
Lubię te chwile przed świtem. Jeszcze nie dzień, ale już nie noc. Mgła unosi się nad łąką, próbuje przenikać do lasu. Krople porannej rosy osiadają na roślinach, których zapach i smak jest wtedy zupełnie inny. Wszyscy w lesie powoli wracają do legowisk. Nocne życie dobiega końca.
Widzę idące, zmęczone dziki. Daleko za nimi stary wilk samotnik. Znowu nic nie upolował. Mam nadzieję, że mnie nie zwietrzy. Kiedyś był postrachem całego lasu. Teraz nawet my zające się go prawie nie boimy. Nic już nie może upolować, ale głodny nie jest. Odkryłem, że chodzi na nasze żerowisko. Ludzie mówią na to: „śmietnik”.
Och. W sumie pierwszy raz spotykam się z drabblem, który jest „częścią” całości.
Bardzo ładny i cóż. Coś w tym jest, że sięgamy po coś, co jest łatwiejsze do zdobycia. W końcu za śmietnikiem nie trzeba ganiać.
Ech, niestety bez fantastyki… W sensie, że śmietniki w roli żerowisk niefajne.
Babska logika rządzi!
Przczytałam dwa wcześniejsze drabble leśne, a ten mi jakoś umknął, więc teraz nadrobiłam zaległość.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.