- Opowiadanie: Deirdriu - Sarvatragam

Sarvatragam

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II, Użytkownicy III, black_cape

Oceny

Sarvatragam

Yusuf, syn Ayyuba, przekroczył próg Domu Wiedzy. Biblioteka utworzona przez kalifa Al Hakima Szalonego podupadła. W jej ścianach nie pozostało echo wspomnień uczniów rozwiązujących problemy arytmetyczne i dyskutujących o filozofii Rzymian. Oczyma wyobraźni Yusuf widział tureckich żołnierzy niszczących książki i szyjących z ich opraw nowe sandały. Ledwie minęło sto lat od tych tragicznych wydarzeń, a ród Al Fatimiyyun, odpowiedzialny za nieustanny ciąg zamieszek w Kairze i Al Fustacie, wciąż rządził.

– Yusufie! – zawołał kalif Al Adid, który wyszedł z jednej z sal. Ubrany w prostą thobe i z szerokim uśmiechem na ustach, uniósł wysoko ręce w geście przywitania. Ściskał w dłoniach żółte pantofle, inkrustowane kolorowymi szkiełkami. – Nawet nie wiesz jak mnie raduje, że przybyłeś! Mój ulubiony wezyrze!

Wezyr skłonił głowę. Spotkanie nie było oficjalne. Z powodu młodego wieku i niewydolnych doradców, kalif nie miał za grosz rozsądku. Całymi tygodniami traktował Yusufa niczym przyjaciela, aby nagle widzieć w nim potencjalnego zdrajcę.

– Panie. Kadi Al Fadil przekazał, że chcesz mnie widzieć – powiedział spokojnie. Dokładnie obserwował zachowanie kalifa, które sugerowało brak przywiązania do dworskiej etykiety tego dnia. Al Adid liczył sobie ledwie dziewiętnaście lat, a na tron wstąpił mając jedenaście. Wystarczyło, aby był szalony jak Al Hakim, ale też równie daleki od chwały Al Mu’izza – ojca Kairu.

Al Adid pokiwał twierdząco głową.

– Tak, chciałem zobaczyć twoje syryjskie oblicze.

Yusuf powstrzymał głośne westchnienie. Nie spodobał mu się ton kalifa. Uznał to zdanie za przytyk w kierunku jego potencjalnej nielojalności.

– Wiesz, że jestem oddany służbie tobie i Al Fatimiyyun.

Al Adid nagle rzucił pantoflami o ścianę. Drewniane obcasy uderzyły z trzaskiem kamień, a szkiełka rozsypały się na posadzkę. Wezyr Egiptu nawet się nie wzdrygnął.

– Jesteś oddany Ahl Al Bayt! – pisnął Al Adid. – Jesteś oddany rodzinie Proroka, pokój i modlitwa wraz z nim!

Yusuf zacisnął usta. Po raz kolejny żałował, że dał się związać z armią, a nie z prawem. Ze wzruszeniem wspominał siebie, zanurzonego w rozlicznych lekturach, pragnącego analizować boskie prawo z kadimi i imamami. Jednak równocześnie wiedział, że gdyby całkowicie się poświęcił interpretacji szari’atu, tęskniłby za pędem na galopującym koniu i mieczem u boku. Nie mógł wybrać jednej ścieżki, aby nie tęsknić za drugą.

Czy całe życie będę żył z tym rozdarciem w duszy? – pomyślał.

– Tak będzie, Yusufie – powiedział nagle słodki i delikatny głos, odpowiadając na pytanie, którego wezyr nawet nie zadał na głos.

Za plecami kalifa pojawił mężczyzna ubrany w szerokie spodnie i kaftan. Wezyr nigdy nie widział takiego stroju na ulicach, nie mówiąc już o krzykliwych żółciach i oranżach materiałów. Tajemniczy gość mógł należeć do trupy kuglarzy zabawiającej gawiedź na ulicach, ale jego zdolności najwyraźniej doprowadziły go do dworu.

Do uszu Yusufa dotarły kobiece szepty i śmiechy. Dwie tancerki ubrane w czerwone suknie, pokazujące skrawki brzuchów oraz uwydatniające krągłości piersi, wpadły do głównej sali biblioteki. Zaczęły kręcić się wokół własnych osi i tupać zabarwionymi henną stopami o posadzkę. Bransolety na kostkach i nadgarstkach dźwięczały w takt muzyki, którą tylko one słyszały.

Kalif, ledwie parę chwil wcześniej wściekły i poruszony, otarł twarz. Wrócił na jego usta uśmiech.

– Wezyrze, poznaj mojego przyjaciela.

Jak Yusuf nie mógł tego zobaczyć wcześniej? Al Adid z trudem trzymał otwarte powieki. Krok miał chwiejny, a teraz ledwo stał. Odurzył się haszyszem w towarzystwie kuglarza i płatnych dziewuch.

Kuglarz klasnął w dłonie. Tancerki zaprzestały swoje tany. Równie niewidzącymi oczyma, jak u kalifa, patrzyły z uwielbieniem na mężczyznę w żółtym stroju.

Yusuf znał zachcianki władcy. Bogactwo pozwalało mu na rozkoszowanie się wszelkimi rozrywkami. Wezyr nie raz towarzyszył Al Adidowi na zamkniętych przyjęciach, podczas których dym haszyszu wsiąkał w każdy por skóry. Jednak nie spodziewał się, że młodzieniec utraci nad sobą kontrolę i zaprosi bez sprawdzenia byle obdartusa do Wschodniego Pałacu. Wysoce nieroztropne zachowanie mogło się zakończyć próbą zamachu. O wiele bardziej irytujące był jednak fakt, że informatorzy Syryjczyka nic nie wiedzieli na ten temat.

– Panie, to kuglarz, a nie przyjaciel – powiedział zimno wezyr, wciąż mając w myślach najgorsze scenariusze.

– Codziennie dostarcza mi rozrywki i nowe dziewczęta – odparł i wskazał na roześmiane tancerki, które trzepotały zalotnie rzęsami w kierunku wezyra. – Cóż mogę chcieć więcej?

Yusuf westchnął. To nie były słowa godne człowieka, który twierdził, że pochodził od Czwartego Kalifa Sprawiedliwego, Ali ibn Taliba, i jego małżonki, Fatimy.

Al Adid roześmiał się głośno.

– Zapomniałeś? – zapytał kalif.

Yusuf zesztywniał. Czuł dokąd te słowa zmierzały. Jednak to nie władca kontynuował, a kuglarz.

– Zapomniałeś jak w Damaszku osobiście nałożyłeś podatki na domy publiczne? Te, które nie chciały się ugiąć, zamykałeś.

Kalif kiwnął twierdząco głową.

– Każdy przybytek znałeś. Ile dziewcząt tam zbałamuciłeś, gdy żony rodziły i wychowywały twoje dzieci? A ile bękartów pozostawiłeś w Damaszku? – ciągnął kuglarz. – Ile razy uciekałeś się do zbożnych lektur, recytowałeś Koran, aby twój anioł spisał dobre uczynki i zmazał grzechy? Nawet Rzymianie mówią między sobą, że twoja kariera w Syrii opierała się na domach publicznych. W tej chwili król Jerozolimy, Amalryk, natrząsa się, że nowy wezyr Egiptu zaczyna rządy od podatków za płatną miłość.

Yusuf zacisnął mocno szczęki. Nie wiedział, kiedy stracił kontrolę nad sobą. Cały gniew wylał na Al Adida, którego chwycił za gardło. Kalif nie przestał się uśmiechać, ale w błyszczących oczach pojawiło się przerażenie. Wezyr nawet nie widział, że tancerki zaczęły okrążać ich w nowym, dzikim tańcu. Podrzucały wysoko ramiona i stroiły groźne miny pokazujące zęby.

– Nie! – krzyknął kuglarz.

Rzucił się w kierunku wezyra i złapał go za ramię.

– Kim ty jesteś! – ryknął Yusuf. Nie zważał na obecność świadków. Tylko chwila starczyła, aby któraś z tancerek wyślizgnęła się z biblioteki i wezwała strażników.  

Wezyr cisnął Al Adida na podłogę. Młodzieniec złapał się za gardło i pokasływał.

– Nie musisz nic mówić – powiedział kuglarz, gdy wezyr odwrócił się w jego kierunku. – Wiem do czego jesteś zdolny.

Yusuf wyszarpnął się z chwytu ulicznika. Kobiety zakończyły swój taniec i zastygły w pozach z uniesionymi rękoma do góry.

– Co czuł Szawar? – zapytał nagle kalif.

Yusuf spojrzał na leżącego młodzieńca. Dlaczego go wezwał? Czy Al Fadil wiedział, że to miała być kpina z jego pozycji? I dlaczego świadkami zostały dwie tancerki i szachraj, któremu już dawno powinien zatopić sztylet w ciele.

– Mylisz się, Yusufie – powiedział kuglarz, jakby znowu czytał mu w myślach. – Mój los jest ważny dla wielu. A byle ostrze nie odbierze mi życia.

– To jakaś blaga – syknął Yusuf w kierunku wciąż leżącego kalifa.

– Czy Szawar patrzył na ciebie, gdy go zabiłeś?

– O czym mówisz, panie?

– Wszyscy o tym wiedzą – powiedział oszust za plecami wezyra. Prawdziwą bronią nie była stal, a słowa.

Al Adid dźwignął się z podłogi.

– Milczysz, więc to prawda – wystękał z trudem.

Nie tak dawno Yusuf, wraz z towarzyszem, zawlókł Szawara przez oblicze Szirukha. Lew Gór zabił zdrajcę pertraktującego z Rzymianami, aby tylko obronić swoją pozycję na dworze Al Faitmiyyun. Szawar przed ostatnim ciosem ostrza Szirukha, utkwił zamglony wzrok na Yusufie. Uśmiechnął się brzydko i pomiędzy wypluwaniem krwawych plwocin, powiedział z pogardą, że zajdzie daleko. Po chwili wyzionął ducha, a przyszły wezyr prosił Boga o łaskę dla jego duszy. Powinien był prosić o nią dla siebie.

Kalif pod wpływem haszyszu wyprawiał różne rzeczy, ale taki atak na godność i pozycję wezyra wymagało wyciągnięcia konsekwencji. Yusuf wiedział, że to nie jest odpowiedni moment do ataku. Ani on, ani kalif, nie mogli sobie pozwolić na chwilę słabości. Al Fadil też by nie wprowadził Yusufa w pułapkę – jego lojalność była za sunnitami. Yusuf uczestniczył w zwykłej farsie szalonego władcy, którego władza przesypywała się między palcami jak piasek. I tak długo rządzili odszczepieńcy od słusznej wykładni wiary, obrażający Kalifów Sprawiedliwych i na pewno nie spokrewnieni z Ahl Al Bayt, tylko zwykłe kundle z Amazigh.

– Wiem, że czyhasz na tytuł kalifa! – krzyknął nagle Al Adid. – Nawet nie jesteś Arabem i służysz Seldżukom!

Yusuf wyprostował się i krzyżował ramiona. Nie miał zamiaru bać się tego chłopca, który nadal miał pod nosem mleko matki.

– Nie pozwolę, abyś mnie obrażał. Ty i ten twój akrobata. – Wskazał na kuglarza, który z uśmiechem na ustach przyglądał się scysji, którą sam rozpoczął.

Al Adid miał coś jeszcze powiedzieć, ale gestem ręki kuglarz go powstrzymał. Kalif zastygł w miejscu jak posąg. Tancerki tupały, aby jak najgłośniej dźwięczały bransolety. Okazało się, że było ich więcej. Nie dwie, a osiem. Czyżby gniew tak zaślepił Yusufa, że nie widział więcej kobiet w bibliotece?

– Yusufie – powiedział kuglarz z czułością. – Przyszedłem tutaj dla ciebie.

Wezyr milczał. Delikatna uroda przybysza, jego odważny strój i roześmiane tancerki stanowiły część świata do którego nie chciał należeć, a ród Al Faimiyyun nurzał się w nim od dawna.

– Co czyni ciebie lepszego od niego? – zapytał kuglarz, wskazując ręką na nieruchomego kalifa.

Yusuf wiedział, że nie powinien poniżać się do odpowiedzi, ale jakaś siła pchała go do rozmowy. Spłynął na niego błogi spokój, który dobrze znał. Czuł go, gdy oddawał się lekturze Koranu lub gdy modlił się w meczecie. Równocześnie wiedział, że to za mało. Spokój był bez wartości, jeżeli jego pozycja nie była bezpieczna i nie pozbędzie się wszystkich przeszkód.

– Samo jego istnienie i jego rodu urąga nam, muzułmanom. Są kłamcami. Podszywają się pod rodzinę Proroka, pokój i modlitwa wraz z nim.

Szachraj pokiwał twierdząco głową.

– To prawda. Kłamią.

Wezyrowi wydawało się, że miedziana skóra kuglarza zmienia kolor na niebieski, ale tylko na chwilę. Zamknął powieki i otworzył. Na szczęście, stał przed nim człowiek.

– Ty też to robisz – dodał.

– Dworskie intrygi to jedynie gra pozorów. Wiadome jest po czyjej stronie jestem.

– Nur Ad Dina? Kalifa w Bagdadzie?

Yusuf parsknął śmiechem. Prawdą było, że Al Abbasiyyun pochwalali jego dojście do władzy w Egipcie, a Nur Ad Din kipiał z wściekłości. Nie chciał Yusufa jako wezyra, ale Szirukha. Niestety, Lew Gór zmarł z własnej głupoty, ciesząc się tytułem przez ledwie trzy miesiące.

– Drogi Yusufie, synu Ayyuba. Trzeba być lojalnym temu, co ma się w sercu.  

Wezyr wciągnął głośno powietrze.

– Wydaje ci się, że osiągasz swój cel usuwając sędziów ismailickich z urzędów, otwierając madrasy szafi’ickie, nominując swoją rodzinę na urzędnicze stanowiska. Tak bardzo chcesz się czuć bezpiecznie, chociaż wcale nie chcesz tutaj być.  

– Wolałem Damaszek.

– Ale w Damaszku nie miałbyś tego, co w Kairze. Byłbyś zawsze w cieniu kogoś innego. A tego przecież nie chcesz.

Przed oczami wezyra kuglarz urósł, aż po sam sufit. Jego skóra rzeczywiście była niebieska, a na środku czoła otworzyło się oko. Zwykły turban ulicznego akrobaty zamienił się w złotą koronę wysadzaną perłami, rubinami, szmaragdami. Strój był przetykany złotem i srebrem. Cała biblioteka została rozświetlona blaskiem bijącym od ciała kuglarza.

Tancerki tańczyły jak szalone w takt muzyki, która pojawiła się, gdy uliczny szachraj pokazał nowe oblicze.

– Jesteś dżinem! – krzyknął wezyr. Zaczął szybko recytować sury Al Falaq i An Nas.

Błękitna istota jedynie uśmiechała się ciepło.

Taki los spotkał Al Fatimiyyun, pomyślał Yusuf. Opętani przez szejtany, które musieli przywlec z pustyni Ifrikijji.

– Nie jestem istotą o której mówisz – odpowiedział diabelski pomiot. – Jestem czymś innym.

Yusuf oparł się o drzwi wejściowe do biblioteki, które za nic nie chciały się otworzyć. Kobiety naśmiewały się głośno, zaczepiały powiewnymi szalami. Śmielsze łapały go za dłonie, zapraszając do wspólnego tańca. Wezyr nie miał zamiaru się poddawać, ale pojawiła się chęć oddania się radości. Czy dżin mógł wzbudzać tak potężne porywy uczuć?

– Nie – syknął do siebie Yusuf. Sam Iblis musiał przed nim stanąć i kusić do grzechu. Tylko on i Bóg wiedzą ile grzechów spisały mu jego anioły.

Dziwna istota zrównała się wzrostem z wezyrem. Wciąż był piękny, a blask bił z jego skóry i oślepiał.

– Przyjacielu – powiedział, a w tle słychać było dzwoneczki.

Tancerki zaprzestały swoje tany i usiadły na miękkich poduszkach, którymi cała sala była wyściełana. Wezyr rozejrzał się zaskoczony. To musiały być sztuczki szejtana!

– Spocznij ze mną – powiedział niebieskoskóry. – Zasługujesz na odpoczynek.

Wezyr parsknął nerwowym śmiechem. Twarz istoty wykrzywił grymas niezadowolenia.

– Specjalnie dla ciebie przybyłem! – powiedział z wyrzutem w głosie, przypominając syna wezyra żądającego ulubionej zabawki. Tylko raz były zarządca Damaszku był świadkiem takiej sceny i nie pamiętał, którego dziecka dotyczyło  

– Jak chcesz. Stój sobie, bo ja nie mam zamiaru.

Szejtan rozsiadł się na pufach przed wezyrem. Jedna z tancerek przyniosła tacę z migdałowymi ciasteczkami i herbatą, którymi natychmiast zaczął się posilać.

Wezyr powinien był zachować wyjątkową ostrożność. Wersety Koranu nie pomogły, a jedynie roztropność mogła uratować przed upadkiem duszy. Jednak Yusuf nie widział siebie w roli Proroka Ayyuba.

– Wiem, co myślisz – powiedział dżin z ustami oblepionymi okruchami ciastek. – Nie musisz się mnie obawiać, bo jestem czymś zupełnie innym.  

– Kłamiesz jak oni – odpowiedział Yusuf.

– Nie kłamię. Nie jestem dżinem, a dewą.

Wezyr jeszcze nigdy nie słyszał tej nazwy.

– Twoi bracia w wierze są też na moich ziemiach. I dobrze wiedzą kim jestem

– Jak nazywa się twoja ziemia?

– Nie tylko moja – dodał szybko dżin. – Ale też Wisznu, Śiwy, Kali i wielu innych. Zwie się Al Hind.

Wezyr pokiwał głową.

– To daleko, ale dżiny poruszają się z zawrotną prędkością.

– Ile mam ci powtarzać, że nie jestem dżinem?

Yusuf od dziecka wiedział, że dżiny są kapryśne i w jednej chwili z wesołości mogły przejść w srogi gniew. Tak rozumiał szejtana – raz serdeczny i przyjacielski, a potem naburmuszony. W żadnym ze stanów nie mógł mu zaufać, ani być pewnym kolejnych zachowań. Nic dziwnego, że Bóg odebrał im ziemię i dał ludziom ulepionym z twardej gliny. Płomienie są zbyt gwałtowne i nieobliczalne.

– Myślałem, że Al Adid ciebie wzywał – powiedział wezyr.

Niebieskoskóry i tancerki głośno się roześmiali.

– Jestem wzywany w modlitwach, ale nie zawsze przychodzę. Sam o sobie decyduję, a wasze czary nie zwiążą dewy.

Yusuf nie znał innych istot, oprócz dżinów i aniołów. Przybysz z innego świata nie mógł być tym drugim – jego zachowanie nie mogło mieć w sobie cokolwiek z boskiej woli. Czym sobie zasłużył na towarzystwo tak niskiej istoty? Grzechy rozkoszy i zachłanność materialna musiały go splamić.

– Mam na imię Kryszna – powiedział dżin i złapał mężczyznę za rękę. – Przybyłem upewnić się, że podążasz prostą drogą.

– Jesteś muzułmaninem! – powiedział wezyr drżącym tonem. Świadomość, że istota mogła być tego samego wyznania cieszyła go i uspokajała.

I wtedy Kryszna otworzył usta. Yusuf ujrzał w nich niebo usiane gwiazdami. Zapadał się w nie i dryfował wśród obłoków pyłu. Widział kolorowe planety i ich księżyce. Słyszał kobiecy śpiew w obcym języku, ale ten stawał się coraz mniej słyszalny. Niczego tak nie pragnął jak zatracić się w potędze Absolutu.

Dewa zamknął usta, a wezyr upadł na poduszki. Jak mógł myśleć, że ktoś obdarzony tak cudowną mocą mógł być sługą Iblisa.

– Przysłał cię Bóg – powiedział Yusuf.

Kryszna jedynie wzruszył ramionami.

– Sam Nim jestem, albo i nie. Ty dokonujesz wyboru.

Yusuf nie zwrócił uwagi na bluźnierstwo, wciąż myśląc o cudownej podróży.

– Żyjemy w mrocznych czasach – powiedział dewa. – Czasach demona Kali. Byłem świadkiem ich początku podczas wielkiej bitwy w Kurukszetrze. Towarzyszyłem największemu wojownikowi Pandawów, synowi Indry, Ardżunie.

Dziwne nazwy niewiele znaczyły dla Yusufa. Dał się jednak porwać opowieści o walce zwaśnionych kuzynów. Widział przed oczami potężne armie, wojowników w złotych zbrojach na rączych rumakach, równych urodzie koniom arabskim. Nawet w najśmielszych marzeniach wezyr nie wyobrażał sobie takiej potęgi.

Wezyr już nie leżał na poduszkach. Stał w rydwanie prowadzonym przez Krysznę. Galopowali przed rzędem żołnierzy gotowych do boju. Po chwili pojawiła się mgła i okryła wszystko, aż było widać jedynie biel. Yusuf nie wiedział ile ta szalona podróż trwała, ale zaczęły się wyłaniać kontury dwóch wzgórz o ostrych krawędziach skalnych. Nieco dalej stały zabudowania wsi.

– Co tu robimy? – zapytał wezyr, kiedy rydwan zatrzymał się.

– Widziałeś miejsce w którym rozmawiałem z Ardżuną. Nie mógł on znieść myśli o zabijaniu.

– Wiedział z czym się wiąże uczestnictwo w wojnie – odparł Yusuf.

– Myślisz inaczej niż Ardżuna, wezyrze Egiptu.

– Czyż to nie pasuje do mrocznych czasów?

– Nie masz skrupułów i zabijesz każdego przeciwnika, który stanie na ci na drodze lub twojego pana.

Yusuf poczuł jak jego serce przeszywa zimne ostrze sztyletu. Jeszcze niczyje słowa nie sprawiły takiego bólu.

– Dlatego przyszedłem ci powiedzieć, że prawdziwa wielkość nie rodzi się z brutalności ani strachu, a równowagi. Pamiętasz dobrze czas, gdy się modliłeś i studiowałeś święte słowa. Musisz do tego wrócić, aby odnaleźć swój spokój.

– Cóż mi to da? Albo będę zabijał, albo oddawał się modlitwie. Nie ma pośredniego rozwiązania.

– Saladynie, musisz wypełnić swoją rolę w tym świecie. Na twoich rękach zawsze będzie krew, ale krocz z godnością, a będą cię kochać i szanować przez wieki.

– I tylko po to przyszedłeś? Aby mi powiedzieć mrzonki?

Kryszna się uśmiechnął jak ojciec do nierozsądnego dziecka. Całe ciało wezyra otuliło ciepło i poczuł przedsmak spokoju o którym mówił dewa. Dotknął też jego serca dłonią.

– Przyszedłem ukoić ranę, którą nosisz w sercu. Już nie musisz podążać za swoim przeznaczeniem z ciężarem na swoich barkach. Jest tylko jeden warunek.

Yusuf pokiwał głową twierdząco.

– Wspominaj mnie, Saladynie, a zawsze odnajdziesz spokój. Nawet w największym bólu, który jest jeszcze przed tobą.

W oczach wezyra pojawiły się łzy.

– To bluźnierstwo – wykrztusił zduszonym tonem. Zebrał się na odwagę, aby to powiedzieć, ale nie wierzył już w te słowa.

– Skąd to wiesz? Może to ja jestem twoim Bogiem? A może tylko posłannikiem Najwyższego? Kto zna odpowiedzi na takie pytania? Nawet ja ich nie mam, mimo całej potęgi, którą dysponuję.

Yusuf zakrył twarz dłońmi. Żadna formułka prosząca Boga o kolejną łaskę nie przychodziła mu do głowy. Słowa, które mówił przed każdym posiłkiem; słowa wyrażające zachwyt nad samym faktem istnienia Boga, stały się miałkie i bez znaczenia.

– Dlaczego jesteśmy tutaj, na środku niczego? – zapytał, poddając się kaprysom istoty górującej nad nim i każdym znanym mu człowiekiem.

– Tutaj osiągniesz największe zwycięstwo. Będą o tym pisać i mówi wieki po twojej śmierci. Twoje porażki stracą na znaczeniu. Ale bez względu na wszystko, wspominaj mnie.

– Nic nie rozumiem. Tutaj odbędzie się bitwa?

– Cierpliwości, Saladynie.

– Dlaczego tak mnie nazywasz?

– Bo pod tym imieniem będą cię pamiętać.

Kryszna uderzeniem bicza zmusił konie do galopu. Yusuf przymknął oczy, oddając się niebiańskiemu pędowi. Na twarzy czuł muskanie materiału chust tancerek Kryszny. W nozdrzach czuł odór krwi, otwartych ran, ale też wody różanej.

Wracał do swojego świata, aby iść drogą pełną potyczek. W darze od dewy poznał najbliższą przyszłość. Los toczył się jak powinien, ale nie mógł czerpać z tego spokoju – Al Adid wkrótce umrze, a Rzymianie ponowią ataki.

Saladyn – pod takim imieniem będą go pamiętać. I nikt nie będzie wiedział o jego spotkaniu z Kryszną w Domu Wiedzy.

Koniec

Komentarze

Al Hakim i Al Mua’izz – kalifowie z rodu Fatymidów.

Rzymianie – muzułmanie na Bliskim Wschodzie nazywali tak wszystkich Europejczyków – nie tylko krzyżowców, ale też Bizantyjczyków.

Kair i Al Fustat – po podboju arabskim i średniowieczu, Kair nie był jednym miastem.

Thobe – rodzaj męskiego stroju. W ramach uproszczenia użyłam określenia z regionu Arabii i Emiratów Arabskich.

Kadi Al Fadil – doradca kalifów fatymidzkich, chociaż wyznawał islam sunnicki. Szybko związywał się z wezyrami pochodzącymi z Syrii.

Ahl Al Bayt – arabskie określenie rodziny Proroka Muhammada.

Pokój i modlitwa wraz z nim – formułka wypowiadana po imieniu Proroka Muhammada oraz innych.

Amalryk I – król Jerozolimy prowadzący kampanie przeciwko Egiptowi Fatymidów.

Szawar – jeden z ostatnich wezyrów Egiptu. Sunnita.

Szirukh – przedostatni wezyr Egiptu, sunnita. Z pochodzenia Kurd, jak Saladyn. Najprawdopodobniej zmarł z powodu przejedzenia.

Amazigh – właściwa nazwa ludności z okolic Maghrebu.

Ifrikijja – Afryka Północna, region saharyjski.

Za plecami kalifa pojawił mężczyzna ubrany w szerokie spodnie i kaftan. – przydałoby się się :)

 

O wiele bardziej irytujące był jednak fakt… – irytujący.

 

Dziwna istota zrównała się wzrostem z wezyrem. Wciąż był piękny, a blask bił z jego skóry i oślepiał. – Skoro mowa o istocie, to raczej była.

 

Tylko raz były zarządca Damaszku był świadkiem takiej sceny i nie pamiętał, którego dziecka dotyczyło – Kropeczkę zjadło.

 

– Wiem, co myślisz – powiedział dżin z ustami oblepionymi okruchami ciastek. – Nie musisz się mnie obawiać, bo jestem czymś zupełnie innym. – Skoro wcześniej zaznaczasz, iż nie jest to dżin, oraz w tym samym zdaniu również o tym piszesz, to raczej określenie powiedział dżin średnio pasuje.

 

– Twoi bracia w wierze są też na moich ziemiach. I dobrze wiedzą kim jestem – Kropeczki brak.

 

– Nie tylko moja – dodał szybko dżin – Tutaj tym bardziej wiadomo już, że to nie dżin… choć dobra, po chwili zrozumiałem, że to bohater wciąż uznaje tę istotę za dżina. Jednak w słowach narratora, przy takiej narracji, jakoś średnio mi pasuje.

 

Już nie musisz podążać za swoim przeznaczeniem z ciężarem na swoich barkach. – Co najmniej jeden zaimek zbędny, jak nie oba.

 

Będą o tym pisać i mówi wieki po twojej śmierci. – mówić.

 

Całe 20k znaków to jeden fragment, w zasadzie głównie dialog plus opisy historycznych wydarzeń i dziesiątki trudnych do zapamiętania imion i nazw. Nie ma chwili na oddech, jest za to jednostajnie i momentami przez to nużąco. Dopiero gdzieś w połowie tekstu, gdy pojawił się dżin, ożywiłem się nieco. Przez to wszystko trudno mi się czytało to opowiadanie, gubiłem się, często musząc zastanawiać się kto jest kim, po co tam jest, i o co w ogóle chodzi.

Deirdriu, doceniam za to dobre wykonanie i szeroki research lub wiedzę. Mnie jednak opowiadanie zmęczyło, choć może jest to głównie sprawa tego, że rozsadza mi dziś głowę oraz że osobiście nie lubię takiej formy opowieści (Jeden ciąg, bez podziału na sceny i wszystko to, co pisałem wyżej). W takiej formie opowiadania zwyczajnie trudno doznać jakiś większych emocji czy zżyć się z bohaterem/bohaterami.

Traktuj mój komentarz jako całkiem subiektywny. Być może jak moja opinia będzie jedyną taką, wrócę z lepszą głową, przeczytam raz jeszcze i sprostuję to i tamto.

Tymczasem pozdrawiam! :)

W sumie nie za bardzo zrozumiałam opowiadanie z powodu mnogości tytułów i wspominanych osób, nie bardzo wiedziałam, kto jest kim i o co z nim chodziło. Nazwy strasznie trudne do odczytania, pewnie połamałabym sobie język, jakbym czytała na głos :) Tekst wygląda, jakby był pisany w pośpiechu, jest dużo zjedzonych literek i błędów interpunkcyjnych. Fabuła trochę mnie znużyła, w zasadzie niewiele się działo a i sposób jej prowadzenia nie sprawiał, że tekst wciągał. Plus za ładne opisy oraz postać głównego bohatera, który ze swoimi rozterkami wypadł realistycznie i jest z pewnością mocną stroną tego opowiadania. Doceniam także dogłębny research. Mimo wad myślę, że klik biblioteczny się należy :)

No, mam jak przedpiścy – za dużo nazw własnych. Koniec końców zostałam z wrażeniem, że za słabo znam historię, żeby zrozumieć, co tu się właściwie stało.

Wiesz, ja właściwie nie odróżniam szyitów od sunnitów. Więc niuanse i rozterki bohaterów pozostają poza moim zasięgiem.

Interpunkcja utyka.

Babska logika rządzi!

Dobrze się czytało :)

Przynoszę radość :)

Pochawlę już nie pierwszy raz Twoją erudycję w temacie Bliskiego Wschodu, bo naprawdę mimo wspomnianych przez przedpiśców trudności z “ogarnięciem” świata przedstawionego i mnogości bonhaterów, czuć tu znajomość tematu i wprawne użycie własnej wiedzy i zainteresowań. Umieszczenie Kryszny w tym kontekście to bardzo przyjemny smaczek. W dodatku dialogi są płynne, a opisy dobrze oddają klimat, polecę więc, gdzie trzeba. smiley

Realuc, to nie był dżin, a bóstwo. Yusuf, czyli Saladyn, uważał, że to może być dżin. Wszystkie postacie wspomniane w tekście są historyczne. Nikogo nie zmyśliłam ;)

 

Sonato, przyznam się bez bicia, że zjedzone literki (bardzo smaczne) i zaginione przecinki (ich część) wynikają z mojego niewprawnego przepisywania z papieru na edytor tekstu. Po tym procesie chyba opadło mi trochę sił i nie mogłam wyłapać. 

Trudne nazwy i imiona wynikają z obranego miejsca oraz bóstwa. Liczyłam się, że będą trudne w odbiorze. 

Bardzo się cieszę, że mój portret Saladyna się podoba! To bardzo istotna postać w historii krucjat i Bliskiego Wschodu, więc cieszę się, że moja interpretacja ma pozytywny odbiór. 

 

Finklo, duża ilość nazw własnych była nieunikniona ;) Tekst jest pełen niuansów historycznych, ale też jednego bardzo dużego literackiego odniesienia. Jednak kalkulowałam, że może to być niejasne, bo w tym krótkim opowiadaniu nie ma praktycznie żadnego punktu odniesienia do świata kultury zachodniej.

Interpunkcja kuleje, ale i tak jest lepiej niż kiedyś. Pokonam, kiedyś te małe robaczki. 

 

oidirn, cieszę się, że czytasz mój kolejny tekst! Bardzo mi miło :) A gdzie chcesz dalej polecać? Zaintrygowałaś mnie ;)

 

Bardzo Wam dziękuję za lekturę i komentarze! Jest to dla mnie o tyle ważne, że ten tekst nie został tknięty betą. Stało się tak oczywiście z mojej leniuchowania i pisania do ostatniej minuty. Jednak równocześnie widzę, że nie jest aż tak tragicznie ze mną od strony technicznej i takie okropne babole nie atakują w każdym, dłuższym akapicie. Dla mnie osobiście to duży progres i zastrzyk pewności siebie, którego potrzebowała. 

Dziękuję jeszcze raz za czas poświęcony mojemu opowiadaniu :)

Hej, hej, jak narazie to do bibliotekismiley. Ale pewnie komuś ze znajomych z Orientalistyki podrzucę linka.wink

Byłoby mi bardzo miło :) 

 

I dziękuję za kliki, Sonato oidirin!

stanie na ci na drodze lub twojego pana.

Gdzie mu stanie?

 

Co czyni ciebie lepszego od niego?

Ciebie lepszym od niego?

 

Myślałem, że Al Adid ciebie wzywał

Cię wzywał? Czemu akcentowana forma zaimka?

 

Tancerki zaprzestały swoje tany

A nie “zaprzestać swoich tanów”?

 

Przyznam, że choć głównych bohaterów pałacowej rozmowy było zaledwie trzech, momentami myliłem kalifa i wezyra. Okoliczności historyczne przedstawionej historii wydają mi się fascynujące, ale jeśli oddzielić je od tego, co rzeczywiście się wydarzyło, mamy jedno pałacowe spotkanie i prywatne objawienie. To byłoby dość intrygujące i satysfakcjonujące egzotyczną świeżością, jeśli zamknęłabyś całość w trzykroć krótszej formie. Przy dwudziestu tysiącach znaków oczekiwałbym jednak kilku scen z życia Saladyna, ukazujących, dlaczego spotkanie z Kryszną w Egipcie zmieniło bieg jego życia. Niby fajnie, że tak wiele informacji płynie z dialogu z dewą, ale z drugiej strony, jeśli weźmiesz pod uwagę, że dla czytelnika są to nowe wiadomości o bohaterze, a jest ich całkiem sporo, i tak nie wychodzi wiele lepiej, niż gdyby fakty podawał bezpośrednio narrator.

Podsumowując – czytało mi się przyjemnie, miałem wrażenie, że bardzo dobrze przygotowałaś się merytorycznie do napisania tekstu, ale zdecydowanie zabrakło mi akcji.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję za odwiedziny, Nevazie. Świadomie podjęłam się napisania tak statycznego tekstu i cieszy mnie, że jednak jest coś, co wzbudza zainteresowanie. Sprawia mi też satysfakcję, że przygotowanie jest widoczne. Był to element z którym nie czułam się zbyt pewnie, bo wydawało mi się, że proza aspirująca do miana historycznej jest cholernie trudna do osiągnięcia i nie dam sobie rady z przedstawieniem odpowiedniej mentalności. Nie twierdzę, że tak by się zachowali ludzie z XII w., ale próbowałam odmalować pewne cechy epoki w myśleniu postaci. 

Przy dwudziestu tysiącach znaków oczekiwałbym jednak kilku scen z życia Saladyna, ukazujących, dlaczego spotkanie z Kryszną w Egipcie zmieniło bieg jego życia

Dobry punkt. Ubrałam go jednak inaczej i rzeczywiście może być nie jasny dla czytelnika nie obeznanego z realiami.

Same ryzyka podejmuję :)

 

ps. ponieważ pióra odłożone, więc poprawki po ogłoszeniu wyników konkursu :)

Trochę się pogubiłam, choć raczej ze swojej, a nie z Twojej winy. Po prostu za mało znam i okres historii, który wybrałaś i mitologię hinduską. W efekcie potrzebowałam najpierw pomocy wujka Gugla, a dopiero potem mogłam się cieszyć tekstem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ale rozumiem, że radość podczas lektury jednak była. Bardzo mnie to cieszy!

Dzięki za odwiedziny, Irko :)

Cześć, Deirdriu.

Dobre to opowiadanie. Schludnie napisane, ciekawie rozegrane. Wątek Kryszny nie nudny, nawet zajmujący. Wprawdzie widzę tu małą kosmetykę tekstu, gdzieś przecinek, gdzieś końcówka, ale poza tym ładny zapis. Lekka i przyjemna lektura. Z treści, zręcznie przedstawiłaś polityczną rozgrywkę, z całym bagażem kulturowych, jak choćby rodowód sięgający rodziny Proroka. Nie znam się na tematach bliskowschodnich tak super, super. Coś tam wiem, kojarzę. Mogę powiedzieć, że opowiadanie jest przekonujące.

Pozdrawiam smiley

Bardzo Ci dziękuję za odwiedziny! I cieszę, że tekst Ci się spodobał mimo potężnego bagażu jaki za sobą niesie. To dla mnie najważniejsze – zaciekawić, bo z ciekawości można budować coraz większą wiedzę ;)

Pozdrawiam :)

Trochę sobie nadrabiam teksty z ubiegłorocznej edycji konkursu, zatem zjawiam się z komentarzem. :)

Zgodziłabym się z przedpiścami, że długość tekstu zdawała się zapowiadać więcej pod względem przebiegu wydarzeń – niekoniecznie chodzi mi tu o jakąś dynamiczną akcję, ale właśnie o podział opowieści na kilka scen; tutaj dopiero sekwencja wizji wprowadza subtelną zmianę tempa. Bardzo podobała mi się natomiast cała estetyka opowiadania – elegancka, wyważona narracja i oddziałujące na wyobraźnię opisy. Na uznanie zasługuje też przekonujące osadzenie opowieści w realiach historycznych, choć przy takim bogactwie nawiązań nieprzygotowanemu czytelnikowi sporo niuansów może umknąć.

Ogólnie jednak, mimo pewnej statyczności i dużej gęstości narracji, była to satysfakcjonująca lektura.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Odpisuję też po dłuższej przerwie. Bardzo Ci dziękuję za odwiedziny i komentarz :)

Rzeczywiście, trudno jest napisać krótkie opowiadanie w realiach, które jest obce dla większości czytelników. Miałam tego pełną świadomość. Sposób narracji też jest bardziej zbliżony do “wschodniego” podejścia, jaki np. występuje w indyjskiej epice – długa ekspozycja, mało akcji.

Nowa Fantastyka