- Opowiadanie: rds345 - Królestwo Alefów

Królestwo Alefów

Witam. Je­stem nowy na forum, a to bę­dzie moje pierw­sze ofi­cjal­nie opu­bli­ko­wa­ne opo­wia­da­nie (je­że­li coś zro­bi­łem nie tak to pro­szę o uwagi :]).  Miało tra­fić na kon­kurs ale za­wie­ra wię­cej niż 2000 słów. Za­le­ża­ło mi by zo­sta­ły pewne ele­men­ty, więc nie byłem w sta­nie go  przy­ciąć.  Bę­dzie mi miło, jak ktoś prze­czy­ta i wy­ra­zi swoją opi­nię. Dzię­ku­ję bar­dzo.

 

Opo­wia­da­nie po­za­kon­kur­so­we.

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na Fun­da­cję Wspie­ra­nia Ra­tow­nic­twa RK: https://fb.com/FundacjaRK/about/ (dane na dole stro­ny).

Mi­łe­go czy­ta­nia!

rds345

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Królestwo Alefów

1

Bip, pip – dźwięk kar­dio­gra­fu mia­ro­wo roz­cho­dził się po sali. Ro­dzi­ce chłop­ca cze­ka­li na le­ka­rza – wła­ści­wie na na­dzie­ję. Matka szlo­cha­ła nad łóż­kiem, gdzie leżał ich synek – 16 letni Adaś, ich skarb, je­dy­na po­cie­cha. Oj­ciec nie­przy­tom­nym wzro­kiem spo­glą­dał na par­king szpi­tal­ny – na ko­lej­ne ka­ret­ki wjeż­dża­ją­ce pod głów­ne wej­ście. 

– Dzień dobry, – po­wie­dział le­karz wcho­dząc do sali – na­zy­wam się dr In­fi­nit.

– Dzień dobry dok­to­rze – drżą­cym gło­sem od­po­wie­dzia­ła matka, sta­ra­jąc się nie wy­buch­nąć pła­czem. – Niech pan nas nie trzy­ma w nie­pew­no­ści. Jakie szan­se ma Adaś?

Oj­ciec od­wró­cił się od okna wle­pia­jąc tępy wzrok w le­ka­rza.

– Pro­szę Pań­stwa, stan syna jest cięż­ki. Uszko­dze­nia czasz­ki są roz­le­głe, w szcze­gól­no­ści płata czo­ło­we­go. Na ten mo­ment nie po­tra­fi­my okre­ślić w jakim stop­niu wpły­nę­ły na pracę mózgu.

– Czyli, że co? Obu­dzi się czy nie? – za­py­tał po­iry­to­wa­ny oj­ciec.

– Nie umiem od­po­wie­dzieć na to py­ta­nie. Jest w sta­nie śpiącz­ki – na gra­ni­cy życia i śmier­ci. Jak tylko jego stan się zmie­ni…

Ko­bie­ta nie wy­trzy­ma­ła i wy­buch­nę­ła pła­czem. Mąż pod­szedł i wziął ją w ra­mio­na.

– Wie­rzy­cie Pań­stwo w życie wiecz­ne?

– Słu­cham? – spy­tał za­sko­czo­ny oj­ciec.

– Czy wie­rzą pań­stwo w życie wiecz­ne?

– Yyy… to zna­czy w to, że jego dusza nigdy nie umrze?

– Mniej wię­cej, tak. Mam na myśli to, że – i w to głę­bo­ko wie­rzę – dusza ma nie­skoń­czo­ny ter­min waż­no­ści – co in­ne­go ciało. Z na­sze­go świa­ta prze­nie­sie się w inne miej­sce. Chcę że­by­ście mnie do­brze zro­zu­mie­li, nie mówię tu o nie­bie, pie­kle, czy o tym co sądzą na ten temat re­li­gie. Twier­dzę, że wasz syn, ja, pan czy pani nigdy tak na­praw­dę nie umie­ra­my tylko zmie­nia­my miej­sce na­sze­go po­by­tu. A czy na­zwie­my to nie­bem, pie­kłem, czyść­cem, to tylko kwe­stia na­zew­nic­twa.

Za­sko­cze­ni ro­dzi­ce wle­pia­li wzrok w le­ka­rza.

– Dok­to­rze, je­ste­śmy ate­ista­mi.

– To nie kwe­stia wiary w Boga. Uwa­żam, że…

– Dok­to­rze. Dzię­ku­je­my bar­dzo – prze­rwał mu oj­ciec – ale chce­my zo­stać sami.

– W po­rząd­ku, ro­zu­miem. Bę­dzie­my pań­stwa na bie­żą­co in­for­mo­wa­li o sta­nie syna.

 

  2

– Ada­siu, Ada­siu… – ak­sa­mit­nej barwy głos do­cho­dził gdzieś z ze­wnątrz. – Ada­siu mo­żesz się już obu­dzić.

Przed ocza­mi chłop­ca zma­te­ria­li­zo­wał się nagle obraz – to co zo­ba­czył wy­wo­ła­ło lekką dez­orien­ta­cję. Tylu barw jed­no­cze­śnie nigdy nie wi­dział, nawet w Fort­ni­cie. Gdzie­kol­wiek spoj­rzał róż­no­rod­ność tych barw po­mie­sza­na z mno­go­ścią kształ­tów przy­tła­cza­ła go. Zer­k­nął w górę, nie wie­dząc czy jest w po­miesz­cze­niu, czy na ze­wnątrz. Szu­kał chmur i słoń­ca ale ich tu nie było, tak samo jak ścian i okien. 

– Dziw­ne… Ale nie czuję rąk i nóg. Nie czuję swo­je­go ciała…

Rze­czy­wi­ście rąk, nóg jak i resz­ty ciała nie mógł do­strzec.

– Co do… Jak to moż­li­we? Jaki dziw­ny sen! Jak mogę to wszyst­ko wi­dzieć skoro nie ma tu żad­ne­go źró­dła świa­tła. Czuję się jak­bym prze­by­wał tu samą myślą…

– To nie do końca tak. – ode­zwał się po­now­nie ak­sa­mit­ny głos.

– Ktoś tu jest? Halo? Nie widzę Cię.

– A tak. Prze­pra­szam. Jaką po­stać lu­bisz naj­bar­dziej?

– Po­stać?

– No…bo­ha­te­ra, ak­to­ra, ko­go­kol­wiek.

– Cięż­ko mi się zde­cy­do­wać… Hmm… Dobra. Wiem. Czar­ny Ry­cerz z Fort­ni­te. Da radę?

– Mo­men­cik… Pro­szę bar­dzo.

– Wow. Nie­sa­mo­wi­te…

– Cho­dzi­ło ci o to?

– Taaak, tak – od­po­wie­dział pod­eks­cy­to­wa­ny chło­piec. Per­fek­cyj­nie za­cho­wa­ne szcze­gó­ły… Jak to zro­bi­łeś?

– Może za­cznij­my od po­cząt­ku Ada­siu. Czy wiesz, co się z tobą stało i gdzie je­steś?

– Nie… Pa­mię­tam,że od­ra­bia­łem lek­cje, ja­kieś za­da­nie z matmy… po­czu­łem dziw­ny za­pach, coś jakby siar­ka… A póź­niej huk. I teraz je­stem tutaj – gdzie­kol­wiek to jest.

– W wa­szym miesz­ka­niu na­stą­pił wy­buch gazu,za­wa­lił się cały bu­dy­nek a cie­bie przy­gniótł frag­ment su­fi­tu. Stra­ża­cy wy­ję­li cię z spod gru­zów, zanim kom­plet­nie usta­ły funk­cje ży­cio­we…

– Ja… Żyję, czy nie? – drżą­cym gło­sem za­py­tał chło­piec.

– Wszyst­ko po kolei. Wiem, że sy­tu­acja jest dla cie­bie nie­co­dzien­na, ale jakby to po­wie­dzieć… Twój awa­tar do­znał po­waż­nych uszko­dzeń.

– Mój awa­tar? W sen­sie moje ciało? Tak? To jak mogę z tobą roz­ma­wiać?

– Je­steś w miej­scu, które mo­żesz na­zy­wać “Nad­świa­tem”. Tu po­wsta­ją wszyst­kie świa­ty, łącz­nie z twoim, Zie­mią-3. Ko­mu­ni­ku­je­my się w spo­sób, który na Zie­mi-3 na­zy­wa­cie te­le­pa­tią.

– Aha… Coś jak Pro­fe­sor X w X – me­nach… Moja Zie­mia jest jedną z kilku? 

– Tak. Jest jedną z nie­skoń­cze­nie wielu Ziem. Nie każda jest okrą­gła inne mają prze­róż­ne kształ­ty – od to­ru­sa do dysku.

– Nie­sa­mo­wi­te, ale… to co mó­wisz jest sza­lo­ne i abs­trak­cyj­ne, a jed­nak coś mi mówi , że to wszyst­ko praw­da…

– Za­wsze mówię praw­dę, to część mojej pro­fe­sji. Je­stem am­ba­sa­do­rem i po­słań­cem wszyst­kich rze­czy­wi­sto­ści. Po­sia­dam wie­dzę o wszyst­kich i o wszyst­kim i dzie­lę się nią z parą kró­lew­ską.

– Je­steś bo­giem? – spy­tał onie­mia­ły chło­piec.

– Speł­niam wiele kry­te­riów boga w ro­zu­mie­niu ludzi z two­je­go świa­ta, ale je­stem czymś wię­cej. Je­stem jed­no­cze­śnie wszę­dzie i ni­g­dzie. Ist­nie­ję od za­wsze i za­wsze będę ist­nieć. Je­stem czymś, co wy na­zy­wa­cie cza­sem i prze­strze­nią…

– Jak się na­zy­wasz? 

– Nie po­sia­dam imie­nia.

– Hmm, skoro je­steś cza­sem i prze­strze­nią, to… będę do cie­bie mówił Cza­so­pek.

– Twój wybór.

– Wspo­mnia­łeś, że je­ste­ście kró­le­stwem. Coś jak kró­le­stwo pol­skie przed wie­ka­mi?

– Tak. Cho­ciaż nie w takim sen­sie jak to by­wa­ło na Zie­mi-3. “Nad­świa­tem” oprócz mnie za­rzą­dza para kró­lew­ska:

KAN – Król Ak­tu­al­nie Nie­skoń­czo­ny oraz Ka­Pe­Na – Kró­lo­wa Po­ten­cjal­nie Nie­skoń­czo­na. Część de­cy­zji przy­pa­da KANu, cześć Ka­Pe­Nie, a ja to wszyst­ko spa­jam ze sobą. Two­rzy­my swego ro­dza­ju NeT – Nie­skoń­czo­ną Trój­cę. Tak jak ja, byli tu od za­wsze. Za­twier­dzi­li­śmy stwo­rze­nie wielu rze­czy­wi­sto­ści, m.in. Wszech­świa­ta, w któ­rym znaj­du­ję się Zie­mia-3.

Nie wszyst­ko da się wy­ra­zić w wa­szym ję­zy­ku.

– Czy,czy mogę przy­brać do­wol­ną formę, jak ty?

– Kim chcesz być?

– Hmm… Cięż­ka spra­wa… Może… Mam! Chcę być Jo­ke­rem z ko­mik­sów DC.

– Z któ­re­go kon­kret­nie?

– ”Bat­man: Za­bój­czy żart”.

– Pro­szę bar­dzo! Masz lu­ster­ko. Pa­su­je Ci?

Chło­piec spoj­rzał w swoje od­bi­cie i aż się wzdry­gnął. Czer­wo­ne usta kon­tra­sto­wa­ły z białą cerą i zie­lo­ny­mi wło­sa­mi. Ca­łość do­peł­niał fioł­ko­wy gar­ni­tur.

– Nie­sa­mo­wi­te. Dla­cze­go nie czuję wła­sne­go ciała? Po­trze­by od­dy­cha­nia i je­dze­nia?

– Bo tutaj to nie ma kom­plet­nie zna­cze­nia.

– To jak w takim razie funk­cjo­nu­ję?

– Chodź ze mną. Opo­wiem ci wszyst­ko po dro­dze.

– Dokąd chcesz iść?

– Do zamku Hil­ber­ta. Do KANa i Ka­Pe­Ny.

 

***

Szli po czymś co przy­po­mi­na­ło hi­per­bo­licz­ną ser­pen­ty­nę, gdzie ka­wa­łek biegł pro­sto, by za mo­ment ostro skrę­cić. Po obu stro­nach owej drogi po­roz­sta­wia­nie były twory, cał­kiem przy­po­mi­na­ją­ce drze­wa. Pień tego “drze­wa” wy­glą­dał jak wy­je­dzo­ny przez kor­ni­ki,a ko­lo­ry miał cał­kiem jak na Ziemi, zie­lon­ka­wo – brą­zo­we. Z pnia wy­ra­sta­ły ga­łę­zie, a z nich ko­lej­ne – istna ga­łę­zio­wa bi­fur­ka­cja – a końca tego roz­ga­łę­zie­nia nie dało się do­strzec. Widok do­peł­niał geo­me­trycz­ny kra­jo­braz – prze­róż­nej wiel­ko­ści bryły: od gra­nia­sto­słu­pów po to­ru­sy, kule, walce czy stoż­ki. Wszyst­ko mie­ni­ło się jak neony skle­pów noc­nych. Były tu bryły, o któ­rych Adaś tak dużo uczył się na lek­cjach ma­te­ma­ty­ki – bryły Ar­chi­me­de­so­we i Pla­toń­skie – a także takie, które miał oka­zję wi­dzieć pierw­szy raz w życiu. To wszyst­ko wy­glą­da­ło jak lasy i po­la­ny – upstrzo­ne ta­ki­mi wła­śnie fi­gu­ra­mi.

W końcu mi­nę­li mały wal­co­wa­ty pa­gó­rek. Za nim droga się roz­wi­dla­ła na wiele ście­żek, które wy­glą­da­ły jak par­kie­ty wy­ło­żo­ne fi­gu­ra­mi geo­me­trycz­ny­mi. Wie­lo­ką­ty łą­czy­ły się tu ze sobą pod róż­ny­mi ką­ta­mi, w róż­nych for­ma­cjach – jedna wy­glą­da­ła jak wnę­trze pla­stra miodu, a jesz­cze inna jak wiel­ka kra­tow­ni­ca. Cza­so­pek wy­tłu­ma­czył Ada­sio­wi, że wszyst­kie te drogi pro­wa­dzą do Zamku, ale naj­krót­sza to ta – wska­zał na coś co na­zwał par­kie­ta­żem Pen­ro­se’a. Pod­czas drogi Cza­so­pek opo­wia­dał o tych wszyst­kich kształ­tach i fi­gu­rach, o wie­lo­ścia­nach Ca­ta­la­na, o sy­me­triach i wielu in­te­re­su­ją­cych za­gad­nie­niach, z któ­rych część chło­piec ko­ja­rzył ze szko­ły, a o nie­któ­rych pierw­szy raz miał oka­zję usły­szeć. Wszyst­ko o czym opo­wia­dał Cza­so­pek za­pi­sy­wa­ło się chłop­cu w pa­mię­ci.

– Do­strze­głeś już czym wy­róż­nia się “Nad­świat”? – rzu­cił od nie­chce­nia.

– Szcze­rze… Do­strze­gam te wszyst­kie nie­ty­po­we fi­gu­ry i kształ­ty, te wszyst­kie po­szar­pa­ne linie i wzory, te sy­me­trie… Ko­ja­rzy mi się to tylko z geo­me­trią i ma­te­ma­ty­ką.

– Wiesz, ma­te­ma­ty­ka tutaj to język, tak jak u was pol­ski, czy an­giel­ski. A te kształ­ty jak to na­zwa­łeś to twory tego ję­zy­ka. Twój Wszech­świat jak i po­zo­sta­łe rze­czy­wi­sto­ści są jej wy­two­rem.

– Przed tym nie­szczę­snym wy­pad­kiem roz­wią­zy­wa­łem rów­na­nia z x-ami i y-ami. Kom­plet­nie tego nie ogar­niam. Na co mi to w ogóle? Ja­kieś funk­cje? Si­nu­sy co­si­nu­sy czy inne tam.

– To co na­zy­wasz x-ami i y-ami – czyli nie­wia­do­me – to tutaj od­po­wied­nik życia ziem­skie­go. Cały wasz Wszech­świat i po­zo­sta­łe, to efekt ich dzia­ła­nia z od­po­wied­nio do­bra­ny­mi funk­cja­mi. Oczy­wi­ście są bar­dziej zło­żo­ne niż te, o któ­rych wspo­mnia­łeś, cho­ciaż część pro­stych obiek­tów opie­ra się na rów­nież na nich. Funk­cje dzia­ła­ją w opar­ciu o al­go­ryt­my – czyli in­struk­cję ob­słu­gi.

– Wszyst­kie czyn­no­ści, łącz­nie z moim mó­zgiem, słoń­cem, ko­smo­sem to funk­cje ma­te­mat­czy­ne plus ja­kieś tam zmien­ne i al­go­ryt­my – jak w kom­pu­te­rach? 

 – W uprosz­cze­niu tak. 

 – To… Nie­wia­ry­god­ne. Cięż­ko mi w to uwie­rzyć. A co z re­li­gią? Woj­na­mi? Cier­pie­niem? Śmier­cią? Chcesz po­wie­dzieć, że wszyst­kie nie­szczę­ścia spo­ty­ka­ją­ce ludz­kość są wy­ni­kiem dzia­ła­nia ma­te­ma­ty­ki?! – chło­piec nie po­tra­fił ukryć iry­ta­cji w gło­sie.

– Każda rze­czy­wi­stość ma swoją tzw. funk­cję, zmien­ne i al­go­rytm pier­wot­ny. Resz­ta to po­chod­ne tej funk­cji i do­dat­ko­we al­go­ryt­my po­wsta­łe przez mi­liar­dy lat wa­sze­go czasu.

– To… To okrop­ne. – żach­nął się chło­piec.

Do­szli do mostu, z któ­re­go można było już do­strzec Zamek – przy­cup­nię­ty na stoż­ko­wa­tym szczy­cie. Most był roz­cią­gnię­tą si­nu­so­idą pod którą leżał wąwóz – ostrych jak igły stoż­ków.

– Taka na­tu­ral­na kolej rze­czy. Je­ste­ście je­dy­ną rze­czy­wi­sto­ścią, w któ­rej zgłę­bia się język ma­te­ma­ty­ki. Inne nie po­sia­dły nawet ułam­ka tej wie­dzy. Wasze dzie­ci rodzą się już z in­tu­icją ma­te­ma­tycz­ną. Dla­te­go się tutaj zna­la­złeś.

– Przez to, że uczę się jej w szko­le?

– Tak. Dla­te­go nie umar­łeś. Wszy­scy z Zie­mi-3 tra­fia­ją tutaj, a naj­lep­si ma­te­ma­ty­cy pra­cu­ją na rzecz na­sze­go kró­le­stwa two­rząc nowe funk­cje. Resz­ta zo­sta­je zmien­ny­mi lub czę­ścią tego kra­jo­bra­zu – ręką za­to­czył krąg.

Chło­piec uważ­nie ro­zej­rzał się do­oko­ła.

– Czyli czeka mnie los zmien­nej, albo będę frag­men­tem ja­kiejś fi­gu­ry, tak?

– Może…

– A gdzie tra­fia­ją isto­ty z in­nych świa­tów?

– Pro­sto do zbio­ru pu­ste­go.

– Do zbio­ru, który nie ma ele­men­tów. Czyli prze­pa­da­ją, jed­nym sło­wem?

– Ow­szem.

Po­ko­na­li ostat­nie przę­sło mostu. Byli już pra­wie na miej­scu.

– Zanim pój­dzie­my do Zamku mu­sisz wie­dzieć jesz­cze jedno. Na Zie­mi-3 funk­cjo­nu­ją prawa, za­sa­dy, re­li­gie. U nas ich od­po­wied­ni­kiem są za­ło­że­nia i ak­sjo­ma­ty. Ak­sjo­ma­ty są dane z góry i nie­zmien­ne. Na­to­miast za­ło­że­nia można mo­dy­fi­ko­wać. Jed­nym wy­jąt­kiem jest ak­sjo­mat wy­bo­ru.

– A co to ta­kie­go?

– Do­wiesz się póź­niej. Chodź­my, cze­ka­ją na nas.

***

Scho­dy były je­dy­ne w swoim ro­dza­ju: po­nu­me­ro­wa­ne ro­sną­co stop­nie cią­gnę­ły się wzdłuż pu­stej prze­strze­ni pod kątem, aż do zam­ko­wej bramy. Wy­da­wa­ły się chłop­cu bar­dzo wą­skie i nie­wy­so­kie – bał się na nie sta­nąć by nie za­kli­no­wać stopy.

– Mu­sisz po­dą­żać do­kład­nie za mną. Ist­nie­je tylko jeden spo­sób, by zna­leźć się pod bramą – trze­ba sta­wiać kroki na stop­niach z licz­ba­mi pierw­szy­mi.

– 1,3,5,…

– Nie! Je­dyn­ka nie jest licz­bą pierw­szą. Resz­ta się zga­dza. Po­wo­li… a kiedy dam ci znać – zła­piesz się mnie, ro­zu­miesz?

Adaś tylko kiw­nął głową.

Szli dość długo, ale im wyżej byli, tym zamek wy­da­wał się od­da­lać. Nagle Cza­so­pek się za­trzy­mał. Na schod­ku któ­rym stał wy­świe­tlał się znak: lim n→∞ (2n-1)

– Złap się mnie Ada­siu!

– Co się dzie­je?

– Wy­ko­na­my przej­ście do gra­ni­cy. Trzy­maj się. Może de­li­kat­nie za­trzą­snąć.

Chło­piec sku­lił się i zła­pał Cza­sop­ka za kol­czu­gę. W jed­nym mo­men­cie obraz się zmie­nił, a scho­dy były za nimi. Stali teraz przed zam­ko­wą bramą.

– Co za dziw­ne scho­dy…

– Na­zy­wa­my je dia­bel­ski­mi scho­da­mi Can­to­ra.

Adaś pod­niósł wzrok na bramę. Była prze­dzie­lo­na. Po obu stro­nach znaj­do­wa­ły się sym­bo­le nie­skoń­czo­no­ści, a po pra­wej i po lewej pod nimi wy­ry­te były znaki, któ­rych chło­piec nie umiał od­czy­tać.

– Co to za znaki? Nie znam ich.

– To alef zero, a po lewej con­ti­nu­um. Sym­bo­le Ka­Pe­Ny i KANa.

Brama się otwo­rzy­ła. Wnę­trze tak jak cała kra­ina przy­tła­cza­ło bar­wa­mi. Po­miesz­cze­nie po­dob­nie jak wej­ście po­dzie­lo­ne było na dwie czę­ści – część KANa i Ka­Pe­Ny. Po­sadz­ka wy­glą­da­ła tak jak nie­raz Adaś ry­so­wał w ze­szy­cie, nu­dząc się na lek­cjach, jeden wiel­ki kwa­drat, a w środ­ku coraz mniej­sze. Na ścia­nach krzy­we i wzory zmie­nia­ły co chwi­lę swoje po­ło­że­nie. Po obu stro­nach sali kró­lew­skiej cią­gnę­ły się ko­ry­ta­rze, a w nich wiele,wiele drzwi. Każdy z tych ko­ry­ta­rzy się roz­ga­łę­ział i nad każ­dym wid­nia­ły sym­bo­le: N, R, Q, Z, C, Q’.

Po­środ­ku stały po­łą­czo­ne ze sobą dwa trony – w kształ­cie le­ni­wych óse­mek – na któ­rych obec­nie sie­dzie­li KAN i Ka­Pe­Na.

– Królu, kró­lo­wo. – Cza­so­pek się ukło­nił.

– Wi­ta­my Cię Ada­siu w na­szym kró­le­stwie – tu­bal­nym gło­sem ode­zwał się Król.-Na­zy­wam się Con­ti­nu­um – A ja Alef zero – do­po­wie­dzia­ła spo­koj­nie Kró­lo­wa.

– Zaj­mu­je­my się za­twier­dza­niem no­wych funk­cji i zmien­nych. Wiesz już po co tu je­steś, ale…

– Tak królu?

– Każdy nowo przy­by­ły do­sta­je do roz­wią­za­nia trzy za­gad­ki – po jed­nej od każ­de­go z nas. Je­że­li od­po­wiesz na dwie wy­bra­ne spo­śród nich zde­cy­du­jesz co dalej.

– To zna­czy? – za­py­tał za­in­try­go­wa­ny Adaś.

– Czy zo­sta­jesz tutaj czy po­wra­casz na Zie­mię-3.

– A je­że­li nie od­po­wiem?

– Wtedy de­cy­du­je­my my. Ro­zu­miesz?

– Tak.

– Po­zwo­lę sobie za­cząć:Pe­wien czło­wiek przy­glą­dał się por­tre­to­wi. Ktoś go spy­tał: “Kto jest na tym ob­ra­zie?” Ów od­po­wie­dział: “Nie mam ani braci, ani sióstr, ale oj­ciec tego czło­wie­ka jest synem mo­je­go ojca”. Czy­je­mu por­tre­to­wi przy­glą­dał się ów czło­wiek?

– Oj… Zmar­twił się chło­piec.

– Teraz moja za­gad­ka – wtrą­ci­ła kró­lo­wa.

– Oj­ciec i syn je­cha­li sa­mo­cho­dem. Sa­mo­chód uległ wy­pad­ko­wi, oj­ciec zgi­nął na miej­scu, a cięż­ko ran­ne­go syna za­wie­zio­no do szpi­ta­la. Chi­rurg spoj­rzał na niego i rzekł: “Nie mogę go ope­ro­wać. To mój syn!”

Adaś wes­tchnął i z re­zy­gna­cją cze­kał na ostat­nią za­gad­kę.

– Ostat­nia na­le­ży do mnie – rzekł Cza­so­pek. – Masz dwa na­czy­nia, jedno z wodą, dru­gie z winem. Pewną ilość wody prze­la­no do na­czy­nia z winem, a na­stęp­nie taką samą ilość mik­stu­ry prze­la­no z po­wro­tem do szklan­ki z wodą. Czy teraz jest wię­cej wina w wo­dzie czy wody w winie?

Adaś nie wie­dział od czego za­cząć. Miał nie­ogra­ni­czo­ną ilość czasu – bo tu nie obo­wią­zy­wał. Mu­siał kil­ka­krot­nie do­py­ty­wać o treść za­ga­dek, bo nie wszyst­ko za­pa­mię­tał.

Za­gad­ka od króla przy­spo­rzy­ła mu nie­złe­go bólu głowy, więc zde­cy­do­wał, że na razie ją sobie od­pu­ści. My­ślał nad drugą. Skoro oj­ciec zgi­nął w wy­pad­ku, to mu­siał­by to być drugi ro­dzic-ko­bie­ta, która była jed­no­cze­śnie chi­rur­giem i jego matką. Nie mogło być ina­czej.

– Chcę od­po­wie­dzieć na za­gad­kę kró­lo­wej. Chi­rur­giem mu­sia­ła być matka chłop­ca.

– Tak, zga­dłeś. Wy­star­czy, że od­gad­niesz jesz­cze jedną, a wy­bie­rzesz swoją drogę.

Chło­piec za­sta­na­wiał się nad za­gad­ką Cza­sop­ka. Hmmm… Cięż­ka spra­wa. Woda roz­cień­czy­ła wino, a w dru­gim na­czy­niu do całej wody do­da­no wino, więc wina w wo­dzie po­win­no być wię­cej. Kur­czę… To ja­kieś pod­chwy­tli­we… nie po­tra­fię wy­my­ślić nic in­ne­go…

– Wina w wo­dzie jest wię­cej – od­po­wie­dział nie­pew­nie.

– Otóż nie. Pro­por­cje zo­sta­ły za­cho­wa­ne w obu na­czy­niach. Zo­sta­ła ci jesz­cze jedna szan­sa.

Adaś chciał za­py­tać o wy­ja­śnie­nie, ale mu­siał wy­tę­żyć umysł na ostat­nią za­gad­kę. Hmm… Nie ma braci ani sióstr…

Za­łóż­my, że przy­glą­dam się sobie. Je­że­li tak, to nie mam braci ani sióstr, a oj­ciec tego czło­wie­ka jest moim ojcem. Zaraz, zaraz… czyli, że to ja muszę być na tym ob­ra­zie!

Po­my­ślał jesz­cze chwi­lę, ale nie przy­cho­dzi­ło mu do głowy inne roz­wią­za­nie. W końcu od­po­wie­dział:

– Czło­wiek pa­trzy na swój por­tret. – po­wie­dział z lek­kim za­wa­ha­niem.

– Otóż… Nie. Pa­trzy on na por­tret swo­je­go syna…

– Ale… Jak to, to nie­moż­li­we – krzyk­nął wście­kły Adaś. – Żądam wy­ja­śnień.

– Nikt nie po­wie­dział, że zo­sta­ną ci udzie­lo­ne. Ni­niej­szym zde­cy­do­wa­li­śmy, że na pod­sta­wie ak­sjo­ma­tów “Nad­świa­ta”: zo­sta­niesz jedną ze zmien­nych, a…

– Co to jest ak­sjo­mat wy­bo­ru? – wy­dy­szał Adaś. Była to jego ostat­nia deska ra­tun­ku. Cza­so­pek nie zdą­żył mu wy­ja­śnić tego po­ję­cia.

Obec­ni za­mar­li. Cisza się prze­dłu­ża­ła.W końcu Cza­so­pek po­wie­dział:

-Ak­sjo­mat wy­bo­ru, to je­dy­ny wy­ją­tek od na­szych ści­słych reguł. Mó­wiąc w skró­cie je­że­li się na niego po­wo­łasz bę­dziesz miał prawo wy­brać…

– Dla­cze­go mi o tym nie po­wie­dzia­łeś? – ze łzami oczach wy­krzy­czał Adaś.

– Nie­po­trzeb­nie w ogóle o nim wspo­mnia­łem.

– Chcie­li­ście mnie oszu­kać!

– Prze­stań! Jako jeden z nie­licz­nych się o tym do­wie­dzia­łeś. Masz wiel­kie szczę­ście…

– Szczę­ście?! Prze­py­ty­wa­li­ście mnie, a mo­gli­ście od razu mnie po­in­for­mo­wać o wy­bo­rze…

– To tak nie funk­cjo­nu­je u nas. Dość tych roz­wa­żań! Jaka jest twoją de­cy­zja…?

– Po­wo­łu­ję się na ak­sjo­mat wy­bo­ru.

– W po­rząd­ku.

W tym mo­men­cie para kró­lew­ska jak i cały zamek znik­nął. Znaj­do­wa­li się po­środ­ku wiel­kiej pust­ki.

– Chcesz wró­cić na Zie­mię?

– Tak. Tę­sk­nię za ro­dzi­ca­mi, za moim świa­tem!

– W po­rząd­ku. Ak­sjo­mat wy­bo­ru sta­no­wi jasno – ty wy­bie­rasz. Że­gnaj. Gdy się prze­bu­dzisz ni­cze­go nie bę­dziesz pa­mię­tał…

– Jak t…

Wszyst­ko zmie­ni­ło się w czerń.

***

Minął ty­dzień i ro­dzi­ce chłop­ca tra­ci­li już na­dzie­ję, że się kie­dy­kol­wiek wy­bu­dzi. Matka ujęła jego dłoń i po­ca­ło­wa­ła ją na po­że­gna­nie. Po­czu­ła mu­śnię­cie na po­licz­ku – to kciuk Ada­sia de­li­kat­nie prze­je­chał jej po twa­rzy…

 

Koniec

Komentarze

Proś­ba or­ga­ni­za­cyj­na:

Jeśli mimo prze­kro­cze­nia kon­kur­so­we­go li­mi­tu wrzu­casz tekst pod ta­giem kon­kur­so­wym, dodaj wstaw­kę kon­kur­so­wą z ad­no­ta­cją, ze tekst jest po­za­kon­kur­so­wy.

Tekst po­wy­żej li­mi­tu nie bę­dzie uwzględ­nia­ny w usta­la­niu wy­ni­ków, ale mogę go prze­czy­tać i po wy­ni­kach zo­sta­wić ko­men­tarz.

Oczy­wi­ście nie­za­leż­nie od tego ścież­ka B nadal po­zo­sta­je otwar­ta (limit 2000 słów jest w ścież­ce B, na por­ta­lu jest ścież­ka A z li­mi­tem 1000 słów).

 

No witaj! Opo­wia­dan­ko in­te­lek­tu­al­nie wy­ma­ga­ją­ce, ale sym­pa­tycz­ne. Oto co za­no­to­wa­łem w trak­cie lek­tu­ry, wra­że­nia spi­sy­wa­ne na bie­żą­co, błędy wy­ła­py­wa­ne na bie­żą­co:

1. Kurde, ten le­karz za­cho­wu­je się dość nie­pro­fe­sjo­nal­nie. >Uszko­dze­nia czasz­ki są roz­le­głe, w szcze­gól­no­ści płata czo­ło­we­go

Płat czo­ło­wy jest czę­ścią mózgu, a nie czasz­ki. Albo “kość czo­ło­wa” czy “łuska czo­ło­wa”, albo za­mień jakoś to "w szcze­gól­no­ści". No i wcią­ga­nie ro­dzi­ców w teo­lo­gicz­ną/me­ta­fi­zycz­ną dys­pu­tę – to aku­rat bez wy­rzu­tów su­mie­nia mógł­byś po­słać do dia­bła i spo­koj­nie zmie­ścił­byś się w na­rzu­co­nym li­mi­cie 2000 słów.

2. "Ada­siu" ko­ja­rzy mi się jed­no­znacz­nie z "Chodź, Ada­siu, za­pra­szam na Mo­ren­kę. To jest Mo­ren­ka…"

2. Fort­ni­te. Je­stem stary. Wy­star­cza­ją­co młody, by wie­dzieć co to jest, za stary, by to do­brze znać. >Tylu barw jed­no­cze­śnie nigdy nie wi­dział, nawet w Fort­ni­cie

Wska­zów­ka mo­je­go we­wnętrz­ne­go Crin­go­me­tra nie­spo­koj­nie drgnę­ła.

3. Wy­buch gazu i siar­ka? Do gazu ziem­ne­go do­da­je się te­tra­hy­dro­tio­fe­nu i to on tak cha­rak­te­ry­stycz­nie śmier­dzi. Wpraw­dzie ten zwią­zek za­wie­ra siar­kę, ale jego za­pa­chu nigdy nie na­zwał­bym siar­ko­wym. Cha­rak­te­ry­stycz­nym, nie­przy­jem­nym, ale nie siar­ko­wym. 

4. Ga­da­ją­ca cza­so­prze­strzeń. Hm. Nie ku­pu­ję. No, ale jakoś prze­ży­je­my. 

5. Cza­so­pek?! Chło­pek-roz­tro­pek-cza­so­pek. Popek. Kno­pek. Sno­pek. Dla kogoś, kto jest "czymś wię­cej" od boga, chło­pak wy­my­ślił­by chyba ciut do­stoj­niej brzmią­ce imię. 

6. Aż pro­si­ło­by się o wsta­wie­nie krę­cą­cych się Tes­se­rak­tów i frak­ta­le. Nad­świat jest jakoś za­ska­ku­ją­co pro­za­icz­ny. 

7. – A gdzie tra­fia­ją isto­ty z in­nych świa­tów? – Pro­sto do zbio­ru pu­ste­go.

Jeśli ele­ment tra­fia do zbio­ru pu­ste­go, zbiór prze­sta­je być zbio­rem pu­stym, a staje się zbio­rem jed­no­ele­men­to­wym. Lep­szą ale­go­rią by­ło­by mno­że­nie przez zero czy (a co tam!) dzie­le­nie przez zero.

8. Przed 3 jest jesz­cze jedna licz­ba pierw­sza. 

9. Jeśli się nie mylę, po­da­ny ciąg dąży do nie­skoń­czo­no­ści. Nie da się więc "do­trzeć do gra­ni­cy",. Aby było to moż­li­we, gra­ni­ca mu­siał­by by być skoń­czo­na, cią­giem mo­gło­by być np. (1/n)+1. No, chyba że to jest ta słyn­na gra­ni­ca nie­skoń­czo­no­ści ;)

10. No dobra. Funk­cji Can­to­ra nie zna­łem. Punkt dla Cie­bie! Fak­tycz­nie, dia­bel­stwo strasz­ne, mu­sia­łem po­świę­cić z pięć minut, zanim do­brze zro­zu­mia­łem de­fi­ni­cję.

11. Osobą na ob­ra­zie nie musi być syn. Może być też córka. Król mówi o CZŁO­WIE­KU, a nie o MĘŻ­CZYŹ­NIE na ob­ra­zie.

 

Punkt 2 był dwa razy.

 

W sumie jak na po­cząt­ku opo­wia­da­nie wy­da­wa­ło mi się aż na­zbyt na­iw­ne, im dłu­żej je ana­li­zu­ję, tym więk­szy mam dla niego sza­cu­nek. Nawet jeśli miej­sca­mi jest tro­chę nie­ści­słe czy na­cią­ga­ne (wszak nie trze­ba Nad­świa­ta, aby móc opi­sać wła­ści­wie do­wol­ne zja­wi­sko przy po­mo­cy od­po­wied­nie­go al­go­ryt­mu), to na­praw­dę faj­nie sty­mu­lu­je. Takie opo­wia­da­nie – za­gad­ka lo­gicz­na.

Cenię je za po­mysł! 

Poza kon­kur­sem – nie oce­niam.

Dzię­ku­ję bar­dzo Plisz­ka-Czaj­ka! Prze­pra­szam, że teraz do­pie­ro, nie spo­dzie­wa­łem się, że ktoś aż tak do­kład­nie prze­czy­ta. O dwój­ce oczy­wi­ście za­po­mnia­łemblush, a i po­wiem, że ktoś za­ufa­ny tą pierw­szą część mi od­ra­dzał, ale chcia­łem żeby ktoś “trze­ci” się wy­po­wie­dział. Z tą Mo­ren­ką to mi przy­po­mnia­łeś, bo za­po­mnia­łem już o nim:p. Gra­ni­ca ce­lo­wo ma być do +nie­skoń­czo­no­ści :] Resz­ta – moje nie­do­pa­trze­nia. Dzię­ki jesz­cze raz!!!

345

Zwróć uwagę na prze­cin­ki. Licz­by za­pi­su­je­my słow­nie, skró­ty roz­wi­ja­my (nikt nie przed­sta­wia się jako “dr”, wy­ma­wia całą nazwę):

– Dzień dobry[-,] – po­wie­dział le­karz[+,] wcho­dząc do sali – na­zy­wam się doktor In­fi­nit.

I wy­rów­nu­je­my do obu stron, le­piej się czyta.

Cał­kiem przy­jem­ne :)

I za­chę­cam do ak­tyw­no­ści, wię­cej osób zaj­rzy do Cie­bie, gdy bę­dzie ko­ja­rzyć Twój nick ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

No to ocena po­za­kon­kur­so­wa:

 

Fan­ta­sty­ka: jest.

Motyw kon­kur­so­wy: jest.

 

Przede wszyst­kim dzię­ki, że po­sta­no­wi­łeś wes­przeć akcję, mimo że w kon­kur­sie się nie zmie­ści­łeś.

 

Co do sa­me­go tek­stu… Bar­dzo szyb­ko przy­po­mniał mi czy­ta­ne kie­dyś re­cen­zje „Fla­tlan­dii”, choć bez wcho­dze­nia w jej aspek­ty spo­łecz­ne. Mimo tego po­do­bień­stwa, po­mysł sam w sobie ze spo­rym po­ten­cja­łem. Nie­ste­ty pod wzglę­dem formy wy­szło zbyt pro­sto. Nawet na po­zio­mie za­cho­wa­nia le­ka­rza wzglę­dem ro­dzi­ców. No… nie­zbyt na­tu­ral­nie. W do­dat­ku koń­ców­ka wy­szła zbyt po­śpiesz­na. A szko­da,, bo tu można było wyjść da­le­ko poza pro­ste za­gad­ki i po­ku­sić się o tro­chę fi­lo­zo­fii. Moja rada: warto kie­dyś do tego wró­cić, na spo­koj­nie, pró­bu­jąc ten sam po­mysł na­pi­sać w więk­szej kom­pli­ka­cji szcze­gó­łów :-)

 

Bar­dzo dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie wilk-zi­mo­wy i Anet. Tak zga­dzam się z tym cał­ko­wi­cie, co na­pi­sa­łeś. Chcia­łem po pro­stu zdą­żyć to opu­bli­ko­wać, bo ogól­nie mia­łem za­ku­sy na dużo szer­szy opis tego “świa­ta”. Nad formą będę pra­co­wał, bo ktoś mi już zwró­cił na to uwagę z bli­skie­go oto­cze­nia. Jest to pierw­szy tekst jaki opu­bli­ko­wa­łem w ogóle i to tro­chę w po­śpie­chu, więc będę sta­rał się nad tym pra­co­wać jak czas po­zwo­li :p. A co do „Fla­tlan­dii” to od razu przy­po­mnia­łeś mi jak pro­fe­sor, który wy­kła­dał u nas na uczel­ni twier­dził, że “Fla­tlan­dia” po­win­na być już lek­tu­rą w pod­sta­wów­ce :]

345

Hmmm. Tekst razi sztucz­no­ścią. Naj­pierw le­karz opo­wia­da ro­dzi­com w szpi­ta­lu o za­świa­tach. Na ich miej­scu za­czę­ła­bym co naj­mniej się awan­tu­ro­wać. Potem roz­mo­wa z Cza­sop­kiem to jeden wiel­ki in­fo­dump. Opi­su­jesz świat, ale za mało zo­sta­je na fa­bu­łę. To tak, jakby w te­atrze wi­dzom opo­wia­da­li wię­cej o sce­no­gra­fii (ka­mie­ni­ca z pra­wej to płyta z kar­ton­gip­su. Z tyłu znaj­du­ją się schod­ki, żeby bo­ha­ter­ka w dru­gim akcie mogła wyj­rzeć przez okno na pię­trze), niż na­praw­dę da­wa­li przed­sta­wie­nie.

Ogól­nie tekst jest cie­ka­wy, ale ra­czej mo­no­te­ma­tycz­ny.

Sporo błę­dów wy­ni­ka­ją­cych z nie­wie­dzy. Można po­pra­wiać opu­bli­ko­wa­ny tekst, nawet tego ocze­ku­je­my.

– Pro­szę Pań­stwa, stan syna jest cięż­ki.

Ty, twój, pan itp. w dia­lo­gu małą li­te­rą. W li­stach dużą.

Uszko­dze­nia czasz­ki są roz­le­głe, w szcze­gól­no­ści płata czo­ło­we­go.

Płat czo­ło­wy to część mózgu, nie czasz­ki. To jak w zda­niu “Strzał wy­stra­szył konie, a zwłasz­cza kota”.

– 1,3,5,…

A 2? W pew­nym mo­men­cie trze­ba mieć bar­dzo dłu­gie nogi, ale skoro można przy­brać do­wol­ną po­stać, to pew­nie da się za­ła­twić. Cho­ciaż ogar­nia­nie scho­dów przy wyż­szych stop­niach wy­ma­ga ogrom­nej wie­dzy i pa­mię­ci…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka