
Tekstu nie za dużo,
Lecz trochę się dzieje.
Niech słowa nie znużą.
Tekstu nie za dużo.
Reklamować więcej
już się nie ośmielę.
Tekstu nie za dużo,
Lecz trochę się dzieje.
Dziękuję za betę: herox002 oraz ManeTekelFares <3
Tekstu nie za dużo,
Lecz trochę się dzieje.
Niech słowa nie znużą.
Tekstu nie za dużo.
Reklamować więcej
już się nie ośmielę.
Tekstu nie za dużo,
Lecz trochę się dzieje.
Dziękuję za betę: herox002 oraz ManeTekelFares <3
Prolog
Leżał twarzą w ziemi, po ciosie w tył głowy i upadku z wiaduktu. Ze wszystkich sił starał się nie stracić przytomności, powtarzał sobie, że nie może zemdleć. Nie wiedział, czy słyszane w ciemności głosy były prawdziwe, czy to tylko omamy.
– Jak on to zrobił? Wyjaśnijcie mi to!
– Jakimś odbiciem magii chyba, nie wiem, szefie…
– Jakim odbiciem, co ty pieprzysz? Chyba nie wywaliłeś w niego impulsu elektromagnetycznego?
– No nie, niczego nawet nie zaczęliśmy… To czymś innym pewnie.
– I kto, do cholery, daje sobie ukraść magotronikę. No, kto?! Takiego kogoś od razu, na zbity ryj…
– Szefie spokojnie, Julka już nam wszystko opowiedziała, omamił ją jedną z tych swoich iluzji. Ale w końcu go mamy, leży tutaj i zaraz będzie po nim.
– À propos iluzji, Piotrusiu, ja się z tobą policzę po tym wszystkim. Ze Staszkiem również. Tak się dać porobić, przecież prawie uciekł.
Szef umilkł, by po chwili zwrócić się do leżącego:
– No, magiku, czas na eksplozję. A może implozję. A może w sumie na jedno i drugie. Hej, magiku!
Magik powtarzał w myślach jak mantrę: nie zemdleć, nie zemdleć, nie zemdleć, nie zemdleć.
– Papierosa – wyszeptał po chwili. – Papierosa…
– Patrzcie państwo, ostatnie życzenie skazańca. Piotruś, daj papierosa – leżący usłyszał szelest ubrań i dźwięk przetrząsania kieszeni. – Schowaj tę magijną zapalniczkę, idioto. Daj bezczarowe zapałki.
Podawali sobie coś z rąk do rąk, podczas gdy mężczyzna u ich stóp oblizywał spierzchnięte wargi, do których przykleiły się drobiny piasku. Pomyślał o grobie, miejscu, w którym już niedługo mógł się znaleźć. Może to nawet nie byłoby takie złe? Wyściełana trumna, pachnąca drewnem i ziemią, będzie mógł wreszcie odpocząć, zasnąć. Oczy same zaczęły mu się zamykać. Nie zemdleć! – wrzasnął do siebie ponownie w myślach.
– Ponieważ sprawiłeś nam tyle kłopotów, okażę ci szacunek i sam przypalę. – Nachylił się nad nim szef.
Trzask zapałki o pudełko, i kolejny, i kolejny… Z pudełka poleciały tylko iskry, w tym samym momencie na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice.
– Patrzcie, nie chcą się zapalić. Zamokły, czy co… – denerwował się szef.
Leżący wiedział, że musi podnieść głowę w odpowiednim momencie. Jeden raz, jeden jedyny, ostatnia szansa. Musi.
***
Odwiedzał starego przyjaciela, który mieszkał na ostatnim piętrze w bloku na osiedlu Przyjaźni. Na szczęście działała jedna z wind.
– Starość – powiedział do niego gospodarz, gdy już siedzieli pochyleni nad dwiema szklankami mocnej herbaty bez cukru.
– Nie gadaj lepiej bzdur – obruszył się przybyły.
– A słyszałeś, co spotkało Kacpra?
Gość pokręcił głową, po czym przygładził długie, siwe włosy i zerknął ukradkiem w stronę lustra, znajdującego się za szybą starego kredensu. A może serwantki, z tą meblową terminologią zawsze był na bakier. Mieszkanie było jakby żywcem wyjęte z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, podobnie zresztą, jak jego mieszkaniec.
– Aleksandrze, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – dopytywał gospodarz.
– Oczywiście, Jerzy, mówiłeś coś o Kacprze.
– No tak, o Kacprze, więc słuchaj. Poszedł do podstawówki, tutaj niedaleko, kilka ulic dalej. Zaproponował, że zrobi przedstawienie dla dzieciaków. Głupi pomysł, jeśli byś mnie spytał. – Jerzy zrobił krótką pauzę, na dwa łyki herbaty ze szklanki, obejmowanej przez metalową siatkę staromodnego koszyczka, po czym kontynuował. – Kobieta w sekretariacie od razu się Kacprowi nie spodobała. Patrzyła nieustannie w tę, taką deseczkę z ruchomymi obrazkami, zamiast skupić na nim uwagę.
– Tablet, to się nazywa tablet.
– Tablet, no właśnie. Powiedziała Kacprowi, odrywając się na chwilę od tej swojej deseczki, że jeżeli chce występować, musi najpierw złożyć oficjalną ofertę. Tę ofertę trzeba następnie przekazać do dyrektora, to nie takie proste i nie tak szybko. Dodatkowo może być wymagany przetarg, jeżeli ktoś jeszcze w tym samym czasie będzie chciał zrobić przedstawienie w szkole.
– Przetarg – mruknął Aleksander – I co na to Kacper?
– A jak myślisz? Zdenerwował się trochę. Spytał kobietę, czy aby nie postradała rozumu. Powiedział, że nie chce przecież szkoły remontować, tylko w niej występować. Kobieta nic na to nie odpowiedziała, przerzucała sobie tylko dalej jakieś strony na tej swojej deseczce.
– Nowa magia – podsumował Aleksander.
– Tak. Sam widzisz jak to daleko zaszło – przyznał mu rację Jerzy. – Kacper pomyślał sobie wtedy, że nici z występu, na wszelki wypadek jednak zostawił swoją wizytówkę. Kobieta z sekretariatu wzięła ją w rękę i przeczytała: Kacper Magnus, Prestydigitator. I słuchaj teraz, bo to najlepsza część. – Pojedynczy tym razem łyk herbaty wypełnił krótką, acz konieczną przed finałem historii, pauzę. – Nie zrozumiała ostatniego słowa, więc pyta Kacpra, co to znaczy, że jest prestydigitatorem. Ten zamiast odpowiedzieć, prosi ją, żeby mu się dobrze przyjrzała i powiedziała kim, według niej, jest. Ona tylko wzruszyła ramionami. Otworzył zatem drzwi i zawołał jakieś stojące najbliżej sekretariatu dziecko. Akurat była przerwa między lekcjami. Dziecko podeszło, a on poprosił, żeby powiedziało pani z sekretariatu, kim on jest. A wiesz przecież, jak wygląda Kacper.
– Tak samo od lat, długa broda, okulary w okrągłych oprawkach, kapelusz, płaszcz i laseczka w dłoni. Mag pełną gębą.
– No właśnie. A to dziecko wskazało na niego palcem i powiedziało: hipster. Hipster, rozumiesz to? Dziecko nazwało go hipsterem!
Gospodarz był wyraźnie zdenerwowany, jednak Aleksander westchnął tylko. Wstał i spojrzał na widoczny z okna akademik, do którego wchodziła właśnie grupa studentów.
– Co zrobić, świat się zmienia. Choćby Wrześniak. – Wskazał palcem na budynek za oknem. – Pamiętasz, że kilka lat temu groził zawaleniem? Musieli nawet zburzyć kilka pięter.
– A ty, czy jesteś gotów, żeby zburzyli ci kilka pięter? – odpowiedział Jerzy zza stołu.
– Niech tylko spróbują.
Gospodarz westchnął, bez słowa zebrał puste szklanki i podreptał do kuchni. Aleksander dalej patrzył przez okno.
– Dobrze, że z tym skończyłem, bo w dzisiejszych czasach zupełnie bym się nie odnalazł. – Jerzy wrócił z dwoma szklankami parującej herbaty, by po chwili ponownie usiąść za stołem.
– No właśnie. – Uśmiechnął się Aleksander, dołączając do niego. – Przychodzę do ciebie z jedną taką sprawą.
– Mogłem się domyślić. – Jerzy siorbnął nieco brązowego płynu i zmrużył jedno oko.
– Owszem, mogłeś, a teraz do rzeczy. Z chęcią bym jeszcze porozmawiał, ale musisz zrozumieć, że mam niewiele czasu. Wiesz, że zapadł już wyrok i oficjalnie jestem wyjęty spod opieki Gildii.
Jego rozmówca kiwnął powoli głową.
– Muszę wiedzieć, kiedy po mnie przyjdą. Zrobisz to dla mnie?
– Wiesz, dlaczego odszedłem na emeryturę?
– Tak.
– I nie boisz się?
– Po prostu nie mam innego wyjścia.
– Dobrze, więc zróbmy to.
***
– Oszalałeś chyba, upadłeś na tę swoją siwą głowę.
Ledwo Aleksander powiesił płaszcz w przedpokoju i powiedział, kogo dziś odwiedził, już na niego napadła. Jakby nie wiedziała, ile pola manewru mu pozostało, jak mało miał dróg wyjścia.
– Może chociaż zaprosisz mnie do środka, czy będziemy tutaj tak stać?
Cofnęła się i wskazała na skórzaną kanapę. Wszedł i usiadł.
– Dobrze ci tu, niemal w samym centrum, niedaleko ratusza – rozejrzał się po mieszkaniu z ciekawością, która mogłaby zostać uznana za podziw.
– Nie zmieniaj tematu – odgarnęła z czoła niesforny blond kosmyk i założyła go za ucho. – Byłeś tu zresztą już wcześniej.
To prawda był już tutaj, bodaj raz. Ulica Mikołaja Reja, spore mieszkanie w odnowionej kamienicy, podobne do innych mieszkań tego rodzaju, jakich wiele w Zielonej Górze. Takie mieszkania w większości są jak stare prostytutki, obficie upudrowane i umalowane tak, że, gdy patrzysz na nie z ulicy, wydają się pięknościami. Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien. Mieszkanie Julii tylko tym różniło się od pozostałych, że puder był grubiej nałożony, architektoniczny makijaż mocniejszy.
Przyniosła wody z cytryną, napił się powoli, delektując się chwilą milczenia. Cisza nie trwała jednak długo:
– Wiesz przecież, jak go nazywali, zanim został wyrzucony z Gildii – nie usiadła na kanapie, kontynuowała, patrząc na niego z góry. – Samozwaniec, Jerzy Samozwaniec.
– Nie został wyrzucony, tylko odszedł na zasłużoną emeryturę.
– Nie rozśmieszaj mnie, sam wiesz jak było. – Usiadła wreszcie i zaczęła obracać w dłoniach szklankę. – Amnezja postępowa go dopadła, przestał widzieć przyszłość. Przez lata jednak nie przyznawał się do tego i bazował na wypracowanej wcześniej reputacji. Samozwańczo przepowiadał dalej, nawet z niewielkimi sukcesami, bazując na regule samosprawdzającej się przepowiedni.
– Proszę, tylko nie rób z niego dodatkowo psychologa. – Skrzywił się, bynajmniej nie z powodu cytryny.
– Dla niego to byłby komplement. – Wzruszyła ramionami. – Co mnie to zresztą obchodzi, ty i ja jesteśmy już dawno po rozwodzie. Odwiedzaj sobie tylu świrów, ilu ci się podoba.
– Rzeczywiście, Julio – przytaknął. – Nie powinno cię to obchodzić.
Rozejrzał się ponownie po nowocześnie urządzonym mieszkaniu. Plastik i szkło, trochę drewna, metal. Lekki zapach wilgoci, maskowany przez odświeżacz powietrza, meble od projektantów, trochę magotroniki. Wpływy nowej magii widać było tutaj na każdym kroku.
– Widzę, że nieźle ci się powodzi – zauważył chłodno.
– Nie narzekam – odpowiedziała niespeszona. – Równoumagicznienie otworzyło mi parę dróg, stłukło niejeden szklany sufit.
– Słyszałem, że gość, który to wymyślił, już nie żyje.
– Co to ma za znaczenie?
– Tak tylko mówię. – Spojrzał prosto w jej odmłodzoną twarz. Przesunięte kości policzkowe, zmniejszony nos, powiększone oczy i oczywiście usunięte kurzajki.
– Wiedźma. Kiedyś nią byłaś, kim jesteś teraz, zbratawszy się z nową magią?
– W nowej magii każdy może być, kim chce.
– Albo się jest sobą, albo nikim. Nie ma trzeciej możliwości.
– Przyszedłeś się kłócić?
– Nie – odpowiedział cicho. – Nie, Julio, przyszedłem się pożegnać.
Ta informacja docierała do niej powoli, obrastając wspomnieniami ich wspólnej przeszłości. Po chwili Julia rozpłakała się. Drżącą ręką sięgnęła po papierosa, którego pomógł jej zapalić jej własną, magotroniczną zapalniczką.
***
Zmierzchało, gdy wracał do swojego domu przy dworcu PKP. Kiedy tylko przekroczył próg, zauważył, że Anna nadal tam jest. Nigdzie nie odeszła, choć przecież mówił jej wyraźnie, że tak będzie bezpieczniej. W końcu tak naprawdę to jej szukają, ją chcą skrzywdzić, a Aleksander tylko stoi im na przeszkodzie.
Westchnął i usiadł przy stole. Zapalił lampkę i wyciągnął z kieszeni magijną zapalniczkę, którą ukradł swojej żonie. Byłej żonie - poprawił się w myślach.
– Zrobić ci coś do jedzenia? – zapytała.
– Tak, poproszę.
Był na nią zły i wiedziała o tym, dlatego więcej się nie odezwała. Aleksander również milczał, obserwował tylko kątem oka, jak naczynia i sztućce fruwają po kuchni niczym samoloty kołujące przed lądowaniem na ruchliwym lotnisku.
Jak człowiek może się stać niewidzialny? Anna próbowała mu to wytłumaczyć, ale nie zdołał tego pojąć. Mówiła o tym, że ta niewidzialność zaczyna się wewnątrz, a potem wystarczy ją tylko wypuścić z siebie. Aleksander czuł, że ma to związek z jakąś tragedią, która spotkała Annę, próbował z nią o tym rozmawiać, ale nie chciała się otworzyć.
Położył zapalniczkę na stole, wszedł do kuchni i delikatnie objął dziewczynę. Pod wpływem bliskości zaczęła się powoli materializować, wytarła dłonie w papierowy ręcznik, odwróciła się i pocałowała go w policzek. Może gdyby był młodszy, gdyby nie miał tylu wrogów w Gildii. Gdyby świat tak szybko się nie zmieniał. Może wtedy…
Mrzonki.
Wyplątał się z ramion Anny i wrócił do salonu. Usiadł na krześle, skupiając się na zapalniczce.
Magotronika, elektronika połączona z czarami. Modne słowo wymyślone na potrzeby właścicieli modnych przedmiotów. Położył gadżet na blacie stołu i ustawił wokół niego, kilka niewielkich luster. Zmarszczył czoło, dokonując drobnych poprawek układu. Następnie wstał i z ciężkiej dębowej skrzyni wyciągnął grubą świecę, którą umieścił obok zapalniczki, wewnątrz okręgu z luster. Spojrzał z góry i raz jeszcze poprzestawiał o kilka milimetrów lustra. Zamruczał coś pod nosem, podniósł zapalniczkę i zapalił nią świecę. Płomień przybrał dziwny kształt przypominający klucz. Skradziony gadżet Aleksander położył tuż obok świecy tak, że roztopiony wosk wnikał do środka, oblepiając metal i plastik.
– Chodź, zjemy – dobiegł do niego głos z kuchni.
– Już idę. – Odwrócił wzrok od instalacji w salonie.
Zajął jedno z dwóch krzeseł przy kuchennym stoliku.
– Co robisz teraz? – wypytywała, nakładając kolację.
– Nowa magia wypracowała coś, co angielscy czarodzieje nazywają “magic of things”. Każda rzecz ma być czarodziejska, wszystkie komunikują się ze sobą, a zaklęcia przeskakują niejako z jednej rzeczy na drugą. Próbuję to wykorzystać.
– Jak?
– Lustra. Od zawsze są podstawą magii, to coś więcej niż proste załamywanie światła i tworzenie iluzji.
– Odbiłeś ten przedmiot w magicznych lustrach, tylko po co?
– Stworzyłem coś, co da mi szansę. Za pomocą magotronicznej zapalniczki spróbuję podłączyć się do ich czarów.
Spojrzał na swój talerz: kurczak, cukinia, jasny sos i coś zmielone na złotą papkę.
– To pesto z orzechów – dostrzegła jego pełne wątpliwości spojrzenie.
– Pesto z orzechów, oczywiście – przytaknął lekko.
Jedli w milczeniu, a po skończonym posiłku talerze pofrunęły do zlewu. Puściła wodę i zaczęła zmywać.
– Słyszałam o magii ognia, magii wody, ziemi i powietrza. O czarnej magii, białej magii, magii pierwotnej i magii śmierci. Ale odbicia? Jaka to szkoła magii?
– Jeśli wyjdę z tego cało, nie omieszkam podzielić się z tobą tą wiedzą – powiedział chłodno i niemal natychmiast pożałował swoich słów.
Był jeszcze na nią zły za zlekceważenie jego polecenia, żeby opuścić mieszkanie. Choć równocześnie jej towarzystwo cieszyło go, musiał to sam przed sobą przyznać. Był więc także zły na siebie.
– To wszystko przeze mnie, prawda? – zapytała ze smutkiem.
– Zmiany – westchnął. – Zmiany są nieuniknione. Kogo będziesz winić za wyginięcie dinozaurów?
– Ponoć uderzył wtedy meteoryt. Czy ja jestem meteorytem dla magii?
– Dla starej magii – poprawił ją. – Tak ją teraz nazywają. I nie, nie jesteś meteorytem dla nas, masz tylko coś, czego oni pragną.
– Niewidzialność?
– Niewidzialność – potwierdził.
– Co będzie, jeśli jej użyją?
Przeczesał dłonią swoje długie włosy.
– Katastrofa – stwierdził krótko. Po chwili ciszy dodał: – Oni są brutalni i bezwzględni, kilku magów, którzy sprzeciwili im się w Gildii, spotkała straszna śmierć. A mają apetyt na więcej, chcą rządzić całym światem. – Przeczesał siwe włosy szczupłymi palcami – Musisz zrozumieć, że to nie są już czasy mistrzów i terminatorów. Nowa magia jest dostępna dla wszystkich i od razu, a pseudoczarodzieje, adepci nowej magii, są ze sobą połączeni na tej samej zasadzie, co ich magiczne przedmioty. “Magic of things” moja droga, "magic of things".
– To znaczy, że jeden czegoś się nauczy, a wszyscy będą to umieli?
– Zaiste.
– Czy jesteś w stanie ich powstrzymać?
– Nie wiem, ale muszę spróbować.
Wstał i poszedł do przedpokoju, czując na sobie jej wzrok. Z zawieszonego na wieszaku płaszcza wyciągnął portfel, a z niego sto złotych. Spojrzał w znajdujące się naprzeciw niego lustro, po czym sięgnął przez taflę szkła i zabrał odbiciu banknot. Po zwierciadle przeszły niewielkie fale, jakby wkładał rękę do spokojnych wód jeziora. Gdy powierzchnia lustra się uspokoiła, jego odbicie, miało już dwa banknoty w dłoni. Zabrał pieniądze ponownie sięgając przez lustro i jeszcze raz, i jeszcze… Po chwili miał już w garści spory plik pieniędzy.
– Weźmiesz je i uciekniesz stąd. Nie wiem, może na wschód, tam nowa magia wydaje się słabsza. Staraj się płacić nimi pojedynczo i w żadnym wypadku nie wpłacaj ich do banku, mają ten sam numer serii.
– A ty? – zapytała.
– Ja będę tutaj – wzruszył ramionami. – To jest moje miasto.
Wrócił do stołu w dużym pokoju i spokojnie obserwował, jak świeca się dalej pali. Słyszał dziewczynę za ścianą, pakowała swoje rzeczy. Cieszył się ostatnimi chwilami jej obecności, już bez żadnych wyrzutów sumienia.
***
Dwóch mężczyzn w obcisłych ciemnych kurtkach i czarnych czapkach z daszkiem krążyło po wąskich ulicach wokół dworca PKP.
– Mówiłeś, że wiesz, gdzie mieszka, że tam byłeś – powiedział jeden z nich do towarzysza.
– Poleciałem do niego, nie szedłem przecież. Te wszystkie szare ulice z dołu są podobne do siebie jak dwie krople wody – odpowiedział drugi i splunął na asfalt. Czarne piórko, przyczepione do jego czapki, mało nie spadło na chodnik.
– Piotruś Pan. – Pierwszy pokręcił głową. – Ciągle byś tylko latał, a szef przecież wyraźnie zabronił. Po tych aferach z magic dronami ma się trochę uspokoić.
– Czekaj, jest wiadukt, jaka to ulica?
– Batorego.
– To tutaj, jego dom jest za wiaduktem. A może przed…
– Piotruś, do jasnej cholery!
– Staszek, za czy przed, wszystko przecież zależy, z której strony się leci. Jesteśmy już blisko, weź go namierz czarolokalizacją.
– Nie przechwyci sygnału?
– O co ty go podejrzewasz, to stary dziad. Pewnie czary odpala na korbkę.
– Na korbkę, dobre… – zarechotał Staszek. – Odpaliłem czarolokalizację, czar kręci się już, zaraz go namierzę. Zatrzymajmy się na chwilę, żeby sygnał nie uciekł.
Usiedli na krawężniku, w powietrzeu unosił się zapach jak po burzy.
– A słyszałeś, Piotruś, o tej aferze w Parku Tysiąclecia? – zagadnął Staszek.
– Nie słyszałem, co się stało?
– Staromagijni… Jeden z nich urządzał w parku pokaz. Zebrał się mały tłumek, a gość, jak to oni, z brodą, w turbanie. No i recytował głośno jedno z ich zaklęć: “Abbra Kadabra”, a ktoś w tłumie usłyszał “Allach Akbar”. Się zjechało policji, czarodziej aresztowany, afera na całe miasto.
– Może wreszcie zrozumieją, że w tym mieście nie ma dla nich miejsca.
– Wątpię. – Tym razem Staszek splunął na asfalt – Chodź, jest sygnał.
– Nareszcie, miejmy to już z głowy – powiedział Piotruś Pan.
W dużym pokoju, w domu magika, paliła się tylko świeca. Weszli swobodnie, korzystając z aplikacji otwarcia i zaproszenia do środka, którą Staszek miał zainstalowaną w swoim magicphonie.
– Stara magia – wyszeptał Staszek. – Żadnych zabezpieczeń.
W przedpokoju minęli porozwieszane na ścianach plakaty, “Aleksander Głaz, pokazy ognia, Hala Ludowa 10 marca 1980”, "Aleksander Głaz i jego lustra, Amfiteatr Zielonogórski 6 czerwca 1990”. Przeszli obok starego dębowego stołu w salonie, na którym paliła się świeca i dotarli w końcu do fotela, w którym z zamkniętymi oczami siedział Aleksander.
– Ty, chyba umarł – powiedział Piotruś. – A nie, żyje, poruszył ręką.
– Zbieraj się, dziadu– powiedział Staszek. – Z rozkazu Gildii pójdziesz z nami.
Magik powoli otworzył oczy, spojrzał na antyczny zegar wiszący nad stołem i zadumał się nad precyzją Jerzego Samozwańca w przewidywaniu przyszłości.
– Wstawaj, kurwa, idziemy! – Piotruś Pan pomyślał, że dobrze rozkaz podeprzeć przekleństwem, żeby pokazać, że z nimi nie ma żartów.
Udało się, podstarzały mag podniósł się z trudem z fotela i przeszedł do przedpokoju. Otworzył szafę, wziął cylinder i laskę ze szklaną gałką, ściągnął płaszcz z wieszaka.
– Aha – powiedział Aleksander, gdy już otworzyli drzwi na klatkę schodową. – Czy mogę panów prosić o zdmuchnięcie świecy?
To nie była zwykła świeca. Staszek zauważył, że wosk otaczał magotroniczną zapalniczkę. Piotruś Pan, niczego nie podejrzewając, spełnił prośbę magika i zdmuchnął płomień. I wtedy się zaczęło.
***
Cisza i ciemność.
– Spójrz mi prosto w oczy – teatralny szept zabrzmiał jakby tuż obok ucha Piotrusia Pana.
Piotruś odwrócił się ze strachem i zobaczył szklaną gałkę laski, w której świeciły dwa czerwone światełka.
– Nie ma nigdzie tego magika, a ja nie mogę się połączyć ze spellbookiem – krzyczał Staszek.
– Cicho – odpowiedział mu Piotruś Pan. – Cicho bądź!
Usłyszeli trzask, jakby coś pękało. Zegar spadł na podłogę, a meble w całym mieszkaniu drgały, poruszały się, jakby miały zamiar opuścić mieszkanie.
– Spadajmy stąd! – krzyknął Staszek.
Piotrusiowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wypadli na klatkę schodową i pognali prosto w noc. Było czarno jak na jakiejś zapadłej wsi, a nie w środku miasta.
– Jakby cała elektronika wysiadła, cała elektryczność – Staszkowi w głowie się to nie mogło pomieścić.
– Co ten magik… – zaczął Piotruś Pan, kiedy przerwał mu donośny łoskot walącego się za nimi budynku.
Zaraz potem runęły kolejne bloki na ulicy Batorego oraz pobliskich Dworcowej i Jana z Kolna. Ciemne prostokąty zmieniały się z hukiem w gruzy, znacząc nocne niebo kłębami szarego pyłu. Upadli na ziemię, chroniąc się przed fruwającymi odłamkami, które odbijały się od asfaltu oraz chodnika. Gdy się uspokoiło, wstali i otrzepali z kurzu swoje czarne kurtki. Gdzieś zgubili czapki, ale nawet nie pomyśleli, żeby ich szukać. Rozglądali się wokół, patrząc ze zgrozą na ruiny.
– Magik, w dupę kopany, czary na korbkę, tfu!
– Coś się rusza pod gruzami, patrz, Staszek, to on.
– Bierzemy go, Piotruś.
Podeszli bliżej. Postać, którą w pierwszej chwili wzięli za Aleksandra, rosła, była coraz większa i większa. Jednocześnie zwały gruzów wokół niej stawały się mniejsze tak, jakby je pochłaniała.
– To golem! – krzyknął Staszek.
Rzucili się ponownie na ziemię, licząc, że ich nie zauważył.
– Magicphone nie działa, spellbook? – dopytywał szeptem Piotruś.
– Padła cała magotronika.
– Dobijaj się na łączu awaryjnym, przez sto dwanaście.
– Próbuję!
Potwór ogromny jak dom ruszył w ich kierunku. Rzucili się do ucieczki w stronę Dworca PKP.
– Do Gęśnika, utopimy go w Gęśniku! – wołał Piotruś Pan.
– W tym strumyczku?
– Masz, kurwa, lepszy pomysł!?
Biegli ulicą Dworcową, ze zgrozą zauważając, że z ruin pobliskich budynków powstają następne sylwetki golemów.
– Gęśnik jest w drugą stronę! – krzyknał Staszek.
Zawrócili w kierunku ulicy Batorego i pobiegli w górę, w stronę torów. Musieli przebiec pod wiaduktem, a Staszkowi wydawało się, że stoi na nim magik, który oparty o niebieską barierkę, uchyla swój cylinder w szyderczym pozdrowieniu.
– Staszek, uważaj! – huknął nagle Piotruś.
Tuż przed nimi wyrósł golem. W świetle księżyca zauważyli kawałki gruzu, futrynę okna i różnokolorowe części drzwi domów, które składały się na cielsko potwora. Uskoczyli przed sięgającym po nich łapskiem, wdrapali się na nasyp i biegli dalej torami.
– Nie damy rady. – Staszek oddychał z coraz większym trudem. – Gęśnik jest za daleko.
Nagle mężczyzna potknął się o kamień i runął jak długi na ziemię. Piotruś klęknął przy nim, golemy się zbliżały, po chwili były już tak blisko, że zasłoniły nocne niebo.
– Już po nas – smutno podsumował Piotruś Pan.
Dźwięk tłuczonego szkła. Staszek leżał na posadzce w przedpokoju mieszkania magika, a pochylony nad nim Piotruś Pan zaciskał mocno zęby ze strachu. W otwartych drzwiach na korytarz, tuż obok potłuczonego lustra, stał łysy mężczyzna w czarnym skórzanym płaszczu.
– To pan, szefie? – upewnił się Staszek.
– Ja, matoły, ja – odpowiedział przybyły. – Iluzja – wskazał ręką na zwierciadło, które rozbił przed chwilą pięścią, owiniętą w połę płaszcza. – Po prostu iluzja.
***
Szef stał nadal w przedpokoju, podczas gdy jego podwładni siedzieli na kanapie. Nawet nie zdjął płaszcza, z którego sypały się na podłogę szklanymi łzami drobinki stłuczonego lustra.
– Nie wiem, jak on to zrobił, ale rozpieprzył całą magijną elektronikę.
– Nie tylko magijną, szefie – zauważył Staszek. – Całe miasto nie ma prądu, nawet telefony nie działają.
– Musiał włamać się do jednej z naszych aplikacji… No dobra, wrócimy do tego później. Aktywowałem dostęp do spelków i skilli bezpośrednio z chmury. Udostępnianie czarów dla wszystkich członków, pełna komunikacja bez żadnych ścian. – Klasnął głośno. – A teraz skupcie się i dobrze zastanówcie. Gdzie on jest?
– Szefie, chwileczkę, daj nam się ogarnąć – odpowiedział Staszek.
Zapadła nerwowa cisza.
– Gdzie jest?! – wykrzyknął po chwili szef. – Gdzie? – walnął pięścią w drzwi do salonu.
– Szefie, spokojnie – włączył się Piotruś Pan.
– Co, spokojnie? Może wam jeszcze tutaj herbatkę zaparzyć, a magik siedzi już pewnie w Gorzowie, albo jeszcze dalej. Jeśli się Gildia dowie, to jesteśmy udupieni. Miesiące budowania autorytetu, zastraszeń… I jeszcze ten prąd wyłączony, jebany dziadyga!
– Szefie, w Gorzowie nie ma nawet porządnej Gildii – zauważył Piotruś Pan, ale szybko umilkł, spiorunowany spojrzeniem mężczyzny w płaszczu.
– Chyba wiem, gdzie go szukać – powiedział w pewnym momencie Staszek. – Kiedy byliśmy w iluzji, zobaczyłem go przez krótką chwilę.
– Prowadź – szef zgrzytnął zębami i opuścił mieszkanie, wypychając przed siebie Staszka przy akompaniamencie kruszonych pod butami drobinek szkła.
Na wiadukcie nad ulicą Batorego strasznie wiało. Siwe włosy Aleksandra wymykały się spod cylindra i sterczały we wszystkie strony.
– Jak teatralnie, jak filmowo. – Na torach pojawił się szef.
Aleksander wyciągnął laskę w kierunku zbliżającego się mężczyzny.
– Spójrz mi w oczy. – Ciche słowa dochodziły jakby wprost z laski.
Wtem szklana gałka rozpadła się z hukiem.
– W dziesiątkę – powiedział Piotruś Pan unosząc się nad ulicą. W ręku ściskał kolejny kamień przygotowany do rzutu.
– Dosyć iluzji na dziś – powiedział stanowczo szef.
– To jeszcze nie koniec – odpowiedział Aleksander.
Sięgnął do kieszeni po woreczek wielkości paczki papierosów. Otworzył go i rzucił zawartością w kierunku Piotrusia, unoszącego się wciąż nad wiaduktem. Wiatr jednak porwał magiczny proszek i uniósł w kierunku pobliskiego budynku Szpitala Wojskowego.
– Nie rozśmieszaj mnie tymi chałupniczymi czarami. To miasto się zmienia, nie ma w nim już miejsca na takie głupoty – odezwał się szef.
– Owszem, miasto się zmienia – przytaknął Aleksander.
– Mówiłem ci to już na posiedzeniu Gildii i powtórzę jeszcze raz – odezwał się ponownie szef. – To nie jest miasto dla starej magii. Trzeba się rozwijać, opracowywać nowe technologie, nowe czary. Aplikacje, gadżety, chmury, sieci – to jest przyszłość, a nie cylindry i laski. I magiczne proszki, które byle pierdnięcie rozwiewa po całej Zielonej Górze.
– Miasto się zmienia i my zmieniamy się wraz z nim – powiedział magik.
– Nie zmieniacie się, skończ z tym pierdoleniem i tak nikt już w to nie wierzy – zaoponował szef. – A tę niewidzialną dziewczynę też znajdziemy i nie myśl sobie, że nie. Jak ona się nazywała?
– Anna, ona ma na imię Anna.
– Właśnie, Anna Wieruszowska. Dopadniemy ją po tych staromagijnych banknotach, które jej dałeś.
– Nie dopadniecie.
– No, ty chyba się już o tym nie przekonasz. Staszek, bierz magika – szef wskazał Aleksandra drugiemu.
Aleksander nie zdążył zobaczyć ciosu, rozpędzony Staszek uderzył go prosto w brzuch.
– Jestem Flash, szefie, jestem Flash! – krzyczał Staszek.
Magik zachwiał się i pochylił. Wówczas Piotruś Pan rzucił w niego ponownie kamieniem. Uderzenie w tył głowy strąciło Aleksandrowu cylinder, który potoczył się po betonie. Magik ujrzał jeszcze dwa gołębie, które wyfrunęły z kapelusza oraz białego królika, który wyskoczył zaraz po nich. Następny cios kamieniem sprawił, że Aleksander runął z wiaduktu głową w dół, wprost na porośnięty rzadką trawą nasyp. Kamieniami rzucają – pomyślał magik – a z nas się śmieją, że jesteśmy staromodni. Zaraz potem pożarła go ciemność.
***
Aleksander Głaz leżał twarzą do ziemi, po ciosie kamieniem w głowę i upadku z wiaduktu. Ze wszystkich sił starał się nie zemdleć, powtarzał sobie, że nie może zemdleć. Słyszał głosy w ciemności, którym starał się przysłuchiwać. Słyszał strzępy rozmowy, ale nie był w stanie się na niej skupić, żeby cokolwiek zrozumieć. Wygodnie jak w łóżku, pomyślał. Nie zemdleć! – po raz nie wiadomo, który nakrzyczał na siebie w myślach.
Któryś z mężczyzn do niego mówił, a on uniósł nieco głowę, żeby odpowiedzieć.
– Papierosa – poprosił – Papierosa…
– Patrzcie państwo, ostatnie życzenie skazańca – Pauza, w trakcie której coś się dzieje, mężczyźni coś do siebie mówią, coś sobie podają. – Ponieważ sprawiłeś nam tyle kłopotów, okażę ci szacunek i sam przypalę.
Trzask zapałki o pudełko, i kolejny, i kolejny… Z pudełka poleciały iskry, a na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice.
Magik podniósł się z ziemi w odpowiednim momencie i przechylił głowę dokładnie w chwili, gdy szef trzymał zapałkę na wysokości twarzy, a płomień odbijał mu się w zwierciadłach duszy.
– Spójrz mi prosto w oczy – szepnął Aleksander teatralnie.
A szef spojrzał.
Po awaryjnych łączach, niezatrzymany przez zdezaktywowane magicwalle, Aleksander wdarł się do samego środka sieci nowej magii. Szef miał prawa administratora, a magik przejął jego profil. Nie napotkał żadnego oporu, demony monitorujące procesy również zostały wyłączone, wszystko na ręcznym sterowaniu, bezbronne jak nowo narodzone kocię.
Magik palił i niszczył bez litości i opamiętania. Dopadł chmurę z czarami, którą porwał na strzępy, aż huczały błyskawice danych. Wszystkie serwery stopił i zalał na dokładkę antymagią, jak zalewa się toaletę domestosem. Rrwał sieci komunikacyjne i międzyzaklęciowe, nie pozostawił żadnego czaru, żadnej nowomagijnej aplikacji, żadnej zdolności. Zniszczył wszystko. Piotruś Pan już nie poleci, Staszek nie będzie szybki niczym Flash, była żona Aleksandra nie będzie już miała jędrnego biustu. Nie został ślad po magic of things, a cała megatronika z danymi w chmurze to od teraz zwykły szmelc. Wypalił to jak zarazę, wyrwał, zmielił, zanihilował.
Gdy otworzył oczy, zobaczył, że trzech dorosłych, ubranych na czarno mężczyzn szlocha jak dzieci, którym ktoś zniszczył ukochaną zabawkę. Zdobył się na słaby uśmiech triumfu, zanim zemdlał.
Epilog
Lubiła być niewidzialna, czuła się wtedy bezpiecznie. Myślała bardzo prosto: nikt jej przecież nie może skrzywdzić, jeśli jej nie zobaczy. Anna szła korytarzem dworca PKP, z lekkim uśmiechem patrząc raz po raz na podróżnych, którzy zakłopotani rozglądali się wokół, kiedy delikatnie ich potrącała. Nikogo nie widzieli.
Wyjeżdżała z Zielonej Góry, pociąg wtaczał się właśnie na pierwszy peron, jak informował bezbarwny głos z głośnika. Jechała na wschód, tak, jak radził Aleksander, tam gdzie stara magia była wciąż silna.
Wokół kręciło się sporo ludzi, jak to zwykle bywa na dworcu. Wyszła na peron, a następnie wsiadła do środkowego wagonu podstawionego pociągu. Przecisnęła się wąskim korytarzykiem i usiadła przy oknie, wewnątrz sześcioosobowego przedziału. W pociągu musiała znów stać się widzialna, nie chciała przecież, żeby ktoś na niej usiadł, w zatłoczonym wagonie.
Wspominała Aleksandra, nie wiedziała co o nim myśleć. Niepokoił ją i jednocześnie ją pociągał. Wyciągnęła plik banknotów, które jej podarował i pogładziła szorstki papier dłonią. Może na mnie też rzucił jakiś czar – pomyślała. – Może to, co czuję, to tylko iluzja.
Patrzyła dalej przez okno i snuła marzenia. Wyobrażała sobie na przykład, że magik stanie w drzwiach przedziału i powie jej: Nie odjeżdżaj, jesteś mi potrzebna.
W tym momencie usłyszała kłótnię na korytarzu i ostatnie zdanie wypowiedziane obrażonym tonem:
– Szefie, nie po to sterczałem na dworcu cały dzień, żeby teraz ją zgubić, jest w tym przedziale, na pewno.
Pomyślała, że powinna stać się niewidzialna, kiedy do przedziału weszło trzech mężczyzn.
– Wysiądziesz i pójdziesz z nami – powiedział stanowczo ten w środku, łysy, ubrany w czarny, skórzany płaszcz. – Jesteś mi potrzebna.
Jego dwaj towarzysze doskoczyli do Anny i mocno złapali ją pod ramiona.
– Szybko, wychodzimy – rozkazał szef, a Piotruś Pan i Staszek posłusznie wyprowadzili dziewczynę z pociągu. – Może stara magia na chwilę zwyciężyła, ale zobaczymy, co powiedzą te stare pryki, gdy opanujemy niewidzialność.
Realizm magiczny osadzony w Polsce, z dynamiczną akcją, ciekawym pomysłem i licznymi analogiami do dzisiejszych rozwiązań technicznych. Szkoda, że autorzy częściej nie decydują się na pisanie tego typu tekstów, bo czytało się naprawdę dobrze. Twoje opko można czytać jako typowo rozrywkowy tekst, ale jednocześnie umieściłeś w nim garść przemyśleń i nawiązań do współczesnych „problemów”.
Na plus te wszystkie internet of magic, spellbook, magicwall itd. Kilka razy się uśmiechnąłem, wprowadzasz to wszystko do świata tak jakby były jego naturalnymi elementami. Ogólnie humor w tekście stoi na niezłym poziomie – nienachalny, czasem subtelny. Kiedy przeczytałem fragment o Gorzowie, prawie parsknąłem. Wiadomo, bohaterowie są z Zielonej Góry, więc niechęć do Gorzowa musi być ;)
Ładnie też przedstawiasz postęp. Analogia między rozwojem elektroniki i rozwojem „magotroniki” jest zdecydowanie widoczna, a pokazane w tekście zagubienie w szybko rozwijającym się świecie oddaje uczucia niejednej osoby „w średnim wieku”, której przyszło żyć w naszych czasach.
Jeśli chodzi o wykonanie, jest nieźle. Czasami brakuje przecinków, kilka zdań wydało mi się dziwnych, ale ogólnie czyta się szybko i płynnie, a całość napisana jest po prostu dobrze. Co osobiście nie przypadło mi do gustu, to takie trochę „szkolne” wypowiedzi bohaterów pojawiające kilka razy w trakcie akcji. Na przykład:
– To golem! – krzyknął Staszek.
– Staszek, uważaj! – huknął nagle Piotruś.
– Już po nas – smutno podsumował Piotruś Pan.
Aha, prawie zapomniałem wspomnieć. Spodobał mi się tytuł – niebanalny i przykuwający uwagę.
@Perruxie, dziękuję za wizytę, poświęcony czas i komentarz. Miło mi, że dostrzegłeś te elementy, które starałem się w tę historię wpleść i oceniasz tekst pozytywnie. Dodam, że bety pomogły wygładzić tę historię, więc duża również ich zasługa (jeszcze raz dzięki, chłopaki!).
Pomyślę nad Twoimi uwagami, co do stylu, być może jeszcze ktoś zwróci na to uwagę. Staszek i Piotruś to takie głąby, więc starałem się dostosować ich poziom wypowiedzi do założonego poziomu intelektualnego ;)
Tytuł – cieszę się, że Ci się podoba :)
Che mi sento di morir
Cześć:-)
ślady łez wilgoci zbierającej się w kącikach okien. coś mi tu nie pasuje
– Dla niego to byłby komplement. – Wzruszyła ramionami. – Co mnie to zresztą obchodzi, jesteśmy już dawno po rozwodzie.
Ja w tym zdaniu zrozumiałam, że jest po rozwodzie z Jerzym, a chyba chodzi o Aleksandra tak?
Bardzo mi się podoba, że wprowadziłeś magię do polskiego miasta, fajnie się to czyta:-) Świetny tytuł, a po lekturze już wiem, że jest też i nowa magia:-) Na plus konstrukcja opowiadania. Na wstępie zaciekawiasz czytelnika (prawie) końcową sceną, a następnie wyjaśniasz, jak do niej doszło.
Opowiadanie napisane z odpowiednią dawką humoru. Ciekawe porównanie mieszkania w kamienicy do starej prostytutki:-)
Jednak nie bardzo rozumiem po co wplotłeś historię o Kacprze… Żeby pokazać, że nikt nie wierzy w magię? Coś w stylu mugoli?:-) Szczerze mówiąc myślałam, że będzie mieć jakieś rozwinięcie.
Jestem zadowolona z lektury. Polecam do biblioteki i pozdrawiam
Cześć, wrócę później z komentarzem, ale czy aby nie zapomniałeś konkursowego tagu?
@Olciatka dzięki za wizytę i komentarz. Wskazane dwa zdania poprawiłem, przychylając się do Twoich uwag.
Jeżeli chodzi o historię o Kacprze, moim zamiarem było wprowadzić czytelnika w realia świata przedstawionego, pokazać starą magię, jako coś staroświeckiego i odchodzącego w zapomnienie; w opozycji do nowych technologii. No i dodać szczyptę humoru. Podobną funkcję pełni krótka historia o magu w parku, opowiadana przez Staszka. Tak to sobie skonstruowałem i obawiam się, że wyjęcie któregoś z tych klocków położy historię.
Cieszę się, że Ci się podobało, za polecenie dziękuję i pozdrawiam ciepło :)
Che mi sento di morir
@oidrin, dzięki za odwiedziny. Miałem dodany tag z(a)miana w becie, ale go usunąłem. Patrząc na inne teksty konkursowe i na zasady z wątku, uważam, że moja zamiana słabo wpisuje się w przyjętą konwencję.
Che mi sento di morir
Światotwórstwo w tym tekście jest naprawdę interesujące, bo wrzucasz wojnę tradycyjnej magii z nową magią w bardziej swojski kontekst. Ładnie oddajesz też kontrast pomiędzy starą gwardią, a tymi, którzy są zwolennikami nowego. Rzeczywiście, tak jak mówisz, to chyba nie byłby tekst w stu procentach na z(a)mianę zgodnie z wymogami konkursu, ale z drugiej strony może dodanie taga dałoby szansę na większą grupę czytelników? W końcu teraz można więcej niż jeden tekst.
Z rzeczy, które grały mi mniej – w początkowym fragmencie jest troszkę powtórzeń, które zamiast poprawiać rytm trochę zatrzymują. Ale może to rzecz gustu.
Ze wszystkich sił starał się nie zemdleć, powtarzał sobie, że nie może zemdleć.
Ogólnie spodobało się, więc daję polecajkę i pozdrawiam.
Witaj ponownie :) Cieszę się, że świat i ścieranie się magii starej z nową w moim wydaniu Cię zainteresowało. Co do tagu, dodaję go, krzywda chyba się nikomu nie stanie, będę się najwyżej tłumaczył w komentarzach ;)
O zdaniu, które wskazałaś myślałem i postanowiłem je zmienić (pierwsze “nie zemdleć” na “ nie stracić przytomności”).
Dzięki za uwagi i polecenie :) Pozdrawiam serdecznie.
Che mi sento di morir
No i w końcu się doczekałem z tym moim starannie przgotowywanym komentarzem.
Podobało mi się.
Jest całkiem fajny realizm magiczny, jest fajne scalenie magii z technologią (to chyba najbardziej mi się podoba w tym tekście), jest trochę nostalgii, bo przynajmniej ja bardziej kibicowałem staremu.
Jest organizacja opowieści. Hak na początku, Wprowadzenie, pomysł, powrót haka w kryzysie i rozwiązanie. A na koniec jeszcze podwójny zwrot z wyjściem na sequel.
Bez zbytniej ironii, może to nie Hollywood ale spece od polskich komedii romantycznych XXI wieku powinni przy Tobie odrobić parę lekcji.
Trochę mi odstają od reszty dwaj “chłopcy”, czyli Piotruś i Staszek. Trochę są za bardzo dziecinni w zachowaniu i niektórych wypowiedziach. Zgaduję, że pewnie planowo są takimi rozbrykanymi urwisami w sklepie z zabawkami, ale… odstają mi…
Ogólnie sprawnie napisane, ale widzę, że to dla Ciebie nie pierwszyzna.
Seenerze, dziękuję za odwiedziny, lekturę tekstu i pozostawiony komentarz.
Miło mi, że doceniłeś moje ujęcie magii i zaplanowanie fabuły – z tym takim swoistym prologiem, sceną, która wraca pod koniec tekstu.
Bez zbytniej ironii, może to nie Hollywood ale spece od polskich komedii romantycznych XXI wieku powinni przy Tobie odrobić parę lekcji.
Dziękuję <3 Chyba :)
Trochę mi odstają od reszty dwaj “chłopcy”, czyli Piotruś i Staszek. Trochę są za bardzo dziecinni w zachowaniu i niektórych wypowiedziach. Zgaduję, że pewnie planowo są takimi rozbrykanymi urwisami w sklepie z zabawkami, ale… odstają mi…
Pomyślę, bo to kolejny komentarz wskazujący, że ta para słabo sobie radzi w tekście. Dzięki!
Jeżei chodzi o pisanie – to czuję się wciąż żółtodziobem, aczkolwiek staram się pisać dla przyjemności, więc akceptuję to :)
PS. Twoja “Śmieciarka” jest już od jakiegoś czasu w mojej kolejce, spodziewaj się komentarzowego rewanżu :)
Che mi sento di morir
Hejo!
Z pudełka poleciały tylko iskry, w tym samym momencie na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice.
→ Oh, yesss…
. Spore mieszkanie w odnowionej kamienicy przy ulicy Reja, podobne do innych mieszkań tego rodzaju, jakich wiele w Zielonej Górze. Takie mieszkania w większości są jak stare prostytutki, obficie upudrowane i umalowane, tak, że, gdy patrzysz na nie z ulicy, wydają się pięknościami. Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien.
→ Wywodzisz się z Zielonej, right? ;D
– Szefie, w Gorzowie nie ma nawet porządnej Gildii
→ Tam nic nie ma.
Nie rozmieszaj mnie tymi chałupniczymi czarami.
→ Rozśmieszaj?
Kupiłeś mnie. Tekst o Zielonej Górze zawsze na propsie. Humor faktycznie niezły i z wyczuciem. Gorzów? ŻE CZO!?
Magia w Polskim mieście – ideolo.
Miałem ochotę na hejterkę – ale nie tym razem. Stylowo narzekać nie będę – pamiętaj, przecinki to pierdoły ;p
No nic, dzisiaj krótko bo padam na pysk, jednak klikiem do biblioteki się zrekompensuję.
Kolacja udana, następnym razem postaram się być mniej miły – obiecuję!
Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada
ND, dzięki za przeczytanie i komentarz. Cieszę się, że nie dostałeś niestrawności czytając moje opoko przy kolacji ;)
→ Wywodzisz się z Zielonej, right? ;D
Nieeee, ale Zielona zawsze w moim sercu <3 Trochę czasu poświęciłem na research, cieszę się, że nic Ciebie, zielonogorzanina z krwi i kości, nie razi.
→ Tam nic nie ma.
Filharmonię chyba mają :P Tak tylko mówię…
Stylowo narzekać nie będę – pamiętaj, przecinki to pierdoły ;p
W przecinki nie umiem za bardzo, wiem :/
Dzięki za poświęcony czas i za polecenie. Trzymaj się, man!
Che mi sento di morir
Przecinki to pierdoły? Jakby Tarnina to przeczytała… albo Reg…
Nie no, są ważne, bez dwóch zdań. I niestety mają często tendencję do pojawiania się i znikania, niczym skarpetki w praniu :/ Patrzę potem na swój tekst i się łapię za głowę.
Che mi sento di morir
Fajny pomysł na nową magię. Walka dwóch rodzajów też niezgorsza, ale to już bardziej wyeksploatowane – jeśli ludzie czymś się różnią, to wiadomo, że wcześniej czy później zaczną o się o to tłuc. Choćby o to, od którego końca należy zaczynać jajko na miękko…
Obawiam się, że nie znam wyjściowej opowieści. To jakiś film? Bo jeśli miał być “Piotruś Pan”, to daleko odszedłeś od oryginału.
Trochę przeszkadzała mi rola kobiety. Jest taka obrzydliwie klasyczna – śliczna księżniczka, napastowana przez złego potwora, która sama z siebie nic nie potrafi zrobić. Za głupia, żeby uciec, mężczyzna musi się nią bez przerwy opiekować… Noooo, jestem przekonana, że to tak nie działa.
Babska logika rządzi!
Dzięki za wizytę i uwagi.
Obawiam się, że nie znam wyjściowej opowieści. To jakiś film? Bo jeśli miał być “Piotruś Pan”, to daleko odszedłeś od oryginału.
– hmm, no cóż trochę słaba ta zamiana, wiem :/ Film był, ale fabularnie równie daleko odszedłem, co w przypadku Piotrusia, a może nawet dalej.
Trochę przeszkadzała mi rola kobiety. Jest taka obrzydliwie klasyczna – śliczna księżniczka, napastowana przez złego potwora, która sama z siebie nic nie potrafi zrobić. Za głupia, żeby uciec, mężczyzna musi się nią bez przerwy opiekować… Noooo, jestem przekonana, że to tak nie działa.
– nie wiem, czy aż obrzydliwie, ale pewnie pachnie stereotypem ;) Czy Anna jest głupia? W zamyśle miała taka nie być, raczej zagubiona i niepewna swoich uczuć; skrzywdzona.
Zresztą patrząc z tej perspektywy, była żona magika też jest dość stereotypowa. Spróbuję popracować nad bardziej konkretnymi kreacjami kobiecymi, to ważna uwaga dla mnie, dzięki! Tym bardziej, że źdźbło w oczach innych to widzę… ;)
PS. A jajko na miękko, to wiadomo, że trzeba przekroić na pół i zaczynać jeść od żółtka :P
Che mi sento di morir
Nooo, z takimi poglądami na jajka to Lilipuci Cię zjedzą bez soli. ;-)
Babska logika rządzi!
Tekstu nie za dużo,
A i tak się dzieje!
Uwaga, bo w tym mieście,
Tłuką czarodzieje!
Magii tam, aż kipi,
Starą gryzie nowa,
“Trochę mi jej szkoda!”
– płacze Koimeoda.
Akcja wartka, wciąga,
Płynie mi jak woda!
Bawię się czytając,
Równocześnie dumam.
Co to za baśń jest?
Czego tu nie kumam?
Kto ma płeć zmienioną,
Kto jest pan, kto pani?
Próbuję się dogrzebać,
W pamięci otchłani.
I szukam, i myślę -
Czy to jest Dzwoneczek?
Skoro mam Piotrusia…
Lecz, nie – to Wendy przecież!
Mój umysł szybko,
Uciekł w inną stronę.
To Oz być musi!
Bo miasto Zielone!
Nie, to też nie to, nadal coś zawadza,
I tu pan, i tam samiec – znowu płeć się zgadza!
Laska magiczna, siwe włosy, czary…
Wiem! Prospera widzę i jego kabały!
O książę Neapolu, za twe zdolności nieludzkie,
Wiem, że cię wygnano, ale… aż w lubuskie?!
Przyglądam się temu,
Myślę – jest i zmiana!
Jeśli za Ariela,
Jest Anna przebrana!
Choć nie o to chodziło,
Jam ukontentowana.
Bawiłam się przednio,
Do kawy, od rana!
Kończę, nim przyjdzie burza i nas wszystkich zmiecie,
Nie tylko w zielonogórskim powiecie.
***
Zastanawiam się co dodać? :D
Bo tego, że mi się podobało chyba nie muszę powtarzać, nie?
Fajne! Dobrze skonstruowane opowiadanie, jest tempo, jest rytm. Klamra mi mega siadła, lubię takie sceny w otwarciu, do których się później wraca (*ekhm, nie żeby moje opko na zamianę, które właśnie klecę tak się otwierało, ekhm, teraz będzie ekhm, że zrzynałam*).
Może mało oryginalny, ale zabawnie przedstawiony wątek walki starego świata z nowym – uśmiałam się z tymi tabletami, hipsterami, abakadabrami, bookspellami :D
Gdzieś tam uciekły wspomniane przecinki i słynne kropki przy zapisach dialogów – osławione przykłady dźwięków gębowych i niegębowych, przeczytasz jeszcze raz, poprawisz sobie :)
W kilku miejscach mogę się zgodzić z Perruxem, że dialogi tak zalatywały lekko szkolnie, choć ja bym bardziej powiedziała, że są “milordowskie”. Ten przykład:
– Aleksandrze, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – dopytywał gospodarz.
– Oczywiście, Jerzy, mówiłeś coś o Kacprze.
→ “Drogi Watsonie, Dostojny Sherlocku, bylbyś tak laskaw mi szarmancko podać ten czaj w szklanicy i luksusowym koszyczku?” :D A to ziomki są!
Ok, może Anna jest lekko stereotypowa, ale wg mnie nie ma w tym nic przesadnego, szczególnie, że mamy taki fragment jak: Aleksander czuł, że ma to związek z wielką tragedią, która spotkała Annę, próbował z nią o tym rozmawiać, ale nie chciała się otworzyć.
Mnie takie coś sugeruje, że Anna jest naprawdę bardzo biedna, przeszła jakieś piekło, tak mocne, że aż zniknęła (!). Ja tam od takiej bohaterki nie oczekuję wielkiej odwagi i heroicznych czynów.
Dobra – zamiany płci, jak widzisz po moim chałupnicznym wierszoklectwie, doszukiwałam się ostro, ale nie znalazłam :D
Może dlatego, że a) nie widziałam filmu (chociaż tytuł skojarzyłam i tytuł jest fajny!) b) nie brałam pod uwagę filmu, bo myślałam, że to stare teksty mają być c) zmylił mnie Piotruś Pan.
Ale to nic, serio nie przeszkadzało to w czytaniu, wręcz kazało się bardziej skupić i wysilić. A mój zszekspirowany mózg uczepił się tej “Burzy” i już tak zostało ^^
Na koniec zdania, co mi się spodobały:
Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien. → <3 W ogóle ten opis mieszkania Julii był super.
(…) przy akompaniamencie zgrzytu drobinek szkła pod butami. → słyszę to.
Dziękuję!
Wydrukuję , powieszę na ścianie
Twój komentarz. Potem westchnę: Panie,
Choć ślepym mnie uczyniłeś na słowa urodę,
Postawiłeś na drodze mojej Koimeodę.
Gdyby ktoś chciał mnie zniszczyć słowem jak taranem,
Gdybyś ktoś chciał mnie wyśmiać, nazwał Kalibanem,
Zerknę na Twój komentarz i przypomnę sobie,
Że może jest okruch sensu w tym wszystkim, co robię.
Zejdę do piwnicy, w zamku klucz przekręcę,
Zapomnę o codziennej życiowej udręce.
Otworzę szufladę i wyjmę z niej światy,
Co rosną w niej jak łzami podlewane kwiaty.
I może coś kiedyś jeszcze tu opublikuję,
Koimeodo, to ja Tobie szczerze dziękuję.
Che mi sento di morir
Cześć!
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, co oznacza komentarz CM-a w tym konkursie, ale jeśli nie, to…
…za chwilę sobie zdasz. ;-)
Wcale nie dawno temu (bo akurat dzisiaj) przybył nad tekst Z(A)MIAN-owy CM. Był to mag złośliwy, co Gildią Malkontentów władał, a przyleciał na starej wycieraczce, bo latający dywan zeżarły mu mole.
Rozsiadł się CM nad tekstem Z(A)MIAN-owym, przyglądał mu się chwil kilka, aż wreszcie sięgnął po słynny artefakt. I pocierał tak niespiesznie lampę Alladyna, aż zobaczył napis “Made in China”. Wyfrunął wtedy z lampy Chin Alladin i powiada:
– Dobri Pan pitania mieć tri, ale migiem, bo stignąć mie sajgonki.
– A zatem powiedz mi, Chinie Alladinie – odparł CM – cóż mam autorowi tego dzieła napisać?
– Dobri Pan mówić tak: opowiadanie twe ze sobą nie zabrać mnie. Bić problem, aby mocniej wciągnąć się w historia. Nie znać powoda. Masa dialog. Tyci tyci akcja. Paskudna wulgarizma. Nic nie wnosić. Tyko zniechęcać. Zesłać ich do budowa chiński mur.
– Ależ Chinie Alladinie! Ja to jednak przeczytałem! Gdyby było tak, jak to mówisz, rzuciłbym ten tekst w cholerę. A to się jednak czytało całkiem fajnie.
– Więc mówić to do autor, nie do Chin Alladin! I dodać: tekst lekki, pomysła wcale, wcale fajna. Być dobre momenty. Postaci pasować do konwencja. Prologa zaciekawiać. Tekst mieć sporo zaleta. Inne opinie dobre. Nie wiciągać pochopna wnioska z papalanina CM-a. Cm lubić lekka teksta. Zachodzić w głowę, czego ten go do końca nie porwać. Autor się nie martwić.
– No dobrze, a dalej?
– A dalej CM dać autor chińska sentencja. A mnie święty spokoj!
I dał CM autorowi chińską sentencję. Później zaś odleciał na wycieraczce gnębić inne bezbronne teksty.
法律越多,盗贼就越多
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Dzień dobry. CM-ie :) Cieszę się bardzo, że raczyłeś zerknąć na mój tekst i zostawić swój komentarz ubrany w interesującą mini historię. Tak sobie myślę, że jesteś najbardziej pozytywnie po… kręconą enefową postacią.
Jezeli chodzi o wulgaryzmy, było ich jeszcze więcej, ale po becie usunąłem część (dzięki Bety!). Chciałem tym zbudować obraz nowej magii, chamskiej i bezkompromisowej.
Historia jest naprawdę lekka, taka miała być, co ma swoje plusy i minusy. Prolog był pomysłem na utrzymanie uwagi czytelnika i i chyba nieźle się sprawdził.
PS – wiem już, dlaczego się mianowałeś lotnym dużurnym, bo latasz na starej wycieraczce :P A co do sentencji, cóż zrobisz – złodziej na złodzieju, złodziejem pogania.
Che mi sento di morir
@koimeodo, jeszzcze odniosę się do kilku uwag od Ciebie:
Może mało oryginalny, ale zabawnie przedstawiony wątek walki starego świata z nowym – uśmiałam się z tymi tabletami, hipsterami, abakadabrami, bookspellami :D
– cieszę się bardzo :) Uwielbiam być oryginalny, ale pewnie nie zawsze mi się to udaje, popracuję nad tym ;)
→ “Drogi Watsonie, Dostojny Sherlocku, bylbyś tak laskaw mi szarmancko podać ten czaj w szklanicy i luksusowym koszyczku?” :D A to ziomki są!
– teraz z kolei ja się uśmiałem ;) Intencją autora było wyśmianie starego świata (starej magii), a Jerzy jest jej najbardziej konserwatywnym reprezentantem. Nie siadło, no okej ;)
Na koniec zdania, co mi się spodobały.
– świetnie, że na koniec podesłałaś sformułowania, które były fajne. Muszę też częściej to robić w komentowaniu tekstów innych.
No i na koniec – fajnie, że nawiązałaś do rymowanej przedmowy <3
Dzięki za to, że wpadłaś i podzieliłaś się swoimi uwagami. Twój komentarz, jak zwykle, onieśmiela :)
Che mi sento di morir
– cieszę się bardzo :) Uwielbiam być oryginalny, ale pewnie nie zawsze mi się to udaje, popracuję nad tym ;)
→ ej ej ej ale to nie jest nic złego, naprawdę nie zawsze wszystko musi być turbo-nowe, żeby było ciekawe i niosło fajną historię! :)
– teraz z kolei ja się uśmiałem ;) Intencją autora było wyśmianie starego świata (starej magii), a Jerzy jest jej najbardziej konserwatywnym reprezentantem. Nie siadło, no okej ;)
→ znowu się wytłumaczę, bo faktycznie nie zawsze wyrażę się jasno (czemu przez internety nie słychać tonu głosu, uh!): moje heheszki, to pozytywne heheszki, nigdy kpina. Śmiałam się z tego dialogu trochę, że taki sieriozny bardzo, ale nie szydzę, a skoro mówisz, że tak miało być – no to wyszło i jest ok!
– świetnie, że na koniec podesłałaś sformułowania, które były fajne. Muszę też częściej to robić w komentowaniu tekstów innych.
→ a tak, lubię to robić. Nawet w tekstach, w których fabuła mnie nie porywa, wyłapuję zdania, które po prostu mi się podobają jako zlepki słów, albo mają fajną metaforę, brzmienie, cokolwiek. Lubię ładne słowa.
No i na koniec – fajnie, że nawiązałaś do rymowanej przedmowy <3
→ de nada, dobrze się bawiłam :D i dziękuję za Twoją odpowiedź, piękna jest! Wyjmuj te światy z piwnicznych szuflad, nie tam ich miejsce!
Świetny tekst, wciągnął mnie bez reszty.
Podobało mi się połączenie magii i technologii, podobał mi się sposób, w jaki pokazałeś używanie magii, nawet jeśli część rzeczy była trudna do wyobrażenia, jak miałaby dokładnie wyglądać.
I fabuła, i sposób w jaki ją poprowadziłeś, wzbudzała zainteresowanie od pierwszych zdań.
Jeśli miałbym przy czymś po marudzić, to przy niewidzialnosci – troche banalna rzecz, jak na tak niebanalny świat. Nie wiem też dokładnie, czy magia jest w nim wszechobecna, czy korzystają z niej wybrani, jak w takim Harrym Potterze i wszystko dzieje się w "normalnym" świecie. Wyobrażałem sobie tę drugą opcję.
Pomysł godzien jeszcze dłuższego tekstu, może nawet całej serii.
Przychodzi mi dać klika. :)
P. S. Jakiej historii to była Zamiana? Niestety, nie zorientowałem się.
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Dojechałam. Przepraszam za spóźnienie, ale najpierw pomyliłam trasy autobusów, potem padła sieć i zanim przeczytałam papierowe rozkłady jazdy to ze trzy tramwaje mi odjechały, a gdy już wiedziałam czym dojechać, zaczęła się przerwa nocna i odwiedziny musiałam przełożyć na następny dzień, bo kto to widział składać wizytki w środku nocy. :-)
Podobało mi się, choć nie jest idealnie. Co perfektne i mnie ujęło: miasto, które opisujesz. Jest żywe i prawdziwe. Zręcznie wprawiasz w ruch bohaterów, ganiają po ulicach, wiaduktach, fajnie ich prowadzisz, pokazując z najbliższej okolicy konieczne znaki rozpoznawcze.
Po drugie, misię – rozwijanie dwóch wątków, świat jeden lecz różne nań zapatrywania. Uważam, że odpuszczenie wątku z młodzieżą naruszyłoby konstrukcję tekstu, czyli być musi. Postaci fajnie zarysowane, wystarczająco charakterystyczne, choć w drobiazgach czepiałabym się, ale o tym za chwilę.
Historia i wymyślony świat włącznie z gadżetami również ciekawy, choć to fantasy (może urban?), dla której poprzeczkę – mimowolnie – wyżej zawieszam.
Gratuluję opka, a słowa NIE ZNUŻYŁY, lecz wciągnęły. :-) Aż by się chciało poczytać dalej: co z dziewczyną, co ze starą magią itd itp.
Teraz kilka słów o moich zatrzymaniach.
Trochę bym powalczyła z atrybucjami dialogowymi, niekiedy są mało naturalne przez, jak sądzę, nieodpartą pokusę wykończenia obrąbkiem i podwójną zakładką. Podobnie z zamiennikami na bohaterów. Czasami wiadomo „kto to mówi” i nie ma potrzeby przypominania, że gospodarz, Aleksander, gość, Jerzy. Czasami, również, chciałam skreślić tu i ówdzie jakieś słówko z dialogu, aby stał się szybszy i bardziej płynny. Szczególnie dokuczało mi to w wymianach zdań pomiędzy młodymi gangstami, co z jednej strony oznacza, że „poczułam” Twoich chłopaków – byli określeni, z drugiej, że przyjrzałabym się zwrotom, słowom, które niepotrzebne. Pewnie ustaliłabym też sama ze sobą jakich przekleństw używać i jak je zapisywać. To bardzo charakterystyczne rozmówki.
Zastanawiałam się jeszcze, czy samej narracji nie dałoby radę cośkolwiek odchudzić, ale to już praca redakcyjna i czasu więcej plus gadania byłoby do tego potrzebne.
Kilka zauważonych po drodze drobiazgów:
,Otworzył zatem drzwi i zawołał jakiś(+,) stojące najbliżej sekretariatu(+,) dziecko. Akurat była przerwa między lekcjami. Dziecko podeszło, a on poprosił, żeby powiedziało pani z sekretariatu(+,) kim on jest. A wiesz przecież(+,) jak wygląda Kacper.
Literówka – jakieś.
,Co zrobić, świat się zmienia – łagodził gość. – Choćby Wrześniak. – Wskazał palcem na budynek za oknem. – Pamiętasz, że kilka lat temu groził zawaleniem? Musieli nawet zburzyć kilka pięter.
– A ty, czy jesteś gotów, żeby zburzyli ci kilka pięter? – ripostował Jerzy zza stołu.
Pierwsze, chyba niepotrzebne, drugie może też. Z drugim – chyba – zaripostował, bo uczynił to raz i choć rozumiem, że mają różnicę zdań w tej sprawie od dawna, to w tym momencie odnosisz się do pojedynczej wypowiedzi.
,Uśmiechnął się Aleksander(+,) dołączając do niego, odgarnęła z czoła niesforny blond kosmyk i wsadziła go za ucho.
Może – założyła?
,Wiesz przecież(+, ?) jak go nazywali, zanim został wyrzucony z Gildii
,ma to związek z wielką tragedią, która spotkała Annę,
Może by nie podkręcać, czyli bez – wielką?
,– Dokładnie.
Może po prostu – Tak?
,Piotruś, do jasnej cholery!
Piotruś – a może tutaj już: Piotrek, Pietrek, skoro skojarzenie-odniesienie zostało wprowadzone i postać mamy w wyobraźni. Kiedy używa Piotruś, widzę małego chłopczyka – wiekiem, a nie młodocianego „gangsta”. W ogóle, chyba dałabym im (chłopakom) jakieś ksywy, aby nie posługiwali się „Piotruś i Staszek”, np. Pietro i Stos. Sam pomysł „Piotrusiów Panów” – fajny.
srd:-)
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
@Geki dziękuję za wizytę i komentarz :)
Świetny tekst, wciągnął mnie bez reszty.
– ooo, jak mi miło, dzięki ;)
I fabuła, i sposób w jaki ją poprowadziłeś, wzbudzała zainteresowanie od pierwszych zdań.
– taki był plan, ekstra, że się udało.
Jeśli miałbym przy czymś po marudzić, to przy niewidzialnosci – troche banalna rzecz, jak na tak niebanalny świat.
– zamysł był taki, że to miało być trochę z innej bajki, takie bardziej społeczno-psychologiczne. To jest też trochę osobiste dla mnie, zależało mi, żeby tę niewidzialność umieścić w historii.
Nie wiem też dokładnie, czy magia jest w nim wszechobecna, czy korzystają z niej wybrani, jak w takim Harrym Potterze i wszystko dzieje się w "normalnym" świecie. Wyobrażałem sobie tę drugą opcję.
– tak, raczej ta druga opcja, dobra jest Twoja intuicja, choć sam tekst o tym nie stanowi.
P. S. Jakiej historii to była Zamiana? Niestety, nie zorientowałem się.
Mocnego akcentu na zamianę w sumie nie ma w historii. Trochę starałem się nawiązać do filmu, nie do końca to wyszło. Trochę Staszek i Piotruś nawiązują do Pana i Flasha. Słaba ta zamiana i zdaję sobie z tego sprawę.
Che mi sento di morir
@Asylum dziękuję za wizytę i przekazane uwagi. Wpadaj o każdej porze dnia i nocy, jesteś mile widziana :)
Cieszę się, że niektóre aspekty historii, Ci zagrały :) Świat, ruch , bohaterowie – choć jasne, zawsze jest przestrzeń, żeby zrobić to lepiej.
Gratuluję opka, a słowa NIE ZNUŻYŁY, lecz wciągnęły. :-)
Dziękuuuuuję! :) Bardzo miłe słowa, rumienię się :)
Dialogi i język – trudno mi to poprawić, może za jakiś czas przysiądę i świeżym spojrzeniem zerknę. Może być też tak, że lepiej nie będzie, bo nie umiem lepiej :/ Za Twoje cenne uwagi narracyjno-językowe dziękuję.
Jestem także Ci wdzięczny za uwagi do konkretnych sformułowań z tekstu, większość uwzględniłem.
Może po prostu – Tak?
“Tak”, nie brzmi mi w tym miejscu, “dokładnie” bardziej mi pasuje, więc zostawiam.
Piotruś – a może tutaj już: Piotrek, Pietrek, skoro skojarzenie-odniesienie zostało wprowadzone i postać mamy w wyobraźni. Kiedy używa Piotruś, widzę małego chłopczyka – wiekiem, a nie młodocianego „gangsta”. W ogóle, chyba dałabym im (chłopakom) jakieś ksywy, aby nie posługiwali się „Piotruś i Staszek”, np. Pietro i Stos. Sam pomysł „Piotrusiów Panów” – fajny.
– samo “Piotruś” w moim zamyśle już miało być taką ksywą. Ciekawy pomysł z tym ksywami, można by pewnie to połączyć z poprawkami w sposobie, w jaki się wypowiadają. Pomyślę.
Che mi sento di morir
Ależ tu wysoki poziom komentarzy, aż się wstydzę prostoty i łopatologiczności mojego. XD Tak bywa, że ciekawy tekst inspiruje eee… inne formy kreatywności? Koimeoda chyba coś nam niedługo zarapuje, a CM poszedł w klimaty orientalne. Ech, czas popracować nad orginalnym stylem komentarzy na kolejny konkurs….
法律越多,盗贼就越多
Początek frazy do lekkiego liftingu, ale Konfucjusz powiedziałby, zdecydowanie że taka jest jedyna rada. XD
Daj spokój, oidrin, idziemy w prostotę i kopanie rowów, przed czym nas przestrzegali rodziciele.
Bohu, dziękować za googla, bo bym nie odszyfrowała.
Tak, przyjaciele, znajomi, i niech będzie ich jak najwięcej, są warci krocie. xd
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Oidrin co Ty się w ogóle przejmujesz, zaraz nas wszystkich po chińsku zamurujesz ;D
Nooo, Koimeodo, już się rozkręcasz z rapsami, jak widzę :D A może to są… rapsodie?
Che mi sento di morir
Ha, i linka do piosenki zapomniałam dołączyć.
https://www.youtube.com/watch?v=-LtmvnTK_y4
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
@Anet– cieszę się, że znalazłaś chwilę, żeby tutaj wpaść. Dzięki za komentarz, bardzo się cieszę, że Ci się podobało :)
Che mi sento di morir
Freddie <3
Che mi sento di morir
Nie mówcie mi, że Freddie rapował… Nie znam się na muzyce, ale moja naiwność ma swoje granice.
Babska logika rządzi!
Hahaha no nie, nie, nie, tego naprawdę nikt nie mówi :D
Freddi, Finklo, nie rapował, ale przekaz był. Rap to dla mnie przekaz i beat, ale może zniekształcam/upraszczam, wtedy – naprostujcie mnie. :-) Z kolei hip-hop to kultura, w której mieści się rap.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Daj spokój, oidrin, idziemy w prostotę i kopanie rowów, przed czym nas przestrzegali rodziciele.
Bohu, dziękować za googla, bo bym nie odszyfrowała.
Tak, przyjaciele, znajomi, i niech będzie ich jak najwięcej, są warci krocie. xd
Prostota i kopanie rowów to jest to, czemu, ach czemu słuchamy czasem rodziców? XD Głowa pełna takich dziwactw potem i męczą.
Oidrin co Ty się w ogóle przejmujesz, zaraz nas wszystkich po chińsku zamurujesz ;D
Koimeodo teraz aż idę zgadywać, który z tych dwóch rapsów może być twój.XD
Początek frazy do lekkiego liftingu, ale Konfucjusz powiedziałby, zdecydowanie że taka jest jedyna rada. XD
Cholera, człowiek bierze najprostszą możliwą sentencję, a translator i tak coś przy przerabianiu słów na krzaczki pochrzani. No nic, musi zostać, jak jest. Wina translatora, niech on poprawia. ;-)
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Prostota i kopanie rowów to jest to, czemu, ach czemu słuchamy czasem rodziców? XD Głowa pełna takich dziwactw potem i męczą.
Rodziców nie słuchamy, no chyba że przez filtry, dobrze jeśli są swoje, tak sobie jeśli “za” lub “przeciw”.
a jak anarchistka :DDD
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
"Mag pełną gębą.
– No właśnie. A to dziecko wskazało na niego palcem i powiedziało: hipster"
Cudo XD
"kurzajki usunięte z cery ."
"wosk kapie łącząc oba przedmioty ."
Nadmiarowa spacja.
"Czarne piórko, przeczepione do jego czapki"
przyczepione
"Wypadli na klatkę schodową, a dalej w noc, trzaskając ciężkimi drzwiami wejściowymi."
Do przeredagowania. Rozumiem zamysł, bo czytając na głos to brzmi bardzo dobrze. W wersji pisanej – nie.
Opowiadanie spodobało się. Styl płynny, wszelkie predyspozycje do tego, żeby z czasem uczynić go jeszcze bardziej wartkim. Już jest dobrze, a widać, ze może być jeszcze lepiej. Co ciekawe, sam pomysł, choć nie jest specjalnie nowy, ani świeży, to i tak pozwala na spędzenie odrobinę czasu na fajnej lekturze.
Co najwyżej z finału mam pewien niedosyt, bo można było pokazać pełną bezradność nowomagów, gdy im się wyłączyło nowinki (tak mi się trochę skojarzyli z młodzieżą, której nagle wyłączono internet :P). Zasygnalizowałeś to ich płaczem, ale można było jednak w tym miejscu zbić szpilę mocniej, nawet gdyby to przełamało lekki styl całości. podobnie można było pokazać chwilę niepewności maga, czy po pozbawieniu magii nie skatują go butami (choć reakcja załamania jest tu wiarygodna).
Epilog – jakkolwiek samo szukanie czegoś nowego przez nowomagów jest sensowne, to trochę tu osłabiłeś wymowę finału. Nie wiem czy przez obecność epilogu, czy przez jego formę. Trudno powiedzieć. Do rozważenia. Może tylko ja mam takie wrażenie. Ale nawet z zachowaniem epilogu, można by coś z nim pokombinować. Jedna tylko uwaga – trochę za szybko się pozbierali, że złapali ją już na dworcu (teoretycznie to może być inne miasto, dużo później, ale czyta się to tak, jakby było jeszcze zanim zdążyła opuścić miasto, też kwestia jakiegoś zaakcentowania czasu lub miejsca).
W ogóle skojarzyło mi się z shadowrunowym podziałem na magów i adeptów – nawet jeśli tu podział jest na zupełnie innej linii.
“To znaczy, że jeśli jeden czegoś się nauczy, wszyscy będą to umieli?”
Niezła szpila wewnątrz tekstu, którą swoją droga przy innym tonie opowiadania, mniej pop-kulturowym, można by nieźle rozwinąć w jakąś poboczną dygresję. Bo konsekwencje tej myśli są naprawdę spore, tak dla magów, jak i dla społeczeństwa w ogóle.
“No i recytował głośno jedno z ich zaklęć: “Abbra Kadabra”, a ktoś w tłumie usłyszał “Allach Akbar”.”
A tu społeczeństwo w pigułce.
"Wszystkie serwery stopił i zalał na dokładkę antymagią, jak zalewa się toaletę domestosem"
Fajne zdanie, nieźle uśmiechnęło.
Dobre opowiadanie, zasłużona biblioteka, a jednocześnie potencjału na więcej i mocniej sporo, gdyby tylko spróbować napisać je w formie mniej lajtowej, a bardziej mrocznej.
EDIT:
Ale nie mam pojęcia kto uległ tu zamianie.
Zastanawia mnie tez czy niewidzialna Anna to postać z jakiejś legendy.
Hmmm. Jeszcze “The Invisible Man” może wchodzić w grę…
Babska logika rządzi!
Wilku, dzięki za wizytę i cenne uwagi, Poprawiłem spacje i to jedno, wskazane, zdanie. Co do potencjału historii, dzięki za zwrócenie uwagi, może kiedyś, gdzieś wykorzystam.
“To znaczy, że jeśli jeden czegoś się nauczy, wszyscy będą to umieli?”
Niezła szpila wewnątrz tekstu, którą swoją droga przy innym tonie opowiadania, mniej pop-kulturowym, można by nieźle rozwinąć w jakąś poboczną dygresję. Bo konsekwencje tej myśli są naprawdę spore, tak dla magów, jak i dla społeczeństwa w ogóle.
No, to jest ciekawe, można jakieś fajne opko na tym wykuć ;)
Bardzo się cieszę, że kilka miłych chwil spędziłeś przy tej historii i nawet się uśmiechnąłeś, mam nadzieję, że nie był to uśmiech wilczy :D Nawet kilka zdań przytoczyłeś z tekstu, jest to miód na moje piwniczne serduszko. A poniższa opinia, to już w ogóle mnie wzrusza:
Dobre opowiadanie, zasłużona biblioteka, a jednocześnie potencjału na więcej i mocniej sporo, gdyby tylko spróbować napisać je w formie mniej lajtowej, a bardziej mrocznej.
Pogłaskałeś, a jednocześnie zachęciłeś do pracy, dzięki, man!
W Shadowruna nie grałem, gdzieś coś czytałem dobrych kilka lat temu, teraz odświeżam wikipedią.
Ale nie mam pojęcia kto uległ tu zamianie.
Zastanawia mnie tez czy niewidzialna Anna to postać z jakiejś legendy.
@Finklo, @wilku – ta zamiana kompletnie nie wyszła, niestety, chciałem luźno nawiązać do filmu “To nie jest kraj dla starych ludzi” + te nawiązania w rodzaju Piotrusia Pana i Flasha. No nie siadło :/
Che mi sento di morir
A czy tam w zasadach nie stało czasem, że oryginalne historie powinny być stare? W sumie, Piotruś Pan by się łapał…
Babska logika rządzi!
Patrząc, na inne konkursowe opka, to tak trochę na siłę by się łapał… Widzę, że rozstrzygnięcie się zbliża, nie będę teraz usuwał konkursowego tagu, ale chyba jest on jednak trochę na wyrost :/
Che mi sento di morir
Nie usuwaj, bo jeszcze się okaże, że przedłużysz konkurs. ;-)
Babska logika rządzi!
Tak, wiem, nie usuwam :)
Che mi sento di morir
Sztama z Tobą i Finklą. Nie usuwaj tagu. To ciekawe opko i niezły pomysł na cały świat. :-) Nie wiem na ile związałeś się z bohaterami i widzisz/wiesz, co dalej, co obok, co wcześniej. Może jakieś drugie?
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dzięki Asylum, miło, że pytasz. Może drugie, kto wie… Wilk mnie dość mocno zainspirował dziś ;)
Che mi sento di morir
Cześć! Swojskie opowiadanie, walka starych z młodymi, starego z nowym, a w tle walka magików, golemy i magotronika. Piękne! Takie high fantasy tuż za rogiem, nie w śródziemiu, a w bloku, w mieszkaniu pod tobą. Super się czytało. Przy scenie z golemami zamykałem oczy i wyobrażałem sobie tą majestatyczna wizję. Miodzio!
Jak ktoś już wyżej napisał, postacie kobiet są dosyć stereotypowe (spece od gender balance zapewne już ustawiają stos…)
Zakończenie trochę filmowe. Alaksander, oszołomiony i poobijany, w jednej chwili niszczy zły system, który pozwolił szefowi zajść tak wysoko. Dobro zwycięża, zło zostaje ukarane. Dobre, piękne ale trochę nie pasuje do klimatu, tytułu i przesłania reszty. Happyend, ale taki jakby nieżyciowy. No i Epilog, dama w opałach, więc Olo będzie jeszcze musiał założyć cylinder i ruszyć do boju – ale jest furtka na kontynuację ;-)
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
@krar85, dzięki za wizytę :)
Miło mi, że dobrze Ci się czytało. Mój zamysł był właśnie taki, żeby to była fantastyka na wyciągnięcie ręki, prawie że należąca do naszego, współczesnego świata, lekko tylko podkolorowana zaklęciami. Bo przecież, czyż nasza technika, to nie magia? ;)
Tworzenie kobiecych postaci jest dla mnie wyzwaniem, na pewno będę się starał lepiej to robić. Doceniam przełamywanie stereotypów w tekstach innych autorów, czas popracować nad tym na własnym podwórku.
Zgadzam się, co do zakończenia, rzekłbym nawet, że cała historia fabularnie jest dość prosto zbudowana, a takie zakończenie po prostu się w nią wpisuje. Trochę podobnie działają tutaj stereotypy, na co sam zwróciłeś ponownie uwagę – “dama w opałach”.
Mam kilka pomysłów na ciąg dalszy, może się pokuszę ;)
Dzięki raz jeszcze za komentarz! Dobrego wieczoru!
Che mi sento di morir
czyż nasza technika, to nie magia? ;)
Podobno magia to technika, której nie rozumiemy. Więc to już zależy od Ciebie. ;-p
Babska logika rządzi!
Uhm, a potem przyjdzie mr.maras i mi spuści… zasłonę milczenia na takie techno-magiczne wymysły :)
Che mi sento di morir
Podobno magia to technika, której nie rozumiemy.
Feliks Kres opisywał Szerń z “księgi Całości” jako rodzaj mechanizmu (nie w samych książkach, w komentarzach na jej temat).
Fajne opowiadanie, wielu bohaterów, wartka akcja. Wciągnęło mnie bez reszty. Cieszyłam się, że Aleksander zniszczył dane nowych magów. Bardzo realistycznie pokazujesz rzeczywistość, w której starzy wyjadacze rywalizują z innowatorami, którzy korzystają ze zdobyczy technologicznych.
Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?
Przyznaję, na początku nie byłam przekonana, gość leży na ziemi i nie chce zemdleć, potem miasto w Polsce… Jednak chwila po chwila podobało mi się coraz bardziej. Fabuła pięknie zapleciona relacyjnie, tu była żona, tutaj kolega – rebeliant. No ogólnie, szkoda, że to koniec! Może napiszesz kontynuację? ;)
@wilku nie czytałem Kresa, polecasz? Od razu sucharek: czy akcja jego powieści dzieje się na Kresach?
@Cytryno, dziękuję :) Cieszę się, że wpadłaś i że się podobało.
Bardzo realistycznie pokazujesz rzeczywistość, w której starzy wyjadacze rywalizują z innowatorami, którzy korzystają ze zdobyczy technologicznych.
Dzięki <3
Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?
W sumie racja, już prędzej mógłby strzelać z jakiegoś nerfa na kamienie. Pomyślę.
Przyznaję, na początku nie byłam przekonana, gość leży na ziemi i nie chce zemdleć, potem miasto w Polsce… Jednak chwila po chwila podobało mi się coraz bardziej.
Przyznam, że ja również czasem sceptycznie podchodzą do fantastyki dziejącej się w polskich realiach, tym bardziej czuję radość, że tutaj zagrało dla Ciebie :)
No ogólnie, szkoda, że to koniec! Może napiszesz kontynuację? ;)
Może napiszę, mam już nawet pomysł, choć się nieco waham, bo chciałbym pójść w bardziej mroczną stronę, zgodnie z sugestią wilka. Nie wiem czy dam radę. Poza tym obecnie priorytet ma ten konkurs ;)
Che mi sento di morir
Klimat rzeczywiście jak z braci Coen:) Humor świetny, pomysł świetny, wykonanie świetne. Mag Hipster… taaak… ta dzisiejsza młodzież;)
Witaj czarna adelajdo, dziękuję za wizytę i komentarz. Cieszę się niezmiernie, że Ci się spodobało moje opko :)
Aż chciałoby się rzec: pomysł mój, wykonanie moje, darowałem Ci życie :D
A jeżeli chodzi o dzisiejszą młodzież, to kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów.
Che mi sento di morir
Wychodzi na to, że najlepsze efekty daje połączenie starej magii z nową ;)
Podobało mi się. Tekstu nie tak mało, ale przeczytałam na jedno posiedzenie i to na dodatek na laptopie, a nie czytniku. Fajna wariacja na temat Piotrusia Pana. Magię wprowadzoną do naszego świata bardzo lubię i sama to chętnie robię. Kupiłeś mnie tym opkiem :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dzięki, Irko, za odwiedziny i komentarz. Niezmiernie się cieszę, że Ci się spodobała moja historia.
Wychodzi na to, że najlepsze efekty daje połączenie starej magii z nową ;)
Otóż to :) Gdzieś tam w planach mam rozwinięcie tej historii, żeby jeszcze bardziej to podkreślić, ale najpierw muszę ogarnąć bieżące konkursy, zwłaszcza RAPsodiowy ;)
Magię wprowadzoną do naszego świata bardzo lubię i sama to chętnie robię.
Wiem, wiem, miałem okazję poznać Widara. Twoja magia jest… boska ;)
Kupiłeś mnie tym opkiem :)
Zabawne stwierdzenie :) Cóż, pozostaje mi tylko się cieszyć i od razu zaznaczyć, że nie będę dochodził żadnych roszczeń z tytułu własności :D
Che mi sento di morir
BK, przestrasz się Boga i popraw tego okropnego ortografa, zanim jakieś dziecko przeczyta i zapamięta.
Babska logika rządzi!
Przecież „bierzący” jest od „brać”. O co chodzi? ;)
Che mi sento di morir
O to, że od brać, to byłby “bierny”. ;-)
No. Już dobrze.
Babska logika rządzi!
To dobrze, dzięki!
A dzieci, to powinny spać o tej porze ;) No, chyba że klikają z Nowej Zelandii…
Che mi sento di morir
To nie jest konkurs dla tego tekstu, niestety.
Elementy retellingu tu są, ale tych, których szukałam w tym konkursie, w zasadzie brak. Natomiast poza tym – to jest zdecydowanie udane opowiadanie. Ma tempo, wciągającą fabułę i szybką akcję, a także bohaterów na tyle zróżnicowanych, żeby byli w stanie zainteresować, ale nie w takiej ilości, żeby przytłoczyli czytelnika. Ma fajnie ograne lokalne realia. Generalnie, jest naprawdę solidną, przyjemną lekturą, tylko że chyba nie na ten konkurs…
ninedin.home.blog
Hej :)
Dzięki za wizytę i komentarz. Tekst pewnie ma jakieś elementy, ale zgodzę się, że nie spełnia wymogów konkursowych w takim stopniu jak inne historie opowiedziane tutaj.
Miło mi, że przyjemnie się czytało i mam nadzieję, że nie był to czas stracony ;)
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
BasementKey,
opowiadanie po prostu świetne. Bardzo w moim klimacie, czytało mi się wartko i z prawdziwym zainteresowaniem.
Opis kamienicy:
“Takie mieszkania w większości są jak stare prostytutki, obficie upudrowane i umalowane, tak, że, gdy patrzysz na nie z ulicy, wydają się pięknościami. Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien. Mieszkanie Julii różniło się tylko tym od pozostałych, że puder był grubiej nałożony, architektoniczny makijaż mocniejszy.”
– zrobił na mnie spore wrażenie.
Pozdrawiam – Goch.
"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem
Cześć, Gochaw :)
opowiadanie po prostu świetne. Bardzo w moim klimacie, czytało mi się wartko i z prawdziwym zainteresowaniem.
Bardzo mi miło, że tak oceniasz ten tekst. Cóż mogę powiedzieć, ja widzę nieco mankamentów w tej historii, może kiedyś napiszę coś lepszego w tym klimacie :)
Opis kamienicy […]zrobił na mnie spore wrażenie.
Cieszę się, z tak pochlebnej opinii :)
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Leżał twarzą w ziemi, po ciosie w tył głowy i upadku z wysokości. Ze wszystkich sił starał się nie stracić przytomności, powtarzał sobie, że nie może zemdleć.
A mimo to był na tyle trzeźwy, że rozważał swoje położenie. Rymując.
Nie wiedział, czy słyszane w ciemności głosy były prawdziwe, czy były to tylko omamy.
Nie wiedział, czy słyszane w ciemności głosy są prawdziwe, czy to tylko omamy. Ale tę końcówkę bym obcięła.
No kto?!
No, kto?!
Szefie spokojnie
Szefie, spokojnie.
dać porobić
Hem?
Tytułowany szefem mężczyzna
Niezręczne trochę.
No magiku
No, magiku.
magijną
Hmm.
podczas gdy mężczyzna u ich stóp czuł intensywny zapach ziemi
Dobra, ale jak to się łączy?
wargi, na których błąkały się drobiny piasku
Na wargach może się błąkać uśmiech, ale nie coś materialnego.
W jego głowie pojawiły się skojarzenia z grobem, miejscem w którym miał ogromne szanse już niedługo spocząć.
Rozwleczone.
– Ponieważ sprawiłeś nam tyle kłopotów, okażę ci szacunek i sam przypalę – nachylił się nad nim szef.
Nachylanie nie jest verbum dicendi. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi
na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice
Zielona Góra pewnie jest ważna, ale tu trochę na siłę wepchana.
Patrzcie nie chcą się zapalić.
Patrzcie, nie chcą się zapalić.
Odwiedzał starego przyjaciela, który mieszkał na jedenastym piętrze w bloku z wielkiej płyty na osiedlu Przyjaźni. Na szczęście działała jedna z wind, bo idąc po schodach bardzo by się zmęczył.
Rozwleczone.
pokręcił głową, przygładzając długie, siwe włosy
Jednocześnie?
podobnie zresztą jak jego jedyny mieszkaniec
Podobnie zresztą, jak jego jedyny mieszkaniec. Trochę aliteracyjne.
Głupi pomysł, jeśli byś mnie spytał.
Bo w innym przypadku głupi by nie był?
Jerzy zrobił krótką pauzę, na dwa łyki herbaty ze szklanki, obejmowanej przez metalową siatkę staromodnego koszyczka. Po czym kontynuował
Nie rozdzielałabym tego na dwa zdania.
od razu się Kacprowi nie spodobała. Ciągle wpatrywała się w tę
Dwa "się" obok siebie zwracają uwagę.
Powiedziała Kacprowi odrywając się
Wtrącenie: Powiedziała Kacprowi, odrywając się.
Tę ofertę trzeba następnie przekazać do dyrektora
Przekazać dyrektorowi.
Może później nawet konieczny okaże się przetarg
Niezbyt to wymowne.
Sam widzisz jak to daleko zaszło
Sam widzisz, jak to daleko zaszło.
Kacper Magnus, Prestydigitator
https://filolozka.brood.pl/polam-sobie-jezyk/ :)
Pojedynczy tym razem łyk herbaty, wypełnił krótką, acz konieczną przed finałem historii, pauzę.
Wrrr. Pojedynczy tym razem łyk herbaty wypełnił krótką, acz konieczną przed finałem historii, pauzę.
zawołał jakieś, stojące najbliżej sekretariatu dziecko
Zawołał jakieś stojące najbliżej dziecko.
dziecko wskazało na niego palcem i powiedziało: hipster
…
Dobrze, że skończyłem z tym
Czkawka fonetyczna i nienaturalny szyk.
znowu z dwoma
Przeczytaj na głos?
Wiesz dlaczego
Wiesz, dlaczego.
Jakby nie wiedziała, ile pola do manewru mu pozostało
Przeczytaj na głos?
wskazała ręką na skórzaną kanapę
A czym innym miała wskazać?
z ciekawością, która dla niewprawnego oka mogłaby zostać uznana za podziw.
Nie po polsku: którą niewprawne oko mogłoby wziąć za podziw. Ale tego oka też nie jestem pewna.
załozyła
Literówka.
To prawda był już tutaj, bodaj raz.
To prawda, był już tutaj, bodaj raz. Co tu robi to "bodaj"?
kamienicy przy ulicy
Rym.
umalowane, tak, że, gdy patrzysz
Umalowane tak, że, gdy patrzysz.
Mieszkanie Julii różniło się tylko tym od pozostałych
Mieszkanie Julii tylko tym różniło się od pozostałych. Obraz świetny.
kontynuowała patrząc
Rozdzielaj czasowniki: kontynuowała, patrząc.
Rzeczywiście Julio
Wołacz oddzielamy: Rzeczywiście, Julio.
Prześlizgnął się ponownie wzrokiem po nowocześnie urządzonym mieszkaniu.
Hmm.
trochę sprzętu magicznego, tzw. magotroniki
Skrót? W ogóle bym tego nie dodawała, "magotronika" jest zupełnie jasna i nie wymaga tłumaczenia.
nieco chłodno
"Chłodno" już jest słabym słowem, po co je dodatkowo osłabiać?
gość, który to wymyślił już nie żyje.
Wtrącenie: gość, który to wymyślił, już nie żyje.
kurzajki usunięte z cery.
"Z cery" nic nie wnosi, wręcz jest błędne.
kim jesteś teraz zbratawszy się
Kim jesteś teraz, zbratawszy się.
W nowej magii, każdy może być kim chce.
W nowej magii każdy może być, kim chce.
– Przyszedłeś się kłócić? – Wyrwała go z chwilowego zamyślenia.
Nie widzę tego zamyślenia.
obrastając obrazami
Aliteracja.
pomógł (…) przy pomocy
M-m.
obserwował jak
Obserwował, jak.
podczas przygotowywania posiłku.
To nic nie wnosi.
Jak człowiek może stać się niewidzialnym?
Jak człowiek może się stać niewidzialny?
Mówiła o tym, że człowiek w pewnym momencie czuje, jakby go już nie było
Czuje się. Hmm.
Pod wpływem bliskości, zaczęła
Bez przecinka.
a świat tak szybko by się nie zmieniał
Gdyby świat tak szybko się nie zmieniał.
Puścił ją i wrócił do salonu. Usiadł na krześle i skupił się na zapalniczce.
Powtórzona konstrukcja zdania.
na potrzeby takich właśnie modnych przedmiotów
Przedmioty nie mają potrzeb.
w niewielkim okręgu, małe lustra
Hmm.
dokonując drobnych poprawek układu
Hmm.
delikatnie poprzestawiał
Co to znaczy "delikatnie"?
znajdujące się na blacie zwierciadła
Tak, wiem, gdzie są te lusterka. Wystarczy ich.
położył następnie pod spód świecy
Hmmm.
wosk kapie łącząc
Wosk kapie, łącząc. Hmmmm.
dopytywała nakładając
Wypytywała, nakładając.
Od zawsze były podstawą magii.
Są.
Ale w tej prawdziwej, to coś więcej niż załamywanie światła i tworzenie prostych iluzji.
Hmm.
Za pomocą magotronicznej zapalniczki, spróbuję podłączyć się do ich czarów.
Bez przecinka.
coś żółtego zmielone na papkę
Hmm. Coś żółtego, zmielonego? Żółte coś, zmielone?
pesto z orzechów
https://aniagotuje.pl/przepis/pesto
dostrzegła jego pełne wątpliwości spojrzenie
Hmm.
był jeszcze na nią trochę zły za zlekceważenie jego polecenia, żeby opuścić jego mieszkanie
Niezgrabne.
Choć równocześnie jej towarzystwo cieszyło go, musiał to sam przed sobą przyznać.
Jak wyżej.
– Co będzie, jeśli posiądą tę umiejętność?
Hmm.
magów, którzy sprzeciwiali im się w Gildii spotkała straszna śmierć.
Wtrącenie: magów, którzy sprzeciwiali im się w Gildii, spotkała straszna śmierć.
pseudo czarodzieje
To chyba powinno być łącznie.
jeśli jeden
Aliteracja. Zaraz, intelekt zbiorowy?
– Dokładnie.
Anglicyzm. Aleksander jest przecież staroświecki?
wyszedł z kuchni, czując na sobie jej wzrok
Tej kuchni?
lustro, które odbijało jego postać
Chyba wiem, o co chodzi, ale nie wygląda to dobrze.
sięgnął dłonią poprzez taflę
Sięgnął (dłonią) przez taflę.
lustra się uspokoiła, znów pojawiło się jego odbicie
Dwa "się".
przyglądał się spokojnie jak świeca się pali
Przyglądał się, jak. Ale dwa "się" lepiej wyrzucić: spokojnie obserwował, jak świeca się pali.
Dwóch mężczyzn w obcisłych ciemnych kurtkach i czarnych czapkach z daszkiem, krążyło
Nie pchaj przecinka między podmiot, a orzeczenie.
Po tych aferach z magic dronami, ma się trochę uspokoić.
Bez przecinka.
Czekaj jest wiadukt
Czekaj, jest wiadukt.
czar kręci się już
Hmm. Niby zabawne…
magnetyzowało powietrze
?
gość jak to oni, z brodą
Gość, jak to oni, z brodą.
idźmy w kierunku tego szarego domu
Mało naturalne.
korzystając z aplikacji otwarcia i zaproszenia do środka
Hmm.
powiedział cicho Piotruś Pan do towarzysza
Wiadomo, do kogo mówi.
siedział Aleksander z przymkniętymi oczami
Hmm. Szyk trochę…
Zbieraj się starcze
Zbieraj się, starcze.
Z rozkazu Gildii, pójdziesz z nami.
Tu bez przecinka.
pokazać, że nie ma z nimi żartów
Że z nimi nie ma żartów.
Wyglądało nawet, że się udało
Rym.
podniósł się z trudem z fotela i zmierzał do przedpokoju
Mieszasz aspekty.
zauważył, że wosk wyrastał
C.t., wyrasta. I wosk nie wyrasta.
zakomunikował Staszek
Znaczy jak? Nie przez magiczną sieć, bo stracił dostęp, nie? Więc na głos? Ale "zakomunikował" sugeruje spokój, który tu by nie pasował.
na wszystkich swoich czterech nogach
"Swoich" zbędne. Jest ciemno. Skąd oni to wszystko wiedzą?
ciężkimi drzwiami wejściowymi
Przedłużasz.
Było czarno jak na jakiejś zapadłej wsi
Było czarno, jak na jakiejś zapadłej wsi.
powiedział Staszek patrząc na miasto.
Powiedział Staszek, patrząc na miasto. Ale patrzenie na miasto nic nie wnosi, a sposób mówienia by wniósł, nie?
przerwał mu odgłos walącego się za nimi budynku
Jak brzmi walący się budynek, hmm?
Ciemne kształty rozpadały się z hukiem w gruzy, znacząc nocne niebo kłębami pyłu.
Jesteś pewien tego obrazu?
chroniąc się przed fruwającymi odłamkami, które odbijały się od asfaltu oraz chodnika i koziołkowały w ich stronę
Powolne.
Gdy się uspokoiło, wstali i otrzepali z kurzu swoje czarne kurtki.
Pokaż to i nie nadużywaj zaimków.
ale nawet nie pomyśleli, żeby ich szukać
To po co zwracasz na to uwagę?
patrz Staszek
Patrz, Staszek.
stawały się mniejsze, tak jakby
Stawały się mniejsze tak, jakby.
Padli ponownie
Hmm.
Potwór ogromny jak dom, ruszył w ich kierunku.
Albo bez przecinka (bo podmiot i orzeczenie) albo wtrącenie: Potwór, ogromny jak dom, ruszył w ich kierunku.
Rzucili się do ucieczki, biegnąc w stronę Dworca PKP.
Sztucznie przedłużone. Rzucili się w stronę Dworca PKP.
komenderował
Mmm, no, nie wiem.
nad kolejnymi mijanymi ruinami bloków wykwitały następne sylwetki golemów
Hmm.
krzyknął w pewnym momencie Staszek
Przedłużasz: krzyknął Staszek.
wydawało się, że stał na nim magik
C.t. – stoi.
wyrósł jeden z golemów
Wyrósł golem. Kropka.
które składały się na cielsko potwora.
Tego się domyśliłam.
Uskoczyli w bok
Nie można uskoczyć nie w bok.
potknął się o szynę
Ale biegną po torach, tak? Pomijając, że strasznie trudno się po nich biegnie, to potknął się raczej o podkład.
wokół szybko zaroiło się od golemów
"Szybko" raczej tu przeszkadza. Zwłaszcza, że zaraz znowu jest przysłówek.
czarnym, skórzanym płaszczu
Bez przecinka.
To ty, szefie?
Oni są z szefem na "ty"?
sypały się na podłogę szklanymi łzami
Nie, żeby te łzy nie pasowały, ale jesteś ich pewien? To chcesz przekazać?
Nie wiem jak on to zrobił
Nie wiem, jak on to zrobił.
Musiał włamać się
Anglicyzm.
z wykorzystaniem któregoś z gadżetów.
Chyba bym to wycięła, o ile nie zapowiada czegoś później.
Klasnął w dłonie.
Przepraszam Cię bardzo, tyłkiem miał klasnąć?
Szef, ciągle w płaszczu
A czemu miałby go zdejmować? Jeśli na tym płaszczu Ci zależy ("szef" to poszukiwany, okryty magicznym płaszczem – iluzją, dobrze myślę?), to może pokaż, jak łopocze?
wykrzyknął po chwili pauzy nie przestając chodzić
Wykrzyknął po chwili. Kropka. Less is more.
drzwi od salonu
Drzwi do salonu.
umilkł spiorunowany
Umilkł, spiorunowany.
Kiedy byliśmy w iluzji, zobaczyłem go przez krótką chwilę.
I uwierzyłem? Nie, oczywiście, postacie w opowiadaniu mogą się tak podkładać, ale uch, głupek z tego Staszka. Robi złą prasę mojemu Staszkowi, którego napiszę, przysięgam :)
przy akompaniamencie zgrzytu
Źle to brzmi.
wiadukcie zawieszonym
Niby prawda, ale brzmi dziwnie.
unosiły we wszystkie strony
Włosy się unosiły, hmm.
Na torach od strony dworca pojawiła się czarno ubrana postać, która zbliżała się do magika
Przedłużone. I "postać", uch.
– Spójrz mi w oczy – ciche słowa dochodziły jakby wprost z laski.
https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#didaskalia_komentarz
szklana gałka rozpadła się z jękiem tłuczonego szkła
Dwa razy "szkło" i brzęk nie przypomina jęku. Nijak.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął woreczek
A może: sięgnął do kieszeni po woreczek? Dynamiczniejsze, a i pozbędziesz się powtórzonej konstrukcji.
rzucił zawartość w kierunku Piotrusia, unoszącego się wciąż nad wiaduktem
Znaczy, w górę podrzucił?
uniósł go daleko, w kierunku pobliskiego budynku
Oksymoron.
To miasto się zmienia, nie ma w nim już miejsca na takie głupoty – odezwał szef.
Jak ja nie lubię takich gości… Im bardziej go pognębisz, tym bardziej będę zadowolona. "Odezwać" wymaga "się".
Owszem miasto się zmienia
Owszem, miasto się zmienia.
zaprotestował szef
https://sjp.pwn.pl/szukaj/protestować.html
szef wskazał Aleksandra drugiemu mężczyźnie przyczajonemu za barierką wiaduktu
Przedłużone.
pochylił w spazmie bólu
I pochylił. Kropka. https://sjp.pwn.pl/szukaj/spazm.html
Wówczas Piotruś Pan rzucił w niego ponownie kamieniem.
Przedłużone, cała scena mało obrazowa.
Uderzenie w tył głowy sprawiło, że cylinder spadł Aleksandrowi z głowy i potoczył się po betonowym podłożu wiaduktu.
A może tak: Uderzenie w tył głowy strąciło Aleksandrowi cylinder, który potoczył się po betonie? Szybciej i dynamiczniej!
Jak przez mgłę zobaczył
Cylinder?
Następny cios kamieniem sprawił, że Aleksander runął
Znowu przedłużasz.
twarzą w ziemi
Twarzą do ziemi. Po tym nie dawałabym przecinka.
żeby cokolwiek zrozumieć.
Zbędne.
po raz nie wiadomo który, nakrzyczał
Po raz nie wiadomo, który nakrzyczał.
– Patrzcie państwo, ostatnie życzenie skazańca – pauza, w trakcie której coś się dzieje, mężczyźni coś do siebie mówią, coś sobie podają.
https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#didaskalia_komentarz
zapałkę na wysokości swojej twarzy
"Swojej" można by tu w zasadzie wybronić, ale nie wiem, czy warto.
na opuszczonych magicwallach
"Na"? I – Aleksander przed chwilą ledwo żył, a teraz staje na nogach? Kozak.
zostały również wyłączone
Szyk: również zostały wyłączone.
Rrwał sieci komunikacyjne i międzyzaklęciowe, jakby starą szczotką omiatał pajęczyny pod sufitem.
Niespójny obraz.
zaklecia
Literówka.
cała megatronika z danymi w chmurze, to od teraz zwyły szmelc
Literówka, przecinek zbędny.
Gdy otworzył oczy zobaczył
Gdy otworzył oczy, zobaczył.
Jechała na wschód, tak jak radził
Jechała na wschód, tak, jak radził.
przy oknie, wewnątrz sześcioosobowego przedziału
A miała usiąść poza przedziałem?
nie chciała żeby
Nie chciała, żeby.
usiadł, zajmując, wolne z pozoru, miejsce
Hmm.
Obserwowała przez chwilę stojących na peronie dwóch mężczyzn w czarnych obcisłych kurtkach
Szyk trochę…
zachowywali się jakby na kogoś czekali
Zachowywali się tak, jakby.
Nie wiedziała co o nim myśleć.
Nie wiedziała, co o nim myśleć.
towarzysze, doskoczyli
Podmiot. Orzeczenie. Przecinek:
Może stara magia na chwilę zwyciężyła, ale zobaczymy, co powiedzą te stare pryki, gdy opanujemy niewidzialność.
Here we go again…
Mam wrażenie trochę…
Bo to naprawdę fajny kawałek, tylko tu rozwleczony, tam nie wiadomo, o co chodzi… Kurczę, to w zasadzie jest pierwszy rozdział! Bo zmagania trwają, nie? Jest dynamicznie (choć tu i ówdzie to psujesz), jest wciągająco. Napisz dalszy ciąg, migusiem ;)
Staszek i Piotruś to takie głąby, więc starałem się dostosować ich poziom wypowiedzi do założonego poziomu intelektualnego ;)
Trochę nie wychodzi :) w sensie, że ciut za mądrze gadają. Ale bardzo to nie przeszkadza.
Jednak nie bardzo rozumiem po co wplotłeś historię o Kacprze… Żeby pokazać, że nikt nie wierzy w magię? Coś w stylu mugoli?:-) Szczerze mówiąc myślałam, że będzie mieć jakieś rozwinięcie.
No, czekamy na ten dalszy ciąg :)
obawiam się, że wyjęcie któregoś z tych klocków położy historię.
Nie położyłoby, ale na pewno ją zdobią. Mają sens.
Przecinki to pierdoły? Jakby Tarnina to przeczytała… albo Reg…
Obawiam się, że nie znam wyjściowej opowieści. To jakiś film? Bo jeśli miał być “Piotruś Pan”, to daleko odszedłeś od oryginału.
Chwila, to to Z(a)miana była?
Trochę przeszkadzała mi rola kobiety. Jest taka obrzydliwie klasyczna – śliczna księżniczka, napastowana przez złego potwora, która sama z siebie nic nie potrafi zrobić.
No, bez przesady. Ale trochę z niej MacGuffin Girl.
była żona magika też jest dość stereotypowa
Ale też nie ma tu nic do roboty. Facet tylko kradnie jej zapalniczkę… kolejny element do rozwinięcia w dalszym ciągu.
O książę Neapolu, za twe zdolności nieludzkie,
Wiem, że cię wygnano, ale… aż w lubuskie?!
Niby niemetryczne, ale…
“Drogi Watsonie, Dostojny Sherlocku, bylbyś tak laskaw mi szarmancko podać ten czaj w szklanicy i luksusowym koszyczku?” :D A to ziomki są!
TAK! XD
Mnie takie coś sugeruje, że Anna jest naprawdę bardzo biedna, przeszła jakieś piekło, tak mocne, że aż zniknęła (!). Ja tam od takiej bohaterki nie oczekuję wielkiej odwagi i heroicznych czynów.
Niom.
przyleciał na starej wycieraczce, bo latający dywan zeżarły mu mole
XD
Zastanawia mnie tez czy niewidzialna Anna to postać z jakiejś legendy.
Mnie się skojarzyła z Muminkami, ale to ja.
Feliks Kres opisywał Szerń z “księgi Całości” jako rodzaj mechanizmu
Mechanizm i technika – to nie to samo. Don't get me started ;P
Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?
Bo mają kamyki pod ręką?
Opis kamienicy: (…) zrobił na mnie spore wrażenie.
Bo to dobry opis. Choć niekoniecznie do tego tekstu, bo zobacz – opisy powinny coś pokazywać. Co on tutaj pokazuje?
Cóż mogę powiedzieć, ja widzę nieco mankamentów w tej historii, może kiedyś napiszę coś lepszego w tym klimacie :)
No, spróbowałbyś nie :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć, Tarnino :)
dziękuję za wizytę i uwagi, jestem wdzięczny za poświęcony czas – kilka godzin siedzenia nad cudzym tekstem to nie w kij dmuchał. No i mimo wszystkich wynotowanych przez Ciebie mankamentów opka, na koniec wyraziłaś nadzieję na kontynuację fabuły, co niezwykle mnie cieszy.
No, czekamy na ten dalszy ciąg :)
Chyba nie było aż tak źle ;) Dalszy ciąg, może kiedyś, ale myślę, że z innymi postaciami. Choć wezmę niewidzialność od Anny, lustra od Aleksa, pewnie też będzie jasnowidzenie, ale reprezentowane przez młodego jasnowidza. Jakiegoś szorta postaram się tutaj wrzucić. Ready when it’s done.
Generalnie smutno widzieć te wszystkie błędy w swoim tekście. No cóż…
99% uwag uwzględniłem, niektóre fragmenty nieco przeredagowałem, mam nadzieję, że nie na gorsze :P
Do kilku uwag bezpośrednio się odniosłem:
dać porobić
Hem?
W necie nie znalazłem definicji, więc rozumiem, że może być niezrozumiałe, chyba to regionalizm. Ja znam ludzi, którzy tak mówią, zostawiam.
Głupi pomysł, jeśli byś mnie spytał.
Bo w innym przypadku głupi by nie był?
Takie powiedzonko, próbowałem ująć to jak starsi ludzi mówią. Może nie wyszło, ale zostawiam :P
Dzięki za linka: https://filolozka.brood.pl/polam-sobie-jezyk/ :) <3
pesto z orzechów
To takie “pesto” bardziej. Bo Anna nie umiała gotować :D
Aliteracja. Zaraz, intelekt zbiorowy?
Haha :) Zaraz intelekt ;)
ale nawet nie pomyśleli, żeby ich szukać
To po co zwracasz na to uwagę?
No tak sobie wymyśliłem – żeby pokazać, jak spieprzali w pośpiechu, aż czapki pogubili i nawet tego nie zauważyli.
To ty, szefie?
Oni są z szefem na "ty"?
Faktycznie, niech będzie “pan”.
Robi złą prasę mojemu Staszkowi, którego napiszę, przysięgam :)
Czekamy :)
Pozdrawiam serdecznie!
Che mi sento di morir
No i mimo wszystkich wynotowanych przez Ciebie mankamentów opka, na koniec wyraziłaś nadzieję na kontynuację fabuły, co niezwykle mnie cieszy.
Ej, mankamenty nie oznaczają, że jest beznadziejnie :)
W necie nie znalazłem definicji, więc rozumiem, że może być niezrozumiałe, chyba to regionalizm. Ja znam ludzi, którzy tak mówią, zostawiam.
OK. Faktycznie, może być regionalizm.
Takie powiedzonko, próbowałem ująć to jak starsi ludzi mówią. Może nie wyszło, ale zostawiam :P
To powiedzonko chyba brzmi trochę inaczej :)
Bo Anna nie umiała gotować :D
A, no, chyba, że :)
No tak sobie wymyśliłem – żeby pokazać, jak spieprzali w pośpiechu, aż czapki pogubili i nawet tego nie zauważyli.
Hmm, to akurat ma sens. Tylko sposób pokazania tego ciut nie teges.
Czekamy :)
To se czekajcie XD
Sorry, couldn't resist XD
Pozdrawiam serdecznie!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
To se czekajcie XD
Che mi sento di morir
Porwało mnie UFO, zaraz wracam XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Podobało mi się, chociaż żal starej magii. Szkoda, że nie mogą współżyć stara z nową.
Nowe zawsze wypiera stare, aczkolwiek serca czytelników pewnie są za słabszym zawodnikiem (taki był mój zamiar) i w tym wypadku jest to stara magia.
BTW, śmieszne słowo “współżyć” ;)
Pozdrawiam i dzięki za komentarz!
Che mi sento di morir