- Opowiadanie: Haloczki - Tawerna

Tawerna

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Tawerna

– Barman! Jeszcze jedno proszę! – Wyraźnie podbity jegomość z impetem odłożył szklanicę – Tylko polej tym razem coś lepszego. Od tego sikacza wykręca mi bebechy.

Pocierający kufel zużytą ścierką człowiek za ladą nawet nie przerwał swojego zajęcia. Spojrzał tylko na postawione na blacie naczynie. Nie zdradził żadnym gestem, że jedna z jego ścianek delikatnie pękła. Niby nic poważnego, póki co była to tylko mała rysa. Może spokojnie użyć go ponownie.

Odłożył kawałek materiału i schylił się po gąsior wypełniony winem lepszego gatunku, niż to, które zaserwował mu poprzednio. Pewnym ruchem polał natrętowi.

– Proszę – dodał bez większych emocji.

Posiadanie własnego baru było wystarczająco uciążliwe, żeby przejmować się do tego byle pijaczkiem. Z resztą, gość był tutaj pierwszy raz. A sądząc po prędkości w jakiej się upijał i tego, jak bardzo zmieniał się jego nastrój wraz z każdym łykiem, można było spokojnie założyć, że prędzej czy później ktoś go po prostu wyrzuci na zewnątrz. Brutalnie i stanowczo. Zwłaszcza, że lokal „Pod Szubienicami” odwiedzali raczej mało sympatyczni ludzie.

– Od razu lepiej! Mogłeś od początku mi dać tego specjału! – Zachwycony opój w kilku łykach doszedł do połowy dolewki.

Ale barman nie zwracał chwilowo na niego uwagi. Bardziej martwiła go cisza pewnej grupki gości, siedzących w najbardziej zacienionym miejscu tawerny. Lokalny gang zrzeszający największych nieudaczników społecznych, którzy brak inteligencji nadrabiali siłą i brutalnością. Siedzieli od dłuższego już czasu, popijając zamówiony wcześniej ogromny dzban. Najwyraźniej świętowali jakąś udaną akcję. 

A to mogło oznaczać kłopoty.

– Nooo… – Pijak dopił się do dna i po raz kolejny solidnie odstawił naczynie na drewniany kontuar – Jeszcze jedno!

Tym razem na ścianie szklanki pojawiła się mała pajęczyna pęknięć. W normalnych warunkach wymieniłby ją na nową. Ale raz, że powoli męczyło go towarzystwo tego człowieka, to jeszcze na dodatek odczuwał niepokój. Wyrobiony przez lata zmysł barmana podpowiadał mu, że coś się wydarzy. Dlatego zignorował odruch zamiany naczynia i po prostu dolał następną kolejkę.

Drzwi do tawerny otworzyły się i do środka weszła samotna postać. Rozejrzała się po wnętrzu, po czym szybkim krokiem udała w stronę stolika, gdzie siedzieli lokalni przestępcy. Przysiadła się do nich i zaczęła cicho, choć z wyraźnym przejęciem coś tłumaczyć. Nie zapowiadało się to najlepiej.

Postacie, które dyskretnie obserwował zaczęły zachowywać się jakby bardziej nerwowo. Zdał sobie sprawę, że ta noc nie będzie należeć do spokojnych. Wystarczająco długo pracował za barem, żeby nie zauważyć dyskretnych ruchów tych ludzi. Niby delikatnie, niby od niechcenia, ale jednak zauważalnie poluźnili szaty. 

W półmroku, który panował w tamtym rogu błysnęła parę razy stal. 

– Yk! – Upierdliwiec czknął.

Barman spojrzał na niego przelotnie. Najwyraźniej wino znacząco wpłynęło na ruchy pijaczka, bo próbował on odłożyć do połowy zapełnioną jeszcze szklankę na blat i zahaczył przy tym o jego brzeg. Kiedy w końcu udało mu się to zrobić, szkło było już bardzo mocno popękane. Właściwie naczynie powinno już się rozprysnąć. 

Postanowił zlitować się nad nieznajomym. Wkurzający czy nie, szkoda żeby przez jego zły humor zrobił sobie krzywdę. Już miał sięgnąć po nową szklanicę, kiedy drzwi otworzył się ponownie.

Zamarł w połowie ruchu. 

Do środka weszła grupa zakapturzonych postaci z lśniącymi mieczami przy pasach. Nie wiedział kim byli, jednak stanowczość ich ruchów świadczyła o tym, że mieli konkretny cel. Nie weszli głębiej, tylko zastygli jak na baczność zaraz przy wejściu. 

Za to członkowie gangu najwyraźniej od razu poznali nowych gości, bo jak na sygnał wstali z miejsca i wyciągnęli broń.

Zapadła cisza. Pozostali klienci baru widząc co się święci, jak jeden mąż zamarli. Tylko pijak przed nim najwyraźniej nie zauważył zajścia. Próbował chwycić w dłoń stojące przed nim naczynie.

Znajdujący się na przedzie grupy mężczyzna w kapturze ruszył przed siebie. Zatrzymał się przed samym barmanem. Ten w duchu dziękował, że gruby, szeroki blat odgradza go od tego człowieka. Fragmenty twarzy, które zdołał dostrzec pod kapturem składały się bardziej z blizn niż skóry.

W tym momencie jeden z bandziorów również ruszył w ich stronę. 

– Słyszałem, że chcecie z nami rozmawiać – odezwał się jak tylko podszedł bliżej.

Właściciel lokalu ze zgrozą zauważył, że przeszkadzający mu pół wieczoru człowiek znalazł się praktycznie pomiędzy dwójką tych ludzi. Nie wiedział, czy specjalnie zatrzymali się po jego obu stronach, czy był to czysty przypadek. Dobrze, że ilość wypitego wina zamuliła gościa i siedział nieruchomo z głową zwisającą mu pomiędzy ramionami. Nie ruszał się i najwyraźniej cicho pochrapywał.

– Dobrze słyszałeś – odparł obcy głębokim, zachrypniętym głosem – bo mamy o czym mówić. A raczej to ja mam, a wy macie słuchać i wykonać polecenie. Konwój, na który napadliście przed miastem należał do jednego z naszych. Przebolejemy śmierć woźnicy i eskorty, w końcu okazali się słabi. Ale towar. Tak… To już inna sprawa. Oddajcie go, a zapomnimy o sprawie.

Członek gangu uśmiechnął się szpetnie słysząc te słowa. 

– A jeśli go już nie mamy? – Ton w jakim zadał to pytanie wręcz ociekał drwiną.

– Wtedy będziemy rozmawiać inaczej – odparł spokojnie zakapturzony człowiek.

Na jego dyskretny gest zbici przy drzwiach ludzie sięgnęli po broń. Wnętrze tawerny wypełnił dźwięk wysuwanych z pochew ostrzy. 

Dwójka przed ladą mierzyła się spojrzeniami. Obaj trzymali dłonie na rękojeściach broni, gotowi w każdej chwili po nią sięgnąć. Napięcie było wręcz namacalne. Wystarczyłby tylko mały impuls, żeby doprowadzić do walki. 

Barman chciał coś powiedzieć, jednak nie był w stanie. Widział, że obie grupy tylko resztkami woli powstrzymują się przed atakiem. Zdał sobie sprawę, że od dłuższej chwili sam wstrzymuje oddech. Byle tylko nikomu nie puściły nerwy. Byle tylko powstrzymać się od jakiegokolwiek ruchu. Można było odnieść wrażenie, że najmniejszy dźwięk lub ruch stanie się zapalnikiem, który doprowadzi do wybuchu.

Nagle kątem oka dostrzegł coś, czego najmniej spodziewał się w takiej chwili.

Pijaczyna najwyraźniej się przebudził. Rozejrzał się powoli zamglonym wzrokiem dookoła. Jego stan upojenia sprawił, że nie dostrzegł w porę tego, co się dzieje. 

Za to doskonale zauważył niedopite wino. 

Czas jakby zwolnił. Barman nie dostrzegał już stojących mężczyzn. Widział tylko spowolniony ruch ręki sięgającej w kompletnej ciszy po kufel.

W momencie, w którym palce zacisnęły się na nim pękł. 

Rozpętało się piekło.

 

*****

 

– Jednak ktoś przeżył! – Krzyk dobiegł z wnętrza tawerny. 

Dowódca Miejskiej Straży wszedł ostrożnie do środka. Pośród połamanych stolików, ław i trupów krzątało się paru jego ludzi. Ten, którego głos usłyszał wcześniej znajdował się przy samym barze.

Podszedł w tamtą stronę. Strażnik stał przy siedzącym, na cudem ocalałym krześle, nieznajomym. Obcy wodził dookoła nic nie rozumiejącym wzrokiem.

– Dobrze się czujesz? – zapytał kapitan, bo właściwie nie wiedział od czego zacząć.

– Tak… – odparł tamten widząc dokoła śmierć i zniszczenie.

Spojrzał na swoją dłoń, z której wystawały małe kawałki szkła i zapytał:

– Dostanę może wina?

 

Koniec

Komentarze

Na wstępie: Dlaczego obskurną tawernę raz nazywasz lokalem, innym razem zaś barem, w którym pracuje barman? Jak czytam o barmanie, który polewa trunki do szklanek, a potem pojawiają się goście z mieczami (czyli jesteśmy gdzieś w rejonach średniowiecza) to czuję się lekko zagubiony. Albo nawet bardzo. Nie trzymasz się więc żadnej konsekwencji odnośnie realiów, jakie przyjąłeś. No a prócz tego co tu więcej rzec… Ot, scenka potyczki w karczmie (barze?) z nieznajomym, tajemniczym zabijaką w roli głównej, o którym nie dowiadujemy się kompletnie niczego, prócz tego, że chciał się tej nocy schlać. Zwróć uwagę na słowa, jakich używasz. Bo już na samym początku jegomość jest podbity, a chyba miał być wstawiony, czy coś? Pozdrawiam

O, Haloczki. Znowu się widzimy :) 

 

Szorcik, więc zgaduję, że chodzi Ci teraz przede wszystkim o opinie dotyczące stylu. Niech i tak będzie! Mam nadzieję, że uznasz moją krytykę za konstruktywną.

 

Oczywiście popieram wszystko co napisał mój przedmówca, Realuc. Z kwestii merytorycznych dodam, że znana zasada cwanych karczmarzy mówi: "najpierw polewamy dobre trunki, a jak klienci będą już zbyt naprani, by zwracać uwagę na jakość trunków – polewamy byle co!". Bardziej pasowałoby, gdyby klient poprosił o "więcej tego dobrego winka!" a dostał rozcieńczonego sikacza.

 

Jeśli chodzi o styl, myślę że skorzystałby na uproszczeniach, większej bezpośredniości. Poniżej pozwoliłem sobie przerobić parę akapitów. Rzecz jasna, Ty jesteś Autorem i od Ciebie zależy ostateczny kształt wszystkich zdań. Niemniej, rozważ proszę, czy te zmiany nie wyszłyby tekstowi na zdrowie.

 

"Pocierający kufel zużytą ścierką człowiek za ladą…" – spróbujmy bardziej bezpośrednio. "Stojący za ladą karczmarz nie przerwał wycierania kufla brudną szmatą". Zwróć uwagę na różnicę: pierwszy wariant skupia się na pocieranym kuflu, drugi – na karczmarzu. Myślę, że w tym momencie to on zasługuje na większą uwagę.

Dalszą część akapitu widziałbym nieco skróconą:

Spojrzał tylko na postawione na blacie naczynie. Nie zdradził żadnym gestem, że--Jedna z jego ścianek delikatnie pękła. Niby Nic poważnego, póki co była to tylko mała rysa. Może spokojnie użyć go ponownie.

Spójrz teraz na ten akapit. Wywaliłem parę zbędnych słów, sens niemalże ten sam, a brzmi, jak na mój gust, gładziej.

Następny akapit: (moje własne wstawki podkreśliłem, propozycje zamiany dałem w nawiasach)

Posiadanie własnego baru było wystarczająco uciążliwe, żeby Właściciel przybytku nie zamierzał przejmować się (poświęcać uwagi?) do tego byle pijaczkiem. Z resztą, gość był tutaj pierwszy raz. A sądząc po prędkości w jakiej się upijał i tego, jak bardzo zmieniał się jego nastrój wraz z każdym łykiem, można było spokojnie założyć, że Upijał się tak szybko i zachowywał tak natrętnie, że prędzej czy później ktoś go po prostu wyrzuci go na zewnątrz. Brutalnie i stanowczo. Zwłaszcza, że lLokal „Pod Szubienicami” odwiedzali raczej mało sympatyczni (i niebezpieczni? niezbyt cierpliwi?) ludzie.

 

Idziemy dalej:

 

Ale barman nie zwracał chwilowo na niego uwagi. (zauważ, że tę informację przekazałeś już w poprzednim akapicie) Karczmarza martwiła bardziej go cisza pewnej grupka gości siedzących w najbardziej zacienionym miejscu (kącie?) tawerny. Znał ich. Lokalny To był gang zrzeszający największych nieudaczników wyrzutków społecznych, którzy brak inteligencji nadrabiali siłą i brutalnością silnych i brutalnych (bezwzględnych?). Siedzieli od dłuższego już czasu, popijając zamówiony wcześniej ogromny dzban (wina? piwa?) . Najwyraźniej (Głośno? Hucznie?) świętowali jakąś udaną akcję. 

Na marginesie dodajmy, że jeśli mamy gang silnych, brutalnych, acz nierozgarniętych, raczej nie siedzieliby cicho, zwłaszcza jeśli mieliby powód do świętowania. Ponadto, lokal “Pod Szubienicami” nie gościł elity intelektualnej miasta, a hałaśliwą hołotę. Gang popijający cichutko winko po udanym napadzie na karawanę? No nie, to się nie dodaje. 

 

I tak dalej, i tak dalej. Nie chcę się zbyt drobiazgowo znęcać nad dalszym tekstem (chyba, że chcesz, bez problemu mogę poprawkami objąć całe opowiadanie); myślę że rozumiesz ideę, którą chcę Ci przekazać. Zauważ jak wiele słów możesz swobodnie opuścić bez poważniejszych konsekwencji. Tekst nie stał się przez to mniej zrozumiały, a zyskał na płynności. 

Zaufaj wyobraźni i inteligencji czytelnika. Nie musisz być absolutnie precyzyjny w każdym opisie – często warto zrezygnować z jakiejś nieistotnej informacji, aby zachować prostotę i płynność zdań. 

Spróbuj poskracać zdania na własną rękę, powywalać co niepotrzebne, a zobaczysz, że Twój tekst będzie się czytało o wiele lepiej.

 

Powodzenia!

Popracuję nad tym, dziękuję za wskazówki ???? Pozdrawiam

Nowa Fantastyka