
Chyba jeszcze nigdy nie przelałem w tekst tylu emocji, co tym razem.
Tekst betowali fizyk111 i japkiewicz, którym dziękuję serdecznie!
Opko raczej nie dla ludzi o miękkim sercu :)
Chyba jeszcze nigdy nie przelałem w tekst tylu emocji, co tym razem.
Tekst betowali fizyk111 i japkiewicz, którym dziękuję serdecznie!
Opko raczej nie dla ludzi o miękkim sercu :)
Jeden na jednego
Kiedy do meczu pozostały trzy minuty, Paul zaczął mieć wątpliwości. Przewaga jego przeciwnika wynosiła przynajmniej pół miliona punktów – na pewno nie był amatorem, w odróżnieniu od gościa z pierwszej rundy.
Nie zamierzał się jednak wycofywać. Przegrana dręczyłaby go kilka dni, ale ucieczka z pola bitwy… Paul nieprędko zdołałby zasnąć po takim upokorzeniu.
Spróbował odepchnąć od siebie niepotrzebne myśli. Mierzył się już z graczami, którzy stali wyżej w rankingu, i czasem wygrywał. Zawsze doceniał każdego rywala.
Przynajmniej do jego pierwszego krzyku.
Później nie miewał już większych problemów.
– Druga faza turnieju Mental Wars o puchar stanu Nowy Jork. Pojedynek: dekuria czterdziesta piąta, gracz A, kontra dekuria pięćdziesiąta druga, gracz B. Zespolenie neuronowe za trzy… dwa… jeden.
*
– Jeśli to zrobisz, wydziedziczę cię. Nie żartuję – oświadczyła trzy miesiące wcześniej Denise, matka Paula.
– Mamo, nie masz pojęcia, o jakich stawkach jest mowa. Za każdy zwycięski mecz, który jest transmitowany na żywo, płacą…
– Gówno mnie to obchodzi! – krzyknęła kobieta i spróbowała wstać z fotela, ale mięśnie ramion nie sprostały wyzwaniu. Sto pięćdziesiąt kilogramów żywego ciała zwaliło się z powrotem na siedzenie z okropnym mlaśnięciem; Paul aż się skrzywił. – Gówno… Jezu, nie mogę się podnieść, ręce mi się trzęsą! Wszystko przez ciebie!
Pomachała chłopakowi przed nosem powykrzywianą dłonią.
– Po prostu powinnaś iść do lekarza, już od dawna to mówiłem. Masz dopiero czterdzieści siedem lat, a wyglądasz…
– Milcz!
Denise wypowiedziała ostatnie słowo tak kategorycznym tonem, że jej syn – mimo buntowniczego nastroju – posłusznie ucichł.
– Paulu Harman. Oznajmiam ci, że jeśli się dowiem – a na pewno się dowiem, ho, ho, możesz być spokojny – że bierzesz udział w tym… tych…
– Zawodach? – podsunął Paul.
– W tym cyrku! – wrzasnęła kobieta. – Grzebaniu w mózgach! Psychicznej orgii, pożywce dla pojebów… jeśli tylko się dowiem… przestaniesz być moim synem. Wyrok ostateczny, bez możliwości apelacji. Czy wyrażam się jasno?
Lepiej nie wspominać, że rozegrałem już sześć meczów. A tym bardziej, że trzy z nich przejebałem – pomyślał ponuro chłopak.
– Mamo, posłuchaj. Płacą tysiąc dwieście dolarów, plus drugie tyle w akcjach swoich spółek, które bez przerwy idą w górę. A to i tak nic w porównaniu z turniejami. Za tytuł mistrza kraju dostaje się dożywotnią pensję, ponad dziesięć tysięcy, i dom w północnych prowincjach…
– Powiedziałam, co miałam do powiedzenia. A nie, jeszcze jedno. Jeszcze jedno! – Denise z trudem obróciła się w fotelu, by móc pokazać dłonią portret ojca Paula. – Spójrz na niego. Widzisz, jakie ma zatroskane spojrzenie? Nie jest z ciebie dumny, o nie. Przecież miałeś studiować na Harvardzie!
Wiedział, że matka sięgnie po wszystkie dostępne argumenty, ale i tak zabolało. To był cholerny cios poniżej pasa.
– Nie przyjęliby mnie – wycedził. – Skoro nie dałem rady nawet na stanowym uniwerku, jakie miałbym szanse tam?
– Wyrzucili cię, bo jesteś leniem! – krzyknęła Denise.
– Wyrzucili mnie, bo to skurwysyny bez serca! – odkrzyknął Paul. – I teraz mam szansę, żeby się odkuć. Psycholog powiedział, że zdobyłem drugi najwyższy wynik, jaki kiedykolwiek widział na…
– Dosyć! Wynocha, i nie pokazuj mi się tutaj przez tydzień. Co najmniej!
Oboje umilkli. Jedynym dźwiękiem rozlegającym się w pokoju pozostał świszczący oddech Denise, wyraźnie sygnalizujący, że ze stanem jej zdrowia nie jest najlepiej… łagodnie rzecz ujmując.
– No tak. – Paul powoli odwrócił się i skierował do wyjścia. – Po cholerę przychodziłem – mruknął jeszcze, zamykając za sobą drzwi, ale nie wiedział, czy matka usłyszała jego słowa.
Wkrótce doszedł do wniosku, że ma to gdzieś.
*
– Zespolenie aktywne.
Dwa umysły pojawiły się na wirtualnej arenie, chociaż ich fizyczne ciała znajdowały się w zupełnie różnych pokojach. Hełmy na głowach graczy dostarczały dane komputerowi, który przedstawiał je publiczności. Kilkanaście czujników zbierało informacje o tętnie, ułożeniu ciała w fotelu i wszelkich dźwiękach, wydawanych przez obu grających.
Kiedy Paul otrzymał startowe sto punktów, natychmiast wystrzelił w stronę przeciwnika głęboką sondę strukturalną. Zostały mu jeszcze dwadzieścia trzy punkty; uruchomił czat i wysłał wiadomość, zużywając kolejny punkt.
<Czasami trochę mi szkoda, że muszę was aż tak bardzo upokarzać>
– Piętnaście dla B za ruch dłonią – poinformował komputer.
Uniósł brwi ze zdziwienia. Wystarczyła lekka przechwałka, żeby zarobić pierwsze punkty?
<Nie chcesz mnie denerwować, gościu. Uwierz> – brzmiała odpowiedź.
Teraz już był pewien, że tamten go podpuszcza – będąc wysoko w rankingu, nie mógł być aż tak głupi, jakiego próbował udawać. Paul przejrzał wyniki sondowania strukturalnego, które opisywało dokładną budowę mózgu przeciwnika.
To kobieta.
– Piętnaście dla B za płeć.
Ma jakieś…
– Piętnaście dla A za płeć.
…dwadzieścia siedem lat.
– Trzydzieści pięć dla B za przybliżony wiek, czterdzieści dla A za imię.
Odgadła jego imię, co oznaczało, że wzięła sondę pamięciową, czyli miała teraz dziewięćdziesiąt cztery punkty. Musiał szybko nadrobić.
Bardziej rozwinięta prawa półkula, niewiele neuronów w ośrodku mowy… chyba… melancholik?
– Zero dla B za typ osobowości, zero dla A za orientację seksualną.
Cholera.
Jest w dekurii… druga.
– Zero dla B za miejsce w dekurii. Pozostała jedna próba.
Trzecia?
– Zero po raz drugi dla B za miejsce w dekurii, zero dla A za narodowość.
Nie widział już żadnych punktów zaczepienia, więc również musiał kupić sondę pamięciową. Przynajmniej był pewien, że przeciwniczka nie miała tarczy, bo nie byłoby jej stać na wysłanie wiadomości czatem.
Po krótkiej chwili umysł Paula zalały obrazy i słowa, pobrane ze wspomnień przeciwnika, pochodzących z ostatniej doby.
Uśmiechnięta, łagodna twarz młodego mężczyzny, i imię „Trevor”.
Karta dań w restauracji. „Nie mają sojowych?”.
Plac gdzieś w centrum miasta. „Dam radę”.
– Trzydzieści pięć dla A za przybliżony wiek.
Jest hetero, ma chłopaka Trevora.
– Czterdzieści dla B za orientację seksualną i dziewięćdziesiąt pięć za imię partnera.
Jest wegetarianką.
Nastąpiła dłuższa przerwa – wszystkie niewymienione w regulaminie rzeczy były punktowane przez publiczność.
– Trzydzieści dwa dla B za informację dodatkową, pozostały dwie próby. Siedemdziesiąt jeden dla A za informację dodatkową, pozostały dwie próby.
Niedobrze. Co mogło oznaczać trzecie wspomnienie?
Pracuje w… w korporacji?
– Zero dla B za miejsce pracy.
Zbyt ogólnie, kurwa! Kończyły się możliwości. Musiał przejść do ataku, zanim…
Nagle Paula ogarnęła panika, tak silna, że sparaliżowała wszystkie myśli. Miał wrażenie, że hełm zaraz zgniecie mu czaszkę, ściany pokoju i sufit zwalą się na fotel, a cały wszechświat wpadnie do czarnej dziury.
Mimowolnie jęknął i drgnął nieznacznie, ale ze wszystkich sił trzymał poręcze fotela; już nieraz był bombardowany klaustrofobią i wiedział, że to szybko mija.
– Dwadzieścia dla A za jęk, dwadzieścia pięć za przyspieszenie tętna i po piętnaście za dwa ruchy: dłoni i stopy.
Więcej już nie dostaniesz, suko – pomyślał, kiedy panika zaczęła ustępować. Szybko ocenił sytuację: miał prawie dwieście punktów, podczas gdy jego przeciwniczka wydała w zasadzie wszystko na atak klaustrofobii.
Uśmiechnął się.
– Zero dla A za miejsce w dekurii. Pozostała jedna próba.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
*
Z początku podchodził sceptycznie do pomysłu spotkania się w realu, Nikita nalegała jednak tak długo, aż w końcu uległ. Umówili się w pizzerii „Kursk”; Paul wybrał ją, bo przynajmniej nie obowiązywał tam zakaz używania omnifonów – nawet tradycjonalistka Nikita musiała przyznać, że to głupi przepis, i zgodziła się na propozycję Paula.
Właściciel dostosował lokal do klienteli, jakiej oczekiwał: znajdowały się tu prawie wyłącznie stoliki jednoosobowe, wyposażone w porty do ładowania wszelkiego sprzętu.
Paul przyszedł pierwszy i usiadł przy jednym z trzech stolików dla par, znajdujących się na samym końcu sali. Strategia pizzerii najwyraźniej działała doskonale, ponieważ prawie wszystkie miejsca były zajęte przez samotników, wpatrzonych w coś, co tylko oni sami widzieli na swoich soczewkach, i jednocześnie pałaszujących pizzę.
Szybko dołączył do pozostałych, z tą różnicą, że zamówił tylko szklankę soku. Wysłał do dziewczyny prostą wiadomość – „czekam” – i zabrał się do oglądania filmu.
„Zaraz będę”, mignęło na wirtualnym ekranie. „Z góry przepraszam za to, co zobaczysz”. Ostatnie słowa zaniepokoiły Paula, ale nie zadawał żadnych pytań.
Po kilku minutach poczuł, że ktoś dotyka jego ramienia. Odwrócił się i spojrzał na Nikitę – oddychała szybko i wyglądała na przekonaną, że sam jej widok musi być straszny.
– O to chodziło? – zachichotał. – A myślałem, że ukrywasz coś naprawdę okropnego… bałem się, że zobaczę jakiegoś spasionego wieloryba…
– Och, spieprzaj – rzuciła dziewczyna, ale po chwili również się uśmiechnęła i usiadła naprzeciwko Paula.
Wyglądała prawie tak samo, jak jej awatar w świecie wirtualnym. Jedyną różnicą była długa blizna na szyi. Chłopak nie miał wątpliwości, skąd się wzięła.
– Kiedy? – spytał Nikitę. Wiedziała, o co chodzi.
– Zanim się poznaliśmy, półtora roku temu. Lekarze ledwo mnie uratowali. Ja… – umilkła.
– Nie chcesz o tym rozmawiać, prawda?
– Umieram z głodu, weźmiemy coś?
Paul uznał, że lepiej chwilowo nie drążyć tematu. Zaczęli przeglądać katalog, szybko zdecydowali się na pizzę „Chistiakovską” i złożyli zamówienie.
– Rozumiem, dlaczego nie zaktualizowałaś awatara… Ile kosztowałaby operacja plastyczna?
– Nie wiem. Nie chcę jej usuwać.
– Twój wybór.
Zapadła niezręczna cisza.
– W realu to… trudniejsze – zauważył Paul.
– Co? Rozmowa? – prychnęła Nikita. – Na to wygląda. Skoro nie chcę opowiadać o próbie samobójczej, zbiór tematów się wyczerpuje?
– Niezupełnie. Jeśli jesteśmy przy drażliwych sprawach… też chciałem ci coś powiedzieć.
– Słucham uważnie – odparła, zaciekawiona.
Paul wziął głębszy oddech. Po kolei, nie wszystko naraz.
– Za dwa tygodnie biorę udział w mistrzostwach stanu.
– Świetnie! O jakie zawody chodzi?
– Mental Wars.
Przez kolejne dziesięć sekund żadne z nich się nie poruszyło. Paul oczekiwał najgorszego.
– Nie… nie wiem, czy byłam gotowa na taki poziom szczerości – odezwała się wreszcie Nikita.
– Nie uciekłaś – zauważył z nadzieją w głosie chłopak.
– Tylko… jeśli ja i ty… zaczęlibyśmy ze sobą… – dziewczyna stopniowo uświadamiała sobie, w co się wpakowała. – Kurwa, nie, nie ma mowy!
Gwałtownie poderwała się z krzesła.
– Inni gracze by mnie zobaczyli – w twoich myślach! A mistrzostwa oglądają setki tysięcy ludzi… Pierdolę to!
Paul poczuł, że ogarnia go rozpacz. Musiał szybko coś zrobić.
– Ja nie uciekłem! I co dostaję, kurwa, w zamian?! – zawołał, kiedy Nikita zmierzała już do wyjścia. Po tych słowach przystanęła, rozpalając raz jeszcze płomyk nadziei w trzewiach chłopaka.
– Nie dam rady – wymamrotała jednak po chwili, nie odwracając się, i wybiegła z pizzerii.
Zajście zarejestrowało bardzo niewiele osób – większość nadal bezmyślnie patrzyła przed siebie. Tylko kilkoro bardziej uważnych posłało Paulowi współczujące spojrzenie.
– Nic ci to nie da, złociutka – szepnął. – I tak zobaczą.
Wewnętrzny głos stwierdził, że są też dobre strony sytuacji – miał teraz pizzę za pół ceny.
Chciało mu się wyć.
*
– Zero po raz drugi dla A za miejsce w dekurii.
<Było mało? Może chcesz widzieć, jak twoją Nikitę rozjeżdża pociąg?>
Paul skrzywił się. „Informacją dodatkową” za ponad siedemdziesiąt punktów była Nikita! Mógł to przewidzieć.
Styl wiadomości wyraźnie pokazywał, że jej nadawca oszczędzał na znakach, byle tylko zapłacić mniej punktów. Nastrój chłopaka od razu się poprawił.
<Nie stać cię, mała> – wysłał.
– Dwadzieścia pięć dla B za przyspieszenie tętna.
Teraz Paul mógł sobie pozwolić na najgłębszą sondę pamięciową. Wystrzelił ją bez wahania – było coraz mniej czasu do deathmatchu, którego należało za wszelką cenę uniknąć.
Tym razem zobaczył trzy inne, dłuższe sceny, dużo wyraźniej niż poprzednio.
Uczestniczy w wycieczce szkolnej, zwiedza muzeum. Dzieciaki mają czternaście, może piętnaście lat. Znudzona ględzeniem przewodnika krąży po sali, wypatrując czegoś ciekawego. Zatrzymuje się nad jedną z gablot, podpisanej takimi słowami: „Stacja księżycowa Gateway, model w skali jeden do stu. Projekt anulowany w roku 2025, krótko przed wstrzymaniem finansowania ISS”.
– Plany były jeszcze rozleglejsze – słyszy znajomy głos. – NASA przedstawiła rozpiskę na dwadzieścia lat naprzód.
Podnosi głowę i widzi… kogo?
Przecież tyle już razy przechodził obok, witał się, uśmiechał. Jak mogła nie zauważyć? Jak mogła się nie zorientować?
Ian mówi dalej, opowiada o podróżach kosmicznych, które się nie odbyły, i nieudanych projektach. A ona coraz bardziej czuje, że właśnie się zakochała – po raz pierwszy w życiu.
– Pięćdziesiąt dwa dla A za typ osobowości.
Ma nie więcej niż dziesięć lat, ale jest sama w drewnianej chatce pośrodku lasu – ojciec zabrał mamę do szpitala, bo użądliło ją coś paskudnego. Powiedział: „Manda, nie chcę, żebyś musiała to oglądać. Nie będzie nas parę godzin, dasz sobie radę”.
Słowa były po hiszpańsku – Paul nie znał za dobrze tego języka, ale doskonale posługiwała się nim „Manda”, więc rozumiał wszystko.
Do tej pory rzeczywiście dawała sobie radę, ale niebo szybko ciemnieje. Zbiera się na burzę. Dziewczynka zamyka drzwi i okna, zakopuje się w pościeli i czeka na rozwój wydarzeń.
Kilka pierwszych błyskawic rozświetla mrok, po okolicy przetaczają się grzmoty – wydają się znacznie głośniejsze niż w mieście, przy rodzicach. Powtarza sobie jednak, że nie spanikuje.
Zmienia zdanie, kiedy wyładowanie trafia w piorunochron chatki. Jest pewna, że cały świat się roztrzaskał – jeszcze przez kilka minut krzyczy, zatykając palcami uszy, a burza ciągle przybiera na sile.
Kiedy po długim czasie grzmoty zaczynają stopniowo cichnąć, dziewczynka nie ma odwagi nawet podnieść się z łóżka.
– Zero dla A za fobię.
Tłum tańczących, młodych ludzi, muzyka rockowa z wielkich głośników, niesamowite efekty holograficzne. Trevor ciągnie dziewczynę za rękę, usiłując przekonać, że warto podejść bliżej. To ich trzecia randka, prawie dwa lata przed dniem meczu.
– Chcesz podejść do samej sceny, wariacie?! – krzyczy, ale głos ginie w zgiełku. Sama siebie nie słyszy. Trevor uśmiecha się, nachyla i wrzeszczy jej do ucha: – Jeszcze trochę bliżej!
W końcu ulega. Stopniowo basy wypełniają jej płuca, zatoki i wszystkie inne wolne przestrzenie wewnątrz ciała, kiedy przesuwają się przez rozemocjonowaną…
W tej chwili wyszedł z wspomnienia, bo już wiedział, że nie uzyska z niego żadnych przydatnych informacji. Czas uciekał, a trzeba było jeszcze przygotować szczegółowe halucynacje i bomby emocjonalne, być może niezbędne okażą się pociski bólowe.
Zaczął wymieniać:
Ma na imię Amanda, lubi rocka…
– Czterdzieści dla B za imię i trzydzieści za upodobania.
…jej pierwszą miłością był Ian…
– Sto jedenaście dla B za imię pierwszej miłości.
…boi się burzy, czyli ma brontofobię…
– Osiemdziesiąt jeden dla B za fobię.
Coś jeszcze? Skoro ojciec mówił do niej po hiszpańsku…
…najpewniej jest Meksykanką.
– Trzydzieści dla B za narodowość i dwadzieścia pięć za przyspieszenie tętna.
Lawina punktów zdobytych przez Paula tak zestresowała jego przeciwniczkę, że otrzymał ich jeszcze więcej. Perfectamente.
<Mówiłaś coś o pociągu? To nawet niezły pomysł.>
<jeszcze zbaoczymy>
Stłumił chichot i zaczął tworzyć wizję:
Wchodzi na trawiasty wzgórek i odwraca się. Trevor siedzi na opuszczonych torach kolejowych, uśmiechnięty. Po niebie przesuwają się chmury – coraz ciemniejsze, ale to chwilowo nieważne.
– Sześćdziesiąt dla A za uzależnienie.
Cudownie tak być tylko we dwoje. Przełącza omnifon w tryb aparatu, żeby zrobić zdjęcie.
Wtedy czuje drżenie pod stopami. Ale to przecież niemożliwe, po torach od dawna nic nie jeździ. Patrzy w dal…
Paul zerknął szybko na wskaźnik kosztów – im bardziej skomplikowane halucynacje, tym droższe. Ale jako że miał jeszcze sto pięćdziesiąt punktów zapasu, bezzwłocznie wrócił do pracy.
…i widzi rozpędzony pociąg, zmierzający w ich stronę. Błyskawica przecina niebo, zrywa się wiatr, Manda czuje uderzenia kropel deszczu. Ziemia pod stopami zmienia się w błoto…
Chłopak poczuł silne ukłucie na przedramieniu, jakby z fotela wysunął się kolec i wbił w jego ciało. Syknął z bólu i odruchowo uniósł rękę.
– Siedemdziesiąt pięć dla A za ruch ręki i dwadzieścia za syk.
Omal nie gwizdnął z niedowierzania. Stał się zbyt pewny siebie i nie zauważył nawet, że przeciwniczka zgromadziła dość punktów, by znów zaatakować – trafiła nawet uzależnienie… czyli ten kretyn, Cooper, miał rację…
Szczęśliwie dla Paula atak się nie zwrócił, jako że wszystkie uderzenia ofensywne kosztowały ponad stówę.
Chłopak przyjrzał się też tworzonej przez siebie wizji i zauważył, że popełnił głupi błąd, mogący zaburzyć stabilność halucynacji. Trawiasty wzgórek nie powinien przecież zmieniać się w błoto. Naprawił niedopatrzenie, po prostu usuwając słowo „trawiasty” – mniej szczegółów, mniejsze koszty.
Musiał się skupić.
…w którym grzęzną jej nogi. Próbuje ruszyć na ratunek, ale tylko zapada się głębiej w błocie. Krzyczy do Trevora, żeby uważał. Grzmot zagłusza ostrzeżenie.
Patrzy ponownie w stronę pociągu i dostrzega maszynistę. To Ian. W jego oczach płonie wściekłość.
Zostało tylko kilkanaście punktów, trzeba kończyć.
Lokomotywa pędzi tak szybko, że zaraz wypadnie z torów. Trevor w końcu dostrzega niebezpieczeństwo i wstaje, ale w tej samej chwili uderzają w niego tysiące ton stali, a dziewczyna krzyczy, krzyczy i…
Wskaźnik kosztów zmienił kolor na czerwony. Paul wyczerpał całą swoją pulę.
– Trzydzieści sześć dla A za informację dodatkową, pozostała jedna próba.
Skleił wszystkie fragmenty wizji w jedną całość i cisnął w stronę rywalki, niepewny, czy to wystarczy. Amanda nie sprawiała wrażenia trudnego przeciwnika, więc dlaczego była tak wysoko w rankingu?
– Siedemdziesiąt dla B za znaczne przyspieszenie tętna, dwadzieścia pięć za ruch dłonią i siedemdziesiąt pięć za ruch ręką, pięćdziesiąt pięć za wrzask oraz sto dwadzieścia pięć za uniesienie pleców – rozległo się po dłuższej chwili.
Tylko tyle?!
Ledwo odzyskał koszty, a zastosował prawdziwy arsenał nuklearny! I nawet nie podniosła się z fot…
A jeśli nie może?
Chłopaka ogarnęły złe przeczucia. Przejrzał ponownie obrazy, które dostał z pierwszej sondy pamięciowej – pochodzące z ostatniego tygodnia. Czy kształt w restauracji, na skraju pola widzenia, to nie wózek inwalidzki? A kostka brukowa na placu, czy nie jest trochę za blisko patrzącego? Na pierwszym planie widać było niewielki schodek – właśnie tego musiała dotyczyć myśl Amandy „dam radę”…
Za całkowitą utratę kontaktu ciała z fotelem dawano trzysta punktów, najwięcej w całej grze. Jeśli rywalka była sparaliżowana od pasa w dół, to od samego początku miała sporą przewagę. Paul nawet nie wiedział, że tacy ludzie biorą udział w turnieju.
Co robić?
– Upłynęła połowa czasu podstawowego…
*
Pożałował, że w ogóle znalazł się na domówce u Karla Coopera.
Większości znajomych nie spodobałoby się, że Paul bierze udział w turnieju – zapewne zaczęliby prawić mu kazania o moralności. Dlatego powiedział tylko Karlowi, którego miał za idiotę i prymitywa.
– To zajebiście, mordo! Skopiesz im tyłki? – zapytał Karl.
Wyraził opinię, że prawdopodobnie tak będzie.
– No, i prawidłowe podejście. A kiedy mecz?
Powiedział.
– O, tym lepiej! Dwa dni wcześniej robię imprezkę, wpadaj, wyluzujesz się.
Więc wpadł, ale już po godzinie zrozumiał, że popełnił błąd. Oprócz Coopera znał spośród obecnych tylko dwie osoby, a i to z widzenia; pozostali byli zupełnie obcy. Większość uczestników domówki uwielbiała – i chętnie puszczała – rap, którego szczerze nienawidził. W dodatku gospodarz ciągle gdzieś znikał, więc Paul wreszcie uznał, że musi go poszukać.
Wkrótce znalazł Karla na zewnątrz domu, palącego samotnie przy bramie wjazdowej.
– Co robisz? – zapytał kumpla.
– Dotleniam się, chcesz macha?
– Czemu nie. – Paul wzruszył ramionami. Na trzeźwo pewnie by się nie zgodził, bo fajki rzucił kilka lat temu, ale teraz był już po kilku drinkach, więc wziął papierosa. Zaciągnął się i kaszlnął.
– Sporo czasu minęło od ogólniaka – zarechotał Karl. – Pamiętam, że wtedy jarałeś jak smok.
– Zmądrzałem – odburknął Paul. – Ale widzę, że ty nie zmieniłeś nawyków. Nie przeszkadza ci nawet to, że tuczysz skorupiaka bez żadnego towarzystwa?
– Skorupiaka… znaczy raka?
– Zgadłeś.
Karl zamyślił się.
– Myślisz, że jesteś lepszy ode mnie, prawda? Przyznaj.
Takiego pytania Paul się nie spodziewał, ale w głosie kumpla nie słyszał nienawiści czy pogardy. On po prostu był ciekaw.
– Chyba tak – odparł po chwili.
– Ale ty też jesteś uzależniony, wiesz?
– Niby od czego? – zaperzył się chłopak. – Nie palę, nie ćpam, piję okazjonalnie. Konia też nie walę, w ogóle jestem aseksualny…
– Chodziło mi o coś innego. – Karl przerwał na chwilę. – Nie jestem wygadany, nie wiem, jak to się nazywa… ale zauważyłem, że lubisz udowadniać innym, że są słabi. Że jesteś bardziej zajebisty. Konkursy, olimpiady, potem MMO, teraz Mortal Wars…
– Mental – poprawił go odruchowo Paul.
– Może i tak. Parę razy widziałem fragmenty… jak się właściwie wygrywa?
– Trzeba psychicznie zmaltretować przeciwnika tak bardzo, żeby przerwał mecz. Najlepiej w ciągu pierwszych dziesięciu minut, bo potem uruchamia się deathmatch. Wtedy obaj gracze dostają po tysiąc punktów, i liczy się już tylko refleks.
– Dobry jesteś?
– Gram mniej niż pół roku, a mam pięćset dziewiętnaste miejsce w stanie. Na czterdzieści tysięcy.
– No tak. Tyle nie mogło ci wystarczyć.
Paul milczał.
– Pieniądze są spoko i tak dalej, ale przede wszystkim chcesz udowodnić, kto jest lepszy. Mam rację?
Nadal milczał.
– Może jeszcze jednego macha?
– Dawaj.
*
Czasu było zdecydowanie za mało – musiał kupić przyspieszacz. Poczuł lekkie ukłucie w szyję; chwilę później jego zmysły wyostrzyły się, a mózg zaczął pracować na podwyższonych obrotach, kiedy narkotyk pobudził neurony. Skoncentrował się.
Wypadek musiał się wydarzyć niedawno, bo we wspomnieniu sprzed dwóch lat była jeszcze sprawna.
Chociaż… nie obejrzał go do końca, prawda? Dlaczego ślad zwykłego koncertu wyrył się tak bardzo w umyśle Amandy, że został uchwycony przez sondę pamięciową? Odtworzył wspomnienie ponownie.
…kiedy przesuwają się przez rozemocjonowaną ludzką masę. Podniecenie, ciekawość, euforia, strach – wszystko to kłębi się w głowie dziewczyny. Tłum gęstnieje, scena jest coraz bliżej, poziom hałasu rośnie.
W pewnej chwili Amanda odnosi wrażenie, że głosy dobiegające z lewej strony zmieniły ton, brzmią teraz bardziej jak okrzyki paniki. Obraca głowę… i widzi furgonetkę, pędzącą prosto na nich.
Tłum ogarnia szaleństwo. Ręka Trevora wyślizguje się z dłoni Amandy, dziewczyna upada, ciężkie buciory depczą jej ręce, nogi, a potem wielki i głośny cień wypełnia cały świat… słychać trzask…
Wizja urwała się.
Przez pół sekundy rozważał, czy wykupić chociaż krótki dostęp do Internetu. Im bardziej szczegółowe fakty by podał, tym więcej punktów przyznałaby publiczność – ale szanse na znalezienie czegokolwiek w sieci były niewielkie. Nie znał ani daty, ani miejsca, ani nazwy koncertu. Jeśli zaś nawet część informacji byłaby nieprawdziwa, nie dostałby nic. Dlatego rzucił jedynie:
Straciła władzę w nogach po koncercie rockowym, gdzie potrąciła ją furgonetka.
Oczekując na werdykt publiczności, Paul rozważał następne posunięcie. Gdyby tak przypomnieć rywalce tamten dzień…
– Sto siedemnaście dla B za informację dodatkową, pozostała jedna próba.
Liczył na więcej, miał jednak prawie tyle samo punktów, co przed przygotowaniem halucynacji. Zabrał się do tworzenia czegoś bardziej subtelnego, skomponowanego nie z obrazów, ale z emocji.
Wywołał uczucie strachu przed czymś ogromnym i szybko zbliżającym się, wyizolował tajemniczy trzask ze wspomnienia – prawdopodobnie pękający kręgosłup – i wzmocnił. Dorzucił wrażenie ciasnoty, a po namyśle także spowolnienie subiektywnego upływu czasu.
– Sto jedenaście dla A za imię pierwszej miłości.
Amanda zbierała kolejne punkty, Paul nie zamierzał jednak dać jej szansy na atak. Prace nad drugim pociskiem emocjonalnym trwały znacznie krócej dzięki przyspieszaczowi, i dobiegły końca, kiedy komputer podał:
– Trzydzieści dla A za upodobania.
Fajnie było, ale się znudziło, pomyślał, po czym zrzucił bombę na umysł rywalki.
*
Gorączkowo przeszukiwała wspomnienia Paula, wyszarpane z jego mózgu przez sondę pamięciową średniego zasięgu.
Muszę wygrać. Muszę. Bo nie wystarczy nawet na zaległe rachunki za leki.
Wiedziała już, że kilkukrotnie schrzaniła sprawę. Zbyt pochopnie określiła orientację Paula – przekonała się, że nie kręciły go ani dziewczyny, ani chłopcy, a Nikitę traktował bardziej jak przyjaciółkę, chociaż bał jej się to powiedzieć. Fobię też podała na chybił trafił, a gdyby zaczekała, dostałaby tę informację na talerzu: chłopak wpadał w panikę, kiedy zobaczył pająka.
Ze wspomnień udało się jednak wydobyć to i owo.
Lubi gry sieciowe, szczególnie MMO.
– Trzydzieści dla A za upodobania.
Była już blisko. Gdyby przebiła się głębiej, dowiedziała się, dlaczego Paul tak boi się pająków…
I wtedy:
o mój Boże nie tylko nie to
jedzie na mnie znowu tak jak wtedy nie!
uciekać nie mogę uciekać samochód moje nogi moje życie nie nie nie!!!
Nie wytrzymała. To było za dużo, za mocno, za szybko. Zerwała połączenie.
– Gracz A zakończył mecz. Gracz B awansuje do dekurii czterdziestej szóstej, gracz A spada do dekurii czterdziestej ósmej.
Amanda ukryła twarz w dłoniach, szlochając. Ty draniu… podła gnido, śmieciu…
– Ja jeszcze dobiorę ci się do dupy, złamasie – wyszeptała. – Możesz być tego pewny.
Paranoja
Po meczu Paul wrócił do hotelu, gdzie był zakwaterowany na czas turnieju.
Podążał najkrótszą możliwą trasą, którą zapamiętał za pierwszym razem. W strumieniu ludzi przyspieszał kroku, ilekroć zauważył trochę miejsca, by kogoś wyprzedzić. Postarał się, by trasa zawierała jak najmniej przejść dla pieszych, ale dwa okazały się niezbędne – pokonał je po przekątnej, by zaoszczędzić czas, prawie zupełnie nie zwracając uwagi na samochody. Wiedział, że inteligentne oprogramowanie zahamuje, jeśli będzie taka potrzeba.
Szedł swobodnie, lekko, prawie podskakując. Czuł, jak jego buty ze sprężystą podeszwą rwą się do biegu. Patrzył z pogardą na ludzi, których mijał – ludzi zmęczonych, stłamszonych przez życie, mających jedyną rozrywkę w bezwartościowych filmikach z internetu. Westchnął na widok żebraka, ale rzucił mu dolara – nie dlatego, że chciał pomóc, tylko dlatego, że inni tego nie robili.
Będąc w dwóch trzecich drogi, zamówił pizzę do hotelowego pokoju.
Dotarł na miejsce i w ostatniej chwili przecisnął się pomiędzy skrzydłem obrotowych drzwi a ścianą. Minął windy – nie korzystał z nich, od kiedy zorientował się, że za każdy przejazd system pobiera od niego pół dolca. Wejście na dwunaste piętro nie było aż tak męczące, a ponadto na czterech poziomach pomagał sobie schodami ruchomymi.
Również i na nich nie stał cierpliwie, tak jak wszyscy, tylko pruł w górę, nie zważając na gniewne pomruki. Kiedy stanął pod drzwiami swojego pokoju, otworzyły się drzwi windy i wyjechał z nich wiozący pizzę automat. Paul odebrał zamówienie, odblokował zamek kluczem elektronicznym i wszedł do pokoju. Spojrzał na zegarek – ustanowił nowy rekord trasy, o dwanaście sekund lepszy od poprzedniego. Uniósł kciuk do lustra.
*
Zjadł już połowę pizzy, kiedy wróciło wspomnienie z Nikitą, które odebrało mu apetyt. Spędził trochę czasu w sieci, pooglądał telewizję, poćwiczył, znowu wrócił do sieci. Wieczorem dostał oficjalne powiadomienie z systemu turniejowego, że przeszedł do fazy trzeciej – podano też dokładną godzinę następnego meczu, który miał się odbyć za dwa dni.
Przez cały czas odpychał od siebie myśli, pojawiające się pod wpływem dzisiejszego starcia z Amandą. Dopóki nie położył się spać, jakoś dawał radę.
Ale gdy zgasił światło i zwinął się w kłębek, tsunami runęło na niego z całą mocą.
Przestaniesz być moim synem. Wyrok ostateczny, bez możliwości apelacji.
Inni gracze by mnie zobaczyli – w twoich myślach!
Lubisz udowadniać innym, że są słabi.
Te i wiele innych myśli krążyły w jego umyśle, odbijały się od czaszki i wracały, wracały, i wysyłał je w kosmos, na dno oceanu, gdziekolwiek, ale one ciągle kurwa wracały, i próbował je zniszczyć, uciszyć, wyłączyć, niech one się już skończą, niech przestaną… a tsunami wciąż przewalało się po umyśle Paula tam i z powrotem.
Chociaż wcale nie było mu zimno, owinął się szczelniej kołdrą.
*
W ciągu następnych dni Paul Harman przeszedł fazę trzecią i czwartą, zmiatając przeciwników z powierzchni ziemi.
Błyskawicznie zdewastował psychikę dziewczyny w fazie trzeciej, która martwiła się o ojca, przebywającego w szpitalu. W fazie czwartej miał odrobinę trudniejsze wyzwanie – do końca nie zdołał odgadnąć nawet imienia przeciwnika, ale zastosował tak silne uderzenie bólowe, że tamten zerwał połączenie na minutę przed deathmatchem.
I tak, po czterech zwycięstwach, dostał się do czołowej szesnastki zawodników.
*
Ben Stockton, również pozostały jeszcze w turnieju, lenił się przez cały dzień poprzedzający fazę piątą. Im bardziej pusty miał umysł, tym mniej wspomnień mógł z niego wydrzeć przeciwnik – ta prosta strategia jak na razie okazała się bardzo skuteczna.
Był więc zajęty nicnierobieniem, kiedy otrzymał powiadomienie z systemu turniejowego.
Tę treść zobaczą wszyscy zawodnicy, którzy pozostali w grze, oprócz zawodnika z dekurii trzydziestej drugiej.
Włamałam się do systemu. Moje informacje umożliwią jednemu z was wygranie meczu z Paulem.
Ben zmarszczył brwi. Jakaś prowokacja?
Szczęśliwiec ma podzielić się ze mną zyskami z wygranej, pół na pół, albo ujawnię oszustwo w mediach.
Paul ma około dwudziestu trzech lat. Jest aseksualny, miał niedawno nieudaną randkę (no, coś w tym rodzaju, bo zamierzał jej powiedzieć, że z ruchania nici) z panną o imieniu Nikita. Nie wyszło, bo powiedział jej o turnieju. Boi się pająków, ale to wszystko blednie w porównaniu z uzależnieniem. Paul jest uzależniony od WYGRYWANIA.
Tym bardziej musicie go wdeptać w ziemię. Zasłużył sobie.
Jeden na dwoje
– Piąta faza turnieju Mental Wars o puchar stanu Nowy Jork. Pojedynek: dekuria trzydziesta druga, gracz A, kontra dekuria trzydziesta szósta, gracz B. Zespolenie neuronowe za trzy… dwa… jeden. Zespolenie aktywne.
Tym razem Paul był graczem „A”, czyli stojącym wyżej w rankingu. To dawało poczucie przewagi – fałszywe i niebezpieczne, ale nie potrafił się go pozbyć.
Zaczął od wystrzelenia podstawowej sondy pamięciowej.
– Sonda gracza A odbija się od tarczy gracza B. Tarcza gracza B znika.
Wytrawny przeciwnik.
Co prawda otrzymał zwrot połowy kosztów po uruchomieniu się tarczy, ale kiedy wystrzelił tę samą sondę po raz drugi, zostało mu już tylko dziesięć punktów. Czekając na wyniki sondowania układał wiadomość na czacie, kiedy rozbrzmiał głos komputera.
– Piętnaście dla B za płeć, czterdzieści za imię…
Szybki gość.
– …i czterdzieści za orientację.
Cholera, prawie sto punktów w pół minuty?
– Dwadzieścia pięć dla B za przyspieszenie tętna.
Spokój. Oddech. Spokój.
Przyszły wyniki sondowania. Dwa wspomnienia były beznadziejne, przeciwnik wyraźnie postarał się, by nic ciekawego nie utrwaliło się w jego pamięci: jedno ze wspomnień przedstawiało widok z pokoju hotelowego, a drugie – program telewizyjny.
Ale trzecie.
Trzecie…!
Wiadomość z systemu turniejowego, i powiązana z tym myśl „Prowokacja? Czy prawda?”
Obraz był odrobinę niewyraźny, czego należało się spodziewać po najtańszej sondzie pamięciowej. Rozpoznał jednak powtarzające się słowo „Paul”, a także kilka urywków, które najmocniej wyryły się w pamięci przeciwnika – „włamałam się”, „uzależniony od WYGRYWANIA”, oraz „musicie go dojebać”.
Chłopak przez kilka sekund nie był w stanie myśleć. Szok dosłownie go sparaliżował. Komputer tymczasem kontynuował wyliczankę.
– Trzydzieści pięć dla B za przybliżony wiek, sześćdziesiąt za uzależnienie…
*
– A jak przegrasz? – zapytał Karl.
Impreza dogorywała, obaj byli już mocno pijani.
– Nie-e – Paul beknął – nie przegram.
– No dobra. Spoko. Ale jak jednak?
– No to, kurwa, nie wiem. Zastrzelę się może. – Przerwał na chwilę. – Nie mam pistoletu… ej, koniec, trzeba pozytywnie myśleć!
– Czyli za wygraną! – ryknął Karl.
Stuknęli się kieliszkami, wylewając znaczną część zawartości.
– Ta jest! Za wygraną. Za mistrzostwo!
*
– …i osiemdziesiąt jeden za fobię.
On OSZUKUJE! Wszystkie te rzeczy o mnie wyczytał wczoraj, ktoś zhakował system turniejowy!
Nastąpiła długa przerwa.
– Dwieście trzydzieści dwa dla A za informację dodatkową, pozostały dwie próby. Siedemdziesiąt pięć dla B za informację dodatkową, pozostały dwie próby.
Paul nie mógł w to uwierzyć. Komputer potraktował jego rozpaczliwy apel jako zwykłą próbę zdobycia punktów! A publiczność ją bezrefleksyjnie oceniła! Dlaczego mecz nie został jeszcze przerwany?!
Chociaż, z drugiej strony… grubo ponad dwieście punktów…
<hehe pierdol się> – przyszło czatem.
Chłopak, nie myśląc o tym, co robi, uniósł ręce w niemym akcie protestu.
– Sto pięćdziesiąt dla B za ruchy dwóch rąk.
Do kurwy nędzy! Przecież to jakaś farsa, a nie mecz! Nie widzicie?!
– Dwadzieścia pięć dla A za przyspieszenie tętna.
Tym razem przeciwnik tak bardzo podniecił się swoimi zdobyczami punktowymi, że jego serce zaczęło bić szybciej. Mógł sobie jednak pozwolić na drobne straty, skoro miał ponad dwukrotną przewagę…
Komputer nie odpowiadał.
Paul popadał w coraz większą rozpacz, ale do głowy mu nawet nie przyszło, żeby się odłączyć. Popchnięty do ostateczności, uderzył największą bombą, jaką mógł kupić – bólem zęba.
– Siedemdziesiąt dla A za wrzask i siedemdziesiąt pięć za ruch ręki.
Za mało. Za słabo. Przecież typ zaraz mnie zab…
W tym momencie nadeszła kontrofensywa.
Jesteś nikim.
Nic nie potrafisz. Wyrzucili cię ze studiów, bo nie mogłeś zmusić się do nauki. Twoja matka jest ciężko chora, a ty nie masz odwagi, żeby umówić ją na wizytę lekarską. Twój ojciec wiedział, jak bardzo jesteś żałosny, i umarł ze zgryzoty.
Wizja zwaliła Paula z nóg, wgniotła w podłogę, rozdarła osobowość na kawałki.
Wmówiłeś sobie aseksualność, żeby usprawiedliwić fakt, że nie możesz znaleźć dziewczyny. Nikitę zniechęciłeś do siebie po kilku wypowiedzianych zdaniach. Nigdy nikt cię nie pokocha. Nigdy nawet na ciebie nie spojrzy.
Nie masz przyjaciół i nie będziesz miał. Nawet Karl, którego nazywasz „kumplem”, gardzi tobą. Zrozumiał, jakim potworem się stałeś, i próbował ci to uświadomić, ale postanowiłeś puścić jego słowa mimo uszu.
To już lepiej idź się zabij. Świat będzie lepszy bez takiego…
– Mecz PRZERWANO, powtarzam: mecz PRZERWANO. Zgłoszono, że jeden z zawodników nielegalnie zdobył informacje. Proszę pozostać na miejscach.
Paul czuł się pusty, jakby wyssano z niego wszystkie myśli i emocje, pozostawiając próżnię, która zgniatała klatkę piersiową i czaszkę od środka. Zsunął się z fotela i położył na podłodze, łkając.
Tak znaleźli go ochroniarze.
Notka prasowa z następnego dnia:
Protesty w Nowym Jorku. Setki zatrzymanych, policja apeluje o rozsądek
Z każdą godziną przybierają na sile protesty przeciwko organizatorom turnieju w kontrowersyjnej grze „Mental Wars”. Jak pisaliśmy rano, w nocy powiesił się jeden z uczestników turnieju, Paul Harman. To nie pierwsze samobójstwo, którego bezpośrednią przyczyną była wspomniana gra, ale przypadek jest o tyle szczególny, że dokonano oszustwa, które znacznie zwiększyło szanse przeciwnika Paula. Kropla przepełniła czarę; tłum domaga się zdelegalizowania rozgrywek.
Bardzo fajny pomysł na… turniej? Sport? Krwawą rozrywkę dla mas? Dla mnie bomba. Myślę, że warto to jeszcze wykorzystać – dorobić resztę świata i pozasportową fabułę. Przecież w to muszą być zaangażowane setki osób, technologie… Może nawet religie, sekty nielegalnie szkolące zawodników. Olbrzymi potencjał.
Bohatera kupuję psychologicznie. Acz nie znam się na tym specjalnie.
Fabuła. Niby nic, zwyczajne starcie, ale trzymało w napięciu. Zakończenie niezupełnie mi siadło – za łatwo się poddał – ale niech Ci będzie.
Technicznie całkiem przyzwoicie.
Babska logika rządzi!
Fi, dzięki za przeczytanie, klika i komentarz!
Szczerze nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek napisała mi taką opinię – że wręcz “za mało”. Nie myślałem jeszcze o dorobieniu jakiegoś większego uniwersum do tego świata, ale zobaczymy, jaki będzie odbiór tekstu :)
Moglibyśmy toczyć dyskusje o tym, czy poddał się za łatwo, czy nie za łatwo, ale skoro “niech mi będzie”… no to nie toczmy :)
Pozdrawiam cieplutko.
Precz z sygnaturkami.
Kiedyś musi być ten pierwszy raz… Pomysł bardzo mi się spodobał.
Babska logika rządzi!
Niebieski_kosmito, ale to dobre było!:-)
Sponiewierałeś mnie psychicznie:-)
Wiesz, czasami jak czytam tutaj dobre opowiadania, to zastanawiam się, kurcze, czemu ja na to nie wpadłam? I właśnie teraz tak pomyślałam:-)
Świetny koncept! Walka psychiczna, wygrywa ten, kto odkryje wszystkie słabe strony przeciwnika. A słabości ma każdy. Postać Paula autentycznie przeraża. Jemu wcale nie chodzi o pieniądze, po prosty chce być najlepszy. Czuje się silny, gdy niszczy i maltretuje psychicznie przeciwnika. Ale i on nie jest ze skały. Zdawał sobie sprawę ze swoich słabości, ale co innego usłyszeć o nich od innych.
Zakończenie nie mogło być inne. Porusza i zmusza do myślenia.
Jedyne o co mogę się przyczepić to naiwność Bena. W takich rozgrywkach powinien się domyślić, że oszustwo szybko wyjdzie na jaw. Ale może chęć zwycięstwa była po prostu silniejsza.
Jeśli były jakieś błędy językowe, to ja ich nie wyłapałam:-) chyba tylko w którymś zdaniu powtarza się trochę o tu:
<Czasami trochę mi trochę szkoda, że muszę was aż tak bardzo upokarzać>
Moim zdaniem opowiadanie jest warte biblioteki, a nawet i więcej:-)
pozdrawiam serdecznie
Dobre! NFowe! Piórkowe! Bardzo dobre! Gratki!
Edit – uzupełnienie:
No to teraz pora na komentarz przedpiórkowy.
Przede wszystkim – ogromny plus za futurologię. Przemyslaną i po mojemu trafną. Już mamy pierwsze wszczepy pozwalające na łączność z Siecią. Od dawna powtarzam, że przyszłość wykoncypowana nam zarówno przez Lema (Fantomatyka w licznych działach sprzed 60-70 lat) ) jak i Dukaja (Czarne Oceany) nadchodzi i jest nieunikniona. Zatem – Skoro zmieni się technologia i obieg informacji, zmienią się także gry i rozrywki. A przy szybko idąc ej dehumanizacji ludzkości – nie mam wątpliwości że właśnie na takie w stylu opisanym w powyższym opku.
Po drugie – poprowadzenie akcji i bohatera – linearne, nieprzekombinowane, czytelne i jasne. Idzie się przez tekst normalnie, z zainteresowaniem, bez zgrzytów.
Po trzecie – wiarygodność psychologiczna bohatera (ale i bohaterów drugoplanowych) – zgodna z prostą regułą – technologia się zmienia, postawy nie. Czyli wiarygodnie.
Po czwarte – igranie z emocjami czytelników – na początku bohatera w miarę tolerujemy, pod koniec – przestajemy, w finale – żałujemy…
Po piąte – wiarygodność w motywacji i przebiegu akcji – oszustwo? A dlaczego nie? Tak właśnie to w branzy rozrywkowej i dzisiaj często działa. Jak się nie da normalnie, to…
No i po szóste – wrażenie ogólne – antycypowana przyszłość może tak wyglądać, a historia podana atrakcyjnie.
Ode mnie będzie wniosek o piórko – tak jak już jako pierwszy zapodałem, zachęcając wszem i wobec do lektury.
I (taki żart) cieszę się (osobiście, a co, pora upiec i swoją pieczeń przy tym ognisku ;D ), że na tym forum hasło “Rrybak poleca” zaczyna mieć markę typu “Stanisław Lem poleca” (znając rzecz jasna proporcje.
Jeszcze raz gratki, pozdrowienia i życzenia nominacji oraz wyboru przez Lożę (aczkolwiek może być i tak, że moja rekomendacja dla części członków Loży jest jak pocałunek śmierci dla Autora, ale tym się Autorze nie przejmuj. Loże przychodzą i odchodzą, Literatura pozostaje. ;D )
P.
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Olciatko,
drobne niedopatrzenie (2x trochę) naprawione :) Tekst wiele przeszedł i poprawiałem niektóre zdania tyle razy, że gdzieś mogło się jeszcze jakieś powtórzenie uchować.
Sponiewierałeś mnie psychicznie:-)
Dokładnie taki był zamiar :-)
Jedyne o co mogę się przyczepić to naiwność Bena. W takich rozgrywkach powinien się domyślić, że oszustwo szybko wyjdzie na jaw. Ale może chęć zwycięstwa była po prostu silniejsza.
Moja interpretacja jest podobna. Czasami po prostu nie można się powstrzymać, emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem…
rrybaku,
co mogę powiedzieć, to:
Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam!
Precz z sygnaturkami.
Zacznę od tego, że to chyba była najprzyjemniejsza beta, jaką robiłem. Z pierwotnej wersji, która była czymś w rodzaju obdarzonego potencjałem zalążka, zrobiłeś mega solidne opowiadanie z nieźle dopieszczoną treścią i niegłupim przesłaniem.
Najbardziej podoba mi się realizacja pomysłu. Zbyt często w SF zamysł jest tylko pretekstem do poprowadzenia sztampowej fabuły, a tutaj fabuła z settingiem są mocno splątane i jedno wspiera drugie. Do tego bohater jest ładnie zarysowany i nieprzezroczysty, co również wybija się na tle większości scifi.
No i tak zwyczajnie czuć w tym opowiadaniu serce i radość tworzenia.
Jak już wcześniej mówiłem, jedyne co mi zazgrzytało to melodramatyczne zakończenie.
Bardzo mi się podobało.
Hail Discordia
<jeszcze zbaoczymy>
Czy literówka celowa? Pasowałoby do kontekstu, ale nie spowodowało dodatkowej punktacji.
"– Upłynęła POŁOWA czasu podstawowego…"
Czy wersaliki tutaj z czegoś wynikają? Bo akcent lub pogłośnienie tego konkretnego słowa dziwnie tu wypada.
"– Sto jedenaście za imię dla A pierwszej miłości."
Do przeredagowania. Chyba, ze to mistrz Yoda dorwał do mikrofonu chwilowo się.
"Westchnął na widok żebraka, ale rzucił mu dolara – nie dlatego, że chciał pomóc, tylko dlatego, że inni tego nie robili."
A to jedno zdanie mocno obrazuje bohatera.
"Również i na nich nie stał cierpliwie, tak jak wszyscy, tylko pruł w górę, nie zważając na gniewne pomruki"
(Offtopic) Heh, te schody to jakieś takie ogólnoświatowe dziwactwo :D Chociaż podobno w niektórych krajach standardem jest, że osoby, którym nie chce się iść, stają po jednej stornie schodów, idącym zostawiając drugą. W Polsce zdaje się tylko w Warszawie to sensownie funkcjonuje.
Dobra… Co odnośnie opowiadania?
Przede wszystkim zadziwiająco lekko leci się przez tekst. W ogóle nie czuć jego długości – a przecież patrząc na liczbę znaków można by się spodziewać kobyły. Tymczasem lektura poszła szybciej niż niejedno opowiadanie o połowie objętości Twojego tekstu. Brawo!
Przedmowę przeczytałem dopiero teraz i… dobrze zrobiłem. Nie nastawia zbyt mocno, mimo że pasuje do treści.
Wizja… ciekawa. Z potencjałem. I to potencjałem do wykorzystania na różne sposoby. Ty zadziałeś tu od strony lajtowej, prawie że akcji. Gdyby ten sam pomysł wykonać od strony filmowej, pewnie by można było nałożyć efekty wizualne podobne jak w incepcji.
I tak nawiasem, przed moją lekturą opowiadania rozmawialiśmy o Rollerballu. Okazuje się, że mimo wszystko jest tu jakieś powiązanie (ze starszą wersją filmu). Co prawda Rollerball jest dużo bardziej dynamiczny, ale chodzi społeczne w tle. Wątki, których… nie wykorzystałeś. Choć miałeś je zdaje się z tyłu głowy, o czym świadczy wzmianka o zamieszkach na końcu (nawiasem mówiąc zamieszki dla odmiany pojawiają się w remaku Rollerballa, mimo ze ma wypłukane pozostałe wątki społeczne).
No, ale to skojarzenie na boku, bo sam film o czymś innym, bohater z innymi dylematami, tylko właśnie gdzieś tam w trakcie lektury pojawia się pewne odległe skojarzenie.
No dobra, był pomysł, jest płynność, a jednak finał wyszedł tak, jakbyś nagle stwierdził, ze nie ma czasu, trzeba kończyć, już, natychmiast, byle szybciej.
Nie wiem, kartek w edytorze zabrakło albo co?
I nie, to nie chodzi o nagły zwrot, nagłe zderzenie ze ścianą. Takie zabiegi lubię czytać, a i sam chętnie stosuję, bo w głowie wydają mi się często zasadne. Choćby ze względu na ich życiowość. Tylko tu nie mam wrażenia nagłego przyspieszenia, ani nagłego zwrotu. Mam tu wrażenie jakbyś Ty, autor, miał więcej treści tego opowiadania w głowie, niż przelałeś do pliku.
Efekt jest taki, że to wygląda jak koniec opowiadania, a po nim epilog. Ale ten epilog nie wygląda jak komentarz do opowiadania (fajnym przykładem takiego dobrze pasującego komentarza do dzieła mogą być teksty po napisach w filmie “Moon” – zupełnie inny ton, niż sam film, a pasuje doskonale). Nie jest to tez nagły zwrot perspektywy. A taki nagły zwrot perspektywy byłby tu doskonały. Pokazanie dlaczego doszło do wybuchu. Jakie emocje się w tym mieszają. Czy wybuch sam w sobie nie jest równie płaski jak rozrywka.
Takie coś mogłoby być nawet bardzo krótkie, ale nieźle skontrastować z resztą tekstu. Albo przeciwnie – mógłbyś z tego zrobić dłuższa rozbudowę treści, wpasowaną w resztę opowiadania i też byłoby nieźle (mi bardziej podobałby się kontrast, ale to już subiektywne). Zamiast tego mamy jednak tylko dość letnie zwieńczenie, które można by podrasować jakimś ostrym zdaniem albo łagodną, ale wymowną sentencją.
Znaczy się – wszystko świetnie biegło do mety, ale metr przed metą zatrzymało się rozglądając którędy do jej linii.
Mimo to – tekst jest dobry, bo niezależnie od jego płynności (o której konsekwencjach w następnym akapicie) zadbałeś tez o bogactwo postaci. W świecie totalnego spłycenia okazują się zadziwiająco wielowątkowe. Mają historię, charakter, emocje i… Łatwo je błędnie lub płytko ocenić, choć po chwili zastanowienia mają w sobie więcej. Nawet te drugoplanowe, jak Karl. W sumie nawet nie jestem pewien czy tak wyszły w sposób zamierzony, czy czystym przypadkiem, ale jednak wyszły. Poniekąd jeśli to przypadek, to ukłon spory, bo uzyskanie czegoś takiego mimochodem świadczy o pewnym wyczuciu.
Miało być o konsekwencjach płynności… Ten pomysł w połączeniu z tym sposobem wykonania, ma dobre rokowania do rozwinięcia go nawet w nowelę (imho warto spróbować). Zwłaszcza, że tu jest co rozwijać. I dylematy głównego bohatera i wątki społeczne.
Natomiast wracając do mojego wrażenia urwania tekstu… W zasadzie wrażenie to pogłębia pierwsza scena i padająca tam wzmianka o setkach tysięcy punktów przewagi. Podejrzewam, że mogło chodzić o punkty w rankingu, ale… Podejrzenie to przyszło później. W czasie lektury najpierw rzuca się w oczy kontrast z setką punktów na start, a potem od razu kojarzy się z wzmianką o tysiącu punktów na początku deathmatchu. I w ten sposób wygląda to jak na zabieg wstawienia na start sceny, która ma się rozwinąć potem, ale ostatecznie jej nie ma. A mogłaby być. I pewnie mogłaby sporo wnieść. A zamiast tego dezorientuje.
Podobało się, lektura przyjemna.
Bardzo dobry tekst. Najbardziej przypadł mi do gustu opis pojedynku – udało się tam zmieścić sporo interesujących pomysłów. Bohater i fabuła też są OK (szczególnie bohater), jednak to właśnie idea Mental Wars wybija tekst na wyższy poziom.
Językowo sprawnie, kilka dobrze trafionych zdań, jak np.:
o mój Boże nie tylko nie to
jedzie na mnie znowu tak jak wtedy nie!
uciekać nie mogę uciekać samochód moje nogi moje życie nie nie nie!!!
Naprawdę mocne. Po mojej konwersji do mobi całość stała się jednym wierszem, co dało chyba jeszcze lepszy efekt :)
<hehe pierdol się> – przyszło czatem
Sporo masz takich wstawek, nawet zabawnie wychodzą.
Mam jednak trzy zastrzeżenia, które – o ile nie zmazały pozytywnego wrażenia – pozostawiły mały niedosyt:
1) Nie do końca rozumiem podejście do Mental Wars jak sportu i tworzenia typowego sportowego rankingu. Podczas czytania zastanawiało mnie, czy na najwyższych szczeblach zawodnicy nie powinni się już znać z innych pojedynków (bo chyba można oglądać walki konkurentów)? Przecież masa ludzi ogląda transmisje, przez co kojarzy już najlepszych zawodników. Każdy będzie znał gościa z 1 miejsca rankingu, a co za tym idzie – po odkryciu jego cechy charakterystycznej zna już wszystkie jego dane. Pewnie dałoby się to wytłumaczyć, ale takiego wytłumaczenia mi w tekście zabrakło.
2) Zgadzam się też z opiniami, że bohater trochę łatwo się poddał, wizja zesłana dziewczynie w walce była wielokrotnie „mocniejsza” niż wyłożenie kilku prostych faktów o bohaterze w ostatnim pojedynku. Ale to szczegół, bardziej mam na myśli to, że można było w bardziej złożony sposób opisać proces uświadamiania bohaterowi, kim się stał. Końcowy atak w poprzedniej walce na pewno wywołuje większe wrażenie na czytelniku.
3) Kompozycja wydaje mi się nieco zaburzona – bardzo dużo miejsca zajął opis pierwszego pojedynku (to jest zresztą najlepszy fragment), a później turniej i fabuła szybują już w zawrotnym tempie. Rozbudowa mogłaby zadziałać na plus dla kompozycji właśnie.
To tyle z czepialstwa, całość mimo wszystko uważam za znakomitą. To tylko świadczy o tym, jak ciekawy jest sam pomysł, a opowiadanie wciągające i z pewnością „zapamiętywalne”. Brawo! Mam nadzieję, ze loża doceni Twoje opko ;)
PS. O co chodzi z tym “niedokładnym wiekiem”? Miałeś na myśli, że udało się podać przybliżony wiek przeciwnika? Mnie to trochę zatrzymywało, bo sprawia wrażenie, że dostajemy punkty za niedokładnie wyznaczoną wartość (słowo “niedokładny” mi nie do końca pasowało).
Dzień dobry, cześć i czołem!
@japkiewiczu, dzięki po raz n-ty za betę! Tylko troszkę się rozciągnęła w czasie, bo przez kilka miesięcy nie mogłem wymyślić, jak dalej pociągnąć opowiadanie…
@wilku-zimowy
Czy literówka celowa? – jak najbardziej. Specjalnie bije po oczach, żeby nie było wątpliwości, że jest celowa, bo czegoś takiego nie sposób przeoczyć :)
Czy wersaliki tutaj z czegoś wynikają? – w zasadzie nie, odwersalikowane.
Do przeredagowania. Chyba, ze to mistrz Yoda dorwał do mikrofonu chwilowo się. – my bad :) Od Yoda odsunięty mikrofonu.
Przedmowę przeczytałem dopiero teraz i… dobrze zrobiłem. Nie nastawia zbyt mocno, mimo że pasuje do treści. – w zasadzie to była stara przedmowa, z bety, nie chciało mi się wymyślać nowej :( Większość tego badziewia usunięta. Po co komu przedmowy?
a jednak finał wyszedł tak, jakbyś nagle stwierdził, ze nie ma czasu, trzeba kończyć, już, natychmiast, byle szybciej.
Nie wiem, kartek w edytorze zabrakło albo co? Oraz podobne, pojawiające się dalej minizarzuty.
Nie za bardzo wiem, co Ci odpowiedzieć. Jest szansa, że podświadomie próbowałem to zakończyć przedwcześnie, bo miałem już tego tekstu troszkę dosyć – pracowałem nad nim, z przerwami, od listopada. Natomiast mnie to aż tak nie uderza w oczy.
padająca tam wzmianka o setkach tysięcy punktów przewagi. Podejrzewam, że mogło chodzić o punkty w rankingu, ale… Podejrzenie to przyszło później. W czasie lektury najpierw rzuca się w oczy kontrast z setką punktów na start, a potem od razu kojarzy się z wzmianką o tysiącu punktów na początku deathmatchu.
Tutaj z kolei nie bardzo wiem, o co Ci chodzi :( Punkty w rankingu to z reguły nie te same punkty, które się bezpośrednio zdobywa w grze (patrz ranking FIFA, ATP). Jakiej sceny nie ma?
Tym niemniej, skoro podobało się, to jestem ukontentowany.
@Perrux
Po kolei, zastrzeżenia.
1)
Podczas czytania zastanawiało mnie, czy na najwyższych szczeblach zawodnicy nie powinni się już znać z innych pojedynków (bo chyba można oglądać walki konkurentów)?
Żeby utrudnić zawodnikom rozpoznanie się, wdrożyłem wiele mechanizmów.
– podawana jest tylko „dekuria”, czyli dziesiątka rankingu, a nie konkretne miejsce. Konkretne miejsce można tylko zgadywać;
– nie pojawiają się dane takie jak nazwisko, adres, wygląd zewnętrzny;
– do informacji publiczności nie trafiają liczby, imiona itp. Można taki mecz obejrzeć później, ale jedyne, czego się dowiemy jako publiczność, to to, że zawodnik „dostał N punktów za odgadnięcie imienia/wieku/etc przeciwnika”, a nie, jak to imię brzmi, ile ma lat. Publiczność ma do wglądu tylko „informacje dodatkowe”, ale bardzo charakterystyczne cechy, umożliwiające jednoznaczne rozpoznanie przeciwnika w ten sposób, są dość rzadkie. Ktoś z taką cechą na pewno nie zajmowałby pierwszego miejsca w rankingu, właśnie dlatego, że zbyt często byłby rozpoznawany.
Zawodników są tysiące i ranking jest bez przerwy aktualizowany, więc ciągle się zmienia.
Niemniej, jeśli zawodnicy spotkają się kiedyś po raz drugi – co może się zdarzyć – sytuacja będzie symetryczna, bo obaj będą znać informacje o sobie nawzajem. Nie będzie sprawiedliwa, bo lepszy z nich będzie znał więcej informacji, ale to już kwestia indywidualnych zdolności.
2)
bohater trochę łatwo się poddał, wizja zesłana dziewczynie w walce była wielokrotnie „mocniejsza” niż wyłożenie kilku prostych faktów o bohaterze w ostatnim pojedynku.
Tu można polemizować. Wizja zesłana dziewczynie była „tylko” przypomnieniem wydarzenia z przeszłości. Wizja zesłana Paulowi była, w moim założeniu, taranem niszczącym mur, którym Paul odgrodził się od świata. Nie nazwałbym tego „kilkoma prostymi faktami”.
3)
Kompozycja wydaje mi się nieco zaburzona – A to już częsty problem u mnie :( Do końca pierwszego pojedynku tekst był napisany w kwietniu. Długo rozmyślałem, jak go dokończyć, i wymyśliłem coś takiego. Jeśli czytelnik uważa, że za mało, to… dobrze, bo sugeruje, że czytelnik chce więcej :D
i jeszcze to:
O co chodzi z tym “niedokładnym wiekiem”? Miałeś na myśli, że udało się podać przybliżony wiek przeciwnika? – dokładnie o to chodziło. Poprawię na „przybliżony”.
A teraz łechtanie mojego napuszonego ego.
Bardzo dobry tekst.
to właśnie idea Mental Wars wybija tekst na wyższy poziom.
Naprawdę mocne.
Sporo masz takich wstawek, nawet zabawnie wychodzą.
całość mimo wszystko uważam za znakomitą.
Właśnie dla takich zdań człowiek pisze.
Dzięki wszystkim!
Precz z sygnaturkami.
“Tutaj z kolei nie bardzo wiem, o co Ci chodzi”
Pół miliona punktów przewagi w systemie, w którym punkty idą zwykle w dziesiątkach, góra setkach. To ogromna różnica, ile rozgrywek musiałby wykonać ktoś, kto uzyskał tyle punktów? Chyba ze algorytm przewiduje rozkręcenie się deathmetchy. Chyba, ze ktoś rozegrał mnóstwo rozgrywek na tym etapie – ale z treści wynika, że to raczej ostateczność. Ewentualnie ktoś od wielu sezonów jest w grze…
Edit:
Tak więc z tej sceny wychodzi skojarzenie, że nie tylko był deathmatch, ale wręcz się rozkręcił i stąd ta różnica punktowa.
Ok, to jeszcze kilka zdań ode mnie w sprawie punktu “1)”. Od razu zaznaczam, że nie chcę się czepiać, po prostu temat pod dyskusję jest ciekawy i fajnie wyjaśnić kilka kwestii ;)
do informacji publiczności nie trafiają liczby, imiona itp.
No proszę, nie pomyślałem o tym rozwiązaniu, że do publiczności trafiają tylko ogólniki i liczba przyznawanych punktów. Ale rozumiem, że wizje z sond są dostępne publicznie (”Mistrzostwa oglądają miliony ludzi. Wszyscy by mnie zobaczyli – w twoich myślach!”)?
Kupuję Twoje wyjaśnienia i myślałem nad takim scenariuszem już wcześniej, ale jeśli wizje są publiczne, taka opcja wymaga konkretnego warunku – Mental Wars nie mają swoich gwiazd (najlepszych graczy, którzy należą przez dłuższy czas do ścisłego topu). I pod tym warunkiem Twoje wyjaśniania są logiczne i sensowne.
No bo w innym przypadku (kiedy mielibyśmy kogoś naprawdę świetnego i popularnego), jeśli finał turnieju oglądała masa ludzi – wszyscy widzieli jakiś charakterystyczny obraz z wizji (np. taką twarz Trevora). Takich punktów zaczepienia z wizji może być sporo, więc udział w popularnym meczu znacznie zmniejsza szanse na przyszłe zwycięstwa.
Czyli… wychodzi na to, że Twoja wizja dotyczy masowej rozgrywki, w której osoby docierają na szczyt i spadają dość dynamicznie, a duża liczba graczy gwarantuje sens całej gry. Dobrze rozumiem?
No proszę, nie pomyślałem o tym rozwiązaniu, że do publiczności trafiają tylko ogólniki
Nie do końca, skoro dziewczyna, z nieudanej randki bohatera wspomina, ze wszyscy by ją zobaczyli. Chociaż to też można wyjaśnić, że np. jest zamazywana tylko twarz.
Spokojnie, po kolei.
Wilku, ciągle się nie możemy zrozumieć… no dobrze, zgadzam się, że tak czy siak te “pół miliona punktów” może wprowadzać w zakłopotanie. Zmienię na “kilkadziesiąt miejsc w rankingu” albo coś w tym guście.
Z założenia do publiczności trafiają tylko ogólniki, OPRÓCZ “informacji dodatkowych”, bo to nad nimi głosuje i to zresztą za te informacje można zgarnąć najwięcej punktów (maksymalnie 250). To natomiast nie to samo, co fragment wizji. Publiczność tych fragmentów nie widzi, widzi tylko to, co gracz przekaże komputerowi, im bardziej wstydliwa i bardziej prywatna informacja, tym lepiej:
“jest wegetarianką” – mało punktów
“ciężarówka złamała jej kręgosłup” – więcej punktów
“oszukiwał, żeby zdobyć punkty” – mnóstwo punktów.
Publiczność nie widzi natomiast ani restauracji, ani ciężarówki, ani wiadomości od Amandy do Bena. Nikita ujmuje to trochę niefortunnie (przeredaguję to delikatnie), ale gdyby chodzili ze sobą i Paul miał więcej myśli na jej temat – zapewne natury erotycznej – do wiadomości publiczności mogłoby trafić coś na przykład takiego:
“jego dziewczyna lubi być wiązana i biczowana po plecach” – prawdopodobnie około 200 punktów.
Zrozumiałe, że nie chciała ujrzeć takiej informacji w mediach, nawet jeśli pojawiłaby się bez jej twarzy czy imienia. Dodajmy do tego fakt, że całą scenę – z twarzą, imieniem i innymi detalami – zobaczyliby przeciwnicy Paula.
Czyli… wychodzi na to, że Twoja wizja dotyczy masowej rozgrywki, w której osoby docierają na szczyt i spadają dość dynamicznie, a duża liczba graczy gwarantuje sens całej gry. Dobrze rozumiem?
Dobrze rozumiesz :) Mental Wars z założenia stanowi zaprzeczenie dzisiejszego sportu czy e-sportu, bo jest anonimowe. To okrutna rozrywka dla mas, im bardziej okrutny jesteś, tym większe masz szanse, by wygrać. Sławy “gwiazdy” takich rozgrywek raczej nie chciałby nikt.
Precz z sygnaturkami.
Klikam z przyjemnością, bo to świetny tekst. Bardzo dobra koncepcja i wykonanie. Mogłabym podpisać się pod komentarzem Olciatki. Ogromny plus za wykreowanie bohatera.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
No i jestem, a wraz ze mną komentarz napisany dziś rano w pociągu:
To na pewno ma 35k znaków? Wciąż mam nieodparte wrażenie, że maksymalnie 15, no w porywach od dwudziestu. Wiesz, Kosmito, w tych twoich opowiadaniach zawsze jest element, którego zazdroszczę, ale jasno nie mogę go wskazać. Chciałbym móc podebrać ci nieco całokształtu, kolorytu tych tekstów, mam wrażenie, że jestem targetem pod którego te opowiadania piszesz. Bardzo nienachalnie zarysowujesz emocje postaci, cegła po cegle budujesz mur, na którym rozbijasz czaszkę czytelnika, a później rzucasz jego sztywnym ciałem po korytarzu. Podoba mi się to, szczególnie dlatego, że mało opowiadasz, a te emocje po prostu widać i czuć. Bohaterowie też kupili mnie psychologicznie, szczególnie Paul i to jak narrator ukrywa jego mniemanie o sobie, dopóki sam bohater się do tego nie przyznał.
Pomysł jest niezły, przez tekst się płynie, ale mam wrażenie, że głównie uchwyciło mnie samo przeżycie. Że za kilka tygodni jak sobie pomyśle o tym opowiadaniu, to będę pamiętał, że świetnie mi się czytało, przypomnę sobie te emocje, ale o samej treści mógłbym zapomnieć.
Niemniej jedno ze zdecydowanie lepszych opowiadań, a jedno z najlepszych jeżeli chodzi o same czytelnicze doznania, a to zdecydowanie wystarczy, żeby mierzyć wyżej niż biblioteka.
Uniósł kciuk do lustra
Oczywiście przynajmniej jeden czep musi być. Cholernie karykaturalnie to wygląda. Tak obrzydliwie makabrycznie karykaturalnie, że aż się skrzywiłem czytając. Zmieniłbym, choć to oczywiście tylko sugestia.
Końcówkę tekstu przypadkiem czytałem z tym w tle. Bardzo się wpasowało. Naprawdę kawał dobrego opowiadania Ci wyszedł.
Witam ponownie kolejnych czytaczy :)
Wpierw, to, co obiecałem, czyli przeredagowanie słów Nikity. Zmienione z
Mistrzostwa oglądają miliony ludzi. Wszyscy by mnie zobaczyli – w twoich myślach! Pierdolę to!
na
Inni gracze by mnie zobaczyli – w twoich myślach! A mistrzostwa oglądają miliony ludzi… Pierdolę to!
Dalej.
@Rossa, dziękuję za bibliotekę i miłe słowa :)
@Maskrolek
Wiesz, Kosmito, w tych twoich opowiadaniach zawsze jest element, którego zazdroszczę, ale jasno nie mogę go wskazać. – Tu ci nie pomogę, bo też nie wiem, co to za element…
mam wrażenie, że jestem targetem pod którego te opowiadania piszesz – nie pochlebiasz sobie zbytnio? :P
Że za kilka tygodni jak sobie pomyśle o tym opowiadaniu, to będę pamiętał, że świetnie mi się czytało, przypomnę sobie te emocje, ale o samej treści mógłbym zapomnieć. – To chyba… dobrze? Na pewno lepiej, niż gdybyś miał sobie nie przypomnieć niczego…
Oczywiście przynajmniej jeden czep musi być. Cholernie karykaturalnie to wygląda. Tak obrzydliwie makabrycznie karykaturalnie, że aż się skrzywiłem czytając. – Ależ właśnie o to chodzi. Czytelnik od początku kibicuje głównemu bohaterowi w pojedynku, ale stopniowo opowiadanie ujawnia, jakim człowiekiem jest Paul, i ma to z założenia wywołać niesmak w czytelniku, że kibicował komuś takiemu. To, że się aż skrzywiłeś, napawa mnie dumą.
Niemniej, i tak najbardziej podoba mi się to:
Bardzo nienachalnie zarysowujesz emocje postaci, cegła po cegle budujesz mur, na którym rozbijasz czaszkę czytelnika, a później rzucasz jego sztywnym ciałem po korytarzu.
Polecam się :)))))
Precz z sygnaturkami.
Wpierw, to, co obiecałem, czyli przeredagowanie słów Nikity.
Noo, od razu wszystko lepiej się klei. Mnie właśnie to zdanie wprowadziło w błąd, następni czytelnicy będą mieli łatwiej :)
Chociaż przyznam, że oglądanie wizji przez publiczność by się mogło sprzedać o wiele lepiej niż tylko suche informacje ;)
Tu ci nie pomogę, bo też nie wiem, co to za element…
No chodzi głównie o to wyważenie emocji, ale chciałem to ładnie napisać XD
nie pochlebiasz sobie zbytnio? :P
Proszę mi tu z takimi nie wyskakiwać, jak tak Ci słodzę! Nie wypada :P
No ale może i schlebiam.
To chyba… dobrze? Na pewno lepiej, niż gdybyś miał sobie nie przypomnieć niczego…
Dobrze tylko inaczej… z większości opowiadań, jeśli coś już zapamiętuję, to treść. Więc jesteś na swój sposób wyjątkowy XD
Ależ właśnie o to chodzi. Czytelnik od początku kibicuje głównemu bohaterowi w pojedynku, ale stopniowo opowiadanie ujawnia, jakim człowiekiem jest Paul, i ma to z założenia wywołać niesmak w czytelniku, że kibicował komuś takiemu. To, że się aż skrzywiłeś, napawa mnie dumą.
Ale nie w tym sensie. Ja się nie brzydziłem tym człowiekiem, nie jego zachowaniem w kontekście, tylko reakcją (która sama w sobie była bardzo fajna, gdyby pokazać ją jakoś inaczej niż tym kciukiem). No po prostu jakoś mi przez banie nie może przejść, że ktoś mógłby tak zrobić do lustra, taki trochę cringe, bo to się nie wydaje normalną reakcją będąc samemu w pokoju. Choć też się nie znam i to subiektywna opina. Bardziej pasowałby mi jakiś cień uśmiechu lub pełny uśmiech, ale w sumie teraz dochodzę powoli do wniosku, że tylko czepiam się na siłę szczegółu, albo mam jakąś tramę związaną z kciukiem.
Polecam się :)))))
I to była najmocniejsza strona tekstu, którą wcale nie jest łatwo znaleźć w opowiadaniach. :D
A ja bardzo lubię.
Ależ właśnie o to chodzi. Czytelnik od początku kibicuje głównemu bohaterowi w pojedynku, ale stopniowo opowiadanie ujawnia, jakim człowiekiem jest Paul, i ma to z założenia wywołać niesmak w czytelniku, że kibicował komuś takiemu.
Niebieski_kosmito, kurcze, ja mu wcale nie kibicowałam. Od początku nie wywoływał we mnie pozytywnych emocji.
No cóż, nie u każdego można osiągnąć 100% zamierzonych efektów… ale będę zadowolony, jeśli u połowy czytelników wywołam przynajmniej połowę zamierzonych efektów :)
Precz z sygnaturkami.
Czyli przyklęk na jedno kolano? ;-)
Babska logika rządzi!
Paul od początku wydał mi się zdeterminowany, widziałam w nim tę chęć zwycięstwa za wszelką cenę, bez względu na wszystko i matkę i dziewczynę. Dlatego właśnie ta końcówka zrobiła na mnie takie wrażenie. Do tego rozmowa z kolegą o uzależnieniu. Odczytałam go raczej jako wyniosłego, zadufanego w sobie. Wybacz Niebieski_kosmito…
Co nie zmienia faktu, że i tak jestem zachwycona lekturą:-)
To opowiadanie jest świetne! Ja akurat kibicowałam Paulowi, przynajmniej do fragmentu pisanego z perspektywy Amandy. W ogóle moim zdaniem to jest najlepszy moment, najbardziej emocjonalny. Na początek, kiedy myślała, że jej nie starczy na leki, zdenerwowałam się na Paula, ale kiedy powiedziała o zemście miałam już zupełny mętlik w głowie i nie miałam pojęcia, komu w końcu mam kibicować. Z całego opowiadania i z tego, jak wykreowałeś bohaterów płynie wniosek, że nikt nie jest idealny.
W dodatku wszystkie emocje są podane w taki naturalny, nienachalny sposób, że nie zastanawia się, “jaki jest ten bohater?”, tylko tak podświadomie się to wie. Tylko po to, żeby okazało się, że jest zupełnie inaczej.
Podsumowując – jest genialnie.
Pozdrawiam :)
Nie wiem czy można coś dodać po przedmówcach, bohater – nolife nieźle wykreowany, nazwa opowiadania trafnie dobrana. Lekko się czyta, co prawda nie zdążyłem na jeden raz ale wciąga fabuła. Bezlitosny świat bez skrupułów pokazany tym bardziej bez ranienia fizycznego. Kawał dobrego opowiadania :>
Hejo!
@Oluta
Na początek, kiedy myślała, że jej nie starczy na leki, zdenerwowałam się na Paula, ale kiedy powiedziała o zemście miałam już zupełny mętlik w głowie i nie miałam pojęcia, komu w końcu mam kibicować.
Właśnie o to mi chodziło, kiedy pisałem o zamierzonych efektach :) Mętlik w głowie i wątpliwości do własnego osądu to jest to, co Niebiescy Kosmici lubią najbardziej.
@LuluXVIII
Zawsze można coś dodać, a jeśli wydaje ci się, że przedmówcy powiedzieli już wszystko… to nie czytaj przedmówców :D Na przykład ja staram się tak robić – kiedy czytam opowiadanie, to najpierw piszę, co o nim sądzę, a dopiero potem czytam komentarze. I nawet jeśli już ktoś pisał to samo – albo prawie to samo – nie przejmuję się tym XD
Dzięki wam za pozytywne opinie, polecam się i pozdrawiam!
Precz z sygnaturkami.
O, kurde. To najciekawsze opowiadanie jakie tu ostatnio czytałam. Chyba polubię cyberpunk. ;) Przede wszystkim ciekawy pomysł, dobrze przedstawiony.
Tekst wciągnął mnie już na samym początku. Scena, w której Paul rozmawia z matką jest bardzo obrazowa, ale nie przerysowana. Zresztą, cała reszta też. Zbudowałeś mały, cyberpunkowy świat, nie stosując rozbudowanych opisów, ale wszystko wyszło cacy i nietrudno było zobaczyć bohaterów, świat Paula, te wszystkie drobne sceny (np. w pizzerii) i na koniec sam turniej.
Dalej karmisz czytelnika emocjami, po trochu ujawniasz tajemnice uczestników Mental Wars, grasz na uczuciach. W ogóle nie odczułam tych 36k
Technicznie bardzo dobrze.
Noo… Jest się nad czym zastanowić przez te dwa dni. ;)
Ech, Kosmito, opisałeś osobliwe igrzyska.
Opowiadanie przykuło moją uwagę i przeczytałam je jednym tchem, a to mi się ostatnio raczej nie zdarza. Z zaciekawieniem obserwowałam poczynania Paula, sprzyjając mu, jednak z czasem, kiedy dowiadywałam się o nim coraz więcej, sympatia gasła. Aż zgasła.
Gratuluje bardzo dobrego pomysłu i takiegoż wykonania. To była szalenie satysfakcjonująca lektura.
– Paulu Harman – zaczęła – oznajmiam ci, że jeśli się dowiem – a na pewno się dowiem, ho, ho, możesz być spokojny – że bierzesz udział w tym… tych… ―> Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach; sprawiają że zapis staje się mniej czytelny.
Wtrącenie w didaskaliach i wypowiedziach (półpauzy)
Wtrącenie w didaskaliach i wypowiedziach (przecinki)
…szybko zdecydowali się pizzę „Chistiakovską”… ―> Tu chyba miało być: …szybko zdecydowali się na pizzę „Chistiakovską”…
–Pięćdziesiąt dwa dla A za typ osobowości. ―> Brak spacji po półpauzie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mordka cieszy mi się coraz bardziej :)
@SaraWinter
Chyba polubię cyberpunk. – Tu bym nie szarżował, bo nadal nie jestem pewien, czy taki tekst w ogóle liczy się jako cyberpunk. Ekspertem nie jestem i cyberpunka wcześniej nie pisałem ;)
Gif uroczy.
@Regulatorzy
Z zaciekawieniem obserwowałam poczynania Paula, sprzyjając mu, jednak z czasem, kiedy dowiadywałam się o nim coraz więcej, sympatia gasła. Aż zgasła.
Pełny sukces :D Granie na emocjach czytelnika – checked.
Odpółpauzowane, do-na-owane, dospacjowane.
Dzięki za komentarze i miłe słowa, polecam się i pozdrawiam!
Precz z sygnaturkami.
Bardzo proszę, Niebieski Kosmito, i obiecuję, że za dwa dni zgłoszę opowiadanie do piórka. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A mówiłem?! Mówiłem! I to pierwszy! :D
No to teraz pora na komentarz przedpiórkowy.
Przede wszystkim – ogromny plus za futurologię. Przemyslaną i po mojemu trafną. Już mamy pierwsze wszczepy pozwalające na łączność z Siecią. Od dawna powtarzam, że przyszłość wykoncypowana nam zarówno przez Lema (Fantomatyka w licznych działach sprzed 60-70 lat) ) jak i Dukaja (Czarne Oceany) nadchodzi i jest nieunikniona. Zatem – Skoro zmieni się technologia i obieg informacji, zmienią się także gry i rozrywki. A przy szybko idąc ej dehumanizacji ludzkości – nie mam wątpliwości że właśnie na takie w stylu opisanym w powyższym opku.
Po drugie – poprowadzenie akcji i bohatera – linearne, nieprzekombinowane, czytelne i jasne. Idzie się przez tekst normalnie, z zainteresowaniem, bez zgrzytów.
Po trzecie – wiarygodność psychologiczna bohatera (ale i bohaterów drugoplanowych) – zgodna z prostą regułą – technologia się zmienia, postawy nie. Czyli wiarygodnie.
Po czwarte – igranie z emocjami czytelników – na początku bohatera w miarę tolerujemy, pod koniec – przestajemy, w finale – żałujemy…
Po piąte – wiarygodność w motywacji i przebiegu akcji – oszustwo? A dlaczego nie? Tak właśnie to w branzy rozrywkowej i dzisiaj często działa. Jak się nie da normalnie, to…
No i po szóste – wrażenie ogólne – antycypowana przyszłość może tak wyglądać, a historia podana atrakcyjnie.
Ode mnie będzie wniosek o piórko – tak jak już jako pierwszy zapodałem, zachęcając wszem i wobec do lektury.
I (taki żart) cieszę się (osobiście, a co, pora upiec i swoją pieczeń przy tym ognisku ;D ), że na tym forum hasło “Rrybak poleca” zaczyna mieć markę typu “Stanisław Lem poleca” (znając rzecz jasna proporcje.
Jeszcze raz gratki, pozdrowienia i życzenia nominacji oraz wyboru przez Lożę (aczkolwiek może być i tak, że moja rekomendacja dla części członków Loży jest jak pocałunek śmierci dla Autora, ale tym się Autorze nie przejmuj. Loże przychodzą i odchodzą, Literatura pozostaje. ;D )
P.
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
aczkolwiek może być i tak, że moja rekomendacja dla części członków Loży jest jak pocałunek śmierci
Loża ocenia konkretne opowiadanie danego autora, a nie komentarz strony trzeciej.
Bardzo, bardzo, bardzo dobre opowiadanie.
Wyczuwam w nim Dicka, wyczuwam w nim Gibsona – o ile drugi jest mi znany bardzo pobieżnie, o tyle pierwszy to jeden z moich ulubionych twórców i nie umiem przejść obojętnie wobec tekstów, które biją w podobne tony.
Warsztatowo w moim odczuciu bez zarzutu. Co prawda nie wyłapałem zdań-perełek, tekst jest napisany prostym językiem, trochę potocznym, nie silisz się na poetyckość – ale tak napisane opowiadanie czyta się samo, nie ma momentów, o które czytelnik się rozbija, styl jest równy w całym tekście i to atut. Mignął mi przed oczami chyba jeden zbędny przecinek, ale już nie pamiętam gdzie. ;)
Kompozycyjnie tez nie ma się do czego przyczepić. Tekst jest bardzo przemyślany, właściwie nie ma w nim zbędnych fragmentów. Dostajemy masę postaci, choć sam nie jestem zwolennikiem nadmiaru bohaterów, którzy pojawiają się tylko po to, by zagrać epizod, to tutaj zajmują oni potrzebne miejsce. Pewnie gdybym sam miał pisać ten tekst, to zrezygnowałbym z fragmentów obserwowanych z perspektywy mściwej dziewczyny i nowego rywala Paula, ale mam tendencję do ukrywania pewnych faktów i zostawiania tego czytelnikowi do domyślenia się, co nie każdemu się podoba. :P
Podoba mi się światotwóstwo. Odmalowałeś piękny cyberpunk – scena w restauracji bardzo klimatyczna, podobnie scena z chorobliwie otyłą matką. Trochę gorzej wypada tutaj impreza, jest taka bardzo współczesna, mógłbyś to podkręcić np.:
Większość uczestników domówki uwielbiała – i chętnie puszczała – rap, którego szczerze nienawidził.
Tu bym dał jakiś inny gatunek muzyczny, albo jakiś miks współczesnych gatunków: może jakiś neuro-trans albo coś? żeby brzmiało bardziej cyberpunkowo.
Wkrótce znalazł Karla na zewnątrz domu, palącego samotnie przy bramie wjazdowej.
Tu podobnie. Palenie już powoli staje się pieśnią przeszłości, ludzie przerzucają się na e-papierosy i ich wariacje. Wykorzystałbym to. Mały szczegół, a zbuduje klimat sceny.
…ale to tylko takie narzekanie, bo pomysłem na turniej i to rozgrywany w taki sposób zrobiłeś całą robotę.
Puenta świetna. Ta obojętna na tragedię Paula publicznośc, która nawet informację o oszustwie potraktowała jako elementy rozrywki, ta atmosfera którą tworzysz pod koniec, nim bohater zostaje uratowany, by sam ze sobą skończyć – cos pięknego.
Będę do Piórka nominował… jeśli zdążę, bo widzę, że jest sporo chętnych. ;)
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Geki, piórko to nie biblioteka. Z piórkiem jest tak, że im więcej nominacji, tym lepiej, więc nominuj! (choć nawet …dylion entuzjastycznych nominacji od czytelników (jako mniej ważnej “strony trzeciej” ) może nie wystarczyć, jeśli Loża zdecyduje inaczej ;)
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Geki, piórko to nie biblioteka. Z piórkiem jest tak, że im więcej nominacji, tym lepiej, więc nominuj! (choć nawet …dylion nominacji od czytelników może nie wystarczyć, jeśli Loża zdecyduje inaczej ;)
No raczej Piórka za głosy publiczności nie ma, a z tego co widzę, to już do głosowania Loży opko się dostanie. :)
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Ale tam przy Piórku 5 głosów czytelników zdaje się, że robi za jeden głos bardziej ważny (stąd te 4/5. 5/5 itd. Im więcej tym lepiej, powtórzę…
5/5 to NA PEWNO za mało ;D (przetrenowałem na “Córeczce”;)…
Ale już np. 10/5?… Ciekawy eksperyment… Jak daleko może się Loża oderwać od gustów czytelników, bez ryzyka utraty autorytetu… ;D
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Ale już np. 10/5?… Ciekawy eksperyment… Jak daleko może się Loża oderwać od gustów czytelników, bez ryzyka utraty autorytetu… ;D
Piórko piórkiem, biblioteka biblioteką, a uznanie większości uznaniem większości – przecież zawsze można próbować z tekstem przebić się do druku, jeśli jest powszechnie chwalony, nawet, jeżeli piórka nie zdobył. :)
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Jak daleko może się Loża oderwać od gustów czytelników, bez ryzyka utraty autorytetu… ;D
Rrybaku, mówię to na podstawie własnych doświadczeń, zdobytych w czasie wieloletniego lożowania – Loża, oceniając nominowane opowiadania, nigdy nie kierowała się gustem nawet mnóstwa nominujących użytkowników i nie wydaje mi się, aby to zachwiało jej autorytet.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Geki, no to moim zdaniem Niebieski zrobił błąd publikując tu, a nie posyłając najpierw do MC.
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Jak widzę, Rrybaku, ciągniesz dalej ten wątek i nie zamierzasz przestać. Nie przypominam sobie, żebyś tak narzekał na kompetencje Loży przed publikacją "Córeczki…".
Loża to dziewięć osób, wybranych w demokratycznych wyborach, za każdym z lożan stoi spora grupa głosujących. Kilka głosów na nominację spośród kilkudziesięciu czytelników opowiadania ma się mniej więcej (powiedzmy) do rozkładu głosów na Tak lub Nie w Loży. Do tego są też głosy potrójne dyżurnych i nominacje bezpośrednie lożan. Wiec sytuacja gdy tych głosów nominujących jest więcej niż lożan zdarza się rzadko.
Zatem powstrzymałbym się z tym konfrontowaniem głosów czytelników, nominujących czasem teksty po prostu fajne ich zdaniem, z głosowaniem Loży, która kieruje się i bardziej surowymi kryteriami (najlepsze z najlepszych na portalu) i większą odpowiedzialnością za swój głos. Piszę to już kolejny raz, ale to wciąż ignorujesz.
Dodam jeszcze, że autorytetu Loży nie podważają jej decyzje piórkowe (moim zdaniem) tylko jeden portalowicz, który nie może przeboleć, że nie dostał piórka, a inne mu odebrano przy okazji bana za chamskie komentarze na temat nowych portalowiczów.
Edit. Wybacz, Niebieski Kosmito, ten offtop. Wrócę niebawem z właściwym komentarzem.
Po przeczytaniu spalić monitor.
Piórko dla Sów i skowronków z Keplera! Uwolnić Snuffa!!! :P
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Piórko dla Sów i skowronków z Keplera! Uwolnić Snuffa!!! :P
Rrybaku, to już nie jest zabawne. Mnie to wygląda na obsesję.
Niebieski Kosmito, wybaczysz offtop?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mnie na poczucie rażącej niesprawiedliwosci. Pozdr. Reg. I znikam z offtopu, sorki Kosmito.
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Działo się. Oj, działo.
Po kolei.
Bardzo proszę, Niebieski Kosmito, i obiecuję, że za dwa dni zgłoszę opowiadanie do piórka. ;)
– bardzo dziękuję, reg :)
@rrybak
A mówiłem?! Mówiłem! I to pierwszy! :D – niby prawda, ale nie do końca. Dosłownie dwie linijki nad twoim pierwszym komentarzem, rybaku, są słowa Olciatki:
Moim zdaniem opowiadanie jest warte biblioteki, a nawet i więcej:-)
także, no, nie ekscytuj się za bardzo z tego pierwszeństwa…
Po czwarte – igranie z emocjami czytelników – na początku bohatera w miarę tolerujemy, pod koniec – przestajemy, w finale – żałujemy…
Kolejny dowód na to, że mój podstawowy założony efekt – czyli granie na emocjach czytelnika – został osiągnięty. I to mnie cieszy.
aczkolwiek może być i tak, że moja rekomendacja dla części członków Loży jest jak pocałunek śmierci dla Autora, ale tym się Autorze nie przejmuj. Loże przychodzą i odchodzą, Literatura pozostaje – no i się zaczęło…
@wilk-zimowy – pozostaję w nadziei, że tak jest i zawsze będzie.
@Gekikara
nie silisz się na poetyckość – to nigdy nie było moją mocną stroną. Mam zbyt ścisły umysł, by móc być „poetyckim” :P
Odmalowałeś piękny cyberpunk – czyli jednak! To ciekawe, bo ja cyberpunka nie tylko nie pisałem wcześniej, ale nawet i za wiele nie czytałem… Znajduje to zresztą potwierdzenie w Twoich uwagach. Przemyślę te sugestie.
@rrybak – again, more and more
(choć nawet …dylion entuzjastycznych nominacji od czytelników (jako mniej ważnej “strony trzeciej” ) może nie wystarczyć, jeśli Loża zdecyduje inaczej ;) – mogło się skończyć na poprzednim komentarzu. Ale się nie skończyło. Brniemy dalej w ten las.
no to moim zdaniem Niebieski zrobił błąd publikując tu, a nie posyłając najpierw do MC. – z całym szacunkiem, ale wolałbym jednak o tym sam decydować. Opublikowałem tu, a nie wysyłałem do _mc_, bo takie miałem życzenie. Nie uważam, żebym robił błąd.
Piórko dla Sów i skowronków z Keplera! Uwolnić Snuffa!!! :P
To fajnie, ale chyba żeśmy zapomnieli już, że to nie shoutbox.
Offtopy wybaczam, ale USILNIE proszę, żeby takich dyskusji tutaj więcej nie prowadzić.
Precz z sygnaturkami.
Niebieski_kosmito,
także, no, nie ekscytuj się za bardzo z tego pierwszeństwa…
:D
Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!
Świetne, wciągające, dynamiczne i przede wszystkim, bardzo dobry pomysł na ‘rozrywkę dla mas’. Jedyne, co mi zgrzytnęło, to zakończenie. Paul musiał być silny psychicznie, skoro miał predyspozycje i skoro ‘rozwalał’ przeciwników. Musiał umieć się ‘otorbić’, bo nie przeszedł by pierwszej rundy ;) Nie kupuję, że te kilka informacji, z których raczej zdawał sobie sprawę, pchnęło go do samobójstwa, to nie ten typ. A mecz wszak wygrał – przeciwnika zdyskwalifikowano za oszustwo.
Przybywam i ja! Łyknąłem całość właściwie na raz, co nie zdarza mi się często. Bardzo lekko napisane, w ogóle nie czuć metrażu. Brutalne realia sobie wymyśliłeś, ale, cholera, mam wrażenie, że coś właśnie takiego świetnie by się sprzedawało nawet w niedalekiej przyszłości. Punkty dla Niebieskiego za dobry zmysł obserwacji. ;D
Porządne postaci. Zwłaszcza Karl przykuł moją uwagę – niby Paul traktuje go z góry, ale odebrałem go jako nad wyraz prawdziwego, który pod płaszczykiem półgłówka kieruje się pewną życiową mądrością. Z drugiej strony matka Paula z początku wypada na neurotyczną, nieco zbyt przerysowaną.
Czepnę się finału. Jest przyspieszony, do tego niewiele wskazywało mi na to, że gra w Mental Wars wywołuje u Paula jakieś problemy psychiczne. Rozterki moralne? Tak. Ale wszystko poważniejsze mi umknęło, stąd to samobójstwo, ciut pospiesznie wprowadzone i niejasno umotywowane, pozostawiło mnie z lekkim niedosytem.
No i szkoda, że nie pokazałeś deathmatchu. Brzmi cholernie ciekawie – materiał na sequel? ;)
Przyszłam trochę pomarudzić. Bo jak się widzi te wszystkie nominacje (wyjaśnienie techniczne na końcu komentarza), to oczekiwania rosną. A mnie na kolana nie rzuciło.
Masz dobry pomysł, udało Ci się dodać coś nowego do tematu dość ogranego, i masz pomysł na te swoje igrzyska w sensie szczegółów (i opisałeś to tak, że nie chciało mi się liczyć tych punktów, czy to ma sens ;)). Ino że piórka nie tylko pomysłami stoją, a jak dla mnie cała reszta kuleje.
Tekst czyta się dobrze, gładko, choć parę miejsc zgrzyta językowo/stylistycznie, ale wszystko za wyjątkiem pierwszej części z opisem meczu, jest jak dla mnie potraktowane po łebkach. Z postaci pobocznych najlepiej wypada Karl i w zasadzie jemu wystarcza takie zarysowanie, jakie zrobiłeś, jest spoko napisany. Matka – tu już mniej mnie przekonałeś. Poszedłeś po stereotypach, nie wiem, po co jej te dwieście kilo żywej wagi? W pewnym momencie myślałam, że będzie wewnętrzny red herring, że Paul pomyśli, że to matka jest przykutym do fotela graczem – mam wrażenie, że tu zmarnowałeś potencjał tego, co napisałeś.
Niemniej moim zdaniem zarżnąłeś ten tekst dając inne punkty widzenia niż Paula. Po pierwsze od momentu, kiedy ujawniłeś, że ktoś podpowiada drugiemu graczowi oszustwo (to na dodatek całkowicie oczywiste, kto jest tym tajemniczym podpowiadaczem), wiadomo, jak to się musi skończyć – i tu pada suspense, zaskoczenie, fabuła, wszystko. Na dodatek Amanda wypada nagle strasznie blado – a jej wątek mógł być znacznie ciekawszy. Ona przecież tak naprawdę od początku oszukuje – bo paradoksalnie choroba daje jej przewagę (to jest fajny wątek, ale nierozwinięty) – i to mogłeś rozwinąć w coś, co by było realnym fabularnym i psychologicznym problemem. A ona, podobnie jak matka, jest bardzo sztampowa, jedynie to, że z osoby niepełnosprawnej nie zrobiłeś anioła, się broni i za to masz u mnie punkta. Ben – właściwie jest tylko narrative device, a to, jak poprowadziłeś wątek oszustwa zniweczyło u mnie zawieszenie niewiary, bo to wszystko jest dość mało przemyślane: na tym poziomie gracze powinni działać ostrożniej, profesjonalniej itd., a Ben zachowuje się jak idiota, co nie ma żadnego uzasadnienia w kreacji jego postaci. Fajny jest ten moment, kiedy komputer bierze oskarżenie o oszustwo za reakcję, ale jako całość ten konkretny wątek fabularny wypada słabo.
I tu wchodzi ta kwestia punktów widzenia: gdybyś pozostał przy punkcie widzenia Paula (plus “obiektywna” koda po jego samobójstwie), to potraktowanie po łebkach pozostałych postaci byłoby uzasadnione: czytelnik miałby prawo wiedzieć o nich tylko tyle, ile wyszpera z nich Paul. Zmiana punktów widzenia była pójściem na łatwiznę, a przecież dałoby się to przepisać na narrację z punktu widzenia Paula.
No i przede wszystkim: mogłeś mieć efekt zaskoczenia (i jak dla mnie, być może, efekt wow), gdybyśmy się o oszustwie dowiedzieli dopiero z opisu drugiego meczu. Może np. lepiej byłoby skrócić pierwszy (bo tam usiłujesz pokazać wszystko, co dotyczy igrzysk, a można to było rozłożyć na dwa epizody) i napisać dłuższy drugi, w którym czytelnik stopniowo dowiadywałby się, że coś tu nie gra, a wtedy kwestia oszustwa i rozkminienia, kto za nim stoi, byłaby rzeczywiście uderzeniem obuchem w łeb.
Tak więc moim zdaniem niezły i całkiem nie najgorzej przemyślany pomysł na świat i główny element fabularny poległ na nieprzemyślanej kompozycji, konstrukcji fabuły. Na dodatek to przyspieszenie pod koniec sprawia wrażenie, jakby cała para poszła w opis pierwszego meczu (jak dla mnie osobiście w ogóle nieco za długi i za szczegółowy), a potem już chciałeś jak najszybciej skończyć z fabułą i opowiadaniem – nie opisałeś nawet, o co chodzi w deathmatchach i to jest taka strzelba, której niewypalenie akurat zgrzyta. Szkoda.
Ogólnie: rozumiem całkowicie, co tu się może podobać, ale w konkurencji piórkowej to jak dla mnie ten tekst jest od piórka dość daleko.
* A teraz obiecane technikalium nominacyjne: liczba zgłoszeń “zwykłych” użytkowników (nie-dyżurnych) nie ma żadnego znaczenia dla ostatecznego wyniku. Pięć głosów użytkowniczych nie liczy się jako TAK ani nawet pół-TAKa (a przypomnę, że akurat ja byłam za tym, żeby się liczyło, ale ten pomysł nie przeszedł). Może się raczej przekładać na to, że oczekiwania wobec tekstu wzrastają ;)
http://altronapoleone.home.blog
Wincyj ludzi!
@bellatrix i @MrBrightside potraktuję łącznie, bo Wasze komentarze są bardzo podobne.
Jedyne, co mi zgrzytnęło, to zakończenie.
oraz
Czepnę się finału.
To może ja jeszcze raz podsumuję to wszystko, co mówiłem o finale.
Jeśli jest przyspieszony, wydaje się za krótki, zbyt gwałtowny, to przepraszam. Nie robiłem tego wcale świadomie, ale jest spora szansa, że brała tu udział moja podświadomość. Opowiadanie pisałem od listopada zeszłego roku; kiedy kończyłem je we wrześniu, na pewno była jakaś część mnie, która krzyczała: „No, kończ już, chłopie, ileż można!”.
Natomiast nie uważam, żeby Paul poddał się za łatwo. Sam mówił, że jest aseksualny, wiedział, że jego matka nie jest okazem zdrowia, że jego ojciec nie żyje. Ale Ben pokazał mu te fakty od innej perspektywy:
– to jego wina, że ojciec nie żyje, umarł ze zgryzoty, kiedy zobaczył, jaki jest syn.
– to będzie jego wina, kiedy matka zejdzie na zawał albo zapalenie płuc, bo mógł robić więcej, żeby uświadomić jej swój stan zdrowia, a w ostateczności umówić na wizytę domową.
– aseksualność to jego wymysł, do którego sam siebie przekonał, bo nie potrafił znaleźć partnerki.
– w dodatku nie ma przyjaciół (celowo nie używałem wcześniej tego słowa, bo Paul naprawdę nikogo nie uważa za przyjaciela – ma tylko „znajomych” i „kumpla”, którego uważa za „idiotę i prymitywa”.)
– no i jeszcze to: Zrozumiał, jakim potworem się stałeś, i próbował ci to uświadomić, ale postanowiłeś puścić jego słowa mimo uszu.
To wszystko tkwiło zapewne w podświadomości Paula, ale nie dopuszczał on tych myśli do wypłynięcia „na wierzch”, ponieważ się „otorbił”. W poprzednich meczach też się nie zdarzyło, by ktoś pokazał mu to wszystko w aż tak brutalny sposób, bo nikt wcześniej nie miał takiej przewagi punktowej, jaką zdobył Ben dzięki oszustwu.
Niemniej, skoro tekst Wam się generalnie podobał, to dziękuję :)
@drakaina
Przyszłam trochę pomarudzić. Bo jak się widzi te wszystkie nominacje (wyjaśnienie techniczne na końcu komentarza), to oczekiwania rosną. A mnie na kolana nie rzuciło.
Jestem naprawdę wdzięczny za to, że nareszcie przyszedł ktoś, komu się opowiadanie nie spodobało, bo moje ego zaczęło już puchnąć poza granice Układu Słonecznego.
Ino że piórka nie tylko pomysłami stoją, a jak dla mnie cała reszta kuleje.
Czyli krytyka „całościowa”, tym lepiej! Mimo wszystko spróbuję się trochę obronić.
Poszedłeś po stereotypach, nie wiem, po co jej te dwieście kilo żywej wagi? – czy przy Karlu nie poszedłem po stereotypach? Patologia, imprezowanie, nałogowe palenie papierosów?
Może i dwieście kilo to trochę za dużo… ale to, że Amerykanie są grubi, to już nawet nie jest stereotyp. To jest fakt. I należy się spodziewać, że w przyszłości będą raczej jeszcze grubsi, niż dzisiaj.
Niemniej moim zdaniem zarżnąłeś ten tekst dając inne punkty widzenia niż Paula. – tak jak już napisałem, odmienny punkt widzenia zawsze mile widziany, ale żeby aż „zarżnąłeś”?
Ben zachowuje się jak idiota, co nie ma żadnego uzasadnienia w kreacji jego postaci. – Czy nigdy nie zachowałaś się impulsywnie? Czy nigdy, pod wpływem silnych emocji, nie zrobiłaś niczego, co na trzeźwo wydaje się idiotyczne? Ben znajduje się przecież właśnie w takiej sytuacji.
Zmiana punktów widzenia była pójściem na łatwiznę, – w założeniu miała być urozmaiceniem. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że zmieniając punkt widzenia, idę na łatwiznę.
Ogólnie – nie będę się z Tobą kłócił, każdy ma prawo przecież do swojego zdania. Co więcej,
proszę (nie zmuszam, ale proszę), żeby każdy, kto czytał opowiadanie, przeczytał też komentarz drakainy.
Nie nakręcajmy się za bardzo. Jeśli opowiadanie jest aż tak „zarżnięte”, jak pisze drakaina, a Wy wszyscy, którzy czytaliście to wcześniej, ulegliście jakiemuś złudzeniu, to nie warto zgłaszać go do piórka…
Precz z sygnaturkami.
Ben pokazał mu te fakty od innej perspektywy
To imho nie wybrzmiewa, a szkoda, bo sam pomysł zacny.
czy przy Karlu nie poszedłem po stereotypach?
Też, ale Karlowi dałeś więcej, to jest bardzo fajnie paroma kreskami zarysowana postać, która właśnie ponad ten stereotyp wychodzi :)
w założeniu miała być urozmaiceniem. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że zmieniając punkt widzenia, idę na łatwiznę.
Tu się wytłumaczę, o co mi chodzi z tą łatwizną. Potrzebowałeś wprowadzić pewne informacje i wprowadziłeś je bez wysiłku, po prostu zmieniając punkt widzenia. A teraz wyobraź sobie, że to wszystko nadal oglądamy oczami Paula: z początku tak jak on nie wiemy, co się dzieje, powoli zaczynamy to rozumieć, może nawet z początku nie dowierzamy, że Amanda to zrobiła. To jest trudniejsze do napisania, ale literacko byłoby ciekawsze. Tu na dodatek jak dla mnie nie zagrało to, że Paul jest punktem widzenia przez ogromną większość tekstu, więc te zmiany wyglądają właśnie jak poddanie się przez autora: nie mam pomysłu, jak pokazać pewne fabularne zwroty z punktu widzenia głównego bohatera, więc myk, zrobię zmianę perspektywy. Ale ona jest wyłącznie narrative device, ponieważ ani Amandzie, ani Benowi nie poświęcasz więcej uwagi, ich perspektywa jest wyłącznie nośnikiem informacji, najprostszym możliwym. Może gdyby dysproporcja punktów widzenia nie była taka duża, gdybyś pozostałym graczom poświęcił więcej uwagi, to nie miałabym wrażenia, że pisząc opowiadanie o Paulu i z punktu widzenia Paula nagle nie radzisz sobie z tym, że dalsze wydarzenia też powinny być przefiltrowane wyłącznie przez jego perspektywę, i wrzucasz deusexmachinowo inne punkty widzenia, żeby czytelnik wiedział, co się dzieje. A tu akurat byłoby lepiej, gdyby dłużej nie wiedział.
zarżnąłeś
Okej, to była trochę metafora, bo jak napisałam – podoba mi się pomysł i dbałość (na 95%) o wymyślenie szczegółów rozgrywki. Co do pochwał futurystyki, to już bym była ostrożna, bo świata nam nie pokazujesz w ogóle poza tym jednym elementem, więc światotwórstwa futurystycznego tu nie ma. Co więcej, powiedziałabym wręcz, że w ogóle nie ma poza tą grą futurystyki, bo wszystkie elementy wspomnień osób przecież raczej młodych są całkiem jak z naszej współczesnej rzeczywistości.
Przez “zarżnąłeś” miałam na myśli to, że w chwili, kiedy podajesz wprost, kto i w jaki sposób oszukuje, opowiadanie w moim osobistym odbiorze zdechło jak przekłuty balonik :( To nie jest tak, że opowiadanie przez to staje się beznadziejne i ten komentarz o piórku jest trochę nie fair. Natomiast mimo pewnych niedociągnięć, uważam, że z tego pomysłu mógł się urodzić znacznie lepszy tekst, gdyby był kompozycyjnie i fabularnie lepiej skonstruowany.
Czy nigdy, pod wpływem silnych emocji, nie zrobiłaś niczego, co na trzeźwo wydaje się idiotyczne?
Mnóstwo razy. Ale 1) literatura to nie życie, 2) Ben jest wysoko w rankingu tych graczy, więc nie bardzo wierzę, że zachował się tak głupio ;) To kwestia wewnętrznej logiki Twojego świata.
http://altronapoleone.home.blog
Z tym “Ben jest wysoko w rankingu tych graczy, więc nie bardzo wierzę, że zachował się tak głupio” – absolutnie się NIE zgadzam. Imo to właśnie bardzo celna obserwacja natury ludzkiej. Ben dostał szansę “łatwej wygranej” więc z niej skorzystał, nie myśląc o konsekwencjach – to jest do bólu prawdziwe. Przykład? Z powodu pandemii dużo zawodów brydżowych jest rozgrywanych online. Niedawno światkiem brydżowym wstrząsnęła wiadomość, że niezwykle utytułowany zawodnik młodego pokolenia, Mistrz Świata, żyjący z brydża, któremu sponsorzy płacili niemałe pieniądze przyznał się do oszukiwania w brydżu internetowym – bo to było łatwe (podglądał ręce kibicując sobie z drugiego konta). I na pewno nie jest jedynym, który tak zrobił. Konsekwencje? Bardzo bolesne, zarówno finansowo jak i wizerunkowo. Stracił więcej niż Ben, a jednak to zrobił.
Bella, ale mi nie chodzi o to, że postanowił skorzystać z okoliczności, tylko o to, jak to rozegrał. Był wysoko w tym całym światku gry, więc chyba byłby w stanie zastosować lepszą strategię – nie tak natychmiast pokazać przewagę, co wzbudziło podejrzenia? To wymagałoby rozbudowania tego drugiego meczu, co akurat ogólnie opowiadaniu wyszłoby na dobre, zwłaszcza gdyby pierwsze skrócić i część informacji o tym, jak to przebiega, przerzucić do tej drugiej części.
Powtarzam: dla mnie w tym tekście szwankuje głównie kompozycja i struktura opowieści, nawet nie fabuła sensu stricto.
http://altronapoleone.home.blog
Ciekawe zagadnienie. Coś jest w tym, co pisze Drakaina. Ale facet mógł nie opracować sobie strategii, bo prawdopodobieństwo, że to akurat on trafi na Paula, było za niskie, żeby inwestować w specjalne przygotowania.
Acz zgoda, że uwzględnienie tego elementu wzbogaciłoby tekst.
Babska logika rządzi!
@Drakaina, no właśnie o tym piszę – oszukujący w internecie brydżyści (bo się okazało, że to wierzchołek góry lodowej) również mogli pomyśleć czy o konsekwencjach, czy o zakamuflowaniu, żeby oszukiwanie nie było ‘oczywiste’ – ale wszystkim się wydawało, że nikt się nie zorientuje.
Bella, może to i się zdarza, ale często to, co w życiu się zdarzyło, niekoniecznie sprawdzi się jako “prawdopodobieństwo” w literaturze. Mnie to nie przekonało ;)
prawdopodobieństwo, że to akurat on trafi na Paula, było za niskie, żeby inwestować w specjalne przygotowania
Ja wiem, czy tu trzeba się bardzo przygotowywać? Jak już się zorientował, z kim ma do czynienia, to mógł parę innych zagrań zrobić, żeby te rzekome trafienia się rozmyły wśród innych zagrywek.
A tak nawiasem mówiąc, pytanie o detal do autora – tego jednego nie zrozumiałam w systemie gry: co znaczy “pozostały dwie próby”? To pada po przyznaniu punktów czyli trafieniu. Co to za próby? Ciągle zapominałam, że w tym nieźle przemyślanym systemie, na którym zasadniczo się nie potykałam, nawet jeśli są tam jakieś dziury, to jedno wydało mi się niejasne.
http://altronapoleone.home.blog
Na początku
Siedemdziesiąt jeden dla A za informację dodatkową, pozostały dwie próby.
później
Trzydzieści sześć dla A za informację dodatkową, pozostała jedna próba.
“Informacje dodatkowe” można zgadywać trzy razy :) Ale dobrze, że o to zapytałaś, bo zauważyłem, że nie dopisałem tej informacji o “jednej próbie” w pewnym miejscu.
Precz z sygnaturkami.
A tak nawiasem mówiąc, pytanie o detal do autora – tego jednego nie zrozumiałam w systemie gry: co znaczy “pozostały dwie próby”? To pada po przyznaniu punktów czyli trafieniu. Co to za próby? Ciągle zapominałam, że w tym nieźle przemyślanym systemie, na którym zasadniczo się nie potykałam, nawet jeśli są tam jakieś dziury, to jedno wydało mi się niejasne.
Każdy zawodnik mógł tylko trzy razy otrzymać punkty za informację dodatkową, ja tak to zrozumiałem.
Niebieski, o ile zgadzam się z Drakaina, że przedstawienie różnych punktów widzenia nie było dobrym pomysłem (też zwróciłem na to uwagę, choć nie raziło mnie to w takim stopniu, co Drakaine), to bez obaw, po to wprowadzono zasadę dwóch dni, by nie nominować do piórka w porywie serca, więc wszystkie głosy jakie otrzymałeś, są w pełni zasłużone. :)
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
po to wprowadzono zasadę dwóch dni, by nie nominować do piórka w porywie serca, więc wszystkie głosy jakie otrzymałeś, są w pełni zasłużone. :)
Gekikara ma rację, Niebieski_kosmito.
Moim skromnym zdaniem Twoje opowiadanie zasługuje na piórko.
pozdrawiam serdecznie
Przykro mi, ale nie zostałam kupiona. Przeczytałam z zainteresowaniem, ale nic ponadto. O ile sam pomysł na turniej jest ciekawy i podoba mi się motyw z przegraną zawodniczką, która chce dokonać zemsty, to całość jakoś po prostu nie chwyciła. Może dlatego, że miałam wysokie oczekiwania związane z licznymi polecajkami. Ogólnie jednak przede wszystkim siadło mi zakończenie – takie jakby napisane na szybko, bo limit się kończył. Skąd to nagłe urwanie fabuły? Czemu bohater się zabił, skoro nie przegrał, bo rozgrywka została przerwana przez podejrzenie oszustwa? Dla mnie to bez sensu, niestety.
„– Chcesz podejść do samej sceny, wariacie? – krzyczy, ale głos ginie w zgiełku.” – Skoro krzyczy, to brakuje wykrzyknika.
„– Czemu nie[+.] – Paul wzruszył ramionami.”
„– Chodziło mi o coś innego. – Przerwał na chwilę.” – Brak dookreślenia podmiotu. Ostatnim był „chłopak” wskazujący na Paula.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
O, nawet nie zauważyłem, a przesłaliśmy z Gekikarą prawie ten sam komentarz w prawie tym samym momencie :)
Ale tak, macie rację z tymi dwoma dniami. Wcześniej nie do końca rozumiałem, po co zostały dodane, a teraz to widzę.
@joseheim
Najbardziej smuci mnie nie fakt, że “nie zostałaś kupiona”, tylko to:
Może dlatego, że miałam wysokie oczekiwania związane z licznymi polecajkami.
Przykro mi, że zostałaś oszukana, ale przynajmniej w tej materii mam czyste sumienie, bo sam swojego opowiadania nie polecałem.
Ogólnie jednak przede wszystkim siadło mi zakończenie
Again, and again…
No dobra, to dodam coś jeszcze do moich poprzednich wypowiedzi na ten temat – myślę, że gdybym nie “przyspieszył” w ten sposób, to nigdy bym opowiadania nie skończył.
Niesamowite, że po tylu przeczytaniach ciągle jeszcze można wyłapać błędy! Poprawione.
Mimo wszystko dzięki za kilka miłych słów, polecam się i pozdrawiam!
Precz z sygnaturkami.
Ależ ja nie mam do nikogo pretensji, że poleca opowiadanie i oczywiście, że sam swojego nie polecałeś, a ja przeczytałam tekst z zainteresowaniem. Szkoda jednak tego zakończenia ;p
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
To bardzo dobre, dynamiczne opowiadanie, Niebieski Kosmito. Stworzyłeś ciekawy świat i widać, że dobrze się w nim czujesz. Dzięki temu utwór zyskał na wiarygodności. Jeśli zaś chodzi o treść, już mnie tak nie chwycił, ale zaraz wyjaśnię dlaczego.
Imię pierwszej dziewczyny, jako skrywana tajemnica, w ogóle trudności ze znalezieniem dziewczyny, czy też kłótnia z mamą, co wolno robić a co nie, to nie są problemy dorosłych ludzi i stąd też niewiele się u mnie zadziało w sferze emocjonalnej. To ja mówię mojemu młodemu, co mu wolno, a czego nie. :) Przyznaję, czytałem z ciekawością, ale nie przeżywałem tekstu. Wrzucasz co prawda w tekst kilka poważniejszych spraw, ale ukazujesz je oczami nastolatków, i to jest ok. Bo dobrze komponuje się jako całość. Przeczytałem też przedmowę, i wiem że przelałeś w utwór wiele emocji. Widzę to, choć nie czuję. To świetna literatura młodzieżowa, i chciałbym od razu zaznaczyć, że nie mam na myśli – gorsza. Nie dzielę tak słowa pisanego. Jest literatura dziecięca, młodzieżowa i dla dorosłych, a właściwe to dzieli się jeszcze nie wiele subkulturowych odmian, ale nie o to chodzi. Takie opowiadania jak powyższe, czy w ogóle powieść, postawiłbym okładką do przodu w empiku, właśnie na półce z literaturą młodzieżową. Ale to jednocześnie oznacza, że nie sięgnąłbym po nią. Nie jestem targetem.
Pisać umiesz, a dogodzić każdemu przecież się nie da.
Pozdrawiam.
O rany, w 1/3 lektury tego opowiadania obudziła mi się podopieczna. Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie cierpiałam, że obudziła się akurat w danym momencie. Wróciłam do czytania niezwłocznie po skończeniu pracy. Gratulacje, Ziemianinie. Bawiłam się doskonale. Jedno z najlepszych opowiadań, jakie czytałam na forum w ostatnich miesiącach.
Na pierwszy plan wybija się oczywiście pomysł – dopracowany, wielopoziomowy, oryginalny. Świetne jest też całe światotwórstwo: tworzysz wizję przyszłości, którą łatwo kupić, a jeszcze łatwiej się w nią wkręcić. Nie jest rzeczą najłatwiejszą, by wziąć średni pomysł i świetnie go rozegrać, ale jeszcze trudniej jest wpaść na pomysł oryginalny. Powiedziałabym nawet, że zdarza się to naprawdę rzadko.
Na kolejne komplementy zasługują bohaterowie, których dzięki fabule mieliśmy okazję poznać naprawdę dobrze. Ze świetnym wyczuciem dodajesz retrospekcje, nie ma tu nadmiaru, każda scena jest niezbędna dla zrozumienia aktualnej sytuacji. Nikt nie jest tu rekwizytem czy imieniem bez treści. Raz jeszcze, jest to zarówno zasługa doskonale rozegranych wydarzeń w teraźniejszości, jak i wyborów, które podjąłeś, sięgając po sceny z przeszłości. Wszystko się pięknie zazębia.
Zakończenie mnie nie zachwyciło, ale jest to już kwestia gustu. Technicznie nie mogę tu na nic narzekać.
Językowo jest poprawnie, ja z tych co lubią seksapil, więc nie odnalazłam tu większej satysfakcji, ale też nie powiem złego słowa – jest poprawnie. Chwilami trochę szorstkawo, kilka akapitów można by wygładzić w redakcji, ale to już drobiazg przy całościowej ocenie tekstu.
To jak, Ziemianinie, myślisz, że będę pamiętać twój tekst dobrze dwudziestego listopada…? Wkrótce się przekonamy ;)
www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/
Dżem dobry.
@Darcon
Stworzyłeś ciekawy świat i widać, że dobrze się w nim czujesz. – pytanie, czy to aby na pewno dobrze o mnie świadczy…
Imię pierwszej dziewczyny, jako skrywana tajemnica, w ogóle trudności ze znalezieniem dziewczyny, czy też kłótnia z mamą, co wolno robić a co nie, to nie są problemy dorosłych ludzi – takiego zarzutu jeszcze nie było, urozmaicenie zawsze w cenie.
No cóż, moją pierwszą linią obrony jest to, że to mogą być problemy dorosłych ludzi, o ile ci ludzie są niedojrzali.
Co zaś do „kłótni z mamą” – to nie do końca tak. Co wolno robić, a czego nie, to może nie być problem dorosłego człowieka, ale to, że syn maltretuje psychicznie innych ludzi dla korzyści majątkowych – to już może stanowić problem dla matki, niezależnie od wieku syna.
dogodzić każdemu przecież się nie da.
Trudno byłoby się z tym nie zgodzić.
Także pozdrawiam.
@kam_mod
Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie cierpiałam, że obudziła się akurat w danym momencie. – źródłem cierpienia jest przywiązanie, powiedział Budda, o ile się nie mylę. Czyli to chyba komplement.
Zakończenie mnie nie zachwyciło, ale jest to już kwestia gustu. – chyba jednak niezupełnie, bo zgłasza to ponad połowa czytających…
ja z tych co lubią seksapil, więc nie odnalazłam tu większej satysfakcji – a ja z tych, co zawsze musieli się zastanawiać na lekcjach polskiego, czym wypełnić dolny limit słów na wypracowanie, jeśli już opisałem wszystko, co chciałem, a tu nawet połowy wymaganego tekstu jeszcze nie ma XD „Kwiecisty” styl nigdy mi nie wychodził i nie próbuję udawać, że jest inaczej.
To jak, Ziemianinie, myślisz, że będę pamiętać twój tekst dobrze dwudziestego listopada…? Wkrótce się przekonamy ;)
Przekonamy, przekonamy ;)
Dzięki wam obojgu za dobre słowa, pozdrawiam cieplutko!
Precz z sygnaturkami.
takiego zarzutu jeszcze nie było
To nie był zarzut, tylko spostrzeżenie.
to mogą być problemy dorosłych ludzi, o ile ci ludzie są niedojrzali.
Słuszna uwaga, ale nie zauważyłem tego w tekście. To znaczy nikt z bohaterów biorących udział w grze i otoczce gry nie wykazywał oznak pełnej dojrzałości. I trudno to było skonfrontować. Ale też nie mówię, że tego oczekiwałem. Moje spostrzeżenia są takie, że czym bardziej rozwinięta cywilizacja i panujący dobrobyt, tym dalej przesuwa się granica (wiekowa) osiągnięcia dojrzałości. I to mi pasuje do Twojego świata. Gdybyś jednak coś szepnął pomiędzy zdaniami, pogłębił sferę psychologiczną, miło byś mnie tym połechtał. ;)
Pozdrawiam.
Hej,
bardzo dobry tekst do samej końcówki. Świetnie ukazujesz pogoń za tanią rozrywką, emocje na sprzedaż i bohatera, który dąży po trupach do celu, bo liczy się wygrywanie.
Trochę widzę tutaj nawiązań także do Igrzysk śmierci, choć pojedynek inny, ale podobny odbiór rozgrywki przez widzów, wpływ na nastroje społeczne. Z tego co pamiętam, w tamtej historii też było kilka ciosów poniżej pasa.
Przyczepię się na koniec (notabene) do końcówki, jak wielu pooprzedników tutaj. Za łatwo poszło. Jakieś włamanie do systemu, otwarty komunikat do wszystkich rywali Paula. No i sam mecz, dlaczego Paul tak po prostu przyjął do siebie te wykrzyczane przez rywala oskarżenia? Piszesz, że była tam jakaś wizja, która zwaliła go z nóg, ale ilustrujesz to ciągiem zdań. Pewnie był potencjał, żeby jakąś wizję stworzyć, żeby nie mówić, tylko pokazać, ale nie skorzystałeś z tego rozwiązania. Dlaczego?
No i jeszcze kuriozalne są te ostatnie zdania: “To już lepiej idź się zabij. Świat będzie lepszy bez takiego…” I co robi Paul? Ano zabija się.
W mojej opinii Twój tekst ociera się o świetność, wzbudził moje emocje, nie miałem problemu, żeby zidentyfikować się z bohaterem. Jestem zły na Ciebie, tylko i aż, za tę końcówkę!
Che mi sento di morir
Witaj, BasementKey!
bardzo dobry tekst do samej końcówki. – dobre i tyle :)
Trochę widzę tutaj nawiązań także do Igrzysk śmierci
To ciekawe, że o tym mówisz. Nie myślałem świadomie o IŚ przy pisaniu, ale rzeczywiście nawiązań jest sporo – zauważyła to pewnie moja podświadomość i dlatego wpadła na taki, a nie inny, tytuł.
Za łatwo poszło.
Ale komu?
Raczej nie Paulowi, który się zabił. Raczej nie Benowi i Amandzie, którzy zostali zdemaskowani przez zapędy Bena. Raczej nie organizatorom Mental Wars, na których spada teraz gigantyczna fala krytyki. No i wreszcie, raczej nie mnie, bo męczyłem się z tym opowiadaniem cały rok :P
No i sam mecz, dlaczego Paul tak po prostu przyjął do siebie te wykrzyczane przez rywala oskarżenia? Piszesz, że była tam jakaś wizja, która zwaliła go z nóg, ale ilustrujesz to ciągiem zdań. Pewnie był potencjał, żeby jakąś wizję stworzyć, żeby nie mówić, tylko pokazać, ale nie skorzystałeś z tego rozwiązania. Dlaczego?
Trudno jest mi wykrzesać odpowiedź na to pytanie, tak jak i trudno zobrazować porządnie taką wizję. “Nie mówić, tylko pokazać” – niestety, to nie malunek ani film, tylko opowiadanie, więc “pokazuje” się w nim słowami, ale nawet i malunek czy film nie byłyby tu odpowiednią formą przekazu. Wizja była przekazywana bezpośrednio do mózgu Paula, bez pośrednictwa zmysłów, i tylko jako taka ukazywała swoją pełną “siłę”. Opisałem ją niedoskonałymi słowami najlepiej, jak umiałem. Tyle.
I co robi Paul? Ano zabija się.
Ano. Co na ten temat uważam, pisałem już kilkukrotnie, ale widzę, że moje “przekonywania” nikogo nie przekonują. Niemniej, ja i tak zdania nie zmieniam, dopóki ktoś nie udowodni mi, że jest to psychologicznie nieprawdopodobne. Ty za wielu argumentów nie używasz, a jedynie gifa “bullshit”, więc siłą rzeczy mnie to nie przekonuje.
Niemniej, pomimo tego “bullshitu”, i tak pozdrawiam.
Precz z sygnaturkami.
Hej,
przepraszam, jeżeli Cię uraziłem – podmieniłem gifa, na, mam nadzieję, mniej kontrowersyjnego. <Spogląda przez ramię, czy Arnubis nie czai się z banem.>
Mój komentarz był bardzo emocjonalny, bo duże emocje czułem czytając Twój tekst. Jakoś tak związałem się z głównym bohaterem i nawet nie tyle poczułem do niego sympatię, co wręcz się z nim utożsamiłem. Dlatego napisałem, że jestem zły na Ciebie, bo byłem (i to jak!). Dziś już mi trochę przeszło.
Myślę, że to nie lada wyczyn wywołać takie emocje w czytelniku, chylę czoła.
Końcówka pewnie jest kwestią gustu, Twoja autorska wola, żeby tak poprowadzić historią, moja czytelnicza, żeby się burzyć i nie zgadzać. Inni czytelnicy być może mają inną opinię, nie roszczę sobie pretensji do bycia wyrocznią (choć mogłem tak brzmieć, ach te emocje :/).
Pisząc “za łatwo poszło” miałem na myśli ten włam do systemu i poinformowanie wszystkich przeciwników o słabościach Paula. No i to, co nastąpiło potem: przegrana i samobójstwo. Patrząc na Twoją odpowiedź, wnoszę, że chciałeś przez tę końcówkę pokazać upadek tego systemu rozrywki i myślę, że ten aspekt udało Ci się całkiem nieźle ukazać.
Trudno jest mi wykrzesać odpowiedź na to pytanie, tak jak i trudno zobrazować porządnie taką wizję. “Nie mówić, tylko pokazać” – niestety, to nie malunek ani film, tylko opowiadanie, więc “pokazuje” się w nim słowami, ale nawet i malunek czy film nie byłyby tu odpowiednią formą przekazu. Wizja była przekazywana bezpośrednio do mózgu Paula, bez pośrednictwa zmysłów, i tylko jako taka ukazywała swoją pełną “siłę”. Opisałem ją niedoskonałymi słowami najlepiej, jak umiałem. Tyle.
Dzięki za odpowiedź. Oczywiście to nie jest łatwe, wybacz takie roszczeniowe pytanie z mojej strony. Wydaje mi się, że w tej historii postawiłeś sobie (albo czytelnik Ci postawił) bardzo wysoko poprzeczkę. Lepsza końcówka, dla mnie sprawiłaby, że byłoby to jedno z najlepszych opowiadań jakie przeczytałem w ostatnim czasie.
Ano. Co na ten temat uważam, pisałem już kilkukrotnie, ale widzę, że moje “przekonywania” nikogo nie przekonują. Niemniej, ja i tak zdania nie zmieniam, dopóki ktoś nie udowodni mi, że jest to psychologicznie nieprawdopodobne. Ty za wielu argumentów nie używasz, a jedynie gifa “bullshit”, więc siłą rzeczy mnie to nie przekonuje.
Ano, jest to pewnie kwestią interpretacji. Moja jest następująca: jeżeli matka, która nim gardzi i go wydziedziczyła nie sprawiła, że popełnił samobójstwo. Podobnie jak pamięć o ojcu, który przewraca się w grobie, pustka emocjonalna i aseksualność (brak odczuwania uczuć) oraz samotność (nie tylko dosłowna, brak towarzystwa kogoś bliskiego, ale także świadomość, że jest się innym i ktoś bliski po prostu nie istnieje na tym świecie). Jeżeli to wszystko nie sprawiło, że skończył ze sobą, to kilka zdań wykrzyczanych na turnieju, w moim przekonaniu, też by tego nie sprawiło.
Bo patrząc z drugiej strony – co go trzymało przy życiu, co nadawało sens jego egzystencji, co sugerowało, że pustka, którą czuje, brak emocji i samotność są czymś normalnym? Że matka z ojcem się mylą? Wygrywanie w Mental Wars. Bo dzięki temu wiedział, że jest inny, że jest lepszy. Startował z dołu tabeli, ale wszystkich ich dojechał, bo jest Paulem i nikt go nie pokona. W mojej interpretacji tylko jedna rzecz mogłaby zachwiać jego pewnością siebie i poczuciem własnej wartości – przegrana. Ale przecież nie przegrał.
Jeszcze chciałbym się z Tobą podzielić pomysłem na zmienione zakończenie. Nie jest to sugestia do Ciebie, żebyś je zmienił, wymyśliłem je, bo bardzo chciałem, żeby ta historia inaczej się skończyła ;) Pomysł jest następujący: przerwanie meczu i załamanie Paula, jest iluzją, którą ten stworzył, żeby pokonać przeciwnika. Przeciwnik jest zszokowany reakcją Paula i wyjściem na jaw jego nieuczciwości, podnosi się z fotela. Paul wygrywa i ostatecznie zostaje mistrzem Mental Wars. Dalej, pewnie można by podbić to wszystko, o czym pisałem wcześniej, że wygrana to tylko dowód na to, że Paul na zawsze będzie samotny, że nie ma nikogo bliskiego, że niczego nie czuje i pewnie nie poczuje. Wtedy, po tych wszystkich wygranych, kiedy zostaje mistrzem, kiedy już nie ma z kim wygrać, bo wszystkich pokonał, mógłby popełnić samobójstwo.
Sorki, że tak się rozpisałem. Dzięki za stworzenie tego tekstu, bo jest naprawdę niezwykły. Powodzenia w walce o piórko!
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Świetny tekst.
Po pierwsze jest niezwykle miodny. Czyta się płynnie i wyjątkowo szybko, nie ma żadnych zgrzytów.
Po drugie pomysł jest naprawdę dobry. Ludzie zawsze uwielbiali podglądać innych, patrzyć jak innym się źle dzieje, jak coś się komuś nie udaje. Więc takie zawody lub jakaś ich odmiana wydaje się tylko kwestią czasu. Przecież tutaj są same “fajne” i "medialne" rzeczy: wyciąganie brudów, poniżanie przeciwnika, odkrywanie najgłębszych tajemnic. W sam raz, żeby to puścić w czasie o największej oglądalności, oby tylko znaleźć dobry moment, na wrzucenie reklam.
(Pomyślałem sobie nawet, że to mogłoby pasować do tamtego świata, gdybyś to wrzucił w opowiadanie. Np. jakaś kolorowa reklama leku na depresję i nerwicę w przerwie, albo przed zawodami.)
Po trzecie umiejętnie wplatasz te wątki obyczajowo-psychologiczne. To nadaje ludzki charakter tej historii i pokazuje wpływ jaki mogą mieć te zawody na psychikę uczestników.
Po czwarte bohater. I pierwsza kwestia to ten ciekawy zabieg, że bohater jest coraz bardziej antypatyczny, a my dalej mu kibicujemy nawet kiedy bardziej poznajemy jego niezbyt szlachetną osobowość. Może trochę z rozpędu, ale jednak.
Ponadto dla mnie jest też postacią tragiczną. W pewnym sensie to ofiara czasów w których się znalazł. Bo nie jest to oczywiście miły gość ani człowiek z którym chciałbym się kolegować. Ale jest też zagubiony, odrzucony, próbuje coś udowodnić innym, ale przede wszystkim sobie. Może też w dużej mierze sam jest sobie winny, ale nie zmienia to faktu, że nie czuje się sam ze sobą dobrze (chce mu się wyć, nie może zasnąć po jednym z zawodów etc.).
A że używa brzydkich chwytów, jasne zgadzam się. Tylko kto z tych uczestników tego nie robi? Przecież na tych zawodach wszyscy wiedzą na co się piszą, a już z pewnością ci których opisałeś, którzy są wysoko w rankingu. I z pewnością też mają niejedno na sumieniu. Więc jasne, bohater i ci z którymi walczy to w jakimś stopniu bohaterowie negatywni (nawet jeśli niektórzy mają dobre powody by brać w tym udział), ale to dalej ludzie, na których to wszystko wpływa.
To chyba tyle, gratuluję tekstu.
Powodzenia w walce o piórko!
Boże, ile już tych komentarzy…
@BasementKey
przepraszam, jeżeli Cię uraziłem – podmieniłem gifa, na, mam nadzieję, mniej kontrowersyjnego. <Spogląda przez ramię, czy Arnubis nie czai się z banem.>
Nie gniewam się :) <Odwołuje Arnubisa i eskadrę antyterrorystów.>
Mój komentarz był bardzo emocjonalny, bo duże emocje czułem czytając Twój tekst. Jakoś tak związałem się z głównym bohaterem i nawet nie tyle poczułem do niego sympatię, co wręcz się z nim utożsamiłem. Dlatego napisałem, że jestem zły na Ciebie, bo byłem (i to jak!). Dziś już mi trochę przeszło.
Myślę, że to nie lada wyczyn wywołać takie emocje w czytelniku, chylę czoła.
Cały ten tekst to taki trochę eksperyment psychologiczny na was wszystkich – i widzę, że działa nieźle. Wszyscy są albo zachwyceni, albo zdenerwowani, ale wywoływanie gwałtownych emocji to coś, na co liczyłem, pisząc Igrzyska.
Jeżeli to wszystko nie sprawiło, że skończył ze sobą, to kilka zdań wykrzyczanych na turnieju, w moim przekonaniu, też by tego nie sprawiło.
To ja powtórzę moją interpretację, którą przedstawiłem wyżej:
To wszystko tkwiło zapewne w podświadomości Paula, ale nie dopuszczał on tych myśli do wypłynięcia „na wierzch”, ponieważ się „otorbił”. W poprzednich meczach też się nie zdarzyło, by ktoś pokazał mu to wszystko w aż tak brutalny sposób, bo nikt wcześniej nie miał takiej przewagi punktowej, jaką zdobył Ben dzięki oszustwu.
Niemniej muszę przyznać, że Twój pomysł na zakończenie jest niezły… szkoda, że nie byłeś moim betującym. Tylko że wtedy musiałbym Cię uznać za współautora, a z kolei mnie się nie podoba! <zazdrośnie łypię na innych, czyhających na mój dobytek>
@Edward Pitowski
Świetny tekst. – to świetnie :)
Pomyślałem sobie nawet, że to mogłoby pasować do tamtego świata, gdybyś to wrzucił w opowiadanie. Np. jakaś kolorowa reklama leku na depresję i nerwicę w przerwie, albo przed zawodami.
Kolejny genialny pomysł! Kurde, aż się zastanawiam, czy nie zacząć pisać jakiejś kontynuacji, gdzie bym Wasze sugestie uwzględnił…
To prawda, że Paul jest w tym tekście najważniejszy. Sama gra jest oczywiście ważna, i poświęciłem jej wymyślaniu mnóstwo czasu, ale jeszcze więcej poświęciłem głównemu bohaterowi i jego psychice. Miło mi, kiedy widzę takie zdania, jak np. to:
Bo nie jest to oczywiście miły gość ani człowiek z którym chciałbym się kolegować. Ale jest też zagubiony, odrzucony, próbuje coś udowodnić innym, ale przede wszystkim sobie.
No i wreszcie coś, o czym wspomnieliście obaj, czyli:
Powodzenia w walce o piórko!
Ja tam o piórko nie walczę, bo to oznaczałoby chyba, że próbuję jakoś wpłynąć na decyzje Lożan… jak dostanę, to fajnie, a jak nie, to trudno :) Walki nijakiej nie będzie.
Precz z sygnaturkami.
Niemniej muszę przyznać, że Twój pomysł na zakończenie jest niezły… szkoda, że nie byłeś moim betującym. Tylko że wtedy musiałbym Cię uznać za współautora, a z kolei mnie się nie podoba! <zazdrośnie łypię na innych, czyhających na mój dobytek>
Dzięki. Jeżeli chcesz wykorzystać – proszę bardzo. Polecam się w przyszłości do bet ;)
Che mi sento di morir
Znalazłem fajnego gifa, dla życzenia powodzenia w rywalizacji o piórko i sympatię Lożan. Powodzenia man!
Che mi sento di morir
Precz z sygnaturkami.
Bardzo emocjonalny tekst, słusznie zapowiadałeś to w przemowie. Głównego bohatera, Paula, rysujesz szczegółowo i niespiesznie. Na początku widzimy silnego psychicznie faceta, który zdaje się nie przejmować opinią innych. Dopiero później ostrożnie odkrywasz jego słabości, mniejsze i większe, aż w końcu, w finale, pokazujesz, że to właśnie one go pokonały.
Muszę przyznać, że na początku nie rozumiałam, dlaczego bliscy Paula – matka, Nikita, Karl – tak się burzą na wieść, że będzie on brał udział w turnieju. W końcu jeśli ktoś z własnej woli idzie w coś takiego, to musi mieć świadomość, że będzie musiał być okrutnym i z pewnością spotka się z okrucieństwem skierowanym w swoją stronę. Przy tym zdaniu do mnie dotarło, na czym polega problem:
Tym bardziej musicie go wdeptać w ziemię. Zasłużył sobie.
Pomyślałam, że naprawdę czarnym charakterem jest tutaj dziewczyna bez władzy w nogach. Paul – uzależniony od wygrywania Paul – nie posunął się do oszustwa. Grał fair play, o ile w przypadku takiej rozrywki można w ogóle o fair play mówić. Ale ona… Uderzyło mnie to okrucieństwo wykraczające poza ramy gry i wtedy dotarło do mnie, że czegoś takiego nie można nazwać grą. Ludzie zgadzają się na takie rozrywki sami i sami pakują się w takie sytuacje, ale jednak to jest życie.
Poruszasz w tekście zagadnienie moralności, które nie jest dotykane często. Właściwie sama nie spotkałam się nigdy z takim przedstawieniem sprawy. I nie jest to rzecz czarno-biała. Umiejętnie pokazujesz równocześnie przeszłość i teraźniejszość, aby dać czytelnikowi lepszy pogląd na to, co się dzieje. Jak na niespełna trzydzieści sześć tysięcy znaków, zawierasz tu mnóstwo informacji. Żadne zdanie nie jest bez znaczenia. Warsztatowo też bez zarzutu.
Jest jednak jedna rzecz, która nie do końca mi zagrała. Samobójstwo Paula. Wydaje mi się ono zbyt gwałtowną reakcją. Ciężko mi uwierzyć, że podobnymi tekstami nie potraktował go nikt wcześniej na tym turnieju. Rozumiem, że w gruncie rzeczy musiał mieć nikłe poczucie własnej wartości – zarysowujesz tę kwestię dobrze – ale i tak mam wewnętrzne poczucie, że aż taka reakcja nie była uzasadniona tym, co otrzymał czytelnik. Może przydałaby się tu garść dodatkowych słów, która dałaby większe poczucie, że ostatnie słowa Bena powinny dotknąć Paula aż tak – choćby zarzut o tym, że wybrał aseksualność, dla którego nie znajdziemy wcześniej żadnego potwierdzenia.
Niemniej, mimo tej uwagi, tekst uważam za świetny. Emocjonalny, pomysłowy i ciekawy. Dobra robota.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
A, jeszcze chciałam coś szybko dodać odnośnie pomysłu na zakończenie BasementKeya, tak poza głównym tematem. Wtedy rzeczywiście samobójstwo byłoby bardziej uzasadnione, ale mam wrażenie, że poprzedzające je szczegóły nie. Paul ani przez moment nie zrobił na mnie wrażenia gnojka bez emocji, któremu na niczym nie zależy. Uważam więc, że nie byłaby to lepsza opcja. Co więcej, mam poczucie, że byłaby trochę zbyt banalna, jakkolwiek to nie brzmi – wydaje mi się, że podobne motywy już słyszałam wiele razy. Mogłoby to popsuć oryginalny wydźwięk opowiadania. Niemniej, ciekawa dodatkowa wizja. ;)
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Powitać, Verus!
Dzięki za pochwały, a co do “nie zagrania” jednej rzeczy… cóż, zaczynam dochodzić do wniosku, że mimo wszystko wypuściłem tekst za wcześnie. Gdybym popracował nad zakończeniem jeszcze 2 tygodnie, być może wyprodukowałbym coś wiarygodniejszego…
Oprócz tego, co pisałem już wcześniej, dorzucę jeszcze jedną cegiełkę na obronę mojego “pośpiechu”: chciałem pokazać Wam to opowiadanie, zanim cały świat trafi szlag :)
Jest prawdopodobne, że jeśli świata nie trafi jednak szlag, po inżynierce zabiorę się za drugie opowiadanie w realiach “Igrzysk”, bo podrzuciliście mi mnóstwo świetnych pomysłów.
Pozdrawiam!
Precz z sygnaturkami.
Świat może trafić szlag dość szybko, więc pośpiech uzasadniony. :D Chętnie bym czytała kolejne opowiadanie z tej tematyki, bo mimo tej jednej wady, ten tekst uważam za majstersztyk.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
To ja dołączam do grona malkonentów.
Pomysł fajny, i na zawody i na system punktacji. Główny bohater również “do kupienia”. Ma jakieś tam wady i zalety, życiowe problemy, osobowość, itp. Jednak… nie odebrałam całokształtu z takim zachłyśnięciem jak wiele innych osób.
Po pierwsze nie czuję tych emocji bijących z tekstu, o których pisze np. Verus. Owszem, one są tu i tam, przez co tekst nabiera kolorów, ale mógłby być szczyptę bardziej nimi doprawiony :) Względem moich preferencji, ofc.
Zaczyna się ciekawie, od razu rzucasz czytelnika w wir rozgrywki, relatywnie szybko ogarniamy, o co w niej chodzi. Niechęć bliskich Paula też jest zrozumiała. I tak do połowy tekstu wciągasz w ciekawą historię i intrygujesz, a potem właśnie wszystko poniekąd idzie w łeb. Za szybko, za łatwo chcesz zakończyć to randez-vous czytelnika z Paulem. Przewidywalne zakończenie to jedno, zmarnowanie ciekawych postaci jaką jest np. Amanda to kolejna sprawa. Myślałam, że bardziej pociągniesz w tekście jej historię. Zgłębisz problem, przepleciesz wyraźniej z Paulem. Tymczasem Amanda się pojawia, poświęcasz jej niemało miejsca, a potem nagle spada na dalszy plan i świat o niej zapomina :D Szkoda.
Niemniej moim zdaniem zarżnąłeś ten tekst dając inne punkty widzenia niż Paula.
Podczas lektury, podobnie jak pisze Drakaina, gryzło mnie to przerzucanie narracji. Rzeczywiście wydaje mi się, że lepiej zagrałaby perspektywa oczami jednej osoby.
Fajny jest ten moment, kiedy komputer bierze oskarżenie o oszustwo za reakcję
O to, to. Istotnie fajnie obrany kierunek. Zaś idąc od razu tym tropem, też zastanawiałam się nad ostatecznym końcem Paula. Nie odniosłam silnego wrażenia wcześniej, żeby miał problemy o podłożu depresyjnym. Czy taki pojedynczy epizod mógłby go pchnąć do podjęcia tak drastycznych kroków? Tak się akurat złożyło, że jeśli miałam kontakt z osobami po próbach samobójczych, to nawet dla nich nie była to łatwa decyzja i nieraz długo ją w sobie nosili. Ale każdy jest inny, więc może akurat dla Paula wystarczyła ta prawie-przegrana.
No i szkoda, że nie pokazałeś deathmatchu.
Fakt :D Wspominasz parę razy o tym, kusisz, a i tak się nie dowiadujemy, czym on dokładnie jest. A przecież na finałowe starcie to jak zagranie asem ;)
Tuszy matki nie będę się “czepiać”, ale obraz otyłości w czasach obecnych i nadchodzących jak już tak mocno zakorzeniony, że pewnie można było spokojnie odpuścić. Zwłaszcza, iż klasyczny dobór słów na sekundę mnie w tym miejscu zatrzymał podczas lektury.
Zastanawiałam się, zanim przejrzałam pobieżnie inne komentarze, co mi nie pasowało w warsztacie i chyba Darcon ujął te rozterki w sedno. Styl młodzieżowy. Nieco zbyt prosty. Nie jest to absolutnie zarzut, ponieważ niektórzy wolą tak pisać/czytać. Ja akurat oczekuję od stylu czegoś więcej.
Twoje opowiadanie jest dobre, Kosmito, myślę, że nie powinieneś w to wątpić mając tyle pozytywnych komentarzy. Moim zdaniem też jest dobre, ale pod wieloma względami wolę nieco inną lekturę. Niemniej jednak przybyłam, przeczytałam, cieszy mnie to i pozdrawiam Cię serdecznie ;)
Ach, ostatnio ciągle rozmijałem się z Twymi tekstami (czytałem głównie rzeczy z dyżuru), więc cieszę się, że teraz się udało :)
Zacznę od wielkiego plusa – pomysł na grę turniejową jest rewelacyjny. Masa możliwości, zwłaszcza tych emocjonalnych, którymi się bawisz i które pozwalają Tobie fajnie przedstawić bohatera. To wychodzi zwłaszcza w scenach retrospekcji i pozwala podbić stawkę samej fabuły.
Sam bohater jest wyraźny, acz trochę standardowy – przyznam, że lekko uśmiechnąłem się przy standardowym motywie “miałeś studiować na Harwardzie”. Ale w ogólności nie przeszkadza.
Jednak oprócz tego miodu, zabrakło mi jednego wytłumaczenia – właściwie jakie są zasady gry? Niby mało istotna rzecz, maskujesz ją dobrze emocjami postaci. Jednak po analizie do końca nie zrozumiałem, po co punkty (nie widać górnej granicy do przekroczenia) ani podział na rundy (nie dostrzegłem, by limit czasu był wykorzystany do podbicia napięcia). W efekcie pomysł wydaje się z lekka niedogotowany od strony samego sportu. Emocjonowałem się odkrytymi kolejnymi sekretami rywali Paula, ale już nie tym, że dostaje po przysłowiowych czterech literach (i przez to za trzydzieści punktów przegrywa pojedynek).
Tak więc tak widzę ten koncert fajerwerków. Mnóstwo dobra, parę rzeczy do wygładzenia. Jest dobrze :)
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
NWM, ja to tak zrozumiałam, że za punkty kupuje się “bronie”. A w końcówce każdy dostaje od cholery punktów i wygrywa ten, kto szybciej zarzuci przeciwnika atakami.
Babska logika rządzi!
Hejooo! (kończą mi się już powitania…)
Po pierwsze, już teraz jest to najchętniej czytane ze wszystkich moich opowiadań, z czego rad jestem niezmiernie :D Ale do rzeczy.
@Verus
Świat może trafić szlag dość szybko, więc pośpiech uzasadniony. – dziękuję za zrozumienie :)
@arya
To ja dołączam do grona malkonentów. – witam serdecznie, trochę dziegciu zawsze się przyda, cobym nie puszył się zanadto.
nie czuję tych emocji bijących z tekstu – bo też i ja generalnie tak średnio radzę sobie z okazywaniem emocji, ale uśredniając opinie z komentarzy, i tak jest nieźle.
I tak do połowy tekstu wciągasz w ciekawą historię i intrygujesz, a potem właśnie wszystko poniekąd idzie w łeb. – no to dobrze, że chociaż do połowy nie poszło.
Myślałam, że bardziej pociągniesz w tekście jej historię. – mój kolejny problem, czyli wbudowany szowinizm literacki – po prostu naturalniej przychodzi mi pisanie o mężczyznach…
chyba Darcon ujął te rozterki w sedno. Styl młodzieżowy. Nieco zbyt prosty. Nie jest to absolutnie zarzut – no nie wiem, jeśli ktoś używa słowa „zbyt”, to jednak brzmi to jak zarzut :) Ale nie obrażam się. Może i ja jestem zbyt niedojrzały, żeby pisać coś „niemłodzieżowo”?
Twoje opowiadanie jest dobre, Kosmito, myślę, że nie powinieneś w to wątpić mając tyle pozytywnych komentarzy.
A jednak wiele z tych komentarzy stwierdza, że zakończenie jest do bani :P
@NWM
Ach, ostatnio ciągle rozmijałem się z Twymi tekstami – ale jakie teksty masz na myśli? :O „Ostatnio”, czyli w kwietniu, wrzuciłem tekst na Kafkę, a poprzednie opowiadanie było w listopadzie '18.
przyznam, że lekko uśmiechnąłem się przy standardowym motywie “miałeś studiować na Harwardzie” – z kontekstu wynika, że to niedobrze, ale mnie tam cieszy, że się uśmiechnąłeś :)
Jednak oprócz tego miodu, zabrakło mi jednego wytłumaczenia – właściwie jakie są zasady gry?
Muszę przyznać, że to pytanie zrobiło mi lekkiego zonk-a.
Wszystkie zasady i punktację mam rozpisane w osobnym pliku, ale nie mogłem go przecież „wkleić” do tekstu, więc przepychałem informacje o grze wszędzie tam, gdzie mogłem. Jeśliby ktoś do połowy się nie połapał, o co „mniej więcej” chodzi, to kazałem wytłumaczyć to Paulowi:
Trzeba psychicznie zmaltretować przeciwnika tak bardzo, żeby przerwał mecz. Najlepiej w ciągu pierwszych dziesięciu minut, bo potem uruchamia się deathmatch. Wtedy obaj gracze dostają po tysiąc punktów, i liczy się już tylko refleks.
Ale jeśli jesteś zainteresowany, mogę przesłać ci ten plik z zasadami na priva, albo wrzucić linka do dokumentów google czy coś w ten deseń.
Emocjonowałem się odkrytymi kolejnymi sekretami rywali Paula, ale już nie tym, że dostaje po przysłowiowych czterech literach (i przez to za trzydzieści punktów przegrywa pojedynek)
Czyli chyba faktycznie nie zrozumiałeś… hm, tego się nie spodziewałem. Nikt wcześniej na to nie narzekał i wydawało mi się, że dosyć dokładnie wytłumaczyłem logikę Mental Wars.
@Finkla – krótki, acz treściwy i poprawny opis.
Pozdrawiam was wszystkich hiper-serdecznie.
Precz z sygnaturkami.
Muszę przyznać, że to pytanie zrobiło mi lekkiego zonk-a.
Nie musisz się akurat tym przejmować :)
W tekście na pierwszy plan wychodzą emocje postaci powiązane właśnie z ich wstydem. Reguł gry to ledwo trzeci plan. Dobrze to więc przykryłeś i na dobrą sprawę, gdyby mnie nie zainteresowała sama gra, nie spostrzegłbym tego ;)
Możesz mi podesłać linka do zasad, bom ciekaw.
Jeśliby ktoś do połowy się nie połapał, o co „mniej więcej” chodzi, to kazałem wytłumaczyć to Paulowi:
Patrz, umknęło mi to. Mea culpa :)
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
No nie wiem. Czyta się płynnie, opko wciąga, piszesz naprawdę dobrze. Jest jednak kilka ale.
Bohatera czepiać się nie będę. Nie polubiłam go, od początku mi się nie podobał. Właściwie trudno byłoby mi polubić kogokolwiek, kto bierze udział w czymś takim, a już kogoś kto robi tylko dla udowodnienia sobie, że jest coś wart, to już w ogóle. Wydaje mi się jednak spójny.
Mam natomiast problemy z samą grą. Może dlatego, że ja z tych niegrających. Nie przeszkadzało mi to, że nie do końca rozumiałam punktację, bo zasada gry została jasno przedstawiona: zgnoić, zniszczyć psychicznie przeciwnika. Ale Paul gra już prawie pół roku, spotkał się z wieloma przeciwnikami, a to oznacza, że coraz więcej informacji na jego temat jest dostępnych, także dla kolejnych przeciwników. Jak to się dzieje, że tego nie wykorzystują, że za każdym razem zawodnicy są dla siebie czystą kartą?
Oczywiście to wszystko może się rozgrywać anonimowo, bez wizerunków zawodników, którzy pozostają tajemniczymi personami. Ale we wszelkiego typu rozgrywkach, zawodach itp, publiczność utożsamia się z zawodnikami. I tak jeest już od starożytności – goście, którzy brali udział w wyścigach rydwanów byli gwiazdami, podobnie jak dzisiejsi sportowcy. Jeśli rozgrywki są anonimowe, to komu kibicować? Nie mówiąc już o tym, że i tak można śledzić rozgrywki i starać się dopasować wiedzę do przeciwnika.
I co właściwie widzi publiczność? Zawodnicy siedzą w osobnych pomieszczeniach, zresztą gnojenie się psychicznie jest mało widowiskowe, co innego walenie się po gębie. Więc co właściwie śledzą fani? Czym się tak podniecają? Bo komuś zaczyna mocniej bić serducho? Nie widzę tego.
Zakończenie też mnie nie przekonało. I nie chodzi mi tu o samobójstwo Paula, bo to akurat rozumiem. Bardziej o protesty i żądanie zdelegalizowania rozgrywek. Wyobraź sobie, że na ringu bokserskim dochodzi do czyjeś śmierci. Byłoby pewnie dochodzenie, szukano by winnych, ale wierzysz, że zakazano by walk bokserskich? Ja nie wierzę. A już na pewno nie wierzę w protesty i oddolne żądania społeczne.
Przykro mi, ale będę na NIE.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Pozwolę sobie spróbować się obronić, ale oczywiście nie chcę, żeby to zostało potraktowane jako próba wpłynięcia na Ciebie, Irko. NIE to NIE, niemniej na zarzuty i tak odpowiem :)
Właściwie trudno byłoby mi polubić kogokolwiek, kto bierze udział w czymś takim, a już kogoś kto robi tylko dla udowodnienia sobie, że jest coś wart, to już w ogóle. – temu się absolutnie nie dziwię. Paul w założeniu nie powinien być człowiekiem, którego się lubi.
Ale Paul gra już prawie pół roku, spotkał się z wieloma przeciwnikami, a to oznacza, że coraz więcej informacji na jego temat jest dostępnych, także dla kolejnych przeciwników. Jak to się dzieje, że tego nie wykorzystują, że za każdym razem zawodnicy są dla siebie czystą kartą?
Zanotowano: mechanizmy antyrozpoznaniowe zaakcentowane w tekście za słabo. Niemniej wypiszę je, tak jak to zrobiłem wyżej (przy okazji odpowiadając na pytanie, co widzi publiczność):
– podawana jest tylko „dekuria”, czyli dziesiątka rankingu, a nie konkretne miejsce. Konkretne miejsce można tylko zgadywać;
– nie pojawiają się dane takie jak nazwisko, adres, wygląd zewnętrzny;
– do informacji publiczności nie trafiają liczby, imiona itp. Można taki mecz obejrzeć później, ale jedyne, czego się dowiemy jako publiczność, to to, że zawodnik „dostał N punktów za odgadnięcie imienia/wieku/etc przeciwnika”, a nie, jak to imię brzmi, ile ma lat. Publiczność ma do wglądu tylko „informacje dodatkowe”, ale bardzo charakterystyczne cechy, umożliwiające jednoznaczne rozpoznanie przeciwnika w ten sposób, są dość rzadkie. Ktoś z taką cechą na pewno nie zajmowałby pierwszego miejsca w rankingu, właśnie dlatego, że zbyt często byłby rozpoznawany.
Zawodników są tysiące i ranking jest bez przerwy aktualizowany, więc ciągle się zmienia.
Niemniej, jeśli zawodnicy spotkają się kiedyś po raz drugi – co może się zdarzyć – sytuacja będzie symetryczna, bo obaj będą znać informacje o sobie nawzajem. Nie będzie sprawiedliwa, bo lepszy z nich będzie znał więcej informacji, ale to już kwestia indywidualnych zdolności.
Jeśli rozgrywki są anonimowe, to komu kibicować? Nie mówiąc już o tym, że i tak można śledzić rozgrywki i starać się dopasować wiedzę do przeciwnika.
Hm. Good point. Ale popatrz od takiej strony: gdyby rozgrywki nie byłyby anonimowe i ktoś stałby się sławny, bo jest dobry w psychicznym maltretowaniu ludzi, na pewno znaleźli by się tacy, którzy chcieliby się na nim zemścić, ukarać go. Poza tym nie wiem, czy ktokolwiek chciałby takiej „sławy”. Charakter tych rozgrywek sprawia, że powinny być anonimowe.
I co właściwie widzi publiczność? Zawodnicy siedzą w osobnych pomieszczeniach, zresztą gnojenie się psychicznie jest mało widowiskowe, co innego walenie się po gębie. Więc co właściwie śledzą fani? Czym się tak podniecają? Bo komuś zaczyna mocniej bić serducho? Nie widzę tego.
Gnojenie się psychicznie jest mało widowiskowe? A kojarzysz może taki teleturniej „Moment prawdy”? W oryginalnej, amerykańskiej wersji, odcinki miewały ponad 10 mln widzów. Chodziło o to samo, tylko w wersji „samozaorawczej”: im bardziej się poniżyłeś przed kamerami, tym więcej pieniędzy wygrywałeś. Dodanie do tego aspektu pojedynkowania się podkręca, wedug mnie, atmosferę.
Poza tym, widzę, że zrobiłem poważny błąd. Napisałem, że mistrzostwa oglądają miliony ludzi – oczywiście myślałem tutaj o ludności całych Stanów Zjednoczonych, ale przecież Paul bierze udział jedynie w mistrzostwach stanu Nowy Jork, więc taka oglądalność byłaby dość absurdalna. Zmienię na „setki tysięcy” :)
Wyobraź sobie, że na ringu bokserskim dochodzi do czyjeś śmierci. Byłoby pewnie dochodzenie, szukano by winnych, ale wierzysz, że zakazano by walk bokserskich? Ja nie wierzę.
Pewnie nie zakazano by walk bokserskich, ale Mental Wars to nie boks. Wyobrażam sobie, że takie rozgrywki raczej dość mocno polaryzują społeczeństwo: jest duża grupa ludzi, której się to podoba, ale też niemała, której wydaje się to obrzydliwe (patrz – Denise i Nikita). Tacy ludzie mogli już wcześniej wyrażać głośno swoje niezadowolenie, a śmierć Paula byłaby „kroplą, która przegięła pałę goryczy”, jak to mawia mój kumpel :)
Pozdrawiam cieplutko.
Precz z sygnaturkami.
O, mocne. Brutalne i straszne. Wrażenie delikatnie zepsuła w moich oczach końcówka. Jakaś taka, nie wiem, za łagodna? Za prosta? Przez chwilę zastanawiałam się nad innymi opcjami zakończenia (możesz mi wierzyć, nie robię tego często), ale nic sensowniejszego nie wymyśliłam, więc niech będzie. W końcu to Ty jesteś autorem i nie będę kwestionować pomysłu.
Wracając do wrażeń z lektury. Napisane prosto, bez stylistycznych fajerwerków, ale jak złapało napięcie, tak trzymało do końca (a przecież o to w tym chodzi). Pomysł na turniej / grę niezwykle ciekawy. Pokazałeś dwa rodzaje motywacji graczy (megalomania Paula i bardzo skonkretyzowaną potrzebę pieniędzy Mandy) i aż szkoda, że to tylko tyle. Bo pewnie każdy z uczestników miał swoje, zupełnie inne motywy i aż by się chciało poznać jeszcze kilka innych. Co mogłoby skłonić ludzi do takiej rozrywki o kwestionowanej moralności?
Bez wdawania się w szczegóły – mocno niepokojąca, ale bardzo zadowalająca lektura.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Cześć, Niebieski Kosmito!
Muszę powiedzieć, że wyszedł Ci kawał niebanalnego i wciągającego tekstu. Chociaż początek troszkę się ciągnął (ale bez przesady, ekspozycja sytuacji z matką jest tu uzasadniona), potem już trudno było się oderwać. Tekst z pewnością stoi konceptem na grę, której skutki mogą być bardzo dotkliwe dla uczestników i kreacją głównego bohatera. To czego minimalnie mi zabrakło to szersze zarysowanie postaci Mandy, którą co prawda poznajemy bliżej w toku rozgrywek, ale nie dostaje tu aż tyle miejsca, ile należałoby się pełnokrwistemu antagoniście. A może dlatego, że nie do końca nim jest, bo reprezentuje tylko inną postawę niż Paul? W każdym razie powyższa rzecz nie psuje wrażeń z bardzo przyjemnej, choć powodującej lekkie ciarki lektury. Niezwykle udany i frapujący tekst.
Pozdrawiam i powodzenia!
Ahoj!
@śniąca
O, mocne. Brutalne i straszne. – tak sobie właśnie pomyślałem, że mogłem dać w przedmowie jakieś ostrzeżenie… hm, trochę już za późno, ale tak czy inaczej – napiszę.
Wrażenie delikatnie zepsuła w moich oczach końcówka. Jakaś taka, nie wiem, za łagodna? Za prosta?
taaak… mam wrażenie, że gdzieś już to widziałem :)
nic sensowniejszego nie wymyśliłam, więc niech będzie.
A to mile zaskoczyło. Wielu (w zasadzie, większosć) pisało wcześniej, że końcówka słaba, ale niewielu zadało sobie pytanie – a jaka inna mogłaby być? (w tej chwili przychodzi mi do głowy tylko pomysł BasementKey'a, chociaż mogło być coś jeszcze).
Napisane prosto, bez stylistycznych fajerwerków,
To jak mój znak firmowy :)
aż szkoda, że to tylko tyle. Bo pewnie każdy z uczestników miał swoje, zupełnie inne motywy i aż by się chciało poznać jeszcze kilka innych.
No dobra. Coraz bardziej utwierdzacie mnie w przekonaniu, żebym napisał coś jeszcze o Mental Wars. W komentarzach pojawiło się już naprawdę dużo sugestii, co można by poprawić, co rozwinąć, co dodać.
Chwilowo jestem zajęty pisaniem pracy inżynierskiej, ale jak skończę, z wielką chęcią zabiorę się za kolejne Igrzyska :)
@oidrin
potem już trudno było się oderwać.
Szalenie miło mi to słyszeć. Wróć, widzieć.
To czego minimalnie mi zabrakło to szersze zarysowanie postaci Mandy
Również wspomniała o tym arya. Ale z drugiej strony, pisano też, że lepszy tekst byłby widziany z perspektywy samego Paula… te dwie rzeczy trudno byłoby pogodzić. Wszystkich nie zadowolę, nie ma się co oszukiwać :)
A może dlatego, że nie do końca nim jest, bo reprezentuje tylko inną postawę niż Paul?
A widzisz, zależało mi na tym, żeby nie rozpatrywać bohaterów w kategoriach zerojedynkowych, protagonista-antagonista. Zarówno Paul, jak i Amanda nie są typowymi bohaterami „pozytywnymi” ani typowymi „negatywnymi”. Świat rzeczywisty też nie jest czarno-biały i nie lubię go do takiego sprowadzać.
Pozdrawiam Was obie serdecznie!
Precz z sygnaturkami.
Jestem, wybacz spóźnienie. Miałem być dawno temu, ale długo myślałem nad oceną tego opowiadania. Jak jednak wiadomo, lepiej późno niż w decymetry.
Opowiadanie piórkowe, co wielokrotnie powtarzałem, powinno jak dla mnie spełniać kilka warunków. Na pewno powinno zachwycić na jakimś poziomie czy w jakimś elemencie (najlepiej i zwłaszcza oryginalnym pomysłem, ale czemu nie wykonaniem, klimatem, zaskakującą historią, wspaniałymi postaciami?). Ale jednocześnie wszystkie pozostałe aspekty dzieła powinny reprezentować bardzo dobry lub przynajmniej satysfakcjonujący czytelnika (w tym przypadku mnie) level. (edit. bywa, że czasem brak zachwytu, ale wszystkie elementy są na bardzo wysokim poziomie i to też może być tekst piórkowy).
Zacznijmy od pomysłu, Niebieski Kosmito, bo to największy plus Twojego opowiadania.
Okrutne pojedynki/walki ku uciesze zblazowanej publiczności mają długą tradycję i stałe miejsce w historii i kulturze. Począwszy od śmiertelnych starć gladiatorów, rzucania lwom na pożarcie niewinnych chrześcijan, przez turnieje rycerskie, klasyczne zapasy, szlachetny (podobno) boks, walki Mandingo, aż po MMA i jej najpodlejszą odmianę, czyli gale freak fight w stylu FAME MMA. Lud potrzebuje igrzysk. Można to tłumaczyć jakąś zbiorową potrzebą katharsis, ale doskonale wiemy, że chodzi przede wszystkim o rozrywkę i zaspokajania najniższych instynktów, o czym świadczą chociażby zachwycone tłumy towarzyszące paleniu czarownic, kamieniowaniu winnych grzechów, wieszaniu czy gilotynowaniu arystokracji, czy nabijaniu na pal przestępców.
Dobrowolne, wręcz ochotnicze samoupodlenie i ekshibicjonizm emocjonalny człowieka dla wymiernych korzyści (sławy i kasy) to również nic nowego. Wspomniany tutaj teleturniej „Moment prawdy” to doskonały przykład, ale przecież wystarczy przypomnieć tzw. roasty gwiazd przeprowadzane za ich aprobatą (brutalne szkalowanie i wywlekanie brudów dla zabawy), albo większość reality show w formule typu Big Brother (odzieranie z prywatności i intymności na oczach widzów) czy Wyspa przetrwania (m.in. zjadanie robali albo innych obrzydlistw, czołganie się przez ścieki).
Kultura uwielbia takie motywy i nie dosłownie w takim kontekście, jak u Ciebie, ale wykorzystuje je często. Wspomniane już „Igrzyska Śmierci” (książka i film) to przykład jeden z wielu. W kinie mieliśmy m.in. „Ed TV”, „Truman Show”, „Running Man”, „Rollerball” itd. W literaturze, chociażby "Wielki Marsz", poniekąd także "Grę Endera", a nawet “Harry Potter i Czara Ognia” ;) albo "Pojedynek na słowa" Connie Willis, w którym mamy nieco podobne, niebezpieczne i zbyt dogłębne oraz prekraczające wszelkie granice moralne poznanie innego człowieka. A poza fantastyką np. “Chłopiec z latawcem” Hosseiniego Khaleda.
Miałeś fajny i wciąż mało wyeksploatowany pomysł, żeby połączyć to zamiłowanie ludzi do oglądania bezlitosnych pojedynków z zamiłowaniem do obserwowania jak inni ludzie, na oczach widowni, wybebeszają się ze swoich największych tajemnic, najskrytszych słabości i kompleksów. Jestem pewien, że gdzieś z podobną koncepcja się spotkałem, ale to nieważne, bo rozegrałeś ten pomysł po swojemu, aktualnie, z pewnym zacięciem socjologicznym, konstruując cały system gry i jej zasad itd. Zatem pomysł nie wyrwał mnie ze skarpet, ale jest dobry, przemyślany, ma coś przekazać, jest niejako twórczym rozwinięciem pewnych współczesnych zjawisk, trendów, zachowań, a przecież właśnie za takie rozwinięcia i futurologiczne zacięcie lubimy i cenimy fantastykę.
Masz w swoim opowiadaniu sporo drobiazgów, które może nie są jakieś rewolucyjne, ale dopełniają i kreślą przed nami bardziej wiarygodny świat niedalekiej przyszłości i to również lubimy w naszym ukochanym gatunku. Dbałość o takie detale warta jest pochwały.
Idźmy dalej. Od strony technicznej jest… dobrze. Język raczej prosty (widać w tej opowieści i stylu, że pisze to wszystko młody człowiek, ale nie jest to zarzut) bez esów-floresów, zdania przejrzyste, narracja bardzo dynamizuje akcję i pasuje do fabuły. Zadbałeś o kilka dobrze napisanych i przemyślanych scen, ciekawych perspektyw, z których obserwujemy fabułę, retrospekcje, które niosą jakiś sens i budują postać, wrzuciłeś też sporo udanych i trafionych zdań oraz ciekawych opisów. Czy to zachowania, czy przemyślenia lub działania? Nie zawsze wierzę w Twoich bohaterów i w to, co i jak mówią lub robią (czasem jest lekko nienaturalnie czy sztucznie), ale całościowo jest wiarygodnie.
Wracając na chwilę do stylu. Podobały mi się niektóre klasycznie literackie, a może nawet filmowe, sceny, jak na przykład ta z matką zwracającą się do bohatera po imieniu i nazwisku, i wskazująca na portret ojca, powołując się przy tym na jego pamięć. I może ludzie zachowują się tak raczej właśnie w literaturze i filmach, a nie w życiu codziennym, ale scena (i kilka innych) jest fajnie/zręcznie napisana i pomyślana (inna sprawa, że ta scena z matką jest w sumie nieistotna i zbędna, bo owa matka już na scenę nie wraca).
Itd. Itd. Jednym zdaniem: Twój tekst ma naprawdę sporo plusów (i śmiało mógłby zostać zekranizowany w kolejnym sezonie "Black Mirror" ;)).
I pewnie dlatego to właśnie przy nim najdłużej się wahałem…
Bo wszystko to (nie będę chyba oryginalny) zepsułeś zakończeniem. Czy pisałeś je oddzielnie? W oderwaniu od reszty tekstu? W innych okolicznościach? W innym nastroju? Na szybko?
Bo nagle ku mojej rozpaczy skarciłeś wyczucie, styl i oryginalność. Jechałeś w miarę szybko i gładko autostradą do Nowego Jorku i mojego TAK, a potem, tuż przed miastem, właściwie już na jego peryferiach, zobaczyłeś motelik „New York” i się nim zadowoliłeś. Nie dociągnąłeś do Statuy Wolności, Manhattanu, Central Parku, tylko uznałeś, że skoro dojechałeś do granic miasta, to tak jakbyś już w tym Nowym Jorku właściwie był i wystarczy. A to ostatni etap/akord/akcent był najważniejszy…
Bo w moim odczuciu Twój bohater nie dostał miedzy oczy niczym na tyle poważnym, żeby się skulić na podłodze i załamać, a potem powiesić. Nie zbudowałeś go na tyle od środka emocjonalnie, żebym ja potem uwierzył w takie zakończnie po tym, jak wywalono na wierzch kilka jego strachów i słabości. Mam uwierzyć, że wstarczyło, że ktoś mu powiedział: Nic nie potrafisz. Wyrzucili cię ze studiów, bo nie mogłeś zmusić się do nauki. Twoja matka jest ciężko chora, a ty nie masz odwagi, żeby umówić ją na wizytę lekarską. Twój ojciec wiedział, jak bardzo jesteś żałosny, i umarł ze zgryzoty. Albo: Wmówiłeś sobie aseksualność, żeby usprawiedliwić fakt, że nie możesz znaleźć dziewczyny. Nikitę zniechęciłeś do siebie po kilku wypowiedzianych zdaniach. Nigdy nikt cię nie pokocha. Nigdy nawet na ciebie nie spojrzy. Nie masz przyjaciół i nie będziesz miał. Nawet Karl, którego nazywasz „kumplem”, gardzi tobą. Zrozumiał, jakim potworem się stałeś, i próbował ci to uświadomić, ale postanowiłeś puścić jego słowa mimo uszu. To już lepiej idź się zabij. Świat będzie lepszy bez takiego… I on to rzeczywiście zrobił? Facet bierze udział w Mental Wars, niszczy innych (w tym osoby kalekie, ułomne, słabe, pokrzywdzone przez życie) i sypie się kompletnie, bo ktoś mu sprzedał takie napuszone teksty? To są te prawdy objawione o nim samym? Diagnoza jego stanu psychicznego? Wybebeszanie jego psychiki rozdzierające osobowość na kawałki i prowadzące do samobójstwa? Oj, nie postarałeś się Kosmito.
To jest po prostu słabe, oklepane, mało wiarygodne i, co najgorsze, strasznie przewidywalne. I pal licho te zamieszki, infodumpowe i sztuczne komunikaty w finale opowiadania, pal licho to, że raz nikt nie zwraca uwagi na zgłasznie przez bohatera oszustwa, a po chwili mecz zostaje przerwany z powodu tegoż oszustwa, pal licho, że zemsta Amandy przyszła jej zbyt łatwo i zbyt łatwo oszukała i złamała zabezpieczenia (nie wspominam o jej wcześniejszej, strasznie drętwej gadce: Amanda ukryła twarz w dłoniach, szlochając. Ty draniu… podła gnido, śmieciu… – Ja jeszcze dobiorę ci się do dupy, złamasie – wyszeptała. – Możesz być tego pewny). Nie marudzę nawet na to, że ogólnie cała końcówka tekstu nagle przyspiesza burząc dobrą kompozycję i idąc jakby na skróty.
Nie wiem. Może jechałeś na oparach i dalej po prostu nie byłeś w stanie zajechać? Ale raczej zabrakło doświadczenia albo po prostu kolejnego pomysłu, tym razem na mocny finał. I naprawdę mam żal za niewykorzystanie potencjału tego pomysłu i bardzo obiecujących 75 procent tekstu, który zmierzał w miarę spokojnie autostradą po piórko.
Po przeczytaniu spalić monitor.
Straszne mam obsuwy ostatnio, przepraszam. Ale jestem z piórkowym komentarzem.
No i byłem na NIE.
Początkowo, podczas czytania, byłem w zasadzie zachwycony. Świetny pomysł, bardzo dobrze napisany, ładnie budujesz napięcie i emocje w scenach pojedynków. No miodzio, czytałem będąc pewny, że dam ci solidnego TAKa. Potem przyszedł finał, który kompletnie mnie rozczarował. W żaden sposób nie przekonałeś mnie do tego, że bohater załamałby się w taki sposób po usłyszeniu kilku banałów. No nijak tego nie kupuję. Koleś będący wymiataczem w tego typu mentalnych pojedynkach na słabości powinien być trochę twardszy. To znaczy – czytając opowiadanie spodziewałem się wielkiej klęski na koniec, ale liczyłem na odpalenie prawdziwej bomby, a nie jakieś pyrknięcie.
Zemsta niepełnosprawnej dziewczyny też była jakaś taka… podejrzanie łatwa? Niepodbudowana. Ot tak z miejsca wbija sobie w tajne kanały organizacji i nie wzbudza żadnych podejrzeń.
Ale te zarzuty, chociaż poważne (zwłaszcza finał) jeszcze mogłyby nie przesądzić o moim głosie na NIE. Niestety, ale to co mnie najbardziej przekonało, żeby tak zagłosować, to świat przedstawiony twojego tekstu. Chociaż początkowo byłem niemal wszystkim zachwycony, to im dłużej myślałem o twoim opowiadaniu, tym bardziej mi się nie podobała wizja tych rozgrywek i wszystko się rozjeżdżało. Wygląda mi na to, że w trakcie pisania uświadomiłeś sobie, że żeby te pojedynki miały sens sportowy, musi być utrzymana anonimowość zawodników, inaczej zbyt łatwo byłoby wyciągnąć informacje o nich po prostu googlując czy oglądając wcześniejsze mecze (zresztą, czytając początkowo o tej anonimowości chyba nie wiedziałem i dopiero gdzieś w połowie to załapałem, co zmieniło mi wizję opowiadania). No i potem, ciągnąć tę anonimowość, ponarzucałeś na te swoje rozgrywki masę ograniczeń i zasad, które niby z tej anonimowości wynikały, ale w rezultacie niszczyły sens tych rozgrywek. To znaczy tak – to się super czyta z perspektywy uczestnika. Ale nie wierzę, że to działa jako sport. Po prostu te twoje zawody, polegające na niezwykle emocjonalnym niszczeniu psychicznym przeciwnika, paradoksalnie byłyby przeraźliwie nudne dla widzów. Przez te wszystkie twoje ograniczenia jedyne co dostają widzowie to suche komunikaty “X odgadł imię Y”, “X odgadł wiek Y” “X odgadł słabość Y: arachnofobia”, “Y się poruszył”. No proszę cię, nie wierzę że ktokolwiek byłby tym zainteresowany dłużej niż chwilę. A bez widzów nie ma zawodów, nie ma wielkich wygranych, nie ma sportu, nie ma opowiadania. Wszystko ci się sypie. A wystarczyło nie brnąć w tę anonimowość, zamiast tego śmiało wyskoczyć przeciw niej – niech widzowie mają pełne wejrzenie w wizje, które widzą uczestnicy, niech mają podgląd na ich kabiny i widzą wijących się i płaczących zawodników kompletnie się łamiących, niech profesjonalni zawodnicy będą jakimiś dziwnymi, pokręconymi celebrytami przyciągającymi do siebie masy ludzi.
W tym pomyśle tkwi masa potencjału, z którego w zasadzie spokojnie mógłbyś wyciągnąć dobrą powieść. Ale ty ten potencjał zatrzasnąłeś za drzwiami asekuranctwa. I to, niestety, w moich oczach pogrążyło twój tekst. Znaczy oczywiście nie pogrążyło zupełnie – to bardzo dobre opowiadanie w 100% zasługujące na bibliotekę. Ale mogło być świetne, powinno być świetne, ale podjąłeś złą decyzję. I bardzo tego żałuję.
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Witam, witam :) Został jeszcze jeden komentarz od Loży, ale ufam, że kiedyś się pojawi.
@mr.maras
Miałeś fajny i wciąż mało wyeksploatowany pomysł
Na tym „małym wyeksploatowaniu” postaram się skupić w drugim opowiadaniu, tzn. wyeksploatować pomysł bardziej.
Język raczej prosty (widać w tej opowieści i stylu, że pisze to wszystko młody człowiek, ale nie jest to zarzut) bez esów-floresów
Akurat na tym polu będzie mi się ciężko rozwinąć, ale może to dobrze..?
Bo wszystko to (nie będę chyba oryginalny) zepsułeś zakończeniem. Czy pisałeś je oddzielnie?
To może podsumuję.
Opowiadanie do zakończenia pierwszego meczu Paula pisałem przez listopad i grudzień '19 oraz styczeń '20. Potem była Kafka, potem zaczęła się pandemia… no i jakoś straciłem wątek, nie miałem pomysłu, co napisać dalej. Wróciłem do tekstu w sierpniu, odkurzyłem i wymyśliłem, co pisać dalej, ale prawdopodobnie we wrześniu – podświadomie, naprawdę! – „poganiałem się” za bardzo, chcąc zamknąć sprawę jak najszybciej.
Nie zrobiłem tego celowo, wyszło jak wyszło :(
Nie będę się już bronił przed – nie oszukujmy się – tymi samymi zarzutami, które przedstawili już inni. Nie mam siły. Rozumiem, że skiepściłem sprawę. Ale – skoro pomysł był dobry – postaram się napisać drugą historię w tym świecie, oby lepszą.
@Arnubis
Początkowo to samo – zakończenie do bani, i tak dalej… więc nie będę się powtarzał. Odniosę się do tego:
Niestety, ale to co mnie najbardziej przekonało, żeby tak zagłosować, to świat przedstawiony twojego tekstu.
bo nie pamiętam, żeby ktoś wcześniej wspominał o tym, co piszesz tutaj.
Wygląda mi na to, że w trakcie pisania uświadomiłeś sobie, że żeby te pojedynki miały sens sportowy, musi być utrzymana anonimowość zawodników
Chyba rzeczywiście tak było… ale powody, o których piszesz, nie są jedynymi. Stwierdziłem, że gdyby zawodnicy nie byli anonimowi, to całe rozgrywki Mental Wars stałyby się poważnym zagrożeniem dla ich bezpieczeństwa.
Im więcej osób zmaltretowałeś psychicznie, i im dotkliwiej to zrobiłeś, tym większą nienawiścią do ciebie będą te osoby pałać. To nie jest „zwyczajna” gra czy sport, w której się „tylko” przegrywa. A jeśli nie jesteś anonimowy, szybko może znaleźć się ktoś, kto:
– przebije ci opony w samochodzie,
– nabazgrze czerwoną farbą na ścianie twojego domu „POTWÓR”,
– albo nawet kupi nóż/pistolet i pójdzie się z tobą spotkać.
Ponadto, tak jak pisałem, uważam, że MW bardzo polaryzuje społeczeństwo: jest ogromna rzesza ludzi, która uwielbia to oglądać, ale jest też niemała, która się tym brzydzi. I wyobraźmy sobie, że wygrałeś turniej, a dowiedział się o tym twój szef, który pogardza MW. Nie zazdroszczę.
Ale
Po prostu te twoje zawody, polegające na niezwykle emocjonalnym niszczeniu psychicznym przeciwnika, paradoksalnie byłyby przeraźliwie nudne dla widzów.
w zasadzie tutaj też masz rację…
Muszę poważnie to wszystko przemyśleć i spróbować jakoś pogodzić te fakty, nim napiszę opko nr 2.
Dzięki wam za komentarze, pozdrawiam!
Precz z sygnaturkami.
Chyba rzeczywiście tak było… ale powody, o których piszesz, nie są jedynymi. Stwierdziłem, że gdyby zawodnicy nie byli anonimowi, to całe rozgrywki Mental Wars stałyby się poważnym zagrożeniem dla ich bezpieczeństwa.
Im więcej osób zmaltretowałeś psychicznie, i im dotkliwiej to zrobiłeś, tym większą nienawiścią do ciebie będą te osoby pałać. To nie jest „zwyczajna” gra czy sport, w której się „tylko” przegrywa. A jeśli nie jesteś anonimowy, szybko może znaleźć się ktoś, kto:
– przebije ci opony w samochodzie,
– nabazgrze czerwoną farbą na ścianie twojego domu „POTWÓR”,
– albo nawet kupi nóż/pistolet i pójdzie się z tobą spotkać.
Ponadto, tak jak pisałem, uważam, że MW bardzo polaryzuje społeczeństwo: jest ogromna rzesza ludzi, która uwielbia to oglądać, ale jest też niemała, która się tym brzydzi. I wyobraźmy sobie, że wygrałeś turniej, a dowiedział się o tym twój szef, który pogardza MW. Nie zazdroszczę.
Masz stuprocentową rację. I to właśnie tworzyłoby cholernie ciekawy setting do opowiedzenia dobrej historii. Środowisko pokrzywionych psychicznie zawodowców-celebrytów, których społeczeństwo z jednej strony nienawidzi i pogardza, a z drugiej uwielbia i jest uzależnione od ich patologii. Jednocześnie oni mogliby próbować radzić sobie z tym w różne sposoby – niektórzy popadając w uzależnienia, ciągłe imprezy i te celebryckie życie, żeby dać upust emocjom, inni nie wiem, odcinając się od świata i robiąc jakieś medytacje zen XD Nie chcę ci mówić o czym masz pisać, bo to twoja twórczość i ty najlepiej wiesz o czym chcesz opowiadać. Ale pomyśl o tym, jeśli chcesz, bo serio czuję w tym masę potencjału który może rozwinąć skrzydła.
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Hmm. Powiedzenie o tym tekście, że ma potencjał, byłoby nietrafne. Bo że coś “ma potencjał” mówi się raczej o tekście, w którym ten potencjał nie został w pełni wykorzystany. A tutaj widzę, że doskonale wykorzystałeś potencjał pomysłu na opowiadanie. Jest to zgrabny tekst, w którym wszystko jest na swoim miejscu, a ilość znaków jest adekwatna. Prawda, że możnaby w tym świecie przedstawionym ułożyć dłuższą historię, albo cykl opowiadań (co jest raczej wielką zaletą). Ale historia Paula wydała mi się skończona i wystarczająca.
Styl nie jest może poetycko piękny, ale pasuje tu jak ulał. Bo ten styl oraz fabuła składały się na rozrywkowość i “wciągalność” tekstu, a jakby było napisane fikuśnym acz nudnym językiem, nie byłoby już tak rozrywkowo.
Świetny miałeś pomysł na grę, która jest głównym przedmiotem fabuły. Oryginalne to i atrakcyjne dla czytelnika, poznawanie zasad i tego, na co gracze mogą sobie pozwolić, a także jak to na nich zadziała. Bohaterowie też w miarę spoko, chociaż w niektórych miejscach zbyt mało oryginalne problemy się wkradły (chora matka, nie mogę znaleźć dziewczyny, straciłam władzę w nogach w wypadku), ale cóż, w życiu przecież i takie się zdarzają.
Ogólnie świetnie mi się to czytało, mimo że nie jest to mój gatunek i nie jest to to, co najbardziej lubię w literaturze.
Fajne, podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Witam, dzień dobry, cześć i czołem :)
Bardzo fajnie. Drugie “Igrzyska” są w drodze, ale terminów nie podaję. Przez najbliższe 3 tygodnie nie mam w zasadzie nic do roboty, więc spróbuję z nimi pójść naprzód, niczego jednak nie obiecuję :)
Precz z sygnaturkami.
Zgodnie z zapowiedzią czytam.
Podobało mi się – pomysł mocny, niepokojący i realistyczny w tym sensie, że ktoś by taki show zrobił, gdyby mógł. Moim zdaniem zmiana punktów widzenia jest do pewnego stopnia cenna, bo przypomina, że Paul wygrywa poprzez krzywdzenie (zdesperowanych) ludzi.
Przeczytawszy niektóre komentarze zastanowię się kilka razy zanim cokolwiek dłuższego tu wrzucę.
Jestem nikim, będę nikim.
Przeczytawszy niektóre komentarze zastanowię się kilka razy zanim cokolwiek dłuższego tu wrzucę.
Jeśli masz na myśli zadymę rozkręconą przez rrybaka, to spieszę poinformować, że on już zbanowany.
Dzięki za przeczytanie!
Precz z sygnaturkami.
Podobało mi się. Pomysł świetny, tło naszkicowane zgrabnie, pojedynki emocjonujące. Postaci mnie przekonują. Opowiadanie od razu mnie zainteresowało i szybko wciągnęło. To wszystko sprawia, że drobne wątpliwości rozstrzygam na korzyść Autora.
Zgadzam się z tymi, którzy krytykują zakończenie. Odstaje jakością, odbieram je jako pośpieszne i szkolne – zakończenie odsuńmy na bok.
W porządku, odsunąłem. Niektórzy pisali Ci, Niebieski Kosmito, co mógłbyś inaczej. Jasne, dużo sensownych uwag. Do przymyślenia. Ja jednak, zamiast spoglądać na trudne do obliczenia potencjały, patrzę na to, co rzeczywiście uczyniłeś, i widzę, że to jest bardzo dobre. Bunkrów nie ma, ale…
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Cześć!
Świetne opowiadanie, pomysł na grę bardzo ciekawy. Tekst czyta się przyjemnie. Doskonale poradziłeś sobie z relacjonowaniem meczu, co pewnie nie było łatwe, bo przeplatają się myśli bohatera i wypowiedzi komentatora. To będzie tekst, który na długo zapadnie mi w pamięć.
Hm, nie zauważyłem chyba komentarza jeroha… za co przepraszam. Wszystko, co było do powiedzenia na temat tego opka, zostało już powiedziane. Dziękuję Wam obojgu za komentarze i miłe słowa! Niniejszy komć jest 100-nym pod opowiadaniem, co sprawia, że czuję niemałą dumę, bo żaden z moich poprzednich tekstów nie miał aż takiego wzięcia :)))
To jeszcze coś powiem o drugich Igrzyskach, jak już tu jestem.
Wersję “alfa” skończyłem w kwietniu, została przeczytana przez 3 osoby, które wyraziły różne opinie i poddały mi wiele fajnych pomysłów na poprawki. Prawda jest jednak taka, że ostatnio nie mam ani chęci, ani czasu, żeby nad tym usiąść.
Ale widok takich komentarzy wzbudza we mnie nowe pokłady energii :) Niedługo skończy się sesja i może wreszcie usiądę do tych poprawek.
Precz z sygnaturkami.
Cześć!
Przybyłem, zwabiony nowszym tekstem. Bardzo dobry pomysł i niezłe wykonanie, mroczny i ludzki pomysł na “sport” ery informacji. Punkt za niezłą futurologię imho. Bohater trudny i niesympatyczny, ale doskonale pasuje do drogi, na którą wkracza. Okrutne, ale spójne i logiczne. Błądzi w labiryncie, na przemian to ucieka to walczy rozpaczliwie, by coś sobie udowodnić i ukoić ból (istnienia, zawiedzionych ambicji, nie wiem, ale jakiś imho). I w końcu ucieka w samobój.
Czytałem ze szczerym zainteresowaniem, zastanawiając się, jak to zakończysz. Finał przychodzi nagle, ale doskonale pasuje to do reguł gry i realiów walk toczonych przez zawodników, tworzy to spójna całość z resztą tekstu. Jedynie wiadomości w końcówce wydają się być nieco zbyt długi i banalne. Przeciwnik Paula niemal natychmiast się demaskuje, jakby grał na własną szkodę, byle tylko dobić bohatera. Trochę to sztuczne, bo mam wrażenie, że tam takich jak Paul jest więcej i nikt nie idzie tam z pobudek moralnych.
Podsumowując, klimatyczne i dobrze napisane opowiadanie.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cześć wam!
Czy drugie Igrzyska są lepsze od pierwszych – nie wiadomo, bo każdy mówi co innego, ale warto było napisać drugie chociażby po to, żeby więcej osób dowiedziało się o istnieniu pierwszych :)
@Krar
Bardzo dobry pomysł i niezłe wykonanie, mroczny i ludzki pomysł na “sport” ery informacji. Punkt za niezłą futurologię imho.
Podziękował za komplementację.
Jedynie wiadomości w końcówce wydają się być nieco zbyt długi i banalne. Przeciwnik Paula niemal natychmiast się demaskuje, jakby grał na własną szkodę, byle tylko dobić bohatera.
Za krytykę też podziękował. Wszelkie opinie mile widziane.
@mort
Wygląda na to, że będę śledził kolejne pisane przez Ciebie teksty ze świata Mental Wars.
Kilka różnych osób powiedziało mi już, że koncept lepiej by się sprawdził w powieści, ale nie wiem, czy mam siły na coś takiego…
Dzięki za komentarze, pozdróweczka.
Precz z sygnaturkami.
Hej Kosmito!
Zgadzam się, że tekst jest bardzo dobry. Przede wszystkim, zagrał tu pomysł i wykonanie. Widać, ze tekst jest bardzo przemyślany i zgadzam się, że ten świat ma duży potencjał ;) Czytało mi się szybko i sprawnie, nie poczułam tych 35k znaków ;)
Psychologicznie też kupuję bohatera, przede wszystkim – bo jest ciekawy i sensownie skonstruowany ;) Da się w niego uwierzyć, przeszłość ładnie zagrała.
Styl bez szału, ale zły nie był, bardzo rzadko się potykałam a i to na chwilę.
Ogółem, też nominowałabym do piórka, więc tu zdziwienia nie ma ;)
Kilka uwag:
oświadczyła trzy miesiące wcześniej Denise, matka Paula.
– Mamo, nie masz pojęcia, o jakich stawkach jest mowa.
Tłumaczysz, że to jego matka, po czym zaraz obok, w dialogu to pokazujesz. Zdublowane informacje, w dodatku obok siebie.
Pomachała chłopakowi przed nosem powykrzywianą dłonią.
Nie wiem, czy “wykrzywioną” nie będzie tu lepsze, ale to mała uwaga.
Czterdzieści dla B za orientację seksualną i dziewięćdziesiąt pięć za imię partnera.
Czemu przeciwniczka, wiedząc że w ciągu dobry będzie mieć poważne starcie, umawia się ze swoim facetem i naraża na wyciągnięcie tych danych? Uwaga spisywana na bieżąco, ale jako profesjonalistce jej nie przystoi ;P
jedzie na mnie znowu tak jak wtedy nie!
Nie do końca podeszła mi taka forma spisywania myśli. Tak chaotyczne, ale wyglądają co najmniej dziwnie. Wstawić przecinki i po kłopocie ;)
Dziękuję za lekturę!
Dzień dobry wieczór.
Ogółem, też nominowałabym do piórka, więc tu zdziwienia nie ma ;)
Opko zdecydowanie spodobało się “publiczności” bardziej niż “krytykom”, więc tu też zdziwienia nie ma ;)
Czemu przeciwniczka, wiedząc że w ciągu dobry będzie mieć poważne starcie, umawia się ze swoim facetem i naraża na wyciągnięcie tych danych? Uwaga spisywana na bieżąco, ale jako profesjonalistce jej nie przystoi ;P
No cóż, to dopiero druga runda mistrzostw, nie-profesjonaliści mogli się jeszcze zdarzać… Ale przeciwnik z piątej rundy już to wie.
Uwagi w wolnej chwili uwzględnię, dzięki za komentarz i opinię!
Precz z sygnaturkami.
Kosmito!
Bardzo dobre opowiadanie. Nie dość, że stylistycznie jest fajnie, to całość podkreśla świetny pomysł i niezłe jego wykorzystanie. Podobała mi się otoczka, zrobiona z futurystycznej gry. Trochę mi przywiodło na myśl to przeklęte anime Sword Art Online, ale bardziej z tej pozytywnej strony. :P
Dobrze skonstruowałeś psychikę bohatera, a to ważne, bo w końcu na tym opiera się cały tekst. Przejścia pomiędzy wspomnieniami, rozgrywką i bohaterami były płynne i dobrze wpasowały się w opowiadanie, więc nie wytrącały z rytmu. Wręcz przeciwnie, dynamicznie budowały świat i profile psychologiczne bohaterów, dzięki czemu odbiór Igrzysk był bardziej przystępny.
Też widzę w tym piórkowe opko, dziękuję za lekturę. Warto było zajrzeć. :3
Pozdrawiam!
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Barbarzyńco!
Dziemkuję. Co to jest Sword Art Online – nie mam zielonego pojęcia, anime nie oglądam w zasadzie wcale, ale skoro z pozytywnej strony, to dobrze.
Gdybym wiedział, że tak zaraz będzie następny komentarz, to odpowiedziałbym Wam obojgu w pojedynczym komentarzu…
Warto było zajrzeć. :3
Warto było napisać :3
Pozdróweczka.
Precz z sygnaturkami.
Hej, ZiZi NiKo
A teraz trafił Ci się “sportowy” czytelnik i właśnie na sam sport będę tu narzekał ]:->
Innych komentarzy nie czytałem, więc mogę się powtarzać.
przynajmniej pół miliona punktów
Ta liczba nic nie znaczy bez kontekstu – jest duża, a nawet zbyt duża, przez co mam wrażenie, że w skali rankingu raczej mała.
Czym są dekurie? To jakiś poziom, drużyna, obóz, liga?
I teraz największy zarzut tego opowiadania – ten sport z użyciem takiej technologii sprawia, że zawodnik jest… jednorazowy. No może ma szansę na rozegranie kilku meczy, ale po kilku rozgrywkach powinna już istnieć tak duża baza danych, że bez trudu dałoby się takiego zawodnika szybko zidentyfikować i wskazać jego słabe strony. Zawodnicy mają możliwość połączenia się z internetem, co daje na tym polu nieograniczone możliwości.
W tej perspektywie warto zobaczyć jaka jest taktyka zawodników – mecz z dziewczyną jest bardzo ofensywny – oboje rzucają sondy, żadne z nich się nie broni. W drugim meczu pojawia się tarcza, która w mojej opinii byłaby znacznie bardziej istotna – bo co z tego, że strzelę 10 goli, jeśli przeciwnik strzeli 11? Ten balans również mi nie gra, bo Paul nawet nie rozważa wariantów defensywnych.
Bohater wspomina, że przed turniejem rozegrał co najmniej 6 meczy, w tym 3 przegrał – jak przegrał? Co sprawiło, że przegrał, bo wydaje się niezrażony tym, co mu podczas rozgrywki wygarnięto? Jeśli przegrał w czasie podstawowym, to ktoś mu musiał powiedzieć/pokazać coś naprawdę nieprzyjemnego. Mógł przegrać w deathmatch’ach, ale te też odcisnęłyby jakiś ślad na psychice, bo to przecież zawodnik musi przerwać rozgrywkę.
No i co tak naprawdę widzą kibice/telewidzowie? Widzą te wspomnienia? Tu znów wydaje mi się, że po obejrzeniu iluś meczy na najwyższym poziomie, kibice byliby w stanie rozpoznać konkretnego zawodnika po jednym wspomnieniu. A stąd krótka droga do baz danych z zawodnikami. Jeśli w danym sporcie są pieniądze, to pojawią się i technologie.
Zatem, trochę podsumowując kwestię sportową, uważam, że ten sport jest idealnie skrojony pod literaturę, ale w rzeczywistości mógłby wyglądać nieco inaczej.
Natomiast od strony literackiej uważam, że to świetny tekst! Wciągający i mocno angażujący emocjonalnie. Siedząc w głowie Paula widowisko było przednie.
Świetnie rozegrałeś wstawki z przeszłości – bardzo fajnie poskładały wszystko do kupy, jednocześnie regulowały tempo akcji – spowalniały, ale nie nudziły.
Miałbyś moje półtaka, bo mimo bloku tekstu z narzekaniem powyżej, bawiłem się przednio ;)
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Cześć, kwiatuszku! (no homo…)
Czym są dekurie? To jakiś poziom, drużyna, obóz, liga?
Tag. W drugich Igrzyskach zastąpione słowem “dywizja” i ograniczone do skali typu złoty-diamentowy-platynowy, podobnie jak to jest w grach typu LoL. (broń Boże nie gram w LoLa)
I teraz największy zarzut tego opowiadania – ten sport z użyciem takiej technologii sprawia, że zawodnik jest… jednorazowy.
Także i ten zarzut spróbowałem poprawić w kolejnym opku… Nie pamiętam już dokładnie, jak to tam zrobiłem, ale generalnie wygląda na to, że zawodnicy są może nie “jednorazowi”, ale w każdym razie “jednoturniejowi”. Jestem skłonny to zaakceptować.
bo co z tego, że strzelę 10 goli, jeśli przeciwnik strzeli 11?
Hm, to trochę dziwne porównanie. Mental Wars ma raczej niewiele wspólnego ze sportami typu piłka nożna, bardziej ze sportami walki typu boks, zapasy…
No i co tak naprawdę widzą kibice/telewidzowie?
Następna rzecz dopracowana w drugich Igrzyskach, tak, żeby te rozgrywki faktycznie stanowiły jakąś rozrywkę dla publiczności.
Dzięki za komcia, pozdróweczka zwrotna!
Precz z sygnaturkami.
Hm, to trochę dziwne porównanie. Mental Wars ma raczej niewiele wspólnego ze sportami typu piłka nożna, bardziej ze sportami walki typu boks, zapasy…
Wciąż ta sama analogia – co z tego, że wyprowadzę 10 ciosów, jeśli przeciwnik zada ich 11, a nawet niechby zadał 2 ciosy, ale jeśli jeden będzie nokautujący to już w ogóle po zabawie ;)
Widzę, że postanowiłeś zachęcić mnie do przeczytania drugich igrzysk :P Tak, mam je w kolejce! Tak, przeczytam! :P
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
:D
Precz z sygnaturkami.