- Opowiadanie: Issander - Pinion

Pinion

Prze­pra­szam za ilość błę­dów, która za­pew­ne okaże się po­wy­żej moich stan­dar­dów. Ze wzglę­du na ter­min zdą­ży­łem przej­rzeć tekst tylko raz.

 

Pi­nion – z an­giel­skie­go nazwa ostat­nie­go seg­men­tu skrzy­dła pta­ków, a także pro­ce­du­ry jego am­pu­ta­cji. Za­bieg ten wy­ko­nu­je się w po­dob­nym celu, co (ła­god­niej­sze) pod­ci­na­nie skrzy­deł, po­le­ga­ją­ce jed­nak na skró­ce­niu sa­mych piór lot­nych, które z cza­sem od­ro­sną. Pi­nio­ning jest z kolei trwa­ły i ptak pod­da­ny ta­kie­mu za­bie­go­wi już nigdy nie bę­dzie latał.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Pinion

W kuch­ni stan­cji młody męż­czy­zna szy­ku­je ko­la­cję dla dwoj­ga.

Cisza pa­nu­je za­rów­no na ze­wnątrz, jak i w środ­ku. Po­zo­sta­łe po­miesz­cze­nia stoją puste – lo­ka­to­rzy je po­opusz­cza­li, jeden po dru­gim kie­ru­jąc się do domu, do ro­dzi­ny.

Tylko on jeden po­zo­stał.

Przy świe­tle drob­nej lamp­ki usta­wia wik­tu­ały. Chleb, masło, ogór­ki i wódka szpe­cą stół. Wie­cze­rza dla jed­nej osoby – plus obo­wiąz­ko­wy pusty ta­lerz.

Łup!

Ude­rze­nie w drzwi trzę­sie miesz­ka­niem.

Łup! Łup!

Lo­ka­tor nie­śpiesz­nie pod­cho­dzi do drzwi. Tymi sa­my­mi me­to­dycz­ny­mi ru­cha­mi, któ­ry­mi wcze­śniej na­kry­wał do stołu, od­su­wa łań­cuch, prze­krę­ca zamki i – nawet nie spoj­rzaw­szy przez ju­da­sza – na­ci­ska klam­kę.

Za pro­giem znaj­du­je się po­staw­ny menel w brud­nej blu­zie i roz­pię­tej pu­cho­wej kurt­ce. Spra­wia po­dob­ne wra­że­nie do lo­ka­to­ra, choć jest od niego wyż­szy i go­rzej ubra­ny oraz nosi bujną brodę. Może to przez zbli­żo­ny wyraz głę­bo­ko osa­dzo­nych, nie­mal cał­ko­wi­cie wy­peł­nio­nych przez źre­ni­ce oczu.

Lo­ka­tor ob­ra­ca się na pię­cie i kie­ru­je do kuch­ni.

– Właź – rzuca przez ramię. – Miej­my to za sobą.

Menel za­my­ka za sobą drzwi i, cięż­ko stą­pa­jąc, po­dą­ża za roz­mów­cą. Jego uwagę przy­cią­ga za­sta­wio­ny stół.

– Ho, ho, ho – śmie­je się głu­cho, bez cie­nia ra­do­ści. – Kie­dyś zo­sta­wia­łeś mi mleko i ciast­ka.

– Kie­dyś – od­po­wia­da lo­ka­tor – przy­no­si­łeś mi pre­zen­ty.

 

***

 

– Ma­mu­siu… – za­czy­na chło­piec, bacz­nie ob­ser­wu­jąc re­ak­cję krzą­ta­ją­cej się w kuch­ni ko­bie­ty. Ona zdaje się go nie za­uwa­żać, po­świę­ca­jąc peł­nię uwagi na wpół go­to­wym po­tra­wom. To nie jest zie­lo­ne świa­tło, co to to nie, ale przy­naj­mniej na razie nie wy­buch­nę­ła zło­ścią. – Mogę dzi­siaj po­oglą­dać wię­cej te­le­wi­zji?

– Jak po­sprzą­tasz pokój. I tak nie ma cię co pro­sić o pomoc w kuch­ni, bo wszyst­ko zro­bisz nie tak.

Chło­piec po­wstrzy­mu­je się od oka­za­nia ra­do­ści. Wie, że le­piej spy­tać dwa razy, wtedy bę­dzie mniej­sza szan­sa, by póź­niej usły­szał „nic ta­kie­go nie po­wie­dzia­łam”.

– Na­praw­dę? Nawet do czasu, aż przyj­dą go… A-psik!

Ude­rze­nie przy­cho­dzi znie­nac­ka i po­sy­ła chłop­ca na szaf­ki.

– Czy ty po­wa­rio­wa­łeś?! Ile razy ci mó­wi­łam, żebyś nigdy nie ki­chał na je­dze­nie! I jak ja mam to teraz za­ser­wo­wać go­ściom?! Nic, tylko psu­jesz! – Chło­pak jest oszo­ło­mio­ny, słowa nie do końca do niego do­cie­ra­ją. – Hej! Spójrz się na mnie! Nawet nie waż się pła­kać, bo dam ci praw­dzi­wy powód do pła­ka­nia!

Do po­miesz­cze­nia wcho­dzi lekko za­alar­mo­wa­ny męż­czy­zna.

– Obu­dzi­łaś Ma­riol­kę – zwra­ca się do żony de­li­kat­nym tonem.

– Mam dość! Nie tylko wszyst­ko jak zwy­kle na mojej gło­wie, ale teraz całe je­dze­nie na­da­je się do gnoju przez tego smar­ka­cza! Jak już na­ki­cha­łeś, to może jesz­cze na­pluj i na­sraj! Wtedy to do­pie­ro bę­dzie. – Z po­ko­ju obok do­bie­ga płacz dziec­ka. – Wi­dzisz, co na­ro­bi­łeś?!

– Spo­koj­nie, ko­cha­nie. Nic nie po­ra­dzi­my, skle­py już po­za­my­ka­ne. Nie ma co pła­kać nad roz­la­nym mle­kiem… Go­ście nie muszą wcale wie­dzieć, jeśli nic im nie po­wie­my. – Do­pie­ro teraz uwaga męż­czy­zny sku­pia się na cały czas sie­dzą­cym na pod­ło­dze z nie­przy­tom­nym wy­ra­zem twa­rzy synu. – Zo­bacz. Leci mu krew. – Męż­czy­zna chwy­ta dziec­ko w ra­mio­na, rzu­ca­jąc kar­cą­ce spoj­rze­nie żonie. – Teraz trze­ba coś wy­my­ślić, bo go­ście za­uwa­żą.

Jakiś czas póź­niej chło­piec leży w ciem­no­ści swo­je­go po­ko­ju. Je­dy­ny­mi bodź­ca­mi prze­bi­ja­ją­cy­mi się przez wszech­ogar­nia­ją­ce odrę­twie­nie są pie­cze­nie na twa­rzy i od­gło­sy za­ba­wy do­cho­dzą­ce zza ścia­ny. Z uryw­ków roz­mów do­wia­du­je się, że „za­cho­ro­wał i śpi”.

Ktoś przy­sta­je pod drzwia­mi, uchy­liw­szy je. Chło­piec roz­po­zna­je matkę po kro­kach. Chwi­lę wcze­śniej roz­ma­wia­ła z go­ść­mi, znaj­du­jąc się w swoim ży­wio­le, ale wy­star­czy­ło, że jeden z nich za­py­tał, czy nie po­win­na cza­sem zaj­rzeć do syna, by po­psuć jej humor.

Ktoś po­my­ślał, że nie jest ide­al­ną matką i chło­piec zdaje sobie spra­wę, że to jego wina.

Mija wię­cej czasu i po­ja­wia­ją się ko­lej­ne kroki, tym razem cięż­kie, nie­ty­po­we. Za­pa­la się świa­tło i do po­ko­ju wcho­dzi Mi­ko­łaj. Jest cał­kiem szczu­pły i schlud­nie ubra­ny. Strój ma w za­sa­dzie bez za­rzu­tu, tylko ko­micz­nie wiel­ka sprzącz­ka od pasa zwisa nie­za­pię­ta.

– Ho, ho, ho – cedzi przez za­ci­śnię­te do bia­ło­ści wargi i fuka. – Nie­źle w tym roku na­roz­ra­bia­łeś. – Sięga ręką do worka i za­ma­szy­stym ru­chem roz­sy­pu­je wę­giel na po­ście­li. – Le­piej to po­sprzą­taj, zanim ro­dzi­ce zo­ba­czą – do­da­je z mar­so­wą miną.

– Na­praw­dę nic nie do­sta­nę? – Chłop­cu udaje się po­wie­dzieć, choć gar­dło ma ści­śnię­te.

– Do­sta­niesz, do­sta­niesz… W sa­lo­nie pod cho­in­ką cze­ka­ją na cie­bie duże, ko­lo­ro­we pre­zen­ty. Ale prze­cież ich nie zmar­nu­ję, przy­no­sząc je tutaj.

 

***

 

– Tam­te­go roku do­sta­łem łyżwy i flet – przy­po­mi­na lo­ka­tor. – Nie­na­wi­dzę jeź­dzić na łyż­wach. Po paru mi­nu­tach na lo­dzie za­czy­na­ją boleć mnie stopy. To istna tor­tu­ra.

– Nie ode mnie za­le­ży, jakie pre­zen­ty przy­no­szę – od­pie­ra cicho Mi­ko­łaj.

– Ale oni wciąż na­rze­ka­li, albo na moją nie­wdzięcz­ność, bo nie wy­ko­rzy­stu­ję pre­zen­tu, na który tak cięż­ko za­pra­co­wa­li, albo że muszą mnie za­brać na lo­do­wi­sko. A nawet wtedy nigdy nie jeź­dzi­łem tak, jak trze­ba. A flet… Mu­sia­łem ćwi­czyć co­dzien­nie, aż pew…

– Nie ode mnie za­le­ży, jakie pre­zen­ty przy­no­szę! – krzy­czy Mi­ko­łaj i gwał­tow­nym ru­chem sięga ręką przez stół, chwy­ta­jąc lo­ka­to­ra za głowę. – Patrz! – na­ka­zu­je, a oczach męż­czy­zny po­ka­zu­ją się same biał­ka.

 

***

 

Jest jesz­cze jasno, choć słoń­ce chyli się ku za­cho­do­wi, gdy z buszu wy­ła­nia się po­stać przy­by­sza. Jest wy­so­ki, lecz pa­ty­ko­wa­ty. Jego siwa broda kon­tra­stu­je z czar­ną skórą.

Kroki bo­sych stóp kie­ru­je do pro­stej chat­ki. W bu­dyn­ku nie ma okien, tak że musi minąć chwi­la, nim oczy Mi­ko­ła­ja przy­zwy­cza­ją się do pa­nu­ją­cej w środ­ku ciem­no­ści i do­strze­że sie­dzą­cą w kącie ko­bie­tę. Trwa to jesz­cze dłu­żej, bo­wiem miesz­kan­ka chat­ki po­zo­sta­je w nie­mal cał­ko­wi­tym bez­ru­chu. Tylko oczy ma przy­tom­ne, sku­pio­ne na przy­by­szu.

Ich spoj­rze­nia się spo­ty­ka­ją i ko­bie­ta wska­zu­je wzro­kiem na za­wi­niąt­ko le­żą­ce po jej pra­wi­cy. Męż­czy­zna zbli­ża się i od­sła­nia dziec­ko, które wy­glą­da jesz­cze sła­biej od ich dwoj­ga. Skóra opina drob­niut­kie kości i tylko brzu­szek wy­sta­je w nie­na­tu­ral­ny spo­sób.

Mi­ko­łaj jesz­cze raz szuka wzro­ku ko­bie­ty. Bez słowa do­cho­dzą do po­ro­zu­mie­nia. Męż­czy­zna za­ty­ka nos i usta dziec­ku, które jest zbyt słabe, by choć­by spró­bo­wać się obro­nić.

Wszyst­ko od­by­wa się w zu­peł­nej nie­mal ciszy.

 

***

 

– Uch… – Lo­ka­tor cięż­ko od­dy­cha, do­cho­dząc do sie­bie po wizji, ale wnet łapie rezon. – To… To gówno! Jasne, za­wsze gdzieś na świe­cie ktoś ma go­rzej. Nie można le­gi­ty­mo­wać złych rze­czy fak­tem ist­nie­nia gor­szych!

Mi­ko­łaj nie od­po­wia­da, tylko sie­dzi z wy­wa­lo­nym brzu­chem i nie­obec­nym spoj­rze­niem.

– Są mi­lio­ny ludzi – kon­ty­nu­uje lo­ka­tor – któ­rzy nie mu­sie­li prze­cho­dzić tego, co ja. Czemu to ich mi nie po­ka­żesz?! Zresz­tą nie mu­sisz. Przez cały czas byłem tego świad­kiem.

 

***

 

– Co do­sta­łeś? Pokaż, no… – jęczy sio­stra, za­glą­da­jąc bratu przez ramię.

Dziew­czy­na zdą­ży­ła już się znu­dzić ster­tą swo­ich pre­zen­tów. On rów­nież nie jest cie­ka­wy więk­szo­ści, która w żaden spo­sób nie jest zwią­za­na z jego za­in­te­re­so­wa­nia­mi. Jed­nak jeden pre­zent przy­kuł jego uwagę – jest to ze­staw farb, pędz­li, ołów­ków, ze­szy­tów do szki­co­wa­nia i po­zo­sta­łych przy­bo­rów. Od ja­kie­goś czasy ry­su­je w wol­nym cza­sie, ale nie są­dził, że kto­kol­wiek o tym wie.

– Zo­staw – ucina. – Jesz­cze sam nie przej­rza­łem. Obej­rzyj sobie po­zo­sta­łe pre­zen­ty.

Oczy­wi­ście, to nie po­ma­ga. Dziew­czy­ny nie ob­cho­dzi to, na czym jemu sa­me­mu nie za­le­ży.

– Mamo! – Gdyby mógł, na dźwięk tego słowa chło­piec za­strzygł­by usza­mi. – Karol nie chce dać mi zo­ba­czyć swo­je­go pre­zen­tu!

– Co z cie­bie za brat? Weź jej daj.

Dziew­czy­na rzuca się na przy­bo­ry, gdy tylko sły­szy przy­zwo­le­nie. Chło­piec chciał­by za­sło­nić pre­zent swoim wła­snym cia­łem, ale wie, że to tylko po­gor­szy sy­tu­ację. Z bólem serca ob­ser­wu­je, jak stro­ny ze­szy­tów zo­sta­ją gnie­cio­ne, ołów­ki pę­ka­ją od rzu­ca­nia, a farby są mie­sza­ne w pu­de­łecz­kach.

– Mamo, ona wszyst­ko nisz­czy.

– No wiesz co? Na pewno le­piej wie, co robi, niż ty. W końcu tak ład­nie ry­su­je. – Chło­pak jest pe­wien, że jego sio­strze nigdy do tej pory nie przy­szło na myśl na po­waż­nie zająć się ma­lo­wa­niem. – W ogóle mógł­byś raz się po­sta­rać i oddać to jej, skoro jej się po­do­ba. I tak byś prze­cież zmar­no­wał.

– Na­praw­dę, mogę to mieć? – wcina się dziew­czy­na, po czym pod­bie­ga przy­tu­lić ro­dzi­ciel­kę. – Dzię­ku­je, ma­mu­siu!

 

***

 

– Nie wy­da­je mi się, że do­brze zro­zu­mia­łeś – prze­ry­wa ciszę Mi­ko­łaj. – Nie po­ka­za­łem ci tego po to, byś po­czuł się le­piej ze swoją sy­tu­acją, tylko by uka­zać ci moją per­spek­ty­wę.

– Czyli co? Że niby ja mam współ­czuć tobie? – sarka lo­ka­tor.

Przy­bysz nie od­po­wia­da przez chwi­lę, po czym na­chy­la się do roz­mów­cy i spo­glą­da mu pro­sto w oczy.

– Wiesz, kogo nie­na­wi­dzę naj­bar­dziej? – pyta gro­bo­wym tonem. – Ta­kich jak ty. W każ­dym innym do­mo­stwie mam spo­kój. Jeśli się ko­cha­ją, ja też ich ko­cham. Jeśli chcą sobie uprzy­krzyć życie, ja też im uprzy­krzam. Jeśli się nie­na­wi­dzą… – Mi­ko­łaj urywa na chwi­lę, jakby do­pie­ro teraz za­uwa­żył, jak bli­sko zna­la­zły się ich twa­rze, i od­su­wa się nieco. – Nie ma pre­zen­tu nie­wła­ści­we­go w oczach ob­da­ro­wu­ją­ce­go. Tylko wtedy muszę my­śleć, kiedy przy­cho­dzę do ta­kich jak ty: cier­pięt­ni­czych, rosz­cze­nio­wych, pró­bu­ją­cych wszyst­ko ana­li­zo­wać. Czy może my­śla­łeś, że je­stem tu dla przy­jem­no­ści? Ho, ho…

– Jeden raz… – od­zy­wa się po chwi­li lo­ka­tor. – Jeden raz my­śla­łem, że twoje przy­by­cie może być czymś ra­do­snym.

 

***

 

Drzwi do miesz­ka­nia otwie­ra­ją się i raz-dwa za­my­ka­ją. Chło­piec zdej­mu­je buty, ale kurt­ki już nie; ma na­dzie­ję prze­mknąć do swo­je­go po­ko­ju, nie zo­sta­jąc za­cze­pio­nym, ale nie jest mu dane.

– Mia­łeś być przed czter­na­stą. Jesz­cze mi­nu­ta i byś się spóź­nił.

– Mia­łem być na czter­na­stą, to je­stem. Nie widzę, w czym pro­blem.

– W tym, że nie wie­dzia­łam, czy w ogóle przyj­dziesz!

– Za­wsze mo­głaś spraw­dzić w tej apli­ka­cji , gdzie je­stem.

– Uwa­żaj, jakim tonem się do mnie od­zy­wasz! Nie ro­zu­miem, co się z tobą stało. Za­wsze tak lu­bi­łeś świę­ta. Teraz cią­gle na­rze­kasz, cią­gle wszyst­ko jest naszą winą. Przy­kro mi, że tak my­ślisz!

– Prze­pra­szam – wy­plu­wa z sie­bie chło­piec, tak jest pro­ściej. – Mogę już iść?

– Jasne, naj­le­piej za­mknij się w po­ko­ju. W tym roku chcie­li­śmy, żebyś do­stał coś spe­cjal­ne­go, ale z takim na­sta­wie­niem nie wiem, czy za­słu­gu­jesz.

W klu­czo­wym mo­men­cie wie­cze­rzy ilość nóg w miesz­ka­niu zwięk­sza się nie o dwie, a o sześć., z czego czte­ry na­le­żą do ślicz­ne­go, uro­cze­go szcze­nia­ka.

– Na­praw­dę jest moja? – pyta chło­piec, któ­re­go na­strój wy­ko­nał zwrot o sto osiem­dzie­siąt stop­ni. – Mogę ją na­zwać?

– Niech bę­dzie – rzuca oj­ciec po wy­mia­nie spoj­rzeń z matką.

– W takim razie zo­sta­niesz Łapką.

 

***

 

– Z tym, że nie trwa­ło to długo – kon­ty­nu­uje lo­ka­tor. – Ro­dzi­ce wtrą­ca­li się we wszyst­kie de­cy­zje do­ty­czą­ce tre­nin­gu, ale ka­ra­li mnie, gdy Łapka źle się za­cho­wa­ła. Na czas mojej nie­obec­no­ści za­czę­li za­my­kać ją w moim po­ko­ju i cią­gle mieli pre­ten­sje, gdy pisz­cza­ła i dra­pa­ła drzwi, ale nie mia­łem dość kon­tro­li, by fak­tycz­nie ją tego od­uczyć. Teraz to dla mnie jasne, że nie da­wa­łem się już tak łatwo ma­ni­pu­lo­wać, więc po­trze­bo­wa­li cze­goś, na czym by mi za­le­ża­ło. Nie zli­czę, ile razy gro­zi­li mi, że ją od­bio­rą. Lecz wciąż je­stem ci wdzięcz­ny za Łapkę, nawet jeśli za nic in­ne­go. Szko­da, że nie po­zwo­li­li mi jej za­brać.

– Czas na mnie – stwier­dza nagle Mi­ko­łaj i, nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, wsta­je od stołu.

– Nie masz już nic do po­wie­dze­nia? Nawet nie zo­sta­wi­łeś żad­ne­go pre­zen­tu.

– Oba­wiam się, że żaden z nas nie za­li­czy tego spo­tka­nia do uda­nych. – Przy­bysz od­wra­ca wzrok i prze­su­wa ręką nad le­żą­cym na stole te­le­fo­nem ko­mór­ko­wym, na co ten re­agu­je sy­gna­ła­mi ode­bra­nych wia­do­mo­ści. – Nie mogę zo­stać dłu­żej, nawet z tymi wszyst­ki­mi pa­ra­dok­sa­mi tem­po­ral­ny­mi – rzuca na od­chod­nym Mi­ko­łaj, ale brzmi nie­szcze­rze.

Lo­ka­tor zo­sta­je sam w ciem­nym i głu­chym miesz­ka­niu. Siada przy stole i, jedna po dru­giej, czyta otrzy­ma­ne wia­do­mo­ści:

 

We­so­łych Świąt,

bra­cisz­ku. Szko­da, że

nie mo­żesz tu z nami

być. Prze­pra­szam za

Łapkę. Pró­bo­wa­łam

prze­ko­nać mamę, ale się

nie udało. Mam na­dzie­ję,

że nie bę­dziesz jakoś

strasz­nie zły. Trzy­maj się.

 

Spra­wi­łeś wiel­ką

przy­krość mamie.

Je­stem tobą

za­wie­dzio­ny.

 

Nie wie­rzę, że muszę do

cie­bie pisać w taki dzień.

Co za okrop­ny syn nawet

nie za­dzwo­ni do

ro­dzi­ców w Wi­gi­lię?

Za­sta­no­wił­byś się, co

przez cie­bie

prze­cho­dzi­my… Życzę ci,

żebyś się zmie­nił i za­czął

nas sza­no­wać. Aha,

pod­ję­li­śmy z ojcem

de­cy­zję o od­da­niu psa do

schro­ni­ska, skoro nie ma

co li­czyć, że bę­dziesz

od­po­wie­dzial­ny i się nim

za­opie­ku­jesz jak na­le­ży.

Koniec

Komentarze

Smut­ne, od­nio­słam wra­że­nie, że ciut prze­ry­so­wa­ne, ale spodo­bał mi się spo­sób, w jaki przed­sta­wi­łeś Świę­te­go Mi­ko­ła­ja. Nie­ty­po­wo, acz sen­sow­nie. Twój Mi­ko­łaj jest taki… ludz­ki. Po­do­ba mi się też, że nie użala się nad Ka­ro­lem a wręcz na­zy­wa go ‘rosz­cze­nio­wym’ – fajne od­wró­ce­nie, zwy­kle złe po­stę­po­wa­nie bo­ha­te­rów au­to­rzy tłu­ma­czą trau­ma­mi dzie­ciń­stwa, Ty po­ka­zu­jesz te trau­my z prze­sła­niem, że to w sumie żadne wy­tłu­ma­cze­nie :) Tak przy­naj­mniej to od­czy­ta­łam. I za to daję klika.

Zga­dzam się z in­ter­pre­ta­cją Bel­la­trix. W każ­dym razie to czyni ten wy­jąt­ko­wo przy­gnę­bia­ją­cy, acz do­brze na­pi­sa­ny tekst war­tym czy­ta­nia. Koń­ców­ka jest jak strzał w po­ty­li­cę, przez chwi­lę przy­pusz­cza­łem, że bę­dzie jakiś prze­błysk na­dziei, ale nie. Mocne. Nie dał­bym rady cze­goś ta­kie­go na­pi­sać.

Hmm… psy­cho­lo­gicz­nie ciut nie­re­al­ne: łyżwy i bo­lą­ce stopy; flet pro­sty, czy mu­siał ćwi­czyć?; nie­ocze­ki­wa­na zmia­na miejsc bez uza­sad­nie­nia?;

Wy­ko­rzy­stu­jesz znane sche­ma­ty, lecz przy po­waż­nym te­ma­cie nie mam nic prze­ciw­ko temu, cho­ciaż na­praw­dę szko­da, że ba­zu­jesz (moje wra­że­nie) na kal­kach sko­ja­rze­nio­wych czy­tel­ni­ka, gdyż w przy­pad­ku ta­kiej pro­ble­ma­ty­ki war­ta­ło­by po­ku­sić się o wy­ja­śnie­nie, przy­bli­że­nie od­po­wie­dzi na py­ta­nie – dla­cze­go? dla­cze­go w tym przy­pad­ku to, tak wy­glą­da­ło. W prze­ciw­nym przy­pad­ku, jako czy­tel­nik, pod­cho­dzę do po­dob­nych tre­ści z dużą nie­uf­no­ścią.  Wra­że­nie po­głę­bia oszczęd­ny styl. Pięk­ny gar­ni­tur, z któ­re­go Autor strze­pu­je nie­wi­docz­ne pyłki.

Za­pra­szasz czy­tel­ni­ka do emo­cjo­nal­ne­go kon­tre­dan­su (krzyw­da dziec­ka, szcze­niak, re­la­cje po­mię­dzy ro­dzi­ca­mi), kiedy dla mnie cud­nym, ory­gi­nal­nym po­my­słem było coś, co po­zo­sta­ło w tle. Inny Mi­ko­łaj, par­cie dzie­ci na pre­zen­ty.

Wiesz, pi­szesz sce­na­riu­szo­wo!:)

In­ter­punk­cyj­nie, jak za­wsze bez­błęd­nie!

 

Pzd świą­tecz­nie:)

a

Za cudo i bez­błęd­ność idę się po­skar­żyć:), a wła­ści­we wczo­raj już to zro­bi­łam, tylko ko­men­tarz znik­nął.

 

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Asy­lum, jeśli przez “od­po­wiedź na py­ta­nie – dla­cze­go?” masz na myśli powód, dla któ­re­go matka tak trak­tu­je dziec­ko, to kop­niak po­le­ga na tym, że nie ma żad­ne­go. 

Jesli zaś masz na myśli przy­czy­nę, to wzo­ro­wa­łem opi­sa­ną sy­tu­ację na set­kach prze­czy­ta­nych prze ze mnie re­la­cji dzie­ci osób z NPD. Oczy­wi­ście – to, że matka pro­ta­go­ni­sty ma takie a nie inne za­bu­rze­nia, nie jest po­wie­dzia­ne wprost w tek­ście, ale to by się kłó­ci­ło z za­sa­dą show, don’t tell… A po­ka­zać chyba dość po­ka­za­łem (zwłasz­cza, jeśli się wie, na co zwra­cać uwagę).

 

Bel­la­trix, twoja in­ter­pre­ta­cja to fak­tycz­nie część za­mie­rzo­ne­go prze­ze mnie prze­sła­nia, ale gdyby tylko o to cho­dzi­ło, nie po­trze­bo­wał­bym prze­cież fan­ta­sty­ki :)

 

Dzię­ki za po­świę­co­ny czas.

iro­nicz­ny pod­pis

IMO jedno z naj­lep­szych opo­wia­dań w kon­kur­sie. Wy­cho­dzisz da­le­ko poza kon­wen­cję.

Z jed­nej stro­ny mamy mło­de­go męż­czy­znę, który wciąż żyje prze­szło­ścią. Prze­żu­wa strasz­ne dzie­ciń­stwo i nie po­tra­fi się od niego od­ciąć. Star­czy­ło mu od­wa­gi na to, żeby nie po­je­chać do domu na świę­ta, ale już nie na to, żeby sa­me­mu coś z tymi świę­ta­mi zro­bić.

Z dru­giej jest Mi­ko­łaj, ani ludz­ki, ani Pan świąt. Ra­czej ma­rio­net­ka w rę­kach ro­dzi­ców. Jeśli w ro­dzi­nie jest do­brze, to świę­ta są pięk­ne, ale jeśli ma do czy­nie­nia z tak upior­ną ma­muś­ką, to roz­sy­pu­je wę­giel na po­ście­li, czy tego chce, czy nie. Albo za­bi­ja dziec­ko, bo matka nie może już pa­trzeć, jak jej ma­leń­stwo cier­pi, a jed­no­cze­śnie sama nie jest w sta­nie tego zro­bić.

Wy­da­je się, że ma­rio­net­ka tym razem ze­rwa­ła się ze sznur­ków, może dla­te­go, że chło­pak jest da­le­ko od domu. I mam wra­że­nie, że szuka prze­ba­cze­nia, albo przy­naj­mniej zro­zu­mie­nia. A kiedy go nie do­sta­je, wy­bu­cha i jesz­cze raz, tym razem z wła­snej woli rani bo­ha­te­ra. Bo prze­cież za­rzu­ca­nie mu, że był rosz­cze­nio­wy, cier­pięt­ni­czy to ko­lej­ny kop. Był dziec­kiem, które chcia­ło odro­bi­ny szczę­ścia.

Czy to mogło wyjść? Czy takie spo­tka­nie mogło w jakiś spo­sób do­pro­wa­dzić do cze­goś do­bre­go? Na to chyba było za wcze­śnie. Obaj byli tak za­pie­kli, każdy we wła­snym cier­pie­niu, że nie byli w sta­nie do­strzec, że druga stro­na też cier­pi.

I te ese­me­sy na ko­niec. W pierw­szym mo­men­cie wy­da­wa­ło mi się, że to już tro­chę za dużo. Z dru­giej stro­ny, ese­mes od sio­stry jest cie­pły, zu­peł­nie inny niż ten od ro­dzi­ców. Była be­nia­min­kiem, cza­sem wy­ko­rzy­sty­wa­li ją, żeby do­piec jemu. Ale była też dziec­kiem, z dużym praw­do­po­do­bień­stwem nie­świa­do­mym tego, co jest grane. Udało Ci się w tym mo­men­cie po­ka­zać, jak skom­pli­ko­wa­ne są re­la­cje w tego typu ro­dzi­nach.

I to, cho­le­ra, wszyst­ko w 12k.

 

wzo­ro­wa­łem opi­sa­ną sy­tu­ację na set­kach prze­czy­ta­nych prze ze mnie re­la­cji dzie­ci osób z NPD. Oczy­wi­ście – to, że matka pro­ta­go­ni­sty ma takie a nie inne za­bu­rze­nia, nie jest po­wie­dzia­ne wprost w tek­ście

Uni­ka­ła­bym ety­kie­tek, z re­gu­ły nie­wie­le wno­szą.

 

Na razie kli­czek, nad resz­tą jesz­cze po­my­ślę.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Tak, mam na myśli powód. Głę­bo­ko prze­ciw­iam się sche­ma­tom i “uraw­ni­łow­ce”. Ro­dzi­ny z NPD, za­po­mnij, ko­lej­ny pro­blem i dia­gno­sty­ka za­bu­rzeń. Setki prze­czy­ta­nych re­la­cji?

Jasna dia­gno­sty­ka jest w cho­ro­bie al­ko­ho­lo­wej. Tu, bar­dzo pro­ble­ma­tycz­ne i nie jest to kwe­stią “show don’t tell”, aby zo­bra­zo­wać jed­nost­kę, ro­dzi­nę, a nie DSM. Ob­ja­wy bar­dzo nie­spe­cy­ficz­ne.

po­ka­zać chyba dość po­ka­za­łem (zwłasz­cza, jeśli się wie, na co zwra­cać uwagę)

Nie, nie po­ka­za­łeś. Epa­tu­jesz.

 

Nie­mniej, pi­szesz do­brze!

pzd srd

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Hej. Do­brze to na­pi­sa­ne, mocno. Ale w mojej opi­nii, prze­cią­gnię­te w czar­ny kolor. Nie ro­zu­miem, dla­cze­go aż tak, jaki jest tu cel? Na­to­miast wątek Mi­ko­ła­ja i jego rola w tek­ście są świet­ne.

In­te­re­su­ją­ce po­dej­ście. Czyli to wszyst­ko wina dzie­cia­ka, bo jest rosz­cze­nio­wy. Nie­zły z niego Mi­ko­łaj…

Za bar­dzo po­sze­dłeś w emo­cje, żebym po­tra­fi­ła coś wię­cej na­pi­sać. Ale tekst cie­ka­wy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ir­ka­_Luz, dzię­ki za bar­dzo dobre zda­nie o tek­ście. Faj­nie, że tyle z niego wy­nio­słaś.

Uni­ka­ła­bym ety­kie­tek, z re­gu­ły nie­wie­le wno­szą.

Dla­te­go w tek­ście nie ma żad­nych :) Od­po­wia­dam tylko, na czym się wzo­ro­wa­łem, bo­wiem pi­sa­nie bez żad­ne­go re­se­ar­chu to kiep­ski po­mysł.

 

Asy­lum, prze­pra­szam, ale pi­szesz tak cha­otycz­nie, że nie do końca je­stem w sta­nie po­wie­dzieć, o co ci wła­ści­wie cho­dzi. Pa­mię­taj, że nie pi­sa­łem ar­ty­ku­łu; opo­wia­da­nie jest z per­spek­ty­wy do­ro­słe­go wspo­mi­na­ją­ce­go swoje pa­to­lo­gicz­ne dzie­ciń­stwo, więc wzo­ro­wa­łem się na re­la­cjach do­ro­słych wspo­mi­na­ją­cych swoje pa­to­lo­gicz­ne dzie­ciń­stwo. Tyle.

 

Ło­siot, strasz­nie dziw­nie sta­wiasz py­ta­nia. “Jaki jest cel przy­gnę­bia­ją­ce­go wy­dźwię­ku opo­wia­da­nia”? A czy ty, jak pi­szesz, stwier­dzasz sobie: “o, na­pi­szę we­so­ły/smut­ny/bu­du­ją­cy na duchu tekst”? Wy­dźwięk sam w sobie nie jest środ­kiem li­te­rac­kim, tylko kon­se­kwen­cją tego, jaką hi­sto­rię chcesz opo­wie­dzieć i jakie te­ma­ty chcesz po­ru­szyć. Hi­sto­ria he­ro­icz­na praw­do­po­dob­nie bę­dzie bu­du­ją­ca, ko­me­dia ro­man­tycz­na we­so­ła, a dra­mat – smut­ny.

iro­nicz­ny pod­pis

Od­po­wiem tak, Is­san­de­rze:

Twój kon­den­sat – mój kon­den­sat.

Zdają mi się, za­strze­gam, że w tym przy­pad­ku, jed­na­kie;)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

No pięk­nie, to na­mno­ży­ło się tro­chę tych pe­sy­mi­stycz­nych tek­stów w kon­kur­sie świą­tecz­nym :D. 

A na po­waż­nie, Is­san­drze, bar­dzo dobry tekst. Robi to co ma robić z czy­tel­ni­kiem, czyli wzbu­dza silne emo­cje. Ko­lej­ny cie­ka­wie przed­sta­wio­ny świę­ty Mi­ko­łaj, nie wiem czy nie jest naj­cie­kaw­szy z tych, któ­rych mia­łam oka­zję “po­znać” w opo­wia­da­niach kon­kur­so­wych.

I oby jak naj­mniej ta­kich pa­to­lo­gicz­nych ro­dzin, jak z two­je­go opo­wia­da­nia.

Uży­wa­nie po­praw­nej pol­sz­czy­zny jest bar­dzo sek­sow­ne

Taki dobry tekst, aż dziw­ne, że wciąż nie w bi­blio­te­ce. Do­kli­ku­ję :)

 

Wszyst­ko mi sie po­do­ba­ło, zwłasz­cza po­mysł na nie­po­rad­ne­go i nie­bio­rą­ce­go za nic od­po­wie­dzial­no­ści Mi­ko­ła­ja; je­dy­nie scena w któ­rej matka bije chłop­ca za kich­nie­cie, wy­da­je mi się odro­bi­ne za “mocna”. Poza tym super :) Gra­tu­la­cje :)

Hej Is­san­de­rze. Py­ta­nie być może dziw­ne. Ale tak na­praw­dę, to chyba nie do końca je za­da­łem, w każ­dym razie nie­zu­peł­nie mia­łem na myśli to, co na­pi­sa­łeś, py­ta­nie to re­for­mu­łu­jąc po swo­je­mu w swoim ko­men­ta­rzu. Ja po pro­stu nie zro­zu­mia­łem, dla­cze­go w tej hi­sto­rii bo­ha­ter jest tak trak­to­wa­ny przez ro­dzi­nę. Mie­sza­ją go z gów­nem, nie­na­wi­dzą. Na­su­wa mi się py­ta­nie, dla­cze­go? Ro­zu­miem, że to może pod­ciąć skrzy­dła, choć uwa­żam, że spo­so­bów na ich pod­cię­cie jest znacz­nie wię­cej i nie­ko­niecz­nie wszyst­kie są okrut­ne i opar­te o trak­to­wa­nie kogoś jak śmie­cia. 

I za­sta­na­wiam się, czy cze­goś nie zła­pa­łem (czę­sto mi się to zda­rza, nie na­le­żę do spe­cjal­nie by­strych czy­tel­ni­ków) na po­zio­mie meta? A może tekst na­wią­zu­je do cze­goś – ja­kie­goś ob­sza­ru rze­czy­wi­sto­ści, któ­re­go nie znam (po­dej­rze­wam psy­cho­lo­gię) – i przez to coś mnie omi­nę­ło? Czy­ta­jąc to opo­wia­da­nie, li­czy­łem na ja­kieś od­po­wie­dzi, ale ich nie za­uwa­ży­łem. Nie cho­dzi o przy­gnę­bia­ją­cy wy­dźwięk. Cho­dzi o to, czy prze­ga­pi­łem coś waż­ne­go i cze­goś nie zro­zu­mia­łem, czy to jest po pro­stu taka hi­sto­ria, bez dru­gie­go dna i tam mam ją trak­to­wać?

Gdy­bym miał prze­ro­bić twój ko­men­tarz na po­je­dyn­cze py­ta­nie w bar­dziej do­słow­ny spo­sób, to wy­szło­by, że za­py­ta­łeś: “jaki jest cel aż ta­kie­go prze­cią­gnię­cia tek­stu w czar­ny kolor?” Dla mnie, nie do­ko­na­łem żad­nej zmia­ny w zna­cze­niu, ale to nie jest istot­ne; język nie jest ma­gicz­nym na­rzę­dziem, cza­sem coś się ina­czej powie lub zro­zu­mie, bywa, że słowa mają dla róż­nych ludzi różne zna­cze­nia. Do­pre­cy­zo­wa­łeś, więc do tego się od­nio­sę:

 

Po­nie­waż prze­czu­wam, że ten ko­men­tarz wcale krót­ki nie wyj­dzie, oto TL;DR: oczy­wi­ście, że opo­wia­da­nie ma dru­gie dno. Jed­nym z ele­men­tów dru­gie­go dna jest to, że nie ma po­wo­du, dla któ­re­go ro­dzi­ce źle trak­tu­ją pro­ta­go­ni­stę. Z dru­giej stro­ny, oczy­wi­ście ma to swoje przy­czy­ny. 

 

No ale od po­cząt­ku. Na kon­kurs na­le­ża­ło na­pi­sać tekst świą­tecz­ny, z wąt­kiem fan­ta­stycz­nym. Po­nie­waż świę­ta po­cho­dzą ze świa­ta rze­czy­wi­ste­go, a je­stem prze­ciw­ni­kiem trak­to­wa­nia go w spo­sób ma­gicz­ny, na­pi­sa­łem tego kry­ty­kę.

Za­cznij­my od pod­ło­ża. Wy­da­wa­ło­by się, że świę­ty Mi­ko­łaj nie sta­no­wi ja­kie­goś wiel­kie­go pro­ble­mu fi­lo­zo­ficz­no-teo­lo­gicz­ne­go. Błąd! Jest on jed­nym z wielu przy­kła­dów just world hy­po­the­sisW dużym skró­cie cho­dzi o prze­świad­cze­nie, że dobre uczyn­ki zo­sta­ną na­gro­dzo­ne, a złe uka­ra­ne – przez los, karmę, Boga, czy choć­by świę­te­go Mi­ko­ła­ja wła­śnie.

Oczy­wi­ście, nie jest to praw­da. Bar­dzo łatwo stwier­dzić, że nie jest to praw­da.

A jed­nak, lu­dzie czę­sto chcą wie­rzyć, że jest to praw­da. Dla­te­go jest to klu­czo­wy ele­ment w wielu re­li­giach. Pie­kło i Niebo w chrze­ści­jań­stwie, Karma w re­li­giach Wscho­du… No i ten świę­ty Mi­ko­łaj na­gra­dza­ją­cy grzecz­ne dzie­ci pre­zen­ta­mi, a nie­grzecz­nym wrę­cza­ją­cy wę­giel czy rózgę, za­leż­nie od kul­tu­ry.

Jed­nak za­rów­no w przy­pad­ku Pie­kła i Nieba, jak i Karmy, re­li­gie wy­ka­za­ły się spry­tem. Hi­po­te­za świa­ta spra­wie­dli­we­go po­wo­du­je dy­so­nans po­znaw­czy u osób, które do­świad­cza­ją w co­dzien­nym życiu cze­goś wszak od­mien­ne­go. Jak po­zbyć się dy­so­nan­su? Prze­su­nąć karę bądź na­gro­dę na czas po śmier­ci.

 

(Dy­gre­sja – na Za­cho­dzie czę­sto trak­tu­je się Karmę jako coś dzia­ła­ją­ce­go na ży­ją­cych ludzi, przy czym w ory­gi­na­le Karma z obec­ne­go życia ma wpływ na to, jak zo­sta­niesz zre­in­kar­no­wa­ny. Zatem za­rów­no w chrze­ści­jań­stwie, jak i w Hin­du­izmie dany uczy­nek zo­sta­nie na­gro­dzo­ny/uka­ra­ny do­pie­ro po śmier­ci).

 

Dzię­ki temu taki po­gląd staje się dużo bar­dziej od­por­ny na dy­so­nans po­znaw­czy, co wię­cej, bar­dzo cięż­ko go pod­wa­żyć, bo dys­ku­to­wa­nie z osobą wie­rzą­cą na temat tego, co bę­dzie po śmier­ci, za po­mo­cą ra­cjo­nal­nych ar­gu­men­tów mija się z celem.

Jed­nak­że wiele osób mimo to żywi – mniej lub bar­dziej świa­do­mie – prze­świad­cze­nie, że dobre i złe uczyn­ki zo­sta­ną od­po­wied­nio na­gro­dzo­ne i uka­ra­ne przez jakąś siłę jesz­cze za życia. Choć mało kto wie­rzy, że taką siłą jest fak­tycz­nie świę­ty Mi­ko­łaj, to jest on po­wszech­nie zna­nym, oso­bo­wym przy­kła­dem. No i przede wszyst­kim, sil­nie zwią­za­nym z te­ma­tem kon­kur­su :)

 

Lu­dzie, któ­rzy wie­rzą w hi­po­te­zę spra­wie­dli­we­go świa­ta (czę­sto pod­świa­do­mie), gdy do­tknie ich tra­ge­dia – prze­cho­dzą kry­zys. Albo muszą uznać, że fak­tycz­nie są złymi ludź­mi i za­słu­gu­ją na cier­pie­nie, albo zre­wi­do­wać głę­bo­ko za­ko­rze­nio­ne po­glą­dy, od­na­leźć się na nowo. Jest to jed­nak stan­dar­do­wa oka­zja do oso­bi­ste­go roz­wo­ju, o ile coś ta­kie­go ist­nie­je. Jest na ten temat na­praw­dę dobry film(link), który zde­cy­do­wa­nie po­le­cam – po­mo­że też zro­zu­mieć to, co do tej pory na­pi­sa­łem, bo­wiem z pew­no­ścią nie zro­bi­łem tego ide­al­nie :)

Tak jak już na­pi­sa­łem, wzo­ro­wa­łem się na re­la­cjach osób ma­ją­cych ro­dzi­ców z nar­cy­stycz­nym za­bu­rze­niem oso­bo­wo­ści. Coś, z czym czę­sto się spo­tka­łem, to wpływ, jaki miało na te osoby zo­rien­to­wa­nie się, że nie są od­po­wie­dzial­ni za to, co ich spo­tka­ło. W isto­cie, nie ist­nie­je ku temu powód. Po pro­stu mieli nie­szczę­ście mieć za ro­dzi­ca osobę za­bu­rzo­ną. To, co zro­bią z tym pro­ble­mem dalej, jest w ich rę­kach, ale nie od­po­wia­da­ją za to, co miało miej­sce w prze­szło­ści.

Mój tekst od­po­wia­da na py­ta­nie, co jeśli w ta­kiej sy­tu­acji fak­tycz­nie ist­nie­je jakaś siła nad­przy­ro­dzo­na? Jeśli zo­sta­łeś skrzyw­dzo­ny przez tę siłę, to zna­czy, że albo fak­tycz­nie je­steś złym czło­wie­kiem (i sam je­steś od­po­wie­dzial­ny za swoje cier­pie­nie!), albo siła nad­przy­ro­dzo­na jest nie­spra­wie­dli­wa wobec cie­bie.

W świe­cie, w któ­rym taka siła fak­tycz­nie i nie­pod­wa­żal­nie ist­nie­je, wiele wię­cej osób uzna­ło­by wła­sną winę, a zatem swoją od­po­wie­dzial­ność. Co wię­cej, al­ter­na­ty­wą jest uzna­nie, że nad­przy­ro­dzo­na siła, co do któ­rej ist­nie­nia masz nie­pod­wa­żal­ne po­wo­dy, trak­tu­je cię nie­spra­wie­dli­wie. Wręcz z two­jej per­spek­ty­wy jest zła. Taką in­for­ma­cja by­ła­by zde­cy­do­wa­nie trud­niej­sza do przy­ję­cia niż to, że po pro­stu masz pecha. Tak jest w opo­wia­da­niu. Pro­ta­go­ni­sta nie może się roz­wi­nąć, nie może – tak jak w praw­dzi­wym życiu – uznać, że ta nad­przy­ro­dzo­na siła tak na­praw­dę nie ist­nie­je. Ma cią­gle nie­ule­czo­ny żal do Mi­ko­ła­ja.

 

(Dy­gre­sja – zanim prze­czy­tasz pod­su­mo­wa­nie, su­ge­ru­ję zwró­cić uwagę na sub­tel­ną róż­ni­cę po­mię­dzy przy­czy­ną a po­wo­dem(link))

 

Nie ist­nie­je powód, dla któ­re­go ro­dzi­ce tak trak­tu­ją bo­ha­te­ra. Jest to coś do­bre­go. Gdyby ist­niał, to wie­dząc, że w tym świe­cie al­ter­na­tyw­nym nie­za­prze­czal­nie ist­nie­ją siły nad­przy­ro­dzo­ne zwią­za­ne z hi­po­te­zą, mu­sie­li­by­śmy uznać, że pro­ta­go­ni­sta jest sam za to od­po­wie­dzial­ny. To, że w na­szym świe­cie nie ma ta­kich sił, to też coś do­bre­go.

iro­nicz­ny pod­pis

Dzień dobry Is­san­de­rze. Just world hy­po­the­sis – bar­dzo cie­ka­we, dzię­ki rów­nież za link do YT. Tro­chę to przy­tła­cza­ją­ce, mam dzie­cia­ki i wła­śnie do­pi­sa­lem ko­lej­ną po­zy­cję do listy “Ważne”.

 

Wiesz co, za­bu­rze­ni ro­dzi­ce to ten ele­ment ukła­dan­ki, któ­re­go nie mo­głem zna­leźć. Teraz widzę, że gdy­bym się wczy­tał we wcze­śniej­sze ko­men­ta­rze (zbyt czę­sto je po­mi­jam), to pew­nie bym na to wpadł. 

Faj­nie to zro­bi­łeś, głę­bo­ko. Czu­łem, że coś tu jest pod skórą tego opo­wia­da­nia, dzię­ki za na­pro­wa­dze­nie. 

 

po­zdro!

Hmm, cięż­ko jesz­cze coś do­po­wie­dzieć do tak ob­szer­nej in­ter­pre­ta­cji. Tekst strasz­nie przy­gnę­bia­ją­cy, ale bar­dzo in­te­re­su­ją­co wy­pa­da uję­cie po­sta­ci Mi­ko­ła­ja – jako uoso­bie­nia fik­sa­cji zwią­za­nej z trau­mą bo­ha­te­ra. Gdyby nie wy­ja­śnie­nia, zo­sta­ła­bym wła­śnie przy sa­mych pa­to­lo­gicz­nych re­la­cjach ro­dzin­nych i tej war­stwie psy­cho­lo­gicz­nej, ra­czej nie wzię­ła­bym pod uwagę szer­sze­go ob­ra­zu świa­ta; a to zde­cy­do­wa­nie na­da­je opo­wia­da­niu głęb­szy wy­miar. Tak że pod tym kątem za­bra­kło mi pew­nych wska­zó­wek in­ter­pre­ta­cyj­nych, nawet jeśli dia­lo­gi bo­ha­te­rów de­li­kat­nie to sy­gna­li­zu­ją. Za to dia­lo­gi same w sobie po­ru­sza­ją­ce, cel­nie na­kre­śli­łeś tę bo­le­sną dy­na­mi­kę mię­dzy po­sta­cia­mi.

Tytuł in­try­gu­ją­cy, choć może su­ge­ro­wać tro­chę inną me­ta­fo­ry­kę. Ję­zy­ko­wo bar­dzo ele­ganc­ko i oszczęd­nie.

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

black_ca­pe, ge­ne­ral­nie je­stem zda­nia, że nie na­le­ży epa­to­wać prze­sła­niem. Jeśli ktoś go nie do­strzegł, ale po­ru­szy­ła go opo­wie­dzia­na hi­sto­ria, to wciąż jest na plus. Co wię­cej, po­wie­dział­bym, że jeśli sto pro­cent czy­tel­ni­ków zła­pa­ło prze­sła­nie, to coś po­szło nie tak, bo wszyst­ko jest oczy­wi­ste i czy­tel­nik nie ma pola do in­ter­pre­ta­cji.

Wy­ja­śni­łem, jaki był za­mysł au­to­ra, bo Ło­siot pytał (Asy­lum wcze­śniej też py­ta­ła o “powód”), ale jest jak naj­bar­dziej w po­rząd­ku, jeśli ktoś zro­zu­miał tekst ina­czej. Hi­sto­ria po­win­na mieć pierw­szeń­stwo przed prze­sła­niem.

 

Dla przy­kła­du, za­pew­ne czy­ta­łaś Wład­cę Pier­ście­ni, praw­da? Czy wy­ła­pa­łaś, że Tol­kien jest pro­po­nen­tem hi­po­te­zy świa­ta spra­wie­dli­we­go i takie wła­śnie jest prze­sła­nie tek­stu? Tol­kien umie­ścił w swoim tek­ście temat (po­wta­rza­ją­cy się, klu­czo­wy dla in­ter­pre­ta­cji motyw) sta­cza­ją­ce­go się zła. Każdy zło­czyń­ca traci i prze­gry­wa z coraz mar­niej­szy­mi si­ła­mi. Sau­ron naj­pierw traci zdol­ność zmia­ny kształ­tu, potem fi­zycz­ną formę, a za jego upa­dek od­po­wia­da­ją osta­tecz­nie trzy hob­bi­ty. Sa­ru­man traci swoją po­tęż­ną armię, staje się więź­niem we wła­snej twier­dzy, a na ko­niec pró­bu­je pod­bić Shire i po­ko­nu­je go “armia” kil­ku­set hob­bi­tów i zo­sta­je za­bi­ty przez wła­sne­go sługę. W Sil­ma­ril­lio­nie i po­śmiert­nie wy­da­nych książ­kach jest wię­cej przy­kła­dów, ale nie każdy je czy­tał. Jed­no­cze­śnie dobro za­wsze po­ko­nu­je prze­ciw­no­ści i zwy­cię­ża, nawet jeśli sy­tu­acja jest bez­na­dziej­na oraz wy­ma­ga to wy­sił­ku i po­świę­ceń.

Czyli – jeśli cier­pisz, prze­zwy­cię­żysz swoje pro­ble­my, o ile je­steś do­brym czło­wie­kiem i bę­dziesz się sta­rać. Tym­cza­sem źli będą stop­nio­wo się sta­czać.

 

Oczy­wi­ście, jest też cał­kiem moż­li­we, że nie do końca tra­fi­łem z po­zio­mem sub­tel­no­ści. Sub­tel­ność to trud­na sztu­ka.

iro­nicz­ny pod­pis

Bar­dzo dobre, Is­san­de­rze, bar­dzo dobre. Co praw­da cały czas mam w gło­wie Are­ci­bo i pew­nie teraz już cią­gle będę ocze­ki­wał cze­goś przy­naj­mniej rów­nie do­bre­go, ale to jest nie­złe.

Masz dar bu­do­wa­nia dra­ma­tu w małej ilo­ści zna­ków. I to ta­kie­go, który jest wia­ry­god­ny. Nie pró­bu­jesz robić to­tal­nej trau­my, ale wzbu­dzasz smu­tek na tyle, na ile po­win­no go być w kon­kur­sie świą­tecz­nym. :) W ogóle same smut­ne opo­wia­da­nia są w tym kon­kur­sie. A że lubię się smu­cić, to miłej li­te­rac­kiej stra­wy nigdy za wiele.

Wra­ca­jąc do opo­wia­da­nia, naj­lep­szy jest chyba Mi­ko­łaj, taki nie­jed­no­znacz­ny, więc to atut, tym bar­dziej, że temat kon­kur­su jest świą­tecz­ny, więc motyw kon­kur­so­wy stoi u Cie­bie mocno. Zresz­tą w in­nych kon­kur­sach stał rów­nie do­brze. Widać, że nie do­kle­jasz wa­run­ków na siłę, ale bu­du­jesz na nich opo­wia­da­nie. To się chwa­li.

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie.

 

W ogóle same smut­ne opo­wia­da­nia są w tym kon­kur­sie.

 

Dar­co­nie, po­kie­ru­jesz mnie do kon­kret­nych? Bo nie je­steś pierw­szą osobą, która wy­ra­ża taką opi­nię, ale jak na razie więk­szość opo­wia­dań, które prze­czy­ta­łem, koń­czy­ło się po­zy­tyw­ną nutą. A to jedno, które nie miało opty­mi­stycz­ne­go wy­dźwię­ku, było nie­ste­ty naj­słab­sze… A ja też lubię cza­sem po­czy­tać przy­gnę­bia­ją­ce tek­sty :)

iro­nicz­ny pod­pis

Czy­ta­łem Fin­kli, Irki i Gra­vel­ki.

Is­san­drze, dzię­ki za wy­czer­pu­ją­cą od­po­wiedź.

Rze­czy­wi­ście chyba za bar­dzo za­su­ge­ro­wa­łam się wy­ja­śnie­niem i zbyt ana­li­tycz­nie po­de­szłam do tek­stu. Myślę, że klu­czo­wy był ten frag­ment in­ter­pre­ta­cji, w któ­rym pi­szesz, że po­stać Mi­ko­ła­ja ma uosa­biać spra­wie­dli­wy świat, a w tek­ście bar­dziej wy­eks­po­no­wa­ny wydał mi się ten aspekt psy­cho­lo­gicz­ny (wątek dys­funk­cyj­nej ro­dzi­ny).

U Tol­kie­na głów­ny ak­cent jest wła­śnie na uni­wer­sum i mi­to­lo­gię, więc jed­nak od­bie­ra się to tro­chę ina­czej. Czy­ta­jąc “Wład­cę Pier­ście­ni”, nie my­śla­łam może do­słow­nie o spra­wie­dli­wym świe­cie czy po­glą­dach re­li­gij­nych Tol­kie­na, ale aku­rat w tym przy­pad­ku w miarę łatwo wy­wnio­sko­wać, na ja­kich za­sa­dach całe uni­wer­sum funk­cjo­nu­je. Więc może to też po czę­ści kwe­stia pew­nej jed­no­znacz­no­ści w sfe­rze world­bu­il­din­gu.

W każ­dym razie mam na­dzie­ję, że nie za­brzmia­ło to, jakby z opo­wia­da­niem było coś nie tak, bo jest bar­dzo dobre. Mia­łam tylko na myśli, że dla mnie bar­dziej za­dzia­ła­ło w war­stwie psy­cho­lo­gicz­nej niż me­ta­fi­zycz­nej, ale cie­ka­wie było po­znać pełny za­mysł. A z po­zio­mem sub­tel­no­ści też wszyst­ko jak naj­bar­dziej w po­rząd­ku, zde­cy­do­wa­nie le­piej pójść w stro­nę nie­do­mó­wień. ;)

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Do­łą­czam do grona czy­tel­ni­ków.

“Pi­nion” – hi­sto­ria dra­ma­tycz­na z ele­men­ta­mi fan­ta­sty­ki. Czuję się zo­bo­wią­za­ny przy­znać, że opo­wia­da­nie w po­dob­nej kon­wen­cji do “Po­dziel­my się opłat­kiem”, na­pi­sa­ne­go przez Irkę. Nawet z po­dob­nym wy­wa­że­niem mo­ty­wów dra­ma­tu i fan­ta­sy. Oczy­wi­ście będę uni­kał po­rów­nań, bo nie wiem czy by­ło­by to na miej­scu, ale chciał­bym uczci­wie przy­znać, że widzę te tek­sty obok sie­bie.

Naj­moc­niej wy­brzmiał w tek­ście Świę­ty Mi­ko­łaj. (moim zda­niem). Do­ce­niam jego kre­ację, po­nie­waż wy­da­je się za­gad­ko­wa i wnosi kon­tekst do ro­zu­mie­nia hi­sto­rii. Bez niego by­ło­by nie­cie­ka­wie, w sen­sie jest na tyle fa­scy­nu­ją­cą po­sta­cią. Roz­mo­wa, którą pro­wa­dzi Świę­ty, na­da­je się do głęb­szej ana­li­zy. Można po­du­mać nad jego po­sta­wą wobec pre­ten­sji bo­ha­te­ra. Po­mi­mo, że jest po­sta­cią fan­ta­stycz­ną, nie przy­po­mi­na bo­ha­te­ra z bajki. Jego nie­kon­wen­cjo­nal­ność czy­tam rów­nież na plus.

Cie­ka­wym za­bie­giem jest, o ile cze­goś nie prze­oczy­łem, bez­i­mien­ność bo­ha­te­ra. Chyba, że facet miał na imię Lo­ka­tor. Do­my­ślam się, że taka de­cy­zja przy kre­acji za­pa­dła ze wzglę­du na uni­wer­sal­ny cha­rak­ter opo­wie­ści. Czy­tel­ni­ku, wpisz tutaj imię, które uwa­żasz za od­po­wied­nie, może nawet swoje wła­sne. Nie je­stem pe­wien, czy ten za­bieg po­mógł opo­wie­ści.

Trud­ność spra­wia mi okre­śle­nie wy­wa­że­nia emo­cji. Wy­da­je mi się, że wy­szło za mocno, ale takie wra­że­nie może wzmac­niać bez­i­mien­ny bo­ha­ter. Może tak miało po pro­stu być. Mam tutaj na myśli, że taka pre­zen­ta­cja hi­sto­rii dra­ma­tycz­nej do mnie nie tra­fi­ła. Z jed­nej stro­ny nie widzę jed­no­znacz­ne­go błędu, bo opo­wie­dzia­ne wy­da­rze­nia miały prawo się wy­da­rzyć. Z dru­giej stro­ny nie mam pew­no­ści, czy w od­po­wied­ni spo­sób od­czy­tu­ję dra­ma­tycz­ność pły­ną­cą z nich. Dla­te­go jeśli jest gdzieś za­ła­ma­nie fa­bu­ły, po­wie­dział­bym, że jest w war­stwie ko­mu­ni­ka­cji emo­cji. Widzę smut­ne wy­da­rze­nia z prze­szło­ści bo­ha­te­ra, ale (moim zda­niem) to za mało, żeby po­sa­dzić Lo­ka­to­ra w miej­scu, w któ­rym star­tu­je hi­sto­ria. Roz­wle­kam tę kwe­stię, po­nie­waż być może to brak bar­dziej imien­ne­go kon­tek­stu, w sen­sie bu­do­wy bo­ha­te­ra, aby był bar­dziej osa­dzo­ny w opo­wie­ści. Po­sia­dał toż­sa­mość, bar­dziej szer­szą hi­sto­rię niż przy­kre do­świad­cze­nia z dzie­ciń­stwa.

Wy­ko­na­nie wy­szło bar­dzo do­brze. Czy­ta­łem bez pro­ble­mów. Uwa­żam, że zda­nia zo­sta­ły tutaj na­praw­dę ład­nie po­skła­da­ne. Nie od­naj­du­ję się naj­le­piej w hi­sto­riach dra­ma­tycz­nych. Po­wie­dział­bym, to nie mój kli­mat. W Twoim opo­wia­da­niu może ten pa­to­lo­gicz­ny wy­dźwięk prze­chy­lił szalę na nie­ko­rzyść hi­sto­rii, ale hej, to tylko su­biek­tyw­ny od­biór i to nie ca­ło­ści, ale pew­ne­go ele­men­tu opo­wie­ści. Poza tym wszyst­ko gra, a po­stać Świę­te­go Mi­ko­ła­ja wy­jąt­ko­wo cie­ka­wa.

Po­zdra­wiam

Smut­ne, miej­sca­mi lekko ma­ka­brycz­ne.

Za­sta­na­wia­łem się przez chwi­lę, czy nie jest jed­nak tro­chę prze­wrot­ne, że może pod­pusz­czasz czy­tel­ni­ka, bo prze­cież cała ta hi­sto­ria opo­wie­dzia­na jest z punk­tu wi­dze­nia bo­ha­te­ra. Może to Mi­ko­łaj ma rację i wie­dzę o jego praw­dzi­wym ob­li­czu?

Cho­ciaż nie, na końcu są prze­cież SMS-y, które roz­wie­wa­ją wąt­pli­wo­ści.

Ale to tylko bajka, taka tro­chę jak od braci Grimm.

A prze­cież wiemy, że Baba Jaga nie ist­nie­je.

Do­brze na­pi­sa­ne, prze­czy­ta­łem jed­nym ły­kiem.

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Choć czy­ta­ło się na­praw­dę do­brze, nie mogę po­wie­dzieć, że to była przy­jem­na lek­tu­ra. I choć Pi­nion ba­zu­je na wspo­mnie­niach bo­ha­te­ra o mi­nio­nych świę­tach, nie zna­la­złam tu choć­by odro­bi­ny na­stro­ju, to­wa­rzy­szą­ce­go świę­tom, które były moim udzia­łem. Mi­ko­łaj też jest tu inny i pew­nie to spra­wi­ło, że opo­wia­da­nie wy­war­ło na mnie tak duże wra­że­nie.

Bar­dzo sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca lek­tu­ra.

 

W kuch­ni stan­cji młody męż­czy­zna szy­ku­je ko­la­cję dla dwoj­ga. ―> Ko­la­cja dla dwoj­ga, to ko­la­cja dla ko­bie­ty i męż­czy­zny, a z dal­szej tre­ści nie wy­ni­ka, że bo­ha­ter cze­kał na dziew­czy­nę.

Pro­po­nu­je: W kuch­ni stan­cji młody męż­czy­zna szy­ku­je ko­la­cję dla dwóch osób.

 

Przy świe­tle drob­nej lamp­ki usta­wia wik­tu­ały. ―> Wiem jak wy­glą­da­ją drob­ne pie­nią­dze, czy drob­na osoba, ro­bi­łam też drob­ne spra­wun­ki, ale nie mam po­ję­cia, jak wy­glą­da drob­na lamp­ka.

A może lamp­ka miała być nie­wiel­ka, nie­du­ża albo mała.

 

Spra­wia po­dob­ne wra­że­nie do lo­ka­to­ra… ―> A jakie wra­że­nie spra­wia lo­ka­tor? Na razie wiem tylko, że jest to młody męż­czy­zna.

 

– Miej­my to za sobą.

Menel za­my­ka za sobą drzwi… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

– Patrz! – na­ka­zu­je, a oczach męż­czy­zny po­ka­zu­ją się same biał­ka. ―> – Patrz! – na­ka­zu­je, a w oczach męż­czy­zny po­ka­zu­ją się same biał­ka.

 

Od ja­kie­goś czasy ry­su­je w wol­nym cza­sie… ―> Li­te­rów­ka i po­wtó­rze­nie.

 

– Za­wsze mo­głaś spraw­dzić w tej apli­ka­cji , gdzie je­stem. ―> Zbęd­na spa­cja przed prze­cin­kiem.

 

a o sześć., z czego czte­ry… ―> Zbęd­na krop­ka przed prze­cin­kiem.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Prze­czy­ta­łam.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nie­ste­ty, ro­dzi­com zda­rza się psuć dzie­ciń­stwo swo­ich po­ciech, a efek­ty są wi­docz­ne w do­ro­sło­ści. :( Wy­da­je się, że Mi­ko­łaj sta­no­wi prze­dłu­że­nie trau­my, któ­rej do­świad­czył i wciąż do­świad­cza bo­ha­ter. Po­do­ba­ła mi się ta po­stać. Na­to­miast trud­no mi było ki­bi­co­wać głów­ne­mu bo­ha­te­ro­wi, może dla­te­go, że cią­gle ob­wi­nia ro­dzi­ców i ana­li­zu­je prze­szłość, a nie pró­bu­je wal­czyć o sie­bie.

Mia­łeś cie­ka­wy po­mysł na po­ka­za­nie ro­dzi­ny w cza­sie świąt. Drob­na uwaga do “ri­ser­czu”: nar­cy­stycz­ne matki zwy­kle trak­tu­ją córki w taki spo­sób, jak opi­sa­łeś w opo­wia­da­niu. W pe­wien spo­sób ry­wa­li­zu­ją z nimi. Sy­no­wie ra­czej są fa­wo­ry­zo­wa­ni, kosz­tem nie tylko dru­gie­go dziec­ka, ale czę­sto też męża.

Cisza pa­nu­je za­rów­no na ze­wnątrz, jak i w środ­ku

Jest tu pewna dwu­znacz­ność, która może być za­mie­rzo­na. Zo­ba­czy­my.

 Po­zo­sta­łe po­miesz­cze­nia

Ali­te­ra­cja.

 kie­ru­jąc się do domu, do ro­dzi­ny

"Kie­ru­jąc się"? Na pewno?

 drob­nej lamp­ki

Ko­no­ta­cje – lamp­ka może być mała, ale nie drob­na.

 wik­tu­ały. Chleb, masło, ogór­ki i wódka szpe­cą stół.

Wik­tu­ały – ale szpe­cą? Coś mi tu nie pa­su­je. Chyba, że to iro­nia?

 Za pro­giem znaj­du­je się po­staw­ny menel

A nie może cze­kać, jak nor­mal­ny menel?

 Spra­wia po­dob­ne wra­że­nie do lo­ka­to­ra

Na kim?

 oraz nosi bujną brodę

Hmm.

nie­mal cał­ko­wi­cie wy­peł­nio­nych przez źre­ni­ce oczu.

Wy­peł­nio­nych przez źre­ni­ce? Black eyes of evil, czy co?

 za­my­ka za sobą drzwi

Zbęd­ne po­wtó­rze­nie "za sobą".

 po­dą­ża za roz­mów­cą

Roz­mo­wą bym tego nie na­zwa­ła.

Ona zdaje się go nie za­uwa­żać, po­świę­ca­jąc peł­nię uwagi na wpół go­to­wym po­tra­wom.

Chyba da­ło­by się skró­cić.

 co to to nie

Co to, to nie.

 Chło­piec po­wstrzy­mu­je się od oka­za­nia ra­do­ści.

Tro­chę to kli­nicz­ne.

 mniej­sza szan­sa, by póź­niej usły­szał

Ra­czej: jest mniej­sza szan­sa, że póź­niej usły­szy.

 Czy ty po­wa­rio­wa­łeś?!

Zwa­rio­wa­łeś, on jest jeden.

 za­ser­wo­wać go­ściom

Podać. Cho­ciaż fa­cet­ka nie wy­glą­da mi na dbałą o język.

 Spójrz się na mnie

Spójrz na mnie. Z tym samym za­strze­że­niem. Nie lu­bi­my tej pani.

 powód do pła­ka­nia

Do pła­czu.

lekko za­alar­mo­wa­ny męż­czy­zna

Hmm, no, nie wiem.

 de­li­kat­nym tonem

Ła­god­nie się do niej zwra­ca. "De­li­kat­nie" to nad­uży­wa­ne słowo, dwa razy po­myśl, zanim je na­pi­szesz.

 uwaga męż­czy­zny sku­pia się na cały czas sie­dzą­cym na pod­ło­dze z nie­przy­tom­nym wy­ra­zem twa­rzy synu

Trud­no się par­su­je zda­nie z takim od­su­nię­tym do­peł­nie­niem. Prze­sta­wi­ła­bym: uwaga męż­czy­zny sku­pia się na synu, cały czas sie­dzą­cym na pod­ło­dze z nie­przy­tom­nym wy­ra­zem twa­rzy.

 znaj­du­jąc się w swoim ży­wio­le

Da­ła­bym ra­czej: była w swoim ży­wio­le. Tak na­tu­ral­niej.

fuka. – Nie­źle

Tu na pewno ma być krop­ka?

 Ale prze­cież ich nie zmar­nu­ję, przy­no­sząc je tutaj.

A jak to by miało zmar­no­wać pre­zen­ty?

za­czy­na­ją boleć mnie stopy

Za­czy­na­ją mnie boleć. Pod­miot-orze­cze­nie-do­peł­nie­nie.

 a oczach męż­czy­zny po­ka­zu­ją się same biał­ka.

Zja­dłeś "w", ale mam wra­że­nie, że chcesz na­krę­cić film i opi­su­jesz widok z ka­me­ry. Nie jest to wła­ści­wie wada, ale mnie aku­rat zbija z tropu, zwłasz­cza, że tekst jest dość, hmm. Waham się przed uży­ciem sfor­mu­ło­wa­nia "bli­ski ziemi". An­ty­epic­ki? Słowo, któ­re­go tu uni­kam, to "oso­bi­sty", bo nie mam żad­nych prze­sła­nek, że pi­szesz o sobie, cho­dzi mi o to, że to ten ro­dzaj hi­sto­rii, które le­piej wy­cho­dzą w druku, niż na ekra­nie.

oczy Mi­ko­ła­ja przy­zwy­cza­ją się do pa­nu­ją­cej w środ­ku ciem­no­ści i do­strze­że sie­dzą­cą w kącie ko­bie­tę

Ro­zu­miem, o co cho­dzi, ale jed­nak prze­ska­ku­jesz z pod­mio­tu na pod­miot.

Trwa to jesz­cze dłu­żej, bo­wiem miesz­kan­ka chat­ki po­zo­sta­je w nie­mal cał­ko­wi­tym bez­ru­chu.

Dłu­żej, niż trwa­ło?

 wska­zu­je wzro­kiem

Może jed­nak "spoj­rze­niem"?

 sła­biej od ich dwoj­ga

Od nich.

 dziec­ku, które jest zbyt słabe, by choć­by spró­bo­wać

Skró­ci­ła­bym: dziec­ku, zbyt sła­be­mu, by pró­bo­wać.

 ale wnet łapie rezon

Rezon się łapie?

 Nie można le­gi­ty­mo­wać złych rze­czy fak­tem ist­nie­nia gor­szych!

Chyba miało być "le­gi­ty­mi­zo­wać", ale to też nie jest ani na­tu­ral­ne, ani w sumie tu nie pa­su­je. Uza­sad­niać? Uspra­wie­dli­wiać? 

 Zresz­tą nie mu­sisz.

Zresz­tą, nie mu­sisz.

 Przez cały czas byłem tego świad­kiem.

Czego świad­kiem? Tego, że inni mają le­piej? Nie­zbyt na­tu­ral­ne to zda­nie.

 Dziew­czy­na zdą­ży­ła już się znu­dzić ster­tą swo­ich pre­zen­tów.

Dziew­czy­na – czy dziew­czyn­ka?

 On rów­nież nie jest cie­ka­wy więk­szo­ści, która w żaden spo­sób nie jest zwią­za­na z jego za­in­te­re­so­wa­nia­mi.

Skró­ci­ła­bym.

 Jed­nak jeden

Ali­te­ra­cja. Wy­cię­ła­bym "jed­nak" – jest my­lą­ce.

 ze­szy­tów do szki­co­wa­nia

Szki­cow­ni­ków.

 Od ja­kie­goś czasy ry­su­je w wol­nym cza­sie

Po­wtó­rze­nie.

 nie chce dać mi zo­ba­czyć

Nie chce mi dać zo­ba­czyć. Na­praw­dę nie wiem, dla­cze­go wszy­scy prze­sta­wia­ją szyk zda­nia. Naj­pierw idzie pod­miot.

 za­sło­nić pre­zent swoim wła­snym cia­łem

"Swoim" zbęd­ne, chyba, że chcesz to tak mocno pod­kre­ślić.

 stro­ny ze­szy­tów zo­sta­ją gnie­cio­ne

Są gnie­cio­ne. "Zo­sta­ją" jest do­ko­na­ne – coś zo­sta­ło zgnie­cio­ne (po­gnie­cio­ne), ale teraz jest gnie­cio­ne.

 No wiesz co?

No, wiesz, co?

 wcina się dziew­czy­na

Rym.

 po czym pod­bie­ga

Ali­te­ra­cja.

 Dzię­ku­je

Li­te­rów­ka.

 by uka­zać ci moją per­spek­ty­wę.

To nie brzmi na­tu­ral­nie.

 Przy­bysz nie od­po­wia­da przez chwi­lę

Hmm.

Wiesz, kogo nie­na­wi­dzę naj­bar­dziej?

To ma być świę­ty?

 Tylko wtedy muszę my­śleć

Dobra, bar­dzo jesz­cze bę­dziesz mnie do­ło­wał?

 twoje przy­by­cie może być czymś ra­do­snym.

Tro­chę an­gli­cyzm.

 o sześć.,

Krop­ka się za­plą­ta­ła.

de­cy­zje do­ty­czą­ce tre­nin­gu

Po pol­sku – ra­czej tre­su­ry.

 nie mia­łem dość kon­tro­li, by fak­tycz­nie ją tego od­uczyć

Kon­tro­li? Chyba mocy ma­gicz­nej.

 Lecz wciąż je­stem ci wdzięcz­ny za Łapkę, nawet jeśli za nic in­ne­go.

Trosz­kę nie­na­tu­ral­ne.

 na co ten re­agu­je sy­gna­ła­mi ode­bra­nych wia­do­mo­ści

Jak wyżej.

brzmi nie­szcze­rze.

Brzmi to nie­szcze­rze.

 

Nie chcę wyjść na nie­de­li­kat­ną, ale epa­tu­jesz tym ludz­kim nie­szczę­ściem tak, że sku­tek wy­cho­dzi od­wrot­ny. Nad­miar go­ry­czy jest rów­nie nie­wia­ry­god­ny, jak nad­miar sło­dy­czy, nawet, jeśli takie rze­czy fak­tycz­nie mają miej­sce (wiem, że mają – cho­dzi o na­tłok i mi­gaw­ko­wość).

Mam wra­że­nie, że sedno tego tek­stu mi umknę­ło, ale ledwo, ledwo. Nie wiem, co chcia­łeś po­wie­dzieć. Że ist­nie­ją lu­dzie cho­rzy mo­ral­nie? Tak, ist­nie­ją, i trze­ba to mówić, ale nie takim ode­rwa­nym zda­niem. Sceną. Czy może, że bied­ne­mu wiatr za­wsze w oczy, nawet Mi­ko­łaj go nie lubi? Ale co z tego wy­ni­ka? Ogól­nie – nie je­stem prze­ko­na­na, zo­ba­czy­łam ma­lu­nek na tek­tu­rze. Spie­szy­łeś się, co? Myślę, że mógł tu za­wi­nić limit, ale też nie chcia­ła­bym czy­tać cze­goś rów­nie do­łu­ją­ce­go, a dłuż­sze­go.

 Wy­da­je się, że ma­rio­net­ka tym razem ze­rwa­ła się ze sznur­ków

To ma ręce, ale nie nogi – dla­cze­go ma­rio­net­ka mia­ła­by się ze­rwać? Jaki jest sta­tus on­to­lo­gicz­ny tego Mi­ko­ła­ja?

 

Od­po­wia­dam tylko, na czym się wzo­ro­wa­łem, bo­wiem pi­sa­nie bez żad­ne­go re­se­ar­chu to kiep­ski po­mysł.

Pełna zgoda.

 Czy­ta­jąc to opo­wia­da­nie, li­czy­łem na ja­kieś od­po­wie­dzi, ale ich nie za­uwa­ży­łem.

Wła­śnie, ja też. Za­bu­rze­ni ro­dzi­ce (przy­naj­mniej matka, oj­ciec wydał mi się ra­czej ni­ja­ki i chwiej­ny) są dość wy­raź­ni, ale nie widzę ja­snej struk­tu­ry – nic się nie zmie­ni­ło.

 Wy­da­wa­ło­by się, że świę­ty Mi­ko­łaj nie sta­no­wi ja­kie­goś wiel­kie­go pro­ble­mu fi­lo­zo­ficz­no-teo­lo­gicz­ne­go. Błąd! Jest on jed­nym z wielu przy­kła­dów just world hy­po­the­sis.

OK, przyj­mu­ję. Wska­za­łeś na to. Ale:

 Mój tekst od­po­wia­da na py­ta­nie, co jeśli w ta­kiej sy­tu­acji fak­tycz­nie ist­nie­je jakaś siła nad­przy­ro­dzo­na?

Je­steś pe­wien, że od­po­wia­da? I – Mi­ko­łaj, jakim go po­ka­za­łeś, nie jest aż taki nad­przy­ro­dzo­ny. To bar­dziej pro­jek­cja, albo ro­dzi­ców, albo tego, co chło­pa­ko­wi wci­snę­li do głowy. W sumie można by to wydać jako "re­alizm ma­gicz­ny" i nikt by się nie cze­pił.

 Jeśli zo­sta­łeś skrzyw­dzo­ny przez tę siłę, to zna­czy, że albo fak­tycz­nie je­steś złym czło­wie­kiem (i sam je­steś od­po­wie­dzial­ny za swoje cier­pie­nie!), albo siła nad­przy­ro­dzo­na jest nie­spra­wie­dli­wa wobec cie­bie.

"Krzyw­da" to z de­fi­ni­cji nie­spra­wie­dli­wość. Spra­wie­dli­wa kara nie jest krzyw­dą – ale widzę, o co cho­dzi, i cze­piam się słów tylko dla ja­sno­ści. Po­le­ca­ła­bym Ci na­to­miast dia­log Pla­to­na "Eu­ty­fron" – sta­wia ważny pro­blem z tej wła­śnie sfery.

Co wię­cej, al­ter­na­ty­wą jest uzna­nie, że nad­przy­ro­dzo­na siła, co do któ­rej ist­nie­nia masz nie­pod­wa­żal­ne po­wo­dy, trak­tu­je cię nie­spra­wie­dli­wie. Wręcz z two­jej per­spek­ty­wy jest zła. Taką in­for­ma­cja by­ła­by zde­cy­do­wa­nie trud­niej­sza do przy­ję­cia niż to, że po pro­stu masz pecha.

Jedno słowo. Ma­ni­che­izm. I dru­gie: gnoza. Dla nie­zo­rien­to­wa­nych: te re­li­gie (za za­ra­tu­stria­ni­zmem) przyj­mu­ją dwóch rów­no­rzęd­nych stwór­ców, do­bre­go i złego, któ­rzy się ście­ra­ją w świe­cie. Obaj są rów­nie nad­przy­ro­dze­ni.

 Nie ist­nie­je powód, dla któ­re­go ro­dzi­ce tak trak­tu­ją bo­ha­te­ra. Jest to coś do­bre­go.

To nie­ist­nie­nie? Zgoda.

 Czy wy­ła­pa­łaś, że Tol­kien jest pro­po­nen­tem hi­po­te­zy świa­ta spra­wie­dli­we­go i takie wła­śnie jest prze­sła­nie tek­stu?

Nie, nie jest. On­to­lo­gicz­nie Tol­kien stoi na po­zy­cjach chrze­ści­jań­skich – zło jest de­fek­tem, jest bra­kiem dobra. W Sil­ma­ril­lio­nie tylko Eru dys­po­nu­je Pło­mie­niem Życia i Trwa­nia, nie dla­te­go, że nie chce się dzie­lić, ale dla­te­go, że On sam (Eru to prze­cież Bóg) jest peł­nią bytu. Pło­mień (tj. ist­nie­nie) to Jego isto­ta (zob. to­mizm). "Nic nie rodzi się złe." Zło nie jest w ogóle bytem, więc nie może być trwa­łe.

 Sub­tel­ność to trud­na sztu­ka.

Oj, tak.

 

W duchu Świąt, choć w marcu – wszyst­kie­go naj­lep­sze­go.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka