- Opowiadanie: Wilk który jest - Archeolodzy

Archeolodzy

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

drakaina, Użytkownicy

Oceny

Archeolodzy

Żoł­nie­rze plu­to­nu dru­gie­go kom­pa­nii beta sie­dzie­li na skrzy­niach z amu­ni­cją w han­ga­rze po­dusz­kow­ców. Tem­pe­ra­tu­ra na ze­wnątrz wy­no­si­ła czter­dzie­ści stop­ni. Nie pa­da­ło od kilku mie­się­cy i nawet wodę trze­ba było spro­wa­dzać zza morza, by utrzy­mać ko­lo­nię. Ni­ko­mu nie spie­szy­ło się do wyj­ścia. Wszy­scy z obec­nych mieli po­roz­pi­na­ne mun­du­ry i pod­wi­nię­te rę­ka­wy. Nie było to zgod­ne z re­gu­la­mi­nem, ale ofi­ce­ro­wie już dawno prze­sta­li zwra­cać uwagę na uchy­bia­nie stan­dar­dom. Naj­wy­raź­niej uzna­li, że cudem jest już to, iż pod­wład­ni jesz­cze wy­peł­nia­ją po­le­ce­nia na tej nie­ludz­kiej ziemi.

– Mam na­dzie­ję, że do­sta­nie­my cy­ster­ny – Star­szy sze­re­go­wy Bert wy­ra­ził to, o czym ma­rzy­li wszy­scy.

– Jesz­cze nie minął mie­siąc od ostat­niej wy­pra­wy po wodę, więc nie ma na to szans – od­parł Wende, otwie­ra­jąc jed­no­cze­śnie zamek ka­ra­bi­nu i za­glą­da­jąc ko­lej­ny już raz do środ­ka w po­szu­ki­wa­niu zia­re­nek pia­sku.

– Szlag… – mruk­nął Bert. – To może po­je­dzie­my w ob­sta­wie ja­kie­goś waż­nia­ka?

– Też mało praw­do­po­dob­ne. Mają swo­ich ochro­nia­rzy, a nam już zbyt­nio nie ufają. Po­dob­no jakiś plu­ton zbun­to­wał się na wy­brze­żu – po­dzie­lił się plot­ką Wende.

– Na wy­brze­żu? Bez sensu! Czego im tam bra­ko­wa­ło? – zdu­miał się Bert.

– Nie gadać! – krzyk­nął ka­pral Men­sky.

– Nie gadać w ogóle, czy nie gadać o tym? – Bert za­ak­cen­to­wał moc­niej „o tym”.

– O głu­po­tach – rzu­cił Men­sky. – Przyj­dą po­rucz­nik i sier­żant, do­sta­nie­my roz­ka­zy i wy­ru­szy­my, gdzie każą.

Ka­pral cie­szył się sza­cun­kiem pod­wład­nych. Był do nich po­dob­ny, zżyty z od­dzia­łem, po­dzie­lał ich pro­ste po­trze­by od­re­ago­wa­nia i nie­wy­szu­ka­nej za­ba­wy. Z dru­giej stro­ny umiał się po­ro­zu­mieć z do­wódz­twem, co nie wszyst­kim się uda­wa­ło. Sły­sze­li, że kilka dru­żyn wy­sła­no na misje roz­po­znaw­cze w pasie ziemi ni­czy­jej, z któ­rych po­dob­no nikt nie wró­cił. Sza­no­wa­li więc i mi­li­tar­ne i dy­plo­ma­tycz­ne ta­len­ty Men­sky­ego.

– Mnie tam za jedno – wtrą­cił ka­pral Boory. – Byle nie w ob­sta­wie tych cho­ler­nych ar­che­olo­gów.

Apro­ba­tę dla jego słów żoł­nie­rze wy­ra­zi­li zgod­nym po­ta­ki­wa­niem.

– Niby dla­cze­go nie? – ode­zwał się Men­sky. – Nie byłeś, to po co dur­nie ga­dasz?

Boory wstał. Prze­sta­wił skrzy­nię z gra­nat­ni­ka­mi, którą miał przed sobą, jakby za­war­tość nic nie wa­ży­ła i wy­szedł na śro­dek.

– Każdy wie, że z alfy byli w ob­sta­wie. Taki wy­jazd to dwa mie­sią­ce sie­dze­nia wśród skał. Słoń­ce mózg wy­pa­la, a oczy ślep­ną od wy­pa­try­wa­nia dzi­kich band z pół­no­cy, a pa­no­wie ucze­ni sobie oczysz­cza­ją sko­ru­py mio­teł­ka­mi.

– Po co? – Bert zła­mał nakaz mil­cze­nia. Men­sky syk­nął groź­nie i star­szy sze­re­go­wy spu­ścił głowę.

– Kto ich tam wie? – od­parł Boory. – Pew­nie potem piszą swoje uczo­ne tek­sty, które prze­czy­ta paru in­nych ja­jo­gło­wych i potem będą sobie wza­jem­nie kla­skać.

Świa­tło jest o wiele szyb­sze niż dźwięk, a jed­nak naj­pierw usły­sze­li hałas od­su­wa­nych drzwi han­ga­ru, a do­pie­ro potem pro­mień padł na but w roz­mia­rze czter­dzie­ści osiem na­le­żą­cy do Bo­ore­go. Ka­pra­le sta­nę­li obok sie­bie i zwró­ci­li się w stro­nę wcho­dzą­cych. Żoł­nie­rze po­wo­li odło­ży­li broń i za­ję­li miej­sca za swo­imi prze­ło­żo­ny­mi. Wszy­scy mieli na­dzie­ję, że obok sier­żan­ta i po­rucz­ni­ka zo­ba­czą kogoś w błę­kit­nym mun­du­rze Ko­lo­nial­nych Służb Za­opa­trze­nia w Wodę, albo przy­naj­mniej uni­form ko­le­ja­rza, bo sieć ma­gle­vu wciąż się roz­ra­sta­ła, a woj­sko ochra­nia­ło te in­we­sty­cje. Wy­pra­wa po wodę ozna­cza­ła wypad na wy­brze­że, od­wie­dzi­ny w por­cie, a może nawet dzień wolny na plaży. Ob­sta­wa bu­do­wy linii ko­le­jo­wej za­pew­nia­ła po­dróż przez mia­stecz­ka z ich licz­ny­mi ucie­cha­mi. Roz­po­zna­nie na ziemi ni­czy­jej nio­sło ze sobą duże ry­zy­ko, a ob­sta­wa ar­che­olo­gów za­po­wia­da­ła się jako po­twor­na nuda.

Ka­pral Boory sta­nął na bacz­ność i krzyk­nął:

– Ka­pral Boory i ka­pral Men­sky mel­du­ją plu­ton drugi go­to­wy do od­pra­wy!

– Spo­cznij – cicho po­wie­dział po­rucz­nik Felix.

– Sia­daj­cie – dodał sier­żant Horn. – Ob­ja­śni­my wam za­da­nie.

Żoł­nie­rze nie­dba­le ulo­ko­wa­li się na skrzy­niach. Ka­pra­le po­zo­sta­li w po­zy­cji sto­ją­cej.

– Po­znaj­cie dok­to­ra Faxa. Kie­ru­je on wy­ko­pa­li­ska­mi na te­re­nach daw­nej sto­li­cy pań­stwa Noom, które kie­dyś znaj­do­wa­ło się na tych te­re­nach. Bę­dzie­cie ochra­niać ich dzia­ła­nia na wy­pa­dek na­pa­du któ­rejś z dzi­kich band. Przy obec­nej po­go­dzie cy­ster­ny z wodą mogą sta­no­wić ła­ko­my kąsek, więc za­da­nie jest nie­bez­piecz­ne. Do po­ko­na­nia macie pra­wie czte­ry­sta ki­lo­me­trów. Sto czter­dzie­ści do gra­ni­cy prze­bę­dzie­cie ko­le­ją, ko­lej­ne dwie­ście pięć­dzie­siąt na po­dusz­kow­cach. Tam za­ło­ży­cie bazę eks­pe­dy­cji. Do miej­sca wy­ko­pa­lisk po­zo­sta­ną już tylko dwa ki­lo­me­try, które bę­dzie­cie prze­mie­rzać co dzień pie­szo. To teren ska­li­sty, nie­na­da­ją­cy się dla po­jaz­dów. Są py­ta­nia? – Z tonu Fe­li­xa wy­ni­ka­ło, że żad­nych pytań nie tylko nie ocze­ku­je, ale nawet sobie nie życzy. Już miał od­wró­cić się i wyjść, gdy uj­rzał wy­so­ko unie­sio­ną rękę. Zmarsz­czył brwi.

– Słu­cham, żoł­nie­rzu.

Wende wstał, ode­tchnął głę­bo­ko i po­wie­dział:

– Dla­cze­go pro­wa­dzo­ne są te prace?

– Chce­my zro­zu­mieć, kim byli dawni miesz­kań­cy tych te­re­nów. Le­piej po­znać ich cy­wi­li­za­cję – od­parł po­rucz­nik.

– Po co?! – bez zgła­sza­nia się głos za­brał Bert. – Mój pra­dzia­dek zdo­by­wał te zie­mie. Mieli roz­kaz znisz­czyć wszyst­ko i to tak, żeby po tu­byl­cach i ich cy­wi­li­za­cji nawet ślad nie zo­stał. Ze szko­ły każdy wie, że stwo­rzy­li­śmy tu wszyst­ko od pod­staw. Nawet nada­li­śmy wła­sne nazwy geo­gra­ficz­ne.

– Jak chcie­li­śmy le­piej po­znać ich cy­wi­li­za­cję, to trze­ba było am­ba­sa­dę otwo­rzyć, a nie na­jeż­dżać całe pań­stwo – mruk­nął ktoś z tyłu.

– Cisza! – krzyk­nął Horn.

At­mos­fe­ra stała się na­pię­ta. Uszy sier­żan­ta po­czer­wie­nia­ły i widać było, że zaraz mogą po­sy­pać się kary.

– Po­zwo­li pan, po­rucz­ni­ku? – dok­tor Fax po­pro­sił, o moż­li­wość za­bra­nia głosu.

– Pro­szę, dok­to­rze.

Dok­tor zdjął ka­pe­lusz. Dłu­gie, siwe włosy opa­da­ły mu na ra­mio­na. Na sobie miał wy­bla­kłą ka­mi­zel­kę i trek­kin­go­we spodnie. Prze­tarł dło­nią czoło i pod­szedł bli­żej Berta.

– Czy wi­dział pan zdję­cia z wy­pra­wy dziad­ka?

– Tak – od­parł Bert, nie ru­sza­jąc się ze skrzy­ni.

– Ja­kie­go ko­lo­ru miał mun­dur?

– Leśne ma­sko­wa­nie wzór trzy­dzie­ści czte­ry.

– A jakie mun­du­ry no­si­cie wy?

– Pu­styn­ne wzór pięć­dzie­siąt trzy.

– Nie za­sta­na­wia to pana?

– Co niby? – od­parł za­sko­czo­ny Bert.

– Typ umun­du­ro­wa­nia.

– Może in­ne­go nie mieli? – Bert wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Jest pan na te­re­nie, który w cza­sach pana dziad­ka przy­po­mi­nał raj­ski ogród. Były tu gęste lasy, żyzne pola i łąki pełne kwia­tów. Rzeki i stru­mie­nie sta­no­wi­ły dom dla licz­nych ga­tun­ków ryb i raków. Do­li­nę, w któ­rej się znaj­du­je­my, wy­peł­niał świer­got pta­ków. Ten han­gar stał­by wśród wy­so­kich palm ko­ły­sa­nych de­li­kat­nym wia­trem.

Żoł­nie­rze ro­zej­rze­li się wo­ko­ło, jakby chcie­li do­strzec ja­kieś ślady prze­szło­ści.

– I co się z tym wszyst­kim stało? – za­py­tał Wende.

– Tego nie wiemy. Już w rok po wy­gna­niu ostat­nie­go z No­omij­czy­ków i znisz­cze­niu ich cy­wi­li­za­cji, lasy za­czę­ły umie­rać, a rzeki wy­schły. Nasi bio­lo­dzy i le­śni­cy nie byli w sta­nie ani zro­zu­mieć, ani po­wstrzy­mać tego pro­ce­su. Po pół wieku zo­sta­ła już tylko pu­sty­nia, która za­miast przy­no­sić nam zdro­wą żyw­ność, świe­że ryby i dawać łąki na wypas owiec i bydła, ist­nie­je tylko dzię­ki do­sta­wom z kraju. Od roku mu­si­my spro­wa­dzać nawet wodę. Po­zo­sta­ły dwa wyj­ścia albo opusz­cza­my te te­re­ny, albo od­kry­je­my, w jaki spo­sób No­omij­czy­cy dbali o tę zie­mię. Co ta­kie­go ro­bi­li, że ten świat ist­niał i był sa­mo­wy­star­czal­ny. Czasu po­zo­sta­ło nie­wie­le. Senat za­po­wie­dział, że od przy­szłe­go roku za­cznie ogra­ni­czać wy­dat­ki na ko­lo­nię. Ozna­cza to, że ci, któ­rzy nie zo­sta­ną ewa­ku­owa­ni od razu, sku­pią się na wy­brze­żu, a stam­tąd do daw­nej sto­li­cy jest ponad ty­siąc ki­lo­me­trów. Mało praw­do­po­dob­ne, by po­zwo­lo­no nam kon­ty­nu­ować ba­da­nia. Li­czy­my zaś, że w ru­inach głów­ne­go mia­sta znaj­dzie­my coś, co po­zwo­li nam od­bu­do­wać życie na tym te­re­nie.

– Czy są już ja­kieś efek­ty? – za­py­tał Boory.

– Do­tych­czas mi­zer­ne. Cy­wi­li­za­cję znisz­czo­no zgod­nie z roz­ka­zem. Nie zo­sta­ły żadne plany. Przez dwa lata ty­po­wa­li­śmy miej­sca, w któ­rych po­win­ny znaj­do­wać się naj­waż­niej­sze gma­chy. Do­pie­ro od tego roku fak­tycz­nie ko­pie­my. Udało się zna­leźć kilka no­śni­ków in­for­ma­cji. Na razie uczy­my się ich pisma. Z frag­men­tu ta­bli­cy wy­ko­na­nej w nie­zna­nym nam ma­te­ria­le od­czy­ta­li­śmy: „sza­nuj zie­mię, która cię żywi i wodę, która gasi twoje pra­gnie­nie” – tylko tyle. Wy­ru­sza­my po­szu­kać resz­ty. Może to po­emat dy­dak­tycz­ny? Bez zna­le­zie­nia spo­so­bu na od­bu­do­wa­nie życia w ko­lo­nii, przyj­dzie nam ry­chło po­że­gnać się z tym miej­scem i za­cząć szu­kać pracy w kraju…

– Zro­zu­mia­no?! – groź­nie krzyk­nął Horn.

– Tak jest! – od­po­wie­dzie­li żoł­nie­rze.

– Pa­ko­wać skrzy­nie na po­dusz­kow­ce. Po za­cho­dzie trze­ba ru­szyć w stro­nę kolei. Wasz po­ciąg sta­ru­je o czwar­tej. Wy­ko­nać!

Ka­pra­le uszcze­gó­ło­wi­li po­le­ce­nie i po­dzie­li­li za­da­nia. Bert i Wende razem dźwi­ga­li skrzy­nię z fla­ra­mi.

– My­ślisz, że te bandy dzi­kich są do­brze uzbro­jo­ne?

– Nie gadać! – krzyk­nął Boory, po czym pod­szedł bli­żej pod­ko­mend­nych i szep­nął. – Chłop­cy ze zwia­du lot­ni­cze­go do­no­si­li, że za gó­ra­mi też od mie­się­cy nie pa­da­ło. Może zde­chli z pra­gnie­nia?

W tym mo­men­cie innej parze wo­ja­ków wy­śli­znę­ła się skrzy­nia. Wy­padł z niej po­jem­nik, z któ­re­go wy­cie­kła ciem­na, ole­ista ciecz, ro­biąc po­kaź­ną plamę na kle­pi­sku han­ga­ru.

– Uwa­żaj jeden z dru­gim – wrza­snął Men­sky!

– „Sza­nuj zie­mię, która cię żywi”! – do­rzu­cił ktoś z ciem­no­ści i wszy­scy ryk­nę­li śmie­chem.

Koniec

Komentarze

Nie bar­dzo ro­zu­miem co tu się stało. Prze­ga­da­ny po­czą­tek opo­wia­da­nia z nie­ja­sny­mi dia­lo­ga­mi, po któ­rym na­stę­pu­je część opi­so­wa ob­ja­śnia­ją­ca świat w tem­pie takim, jakby gonił Cię limit kon­kur­so­wy.

Bar­dzo cie­ka­wy po­mysł po­legł nie­ste­ty w fazie wy­ko­na­nia.

Roz­mo­wy mię­dzy żoł­nie­rza­mi na po­cząt­ku opo­wia­da­nia, po­win­ny wpro­wa­dzić czy­tel­ni­ka w kre­owa­ny przez Cie­bie świat, nie­ste­ty two­rzą tylko ko­sza­ro­wą at­mos­fe­rę – dość nie­wia­ry­god­ną na do­da­tek.

Mam wra­że­nie, że za­koń­cze­nie po­win­no mi coś wy­ja­śnić, ale nie­ste­ty nie wy­ja­śni­ło. 

W sumie, po prze­czy­ta­niu mam wra­że­nie nie­wy­ko­rzy­sta­ne­go po­ten­cja­łu i pew­nych bra­ków w warsz­ta­cie – do­ty­czy przede wszyst­kim dia­lo­gów.

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Hej!

Mi z kolei za­koń­cze­nie wy­ja­śni­ło wszyst­ko. Ostat­nie zda­nie, przy­naj­mniej we­dług mnie, czar­no na bia­łym in­for­mu­je, dla­cze­go z kli­ma­tem w ko­lo­nii stało się tak a nie ina­czej. Choć jest to bar­dzo ogól­ne i mało sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce.

Po­mysł cie­ka­wy ale cały szort to je­dy­nie dia­log żoł­nie­rzy w ko­sza­rach. Wiel­ce szko­da, że kon­cep­cja ta nie zo­sta­ła roz­bu­do­wa­na. Że tekst zaraz po tym, jak po­zna­je­my źró­dło za­gad­ki i tak na­praw­dę mo­gło­by to być do­pie­ro wpro­wa­dze­nie do in­te­re­su­ją­cej hi­sto­rii, urywa się, zo­sta­wia­jąc wiel­ki nie­do­syt.

Po­zdrów­ka!

Już my­śla­łem, że Wilka nie ma, ale on jed­nak jest, choć nigdy do mnie nie zaj­rzał.

Ja też nie za­ła­pa­łem, co się stało z tym świa­tem. Zga­dzam się z przed­pi­ś­ca­mi, że cie­ka­wie za­po­wia­da­ją­ca się hi­sto­ria się urywa i po­zo­sta­wia nie­do­syt.

Przy­pusz­czam, że sub­stan­cja, która wy­la­ła się w han­ga­rze to ja­kieś tru­ją­ce od­pa­dy che­micz­ne, ale pew­no­ści nie mam. Po­dej­rze­wam też, że od chwi­li zdo­by­cia te­re­nu i za­ło­że­nia ko­lo­nii, nie było w niej ani jed­ne­go eko­lo­ga.

 

– Mam na­dzie­ję, że do­sta­nie­my cy­ster­ny – star­szy sze­re­go­wy Bert wy­ra­ził to, o czym ma­rzy­li wszy­scy. ―> – Mam na­dzie­ję, że do­sta­nie­my cy­ster­ny.Star­szy sze­re­go­wy Bert wy­ra­ził to, o czym ma­rzy­li wszy­scy.

 

Ka­pral cie­szył się sza­cun­kiem pod­wład­nych Był… ―> Brak krop­ki na końcu zda­nia.

 

pro­mień padł na but w roz­mia­rze czter­dzie­ści osiem na­le­żą­ce­go do Bo­ore­go. ―> …pro­mień padł na but w roz­mia­rze czter­dzie­ści osiem, na­le­żą­cy do Bo­ore­go.

 

Do miej­sca wy­ko­pa­lisk po­zo­sta­nie już tylko dwa ki­lo­me­try… ―> Do miej­sca wy­ko­pa­lisk po­zo­sta­ną już tylko dwa ki­lo­me­try

 

a nie na­jeż­dżać ca­łe­go pań­stwa… ―> …a nie na­jeż­dżać ca­łe­ pań­stwo

 

– Leśne ma­sko­wa­nie wzór 34. ―> – Leśne ma­sko­wa­nie wzór trzy­dzie­ści czte­ry.

Li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie, zwłasz­cza w dia­lo­gach.

 

– Pu­styn­ne wzór 53. ―> – Pu­styn­ne wzór pięć­dzie­siąt trzy.

 

Wasz po­ciąg sta­ru­je o czwar­tej. ―> Po­cią­gi chyba nie star­tu­ją.

Pro­po­nu­ję: Wasz po­ciąg wy­jeż­dża/ od­jeż­dża o czwar­tej.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Fajny po­mysł. Nie­źle roz­po­czę­ta fa­bu­ła, ale tekst spra­wia wra­że­nie, jak­byś urwał opo­wieść w środ­ku. Jasne, niby od­po­wiedź na klu­czo­we py­ta­nie jest za­war­ta w ostat­nich zda­niach, ale kon­struk­cja ca­ło­ści spra­wia, że czy­tel­nik chciał­by do­wie­dzieć się wię­cej.

Mam wra­że­nie, że do­sta­łam szkic cie­ka­we­go świa­ta i nawet po­ten­cjal­nie cie­ka­wych po­sta­ci, ale na­stęp­nie autor uznał, że ar­che­olog bę­dzie już w sumie wszyst­ko wie­dział, a czy­tel­nik z paru sy­gna­łów do­my­śli się o co cho­dzi, więc zwi­nął warsz­tat. Szko­da, bo mo­głeś na­pi­sać nie­złą hi­sto­rię o od­kry­wa­niu tego świa­ta, o do­cho­dze­niu do tego, co tu zo­sta­je w skró­cie po­ka­za­ne.

Przy­znam, że z racji wy­kształ­ce­nia fa­scy­nu­je mnie kon­stru­owa­nie sy­tu­acji, w któ­rych ludz­kość musi stać się ar­che­olo­ga­mi, i chęt­nie bym prze­czy­ta­ła peł­no­wy­mia­ro­we opo­wia­da­nie opar­te na kon­cep­cie, który tu za­pre­zen­to­wa­łeś. Oczy­wi­ście klu­czo­wa fraza nie mo­gła­by padać tak szyb­ko, ale już za­koń­cze­nie mo­gło­by sta­no­wić nie­zły fo­re­sha­do­wing roz­wią­za­nia.

Bar­dzo li­czy­łam na to, że ten tekst da mi coś wię­cej. Klik do bi­blio­te­ki daję nieco na wy­rost, bo szko­da, żeby ten po­mysł zmar­no­wał się wśród cał­ko­wi­cie nie­klik­nię­tych opo­wia­dań, bo z tymi ma­ją­cy­mi choć­by jeden kli­czek za­wsze jest szan­sa, że jakiś ko­lej­ny por­ta­lo­wy ar­che­olog prze­czy­ta. Nie­mniej – chęt­nie zo­ba­czy­ła­bym to roz­wi­nię­te w po­rząd­ną fa­bu­łę, nawet jeśli już zna­ła­bym spoj­ler ;)

 

PS. Bru­nat­na ciecz ko­ja­rzy mi się ra­czej z ja­kimś pa­li­wem ko­pal­nym, może po­wsta­łym z wy­bi­tych tu­byl­ców?

 

A, na mar­gi­ne­sie. Jest kilka ta­kich ob­sza­rów na ziemi, gdzie coś ta­kie­go zda­rzy­ło się mię­dzy sta­ro­żyt­no­ścią a cza­sa­mi nie­wie­le póź­niej­szy­mi. Przede wszyst­kim plus minus dzi­siej­szy Afga­ni­stan – na pewno jesz­cze za Alek­san­dra Wiel­kie­go i przez całą epokę hel­le­ni­stycz­ną nie­wia­ry­god­nie żyzna kra­ina mle­kiem i mio­dem pły­ną­ca. Wy­koń­czy­ło ją głów­nie eks­ten­syw­ne pa­ster­stwo ludów na­pły­wo­wych. Oraz pół­noc­na Afry­ka – w Libii i kra­jach dalej na za­chód na sze­ro­kim pasie były za Ce­sar­stwa Rzym­skie­go lasy, mia­sta i cu­dow­ny kli­mat. Nie­mniej tu winne są głów­nie czyn­ni­ki na­tu­ral­ne.

http://altronapoleone.home.blog

Po­do­ba mi się po­mysł, ale chęt­nie prze­czy­ta­ła­bym jego roz­wi­nię­cie. Ma wra­że­nie, że za­po­zna­łam się za­le­d­wie ze szki­cem.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Nie mogę się zgo­dzić z dra­ka­iną, że urwa­łeś opo­wieść w środ­ku. Urwa­łeś ją w za­sa­dzie na samym po­cząt­ku, upy­cha­jąc tyle in­fo­dum­pów, ile się dało w tych 9k zna­kach. Nie­wąt­pli­wie mamy tu za­czą­tek ja­kie­goś po­my­słu, nawet nie­złe­go, są­dząc po wstę­pie, ale jeśli to wszyst­ko, co mia­łeś do po­ka­za­nia, to mocno roz­cza­ro­wa­łeś.

 

Poza tym, mogę się mylić, ale… jeśli je­ste­śmy gdzieś nad mo­rzem, na pla­ne­cie Ziemi, gdzie morza skła­da­ją się z wody, chyba ta­niej jest zmon­to­wać jakąś in­sta­la­cję od­sa­la­ją­cą niż “spro­wa­dzać wodę zza morza”? Na więk­szych stat­kach tak wła­śnie się robi, i w ogóle wszę­dzie tam, gdzie bra­ku­je rzek, a jest pod do­stat­kiem wody mor­skiej (Ara­bia Sau­dyj­ska, Ka­ra­iby, Au­stra­lia).

Precz z sy­gna­tur­ka­mi.

Nie mogę się zgo­dzić z dra­ka­iną, że urwa­łeś opo­wieść w środ­ku. Urwa­łeś ją w za­sa­dzie na samym po­cząt­ku,

Czy­tam dziś drugi Twój ko­men­tarz i za­czy­nam być ich fanką :)

http://altronapoleone.home.blog

Miło mi :)

Precz z sy­gna­tur­ka­mi.

Wy­znam szcze­rze, za­ła­do­wa­łeś tu spory ka­li­ber, żeby wy­strze­lić z ka­pi­szo­na. Szko­da. Lubię hi­sto­rie typu “spa­ce­ma­ri­nes na misji” (Obcy 2, że­la­zny kla­syk), ale tu wy­ko­rzy­sta­łeś szta­faż ta­kiej kon­wen­cji (o ile można to tak na­zwać) do sprze­da­nia mi ba­na­łu wy­rwa­ne­go ze sztam­buch gim­na­zja­list­ki. “Hał der ju!?!” chcia­ło by się za­krzyk­nąć. Ow­szem, na te­ma­cie “nie gry­zie się ręki, która cię karmi” można bu­do­wać fajne opo­wie­ści, ale nie w ten spo­sób… Nie w ten spo­sób…

Dzień dobry! :-)

 

Wilk ma dobry na­strój, więc miło wszyst­kim od­po­wie, a może nawet jak jakiś Miś i łapę poda. :-)

 

@fi­zy­k111 – dzię­ki za uwagę i do­trwa­nie do końca. Wszyst­ko wy­ja­śnił dr Fax, a ko­niec jest po­nu­rym żar­tem, więc fak­tycz­nie ni­cze­go nie ob­ja­śnia. :-) Sło­wem – pełna zgoda, a nawet jesz­cze peł­niej­sza.

Na drogę cytat, któ­rzy do­sta­li uczest­ni­cy warsz­ta­tów li­te­rac­kich, pro­wa­dzo­nych prze­ze mnie od li­sto­pa­da:

„Pa­mię­tam, że od­by­wa­ły się w na­szym gim­na­zjum kon­kur­sy „spor­to­we” na naj­lep­sze wy­pra­co­wa­nie. Ale chyba nie brano pod uwagę tre­ści tych wy­pra­co­wań, lecz ich dłu­gość. Dziś myślę, że ta ma­nie­ra stała się potem w Pol­sce przy­czy­ną po­twor­ne­go wo­do­lej­stwa. Ist­nia­ło ono już znacz­nie wcze­śniej, ale szko­ła mię­dzy­wo­jen­na za­miast je ukró­cić, do­la­ła jesz­cze wody do tych po­to­ków ga­dul­stwa” (Gu­staw Her­ling-Gru­dziń­ski, Naj­krót­szy prze­wod­nik po sobie samym, Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, Kra­ków 2000, s. 14-15).

 

@Re­aluc – pięk­ne dzię­ki za opi­nię! W ostat­nim zda­niu jest punkt wi­dze­nia kon­kwi­sta­do­rów, ale z po­zio­mu wy­ko­naw­ców a nie stra­te­gów. Cie­szę się jed­nak, że w 9K zna­ków udało się do­pły­nąć (ko­lej­ny po­nu­ry żar­cik ;-) ) do celu. Na warsz­ta­tach li­te­rac­kich pra­cu­je­my z mło­dzie­żą nad ogra­ni­cze­niem wo­do­lej­stwa. Są na do­brej dro­dze. :-)

 

@Ni­kol­zol­lern – wró­ci­łem! :-) Cy­tu­jąc ka­ba­ret POTEM: „w końcu długo mnie nie było”. :-D Za kilka dni po­pa­stwię się nad Two­imi dzie­ła­mi. Obie­cu­ję! :-)

 

@Re­gu­la­to­rzy – dzię­ku­ję, Bo­gi­ni, za nie­za­wod­ność i kon­struk­tyw­ność! Za­sta­na­wiam się tylko, czy ma­glev od­jeż­dża?

 

@Dra­ka­ina – znowu na wy­rost?! :-D Czy ja kie­dyś za­słu­żę na brak „na­wy­ro­stu”? ;-) Pięk­ne dzię­ki za ob­szer­ną wy­po­wiedź i in­te­re­su­ją­ce uwagi. Z cie­ka­wo­stek – czer­pa­łem peł­ny­mi gar­ścia­mi z dzie­jów Pru­sów i Az­te­ków, o któ­rych aku­rat nie wspo­mnia­łaś. :-)

 

@Ir­ka­_Luz – ko­lej­ne z no­wych hi­sto­rii są jesz­cze krót­sze. Jesz­cze chwi­la i za­cznę się spe­cja­li­zo­wać w nur­cie drib­ble, a przy­pi­sy­wa­ne He­min­gway­owi: „For sale: baby shoes, never worn” okaże się ka­wa­łem tek­stu!. :-D

 

@Nie­bie­ski­_ko­smi­ta – za­cznę od tego, że nie je­ste­śmy na Ziemi (skąd po­mysł? Z braku ha­sh­ta­gu: „inna pla­ne­ta”? Dodać?). :-D Z per­spek­ty­wy na­szej pla­ne­ty w wer­sji obec­nej lub nieco przy­szło­ścio­wej ta cała hi­sto­ria kupy się nie trzy­ma. :-) Nie ma moż­li­wo­ści, żeby tam­tej­szą wodę od­so­lić – za­pew­niam, byłem tam nie­raz!

 

@Mi­chał Pe – prze­nio­słeś mnie w świat roz­wa­żań: czy można za­ła­do­wać spory ka­li­ber i wy­strze­lić z ka­pi­szo­na? Wilk, dodam nie­skrom­nie, cał­kiem do­brze strze­la z róż­nych ro­dza­jów broni i taka wizja mu się we łbie nie mie­ści. A co do resz­ty, czyli do spo­so­bu. Limp Biz­kit wy­ra­ził to tak:

„It's my way

My way, or the hi­gh­way”. ;-)

 

Trzy­maj­cie się mocno, Lu­dzie, Po­two­ry, Bo­gi­nie i Stwo­ry Nad­przy­ro­dzo­ne! Wszyst­kie­go pięk­ne­go w Tym Rocku! :-)

 

Z po­zdro­wie­niem,

Wilk który jest (znowu :-) )

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Za­sta­na­wiam się tylko, czy ma­glev od­jeż­dża?

Wilku, wła­śnie się do­wie­dzia­łam, co to jest ma­glev… ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Roz­wiń ten po­mysł w peł­no­praw­ne opo­wia­da­nie, to masz szan­se na peł­ne­go klika :D Bo po­ten­cjał to tu jest, tylko zmar­no­wa­ny…

http://altronapoleone.home.blog

@Re­gu­la­to­rzy – ja pierw­szy raz o nim usły­sza­łem z wła­snych ust, czy­ta­jąc sy­no­wi wiele lat temu książ­kę o wy­na­laz­kach. :-D

 

@Dra­ka­ina – zaraz za­cznę ża­ło­wać, że „mogę Cię zabić tylko raz”. :-P ;-) Peł­no­praw­ne opo­wia­da­nie – wszyst­ko w swoim cza­sie. :-) I na pewno nie na ten temat. Póki co po­ja­wi się ko­lej­ny „kró­ciak” i już się cie­szę na myśl o ko­men­ta­rzach. :-D

Z po­zdro­wie­niem,

Wilk który (wciąż) jest

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

@Re­gu­la­to­rzy – ja pierw­szy raz o nim usły­sza­łem z wła­snych ust, czy­ta­jąc sy­no­wi wiele lat temu książ­kę o wy­na­laz­kach. :-D

Wilku, nie mia­łam ta­kiej moż­li­wo­ści, al­bo­wiem nie mam dzie­ci. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

A Tobie o ma­gle­vie nie czy­ta­li? Jak to? ;-)

Na ostat­niej wy­wia­dów­ce ka­za­li ro­dzi­com wy­peł­nić an­kie­tę „bi­blio­tecz­ną”. Jedno z pytań brzmia­ło: czy czy­tasz swo­je­mu dziec­ku? Bar­dzo mnie to uba­wi­ło. Wy­obra­zi­łem sobie, jak sia­dam przy moich na­sto­lat­kach i za­czy­nam spo­koj­nym gło­sem: „dawno, dawno temu…”. :-D

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

A Tobie o ma­gle­vie nie czy­ta­li? Jak to? ;-)

Nie, Wilku. :(

Ano tak to – ro­dzi­ce czy­ta­li mi bajki tak dawno, że w do­mach nie było jesz­cze te­le­wi­zo­rów, a co do­pie­ro mówić o ma­gle­vie… ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dobre! :-D Ma­glev w domu! ;-) W pew­nym stop­niu mam po­dob­nie. Pierw­szy te­le­wi­zor po­ja­wił się w w domu w 1978 na Mi­strzo­stwa Świa­ta w piłce noż­nej. Je­dy­ne co z tego wy­da­rze­nia za­pa­mię­ta­łem, to zrzu­ca­ne z try­bun ser­pen­ty­ny. Za to wiem ponad wszel­ką wąt­pli­wość, że wów­czas moją ulu­bio­ną lek­tu­rą było „Pta­sie radio” Ju­lia­na Tu­wi­ma, czy­ta­ne przez Mamę. :-)

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Bajki i wier­szy­ki czy­ta­ła nam – mnie i bratu – mama. Tata nie umiał zna­leźć się w re­per­tu­arze dzie­cię­cym, więc kar­mił nas Lon­do­nem i Cur­wo­odem. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

„Za zdro­wie wę­drow­ca na szla­ku”! :-)

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hmmm. Od­no­szę wra­że­nie, że nie zro­zu­mia­łam pu­en­ty – nie wiem, czym mogła być ta ciecz. Może to jakiś na­palm czy inna broń, może olej z pęk­nię­tej pusz­ki szpro­tek, może sma­ro­wi­dło do po­dusz­kow­ców…

nawet wodę trze­ba było spro­wa­dzać zza morza,

I mnie wy­da­wa­ło się, że ta­niej bę­dzie de­sty­lo­wać albo w jakiś inny spo­sób od­sa­lać. I z tek­stu nie wy­ni­ka, że wcale nie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Pięk­ne dzię­ki za uwagę! :-)

Mam na­dzie­ję, że ko­ro­na­wi­rus od­pu­ści i bę­dziesz mogła wy­ru­szyć na wa­ka­cje np. na Symi, gdzie wodę pitną spro­wa­dza się z Rodos.

W tym wy­pad­ku to aku­rat nie jest spe­cjal­na abs­trak­cja z mojej stro­ny. Świat miej­sca­mi tak wła­śnie wy­glą­da. Przy czym oczy­wi­ście nie jest to ko­niecz­nie sku­tek dzia­łal­no­ści czło­wie­ka. Lu­dzie z róż­nych przy­czyn osie­dla­li się w miej­scach „trud­nych”. W ta­kich z bra­kiem wody bu­do­wa­li cy­ster­ny. W opar­ciu o nie funk­cjo­no­wa­ła np. Petra.

Z po­zdro­wie­niem,

Wilk który jest

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Ro­zu­miem cy­ster­ny. Od biedy mogę jesz­cze zro­zu­mieć spro­wa­dza­nie wody z Rodos, w końcu to wyspa nie­da­le­ko. Ale “zza morza”? To mi wy­glą­da na kawał drogi.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wy­glą­da na to, żeśmy się zgo­dzi­li, co do do­star­cza­nia wody drogą mor­ską (Symi i Rodos). Skoro tak, to wy­star­czy wy­obra­zić sobie, że ter­min: „zza morza” ozna­cza dy­stans lo­gi­stycz­nie uza­sad­nio­ny. :-)

O to do­star­cza­nie wody spe­cjal­nie bym się nie zży­mał. Po­tra­fię sobie wy­obra­zić świat, w któ­rym do­sta­wy ze źró­dła sta­no­wią naj­ko­rzyst­niej­sze roz­wią­za­nie. Od­sa­la­nie na szer­szą skalę sto­so­wa­ne jest na te­re­nach bo­ga­tych. O na­szej ko­lo­nii wiemy, że ubo­że­je z każ­dym ro­kiem.

Z po­zdro­wie­niem,

Wilk który jest

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Po­zo­sta­ły dwa wyj­ścia[+:] albo opusz­cza­my te te­re­ny, albo od­kry­je­my, w jaki spo­sób No­omij­czy­cy dbali o tę zie­mię.

Do­brze mi się czy­ta­ło.

Po­do­ba mi się po­mysł na od­kry­wa­nie wy­mar­łej cy­wi­li­za­cji, w ogóle lubię obce pla­ne­ty/świa­ty. 

Nie po­do­ba mi się, że się skoń­czy­ło. Ja bym sobie chęt­nie po­od­kry­wa­ła dalej, zde­cy­do­wa­nie za szyb­ko skoń­czy­łeś.

Fajne, ale kró­kie.

Przy­no­szę ra­dość :)

Pięk­nie dzię­ku­ję za uwagę i dobre słowo! :-)

„Fajne, ale krót­kie” – w ogrom­nej, wir­tu­al­nej ta­jem­ni­cy zdra­dzę, że za­pla­no­wa­łem wy­da­nie tomu drab­bli. Po­wie­ści mam w gło­wie, ale nie ma ich kiedy prze­le­wać na pa­pier. Któ­ryś z na­szych no­bli­stów li­te­rac­kich (Sien­kie­wicz albo Rey­mont) stwier­dził: „roz­mie­ni­łem się na fe­lie­to­ny”. Mam coś po­dob­ne­go. ;-)

Z po­zdro­wie­niem,

Wilk który jest

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Wszy­scy z obec­nych

Le­piej: wszy­scy obec­ni.

 po­roz­pi­na­ne mun­du­ry i pod­wi­nię­te rę­ka­wy

"Po-" uży­łeś w róż­nych zna­cze­niach, co tro­chę mąci.

 uchy­bia­nie stan­dar­dom

Hmm.

 uzna­li, że cudem jest już to, iż pod­wład­ni

Można wy­smu­klić: uzna­li za cud już to, że pod­wład­ni.

 Star­szy sze­re­go­wy Bert wy­ra­ził to

Nie wy­da­je mi się, żeby star­szy sze­re­go­wy wy­ra­żał, nie uchy­bia­jąc w ni­czym temuż sze­re­go­we­mu. Po­nad­to – Maid and bu­tler dia­lo­gue.

 ka­pral Men­sky

Ka­pral… Men­sky? For realz?

 Bert za­ak­cen­to­wał moc­niej „o tym”.

Cią­gle maid&bu­tler.

 Ka­pral cie­szył się sza­cun­kiem pod­wład­nych.

Są­dząc po bez­czel­nej od­zyw­ce Berta, nie bar­dzo. Po­ka­zuj, nie ob­ja­śniaj, a jak już ob­ja­śniasz, to zgod­nie z tym, co po­ka­zu­jesz. Cały aka­pit to czy­sty in­fo­dump, za­czy­nam po­dej­rze­wać, że tekst jest pa­ro­dią.

 ka­pral Boory

Tak, te na­zwi­ska zde­cy­do­wa­nie wska­zu­ją na pa­ro­dię. Ewen­tu­al­nie szkic, jakby Ci się nawet nie chcia­ło zmie­niać tym­cza­so­wych.

 Apro­ba­tę dla jego słów żoł­nie­rze wy­ra­zi­li zgod­nym po­ta­ki­wa­niem.

Niby do­brze, ale…

 to po co dur­nie ga­dasz

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/durno;5423455.html

 Prze­sta­wił skrzy­nię z gra­nat­ni­ka­mi, którą miał przed sobą, jakby za­war­tość nic nie wa­ży­ła i wy­szedł na śro­dek.

W sumie, to ja bym ją omi­nę­ła… Ale dobra, chcesz po­ka­zać, że si­łacz. OK. Tylko nie wy­cho­dzi to na­tu­ral­nie.

 że z alfy byli w ob­sta­wie

Chyba: ci z alfy?

 Słoń­ce mózg wy­pa­la, a oczy ślep­ną

Nie da­wa­ła­bym tu "a", bo zaraz bę­dzie dru­gie. Cała wy­po­wiedź dziw­nie książ­ko­wa.

 Bert zła­mał nakaz mil­cze­nia.

Ten nakaz już zła­ma­ny…

 padł na but w roz­mia­rze czter­dzie­ści osiem na­le­żą­cy do Bo­ore­go

Jest tu pewna war­tość ko­me­dio­wa…

 

Dobra, dosyć. Prze­glą­dam dalej i widzę cał­ko­wi­ty brak wy­sił­ku. A z prze­sła­niem się zga­dzam, kurka wodna! Tylko na­ma­lo­wał­byś je do­brze, co? Bo to jest kleks farby.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ter­ni­na, pięk­nie dzię­ku­ję Ci za uwagi i po­świę­co­ny czas! Do­ce­niam! :-)

Z po­zdro­wie­niem,

Wilk który jest

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Jaka się po­czu­łam do­war­to­ścio­wa­na ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka