- Opowiadanie: Arnubis - Jólakötturinn

Jólakötturinn

Świę­ty Mi­ko­łaj nie jest je­dy­nym wę­drow­cem, który opusz­cza dom nocą 24 grud­nia. Przy­naj­mniej nie w mroź­nej Is­lan­dii. 

Dzię­ki Ajzan za szyb­ką betę.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Jólakötturinn

Wąski sierp księ­ży­ca roz­ci­nał czerń gru­dnio­we­go nieba, cią­gnąc za sobą sze­ro­ki pas Drogi Mlecz­nej, lśnią­cej ty­sią­cem gwiazd. Zda­wać się mogło, że część z ich bla­sku wy­cie­kła z fir­ma­men­tu i, za­mknię­ta w dro­bi­nach śnie­gu, spa­dła na zie­mię, spo­wi­ja­jąc ją roz­iskrzo­ną, białą pie­rzy­ną. Świat trwał spę­ta­ny bez­li­to­sny­mi oko­wa­mi mrozu. Zło­wróżb­ną ciszę prze­ry­wa­ło je­dy­nie de­li­kat­ne skrzy­pie­nie ko­ły­szą­cych się na wie­trze drzew i od­le­gły krzyk ru­sza­ją­ce­go na nocne po­lo­wa­nie dra­pież­ne­go ptaka.

Jólaköttu­rinn nie zni­żał się do po­dob­nych prak­tyk. Był kró­lem łowów i je­że­li tylko chciał, po­tra­fił po­ru­szać się bez­sze­lest­nie. Nie było to pro­ste za­da­nie, im­po­no­wał bo­wiem roz­mia­ra­mi – czub­kiem głowy się­gał ponad ko­ro­ny drzew i dachy pię­tro­wych domów. Mimo tego, gdy sa­dził dłu­gi­mi su­sa­mi przez noc, nie roz­le­gał się naj­cich­szy nawet dźwięk. Ogrom­ny, ciem­ny kształt i para pło­ną­cych, żół­tych ślepi.

Zwol­nił do­pie­ro w po­bli­żu ludz­kich sie­dzib. Nie dla­te­go, że się oba­wiał – był wład­cą nocy i to przed nim drże­li wątli śmier­tel­ni­cy. Nie, Jólaköttu­rinn nie oba­wiał się ludzi. Zwol­nił, bo lubił roz­ko­szo­wać się chwi­lą, gdy zwie­rzy­na jest już na wy­cią­gnię­cie łapy i w każ­dej chwi­li może ją do­paść. Przy­sta­nął na gra­ni­cy nie­wiel­kie­go mia­stecz­ka, przy­siadł, po­sta­wił spi­cza­ste uszy, po­cią­gnął nosem. Do­bie­gły go za­pa­chy przy­go­to­wy­wa­nej wie­cze­rzy, śmiech, od­le­gły śpiew na kil­ka­na­ście gar­deł. A także sła­biej wy­czu­wal­ne, lecz cie­szą­ce kocie serce nuty stra­chu, smut­ku, dźwię­ki awan­tu­ry.

Za­nu­rzył się w wą­skie ulicz­ki mię­dzy ko­lo­ro­wy­mi bu­dyn­ka­mi o stro­mych da­chach. Prze­my­kał płyn­nie od cie­nia do cie­nia, jakby sta­no­wił z nimi jed­ność, tak, że po­mi­mo przy­tła­cza­ją­cych roz­mia­rów nie­wie­lu zdo­ła­ło­by go do­strzec. Przy­naj­mniej tak długo, jak Jólaköttu­rinn nie zde­cy­do­wał­by się im po­ka­zać. Przy­ty­kał ogrom­ny łeb do ścian i przez okna przy­pa­try­wał się miesz­ka­ją­cym we­wnątrz lu­dziom.

Prych­nął z iry­ta­cją, wi­dząc uśmiech­nię­tą ro­dzi­nę sie­dzą­cą pod roz­świe­tlo­ną ko­lo­ro­wy­mi lamp­ka­mi cho­in­ką. Wszy­scy, od si­we­go, wą­sa­te­go dziad­ka po kil­ku­let­nie­go brzdą­ca, mieli na sobie obrzy­dli­we swe­try w krzy­kli­wych ko­lo­rach, pełne pier­ni­ko­wych lu­dzi­ków, dzwon­ków, ostro­krze­wów i in­ne­go świą­tecz­ne­go ba­dzie­wia. Wszyst­kie też wy­glą­da­ły na nie­na­gan­nie nowe, jakby do­pie­ro co zdję­te z wie­sza­ka w wy­jąt­ko­wo ki­czo­wa­tym skle­pie.

De­mo­nicz­ny kot od­wró­cił łeb i ru­szył dalej. Ci lu­dzie go nie in­te­re­so­wa­li. Zaj­rzał przez na­stęp­ne okno. Sa­mot­ny męż­czy­zna w wy­pra­so­wa­nej ko­szu­li sie­dział przy ko­min­ku i są­czył w mil­cze­niu bursz­ty­no­wy tru­nek ze szklan­ki. Nie. W ko­lej­nym miesz­ka­niu także cze­kał go zawód. Szu­kał dalej, lecz nie mógł zna­leźć od­po­wied­niej ofia­ry. W końcu wście­kły Jólaköttu­rinn opu­ścił mia­stecz­ko i ru­szył pędem w stro­nę na­stęp­ne­go.

Przez pół nocy krą­żył po świe­cie od mia­sta do mia­sta, za­glą­da­jąc przez okna do miesz­kań. Wi­dział nie­zli­czo­ną rze­szę ludzi. Sa­mot­nych i świę­tu­ją­cych w gro­nie bli­skich. Ra­do­snych i smut­nych. Sta­rych i mło­dych. Bo­ga­tych i bied­nych. Wszyst­kich jed­nak łą­czył jeden szcze­gół. Jeden znie­na­wi­dzo­ny przez Jólaköttu­rin­na szcze­gół. Każdy z nich, nawet naj­młod­sze, nie­daw­no uro­dzo­ne dzie­ci, miał w swo­jej gar­de­ro­bie coś no­we­go. Ko­szu­le, swe­try i spodnie, a nawet skar­pe­ty. Prze­klę­te skar­pe­ty. Przez ab­sur­dal­ny zwy­czaj ob­da­ro­wy­wa­nia bli­skich skar­pe­ta­mi ogrom­ny brzuch ogrom­ne­go ko­cu­ra po­zo­sta­wał do­tkli­wie pusty.

Zde­spe­ro­wa­ny Jólaköttu­rinn za­czął już po­waż­nie roz­wa­żać po­szu­ki­wa­nie bez­dom­nych, gdy coś na nie­bie nagle przy­ku­ło jego uwagę. Nie­wiel­kie, czer­wo­ne świa­teł­ko, za­le­d­wie jasny punk­cik lśnią­cy ru­bi­no­wym bla­skiem ni­czym cho­in­ko­wa lamp­ka, mknę­ło przez mrok na pół­noc. De­mo­nicz­ny kot wpa­try­wał się onie­mia­ły w zja­wi­sko z żół­ty­mi śle­pia­mi sze­ro­ko roz­war­ty­mi z za­chwy­tu. A potem rzu­cił się do biegu, aby nie stra­cić obiek­tu z oczu.

Ści­ga­li się w sza­leń­czej go­ni­twie, która okry­ła­by wsty­dem le­gen­dar­nych jeźdź­ców Dzi­kich Łowów. Pę­dzą­ce po ciem­nym nie­bie świa­tło i gna­ją­cy przez zaspy bia­łe­go śnie­gu ol­brzy­mi, czar­ny zwierz. Jólaköttu­rinn od lat nie był tak pod­eks­cy­to­wa­ny. W końcu wy­zwa­nie. W końcu godny opo­nent, który był w sta­nie nadać praw­dzi­wy sens po­lo­wa­niu. Dłu­gie, mia­ro­we susy od­li­cza­ły ko­lej­ne ki­lo­me­try, a czuj­ne oczy nawet na chwi­lę nie spusz­cza­ły wzro­ku ze śle­dzo­nej ofia­ry. Wie­dział, że ta­jem­ni­cze zja­wi­sko nie zdoła uciec.

Wresz­cie, po po­ści­gu któ­re­go czasu nikt nie mie­rzył, czer­wo­ne świa­teł­ko za­czę­ło ob­ni­żać swój lot, aż znik­nę­ło za ciem­ną ścia­ną lasu. Szy­ko­wa­ło się do lą­do­wa­nia! Jólaköttu­rinn przy­spie­szył i pędem wpadł po­mię­dzy drze­wa. Prze­my­kał w ich cie­niu, pro­wa­dzo­ny ma­ja­czą­cym w od­da­li, lecz z każ­dym susem coraz bliż­szym, ru­bi­no­wym bla­skiem prze­bi­ja­ją­cym zza pni.

Zwol­nił, gdy do­tarł nie­mal na skraj le­żą­cej w sercu lasu po­la­ny. To na niej wy­lą­do­wa­ła jego ofia­ra. Wiatr przy­niósł do jego noz­drzy wy­raź­nie zwie­rzę­cą woń, która spra­wi­ła, że pusty żo­łą­dek za­trzą­snął się obu­rzo­ny fak­tem, iż nikt go dotąd nie na­peł­nił.

Jólaköttu­rinn ob­li­zał się, a potem za­czął skra­dać w stro­nę świa­tła. Za­trzy­mał się na chwi­lę pod ostat­ni­mi drze­wa­mi, by przyj­rzeć się uważ­niej ofie­rze. Na samym środ­ku po­la­ny stały ogrom­ne, rzeź­bio­ne sanie po­ma­lo­wa­ne na czer­wo­no. Nie one jed­nak za­in­te­re­so­wa­ły kota, lecz za­przę­żo­ne do nich zwie­rzę­ta. Czte­ry pary do­rod­nych, sma­ko­wi­tych re­ni­fe­rów po­trzą­sa­ły łbami stroj­ny­mi w pysz­ne po­ro­ża i grze­ba­ły ko­py­ta­mi w śnie­gu po­szu­ku­jąc skry­tej pod nim trawy. Na samym prze­dzie za­przę­gu stało jesz­cze jedno zwie­rzę, nieco mniej­sze od po­zo­sta­łej ósem­ki, lecz mimo tego dumną po­sta­wą zdra­dza­ją­ce duszę przy­wód­cy. Naj­bar­dziej uwagę przy­ku­wał jego nos, lśnią­cy ru­bi­no­wym świa­tłem, które pro­wa­dzi­ło Jólaköttu­rin­na w po­go­ni.

Ogrom­ny kot po­now­nie ob­li­zał się z roz­ko­szą. To bę­dzie wspa­nia­ła uczta, godna naj­lep­sze­go łowcy. Po­nad­to zwie­rzę­ta, jak to zwy­kle zwie­rzę­ta miały w zwy­cza­ju, nie no­si­ły żad­nych no­wych ubrań, po­że­ra­jąc je Jólaköttu­rinn nie zła­mał­by więc żad­nych reguł. Spiął mię­śnie i wybił się z ca­łych sił, rzu­ca­jąc się w stro­nę czer­wo­no­no­se­go re­ni­fe­ra.

Ku wła­sne­mu zdu­mie­niu nie wy­lą­do­wał na jego grzbie­cie i nie wbił kłów w ape­tycz­ny kark. W grun­cie rze­czy w ogóle nie spadł na zie­mię, jak zwykł czy­nić pod­czas każ­de­go z do­tych­cza­so­wych sko­ków. Za­miast tego za­wisł w po­wie­trzu i po­mi­mo roz­pacz­li­we­go ma­cha­nia ła­pa­mi nie mógł zro­bić nic, by ten fakt zmie­nić. Za­miau­czał prze­ni­kli­wie.

– No, ko­ci­sko – roz­legł się cie­pły głos gdzieś spo­śród drzew. – Nie pró­bo­wa­łeś się chyba do­brać do moich re­ni­fe­rów, co?

Z lasu wy­ło­ni­ła się po­stać, któ­rej kot wcze­śniej nie za­uwa­żył. Był to męż­czy­zna o dłu­giej, siwej bro­dzie, ubra­ny w gruby, czer­wo­ny płaszcz ob­szy­ty bia­łym fu­trem, z kap­tu­rem na­cią­gnię­tym głę­bo­ko na czoło. Wzro­stem prze­wyż­szał więk­szość zwy­kłych ludzi, a w bar­kach nie mo­gła­by mu do­rów­nać para drwa­li. Świę­ty Mi­ko­łaj we wła­snej, być może nieco też zbyt sze­ro­kiej w pasie, po­sta­ci. Jólaköttu­rinn za­ję­czał.

– No już, już, spo­koj­nie nic­po­niu, opusz­czam cię na zie­mię – po­wie­dział męż­czy­zna. – Tylko mi się za­cho­wuj po­rząd­nie.

Istot­nie, Mi­ko­łaj kla­snął w dło­nie i kot po­wo­li za­czął opa­dać. Gdy tylko ła­pa­mi się­gnął śnie­gu, spiął się i spró­bo­wał czmych­nąć mię­dzy drze­wa. Nim jed­nak do nich do­padł, za­trzy­mał go głos świę­te­go.

– Hola, hola, mój miły! Tak ci śpiesz­no do domu, że nie przyj­miesz nawet pre­zen­tu od sta­re­go Mi­ko­ła­ja?

Jólaköttu­rinn przy­sta­nął i od­wró­cił się nie­pew­nie w stro­nę sań. Mi­ko­łaj naj­wy­raź­niej nie żar­to­wał. Się­gnął do prze­past­ne­go wora, wy­cią­gnął z niego ogrom­ny pre­zent za­pa­ko­wa­ny w ko­lo­ro­wy pa­pier i po­ło­żył na śnie­gu przed sobą. Kot nie­śmia­ło zbli­żył się i ob­wą­chał pa­ku­nek, po czym uniósł głowę i spoj­rzał na męż­czy­znę. Bro­da­te ob­li­cze Mi­ko­ła­ja roz­ja­śnił sze­ro­ki, szcze­ry uśmiech.

– Szczę­śli­we­go Jól – po­wie­dział i wy­cią­gnął rękę w stro­nę kota.

Jólaköttu­rinn po­zwo­lił po­dra­pać się za uchem i za­mru­czał z roz­ko­szy. Po chwi­li piesz­czo­ty przy­po­mniał sobie jed­nak o god­no­ści, zła­pał więc w pysk pre­zent i znik­nął po­śród drzew.

 

***

 

Jólaköttu­rinn wśli­zgnął się do ja­ski­ni ci­szej niż opa­da­ją­cy z nieba pła­tek śnie­gu. Kry­jąc się wśród cieni prze­mknął przez naj­więk­szą grotę, prze­ro­bio­ną na izbę ja­dal­ną, kie­ru­jąc się do jed­nej z bocz­nych pie­czar, w któ­rej urzą­dził le­go­wi­sko. Miał na­dzie­ję, że uda mu się do­stać tam bez zwra­ca­nia ni­czy­jej uwagi, ale prze­li­czył się.

– No, je­steś w końcu sier­ściu­chu – ode­zwał się ochry­pły głos. – Gdzie żeś się po­dzie­wał całą noc?

Z jed­ne­go z ko­ry­ta­rzy wy­ło­nił się Lep­pa­lau­di – ogrom­ny, pa­skud­ny troll o ob­li­czu przy­stro­jo­nym li­sza­ja­mi i pę­ka­mi sztyw­nych, ster­czą­cych na boki wąsów. Spoj­rzał na kota i skrzy­wił się, wi­dząc trzy­ma­ny przez zwie­rza­ka w pysku pre­zent.

– Skąd to masz? – wark­nął. – Pew­nie dał ci to ten prze­klę­ty, ubra­ny na czer­wo­no pajac, co? Nie chce­my nic od niego!

Troll wy­ko­nał krok w stro­nę kota i wy­cią­gnął rękę, by wy­rwać mu pacz­kę. Jólaköttu­rinn upu­ścił pre­zent, zje­żył grzbiet, prych­nął wrogo i mach­nął łapą uzbro­jo­ną w za­krzy­wio­ne pa­zu­ry. Lep­pa­lau­di krzyk­nął i od­sko­czył. Z czte­rech dłu­gich za­dra­pań na pra­wej dłoni cie­kła krew.

– Ty cho­ler­ny fu…

Wście­kły okrzyk prze­rwał nagły cios mo­krej szma­ty, która wy­lą­do­wa­ła na jego łysym łbie.

– Zo­staw zwie­rza­ka! – roz­legł się ryk, który zmro­ził­by serce każ­dej żywej isto­ty.

Z ku­chen­nej pie­cza­ry wy­ło­ni­ła się Gryla, jesz­cze brzyd­sza od swego męża trol­li­ca o twa­rzy po­kry­tej ku­rzaj­ka­mi wiel­ko­ści gę­sich jaj. W jed­nej ręce trzy­ma­ła szma­tę, którą zdzie­li­ła Lep­pa­lau­die­go, w dru­giej wo­jow­ni­czo ści­ska­ła drew­nia­ną cho­chlę.

– Do stołu le­piej na­kryj, zaraz Chłop­cy na wie­cze­rzę wrócą!

Jólaköttu­rinn nie cze­kał na dal­szy prze­bieg kon­fron­ta­cji. Zła­pał pre­zent i czmych­nął do swej groty. Tam kłami roz­szar­pał ozdob­ny pa­pier, w który za­pa­ko­wa­na była pacz­ka, otwo­rzył kar­ton i zaj­rzał do środ­ka. Śle­pia roz­bły­sły mu w za­chwy­cie. Pudło pełne było naj­roz­ma­it­szych za­ba­wek, od zwy­kłych kłęb­ków wełny i pa­pie­ro­wych tubek po na­krę­ca­ne mysz­ki, śmi­ga­ją­ce piór­ka i inne me­cha­nicz­ne cuda wy­ko­na­ne sta­ran­nie drob­ny­mi, el­fi­mi rącz­ka­mi. Po­nad­to wi­dział mnó­stwo sma­ko­ły­ków i fry­ka­sów, o ja­kich nawet nie śnił. Jed­nym ru­chem łapy prze­wró­cił pre­zent, wy­sy­pu­jąc za­war­tość na kle­pi­sko.

A potem, nie zwa­ża­jąc na całe to bo­gac­two, wsko­czył do pudła i zwi­nął się w kłę­bek, tak, że tylko pysz­czek wy­sta­wał mu na ze­wnątrz. Za­mru­czał z roz­ko­szy. To było dobre Jól.

 

Koniec

Komentarze

Może. xD Ja tę scenę po­strze­ga­łam bar­dziej jako spo­tka­nie dwóch po­sta­ci z folk­lo­ru świą­tecz­ne­go.

Dzień dobry, fajna hi­sto­ryj­ka! Cie­ka­wa po­stać tego ko­cu­ra, roz­ba­wil mnie wątek czer­wo­ne­go świa­teł­ka, po­do­ba mi się za­koń­cze­nie. Stwo­rzy­łes kli­mat i at­mos­fe­rę, ale nie do końca pa­su­je mi to otwar­cie kwie­ci­stym opi­sem, to tylko kwe­stia gustu. Za­sta­no­wił­bym się nad tym, czy 'wi­dział nie­zli­czo­ną rze­sze ludzi' jest ade­kwat­ne? Dzię­ki!

Był kró­lem łowów i je­że­li tylko tego chciał, po­tra­fił po­ru­szać się bez­sze­lest­nie.

W końcu godny go opo­nent

Roz­wa­ży­ła­bym li­kwi­da­cję po­wyż­szych. I w ogóle przej­rze­nie tek­stu pod kątem za­im­ko­zy.

 

Sym­pa­tycz­ny tekst, cie­ka­wy bo­ha­ter, ale osta­tecz­nie od­czu­wam po lek­tu­rze nie­do­syt. Fa­bu­ła za­sad­ni­czo nie­obec­na – idzie sobie kot przez las, potem przez mia­stecz­ko, spo­ty­ka M., wraca do domu. Szko­da, bo po­stać Jólaköttu­rin­na ma po­ten­cjał.

 

 

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Ło­siot

Dzię­ki, że wpa­dłeś. Sam za­zwy­czaj nie sto­su­ję wielu kwie­ci­stych opi­sów, ale chcia­łem spró­bo­wać. Cie­szę się, że to co miało roz­ba­wić (albo cho­ciaż uśmiech­nąć) to za­dzia­ła­ło, że bo­ha­ter za­cie­ka­wił i kli­mat jest i at­mos­fe­ra i w ogóle, wszyst­ko o czym tylko ma­rzy­łem :D A z rze­szą – je­dy­ne, co w tym widzę nie­pra­wi­dło­we­go, to to, że Is­lan­dia w sumie nie jest zbyt ludna. Co ci w tym sfor­mu­ło­wa­niu nie pa­su­je?

 

gra­vel

Sym­pa­tycz­ny tekst to do­kład­nie to, co chcia­łem na­pi­sać. Jasne, Jólaköttu­rinn i w ogóle is­landz­ki folk­lor to ogrom­ne źró­dło in­spi­ra­cji i po­ten­cja­łu, mocno zresz­tą hor­ro­ro­we­go, bo cała ro­dzin­ka Jól była oczy­wi­ście lu­do­ja­da­mi. Ale ja chcia­łem na­pi­sać pro­stą, sym­pa­tycz­ną, świą­tecz­ną opo­wiast­kę, a nie opo­wia­da­nie z am­bi­cja­mi na wiel­kie dzie­ło. Jeśli miło się czy­ta­ło, było sym­pa­tycz­nie, a może nawet zro­bi­ło się tro­chę cie­pło na ser­dusz­ku i po­czu­ło nieco zimę i świę­ta, to ja jako autor je­stem speł­nio­ny. 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Hejka!

No to ja się pod­pi­nam co do po­wyż­szych wy­po­wie­dzi. Lekki, miły, Świą­tecz­ny tekst. Do­brze na­pi­sa­ny, więc czy­ta­ło się płyn­nie i szyb­ko. Tro­chę je­stem jak ten Twój Mi­ko­łaj – robię moim kotom pre­zen­ty ;D

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Ar­nu­bi­sie, a więc o rze­szy słów parę, choć wia­do­mo, to temat – rzeka (w za­leż­no­ści od wiel­ko­ści pierw­szej li­te­ry) :P

Ro­zu­miem to słowo jako je.tnie wiel­ką grupę ludzi. Paczę wła­śnie – “Tłum, ciżba” – pod­po­wia­da mi SJP. Ale SJP mówi też, że to “duża licz­ba ludzi”. Być może for­mal­nie jest więc OK?

Ale, jak sobie rano czy­ta­łem sto­jąc w korku na Spa­ce­ro­wej (piszę nazwę ulicy, bo gdzieś mi się obiło, że je­steś z Gdań­ska, wie­dział­byś ocb, choć teraz widzę, że z Olsz­ty­na, więc bez sensu że to na­pi­sa­łem), to ta rze­sza zwró­ci­ła moją uwagę, bo wy­obra­zi­łem sobie wła­snie wiel­ki tłum.

No wiesz, kupa ludzi w jed­nym miej­scu, Marsz Nie­pod­le­gło­ści. A to nie o to chyba cho­dzi­ło Au­to­ro­wi?

Nie upie­ram się, bar­dziej – za­sta­na­wiam. 

Ko­cia­ra je­stem, więc tą koń­co­wą sceną tra­fi­łeś mnie pro­sto w ser­du­cho. Po­do­ba­ło mi się, le­ciut­kie, wła­ści­wie to bajka i z cie­plut­kim świą­tecz­nym prze­sła­niem. W sam raz na przed­świą­tecz­ne­go dołka. :)

To jesz­cze ład­nie opa­ko­wa­ny kli­czek ode mnie. :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Ne­ar­De­ath

Hej! Bar­dzo się ciszę, że tekst miły, lekki i świą­tecz­ny, taki miał być. A kotom trze­ba robić pre­zen­ty! :D

 

Ło­siot

Je­stem z Olsz­ty­na, ale w Gdań­sku po­miesz­ku­ję trze­ci rok. I tro­chę pew­nie jesz­cze zo­sta­nę, jako że wła­śnie dok­to­rat za­czą­łem. W każ­dym razie korki na Spa­ce­ro­wej znam, cho­ciaż nie jako kie­row­ca :D 

Ok, ro­zu­miem co ci w tej rze­szy nie pa­su­je. Chyba fak­tycz­nie rze­sza tro­chę su­ge­ru­je, że ci lu­dzie byli stło­cze­ni razem. Po­my­ślę nad tym w wol­nej chwi­li. 

 

Ir­ka­_Luz

Wła­śnie o to cho­dzi­ło! :) O lekką, cie­płą, świą­tecz­ną opo­wiast­kę, bo bałem się, że lu­dzie o nich za­po­mną i w tym kon­kur­sie zdo­mi­nu­ją tek­sty ra­czej po­waż­ne i po­nu­re, a przy­naj­mniej gorz­ko-re­flek­syj­ne. I fak­tycz­nie, to chyba naj­bliż­sze bajce co w życiu na­pi­sa­łem. Pięk­nie dzię­ku­ję za wi­zy­tę (i za kli­czek także :)). 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Hej, Ar­nu­bi­sie, stę­sk­ni­łam się za twoim świą­tecz­nym awa­ta­rem :3. 

 

Nic no­we­go nie na­pi­szę, ale ojej, tak mnie roz­czu­li­ła ta twoja hi­sto­ryj­ka! Cie­szę się, że tra­fi­łam na nią jako pierw­szą po po­wro­cie na Fan­ta­sty­kę. Ład­nie to to na­pi­sa­ne, czuć kli­mat świąt. Może rze­czy­wi­ście nie za dużo się dzie­je fa­bu­lar­nie, ale twoje “kocie” dow­ci­py tak mnie roz­ba­wi­ły, że mi to kom­plet­nie nie prze­szka­dza :). Bi­blio­te­ka jak naj­bar­dziej się na­le­ży!

Uży­wa­nie po­praw­nej pol­sz­czy­zny jest bar­dzo sek­sow­ne

Też za nim tę­sk­ni­łem :D

I je­stem za­szczy­co­ny, że do mo­je­go tek­stu zaj­rza­łaś jako pierw­sze­go po po­wro­cie. I do tego tak ci się spodo­bał! Miód na moje oczy. Wiel­kie dzię­ki, i mam na­dzie­ję że zo­sta­niesz na długo :D

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Ład­nie to na­pi­sa­łeś i ina­czej niż zwy­kle, tj. po­rów­nu­ję do tego, co Two­je­go prze­czy­ta­łam.

Bar­dziej na po­waż­nie, moc­niej niż przy po­je­dyn­ku. Nos jest pięk­ną gwiazd­ką. Ta pogoń strasz­nie mi się spodo­ba­ła i pre­zen­ty. Chyba je lubię.

Gdyby przyj­rzeć się spraw­no­ści pi­sa­nia – nic mnie nie zha­czy­ło. Wiem, nie­wie­le widzę, ale dla mnie jest ok.

To praw­dzi­wie świą­tecz­ne opo­wia­da­nie, które prze­czy­ta­łam. Pierw­sze było Re­alu­ca, potem Katii, Dra­ka­iny. Cenię Twoje za kli­mat. Szu­kam pew­nie gwiaz­dek przed świę­ta­mi. Prze­czy­ta­łam je  wcze­śniej, nie teraz, kiedy piszę ten ko­men­tarz. ND i Gra­vel są dla mnie trud­niej­sze do prze­łknię­cia.

Przede wszyst­kim cie­szę się, że na­pi­sa­ne od­mien­nie przez Cie­bie, i w kli­ma­cie, i w ob­ra­zo­wa­niu.

Na­tu­ral­nie, po­skar­żę się o klika:)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Ko­cham wszyst­kie koty, więc i Jólaköttu­rinn spodo­bał mi się wiel­ce, mimo że miał szcze­ry za­miar po­żreć ja­kie­goś czło­wie­ka. Za­sta­na­wiam się, czy to za spra­wą Two­je­go bo­ha­te­ra Is­lan­dia jest tak słabo za­lud­nio­na… ;) 

Finał i wy­ko­rzy­sta­nie pu­deł­ka – uro­cze. ;D

 

rzu­ca­jąc się w stro­nę czer­wo­no­no­se­go re­ni­fe­ra.

Ku jego zdu­mie­niu nie wy­lą­do­wał mu na grzbie­cie… ―> Z tego wy­ni­ka, że to czer­wo­no­no­sy re­ni­fer był zdu­mio­ny.

A pew­nie miało być: …rzu­ca­jąc się w stro­nę czer­wo­no­no­se­go re­ni­fe­ra.

Ku wła­sne­mu zdu­mie­niu nie wy­lą­do­wał na jego grzbie­cie

 

– Do stołu le­piej na­kryj, zaraz Chłop­cy na wie­cze­rzę wrócą! ―> Dla­cze­go wiel­ka li­te­ra?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Asy­lum

Fak­tycz­nie, pi­sa­łem to tro­chę ina­czej niż do­tych­cza­so­we opo­wia­da­nia – do tej pory nie pi­sa­łem tak baj­ko­we­go tek­stu, a taka kon­wen­cja jed­nak wy­mu­sza tro­chę od­mien­ny styl czy bu­do­wę bo­ha­te­ra. W każ­dym razie chciał­bym na­uczyć się kie­dyś pisać dobre bajki. Czy ten tekst jest po­waż­ny? No cóż, przy „Trzech ku­lach…” wszyst­ko jest po­waż­ne :D No, może tylko moje „Wiel­kie łowy” jesz­cze mniej po­waż­nie wy­pa­da­ją :D W każ­dym razie cie­szę się, że opo­wia­da­nie ci się spodo­ba­ło i że było praw­dzi­wie świą­tecz­ne.

 

Re­gu­la­to­rzy

Is­lan­dia pełna jest trol­li i róż­nych in­nych masz­kar, które dzie­siąt­ku­ją jej po­pu­la­cję, ale Jólaköttu­rinn na pewno ma swój wkład :D Po­rząd­nie przy­ło­ży­ła się też wy­stę­pu­ją­ca w koń­ców­ce Gryla – ta trol­li­ca też jest wią­za­na ze świę­ta­mi, kiedy to cho­dzi po kraju, łapie do worka nie­grzecz­ne dzie­ci a potem robi z nich po­traw­kę. Tak więc Gryla miała po­że­rać dzie­ci nie­grzecz­ne, Jólaköttu­rinn zaś ludzi le­ni­wych (daw­nym zwy­cza­jem w Is­lan­dii było to, że otrzy­my­wa­ło się ubra­nie za wy­ko­na­ną przed świę­ta­mi pracę, więc jeśli nic no­we­go nie masz, to zna­czy że je­steś le­niem który swo­ich obo­wiąz­ków nie wy­ko­nał). Do tego do­cho­dzi jesz­cze tłum dzie­ci Gryli – miała ich mieć ponad 80. A do nich za­li­cza­ją się też, co od­po­wia­da na twoje py­ta­nie o wiel­ką li­te­rę, tak zwani Świą­tecz­ni Chłop­cy (pa­skud­ne pol­skie tłu­ma­cze­nie), albo też Yule Lads bądź Jó­la­sve­inar – 13 synów Gryli i Lep­pa­lau­die­go (który był trze­cim mężem Gryli). To bar­dzo po­pu­lar­ne w Is­lan­dii po­sta­cie (cza­sem na­zy­wa­ne za gra­ni­cą is­landz­ki­mi mi­ko­ła­ja­mi), które noszą fe­no­me­nal­ne imio­na takie jak Wy­li­zy­wacz garn­ków albo Po­że­racz skyra. I w ogóle oni (tak jak i cały in­slandz­ki folk­lor) są ko­pal­nią in­spi­ra­cji na masę tek­stów, a ja w swoim opo­wia­da­niu ledwo ten po­ten­cjał mu­sną­łem :)

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Ar­nu­bi­sie, dzię­ku­ję na ob­szer­ną ścią­gę o is­landz­kich po­sta­ciach ży­ją­cych obok ludzi. Istot­nie, sta­no­wią ogrom­ny po­ten­cjał i bar­dzo się cie­szę, że po­sta­no­wi­łeś go mu­snąć. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hi­sto­ryj­ka jest przy­jem­na, czuć kli­mat świą­tecz­ny, koń­ców­ka za­baw­na. Go­nie­nie za świa­teł­kiem i wska­ki­wa­nie do pu­deł­ka – ty­po­wy kot :D Nie­ste­ty, myślę, że szyb­ko o za­po­mnę o tym opku. Było tro­chę błę­dów in­ter­punk­cyj­nych i się­ko­zy. Pod ko­niec jest "nagły cios mokrą szma­tą" i tuż pod spodem "nagły ryk".

“Po­waż­ne”, my­śla­łam bar­dziej o pi­sa­niu (nie w sen­sie od razu wy­da­wa­nia i za­wo­dzie itd.) Wi­dzisz, dla mnie “po­waż­ność” nie wiąże się cza­sa­mi z te­ma­tem, lecz czymś innym, może ukry­tym po­mię­dzy li­nij­ka­mi. A poleć swoje ja­kieś po­waż­ne opko, jeśli chcesz na­tu­ral­nie.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Hmm, jak tak na to pa­trzysz, to naj­po­waż­niej pi­sa­ny z tek­stów które mam na por­ta­lu to chyba bę­dzie “Farsa” z kon­kur­su “Je­stem le­gen­dą”, może też “Ko­ły­san­ka” z Sów i Sło­wi­ków. 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Przed czy­ta­niem spraw­dzi­łem co to “Jólaköttu­rinn”, nie mu­sia­łem się więc za­sta­na­wiać nad zna­cze­niem swe­ter­ków i skar­pet – może to był błąd? Na­pi­sa­ne po­praw­nie, czy­ta­ło mi się do­brze, cho­ciaż miej­sca­mi tro­chę za­la­ty­wa­ło wy­ra­bia­niem wier­szów­ki (opis Mi­ko­ła­ja, na przy­kład). Za­koń­cze­nie zde­cy­do­wa­nie na plus, po dosyć mo­no­ton­nej ca­ło­ści. Nie spo­dzie­wa­łem się, że to jed­nak zwy­kły kotek jest. smiley

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Hej. Wiesz, wzo­ro­wa­łem się tym, że i wiel­kie koty dra­pież­ne lubią do kar­to­nów wła­zić, taka kocia na­tu­ra, nie­za­leż­nie od ich roz­mia­rów :D Tro­chę bałem się tego, że część czy­tel­ni­ków może spraw­dzić tytuł przed czy­ta­niem, ale uzna­łem, że jed­nak ład­nie się pre­zen­tu­je. Ale z tą wier­szów­ką z opi­sem Mi­ko­ła­ja to nie do końca je­stem pewny w czym tkwi pro­blem. W sen­sie, wcale nie jest ten opis jakiś roz­bu­do­wa­ny ani prze­cią­ga­ny. 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Kur­czę, po innym Twoim tek­ście, jaki nie­daw­no czy­ta­łem (ten z bety, “Czło­wiek z jed­nym uchem”) na­ro­bi­łem sobie na­praw­dę sro­gie­go ape­ty­tu, a tym­cza­sem ten tekst wy­szedł cał­kiem zwy­czaj­nie. Ba, nawet mo­men­ta­mi za­czy­na­łem się za­sta­na­wiać czy bę­dzie tu jakiś zwrot akcji, pu­en­ta, co­kol­wiek. Nie­ste­ty – bra­kło tego.

Obec­ność Jólaköttu­rin­na już w ty­tu­le za­po­wia­da­ła coś wię­cej. Jed­nak to po­stać na tyle mało znana, że można już n star­cie na­ro­bić ocze­ki­wań tym czy­tel­ni­kom, któ­rzy bądź sko­ja­rzą to imię, bądź za­da­dzą sobie trud i spraw­dzą. A potem wy­cho­dzi ot, opo­wiast­ka.

No nie­ste­ty, tym razem nie po­rwa­ło.

Ale za lep­szą wer­sję “Czło­wie­ka z jed­nym uchem” trzy­mam kciu­ki!

 

Tytuł pre­zen­tu­je się po pro­stu za­je­faj­nie. A jeśli cho­dzi o opis, to gdy­byś wy­ciął po­niż­szy frag­ment, to tekst nie tylko nic by nie stra­cił, lecz być może nawet zy­skał (IMHO, oczy­wi­ście).

Był to męż­czy­zna o dłu­giej, siwej bro­dzie, ubra­ny w gruby, czer­wo­ny płaszcz ob­szy­ty bia­łym fu­trem, z kap­tu­rem na­cią­gnię­tym głę­bo­ko na czoło. Wzro­stem prze­wyż­szał więk­szość zwy­kłych ludzi, a w bar­kach nie mo­gła­by mu do­rów­nać para drwa­li.

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Wilku – nad “Czło­wie­kiem…” sie­dzia­łem pra­wie rok (oczy­wi­ście nie cią­giem, bo w mię­dzy­cza­sie rzu­ci­łem go na wiele mie­się­cy), ten tekst po­wstał w dwa wie­czo­ry :D Wy­cho­dzi na to, że naj­więk­szym wro­giem opo­wia­da­nia są ocze­ki­wa­nia czy­tel­ni­ka :D Bo cóż, ot, opo­wiast­ka, to jest do­kład­nie to, o co mi cho­dzi­ło. Chcia­łem po pro­stu na­pi­sać lekką, przy­jem­ną, świą­tecz­ną opo­wiast­kę, która może komuś tro­chę cie­pło na ser­du­chu zrobi. I chyba kilku oso­bom zro­bi­ło, więc je­stem za­do­wo­lo­ny :D Bo zbyt po­nu­re­go spoj­rze­nia na świę­ta w tym kon­kur­sie się oba­wia­łem. Cóż, ocze­ki­wa­łeś cze­goś in­ne­go, nie­ste­ty nie każ­de­go taki tekst za­do­wo­li. Szko­da. Ale dzię­ki za ki­bi­co­wa­nie z “Czło­wie­kiem…”

 

fizyk

Ok, ro­zu­miem o co cho­dzi, bez tych dwóch zdań da się to wszyst­ko płyn­nie i bez więk­szej stra­ty prze­czy­tać. Ale jakoś zbyt gwał­tow­nie mi się tam ten Mi­ko­łaj by po­ja­wiał. W sen­sie – do­ce­niam i przyj­mu­ję uwagę, ale chyba już zo­sta­wię jak jest. Opo­wiast­ka jest go­to­wa i poza po­pra­wia­niem ewi­dent­nych błę­dów nie chcę już przy niej grze­bać – jeśli mam przy czymś grze­bać, to przy tek­ście o któ­rym wspo­mi­nał Wilk :) 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Ano nie­któ­rym czy­tel­ni­kom naj­wy­raź­niej przy­pa­dło do gustu :) Ale jeśli mam mówić o wła­snych wra­że­niach, to lek­ko­ści też tu się nie do­szu­ka­łem. Lekko to był na­pi­sa­łeś w “Me­chach” :-)

Bo tu o inną lek­kość cho­dzi­ło :D 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

No, w końcu jeden, który nie smęci przy oka­zji świąt! :)

Lubię te Twoje lżej­sze opo­wia­da­nia. Nawet nie dla­te­go, żebym miał coś do tych po­waż­niej­szych. Bar­dziej cho­dzi o to, że te lek­kie tek­sty to jed­nak towar tro­chę de­fi­cy­to­wy na Por­ta­lu, więc i faj­nie wie­dzieć, że jed­nak gdzieś jesz­cze można je zna­leźć.

Sama hi­sto­ria, pro­sta, acz sym­pa­tycz­na, nie wy­ma­ga ja­kie­goś ob­szer­niej­sze­go ko­men­ta­rza. Po­wsta­ła z za­my­słem bycia “sym­pa­tycz­ną”, nie ukry­wa tego od pierw­sze­go zda­nia, więc i wiele wię­cej się od niej nie ocze­ku­ję. Mia­łem takie wra­że­nie, że to opo­wia­da­nie pi­sa­łeś tro­chę na od­prę­że­nie, dla za­ba­wy, bez więk­szych ocze­ki­wań i na­kła­dów cza­so­wych. Parę razy mi­gnę­ło na­gro­ma­dze­nie “się”. Paru ele­men­tów tro­chę mi bra­kło. Przede wszyst­kim samej Is­lan­dii w więk­szym wy­mia­rze. Spo­dzie­wa­łem się tek­stu po­dob­ne­go do bajek Śnią­cej, która wy­ko­rzy­sty­wa­ła nie­raz tę baj­ko­wą formę do za­pro­po­no­wa­nia czy­tel­ni­ko­wi cze­goś w ro­dza­ju wy­ciecz­ki. Tutaj wi­dzia­łem pewne per­spek­ty­wy, po­dob­nie w samym Jólaköttu­rin­nie (Jezu, to jest nawet dłuż­sze niż Qu­et­zal­co­atl!), któ­re­go wo­lał­bym przed­sta­wio­ne­go nieco do­kład­niej.

Wszyst­kie te czepy piszę jed­nak ra­czej “dla for­mal­no­ści”, żeby było widać, że pewne rze­czy do­strze­gam. Ja wiem, że to opo­wia­da­nie re­kre­acyj­ne i jako takie je od­bie­ram. :)

Co oczy­wi­ście nie zmie­nia faktu, że stać Cię na dużo wię­cej. ;-)

Tak, czy ina­czej sym­pa­tycz­na lek­tu­ra, bo taki jest ogól­ne wnio­sek z tej mojej cha­otycz­nej opi­nii. :)

Po­zdra­wiam.

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Sym­pa­tycz­ny tekst. Dałam się zwieść i po­czą­tek po­trak­to­wa­łam jak za­po­wia­da­ją­cy hor­ror. A tu nagle skręt w stro­nę za­ba­wy. Tro­chę mnie za­dzi­wi­ła ta nagła zmia­na fron­tu, ale niech tam, nie będę ma­ru­dzić, a nawet sobie klik­nę. Trze­ba cenić humor, bo to samo dobro jest. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

CM

Zde­cy­do­wa­nie był to tekst pi­sa­ny dla od­prę­że­nia i bez wiel­kich am­bi­cji, jak wspo­mi­na­łem gdzieś wyżej, na­pi­sa­ny cały w 2 dwa wie­czo­ry. Tak więc cie­szę się, że jest sym­pa­tycz­nie. Pew­nie fak­tycz­nie faj­nie by­ło­by po­ka­zać i opi­sać wię­cej Is­lan­dii, ale cóż, nie będę ukry­wał, że się na Is­lan­dii nie znam i nigdy tam nie byłem. Co praw­da nie byłem też w Wiel­kiej Bry­ta­nii a w “Far­sie” samej geo­gra­fii uży­łem cał­kiem sporo, ale tam re­se­arch zajął mi ogrom czasu, a tu miała być lekka hi­sto­ryj­ka. Faj­nie, że się spodo­ba­ło. 

 

Fin­kla

No i miło, że i tobie się po­do­ba­ło i ucie­szy­ło. Dzię­ki za klicz­ka. Tak, po­cząt­ko­wo miało uda­wać nieco hor­ror, bo i sama po­stać Jólaköttu­rin­na za­ło­że­nia ma dość upior­ne :D No cóż, brak hor­ro­ru fak­tycz­nie jest chyba naj­więk­szym zwro­tem akcji w tym opo­wia­da­niu, ale jak już w paru ko­men­ta­rzach pi­sa­łem – nie wszy­scy mogą w tym kon­kur­sie smu­cić i stra­szyć, po­trze­ba też tro­chę bar­dziej kla­sycz­nych, mi­łych opo­wia­stek :D Dzię­ki, że wpa­dłaś. 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Taaa, teraz to po­trze­ba mi­łych opo­wia­stek. A cięż­ki dyżur to kto ogła­szał? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hue hue. Ale jed­nak świę­ta to co in­ne­go, trze­ba pod­trzy­my­wać ich magię :D 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Bar­dzo cie­ka­wy back­gro­und, nie wie­dzia­łam, że w folk­lo­rze wy­stę­pu­je coś ta­kie­go jak Jólaköttu­rinn. Scena, w któ­rej Świę­ty Mi­ko­łaj, za­miast spu­ścić mu opie… skrzy­czeć, daje mu pre­zent; jej bar­dzo ład­nym do­peł­nie­niem jest pu­en­ta, w któ­rej nawet de­mo­nicz­ny kot jest kotem i, jak widać, za naj­lep­szy pre­zent uważa sam kar­ton na pre­zen­ty.

Ję­zy­ko­wo nie za­sko­czy­łeś – schlud­nie i po­praw­nie (parę prze­cin­ków gdzieś mi się rzu­ci­ło w oczy, ale już mniej­sza), ale bez szcze­gól­nych fa­jer­wer­ków.

Za­strze­że­nie mam jedno: jako że jest to po­stać obca na­szej kul­tu­rze i, jak mi się wy­da­je, dość nie­zna­na, trud­no było się ro­ze­znać np. w tym, o co cho­dzi ze skar­pe­ta­mi. Faj­nie by­ło­by, gdyby ta in­for­ma­cja była de­li­kat­nie prze­my­co­na gdzieś bli­żej, dzię­ki czemu wie­dzie­li­by­śmy, dla­cze­go Jólaköttu­rinn nie może ata­ko­wać ludzi no­szą­cych nową odzież (albo tylko skar­pe­ty?).

Fajne, na pewno nie­ty­po­we ugry­zie­nie te­ma­tu. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie, daję klik­so­na. ;)

Ech, cią­gle pró­bu­ję wal­czyć z tym “schlud­nie i po­praw­nie, ale bez fa­jer­wer­ków” ale oba­wiam się, że w końcu taka bę­dzie spe­cy­fi­ka mo­je­go stylu :/ Trze­ba bę­dzie nad­ra­biać do­bry­mi fa­bu­ła­mi, świa­ta­mi i bo­ha­te­ra­mi, skoro ję­zy­kiem nie plu­su­ję.

Fak­tycz­nie, pew­nie po­wi­nie­nem tro­chę wcze­śniej o tych no­wych ubra­niach wspo­mnieć, tro­chę prze­ga­pi­łem ten mo­ment. Jak już wspo­mi­na­łem gdzieś wyżej, nie za­mie­rzam przy tym tek­ście poza po­pra­wia­niem ewi­dent­nych błę­dów grze­bać, więc zo­sta­nie jak jest, ale się zga­dzam :D 

Dzię­ki za klik­so­na i cie­szę się, że mo­głem przy­bli­żyć faj­ne­go kota :D 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Cał­kiem cie­ka­wa hi­sto­ria. Bez fa­jer­wer­ków, je­że­li cho­dzi o fa­bu­łę, ale pod­par­ta spraw­ny­mi i umie­jęt­ny­mi opi­sa­mi. 

Naj­bar­dziej spodo­bał mi się ko­niec – ty­po­we za­cho­wa­nie kota – zwi­nąć się w kłę­bek w pu­deł­ku : – )

Dzię­ki za ko­men­tarz. Samą fa­bu­łą tutaj oczy­wi­ście nie chcia­łem za­chwy­cać, więc się nie dzi­wię, że fa­jer­wer­ków nie ma. Ale faj­nie, że się resz­ta spodo­ba­ła, w tym oczy­wi­ście sam ko­niec z pu­dłem. Szcze­rze przy­znam, że tro­chę sie­dzia­łem za­sta­na­wia­jąc się nad tym, co Mi­ko­łaj może dać bo­ha­te­ro­wi, zanim uświa­do­mi­łem sobie, że to nie ma zna­cze­nia, bo to w końcu kot i tylko pudło go ob­cho­dzi :) 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Ach, wszyst­kie koty są takie same.

Ja­skier. Je­steś cynik, świn­tuch, kur­wiarz i kłam­ca. I nic, uwierz mi, nic nie ma w tym skom­pli­ko­wa­ne­go. - Ge­ralt z Rivii

Do­pi­szę się jesz­cze i ja. Opo­wia­da­nie na plus i lajka, jak zo­sta­ło to po­wie­dzia­ne w ko­men­ta­rzach – przy­jem­na lek­tu­ra. Chciał­bym do­ce­nić ogól­ny po­mysł i in­spi­ra­cję is­landz­kim folk­lo­rem. Bar­dzo przy­padł mi do gustu ten motyw. Fakt fak­tem, szko­da że ten po­ten­cjał wy­ko­rzy­sta­łeś w nie­wiel­kim stop­niu, ale hej – może bę­dziesz dalej eks­plo­ro­wał tę in­spi­ra­cję. Z chę­cią po­czy­tam takie opo­wia­da­nia!

Za­uwa­ży­łem ga­wę­dziar­ski styl opo­wia­da­nia hi­sto­rii, mia­łeś chyba dużo za­ba­wy przy opi­sy­wa­niu. Można za­sta­na­wiać się czy prze­ga­da­ne, czy nie za dużo – dla mnie wy­szło w po­rząd­ku. Muszę przy­znać, że dla mnie ten styl sta­no­wi za­gad­kę i wy­zwa­nie, po­nie­waż to jest chyba kwe­stia wy­czu­cia oraz so­lid­ne­go oczy­ta­nia. Chciał­bym umieć bu­do­wać tak barw­ną nar­ra­cję. Dałeś mi do my­śle­nia pod wzglę­dem warsz­ta­tu.

Jesus.Girlfriend

Jak naj­bar­dziej :) Faj­nie, że wpa­dłaś.

 

Mer­say­ake

Ogrom­nie mnie cie­szy, że po­do­bał ci się mój tekst. Zwłasz­cza, że same plusy mi tu po­da­jesz, a o mi­nu­sach nie wspo­mi­nasz :) Fak­tycz­nie, ba­wi­łem się tutaj tro­chę bar­dziej ga­wę­dziar­skim sty­lem, tro­chę od­mien­nym niż to, jak za­zwy­czaj piszę. I bar­dzo mi schle­bia, że tak go do­ce­niasz, ale i tak szcze­rze przy­znam, że znaj­dziesz na por­ta­lu pi­sa­rzy z barw­niej­szym, pięk­niej­szym ję­zy­kiem do na­śla­do­wa­nia ;D 

 

Ajzan

Ależ to jest fan­ta­stycz­ne! Cała jej ga­le­ria oczy­wi­ście też, ale jaki pięk­ny Jólaköttu­rinn :D 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Ja też lubię jej prace i te­ma­ty­kę. ^^

Ja to chyba upo­lu­ję sobie w jej ga­le­rii nową ta­pe­tę do te­le­fo­nu. Albo kilka :D 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Po­my­śla­łam sobie, że ten kot jest jak każdy inny już w mo­men­cie, kiedy za­czął biec za czer­wo­nym la­ser­kiem na nie­bie… :p

Po­dob­nie jak przed­mów­cy, też są­dzi­łam na po­cząt­ku, że mam przed sobą hor­ror. Przy­jem­ny tekst na dzień-po-świę­tach.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Wy­ko­rzy­sta­nie kota w opo­wia­da­niu ozna­cza, że ła­god­nie­ję i roz­czu­lam się. Za­ser­wo­wa­łeś Ar­nu­bi­sie prze­uro­czą hi­sto­ryj­kę, ale cho­le­ra, wo­la­ła­bym, żeby była bru­tal­niej­sza. W końcu lu­do­ja­dy, ale mu­sia­łam się z lekka roz­pły­nąć kiedy dia­bel­ski kot do­stał pre­zen­ty. 

Miało być świą­tecz­nie i lekko, więc ak­cep­tu­ję roz­wią­za­nia fa­bu­lar­ne… ale nadal uwa­żam, że jakiś czło­wiek po­wi­nien był zo­stać po­żar­ty ;)

Verus

No nie będę ukry­wał, że o to cho­dzi­ło. Potem wy­star­czy­ło po­cią­gnąć to tro­chę dalej w fi­na­le. Cie­szę się, że przy­jem­ny oko­ło­świą­tecz­ny tekst wy­szedł.

 

De­ir­driu

W trak­cie świąt i ich oko­li­cy uzna­ję je­dy­nie po­że­ra­nie pie­ro­gów, żad­ne­go lu­do­żer­stwa :D Na­stęp­nym razem może na­pi­szę coś bar­dziej po­nu­re­go i krwa­we­go. W okre­sie oko­ło­świą­tecz­nym wolę kotki, cho­in­ki i prze­uro­cze hi­sto­ryj­ki :D 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Bar­dzo spodo­bał mi się opis na po­cząt­ku Two­jej opo­wie­ści oraz za­koń­cze­nie w pu­deł­ku:). Ca­łość na­pi­sa­na w fajny, dow­cip­ny i zaj­mu­ją­cy spo­sób. Lubię opo­wia­da­nia z in­nych krę­gów kul­tu­ro­wych. Można wtedy do­wie­dzieć się róż­nych cie­ka­wych rze­czy, tak jak teraz.

 

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie :)

Prze­czy­ta­łam.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Po­do­ba­ło mi się. Bar­dzo ładny kli­mat i przy­jem­ne za­koń­cze­nie.

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Kur­czę, kilka ko­men­ta­rzy się na­gro­ma­dzi­ło i nie za­uwa­ży­łem. W każ­dym razie dzię­ki wszyst­kim za prze­czy­ta­nie i cie­szę się, że się po­do­ba­ło i było sym­pa­tycz­nie. No i zwłasz­cza cie­szę się, że Mo­ni­que do­wie­dzia­ła się cze­goś cie­ka­we­go :D 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Opo­wia­da­nie bar­dzo do­brze się czy­ta­ło. W ory­gi­nal­ny spo­sób na­wią­zu­jesz do świąt, przy oka­zji za­po­zna­łam się z po­sta­cia­mi kota i trol­li. Bo­ha­ter wy­padł cie­ka­wie, zwłasz­cza w sce­nie po­lo­wa­nia na re­ni­fe­ry i spo­tka­nia z Mi­ko­ła­jem. Ogól­nie, sym­pa­tycz­na opo­wieść. Za­bra­kło mi tro­chę ja­kiejś roz­bu­do­wa­nej akcji lub pro­ble­mu, z któ­rym mu­siał­by się zma­gać bo­ha­ter. Po­do­ba­ło mi się za­koń­cze­nie, takie ra­so­we, z twi­stem, po­ka­zu­ją­ce ty­po­we za­cho­wa­nie kotów.

Witam ju­ror­kę :D Bar­dzo mnie cie­szy, że ogól­nie się po­do­ba­ło i kilka cie­ka­wych rze­czy mo­głaś się do­wie­dzieć. Jasne, nie ma tu roz­bu­do­wa­nej akcji i spo­dzie­wa­łem się, że nie każ­de­mu może się to spodo­bać – sam wolę za­zwy­czaj opo­wia­da­nia z bar­dziej jasną fa­bu­łą. Ale można cza­sem spró­bo­wać na­pi­sać coś in­ne­go, zwłasz­cza na świę­ta :) A pro­blem prze­cież był, ni­ko­go na­da­ją­ce­go się do zje­dze­nia nie mógł zna­leźć. Inna spra­wa, że w za­sa­dzie tego pro­ble­mu nie roz­wią­zał. Chyba trze­ba li­czyć na to, że w wi­gi­lię Gryla miała wię­cej szczę­ścia (bo ona za­bie­ra­ła chyba nie­po­słusz­ne dzie­ci) i na­ła­pa­ła dość ludzi, aby i kot coś do­stał :) 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Wąski sierp księ­ży­ca roz­ci­nał czerń gru­dnio­we­go nieba

So… pur­ple… Ale serio, nie za dy­na­micz­ny ten księ­życ? Brzmi jak opis koń­co­wej sceny z Looma.

 część z ich bla­sku

"Z" wy­cię­ła­bym.

 spo­wi­ja­jąc ją roz­iskrzo­ną, białą pie­rzy­ną

Pie­rzy­na ra­czej nie spo­wi­ja. Spo­wi­ja całun, welon, woal. Pie­rzy­na otula.

 Świat trwał spę­ta­ny bez­li­to­sny­mi oko­wa­mi mrozu.

Chwi­la, mo­ment, ma być ślicz­nie zi­mo­wo, czy strasz­nie zi­mo­wo?

 Jólaköttu­rinn nie zni­żał się do po­dob­nych prak­tyk.

Prak­tyk?

 Nie było to pro­ste za­da­nie, im­po­no­wał bo­wiem roz­mia­ra­mi

Dobra, plą­czesz się w ze­zna­niach.

 Mimo tego

Mimo to.

 nie roz­le­gał się naj­cich­szy nawet dźwięk.

O, wi­dzisz? Plą­czesz się.

 Ogrom­ny, ciem­ny kształt i para pło­ną­cych, żół­tych ślepi.

Ko­cha­ny świę­ty Mi­ko­ła­ju, na Gwiazd­kę chcę orze­cze­nie.

 w każ­dej chwi­li może ją do­paść

Kto jest pod­mio­tem "może"? "Można ją do­paść" by­ło­by ja­śniej­sze.

ko­lo­ro­wy­mi bu­dyn­ka­mi

Widać to po nocy?

 nie­na­gan­nie nowe

Wut. https://sjp.pwn.pl/slowniki/nienagannie.html

są­czył w mil­cze­niu

Prze­sta­wi­ła­bym, ale to ja.

 Szu­kał dalej, lecz nie mógł zna­leźć od­po­wied­niej ofia­ry.

Mógł­byś to po­ka­zać.

 Nie­wiel­kie, czer­wo­ne świa­teł­ko

Tu bez prze­cin­ka.

 od­li­cza­ły ko­lej­ne ki­lo­me­try

Wy­cię­ła­bym "ko­lej­ne", osła­bia efekt.

 po po­ści­gu któ­re­go czasu nikt nie mie­rzył

Po­ści­gu, któ­re­go. Hmm.

 pro­wa­dzo­ny ma­ja­czą­cym w od­da­li, lecz z każ­dym susem coraz bliż­szym, ru­bi­no­wym bla­skiem prze­bi­ja­ją­cym zza pni

Ma­ja­czy w od­da­li jakiś kształt, a blask był bez­kształt­ny, chyba.

 Zwol­nił, gdy do­tarł nie­mal na skraj le­żą­cej w sercu lasu po­la­ny.

Hmm.

 pusty żo­łą­dek za­trzą­snął się obu­rzo­ny fak­tem

… co zro­bił? I po tym po­wi­nien być prze­ci­nek.

 Za­trzy­mał się

Żeby ogra­ni­czyć "się" mo­żesz tu dać "przy­sta­nął".

 przyj­rzeć się uważ­niej ofie­rze

Prze­sta­wi­ła­bym: uważ­niej się przyj­rzeć ofie­rze.

 ogrom­ne, rzeź­bio­ne sanie

Ogrom­ne rzeź­bio­ne sanie.

 grze­ba­ły ko­py­ta­mi w śnie­gu po­szu­ku­jąc

Grze­ba­ły ko­py­ta­mi w śnie­gu, po­szu­ku­jąc.

 mimo tego

Mimo to.

jak to zwy­kle zwie­rzę­ta miały w zwy­cza­ju

Jak to zwie­rzę­ta mają w zwy­cza­ju. Nie kom­bi­nuj.

 nie no­si­ły żad­nych no­wych ubrań

Nie miały na sobie no­wych ubrań. Albo w ogóle nie no­si­ły ubrań, ale Ty chcesz pod­kre­ślić tę no­wość, więc le­piej pierw­sza wer­sja.

 wybił się z ca­łych sił, rzu­ca­jąc się

Hmm.

W grun­cie rze­czy w ogóle nie spadł na zie­mię, jak zwykł czy­nić pod­czas każ­de­go z do­tych­cza­so­wych sko­ków.

Zaraz, ale on chciał spaść na re­ni­fe­ra, nie na zie­mię. I "zwykł czy­nić" su­ge­ru­je nawyk, a nie prawo przy­ro­dy.

 by ten fakt zmie­nić

Co Ty z tym fak­tem?

 wy­ło­ni­ła się po­stać

Uch, po­stać.

 dłu­giej, siwej bro­dzie, ubra­ny w gruby, czer­wo­ny płaszcz

Można ogra­ni­czyć prze­cin­ki: dłu­giej siwej bro­dzie, ubra­ny w gruby czer­wo­ny płaszcz.

 a w bar­kach nie mo­gła­by mu do­rów­nać para drwa­li

Czym w bar­kach?

 Świę­ty Mi­ko­łaj we wła­snej, być może nieco też zbyt sze­ro­kiej w pasie, po­sta­ci.

O ile wiem, Mi­ko­łaj nie jest zmien­no­kształt­nym. Nie cho­dzi­ło Ci aby o wła­sną osobę? Wtrą­ce­nie prze­aran­żo­wa­ła­bym: być może nieco zbyt sze­ro­kiej także w pasie.

 spo­koj­nie nic­po­niu

Spo­koj­nie, nic­po­niu.

 po­zwo­lił po­dra­pać

Da­ła­bym "się" w śro­dek, żeby nie było ali­te­ra­cji.

 Kry­jąc się wśród cieni prze­mknął

Kry­jąc się wśród cieni, prze­mknął.

 uda mu się do­stać tam

Uda mu się tam do­stać.

 je­steś w końcu sier­ściu­chu

Je­steś w końcu, sier­ściu­chu.

 Gdzie żeś się po­dzie­wał całą noc?

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/ze-i-ze;9192.html

 wi­dząc trzy­ma­ny przez zwie­rza­ka w pysku pre­zent

Uprość, pa­mię­ta­my: pre­zent w pysku zwie­rza­ka.

 kon­fron­ta­cji

Zgrzyt­nę­ło. Kon­fron­ta­cja – w bajce?

 w który za­pa­ko­wa­na była pacz­ka

Zbęd­ne.

 A potem, nie zwa­ża­jąc na całe to bo­gac­two, wsko­czył do pudła i zwi­nął się w kłę­bek, tak, że tylko pysz­czek wy­sta­wał mu na ze­wnątrz.

… ooo… I to zda­nie "zro­bi­ło" dla mnie tekst. Takie kocie, a jed­nak za­ska­ku­ją­ce. Bo resz­ta – nie za bar­dzo, szcze­rze mó­wiąc. Ale ten mo­ment jest słod­ki. Ki­ciuś ^^

We­so­łych Świąt (re­tro­ak­tyw­nie ;D)!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

We­so­łych! Może i nieco spóź­nio­ne, ale mam dziś na sobie świą­tecz­ną ko­szul­kę, więc pa­su­je :D Cie­szę się, że sam ko­niec zro­bił ro­bo­tę, nawet jeśli resz­ta nie prze­ko­na­ła. Za­wsze coś :D Dzię­ki za po­praw­ki, spró­bu­ję je przej­rzeć w wol­nej chwi­li, ale nie wiem, kiedy teraz taką znaj­dę :P

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

w wol­nej chwi­li, ale nie wiem, kiedy teraz taką znaj­dę :P

Bra­cie!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka