
Ten tekst nabrał obecnego kształtu dzięki dociekliwym betującym, w składzie: kasjopejatales, krar85, Krystian, Monique M., oidrin
Wielkie dzięki raz jeszcze :)
Ten tekst nabrał obecnego kształtu dzięki dociekliwym betującym, w składzie: kasjopejatales, krar85, Krystian, Monique M., oidrin
Wielkie dzięki raz jeszcze :)
Gdyby dni miały zapachy, ten śmierdziałby najzwyklejszym, niemiłosiernie mdlącym gównem. I to nie dlatego, że Smokey przebywał wśród narkomanów, żuli, parszywych dziwek płci obojga czy innych odpadów społecznych, kłębiących się na najniższych poziomach Cindrell – niebosiężnego megalopolis zamieszkałego przez sto milionów obywateli.
Dzień zapowiadał się dobrze, bowiem tego ranka Smokeyowi dane było zobaczyć panoramę ogromnej metropolii z wysokości gabinetu Lady Feyr, głowy potężnej rodziny, której biznesy rozciągały się od zaszczanych, ciemnych zaułków Zero Ground, po dyrektorskie apartamenty siedzib najpotężniejszych korporacji. Jednak chłopak nie był najostrzejszym nożem w szufladzie podejrzanych indywiduów zamieszkujących miasto, więc mający towarzyszyć jego parszywemu życiu przez kolejne kilkadziesiąt godzin smród nie został zauważony wtedy, gdy jeszcze można go było rozgonić.
Smokey stał więc jak kołek przed dwuskrzydłowymi drzwiami, wyglądającymi jakby przeniesiono je tutaj z siedemnastowiecznego pałacu. Roy Dent, najważniejszy z doradców Lady, do którego młodzik dotarł dzięki ulicznym kontaktom, gdzieś zniknął. Chłopak w życiu nie spodziewałby się, że ten patykowaty człowiek o szczurzej fizys wysłucha go, zapakuje razem z ochroniarzami do limuzyny i zawiezie na spotkanie z kimś jeszcze ważniejszym. Smokeyowi zaschło w ustach a w głowie układał sobie to, co powinien powiedzieć po wejściu do środka. Kiedy drzwi uchyliły się zapraszająco zdał sobie sprawę, że nie zdążył niczego konkretnego wydumać. Myślenie nie było jego mocną stroną. W zasadzie nie było nawet jego średnią stroną.
Za drzwiami znajdował się sporych rozmiarów pokój, jedno biurko i jeden fotel, zajęty przez czterdziestoletnią, piękną kobietę o azjatyckich rysach twarzy. Najwyraźniej dla petentów nie przewidziano możliwości spoczęcia na czymkolwiek.
– Lady Feyr, to dla mnie zaszczyt, że mogę stanąć przed… – zaczął Smokey zaraz po przekroczeniu progu.
– Darujmy sobie te uprzejmości – ucięła władczo Lady. – W normalnych warunkach nie spotykam się z osobnikami o twoim statusie społecznym, ale tym razem postanowiłam zrobić wyjątek, bazując na słowach pana Denta. Oboje wiemy, co jest przedmiotem handlu. Jakiej oczekujesz zapłaty w zamian za informacje?
– Ja, erm… – Tak speszony jak w tym momencie, Smokey nie był od dnia, w którym brat z kumplami przydybali go na masturbacji. Chokey. Tak go nazywali od tamtego czasu, ze względu na treść filmiku jaki wówczas oglądał. – Ja nie chcę wiele, proszę pani, mnie zależy na tym, żeby ci ludzie, o których pani powiem, no, żeby oni dostali za swoje. To jest trochę moja zemsta…
– Ale jakiejś konkretnej zapłaty również oczekujesz. – Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
– No, taki milion kredytów… – podjął niepewnie chłopak, krzywiąc się, jakby ktoś wlał mu w usta sok z cytryny. Próbował coś wyczytać z mimiki rozmówczyni, jednak równie dobrze mógłby oczekiwać zmiany wyrazu twarzy u manekina. – To niedużo, biorąc pod uwagę wartość informacji.
– Niech będzie.
Jezusie Chromowany, jak szybko się zgodziła! – pomyślał chłopak, któremu podejmowanie decyzji szło wyjątkowo opornie. Bracia śmiali się z niego, że od momentu poczucia parcia na pęcherz do chwili podjęcia decyzji aby udać się do toalety, mija czas na tyle długi, że zwieracze mu nie wytrzymują. Co było nieprawdą. Nie ewidentną, bo raz się zdarzyło, ale jednak nieprawdą.
– No, dobra… To chodzi o to… Mój ojciec, bracia i ich kumple, oni mają taki gang i chcą przejąć dostawę, co wieczorem przyleci z Faraway’u do południowego doku na drugim poziomie. Napadną na ochronę i pilotów kiedy gravijety ze styrografenem już wylądują. Uciekną a przejęty ładunek sprzedadzą na czarnym rynku. No, to tyle, chyba.
– Mocno ogólnikowe te rewelacje. Coś konkretniej? Gdzie uciekną, ilu ich jest, jakie mają uzbrojenie? Podaj informacje przydatne policji w trakcie przeprowadzania akcji prewencyjnej. I jeszcze jedno: czemu chcesz zdradzić ojca i braci? Co ci zrobili?
– Oni… oni mnie gnoją i traktują, jakbym był gorszy. Od kiedy mama umarła mieli się mną opiekować, ale zamiast tego wykorzystują. Zresztą to nie była ich mama, a oni nie są moimi prawdziwymi braćmi. – Smokey otworzył się przed nią, choć nie rozumiał dlaczego. Miał niewielką wiedzę na temat najnowocześniejszych wszczepów, a o takich, które oddziałują na nastawienie i nastrój rozmówcy poprzez wyrzut odpowiednich feromonów nawet nie słyszał.
– A ojciec?
– On jest akurat prawdziwy. Ale nie był nigdy moim tatą.
***
Po skończonej audiencji chłopak znów siedział przed gabinetem Lady, czekając na nie wiadomo co. Minęło kilka minut nim drzwi windy się rozsunęły, a stojący wewnątrz Roy Dent skinął na niego zapraszająco. Smokey prawie wbiegł do środka, tak mu było śpieszno opuścić to miejsce. Anielska jasność najwyższego poziomu, tak różna od znanych mu brudnych i ciasnych ulic środkowych kondygnacji, budziła w nim diabelski lęk.
– Lady podjęła decyzję o zapłaceniu ci żądanej kwoty za przekazane informacje. Ale stawia również warunek: aby doszło do aresztowań, musi nastąpić atak gangu i wymagamy abyś był wśród jego członków – wyjaśnił bez ogródek doradca.
– Ale po co? – wykrztusił Smokey, którego początkowa radość zamieniła się w zaskoczenie.
– Chcemy mieć kogoś w środku. Krótko mówiąc: potrzebujemy świadka z relacją z pierwszej ręki.
– Rozumiem. Żeby potem w sądzie, teges? Ale, no nie wiem, ja nie… no, nie chciałbym, wie pan… – Chłopak peszył się, nie potrafiąc znaleźć w sobie odwagi aby wyrazić strach przed konfrontacją z ojcem i braćmi.
– Świetnie rozumiem twoje obawy – skłamał Roy gładko, trafnie odczytując wątpliwości chłopaka. – Dlatego nie będziesz musiał zeznawać. Zatrzymamy się na jednym z pięter budynku, gdzie wyposażymy cię w naszyjnik, rodzaj nowoczesnego biowszczepu zewnętrznego. Demontowalny, nie zastępuje żywych tkanek ale uzupełnia pewne właściwości ciała, organizmu. Urządzenie wpije ci się w kark, połączy z układem nerwowym i umożliwi nadawanie komunikatów wprost do twojego mózgu, a nam pozwoli zdalnie widzieć, słyszeć i czuć wszystko to, co ty. Oraz nagrywać, a tym samym zdobyć materiał dowodowy. Jasne?
– Skoro taki jest warunek… Nie ma problemu, zrobi się.
Smokey spróbował zgrywać opanowanego i pewnego siebie, jednak w rzeczywistości strach mroził mu żyły. Sprawy się komplikowały, a na domiar złego nie wiedział czego się spodziewać po wszczepie, ponieważ dotychczas nie miał żadnego – nie było go na nie stać. Pokerowa twarz przerażonego idioty nie wypadła więc zbyt przekonująco.
Z kolei Roy Dent pomyślał, że chłopak to wyjątkowy kretyn, skoro łyka takie, grubymi nićmi szyte, bzdury. Styrografen był oficjalnie dopuszczonym do handlu cennym surowcem, wykorzystywanym w zaawansowanej cybernetyce. A kto wierzy w legalne dostawy do ciemnych doków poziomu drugiego, gdzie żaden uczciwy człowiek nie zapuścił się od co najmniej kilkudziesięciu lat? I w to, że dojdzie do jakiejkolwiek rozprawy sądowej, bo zamiast jatki jaka się szykuje będzie kulturalne aresztowanie z minimalizacją ofiar? Frajer. Oto kto.
Po chwili uświadomił sobie z rozbawieniem, że również gang, do którego należał Smokey, musi być zbiorem piramidalnych wręcz matołów. Nie zrobili odpowiedniego rozeznania i nie wiedzieli, że prawdziwy ładunek był nieporównywalnie cenniejszy od styrografenu, więc też ochrona transportu została adekwatnie zwiększona. Napastnicy zostaliby zmieceni w ciągu kilku sekund. Smokey nie był też w stanie powiedzieć skąd jego gang miał cynk o transporcie. W świetle tych faktów rewelacje chłopaka były gówno warte.
Ale nie dla Lady.
Denta zdumiewała inteligencja szefowej, jej umiejętność przewidywania oraz planowania. Prototypowy naszyjnik przysłany z wojskowych faktorii Farawayu był w pełni funkcjonalny. Wyposażenie w niego chłopaka równało się trafieniu dwóch dronów jednym pociskiem – eliminacja zagrożenia dla transportu i prezentacja możliwości wszczepu w czasie rzeczywistym. A teraz Roy musiał wszystkiego dopilnować, żeby Lady była zadowolona. Skrycie podkochiwał się w swojej przełożonej i często marzył o tym, że Lady odwzajemnia jego uczucie wbrew zdrowemu rozsądkowi, określanemu w tym przypadku mianem mezaliansu.
Winda się zatrzymała, drzwi otwarły, a Smokey trafił w ręce techników. Oczekując na powrót chłopaka Roy odbył kilka rozmów, wydając rozkazy: zmniejszyć do normalnego poziomu ochronę jutrzejszego transportu; w okolicy południowego doku ulokować dyskretnie oddziały specjalne; zwiększyć ilość straży w siedzibie rodziny i przygotować się na przybycie ważnych kontrahentów. A także zamówić na wieczór prostytutkę podobną do Lady Feyr.
Tak, Roy Dent był zakochanym dupkiem.
***
Pomiędzy niższymi poziomami, na których gnieździła się biedota oraz najgorszy element społeczny, a wyższymi, zajmowanymi przez bogaczy i arystokrację, były oczywiście poziomy średnie. Na nich życie toczyło się w miarę normalnie, w sposób najbardziej zbliżony do tego, w jaki funkcjonowały niegdysiejsze metropolie ze swoimi centrami i śródmieściami. Wśród zwykłego krajobrazu upakowanych warstwami budynków mieszkalnych, marketów, biur, sklepików, kafejek, jadłodajni i knajpek oraz warsztatów, znajdował się niepozorny – podobny do setek innych – magazyn. To w jego wnętrzu swoją bazę wypadową urządziła grupa przestępcza ojca Smokeya. Wszystkich dziesięciu członków gangu było w środku. Czekali, zabijając na różne sposoby ostatnie godziny pozostałe do zaplanowanej akcji.
Smokey stał pod ścianą, starając się nie myśleć o wżartym w ciało naszyjniku z pulsującą jak serce czerwoną zawieszką. Swędziało, a bywały momenty, że paliło żywym ogniem, co znosił dosyć dzielnie, pełen obaw o odkrycie biowszczepu przez któregoś z braci.
Obserwował jak ojciec rozmawia z Prinzem, przysadzistym blondynem, którego Smokey wkręcił do gangu. Kiedyś biegali ramię w ramię po wąskich zaułkach oraz zatłoczonych ulicach, śmiejąc się, dokazując, kradnąc ze straganów owoce, rażąc dla zabawy przechodniów znalezionym taserem i marząc o cybernetycznych rozszerzeniach bojowych. Matka Smokeya lubiła Prinza. Zawsze powtarzała im, że są najlepszymi przyjaciółmi, a o takich należy dbać. Serdeczni kumple. Zawsze razem.
A potem matka umarła, Prinz wszedł do gangu, pokazał swoją wartość i stał się ulubieńcem szefa. Smokey miał o to żal do przyjaciela, ponieważ marzył o odbudowaniu ich szczeniackich relacji. Ale, z drugiej strony, Prinz był jedynym członkiem grupy, który traktował go jak równego sobie. Nie pomiatał, nie wydawał głupich poleceń, nie naśmiewał się. Jednak też coraz rzadziej szukał towarzystwa kumpla z dzieciństwa.
– Matko Boska Zawsze Zalogowana! Jak mnie nosi! Nie możemy już jechać?
Grizle, starszy z przyrodnich braci Smokeya, miotał się po wnętrzu magazynu, nie potrafiąc z podekscytowania usiedzieć w miejscu. Ojciec przerwał prowadzoną rozmowę i rzucił uspokajająco w stronę pierworodnego:
– Akcja jest zaplanowana co do minuty. Mamy jeszcze dwie godziny. Mamy, Hank? – Ostatnie pytanie skierował do mężczyzny siedzącego w kącie i grającego na staroświeckiej konsoli podpiętej do holoekranu.
– Jasne, szefie – odpowiedział nazwany Hankiem czarnoskóry dryblas, nie odrywając się od rozgrywki. – Szwagier nie pierwszy raz leci tę trasę, wie co ile zajmuje. Wszystko według schematu jakiego muszą się trzymać piloci. Nie ma mowy o obsuwie.
Wyglądało na to, że te zapewnienia uspokoiły Grizla. Jednak odczuwane przez niego ciśnienie potrzebowało wentyla, przez który mogłoby ujść. Podszedł do podpierającego ścianę Smokeya, zbliżył swoje małpie oblicze do twarzy chłopaka i warknął:
– Może gdybym wypróbował na tobie moje nowe cacuszko, Chokey, to by mi trochę ulżyło?
Uniósł metalową łapę na wysokość wzroku Smokeya, aby ten mógł się z bliska przyjrzeć oksydowanej powierzchni cybernetycznej części, którą Grizle zastąpił swoje prawdziwe ramię. A potem błyskawicznym ruchem wyprowadził uderzenie, przebijając na wylot ścianę cal od głowy wystraszonego przyrodniego brata. Chłopak opadł w kucki i skulił się, zakrywając rękami głowę.
– Dosyć! – Ojciec spiorunował Grizla wzrokiem. – Siadaj na dupie i zostaw Smokeya.
Atmosfera w pomieszczeniu momentalnie zgęstniała, a uwaga wszystkich skupiła się na szefie gangu oraz jego niespodziewanej reprymendzie pod adresem najstarszego syna. Ojciec nigdy nie bronił Smokeya, pozwalając znęcać się nad nim każdemu kto miał na to ochotę. A wielu ją miewało, i to całkiem często.
– Widzisz, że patałach stoi na uboczu, spocony i skupiony na tym, żeby się nie zesrać ze strachu. – Większość straciła zainteresowanie, bo niespodziewana ojcowska reprymenda okazała się być jedynie preludium do zgnębienia najmłodszego dziecka. – A skoro już jesteśmy przy sraniu… Mamy jeszcze trochę czasu, ty się widocznie nudzisz Smokey, więc weź się przydaj, idź przepchać kibel, bo znów się zatkał. Przestań się mazgaić jak technopurysta, któremu założyli rozrusznik, wstawaj i zapieprzaj po szczotkę. Już!
Chłopak podniósł się i z opuszczoną głową podreptał w kierunku toalet. Przystanął za drzwiami wejściowymi. Starając się nie zdradzić nasłuchiwał czy padną jeszcze jakieś słowa na jego temat.
– Tato, musimy brać tego durnia ze sobą? – zapytał środkowy z braci, Staz. – Będzie tylko przeszkadzał.
– Idzie z nami i nie ma o czym dyskutować. A gdyby przeszkadzał, to możecie palnąć mu w łeb. – Na ustach ojca odmalował się uśmiech, kiedy kontynuował teatralnym szeptem: – A jak będzie miał pecha, to któryś z ochroniarzy go zastrzeli. Miałbym kolejny, po jego mamusi, kłopot z głowy.
Łzy napłynęły do oczu Smokeya, a dłonie same zacisnęły się w pięści. Pod wpływem usłyszanych słów chłopak nabrał szaleńczej odwagi, wysunął się zza drzwi i już miał wykrzyczeć ojcu w twarz co o nim myśli, kiedy usłyszał w czaszce łagodny głos Lady:
– Uspokój się, Smokey. Poczekaj, a dostaną za swoje. A ty dostaniesz obiecane kredyty. Wszystko w swoim czasie.
Wycofał się, zauważony tylko przez Prinza, który posłał mu zażenowane, pełne współczucia spojrzenie. Takie samo jak dawno temu, gdy Grizle dla zabawy obijał Smokeya a Prinz tkwił w żelaznym uścisku Staza. Smokey przypomniał sobie jak później mama smarowała mu siniaki śmierdzącą maścią a obok niego siedział przyjaciel, z opuszczoną głową powtarzający, że gdyby byli więksi oraz silniejsi nikt nie dałby im rady. Matka złapała ich wówczas za ręce i powiedziała, że to nie ciało jest ważne, ale to co mają w środku. Wewnątrz znajduje się człowiek, a to, co na zewnątrz, jest jedynie skorupą, ubraniem w jakie obleka się umysł. Potem ucałowała Smokeya w czoło, wstała i postąpiła tak samo względem Prinza.
Smokey złapał szczotkę oraz przepychacz. Smród gówna nasilił się. I to nie z powodu zatkanej toalety.
***
Dwa prostokątne cienie sunęły wewnątrz nieczynnego tunelu odprowadzającego spaliny. Transportery wyposażone w elektromagnetyczne poduszki grawitacyjne ledwo mieściły się w szybie, ciągnącym się od zerowego poziomu w górę. Manewr nie należał do łatwych, ale doświadczenie kierowców, nie pierwszy raz korzystających z tego skrótu, pozwoliło na uniknięcie najmniejszych choćby przytarć. Z tylnego siedzenia jednego z pojazdów wystraszony Smokey obserwował uciekające wraz z metrami stalowe płyty szybu, po więcej niż stu latach istnienia Cindrell zardzewiałe i pozbawione wielu trzymających je razem nitów.
Pojazdy zawisły na wysokości drugiej kondygnacji, po czym wpłynęły w poziomą odnogę i opadły na koła. Kolejne kilkaset metrów dzieliło je od ulokowanej nieopodal doku kraty, broniącej dostępu do wnętrza systemu wentylacyjnego. Kiedy transportery osiągnęły cel, przez zdemontowane zabezpieczenie wyjechały na zewnątrz. Grupka mężczyzn wysypała się ze środka, gotowa na ostateczny przydział zadań.
– Smokey, Hank, zostajecie w wozach – zarządził ojciec. – Czekacie z odpalonymi silnikami i nie ruszacie się stąd na krok. Zrozumiano?
Chłopak poczuł ulgę. Nie chciał brać udziału w napadzie, podejrzewając, że sprawy potoczą się w najgorszy możliwy sposób. Jego życie nie było może wiele warte, ale to się zmieni, kiedy znikną z niego ojciec z braćmi. Szkoda byłoby gdyby jakaś zbłąkana kula je zakończyła.
– Przekonaj go, że musisz iść z nimi. – Syknięcie Lady zawibrowało pod czaszką. Smokey jednak nie miał zamiaru wykonywać rozkazu. Skinął posłusznie ojcu, dając mu do zrozumienia, że wie co ma robić.
– Spróbuj coś zawalić, Chokey, a pozwolę Grizlowi wepchnąć ci metalowe łapsko w gardło tak głęboko, że wyciągnie przez nie twoje jaja! – zagroził chłopakowi ojciec. – Dobra ferajna, wszyscy odpalają zagłuszacze sygnału oraz antytrackery. Mamy dwie minuty. Ruszać!
Smokey wsiadł za kierownicę transportera i obserwował oddalających się członków gangu. W drugim pojeździe Hank włączył muzykę, kładąc na siedzeniu pasażera lekki karabinek taktyczny.
– Jeśli nie pójdziesz z nimi rdza z naszej umowy. Milion kredytów zniknie jak pliki z zainfekowanego wirusem dysku. Naprzód Smokey, przecież jesteś tylko obserwatorem. Jeśli się nie ruszysz, my też nie zadziałamy. A może nawet spróbujemy się dogadać z twoim ojcem. Chcesz tego, Smokey? – Głos Lady znów rezonował wewnątrz głowy chłopaka. Ton kobiety przechodził ze stanowczego, nie znoszącego sprzeciwu, w przymilny, motywujący do działania. Wiedziała jak umiejętnym blefem podejść przeciętnego głupka ze środkowego poziomu, nie potrzebowała do tego żadnych, emitujących feromony ulepszeń. A przynajmniej tak się jej wydawało.
Smokey oparł głowę o kierownicę, niepewny co ma zrobić. Chciał się ruszyć, lecz nie potrafił znaleźć dostatecznej motywacji. Nawet myślenie o słowach ojca, które go tak dotkliwie ubodły, nie pomagało rozniecić płomienia nienawiści do tego stopnia by opuścił szoferkę i pobiegł śladem reszty gangu. Nie potrafił zdecydować.
Zadecydowano więc za niego.
– Rozczarowałeś mnie, chłopcze. Miałam ci pozwolić zatrzymać ten milion kredytów w razie gdybyś przeżył. Ale jednak nie pozwolę, Chokey – zakończyła wycyzelowanym szyderstwem, po czym umilkła.
Coś zaczęło się dziać z naszyjnikiem. Smokey poczuł jak biowszczep wpuszcza macki głębiej w ciało, później przyszedł ból, a na końcu wszechogarniający gniew. Chłopak sięgnął po karabin, otworzył drzwi kopniakiem, wyskoczył z pojazdu. Kiedy przebiegał obok drugiego transportera Hank wychylił się i krzyknął groźnie:
– A ty gdzie, zasrany patałachu?
Odpowiedź niosła ze sobą ciężar ołowiu wpasowanego idealnie między oczy szofera.
– Zabij wszystkich. Nikogo nie oszczędzaj.
Naszyjnik parzył, w głowie szeptała Lady. Ciało posługiwało się bronią tak, jakby było do tego specjalnie szkolone, zaś nienawiść wrzała koktajlem pompowanych do żył substancji, przejmując kontrolę nad odruchami.
To nie był on, tylko sterowane przez biowszczep narzędzie – podrasowane bojowo, pozbawione kontroli nad pokładami tłumionej dotąd agresji. Ten uwięziony, wewnętrzny Smokey, tylko patrzył: wściekły na Feyr i Denta za to co z nim zrobili; na ojca i braci za pomiatanie nim; na członków gangu za obojętność; na parszywy los. I na siebie. Za głupotę, przez którą wpakował się w kłopoty.
***
W oddali słychać dźwięki strzelaniny a ciało Smokeya biegnie, niesione zewnętrznym nakazem.
W doku stoją trzy gravijety, na ziemi leży ośmiu martwych ochroniarzy i dwa trupy pilotów. W pobliżu wejścia spoczywa ciało Butcha, najstarszego członka gangu, strzałem z bliskiej odległości pozbawionego połowy twarzy. Druga, sztuczna część jego oblicza spogląda w sufit rozbitą soczewką cybernetycznego oka. Reszta bandytów stoi z bronią w pogotowiu, czeka na instrukcje szefa chwilowo zajętego rozmową z trzecim pilotem. Starają się nie spoglądać na poległego towarzysza. Zdają sobie sprawę, że każdy z nich mógł znaleźć się na jego miejscu. Nie zauważają kiedy Smokey wypada za ich plecami tym samym wejściem, którym sami się tutaj dostali.
Kilka celnych strzałów uśmierca trójkę gangsterów, nie dając im żadnych szans na reakcję. Pozostali odpowiadają ogniem, ale zbyt niepewnie, zaskoczeni widokiem Smokeya. Ciało biegnie wzdłuż doku do transportera ochrony i ukrywa się za nim przed pociskami. Wychylone zza pojazdu zabija kolejną dwójkę: pozbawionego wszczepów Gino oraz jego kuzyna, Roberto – z powodu ilości sztucznych części już bardziej androida niż człowieka. Ostatni pocisk z premedytacją przelatuje cal od głowy ojca, wyrywając dziurę w czole trzeciego pilota, szwagra Hanka. Jego żona dostanie dziś dwie złe wiadomości.
Z karabinem pozbawionym amunicji ciało Smokeya wskakuje do wnętrza transportera. W środku znajduje zapasowe magazynki oraz błyskowo-hukowe granaty EMP. Odbezpiecza je i wyrzuca zza pojazdu w kierunku ostatnich żywych bandytów. Czeka na wybuch jednocześnie ładując karabin.
Po eksplozji wypada zza osłony, z nieprawdopodobną szybkością ruszając ku najbliższemu celowi. Po drodze mija leżącego nieruchomo Prinza. Osmalony beton i tlące się nogawki bojówek wskazują, że detonacja nastąpiła pod jego nogami.
Towarzyszący wybuchowi impuls elektromagnetyczny wyłączył czasowo wszystkie cyberwszczepy. Chwiejący się kilka metrów dalej ogłuszony Staz nie może liczyć na wsparcie neuroiniektorów zwiększających refleks. Rozpędzony Smokey uderza w niego, powala na ziemię, siada okrakiem na piersi i przygważdża kolanami ręce.
Kto jest teraz górą!? – wydziera się z mściwą satysfakcją wewnętrzny Smokey. Naszyjnik reaguje na ten gniew zwiększeniem agresji nosiciela. Lufa broni wbija się w usta Staza, wyłamuje kilka zębów, palec pociąga za spust a panika w oczach znienawidzonego brata gaśnie wraz z pojedynczym szarpnięciem. Zanim ciało pozostawia trupa i rusza dalej Smokey-obserwator dostrzega plamę wykwitającą na spodniach martwego brata. Wszystko dzisiaj cuchnie gównem.
Niedziałająca chwilowo ręka Grizla przeszkadza mu w podniesieniu się po wybuchu. Ta groźna metalowa łapa wagą ciągnie w dół najstarszego z braci, próbującego złapać pion i przygotować się na atak. Samotny pocisk trafia go w kolano, posyłając z powrotem na beton.
Trzy razy P: przegryw, patałach, popychadło! Tak o mnie mówiłeś! – wykrzykuje pretensje Smokey-obserwator, a naszyjnik usłużnie ładuje w niego kolejną dawkę chemii nienawiści. Ciało przystaje obok Grizla. Strzela. Pierwszy raz w głowę, drugi raz też w głowę, trzeci podobnie. Czwarty oraz kolejne, aż do opróżnienia magazynka, wymierzone są w nakrapianą odłamkami czaszki papkę, rozlewającą się tuż powyżej kikuta szyi oraz resztek żuchwy.
– Wszystkich, Smokey! – rozkazuje Lady Feyr. Ojciec ucieka ku głównej rampie załadunkowej na drugim końcu doku, sto metrów od gravijetów. Nie ma najmniejszych szans.
Ciało znów zrywa się do sprintu, odrzuca bezużyteczny karabin, metry dzielące je od szefa gangu znikają szybciej niż kredyty ze zhackowanego konta. Kilka panicznie oddanych strzałów przelatuje zbyt daleko by spowolnić lub zmusić do uniku prowadzoną na smyczy gniewu bestię, którą stał się Smokey.
Dopada ojca, wyrywa mu broń, rzuca nim o podłogę. Palce zaciskają się na szyi. Kapiąca z ust piana pada na twarz przerażonego rodziciela, próbującego wykrztusić przez miażdżone gardło jakieś słowo. Dłonie luzują chwyt.
– S… Smokey…
Smokey!? Już nie Chokey!? Ty stary zasrańcu! Umieraj! – Znów krzyczy w myślach, a dłonie na powrót wzmacniają chwyt. Ojciec wierzga, wije się i bezskutecznie próbuje walczyć, a w jego oczach widać niedowierzanie, zwiększające się wraz z naciskiem oplatających szyję palców. Jeszcze mocniej. Twarz nabiega krwią, robi się czerwona, ślepia wychodzą z orbit, z nosa sączy się flegma, jego ruchy słabną, wola walki zamiera wraz z gasnącą świadomością. Umieraj! Jeszcze mocniej. Język wysuwa się bezwiednie a usta bezskutecznie próbują zaczerpnąć powietrza. Udław się, gnoju! Jeszcze mocniej. Miażdżony kark pęka w końcu, a trupem wstrząsają konwulsje.
Chłopak zdaje już sobie sprawę z gówna w jakie się wpakował. Stara się uspokoić, zemsta się dokonała, nie ma już kogo nienawidzić. Jednak ciało nadal nie należy do niego, nie reaguje na jego wolę, zostawia zwłoki ojca i wraca. Idzie bez pośpiechu w stronę gravijetów oraz odzyskującego przytomność, gramolącego się z ziemi Prinza. Mija trupa ochroniarza i z cholewy wysokiego buta wyszarpuje nóż.
– Nie, tylko nie jego. Nie! Prinz to przyjaciel! Tylko nie jego! – Smokey błaga, drze się zamknięty wewnątrz własnego umysłu.
– Zabij wszystkich. – Tym razem głos nie milknie po wydaniu polecenia. Jednak to nie Smokey jest adresatem kolejnych słów Lady. – Widzieliście, panowie, jakim popychadłem był chłopak. Nasz biowszczep bojowy DragonFury potrafi zamienić nawet największego mięczaka w maszynę do zabijania. Zdajemy sobie sprawę z dosyć wysokiego kosztu, ale widzę, że jesteście zaintrygowani naszą prezentacją. Mam nadzieję, że będzie to miało przełożenie na ilość zamówień. Gwarantujemy satysfakcję z zakupu…
Czego nie zrobiłam, Dent? Nie wyłączyłam fonii? To nie ma już znaczenia. Rozkaż swoim ludziom ruszać, mają posprzątać ten bajzel i przejąć ładunek, a my w tym czasie obejrzymy końcówkę przedstawienia.
Smokey słucha i jednocześnie rozpaczliwie próbuje znaleźć sposób na odzyskanie kontroli. Jego ciało zdążyło podejść do otumanionego Prinza, rozbroić go oraz złapać za włosy. Ręka z nożem cofa się w zamiarze zadania śmiertelnego ciosu.
– Nie! Nie Prinz! To przyjaciel! O przyjaciół trzeba dbać! – Spanikowany chłopak przypomina sobie słowa matki sprzed lat.
A później przywołuje jej inną naukę:
– To, co na zewnątrz, jest tylko ubraniem w jaki obleka się umysł. – Powtarza w myślach Smokey, koncentrując się na obrazie swojego ciała jako uniformu, pustego kombinezonu. Musi go wypełnić świadomością. Wyobraża ją sobie w formie świetlistej, amorficznej emanacji. Wypuszcza z niej macki, wsuwa w rękawice dłoni i ku własnemu zaskoczeniu powoli zaczyna odczuwać fakturę rękojeści noża. Pierwszy raz w życiu Smokey jest tak zdeterminowany i pewny siebie. Skupia się z całych sił, odzyskuje kontrolę nad rękami, powstrzymuje uderzenie.
Blask powoli rozlewa się po całym ciele, wypełnia każdy jego zakamarek, aż do momentu, w którym chłopak uświadamia sobie, że nie jest już tylko obserwatorem.
***
Upuścił nóż i wyplątał dłoń z czupryny Prinza. Naszyjnik nadal parzył, ale dało się wytrzymać. Przepełniała go witalność jaką miewał wyłącznie po metaspeedzie, za to bez nieprzyjemnych efektów ubocznych.
– Masz go zabić! – Lady Feyr była wściekła.
– To ciebie zabiję, szmato! – ryknął Smokey w przestrzeń. Podniósł z ziemi broń Prinza i ruszył ku wyjściu.
– Dent, nie działa. Niech to przeciążenie pochłonie! Nie da się go wyłączyć.… Tak, nacisnęłam… Dent, a to inne zabezpieczenie? Jest w tym modelu? – W szepcie Lady brzmiały niepewność oraz poirytowanie. Kolejne słowa wypowiedziała jednak głośno, rzeczowym tonem profesjonalnego handlowca. – Nie ma powodu do obaw, panowie, to część przedstawienia. Chcemy wam pokazać, że na wypadek nieprzewidzianych okoliczności naszyjnik jest wyposażony w niezależny od reszty wszczepu ładunek wybuchowy. Jego działanie za momencik zaprezentujemy… Żegnaj, Chokey.
Smokey zrozumiał, że za chwilę umrze. Rozdarł bluzę, odsłaniając wpite w ciało nabrzmiałe macki naszyjnika. Czerwona zawieszka nie pulsowała jak wcześniej, tylko świeciła stałym blaskiem. Nie myśląc wiele chłopak wbił paznokcie w biowszczep. Szarpnął. Poczuł przesuwające się wewnątrz ciała wici. Pociągnął raz jeszcze, najmocniej jak potrafił, zrywając naszyjnik wraz z ociekającymi krwią fragmentami skóry. Krzyknął rozdzierająco, kiedy wszechogarniający ból powalił go na kolana. Resztką sił odrzucił przedmiot i skulił się, zakrywając rękami uszy.
Ciśnięty precz naszyjnik wpadł pod jeden z gravijetów i eksplodował. Detonacja urządzenia nie była silna, ale wystarczyła by pojazd zajął się ogniem. Smokey zdołał odkuśtykać zaledwie kilka metrów, kiedy w płonącym pojeździe nastąpił kolejny wybuch. I jeszcze jeden. I następny. Łańcuch reakcji, wykwitający czerwono-żółtymi kwiatami eksplozji niczym ładunki bomby kasetowej.
Kuli ognia, która wybiła pomiędzy pierwszym a trzecim poziomem Cindrell dziurę wielkości boiska piłkarskiego, Smokey już nie widział. Fala uderzeniowa wyrzuciła go przez wlot doku, posyłając kilkadziesiąt metrów w dół.
***
Zapach świeżego powietrza, nie przesiąkniętego dymem oraz aromatami potraw ze stu różnych kuchni świata był pierwszym wrażeniem zmysłowym jakiego doświadczył Smokey po odzyskaniu przytomności. Powoli rozkleił powieki. Rozgwieżdżone niebo zamiast metrów betonu i stali zaskoczyło go. Przyjemny wietrzyk, stawiający dęba włoski na skórze – tak różny od stojącego powietrza w centrach poziomów miasta – spowodował, że chłopak zadrżał, instynktownie obejmując się ramionami. Odczuwany ból kazał mu napiąć mięśnie i zachłysnąć się przeciągłym jękiem.
– Smokey? Żyjesz, człowieku?
Dwa metry dalej, na stateczniku gravijeta, siedział Prinz z wycelowanym w niego pistoletem na race sygnałowe.
– Gdzie jesteśmy? Czemu do mnie celujesz? – zapytał słabo Smokey.
– Dziewięćdziesiąt kilometrów od Cindrell, w jakiejś skalnej dolince. Zagłuszacz i antytracker cały czas mam włączone, nikt nas tutaj nie znajdzie. A czemu do ciebie celuję powinieneś dobrze wiedzieć – odparł Prinz z wyrzutem. – Zabiłeś wszystkich, jak jakiś pieprzony komandos. Mnie też prawie zarżnąłeś. Co to było, Smokey? Co to, do stu bugów, było?
– Biowszczep – wyjaśnił chłopak. Każdemu wypowiadanemu słowu towarzyszyły setki wbijających się w ciało igiełek cierpienia. – Kontrolował mnie. Ale wygrałem. Pokonałem to… bo nie chciałem cię zabić. Już go nie mam. Wybuchnął.
– Skąd miałeś biowszczep? Jaką mam gwarancję, że nie kłamiesz?
– Prinz… to na ojca. Staza, Grizla. Nie na kumpla, ciebie. Pochrzaniło się… To Feyr i Dent. Dali mi go i okłamali…
– W coś ty się władował, Smokey? Zadarłeś z rodziną Feyr?!
– Chciałem… czegoś dla siebie. Biznesy z Feyr. To gówno.
– Cholera, słyszałem pogłoski o biowszczepach generujących feromony. O wojskowych technologiach kontroli żołnierzy też mi się coś obiło o uszy. Miałeś takie coś? Ja pieprzę… Jesteś pewien, że już nie może tobą sterować?
– Tak. Zrobiło bum…
– I wyrzuciło cię z doku prosto na elastowłókninowe siatki przechwytujące. Miałeś farta, że akurat w tym miejscu jeszcze były w całości. Biorąc pod uwagę to, że żyję, powiedzmy, że ci wierzę. – Prinz opuścił broń.
– Jak to się stało? Skąd się tu… wzięliśmy?
– Kiedy mnie zostawiłeś a potem zacząłeś się miotać pobiegłem do ostatniego gravijeta. Dopiero co wycofałem, a zaczęły się wybuchy. Wyrzuciło cię z doku, a mnie ledwie udało się odlecieć na bezpieczną odległość, kiedy tak walnęło, że musiało wyrąbać dziurę przez kilka poziomów. – Prinz zawiesił głos, a po chwili podjął poważniejszym tonem: – A potem przyszło mi do głowy, że powinienem sprawdzić, czy żyjesz. Nie wiem czemu tak pomyślałem… Może dlatego, że mnie nie zabiłeś i chciałem, bo ja wiem? Się jakoś odwdzięczyć. Albo dlatego, że… jesteśmy kumplami. Albo oba te powody naraz. Wyciągnąłem cię z siatki, wrzuciłem do kabiny, uciekłem. Do Cindrell nie ma co wracać, z komunikatów sieciowych wynika, że służby mają nagrania i nie odpuszczą, dopóki nie znajdą winnych. Wylądowałem tutaj, założyłem ci opatrunki, a teraz czekam, bo nie wiem co dalej.
– Dzięki, Prinz. Jesteś dobry kumpel. – Chłopak uśmiechnął się boleśnie.
– Moglibyśmy gdzieś polecieć, do innego miasta, spieniężyć ładunek. Tyle, że jest problem. Zamiast styrografenu są jakieś cholerne naszyjniki. Nie wiem ile to może być warte, czy jakieś sensowne kredyty się za takie błyskotki dostanie.
– Naszyjniki? – Zapytał z niedowierzaniem Smokey.
– No. Pełno pudełek, cała paka, a w każdym jeden wisiorek. Czyli nie żadne unikaty, tylko masówka. Oprócz nich nanoczipy, nie mam na czym przejrzeć zawartości, ale może to jakieś certyfikaty, więc jest nadzieja, że da się na tym zarobić. Na pojemniczkach logo, nie wiem, albo producenta albo kolekcji, trzeba by sprawdzić. DragonFury. Durna nazwa dla biżuterii.
Powieki Smokeya opadły, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Bolało, ale nie zwracał na to uwagi. Już nie śmierdziało.
Pachniało przyszłością.
Cześć Outta!
Zacna historyjka, wersja finalna zdecydowanie przypadła mi do gustu. Tak jak już pisałem w becie, niewielkie mam pojęcie o cyberpunku, ale w krótkim tekście zgrabnie przedstawiasz ten świat i położenie położenie bohatera. Biedny Smokey powoli wspina się po schodkach wykresu, dość szybko pojawia się też przeczucie, że bohater zostanie wykorzystany, ale stopniowo budujesz to napięcie, nie jest to natarczywe. Pozostawiasz czas na domysły. W końcu odkrywasz karty, chip przejmuje kontrole i Smokey zmienia się w Johna Rambo (no i spada w czarną…). Mamy mieszankę tryumfu z osobista tragedią w stumilionowym mieście.
Jak dla mnie konwencja zachowana, tekst zgodny z wykresem. Kawał dobrej roboty, więc 3P dla Ciebie: Pozdrawiam! Powodzenia w konkursie! No i polecam do biblioteki!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cyberpunk to nie mój klimat, więc już sam tytuł powinien mnie odstraszyć. Ale co tam, spróbowałem. I nie żałuję. Zdecydowanie udany tekst. Na poziomie kreacji świata nie ma może wielkich zaskoczeń, ale bladerunnerowy klimat oddałeś idealnie. Historia angażuje i śledzi się ją z przyjemnością. Fajnie Ci wyszedł ten Smokey – tępo-cwany cyberpunkowy Kopciuszek (A, no tak, właśnie w tym momencie załapałem. Kopeć = Kopciuch. Dym = Dymuś. Dobre :)). Wspomnę też o scenie walki, którą przedstawiłeś bardzo sprawnie. Było dynamicznie i brutalnie. Zakończenie też na plus.
Polecam do biblioteki, pozdrawiam!
Doceniam scenę, gdy chip przejmuje kontrolę nad bohaterem. Czuć dynamikę i gwałtowność wydarzeń.
Mam tylko dysonans związany z naszyjnikiem:
gdzie wyposażymy cię w naszyjnik, rodzaj nowoczesnego biowszczepu zewnętrznego. Demontowalny, nie zastępuje żywych tkanek, ale uzupełnia pewne właściwości ciała, organizmu. Urządzenie wpije ci się nieznacznie w kark,
Biowszczep zewnętrzny – taki kot Schroedingera, ani w środku, ani na zewnątrz?
Gdy próbowałem sobie zwizualizować taki rodzaj urządzenia w postaci naszyjnika, które jednocześnie wszczepiane jest w kark, nie powstał satysfakcjonujący obraz. Na myśl przyszedł za to chocker. Nawet byłby pewnego rodzaju symbolem.
Przyszłość pachnąca spalinami:
Dwa prostokątne cienie sunęły wewnątrz tunelu odprowadzającego spaliny. Transportery wyposażone w elektromagnetyczne poduszki grawitacyjne ledwo mieściły się w szybie, ciągnącym się od zerowego poziomu w górę.
Podejrzewam, że poduszki grawitacyjne są na tyle popularne, że nikt nie używa już pojazdów na paliwa kopalne. A być może ów tunel jest reliktem przeszłości?
Interesujący tekst, trzyma w napięciu, wartka akcja. W zasadzie mógłby startować w z(a)mianie również. :-)
Cyberpunk taki klasyczny, nałożony na fabułę “Kopciuszka”. Bez wielkich zaskoczeń, ale nie będę narzekać.
Też mi się wydaje, że plan Vonneguta wypełniony bardzo wiernie.
Babska logika rządzi!
Cześć Outta:-)
tak się składa, że jestem w trakcie lektury Sybirpunka, więc o cyberpunku coś tam wiem:-)
Przede wszystkim zainteresowałeś mnie już pierwszym zdaniem, jest naprawdę świetne. Akcja toczy się szybko i sprawnie, bez żadnych dłużyzn, które wybijałby z rytmu.
Wykreowałeś ciekawy świat różnic klasowych, świat, w którym przetrwają tylko najbardziej gruboskórni i przebiegli. Dlatego tak podoba mi się postać matki Smokeya, motywuje syna do walki. Bardzo fajnie to wyszło:-) ponadto jako jedyna jest postacią pozytywną, dobrą. Ojciec i bracia przedstawieni z odpowiednią brutalnością, dzięki czemu tłumaczysz chęć zemsty Smokeya.
Pomysł z naszyjnikiem dobry, chociaż nazwa trochę zgrzyta. Tutaj, podobnie jak PanKratzek miałam problem, żeby wyobrazić sobie ten naszyjnik jako coś wszczepionego.
życzę powodzenia w konkursie
polecam do biblioteki i pozdrawiam:-)
edycja: świetny tytuł! :-)
Hej Outta! Postawiłem na Twój tekst jako przełamanie marazmu czytelniczego i to się chyba udało, a teraz jeszcze pozostało wyzwanie w postaci napisania komentarza. :P
Gdyby tekst był w bibliotece, to pewnie zdecydowałbym się na komentarz zawarty w trzech słowach, co obrazuje pustkę w mojej głowie, ale wypada jakoś uargumentować zgłoszenie.
Tekst jest napisany ciekawym, trochę wulgarnym stylem, który chyba już u ciebie widziałem i który pasuje do opowiadanej historii. Fabuła mnie jakoś szczególnie nie porwała, ani nie zaskoczyła, ale odwzorowałeś klimat cyberpunka. Podobał mi się też motyw biowszczepu.
Troszkę mi wadziły te (umyślne? nieumyślne?) nawiązania do Cyberpunk2077, ale koniec końców je przełknąłem.
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
UWAGA! Komentarz zawiera spojlery!
****************************************************************************************************
Cześć Outta, przeczytałem Twój tekst rano, ale postanowiłem odłożyć komentarz i dobrze zrobiłem.
Po przeczytaniu nie potrafiłem sobie wyrobić jasnego sądu. Może było zbyt wcześnie. )) Po prostu nie wiedziałem, o czym jest to opowiadanie. Ale chyba już wiem. Otóż jest to “Kopciuszek” na opak.
Wszyscy znamy tę piękną baśń. W Twoim opowiadaniu przeważa świadomie kreowana brzydota, której przewodzi ciągnący się przez całą treść motyw ekskrementów. Kopciuszek wprawdzie była trochę zamorusana, ale to inna skala.
Podobnie jak Kopciuszek, tak i Smokey dręczony jest przez rodzinę. Tylko, że bohaterka bajki cierpliwie znosiła krzywdy i była posłuszna, a Smokey postanowił się odwinąć. W bajce jest bal, a u Ciebie rozpierducha. Bajce nie sposób odmówić moralnego przesłania, choć można się z nim nie zgadzać, zaś Ty kończysz swoją opowieść bez morału, przynajmniej ja go nie znajduję.
Nie przepadam za światem Cyberpunk – czymkolwiek on jest. Wiem o nim tyle, ile zobaczyłem w jakieś zajawce z gry, którą niestety muszę choćby pobieżnie poznać, gdyż zagrają w nią grube miliony i będzie miała szerokie oddziaływanie społeczne. Po prostu nie kupuję tej wizji, choć wiem, że nie jest ona brana całkiem na poważnie i rozumiem popularność tego uniwersum. Nie kupuję też Twojego fantastycznego naszyjnika, ale ok, przeboleję.
Pomimo wspomnianego wcześniej motywu, który może i pasuje do treści, ale nie pasuje moim zmysłom, doczytałem do końca i nie żałuję. Masz przyjemny styl z pozoru lekki, jednak potrafisz nim zawładnąć i miejscami przekształcić wedle własnej woli. Dobrze rysujesz bohaterów, nie ma byle jakich postaci. Choć z głównym bohaterem nie potrafiłem się utożsamić i równie dobrze mógł dla mnie zginąć, to muszę przyznać, że dobrze wyszła Ci jest jego metamorfoza i eksplozja tłumionych emocji.
Nie gustuję w rozpierduchach, nie licząc wielkich bitew, których opisy uwielbiam, ale z innych powodów. Jednak nie denerwował mnie ten fragment Twojej opowieści, co możesz uważać za swoje osiągnięcie.
Miałem cichą nadzieję, że bohater zginie. W sumie zasłużył sobie swoją głupotą i formą, z jaką postanowił się rozprawić z okrutną, ale jednak rodziną. No, ale czułem, że będzie inaczej. Przede wszystkim liczyłem, że w końcówce znajdę coś więcej niż wybuch tłumionych emocji, siłę przyjaźni i sporego farta. Gdybym nie zastrzeżenia uznałabym tekst za bardzo dobry, a tak jest aż dobry.
Pozdrawiam, Pop Lab.
P.S. Dopiero po napisaniu komentarza zapoznałem się z zasadami konkursu, co rzuca na fabułę trochę inne światło, gdyż musiałeś się podporządkować schematowi. Jednak oceniam opowiadanie jako dzieło niezależne od wymagań konkursu, bo konkurs odejdzie w niepamięć, a Twoje dzieło być może przetrwa. Życzę powodzenia. ))
Hej :)
To po kolei:
@krar85
Jak dla mnie konwencja zachowana, tekst zgodny z wykresem. Kawał dobrej roboty, więc 3P dla Ciebie: Pozdrawiam! Powodzenia w konkursie! No i polecam do biblioteki!
Cieszę się, że tak uważasz i dziękuję za polecenie do biblioteki oraz pomoc na becie.
@adam_c4
Na poziomie kreacji świata nie ma może wielkich zaskoczeń, ale bladerunnerowy klimat oddałeś idealnie.
Bo i też nie miało ich być. Pierwszy raz zmierzyłem się z konwencją cyberpunka, nie chciałem więc redefiniować pojęcia tego gatunku na żadnym poziomie. Bardziej chciałem sprawdzić, czy się odnajdę w tej konwencji i podołam rzuconemu samemu sobie zadaniu. Jeśli chociaż jeden czytelnik uważa, że cyberpunka w tym opowiadaniu czuć, to ja już jestem zadowolony, bo ciężko składało mi się ten tekst w jedną całość, co jest oczywistym znakiem, że raczej nie moja bajka ta konwencja. A co za tym idzie – na razie drugiego podejścia nie planuję.
tępo-cwany cyberpunkowy Kopciuszek (A, no tak, właśnie w tym momencie załapałem. Kopeć = Kopciuch. Dym = Dymuś. Dobre :)).
Ta prostoduszna tępota w połączeniu z nabytą, naiwną cwanością to był główny cel wykreowania tej postaci. Wiele pomogli mi betujący, którzy zauważyli pewne niespójności w wypowiedziach Smokeya, a które postarałem się poprawić.
Co do imiennych analogii, typu Smokey – Kopciuszek, to pozostałe postacie drugoplanowe też mają imiona nawiązujące do postaci z “Kopciuszka”. No i nazwa miasta oraz tytuł of kors, też nawiązują :)
Dzięki za komentarz i polecenie :)
@PanKratzek
Po pierwsze, dzięki za uwagi podesłane na PW :)
Biowszczep zewnętrzny – taki kot Schroedingera, ani w środku, ani na zewnątrz?
Gdy próbowałem sobie zwizualizować taki rodzaj urządzenia w postaci naszyjnika, które jednocześnie wszczepiane jest w kark, nie powstał satysfakcjonujący obraz. Na myśl przyszedł za to chocker. Nawet byłby pewnego rodzaju symbolem.
Taka nadstawka, jak zewnętrzny rozrusznik serca, albo osobista pompa insulinowa. Może rzeczywiście “wszczep” nie jest słowem oddającym zamysł urządzenia, ale takiego użyłem i takie zostaje. Bo w końcu wpuszcza w ciało wici, łącząc się z nosicielem i mając wpływ na jego organizm.
Podejrzewam, że poduszki grawitacyjne są na tyle popularne, że nikt nie używa już pojazdów na paliwa kopalne. A być może ów tunel jest reliktem przeszłości?
Bingo. Tunel jest reliktem przeszłości, co mogłem mocniej zaznaczyć w tekście. Choć tak naprawdę jego funkcja nie ogranicza się do odprowadzania spalin samochodowych, ale również wszystkich innych. Niemniej jednak, w mojej wizji, dolne poziomy są praktycznie wyludnione i te szyby niczemu w zasadzie nie służą – w tekście stoi, że ściany są pordzewiałe i brakuje wielu nitów. Cóż, mea culpa – bardziej konkretnie na przyszłość :)
@Finkla
W zasadzie mógłby startować w z(a)mianie również. :-)
Zwrócono mi na to uwagę na becie. Ale nie chciałem się pchać z butami do tego konkursu.
Cyberpunk taki klasyczny, nałożony na fabułę “Kopciuszka”. Bez wielkich zaskoczeń, ale nie będę narzekać.
Też mi się wydaje, że plan Vonneguta wypełniony bardzo wiernie.
Miał być klasyczny i nałożony na “Kopciuszka” z kilkoma zmianami. Przede wszystkim zawsze mnie w “Kopciuszku” mierziło, że pomimo złego traktowania przez siostry i macochę, dziewczyna na końcu zapomina o krzywdach. Ja wiem, że to morał, że miłośc bliźniego, że trzeba być dobrym i tak dalej, ale, cholera, nie wiem, nie jestem w stanie kupić takiego podejścia. Może jestem złym człowiekiem :)
Dzięki za lekturę, komentarz oraz klika :)
@Olciatka
Dlatego tak podoba mi się postać matki Smokeya, motywuje syna do walki.
A więc znów ukłony muszę posłać w stronę betujących, bo bez ich wnikliwych uwag, matka chłopaka nie pojawiłaby się w ogóle, prócz wzmianki o tym, że umarła. Cieszy mnie bardzo, Twój komentarz, bo te fragmenty o matce były ostatnimi dopisanymi przed publikacją.
ponadto jako jedyna jest postacią pozytywną, dobrą.
I to, że to wyłapałaś też mnie cieszy. Nie chciałem, aby którakolwiek z postaci była jednoznacznie dobra, bo ludzie tacy nie są. A matka jest taka we wspomnieniach Smokeya – niewinnych, dziecięcych.
Pomysł z naszyjnikiem dobry, chociaż nazwa trochę zgrzyta.
Kurde, wszystkim zgrzyta. Chyba mogłem to inaczej rozegrać, bo początkowy zamysł był taki, że urządzenie jest bransoletą.
Dzięki za miłe słowa i polecajkę :)
@Gekikara
Postawiłem na Twój tekst jako przełamanie marazmu czytelniczego i to się chyba udało, a teraz jeszcze pozostało wyzwanie w postaci napisania komentarza. :P
Hesus, Marija! Nie rób tak więcej, ja piszę proste historyjki, które nie mogą spełniać takich ekstremalnych zadań.
Tekst jest napisany ciekawym, trochę wulgarnym stylem, który chyba już u ciebie widziałem i który pasuje do opowiadanej historii.
Możliwe, bo ten wulgarny styl dopasowuję do konwencji i kilka razy go użyłem, a do cyberpunka mi najbardziej pasował. Chociaż i tak się hamowałem, żeby nie pójść w stronę, w którą poszedłem w poprzednim opowiadaniu.
Fabuła mnie jakoś szczególnie nie porwała, ani nie zaskoczyła, ale odwzorowałeś klimat cyberpunka. Podobał mi się też motyw biowszczepu.
OK. Cieszę się, że cyberpunka było czuć. No i jesteś pierwszym, który nie marudzi na nazewnictwo w kwestii tego urządzenia :D
Troszkę mi wadziły te (umyślne? nieumyślne?) nawiązania do Cyberpunk2077, ale koniec końców je przełknąłem.
Musisz mi koniecznie napisać gdzie te nawiązania. Serio. O Cyberpunku 2077 wiem tyle, że robią go polacy i Pondersmith, pojawia się w im Keanu Reeves a studio przekłada datę premiery raz za razem. I to tyle. A jeśli chodzi o wozrce z gier, to bardziej wzorowałem się na moim ulubionym “Deus Ex”.
Dzięki za komentarz i polecankę :)
@PopLab
Otóż jest to “Kopciuszek” na opak.
Nie do końca na opak, ale “Kopciuszek” :)
Bajce nie sposób odmówić moralnego przesłania, choć można się z nim nie zgadzać, zaś Ty kończysz swoją opowieść bez morału, przynajmniej ja go nie znajduję.
I słusznie, że go nie znajdujesz, bo “bądź tępym gnojkiem, sprzedaj rodzinę za krzywdy, których doświadczałeś z jej strony i nie martw się, wszystko i tak się ułoży” na morał zdecydowanie się nie nadaje. Ale ten Kopciuszek nie mieszka w bajkowym królestwie z dobrym księciem, ale w brudnej i niebezpiecznej przyszłości. Gdzie nie ma białego i czarnego, bo na białym rozlał się smar z przekładni korporacyjnych machin a czarne pokryła warstwa popiołu ze spalonych marzeń szaraczków, próbujących tylko pożyć jeszcze trochę.
Po prostu nie kupuję tej wizji, choć wiem, że nie jest ona brana całkiem na poważnie i rozumiem popularność tego uniwersum. Nie kupuję też Twojego fantastycznego naszyjnika, ale ok, przeboleję.
Chillin, rozumiem. Ja z kolei nie przepadam za fantasy. Każdy ma swoje gusta.
Choć z głównym bohaterem nie potrafiłem się utożsamić i równie dobrze mógł dla mnie zginąć, to muszę przyznać, że dobrze wyszła Ci jest metamorfoza i eksplozja tłumionych emocji.
Smokey od początku jest przedstawiany jako nierozgarnięty matołek z tragedią rodzinną w tle. To nie jest cudny, dobry, miły, mądry, troskliwy i cholera wie jaki jeszcze Kopciuszek. To zwykły człowiek, pełen wad i zalet. Chciałem, żeby taki był i chyba jest. A jeśli ciężko Ci się z nim utożsamić, to dobrze :) Mnie ciężko jest się utożsamić z Kopciuszkiem :)
Jednak nie denerwował mnie ten fragment Twojej opowieści, co możesz uważać za swoje osiągnięcie.
Achievement unlocked? Yay :)
Miałem cichą nadzieję, że bohater zginie. W sumie zasłużył sobie swoją głupotą i formą, z jaką postanowił się rozprawić z okrutną, ale jednak rodziną. No, ale czułem, że będzie inaczej. Przede wszystkim liczyłem, że w końcówce znajdę coś więcej niż wybuch tłumionych emocji, siłę przyjaźni i sporego farta. Gdybym nie zastrzeżenia uznałabym tekst za bardzo dobry, a tak jest aż dobry.
No nie mógł zginąć, bo by mi się pod zasady konkursowe opowiadanie nie zakwalifikowało. Ale skoro i tak uważasz, że tekst jest aż dobry, to ja się tylko cieszę :)
Dzięki za lekturę i rozbudowany komentarz :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Hesus, Marija! Nie rób tak więcej, ja piszę proste historyjki, które nie mogą spełniać takich ekstremalnych zadań.
Dlaczemu?
Lubię twoje teksty, ten z Lokim jest jednym z moich ulubionych, a o ile domyślam się, który tekst napisałeś na Rapkonkurs, to też zapadł w pamięć.
Możliwe, bo ten wulgarny styl dopasowuję do konwencji i kilka razy go użyłem, a do cyberpunka mi najbardziej pasował. Chociaż i tak się hamowałem, żeby nie pójść w stronę, w którą poszedłem w poprzednim opowiadaniu.
Myślę, że dobrze wyważyłeś proporcje w tym tekście
Cieszę się, że cyberpunka było czuć. No i jesteś pierwszym, który nie marudzi na nazewnictwo w kwestii tego urządzenia :D
DragonFury? Nie przeszkadza mi ta nazwa, a przy okazji nawiązałeś do smoka, więc więcej punktów.:P
Tylko sprawdź, czy znaków nie masz za dużo.
Musisz mi koniecznie napisać gdzie te nawiązania. Serio. O Cyberpunku 2077 wiem tyle, że robią go polacy i Pondersmith, pojawia się w im Keanu Reeves a studio przekłada datę premiery raz za razem
Megamiasto podzielone na poziomy, gangi niższych poziomów i mafie wyższych poziomów, lady Frey, która kojarzy się z kobietą z gamplayow (też była bogata, też mieszkała w przepychu, też robiła szemrane interesy i też miała przydupasa), może przez te wszystkie elementy w operatorze mechanicznej ręki widziałem Keanu.
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dzięki, Tarnino za przeczytanie opowiadania i pozostawienie po sobie śladu w postaci tego zwyczajowego gifa :)
Known some call is air am
Nie do końca mój klimat, ale doceniam pomysł i opartą na nim historie o Smokeyu-Kopciuszku. W sumie dobrze Ci ta zamiana wyszła :) Akcję umieściłeś w ponurym, cyberpunkowym świecie, który doskonale psuje do bardzo dobrze wykreowanego bohatera, cyberpunkowego Kopciuszka. Pozostałe postacie też dobrze zarysowane. Dobrze mi się czytało :)
Klikam bibliotekę i życzę powodzenia w konkursie :)
Gratuluję biblioteki:) Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.
Hej, Outta Sewer!
Podobało się. Napisane w takim surowym, brutalnym stylu, aż czuć cyberpunkowy klimat. Jeśli miałbym przeczytać coś cyberpunkowego (choć nie lubię tego klimatu), to nie miałbym zastrzeżeń, aby było właśnie tak pisane, jak u Ciebie.
Scena akcji super. Soczysta i mocno obrazowa, tak jak lubię.
Bohaterowie w porządku, choć żaden się zbytnio nie wyróżniał. Nawet Smokey’owi jednocześnie budził sympatię i antypatię, taki oślizgły sprzedajny gnojek. Ale w sumie pasuje do konwencji.
Podsumowując miła lektura :)
Ciekawa opowieść ładnie wpisująca się w założenia konkursowe. Wykorzystujesz sporo dobrze znanych motywów, na podstawie których tworzysz klasyczny cyberpunkowy świat i dynamiczną historię.
Na plus na pewno bohater – konsekwentnie pokazujesz jego ograniczony sposób myślenia ;)
Z minusów – myślę, że limit trochę tutaj zaszkodził. Opowieść chwilami pędzi, a część wątków prosi się o rozwinięcie, albo chociaż zatrzymanie przy nich na chwilę, by ruszyć z akcją kilka fragmentów później.
Nie do końca rozumiem też 2 kwestie:
1) Dlaczego przy takiej pokazowej akcji transporter zawierał prawdziwy, bardzo cenny ładunek? Rozumiem, że organizatorzy byli pewni siebie, ale rzeźnia w pobliżu tak cennego ładunku według mnie kompletnie mija się z celem i nie mogę sobie wyobrazić, żeby właściciele towaru postanowili umieścić go w centrum akcji, zamiast spokojnie podstawić puste skrzynie, a transportem ładunku zająć się w całkowitym spokoju.
2) Nie mogłem sobie wyobrazić, jak ten naszyjnik wyglądał. Wiem, szczegół, ale może czegoś po prostu nie zrozumiałem i mi wyjaśnisz ;) Jeśli to wszczep, to po co w formie naszyjnika? Przecież wszystko powinno się trzymać skóry bez oplatania wokół szyi.
– Jeśli nie pójdziesz z nimi, rdza z naszej umowy. Milion kredytów zniknie jak pliki z zainfekowanego wirusem dysku.
Porównanie spoko, ale według mnie pada w nienaturalny sposób i zdecydowanie nie pasuje w kontekście rozkazu wydawanego w trakcie akcji. Zbyt długie i niepraktyczne jak na moment, w którym zostaje wypowiedziane.
Aha, i jeszcze fragment, który najmniej przypadł mi do gustu: cała scena z uderzeniem sztuczną łapą obok głowy bohatera. Taka trochę sztampowo-filmowa.
Poza tym językowo wygląda wszystko ok, czyta się szybko i akcja jest dynamiczna, tak jak lubię. Świat niby typowy, ale wzbudził we mnie zainteresowanie i chciałoby się wiedzieć o nim więcej. Ogółem: przyjemna lektura :)
A tam się będę rozpisywać, skoro na becie nagadałam Ci całą czapkę. Pozwolę zatem mówić gestom. Oraz Beyonce. XD
Hej :)
@Geki
Megamiasto podzielone na poziomy, gangi niższych poziomów i mafie wyższych poziomów, lady Frey, która kojarzy się z kobietą z gamplayow (też była bogata, też mieszkała w przepychu, też robiła szemrane interesy i też miała przydupasa), może przez te wszystkie elementy w operatorze mechanicznej ręki widziałem Keanu.
To chyba taka standardowa estetyka cuberpunkowa, skoro w CP2077 są takie elementy, bo w Deusie też takie cosie były :)
Lubię twoje teksty, ten z Lokim jest jednym z moich ulubionych, a o ile domyślam się, który tekst napisałeś na Rapkonkurs, to też zapadł w pamięć.
O Szatanie i Heimdallu? :D Lokiego tam nie było, ale powiem szczerze, że sam się łapię na tym, że myślę o Szatanie z tego opowiadania jak o Lokim :)
@Katia72
Dzięki za miłe słowa i klika do biblio :)
@Monique
Raz jeszcze dzięki za betę i feedback :)
@Zanais
Nawet Smokey’owi jednocześnie budził sympatię i antypatię, taki oślizgły sprzedajny gnojek. Ale w sumie pasuje do konwencji.
O to właśnie chodziło. Biedaczyna, ale gnojek :)
Dzięki za przeczytanie i pozostawienie po sobie komentarza.
@Perrux
Opowieść chwilami pędzi, a część wątków prosi się o rozwinięcie, albo chociaż zatrzymanie przy nich na chwilę, by ruszyć z akcją kilka fragmentów później.
To nawet nie jest wina limitu, ale sposobu w jaki piszę. Staram się jakoś ujarzmić moją pisaninę i nie zawsze wychodzi, ale myślę, że i tak sporo sie tutaj uczę od innych i mam nadzieję, że w końcu uda mi się komponować teksty równiej, bez tych przeskoków.
) Dlaczego przy takiej pokazowej akcji transporter zawierał prawdziwy, bardzo cenny ładunek? Rozumiem, że organizatorzy byli pewni siebie, ale rzeźnia w pobliżu tak cennego ładunku według mnie kompletnie mija się z celem i nie mogę sobie wyobrazić, żeby właściciele towaru postanowili umieścić go w centrum akcji, zamiast spokojnie podstawić puste skrzynie, a transportem ładunku zająć się w całkowitym spokoju.
Bo by mi się fabuła nie domknęła ;) A tak zupełnie na poważnie, to w mojej głowie wygląda to tak, że zarówno transport, miejsce i terminy były zaklepane i ciężko by to było poskładać logistycznie. Im bardziej szemrana transakcja, tym mniej zostaje miejsca na logistyczne perturbacje – a transport szedł z daleka, bo z Farawayu ;). Więc Feyr, pewna działania swojego towaru, postanowiła wyeliminować zagrożenie ze strony gangu, jednocześnie demonstrując kontrahentom z Cindrell możliwości urządzenia. Nie przewidziała, że trafi się mozliwośc jedna na milion i wszystko zniknie w wybuchu. Wiem, nieco naciągane, ale kopciuszkowy pantofelek pasujący tylko na jedną kobiecą stopę też jest naciągany :P ;)
Nie mogłem sobie wyobrazić, jak ten naszyjnik wyglądał. Wiem, szczegół, ale może czegoś po prostu nie zrozumiałem i mi wyjaśnisz ;) Jeśli to wszczep, to po co w formie naszyjnika? Przecież wszystko powinno się trzymać skóry bez oplatania wokół szyi.
Tak, nazewnictwo. Będę musiał na przyszłośc bardziej zwracać uwagę na to, przy fantastycznych tekstach. Ja go widzę jako ciężki naszyjnik z elementem centralnym jako zawieszką, który wgryza się w ciało i wpuszcza wgłąb organizmu witki, łączące się z układem nerwowym. Gdybym umiał ładnie rysować, to bym Ci narysował, ale nie umiem :(
Porównanie spoko, ale według mnie pada w nienaturalny sposób i zdecydowanie nie pasuje w kontekście rozkazu wydawanego w trakcie akcji. Zbyt długie i niepraktyczne jak na moment, w którym zostaje wypowiedziane.
Hmm, myślę, że masz rację. Ale nie będę juz tego zmieniał.
Aha, i jeszcze fragment, który najmniej przypadł mi do gustu: cała scena z uderzeniem sztuczną łapą obok głowy bohatera. Taka trochę sztampowo-filmowa.
Taka miała być, sztampowo-filmowa :) Rozumiem, że może sie nie podobać, bo to tania sztuczka, ale jakoś pasowała mi do tej sceny.
Dzięki za przeczytanie i podzielenie się wrażeniami :)
EDIT: Siema, oidrin :)
Dzięki za Bejonce i uwagi betujonce ;)
Pozdrawiam
Q
Known some call is air am
Hey, mr. Q.
Za każdym razem, jak czytam jakiś cyberpunkowy tekst, mam nadzieję, że tym razem polubię ten gatunek, bo jest w nim tyle dobrego. No ale chyba jednak jestem steampunkową dziewczyną i tak zostanie. Jak więc widzisz – nie moja para implantów.
Ocenię tekst czysto obiektywnie. Jest bardzo dobry. Może nie świetny, bo czegoś mi w tej fabule brakowało, ale fajnie operujesz językiem (bywasz bardzo prawdziwy co pisałam ci już w Solusie). Nie znamy się co prawda, ale mam poczucie, że zostawiasz w tekście dużo siebie. Trochę tylko pozrzędzę, że znowu w cyberpunku taka wulgarność, no ale ok ;)
Bowiem tego ranka Smokeyowi dane było zobaczyć panoramę ogromnej metropolii z wysokości gabinetu Lady Feyr (…)
“Tego ranka bowiem”/”Tego ranka S. dane było bowiem zobaczyć”
– Ale jakiejś konkretnej zapłaty również oczekujesz. – Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
To mnie interesuje. Czy zapis z dużej litery jest poprawny, czy powinien być z małej? Jest co prawda najpierw słowo “bardziej”, ale później jest “stwierdziła”, czyli czynność gębowa. Hm, hm. Nie wiem. Ja bym pewnie dała z małej.
Bracia śmiali się z niego, że od momentu poczucia parcia na pęcherz do chwili podjęcia decyzji[+,] aby udać się do toalety, mija taki czas, że zwieracze mu nie wytrzymują i zlewa się w spodnie.
– Większość straciła zainteresowanie, bo niespodziewana ojcowska reprymenda okazała się być jedynie preludium do zgnębienia najmłodszego dziecka. – A skoro już jesteśmy przy sraniu…
Zbędna spacja.
– Naszyjniki? – Zapytał z niedowierzaniem Smokey.
“zapytał”
To zdanie jest miooodne. Po prostu wow:
Jednak chłopak nie był najostrzejszym nożem w szufladzie podejrzanych indywiduów zamieszkujących miasto, więc mający towarzyszyć jego parszywemu życiu przez kolejne kilkadziesiąt godzin smród, nie został zauważony wtedy, gdy jeszcze można go było rozgonić.
Generalnie podobało mi się, ale zostanę przy Solusie, ha ha! Powodzenia w konkursie :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Dobre. Męski Kopciuszek w megacity przyszłości wypadł bardzo fajnie i przekonująco. Akcja toczy się wartko, świat przedstawiłeś tak, że się w nim nie gubię i rozumiem, gdzie jestem. Bohatera polubić niełatwo. Z jednej strony nie chce zabić kumpla, ale już nie ma problemu z tym, że kumpel wpadnie w ręce policji. Rozumiem jednak, że taki to świat i bohater dobrze się w niego wpisuje. A przy tym udało Ci się uniknąć moralizowania.
Czyta się świetnie, łyknęłam na jeden raz. Nigdzie się nie potykałam.
Mi się :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Świetne! Ma wszystko, czego potrzebuje dobry cp a nawet więcej! Akcja, zwroty, psychologia… No i przede wszystkim dynamika, która moim zdaniem jest jedną z najważniejszych cech tego stylu! Doskonale czujesz “sajber”!
www.popetersburgu.pl
Bardzo dobry tekst, nawet moja słaba znajomość cyberpunkowych dzieł nie przeszkodziła mi w odbiorze twojego opowiadania. Na plus zdecydowanie wplecienie w fabułę osobistego wątku Smokeya oraz to, jak zaskakująca okazała się sama końcówka, pomimo, że tekst pisany jest pod schemat (zgodnie z zasadami konkursu). Scena przejęcia umysłu przez naszyjnik opisana świetnie – niesamowicie dynamiczna, a jednocześnie zawierająca wiele szczegółów na temat krzywdy wyrządzanej przez głównego bohatera. No i te cyberpunkowe wyrażenia wplecione w opowiadanie, szczególnie to jest świetne:
Jezusie Chromowany
Pozdrawiam
All in all, it was all just bricks in the wall
Opowiadanie napisane lekko, barwnie, ze swadą. Już pierwszy akapit zapowiada, że nie będzie to puchata opowiastka o jednorożcach. Zdecydowanie najlepsze spośród kilku tekstów, które w ostatnich dniach przeczytałem (lub porzuciłem) na portalu.
Na plus: język, kompozycja, poprowadzenie narracji, świat przedstawiony. Wszystko tutaj ładnie leży na swoim miejscu, sam tekst nigdzie nie zgrzyta, a w niektórych miejscach potrafi, jeżeli nie zachwycić, to przynajmniej zaimponować.
Z negatywów właściwie drobnostki: Przeszkadzał mi nieco nadmiar fekalnych porównań, choć rozumiem, że chciałeś pokazać paskudztwo najniższych warstw społecznych i dać czytelnikowi poczuć ten smród. To są już kwestie estetyczne i tutaj trudno znaleźć złoty środek, by uzyskać zamierzony efekt, a jednocześnie nie przesadzić. Nie do końca przekonała mnie postać głównego bohatera. Znowu, potrzebowałeś takiego miękiszona, więc go stworzyłeś. Czy wyszedł wiarygodny? Nie wiem. Wydał mi się przerysowany, zbyt ułomny, momentami się ocierało to o kpiny z ludzi mentalnie niepełnosprawnych. Z drugiej strony potrzebowałeś takiego bohatera, by irytował swoją bezradnością, więc równie dobrze może to być zaletą tego tekstu.
W pierwszej scenie z Lady Feyrą kuleje jej pierwsza kwestia dialogowa. Jest troszkę nienaturalna. Dlaczego ta kobieta się na wstępie się tłumaczy ze swoich pobudek przed gościem, którym gardzi?
Podsumowując, atrakcyjna lektura, odważnie poprowadzona. Stylistycznie to już jest poziom taki, za który piórko by mnie nie zdziwiło. Pytanie, czy wartość opowiadania również do tego poziomu sięga? Czy treść niesie w sobie coś, co zostanie w głowie na dłużej?
"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.
W końcu dotarłem.
Zacznę od tradycyjnej w przypadku cyberpunku formułki: cyberpunk mi nie leży. Nic do niego nie mam, trudno pisać, żebym go nie lubił, ale czasem ciężko mi się w nim odnaleźć. Dlatego często istotniejsze niż sam bieg danej historii jest dla mnie to, na ile się w niej odnajduję. Czy się nie motam, nie gubię, itd. Tutaj pod tym względem czułem się dobrze, to chyba cyberpunk z gatunku tych przystępniejszych, stąd i frajda z lektury większa.
Ale skupiając się już na samym tekście. Dobry. Naprawdę dobry, solidny tekst.
Podobał mi się język. Ani przesadnie efektowny, ani toporny. Bardzo dobrze dobrany do opowiadania i przede wszystkim miejsca akcji. Realia, jakie przedstawiasz w swoim opowiadaniu, są raczej ponure, stąd i kwiecistość języka tutaj nie pasuje. Z drugiej jednak strony, co w mojej ocenie jest naprawdę silną stroną tekstu, nie brniesz w drugą stronę. Jasne, pokazujesz paskudztwo świata, często bezpośrednio, równie bezpośrednim językiem, ale nie brniesz w taką głupią manierę usilnego zalewania czytelnika rzygowinami, szczynami, fekaliami aż po sam czubek głowy. Opowiadasz o świecie dobitnie i wprost, ale z zachowaniem jakiegoś dystansu, odrobiny subtelności. Drobiazg, ale w moim poczuciu bardzo ważny.
Język więc umiejętnie dobrany i to już na dzień dobry zachęca do lektury (co w wcale nie jest takie oczywiste, bo tekstów ponurych jest na portalu od groma i, co tu dużo ukrywać, trochę już mam ich czasem dość). Podoba mi się również tempo. Właściwie nie wiem, kiedy ta historia mi zleciała. Nawet się trochę dziwiłem na końcu, że tekst ma ponad 30 000 znaków.
Bohaterowie? Strasznie trudni do oceny. Bo z jednej strony trzeba Ci oddać, że do historii dobrałeś ich bardzo dobrze. Każdy pasuje, każdy jakoś spełnia swoją rolę. Z drugiej… no jednak każdy pasuje. :D
Wiem, to brzmi idiotycznie, ale jakoś tak brakło mi takiego bohatera, który swoim charakterem pozornie by nie pasował, a jednak został umiejętnie zaadaptowany do historii. Bo to najczęściej tacy zapadają nam na dłużej w pamięć. To nie jest wada tekstu. Raczej wskazuję miejsce, gdzie można było poszukać dodatkowych zalet. ;)
Tutaj jest trochę tak, że główny bohater ma być bezradny i bierny. I taki jest. Czy mógł być inny? Przy tym pomyśle chyba nie. Ojciec ma być podły, członkowie grupy/gangu złośliwi i bezduszni. Przyjaciel ciut rozdarty. I wszyscy są tacy, jacy powinni być. Nie ma się o co czepiać. Jednocześnie, czy któryś z nich, przy takiej charakterystyce, może zapaść w pamięć na dłużej? Chyba brakuje im argumentów. Słowem, każdy z bohaterów bardzo rzetelnie pracuje na pozytywny odbiór historii, ale żaden nie wyszarpie niczego dla siebie, jeśli chodzi o pamięć czytelnika. Piszę komentarz kilka dni po lekturze, i tak, jak mam dalej w pamięci jako taki obraz tych bohaterów, tak żaden z tych obrazów na dłużej się nie utrzyma.
Sama historia? Znów bardzo rzetelna. Wszystko na swoim miejscu. Taka która i przedstawi kawałek historii i czytelnika nie zgubi i wyeksponuje świat. Słowem, znów to jest taki przykład, gdzie wszytko pracuje na pozytywny odbiór, ale nic do końca na siebie.
Przyszło mi do głowy takie głupie porównanie, że Twój tekst to taki niebywale solidny, dobry zespół, ale bez solistów. Po co o tym piszę? Z lektury jestem zadowolony. Przedstawione przeze mnie “miniczepy” są niepotrzebne i na siłę. Pojawią się trochę tak, jakby CM chciał na siłę coś Twojemu opowiadaniu ująć. Czy chce? Wręcz przeciwnie. Gdzieś tam czuje się przy lekturze, że wyrobiłeś sobie pewien styl, wiesz, co chcesz napisać i generalnie do tej nominacji piórkowej zapewne jest Ci już bliżej niż dalej. W takich przypadkach zawsze staram się trochę pozrzędzić, żeby stworzyć autorowi jakiś szerszy materiał poglądowy. Żeby dać mu szansę poszukania tego, ostatniego być może, kroku. I jeśli z jakiegoś powodu zrzędzę, to tylko z takiego, bo z lektury naprawdę jestem zadowolony. :)
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Hej :)
Wybaczcie, że tak późno odpowiadam na Wasz feedback, ale jakoś mnie prokrastynacja dopadła ostatnio i pewne rzeczy odkładam na później. A potem na jeszcze później. I jeszcze później. Nie chcę, żebyście myśleli, że Was lekceważę, o nie! Po prostu ciężko mi się ostatnio zabrać do pewnych rzeczy.
@Lana
No ale chyba jednak jestem steampunkową dziewczyną i tak zostanie. Jak więc widzisz – nie moja para implantów.
Moja chyba też nie ;) Wymęczyłem ten tekst, bo go zacząłem. A ja zawsze kończę to co zaczynam :)
Nie znamy się co prawda, ale mam poczucie, że zostawiasz w tekście dużo siebie. Trochę tylko pozrzędzę, że znowu w cyberpunku taka wulgarność, no ale ok ;)
Trochę siebie zawsze zostawiam. To chyba normalne, bo przecież piszemy na podsatwie własnych doświadczeń, przemyśleń, zaadaptowanych pod siebie inspiracji. Ale z tą wulgarnością to mnie zabiłaś, bo naprawdę starałem się ją ograniczyć do niezbędnego minimum, żeby oddać brutalność tej rzeczywistości. Nie użyłem w tekście żadnego mocniejszego wulgaryzmu ani przekleństwa, ale rozumiem, że nawet ta niewielka dawka może razić.
Dziękuję za przeczytanie opka i pozostawienie po sobie śladu.
@Irka
Z jednej strony nie chce zabić kumpla, ale już nie ma problemu z tym, że kumpel wpadnie w ręce policji. Rozumiem jednak, że taki to świat i bohater dobrze się w niego wpisuje.
Survival of the fittest, rzec by można. Ale nie chciałem robić ze Smokeya bezdusznego dupka, jedynie zwykłego dupka :)
Dzięki za miłe słowa i czas poświęcony na czytanie :)
@Krzysztof85
Dzięki, stary. Robiłem co mogłem, wzorując się na tym, co łyknąłem Cyberpunkowego (głównie Gibson) oraz na grze Deus Ex. Czy ja czuję tego sajbera? Może. Ale czuję też, że to nie jest moja para kaloszy, tylko taka, w której spróbowałem chwilę pobiegać, żeby zobaczyć czy dam radę :)
Dzięki za przeczytanie i komentarz :)
@Simeone
Cieszę się, że Tobie również się podobało. Jezus Chromowany sam jakoś wpadł, a potem pomyślałem, że wypiszę sobie jakieś powiedzonka odnoszące się do religii, zaadaptuję je do klimatu i spróbuję wpleść w opowiadanie.
Dzięki bardzo za czas i komentarz :)
@Chro
Przeszkadzał mi nieco nadmiar fekalnych porównań, choć rozumiem, że chciałeś pokazać paskudztwo najniższych warstw społecznych i dać czytelnikowi poczuć ten smród.
Chcesz prawdy, Chro? :) Czytałem kilka opowiadań na portalu, które operowały wrażeniami zmysłowymi, bazującymi na wzroku i kolorach. Chciałem podobnie, ale potem przyszło mi do głowy, że mógłbym spróbować w zapachy. W sumie to mi nie wyszło, bo smród g*wna to jedyne co dałem, ale jak już mi pierwsze zdanie tak weszło, to postanowiłem czytelnikowi o tym przypomnieć gdzieś dalej ze dwa/trzy razy. No i masz ci babo placek (krowi ;)), bo to rzeczywiście może razić.
Znowu, potrzebowałeś takiego miękiszona, więc go stworzyłeś. Czy wyszedł wiarygodny? Nie wiem. Wydał mi się przerysowany, zbyt ułomny, momentami się ocierało to o kpiny z ludzi mentalnie niepełnosprawnych. Z drugiej strony potrzebowałeś takiego bohatera, by irytował swoją bezradnością, więc równie dobrze może to być zaletą tego tekstu.
Niech mnie Wisznu chroni, nie chciałem w żadne sposób kpić z jakiejkolwiek niepełnosprawności! Mam nie do końca sprawne dziecko, więc to chyba ostatnie co by mi do głowy przyszło. Potrzebowałem miękkiego dupka, który, gdyby dorastał w innym środowisku, był nie dupkiem, ale poczciwym matołkiem, świadomym swych braków, trochę wycofanym – znam takiego jednego i to bardzo dobrze. Fajny chłopak, poczciwy, uczynny, lubię go, ale rozmowa z nim jest dość trudna i szybko mnie męczy. Na końcu opowiadania troszkę zmieniłem Smokeya, dodałem mu pewności siebie, choć może tego nie widać, bo sobie to dopisałem w swojej głowie, zamiast mocniej zaznaczyć w tekście. To cenna uwaga, do zapamiętania na przyszłość, dziękuję Chro.
W pierwszej scenie z Lady Feyrą kuleje jej pierwsza kwestia dialogowa. Jest troszkę nienaturalna. Dlaczego ta kobieta się na wstępie się tłumaczy ze swoich pobudek przed gościem, którym gardzi?
Można to tak odebrać, dzięki za zwrócenie uwagi. Kiedy wizualizowałem sobie te postacie i wchodziłem w ich skóry, by między sobą porozmawiały, Lady w mojej głowie powiedziała to zmęczonym głosem osoby, która nie tyle się tłumaczy, ale pokazuje Smokeyowi jego miejsce w szeregu. To też mogłem wyeksponować, ale jeszcze nie do końca łapię te wszystkie niuanse i zapominam, że to co jest w mojej wyobraźni muszę w jak najbardziej dosadny sposób przenieść do tekstu.
Stylistycznie to już jest poziom taki, za który piórko by mnie nie zdziwiło. Pytanie, czy wartość opowiadania również do tego poziomu sięga? Czy treść niesie w sobie coś, co zostanie w głowie na dłużej?
Tak wysoko jeszcze nie celuję. Uczę się i jestem świadom tego, że mam sporo do ogarnięcia, a każdy komentarz, zwracający uwagę na kolejny jakiś aspekt mojej pisaniny pozwala mi się rozwijać. Na razie jestem zadowolony, że nikt nie zarzuca mi grafomanii i ludzie piszą, że się nieczęsto potykają na tekście. Na coś więcej przyjdzie może jeszcze czas. Albo nie. Dla mnie najważniejsze jest to, że pisanie sprawia mi frajdę i zwalnia mi miejsce w mózgu, bo te kłębiące się pod czaszką myśli powodowały duże ciśnienie i bywałem nerwowy. Odkąd zacząłem pisać widzę u siebie większy spokój i to jest jedna z tych rzeczy, które stanowią dla mnie o dużej wartości pisania. A czy coś zostanie na dłużej w czyjejś głowie? Nawet się nad tym nie zastanawiałem pisząc to opowiadanie, ale teraz, gdy o tym wspominasz, to uczciwie przyznam, że chyba nie. Nie taki był cel. Tutaj chciałem się sprawdzić w cyberpunku i pisaniu pod zadany temat. Sądząc po komentarzach, to chyba nawet nie wyszło źle :)
Dziękuję za miłe słowa, czas poświęcony na przeczytanie i pozostawienie po sobie obszernego komentarza :)
@Sonata
Dzięki za wizytę i przeczytanie :) Fajny obrazek, ale ja jestem fanem kotów. Choć w domu mam i kota i psa (ale ten drugi jest żony i dzieci).
@CM
Nie obrazisz się, jeśli Tobie odpiszę w innym terminie? Bo muszę uciekać – żona mnie wzywa ;)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
@CM
Jasne, pokazujesz paskudztwo świata, często bezpośrednio, równie bezpośrednim językiem, ale nie brniesz w taką głupią manierę usilnego zalewania czytelnika rzygowinami, szczynami, fekaliami aż po sam czubek głowy. Opowiadasz o świecie dobitnie i wprost, ale z zachowaniem jakiegoś dystansu, odrobiny subtelności. Drobiazg, ale w moim poczuciu bardzo ważny.
Cieszę się, że tak to odbierasz. Nie chciałem przesadzić w żadną stronę, ale najbardziej w tę, która zamiast pokazać ten brud i pozwolić oswoić się z nim czytelnikowi, spowodowałaby, że obraz odrzucałby swoją szpetotą. Prosto, dobitnie, ale bez przesady.
Podoba mi się również tempo. Właściwie nie wiem, kiedy ta historia mi zleciała. Nawet się trochę dziwiłem na końcu, że tekst ma ponad 30 000 znaków.
A tu mnie zaskoczyłeś i to pozytywnie. Zawsze mam wrażenie, że od pewnego momentu zaczynam pędzić ku końcowi. Tak jakbym chciał jak najszybciej ukończyć tekst i czując, że meta jest już blisko, nakręcał się obietnicą jej przekroczenia. W pełni świadomie starałem się przyspieszyć akcję w tym fragmencie pisanym w czasie teraźniejszym.
Wiem, to brzmi idiotycznie, ale jakoś tak brakło mi takiego bohatera, który swoim charakterem pozornie by nie pasował, a jednak został umiejętnie zaadaptowany do historii. Bo to najczęściej tacy zapadają nam na dłużej w pamięć.
Wcale nie brzmi idiotycznie i wiem o co Ci chodzi. To jak połączenie, na przykład, kotleta z ananasem (jesli ktoś lubi :)). Niby nie pasuje, a jednak w jakiś sposób nie tylko pasuje, ale również smakuje. Myślałem nad tym i zorientowałem się, że nigdy świadomie nie odbierałem pewnych postaci literackich, patrząc na nie pod zasugerowanym przez Ciebie kątem. I doszedłem do wniosku, że masz absolutną rację. Dzięki za zwrócenie na to uwagi, postaram się w przyszłości budować jakieś postacie w ten pasująco-niepasujący sposób.
Cieszę się, że nie uważasz czasu spędzonego przy czytaniu mojego opowadania, za czas stracony.
Czy ja sobie wyrobiłem jakiś styl? Ciężko mi to oceniać. Szukam i eksperymentuję, małymi kroczkami, bez dzikich szarż, bez starania się na coś, co będzie uwzględniało wszystkie Wasze uwagi. Tylko kilka z nich, żeby spróbować czy się uda i ewentualnie oswoić z przyswajaną wiedzą. A potem znów parę i tak dalej, i tak dalej. Widzę u siebie pewne postępy i sprawia mi to ogromną frajdę, ale jakiegoś konkretnego stylu, no nie wiem, nie widzę, ale pewnie nie jestem obiektywny :)
Dzięki za obszerny komentarz i kilka cennych uwag :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Przyjemna lektura. Napisana porządnie, czytało się płynnie. Podobała mi się przemiana głównego bohatera nawet jeśli jest wymuszona wszczepem. Co podobało mi się jeszcze bardziej to zemsta jakiej dokonuje. I znowu może nie robi tego sam, ale z drugiej strony, ktoś go zmusił może do czegoś o czym marzył, choć pewnie nie w tak ostatecznym wydaniu.
Nie do końca kupiłem motywu z przemianą i przezwyciężeniem wszczepu. Bardziej pasowałoby mi chyba gdyby implant został uszkodzony i stąd odzyskał by częściowo kontrolę. Ale z drugiej strony tak jest bardziej baśniowo :)
Kilka uwag do Twojego rozważenia:
Winda zatrzymała się, drzwi otwarły,
Jakoś bardziej pasowałoby mi:
Winda się zatrzymała, drzwi otwarły,
Jeśli nie pójdziesz z nimi, rdza z naszej umowy.
Nie zrozumiałem czemu rdza? To jakieś mapowanie na nowomowę nici? :)
Trzy razy P: przegryw, patałach, popychadło! Tak o mnie mówiłeś!
Czy to nie jest początek dialogu?
zwiększające się wraz naciskiem
Chyba zgubiło się z
zwiększające się wraz z naciskiem
Smokey błaga, drze się, zamknięty wewnątrz umysłu.
Może lepiej dodać, że własnego?
Smokey błaga, drze się, zamknięty wewnątrz własnego umysłu.
metrów betonu i stali, zaskoczyło go.
Nie byłoby lepiej tak? I co prawda na przecinkach się nie znam, ale może jest on zbędny w tym wypadku?
metrów betonu i stali go zaskoczyło.
Cześc Edwardzie :)
Dziękuję za odwiedziny, czas poświęcony na przeczytanie oraz za cenne uwagi, które są niewątpliwie słuszne i tekst zostanie podług nich zupgradeowany :)
Co podobało mi się jeszcze bardziej to zemsta jakiej dokonuje. I znowu może nie robi tego sam, ale z drugiej strony, ktoś go zmusił może do czegoś o czym marzył, choć pewnie nie w tak ostatecznym wydaniu.
Cholernie mnie cieszy to, że podoba Ci się zemsta jakiej dokonuje Smokey :) Serio! Zawsze mnie mierziło słodkie zakończenie Kopciuszka, to wybaczenie win i tak dalej. Bo w życiu tak nie bywa.
Nie do końca kupiłem motywu z przemianą i przezwyciężeniem wszczepu. Bardziej pasowałoby mi chyba gdyby implant został uszkodzony i stąd odzyskał by częściowo kontrolę. Ale z drugiej strony tak jest bardziej baśniowo :)
Wydaje mi się, że masz rację i tutaj. Uszkodzenie wszczepu byłoby bardziej realistyczne. Postawiłem jednak na przełamanie wpływu wszczepu poprzez pamięć o ukochanej matce i jej słowach. To, że posiadany przez Smokeya wszczep jest prototypem, też miało wpływ na ostateczne odzyskanie kontroli przez chłopaka.
Nie zrozumiałem czemu rdza? To jakieś mapowanie na nowomowę nici? :)
Niby tak, bo to w końcu cyberpunk ;) Cybernetyczne protezy sa metalowe, więc ta rdza, zamiast nici, mi tutaj zagrała, choć miałem co do niej wątpliwości i do ostatnie chwili przed publikacją wahałem się, czy tego nie usunąć. Ale zostawiłem, co może było błędem. Niech jednak jest, jak jest.
Czy to nie jest początek dialogu?
To raczej wykrzykiwana wewnatrz umysłu pretensja pod adresem zabijanego właśnie brata.
Jeszcze raz dziękuję serdecznie za odwiedziny i pozostawienie po sobie śladu.
Pozdrawiam
Q
Known some call is air am
No cóż, Outto Sewerze, wcześniej komentujący powiedzieli o opowiadaniu chyba wszystko, więc od siebie dodam, że to bardzo zacne i porządnie napisane dziełko czytało mi się świetnie i nawet nie mam zastrzeżeń do naszyjnika. ;)
Dzień zapowiadał się dobrze. Bowiem tego ranka… ―> Czy tu aby nie miało być: Dzień zapowiadał się dobrze, bowiem tego ranka…
…i umozliwi nadawanie komunikatów… ―> Literówka.
Smokey złapał za szczotkę oraz przepychacz. ―> Smokey złapał szczotkę oraz przepychacz.
– …S…Smokey… ―> Brak spacji przed drugim wielokropkiem.
Łańcuch reakcji, wykwitający czerwono żółtymi kwiatami eksplozji… ―> Łańcuch reakcji, wykwitający czerwono-żółtymi kwiatami eksplozji…
…że chłopak wzdrygnął się, instynktownie otulając ramionami. ―> Co otulał ramionami?
A może: …że chłopak zadrżał, instynktownie otulając się ramionami.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
O! Dzięki, Reg, za wizytę. Cieszę się, że uważasz ten tekst za zacny i napisany porządnie. Fajnie zawsze Cię widziec pod swoim tekstem, a to, że Twój post jest tak krótki motywuje do dalszego pisania poprawną polszczyzną ;-)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Bardzo prosze, Outto i niezmierni mi miło, że ta wizyta Cię ucieszyła. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzo przyjemny tekst. Świetnie mi się go czytało, sympatyzowałam z bohaterem i zdecydowanie przypadło mi w związku z tym do gustu zakończenie. Udany cyberpunkowy Kopciuszek bez prostego romansu ci wyszedł.
ninedin.home.blog
Cześć, ninedin :)
Cieszę się, że bohater przypadł Ci do gustu, pomimo jego nieporadności i cwaniactwa. Co zaś do romansu, to przyznam, że gdzieś na początku pisania świtała mi myśl, żeby coś w tym guście wpleść, ale ostatecznie zdecydowałem się na zastąpienie go przyjaźnią.
Dzięki za miłe słowa i odwiedziny.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
[Przeczytane]
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Przyjemne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki za odwiedziny, Anet :)
Known some call is air am
Niby zawsze zarzekam się, że takie np sf-y i cyber-cosie to nie moje klimaty, ale teksty tego typu na NF co i rusz przekonują, że powinnam trochę zrewidować poglądy, bo i w ich czytaniu odnajduję przyjemność.
No więc tak: jest bardzo dobrze technicznie (jak zwykle wyłapałam może jakieś pojedyncze potknięcia – ale ja jestem maszyną od wyłapywania potknięć, więc nie zwracajmy uwagi; w istocie nie bardzo jest się czego czepiać). Sprawnie poprowadzona fabuła, tam, gdzie trzeba, akcja przyspiesza i jest odpowiednio dynamicznie. Czytałam z zainteresowaniem od samego początku, zakończenie było satysfakcjonujące.
Nie będę się nadmiernie rozpisywać, bo zaczyna mi brakować czasu… Powiem krótko: podobało mi się.
Pozdrawiam!
Spodziewaj się niespodziewanego
Cześć NaNa :)
Cieszę się, że opowiadania takie jak to przybliżają Cię do zrewidowania poglądów na cyberpunki, to chyba dla mnie największy komplement :) Niezmiernie mi miło, że znalazłaś opowiadanie interesującym i zechciałaś zostawić po sobie ślad w postaci opinii.
Pozdrawiam
Q
Known some call is air am
Chłopiec, który wypalał trzy paczki dziennie
Ano, cyberpunk. Z całą gamą typowych dla gatunku wad i zalet. Zacznijmy od poziomu kwantów: interpunkcja nie jest najgorsza, ale brakuje sporo przecinków. Trafił się i taki wtryniony między podmiot, a orzeczenie. Zgubiłeś tu i ówdzie podmiot, znalazł się i błąd ortograficzny ("czerwono-żółty" piszemy z myślnikiem). Ciągle wstawiasz „jaki” zamiast „który”, przesadzasz też z zaimkami – wiele z nich jest całkiem zbędnych.
W ogóle słowa wydają się przejmować nad Tobą kontrolę – kilku z nich użyłeś niezgodnie ze znaczeniem, ogólny ton tekstu jest purpurowy i taki chyba ma być, to też cecha cyberpunka – niestety, Neo, tego programu jeszcze nie załadowałeś. Co rusz się potykałam. A szkoda, bo świat ma swoje mroczne, dymne uroki. Ale w ich docenieniu przeszkadzają błędnie użyte słowa, angielskie konstrukcje, liczne niezręczności, zeugmy ("w jego oczach widać niedowierzanie, zwiększające się wraz naciskiem oplatających szyję palców") i nonsensy typu „Wbrew zdrowemu rozsądkowi, noszącemu w tym przypadku imię mezalians” (rozsądek nie jest mezaliansem, nie?) Myśli bohatera odcinają się dość mocno od jego stylu mówienia, co dezorientuje.
Poważną wadą są infodumpy: tłumaczenie jak krowie na rowie tego, czego bohater nie wie, a czytelnika mogłoby zaskoczyć, ale nie zaskakuje, bo zostało wytłumaczone jak krowie na rowie. Połowa suspensu idzie się chędożyć.
Szczegóły z życia osobistego bohatera są co najmniej niesmaczne – niby pasują do purpurowo-obrzydliwej stylistyki cyberpunka, ale mam wrażenie, że jednak trochę przesadziłeś.
Przejdźmy do fabuły. Nie spodziewałam się, że Smokey przejmie kontrolę, ale to nie jest organiczny zwrot. Tak samo wypadnięcie za zewnątrz jest niespodziewane, ale trochę z sufitu. Nie mogę zaliczyć zgodności z zadanym schematem, bo „coś, co zrobił wcześniej” bardzo naciągane – tym czymś miałoby być oberwanie, żeby mama go opatrzyła i dała dobrą radę? I czy Smokey faktycznie wyszedł na swoje? Niby zdobył majątek, a jednak… Za to funkcja kontroli nastroju w rejestratorze jest zapowiedziana subtelnie, plusik. Całość w miarę spójna, ale bohater w sumie niewiele robi. Nie przekonuje mnie też psychologia.
Punktów za dodatkowe elementy zdobyłeś 6: "magiczna" (w końcu wysoce rozwinięta technologia nie różni się od magii) biżuteria jest nieodzownym elementem fabuły, pojawia się też smok, choć tylko w nazwie.
Jeśli nie masz dość po tej syntetycznej chłoście i chcesz znać szczegóły, proszę o adres na priv, żebym mogła Ci przesłać plik poddany przeze mnie torturom.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hm, cyberpunk to nie moje klimaty, ale muszę powiedzieć, że mi się podobało. Plan jest dość wyraźnie zarysowany z tym stawianiem warunku itp. – nie wiem, czy wręcz nie za wyraźnie :P – ale ogólnie jest okej, choć w zasadzie (może to wina tych cyberpunkowych klimatów) najbardziej podobał mi się styl, taki zgrabny i rozrywkowy, szybko się czytało. Choć nie idealnie, to sprawnie posługujesz się językiem, jest w tym pewna lekkość. Może trochę miejscami dajesz zbyt długie zdania i widać jakieś mniejsze niezgrabności warsztatowe, ale ten styl naprawdę ma potencjał.
Nie podobało mi się jednak niczym nieuzasadnione przeskakiwanie w narracji z punktu widzenia głównego bohatera na inne punkty w obrębie jednego fragmentu tekstu. W zasadzie może i kwestia gustu, ale ja mam serio na to alergię i już próbuję wyjaśnić, dlaczego: to zawsze dla mnie takie pójście na łatwiznę, przeskoczyć na inny punkt widzenia zamiast np. spróbować opisać to, co widzi główny bohater i na tej podstawie wywnioskować, jak się czuje inny, albo co myśli inny. Albo prościej – główny bohater, którego narracja jest w całym tekście, może się czegoś po prostu domyślać.
Przykład tu:
Z kolei Roy Dent pomyślał, że chłopak to wyjątkowy kretyn, skoro łyka takie, grubymi nićmi szyte, bzdury.
Myśli głównego bohatera na początku fragmentu, a tu nagle narracja od strony Roy Denta
Skoro ten fragment w większości jest o Roy Dencie, można by go zrobić cały o nim, a nie na początku myśli Smokeya. Można by było to, co na początku czuje Smokey, opisać tak, jak widzi to Roy Dent, obserwując go, albo po prostu przebudować akapit tak, by odczucia Smokeya z tego akapitu znajdowały się w tym pierwszym, a ten był w całości poświęcony Royowi.
Trochę też wybiła narracja w pewnym momencie przeskakująca na czas teraźniejszy, chociaż tu jeszcze rozumiem, że było to, by bardziej udynamicznić i zdramatyzować scenę.
Ostatni pocisk z premedytacją przelatuje cal od głowy ojca, wyrywając dziurę w czole trzeciego pilota, szwagra Hanka. Jego żona dostanie dziś dwie złe wiadomości.
To podoba mi się. Ogólnie bardzo dokładne i obrazowe opisy zabijania, naprawdę mocne i wywołujące emocje. Dobre opisy walki, tego zabijania, z premedytacją wykonywania czynności po sobie. No i jak usuwał sobie wszczep, brr…!
Co do głównego bohatera, trochę to za proste – zgodził się na warunek, chociaż mu nie pasował, a potem po prostu zmienił zdanie, bo tak każe schemat? Za mało napisane o jego pobudkach do decyzji, moim zdaniem. Inna rzecz, trochę zdziwiło mnie, że Smokey taki spokojny chłopak i nie był przerażony tym, co się działo, kiedy wszczep objął nad nim kontrolę, tylko się wręcz cieszył z tego zabijania. Można by było uznać, że to ta sztuczna nienawiść mieszała mu w głowie, ale skoro piszesz o nim “ciało” i “ten Smokey w środku”, to odniosłam wrażanie, że te elementy są od siebie oddzielone i każdy z nich ma inne cele i chęci.
Podobało mi się nawiązywanie do słów matki, zresztą cała sytuacja przejęcia kontroli nad ciałem do nich nawiązuje, i podobał mi się sposób, w jaki dzięki tym słowom bohater sobie poradził, by nie zabić przyjaciela.
Ciekawy sposób na “odzyskanie wszystkiego z nawiązką” przez bohatera i w ogóle na fabułę. Pomysłowo “udekorowałeś” opowiadanie smrodem i umieściłeś klamrę, gdzie opko się nim zaczyna, a kończy “zapachem przyszłości”.
Technikalia, a zwłaszcza interpunkcja, w niektórych miejscach do poprawy, tu niektóre przykłady:
i czuć wszystko to(+,) co ty.
a na domiar złego nie wiedział(+,) czego się spodziewać po wszczepie, ponieważ dotychczas nie miał żadnego.
skoro łyka takie, grubymi nićmi szyte, bzdury.
Dwie spacje po łyka.
Na ustach ojca odmalował się uśmiech, kiedy kontynuował teatralnym szeptem
Skąd bohater wiedział, że ojciec się uśmiechnął, skoro tylko go podsłuchiwał?
Witaj, Outta Sewer!
Poniżej wrzucam swoje jurorskie notatki:
Cindrellpunk (32458 znaków)
Bardzo dobre,
Jedyne zastrzeżenia: naszyjnik, niebezpieczna akcja obok cennego towaru (może żeby pokazać, że technologia jest niezawodna? A ryzyko nie istnieje?).
Poza zastrzeżeniami konekwentne jest tu praktycznie wszystko i to wykonane solidnie.
Pozdrawiam!
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM