
Hasło “Winna semantyka”
Hasło “Winna semantyka”
Pochylony w przód Dzwonnik powoli pokonywał schody. To był ten lepszy kierunek ― piął się do góry ― schodzenie wymagało zbyt dużego wysiłku. Przystawał co jakiś czas, niby to poprawiając marynarkę, ścierając nieistniejący kurz ze ściany. Ruszał dopiero, gdy oddech powracał do normalnego tempa. Otworzył skrzypiące drzwi, za nimi kończyła się część udostępniona zwiedzającym. Pojawiły się pęknięcia w murze, można było podziwiać precyzyjną robotę pająków. Wyjrzał przez okno. Miasto pławiło się w słońcu. Z Pałacu wyszła ubrana w skromną, ale elegancką sukienkę nauczycielka muzyki, sympatyczna kobieta. Przez chwilę się zastanawiał, czy nie udzielała zazwyczaj lekcji w inny dzień tygodnia, ale nie umiał rozstrzygnąć tej kwestii. Otarł pot z czoła i podjął wędrówkę. Coraz bardziej kręte schody przybliżały go do szczytu wieży.
Dotarł do swojego królestwa. Gospodarskim okiem zinwentaryzował wyposażenie dzwonnicy, sprawdził godzinę. Do południa ponad minuta. Spokojnie podszedł do malutkiego, ulubionego okienka. Gdyby wyjrzał w przeciwną stronę, niebo przesłaniałyby nowoczesne wysokościowce. Tutaj był panem świata! Nie oglądał go z żabiej perspektywy, tylko czuł się jak marynarz na bocianim gnieździe. Dachy Starego Miasta raziły miedziano-patynową łuną, potem była łysina Wzgórza, na której królował Pałac. Nagle zatrwożył się. Plugawe, metalowe monstrum zjeżdżało krętą serpentyną, kierując się do Centrum. Jeszcze zdąży nadać Sygnał!
Dzień był jasny, okna duże, więc szczegóły przedstawiały się z nadzwyczajną wyrazistością. Rozpacz oglądał scenę zbrodni. Niektóre detale nie pasowały do wyposażenia zwykłego mieszkania w bloku. Rozrzucone tu i ówdzie strzępy kosztownych tkanin, rozerwany sznur drogocennych pereł. Zwlekał, ale w końcu skoncentrował wzrok na stojącej w kałuży krwi walizce, do której upchnięto drobne ciała. Dzwon jęknął po dwakroć i nieoczekiwanie zamilkł. Na jego dźwięk stojący w otwartych drzwiach chłopiec upuścił zakrwawiony nóż, ale wydawał się tego nie zauważać. Nawet nie drgnął. Nie zareagował też, gdy dzwon podjął pracę, tym razem wybijając w równych odstępach dwunastą.
Wiedział, że dziecko nie może go usłyszeć. Pomimo tego Rozpacz przemówił, głosem wibrującym od goryczy.
― Nie mogłeś wytrzymać, co? A teraz wszystko się zgadza, rozpuszczony bachor i poukładana dziewczynka…
Zgęstki mroku, warujące do tej pory w rogach pomieszczenia, zaczęły pożerać światło. Coś dziwnego działo się z powietrzem, rozmywając kontury, zakłócając percepcję. Nieodwracalne. Z racji swej domeny rozpięta była na różnych planach czasowych; od teraz w przyszłość, przeszłość. Spajała wątki, ciągnąc niewidzialne nici pomiędzy wydarzeniami, przybijając żałobne pieczęcie na kartach osobistych kalendarzy. Nawet Rozpacz z trudem znosił jej obecność. Cierpiał. Maksymalnie się skoncentrował, aż dostrzegł jej posągową twarz. Skinął głową. Nie odpowiedziała w żaden sposób. Chwilę wpatrywali się w siebie, nawet nie mrugnęła. Jej obecny-nieobecny wzrok promieniował mocą, której nie mógł sprostać. Poczuł mdłości.
Chłopiec odwrócił się i zaczął schodzić po schodach. Rozpacz znalazł się na klatce schodowej. Panika, w szatach może nawet bardziej potarganych niż u chłopca, rzucał się bezwładnie, zsynchronizowany z chaotycznym torem ruchu dziecka. W każdym miejscu, gdzie chłopiec dotknął ściany, zostawały ślady. Obecność wichrującej strumienie czasu Nieodwracalne była tak silna, że smugi zmieniały barwy, raz lśniły krwistoczerwienią, by po chwili zmieniać się w sczerniałe plamy albo zniknąć całkowicie, jakby już lub jeszcze ich nie było.
Gdy Panika znokautował się o rury ciepłownicze, chłopiec znieruchomiał. Ścisnął głowę, jakby chciał ją zmiażdżyć, nie otwierając ust wydał z siebie przerażający dźwięk, ni to skowyt, ni jęk. Potem ruszył sztywno. W jego chodzie było coś niepokojąco nieludzkiego, jakby przemienił się w popsutą zabawkę, został p r z e n i c o w a n y.
Wyprostowaną ręką otworzył drzwi i stanął na chodniku. Po przeciwnej stronie ulicy zobaczył mamę, która…
…od razu go rozpoznała, chociaż w jego sylwetce było coś dziwnego, jakby patrzyła przez zniekształconą soczewkę. Zamrugała, ale przed oczami wciąż tańczyły mroczki, obraz był niewyraźny. Serce zatrzepotało, bo ― chociaż zdawało się, że ich spojrzenia się skrzyżowały ― nie odpowiedział na uśmiech. Krzyknął, pełnym bólu i lęku głosem. Rzucił się do ucieczki, jak gdyby to jej się obawiał. Dzieliła ich szosa, po której z definicji mogły przemieszczać się tylko pojazdy. Pognała do przejścia. Wołała go, obserwując zmniejszającą się postać, ale nie reagował. Wyraźnie widziała, jak zatrzymuje wielką, czarną limuzynę. Dobiegała, gdy pulchna, przystrojona pierścieniami dłoń otworzyła drzwi. Syn wyraźnie się uspokoił. Usłyszała tylko, jak pyta “Masz może cukierka?” i oto stała, krzycząc z bezsilności, otoczona spalinami i rykiem oddalającego się silnika.
Była zdezorientowana. Absurdalna sytuacja, wszystko postawione na głowie. Zachował się zupełnie odwrotnie, niż powinien. Przecież musiał słyszeć Sygnał, po którym opustoszały chodniki. Oczywiście rozpoznała auto, było jedyne w swoim rodzaju. Sam Władca przemierzał nim ulice Metropolii. O losie bezdomnych lub nieostrożnych dzieciaków, które dały się zwabić na przejażdżkę, krążyły straszne opowieści. Musiała coś wymyślić, jak najprędzej, policja była skorumpowana, nie mogła liczyć na niczyją pomoc. Wciąż jest nadzieja. Myśl, myśl!
Pod stopami poczuła drżenie. Wiedziała, co to oznacza. W nieodległym, górującym nad miastem Pałacu-Labiryncie zmienił się układ korytarzy. Był to proces zupełnie losowy, pozbawiony jakiejkolwiek kontroli. Mogła sobie wyobrazić, jak służba wybiega, penetrując przejścia, wytyczając nowe szlaki. Ona oczywiście nie musiałaby tego robić. Uczyła Księcia muzyki i któregoś razu poznała Tajemnicę. Plan się skrystalizował. Ujrzała szansę. Każdy kocha swoje dzieci.
Zdeterminowana ruszyła w kierunku lśniących wieżyczek. Czekając na zmianę świateł na znaku ze strzałką w lewo dostrzegła naklejkę. Literki były małe, musiała się pochylić, by je odczytać. Napis brzmiał “prawo”. Dysonans był nie do zniesienia. Zaślepiła ją furia.
Odzyskiwała świadomość.
― Już, już, już. Spokojnie.
Współczujący, łagodny głos należał do starszego mężczyzny, w którym rozpoznała Dzwonnika. Wpatrywała się w poranione dłonie, połamane paznokcie. Naklejka zniknęła, dosłownie zdrapana ze stalowego słupa. Ciężko dyszała, wciąż nie mogąc do siebie dojść.
― Ech, jako gówniarze też robiliśmy takie “psikusy”, nalepiając na chybił-trafił naklejki. Czasem któraś nie pasowała… Potrzebna pomoc? Może zaprowadzę panią na pogotowie?
Pokręciła przecząco głową. Czuła na sobie wzrok starca, gdy podjęła przerwaną wędrówkę.
Budowla była olbrzymia. W dotyku mury Pałacu-Labiryntu były ciepłe, miło-szorstkie, sprawiały wrażenie żywego organizmu. Zamknęła oczy. Usunęła z umysłu wszystkie pojęcia, znaczenia. Robiła miejsce na nowy język. Straciła rachubę czasu. Zaśpiew jak zwykle pojawił się niezapowiedzianie. Po prostu w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że już od jakiegoś czasu rozbrzmiewa czysto, klarownie. Dźwięki stawały się znakami, wyrażeniami opisującymi lokalizację tajnych przejść, korytarzy. Układ pomieszczeń użytkowych nigdy się nie zmieniał. Znając umiejscowienie celu, dzięki tym informacjom można było odnaleźć drogę. Z ociąganiem odsunęła się od ściany. W rytm galopu nierówno bijącego serca ruszyła do komnaty Księcia.
Korytarze promieniowały przyjemnym w odbiorze światłem. Za każdym razem, gdy słyszała ludzkie głosy zmieniała trasę, chociaż niekiedy trudno było zlokalizować źródło dźwięku. Czyżby nawet echo nie mogło odnaleźć drogi w zawiłym labiryncie skrzyżowań, schodów, przejść? Zapadła w rodzaj transu, stając się kamertonem harmonijnych dźwięków Zaśpiewu. Gdy dotykała ścian, by odczytać wskazówki dotyczące dalszej wędrówki, niekiedy miała wrażenie, że mur wybrzusza się, jakby z przeciwnej strony napierała jakaś olbrzymia, plugawa, ale jednocześnie pełna słodyczy i pociągających obietnic siła. W nozdrzach czuła zapach perfum “Oniryczne nr 5”. Na fali słodko-gorzkich wspomnień wypłynęła postać jej zaginionego męża, skrytopragmatyka. Ofuknęła się, dość fantasmagorii. Ze zdumieniem odkryła, że stoi u celu, jakby podświadomie nie wierzyła, że misja się powiedzie. Fakty nie kłamały ― patrzyła na pięknie rzeźbione, dębowe drzwi bawialni Księcia. Złote gwoździe błyszczały niczym gwiazdy pierwszej mroźnej nocy.
Czuła się wycieńczona, a przecież to jeszcze nie koniec. Uczyła Księcia muzyki, więc jej obecność nie powinna wzbudzać podejrzeń. Nabrała głęboko powietrza i nacisnęła klamkę z rzeźbą krogulca. Zakrwawione dłonie skryła za plecami. Na szczęście ubrana w fartuszek służby kobieta rozpoznała ją od razu. Wyraźnie ucieszyła się na myśl o przerwie. Nim wyszła jeszcze przesadnie udała, że ściera pot z czoła. Królewski potomek musiał dzisiaj szczególnie dokazywać. Obie przewróciły oczami i uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo.
Już po chwili zrozumiała wyraz twarzy udręczenia służącej. Książę był dzisiaj w nadzwyczaj kapryśnym nastroju. Miała ochotę na opasce, kryjącej puste oczodoły (oczy niezwłocznie zostały chirurgicznie usunięte, gdy tylko zorientowano się, że nie widzi), napisać “zasłużyłem na klapsa” i wymierzyć karę. Spełniała jego zachcianki, śpiewając rymowane baśnie pełne niesamowitych przygód Książąt, potajemnie wykradających się ze swych siedzib.
Opowieści padły na podatny grunt. Aż zrobiło jej się żal, tak smutny miał głosik.
― Mnie nigdy nie puszczają samego na zewnątrz, nawet jak rozkażę Strażom. Król nie pozwolił…
― Cóż, mam pewien pomysł, ale musiałbyś zachować go w tajemnicy. I zrobić dokładnie to, co ci powiem.
― Nakazuję ci wyjawić ten pomysł! Ja bardzo, bardzo bym chciał! Wszystko zapamiętam!
― Po pierwsze, musisz zabrać ze sobą siostrę.
― Nie wiem jak do niej trafić. Wezwij lektykę, niechaj zaniosą mnie tam niezwłocznie!
― Nie, musisz pójść sam, inaczej się nie wymkniesz. Ja nie mogę cię zaprowadzić, nie mam wstępu do komnat Księżniczki, ale zdradzę ci, jak znaleźć do niej drogę.
Ignorując ból pilnikiem do paznokci wykroiła sobie kawałeczek ucha. Krwawy strzępek wymieszała z marcepanem i dała Księciu do zjedzenia. Z tego co znalazła pod ręką spreparowała prowizoryczny opatrunek, tamując ciepły strumyczek gęstej cieczy, łaskoczący szyję. Zaprowadziła chłopca pod ścianę, przytknęła drobne dłonie do ściany i śpiewała mu, aż nagle jego perlisty śmiech wypełnił komnatę.
― Rozumiem! To słowa! Tłumaczą jak można przejść Labirynt!
― Pamiętaj Książę, to Tajemnica. Wsłuchaj się teraz dokładnie. Zaśpiewam ci, gdzie znajdziesz siostrę oraz Tajemną Furtę, przez którą niezauważeni czmychniecie z Pałacu.
Pamięć miał fenomenalną, bezbłędnie zapamiętał dźwiękowe koordynaty.
― Zapiszę instrukcje, które wręczysz siostrze. Zaśpiew doprowadzi was do Furty. Tam się spotkamy. Gdyby jednak coś mnie zatrzymało, opiszę wam drogę do bezpiecznego schronienia. Pamiętaj, to bardzo ważne, byście przed wyjściem z Pałacu założyli specjalne stroje.
― Peleryny-niewidki? Jak w bajce?
― Dokładnie, magiczne peleryny, dzięki którym nie będziecie się wyróżniać w Mieście. Wiesz przecież, co się dzieje, gdy nie ma dopasowania? Gdy znaczenie wyrazu nie zgadza się z tym, co opisuje?
Z roztargnieniem przytaknął głową. Dziecinne pytanie, to przecież oczywiste, umysł wtedy ucieka i dzieją się straszne rzeczy, dopóki nie dojdzie do Wyrównania. Wiedzą o tym nawet nie-mo-wla-ki! To wszystko mimochodem przemknęło mu przez głowę, bo myślami przemierzał już tajemne krainy. Był pulsującą iskrą; Korsarzem, Rycerzem, Łowcą Smoków. Przygoda była na wyciągnięcie ręki. Nie mógł się doczekać. Nie było wątpliwości, że nakłoni siostrę do współpracy. Zawsze robiła, o co ją poprosił lub co jej rozkazał. Była prawdziwie dobrze wychowaną Księżniczką.
Kobieta przelała na papier instrukcje. Raz jeszcze przejrzała w myślach plan. Wydawał się spójny. Chłopiec da radę, jego ułomność spowodowała rozwój innych zmysłów, słuch miał wprost fenomenalny, dlatego tak łatwo przyjął dar Zaśpiewu. Już miała mu otworzyć drzwi, gdy targana wątpliwościami zmieniła zdanie. Droga przez Labirynt nie niosła książęcej parze żadnego zagrożenia, tego była pewna. Co jednak dalej? Gdyby miała problem z dotarciem do Furty, czy nie wystraszą się i nie zawrócą? A jeśli jednak pójdą? Droga nie była daleka, wskazówki precyzyjne, ale czy nie będą się zanadto wyróżniać pośród przechodniów? Mogła liczyć na Księżniczkę w kwestii wyboru stroju? Drogie, wymyślne ubrania Księcia pasowały do bogatego wystroju komnaty, pałacowego blichtru, jednak w otoczeniu współczesnego Miasta byłyby szokującym dysonansem. Po chodnikach chodzili zwykli ludzie, uczniowie, zbuntowana młodzież, ale nie rodzina królewska w baśniowych wprost strojach!
Zdeterminowana zagryzła wargi. Nucąc raz jeszcze lokalizację Tajnej Furty, by uspokoić podekscytowanego Księcia, zaczęła przeszukiwać jego garderobę. Znalazła szatę, którą można było wziąć za zwykły, dziecięcy płaszczyk. Zarzuciła mu ją na ramiona.
― Magiczna peleryna! – krzyknął z emfazą.
Lekko zaprotestował, gdy zdjęła książęcą koronę.
― Siostra swoją również musi zostawić w Pałacu ― powiedziała po prostu. ― To konieczne. Macie to zapisane i podkreślone, ale przypomnij jej, żadnych wymyślnych sukni. Najlepiej peleryna, podobna do twojej. Aha, gdybyście sami dotarli do celu zanotowałam również, gdzie znajdziecie stroje, w które natychmiast musicie się przebrać. Stoi tam walizka, w którą możecie schować swoje rzeczy. Trzecie piętro. Drzwi nigdy nie zamykamy na klucz. Po prostu trzymajcie się instrukcji. Ach, co to będzie za przygoda!
Była pewna, że Księżniczka znajdzie coś odpowiedniego pośród ubrań jej syna. Sama zasugerowała zwykłe dresy. Do Władcy będzie mogła zwrócić się dopiero, gdy upewni się, że książęca para znajduje się w jej mieszkaniu. Nawet ten okrutnik i tyran będzie musiał się ugiąć pod takim szantażem. Książę i Księżniczka w zamian za jednego, zwykłego, najukochańszego chłopca. Jego wspomnienie wyrugowało wszelkie wątpliwości. Otworzyła drzwi i pełen zapału młodzieniec wyruszył, jedną dłonią wodząc po ścianie.
Zadygotała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, w jak wielkim napięciu działała. Gdy znikał za zakrętem nagle jego sylwetka wydała się łudząco podobna do sylwetki jej syna. Powietrze zawirowało i znowu poczuła dziwną niemoc skupienia wzroku, ale uczucie było dużo bardziej intensywne i nieprzyjemniejsze niż poprzednio. Wszystko pulsowało, traciło kształty. Rzeczywistość rozszczepiała się; jednocześnie wędrowała korytarzami Labiryntu i patrzyła na swoje mieszkanie, wyglądające jak po odwiedzinach olbrzyma, który znudzony potrząsał meblami, wysypując ich zawartość. Zaschnięte, sczerniałe ślady zdobiły ściany, podłogę, wypchaną walizkę. Erupcja bólu zdmuchnęła myśli, paląc żywym ogniem w samym centrum świadomości. Zemdlała.
Kiedy odzyskała przytomność, ze zdumieniem odkryła, że znajduje się w Pałacu. Była zdezorientowana. Przecież nie miała dzisiaj udzielać lekcji? Podniosła dłonie do oczu. Zmarszczyła brwi. Widok wypielęgnowanych dłoni, starannie pomalowanych paznokci wywoływał niepokojące wrażenie, ale nie umiała określić, co się za nim kryło. Czuła, że umyka jej coś niesamowicie ważnego, ale impresja szybko znikła, niczym senny majak. Zresztą nieważne, musiała wracać. Wkrótce południe, przecież za chwilę jej syn kończy szkołę. Na pewno zdziwi się, kiedy wróci do domu i nikogo nie zastanie.
Opowiadanie było fascynujące! Nie wiem, dlaczego jeszcze nie ma tu komentarzy, ponieważ ten tekst zdecydowanie warto przeczytać. Działania bohaterów początkowo są niejasne, ale linijka po linijce coraz lepiej można było zrozumieć logikę tego uniwersum. Postać syna i księcia są połączone, to przez wypaczające działanie Nieuniknionego obserwujemy wydarzenia w taki sposób, nie mylę się?
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
@Gekikara – heh, taki spoiler w pierwszym komentarzu ;)
Tak, ta Nieodwracalne jak dla mnie tutaj – dosłownie – namieszała… (zgodnie z zamysłem autora ;)
pzdr
–
(| – _ – |)
Hmm. Pomysłowe i nastrojowe. Sceny w pałacu ładnie napisane. Dla mnie jednak początek nieco zbyt chaotyczny, nawet jak na weird. Ale intrygujące, zostaje w pamięci.
ninedin.home.blog
@ninedin – zostaje, ale czy na długo ;)
pzdr
–
@(_)@
Nie będę czekała z niecierpliwością na komentarze. Napiszę to, co sama myślę i skarżę do biblio. Nawet nie łamię przy tym swoich zasad, gdyż opko było wyborne już wtedy, gdy je pierwszy raz czytałam.
Za co klik:
* bardzo dobra miniatura, historia zamknięta w niewielkim pudełku,
* misterna konstrukcja,
* napisane w sposób, który budzi mój zachwyt,
* oryginalne, przejmujące i dynamiczne,
* prawdziwy science weird, a takich jest cholernie niewiele,
* hasło silnie odwzorowane w opku.
(¬_¬”)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Veni, vidi, readici.
Hej Asylum, fajnie że zasmakowało i ciągle smakuje ;)
pzdr
–
‿( ́ ̵ _-`)‿
Zgłosiłam do piórka.
-
ʘ‿ʘ
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Fajnie, że tak przypadło. Czy też przedwczesne Prima aprilis? ;)
3mka
–
d(^o^)b¸¸♬
Próbowałem, ale odpadłem po kilku akapitach. Widzę w komentarzach powyżej, że nie tylko ja z tym początkiem mam problem, ale skoro z tych samych komentarzy wynika, że potem jest lepiej, to może jeszcze spróbuję.
Oj tam, oj tam, wilk jesteś, nie pękaj. Jak napisał Gekikara ,"Działania bohaterów początkowo są niejasne, ale linijka po linijce coraz lepiej można było zrozumieć logikę tego uniwersum". Gekikarze nie wierzysz?
pzdr
––
\m/_(>_<)_\m/
No to kapa, bo ja jestem czytelnikiem, który lubi poplątanie, a Ty mnie tu straszysz, że dalsza część tekstów tego atutu nie ma :-( Od tekstu odpadłem ze względu na sposób, w jaki początek jest napisany. Jak wspomniałem, pewnie spróbuję jeszcze raz, ale musi być przerwa na jakieś inne teksty :)
Kapa, to kapa. Wilku, lecz ja nie pojmuję, co jest niezrozumiałego, leci po sznurku. Zresztą niedługim, więc i wczytywać się w intencję nie trzeba. Zaczynam myśleć, że fantasy=sf.
Nam, człekokształtnym potrzeba magii, a reszta furt z nią, czyli zaczynamy coraz bardziej walkę o życie.
PS. Dopisuję, bo pisałam po emocjach, i mniej do Ciebie. Teraz trudny czas, zaczyna się balanga i ciągle jeszcze umiarkowana groza. Lepiej pomyśleć, co „se ne wrati”, może jakaś ułuda na moment. Zobaczymy, czas interregnum. Fajnie, że się starałeś, przeczytałeś. Wszystko ulotne. Chuch! Nie ma. Zniknęło. Słowa już od jakieś czasu znowu, po raz kolejny tracą moc. Kiedy pierwszy raz usłyszałam, że słowa są słabe – wiedziałam, że tak jest, choć jednocześnie to przecież paradoks, bo ważą i opisują narrację. Zdaje się nie do pogodzenia, a jednak, możliwe.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
@wilk-zimowy Od tekstu odpadłem ze względu na sposób, w jaki początek jest napisany.”
Jakbyś coś więcej napisał, co przez to rozumiesz. Początek (mnie się wydaje), hm, dość rzemieślniczo solidny? Ciekaw więc jestem, co miałeś na myśli…
No to kapa, bo ja jestem czytelnikiem, który lubi poplątanie,
Tu nie umiem odpowiedzieć, czy jest wystarczająco dalej splątane, czy nie. Przyjdź i obwąchaj.
@Asylum
Czasem i truizmy pomagają, jak wypowiadające je osoba nie irytuje nas zbytnio… Może potruizmuj sobie trochę, pogap się w chmury, uśmiechnij – choćby sztucznie. 3maj się.
pzdr
–
(•ᴥ• )́`́''''́`́''''́⻍
Początek (mnie się wydaje), hm, dość rzemieślniczo solidny? Ciekaw więc jestem, co miałeś na myśli…
Cóż, ja miałem odczucie, ze przez ten początek musiałem brnąć i się przebijać, aż w końcu odpadłem. Na pewno technicznie lepiej był napisany od.ruch. Tutaj po tych paru dniach od napisania pierwszego komentarza nie pamiętam co było w tej czołówce.
Natomiast tak, o ile łącznie 1/3 opowiadania była trudna do przejścia, to potem tekst już leci i nie ma takich problemów. I niestety tajemniczości też nie ma, pomimo faktu, ze świat jest bardzo psychodeliczny, niemalże jak pogranicze snu i urojeń. Jest i dramat i szaleństwo. nawet niepewność co do tego, czy bohaterka wszystko zmyśliła, czy tylko nałożyła szaleństwo na już istniejącą złą rzeczywistość. Ale początek nadal jest tu czynnikiem utrudniającym czytanie.
@wilk-zimowy, takie przedstawienie sprawy rozumiem.
pzdr
–
ʕつ•ᴥ•ʔつ
Przeczytałam trzy razy. Choć może słowo przeczytałam nie jest tu do końca adekwatne. Nie wiem, czy jestem tak nierozgarnięta, czy tak zmęczona, ale mój mózg wywiesza w trakcie lektury razem białą flagę, oznajmia, że ma mnie gdzieś i się wyłącza. Więc Twoje opko pamiętam mniej więcej tak, jak pamięta się sny: porwane, postrzępione sceny, których nie potrafię połączyć w sensowną całość.
Krótko mówiąc, ni cholery nie rozumiem, co napisałeś.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cześć! Uff. Ciężkie to. Chaotyczne, gęste, pełne szczegółów, które wydają się być tropem, który po chwili i tak gubię. Nie lubię z reguły czytać rzeczy, których nie rozumiem. Percepcję mam, jaką mam, nie przeskoczymy tego. Nadal nie jestem pewien, czy złapałem o co tutaj chodzi (raczej tak), ale przyznam też, że to chyba nie wpłynełoby na moją bardzo pozytywną ocenę tego tekstu. Misterne to, urocze, poprzetykane dziwacznymi klejnotami – przeczytałem jednym tchem.
Nie wiem dlaczego, ale to także mało istotne – bardzo mi się spodobało:
Zgęstki mroku, warujące do tej pory w rogach pomieszczenia, zaczęły pożerać światło.
No świetne!
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Opowiadanie z gatunku tych mniej łatwych i przyjemnych w odbiorze, ale zostających na dłużej w pamięci. Opisy bardzo klimatyczne.
Dzięki za zostawienie śladu. Jakoś sobie tą gwiazdkę-przypominajkę zgasiłem i zapomniałem wcześniej odpisać. Komentarz @Łosiot przekozacki ;)
pzdr
–
(∩╹□╹∩)
Kurczę, ładnie i sprawnie napisane. Niektóre zdania to perełki. Ale wymaga bardzo uważnej lektury lub nawet dwukrotnego czytania, by połapać się w mocarnym zapętleniu (prawdopodobnie spowodowanym przez Nieodwracalne?). Barokowość pomysłu wraz z mocną kondensacją sprawia, że trzeba uważnie śledzić podrzucane tropy i odsiewać opis od istotnych informacji. Zabawa z motywami legend miejskich (czarna wołga) i literackich (Dzwonnik) bardzo pozytywna.
Intrygująca lektura, dobrze napisana – imo klik do Biblioteki zasłużony.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Fajnie ze smakowało.
pzdr
–
ᒡ◯ᵔ◯ᒢ
Przybywam z komentarzem jurorskim:
Bardzo ciekawe opowiadanie pod względem światotwórstwa i klimatu – w pewnym momencie naprawdę dało się odczuć ciężką, gęstą atmosferę. Od samego początku zaintrygowała mnie osoba Dzwonnika. Mam jednak wrażenie, że opowiadaniu nieco zaszkodził pośpiech toczącej się, chaotycznej akcji. Język bogaty i obrazowy, napotkałam kilka potknięć – głównie natury interpunkcyjnej – jak i drobne szczegóły techniczne, które nie wyglądały mi na dobrowolnie podjęte zabiegi „udziwniania” („krwistoczerwienią”, miejscami zaburzona konstrukcja zdań). Uważam, że tekstowi dobrze zrobiłoby oko bety, która zwróciłaby uwagę na inwersje, powtórzenia (była – była) i rytmikę podziału zdań.
Fabułę oceniam dość wysoko, w połączeniu z wykreowanym przez język dała satysfakcjonujący w odbiorze tekst dobrze plasujący się w koncepcjach weird fiction. Mam jednak wątpliwości co do pełnej realizacji hasła konkursowego: winnej semantyki. W opowiadaniu przywołujesz wielką literą pojęcia, nie odniosłam jednak wrażenia, by nabierały szczególnej wagi – ich znaczenie nie ulega tu ani wyeksponowaniu, ani zniekształceniu, w ogólnym rozrachunku mam wrażenie, że podobny efekt uzyskałabyś, pisząc te wyrażenia normalnie. Nie awansowały tu do roli ekwiwalentu bohatera (z wyjątkiem może Rozpaczy), nie odczułam też, by były czemuś winne.
Drobna, subiektywna uwaga na marginesie: Osobiście wolę uważać na słowo „plugawy”, które trafiło się tu przynajmniej dwa razy, jak i „obmierzły”, „abominacja” i tego typu lovecraftowskie kwiatki. Robią robotę, jednakże w konwencjach grozy i weirdu są już tak wyświechtane, że odruchowo budzą we mnie przekonanie, że autor z góry zaplanował sobie użycie gdzieś kilku haseł-kluczy, które na pewno odblokują w jego opowiadaniu weirdowość. A przecież nie o to chodzi.
Hmm, nie powstrzymam się, i przebacz mi GaPo, jeśli będziesz mógł, tę wstawkę.
Wiktorze, akcja jest chaotyczna? Nie ma odzwierciedlenia hasła? Ciekawostka. Kwiatki lovcraftowskie?
Słowa: plugawy, obmierzły, abominacja. Czy czytałyśmy to samo opko?
Plugawy – 2, tak, ale w jakiej odległości. Czytałaś Lovcrafta i inne weird.
Obmierzły – 0
Abominacja (o, na to jestem uczulona) – 0
Hmm, słowa i gusty, może lepiej predylekcją uzasadniać i nie ubierać w kożuchy. Eh.
Przepitarszam, GaPo, naprawdę, że się tak zaangażowałam, ale krew mnie zalewa – zawsze, na potok słów, uzasadnień, nie płynących z serca, odczuwania, lecących po technikaliach. Bardzo jestem ciekawam, uzasadnień stn i Żongler.
щ(゚Д゚щ)
a
Edytka: Może dlatego, ta literatura w Polsce leży i kwiczy.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Asylum,
wyrażenia “lovecraftowskie” takie jak “obmiezły”, “abominacja” i “plugawy” pozwoliłam sobie wymienić, ponieważ to ostatnie pojawiło się w tekście dwa razy i przyuważyłam to – a była to wyłącznie moja “drobna, subiektywna uwaga na marginesie”, którą mam prawo się z autorem podzielić, nawet jeżeli nie dotyczy bezpośrednio słów użytych w jego opowiadaniu. Jest to kolejna sytuacja, w której mamy scysję, ponieważ reagujesz zaczepno-obronnie, zanim przeanalizujesz kontekst i/lub upewnisz się, co poprzednik miał na myśli. Nie będę ciągnąć tego tematu, a w każdym razie nie w tym miejscu. Autor poznał moje zdanie i moją ocenę opartą o moją subiektywną percepcję, end of the topic.
Hmm, jeśli piszesz, że słowo zostało użyte dwa razy to chyba tak powinno być, a tylko jedno z nich było. Scysję mamy, gdyż jestem dokładna i jeśli trzy przykłady, choć jest jeden, to się burzę. Ale, ale… gust jest gustem, resentyment też nim jest, więc uznaję, lecz nie lubię nakładek.
Proszę nie pisz, że reaguje zaczepno-obronnie, ponieważ ja tylko sprawdzam, i niej napiszę, że fakty , bo i do nich zaczynam mieć dystans. Co do odbióru opka – jasne, może być subiektywny, ale nie lubię budowania gór/ideologii.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Odjechałeś tutaj daleko. Było psychodelicznie, było dziwnie, było… gęsto. Chwilami zbyt gęsto – do tego stopnia, że miałem wrażenie balansowania na granicy opisywanego snu albo odjazdu po jakichś grzybach. Uwielbiam połączenie dramatu i szaleństwa (tym bardziej dotykających narratora), dlatego – przyznam się bez bicia – w pewnym momencie straciłem rachubę co jest odlotem, co faktyczną obserwacją/wydarzeniem.
Za dużo tu pozszywanych ze sobą strzępów, choć dostrzegam przebłysk myśli ukrytej za powyższym "myślociągiem" – i uśmiecham się z pewną aprobatą, jak w ową "semantykę" zdecydowałeś się pójść. I jeśli nawet pomysł jest pod tym pozornym chaosem przedni, bardzo trudno z tej zupy wrażeń i ważnych słów wyłowić Twoje rzeczywiste zamiary. Zdaje mi się, że zapamiętam Twój tekst przez wykorzystane hasło i jego realizację… ale z czasem zapomnę, o czym właściwie było.
Jeśli mam położyć to wszystko na szali, to zostanę przy zalecie. Potrzebujemy trochę odwagi, sztywne i szyte pod znany i bezpieczny szablon teksty są po prostu nudne (nawet jeśli przy tym zajmujące) – dają rozrywkę, ale nie mają poza tym żadnej innej wartości. Nie próbują pokazać niczego "z innej strony", wejść "na grząski grunt". Kolejną zaleta były miejscami świetne zdania, przyjemna przeplatanka znanych motywów. I myślę, że największą wadą opowiadania jest jej miniaturowa forma – pomysł przerósł możliwości, miałeś do wykorzystania za mało znaków, przez co opowiadanie jest miejscami zbyt gęste, by mogło wpłynąć na szersze wody. Pomyśl o rozbudowie tego tekstu, z naciskiem na fabułę, która ułatwi zrozumienie (wydarzenia muszą wyjaśniać świat, inaczej utoniesz).
Cześć, Szanowni, dzięki za jurorze opinie i rozkomentowanie tekstu.
W przypadku tego konkursu, najbardziej chyba “podjarała” mnie myślo-zabawa z dopasowaniem do hasła. Jak dla mnie, hasło jest tutaj akurat akuratne, jest ramą, po której podążają mieszkańcy tego świata, co determinuje ich poczynania. Obecność Rozpaczy, Nieodwracalne i innych Dużoliterowców jest niejako pochodną/manifestacją rządzących tu praw. (Hm, czyż nie zabawne byłoby w naszym świecie spotkać Grawitację? Chociaż w zasadzie szukają…)
Kurka, kilka komentarzy odebrałem jako zostawione przez osoby, które “rozkminiły” jak to działa, część jako że trzeba przesiewać, ale raczej nic tu takiego nie ma. Mnie się wydawało, że scena przy znaku, plus to co mówi Książę tłumaczą dokładnie co i jak tu działa (i czemu w ten sposób się wydarzyło).
Jak żyć, jak żyć ;)
Asylum, spaceruj, spaceruj.
pzdr, 3majcie się wszyscy
–
(╭ರ_•́)
Czytałam uważnie i bardzo starłam się pojąć, co czytam, ale cóż, zrozumienie nie chciało się włączyć. :(
…piął się do góry… ―> Masło maślane – Czy mógł piąć się do dołu?
…raz lśniły krwistoczerwienią… ―> …raz lśniły krwistą czerwienią…
…zwrócić się dopiero, gdy upewni się, że książęca para znajduje się w jej mieszkaniu. Nawet ten okrutnik i tyran będzie musiał się ugiąć… ―> Lekka siękoza.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Śmiało wykreowany świat. Podobał mi się ten pomysł.
Strasznie dwuznaczne są słowa “rozpuszczony chłopczyk i poukładana dziewczynka”.
Zgubiłeś mnie w końcówce. Nie bardzo rozumiem, co tam się zadziało. Znaczy, widzę, co się stało, ale nie wiem, dlaczego i jak do tego doszło.
Babska logika rządzi!
Hej, reg, Twoi wyznawcy złapią mnie i wrzucą do kotła. I słusznie, za skołowanie Ciebie to i tak mała kara!
Finkla: Strasznie dwuznaczne są słowa “rozpuszczony chłopczyk i poukładana dziewczynka”. – nie ma w życiu przypadków…
Końcówka to robota Nieodwracalne (przynajmniej dla mnie).
3mka
–
(>ლ)
Dzwonnik w marynarce, p r z e n i c o w a n i e, pani od muzyki śpiewająca mapę labiryntu, wykrojone pilniczkiem ucho… Świetne pomysł, niektóre makabryczne, inne poetyckie, malarskie. Wędrówka dotykiem – super wykorzystany pomysł.
Bardzo dobre zdania, szczególnie akapit zaczynający się od: "Gdy Panika znokautował się o rury ciepłownicze, chłopiec znieruchomiał", był fantastyczny, każde zdanie że sobą współgra, tworząc niemal poemat, słowa są przyjemnie dziwne. Ładna antropomorfizacja (?) negatywnych uczuć. Światła nowoczesności podane w kontraście z światem "starym" (dzwonnica) również przykuły moją uwagę.
Opowiadanie zdołało udźwignąć nie tylko powagę, jest również bystry komizm – są zabawne, meta żarty, chociażby nazwa perfum.
Piękne elementy baśni – bawialnia, klamka z krogulca, śpiew jako nawigator, książę dysonansu, peleryna niewidka – wyraziste, egzotyczne; jak animacja, od której ciężko oderwać wzrok.
Nie zawodzą również elementy dramatu – porywanie dzieci, wymiana syna na księcia, dźwięk zaburzający percepcję, odbierający zrozumienie. Końcówka zaburza i tor myślenia czytelnika – nie jest tak, jak miało być. Nie taki był plan.
Niezwykłe, smutne, baśniowe opowiadanie.