- Opowiadanie: gravel - W oku patrzącego

W oku patrzącego

Sci-fi bli­skie­go za­się­gu. Mało tu świą­tecz­ne­go kli­ma­tu, ale mam na­dzie­ję, że dla Sza­now­ne­go Jury wy­star­czy ;)

 

Po­dzię­ko­wa­nia dla Cie­nia za betę.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

W oku patrzącego

20 grud­nia, Je­ro­zo­li­ma, wie­czór

 

Szcze­gó­ły po­skła­da­li do­pie­ro po obej­rze­niu na­grań z kamer i wy­słu­cha­niu ze­znań świad­ków. Sa­mo­chód pełen gwoź­dzi i ży­le­tek prze­je­chał w dół Jaffy, zo­sta­wia­jąc za sobą ślad ben­zy­ny z prze­dziu­ra­wio­ne­go baku. Kie­row­ca wy­siadł i jak gdyby nigdy nic wkro­czył w tłum tu­ry­stów mi­gru­ją­cych mię­dzy tu­tej­szy­mi pu­ba­mi. Od­pa­lił pa­pie­ro­sa. Za­cią­gnął się.

Pstryk.

 

***

 

22 grud­nia, Tel Aviv, nad ranem

 

Wi­bra­cje te­le­fo­nu obu­dzi­ły Kane’a Szuk­ma­na za pięt­na­ście trze­cia nad ranem. Za­klął, wi­dząc na wy­świe­tla­czu na­zwi­sko szefa. Prze­cią­gnął pal­cem po ekra­nie.

– Tak?

– Kane. – Głos Arie­go Aho­nie­go wy­brzmie­wał zmę­cze­niem. – Zro­bisz sobie wy­ciecz­kę do Je­ro­zo­li­my.

– Świet­nie. Po co?

– Wiesz o Jaf­fie?

– Mam szu­kać za­ma­chow­ca?

– Ej, nie – w gło­sie Aho­nie­go dało się sły­szeć znie­cier­pli­wie­nie. – Zna­leź­li­śmy go dzi­siaj rano, z kulą we łbie.

– Po­li­cyj­ną?

– No, kurwa, ra­czej. Nie mo­że­my sobie wię­cej po­zwo­lić na takie da­wa­nie dupy. I wła­śnie dla­te­go po­trze­bu­ję cię w Je­ro­zo­li­mie. Bądź u mnie o siód­mej. Chawa przy­go­to­wa­ła dla cie­bie kilka pro­fi­li do przej­rze­nia, a ja zro­bię ci brie­fing, wpro­wa­dzę w szcze­gó­ły. To bę­dzie nie­ty­po­wa ro­bo­ta.

– Ile mam czasu na przy­go­to­wa­nie?

– Do dwu­dzie­ste­go czwar­te­go. Wi­gi­lia. Tłumy na Sta­rym Mie­ście. Ide­al­ny mo­ment, żeby się wy­ka­zać, praw­da?

 

***

 

24 grud­nia, Je­ro­zo­li­ma, Stare Mia­sto, późne po­po­łu­dnie

 

Ko­bie­ta zer­ka­ła nie­uf­nie przez szpa­rę w drzwiach, kiedy Kane Szuk­man po­ka­zy­wał do­ku­men­ty.

– Sza­lom – po­wie­dzia­ła, od­czy­tu­jąc nazwę wy­dzia­łu z iden­ty­fi­ka­to­ra. W ustach je­ro­zo­lim­skich Ara­bów słowo to na­bie­ra­ło ty­sią­ca no­wych zna­czeń. „Sza­lom, je­stem go­to­wy do współ­pra­cy”. „Sza­lom, nie je­stem ter­ro­ry­stą”. „Sza­lom, nie będę spra­wiać kło­po­tów”.

– Salam alej­kum, pani Zulfo – od­po­wie­dział Szuk­man i ko­bie­ta roz­luź­ni­ła się nie­znacz­nie. Gest do­brej woli otwie­rał drzwi szyb­ciej niż groź­by i prze­moc. Naj­waż­niej­szy był od­po­wied­ni uśmiech. Ła­god­ny, uspo­ka­ja­ją­cy uśmiech, który po­wi­nien bu­dzić za­ufa­nie, ale któ­re­go wielu agen­tów, mimo prze­szko­le­nia, wciąż nie od­róż­nia­ło od ma­nia­kal­ne­go szcze­rze­nia zębów.

Szuk­man wszedł do nie­wiel­kie­go miesz­ka­nia, na­tych­miast wy­czu­wa­jąc at­mos­fe­rę: spo­koj­ne, sta­bil­ne mał­żeń­stwo; nie­re­li­gij­ni i może tro­chę za­stra­sze­ni, ale w końcu każdy się de­ner­wu­je, kiedy agent Wy­dzia­łu Pre­wen­cyj­ne­go puka do drzwi.

W fo­te­lu w sa­lo­nie sie­dział szczu­pły star­szy męż­czy­zna z ta­ble­tem w dłoni i ele­ganc­kim ze­gar­kiem na nad­garst­ku. Skóra go­spo­da­rza miała ja­śniej­szy od­cień niż skóra Szuk­ma­na.

– Sza­lom – po­wie­dział, pod­no­sząc się z sie­dzi­ska i od­kła­da­jąc ta­blet na sto­lik. Zer­k­nął na żonę, ale nie zadał żad­ne­go z pytań, które ci­snę­ły mu się na usta. „Sza­lom, zrze­kam się prawa do żą­da­nia in­for­ma­cji”. „Sza­lom, sza­lom, będę współ­pra­co­wać”.

– Salam alej­kum – od­parł Szuk­man, za­kła­da­jąc ręce za plecy.

Dys­kret­nie ro­zej­rzał się po po­ko­ju, ale na pierw­szy rzut oka wszyst­ko było w po­rząd­ku: ty­po­we miesz­ka­nie pary, która jakiś czas temu prze­kro­czy­ła wiek śred­ni i osią życia uczy­ni­ła spę­dza­nie le­ni­wych wie­czo­rów w domu, przy lamp­ce wina i książ­ce. Dzie­ci dawno wy­fru­nę­ły z gniaz­da, ale wpa­da­ją cza­sa­mi na week­en­dy.

– Na­zy­wam się Kane Szuk­man – po­wie­dział agent, nie wy­cią­ga­jąc dłoni do go­spo­da­rza – z Wy­dzia­łu Pre­wen­cyj­ne­go. Przy­kro mi z po­wo­du naj­ścia, ale w związ­ku z nie­daw­ny­mi tra­gicz­ny­mi wy­da­rze­nia­mi oraz zbli­ża­ją­cy­mi się chrze­ści­jań­ski­mi ob­cho­da­mi świąt, wpro­wa­dza­my do­dat­ko­we środ­ki ochron­ne, aby każdy oby­wa­tel Izra­ela oraz prze­by­wa­ją­cy obec­nie w kraju tu­ry­sta mógł prze­żyć ten pięk­ny okres jak naj­bez­piecz­niej, nie­za­leż­nie od wy­zna­nia. Zgod­nie z wy­tycz­ny­mi, muszę spraw­dzić pań­stwa do­ku­men­ty i prze­pro­wa­dzić kilka stan­dar­do­wych pro­ce­dur.

Po twa­rzy star­sze­go męż­czy­zny prze­mknął cień, jed­nak Szuk­man nie wy­chwy­cił agre­sji. Je­dy­nie roz­go­ry­cze­nie i żal, że on, Rajaa Said, miesz­ka­niec naj­bar­dziej cy­wi­li­zo­wa­ne­go pań­stwa na Bli­skim Wscho­dzie, musi zga­dzać się na coś ta­kie­go. „Sza­lom, sza­lom, mamy 2025 rok, ła­pie­my ter­ro­ry­stów zanim po­my­ślą o do­ko­na­niu za­ma­chu”.

– Nie sły­sza­łem, by moich są­sia­dów prze­słu­chi­wa­no, panie Szuk­man – po­wie­dział ostroż­nie męż­czy­zna.

– Kon­tro­le prze­pro­wa­dza­my w lo­so­wej ko­lej­no­ści.

– Oczy­wi­ście.

Szuk­man uniósł lewą dłoń, by go­spo­da­rze zo­ba­czy­li wsz­czep­ki w opusz­kach: po czte­ry nie­wiel­kie, czar­ne krop­ki na każ­dym palcu oprócz kciu­ka.

– Wie­cie pań­stwo, co to jest?

Męż­czy­zna zbladł i kiw­nął głową, ko­bie­ta za­prze­czy­ła.

– Te re­cep­to­ry – wy­ja­śnił Szuk­man – po­zwa­la­ją trans­fe­ro­wać uczu­cia, sny i wspo­mnie­nia z ory­gi­nal­ne­go źró­dła do mojej głowy.

– Pan jest Piel­grzy­mem – za­uwa­ży­ła ko­bie­ta. O Piel­grzy­mach sły­sza­ła, jak każdy: w In­ter­ne­cie, w te­le­wi­zji, wszę­dzie de­ba­ty o mo­ral­no­ści i etyce. Mu­sia­ło jej się obić o uszy.

– Zga­dza się. – Szuk­man przy­tak­nął. – Za pań­stwa zgodą, do­ko­na­my ba­da­nia. To ru­ty­no­wa kon­tro­la, a pro­ces jest cał­ko­wi­cie bez­bo­le­sny i bez­piecz­ny.

– A jeśli się nie zgo­dzi­my? – za­py­tał pan Said, uno­sząc brodę, jakby nagle od­ży­ła w nim arab­ska duma i upór.

– Macie do tego prawo. Ale wów­czas będę zmu­szo­ny za­ło­żyć, że coś ukry­wa­cie i za­brać was do pla­ców­ki, w któ­rej zo­sta­nie­cie prze­słu­cha­ni bar­dziej… tra­dy­cyj­ny­mi me­to­da­mi.

– Nie mamy nic do ukry­cia – za­pew­ni­ła szyb­ko ko­bie­ta. – Praw­da, Rajaa?

– Oczy­wi­ście, że nie – od­parł pan Said.

– Miej­my to z głowy. – Ko­bie­ta prze­szła za wyspę ku­chen­ną, na­la­ła wody do czaj­ni­ka, wci­snę­ła guzik. – Zro­bię kawę. Na­pi­je się pan kawy, panie Szuk­man? Pro­szę się roz­go­ścić. Niech pan zdej­mie płaszcz i usią­dzie z nami przy jed­nym stole.

– Dzię­ku­ję, pani Said. Wy­star­czy szklan­ka wody.

– Niech pan siada. – Go­spo­darz wska­zał go­ścio­wi sofę po prze­ciw­nej stro­nie sto­li­ka. Szuk­man uśmiech­nął się, ścią­gnął płaszcz, prze­rzu­cił przez opar­cie ka­na­py, po czym usiadł na pufie, bli­żej fo­te­la star­sze­go męż­czy­zny.

– Muszę teraz zadać kilka pytań, które mo­że­cie uznać za oso­bi­ste – po­wie­dział, kiedy pani Zulfa wró­ci­ła do sa­lo­nu, nio­sąc tackę z dwie­ma fi­li­żan­ka­mi i szklan­ką wody. Przy­sia­dła na opar­ciu fo­te­la, za­kła­da­jąc ręce na pier­si i wpa­tru­jąc się z uwagą w twarz Piel­grzy­ma.

– Słu­cha­my – po­wie­dzia­ła.

– Naj­pierw chciał­bym zwe­ry­fi­ko­wać in­for­ma­cje, które wid­nie­ją w ROPA – po­wie­dział, wy­cią­ga­jąc te­le­fon. Włą­czył apli­ka­cję i po­ło­żył smart­fo­na na sto­li­ku, a go­spo­da­rze zer­k­nę­li na wy­świe­tlacz, na któ­rym roz­ja­rzy­ło się nie­bie­skie logo Re­je­stru Oby­wa­te­li Po­cho­dze­nia Arab­skie­go. – Pana matka po­cho­dzi­ła z Eu­ro­py, zga­dza się, panie Rajaa?

– Tak, z Fran­cji. Co z tego?

– Też je­stem dziec­kiem z mie­sza­ne­go mał­żeń­stwa – przy­znał Szuk­man. – Matka Ame­ry­kan­ka, oj­ciec Izra­el­czyk. W domu mie­li­śmy lekki misz­masz kul­tu­ro­wy: oj­ciec nie jest jakoś szcze­gól­nie re­li­gij­ny, ale ma, że tak po­wiem, soft spot dla tra­dy­cji. Matka na­to­miast upie­ra się, by w każde świę­ta przy­stra­jać cho­in­kę. Cofa się do wspo­mnień z dzie­ciń­stwa, tak mówi.

– Moi ro­dzi­ce po­cho­dzi­li ze świec­kich ro­dzin – po­wie­dział pan Said; Szuk­man wy­czuł re­zer­wę w gło­sie go­spo­da­rza, kiedy ten za­sta­na­wiał się nad każ­dym wy­po­wia­da­nym sło­wem. – Oboje iden­ty­fi­ko­wa­li się jako ate­iści, odkąd pa­mię­tam. Chrze­ści­jań­skie Boże Na­ro­dze­nie miało dla nich zna­cze­nie nie więk­sze niż hin­du­skie Di­wa­li. Po­dzie­lam ich po­dej­ście.

– Czyli nie macie żad­nych pla­nów na wie­czór? W dziel­ni­cy chrze­ści­jań­skiej sporo się dzi­siaj dzie­je.

– Panie Szuk­man, je­ste­śmy sta­ry­mi ludź­mi – wtrą­ci­ła pani Zulfa, kła­dąc dłoń na ra­mie­niu męża. – Wie­czo­ry spę­dza­my zwy­kle w domu, nie­za­leż­nie od pory roku. Poza tym nie prze­pa­da­my za tłu­ma­mi.

– Oczy­wi­ście. – Agent się­gnął po szklan­kę i upił łyk wody. Miała po­smak ka­mie­nia. – Oso­bi­ście uwa­żam, że Je­ro­zo­li­ma to ba­lan­su­ją­cy na gra­ni­cy zno­śno­ści ty­giel kul­tu­ro­wy – dodał z uśmie­chem, który w ni­czym nie przy­po­mi­nał szcze­rze­nia kłów. – Trud­no jest utrzy­mać po­rzą­dek w mie­ście, w któ­rym prze­ni­ka się tyle kul­tur i wy­znań. W któ­rym każdy ma wła­sną wizję tego, jak po­wi­nien wy­glą­dać świat.

– Pan o tym wie naj­le­piej – za­uwa­żył Rajaa Said, nie­zbyt dys­kret­nie zer­ka­jąc na ze­ga­rek.

– Zro­bi­ło się późno, praw­da? – za­py­tał Szuk­man. – Wobec tego nie będę za­bie­rał wam wię­cej czasu. Przej­dzie­my teraz do krót­kie­go ba­da­nia. Pani Zulfo, bę­dzie pani tak uprzej­ma i zo­sta­wi mnie sa­me­go z mężem? Oddam go pani zaraz po ba­da­niu.

Ko­bie­ta za­wa­ha­ła się przez mo­ment, ale ski­nę­ła głową. Szuk­man nie od­wra­cał się, kiedy wy­cho­dzi­ła z po­ko­ju, ale był pe­wien, że zer­k­nę­ła przez ramię, nim znik­nę­ła za drzwia­mi pro­wa­dzą­cy­mi do sy­pial­ni.

– Pro­szę się przy­su­nąć, panie Rajaa.

Go­spo­darz wes­tchnął cicho, ale wy­ko­nał po­le­ce­nie. Nogi fo­te­la za­szu­ra­ły na drew­nia­nej pod­ło­dze.

– Przy­ło­żę palce do pana skro­ni – po­wie­dział Szuk­man, uno­sząc lewą dłoń i po­now­nie po­ka­zu­jąc star­sze­mu męż­czyź­nie czar­ne krop­ki re­cep­to­rów. – Pro­szę się roz­luź­nić, opróż­nić umysł. Nie je­stem w sta­nie od­czy­tać pana myśli per se, zo­ba­czę jed­nak nie­któ­re z ob­ra­zów two­rzo­nych przez pana mózg. Jeśli bę­dzie się pan sku­piał na ob­ra­zie, po­wiedz­my, szar­lot­ki, ja rów­nież zo­ba­czę szar­lot­kę. Pro­szę pa­mię­tać, że ba­da­nie nie jest in­wa­zyj­ne i nie spo­wo­du­je żad­nych per­ma­nent­nych zmian.

– A nie per­ma­nent­ne?

– Cza­sa­mi ba­da­ni od­czu­wa­ją po trans­fe­rze za­wro­ty głowy i lek­kie mdło­ści, nie po­win­no to jed­nak trwać dłu­żej niż kwa­drans po za­koń­cze­niu sesji.

Pan Said mach­nął ręką.

– Pro­szę za­czy­nać, panie Szuk­man.

Piel­grzym nie od­czy­ty­wał myśli w for­mie jed­no­znacz­nych, czy­tel­nych ob­ra­zów i słów. Wszyst­ko za­wsze było po­rwa­ne i nie­spój­ne; agent mógł ugnia­tać i for­mu­ło­wać uzy­ska­ny ma­te­riał jak su­ro­we cia­sto.

Kiedy przy­ło­żył palce lewej dłoni do skro­ni pana Saida, wy­czuł w męż­czyź­nie przede wszyst­kim strach. Lęk za­wsze był naj­ła­twiej­szy w in­ter­pre­ta­cji, co wię­cej, czę­sto udzie­lał się ba­da­ją­ce­mu, wy­wo­łu­jąc zimne poty, przy­spie­szo­ną akcję serca, szum w uszach.

Said boi się tego mło­de­go, uprzej­me­go Izra­el­czy­ka, który zja­wił się na progu ich miesz­ka­nia ze sło­wem „salam” na ustach i chło­dem w oczach. Mówi „pokój”, ale coś burzy, wpro­wa­dza chaos, nie­po­rzą­dek. I za to Rajaa Said go nie­na­wi­dzi. W tej chwi­li. I boi się.

A pod spodem, jak zadra, cierń wbity w ciało, tkwi coś jesz­cze. Łzy upo­ko­rze­nia cisną się pod po­wie­ka­mi Saida, który dzień po dniu traci god­ność na rzecz bez­pie­czeń­stwa. A teraz ten Izra­el­czyk od­bie­ra im nawet to, ze swoim „salam”, które w jego ustach na­bie­ra no­wych zna­czeń, ze swo­imi „stan­dar­do­wy­mi pro­ce­du­ra­mi” i czy­ta­niem w my­ślach.

Prze­bi­ja się go­rycz: szko­da, że Rajaa Said nie jest młod­szy i sil­niej­szy. Szko­da, że nigdy nie był spraw­ny fi­zycz­nie. Bo teraz, w tej chwi­li, po­szedł­by wal­czyć w sze­re­gi nie­do­bit­ków pa­le­styń­skich bo­jó­wek. Po­szedł­by.

Myśl na­tych­miast znika, stłu­mio­na stra­chem, a w jej miej­sce po­ja­wia się twarz Zulfy. Ona prę­dzej by po­szła, Rajaa Said nie ma jaj.

Dalej dla Szuk­ma­na nie było ni­cze­go in­te­re­su­ją­ce­go.

Piel­grzym się­gnął do kie­sze­ni płasz­cza po pacz­kę chu­s­te­czek i wy­tarł skroń męż­czy­zny, mokrą od potu.

Pan Said za­ci­snął zęby.

 

***

 

24 grud­nia, Je­ro­zo­li­ma, Stare Mia­sto, wie­czór

 

Kane Szuk­man opu­ścił ka­mie­ni­cę i wy­szedł na wąską ulicz­kę; ślepy za­ułek po­mię­dzy dwie­ma dziel­ni­ca­mi: chrze­ści­jań­ską i mu­zuł­mań­ską. Ciem­ność nocy roz­pra­sza­ły ja­skra­we neony, Merry Chri­st­mas w kil­ku­na­stu ję­zy­kach, szpe­cą­ce wie­ko­we bu­dyn­ki je­ro­zo­lim­skiej sta­rów­ki. Wiel­ki, ob­wie­szo­ny lamp­ka­mi Świę­ty Mi­ko­łaj. Po­ła­ma­ne drew­nia­ne re­ni­fe­ry, na któ­rych za dnia ba­wi­ły się dzie­ci.

Szuk­man za­pa­lił pa­pie­ro­sa i za­dzwo­nił do szefa. Ari Ahoni ode­brał po dwóch sy­gna­łach.

– Słu­cham cię, Kane. – Za­chryp­nię­ty od cią­gle pa­lo­nych pa­pie­ro­sów głos Aho­nie­go su­ge­ro­wał, by ten, kto mu prze­szka­dza, od razu prze­szedł do rze­czy.

– Dobry adres.

Na­stą­pi­ła chwi­la ciszy, w cza­sie któ­rej Szuk­man za­cią­gał się dymem, bez­gło­śnie li­cząc upły­wa­ją­ce se­kun­dy.

– Kurwa, czyli jed­nak… – ode­zwał się wresz­cie Ahoni. – Które z nich?

– Żona. Facet za bar­dzo by się bał. I jest zbyt biały – dodał po na­my­śle.

– Do­brze. Masz wolną rękę, ale…

– Ale? – po­wtó­rzył Szuk­man.

– Wszyst­ko ma być na tip top. Żad­nych po­my­łek, żad­nych śla­dów.

– Na luzie, Ari.

 

***

 

24 grud­nia, Je­ro­zo­li­ma, Stare Mia­sto, późny wie­czór

 

Po skoń­czo­nej ro­bo­cie Kane Szuk­man po­now­nie za­dzwo­nił do szefa.

– Tip top – po­wie­dział, zanim Ahoni zdą­żył się ode­zwać.

– Roger. Zaraz kogoś wyślę.

– Wiesz, Ari, cał­kiem do­brze się ba­wi­łem. Jeśli kie­dyś znowu trafi się po­dob­na fucha, dzwoń o każ­dej porze.

– Kane…

– Tak?

– Pier­dol się.

 

***

 

24 grud­nia, Je­ro­zo­li­ma, Stare Mia­sto, późny wie­czór

 

Twa­rze, które do­strze­gał w tłu­mie pod Ba­zy­li­ką Grobu Bo­że­go, na­le­ża­ły w więk­szo­ści do tu­ry­stów: blade, osło­nię­te sza­li­ka­mi, za­sko­czo­ne zim­nem w pu­styn­nym kraju. Szuk­man prze­ciął plac, wci­ska­jąc dło­nie głę­bo­ko do kie­sze­ni płasz­cza, żeby uni­kać przy­pad­ko­wych kon­tak­tów, ale re­cep­to­ry i tak świ­ro­wa­ły. Za dużo bodź­ców. W po­wie­trzu za­pach ka­dzi­deł mie­szał się z wonią sha­war­my, baj­gli i ta­nie­go drew­na, w któ­rym rzeź­bio­no tan­det­ne pa­miąt­ko­we krzy­ży­ki, sprze­da­wa­ne przez arab­skich han­dla­rzy tuż za gra­ni­cą świą­tyn­ne­go te­re­nu.

Wy­co­fał się pod jedną z bram pro­wa­dzą­cych w la­bi­rynt uli­czek i za­pa­lił pa­pie­ro­sa. Ludzi przy­by­wa­ło, lecz mało kto opusz­czał plac; ko­lej­ka cze­ka­ją­ca na wej­ście na pa­ster­kę wy­dłu­ża­ła się.

– Kane. – W słu­chaw­ce za­brzmiał cichy głos Chawy, dys­po­zy­tor­ki. – No­so­pho­ros opusz­cza bazę.

– Roger. Je­stem na miej­scu.

 

***

 

25 grud­nia, Tel Aviv, wcze­sny ranek

 

Wzo­ro­wo prze­pro­wa­dzo­ną akcję Wy­dzia­łu Pre­wen­cyj­ne­go trans­mi­to­wa­li w te­le­wi­zji. Sceny aresz­to­wa­nia star­szej Arab­ki były dość bru­tal­ne, ale media nie po­tra­fi­ły nic za­rzu­cić do­ko­nu­ją­ce­mu za­trzy­ma­nia agen­to­wi, Kane’owi Szuk­ma­no­wi. To ko­bie­ta sta­wia­ła opór.

Oskar­żo­na o próbę za­ma­chu Zulfa H., po­da­wa­ły media, obec­nie czeka na prze­słu­cha­nie, w któ­rym uczest­ni­czyć będą prze­szko­le­ni Piel­grzy­mi.

– Dzię­ki tym lu­dziom czuję się zde­cy­do­wa­nie bez­piecz­niej – wy­po­wia­da­ła się do ka­me­ry nie­miec­ka tu­ryst­ka, na­ocz­ny świa­dek zda­rze­nia pod Ba­zy­li­ką Grobu Bo­że­go. – Wy­dział Pre­wen­cyj­ny robi wspa­nia­łą ro­bo­tę. Nie mogę się do­cze­kać, kiedy wszę­dzie wpro­wa­dzą po­dob­ne za­bez­pie­cze­nia.

Ari Ahoni za­mknął lap­to­pa i spoj­rzał na Szuk­ma­na.

– Brawo, Kane.

– Dzię­ki.

– Do­star­czy­li męża. Mam na­dzie­ję, że wszyst­ko pój­dzie gład­ko?

– Wy­czy­ści­łem go. Bę­dzie za­gu­bio­ny i zdez­o­rien­to­wa­ny, ale nie ma opcji, żeby o mnie pa­mię­tał. Tak samo Zulfa.

Ahoni wes­tchnął z ulgą i wstał. Wy­ko­nał krót­ki gest, jakby chciał podać Piel­grzy­mo­wi rękę, ale zaraz się zre­flek­to­wał i za­miast tego prze­cze­sał pal­ca­mi włosy.

– Dobra ro­bo­ta, Kane.

Już sto­jąc w drzwiach Szuk­man od­wró­cił się i po­wie­dział:

– Nie gwa­ran­tu­ję, że Zulfa się przy­zna. Wła­do­wa­łem jej w głowę wszyst­kie pro­pa­gan­do­we tek­sty, które mi się przy­po­mnia­ły, ale… I tak nie bę­dzie dla niej jasne, dla­cze­go to zro­bi­ła. Całe zda­rze­nie bę­dzie przy­po­mi­nać sen. Jak wspo­mnie­nie z se­an­su kiep­skie­go sen­sa­cyj­nia­ka.

– Nie­waż­ne, czy się przy­zna. – Ahoni mach­nął dło­nią. – Zbrod­nia jest w oku pa­trzą­ce­go.

Koniec

Komentarze

Bar­dzo efek­tow­ne i świet­nie mi się czy­ta­ło – wcią­gnę­łam się w akcję i cze­ka­łam, o co tak na­praw­dę w tym prze­słu­cha­niu cho­dzi. Ele­ment SF bli­skie­go za­się­gu cie­ka­wie, wg mnie, ogra­ny. Zde­cy­do­wa­nie z do­tych­cza­so­wych opo­wia­dań kon­kur­so­wych jedno z cie­kaw­szych, choć jego świą­tecz­ność fak­tycz­nie jest dość spe­cy­ficz­na :)

ninedin.home.blog

Cześć, ni­ne­din, dzię­ki za ko­men­tarz i klika. Faj­nie, że się po­do­ba­ło ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Ale ko­zac­ki tekst, z nie­złym twi­stem (jesli do­brze zro­zu­mia­łem). Zbu­do­wa­łaś tu at­mos­fe­rę rodem z Da­vi­da Mo­rel­la, czy in­ne­go Lu­dlu­ma. Wszyst­ko mi się tu po­do­ba, grat­ki! Do Bil­blio­te­ki z tym!

Ło­siot­ku, dzię­ki za en­tu­zja­stycz­ny ko­men­tarz, faj­nie, że przy­pa­dło do gustu ;P

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

O kurde. :o

Ależ obłęd­nie gęsta at­mos­fe­ra pa­no­wa­ła pod­czas wi­zy­ty w domu Ara­bów. Kilka bły­sko­tli­wych re­flek­sji po­pie­ści­ło moje oczy, do tego fajne, nie­wy­mu­szo­ne dia­lo­gi (choć w paru miej­scach użył­bym prost­szych słów, np. po­zbył­bym się “skon­fun­do­wa­ne­go” oraz po­wtó­rze­nia przez Saida słowa “per­ma­nent­ny” – takie pod­chwy­ce­nie su­ge­ru­je roz­mo­wę dwóch rów­nie in­te­li­gent­nych osób, a od­nio­słem wra­że­nie, że Arab jest czło­wie­kiem tro­chę prost­szym niż funk­cjo­na­riusz).

Rzecz się toczy po­wo­li, można by po­wie­dzieć, że stan­dar­do­wo, ale finał? Zmu­sza do głów­ko­wa­nia, nie rzuca ło­pa­tą w twarz, wy­wra­ca wszyst­ko do góry no­ga­mi i daje ol­brzy­mią sa­tys­fak­cję.

Ale to jest dobre! Gra­vel w for­mie!

Co tu dużo pisać, kawał do­brej sen­sa­cyj­nej opo­wie­ści, trzy­ma­ją­cy w na­pię­ciu i do­brze na­pi­sa­ny, tylko… wstyd się przy­znać, ale nawet po trze­cim czy­ta­niu za­koń­cze­nia, nie do końca po­tra­fię sobie po­skła­dać co tak na praw­dę się stało.

Ale może to i do­brze? Po­zo­sta­nie w pa­mię­ci na dłu­żej.

Bar­dzo po­do­bał mi się po­mysł na Piel­grzy­mów i ich re­cep­to­ry. Fajne jest też to, że na­pię­cie bu­du­jesz tak, jak w do­brych, sta­rych kla­sycz­nych fil­mach – jedną długą i sceną, kon­cen­tru­jąc się na szcze­gó­łach, emo­cjach, ob­ra­zach. Do­pie­ro koń­ców­ka przy­śpie­sza i pro­wa­dzisz do fi­na­łu kil­ko­ma krót­ki­mi, dy­na­micz­ny­mi sce­na­mi.

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Tak sobie wpa­dłam na por­tal na mo­ment, prze­skro­lo­wać gwiazd­ki, a jed­nak gwiazd­kę spę­dzi­łam w Izra­elu. Cie­ka­wy tekst. Wątek fan­ta­stycz­ny może i nie­wiel­ki, nie­na­chal­ny, ale za to jakże klu­czo­wy dla fa­bu­ły. Gorz­kie, bo­le­sne za­koń­cze­nie, dla mnie wy­da­je się dość jasne i tro­chę nie­ste­ty wiesz­czą­ce przy­szłość. I praw­do­po­dob­nie nic się na to nie da po­ra­dzić.

Bar­dzo efek­tow­na scena prze­słu­cha­nia arab­skie­go mał­żeń­stwa – zga­dzam się z fi­zy­kiem, że ten mo­ment, naj­do­kład­niej opi­sa­ny, gęsty od at­mos­fe­ry, pew­ne­go nie­po­ko­ju, który po­twier­dza się do­pie­ro na końcu, świet­nie bu­du­je na­pię­cie i kli­mat. 

Co tu dużo mówić – brawo. Oczy­wi­ście idę się do­po­mi­nać o bi­blio­te­kę.

Hej, na­pi­sa­łaś cał­kiem zgrab­ne opo­wia­da­nie. Rze­czy­wi­ście, jak wspo­mi­nasz na wstę­pie, po­mysł dość luźno na­wią­zu­je do te­ma­tu kon­kur­su (akcja mo­gła­by się to­czyć w za­sa­dzie w każ­dym innym ter­mi­nie bez szko­dy dla fa­bu­ły). Z dru­giej stro­ny jest to dość ory­gi­nal­na in­ter­pre­ta­cja za­da­nia, przed któ­rym po­sta­wio­no uczest­ni­ków szra­nek. Po­do­ba­ło mi się to jak pre­cy­zyj­nie i oszczęd­nie okra­si­łaś hi­sto­rię szcze­gó­ła­mi. Na plus rów­nież dia­lo­gi, cho­ciaż od­ci­na­nie się kur#ą sze­fo­wi w struk­tu­rach woj­ska/wy­wia­du jakoś wy­da­je mi się mało re­al­ne. Z dru­giej stro­ny przy­da­je opo­wia­da­niu rysu rodem z ame­ry­kan­skie­go filmu sen­sa­cyj­ne­go, co nie­któ­rym może się po­do­bać. Nota bene czy­ta­jąc Twoje opo­wia­da­nie mia­łem wra­że­nie, że wła­śnie oglą­dam tra­iler ja­kie­goś filmu szpie­gow­skie­go z za­koń­cze­niem :) Pi­szesz dość ob­ra­zo­wo, wcią­gasz czy­tel­ni­ka w hi­sto­rię i to duży plus. Wra­ca­jąc do po­cząt­ku, czyli po­my­słu. Nie jest ba­nal­ny, ale z dru­giej też ra­czej nic bar­dzo ory­gi­nal­ne­go – ma­ni­pu­la­cja my­śla­mi to już temat de­li­kat­nie wy­eks­plo­ato­wa­ny. On the other hand, Twoja in­ter­pre­ta­cja jest dość cie­ka­wa. Po­zdra­wiam Ci­chy0

Re­we­la­cyj­ny tekst. Gra­tu­lu­ję :) Świet­ny po­mysł i chyba jesz­cze lep­sza jego re­ali­za­cja. Po­do­ba mi się dba­łość o szcze­gó­ły, do­sko­na­łe dia­lo­gi i kli­mat za­stra­sze­nia, który udało Ci się stwo­rzyć. Za­koń­cze­nia tro­chę się do­my­śla­łam, mię­dzy in­ny­mi na pod­sta­wie ty­tu­łu, ale i tak jest super :) Kli­kam i po­pie­ram no­mi­na­cję do piór­ka :)

Hej nie­he­ja­nym.

 

Mi­ster B., faj­nie, że się po­do­ba­ło. Prze­my­ślę spra­wę słow­nic­twa. Twoje spo­strze­że­nie jest cie­ka­we, cho­ciaż, praw­dę mó­wiąc, róż­ni­ce w wy­sła­wia­niu się Araba i agen­ta nie były pla­no­wa­ne.

 

fi­zy­ku, dzię­ki. Sta­ra­łam się jak naj­wię­cej za­su­ge­ro­wać, tak, żeby wy­szedł za­ska­ku­ją­cy twist bez ło­pa­to­lo­gicz­nych wy­ja­śnień. Szko­da, że nie do końca wy­szło ;) Jeśli chcesz, mogę wy­ja­śnić za­koń­cze­nie :D

 

Nir, dzię­ku­ję bar­dzo.

 

cichy, dzię­ki. Fakt, te­ma­ty­ka świą­tecz­na po­trak­to­wa­na dość luźno, co pew­nie wpły­nie na ocenę Jury, ale yolo ge­ne­ral­nie ;D Po­mysł rze­czy­wi­ście jest nie­no­wy i czę­sto prze­ra­bia­ny w książ­kach i fil­mach, ale z dru­giej stro­ny – nihil novi sub sole. Pew­nie moż­na­by z niego wię­cej wy­cią­gnąć, nie­ste­ty jed­nak – limit. 15k zna­ków nie po­zwa­la po­sza­leć z roz­bu­cha­ny­mi wi­zja­mi i fa­bu­łą. Stąd pew­nie wy­ni­ka twoje sko­ja­rze­nie z tra­ile­rem filmu szpie­gow­skie­go ;D

A uwaga do kurew: za­uważ, że mię­cho lata ze stro­ny szefa ;) Chcia­łam zresz­tą po­ka­zać, że obaj pa­no­wie żyją w ra­czej do­brych sto­sun­kach, kum­plu­ją się, dla­te­go mię­dzy sobą wy­sła­wia­ją się na luzie.

 

katio, dzię­ku­ję pięk­nie za miły ko­men­tarz ;)

 

ANDO, dzię­ki za cho­in­kę :D

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Do­sko­na­łe!

I tyle wy­star­czy. bo do­sko­na­łe w każ­dym aspek­cie. Klik do­my­ka­ją­cy.

 

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Gorz­kie te Twoje świę­ta, i to po­dwój­nie, bo i na dziś i na przy­szłość. Wizję przed­sta­wi­łaś mocno nie­po­ko­ją­cą, acz­kol­wiek nie­ste­ty praw­do­po­dob­ną. Cud­nie bu­du­jesz kli­mat, na­le­żysz do au­to­rów, któ­rzy wcią­ga­ją mnie do wnę­trza swo­ich hi­sto­rii, czuję się, jak­bym tam na­praw­dę było, a to jest wyż­sza szko­ła jazdy.

Do ame­ry­kań­skich fil­mów bym Two­je­go opka nie po­rów­ny­wa­ła, da­le­ko im do kli­ma­tu, który stwo­rzy­łaś.

Krót­ko mó­wiąc: do­sko­na­ły tekst. :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hej Irko, moje po­rów­na­nie do ame­ry­kań­skich fil­mów szpie­gow­skich ra­czej mogło być no­bi­li­ta­cją a co­najm­niej kom­ple­men­tem. Po­le­cam np film pt. Sy­ria­na. Po­zdra­wiam Ci­chy0

Spę­dzi­łem już kupę czasu, uza­sad­nia­jąc, dla­cze­go opo­wia­da­nie warte było mo­je­go klika (oraz wiele wię­cej), toteż tym razem po­zo­sta­nę nie­roz­pi­sa­ny.

 

Moje.^^

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Na­praw­dę dobry po­mysł i ta­kież wy­ko­na­nie. Opo­wia­da­nie od po­cząt­ku za­in­try­go­wa­ło mnie, a w miarę czy­ta­nia za­cie­ka­wia­ło coraz bar­dziej, zwłasz­cza że z każ­dym zda­niem at­mos­fe­ra sta­wa­ła się gęst­sza, co po­zwa­la­ło przy­pusz­czać, że jesz­cze czymś za­sko­czysz, że pew­nie naj­lep­sze zo­sta­wi­łaś na ko­niec. No i nie za­wio­dłam się, finał oka­zał się w pełni sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy.

Choć świę­ta sta­no­wią tu tylko tło dla wy­da­rzeń zgoła nie­świą­tecz­nych, to ich kli­mat, moim zda­niem, jest wy­czu­wal­ny w stop­niu wy­star­cza­ją­cym.

 

Cięż­ko jest utrzy­mać po­rzą­dek w mie­ście… –> Trud­no jest utrzy­mać po­rzą­dek w mie­ście

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Bom­bo­wa rzecz! Bar­dzo prze­ko­nu­ją­ca i au­ten­tycz­na.

Drob­na uwaga: Ba­zy­li­ka Grobu Pań­skie­go tak na­praw­dę na­zy­wa się Ba­zy­li­ką Zmar­twych­wsta­nia.

Krót­ko, bo późno.

 

rry­ba­ku, dzię­ku­ję pięk­nie.

 

Irko, cie­szę się, że wcią­gło, dzię­ki.

 

Cie­niu.

 

reg, faj­nie, że cię za­in­try­go­wa­ło i nie roz­cza­ro­wa­ło ;)

 

Ni­kol­zol­ler, dzię­ki ;)

Ale z tą Ba­zy­li­ką to nie do końca tak. Ow­szem, bywa na­zy­wa­na Ba­zy­li­ką Zmar­twych­wsta­nia, ale czę­ściej po­ja­wia się pod nazwą Ba­zy­li­ka Grobu Bo­że­go/Pań­skie­go (Church of the Holy Se­pul­chre, Kne­si­jat ha-Ke­wer).

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Kur­czę, a mnie nie za­chwy­ci­ło. Styl wydał mi się zbyt oszczęd­ny, jak­byś chcia­ła tą pewną oschło­ścią bu­do­wać kli­mat, tylko to nie wy­brzmia­ło tak, jak po­win­no. No i przede wszyst­kim za­bra­kło mi świe­żo­ści, ja­kie­goś ta­kie­go bły­sko­tli­we­go prze­two­rze­nia zna­nych mo­ty­wów do­brze zna­nych z SF. Za­koń­cze­nia się do­my­śli­łem.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Mi się po­do­ba po­wścią­gli­wość. Ba­zy­li­ka była zbu­do­wa­na pod we­zwa­niem Zmar­twych­wsta­nia i tak się na­zy­wa dla Ko­ścio­łów wschod­nich. Ba­zy­li­ka Grobu to za­chod­nia, “tu­ry­stycz­na” nazwa, w kon­tek­ście Twego opo­wia­da­nia jest po­praw­na.

Hej, Gra­vel :) Faj­nie, że można Cię znowu wię­cej wi­dy­wać na por­ta­lu :)

Czy­ta­ło mi się bar­dzo do­brze, jak za­wsze, i jak zwy­kle brawa dla Cie­bie za kli­mat, po­rząd­ne pi­sa­nie i mocny temat. Tro­chę się jed­nak zgo­dzę z funem, że sty­li­stycz­nie wy­pa­dło bar­dzo oszczęd­nie, jakby za­bra­kło gra­ve­lo­we­go pa­zu­ra. Widać go może jesz­cze w pierw­szym frag­men­cie, w tym pstry­ku szcze­gól­nie – to też jest oszczęd­ność, ale zu­peł­nie in­ne­go ro­dza­ju. To jest małe słowo i po­tęż­ny obraz – tak jak po­tra­fisz. Potem jakby tych ma­łych słów o wiel­kiej mocy było mniej, a ja mia­łam ape­tyt na wię­cej.

Za­koń­cze­nie jak dla mnie bar­dzo dobre, ele­ganc­kie ostat­nie zda­nie. Bar­dzo spodo­ba­ło mi się rów­nież to, że za­dba­łaś o re­alizm ele­men­tu fan­ta­stycz­ne­go – bo­ha­ter ma swoje re­cep­to­ry cały czas, nie tylko wtedy, gdy wy­ko­nu­je ro­bo­tę. Te drob­ne gesty jak nie po­da­wa­nie dłoni czy cho­wa­nie rąk w kie­sze­niach – bar­dzo zacne.

fun, dzię­ki za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz. Szko­da, że nie za­chwy­ci­ło, ale ro­zu­miem, że styl mógł nie po­dejść. Przy­znam, że tro­chę eks­pe­ry­men­tu­ję ostat­nio z formą, żeby nie wpaść w pu­łap­kę mo­no­ton­ne­go stylu, ale nie za­wsze są to próby udane, wia­do­mo ;) A że świe­żo­ści brak… No cóż, sci-fi to nie moja bajka, więc kiedy już się bawię w ten ga­tu­nek, to sta­ram się trzy­mać re­jo­nów, które mniej wię­cej znam i je­stem pewna, że nie strze­lę ja­kie­goś ka­ry­god­ne­go byka. Czyli siłą rze­czy wy­mu­sza to po­ru­sza­nie się w pew­nych sche­ma­tach. Poza tym limit kon­kur­so­wy, naj­lep­sza wy­mów­ka ;P

 

We­rwen­ko, miło cię wi­dzieć, dzię­ku­ję za ko­men­tarz. Tak jak już pi­sa­łam po­wy­żej fu­no­wi, od ja­kie­goś czasu pró­bu­ję mo­dy­fi­ko­wać mój spo­sób pi­sa­nia. Pra­cu­ję obec­nie nad czymś więk­szym ob­ję­to­ścio­wo, a krót­ką formę trak­tu­ję jako od­skocz­nię i od­po­czy­nek; nie chcę cały czas pisać tak samo. Nie każ­de­mu przy­pad­nie to do gustu, ale z tym muszę się li­czyć ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Kli­mat gęsty jak smoła. :)

A za na­strój świą­tecz­ny do­dat­ko­we punk­ty masz jak w banku. XD

Wiesz, moja pierw­sza myśl była taka, że na­wią­za­nie do świąt jest to tro­chę pre­tek­sto­we. Że temat kon­kur­su pod­rzu­cił Ci taki, a nie inny po­mysł i trzy­ma­łaś się go bez więk­sze­go ci­śnie­nia, żeby na siłę szu­kać tych świąt. Słusz­nie zresz­tą, bo opo­wia­da­nie w pierw­szym rzę­dzie po­win­no sta­wiać na ja­kość (i kto to pisze XD), a do­pie­ro póź­niej wpi­sy­wać się w temat kon­kur­su.

Taka była moja pierw­sza myśl. Póź­niej jed­nak zda­łem sobie spra­wę, że się po­my­li­łem. Że te świę­ta tu jak naj­bar­dziej są, tylko bar­dziej w wy­mia­rze sym­bo­licz­nym i kon­tra­sto­wym.

Na pierw­szy rzut oka wy­da­je się, że te daty “wci­skasz” tro­chę na siłę. Bo hi­sto­ria ta mogła się prze­cież zda­rzyć w ja­kim­kol­wiek innym ter­mi­nie. Gdy jed­nak spoj­rzeć bli­żej, oka­zu­je się, że ter­min gra tu wcale istot­ną rolę. Wła­śnie w wy­mia­rze sym­bo­licz­nym. Z czym ko­ja­rzą nam się świę­ta? Z taką, co tu dużo ukry­wać, na­rzu­co­ną tro­chę przez ka­len­darz ra­do­ścią, opty­mi­zmem, po­trze­bą świę­to­wa­nia. Wy­ko­rzy­sta­nie tego okre­su w opo­wia­da­niu sza­le­nie pod­kre­śla wy­ra­zi­stość ob­ra­zów i zda­rzeń, które przed­sta­wiasz. Sło­wem, w dużej mie­rze dzię­ki tym datom hi­sto­ria może wy­brzmieć mocno. 

Po­wo­dy są dwa.

Pierw­szy to takie lek­kie (nie wiem, na ile za­mie­rzo­ne) na­kre­śle­nie na­szej ob­łu­dy. Bo też wła­śnie w cza­sie świąt naj­chęt­niej wy­ma­zu­je­my wszyst­kie te pa­skud­ne ob­ra­zy, które tu przed­sta­wiasz. Za­po­mi­na­my o nich, bo są świę­ta. Czas ra­do­ści. 

Drugi, naj­istot­niej­szy, to pod­kre­śle­nie faktu, że tak wojna, jak i kon­flik­ty, nie wy­bie­ra­ją, ani nie znają li­to­ści. W cza­sie kon­flik­tu nie bę­dzie prze­rwy na świę­ta, nie bę­dzie “okre­su ra­do­ści”, nie­za­leż­nie od tego, co pod­po­wia­da ka­len­darz. A ten czas świę­to­wa­nia, w jed­nych ob­sza­rach świa­ta oczy­wi­sty, w dru­gich bę­dzie kom­plet­ną mrzon­ką. Mimo, że owa mrzon­ka do­ty­czy czę­sto osób, bę­dą­cych w sercu kon­flik­tu bez­wol­nie. Wbrew wła­snej woli.

Drugi istot­ny ele­ment to motyw fan­ta­stycz­ny. Nie­zbyt nowy, ale to nie istot­ne. Motyw nie musi być nowy, ważne, żeby wła­ści­wie słu­żył. I tutaj służy, pod­kre­śla­jąc z jed­nej stro­ny takie coraz bar­dziej na­tu­ral­ne (nie­ste­ty) za­pę­dy i chęci kon­tro­lo­wa­nia, ma­ni­pu­la­cji, z dru­giej zaś (co w mojej opi­nii naj­waż­niej­sze) wspo­mnia­ną już bez­wol­ność ludzi. Czym są myśli? Ostat­nim ba­stio­nem wol­no­ści czło­wie­ka. Mogę nie mieć nic, ale myśli za­wsze będą na­le­żeć do mnie. U Cie­bie ten ostat­ni ba­stion pada, do­peł­nia­jąc nie­ja­ko ta­kie­go sza­le­nie gorz­kie­go ob­ra­zu tak świa­ta, jak i czło­wie­ka, który tutaj przed­sta­wiasz, w opar­ciu o wspo­mi­na­ne już: ob­ra­zy, daty, motyw fan­ta­stycz­ny.

Czy to jest opo­wia­da­nie ide­al­ne? Nie. Z całą pew­no­ścią nie. Pew­nie dla rów­no­wa­gi po­wi­nie­nem teraz do­rzu­cić jakąś “se­kwen­cję” cze­pów. Nie zro­bię tego jed­nak, zgod­nie z przy­ję­tą za­sa­dą, że jeśli opo­wia­da­nie jest dobre, ku­pu­ję je takim, jakim wy­my­śli­li je autor bądź au­tor­ka.

Czy to jest opo­wia­da­nie z mo­ty­wem świą­tecz­nym? We­dług mnie, nie. Bo też jest to tekst nie świą­tecz­ny, ale “gra­ją­cy” w pe­wien spraw­ny spo­sób te­ma­tem świąt. I jako taki spraw­dza się wcale do­brze.

Sło­wem, cie­ka­wa lek­tu­ra. Nie na­pi­szę, że przy­jem­na, bo obraz pa­skud­ny, ale za wy­ko­na­nie jak naj­bar­dziej na­le­żą się po­chwa­ły.

Tyle ode mnie.

Po­zdra­wiam.

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Wow, CM, dzię­ku­ję za tak roz­bu­do­wa­ny i in­te­re­su­ją­cy ko­men­tarz.

Liczę się z tym, że opo­wia­da­nie może nie przejść jako świą­tecz­ne. Ale z dru­giej stro­ny znam sie­bie na tyle, by wie­dzieć, że gdyby przy­szło mi na­pi­sać coś cie­płe­go, gwiazd­ko­we­go i przy­jem­ne­go, to i tak by nie wy­szło ;)

Gdyby prze­śle­dzić całą hi­sto­rię po­wsta­wa­nia tego opo­wia­da­nia, to pierw­szą in­spi­ra­cją był ten ob­wie­szo­ny lamp­ka­mi Mi­ko­łaj, który po­ja­wia się w tek­ście. Zo­ba­czy­łam go w cza­sie wie­czor­ne­go spa­ce­ru po je­ro­zo­lim­skiej sta­rów­ce i po­my­śla­łam sobie: kurła, dziw­ne. W ogóle Je­ro­zo­li­ma jest dziw­na. Na ulicy o dłu­go­ści dwu­dzie­stu me­trów znaj­dziesz funk­cjo­nu­ją­ce tuż obok sie­bie arab­skie sto­isko z pa­miąt­ka­mi, sy­na­go­gę, ka­mie­ni­cę za­miesz­ka­ną przez ro­dzi­ny cha­re­dim, i przy­naj­mniej pięć ob­le­ga­nych przez tu­ry­stów pubów. I jak to wszyst­ko ma funk­cjo­no­wać? Jak to dzia­ła, kiedy zbli­ża­ją się ob­cho­dy ja­kie­goś świę­ta, które dla jed­nych jest ważne, a dla in­nych nie ma żad­ne­go zna­cze­nia, ale i tak trze­ba je re­spek­to­wać?

I tak jak na­pi­sa­łeś: kon­flikt nie zważa na świę­ta. Faj­nie to przed­sta­wił fi­zy­k111 w Co chciał­byś zmie­nić? – ludz­kie dra­ma­ty, tra­ge­die i scy­sje mię­dzy człon­ka­mi ro­dzi­ny roz­gry­wa­ją się pod tym świą­tecz­nym płasz­czy­kiem cie­peł­ka i bez­pie­czeń­stwa. Boże Na­ro­dze­nie dość mocno ko­ja­rzy mi się z za­mia­ta­niem pro­ble­mów pod dywan i wy­mia­ta­niem ich z po­wro­tem, kiedy wszyst­ko wraca do normy.

 

Czym są myśli? Ostat­nim ba­stio­nem wol­no­ści czło­wie­ka.

O tak. I cho­ler­nie prze­ra­ża mnie myśl, że być może po­wo­li nad­cho­dzi dzień, w któ­rym ten ba­stion sta­nie się ni­czym wię­cej, niż tylko ko­lej­ną cha­łup­ką bez drzwi, do któ­rej każdy bę­dzie mógł wleźć jak do sie­bie.

 

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Już je­steś w bi­blio, więc nic tu po mnie:)

Chcia­ła­bym na­pi­sać tylko kilka słów, lecz nie umiem tak jak CM. 

Dla mnie cho­ler­nie czy­sty tekst i hi­sto­ria w nim za­klę­ta. Inny, choć po­dob­ny do pew­ne­go in­ne­go, lecz ten le­piej wy­pre­pa­ro­wa­ny jak owad na szkieł­ku. Tamto zda­wa­ło mi się wtór­ne, to – dla mnie już takim nie jest.

Kur­cze, po­łącz to, tj. mam na myśli wizję i tę kla­row­ność. Tu od­no­sze się do prze­szłych, a a nie przed­ostat­nie­go, w ogóle to  super, że eks­pe­ry­men­tu­jesz.

To praw­da, hi­sto­ria zdaje się ogra­na. U Cie­bie taką nie jest przez styl, czy – no nie wiem, jak to na­zwać – cho­dzi mi o to, że nie ma na­śla­dow­nic­twa i ko­pio­wa­nia. 

OMG, co ja piszę. Gra­vel, to są tylko od­czu­cia. Na swoje uspra­wie­dli­wie­nie mam tylko to, że mia­łam kilka do­brych lat w życiu, kiedy po­że­ra­łam jak smok dzie­wi­ce sen­sa­cje i thril­le­ry. To jest po­dob­ne, lecz inne, zna­czy spraw­ność duża, ale Twoja wła­sna. Nie wiem, czy wy­ja­śni­łam.

Je­stem nie­ja­sna. Tro­chę się tym przej­mu­ję, a tro­chę nie, po­nie­waż każdy pi­szą­cy takim jest dla kogoś, in­nych. 

 A tak w ogóle to cie­szę się, że za­wi­ta­łaś na forum!

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Krót­kie zda­nia to coś, co wbrew po­zo­rom nie jest pro­ste w uży­ciu. A tu za­dzia­ła­ło ide­al­nie. Do­brze współ­gra z z prze­ka­zem “pro­stym a głę­bo­kim”. Do­brze po­ka­zu­je na­pię­cie w tle. Oso­bi­ście dusz­no­ści w trak­cie sceny w środ­ku domu nie od­czu­łem, ale owe na­pię­cie już ow­szem, jest wi­docz­ne – i to bar­dzo.

Cie­ka­wie po­ka­za­łaś głów­ne­go bo­ha­te­ra. Bo to nie jest tępy wy­ko­naw­ca roz­ka­zów, zdaje się mieć swoje prze­my­śle­nia, nawet jeśli nie for­mu­łu­je ich wprost i nawet jeśli “wy­ko­nu­je pracę”.

Tekst jest bar­dzo dobry, ale – skoro już wcze­śniej padło słowo “dusz­ność” – mam wra­że­nie, że koń­ców­kę można było pod­krę­cić w stro­nę “dusz­no­ści, która udaje roz­luź­nie­nie”. Tzn. ten stan jest za­sy­gna­li­zo­wa­ny, ale wy­ni­ka to głów­nie z wcze­śniej­szych scen, a mam wra­że­nie, że przy Twoim warsz­ta­cie mo­gła­byś bez pro­ble­mu uzy­skać taki efekt sceną samą w sobie.

I jesz­cze jedna rzecz. Nie wiem czy tekst po­wstał ści­śle pod kątem kon­kur­su świą­tecz­ne­go, ale… Gdyby za­miast Wi­gi­lii była tu mowa o Wiel­ka­no­cy, a za­miast dwóch dni na śledz­two były trzy, tekst zy­skał­by na­praw­dę po­tęż­ne­go ła­dun­ku emo­cjo­nal­ne­go i sym­bo­licz­ne­go.

 

Asy­lum, dzię­ku­ję za ko­men­tarz. Od­czu­cia, które to­wa­rzy­szy­ły ci przy lek­tu­rze są dla mnie bar­dzo ważne i cie­szę się, że wra­że­nia po prze­czy­ta­niu masz ra­czej po­zy­tyw­ne ;)

 

wilku, tobie rów­nież dzię­ku­ję. Z tym pod­krę­ca­niem koń­ców­ki zga­dzam się – można było tę scenę zro­bić le­piej, ale limit tro­chę mnie zjadł. Nie lubię pisać ani pod kon­kret­ne te­ma­ty, ani pod li­mi­ty, dla­te­go zwy­kle nie biorę udzia­łu w kon­kur­sach. Ten jest wy­jąt­kiem, bo tekst mia­łam prak­tycz­nie go­to­wy, wy­star­czy­ło go tro­chę po­ugnia­tać ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Moje od­czu­cia są bar­dzo po­zy­tyw­ne!:)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Zna­ko­mi­cie na­pi­sa­ne.

Dzię­ki, vargu.

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Hello, to ja, Mer­seyk cool Bar­dzo dobre opo­wia­da­nie, daję lajka yes

Jak dla mnie w pełni czy­tel­ne i zgrab­nie na­pi­sa­ne, a naj­bar­dziej chciał­bym do­ce­nić war­stwę dia­lo­go­wą. W ogóle scena w miesz­ka­niu wy­szła na­praw­dę super. Uwa­żam też, że zbu­do­wa­łaś na­pię­cie w opo­wia­da­niu, co po­głę­bia­ło czy­tel­ni­cze za­nu­rze­nie w hi­sto­rię.

Muszę przy­znać, że kiedy zo­ba­czy­łem pe­wien czas temu, że do­da­łaś tagi takie, jak “ter­ro­ryzm” i “Izra­el”, po­wie­dzia­łem sobie “to nie dla mnie”. Po­my­śla­łem wtedy, że autor opo­wia­da­nia przed­sta­wi za­pew­ne spo­łecz­ną tezę, która ma być praw­dą. Póź­niej zo­ba­czy­łem Twoje ko­men­ta­rze przy in­nych tek­stach kon­kur­so­wych i prze­ko­na­łem się do Cie­bie.

Hi­sto­ria cie­ka­wa i wy­da­wać by się mogło, że przed­sta­wia spo­łecz­ną tezę (ma­ni­pu­la­cja służb na po­zio­mie in­ge­ren­cji w umysł – czy do­brze czy­tam ten motyw?; takie pre­pa­ro­wa­nie do­wo­dów) to, jest nieco ina­czej. Jak dla mnie mie­ści się to w kon­wen­cji i przed­sta­wia fan­ta­stycz­ną wizję. Nie jest in­wa­zyj­ne, nie zmu­sza mnie do twar­dej kon­fron­ta­cji, do zmar­twień, chwy­ta­nia za miecz i szu­ka­nia bad guys. Mi­ło­śni­kom sci-fi po­mysł mógł wydać się pro­sty lub zbyt pro­sty, ale ja takim znaw­cą nie je­stem i ku­pu­ję tę opo­wieść. To była dobra lek­tu­ra.


ps. Mała spra­wa, nie wiem jakie po­szu­ki­wa­nia po­czy­ni­łaś, ale ja po­bież­nie rzu­ci­łem okiem na Go­ogle i Ba­zy­li­ka Grobu Bo­że­go budzi moje wąt­pli­wo­ści. Ba­zy­li­ka Grobu Świę­te­go albo Ba­zy­li­ka Grobu Pań­skie­go, czy nawet Pań­skie­go Grobu – to ro­zu­miem; Grobu Bo­że­go nie do końca, czy to było za­mie­rzo­ne, czy jak… Tak czy ina­czej, to jest chyba mały szcze­gół.

Hello, Mer­sey­ake, nice to meet you ;)

Cie­szę się, że wpa­dłeś prze­czy­tać opko mimo strasz­nie brzmią­cych tagów ;P Jesz­cze bar­dziej się cie­szę, że uzna­łeś je za cie­ka­we i godne lajka.

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Sce­ne­ria hi­sto­rii i za­sto­so­wa­ne ga­dże­ty bar­dzo w moim gu­ście. Nar­ra­cja także nie­prze­la­do­wa­na nie spra­wi­ła mi pro­ble­mów. Nie­ste­ty przed­wcze­sny finał, bę­dą­cy efek­tem roz­wi­nię­cia fa­bu­ły idą­cej jak po sznur­ku do ocze­ki­wa­ne­go fi­na­łu, nie był już tak sa­tys­fak­cjo­nu­ja­cy. Warsz­ta­to­wo ok, ale po­mysł ra­czej z tych co "już ktoś kie­dyś" ;) Po­zdra­wiam. Ps. Jak to jest z tym al­ko­cho­lem/winem u Ara­bów? ;)

Jeśli się nie mylę, to już Twój drugi tekst osa­dzo­ny w Izra­elu (po­przed­ni był ano­ni­mo­wy) po­wsta­ły w związ­ku z Twoją i Cie­nia po­dró­żą. Jak widać, po­dró­że nie tylko kształ­cą, ale rów­nież in­spi­ru­ją.

Za­cznę może od stylu. Nie znam in­nych Two­ich (wcze­śniej­szych) tek­stów, więc na temat gra­ve­lo­we­go stylu nie mogę się wy­po­wia­dać. Sama jed­nak w od­po­wie­dzi na ko­men­ta­rze do­ty­czą­ce m.in. oszczęd­nej sty­li­sty­ki, nar­ra­cji opar­tej na krót­kich zda­niach, wspo­mnia­łaś, że pró­bu­jesz pisać nieco ina­czej niż do­tych­czas. Sam prze­cho­dzę przez po­dob­ny pro­ces i har­tu­ję pióro w swego ro­dza­ju su­cho­ści zdań, miar­ko­wa­niu słów i po­wścią­gli­wo­ści nar­ra­cyj­nej oraz sty­li­stycz­nej. Moją mo­ty­wa­cją jest pogoń za przej­rzy­sto­ścią formy, celem kar­czo­wa­niem chwa­stów i od­sie­wa­nie plew, tak aby po­let­ko było żyzne i czy­ste, a kwia­ty traf­nych me­ta­for, cel­nych uwag i moc­nych sfor­mu­ło­wań mogły roz­kwit­nąć z więk­szą siłą i wy­ra­zi­sto­ścią. Przy­zna­ję jed­nak z pew­nym bólem ;), że Tobie wy­cho­dzi to le­piej.

Cenię sobie na por­ta­lu Au­to­rów, któ­rzy na­praw­dę wie­dzą (lub wła­śnie od­kry­wa­ją), o co w pi­sa­niu cho­dzi. Każdy z nich po­dą­ża inną ścież­ką, cza­sem łączą siły (jak nie­daw­no Co­bold i Fun), ale wszy­scy oni mają świa­do­mość (na róż­nych po­zio­mach) ma­te­rii li­te­rac­kiej, znają od­po­wied­nie chwy­ty li­te­rac­kie, in­tu­icyj­nie wie­dzą jak ko­rzy­stać ze środ­ków i na­rzę­dzi li­te­rac­kich. A przede wszyst­kim po­sia­da­ją owego li­te­rac­kie­go czuja nie­zbęd­ne­go do pi­sa­nia wia­ry­god­nych opi­sów, dia­lo­gów, kre­owa­nia po­sta­ci z krwi i kości. Po­tra­fią też roz­myśl­nie kon­stru­ować i snuć opo­wieść, nie tylko pro­wa­dząc swo­ich bo­ha­te­rów i fa­bu­łę li­nio­wo, od punk­tu A do punk­tu B z uda­wa­ny­mi twi­sta­mi i me­an­dra­mi (które tylko silą się na kom­pli­ko­wa­nie akcji i świa­ta przed­sta­wio­ne­go), ale świa­do­mie (bądź pół­świa­do­mie) i w miarę po­trze­by, pro­wa­dząc ich także do wszyst­kich in­nych punk­tów w nie­ogra­ni­czo­nej prze­strze­ni wy­obraź­ni, przy oka­zji pro­wa­dząc z czy­tel­ni­kiem grę, ba­wiąc się li­te­rac­ki­mi ele­men­ta­mi czy na­sy­ca­jąc tekst do­wol­ny­mi od­cie­nia­mi, kli­ma­ta­mi, at­mos­fe­ra­mi. Osta­tecz­nie zaś kom­pi­lu­jąc/mo­de­lu­jąc, cho­ciaż­by i znane ele­men­ty/kom­po­nen­ty, w za­mie­rzo­ne i wy­obra­żo­ne rze­czy­wi­sto­ści. Cza­sem nawet, nie czy­niąc tego wszyst­kie­go pod pełną kon­tro­lą. Ale nawet wtedy ich tekst ofe­ru­je godne uwagi in­ter­pre­ta­cje, zna­cze­nia, nad­da­ne tre­ści, mimo że nie­za­pla­no­wa­ne przez Au­to­ra. Nie wiem co jest ko­niecz­ne, by osią­gnąć taki po­ziom wśród ama­to­rów, który po­zwa­la sta­nąć na pierw­szym stop­niu scho­dów pro­wa­dzą­cych do bycia praw­dzi­wym Li­te­ra­tem. Czy to doj­rza­łość myśli i emo­cji? (ale ta po­win­na przy­cho­dzić z wie­kiem). Czy nie­zbęd­ny jest ta­lent? (ale jak wia­do­mo sam ta­lent nigdy nie wy­star­cza). Czy ra­czej oczy­ta­nie? (fun­da­men­tal­ne, ale wszak nie każdy czy­tel­nik po­sia­da ten dryg pi­sar­ski). Za­pew­ne to wszyst­ko i jakaś iskra jesz­cze. Zatem tak. Uwa­żam, że ów dar po­sia­dasz. Po­dob­nie warsz­tat i iskrę.

Bio­rąc się za ga­tu­nek sobie obcy (s-f), jak pi­szesz, ko­rzy­sta­jąc z wła­snych do­świad­czeń i wra­żeń, z oso­bi­ste­go od­czu­wa­nia miej­sca i jego tętna, rytmu, pod­skór­nych flu­idów, po­głę­bio­nych re­se­ar­chem (jak mnie­mam grun­to­wa­łaś swoją wie­dzę i czu­cie Izra­ela/Je­ro­zo­li­my wy­wia­dem tu­ry­stycz­nym) oraz ko­rzy­sta­jąc ze zna­nych sobie mo­ty­wów (sły­chać tutaj echa cho­ciaż­by "Ra­por­tu mniej­szo­ści"), upich­ci­łaś bar­dzo cie­ka­we opo­wia­da­nie.

Dwu­znacz­ne w swym prze­ka­zie, otwar­cie de­ma­sku­ją­ce me­cha­ni­zmy wła­dzy. Wska­zu­ją­ce mo­ral­ne i etycz­ne am­bi­wa­len­cje pew­nych zja­wisk/za­gro­żeń/nad­użyć spo­łecz­nych, tech­no­lo­gicz­nych, po­li­tycz­nych. Ich nie­oczy­wi­sty re­la­ty­wizm.

I może nie mó­wisz nam nic szcze­gól­nie od­kryw­cze­go i no­we­go, może nie opo­wia­dasz ja­kiejś wy­bit­nie ory­gi­nal­nej hi­sto­rii i nie na­sy­casz świa­ta wi­zjo­ner­ski­mi ga­dże­ta­mi czy in­ny­mi ele­men­ta­mi przy­szło­ści (nie jest to grzech, wszak mamy tu na­praw­dę bli­ski za­sięg), ale jak na tak krót­ki tekst, bar­dzo do­brze na­pi­sa­ny i skom­po­no­wa­ny, da­jesz czy­tel­ni­ko­wi na­praw­dę sporo.

A ja za­wsze po­wta­rzam, że por­ta­lo­wych opo­wia­dań na­pi­sa­nych na pew­nym po­zio­mie warsz­ta­to­wym i ogól­nie li­te­rac­kim nie wy­pa­da nie no­mi­no­wać.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Prze­czy­ta­łam.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

At­mos­fe­ra zbu­do­wa­na wspa­nia­le, a i sam po­mysł ni­cze­go sobie. Cie­ka­we, czy za pięć lat już bę­dzie­my mieć jakiś spo­sób na czy­ta­nie w my­ślach.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Je­stem za­sko­czo­ny. Kie­dyś roz­ma­wia­łem z Cie­niem o do­brych opo­wia­da­niach por­ta­lo­wych,po­le­cił mi mię­dzy in­ny­mi Twoje, ale nie były w moim gu­ście. Nie mówię, że li­te­ra­tu­ra sen­sa­cyj­na jest, Lu­dlu­ma i Mo­rel­la czy­ta­łem dawno temu, w ogóle gdy pod­cho­dzę do opo­wia­da­nia na nic się nie na­sta­wiam, albo mnie chwy­ci, albo nie. Twoje opko nie­wąt­pli­we nosi zna­mio­na opo­wie­ści sen­sa­cyj­nej, i to, co naj­bar­dziej mnie zdzi­wi­ło, to zu­peł­nie inna Gra­vel, którą mgli­ście pa­mię­tam z in­nych opo­wia­dań. Gdy­byś opu­bli­ko­wa­ła ano­ni­mo­wo, na pewno nie wska­zał­bym Cie­bie jako Au­tor­ki. Ale to wszyst­ko tylko w ra­mach cie­ka­wost­ki.

Samo opo­wia­da­nia bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Co praw­da nie je­stem takim opty­mi­stą i nie wie­rzę, że świat zrobi taki po­stęp tech­no­lo­gicz­ny w pięć lat i jed­no­cze­śnie tak ofi­cjal­nie od­bie­rze czło­wie­ko­wi pry­wat­ność, bo że robi to nie­ofi­cjal­nie to inna spra­wa, to jed­nak jest mało istot­ne i nie ma więk­sze­go zna­cze­nia, jeśli cho­dzi o to kon­kret­ne opo­wia­da­nie. Cie­ka­wa scen­ka, i do­brze wkom­po­no­wa­łaś w to świę­ta, we­dług mnie pa­su­ją. Do­peł­nia­ją kli­ma­tu. Naj­lep­sza jest jed­nak po­cią­gnię­ta fa­bu­ła i warsz­tat, czy ktoś gu­stu­je w ta­kiej li­te­ra­tu­rze, czy nie, to jest po pro­stu dobre opo­wia­da­nie. Oszczęd­ne, ale w zu­peł­no­ści wy­star­cza­ją­ce opisy, dobre, na­tu­ral­ne dia­lo­gi. Takie utwo­ry się dru­ku­je.

Aż je­stem cie­kaw, co mógł w becie po­pra­wić Cie­niu, bo opo­wia­da­nie wy­da­je się tak spój­ne, że nie widzę miej­sca, gdzie mogło być po­pra­wia­ne. A może Cie­niu jest tak do­brym beta czy­ta­czem. ;)

Po­zdra­wiam.

 

Sa­mo­chód pełen gwoź­dzi i ży­le­tek prze­je­chał w dół ulicy Jaffa

Wy­da­je mi się, że na­le­ży tłu­ma­czyć ca­łość nazw wła­snych, bądź wcale. Czyli Oxford stre­et albo ulica Oxfordz­ka. “Ulica Oxford” brzmia­ła­by nie­na­tu­ral­nie, tak samo brzmi “ulica Jaffa”, bo prze­cież jest to ulica pro­wa­dzą­ca do Jaffy, czyli ulica Ja­fska.

 

– Wiesz o Jaf­fie?

Jeśli zmie­nisz po­wyż­sze, to tu też by się przy­da­ło.

 

Skóra go­spo­da­rza miała ja­śniej­szy od­cień, niż skóra Szuk­ma­na.

Bez prze­cin­ka.

 

Zer­k­nął py­ta­ją­co na żonę, ale nie zadał żad­ne­go z pytań, które ci­snę­ły mu się na usta

 

– Salam alej­kum – od­parł Szuk­man, za­kła­da­jąc ręce za plecy. Dys­kret­nie ro­zej­rzał się po po­ko­ju, ale na pierw­szy rzut oka wszyst­ko było w po­rząd­ku: ty­po­we miesz­ka­nie pary, która jakiś czas temu prze­kro­czy­ła wiek śred­ni i osią życia uczy­ni­ła spę­dza­nie le­ni­wych wie­czo­rów w domu, przy lamp­ce wina i książ­ce. Dzie­ci dawno wy­fru­nę­ły z gniaz­da, ale wpa­da­ją cza­sa­mi na week­en­dy.

– Na­zy­wam się Kane Szuk­man – po­wie­dział agent, nie wy­cią­ga­jąc dłoni do go­spo­da­rza – z Wy­dzia­łu Pre­wen­cyj­ne­go. Przy­kro mi z po­wo­du naj­ścia, ale w związ­ku z nie­daw­ny­mi tra­gicz­ny­mi wy­da­rze­nia­mi oraz zbli­ża­ją­cy­mi się chrze­ści­jań­ski­mi ob­cho­da­mi świąt, wpro­wa­dza­my do­dat­ko­we środ­ki ochron­ne, aby każdy oby­wa­tel Izra­ela oraz prze­by­wa­ją­cy obec­nie w kraju tu­ry­sta mógł prze­żyć ten pięk­ny okres jak naj­bez­piecz­niej, nie­za­leż­nie od wy­zna­nia. Zgod­nie z wy­tycz­ny­mi, muszę spraw­dzić pań­stwa do­ku­men­ty i prze­pro­wa­dzić kilka stan­dar­do­wych pro­ce­dur.

To jest cią­gle wy­po­wiedź jed­nej osoby, więc po­win­na być jed­nym aka­pi­tem. Albo, jesz­cze le­piej, po­nie­waż część za­czy­na­ją­ca się od “dys­kret­nie ro­zej­rzał się nie opi­su­je dia­lo­gu, po­win­na zo­stać wy­łą­czo­na jako osob­ny aka­pit.

 

po­wie­dział, kiedy pani Zulfa wró­ci­ła do sa­lo­nu(+,) nio­sąc tackę z dwie­ma fi­li­żan­ka­mi i szklan­ką wody.

 

Chrze­ści­jań­skie Boże Na­ro­dze­nie miało dla nich zna­cze­nie nie więk­sze, niż hin­du­skie Di­wa­li.

Bez prze­cin­ka.

 

zo­ba­czę jed­nak nie­któ­re z ob­ra­zów, two­rzo­nych przez pana mózg.

J.w.

 

Pan Said mach­nął ręką.

– Niech pan za­czy­na, panie Szuk­man.

 

Wy­dział Pre­wen­cyj­ny robi wspa­nia­łą ro­bo­tę.

Kalka ję­zy­ko­wa pro­wa­dzi do po­wtó­rze­nia, su­ge­ru­ję “wy­ko­nu­je”.

 

 

Uwa­żam, że z opo­wia­dań kon­kur­so­wych, które prze­czy­ta­łem, to jest jak na razie naj­lep­sze. W bar­dzo spraw­ny spo­sób trzy­masz czy­tel­ni­ka w na­pię­ciu. Po­sta­cie są “żywe” i za­cho­wu­ją się re­ali­stycz­nie. Czy­tel­ni­ko­wi łatwo od­na­leźć się w sy­tu­acji, gdyż jest mu ona zna­jo­ma. A przez to, że nie wy­ja­śniasz wszyst­kie­go wprost do końca, tekst zo­sta­je w umy­śle od­bior­cy na dłu­żej. Wy­ko­na­nie bez za­rzu­tu.

Nie uwa­żam, żeby to opo­wia­da­nie po­win­no wy­grać kon­kurs z tego po­wo­du, że jest tak samo świą­tecz­ne, jak “Die hard” – czyli akcja ma miej­sce w świę­ta i tyle. Nie prze­szło­by od­po­wied­nio zmo­dy­fi­ko­wa­nej brzy­twy. Na­to­miast to nie zmie­nia faktu, że jest naj­lep­sze (przy­naj­mniej z tych, które już czy­ta­łem), dla­te­go do­łą­czam swój głos do no­mi­na­cji do piór­ka :)

iro­nicz­ny pod­pis

Cześć nie­cze­sia­nym i sorka za spóź­nio­ną od­po­wiedź.

 

Black­tom, dzię­ki za ko­men­tarz. Szko­da, że finał wydał Ci się mało sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy. Pew­nie gdy­bym mogła się bar­dziej roz­pi­sać, fa­bu­ła wy­szła­by mniej li­nio­wo, noale… Cóż to jest 15k zna­ków? ;)

 

ma­ra­sku, aż nie wiem, co Ci od­pi­sać. Po­zo­sta­je mi tylko po­dzię­ko­wać pięk­nie za wni­kli­wy, in­te­re­su­ją­cy i bar­dzo schle­bia­ją­cy ko­men­tarz. Czap­ki z głów i po­wo­dze­nia we wdra­ża­niu się w pi­sa­nie lo­żow­skich ko­men­ta­rzy ;)

 

Mor­gia­no, Verus, dzię­ki za prze­czy­ta­nie <3

 

Dar­co­nie, też je­stem za­sko­czo­na, że Ci się po­do­ba­ło moje opo­wia­da­nie, bo gusta mamy zu­peł­nie różne, z tego co ko­ja­rzę, ale tym bar­dziej mnie cie­szy Twoja sa­tys­fak­cja z lek­tu­ry ;D

 

Is­san­de­rze, dzię­ku­ję pięk­nie za wy­ła­pa­nie błę­dów. Nie­waż­ne ile razy po­pra­wiam, i tak coś zo­sta­je…

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Sa­mo­chód pełen gwoź­dzi i ży­le­tek prze­je­chał w dół ulicy Jaffa

Wy­da­je mi się, że na­le­ży tłu­ma­czyć ca­łość nazw wła­snych, bądź wcale. Czyli Oxford stre­et albo ulica Oxfordz­ka. “Ulica Oxford” brzmia­ła­by nie­na­tu­ral­nie, tak samo brzmi “ulica Jaffa”, bo prze­cież jest to ulica pro­wa­dzą­ca do Jaffy, czyli ulica Ja­fska.

 

 

Nie. W Je­ro­zo­li­mie jest ulica, która na­zy­wa się Jaffa, nie Jaffa stre­et (bądź jakiś od­po­wied­nik słowa ulica w tam­tej­szym na­rze­czu), więc wszyst­ko w tym zda­niu jest jak naj­bar­dziej okej. Nie ma tu żad­nych prze­kła­mań czy błę­dów lo­gicz­nych.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Cie­ka­wy po­mysł i śro­do­wi­sko, w któ­rym osa­dzasz akcję. We­dług mnie, naj­le­piej wy­pa­dła pierw­sza scena, w któ­rej w nie­wie­lu sło­wach po­ka­zu­jesz prze­bieg za­ma­chu. Cho­ciaż scena w domu mał­żeń­stwa rów­nież mi się po­do­ba­ła. Je­stem też pod wra­że­niem za­koń­cze­nia, z twi­stem skła­nia­ją­cym do za­da­wa­nia pytań o winę czło­wie­ka oraz in­ten­cje osób spra­wu­ją­cych wła­dzę. Cie­ka­wie wpro­wa­dzasz motyw piel­grzy­mów, re­cep­to­rów i za­szcze­pia­nia ob­cych myśli w gło­wach ludzi. Widzę w tym po­ten­cjał na dłuż­szą hi­sto­rię. Je­dy­ne za­strze­że­nie to zbyt mało mo­ty­wów świą­tecz­nych, ale nie zmie­nia to faktu, że na­pi­sa­łaś bar­dzo cie­ka­wy i udany tekst.

W Je­ro­zo­li­mie jest ulica, która na­zy­wa się Jaffa, nie Jaffa stre­et (bądź jakiś od­po­wied­nik słowa ulica w tam­tej­szym na­rze­czu)

Otóż nie.

רחוב – ulica.

 

P.S. Otóż bar­dziej nie.

iro­nicz­ny pod­pis

Przy­jem­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Fajny po­mysł na re­cep­to­ry w pal­cach. Mnie też po­do­ba­ło się po­ka­za­nie skut­ków ubocz­nych. Rę­ka­wicz­ki nie po­ma­ga­ły? Cie­ka­we, jak się za­cho­wy­wa­ły w wo­dzie. Szuk­man mógł cho­dzić na basen? A kąpać się w morzu?

Dobry opis za­ma­chu. I scena w domu Ara­bów.

Za­ska­ku­ją­ca koń­ców­ka.

Fa­bu­ła ra­czej z tych pro­stych – stary dobry ko­zioł ofiar­ny z elek­tro­nicz­ny­mi be­be­cha­mi.

Ogól­nie na plus. Je­stem na TAK, czyli.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łam dawno, zaraz po wrzu­ce­niu, ale z ko­mór­ki nie sko­men­to­wa­łam od razu, więc wra­cam z oka­zji gło­so­wa­nia.

 

Jest to świet­nie na­pi­sa­ny tekst, w któ­rym mi cze­goś dra­ma­tycz­nie bra­ku­je i który nie­ste­ty po­zo­sta­wia mnie cał­ko­wi­cie obo­jęt­ną emo­cjo­nal­nie. Może dla­te­go, że nie ma tu żad­ne­go bo­ha­te­ra, któ­re­mu mo­gła­bym “ki­bi­co­wać”? Na chłod­no i na lo­gi­kę za­kła­dam, że po­win­nam współ­czuć Zul­fie i jej mę­żo­wi, ale cze­goś mi w ich przed­sta­wie­niu bra­ku­je, żebym po­czu­ła re­al­ny dra­mat. (Tu mam zu­peł­nie inne od­czu­cia od większ­ści po­przed­ni­ków: scena w miesz­ka­niu po­win­na była po­ru­szyć, a nie za­dzia­ła­ła). To nawet nie jest wina re­por­ter­skie­go, chłod­ne­go stylu, bo jak czy­tam Toch­ma­na o Rwan­dzie, to ciar­ki mi po krę­go­słu­pie prze­cho­dzą. Może tu jest po pro­stu z li­te­rac­kie­go punk­tu wi­dze­nia zbyt ste­ryl­nie? Wszyst­ko na swoim miej­scu, wszyst­ko ide­al­nie skal­ku­lo­wa­ne i skro­jo­ne, ale po tym pra­wie mie­sią­cu od lek­tu­ry nie­wie­le mi po­zo­sta­ło w pa­mię­ci – poza od­czu­ciem, że to efek­tow­ne i spod igły. I jakby zbu­do­wa­ne pod ostat­nie, ty­tu­ło­we zda­nie ;)

Masz tu po­łą­cze­nie thril­le­ra po­li­tycz­ne­go z wa­ria­cją na temat Ra­por­tu mniej­szo­ści, masz ele­ment fan­ta­stycz­ny, który można by za­stą­pić po­rząd­nym pra­niem mó­zgów plus ja­ki­miś sub­stan­cja­mi che­micz­ny­mi, ale okej – bu­du­jesz na nim fa­bu­łę.

Pro­blem mam też z mo­ty­wa­cją służb spe­cjal­nych, że muszą zła­pać ja­kie­go­kol­wiek ter­ro­ry­stę. Jasne, służ­by spe­cjal­ne to dra­nie, wiemy to z nie­zli­czo­nych thril­le­rów, tro­chę zie­eew. Nie­mniej tu wy­da­je mi się to lekko na­cią­ga­ne – gdy­byż jesz­cze cho­dzi­ło o próbę wstecz­ne­go za­po­bie­że­nia za­ma­cho­wi i po­ka­za­nie nawet fał­szy­wych aresz­to­wań, ale że służ­by zro­bi­ły, co mogły? A tu, wro­bie­nie kogoś – wła­ści­wie po co? W ten spo­sób nijak nie wy­ma­żą wtopy z tym, że nie za­po­bie­gli za­ma­cho­wi z 22 grud­nia, a tylko pom­pu­ją sobie image. Może tak być, ba, bywa (zaj­mu­ję się na­uko­wo pro­pa­gan­dą, więc sporo o tym wiem), ale w li­te­ra­tu­rze nie do końca nie prze­ko­nu­je, trosz­kę za bar­dzo sztam­po­we w tym po­ka­za­niu, jacy to dra­nie. A z kolei za mało ko­mik­so­we, żebym była w sta­nie za­ak­cep­to­wać “umow­ność” po­sta­ci.

Była to więc lek­tu­ra za­do­wa­la­ją­ca, wcią­ga­ją­ca, świet­nie zro­bio­na, jak jakiś ko­lej­ny For­syth czy Lu­dlum, pro­blem w tym, że tego ro­dza­ju li­te­ra­tu­ra znu­dzi­ła mi się lata temu :(

 

http://altronapoleone.home.blog

ANDO, dzię­ki za ju­ror­ski ko­men­tarz. Po­dej­rze­wa­łam, że opo­wia­da­nie bę­dzie za mało w świą­tecz­nym kli­ma­cie, ale nie ża­łu­ję, że wzię­łam udział w kon­kur­sie. Dzię­ki za zor­ga­ni­zo­wa­nie faj­nej za­ba­wy ;)

 

Anet, dzię­ki!

 

Fin­klo, dzię­ki za ko­men­tarz, faj­nie, że się po­do­ba­ło. Co do re­cep­to­rów Szuk­ma­na: rę­ka­wicz­ki pew­nie w ja­kimś stop­niu mo­gły­by pomóc. Ale ja na przy­kład rę­ka­wi­czek nie zno­szę, nawet przy minus dwu­dzie­stu stop­niach nie za­ło­żę, wolę, żeby mi się palce od­mro­zi­ły ;) Jeśli zaś cho­dzi o wodę, to przy­znam, że nie po­chy­la­łam się nad tą kwe­stią, ale jeśli re­cep­to­ry są pod skórą, to ta skóra jakąś ochro­nę za­pew­nia.

 

dra­ka­ino, dzię­ki za wi­zy­tę. Że zbyt ste­ryl­ne, wy­kal­ku­lo­wa­ne i spod igły – ro­zu­miem skąd Twoje od­czu­cia się biorą, przyj­mu­ję kry­ty­kę na klatę ;) Sama mam wra­że­nie, że roz­bu­do­wa­nie kon­cep­cji mo­gło­by się opo­wia­da­niu przy­słu­żyć; może nawet kie­dyś się tego po­dej­mę, bo czemu nie? Że sztam­pa – moż­li­we, ale thril­ler/sen­sa­cja, to nie jest ga­tu­nek, o któ­rym mogę po­wie­dzieć, że je­stem z nim obe­zna­na. To w za­sa­dzie moje pierw­sze w nim kroki, więc na razie sobie tro­chę po­racz­ko­wa­łam, może póź­niej przyj­dzie pora na praw­dzi­we cho­dze­nie ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Is­san­de­rze,

ja te ta­blicz­ki za­pa­mię­ta­łem tro­chę ina­czej.^^ Ge­ne­ral­nie nie po­wie­dział­bym też, że רחוב (ulica) jest peł­no­praw­nym czło­nem nazw ulic. No cóż, czło­wiek uczy się całe życie.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Nie­ste­ty, wra­że­nia po lek­tu­rze co naj­wy­żej śred­nie. Po­do­bał mi się sam za­mysł, po­do­bał pa­tent, że ostat­nie słowa to tytuł, ale ca­łość wy­szła dość sucho.

Te Boże Na­ro­dze­nie w tle tro­chę prze­szka­dza­ło, bo od­wra­ca­ło uwagę od dra­ma­tu miesz­kań­ców, któ­rzy dla wła­dzy są je­dy­nie pion­ka­mi na tej po­li­tycz­nej sza­chow­ni­cy. Oczy­wi­ście o tym też pi­sa­łaś, ale tło zdało mi się wpro­wa­dzo­ne tylko po to, by prze­szło w kon­kur­sie.

Fan­ta­sty­ka też wła­ści­wie pełni funk­cje ozdob­ni­ka. Pew­nie da­ło­by się za­stą­pić ten “wpływ” Piel­grzy­mów po­rząd­ny­mi tor­tu­ra­mi ;)

Sło­wem – cie­ka­wy tekst, ale bez­na­mięt­ny. Nie za­an­ga­żo­wał mnie.

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

To trzy­mam kciu­ki za roz­bu­do­wa­nie świa­ta i po­my­słu, bo wpraw­dzie z tego opka coś tam w kwe­stii Piel­grzy­mów można się do­my­ślić, ale wy­da­je mi się, że z tej kon­cep­cji – jeśli jest czymś wię­cej niż si­ła­mi spe­cjal­ny­mi w si­łach spe­cjal­nych ;) – można by wy­ci­snąć sporo cie­ka­we­go. Tylko przy­da­ło­by się wię­cej kon­tek­stu i może tro­chę wię­cej psy­cho­lo­gii po­sta­ci.

http://altronapoleone.home.blog

A mi się po­do­ba, prze­czy­ta­łam drugi raz. Dobre! Jest tak czy­ste i ste­ryl­ne jak chyba żadne, które prze­czy­ta­łam na forum. Pew­nie nie­wie­le czy­ta­łam – po­wie­cie, ale tutaj, po­wtó­rzę, nie ma żad­ne­go zbęd­ne­go słowa.

Kon­wen­cja bo­żo­na­ro­dze­nio­wa, jak to kon­wen­cja, może się spodo­bać bądź nie, ale za­wsze mo­ment trze­ba wy­brać, a te takie są jak na razie, ważne, czyli punk­ty prze­ło­mu, za­rów­no oso­bi­ste czy istot­ne dla więk­szej zbio­ro­wo­ści.

Z ulicą, o któ­rej wspo­mniał Is­san­der, zde­cy­do­wa­nie po­le­mi­zo­wa­ła­bym. Spo­lsz­cze­nie nazwy wy­wo­łu­je nie­zro­zu­mie­nie u czy­tel­ni­ka. Moim zda­niem w takim przy­pad­ku de­cy­do­wał­by re­dak­tor me­ry­to­rycz­ny wspól­nie z au­to­rem, zresz­tą wy­star­czy spraw­dzić w książ­kach re­por­ta­żo­wych. Pol­ska to nie Fran­cja, w któ­rej kom­pu­ter na­zy­wa się “or­di­na­teur”, a więk­szość i tak po­słu­gu­je się innym ter­mi­nem, przy­naj­mniej w okre­ślo­nych śro­do­wi­skach.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Count, dzię­ki za prze­czy­ta­nie, szko­da, że nie po­czu­łeś się za­an­ga­żo­wa­ny w tekst.

 

dra­ka­ino, dzię­ki, po­my­ślę ;)

 

Asy­lum, dzię­ku­ję jesz­cze raz za miłe słowa. W pier­wot­nej wer­sji tek­stu zde­cy­do­wa­łam się na “ulica Jaffa” ze wzglę­du na czy­tel­ni­ków nie orien­tu­ją­cych się w to­po­gra­fii Je­ro­zo­li­my. Ro­zu­miem jed­nak, że może to brzmieć po pro­stu nie­na­tu­ral­nie, tak jak za­uwa­żył Is­san­der.

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

*przez po­mył­kę wcze­śniej zna­lazł się tu post nie na temat*

iro­nicz­ny pod­pis

Is­san­de­rze, nie ten temat ;]

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Cie­ka­wy tekst, któ­re­mu na­rzu­co­na dłu­gość wy­mu­sza pewne skró­ty.

Do kre­acji świa­ta nie mam za­strze­żeń. Tło opar­te na rze­czy­wi­stym świe­cie do­po­wia­da wiele, a sami Piel­grzy­mi za­ry­so­wa­ni na tyle do­kład­nie, na ile się dało. Mia­łem oczy­wi­ste sko­ja­rze­nia z “Ra­por­tem mniej­szo­ści”, choć samo prze­słu­cha­nie przy­wo­dzi­ło mi na myśl jedną ze scen z “Do­mi­nium So­lar­ne­go”.

Samo prze­cze­sa­nie myśli, punkt kul­mi­na­cyj­ny, cał­kiem fajne.

Łyżka dzieg­ciu jed­nak też się znaj­dzie. Bo­ha­te­rem jest świat i po­mysł Piel­grzy­mów, na­to­miast przez to sam Kane (świet­ne imię!) jest tutaj na­rzę­dziem do pre­zen­ta­cji. Jego od­dzie­le­nie emo­cjo­nal­ne po­wo­du­je też i moje po­zo­sta­nie z boku wy­da­rzeń. A przez to chwy­tasz mnie tylko po­my­słem na świat, ale już nie sa­my­mi wy­da­rze­nia­mi.

Tak więc to ładny kon­cert fa­jer­wer­ków, z faj­nym po­my­słem w tle.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Tekst cie­ka­wy. Sam po­mysł jest ład­nie przed­sta­wio­ny, choć nie do końca mnie wcią­gnął. Twist na końcu udany. Po­mysł z prze­cze­sy­wa­niem myśli fajny, ale nie nowy. A co za­ło­żeń kon­kur­su to nie­ste­ty nie­speł­nio­ne, bo są je­dy­nie tłem i nie od­gry­wa­ją zna­czą­cej roli.

Dzię­ku­ję za udział w kon­kur­sie.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Czas od­ra­biać za­le­gło­ści :-) 

No i wy­ja­śnić dla­cze­go ta­ko­wa­łem. 

Bę­dzie krót­ko, bo chwa­le­nie nie jest spe­cjal­nie in­te­re­su­ją­ce :-) 

Cho­ciaż nie, chwa­lić jakoś zbyt­nio nie będę, bo po­chwał już sporo usły­sza­łaś, nie­wie­le mam więc do do­da­nia. To bar­dzo so­lid­ne, do­brze skom­po­no­wa­ne, fan­ta­stycz­ne opo­wia­da­nie. I przede wszyst­kim świet­nie na­pi­sa­ne. Spo­koj­nie, chłod­no, po­wścią­gli­wie, bez­na­mięt­nie, można rzec, i wy­da­je się, że pewna su­chość i brak emo­cji to wada. Ba, wła­ści­wie do końca lek­tu­ry krę­ci­łem nosem, ale potem po­my­śla­łem sobie, że ten oszczęd­ny styl zna­ko­mi­cie pa­su­je do tre­ści i prze­ka­zu, pa­ra­dok­sal­nie (pa­ra­dok­sal­nie, bo to naj­czę­ściej ba­ro­ko­wość od­po­wie­dzial­na jest za cięż­ka­wy kli­mat) two­rząc gęstą, pełną na­pię­cia at­mos­fe­rę. Co praw­da w samej tre­ści nic mnie nie za­sko­czy­ło, ni­cze­go no­we­go się nie do­wie­dzia­łem, żad­ne­go nie­tu­zin­ko­we­go po­my­słu nie do­strze­głem, ale…

Prze­ko­na­ło mnie chyba to, że mając do czy­nie­nia z kil­ko­ma Two­imi wcze­śniej­szy­mi tek­sta­mi, spo­dzie­wa­łem się cze­goś in­ne­go. A otrzy­ma­łem kon­kret­ną, przej­rzy­stą SF bli­skie­go za­się­gu. Bez roz­bu­cha­nia, bez pi­to­le­nia. Co udo­wad­nia, że je­steś au­tor­ką doj­rza­łą, która w pełni pa­nu­je nad tym co i w jaki spo­sób chce prze­ka­zać, do­sto­so­wu­je styl do po­my­słu i tre­ści, ma­ni­pu­lu­je nimi tak, by zro­bić na czy­tel­ni­ku (a nie tylko na sobie) jak naj­więk­sze (a może po pro­stu od­po­wied­nie) wra­że­nie. To ogrom­na za­le­ta. 

No i, jak za­wsze w sy­tu­acji, gdy tekst mnie nie za­chwy­ca i na ko­la­na nie rzuca, prze­pro­wa­dzi­łem ana­li­zę ne­ga­tyw­ną (okej, wy­my­śli­łem ten ter­min w tej chwi­li :-)) czyli spró­bo­wa­łem zna­leźć wady, mi­nu­sy, coś, co w tek­ście mi nie pa­su­je. I oka­za­ło się, że do­brze jest tak jak jest, nie mogę do ni­cze­go się przy­cze­pić i nie znaj­du­ję kon­kret­ne­go po­wo­du, by dać NIE. Zna­czy, musi być TAK :-) 

 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Pod­pi­su­ję się pod po­zo­sta­ły­mi ko­men­ta­rza­mi, bar­dzo dobry tekst.

Uży­cie eg­zo­tycz­nej lo­ka­cji wy­da­ło mi się nie­wy­ko­rzy­sta­ną pro­te­zą, ot, to mógł­by być Mo­zam­bik, Sy­be­ria albo Obor­ni­ki Ślą­skie, wszyst­ko jedno.

Funk­cjo­na­riu­sze wy­da­li mi się zu­peł­nie nie­oży­wio­ny­mi po­sta­cia­mi, które cza­sem za­klę­ły albo po­wie­dzia­ły “dać dupy”, więc teo­re­tycz­nie były <au­ten­tycz­ne>.

Nie po­czu­łam emo­cji prze­słu­chi­wa­ne­go.

Tak na­praw­dę, to zu­peł­nie nie wiem, co poet(k)a miał na myśli ;)

 

Uni­kaj ta­kich kon­struk­cji: 

– Zga­dza się. – Szuk­man przy­tak­nął.

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

NWM, dzię­ki za ko­men­tarz, faj­nie, że się po­do­ba­ło :) Dużo osób wspo­mi­na w ko­men­ta­rzach “Ra­port mniej­szo­ści”, a ja chyba nawet tego filmu nie wi­dzia­łam, muszę nad­ro­bić ;D

Od­dzie­le­nie emo­cjo­nal­ne Kane’a tro­chę za­mie­rzo­ne, ale ro­zu­miem, że mogło stać się po­wo­dem od­dzie­le­nia emo­cjo­nal­ne­go czy­tel­ni­ka ;)

 

Mor­gia­no, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i za kon­kurs. Tak jak już pi­sa­łam ANDO, spo­dzie­wa­łam się, że opo­wia­da­nie bę­dzie za mało świą­tecz­ne ;)

 

thar­go­ne, dzię­ku­ję za ob­szer­ny ko­men­tarz ;)

 

zyg­fry­dzie, ukło­ny.

 

Naz, po­kor­nie schy­lam głowę i obie­cu­ję mocne po­sta­no­wie­nie po­pra­wy. Dzię­ki za ko­men­tarz ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Cześć, gra­vel

Po­czą­tek mnie za­cie­ka­wił. Za­ma­cho­wiec w świę­ta? A póź­niej dzwo­nią­cy te­le­fon do agen­ta? My­śla­łem, że bę­dzie ja­kieś śledz­two. Z bie­giem czasu cie­szę się, że nie po­szłaś tą drogą. Nie­mniej już wtedy mnie za­in­te­re­so­wa­łaś. 

Co cie­ka­we, chwi­lę póź­niej do­wie­dzia­łem się, że za­ma­cho­wiec zo­stał za­bi­ty przez po­li­cję i tu… No może po­win­no mnie to zi­ry­to­wać. Ale nie! Jesz­cze bar­dziej za­cie­ka­wi­ło. Muszę po­chwa­lić dia­lo­gi, które są bar­dzo do­brze na­pi­sa­ne i do­da­ją kli­ma­tu. 

Kre­acja bo­ha­te­rów jak zwy­kle na bar­dzo do­brym po­zio­mie. Łatwo mi było zżyć się z Kanem. Ro­zu­mia­łem go, cie­szę się, że nie zro­bi­łaś z niego głu­pie­go “pion­ka”, ale czło­wie­ka my­ślą­ce­go, który ma wła­sne prze­my­śle­nia i od­czu­cia. Nie jest to na pewno mój fa­wo­ryt z po­śród two­ich bo­ha­te­rów, ale jak wyżej wspo­mnia­łem, po­do­bał mi się. 

Star­szy męż­czy­zna dla mnie ład­nie na­kre­ślo­ny. Po­ka­za­łaś go, jako nie­jed­no­znacz­ną osobę. Boi się, ale do­cie­ka, nie jest głupi. Gdy­bym się cze­piał, mógł­bym za­rzu­cić, że jest ty­po­wy, że prze­cież to taki zwy­kły Ko­wal­ski, że nie ma w sobie nic uni­kal­ne­go… Ale po co? Speł­nił swoją rolę wy­śmie­ni­cie i mi się po­do­bał. Nie po­trze­bo­wa­łem tu ni­ko­go in­ne­go. 

Lubię spo­sób, w jaki kon­tro­lo­wa­łaś na­pię­cie. Cza­sa­mi da­wa­łaś chwi­lę od­de­chu, a cza­sa­mi przy­ci­ska­łaś do (w moim przy­pad­ku krze­sła). Tak na­praw­dę cały czas byłem za­in­try­go­wa­ny. Cze­ka­łem na to co się sta­nie. Na po­cząt­ku po­dej­rze­wa­łem, że żona jest za­bój­cą, a więc twist za­sko­czył. 

Gra­tu­lu­ję zwro­tu akcji, bo dla mnie jest na­pi­sa­ny świet­nie. Po pierw­sze za­wie­ra prze­sła­nie, ma sens, a co wię­cej szo­ku­je. Po­ka­za­łaś nim bru­tal­ność wła­dzy. Po­da­ny jest sub­tel­nie, ale tak, że cięż­ko go nie za­uwa­żyć. Do­da­je bla­sku i spra­wia, że ca­łość oka­za­ła się znacz­nie bar­dziej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca. 

To krót­ka hi­sto­ria, ale czy­ta­jąc ją, za­po­mnia­łem o jed­nym, żeby my­śleć nad tym, co mi nie gra, za­tra­ci­łem się w opo­wia­da­niu. Aż dziw­ne, co nie? Jest kli­mat, jest ładny styl i jest dobra hi­sto­ria. Czego chcieć wię­cej?

Mi się po­do­ba­ło, więc nie mam co za­rzu­cić. Zło­tych rad nie dam, bo bra­ku­je mi do­świad­cze­nia i ba­zu­je je­dy­nie na su­biek­tyw­nych od­czu­ciach. Oczy­wi­ście, czy­ta­łem lep­sze opo­wia­da­nia ;P Ale ten tekst uzna­je za na­praw­dę dobry. 

Goni mnie czas, więc ucie­kam. 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie! 

Sen jest dobry, ale książ­ki są lep­sze

Cześć, Młody pi­sa­rzu! Dzię­ku­ję za, po­now­nie, bar­dzo roz­bu­do­wa­ny i po­chleb­ny ko­men­tarz. Tak go skon­stru­owa­łeś, że przy każ­dym aka­pi­cie cze­ka­łam na ja­kieś wiel­kie “ALE…” ;) Cie­szę się, że za­cie­ka­wi­ło na tyle, że nie sku­pia­łeś się na tym, co nie gra.

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Je­stem pod wra­że­niem. Nic nie za­po­wia­da ta­kie­go za­koń­cze­nia. Per­fid­nie praw­do­po­dob­ne. Cha­pe­au bas.

O, miś ar­che­olo­gicz­ny. Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i cie­szę się, że zro­bi­ło wra­że­nie ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Nowa Fantastyka