- Opowiadanie: Żongler - Plansza: Wszechświat

Plansza: Wszechświat

Po­zdra­wiam wszyst­kich, któ­rzy nudzą się w po­dró­ży. I w pracy. I pod­czas mię­dzy­ga­lak­tycz­nej warty.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Plansza: Wszechświat

Brnął przez błoto, wy­szar­pu­jąc z niego ka­lo­sze, pies szcze­kał na deszcz, ale nie po­ma­ga­ło, Reper klął na cho­le­rą ulewę, cho­ler­ne, za­nu­dzo­ne fe­ria­mi dzie­cia­ki i cho­ler­ny, nie­wdzięcz­ny świat.

Gdy coś roz­bły­snę­ło nad jego głową, Reper na­tu­ral­nie ją za­darł, zo­ba­czył ele­ganc­ki, drob­ny wy­buch, któ­re­go cień roz­ło­żył się ni­czym ogrom­ny pa­ra­sol, szary na tle zu­peł­nie czar­ne­go nieba. Pul­su­ją­ca sza­rość opa­dła na zło­mo­wi­sko i roz­cho­dzi­ła się tak długo, aż Reper mu­siał mru­gnąć.

Coś wy­rżnę­ło w zie­mię tak nagle, że uci­szy­ło psa. Re­pe­ro­wi pisz­cza­ło w uszach, zo­ba­czył wstąż­kę dymu, rów­nie ele­ganc­ką, co wy­buch. Pod­szedł po­spiesz­nie, by nie uprze­dził go pies, pod­niósł dy­mią­cą rzecz. Sze­ścian z ciem­ne­go me­ta­lu, cięż­ki i zimny. Reper za­sta­no­wił się, dla­cze­go był zimny.

Podał go psu do po­wą­cha­nia. Kun­del uciekł z ja­zgo­tem w deszcz. Reper scho­wał zna­le­zi­sko do kie­sze­ni. Jeśli nie uda mu się tego otwo­rzyć i roz­krę­cić na czę­ści, zrobi z dziw­ne­go sze­ścia­nu od­stra­szasz psów.

 

*

 

– Halo?

– Byczy, to ja. Coś spa­dło z nieba.

– Co? Reper? Jest śro­dek nocy…

– Jest śro­dek mojej zmia­ny. Boże. Byczy, co ja mam z tym zro­bić?

Od­dech w słu­chaw­ce za­char­czał, jakby jego wła­ści­ciel umie­rał.

– Z czym? Kurde. Do­brze wiesz, że muszę się wy­sy­piać. Łapię każdą oka­zję, gdy mała śpi, ja też.

– To wy­glą­da jak me­ta­lo­wa kost­ka, taka do gry, tylko jakby więk­sza, wiesz? Pró­bo­wa­łem pod­wa­żyć ścian­kę, żeby zo­ba­czyć, co jest w środ­ku, ale…

– Jeśli to złom, to po pro­stu go wy­rzuć. – Głos po prze­ciw­nej stro­nie przy­sy­piał. Burza za­kłó­ca­ła obraz ho­lo­gra­mu wy­świe­tlo­ne­go na po­ry­so­wa­nym pa­ne­lu w stró­żów­ce Re­pe­ra. – Ma­szy­ny za­ła­du­ją wszyst­ko i od­le­cą.

– My­śla­łem sobie, że coś może być tam ukry­te. Jak w takim małym sej­fie, wiesz…

– Taa. Wi­dzisz, co się dzie­je, kiedy coś sobie my­ślisz, stary?

Reper był stary, ow­szem, ale to jesz­cze nie zna­czy­ło, że ma dawać się młod­sze­mu. Pro­blem tkwił w tym, że nikt nie sza­no­wał zło­mia­rzy, czy to za­trud­nio­nych na umowę o pracę jako nocni war­tow­ni­cy zło­mo­wisk, czy tych ze smo­lu­cha­mi w ustach roz­krę­ca­ją­cych tory ko­le­jo­we.

– Wiesz co, Byczy? Gdyby coś tam było, za­brał­bym to dla sie­bie.

– Gdyby coś tam było, je­stem tego wła­ści­cie­lem. Wszyst­ko, co lą­du­je za siat­ką, au­to­ma­tycz­nie staje się ni­czy­je. A wszel­kie nic na­le­ży do mnie, nawet jeśli przy­ła­zi tu jakiś gron­ko­wiec z awan­tu­rą, że ten wy­sa­dzo­ny przez dzie­cia­ki fotel sa­mo­cho­do­wy był wy­pcha­ny jego go­tów­ką…

– To nie były dzie­cia­ki! Też tak my­śla­łem, wy­sze­dłem ze stró­żów­ki, bo zo­ba­czy­łem dym, ale to spa­dło z nieba, wi­dzia­łem na wła­sne oczy!

– Ty prze­cież nie­do­wi­dzisz, Reper, ina­czej ro­bił­byś gdzieś in­dziej. Ile ty wła­ści­wie masz lat?

Re­pe­ro­wi zro­bi­ło się smut­no, a potem się wściekł.

– Pieprz się, Byczy! – krzyk­nął.

W tle, po stro­nie By­cze­go, roz­legł się wrzask zbu­dzo­ne­go nie­mow­la­ka.

– Reper, ty sku…

Ale Reper anu­lo­wał po­łą­cze­nie, ko­piąc ge­ne­ra­tor u swo­ich stóp, który wark­nął w sprze­ci­wie i prze­stał bu­czeć. W stró­żów­ce zga­sły wszyst­kie świa­tła.

– Do cho­le­ry!

Szara, roz­chwia­na desz­czem noc wlała się przez tra­pe­zo­we okien­ko wy­zię­bio­nej budy, w któ­rej Reper spę­dzał eme­ry­tu­rę. Kon­tu­ry sto­sów złomu wy­ostrzy­ły się, kształ­ty stały się obce i wro­gie, prze­kłu­wa­ły ostry­mi kra­wę­dzia­mi war­stwę nieba. Reper przez chwi­lę nie wie­dział, gdzie jest.

Pa­trząc przez okno, zo­ba­czył syl­wet­kę za­kap­tu­rzo­nej po­sta­ci, czła­pią­cej przez błoto. Dół jej płasz­cza prze­ciw­desz­czo­we­go był pod­świe­tlo­ny, po­dob­nie jak wnę­trze kap­tu­ra: to mdłe, le­kar­skie świa­tło spra­wi­ło, że Re­pe­ro­wi skrę­ci­ły się wnętrz­no­ści. Prze­tarł oczy z nie­do­wie­rza­nia.

Żeby wejść na zło­mo­wi­sko, na­le­ża­ło użyć karty do­stę­pu, którą Reper nosił na smy­czy, za­wie­szo­nej su­mien­nie na szyi. Nikt prócz po­sia­da­cza karty nie miał prawa prze­by­wać za elek­trycz­ną siat­ką, nikt prócz niego i Owiec, sze­ro­kich kon­te­ne­rów su­ną­cych sen­nie nad sto­sa­mi, które sor­to­wa­ły i wy­wo­zi­ły złom, gdy od­po­wied­nio się spa­sły. Byczy żar­to­wał, że kie­dyś owce jadły trawę, a teraz żrą metal. Jako nocny pa­sterz, Reper do­brze znał ich ru­ty­nę.

W pla­nach nie było żad­nych od­wie­dzin.

Gdy obcy uniósł lekko głowę, Reper zo­ba­czył jego oczy, drgnął i po­de­rwał się z krze­seł­ka. Oczy świe­tli­ka nie na­le­ża­ły do czło­wie­ka. Znaj­do­wa­ły się na po­licz­kach, a ra­czej tam, gdzie Reper sam miał po­licz­ki.

Nie wie­dział, kogo o co pro­sić, zdą­żył ze­zło­ścić się, że wie­rzą­cy lu­dzie mają prze­wa­gę w ta­kich sy­tu­acjach, przy­wo­łu­ją kogo trze­ba i raz dwa są spo­koj­ni, a przy­naj­mniej spo­koj­niej­si, tym­cza­sem on zła­pał się tylko te­atral­nie za serce i po­my­ślał: „Ja pier­do­lę”.

Zdał sobie spra­wę, że wciąż ści­ska me­ta­lo­wy sze­ścian, z wolna uświa­do­mił sobie, że chwi­la, sze­ścian świe­ci tak samo, jak ten płaszcz.

Łup­nię­cie w drzwi stró­żów­ki rów­nie do­brze mogło być łup­nię­ciem w jego wła­sne czoło.

Gdyby nie pies, Reper mógł­by się nie otrzą­snąć.

War­łak rzu­cił się na przy­by­sza, jakby nic w jego psim życiu nie było waż­niej­sze. Reper zdarł sklej­kę z za­bi­te­go nią dru­gie­go okna, roz­su­nął je, zdzie­ra­jąc sobie pa­zno­kieć z kciu­ka, i prze­ci­snął się w deszcz.

Gnał ze świsz­czą­cym sze­ścia­nem przed sie­bie, nie po­zna­wał, dokąd bie­gnie. Nie miał od­wa­gi się obej­rzeć, ża­ło­wał, że całe życie palił, że my­ślał, że nocki to le­ni­wa, pewna ro­bo­ta – sie­dze­nie za pa­ne­lem, pa­trząc jak kon­tro­l­ki za­pa­la­ją się i gasną, prze­ga­nia­nie świa­tłem la­tar­ki dzie­cia­ków ra­bu­ją­cych ze zło­mo­wi­ska coś do wy­sa­dze­nia, sprze­da­nia lub za­mknię­cia w środ­ku ja­kie­goś przy­pad­ko­we­go zwie­rzę­cia. Skrę­cił dwa razy w prawo, mię­dzy wraki sa­mo­cho­dów, mo­de­li przy­dat­nych epokę temu, kiedy jeż­dżo­no tylko i wy­łącz­nie zie­mią, rzad­ko po­wie­trzem. Prze­stał sły­szeć psa, prze­stał sły­szeć swoją za­dysz­kę, usły­szał za to pstryk­nię­cie za­pal­nicz­ki i wpadł pro­sto na grupę chło­pa­ków pod­pa­la­ją­cych sedes.

– Mie­li­śmy wy­sa­dzić psa, nie kibel – po­ża­lił się ktoś, szcze­rze roz­cza­ro­wa­ny, jakby całe życie dążył do chwi­li, w któ­rej na­kar­mi czy­je­goś owczar­ka kieł­ba­są z fa­jer­wer­ka­mi. Chło­pak miał czap­kę z dasz­kiem i stał tyłem do Re­pe­ra. Jego to­wa­rzy­sze znie­ru­cho­mie­li. – Nie mów­cie, że wy­mię­ka­cie, chło­pa­ki? To tylko stary dziad z la­tar­ką. Bo­icie się, że wsa­dzi ją wam w dup…

– Spie­prza­my – za­ko­men­de­ro­wał naj­wyż­szy dzie­ciak i wy­rost­ki roz­bie­gły się w po­pło­chu.

Chło­pak w czap­ce ob­ró­cił się w tym samym mo­men­cie, gdy wy­buch­nął kibel, musz­la po­mknę­ła w locie pro­sto ku nie­świa­do­me­mu na­sto­lat­ko­wi, Reper pa­trzył na to, wie­dząc, że sedes urwie temu dzie­cia­ko­wi albo głowę, albo któ­rąś koń­czy­nę, moż­li­we, że wszyst­ko rów­no­cze­śnie, jed­nak nim zdą­żył choć­by krzyk­nąć, to­a­le­ta za­ha­mo­wa­ła, roz­pę­dzo­ny taran bo­jo­wy za­trzy­mał się gwał­tow­nie w miej­scu, tuż przed dasz­kiem czap­ki chło­pa­ka, który wes­tchnął i ze­mdlał.

Zro­bi­ło się okrop­nie cicho.

– Czy może… czło­wiek… prze­stać ucie­kać?

Reper zo­ba­czył isto­tę w kap­tu­rze, która ści­ga­ła go przez zło­mo­wi­sko. Obcy wy­da­wał się zdy­sza­ny, choć Reper nie miał po­ję­cia, po czym to wy­wnio­sko­wał. Przy­bysz ob­ró­cił za­wie­szo­ny w po­wie­trzu sedes, pa­trząc na niego.

– To ważne? – spy­tał. Mówił me­cha­nicz­nie, jakby ko­rzy­stał z ja­kiejś apa­ra­tu­ry tłu­ma­czą­cej na bie­żą­co. – Gdzie… mam to od­sta­wić?

– Gdzie­kol­wiek – wy­char­czał Reper. Nie ucie­kał, głów­nie dla­te­go, że już dłu­żej nie mógł.

Obcy wy­rżnął se­de­sem w po­bli­ski stos, zło­żo­ny z bar­dzo sta­ran­nie usta­wio­nych na sobie opon. Gdy się roz­sy­pa­ły, Reper po­czuł fi­zycz­ny ból.

– Czy zro­bi­łeś to samo z moim psem?

Obcy nie od­po­wia­dał. Deszcz lał, jakby ktoś w górze zo­sta­wił od­krę­co­ny kran.

– Pies. Canis lupus fa­mi­lia­ris. Tak. Zna­czy, nie. Nie to samo. Prze­wod­nik po­le­cił wydać od­po­wied­ni dźwięk. Roz­kaz.

Pro­gram uży­wa­ny przez niego był cał­kiem nie­zły, Reper nie­mal czuł za­cie­ra­ne mię­dzy nimi mię­dzy­ga­lak­tycz­ne gra­ni­ce. Boże ko­cha­ny, po­my­ślał. Ko­smi­ta.

– Jaki dźwięk? – spy­tał.

Obcy prze­twa­rzał py­ta­nie w mil­cze­niu. Gwizd­nął tak nagle, że Reper ogłuchł na jedno ucho.

– Pies od­da­lił się do swo­je­go domu. Ma­łe­go domu ze szpi­cza­stym da­chem. Bar­dzo ładny.

Reper zi­gno­ro­wał fakt, że ta isto­ta na­uczy­ła psa ko­men­dy, z którą on si­ło­wał się bez­sku­tecz­nie przez parę lat.

– Czym ty je­steś? Jezus Maria…

– Nie, przy­kro mi. – Zsu­nął swój roz­świe­tlo­ny kap­tur. Sze­ścian w dłoni Re­pe­ra za­czął wi­bro­wać. Obcy wska­zał na niego rąb­kiem płasz­cza. – To nie z two­je­go świa­ta. Musi wró­cić.

Reper przy­po­mniał sobie pewną au­dy­cję, ostrze­ga­ją­cą, że wdy­cha­nie rdze­wie­ją­ce­go że­la­stwa może wy­wo­ły­wać ha­lu­cy­na­cje.

– Czy to jakiś ar­te­fakt? Dzię­ki temu pod­nio­słeś kibel?

– Ki-bel. – Obcy po­wtó­rzył to z takim na­masz­cze­niem, jaki nigdy nie akom­pa­nio­wał temu słowu. – Od­da­łem. Teraz ty.

– Dla­cze­go to świe­ci i świsz­czy?

Reper mógł­by przy­siąc, że obcy się zmar­twił, moż­li­we, że zmru­żył nawet oczy, ale cięż­ko było je ob­ser­wo­wać, spo­dzie­wa­jąc się ich w zu­peł­nie innym miej­scu, niż tam, gdzie rze­czy­wi­ście się znaj­do­wa­ły.

– Nie prze­krę­caj – od­parł typ w płasz­czu prze­ciw­desz­czo­wym. – Po pro­stu oddaj. Z cie­bie do mnie, teraz. Pro­szę? I już nie wrócę.

Reper po­czuł nagły przy­pływ od­wa­gi.

– Trze­ba było wcale się nie po­ja­wiać – za­uwa­żył. –  Ro­zu­miem, zło­mo­wi­sko, wy­rzu­ca­my tutaj rze­czy, ale jest w tym jakiś po­rzą­dek, wie pan, ja­kieś prawo…

– Przy­pa­dek. Trze­ba było wró­cić po. – Cudak wska­zał na sze­ścian w pię­ści Re­pe­ra, który trze­po­tał całym jego ra­mie­niem. – Nie prze­krę­caj – po­wtó­rzył raz jesz­cze. – Świe­ci, bo jest go­to­we, ale nie prze­krę­caj…

– Co się sta­nie, jeśli prze­krę­cę?

– Roz­po­czy­na nową turę. Bez tego nie ma gry.

Reper ro­ze­śmiał się, śmiał się tak długo, że stra­cił od­dech, roz­bo­la­ły go płuca, serce i szczę­ka.

– Jasne. Nie wie­rzę, że dałem się na­brać. To głu­pia gra, tak? Te oczy to maska?

– Nie. Moje młode kłó­ci­ły się, czyja kolej…

Reper za­cmo­kał.

– Żeby takie szczy­le wy­ki­wa­ły sta­re­go wy­ja­da­cza… Pra­wie do­sta­łem za­wa­łu, wiesz?

– Przy­pa­dek! To spa­dło…

Reper uniósł sze­ścian, po­ło­żył drugą dłoń na świe­cą­cej górze, uśmiech­nął się pro­wo­ku­ją­co.

– I środ­ku jest niby co, mię­tów­ki?

– …z plan­szy.

Reper prze­krę­cił kost­kę i znik­nął.

Isto­ta w płasz­czu pod­nio­sła me­ta­lo­wą kost­kę z błota. Na każ­dej ze ścia­nek po­ja­wi­ły się dziw­ne sym­bo­le. Obcy spoj­rzał na to, co wy­lo­so­wał Reper, wes­tchnął cięż­ko, rzut był marny.

Nigdy wię­cej plan­szó­wek w po­dró­ży, obie­cał sobie w my­ślach.

Koniec

Komentarze

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Kurde, ale to jest dobre!

Wstęp masz taki ryt­micz­ny. Krót­kie zda­nia czy­ta­łam pra­wie ki­wa­jąc głową. xD Może tak miało być? 

Masz cie­ka­wy styl. Nie znam do­brze Two­ich opo­wia­dań, czy­ta­łam bo­daj­że jedno, chyba z pół roku temu. Więc do ta­kie­go stylu chyba trze­ba się przy­zwy­cza­ić. Mnie prze­ko­nał. 

A jesz­cze bar­dziej prze­ko­na­ła mnie hi­sto­ria. Cie­ka­wy po­mysł. Zło­mo­wi­sko? Super! Kli­mat jest taki, że ła­miesz mrok i strach, tę rdza­wą aurę, wstaw­ka­mi o la­ta­ją­cych przed­mio­tach i umie­jęt­nie rzu­ca­nym mię­sem. Nie za dużo, nie za mało. Mimo że kilka razy można par­sk­nąć śmie­chem, to ten zło­wro­gi kli­mat nie umyka. Kurła, po­dzi­wiam, jak Ci się to udało!

Bar­dzo po­do­ba mi się imię, jakie nada­łaś psu. War­łak za­pa­da w pa­mięć. Po­ka­za­łaś niby mały świat, jakim jest zło­mo­wi­sko, ale ład­nie, w kilku zda­niach prze­ka­za­łaś in­for­ma­cję o tym, jak wy­glą­da resz­ta. Świet­ny za­bieg. 

Bar­dzo dobre opo­wia­da­nie. Na pewno na dłu­żej zo­sta­nie w mojej pa­mię­ci.

 

EDIT: A za­koń­cze­nie mnie urze­kło.

Cie­ka­we opo­wia­da­nie. Oby­cza­jów­ka to Twoja mocna stro­na, co praw­da nie urze­kło mnie, tak jak Sary, ale ma swój kli­mat, bez dwóch zdań. :) I po­mysł ory­gi­nal­ny, i straw­nie po­da­ny. Bo­ha­te­ro­wie do za­pa­mię­ta­nia, ale to takie opo­wia­da­nie tro­chę z przy­mru­że­niem oka, i nie­ste­ty na nie­zbyt długo za­pa­da­ją mi w pa­mię­ci.

Z tech­nicz­nych rze­czy na nic spe­cjal­nie nie tra­fi­łem, czy­ta­ło się gład­ko, ale o do­brym warsz­ta­cie to już kie­dyś Ci pi­sa­łem, pra­wie na pewno.

Dobre opko, ale ży­czył­bym sobie od Cie­bie wię­cej. ;)

Po­zdra­wiam.

Po­czą­tek taki tro­chę mało wcią­ga­ją­cy, ale za to koń­ców­ka nad­ra­bia. Fajna pu­en­ta, po­do­ba­ło się.

 

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Bar­dzo przy­jem­nie się czy­ta­ło, wręcz bły­ska­wicz­nie po­chło­ną­łem cały tekst. Oszczęd­ny styl na­da­je dy­na­mi­ki, a zda­nia mają swój rytm, na­praw­dę nie­źle to wy­szło. Ktoś wyżej na­pi­sał, że do two­je­go stylu trze­ba się przy­zwy­cza­ić i rze­czy­wi­ście mo­men­ta­mi coś mi nie grało (Wy­buch­nął kibel?), ale bły­sko­tli­we po­rów­na­nia to re­kom­pen­su­ją. 

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

"pies szcze­kał na deszcz, ale nie po­ma­ga­ło"

XD

 

"Reper klął na cho­le­rą ulewę"

A to po­mo­gło? ;P

 

"Sze­ścian z ciem­ne­go me­ta­lu, cięż­ki i zimny. Reper za­sta­no­wił się, dla­cze­go był zimny."

Za szyb­ko po­wtó­rze­nie "zim­ne­go".

 

"– Ki-bel. (…) Od­da­łem."

Prych­ną­łem XD

 

Dobra, a teraz do rze­czy. Od­da­wać mgli­stą wer­sję Żon­gler!

 

To opo­wia­da­nie… jest nawet sym­pa­tycz­ne, ale ma­te­riał ra­czej na szort, góra z 3-4K. Cho­ciaż mam wra­że­nie, że to ra­czej eks­pe­ry­ment, forma roz­ryw­ki, spraw­dze­nie, czy da się poza mgłę wyjść ;-) 

No i nie wiem czy to ce­lo­we, ale widac pewne cechy wspól­ne z kla­sy­ką kina B (to nie jest za­rzut) ;-)

Ja się po po­cząt­ku spo­dzie­wa­łam ra­czej dusz­ne­go hor­ro­ru ze zło­mo­wi­ska niż summa sum­ma­rum lekko hu­mo­ry­stycz­nej prze­rób­ki “Pik­ni­ku na skra­ju drogi” :D. Ale tekst udany, czy­ta­ło mi się go bar­dzo do­brze, i kiedy już za­czął zmie­rzać w nowym kie­run­ku, robił to kon­se­kwent­nie i po­my­sło­wo.  

ninedin.home.blog

Panie, Pa­no­wie, dzię­ku­ję za słowa po­chwa­ły!

 

Ja tak rzad­ko na śmiesz­nie – więc nigdy nie wiem, czy to, co jest śmiesz­ne w mojej gło­wie, jest śmiesz­ne na pa­pie­rze kla­wia­tu­rze, a pu­en­ty na koń­cach są dla mnie czy­stą abs­trak­cją: jak można skom­pre­so­wać cały tekst w jed­nym zda­niu, żeby nie zo­sta­wić czy­tel­ni­ka z wtf na buzi? Czy ja to na pewno mam w CV? Ale skoro Sara i Wilk mi pry­cha­ją, to fajno ;)

 

Dar­co­nie, wię­cej? Ja tu się prze­pra­co­wu­ję jed­nym opo­wia­da­niem mie­sięcz­nie!

 

Od­da­wać mgli­stą wer­sję Żon­gler!

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/20810

 

 

Nin, wierz lub nie, ale pik­nik to był pod­czas pi­sa­nia, i też na skra­ju drogi :D Dzię­ku­ję!

Fajna hi­sto­ria. Udane dia­lo­gi dzia­da z tym sze­fem zlo­mow­ca oraz obcym, obcy ma dobra sty­li­za­cje na osobę na bie­żą­co uczą­ca się pojęć. Sam po­mysł z prze­zna­cze­niem kost­ki jakby odro­bi­nę mniej udany niż te dia­lo­gi. Wy­da­je mi się, że zda­nia na po­cząt­ku są tro­chę nie­upo­rzad­ko­wa­ne. Ca­łość na duży plus.

I po co to było?

Cie­szy mnie Twa wi­zy­ta, syfie, po­dwój­nie, bo zwró­ci­łeś uwagę na sty­li­za­cję. Dzię­ki za plusa!

Świet­nie mi się czy­ta­ło, mimo że scien­ce fic­tion to tro­chę nie moja bajka, ale i dia­lo­gi i ogół nar­ra­cji bar­dzo ryt­micz­ny i do­brze wy­sty­li­zo­wa­ny.

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Jakże się cie­szę, Żon­gler­ko, że mogę na­pi­sać, że opo­wia­da­nie bar­dzo mi się po­do­ba, czy­ta­ło się zna­ko­mi­cie i w do­dat­ku wszyst­ko zro­zu­mia­łam!

Ostat­nie klik­nię­cie było moje. ;D

 

zo­ba­czył wstąż­kę dymu, rów­nie ele­ganc­ką, co wy­buch. ―> …zo­ba­czył wstąż­kę dymu, rów­nie ele­ganc­ką, jak wy­buch.

 

gdy wy­buch­nął kibel… ―> …gdy wy­buch­ł kibel

Forma wy­buch­nął jest wła­ści­wa dla istot ży­wych.

 

że zmru­żył nawet oczy, ale cięż­ko było je ob­ser­wo­wać… ―> …że zmru­żył nawet oczy, ale trud­no było je ob­ser­wo­wać

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nawet spoko, cho­ciaz nie po­czu­lem kli­ma­tu zlo­mo­wi­ska nie­ste­ty. Za­bra­klo opi­sow? Ogol­nie… no milo sie czy­ta­lo. 

10000… nice.

Reg, mu­sia­łam trzy razy prze­czy­tać Twój ko­men­tarz, żeby dojść do sie­bie… I wciąż nie­do­wie­rzam! Czy to na­stą­pi­ła hi­sto­rycz­na chwi­la, a ja nie mam żad­ne­go schło­dzo­ne­go Moët et Chan­don? D: Strasz­nie, strasz­nie się cie­szę! (nie z braku szam­pa­na, z tego, że Ci się po­do­ba­ło :D)

Cała sy­tu­acja bar­dzo spraw­nie ob­ró­ci­ła się z desz­czo­we­go hor­ro­ru w ab­sur­dal­ną ko­me­dię. Ten kon­trast wy­da­je mi się jedną z więk­szych zalet tek­stu.

Je­dy­ną rze­czą, do któ­rej mógł­bym się przy­cze­pić to scena na samym po­cząt­ku, kiedy Reper pod­no­si ta­jem­ni­czy sze­ścian, który dymi i wła­śnie spadł z nieba. Czy­tel­nik na­tu­ral­nie myśli, że to coś musi być cho­ler­nie go­rą­ce, a głów­ny bo­ha­ter ot tak sobie to pod­no­si i stwier­dza, że jest zimne. Każdy czło­wiek pod­szedł­by do tego chyba z więk­szą ostroż­no­ścią. To jed­nak tylko drob­ny szcze­gó­lik.

Po­do­ba mi się po­mysł z Owca­mi – kreu­je fajny kli­mat ca­łe­go miej­sca i cie­ka­wy obraz u czy­tel­ni­ka, mimo że wspo­mnia­łaś o nich je­dy­nie w kilku sło­wach. Ca­łość czyta się spraw­nie i przy­jem­nie. Krót­ko mó­wiąc, ka­wa­łek uda­ne­go tek­stu! :)

Żon­gler­ko, i dla mnie to czy­sta przy­jem­ność móc cie­szyć się Twoją ra­do­ścią. ;D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Reg, jeśli opo­wia­da­nie Żon­gler­ki jest łatwe w zro­zu­mie­niu, to zna­czy, że ktoś nas tu wszyst­kich wkrę­ca XD

Albo Żon­gler­ka zmie­ni­ła tak­ty­kę. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Albo tu jest trze­cie dno, któ­re­go jesz­cze nie wy­ła­pa­li­śmy ;-)

Su­ge­ru­jesz, Wilku, że ko­lej­ne dna są tym, czym żon­glu­je Żon­gler­ka? ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Myślę, ze to by było za pro­sto, gdyby wszyst­ko tu było jasne. No chyba, ze cho­dzi o zdez­o­rien­to­wa­nie czy­tel­ni­ków po­przez wy­wo­ła­nie wra­że­nia ja­sno­ści prze­ka­zu ;D 

Istot­nie, wra­że­nie ja­sno­ści prze­ka­zu mogło po­ra­zić tak, że nie do­strze­ga się ukry­tych za­wi­ło­ści. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Może trze­ba czy­tać co trze­ci wyraz?

Spró­bu­ję w wol­nej chwi­li… ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Żon­gler­ko, bar­dzo dobre opo­wia­da­nie. W sie­ką­cym desz­czu, na ciem­nym, po­nu­rym skła­do­wi­sku złomu umiej­sco­wi­łaś wręcz za­baw­ną hi­sto­rię :) Czy­ta­ło się gład­ko. Mocną po­sta­cią jest tutaj obcy, po­do­ba­ły mi się dia­lo­gi z nim. A, i Owce to są cuda! :D

Do­cze­pię się je­dy­nie po­cząt­ku – nie wiem, czy duża ilość po­wtó­rzeń imie­nia bo­ha­te­ra była tam ce­lo­wa, ale tro­chę się na tym po­ty­ka­łam. Poza tym – faj­nie!

Uży­wa­nie po­praw­nej pol­sz­czy­zny jest bar­dzo sek­sow­ne

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Cru­cis, sy, Owce są bar­dzo za­do­wo­lo­ne, że ktoś je po­chwa­lił!

 

Czy­tel­nik na­tu­ral­nie myśli, że to coś musi być cho­ler­nie go­rą­ce, a głów­ny bo­ha­ter ot tak sobie to pod­no­si i stwier­dza, że jest zimne.

Taki tro­chę szok bi­tew­ny, pa­trząc z dy­stan­su czyn Re­pe­ra wy­da­je się skraj­nie idio­tycz­ny. Gdyby Reper nie pod­niósł sze­ścia­nu, kost­ka znik­nę­ła­by pew­nie w pasz­czy psa, więc to może tłu­ma­czyć jego lek­ko­myśl­ny po­śpiech. Z dru­giej stro­ny, gdyby po­rwał to kun­del, nie by­ło­by pro­ble­mu… Zły pies!

 

W sie­ką­cym desz­czu, na ciem­nym, po­nu­rym skła­do­wi­sku złomu umiej­sco­wi­łaś wręcz za­baw­ną hi­sto­rię

Za­baw­ną… Dla Re­pe­ra stan przed­za­wa­ło­wy, dla dzie­cia­ka wy­bu­cha­ją­ce­go to­a­le­tę trau­ma na całe życie, dla ob­ce­go nad­kła­da­nie drogi, no na­praw­dę, prze­za­baw­ne :D

 

Może trze­ba czy­tać co trze­ci wyraz?

“Brnął wy­szar­pu­jąc ka­lo­sze, na nie klął ulewę fe­ria­mi cho­ler­ny Gdy nad Reper za­darł, drob­ny cień ni­czym szary nieba. opa­dła i tak Reper Coś”

 

Wilku, Reg, nie dzia­ła!

 

Anet, :)

 

 

Nie będę opo­wia­dał o tech­ni­ka­liach, bo już usły­sza­łaś wszyst­kie moż­li­we po­chwa­ły. ;)

Mhm, mam nie­do­syt. Pierw­sze, co zo­ba­czy­łem, to był tag za­po­wia­da­ją­cy pierw­szy kon­takt. Myślę sobie: o ho, bę­dzie coś za­krę­co­ne­go. I za­czy­na się oby­cza­jów­ką, taką tro­chę roz­py­cha­ją­cą znaki, bu­du­ją­cą bo­ha­te­rów, ale dość le­ni­wie pcha­ją­cą fak­tycz­ną opo­wieść do przo­du – a jest nią kost­ka i jej wła­ści­ciel. Je­stem nie­na­sy­co­ny, bo w moim prze­ko­na­niu skoń­czy­łaś w moż­li­wie naj­cie­kaw­szym mo­men­cie, czyli od­kry­wa­nia jej hi­sto­rii. Do­sta­li­śmy po oczach prze­bły­skiem roz­wią­za­nia, ale to nadal nie jest mię­cho, na które cze­ka­łem. Tak jak­byś oba­wia­ła się (aku­rat w tym tek­ście) pu­ścić wodze fan­ta­zji i wrzu­cić nie tylko nar­ra­to­ra, ale i czy­tel­ni­ka na plan­szę wy­obraź­ni.

Koń­ców­ka sko­ja­rzy­ła mi się tro­chę z fi­na­łem filmu Fa­ce­ci w Czer­ni, kiedy te wiel­gach­ne ko­smi­ty ku­la­ły sobie świa­ta­mi na prze­ogrom­nej plan­szy. Po­dob­nie zresz­tą ode­bra­łem całe opo­wia­da­nie – tro­chę hu­mo­ry­stycz­ne, tro­chę kpiar­skie, tro­chę strasz­na­we. Z pod­su­mo­wa­niem, po któ­rym albo się za­my­śli­my, albo za­śmie­je­my.

Do­brze na­pi­sa­ne i faj­nie się czy­ta­ło. Po­stać Re­pe­ra praw­dzi­wa, przy­bysz ma in­te­re­su­ją­cą sty­li­za­cję ję­zy­ka. Bar­dzo in­try­gu­ją­ca jest plan­sza i sze­ścian. Na­to­miast chyba do końca nie zro­zu­mia­łem o co tutaj cho­dzi i czym wła­ści­wie one są?

 

Ro­zu­miem że to forma ja­kiejś kost­ki, która na­pę­dza wszech­świat, która de­fi­niu­je wy­da­rze­nia i nasze życia? Ge­ne­ra­tor lo­so­wych zda­rzeń? Poza tym kim był przy­bysz i jego młode? Będę wdzięcz­ny za rzu­ce­nie nieco świa­tła bo je­stem cie­ka­wy i naj­wy­raź­niej nie­zbyt do­myśl­ny :)

Stn, Edwar­dzie, ja bym chęt­nie pu­ści­ła wodze (i fan­ta­zji, i kon­ty­nu­acji), jed­nak­że zer­k­nij­cie sobie na ilość zna­ków w opo­wia­da­niu D:

Edwar­dzie, Twoja do­myśl­ność nie za­wio­dła, tutaj nie ma wy­star­cza­ją­cej ilo­ści wska­zó­wek, żeby uło­żyć sen­sow­ne roz­wią­za­nie – wiemy tyle co Reper, czyli nie­wie­le. Ta­jem­ni­czość wszech­świa­ta to moja ulu­bio­na enig­ma. Przy­bysz i jego młode grały w ko­smicz­ną wer­sję plan­szów­ki z kost­ką, i – jak to u dzie­ci bywa – kost­ka spa­dła z plan­szy, aku­rat na Zie­mię. Wnio­sek taki – jeśli coś spa­dło z nieba, a do tego świe­ci i świsz­czy, na­le­ży zo­sta­wić to tam, gdzie leży… Chyba, że ktoś ma ocho­tę sobie znik­nąć ;)

No to faj­nie. Ja też lubię nie­do­po­wie­dze­nie, można sobie do­pi­sać w gło­wie kilka rze­czy :). A my­śla­łem, że coś mi może umknę­ło. Dzię­ki za wy­tłu­ma­cze­nie :)

Fa­bu­la­ry­zu­je­my się:) Cie­ka­we i tym razem dla mnie pełne, zna­czy bez luk. Krót­ka forma, więc roz­wi­nąć się nie spo­sób. Nie­któ­re zwro­ty bar­dzo Twoje (i całe szczę­ście!), inne ucy­wi­li­zo­wa­ne, niech i tak na razie bę­dzie. 

Kon­cept mi się po­do­ba. Na­tu­ral­nie, wszyst­kie sko­ja­rze­nia gnają w stro­nę pik­ni­ku na skra­ju świa­ta, przy­pad­ku, pyłku, który sta­nął na dro­dze. Kto gra w te kloc­ki. Ga­lak­ty­ki? :)

A tytuł xd

srd:)

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Przy­znam, że za­cie­ka­wił mnie ty­tu­łu – bar­dzo dobry. Opo­wia­da­nie spraw­nie na­pi­sa­łaś, czy­ta­łem z przy­jem­no­ścią. Po­stać ko­smi­ty jest na tyle cie­ka­wa, że przy­ćmi­ła głów­ne­go bo­ha­te­ra, ale to ra­czej na plus.

Drob­na kwe­stia – czy do­zor­ca śmiet­ni­ska użył­by słowa “ar­te­fakt”?

Aha, zga­dzam się z Cru­cis i sy – owce robią ro­bo­tę!

Po­zdra­wiam

Co to zna­czy ele­ganc­ki wy­buch i ele­ganc­ka struż­ka dymu?

Hej, Żon­gler­ko. Wła­śnie mia­łem przy­jem­ność prze­czy­tać Twoje opo­wia­da­nie. Pierw­sze. I już piszę moje wra­że­nia.

Mia­łem trud­ność z wej­ściem w hi­sto­rię. Tro­chę nie mo­głem wy­czuć gdzie je­stem, ale tu być może za­wa­żył brak mo­je­go sku­pie­nia. Wraz z roz­wo­jem fa­bu­ły hi­sto­ria sta­wa­ła się jasna i zro­zu­mia­ła. Fajny motyw scien­ce fic­tion z ko­smi­tą z do­brym za­koń­cze­niem i cie­ka­wy układ. Mam tu na myśli zło­mo­wi­sko – po­my­sło­we roz­wią­za­nie. Poza tym w Twoim utwo­rze widzę pe­wien od­au­tor­ski styl – takie łą­cze­nia rze­czy, wy­da­wać by się mogło, nie­pa­su­ją­cych do sie­bie, np. <<tym­cza­sem on zła­pał się tylko te­atral­nie za serce i po­my­ślał: „Ja pier­do­lę”>>. Jest też tro­chę gro­te­ski i ab­sur­du (czyt. scena z se­de­sem). Moim zda­niem to atrak­cyj­na sty­li­za­cja, mo­men­ta­mi może wy­ma­gać więk­sze­go sku­pie­nia, ale jest nie­ba­nal­na i hu­mo­ry­stycz­na.

Zro­zu­mia­łam! Misie.

Fajny kon­cept ze spa­da­ją­cą kost­ką. Zda­rza się, zwłasz­cza mło­dym.

Owce jak ze snu an­dro­idów. ;-)

Dobra sty­li­za­cja ko­smi­ty.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka