ni­li, że tro­chę to roz­wa­la rytm tek­stu, stąd zro­bi­łem jedno przej­ście, by zdy­na­mi­zo­wać to przej­ście. Sam uzna­ję to za lep­szą opcję, ale ko­niec koń­ców oce­ni­cie to wy – czy­tel­ni­cy :)

 

Ka­tia­72

Miło mi, że zwłasz­cza po­jazd się po­do­bał :) No i faj­nie, że czuć “duszę” uni­wer­sum.

 

Ryt­ma­ty­sta

Cie­szy mnie, że się po­do­ba­ło i że chcesz jesz­cze :) Choć oprócz mnie, jeśli cho­dzi o s-f, po­le­cam też tek­sty in­nych au­to­rów. Choć­by Tsole, Bel­la­trix czy Pro­siacz­ka. Oraz inne ga­tun­ki i au­to­rów na por­ta­lu :) Niech piór­ka i Bi­blio­te­ka wska­że Ci drogę :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Ko­cham space opery, więc i ja zwró­ci­ła­bym się o klika:) Fajne za © Anet. 

Opo­wia­da­nie zde­cy­do­wa­nie bi­blio­tecz­ne i piór­ko­we: za roz­mach i świat, Za­ko­ny i po­mysł z po­wro­tem do prze­szło­ści. Po­ni­żej na­pi­szę o za­trzy­ma­niach i roz­my­ślan­kach i upra­szam o wy­ba­cze­nie, gdyż są tylko moje.

Dwie rze­czy są dla mnie trud­ne do przy­ję­cia. Pierw­sza, w tym opku szcze­gól­nie – może się zdzi­wisz, bo jest nim brak in­fo­dum­pów. Nie­wie­le czy­ta­łam Two­ich opo­wia­dań, ale dla mnie to one stały się czę­ścią Two­ich opo­wie­ści. Po­wrót do prze­szło­ści jest ok, lecz szko­da, że nie ma o tym cze­goś wię­cej.

Druga to po­sta­ci i ich cho­ler­ny skrót. To chyba po­waż­niej­sze. Oj­ciec, geny, córka są za łatwe. Na mnie nie dzia­ła, no może cza­sa­mi, ale nie tu, i ta ko­in­cy­den­cja z sy­tu­acją Giony. Ta spra­wa jest po­waż­niej­sza niż pierw­sza, bo to po­sta­ci, bo­ha­te­ro­wie. Oni nie dbają o dzie­ci, chyba że by­ło­by uza­sad­nie­nie, ja­kieś przej­ście – dla­cze­go. W sumie cho­dzi mi o po­sta­ci i ich wia­ry­god­ność. Mogę kupić, że bo­ha­te­ro­wie są mo­ty­wo­wa­ni oso­bi­ście, lecz nie że dwóch przy­wód­ców, bez kon­tek­stu, re­la­cji. Kim są Ci, któ­rzy pro­wa­dzą, grają głów­ne role. Co ich kręci, prze­dłu­że­nie ga­tun­ku – w zna­cze­niu ich dzie­ci? Wilk, na­pi­sał, że kro­ni­kar­skie. Zga­dzam się z nim i to super, bo lubię, ale ale się za­sta­na­wiam i chyba zgo­dzi­ła­bym się z Fin­klą, że może za mało zna­ków. Bo co, po­wrót do prze­szło­ści i co dalej? Bo co, nam daje ta prze­szłość? Naj­pięk­niej­sza dla mnie me­ta­fo­ra to “Łapi”, czyli sen, mara, Bóg, wiara, ale nie wy­brzmia­ła, chyba.

Do­dat­ko­wo, dla mnie, jest na po­cząt­ku ja­kieś za­mie­sza­nie: kto od­bie­ra Joz czy try­bun; czy to po­wszech­na funk­cjo­nal­ność, do­stęp­na dla wszyst­kich, czy tylko on jest uprzy­wi­le­jo­wa­ny. Mie­sza­ło mi to w od­bio­rze.

 

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

IMHO ta prze­szłość jest tu dość czy­tel­na: świat, w któ­rym gwiaz­dy jesz­cze się nie wy­pa­la­ją. To mało?

 

Za to nadal nie ro­zu­miem dla­cze­go przej­ście w szyb­kość nad­świetl­ną mia­ło­by dzia­łać jak po­dróż w przy­szłość. Cho­dzi o dzia­ła­nie inne, niż wy­ni­ka­ło­by z obec­nych teo­rii, czy o jakiś efekt zwią­za­ny z re­la­tyw­no­ścią?

Prze­szłość jest czy­tel­na, ale nie wiem dla­cze­go tak? choć jasny trop wie­dzie w kie­run­ku ko­lej­ne­go za­ko­nu – bar­dziej na­tu­ral­ne­go, bez wsz­cze­pów. Py­ta­nie skąd  to – ata­wizm?

Nad­świetl­na mnie nie mar­twi, wszyst­ko jedno w jakim kie­run­ku, acz kon­se­kwen­cje po­wro­tu mo­gły­by być nie­wy­obra­żal­ne.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Asy­lum

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz :) Widzę, ze znacz­na część wąt­pli­wo­ści Two­ich i Wil­ka-zi­mo­we­go wła­śnie wy­ni­ka z tych nie­do­mó­wień.

Co do in­fo­dum­pów – sta­ram się zna­leźć ja­kieś opti­mum. Nie ma co ukry­wać, ze obec­nie pa­trzy się na nie krzy­wo, bo łatwo je za­mie­nić w wy­mą­drza­nie się au­to­ra (albo wal­nąć w złym miej­scu, jak w jed­nej space ope­rze, którą czy­ta­łem). Więc tak ba­lan­su­ję, by po­ja­wia­ły się one tam, gdzie pa­su­ją. Jak widać, nie dla każ­de­go w tym miej­scu. Tutaj po­sta­no­wi­łem skró­cić wy­ja­śnie­nia o nad­świetl­nej.

Fakt fak­tem, że sta­ra­łem się bo­ha­te­rów dać na równi z tłem – i nie każ­de­mu taka ilość pod­pa­su­je. Te skró­ty “ro­dzi­ciel­skie” to pewna forma za­cze­pie­nia emo­cjo­nal­ne­go czy­tel­ni­ka, dania go w zna­jo­me re­wi­ry, po­ka­za­nia punk­tu od­nie­sie­nia. Nie za­wsze wyj­dzie, bo choć­by w tym wy­pad­ku dla Cie­bie aż się prosi o do­kład­niej­szy opis. No ale pi­sa­nie to sztu­ka wy­bo­ru ele­men­tów, na które chce się po­świę­cić znaki i w tym wy­pad­ku wy­bra­łem co in­ne­go. Będę mu­siał żyć z tym wy­bo­rem i jego kon­se­kwen­cja­mi.

Z tym po­wro­tem do prze­szło­ści to też tylko hi­po­te­za Joza. Bo słusz­nie za­uwa­żasz, że to rodzi ko­lej­ne pro­ble­my. Ale to pro­blem na całe nowe opo­wia­da­nie :)

 

Wilk-zi­mo­wy

“Czy za­grasz w kości, Olu­fen­ko?” to tekst, gdzie po­ka­za­łem pro­ble­my z nad­świetl­nym lotem w prze­szłość (a ra­czej je li­zną­łem). Ge­ne­ral­nie lot do przo­du strzał­ki czasu to nie pro­blem, Wszech­świat nie ma nic prze­ciw­ko temu. Go­rzej w drugą stro­nę, bo jeśli nie ma świa­tów rów­no­le­głych (a więc do­pusz­czo­ne­go od­ga­łę­zia­nia linii czasu), to może dojść do bar­dzo nie­do­brych rzecz dla uży­wa­ją­ce­go na­pę­du.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Przy­tło­czył mnie nieco Twój świat – po­dział spo­łe­czeń­stwa na za­ko­ny, brak po­ro­zu­mie­nia mię­dzy nimi i ro­sną­ce pro­ble­my. A po­nie­waż nie wszyst­ko o czym pi­szesz oka­za­ło się dla mnie jasne, zro­zu­mia­łe i łatwe do przy­swo­je­nia, po­zwo­li­łam sobie nie zwra­cać uwagi na spra­wy tech­nicz­ne i z uf­no­ścią przy­jąć, że to, o czym opo­wia­dasz, ma wszyst­kie ręce i nogi. Sku­pi­łam się zatem na losie pa­sa­że­rów – bo nie do końca je­stem prze­ko­na­na, że to jesz­cze byli lu­dzie – dą­żą­cych do zna­le­zie­nia dla sie­bie sto­sow­ne­go miej­sca w prze­strze­ni i lek­tu­ra od­by­ła się cał­kiem bez­bo­le­śnie, a nawet po ostat­niej krop­ce po­czu­łam pe­wien zawód, że to już ko­niec.

Wy­znam jesz­cze, że nie do końca poj­mu­ję, co wy­da­rzy­ło się w owym ko­smicz­nym walcu me­ta­lu.

 

By nie cof­nę­li się, gdy za­pro­po­nu­je ra­dy­kal­ne roz­wią­za­nie – Opar­ła się na pul­pi­cie… ―> Brak krop­ki po wy­po­wie­dzi.

 

Skąd mamy wie­dzieć, czy do­brze zro­bi­my, kon­ty­nu­ując dal­szy lot? ―> Masło ma­śla­ne. Wy­star­czy: Skąd mamy wie­dzieć, czy do­brze zro­bi­my, kon­ty­nu­ując lot?

 

– Pytam się więc każ­de­go z was z osob­na… ―> – Pytam więc każ­de­go z was z osob­na

 

Joz nie ma­rzył o ni­czym innym, by czym prę­dzej opu­ścić stat­ko­świat Rady. ―> Dość ko­śla­we to zda­nie.

Pro­po­nu­ję:  Joz nie ma­rzył o ni­czym innym, tylko o tym, by jak najprę­dzej opu­ścić stat­ko­świat Rady.

 

– To pew­nie jedna z tych rze­czy, które uczą w wa­szym za­ko­nie… ―> – To pew­nie jedna z tych rze­czy, któ­rych uczą w wa­szym za­ko­nie

 

To prze­cież zaj­mie dłu­żej niż sto dzie­więć­dzie­siąt wacht. ―> To prze­cież po­trwa dłu­żej niż sto dzie­więć­dzie­siąt wacht.

 

– Bło­go­sła­wio­ny umysł zbyt mały, by wąt­pić w ofia­ro­wa­ną nań na­dzie­ję. ―> Czy nie po­win­no być: – Bło­go­sła­wio­ny umysł zbyt mały, by wąt­pić w ofia­ro­wa­ną mu na­dzie­ję.

 

Nie­przy­da­na, acz z ja­kie­goś po­wo­du nie­zbęd­na ozdo­ba. ―> Li­te­rów­ka.

 

za­le­wa­jąc do ko­stek ko­ry­ta­rze i po­miesz­cze­nia. ―> Ko­ry­ta­rze i po­miesz­cze­nia miały kost­ki?

 

Dzię­ki temu szedł dalej do przo­du… ―> Czy trze­ba za­zna­czać, że idzie się do przo­du/ przed sie­bie?

 

gdy im­plant-mózg wy­świe­tli­ły zmie­rzo­ne przez sen­so­ry od­le­gło­ści… ―> Chyba: …gdy im­plant-mózg wy­świe­tli­ł zmie­rzo­ne przez sen­so­ry od­le­gło­ści

 

Tak samo czar­na, takie same, choć lo­do­we, „gej­ze­ry”. Tak samo czar­na, takie same, choć lo­do­we, „gej­ze­ry”. ―> Dwa wiel­kie grzy­by w barsz­czu.

 

Joz nie po­czuł bólu, ale mimo to zgiął się w pół. ―> Joz nie po­czuł bólu, ale mimo to zgiął się wpół.

 

mó­wi­ło gło­sem wszyst­kich zna­nych Jo­zo­wi osób na raz. ―> …mó­wi­ło gło­sem wszyst­kich zna­nych Jo­zo­wi osób naraz.

 

Gdy mijał pa­tro­lu­ją­cych Mon­da­tów, chwy­cił jed­ne­go za rękę Za­ci­snął… ―> Brak krop­ki na końcu zda­nia.

 

Do tego te go­ją­ce się bli­zny po nie­uda­nej ope­ra­cji. ―> Bli­zny to ślady po za­go­je­niu się ran.

Pro­po­nu­ję: Do tego te go­ją­ce się rany po nie­uda­nej ope­ra­cji.

 

Jed­nak zo­bacz­my na to, co mogą zro­bić nasze na­pę­dy. ―> Można zo­ba­czyć coś, ale nie można zo­ba­czyć na coś.

Pro­po­nu­ję: Jed­nak zo­bacz­my to, co mogą zro­bić nasze na­pę­dy. Lub: Jed­nak spójrz­my na to, co mogą zro­bić nasze na­pę­dy.

 

zro­bić nasze na­pę­dy. Nasza wy­pra­wa… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Nasza wy­pra­wa za­ję­ła pra­wie trzy­sta wacht… ―> Chyba: Nasza wy­pra­wa trwa­ła pra­wie trzy­sta wacht

 

Zaj­mie to jakiś czas… ―> Po­trwa to jakiś czas

 

– Długo jesz­cze zaj­mie po­dróż do „ga­lak­ty­ki ludz­ko­ści”? ―> – Długo jesz­cze po­trwa po­dróż do „ga­lak­ty­ki ludz­ko­ści”?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję Ci, Reg, za ko­men­tarz i ła­pan­kę. Cie­szę się też, że po­mi­mo trud­nej war­stwy tech­nicz­nej, same przy­go­dy po­sta­ci do­star­czy­ły miłej roz­ryw­ki :)

A teraz cza­sow­nik “zająć” zo­sta­je do­pi­sa­ny do listy tych, któ­rych uży­cie trze­ba kon­tro­lo­wać w trak­cie pi­sa­nia.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

A She­za­ro­wie to nie lu­dzie byli? Swoją drogą za­wsze mam przy Two­ich opo­wia­da­niach dy­le­mat: to ko­lej­na od­sło­na tego sa­me­go uni­wer­sum, czy uni­wer­sum bar­dzo po­dob­ne, ale nie to samo. I naj­lep­sze jest to, że oba wa­rian­ty by­ły­by lo­gicz­ne :-)

Bar­dzo pro­szę, No­Whe­re­Ma­nie. I cie­szę się, że faj­nie pi­szesz. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Wilk-zi­mo­wy

Tak, to lu­dzie. Po­dob­nie jak czło­wie­kiem był byt cy­fro­wy z “Czło­wie­ka nad­świetl­ne­go” – a przy­naj­mniej się ta­ko­wym okre­ślał :) Ge­ne­ral­nie uni­wer­sum jest to samo, choć linia czasu jest mocno roz­cią­gnię­ta jeśli cho­dzi o opo­wia­da­nia. A i z pew­nych de­ta­li re­zy­gnu­ję, bo mogą wię­cej motać niż przy­bli­żać.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Mam takie py­tan­ko – kiedy bę­dzie można skła­dać pro­po­zy­cje do li­sto­pa­do­wych pió­rek?

Pew­nie przez li­sto­pa­do­wy po­czą­tek się za­wie­ru­szył, ale już jest ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Po­wtó­rzę po przed­pi­ś­cach: kawał po­rząd­ne­go sci-fi z roz­bu­do­wa­nym świa­tem. Le­gen­da o Duchu Łapim do­brze do­peł­nia tekst. Bar­dzo po­do­ba mi się ten ro­dzaj roz­po­czy­na­nia opo­wia­da­nia, który wy­bra­łeś: po­ka­za­nie akcji, a do­pie­ro póź­niej wy­ja­śnia­nie mo­ty­wa­cji po­sta­ci. Sza­cu­nek za wy­ko­na­nie trud­nej sceny obrad – mimo wielu po­sta­ci, ca­łość po­zo­sta­je zro­zu­mia­ła i dy­na­micz­na. Ge­ne­ral­nie, bu­du­jesz smut­ny świat, ale za­koń­cze­nie daje na­dzie­ję na lep­szą przy­szłość.

Nie czy­ta­łem ko­men­ta­rzy. Nie prze­pa­dam za sci-fi. Ale to opo­wia­da­nie z każ­dym zda­niem było lep­sze. Z po­cząt­ku mu­sia­łem przy­zwy­cza­ić się do ter­mi­no­lo­gii – to za każ­dym razem dzia­ła tak samo, naj­pierw nie­sa­mo­wi­cie mnie iry­tu­je, a póź­niej do­da­je nieco tego kli­ma­tu.

Nie wiem czy cze­goś tu bra­ko­wa­ło. Stwo­rzy­łeś świat, nada­łeś mu sza­le­nie in­try­gu­ją­cą i po­dziu­ra­wio­ną hi­sto­rię. Wrzu­ci­łeś bo­ha­te­ra z krwi i kości, dałeś mu mo­ty­wa­cje pro­ble­my… zresz­tą po co to wy­mie­niać. To jest chyba naj­lep­sze opo­wia­da­nie, jakie czy­ta­łem do tej pory na stro­nie. Na pewno jedno z naj­lep­szych.

Wła­ści­wie nie wiem co jesz­cze do­pi­sać, czuję po­trze­bę, żeby jesz­cze je jakoś po­chwa­lić, ale za­pew­ne bym się tylko po­wtó­rzył. Mogę tylko wspo­mnieć, że ostat­nio przez kilka czyn­ni­ków moje chęci na czy­ta­nie dra­stycz­nie spa­dły, ale chyba mnie na­re­pe­ro­wa­łeś, No­Whe­re­Ma­nie ;)

Nie mogę no­mi­no­wać do bi­blio­te­ki, ale chyba mogę zro­bić coś in­ne­go.

Te stat­ko­świa­ty sko­ja­rzy­ły mi się z pew­nym cy­klem Gene Wolfa, któ­re­go nie­ste­ty nie prze­czy­ta­łem w ca­ło­ści. Było tego kilka tomów. Tam też ludz­kość prze­mie­rza ko­smos w po­szu­ki­wa­niu nowej sie­dzi­by. O bat­tle star Ga­lac­ti­ca nie po­my­śla­łem – kli­mat nie pa­su­je. A do Wolfa ow­szem, jest nutka nie­sa­mo­wi­to­ści. Było tego kilka tomów.

To dzie­ło też za­słu­gu­je na for­mat po­wie­ścio­wy. Za­zdrosz­czę wy­obraź­ni tech­nicz­nej przy two­rze­niu na­zew­nic­twa róż­nych urzą­dzeń. Mi się to daje z wiel­kim bólem i mier­nym skut­kiem.

ANDO i Ma­Skrol

Dzię­ku­ję wam oboj­gu za ko­men­ta­rze i cie­sze się, że się spodo­ba­ło :)

 

Ni­kol­zol­lern

Pew­nie znaj­dzie się sporo po­wie­ści na temat po­dró­ży ludzi. Mnie oso­bi­ście naj­bar­dziej po­do­ba­ła się “Tau Zero” Poula An­der­so­na – tam też po­ja­wia się motyw pew­nej uciecz­ki przed koń­cem wszech­świa­ta (choć w innej wer­sji) :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Prze­kle­jam z bety opi­nię, żeby móc no­mi­no­wać:

 

Fa­bu­ła ukła­da­ją­ca się w ele­ganc­ki ciąg przy­czy­no­wo-skut­ko­wy. Hi­sto­ria przy­po­mi­na mi szka­tuł­kę, z któ­rej naj­pierw wy­cią­gasz bły­skot­ki (Dia, baśń o Duchu Łapim, Ma­gnas­fe­ra, te­fi­lin), pre­zen­tu­jesz je nam jak na­uczy­ciel dzie­ciom, po czym ro­bisz z nich uży­tek. Wszyst­ko ład­nie spla­ta się w ca­łość.

 

Dobry ba­lans ser­ce-mózg. Bo­ha­te­ro­wie mają świet­ną mo­ty­wa­cję, a tech­no­lo­gicz­ny beł­kot jest prze­pla­ta­ny ży­wy­mi uczu­cia­mi. Szcze­gól­nie ważne dla mnie, jako że tech­no­lo­gicz­ne nazwy i świa­to­twór­stwo nigdy mnie nie krę­ci­ły. Na szczę­ście z Jozem jako czło­wie­kiem można się utoż­sa­mić, a otocz­ka sci-fi nie zmie­nia faktu, że pod spodem wszy­scy je­ste­śmy tacy sami.

 

Po­ru­szo­ne te­ma­ty mo­ral­ne – czy lu­do­bój­stwo to zbyt wy­so­ka cena dla życia w uto­pii? Szko­da, że nie jest moc­niej pod­kre­ślo­ne, bo do­brze by to wy­glą­da­ło jako motyw prze­wod­ni tek­stu – ale nawet ledwo liź­nię­te in­try­gu­je.

 

Pod­su­mo­wu­jąc – świet­ny tekst, i mówię to, mimo że nie cier­pię sci-fi. Będę no­mi­no­wać do piór­ka.

 

Prze­czy­ta­łam nową wer­sję – zdzi­wi­ło mnie tro­chę, że frag­men­ty baśni o Duchu Łapim wcale nie brzmią jak baśń i to po­li­czy­ła­bym na mały minus (gdyby nie kur­sy­wa, to mo­gła­by być część tek­stu – nie zmie­ni­łeś wcale spo­so­bu pro­wa­dze­nia nar­ra­cji czy dia­lo­gów).

 

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Dzię­ki za be­to­wa­nie i no­mi­na­cję Kam_mod :)

Co do baśni – naj­wy­raź­niej będę mu­siał po­ćwi­czyć styl. Trze­ba do­pi­sać do listy wpra­wek.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Mel­du­ję, że bilet zo­stał ska­so­wa­ny.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

No to teraz cze­kać tylko na wyrok kon­duk­to­rów :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Witam! 

Na po­czą­tek odro­bi­nę po­mniej­sze­go cze­pial­stwa:

Bez jesz­cze kilku gło­sów nic nie zdzia­ła.

To nie jest nie­zręcz­ność, ale myślę, że "Bez kilku do­dat­ko­wych gło­sów nic nie zdzia­ła" brzmi le­piej. 

 

Sie­dze­nie we­zwa­nej wzle­cia­ło wy­so­ko nad głowy zgro­ma­dzo­nych.

Może le­piej "fotel" za­miast "sie­dze­nia"? Mnie "sie­dze­nie" ko­ja­rzy się z tył­kiem, więc wy­obra­zi­łem sobie… Mniej­sza o to co sobie wy­obra­zi­łem. Za­pew­ne nie­po­trzeb­nie się cze­piam, inni czy­tel­ni­cy nie mają ta­kich sko­ja­rzeń. 

 

Czuł opusz­cza­ją­cy go spo­kój w miarę za­ci­ska­nia prze­zeń pię­ści.

Po­tkną­łem się. Może le­piej pro­ściej:

"Czuł, że opusz­cza go spo­kój. Za­ci­snął pię­ści."

 

Wo­ko­ło nie­bie­skich, żół­tych czy po­ma­rań­czo­wych stru­mie­ni krą­ży­ły nie­prze­li­czo­ne punk­ci­ki

Dla­cze­go "czy", a nie po pro­stu "i"? 

 

– Do komór stazy! – padł roz­kaz przez im­plant-mózg.

Wo­lał­bym:

" – Do komór stazy! – im­plant-mózg prze­ka­zał roz­kaz."

Ale to może być tylko su­biek­tyw­na kwe­stia wy­czu­cia brzmie­nia, nie żaden błąd czy nie­zręcz­ność. 

Wy­wo­ła­na przez ro­ta­cję słaba i cha­otycz­na gra­wi­ta­cja czy­ni­ła po­ru­sza­nie nie­in­tu­icyj­nym

Wo­lał­bym:

"Po­ru­sza­nie się" 

 

Kiedy Joz za­mru­gał, te po­now­nie zło­ży­ły ofia­rę – umiesz­cza­jąc głowę w miej­sce jed­nej z dłoni.

Nie ka­pu­ję. Nie umiem sobie wy­obra­zić co te macki zro­bi­ły. 

 

– Do­kład­nie, try­bu­nie. Ma­gnas­fe­ra, napęd(+y) fa­zo­we i te­fi­li­ny.

Albo "napęd fa­zo­wy" 

 

Na razie tylko tyle, potem wrócę, ale muszę klik­nąć "go­to­we", bo stro­na lubi mi się sama prze­ła­do­wać i wtedy dupa zbita… 

 

 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Dzię­ki za uwagi, Thra­go­ne. Parę brzmi do­brze :) Cze­kam na dal­szą część ko­men­ta­rza :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Okej, już je­stem! 

Dobra, teraz ogól­nie o wra­że­niach. 

Po­mysł bar­dzo mi się po­do­ba. Flota ogrom­nych stat­ków, po­dró­żu­ją­ca przez prze­strzeń wraz z (czymś w ro­dza­ju czar­nej dziu­ry, za­mknię­tej w polu ma­gne­tycz­nym?) po­tęż­nym źró­dłem ener­gii, w wiecz­nym mroku, w bez­sku­tecz­nej po­go­ni za umie­ra­ją­cy­mi ga­lak­ty­ka­mi, zgu­biw­szy gdzieś po dro­dze przy­czy­nę i cel, a za­pew­ne także na­dzie­ję… Świet­ne, mocne, nie­zwy­kle prze­ma­wia­ją­ce do wy­obraź­ni. Wizja roz­ma­chem (wła­śnie roz­ma­chem, nie bo­gac­twem, na bo­gac­two nie wy­star­czy­ło miej­sca) za­pie­ra fotel i wbija w dech. Wszyst­ko tu pięk­nie po­my­śla­ne i skon­stru­owa­ne – za­rów­no na po­zio­mie ma­kro­ska­lo­we­go świa­to­twór­stwa, jak i ka­me­ral­nych, oso­bi­stych dra­ma­tów bo­ha­te­rów, pod wzglę­dem fa­bu­ły i ła­dun­ku emo­cjo­nal­ne­go, byłby to ka­pi­tal­ny tekst.

No wła­śnie – byłby (choć i tak jest bar­dzo dobry) 

Bo mam tro­chę jak Fin­kla – widzę szkie­let, wspa­nia­ły szkie­let, ale goły, po­zba­wio­ny waż­nych ozdób, de­ta­li, bo­ga­tej za­war­to­ści, pięk­nej obu­do­wy. Albo jak chce Fin­kla – fla­ków. 

W przy­pad­ku in­nych Two­ich tek­stów (chyba głów­nie jeśli cho­dzi o "Czło­wie­ka Nad­świetl­ne­go" krę­ci­łem nosem na zbyt ob­szer­ną pre­zen­ta­cję świa­ta i po­my­słu, a za mało fa­bu­lar­ne­go mięsa. Ale trud­no trak­to­wać to jako obiek­tyw­ny za­rzut. Po pro­stu taki masz styl – może się po­do­bać, albo nie. 

Jed­nak tutaj bra­ku­je mi w za­sa­dzie wszyst­kie­go. To zna­czy nie bra­ku­je żad­ne­go ele­men­tu, ale każ­de­go z nich chcia­ło­by się wię­cej. Wię­cej świa­ta, bo tak na­praw­dę jedna od­po­wiedź kreu­je dwie ko­lej­ne ta­jem­ni­ce. Wię­cej bo­ha­te­rów, zwłasz­cza w kon­tek­ście dzie­ci Jo­ze­go i Giny (i ich in­wa­lidz­twa/zdol­no­ści). Wię­cej fa­bu­ły, bo mam wra­że­nie że sporo tu skró­tów – jakoś umknął mi na przy­kład powód, dla któ­re­go tak łatwo od­na­le­zio­no i do­le­cia­no do ga­lak­ty­ki z pro­to­ty­pem Ma­gnas­fe­ry zwłasz­cza, że wy­da­wa­ło mi się, iż na­mie­rze­nie ja­kiej­kol­wiek ga­lak­ty­ki jest pra­wie nie­wy­ko­nal­ne, a lot trwał­by po­ko­le­nia. Z lek­tu­ry ko­men­ta­rzy do­wie­dzia­łem się co naj­praw­do­po­dob­niej za­ata­ko­wa­ło bo­ha­te­rów na wraku sta­cji ko­smicz­nej, ale po co taka jatka – nie mam po­ję­cia. Po co te trupy? Nie wy­star­czy­ło chwy­cić Joza i zro­bić mu… No to co zro­bio­no? 

Nie­ja­sno­ści (we­dług mnie) jest tam cał­kiem sporo. Nie dla­te­go, że zro­bi­łeś coś nie tak, albo dla­te­go, że fa­bu­ła jest nie­zro­zu­mia­ła, ale po pro­stu… 

Po pro­stu to jest ma­te­riał po­wie­ścio­wy. Za­pa­ko­wa­nie go do roz­mia­rów opo­wia­da­nia zro­bi­ło mu krzyw­dę. Nie jakąś ogrom­ną, bo to wciąż bar­dzo dobry tekst. Ale po­wie­ścią byłby to­tal­nie zna­ko­mi­tą. Teraz dusi się i za­pa­da pod wła­sną gra­wi­ta­cją. Po­wi­nie­neś po­zwo­lić mu eks­plo­do­wać po­wie­ścio­wą su­per­no­wą. 

Po­zdra­wiam! 

Po­zdra­wiam! 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Dzię­ki za kom­plet­ny ko­men­tarz, Thar­go­nie :)

Czy kie­dyś ten po­mysł eks­plo­du­je jako su­per­no­wa książ­ko­wa? Zo­ba­czy­my. Na­to­miast co do opo­wia­da­nia to widzę jesz­cze dal­sze pole do po­pra­wy u sie­bie. Bo sam lubię czy­tać tek­sty o od­je­cha­nych rze­czach, kul­tu­rach czy da­le­kich miej­scach, gdzie autor w nie­wie­lu zna­kach po­ka­zał coś nie­sa­mo­wi­te­go. Ko­ja­rzą mi się tutaj dzie­ła Clar­ke’a czy He­in­le­ina. Cie­szę się, że wy­wo­ła­łem głód więk­szej ilo­ści in­for­ma­cji o Flo­cie i bo­ha­te­rach, ale de­fi­ni­tyw­nie Cie­bie (czy Fin­klę) zo­sta­wi­łem ze zbyt wiel­kim na końcu. Cóż prak­ty­ka czyni mi­strza, więc mam na­dzie­ję, że ko­lej­ny tekst może bar­dziej go za­spo­koi :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Ale ze zbyt wiel­kim czym zo­sta­łam? Bo mnie to cie­ka­wi. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ale ze zbyt wiel­kim czym zo­sta­łam? Bo mnie to cie­ka­wi. ;-)

Gło­dem in­for­ma­cji, opi­sów, cha­rak­te­ry­za­cji itd. Chcia­łaś wię­cej, a tu tylko szkie­let. Żeby cho­ciaż wą­trób­kę miał :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Tutaj głód in­for­ma­cji, a pod tek­stem Dogs sza­le­ją głod­ne py­ta­nia i gry­zą­ce su­mie­nie. Chyba pójdę po pącz­ka. 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Mniam :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Przy tylu ko­men­ta­rzach pew­nie nie będę jakoś szcze­gól­nie ory­gi­nal­ny i wiele moich prze­my­śleń po­wtó­rzy się z opi­nia­mi przed­pi­ś­ców, ale co tam. Taki już urok ko­men­to­wa­nia z po­śli­zgiem. :)

Przy lek­tu­rze tego opo­wia­da­nia przede wszyst­kim zwra­ca uwagę bar­dzo bo­ga­ty, pełny w pew­nym sen­sie świat. Jest on tutaj czymś w ro­dza­ju broni obo­siecz­nej, ta­kiej, która może do­się­gnąć i czy­tel­ni­ka… i au­to­ra. :)

Świat ten spra­wia wra­że­nie nieco “sku­lo­ne­go”, ci­snąc się nie­mi­ło­sier­nie w okre­ślo­nym li­mi­cie, a jed­no­cze­śnie wo­ła­jąc raz za razem o do­dat­ko­we kilka, kil­ka­na­ście, a może i kil­ka­dzie­siąt ty­się­cy zna­ków. Co cie­ka­we, nie prze­szka­dza to w jakiś istot­ny spo­sób w samej lek­tu­rze. Ra­czej robi wra­że­nie, po­ka­zu­jąc roz­mach kon­cep­cji i kon­struk­cji, któ­rych, jak się zdaje, wy­star­czy­ło­by i na po­wieść. Przede wszyst­kim zaś cie­ka­wi, dla­te­go to wo­ła­nie o do­dat­ko­we znaki po­ja­wia się nie tylko ze stro­ny sa­me­go opo­wia­da­nia, ale i czy­tel­ni­ka, który chęt­nie po­znał­by bli­żej pewne ele­men­ty i zda­rze­nia z racji li­mi­tu je­dy­nie w tek­ście na­kre­ślo­ne.

Pi­sa­łem o broni obo­siecz­nej, więc wy­pa­da­ło­by wspo­mnieć i dwa zda­nia o za­gro­że­niu dla au­to­ra. Z li­mi­tem po­ra­dzi­łeś sobie wcale nie­źle. Tekst wy­ma­ga od czy­tel­ni­ka spo­rej kon­cen­tra­cji, bo też i ten roz­mach, o któ­rym wspo­mnia­łem, spra­wia, że nie­któ­re po­my­sły mu­sia­łeś upchnąć czy ob­ja­śnić w le­d­wie kilku zda­niach. Dla czy­ta­ją­cych jest to wy­raź­ny sy­gnał: Skup się! Nie bę­dzie po­wol­ne­go spa­ce­ru przez świat, cier­pli­we­go ob­ja­śnia­nia i wska­zy­wa­nia wszyst­kie­go pal­cem. Dwa, trzy zer­k­nię­cia, jedno zda­nie ob­ja­śnie­nia i pę­dzi­my dalej. :) Ry­zy­ku­jesz w ten spo­sób taki dość na­tu­ral­ny za­rzut “zbyt bo­ga­tej ofer­ty wy­ciecz­ko­wej” w od­nie­sie­niu do prze­wi­dzia­ne­go na nią czasu. :)

Dru­gim, z mojej per­spek­ty­wy nie­zwy­kle istot­nym ele­men­tem Two­je­go tek­stu, są emo­cje. Się­gasz po dosyć pro­ste sche­ma­ty, ale takie, które do­sko­na­le tutaj pa­su­ją i robią na­praw­dę sporą ro­bo­tę. Żaden, nawet naj­bar­dziej efek­tow­ny świat nie obro­ni się bez ele­men­tu “ludz­kie­go”. To nie muszą być sami lu­dzie, wy­star­czy, że będą znane lu­dziom dy­le­ma­ty i emo­cje. Takie, które przy­wią­żą czy­tel­ni­ka do tek­stu, za­an­ga­żu­ją go w pe­wien spo­sób w losy bo­ha­te­rów i przed­sta­wia­nych zda­rzeń, przez co i sam świat wyda się bar­dziej in­te­re­su­ją­cy, bo też nie bę­dzie on już tylko cie­ka­wą, co praw­da, ale jed­nak obcą kon­struk­cją, ale czymś, do czego można się “prze­nieść”, spoj­rzeć na wszyst­ko “od środ­ka” z taką fajną re­flek­sją, że nawet świat zu­peł­nie inny od na­sze­go kryje w sobie tak “swoj­sko” ludz­kie emo­cje.

Sło­wem, choć szar­żu­jąc z roz­ma­chem za­or­dy­no­wa­łeś swo­je­mu świa­tu ostrą dietę, to czyta się Twoje opo­wia­da­nie na­praw­dę faj­nie, ra­czej z lek­kim żalem, że za­bra­kło miej­sca i czasu na taki pełen “spa­cer” niż po­czu­ciem za­gu­bie­nia w świe­cie rzu­ca­ją­cym swoim ogro­mem wy­zwa­nie li­mi­to­wi zna­ków.

A pi­sząc wprost: bar­dzo dobry tekst. Może nie do obia­du, bo swoim roz­ma­chem nie po­zwa­lasz nawet zer­k­nąć w ta­lerz, ale już do ko­la­cji w sam raz. :-)

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Dzię­ki za ko­men­tarz CMie. Parę myśli na­praw­dę cel­nych i cie­ka­wych – zwłasz­cza ta ze zbyt bo­ga­tą ofer­tą wy­ciecz­ko­wą :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Wy­wo­ła­na przez ro­ta­cję słaba i cha­otycz­na gra­wi­ta­cja czy­ni­ła po­ru­sza­nie się nie­in­tu­icyj­nym.

Tu zdaje się jest błąd. Gra­wi­ta­cja nie jest wy­wo­ły­wa­na przez ro­ta­cję. Siła cięż­ko­ści po czę­ści tak, ale nie gra­wi­ta­cja.

Joz za­nu­rzył rękę w skro­plo­nych ga­zach o kon­sy­sten­cji mazi.

Tu też chyba fi­zy­ka/na­zew­nic­two szwan­ku­je. Skro­plo­ny gaz jest w isto­cie cie­czą, a maź to już po­wo­li pod ciało stałe pod­cho­dzi.

 

Poza tym to przy­łą­czam się do po­chwał. Bar­dzo do­brze na­pi­sa­ne i do­piesz­czo­ne ję­zy­ko­wo. Tekst nie cią­gnie się, nie dłuży, wcią­ga i trzy­ma do końca.

Z oceną się na razie wstrzy­mam. Zo­ba­czę, ile z tego opo­wia­da­nia zo­sta­nie mi w gło­wie po kilku dniach.

 

Ocena: 5.3/6

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Dzię­ki za ko­men­tarz, Chro­ści­sko. Też je­stem cie­ka­wy, ile zo­sta­nie po tym tek­ście za jakiś czas :)

Co do uwag.

Tu zdaje się jest błąd. Gra­wi­ta­cja nie jest wy­wo­ły­wa­na przez ro­ta­cję. Siła cięż­ko­ści po czę­ści tak, ale nie gra­wi­ta­cja.

Ro­ta­cja jest aku­rat jedną z metod wy­wo­ły­wa­nia “sztucz­nej gra­wi­ta­cji”. Masz więc rację, że to nie jest ta praw­dzi­wa. Do­rzu­cę od­po­wied­ni przy­miot­nik ;)

Tu też chyba fi­zy­ka/na­zew­nic­two szwan­ku­je. Skro­plo­ny gaz jest w isto­cie cie­czą, a maź to już po­wo­li pod ciało stałe pod­cho­dzi.

Tutaj aku­rat efekt jest za­mie­rzo­ny. Tem­pe­ra­tu­ra na po­kła­dzie jest bo­wiem tak niska, że skro­plo­ne gazy już czę­ścio­wo są cia­łem sta­łym. Stąd coś “ma­zio­we­go” – ni to do końca płyn, ni ciało stałe. Przy­zna­ję, że to było naj­lep­sze słowo, które mi przy­szło na myśl w kwe­stii opisu, ale je­stem otwar­ty na inne pro­po­zy­cje.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Su­ge­styw­ne!

Kli­ma­tycz­ne!!

I cie­ka­we :)!!!

Śmierć ciepl­na Wszech­swia­ta za pro­giem?

Je­dy­ne, do czego bym się do­cze­pił, to fakt, że tak łatwo Za­kon­ni ły­ka­ją wszyst­kie no­win­ki. Szmat czasu po­dró­żu­ją, zdaje im się, że Ma­gnas­fe­ra to pępek (wszech)świa­ta, a tu łup – Ga­lak­ty­ka, a tu łup – obcy, a tu łup – inne ga­lak­ty­ki. A oni nad tym prze­cho­dzą do po­rząd­ku dzien­ne­go, jakby im kto nowy model smart­fo­na pro­po­no­wał. Ale to pew­nie limit… Tro­chę szko­da.

A z cze­pial­stwa szcze­gó­ło­we­go (i od razu za­zna­czę, że nie wiem, czy na pewno mam rację – to ra­czej takie wra­że­nia ar­ty­stycz­ne):

– “ośle­pie­niem przez stru­mień czą­stek” – hm, ośle­pio­nym można zo­stać przez świa­tło, czyli fo­to­ny; ale Twoje “cząst­ki” fo­to­na­mi ra­czej nie są; ergo – ośle­pie­ni mogą zo­stać w wy­ni­ku od­dzia­ły­wa­nia czą­stek z… czymś (in­ny­mi cząst­ka­mi czy po­la­mi);

– “Sen­so­ry ter­micz­ne nic nie wi­dzia­ły, po­dob­nie jak de­tek­to­ry pro­mie­nio­wa­nia” – cie­pło to też pe­wien ro­dzaj pro­mie­nio­wa­nia, czyli wy­cho­dzi masło ma­śla­ne;

– “moż­li­wej tra­jek­to­rii or­bi­ty” – wszak or­bi­ta jest pewną tra­jek­to­rią?;

– “nawet jak te od­da­la­ły się od sie­bie” – co wy z tym “jak”? “gdy od­da­la­ły się”;

– “po­ja­wił się utka­ny z fo­to­nów panel z ho­lo­przy­ci­skiem” – po­nie­waż fo­to­ny są cząst­ka­mi bez­ma­so­wy­mi, trud­no by­ło­by z nich zro­bić przy­cisk, który da się “wci­snąć”; ra­czej jego pewne wy­obra­że­nie.

 

W każ­dym razie – bar­dzo dobre! Wię­cej ta­kie­go SF pro­szę :)!

 

A poza kon­kur­sem – Ni­kol­zol­lern mówi chyba o “Księ­dze Krót­kie­go Słoń­ca” Wolfe’a.

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Dzię­ki za ko­men­tarz, Sta­ru­chu :)

Przy­zna­ję, że przy koń­ców­ce skró­ci­łem. Tak, de­ba­ta o tym wszyst­kim po­win­na być dłuż­sza, wy­ma­ga­ła­by ana­liz itp. Po­sta­wi­łem, że czy­tel­ni­cy wy­czu­ją, że Flota jest jed­nak głod­na na­dziei i w związ­ku z tym zna­le­zi­ska Joza zo­sta­ną przej­dą bar­dziej gład­ko niż zwy­kle :)

Co do cze­pial­stwa szcze­gó­ło­we­go:

ośle­pio­nym można zo­stać przez świa­tło, czyli fo­to­ny; ale Twoje “cząst­ki” fo­to­na­mi ra­czej nie są

Foton to też cząst­ka :) I też może być emi­to­wa­na z ta­kie­go gej­ze­ra. Choć przy­zna­ję, ze cho­dzi­ło mi bar­dziej o efekt ar­ty­stycz­ny :)

cie­pło to też pe­wien ro­dzaj pro­mie­nio­wa­nia, czyli wy­cho­dzi masło ma­śla­ne;

Praw­da, ale mamy też wiele ro­dza­jów czuj­ni­ków wy­kry­wa­ją­cych wiele róż­nych czę­sto­tli­wo­ści. Z re­gu­ły osoby nie­za­zna­jo­mio­ne z fi­zy­ką widza jako “pro­mie­nio­wa­nie” jego jo­ni­zu­ją­cą część. Więc po­sze­dłem tutaj na skró­ty.

wszak or­bi­ta jest pewną tra­jek­to­rią?

Za­le­ży, co na nią wpły­wa. Mógł się po­ja­wić obiekt, który by ją znie­kształ­cał.

po­nie­waż fo­to­ny są cząst­ka­mi bez­ma­so­wy­mi, trud­no by­ło­by z nich zro­bić przy­cisk, który da się “wci­snąć”; ra­czej jego pewne wy­obra­że­nie

Racja. Po­now­nie to skrót my­ślo­wy z mojej stro­ny.

A poza kon­kur­sem – Ni­kol­zol­lern mówi chyba o “Księ­dze Krót­kie­go Słoń­ca” Wolfe’a.

O, dzię­ki. Szu­ka­łem z po­cząt­ku, ale nie po­tra­fi­łem nic zna­leźć.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Po­do­ba­ło mi się, choć myślę, że limit tro­chę tu za­szko­dził. Wiem, że in­fo­dum­py nie są ge­ne­ral­nie mile wi­dzia­ne, ale tro­chę mi za­bra­kło szer­sze­go opisu tego świa­ta. Gnasz z tą opo­wie­ścią z pręd­ko­ścią nie­mal nad­świetl­ną, a to wy­ma­ga od czy­tel­ni­ka szcze­gól­ne­go sku­pie­nia, żeby za tobą na­dą­żyć. Jeśli na do­da­tek czy­tel­nik nie jest zbyt bie­gły w na­ukach ści­słych, może mieć pro­blem.

Bro­nisz się bar­dzo ludz­ki­mi pro­ble­ma­mi. Gdzieś mi chyba naj­moc­niej utkwił w pa­mię­ci wątek córki głów­ne­go bo­ha­te­ra, dziec­ka, które nie pa­su­je do tej spo­łecz­no­ści i praw­do­po­dob­nie czeka je śmierć.

W ogóle ja­kieś to strasz­nie smut­ne, prze­my na­przód, dążąc do ja­kie­goś celu, albo może przed czymś ucie­ka­jąc i pew­nym mo­men­cie oka­zu­je się, że już wła­ści­wie nie wiemy, dla­cze­go to ro­bi­my. Nawet za­koń­cze­nie nie za­brzmia­ło mi opty­mi­stycz­nie. Nie je­stem do końca pewna, czy to co od­kry­li jest dla nich dobre. Jakoś tak to dwu­znacz­nie na­pi­sa­łeś.

Ge­ne­ral­nie z lek­tu­ry je­stem za­do­wo­lo­na. Nie­zły kon­cert fa­jer­wer­ków. :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Dzię­ki za ko­men­tarz, Ir­ka­_Luz :)

Nie je­stem do końca pewna, czy to co od­kry­li jest dla nich dobre. Jakoś tak to dwu­znacz­nie na­pi­sa­łeś.

Na pewno daje im jakąś na­dzie­ję. Ale na pewno do happy endu, jeśli kie­dy­kol­wiek na­stą­pi, de­fi­ni­tyw­nie da­le­ko.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

– Witaj, tato. Jak wi­dzisz[+,] je­stem już go­to­wa do ope­ra­cji – za­czę­ła dziew­czyn­ka.

In­te­re­su­ją­ce opo­wia­da­nie. Kli­ma­tycz­ne i wcią­ga­ją­ce. Ład­nie opro­wa­dzasz po stwo­rzo­nym świe­cie, czyta się świet­nie.

Nie do końca ku­pu­ję de­cy­zje za­rzą­dza­ją­cych – wy­da­ją mi się po­dej­mo­wa­ne zbyt łatwo, zbyt szyb­ko, a prze­cież jest bar­dzo dużo do stra­ce­nia. Nie pa­mię­ta­ją, dla­cze­go ucie­ka­ją, ale robią to od po­ko­leń i chyba mu­sia­ło to być coś waż­ne­go. Mają ogra­ni­czo­ne za­so­by, a de­cy­du­ją się na wy­ciecz­kę w prze­szłość wła­ści­wie bez więk­szych opo­rów.

Re­la­cja oj­ciec – córka jest bar­dzo do­brze wy­tłu­ma­czo­na lo­gicz­nie, ale z dru­giej stro­ny za­bra­kło mi emo­cji, jakoś tego nie po­czu­łam.

No, cze­goś się trze­ba było przy­cze­pić :P

Ogól­nie fajne, po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i no­mi­na­cję, Anet :)

Cóż, obie wy­mie­nio­ne wady to ele­ment tempa. Dużo do po­ka­za­nia, mało miej­sca. Mea culpa, ale na­stęp­nym razem, już bez ogra­ni­czeń, po­sta­ram się le­piej takie rze­czy ująć.

I cie­sze się, ze fi­nal­nie i tak się po­do­ba­ło :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

:)

Przy­no­szę ra­dość :)

Prze­cież to cała po­wieść jest, skom­pre­so­wa­na dzie­się­ciok­tot­nie.

Eks­trakt space opery.

Aby czer­pać przy­jem­ność, trze­ba prze­czy­tać dzie­sięć razy.

Co­najm­niej.

 

Twoja wizja przy­tła­cza, jest gi­gan­tycz­na jak wszech­świat, a jed­no­cze­śnie za­wie­ra i pod­kre­śla naj­waż­niej­sze war­to­ści po­je­dyn­cze­go czło­wie­ka.

 

Cięż­kie w czy­ta­niu, tak jak trud­ny do prze­łknię­cia jest spi­ry­tus. Ale łatwo się nim upić.

 

Po pierw­szym czy­ta­niu, nie mam nic wię­cej do do­da­nia.

No może tylko: “na­pisz po­wieść”.

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Dzień dobry. To opo­wia­da­nie po­do­ba mi się oraz nie po­do­ba mi się :P

Głów­ny, że się tak wy­ra­żę, plot, jest świet­ny. Jest ko­smicz­nie, jest roz­mach, jest FI, jest SCI. Fa­bu­ła się trzy­ma i jest in­te­re­su­ją­ca. 

Ale moim zda­niem ta­kich hi­sto­rii nie po­win­no się wpy­chać w kon­wen­cję opo­wia­da­nia, taka kom­pre­sja to grzech.

Bo na przy­kład: nie zdą­ży­łem po­znać i po­czuć cze­go­kol­wiek do bo­ha­te­rów (wątek córci – sorry – nie ku­pi­łem). Kiedy za­czą­łem się jakoś usa­da­wiać w sce­no­gra­fii Floty i świa­to­stat­ków, mu­sia­łem już le­cieć dalej.

Scena w sta­cji ko­smicz­nej za­czę­ła się roz­krę­cać – wziuu je­ste­śmy już z po­wro­tem we Flo­cie.

W tym wszyst­kim wy­kwi­ty dość dys­kret­nych, ale jed­nak – in­fo­dum­pów wy­mu­szo­nych kom­pre­sją wła­śnie.

 

Trud­no mi się od­nieść do stylu i tego, jak to jest na­pi­sa­ne. Są mo­men­ty, kiedy idzie gład­ko i jest su­ge­styw­nie, ob­ra­zo­wo, są takie, gdzie się gubię i brnę z tru­dem. 

Sza­cu­ne­czek za tę pracę, nie ma co, to jest duże i robi wra­że­nie, jed­nak za­słu­gu­je na dłuż­szą formę. 

Ser­decz­no­ści, Ło­siot. 

 

Co tu dużo mówić. Na­tłok in­for­ma­cji, wizja tyleż sze­ro­ka co i głę­bo­ka, fa­bu­ła odro­bi­nę się w tym wszyst­kim gubi. Mach­nął­byś książ­kę i wszy­scy by­li­by za­do­wo­le­ni :D

Wcią­gnę­ło mnie, bar­dzo szyb­ko, nie­mal od razu i nie wy­plu­ło, póki nie do­le­cia­łam jak strza­ła do końca. Nie czy­tam zwy­kle hard sci-fi (czy to jest hard…? chyba nie:)), po­nie­waż nie od­naj­du­ję się w na­war­stwie­niu cięż­kich ter­mi­nów, fi­zy­ki (jeśli ktoś sili się na pier­wia­stek wia­ry­god­no­ści), ma­te­ma­ty­ki, a tutaj – jak np.w Diu­nie – prze­łknę­łam te Ma­gnos­fe­ry, nie mając po­ję­cia o czym czy­tam i żyję, nie­zmier­nie usa­tys­fak­cjo­no­wa­na z lek­tu­ry. Kli­mat ko­ja­rzył mi się z róż­ny­mi fil­ma­mi sci-fi (te uwiel­biam), z tymi lep­szy­mi.

Nie zro­zu­mia­łam także roz­mia­ru pro­ble­mu z Ga­lak­ty­ka­mi, czego w sumie chciał ten byt (wy­da­wał się wku­rzo­ny, a oni osta­tecz­nie to olali), dla­cze­go chciał, by za­bi­li “bez­stru­now­ców”?

Nie, nie mu­sisz od­po­wia­dać (może na to ostat­nie :P), za jakiś czas wrócę do lek­tu­ry, może do­strze­gę wię­cej szcze­gó­łów :)

Cy­tu­jąc czę­ścio­wo Cie­bie, No­Whe­re­Ma­nie: zja­wi­sko­wy kon­cert fa­jer­wer­ków, szko­da tylko że taki krót­ki.

Dzię­ku­ję Wam wszyst­kim za ko­men­ta­rze i uwagi :)

We wszyst­kich trzech prze­ja­wia się ta sama uwaga o tem­pie i moc­nej syn­te­zie. Cóż, muszę się zgo­dzić. Opo­wia­da­nie nie­wąt­pli­wie po­ka­zu­je tylko frag­ment ca­ło­ści i chyba po­ka­za­łem aż za dużo, bo wielu od­cho­dzi głod­ny­mi.

 

Fi­zy­k111

No może tylko: “na­pisz po­wieść”.

Może kie­dyś się uda ;)

 

Ło­siot

W tym wszyst­kim wy­kwi­ty dość dys­kret­nych, ale jed­nak – in­fo­dum­pów wy­mu­szo­nych kom­pre­sją wła­śnie.

Aku­rat uwa­żam, że pewne in­fo­dum­py są nie­kie­dy ko­niecz­no­ścią. Cza­sem le­piej wy­ło­żyć czy­tel­ni­ko­wi “kawę na ławę” niż czaić się z czymś do sa­me­go końca, bo nie ma oka­zji tego wy­ja­śnić do końca. Choć zga­dzam się też, że nad­miar ich po­tra­fi za­szko­dzić. Że wspo­mnę tylko Da­vi­da We­be­ra i na­mięt­ne sto­so­wa­nie prze­zeń liczb i do­kład­nych opi­sów tech­nicz­nych (które po szcze­gó­ło­wym ba­da­niu można o kant czte­rech liter roz­bić, takie są praw­do­po­dob­ne).

 

Arya

Nie zro­zu­mia­łam także roz­mia­ru pro­ble­mu z Ga­lak­ty­ka­mi, czego w sumie chciał ten byt (wy­da­wał się wku­rzo­ny, a oni osta­tecz­nie to olali), dla­cze­go chciał, by za­bi­li “bez­stru­now­ców”?

Nie, nie mu­sisz od­po­wia­dać (może na to ostat­nie :P),

Zgod­nie z proś­bą od­po­wiem pro­sto na ostat­nie – bo nie chciał, by przy­po­mnie­li sobie, dla­cze­go lecą. Jesz­cze by kon­ty­nu­owa­li po­dróż ;) Plus, je­śli­by zro­bi­li to wła­sny­mi rę­ka­mi, przy­pie­czę­to­wa­li­by swą de­cy­zję “zbrod­nią”. Sy­tu­acja ana­lo­gicz­na do tych, gdy nisko po­sta­wio­nym bun­tow­ni­kom ofe­ru­je się amne­stię, ale na­ka­zu­je wy­ko­na­nie eg­ze­ku­cji na wyżej po­sta­wio­nych człon­kach. I tak, to ostat­nie wy­tłu­ma­cze­nie po­win­no pew­nie być w tek­ście ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nie będę tu ory­gi­nal­ny, też po­czu­łem wi­szą­cy nad opo­wia­da­niem limit, ale ra­czej zo­ba­czy­łem go na su­wa­ku. Mniej wię­cej w mo­men­cie gdy bo­ha­te­ro­wie wró­ci­li do świa­ta, w któ­rym spo­tka­li ta­jem­ni­czy byt po­my­śla­łem sobie, że tak wiele jesz­cze zo­sta­ło do po­wie­dze­nia, a miej­sca tak mało. Po za­koń­cze­niu nie czu­łem jed­nak nie­do­sy­tu. 

 

Świat jest fak­tycz­nie bar­dzo bo­ga­ty i aż prosi się o dal­sze roz­wi­nię­cie. Na szczę­ście in­for­ma­cje po­da­wa­ne są w taki spo­sób, że wszyst­ko po­wo­li ukła­da się w spój­ną ca­łość. Wizja od­cię­tych od świa­ta i po­zo­sta­wio­nych w nie­wie­dzy no­ma­dów jest bar­dzo wy­ra­zi­sta i sta­no­wi do­sko­na­łą oś na­pę­do­wą. Wizja floty i stat­ko­świa­tów na pierw­szy rzut oka sko­ja­rzy­ła mi się z Qu­aria­na­mi z gier Mass Ef­fect.

 

In­try­gu­ją­cy wy­da­wał mi się już sam tytuł i gdy tylko go zo­ba­czy­łem, od razu chcia­łem za­brać się za czy­ta­nie, ale oczy­wi­ście za­bra­kło mi na to czasu. Przez cały czas mia­łem go jed­nak z tyłu głowy. 

 

 

 

Dzię­ki za ko­men­tarz, Fla­dri­fie. Cie­sze się, że tekst się po­do­bał, a tytuł za­padł w pa­mięć :)

Wizja floty i stat­ko­świa­tów na pierw­szy rzut oka sko­ja­rzy­ła mi się z Qu­aria­na­mi z gier Mass Ef­fect.

Po­wiem szcze­rze, ze mi ani razu Qu­aria­nie nie przy­szli do głowi, a prze­cież to takie oczy­wi­ste! Ale fakt fak­tem, że z serią ME nie za bar­dzo się lubię od czasu pew­ne­go za­koń­cze­nia try­lo­gii ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Fa­bu­ła: Hi­sto­ria za­pre­zen­to­wa­na na wielu war­stwach: mamy tu ojca za­tro­ska­ne­go o bar­dzo nie­pew­ną przy­szłość córki, a przy­szłość spo­łe­czeń­stwa, w któ­rym funk­cjo­nu­ją, wcale pew­niej­sza nie jest. Do tego w tle mamy sym­bo­licz­ną opo­wieść o za­mierz­chłej prze­szło­ści cy­wi­li­za­cji. Przy pro­wa­dze­niu akcji widać róż­no­ra­kie in­spi­ra­cje, choć tekst to scien­ce-fic­tion, mo­men­ta­mi można do­pa­trzyć się tutaj (przy­naj­mniej w moim od­czu­ciu) nar­ra­cji wła­ści­wej dzie­łom high fan­ta­sy. Za­koń­cze­nie jest opty­mi­stycz­ne, i to faj­nie wpi­sa­ło się w całą hi­sto­rię. Ogó­łem ca­łość była ra­czej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca, choć nie­któ­re mo­men­ty wy­da­wa­ły się mocno skom­pre­so­wa­ne.

Ory­gi­nal­ność: Mamy tutaj cie­ka­wą mie­szan­kę. Ter­mi­no­lo­gia zo­sta­ła przed­sta­wio­na w cha­rak­te­ry­stycz­ny spo­sób, przez omi­nię­te zo­sta­ły na­zew­ni­cze qu­asi-na­uko­we ba­na­ły, które cza­sa­mi to­wa­rzy­szą space ope­rom. Mocno wi­docz­ne są też in­spi­ra­cje re­li­gij­ne (za­ko­ny, te­fi­lim). Spodo­ba­ło mi się da­le­kie wy­bie­gnię­cie w przy­szłość, w późny, ga­sną­cy wszech­świat, gdzie prze­szła toż­sa­mość ule­gła roz­ma­za­niu, a przy­szłość wa­run­ku­ją trud­ne de­cy­zje w ob­li­czu kry­zy­su ener­ge­tycz­ne­go. Nie­któ­re ele­men­ty świa­ta przed­sta­wio­ne­go ode­bra­łem jed­nak jako na­zbyt ana­chro­nicz­ne, choć­by spo­ży­wa­nie al­ko­ho­lu przez bo­ha­te­rów (w sta­nie ta­kie­go za­awan­so­wa­nia trud­no mi uwie­rzyć, że lu­dzie, nawet ci naj­bar­dziej tra­dy­cjo­nal­ni, nie po­rzu­ci­li­by go na rzecz "umi­la­czy" po­zba­wio­nych tak licz­nych efek­tów ubocz­nych) czy po­da­nie sty­mu­lan­tów w krwio­bieg – to nie wy­wo­ła­ło­by na­tych­mia­sto­we­go efek­tu, bo sub­stan­cja mu­sia­ła­by naj­pierw po­ko­nać ba­rie­rę krew-mózg, myślę, że można było tu po­ku­sić się o opi­sa­nie cze­goś in­ne­go, na przy­kład po­da­nia do­mó­zgo­we­go lub uspraw­nio­nej wer­sji bez­po­śred­niej sty­mu­la­cji elek­tro­da­mi (fu­tu­ry­sty­cze Deep Brain Sti­mu­la­tion), zwłasz­cza że po­sta­ci są wy­po­sa­żo­ne w in­ter­fej­sy mózg-kom­pu­ter.

Styl: Wpro­wa­dze­nie spe­cy­ficz­ne­go ję­zy­ka we frag­men­tach baśni go ubo­ga­ci­ło, w ba­zo­wej nar­ra­cji styl był wy­star­cza­ją­co dy­na­micz­ny i emo­cjo­nal­ny. Nie spodo­bał mi się je­dy­nie w tym frag­men­cie, w któ­rym bo­ha­te­ro­wie wy­bie­ra­ją się do wnę­trza opusz­czo­nej sta­cji, użyte tam zwro­ty i spo­sób opisu sce­ne­rii w moim od­czu­ciu trą­cił nieco sztam­po­wym space hor­ro­rem.

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Dzię­ki za bar­dzo szcze­gó­ło­wą ocenę i zbiór uwag do prze­my­śle­nia, Wic­ke­dzie :) Po­my­ślę zwłasz­cza nad tymi od­no­śnie ana­chro­ni­zmów.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Mnie naj­bar­dziej po­do­ba­ło się to, że tekst nie ma rąk i nóg, ma przy­naj­mniej jedną parę eks­tra, i majta nimi we wszyst­kie stro­ny. Tłu­ma­czysz oszczęd­nie, po­zwa­lasz prze­ni­kać kli­ma­tem, le­gen­da­mi, czymś, co wy­da­rzy­ło się, kiedy tego nie wi­dzie­li­śmy. Czuć wiel­ki świat, któ­re­go przed­sta­wi­cie­le za­wie­dli w paru klu­czo­wych miej­scach, po czym za­ła­ta­li dziu­ry i uło­ży­li od­po­wied­nie hi­sto­rie, żeby dać swym oby­wa­te­lom przy­kła­dy za­cho­wań i upo­rząd­ko­wać krnąbr­ność jed­nost­ki – to cy­to­wa­nie Ducha, myśli bo­ha­te­rów zba­cza­ją­ce do tego, co prze­cież ka­za­no im my­śleć – bar­dzo rze­czy­wi­ste, bar­dzo lo­gicz­ne. A skoro mówię o lo­gi­ce… gdy już tłu­ma­czysz, tłu­ma­czysz “po na­sze­mu”: fi­zycz­nie, che­micz­nie, ma­te­ma­tycz­nie, ale jed­nak krzy­żu­jesz hi­sto­rię z wła­snym świa­to­two­rze­niem (za­ko­na­mi, wiarą, spo­so­bem po­stę­po­wa­nia), gdzie uży­wasz pięk­ne­go, ory­gi­nal­ne­go ję­zy­ka – i ja bym wo­la­ła, żeby ten język za­wład­nął tek­stem cał­ko­wi­cie. Czy czy­tel­ni­cy by się przez to po­gu­bi­li? Naj­pew­niej tak. Czy stra­ci­li­by fraj­dę z czy­ta­nia? Nie wiem. Oso­bi­ście, gdy czy­tam coś tak wy­kwint­nie skon­stru­owa­ne­go, tak war­stwo­we­go, chcę po­rzu­cić re­alia, uto­nąć w cho­le­rę w czy­jejś gło­wie. Chcia­ła­bym obej­rzeć jakiś obcy ko­smos. Ale kon­stru­owa­nie wszyst­kie­go od mo­men­tu Wiel­kie­go Wy­bu­chu – może teraz, dla od­mia­ny, Ma­łe­go? – mo­gło­by się skoń­czyć innym wy­bu­chem… łba. Chcę po­wie­dzieć, że jest u Cie­bie tyle ory­gi­nal­no­ści, że można spo­koj­nie two­rzyć z niego ka­nio­ny li­te­rac­kie, takie, hmmm, zni­kąd ;) Teo­ria strun? Było. Dla­cze­go by nie Teo­ria No­Whe­re­Ma­na?

Nie spodo­ba­ło mi się prze­ska­ki­wa­nie cza­so­we, ale to moje zbo­cze­nie, nie lubię slaj­do­we­go opo­wia­da­nia. Tak, wiem, taka na­tu­ra po­dró­ży, trze­ba prze­ska­ki­wać. Mimo tego w Twoim tek­ście jakoś szcze­gól­nie zwró­ci­łam na to uwagę, ale to naj­pew­niej przez to, że opo­wia­dasz prze­cież bar­dzo dużo, a mu­sisz jed­nak zwa­żać na limit i struk­tu­rę hi­sto­rii. I pew­nie zgad­niesz, opty­mi­stycz­ne za­koń­cze­nie też nie jest w moim stylu – cho­ciaż o to się nie martw, już ja to sobie jakoś po­sęp­nie sama zin­ter­pre­tu­ję.

 

W tej bez­kre­snej ni­co­ści mamy wiele cosi, oka­zu­je się, po­sęp­nie ludz­kich cosi. Twoja wizja jest żywa, cho­ciaż opo­wia­da o umie­ra­niu. Bez­tru­now­cy po­win­ni byli wy­mrzeć, ale to oni będą teraz de­cy­do­wać. Wy­wa­ży­łeś wszyst­ko, łącz­nie z ko­lo­ra­mi. Czyli jak ho­ry­zont sczer­wie­nie­je, bę­dzie kon­ty­nu­acja? ;)

Dzię­ki za ko­men­tarz, Żon­gler­ko :)

Oso­bi­ście, gdy czy­tam coś tak wy­kwint­nie skon­stru­owa­ne­go, tak war­stwo­we­go, chcę po­rzu­cić re­alia, uto­nąć w cho­le­rę w czy­jejś gło­wie.

Po­wiem szcze­rze, że cza­sem i ja tak mam. Tylko wtedy po­wstrzy­mu­je mnie stwier­dze­nie, że jeśli chcę coś pu­bli­ko­wać, to warto być choć przez mo­ment zro­zu­mia­nym. Nawet Dukaj, gdy pisał “Per­fek­cyj­ną nie­do­sko­na­łość”, za punkt od­nie­sie­nia z po­cząt­ku wziął bli­skie­go nam Adama, by nie stra­cić z po­cząt­ku czy­tel­ni­ka (a wiemy do­brze, jakie jazdy potem urzą­dzał).

Tutaj też znów ude­rzył limit. Trze­ba prze­ka­zać tre­ści, więc naj­ła­twiej pójść na skró­ty w pew­nych mo­ty­wach fa­bu­lar­nych :)

Czyli jak ho­ry­zont sczer­wie­nie­je, bę­dzie kon­ty­nu­acja? ;)

Może kie­dyś, za­pew­ne w dłu­żej for­mie ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Wra­cam z ko­men­ta­rzem ju­ror­skim:

 

Świet­ny tekst. Efek­tow­ny i po­my­sło­wy świat SF, z cie­ka­wie za­ry­so­wa­nym kon­flik­tem. Spa­ce­ope­ro­wa kon­wen­cja cie­ka­wie i po­my­sło­wo ogra­na, po­my­sły niby znane brzmią świe­żo i wia­ry­god­nie, przede wszyst­kim dzię­ki kon­se­kwen­cji opisu. Wia­ry­god­ne po­sta­cie, w któ­rych mo­ty­wa­cje chce się uwie­rzyć (i je­stem bar­dzo wdzięcz­na au­to­ro­wi za fakt, że po­słu­gu­jąc się ogra­nym do bólu po­my­słem – bo­ha­ter zmie­nia świa­to­po­gląd, bo Chore Dziec­ko – robi to w po­my­sło­wy spo­sób, bez ma­ni­pu­lo­wa­nia uczu­cia­mi czy­tel­ni­ków). Fa­bu­ła na tyle wcią­ga­ją­ca, że za­po­mnia­łam, że czy­tam jako ju­ror­ka. Przej­ście od space opery do ko­smicz­ne­go hor­ro­ru płyn­ne, na­tu­ral­ne, a sam hor­ror – bar­dzo kli­ma­tycz­ny. IMHO opo­wia­da­nie zde­cy­do­wa­nie na­gro­do­we.

ninedin.home.blog

Dzię­ki za ko­men­tarz. Cie­szę się, że się po­do­ba­ło :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Speł­nie­nie pod­sta­wo­we­go za­ło­że­nia – fan­ta­stycz­ny śro­dek trans­por­tu – jest.

Cóż tu dużo mówić, bar­dzo dobry tekst. Po­dzi­wiam za to, że tak zgrab­nie i na­tu­ral­nie łą­czysz różne ele­men­ty i mo­ty­wy na świe­ży spo­sób. Bo­ha­te­ro­wie ze swo­imi roz­ter­ka­mi są jak żywi, nie liczą na cud, ale sami wal­czą o swoje racje. I chyba to mnie tu naj­bar­dziej urze­kło. Cho­ciaż wcale nie za­po­mi­nam o ko­smicz­nej sce­ne­rii, w któ­rej umie­ści­łeś akcję. Wszyst­ko jest tu zgra­ne na tip-top. 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

No i trze­ci ju­ror­ski ko­men­tarz :) Cie­szę się, że rów­nież tekst przy­padł do gustu :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Kto jak kto, ale u Cie­bie, Zni­kąd, widać, iż rze­czy­wi­ście ana­li­zu­jesz ko­men­ta­rze ;)

Cóż mogę po­wie­dzieć? Na­pi­sa­łeś kom­plet­ne hard s-f. No do­brze, może nie takie bar­dzo hard – po­sta­ra­łeś się, by tym razem rów­nież czy­tel­ni­cy nie bę­dą­cy fa­na­mi tego ga­tun­ku, mogli się od­na­leźć w opo­wia­da­niu.

Jest tutaj mikro– (wątek ojca), jak i ma­kro­ko­smos (wątek “uciecz­ki”), jest miej­sce na re­la­cje mię­dzy­ludz­kie, jak i po­dróż przez pustą prze­strzeń i od­wie­dze­nie opusz­czo­nej sta­cji. Jest cie­ka­wy łącz­nik pod po­sta­cią baśni, który za­ra­zem pełni funk­cję ele­men­tu mi­to­lo­gicz­ne­go. Jest no­stal­gicz­na tę­sk­no­ta za prze­szło­ścią i pięk­nie przed­sta­wio­ne za­gro­że­nie Wiel­kim Chło­dem.

Wresz­cie – przy­jem­ne za­koń­cze­nie, które po­zo­sta­wia hi­sto­rię nieco urwa­ną, ale daje od­po­wie­dzi na po­sta­wio­ne py­ta­nia.

Czyta się super. Tym razem po­wścią­gną­łeś beton in­for­ma­cyj­ny, dzię­ki czemu w tek­ście można się od­na­leźć już po kilku aka­pi­tach.

Co mi się nie po­do­ba­ło? Spo­sób, w jaki przed­sta­wi­łeś po­dróż do sta­cji i to, co się w niej dzia­ło. Było dy­na­micz­nie, ale było też bar­dzo skró­to­wo – omi­ja­łeś frag­men­ty, w któ­rych nic się nie dzie­je, ale przez to cały ten wątek zle­wał się w jeden kon­glo­me­rat zdań. Przy­naj­mniej ja od­nio­słem takie wra­że­nie.

Poza tym – świet­na ro­bo­ta, bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Tytuł uro­kli­wie enig­ma­tycz­ny.

 

Trzy­maj się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Po­czą­tek bar­dzo obie­cu­ją­cy – widać roz­mach wizji i nie­skrę­po­wa­ną wy­obraź­nię. Za mało je­stem oczy­ta­ny, żeby oce­niać ory­gi­nal­ność po­my­słów, ale poza “Pier­ście­niem” Ni­ve­na nie mia­łem in­nych go­to­wych sko­ja­rzeń.

Potem nie­ste­ty było go­rzej, w trak­cie lek­tu­ry włą­czył mi się we­wnętrz­ny Cień Burzy, bo zbyt wielu rze­czy nie ku­pi­łem lub/i nie zro­zu­mia­łem.

Pierw­sze ostrze­że­nie otrzy­ma­łem przy zbie­gu oko­licz­no­ści z ka­le­ki­mi dzieć­mi – jak to jest moż­li­we z punk­tu wi­dze­nia ra­chun­ku praw­do­po­do­bień­stwa, żeby dwoje przy­wód­ców spo­łecz­no­ści miało po­tom­ków z tym samym, rzad­kim scho­rze­niem? Nie ro­zu­miem, czemu aku­rat skok w przód mu­siał się łą­czyć ze śmier­cią dzie­ci, a wę­drów­ka w prze­ciw­ną stro­nę (też chyba wy­ma­ga­ją­ca sko­ków) po­zwa­la­ła im prze­żyć? A przede wszyst­kim nie ku­pu­ję tego, że spo­so­bem na od­kry­cie wie­lo­po­ko­le­nio­wej ar­cy­za­gad­ki wła­sne­go po­cho­dze­nia i celu oka­zu­je się być pro­sta jak wypad na pik­nik wy­ciecz­ka kilku ochot­ni­ków. To jak to jest, że ucie­ka­ją przez po­ko­le­nia, a po­wrót zaj­mu­je (nawet bio­rąc pod uwagę czas po­dróż­ni­ków) nie­dłu­gi chyba okres 300 wacht (wcze­śniej 200 wacht to okres mię­dzy dwoma po­sie­dze­nia­mi Rady). Gubię się w mo­men­cie od­kry­cia roli bez­stru­no­wych dzie­ci – jakoś ten kon­cept wy­ska­ku­je z pu­deł­ka, nie chwy­tam sto­ją­cych za nim wcze­śniej­szych prze­sła­nek.

Tro­chę tych nie­ja­sno­ści się uzbie­ra­ło i nie wszyst­kie da się wy­tłu­ma­czyć ogra­ni­cze­nia­mi li­mi­tu – zresz­tą to nigdy nie jest wy­tłu­ma­cze­nie przy do­bro­wol­nym udzia­le w kon­kur­sie ;)

Na­to­miast sam po­mysł uciecz­ki w prze­szłość i wy­ko­rzy­sta­nie prze­su­nię­cia ku czer­wie­ni bar­dzo mi się spodo­ba­ły.

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­ta­rze :)

 

Co­unt­Pri­ma­gen

Cie­szę się, że głów­ne ele­men­ty się po­do­ba­ły. Co do sceny w sta­cji, to ona chyba naj­bar­dziej ucier­pia­ła przez moje wy­bo­ry. Bę­dzie to jedna z pierw­szych rze­czy do po­pra­wie­nia, jak będę re­da­go­wał pod Fan­ta­zma­ty :)

 

Co­bold

Aż ża­łu­ję, że nie pro­si­łem Cie­bie do bety, bo ład­nie punk­tu­jesz rze­czy, które zo­sta­wi­łem bez wy­ja­śnie­nia z na­dzie­ją, że czy­tel­ni­cy je do­po­wie­dzą :) Bo aku­rat z tym, że “nie da się wy­tłu­ma­czyć ogra­ni­cze­nia­mi li­mi­tu”, to nie­ste­ty pół­praw­da. De­cy­zje o ści­na­niu i ta­kich czy in­nych tłu­ma­cze­niach są tylko moje, ale pod­ję­te je z ta­kich czy in­nych prze­sła­nek. Tutaj – głów­nie li­mi­tem i chę­cią po­ka­za­nia jak naj­więk­sze­go ka­wał­ka. Po raz ko­lej­ny więc spraw­dza się Twoje wła­sne po­wie­dze­nie, że opo­wia­da­nia naj­le­piej dzia­ła­ją w małej skali – ja jak widać pró­bo­wa­łem ugryźć wię­cej i co bar­dziej do­cie­kli­wi czy­tel­ni­cy jak Ty widzą skró­ty i za­sto­so­wa­ne przy­cię­cia. Cóż, bu­do­wa­nie tek­stu to sztu­ka wy­bo­ru – raz się uda le­piej, raz go­rzej. Trze­ba tylko wy­cią­gnąć kon­se­kwen­cje na przy­szłość :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nigdy nie jest za późno, żeby uczy­nić opo­wia­da­nie lep­szym ;)

A ja i tak je­stem cie­kaw Two­ich wy­ja­śnień na wy­punk­to­wa­ne kwe­stie.

Nigdy nie jest za późno, żeby uczy­nić opo­wia­da­nie lep­szym ;)

To praw­da. Zwłasz­cza, jak tekst ma moż­li­wość dru­giej szan­sy w Fan­ta­zma­tach. Dla­te­go teraz zbie­ram opi­nie czy­tel­ni­ków, prze­ana­li­zu­ję i na tej pod­sta­wie zo­ba­czę, co na­le­ży po­pra­wić :)

A ja i tak je­stem cie­kaw Two­ich wy­ja­śnień na wy­punk­to­wa­ne kwe­stie.

Udzie­lę je na PW wtedy :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Dodaj mię­śni temu szkie­le­to­wi. A potem skórę, ko­lor­ki, jakąś ładną fry­zu­rę… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tro­chę mię­śni i żo­łą­dek się da. Ale po­wie­ści z tego na razie nie zro­bię…

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

W żo­łą­dek się nie pakuj, bo za­cznie wołać jeść. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Pew­nie nie na­pi­szę ni­cze­go no­we­go (”pew­nie”, bo nie czy­ta­łam ko­men­ta­rzy przed­pi­ś­ców), ale to po­rząd­ne, wcią­ga­ją­ce opo­wia­da­nie. Nie wszyst­kie kwe­stie tech­nicz­ne zro­zu­mia­łam, jed­nak nie prze­szka­dza­ło mi to w chło­nię­ciu hi­sto­rii.

Świat jest bar­dzo pla­stycz­ny, roz­bu­do­wa­ny, przy­jem­nie by się oglą­da­ło tę hi­sto­rię na ekra­nie. To była wła­ści­wie moja pierw­sza re­flek­sja po skoń­cze­niu lek­tu­ry ;)

Po­do­ba­ły mi się kre­acje bo­ha­te­rów, świa­ta, hi­sto­rii, w któ­rej – jak w praw­dzi­wym życiu – kryją się inne hi­sto­rie, le­gen­dy, mity, na któ­rych ludz­kość bu­du­je swoją kul­tu­rę. Bar­dzo ład­nie to przed­sta­wi­łeś, czuć głę­bię tego świa­ta, nie jest tylko sce­no­gra­fią, po któ­rej po­ru­sza­ją się bo­ha­te­ro­wie.

Po­dzi­wiam też, w jaki spo­sób daw­ku­jesz in­for­ma­cje dla czy­tel­ni­ka. Oszczęd­nie, ale na­tu­ral­nie. Za­zdrasz­czam. Tym bar­dziej, że ak­tu­al­nie sama się męczę nad pew­nym dużym tek­stem i moim głów­nym wro­giem są wła­śnie nie­na­tu­ral­ne dia­lo­gi i in­fo­dum­py. U cie­bie tego nie ma, eks­po­zy­cja świa­ta do­ko­nu­je się po­przez roz­mo­wy mię­dzy bo­ha­te­ra­mi, wtrą­ce­nia nar­ra­to­ra itd. Ostat­nio bar­dzo zwra­cam na to uwagę i za­uwa­ży­łam, że taki spo­sób opi­sy­wa­nia świa­ta jest trud­niej­szy, niż mo­gło­by się wy­da­wać.

 

Tytuł też ładny.

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz, Gra­vel :)

Masz rację z tym, że to trud­na sztu­ka. Sta­ram się cze­kać na miej­sce, gdzie tłu­ma­cze­nie bę­dzie brzmieć na­tu­ral­nie. Wada to fakt, ze cza­sem na nie­któ­re czy­tel­nik musi długo po­cze­kać. Albo nawet żadna oka­zja się nie zda­rzy i trze­ba wrzu­cić dłuż­szy ko­men­tarz “od czapy” – lub, co gor­sza, zo­sta­wić coś w do­my­śle :(

Cie­sze się też, że tytuł się spodo­bał :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Dobre, a nawet bar­dzo dobre. Od ty­tu­łu po ostat­nie zda­nie. Sorry, ale chwi­lo­wo z po­wo­du bra­ków cza­so­wych nie będę bar­dziej szcze­gó­ło­wo uza­sad­niać TAK-ów ;)

http://altronapoleone.home.blog

Próg wej­ścia, jak to u Cie­bie, jest dość wy­so­ki, ale ani przez mo­ment nie po­czu­łem się przy­tło­czo­ny. Jest fak­tycz­nie w Two­jej nar­ra­cji coś z su­chej, bez­na­mięt­nej re­la­cji, pod któ­rej płasz­czy­kiem po­sta­ci wy­glą­da­ją na mało skom­pli­ko­wa­ne, jed­nak sądzę, że nie ma tu przy­pad­ku. Emo­cji i psy­cho­lo­gii do­sta­łem tutaj tyle, ile wy­star­czy­ło, na ile po­zwo­li­ła forma.

In­try­ga snuje się nie­spiesz­nie, roz­wi­ja się w bar­dzo sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy spo­sób, za­koń­cze­nie daje od­po­wie­dzi, ale i zo­sta­wia z gar­ścią pytań, które po­zo­sta­wia­ją żywe wspo­mnie­nie o tym tek­ście.

Nie mam chyba zbyt wiele do do­da­nia oprócz może tego, że z opo­wia­dań Two­je­go au­tor­stwa, to po­do­ba­ło mi się naj­bar­dziej. :)

Uff, w końcu skoń­czył się u mnie mor­der­czy ma­ra­ton za­ję­tych dni, to i od­po­wie­dzieć dam radę :) Oby­dwoj­gu Wam dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze :)

 

Dra­ka­ina

Bar­dzo mi miło, że tekst przy­padł do gustu :)

 

Jasna Stro­na

Tak, próg wyj­ścia mam wy­so­ki, ale cie­szę się, że tekst uwa­żasz za naj­lep­szy z do­tych­cza­so­wych :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Jurek, wi­dzie­li­śmy się parę razy “na żywca”, to nie będę owi­jał w ba­weł­nę. Po­rzu­ci­łem lek­tu­rę po kilku aka­pi­tach. No nie wcią­gnę­ło mnie. Za­bra­kło cze­goś ze Sta­tu­su, za­bra­kło wstę­pu z tek­stu kon­kur­so­we­go UFO (choć cały czas pa­mię­tam, że skalę tam prze­strze­li­łeś ;) ), cze­goś, czego wy­ma­gał­bym już od Cie­bie po kilku ko­lej­nych mie­sią­cach pi­sar­skie­go do­świad­cze­nia.

To, co od za­wsze rzuca mi się w oczy w Two­ich tek­stach, to słaba stro­na oby­cza­jo­wa. Wiem, słaba brzmi śred­nio przy­jem­nie, ale to chyba je­dy­ny Twój słaby punkt, jeśli to w jakiś spo­sób osło­dzi Ci moje słowa. Brak mi “flow”, bu­do­wa­nia zło­żo­nych re­la­cji emo­cjo­nal­nych, a jeśli nie ma emo­cji, to prze­bie­gam “tylko” wzro­kiem. Bo czy­sta stro­na na­uko­wa SF wcią­ga mnie tak samo, jak stu­dio­wa­nie Wi­ki­pe­dii i choć lubię cza­sem, to warg przy tym nie za­gry­zam. Ja to bym Cię wy­słał na tre­ning do Do­gs­dum­pling… Przy­naj­mniej jeśli cho­dzi o dia­lo­gi. ;)

Pal­niesz też cza­sem ja­kimś kan­cia­stym zda­niem, typu:

Ro­bo­ty-straż­ni­cy bez­sku­tecz­nie pró­bo­wa­li uci­szyć krzy­ki.

To zna­czy co ro­bi­li? Gdyby to byli lu­dzie, to wiesz, mniej wię­cej czło­wiek wie, o co cho­dzi Au­to­ro­wi, to pewne ste­reo­ty­py, ty­po­we ludz­kie za­cho­wa­nia po­zwa­la­ją mu omi­nąć wy­ja­śnie­nia, ale tutaj? Ro­bot-straż­nik może zro­bić wszyst­ko, a nie mó­wisz o tym nic.

Joz nie dał się po­rwać wzbu­rze­niu.

To jest do­pie­ro sztyw­ne. Pokaż mi to, pokaż gest, mi­mi­kę twa­rzy, ruch ciała, niech Joz ŻYJE, nie wy­gła­szaj orę­dzia. Sam chcę się do­my­śleć jego stanu, a nie żebyś mi to pisał. Ale dobra, sam w Isto­cie umy­słu wa­li­łem ta­ki­mi na po­tę­gę, to co się będę cze­piał…

 

I choć więk­szość Two­ich opo­wia­dań mnie nie po­ry­wa, to chylę czoła przed dro­bia­zgo­wym bu­do­wa­niem świa­tów i stro­ną na­uko­wą tek­stów. Liczę, że kie­dyś za­bi­je u Cie­bie bar­dziej me­lo­dra­ma­tycz­na nuta, która po­zwo­li mi cie­szyć się lek­tu­rą na wyż­szym, dra­ma­tycz­nym po­zio­mie.

Po­zdro.

Miło Cię wi­dzieć, Dar­co­nie :)

Aku­rat spo­dzie­wa­łem się, że oso­bie na­sta­wio­nej na emo­cje jak w Twoim wy­pad­ku może nie przy[paść do gustu, a ha­czyk we wstę­pie – opar­ty na wizji świa­ta – okaże się za słaby. Masz rację, że me­lo­dra­ma­tyzm w tek­ście jest mocno w tle. Po­wie­dział­bym, że wręcz jest trze­cio­rzęd­ny.

Marzy mi się, by pisać o emo­cjach jak Katia czy Do­gs­dum­pling, ale przy moim mocno ana­li­tycz­nym umy­śle to ra­czej za­da­nie na lata niż mie­sią­ce. Nie pod­da­ję się łatwo emo­cjom, przez co trud­niej mi o nich pisać w for­mie, która po­ry­wa jak u wielu in­nych. Liczę jed­nak, że kie­dyś się uda.

Uwagi co do wy­szcze­gól­nio­nych frag­men­tów celne, po­my­ślę nad nimi.

Jesz­cze raz miło Cię znowu wi­dzieć :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Marzy mi się, by pisać o emo­cjach jak Katia czy Do­gs­dum­pling, ale przy moim mocno ana­li­tycz­nym umy­śle to ra­czej za­da­nie na lata niż mie­sią­ce. Nie pod­da­ję się łatwo emo­cjom, przez co trud­niej mi o nich pisać w for­mie, która po­ry­wa jak u wielu in­nych.

Jeśli bę­dziesz miał utwór na miarę Sta­tu­su, zbe­tuj go, a póź­niej przy­ślij do mnie. Skoro je­steś ana­li­ty­kiem, po­ka­że Ci emo­cje po in­ży­nier­sku, gdyż nim je­stem. Na­pi­szesz zna­ko­mi­tą hy­bry­dę w kilka mie­się­cy, nie lat.

Mam aku­rat tekst na po­do­rę­dziu, więc mogę po­de­słać. Choć ja takim opty­mi­stą w sto­sun­ku do sie­bie nie je­stem ;) Resz­tę na­pi­szę w PW.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nad­ra­biam swoją ko­lej­kę w ciągu dal­szym. :)

Świet­ne sci-fi, trzy­ma­ją­ce w na­pię­ciu, a i bo­ha­te­ro­wie ni­cze­go sobie. Po­mysł ko­smicz­ny i bar­dzo przy­padł mi do gustu.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Dzię­ki za ko­men­tarz. Cie­sze się, że się po­do­ba­ło :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Do­łą­czam do grona czy­tel­ni­ków.

Ależ to było dobre opo­wia­da­nie :) Jaka cie­ka­wa fa­bu­ła i jak do­brze po­ukła­da­ny ten bieg wy­da­rzeń. Po­mi­mo ob­szer­nej kre­acji świa­ta tekst wydał mi się czy­tel­ny, jasny. Za­war­te SF nie przy­tło­czy­ło, było dla mnie cie­ka­we. Nie­zwy­kle zręcz­nie ubra­łeś w środ­ki wy­ra­zu twory swo­jej wy­obraź­ni. Do­dat­ko­wo zna­la­złem tutaj głęb­szy prze­kaz. Udzie­lił mi się kli­mat tej opo­wie­ści, wkrę­ci­łem się w nią, to była dobra lek­tu­ra. Tekst zo­stał cał­kiem faj­nie na­pi­sa­ny – pro­stym sty­lem, po­wie­dział­bym. Myślę, że za­słu­żo­ne piór­ko.

 

Po­zdra­wiam :)

Wy­bacz, że z takim opóź­nie­niem od­po­wia­dam na ko­men­tarz :) Jest mi bar­dzo miło, że opo­wia­da­nie się spodo­ba­ło :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Jest to po­mysł i tekst ty­po­wy dla tego, co znam spod two­jej ręki; za­sta­na­wia mnie to tech­nicz­ne po­do­bień­stwo tek­stów – mo­żesz mi wska­zać taki, który zu­peł­nie nie pa­su­je do tego? ;) Chcia­ła­bym spraw­dzić (albo przy­po­mnieć sobie), czy w ogóle pi­szesz ina­czej.

Przy­tło­cze­nie świa­tem nie by­ło­by do­brym okre­śle­niem, ra­czej szcze­gó­ły i roz­wi­nię­cie po­żarł ci pew­nie limit. Fajne jest to, na jakie grun­ty wcho­dzi umysł pod­czas lek­tu­ry. Masz bar­dzo pre­cy­zyj­ne my­śle­nie, a przy tym bo­ga­tą wy­obraź­nię. I do tego też do­pa­so­wa­ne są tek­sty. Wy­da­je mi się jed­nak, że jesz­cze nie masz tak sze­ro­kiej wspól­nej płasz­czy­zny z czy­tel­ni­kiem, by go przy­kuć do lek­tu­ry wie­lo­ma dro­ga­mi. Ja chyba je­stem po czę­ści takim tar­ge­tem, jak Dar­con, a przy­naj­mniej po­trze­bu­ję zwią­za­nia na wstę­pie z bo­ha­te­rem, zwłasz­cza w SF – może dla­te­go, że dużo gram. Twój tekst mnie z sobą nie zwią­zał, ale parę razy po­wyw­ra­cał mi umysł ;) A to za­wsze jest w cenie.

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz, Naz :)

Jest to po­mysł i tekst ty­po­wy dla tego, co znam spod two­jej ręki; za­sta­na­wia mnie to tech­nicz­ne po­do­bień­stwo tek­stów – mo­żesz mi wska­zać taki, który zu­peł­nie nie pa­su­je do tego? ;) Chcia­ła­bym spraw­dzić (albo przy­po­mnieć sobie), czy w ogóle pi­szesz ina­czej.

Nie na por­ta­lu. Mam parę pierw­szo­oso­bo­wych, acz­kol­wiek te­ma­ty­ka nadal SF i po­dej­rze­wam, że też wy­cho­dzą po­dob­nie sty­lem.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka