- Opowiadanie: Oluta - Dawno temu w korporacji

Dawno temu w korporacji

Moje pierwsze opowiadanie publikowane tutaj :)

Na betaliście pomogli mi Sagitt, Outta Sewer oraz BasementKey

Teraz jest inny tytuł niż na początku.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Dawno temu w korporacji

Przy biurku, w biurowcu, siedział młody mężczyzna i obserwował, jak tłum elegancko ubranych ludzi ruszył w kierunku elegancko wyglądających samochodów. W szybach odbijały się garnitury i garsonki, krawaty i torebki. Spojrzał na swoją wyświechtaną marynarkę i poczuł ukłucie zazdrości. Po chwili je zdusił. „Dobrze, że przynajmniej mam pracę, mieszkanie i jedzenie – pomyślał. – Więcej mi nie trzeba.” Zaciągnął się dymem z papierosa.

– Zaparz. Mi. Kawę. Ile razy mam ci powtarzać?! – Usłyszał przy uchu warknięcie Matyldy, ulubionej zastępczyni jego szefowej.

– Już idę – odparł, gasząc papierosa i wyjmując następnego. 

Matylda wyrwała mu go i wyrzuciła.

– I przestań palić, Kopciuchu. Nie potrafię się skupić, kiedy czuję w nosie dym. Poza tym to powoduje raka. Chcesz nas wszystkich pozabijać?

– Mam na imię Marek – mruknął. Matylda udała, że nie słyszy.

Mężczyzna wzruszył ramionami. Już się przyzwyczaił. 

Idąc do kuchni minął swoją szefową.

– Gdzie się włóczysz?! – krzyknęła na niego na oczach wszystkich pracowników. – Przejrzałeś wydatki firmy? 

Marek skinął głową. Wrócił po wydruk i podał jej do ręki.

– Zrób to jeszcze raz, i tym razem porządnie – warknęła, nawet nie patrząc na kartkę. Mężczyzna wbił wzrok w ziemię i ruszył zrobić kawę Matyldzie.

– Jest zimna. Zimna, nie rozumiesz? – wydarła się kobieta, po czym wylała napój na jego koszulę. Stał i patrzył, jak kawa powoli skapuje mu na buty. Ania, pracująca na stanowisku asystentki, zachichotała. Gdyby widzieli to tylko pozostali pracownicy, jeszcze mógłby wybaczyć Matyldzie. Ale Ania? Przygryzł wargę, żeby nie krzyczeć.

Nie może stracić i tej pracy. Musi zarobić pieniądze, żeby móc zapłacić za studia. Chciał przeprowadzić się do Warszawy i uczyć się medycyny. Od zawsze marzył, aby zostać lekarzem i pomagać innym. Dla czegoś takiego warto przecierpieć te kilka miesięcy.

 – Wytrzyj to – powiedziała Matylda.

– Oczywiście.

 

***

Był już późny wieczór, kiedy w końcu wrócił do mieszkania. Całe ciało bolało go od pracy w biurze. Musiał zostać po godzinach, szefowa kazała mu napisać sprawozdanie z ostatnich kilku tygodni. 

Wyszedł na niewielki balkon. Dosypał ziaren do karmnika i przez chwilę czekał, ale żadne ptaki nie przylatywały. Co roku było ich coraz mniej. Widać wolały trzymać się z dala od miasta. 

Przeniósł wzrok na migający neon sklepu z butami po drugiej stronie ulicy. W oknie wystawowym leżały conversy. Nie widział ich stąd ze szczegółami, ale dokładnie pamiętał. Zawsze przechodził obok sklepu wracając z pracy. Ostatnio wyszedł nowy limitowany model, cały czerwony, z czarnymi wzorkami przy podeszwie. Spojrzał na zegarek. „Brakuje mi pieniędzy na studia, a marzę o nowych butach. Nie bądź głupi” – pomyślał. Było już późno, w dodatku zrobiło się zimno, więc wrócił do mieszkania.

 Włączył telewizor. Przez chwilę skakał po kanałach, aż w końcu natrafił na Avengersów. Połowa filmu już minęła, ale i tak znał go na pamięć. Rzucił się na łóżko i zapalił papierosa, po czym westchnął z błogością. Nagle przypomniał sobie, że musi jeszcze wyprać zalaną kawą koszulę. Ze złości rzucił o ścianę poduszką. Jasiek zahaczył o zdjęcie oprawione w ramkę i strącił je z gwoździa. Szybka się stłukła, a pęknięcie przechodziło w poprzek głowy kobiety ubranej jak hipiska. Stała obok jego mamy i obejmowała ją ramieniem. Marek jej nie pamiętał, pewnie musiała być to jedna z jej przyjaciółek. Zdjęcie zachował tylko ze względu na mamę. 

Zauważył, że tyłu ramki wypadło kilka zdjęć i listów. 

Powoli chował zdjęcia z powrotem. Mama, stojąca przed ich blokiem i paląca papierosa. To od niej nauczył się palić. Kolejne zdjęcie pochodziło z castingu do jakiegoś filmu. Zawsze chciała zostać aktorką i kiedy po którymś z kolei castingu nie dostała żadnej roli, odebrała sobie życie. Tata się wtedy załamał i już nigdy nie był sobą. Później wyjechał do Niemiec. Mówił, że to za pracą, ale Marek wiedział, że tak naprawdę chciał wyjechać jak najdalej od ich rodzinnego miasta, aby nie musieć w kółko oglądać miejsc, które mu się z nią kojarzyły. Marek również chciał wyjechać, ale najpierw musiał na to zarobić.

Przeniósł wzrok na telewizor. Właśnie trwała jakaś bitwa, superbohaterowie patroszyli wrogów za pomocą swoich super mocy. Zacisnął pięść. Gdyby tylko był taki jak oni, wszystko by się zmieniło. 

Tymczasem udał się do superłazienki, aby uprać superkoszulę. 

 

***

– Cześć – powiedziała Ania, kiedy Marek wszedł do biura. 

– Cześć – odparł niepewnie i się zaczerwienił. Ania nigdy go nie zauważała.

– Wiesz, dzisiaj obchodzę dwudzieste urodziny. Będzie wypasiona impreza, w tym nowym klubie obok parku. Będzie świetna muzyka, DJ, catering zapewnia znana restauracja. – Wzięła stos dokumentów i ruszyła przed siebie. Marek dreptał za nią. – Chciałbyś może wpaść? 

Mężczyzna nerwowo miął róg marynarki.

– Naprawdę?

– Kopciuch, pospiesz się, nie będę wiecznie na ciebie czekać! – Karolina, druga zastępczyni szefowej, wrzasnęła tuż obok jego ucha.

Ania czym prędzej odbiegła spłoszona, by zająć się swoimi sprawami.

 

***

– Przepraszam. – Marek podszedł do szefowej. Kobieta stała właśnie przy biurku Karoliny. – Mógłbym dzisiaj wcześniej wyjść z pracy? Dostałem zaproszenie i…

Kobieta go nie słuchała, była zbyt zajęta wrzeszczeniem na Karolinę.

– Ogłosiłaś konkurs na nowe logo naszej firmy? Nie. Od kilku dni zalegasz mi z raportami. Nie zapłaciłaś wszystkich rachunków. Nie zrobiłaś nic z tego, o co cię prosiłam – mówiła podniesionym głosem.

– To przez Kopciucha. – Karolina wskazała ręką Marka. – Miał mi dostarczyć niezbędne materiały.

– Nic o tym nie wiem – odparł mężczyzna.

Szefowa zmarszczyła brwi.

– Na pewno? 

Spojrzała na Karolinę, która pokiwała głową.

– Naprawdę, nikt mi nie powiedział…

– O, jeszcze się broni. – Szefowa pogardliwie wydęła usta. – Przepraszam, Karolinko, mogłam się domyśleć, że to nie twoja wina. Co ja bym bez ciebie zrobiła? Bez ciebie i Matyldy. Bez was nie dałabym rady. Jesteście cudowne. Za to ty – spojrzała na Marka – mógłbyś chociaż raz się postarać. Dlaczego zawsze, kiedy coś złego dzieje się w firmie, jest to twoja wina?

Ruszyła w kierunku swojego stanowiska, ciągnąc Marka za rękaw jak niesfornego dzieciaka. 

– Naprawdę, nie wiedziałem nic o żadnych materiałach…

– Nie oszukuj mnie. Doskonale wiem, co się tu dzieje. I że ty jesteś za to odpowiedzialny.

– Chciałem poprosić, żebym… no… mógł dzisiaj wyjść z pracy ciut wcześniej, jakąś godzinę czy dwie. Dostałem zaproszenie na imprezę i bardzo mi na tym zależy, nie chciałbym się spóźnić – zmienił temat.

Szefowa zmarszczyła brwi.

– Po tym wszystkim, kiedy prawie nie zrujnowałeś mojej firmy, jeszcze śmiesz mnie o coś prosić?

Marek już chciał dodać, że nic strasznego się nie stało, ale w porę ugryzł się w język. 

– Bardzo proszę. Odpracuję to. Przez kolejne kilka dni będę zostawał po godzinach, może mi pani mniej zapłacić, cokolwiek, tylko proszę. 

Szefowa namyślała się przez dłuższą chwilę.

– Przez ciebie jeden z dostawców wypowiedział nam umowę, dlatego teraz posprzątasz całe biuro, dopiero potem porozmawiamy. 

Marek już chciał zaprotestować, kiedy przypomniał sobie poprzednią pracę. Zbyt się stawiał i go wyrzucili. Powoli skinął głową.

Poszedł do kantorka sprzątaczki, ale drzwi okazały się zamknięte.

– Mogę klucz? – spytał. 

W odpowiedzi szefowa rzuciła w niego kawałkiem starego, pomiętego i śmierdzącego materiału.

– Po co ci miotła? Wystarczy ci szmata. Do roboty. Podłoga ma lśnić na błysk.

Już chciał zaprotestować, kiedy przypomniał sobie Anię. Da radę. Posprząta biuro i pójdzie na imprezę. Dostał wspaniałą szansę i nie zmarnuje jej przez jakąś głupią szmatę. Da radę.

Ludzie chichotali po kątach, ściszali głos na jego widok albo parskali śmiechem, kiedy prosił ich, aby się przesunęli i pozwolili mu przetrzeć podłogę w pobliżu ich biurek. Marek udawał, że chowa się w sobie, że wcale go nie ma, to tylko jego ciało na kolanach pucuje podłogę, nie on. Nie działało.

Kiedy skończył, podłoga lśniła. Jego spodnie – wręcz przeciwnie. 

– Gotowe – powiedział w końcu. Spojrzał na zegarek. Impreza rozpoczynała się za dwie godziny. Biuro powoli pustoszało, jeszcze tylko nieliczne osoby kończyły swoje sprawy, wyłączały komputery i ruszały ku wyjściu. 

– Wspaniale. – Szefowa uśmiechnęła się podejrzanie miło. – A teraz do roboty. 

– Co?

– Z tego, co pamiętam, dzisiaj miałeś zająć się statystyką sprzedaży. Potrzebuję dziesięciu wykresów, w jednym ma być nie więcej niż trzydzieści cztery słupki, w razie czego rozbij to na dwa. Słupki mają być po kolei: różowe, niebieskie, znowu różowe, fioletowe i żółte, ale w trzecim wykresie szósty słupek ma być niebieski. Potem na podstawie tych wykresów zrób tabelę z rozdzieleniem na tygodnie, miesiące i dni. Następnie na podstawie tej tabeli zrób kolejne wykresy, tym razem błękitno – turkusowe.

– Przecież dzisiaj cały dzień sprzątałem. Czy to nie powinno zaliczyć się jako…

– Nie. Kiedy skończysz, przyjdź po kolejne zadanie.

Marek westchnął.

– Kiedy będę mógł wyjść?

– Jak się pospieszysz, może uda ci się wyrobić – spojrzała na zegarek – przed północą. 

Mężczyzna podszedł do biurka. Komputer powitał go lawiną nieprzeczytanych maili. Spojrzał na Anię siedzącą w drugim końcu pokoju. Nie ma szans, musi powiedzieć jej, że jednak nie przyjdzie.

Już chciał wstawać, kiedy do biurka Ani podeszła Matylda.

– Chodź już. Nie wypada spóźnić się na własną imprezę.

– Idę, idę. 

– A zaprosiłaś Kopciucha?

Ania obejrzała się niepewnie w stronę Marka, po czym ściszyła głos. Mężczyzna lekko przesunął się w jej kierunku.

– Oczywiście.

– I jak? Przyjdzie?

– Przyjdzie. – Ania się zaśmiała. 

– Ale będzie ubaw. Kopciuch na imprezie! Tego jeszcze nie było!

Marek powoli wyłączył komputer.

– Ach tak? – spytał.

– Nie zauważyłam, że tu siedzisz, przepraszam, wiesz, to był tylko taki żart, ja naprawdę…

Marek ruszył do wyjścia, nie zwracając na nią uwagi.

– Ej, a statystyki? – zawołała za nim szefowa. Udał, że jej nie słyszy.

 

***

Włóczył się ulicami. Nie było jeszcze nocy, ale niebo przesłoniły burzowe chmury, a wieżowce rzucały nieprzyjemnie cienie. Marek kopnął zgniecioną puszkę, która uderzyła w latarnię z nieprzyjemnym brzdękiem. 

– Ej, uważaj!

Odwrócił się i odskoczył na bok. Zdezelowany Volkswagen „ogórek”, cały pomalowany w dynie, zatrzymał się z piskiem opon. 

– Patrz, gdzie idziesz. Mało cię nie przejechałam!

Ze środka wysiadła starsza kobieta ubrana w szeroką bluzkę w kolorowe kwiatki i taką samą spódnicę z falbankami sięgającą do kostek. Miała siwe włosy do pasa, wielkie, okrągłe okulary przeciwsłoneczne, na nadgarstkach milion bransoletek, a na szyi naszyjnik w kształcie pacyfki.

– Czekaj, czy to ty, Marek?

– Skąd wiesz? – spytał, jednocześnie się cofając.

– Jestem twoją wróżką chrzestną – kobieta uśmiechnęła się.

Marek przypomniał sobie, że skądś ją kojarzy.

– Co?

– Mogę spełnić twoje życzenie. Dać ci, cokolwiek zechcesz. 

Kiedy kobieta ponownie się uśmiechnęła, Kopciuch rzucił się do ucieczki. Ogórek również ruszył i po chwili zmaterializował się tuż przed nim.

– O co ci chodzi? Czego chcesz? – wrzasnął mężczyzna.

– Ja tylko chcę ci pomóc – westchnęła kobieta, załamując ręce. – Spełnię twoje życzenie. Czego chcesz? Pięknego ubrania, aby udać się na bal?

Teraz już pamiętał. To była ta kobieta ze zdjęcia, przyjaciółka jego mamy.

Hipiska machnęła plastikową różdżką ze straganu. Na chwilę w powietrzu zabłysnął biały garnitur pokryty brokatem, z frędzlami na pagonach i błękitnie, błyszczące dzwony. Mężczyzna pokręcił głową. Gdyby pokazał się w czymś takim, pewnie powiedzieli by, że wygląda jak baba. 

– Chcę… – powiedział, po czym podszedł do wróżki i szepnął jej coś na ucho. 

– W porządku – odparła. – A teraz wsiadaj, podwiozę cię.

 

***

Impreza trwała w najlepsze. Matylda właśnie piła drinka, a Karolina przytulała się do dopiero co poznanego chłopaka, kiedy w klubie rozbłysło nienaturalnie jasne światło. Blask na chwilę je oślepił, w tym samym czasie usłyszały huk burzonej ściany. Kiedy opadł pył, a blask nieco zelżał, Matylda spojrzała na gruzowisko. Na tle wyrwy ktoś stał. Matylda skądś kojarzyła tę postać. Przecisnęła się przez tłum, aby podejść bliżej. Człowiek miał na sobie obcisły, czerwony kostium i pelerynę. Twarz przesłaniał mu hełm w kształcie głowy jakiegoś owada. Zdjął go na chwilę i wtedy ich spojrzenia się spotkały.

– Kopciuch? – wyszeptała niepewnie.

– Przyszedłem się pożegnać – odparł mężczyzna i zaśmiał się niewesoło, po czym wzbił się w powietrze i odleciał ku swemu przeznaczeniu i wolności. Matylda stała i patrzyła, jak Kopciuch powoli oddala się w powietrzu.

Ania podeszła bliżej gruzów.

– Czekajcie, co to? – spytała, podnosząc z ziemi czerwony trampek. 

– But Kopciucha – zauważyła Matylda. 

Ania mocniej ścisnęła trampek. Coś zakłuło ją lekko w okolicy serca.

Koniec

Komentarze

Pierwszy! ;)

 

A tak serio, to moje zdanie już znasz, wszak rozmawialiśmy na becie. Nadal uważam, że zamiast wróżki chrzestnej, powinien być coach chrzestny.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej Oluta!

 

Śmieszne i lekkie, może jak dla mnie jest to bardziej wesoła opowiastka, niż porywająca fabuła, ale czytało się całkiem miło. Szczególnie podoba mi się końcówka – na pohybel takim Karolinkom, Matyldkom, Aniom i innym biurewkom, niech Marek w wersji AntMana czy innego SuperZiomka leci i walczy o swoje lepsze życie!

Podobały mi się takie drobne smaczki, jak obecność ptaków: 

Co roku było ich coraz mniej. Widać wolały trzymać się z dala od miasta. 

 

Zmęczył mnie natomiast opis biurowych perypetii, strasznie to stereotypowe, ale może tak miało być… I przeskok kłótni między szefową, Karolinką i Markiem jest nienaturalny. Za szybko, zbyt nagle – najpierw szefowa drze się na Karolinę i w sekundę już jest słodka “Karolinka”, a obrywa się Markowi. Takie to było zbyt hop-siup. 

Za to opis kolorów słupków tabelki niezły. Wybitnie upierdliwa ta szefowa. Tak, wiem. Istnieją tacy przełożeni :>

 

Kilka uwag: 

Poza to powoduje raka. Chcesz nas wszystkich pozabijać?

→ poza tym, chyba brakuje 

 

„Brakuje mi pieniędzy na studia, a marzy o nowych butach. Nie bądź głupi” – pomyślał.

→ chyba bym się trzymała jednego podmiotu skoro brakuje MI pieniędzy, to JA marzę o nowych butach. 

 

Już chciał wstawać, kiedy do biurka Ani podeszła jedna Matylda.

→ a ile jest Matyld? :O 

 

Ania obejrzała się niepewnie w stronę Marka, po czym ściszyłą głos. Mężczyzna lekko przesunął się w jej kierunku.

→ literówka 

 

 

A teraz fajne fragmenty: 

 

Tymczasem udał się do superłazienki, aby uprać superkoszulę. 

→ :D 

 

Dostał wspaniałą szansę i nie zmarnuje jej przez jakąś głupią szmatę. Da radę.

→ nie wiem czy to celowe, ale ja tę “głupią szmatę” interpretuję dwojako :P 

 

 

Na chwilę w powietrzu zabłysnął biały garnitur pokryty brokatem, z frędzlami na pagonach i błękitnie, błyszczące dzwony. Mężczyzna pokręcił głową. Gdyby pokazał się w czymś takim, pewnie powiedzieli by, że wygląda jak baba. 

→ powinien tak iść!!! :D 

 

Dziękuję, powodzenia! 

Czyżbyś pracowała w biurze, Oluta? ;) Bo opisałaś pracę tam bardzo mściwie. Mam nadzieję, że takie środowiska są rzadkie – nie chodzi mi o okropnego szefa, ale raczej o to poniżanie i wyżywanie się na jednej osobie. Bardzo to śmierdzi liceum.

Z jednej strony świetnie oddałaś te tortury psychiczne, które przeżywał Kopciuszek, z drugiej jednak nie wiem, czy nie przesadziłaś. Ponieważ jest to bajka, przyjmijmy, że jest ok – one często są właśnie przesadzone.

Czytało się dobrze (ale raczej przykro) i szybko, ale czuję niedosyt. Brakuje mi większego podkreślenia, że Kopciuch ma dobre serce, co w pewien sposób mocniej by go usprawiedliwiało, czemu postępuje w ten sposób (nawiązuję tu do Kopciuszka). Może przydałby mu się jakiś zwierzak?

Zakończenie poprowadzone trochę za szybko, brakuje dłuższej rozmowy z wróżką chrzestną. Miałaś limit 44 tys znaków, mogłaś bardziej poszaleć ;D

 

 

Tak czy siak podobało mi się i czekam na więcej! Powodzenia! 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

O! Są pierwsi czytelnicy :)

Outta, trzeba było bardziej forsować tego coacha chrzestnego! Chociaż mi i tak bardziej pasuje tam hipiska :)

Kaimeoda, cieszę się, żę się podobało :)

przeskok kłótni między szefową, Karolinką i Markiem jest nienaturalny. Za szybko, zbyt nagle – najpierw szefowa drze się na Karolinę i w sekundę już jest słodka “Karolinka”, a obrywa się Markowi. Takie to było zbyt hop-siup. 

W sumie masz rację. Przyjrzę się temu:)

Literówki zaraz poprawię. Kilka Matyld wymiata :D może się sklonowały?

 

LanaVallen, Opowiadanie miało być właśnie takie przesadzone, więc tortury Marka mi pasują.

Ze zwierzakiem jest większy kłopot, w końcu chłopak od rana do nocy siedzi w biurze. Myślałam, że scena z ptakami rozwiąże kłopot, ale widać trzeba dodać coś jeszcze. 

Zakończenie poprowadzone trochę za szybko, brakuje dłuższej rozmowy z wróżką chrzestną.

W sumie nie do końca wiem, o czym by mogli rozmawiać, ale pomyślę.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

Ciekawy pomysł, ale zupełnie nie moja bajka, zwłaszcza z tą pracą w biurze – ni to realistyczne, ni to przerysowane. Najbardziej podobało mi się zakończenie – odlot Kopciucha:)  

Cześć, czarna adelajdo :) Trudno, że nie twoja bajka, nie każdemu musi się podobać, ale fajnie, że  polubiłaś zakończenie.

Wyszedł na niewielki balkon. Dosypał ziaren do karmnika i przez chwilę czekał, ale żadne ptaki nie przylatywały. Co roku było ich coraz mniej. Widać wolały trzymać się z dala od miasta

Od razu widać, że fantastyka! Miasta pełne są gołębi, które robią gdzie popadnie. :P

 

Ciekawe opowiadanie. 

Przez większość aż mnie skręcało ze złości, jak opisywałaś to całe poniżanie Marka, ale tak samo mam przy oryginalnym Kopciuszku, czyki zagrało na poziomie emocji. Byłem szczerze ciekaw, jak z tego wybrniesz, ale tego, kurde, się nie spodziewałem! Bardzo zaskakujący twist, a jednocześnie pasujący do całej historii. 

Wysyłam do biblioteki. 

 

Swoją drogą, czy moc czarów nie znika aby po północy? 

 

I też sądzę, że coach chrzestny byłby lepszy. :P A jeszcze jakby zamiast spełniać życzenia powiedział, że Marek może być kim chce, wystarczy, że w to uwierzy, to w ogóle wyszłaby genialna parodia. xD

 

 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Oluta,

a to dobre: Kopciuch palący papierosy i oglądający Avengersów:-) 

Moim zdaniem wcale nie przesadziłaś z tym biurowym gnębieniem Marka. Wyszło Ci naprawdę fajne popychadło: słaby psychicznie, ciułający każdy grosz, bojący się przeciwstawić, żeby nie stracić pracy. Siedzi cicho i robi, co mu każą. 

Motyw z butem musiał się pojawić, więc dobrze, że go nie pominęłaś. Zakończenie zaskakujące. Zupełnie nie spodziewałam się obcisłego kostiumu i peleryny:-) 

Ciekawa puenta, inna niż w oryginale i dobrze! Nie chciał miłości Anny, tylko wolności:-)

polecam do biblioteki i pozdrawiam

 

Cześć,

 

fajna historia, którą lekko się czyta. Klimat biurowy dobrze oddany – klepanie tabelek i plucie deadline’ami, mam to na codzień i sam nieraz się czuję jak Kopciuszek.

Dodatkowo jakaś taka codzienność przebija z Twojej historii, magiczność jest podszyty szarością dnia powszedniego: rożdżka ze straganu, trampek w roli pantofelka. Dla mnie jest w tym jakaś nadzieja, wskazówka, że wszystko zależy od interpretacji, że możemy znaleźć trochę magii w naszej monotonnej rzeczywistości.

Twist na końcu również mi się podoba i pozostawia historię otwartą. Dokąd poleciał Marek i co go tam czeka? Czy uwolni się od trudów swojej egzystencji? Wszak Avengersi to też zespół, w którym prace różnie się rozkładają, nie wspominając już o S.H.I.E.L.D. – rasowym, superbohaterskim korpo :)

Che mi sento di morir

Dziękuję wszystkim za przeczytanie:)

Gekikara,

Od razu widać, że fantastyka! Miasta pełne są gołębi, które robią gdzie popadnie. :P

A bo zła szefowa mu zamontowała odstraszacz gołębi na balkonie XD A tak na poważnie to ptaki były potrzebne, żeby móc pokazać, że Marek jest dobry człowiekiem. W razie czego zawsze można powiedzieć, ze to bajka ;)

Olciatka, fajnie że się spodobało:)

BasementKey, też fajnie, miło, że się pojawiłeś, chociaż twoje zdanie już znam z bety :)

 

Dziękuję za nominację do biblioteki:)

Oluta, a czemu taki tytuł?

Olciatka, chciałam podkreślić, że całość nie jest na serio, że to bardziej bajka niż “prawdziwa” historia, ale cała przemiana bohatera na koniec jest jak najbardziej prawdziwa (no, może nie to, że zakłada obcisły kostium i odlatuje w siną dal, tylko że sam o sobie decyduje), stąd znak zapytania.

A poza tym to nic innego nie wpadło mi do głowy ;)

Ale może być właśnie “bajka?”, czy lepiej pomyśleć nad jakimś innym tytułem?

Bo już myślałam i myślałam, ale to, co wymyśliłam do niczego się nie nadawało XD

Che mi sento di morir

Oluto, szczerze to tytuł jest nijaki i myślę, że może wiele osób zniechęcić do lektury. Żeby ktoś przeczytał Twoje opowiadanie to trzeba go zainteresować czyli postawić na fajny tytuł:-) przemyśl to do północy :-)

No też muszę przyznać, że tytuł nie zachęca do lektury, więc po zmianie czytelników by przybyło. 

Może "Bajka korporacyjna"… lepszego pomysłu nie mam. :P

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Może coś na wesoło? “Korpo, czary i trampek stary” :D

Che mi sento di morir

Kopciuszek: Endgame ;)

Known some call is air am

Może "Życzenie wolności", "Huk burzonej ściany", "Hipiska z volkswagena", "Dłużej niż do północy":-)

Endgame? Raczej New Beginning :D Też mnie tytuł nie przekonał. 

“Tysiąc lat targetowania”, “Nieznośna lekkość deadlinu”, “Kraina ASAPów”, “Czelendżowanie dla początkujących”…

Chyba "nieznośna lekkość buntu" albo najprościej "Korpciuszek"

Known some call is air am

Kopciuszek dobre! 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Geki :,) piękno w prostocie 

Chwilę mnie nie było i się tyle tytułów pojawiło :) I co tu teraz wybrać? 

Może “dawno temu w korporacji” ? 

Hm, no nie wiem, mnie wszystko co brzmi zbyt korpo, odrzuca :D I wtedy kładziesz nacisk na to co się dzieje w biurze, nie na samej postaci Kopciuszka, choć w sumie w tekście perypetie biurowe dominują więc może to nie jest taki zły trop. 

 

Cześć, Oluto! Powiem, że całkiem zgrabny debiut. Znalazłam trochę powtórzeń, na przykład to pod spodem.

jak tłum elegancko ubranych ludzi ruszył w kierunku elegancko wyglądających samochodów

Historia całkiem zgrabna, finał naprawdę świetny. Nawet matka chrzestna wróżka-hipiska mi w sumie przypasowała. Co wybitnie mi nie podeszło? Tytuł. Koniecznie go zmień, bo nie jest zachęcający ani nie pasuje do tekstu. Nie będę dawać sugestii, ale może przygarnij którąś od Olciatki.

I będzie kliczek na zachętę. Pozdrawiam.smiley

Cześć, oidrin, dzięki za przeczytanie i komentarz:)

Powtórzenie, które zaznaczyłaś, było akurat celowe, ale przyjrzę się czy go jakoś nie zamienić. Nad tytułem jeszcze się zastanawiam, na pewno go zmienię, tylko jeszcze nie wiem na który.

Dzięki za kliczek :)

Zmieniłam tytuł. Mam nadzieję że teraz jest lepiej

Cześć!

Całkiem niezły debiut, dlatego klikam.

Stereotypowa ta praca Kopciucha, złe szefowe do bólu złe – ale to przecież bajka, więc właściwie popadanie w przesadę jest usprawiedliwione. 

Opowiadanie uśmiechnęło, więc myślę, że osiągnęłaś efekt, na którym Ci zależy. Fajki i Avengersi? Ciekawe atrybuty i zainteresowania. 

Pozdrawiam!

Jedno mi się rzuciło w oczy w pierwszym akapicie: akcja musiała by się dziać jeszcze za czasów, gdy można było palić w miejscu pracy bez wychodzenia na zewnątrz.

– But kopciucha – zauważyła Matylda. 

Duże “K” i będzie git.

Zmieniłam tytuł. Mam nadzieję że teraz jest lepiej

Teraz to jest… bajka :)

Che mi sento di morir

Cześć! 

Rossa, dziękuję za ostatniego klika! Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że tak szybko się dostanę do biblioteki :D Cieszę się, że uśmiechnęło.

PanKratzek, o tym nie pomyślałam, rzeczywiście, możliwe, że działo się to parę lat temu. Duże k zaraz poprawię.

Dzięki za przeczytanie :)

Cześć, Oluta, wpadłam z rewizytą. Ciekawa zamiana, fajny pomysł rozwinięty w fabularną opowieść, autentyczne! Słowem spodobało się, połączenie z Avengersami – naturalne, a czytało się szybko. Też skarżyłabym do biblio. :-)

Historia ciut przerysowana, np. można byłoby pewnie nie przesadzać z tą szmatą i pomyśleć o realności sprzątania w trakcie pracy innych. Znalazłoby się w biurze wystarczająco dużo różnych niepotrzebnych prac, ale ok. :-)

Drugą sprawą, która zwróciła moją uwagę jest to, co widzi nasz bohater:

* ze swojego biura – jest na parterze, na którym piętrze? Widzi odbicia sylwetek w szybach, jak to możliwe?

* z okna swojego mieszkania widzi conversy na wystawie. Tu, podobnie. Nawet, jeśli pierwsze piętro i przeciwna strona ulicy nie może widzieć ich dokładnie, zwłaszcza że wieczór i migający neon.

Sorry za „upierdliwość”,  niestety tak mam. ;-) Łatwo to zmienić, jeśli zechcesz.

 

Z drobiazgów:

Ostatnio wyszedł nowy, limitowany model, cały czerwony, z czarnymi wzorkami przy podeszwie.

Wydaje mi się, że można byłoby dać mniej przecinków, wydaje mi się, że przynajmniej pierwszy jest niepotrzebny, ale musiałby się wypowiedzieć ktoś lepiej rozumiejący się na interpunkcji.

 

A jeszcze jedno przyszło mi do głowy: powtórzenia z początku i jedno gdzieś w środku potraktowałam jako celowy zabieg.

 

pzd srd i dzięki za opowieść o Kopciuchu, fajny debiut.  :-)

a

 

PS. Po przeczytaniu komentarzy uważam, że wróżka chrzestna lepsza w tym przypadku niż coach, sorry Q. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, Asylum, cieszę się, że się podoba. Z tymi szybami i conversami masz rację, poprawię jak dorwę się do komputera. Przecinki też.

Czyli jednak dobrze, że zostałam przy hipisce:)

Dzięki za przeczytanie:D

Dobre opko. Zakończenie zaskoczyło mnie zupełnie. Jeszcze kiedy Marek szeptał swoje marzenie do ucha wróżki, byłam pewna, że chce po prostu zrobić wrażenie na współpracownikach, ale nie spodziewałam się, że takie. Dobrze, że nie zabiegał o ich akceptację, nie byli tego warci. Fajnie, że wybrał własną drogę. Czy teraz będzie ratował innych niewolników korpo? :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Moim zdaniem dobrze. Hipiska tu pasuje jak ulał, zwłaszcza do historii matki, przynajmniej dla mnie  jest w punkt. ;-) 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

 

Cześć Irko_Luz :) Dzięki za wizytę.

Czy teraz będzie ratował innych niewolników korpo?

O tym nie pomyślałam, ale kto wie?:)

@Asylum

 

Ty mi tutaj nie bruźdź ;)

A serio, to mnie się ta stara hipiska średnio podoba. Jest jakby z jeszcze innej bajki, bo z lat 70’.

Mamy korpo i superbohaterów – a to są atrybuty współczesności. Korpokultura to całkiem nowa sprawa. Superbohaterowie istnieli już w latach siedemdziesiątych, ale dopiero teraz istnieją w świadomości mas jako element popkultury, w okresie kiedy hippisi bawili się we free love, superbohaterowie byli częścią kultury zepchniętą na margines i pojawiającą się jedynie w komiksach. Dopiero XXI wiek i rozwój CGI zrobił z nich maszynki do zarabiania kasy; produkt o którym wiedzą wszyscy.

Z drugiej strony mamy magię i baśniowość, czyli coś, co w żaden sposób nie wiąże się z kulturą hippie. No, chyba, że po jaraniu zielska i opiatów mieli jakieś tripy baśniowe.

Hipiska nie ma uzasadnienia ani fabularnego, ani światotwórczego. Gdyby Kopciuch jeszcze wybrał sobie ten zaprezentowany przez nią błyszczący strój i polazł w nim na bal, to OK. Ale nie zrobił tego.

 

No, tak ja to widzę, ale oczywiście ani Wy, ani autorka nie musi :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Kopciuch w kobiecym corpie, bajka w sam raz dla ‘Orków’ z ‘Mordru’.

W krótkim rysie świata ładnie pokazałaś stereotypowe grzechy tego złego świata wielkich, bezdusznych korporacji. Zakończenie super, różne miałem tropy, ale motyw z rozbitą ścianą i odlotem jest cudny. I jeszcze ten kask. Musiał Kopciuch lubić tych avengersów.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Outta, hipiska jest tutaj takim nawiązaniem do matki, która też była trochę “z innego świata”. Ale rozumiem, nie wszystkim musi się podobać :)

krar85, 

Zakończenie super, różne miałem tropy, ale motyw z rozbitą ścianą i odlotem jest cudny.

Cieszę się :)

Hej Oluta! Sympatyczna bajka :). Cieszę się, że Kopciuch odleciał ku wolności. Ciekawi mnie, jakie były jego dalsze plany zarobkowe w tym obcisłym kostiumie. Sam pomysł, żeby z Kopciuszka zrobić faceta, który pali fajki, wyśmienity!

Z przykrością czytałam, jak jest poniżany w pracy, szkoda mi było chłopaka i zastanawiałam się, gdzie był dział HR albo instynkt samozachowawczy bohatera. Zwróciłam uwagę, że mobbingowały go same panie. Zrobiły z niego kozła ofiarnego, traktowały na tyle brutalnie, aż dziwne, że nikt nie zareagował.

 

Zabawne i lekkie opowiadanie. Takie nie za długie, nie za krótkie :) Pomysł z papierosami świetny, a z super mocą jeszcze lepszy. Mam tylko nadzieję, że nie będzie w powietrzu, gdy nadejdzie północ. Szkoda by było chłopaka. Tylko przejścia pomiędzy scenami wydawały mi się trochę szorstkie, ale może właśnie tylko mi się takie wydawały.

Dostał wspaniałą szansę i nie zmarnuje jej przez jakąś głupią szmatę.

Parskłam ;)

– Z tego, co pamiętam, dzisiaj miałeś zająć się statystyką sprzedaży. Potrzebuję dziesięciu wykresów, w jednym ma być nie więcej niż trzydzieści cztery słupki, w razie czego rozbij to na dwa. Słupki mają być po kolei: różowe, niebieskie, znowu różowe, fioletowe i żółte, ale w trzecim wykresie szósty słupek ma być niebieski. Potem na podstawie tych wykresów zrób tabelę z rozdzieleniem na tygodnie, miesiące i dni. Następnie na podstawie tej tabeli zrób kolejne wykresy, tym razem błękitno – turkusowe.

Ok, czyli za pięć minut mogę iść, tak? Wybacz, zboczenie zawodowe ;) ale wiem, że gdyby ktoś to robił bez odpowiednich narzędzi, to faktycznie zajęłoby wieki.

Cześć, Cytrynokasjopelates :)

Fajnie, że się podobało:) 

Dostał wspaniałą szansę i nie zmarnuje jej przez jakąś głupią szmatę.

 

Parskłam ;)

Najśmieszniejsze jest to, że napisałam to przypadkiem i dopóki ktoś nie zwrócił na to uwagi sama tego nie zauważałam XD

Ok, czyli za pięć minut mogę iść, tak? Wybacz, zboczenie zawodowe ;) ale wiem, że gdyby ktoś to robił bez odpowiednich narzędzi, to faktycznie zajęłoby wieki.

Załóżmy, że nie miał tych narzędzi ;)

Dzięki za przeczytanie :D

Oluto, wybacz proszę, bo polemika z Q.

 

Ty mi tutaj nie bruźdź ;)

Outta, brużdżenie to moja specjalność. :DDD 

Znaczy w światotworzeniu Wróżka Chrzestna naturalniejsza i nie przeszkadza, za to coach straszliwie, bo inne jego zadanie i rola. Korpo już hen, hen, hen istnieje i współcześnie dogorywa, choć schyłek może ciągnąć się jak dłuuugo. Kopciuch był dziwny, nieprzystosowany – dlaczego? Odpowiedź z tekstu płynie – matka i hippiska. On chce inaczej, czyli wbrew przekazowi matki, wychowania itd itp (jakkolwiek ten przekaz pojmować i w jakie ramy/wytłumaczenia ubierać). Coach adoptuje ciebie do rzeczywistości itd itp, wróżka – uwalnia. No dalsze mi się dywagacje cisną, ale już ich pisać nie będę. 

Paliłeś zioła? Hi, hi, te niegroźne. Czym jest baśń, czym jest mit? Czym są opowieści?

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Zaraz wszyscy odkryją tu więcej sensu niż ja XD

A to akurat dość częste zjawisko ;)

Pewnie, Oluto i Kasjo. wink

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No, Asylum, może i korpo się długo ciągnie, ale dzięki internetom korpokultura dała się poznać szerzej. Coach ma cię motywować, niekoniecznie do adaptacji. Może cię zmotywować do wyjścia ze swojej strefy komfortu (na Ganeshę, jak to głupio brzmi :)) i postawić się, spróbować czegoś nowego, powiedzieć nie. Wróżka może wszystko, bo to wróżka jest i jaką ją chcesz widzieć i jaką dasz jej rolę, taka będzie. Więc o wróżkach nie będziemy dywagować ;) A coach ładnie wpisałby się w realia, w których żyje Kopciuch. Choć rzeczywiście, dałaś mi do myślenia, z tym robieniem wbrew…

Niemniej jednak, wolałbym tutaj widzieć coacha. Ale de gustibus non olet contra plures, czy jak to tam leciało ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ha, ha, strefa komfortu, ja tam na wszelki wy[adek wolę z niej wychodzi w ten wrogi świat.

Wróżka wpisuje się w relację z matką, a jak ma to zrobić coach? A o gustach właśnie, że warto rozmawiać, bo to ciekawe, dlaczego jedni wolą tak, a inni inaczej. :-) No przynajmniej mnie to zajmuje, choć indywidualnie stosunkowo łatwe do przewidzenia, to na całe szczęście do zmiany trudniejsze. Ciekawsze na poziomie grupy, zbiorowości, oj, tu zaczyna się nieprzewidywalne.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Świetny pomysł na przedstawienie kopciuszka jako mobbingowanego pracownika korporacji i macochy oraz jej córek jako wrednych przełożonych. Poruszasz tu nie tylko kwestie bajkowe, ale i realne problemy, które mają zwykli ludzie. Chociaż z tą hipiską-wróżką to mam wrażenie, że wyskoczyłaś trochę na siłę, jakby wydało mi się to za proste. Gdybyś do końca pociągnęła wątek obyczajowy i wróżka byłaby zwyczajną bogatą chrzestną, która kupiłaby bohaterowi garnitur, to by było dla mnie ciekawsze, ale to tylko mój dziwny gust, więc się nie przejmuj :) Zresztą fantastyka musiała być! 

Zakończenie przewrotne, jednak trochę mi nie pasuje, że dorosły facet chciał zostać superbohaterem i miał takie myśli:

Gdyby tylko był taki jak oni, wszystko by się zmieniło. 

Aż tak dziecinni chyba nie są, nie? :)

 

Są ;)

Known some call is air am

Sonata, a Ty byś nie chciała?! :D 

(404 <3)

Chyba nie nadawałabym się :D 

Hmmm, jakie czasy, taki Kopciuszek. ;) MIałaś bardzo ciekawy pomysł z przeniesieniem bajki do korporacji. Opowiadanie dobrze i szybko się czyta.

Na początku trochę zazgrzytały powtórzenia. Nie bardzo wiadomo, czemu służą:

Przy biurku, w biurowcu, siedział młody mężczyzna i obserwował, jak tłum elegancko ubranych ludzi ruszył w kierunku elegancko wyglądających samochodów.

Zgadzam się z przedpiścami, że sam sposób przedstawienia pracy trochę mało realistyczny, ale w końcu to bajka (antybajka), więc nie będę się czepiać. Trampek na koniec zamiast pantofelka – padłam. :)

 

Na początku trochę zazgrzytały powtórzenia. Nie bardzo wiadomo, czemu służą:

Przy biurku, w biurowcu, siedział młody mężczyzna i obserwował, jak tłum elegancko ubranych ludzi ruszył w kierunku elegancko wyglądających samochodów.

Mnie się to wydawało całkiem fajną zabawą słowną. :)

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Zgadzam się z Geki, to na pewno celowe i wg mnie brzmi fajnie! :) 

 

Sonata:

Chyba nie nadawałabym się :D 

→ myślisz, że Spiderman mówił inaczej zanim go ugryzł pająk? Albo Kapitan Ameryka zanim został Kapitanem Ameryką? ;) 

myślisz, że Spiderman mówił inaczej zanim go ugryzł pająk? Albo Kapitan Ameryka zanim został Kapitanem Ameryką? ;) 

Możliwe, że nie, ale ja chyba bardziej nadawałabym się na niewiastę, którą taki superbohater musiałby ratować :D :V

Koimeoda, Sonata,

Sonata, a Ty byś nie chciała?! :D 

Ja bym chciała:-)

@Sonata: A, no i dobrze, taka postać też jest potrzebna, nie mogą być sami superbohaterowie :D 

@Olciatka: no ba! Jesteśmy drużyną duszków, czy to się liczy? :P 

Hej, Sonato ANDO :)

Aż tak dziecinni to oni chyba nie są, nie? 

Daj chłopakowi pomarzyć ;) Zresztą, jako niewiasta do ratowania potrzebujesz swojego bohatera ;)

 

Jak  już  Gelikara zauważył, powtórzenia są celowe. Moim zdaniem całkiem tam pasują. 

Fajnie, że trampek się podobał :)

 

no na! Jesteśmy drużyną duszków, czy to się liczy? :P

A czemu miałoby się nie liczyć? ;) Teraz tylko musicie czekać, aż dostaniecie zaproszenie do Avengersów ;)

 

 

Pomyślałam, że specjalnie pokazałaś trochę dziecinnego bohatera, bo tacy ludzie też są w korpo. Fajne było też to, że najpierw Marek fascynuje się Avengersami, a w końcówce ten motyw powraca. Przez to jego motywacja staje się wiarygodna.

Fajne opowiadanie, pomysł z zamianą szalony :)

Życzenie, które musiał wypowiedzieć Marek, bardzo mi do niego pasuje. Zagubiony, odrobinę niedojrzały chłopak, który robi ,,co należy”, łaknąc akceptacji otoczenia i lepszego życia. Trudno o lepszy materiał na superbohatera :)

Pozdrawiam! 

Cześć!

Zwykle w tym konkursie wrzucałem jakiś stylizowany komentarz, ale jako, że wpadam do Ciebie pierwszy raz, pomyślałem, że jednak zostawię Ci normalną, solidną opinię.

Całkiem fajne opowiadanie. Nawiązanie do pierwowzoru wyraźne i czytelne. Fundamenty, że tak to ujmę, tego źródłowego tekstu zachowane, ale z konkretnym pomysłem jak całą historię przedstawić po swojemu. Czytało się bez zatrzymań, raczej nie miałem tu żadnych technicznych uwag.

Pomysł na Z(A)MIANĘ tyleż ciekawy, co i nieco ryzykowny. Umieszczenie historii w biurowcu daje fajną możliwość stworzenia lekkiego tekstu z przymrużeniem oka i tak też ten tekst odbieram. Widać tu zabawę motywem pracy, mobbing w krzywym zwierciadle, nieco oklepany motyw konieczności utrzymania pracy (to, wbrew pozorom, nie jest zarzut, bo i w takich tekstach fajnie trochę pobawić się czymś oklepanym, może nieco sztampowym – po to są lekkie teksty, żeby się bawić).

Pomysł więc ciekawy, ale też, jak wspominałem, nieco ryzykowny, bo i momentami trzeba dość mocno to oko mrużyć. ;-)

To przerysowanie motywu pracy gdzieś tam balansuje na granicy wiary i niewiary, bo jednak trudno sobie wyobrazić aż taką formę mobbingu, gdzie ktoś nazywa pracownika Kopciuchem, albo gościowi zajmującemu się statystykami i im podobnymi nagle każe szorować podłogę na kolanach.

Ewentualnie moja wyobraźnia za mało wie o życiu. :D

Jak pisałem, zdaję sobie sprawę, że jest to celowe przerysowanie, natomiast jego odbiór zależy trochę od życzliwości czytelnika i od tego, na ile mocno będzie skłonny to oko przymrużyć.

Druga część (a w zasadzie finał) historii wydaje się nieco skondensowana. Ten ostateczny triumf bohatera po tych wszystkich klęskach jest zamknięty właściwie w paru zdaniach. Niby niczego tam nie brakuje, ale chciałoby się lekkiego rozciągnięcia końcówki, mocniejszego zaakcentowania tego pozytywnego zakończenia i motywu odejścia Kopciucha.

Trochę pomarudził, ale nie miało tako jakiegoś większego znaczenia dla odbioru tekstu. Całkiem przyjemna lektura i naprawdę solidny debiut na portalu.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć, CM :) Dziękuję za rozbudowany komentarz :)

Fajnie, że się podobało.

Pomysł więc ciekawy, ale też, jak wspominałem, nieco ryzykowny, bo i momentami trzeba dość mocno to oko mrużyć. ;-)

W sumie to taki był zamysł. W końcu to bajka, tam wiele rzeczy jest mocno przerysowanych.

Ewentualnie moja wyobraźnia za mało wie o życiu. :D

Ech, to raczej moja wyobraźnia za bardzo odjechała w dziwnym kierunku  ;D

Niby niczego tam nie brakuje, ale chciałoby się lekkiego rozciągnięcia końcówki, mocniejszego zaakcentowania tego pozytywnego zakończenia i motywu odejścia Kopciucha.

Już kilka osób wspominało, że można by przedłużyć końcówkę, muszę się nad tym zastanowić. Pewnie byłoby dłużej, gdyby nie to, że limit znaków w konkursie pomylił mi się o jedno zero i byłam pewna, że jest za długo i skracałam wszystko, co się dało, a potem tak już zostało XD

Spodziewałam się, po prawdzie, większej ilości retellingów tej konkretnej baśni. Twój całkiem mi się podobał: ma ciekawy punkt wyjścia i pomysł (bardzo fajnie objaśniasz ksywkę „Kopciuch”) i ciekawy pomysł, żeby dwór zastąpić toksyczną korporacją. Problem miałam przede wszystkim z tonem tego tekstu: raz idziesz w lekki humor, raz popadasz w parodystyczną przesadę. Mam tu na myśli przede wszystkim mocno przerysowane bohaterki, Matyldę i Karolinę, które są jak z kabaretu – na czym w sumie opowieść zamiast zyskiwać, traci, bo one są tak wredne, że trudno w nie uwierzyć.

Ale scena z butem na koniec ładna ;)

ninedin.home.blog

Fajny pomysł z papierosami – ładnie uzasadnia przezwisko. 

Przeniesienie do korpo wyszło ciekawie, kibicowałam bohaterowi. Ale że nie chciał poślubić cud-kobiety? Gdzie ci mężczyźni? ;-)

Przyjemnie się czytało.

Babska logika rządzi!

Całkiem niezła historia. Czytało się płynnie. Czekałem na jakąś zemstę ze strony bohatera, bo trochę mnie irytowało, że go tak wszyscy popychają, ale w sumie też ładnie wybrnął ze wszystkiego i jeszcze spełnił przy tym marzenia :). Przyjemna lektura.

Witajcie, dziękuję za kometarze :)

ninedin, miło mi, że całkiem się spodobał :). Co do przerysowanych bohaterek, uznałam, że konwencja bajki będzie to usprawiedliwiać. W końcu w oryginale też były takie wredne.

Finkla, ,cieszę się, że kibicowałaś  bohaterowi, bo właśnie bohater sprawiał mi największy problem. A  Ania wcale taka miła dla niego nie była…

Edward Pitowski, fajnie, że przyjemnie się czytało :)

Aaa z ciekawości zajrzałem! 

Tak, więc: 

Wiadomo, szkoda tego Kopciucha, który jest poniewierany w pracy, tak więc czuć do bohatera jakąś sympatię, choć nie wyobrażam sobie jak on mógł tak wytrzymywać – kasa… no ale mimo wszystko ciężko byłoby mi się odnaleźć w takiej sytuacji ;p 

Nie przerobiłem komentarzy, tak więc może ktoś to wspomniał, lecz – wylanie kawy na koszulę bohatera, wydawało mi się dość przesadzone. Zwłaszcza, że do sytuacji dochodzi, kiedy ten przynosi ją zimną. Nie dochodzi tu do jakiejś kłótni, czy coś. Rozumiem, że przełożona go nie znosi i uważa za fajtłapę, ale jednak odbiega to według mnie od realiów. 

*Koniec narzekania! :D 

Przyzwoicie napisany tekst. Nie gubiłem się, ani nic, a nie… jednak stop! 

Zakończenie – myślę, o co chodzi? Z takiego pomysłu na historię osadzonej w realiach, nagle fantastyka wylatuje, że hej! 

Kopciuch… mycie podłogi… coś mi to mówi, ale…<przewijam wyżej> Aaa, bo to na konkurs Zamiana – dopiero mi się puenta zbuforowała xD Fajnie to przełożyłaś, a uważam że takie odwrócenie roli w konkursowych założeniach to nie taka prosta sprawa, tym bardziej gratki.

 

. Człowiek miał na sobie obcisły, czerwony kostium i pelerynę. Twarz przesłaniał mu hełm w kształcie głowy jakiegoś owada. Zdjął go na chwilę i wtedy ich spojrzenia się spotkały.

→ :D 

 

Podsumowując: Lekka, miła, spełniająca jak najbardziej konkursowe założenia lektura. I z happy endem jak na klasyk przystało. 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Hejka :)

Cieszę się że się podobało.

Rzeczywiście, kilka osób wspominało, że zachowanie szefowej jest zbyt mocno przesadzone. Moim zdaniem to się broni w konwencji bajki i zamiany, w końcu macocha kopciuszka też przesadzała :)

 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Hej, Anet :)

Napiszę tak: fajnie, że się podobało ;D

Nowa Fantastyka