- Opowiadanie: Światowider - Ptaki i owady

Ptaki i owady

Opo­wia­da­nie po­wró­ci­ło z “no­wo­świa­to­wych” szra­nek na tar­czy (tu­dzież bez tar­czy). Śmiem jed­nak twier­dzić, że nie jest cał­ko­wi­cie po­zba­wio­ne wa­lo­rów li­te­rac­kich, ośmie­lam się więc opu­bli­ko­wać je tutaj.

Bar­dzo dzię­ku­ję za betę Oidrin i Olu­cie.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Ptaki i owady

Wnę­trze Zamku Kró­lew­skie­go na­pa­wa­ło Ja­siń­skie­go dziw­nym spo­ko­jem. Zda­wa­ło mu się, że miej­sce to nie ule­gło zmia­nom od cza­sów jego dzie­ciń­stwa. Prze­mie­rza­jąc ko­lej­ne kom­na­ty czuł, iż znów, w tłu­mie szkol­nych ko­le­gów, idzie śla­da­mi prze­wod­ni­kaJak przed laty mijał por­tre­ty mie­rzą­ce­go go dum­nym spoj­rze­niem Zyg­mun­ta Wazy, gro­te­sko­wo oty­łe­go Wła­dy­sła­wa Czwar­te­go, czy znu­dzo­ne­go wi­do­kiem ko­lej­nych zwie­dza­ją­cych króla Cioł­ka. Cie­szył oczy ob­ra­zem ocie­ka­ją­cych zło­tem zdo­bień, wy­peł­nio­nych pro­sty­mi mo­zai­ka­mi po­sa­dzek, gu­stow­nych, kla­sycz­nych mebli. Po­dzi­wiał mi­ja­ne rzeź­by i po­pier­sia, od­kry­wał znane na pa­mięć por­tre­ty Bac­cia­rel­le­go, tak, jakby wi­dział je po raz pierw­szy. Ta po­dróż do prze­szło­ści po­zwo­li­ła mu na chwi­lę nie­mal za­po­mnieć o Kry­zy­sie.

A jed­nak, nawet w tej ostoi nie­zmien­no­ści na­tra­fiał na ślady prze­wro­tu, który kilka lat temu prze­mie­nił ob­li­cze świa­ta. Ze świecz­ni­ków i ży­ran­do­li po­zni­ka­ły ża­rów­ki, wnę­trze bu­dyn­ku oświe­tla­ły wpa­da­ją­ce przez okna pro­mie­nie słoń­ca lub ja­rzą­ce się sła­bym bla­skiem lampy naf­to­we. Zamku nie wy­peł­niał tłum tu­ry­stów. Ja­siń­ski kro­czył sa­mot­nie, jeśli nie li­czyć uzbro­jo­nych war­tow­ni­ków czu­wa­ją­cych pa­ra­mi przy każ­dych drzwiach.

Gdy do­tarł do po­ko­ju au­dien­cjo­nal­ne­go, przy­sta­nął na mo­ment. Są­dził, że zo­sta­nie przy­ję­ty wła­śnie tutaj. Jed­nak umiesz­czo­ny na fio­le­to­wym pod­wyż­sze­niu i pod bal­da­chi­mem tron stał pusty.

– Panie pro­fe­so­rze. – Głos zwró­cił uwagę Ja­siń­skie­go na mło­de­go ad­iu­tan­ta w mun­du­rze po­rucz­ni­ka. – Pan pre­zy­dent już czeka. Pro­szę za mną.

A więc znów, jak za daw­nych cza­sów, po­dą­żał za prze­wod­ni­kiem. Przy­go­da nie trwa­ła jed­nak długo. Woj­sko­wy po­pro­wa­dził go do po­ko­ju sy­pial­nia­ne­go. Choć kom­na­tę utrzy­my­wa­no w nie­na­gan­nym po­rząd­ku, pro­fe­sor na­tych­miast do­strzegł, że zo­sta­ła ona na nowo przy­wró­co­na do co­dzien­ne­go użyt­ku. Re­pli­kę krót­kie­go, kró­lew­skie­go łoża za­stą­pio­no dłuż­szym, bar­dziej od­po­wia­da­ją­cym po­trze­bom współ­cze­sne­go czło­wie­ka. Przy nim stał sto­lik z umiesz­czo­ną nań lampą naf­to­wą.

– Tutaj. – Ad­iu­tant przy­sta­nął przy wej­ściu do daw­nej gar­de­ro­by mo­nar­chy.

Ja­siń­ski po­spie­szył za jego wska­za­niem.

Omió­tłszy wzro­kiem gar­de­ro­bę stwier­dził, że prze­kształ­co­no ją w ga­bi­net. Pod za­mknię­ty­mi drzwia­mi do ko­lej­nej kom­na­ty stało su­ro­we, pla­sti­ko­we biur­ko, zu­peł­nie nie­przy­sta­ją­ce do oto­cze­nia. Blat mebla za­ście­la­ły zwały pa­pie­rów, gó­ru­ją­ce nad usta­wio­ną w cen­trum ma­szy­ną do pi­sa­nia. Ja­siń­ski nie od­mó­wił sobie kon­sta­ta­cji, że w oczach pa­trzą­ce­go z bocz­nej ścia­ny por­tre­tu Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta od­bi­ja­ła się wi­docz­na po­gar­da dla tego ob­ra­zu bez­gu­ścia.

Za biur­kiem sie­dział męż­czy­zna w ob­ci­słym mun­du­rze z krót­ko przy­strzy­żo­ny­mi wło­sa­mi. Po­tęż­ne barki, sil­nie za­ry­so­wa­na szczę­ka i błysz­czą­cy rysem bez­względ­no­ści wzrok spra­wia­ły, że wy­glą­dał jak ar­che­ty­picz­ny “silny czło­wiek na koniu”, pro­wa­dzą­cy twar­dą ręką za­trwo­żo­ny lud przez za­wie­ru­chę dzie­jo­wą. Tak pre­zen­to­wał się Kon­rad Gabor, pre­zy­dent Rze­czy­po­spo­li­tej.

Na widok przy­by­sza Gabor po­de­rwał się z krze­sła.

– Witam, panie pro­fe­so­rze. Pro­szę spo­cząć. – Wska­zał sto­ją­ce po dru­giej stro­nie biur­ka sie­dze­nie. – Dzię­ku­ję, że przy­był pan na we­zwa­nie.

– Pre­zy­den­to­wi się nie od­ma­wia – od­parł Ja­siń­ski, zaj­mu­jąc miej­sce.

Gabor uśmiech­nął się.

– Czło­wiek taki jak pan może od­mó­wić komu ze­chce. W wieku trzy­dzie­stu kilku lat pro­fe­su­ra i ka­te­dra eko­no­mii, jesz­cze przed Kry­zy­sem sława wy­bit­ne­go kry­ty­ka do­tych­czas ist­nie­ją­cych sys­te­mów go­spo­dar­czych, a od nie­daw­na naj­bar­dziej roz­czy­ty­wa­ny pu­bli­cy­sta.

– Na­zbyt mi pan schle­bia.

– To nie po­chleb­stwa, tylko fakty. Przy­po­mi­nam te cechy, bo jak ulał pa­su­ją do no­we­go mi­ni­stra fi­nan­sów.

Ja­siń­ski po­ki­wał głową. Ni­cze­go in­ne­go się nie spo­dzie­wał.

– Widzę, że moja ofer­ta nie budzi w panu en­tu­zja­zmu – rzu­cił po chwi­li mil­cze­nia Gabor.

– W isto­cie, wo­lał­bym po­zo­stać w roli na­ukow­ca i swo­bod­ne­go ko­men­ta­to­ra. Jak jed­nak wspo­mnia­łem, pre­zy­den­to­wi się nie od­ma­wia. Nie mogę po­zo­stać obo­jęt­ny, gdy naród wzywa, choć wiem, że na­kła­da pan na mnie nie­ła­twe za­da­nie.

– Wła­śnie ze wzglę­du na obec­ne trud­no­ści po­trze­bu­je­my kogoś ta­kie­go jak pan, pro­fe­so­rze.

Tym razem uśmiech ozdo­bił twarz Ja­siń­skie­go.

– Na pewno za­zna­jo­mił się pan z moimi ar­ty­ku­ła­mi, kry­tycz­ny­mi wobec dzia­łań rządu. Je­stem w pełni świa­do­my ak­tu­al­nej sy­tu­acji i wiem, jak z niej wy­brnąć. Zanim jed­nak osta­tecz­nie zgo­dzę się przy­jąć ten cię­żar na swoje barki, pra­gnę wy­ja­śnić pewne wąt­pli­wo­ści.

– Za­mie­niam się w słuch.

Ja­siń­ski mil­czał chwi­lę, błą­dząc wzro­kiem po ma­lun­ku przed­sta­wia­ją­cym glo­bus, pod któ­rym szcze­rzy­ła się ludz­ka czasz­ka.

– Cho­dzą różne słu­chy… – pod­jął w końcu. – Zanim zgo­dzę się zo­stać człon­kiem rządu, chciał­bym zy­skać pew­ność w kwe­stii na­tu­ry ka­ta­kli­zmu, jaki nas do­tknął. Krążą tak sprzecz­ne wia­do­mo­ści, że trud­no sobie wy­ro­bić ja­kie­kol­wiek zda­nie, nie będąc fi­zy­kiem.

– Ja także nim nie je­stem – prze­rwał Gabor.

– Ow­szem, ale z pew­no­ścią dys­po­nu­je pan za­stę­pem eks­per­tów god­nych za­ufa­nia, pod­czas gdy zwy­kli, sza­rzy lu­dzie zdani są na na­ukow­ców snu­ją­cych wy­klu­cza­ją­ce się wza­jem­nie do­cie­ka­nia.

– Chyba nie wie­rzy pan w teo­rie spi­sko­we!

– Chciał­bym, lecz waga pro­ble­mu nie po­zwa­la igno­ro­wać żad­nych, nawet naj­bar­dziej ab­sur­dal­nych z po­zo­ru gło­sów. Fra­pu­ją­cy­mi są szcze­gól­nie dwie kwe­stie…

– Wiem, o czym pan mówi i chęt­nie to wy­ja­śnię – wtrą­cił znów Gabor, po­pra­wia­jąc się na krze­śle. – Po pierw­sze cho­dzi panu za­pew­ne o teo­rię, we­dług któ­rej do prze­bie­gu­no­wa­nia nigdy nie do­szło, a cały Kry­zys zo­stał od po­cząt­ku wy­re­ży­se­ro­wa­ny przez rząd świa­to­wy, ma­so­nów, czy też mnie oso­bi­ście.

Ja­siń­ski ski­nął głową.

– Otóż, musi mi pan uwie­rzyć na słowo, że nie je­stem ma­so­nem, a rząd świa­to­wy, o ile mi wia­do­mo, nie ist­nie­je. Nie mam też ta­kiej wła­dzy, by trzy­mać w oszu­stwie cały świat. Na pewno zna pan ludzi, któ­rzy byli poza Pol­ską w ostat­nim cza­sie. Sy­tu­acja na­szych są­sia­dów jest po­dob­na, o ile nie gor­sza. Po­nad­to pro­blem po­stę­pu­ją­ce­go za­ni­ku pola ma­gne­tycz­ne­go po­ru­sza­no już na wiele lat przed Kry­zy­sem. Nie­ste­ty, więk­szość ar­ty­ku­łów na ten temat po­ja­wia­ła się w in­ter­ne­cie, przez co nie można ich dziś uka­zać jako do­wo­dów. Nie­moż­li­we są rów­nież ja­kie­kol­wiek szcze­gó­ło­we po­mia­ry, przez co na­ukow­cy po­ru­sza­ją się jak we mgle. Łatwo można się jed­nak na­ma­cal­nie prze­ko­nać, że wszyst­kie urzą­dze­nia elek­tro­nicz­ne są bez­u­ży­tecz­ne. Za­pew­niam pana, że nie stoją za tym rep­ti­lia­nie, tylko cho­ler­ny wiatr sło­necz­ny.

– À pro­pos “cho­ler­ne­go wia­tru”… – ode­zwał się Ja­siń­ski.

– To za­pew­ne druga z tych “fra­pu­ją­cych kwe­stii”.

– Tak jest. Nie­któ­rzy eks­per­ci twier­dzą, że po­win­ni­śmy wszy­scy jak jeden mąż sie­dzieć teraz w pod­ziem­nych bun­krach.

Gabor sie­dział chwi­lę, bęb­niąc pal­ca­mi o blat biur­ka.

– Wspo­mnia­łem już, że, tak jak pan, nie je­stem fi­zy­kiem – pod­jął wresz­cie. – Nie mam po­ję­cia jaki wpływ na zdro­wie mają te wa­lą­ce w nas czą­stecz­ki. Mogę tylko po­le­gać na zda­niu ja­jo­gło­wych. Sęk w tym, że oni też nie wie­dzą nic pew­ne­go. Po­tra­fią tylko stwier­dzić, że po­przed­nie prze­bie­gu­no­wa­nia nie po­wo­do­wa­ły żad­nych ma­sakr wśród po­pu­la­cji homo erec­tu­sów, czy ja­kichś tam in­nych pra­czło­wie­ków. Zresz­tą, czy wy­obra­ża pan sobie w obec­nej sy­tu­acji bu­do­wę sa­mo­wy­star­czal­nych, pod­ziem­nych bun­krów dla czter­dzie­stu mi­lio­nów ludzi?

Ja­siń­ski po­krę­cił głową

– Wła­śnie – cią­gnął Gabor. – Po­zo­sta­je nam tylko robić swoje i mo­dlić się, byśmy wszy­scy nie skoń­czy­li z cho­ro­ba­mi po­pro­mien­ny­mi. Czy roz­wia­łem pań­skie wąt­pli­wo­ści?

– Tak, jest pan uczci­wym i od­po­wie­dzial­nym czło­wie­kiem, panie pre­zy­den­cie.

– Dzię­ku­ję. – Gabor wstał. Ja­siń­ski po­dą­żył zaraz w jego ślady.

– Do­brze mi się z panem roz­ma­wia­ło – prze­mó­wił pre­zy­dent. – Za­pra­szam dziś o dzie­więt­na­stej na wrę­cze­nie ofi­cjal­nej no­mi­na­cji. Witam na po­kła­dzie na­szej chwie­ją­cej się, rzą­do­wej tra­twy.

 

***

 

Po­sie­dze­nie rządu od­by­wa­ło się w daw­nym po­ko­ju rady kró­lew­skiej. Wcho­dząc do niego, Ja­siń­ski z ulgą za­uwa­żył, że za nowy wy­strój kom­na­ty od­po­wia­dał ktoś o znacz­nie wyż­szym po­czu­ciu smaku od pre­zy­den­ta. Na środ­ku stał długi stół z ciem­ne­go dębu, który rów­nie do­brze mógł­by stać tam od wie­ków. Z kolei nie­wiel­kie biur­ko ste­no­gra­fi­sty z psu­ją­cą całą kom­po­zy­cję ma­szy­ną do pi­sa­nia ukry­to dys­kret­nie w jed­nym z za­cie­nio­nych kątów po­miesz­cze­nia.

Ja­siń­ski zajął wy­zna­czo­ne miej­sce. Z tru­dem po­wstrzy­my­wał opa­da­ją­ce po­wie­ki. Ostat­ni ty­dzień upły­nął mu na pracy pełną parą, w któ­rej rzad­ko znaj­do­wał czas na sen. Pierw­sze kilka dni po otrzy­ma­niu no­mi­na­cji spę­dził na prze­glą­da­niu akt pra­cow­ni­ków mi­ni­ster­stwa. Mu­siał usu­nąć nie­ma­ło krew­nych i zna­jo­mych kró­li­ka, a także zwy­kłych ka­rie­ro­wi­czów. Na szczę­ście nie po­trze­bo­wał się mar­twić o za­stęp­stwo. Z racji swego za­wo­du znał wielu am­bit­nych oraz uta­len­to­wa­nych mło­dych ludzi. To po­zwo­li­ło mu szyb­ko zbu­do­wać ze­spół, z któ­rym przy­stą­pił do ana­li­zy stanu go­spo­dar­ki pań­stwa i wy­naj­dy­wa­nia re­me­diów na jej roz­ma­ite do­le­gli­wo­ści. Prze­glą­da­jąc po raz ostat­ni przy­nie­sio­ne ze sobą do­ku­men­ty, pro­fe­sor stwier­dził z za­do­wo­le­niem, że do­brze przy­go­to­wał się do swo­je­go pierw­sze­go po­sie­dze­nia rady mi­ni­strów.

– Pa­no­wie, za­czy­naj­my. – Głos pre­zy­den­ta ode­rwał Ja­siń­skie­go od roz­my­ślań.

Pro­fe­sor ro­zej­rzał się po sali. Przy stole sie­dzia­ło kil­ku­na­stu ludzi: pre­zy­dent na zdo­bio­nym krze­śle u szczy­tu, po bo­kach zaś kilku mi­ni­strów wraz z asy­sten­ta­mi. Ja­siń­ski do­ko­nał po­bież­nej oceny no­wych współ­pra­cow­ni­ków. Część z nich sta­no­wi­li ubra­ni w mun­du­ry woj­sko­wi, nie­za­wod­nie lo­jal­ni za­usz­ni­cy Ga­bo­ra. Więk­szą uwagę przy­cią­ga­li cy­wi­le. Pro­fe­sor sta­rał się od­czy­tać z bez­na­mięt­nych twa­rzy, któ­rzy z nich są po­dob­ny­mi mu tech­no­kra­ta­mi czy też stron­ni­ka­mi pre­zy­den­ta, a któ­rzy po­spo­li­ty­mi kon­do­tie­ra­mi po­li­tycz­ny­mi.

To wró­że­nie z fusów prze­rwał Ja­siń­skie­mu za­stęp­ca Ga­bo­ra, przy­sa­dzi­sty męż­czy­zna w mun­du­rze puł­kow­ni­ka, który roz­po­czął re­fe­rat na temat sy­tu­acji eko­no­micz­nej kraju.

– Nie jest tak do­brze, jak mo­gło­by się wy­da­wać. Oczy­wi­ście, po okre­sie Kry­zy­su, okre­sie, w któ­rym nagły blac­ko­ut uwię­ził ty­sią­ce ludzi w ich biu­rach, w wa­go­nach metra i tram­wa­jów, po cza­sie gwał­tow­nych prze­wro­tów spo­łecz­nych, po tych zda­rze­niach chwi­la obec­nej sta­bi­li­za­cji wy­da­je się nie­mal idyl­licz­na. Nie mo­że­my jed­nak ule­gać tym złu­dze­niom.

Ja­siń­ski za­ko­no­to­wał sobie w pa­mię­ci, by nie oce­niać ludzi pre­zy­den­ta po mun­du­rze. Styl puł­kow­ni­ka zde­cy­do­wa­nie nie przy­po­mi­nał ję­zy­ka ko­sza­ro­we­go trepa.

– Or­ga­ni­za­cja pracy nadal po­zo­sta­wia wiele do ży­cze­nia – kon­ty­nu­ował woj­sko­wy. – Szcze­gól­nie kry­tycz­ną kwe­stią jest tu żyw­ność. Pro­duk­cja nawet nie zbli­ży­ła się do po­zio­mu sprzed Kry­zy­su. Wa­run­ki trans­por­tu nie po­zwa­la­ją li­czyć na im­port z za­gra­ni­cy. Je­że­li nie po­dej­mie­my na­tych­mia­sto­wych dzia­łań, grozi nam klę­ska głodu.

– Co pro­po­nu­jesz? – prze­rwał pre­zy­dent.

– W mia­stach po­zo­sta­je wciąż bez­czyn­na znacz­na część daw­nych pra­cow­ni­ków sek­to­ra usług. Kie­run­ki, w któ­rych po­sia­da­ją kwa­li­fi­ka­cje, są dziś cał­ko­wi­cie bez­war­to­ścio­we. Do­ty­czy to zwłasz­cza bran­ży IT. Za­ra­zem to grupa naj­bar­dziej rosz­cze­nio­wa, która żyje z rzą­do­wej po­mo­cy i jed­no­cze­śnie po­zo­sta­je szcze­gól­nie po­dat­na na an­ty­rzą­do­wą agi­ta­cję. W mojej oce­nie na­le­ży jej przed­sta­wi­cie­li skie­ro­wać do pracy na roli, gdzie po­trze­ba nie­wy­kwa­li­fi­ko­wa­nych pra­cow­ni­ków jest bar­dzo duża.

– Py­ta­nie, czy ze­chcą wziąć się do ta­kiej ro­bo­ty – rzu­cił ktoś.

– Jeśli nie, ko­niecz­nym bę­dzie uży­cie przy­mu­su – od­parł nie­wzru­szo­ny puł­kow­nik. – Tym ru­chem upie­cze­my od razu kilka pie­cze­ni na jed­nym ogniu. Wzro­śnie pro­duk­cja żyw­no­ści, ogra­ni­czo­na zo­sta­nie skłon­ność do roz­ru­chów w mia­stach, a pomoc rzą­do­wa za­cznie tra­fiać wy­łącz­nie do tych na­praw­dę po­trze­bu­ją­cych. Takie jest moje zda­nie, jed­nak z pew­no­ścią wszy­scy chęt­nie po­zna­my opi­nię pana pro­fe­so­ra. – Skło­nił się Ja­siń­skie­mu, po czym usiadł.

– Bar­dzo pro­szę, pro­fe­so­rze – ode­zwał się pre­zy­dent.

Ja­siń­ski za­mru­gał kilka razy, by od­go­nić sen­ność. Wstał, sta­ra­jąc się przy­brać moż­li­wie żywy wyraz twa­rzy.

– Sza­now­ni pa­no­wie – za­czął. – Co do za­sa­dy zga­dzam się ze sta­no­wi­skiem mo­je­go przed­mów­cy. Pra­gnę jed­nak zwró­cić pań­stwa uwagę na kilka niu­an­sów, które oce­niam w nieco od­mien­ny spo­sób. Ow­szem, głód po­zo­sta­je rze­czy­wi­stym za­gro­że­niem, ow­szem, rol­nic­two, po­zba­wio­ne na sku­tek kry­zy­su no­wo­cze­snych ma­szyn, po­trze­bu­je rąk do pracy. Nie po­win­ni­śmy jed­nak w mojej opi­nii sku­piać się wy­łącz­nie na tym sek­to­rze. Go­spo­dar­ka to sys­tem na­czyń po­wią­za­nych, na jed­nym dzia­ła­niu cały układ zy­sku­je w jed­nych miej­scach, tra­cąc w in­nych. Kie­ru­jąc wszyst­kich do orki, skrzyw­dzi­my inne pola dzia­ła­nia. Do bu­do­wy trak­to­rów nie po­trze­bu­je­my elek­tro­ni­ki, mu­si­my więc moż­li­wie pręd­ko stwo­rzyć prze­mysł mo­gą­cy nam ich do­star­czyć.

Po­wiódł wzro­kiem po ze­bra­nych. Zda­wa­ło się, że wszy­scy słu­cha­ją go z za­in­te­re­so­wa­niem. To do­da­ło pro­fe­so­ro­wi otu­chy.

– Pan puł­kow­nik wspo­mniał o trans­por­cie. To praw­da, teraz nie dzia­ła, ale wła­śnie dla­te­go po­win­ni­śmy jak naj­szyb­ciej uru­cho­mić kolej pa­ro­wą. Wpraw­dzie więk­szość na­szych są­sia­dów po­grą­żo­na jest w unie­moż­li­wia­ją­cym więk­szą wy­mia­nę to­wa­rów cha­osie, ko­mu­ni­ka­cja przy­da się jed­nak także na rynku we­wnętrz­nym. Z po­wyż­szych po­wo­dów pro­po­nu­ję nie kie­ro­wać ca­ło­ści za­so­bów ludz­kich na wieś, ale roz­dzie­lić je od­po­wied­nio mię­dzy wy­zna­czo­ne sek­to­ry.

Ode­tchnął. Przy­szedł czas na naj­bar­dziej draż­li­wą część.

– Nie sądzę rów­nież, aby wska­za­nym było sto­so­wa­nie przy­mu­su i w ogóle cen­tral­ne­go pla­no­wa­nia. Chcę jasno za­zna­czyć, że nie je­stem żad­nym li­be­ral­nym dok­try­ne­rem i jak naj­bar­dziej uzna­ję, iż in­ter­wen­cjo­nizm pań­stwo­wy w chwi­lach tak kry­zy­so­wych jak obec­na, gdy zmu­sze­ni je­ste­śmy bu­do­wać na ru­inach i zglisz­czach, jest je­dy­nym roz­sąd­nym wyj­ściem. W imie­niu mo­je­go re­sor­tu zo­bo­wią­zu­ję się do opra­co­wa­nia wy­tycz­nych dla roz­bu­do­wy rol­nic­twa oraz prze­my­słu, a także listy po­trzeb w tych sek­to­rach. Ale z nie­wol­ni­ka nie ma pra­cow­ni­ka. Plan po­wi­nien jak naj­szyb­ciej zo­stać w pełni przed­sta­wio­ny do wia­do­mo­ści spo­łe­czeń­stwa. Geo­r­ge Sy­ming­ton, bo­ha­ter zna­nej pań­stwu być może po­wie­ści, po­wia­dał, że z braku chle­ba trze­ba lu­dziom dać nar­ko­zę. Ja myślę prze­ciw­nie. Dajmy im praw­dę, nawet tę naj­gor­szą, a oni już za­dba­ją o chleb dla sie­bie, choć­by wy­ma­ga­ło to nie­wi­dzia­nych do­tych­czas w świe­cie wy­sił­ków. Wie­rzę, że oby­wa­te­le sami, ze wzglę­du na po­czu­cie obo­wiąz­ku i dobra wspól­ne­go, chęt­nie ruszą do pracy, o ile ktoś im tylko wska­że drogę. Skie­ru­ją się do sek­to­rów wy­bra­nych przez sie­bie we­dług wła­snych po­trzeb, moż­li­wo­ści i za­in­te­re­so­wań, przez to za­pew­nia­jąc więk­szą wy­daj­ność swych wy­sił­ków. Taki na­tu­ral­ny pro­ces po­zwo­li nam unik­nąć błę­dów, które mo­gło­by przy­nieść ręcz­ne ste­ro­wa­nie, a także zwięk­szy spo­łecz­ną so­li­dar­ność i za­ufa­nie do rządu.

Usiadł, wpa­tru­jąc się w pre­zy­den­ta. Gabor bęb­nił chwi­lę pal­ca­mi w stół, wresz­cie prze­mó­wił:

– Bar­dzo panom dzię­ku­ję. Plan za­ry­so­wa­ny nam przez pana puł­kow­ni­ka uwa­żam za dobry, ale jesz­cze lep­szy bę­dzie on z po­praw­ka­mi pana pro­fe­so­ra. Dla­te­go, zgod­nie z pań­ską su­ge­stią, pro­fe­so­rze, pana re­sort zaj­mie się przy­go­to­wa­niem szcze­gó­ło­we­go planu pod­nie­sie­nia za­rów­no rol­nic­twa, jak i prze­my­słu. Na­stęp­nie mi­ni­ster­stwo spraw we­wnętrz­nych prze­pro­wa­dzi roz­dział pra­cow­ni­ków po­mię­dzy te sek­to­ry.

Przez salę prze­biegł szmer. Ja­siń­ski sie­dział jakby ugo­dzo­ny mło­tem. Pre­zy­dent po­zor­nie za­ak­cep­to­wał plan, upo­ka­rza­jąc przed wszyst­ki­mi mi­ni­stra po­mi­nię­ciem jego po­stu­la­tu. Nie tak pro­fe­sor wi­dział swoją rolę w rzą­dzie. Już pod­no­sił się, by za­pro­te­sto­wać, ale tym­cza­sem Gabor prze­szedł do na­stęp­ne­go punk­tu po­sie­dze­nia, igno­ru­jąc zu­peł­nie Ja­siń­skie­go.

Ze­bra­nie trwa­ło jesz­cze pół­to­rej go­dzi­ny. Przy po­ru­sza­nych ko­lej­no te­ma­tach pro­fe­sor pró­bo­wał jesz­cze kil­ku­krot­nie prze­bić się z po­stu­la­tem li­be­ra­li­za­cji metod rządu, po­zo­sta­ło to jed­nak bez echa.

W końcu po­sie­dze­nie do­bie­gło końca. Pre­zy­dent po­dzię­ko­wał mi­ni­strom, a ci po­wsta­li, kie­ru­jąc się ku wyj­ściu. Ja­siń­ski ru­szył w prze­ciw­ną stro­nę, pod­cho­dząc do Ga­bo­ra.

– Panie pre­zy­den­cie, czy mógł­by pan po­świę­cić mi jesz­cze chwi­lę w roz­mo­wie na osob­no­ści?

Gabor ski­nął głową.

– Oczy­wi­ście, przejdź­my do mo­je­go ga­bi­ne­tu.

Po kilku mi­nu­tach zna­leź­li się po­now­nie w daw­nej gar­de­ro­bie, przy urą­ga­ją­cym po­wa­dze miej­sca pla­sti­ko­wym biur­ku.

– Słu­cham, panie pro­fe­so­rze – prze­mó­wił pre­zy­dent, gdy usie­dli.

Ja­siń­ski wziął głę­bo­ki wdech. Jego wzrok znów padł na obraz z czasz­ką, szcze­rzą­cą się w szy­der­czym uśmie­chu.

– Panie pre­zy­den­cie, gdy po­przed­nio roz­ma­wia­li­śmy, mówił pan, iż rząd po­trze­bu­je mnie dla po­dźwi­gnię­cia kra­jo­wej go­spo­dar­ki.

– Bo tak rze­czy­wi­ście jest.

– Nie mogę jed­nak wy­peł­niać tego za­da­nia, skoro nie przyj­mu­je pan moich opi­nii.

– Wszyst­kie pań­skie opi­nie nie­wy­kra­cza­ją­ce poza dział go­spo­dar­czy zo­sta­ły przy­ję­te.

Ja­siń­ski zmarsz­czył brwi.

– Prze­pra­szam, ale nie uwzględ­nił pan moich obiek­cji, co do sto­so­wa­nia przy­mu­su. Muszę raz jesz­cze zde­cy­do­wa­nie za­pro­te­sto­wać prze­ciw­ko takim za­ku­som rządu wobec wol­no­ści oso­bi­stej oby­wa­te­li.

– Jak po­wie­dzia­łem, za­kres tej, jak pan ją na­zwał, “wol­no­ści oso­bi­stej”, nie na­le­ży do kom­pe­ten­cji pań­skie­go re­sor­tu. Pan, pro­fe­so­rze, ma stwo­rzyć plan dla na­szej eko­no­mii. Me­to­dy jego wdro­że­nia pro­szę zo­sta­wić innym.

– Ależ me­to­dy nie da się od­dzie­lić od planu! – nie­mal krzyk­nął Ja­siń­ski, zry­wa­jąc się z krze­sła.

Przez chwi­lę mil­czał, dy­sząc, wpa­trzo­ny wprost w oczy Ga­bo­ra. Gdy zdo­łał opa­no­wać nieco nerwy, pod­jął spo­koj­niej­szym, ale sta­now­czym gło­sem:

– Panie pre­zy­den­cie, muszę wy­ra­zić, być może nie­zbyt skrom­ną, ale za to szcze­rą opi­nię, że je­stem czę­ścią in­te­lek­tu­al­nej elity tego na­ro­du. Jako taki nie mogę się ogra­ni­czyć je­dy­nie do wą­skie­go pola, jakie pan pró­bu­je mi na­rzu­cić. Tkwi we mnie głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że zdro­we fi­nan­se są pod­sta­wą zdro­wej go­spo­dar­ki, a ta z kolei pod­sta­wą zdro­we­go spo­łe­czeń­stwa. Moim nad­rzęd­nym celem, jako oby­wa­te­la i jako eko­no­mi­sty, jest po­dźwi­gnię­cie ca­łe­go na­ro­du.

Gabor chciał coś po­wie­dzieć, ale Ja­siń­ski nie do­pu­ścił go do głosu:

– Dziś na­sta­ła hi­sto­rycz­na chwi­la dla spra­wy na­ro­do­wej. Jesz­cze kilka lat temu my­śle­li­śmy, że jest ona już stra­co­na, po­grze­ba­na, że śmierć jej za­da­ły glo­ba­li­za­cja oraz dy­wer­sja ide­olo­gicz­na na­szych wro­gów, na­sy­ca­ją­cych zdro­wy pień spo­łe­czeń­stwa tru­ci­zna­mi kon­sump­cjo­ni­zmu i per­mi­sy­wi­zmu. Kry­zys jed­nak zmie­nił wszyst­ko. Środ­ki glo­bal­nej ko­mu­ni­ka­cji zni­kły, od­ci­na­jąc nas od ob­cych wpły­wów. Ułuda nie­za­chwia­ne­go do­bro­by­tu pry­snę­ła jak bańka my­dla­na, a trud­ne wa­run­ki życia przy­po­mi­na­ją o war­to­ści pracy i tra­dy­cji. Dzi­siej­szy dzień jest cza­sem nie na pań­stwo­wy za­mor­dyzm, ale na spo­koj­ne bu­do­wa­nie w na­ro­dzie po­czu­cia wspól­no­ty i bu­dze­nie go do wol­ne­go, świa­do­me­go życia.

Umilkł, spo­glą­da­jąc z na­dzie­ją na Ga­bo­ra. Na­tra­fił jed­nak na pełne szy­der­stwa spoj­rze­nie pre­zy­den­ta.

– Za­bra­kło już panu pu­stych fra­ze­sów? – wy­ce­dził Gabor. – Niech pan spoj­rzy na sie­bie. Sie­dzi­my tu we dwóch, a pan prze­ma­wia do mnie jakby był na wiecu. Oczy­wi­ście, wolny, świa­do­my naród to pięk­na idea. Pan jako pu­bli­cy­sta może sobie po­zwo­lić na takie szy­bo­wa­nie po­śród wznio­słych myśli, ale ja je­stem dyk­ta­to­rem i muszę się trzy­mać twar­dych re­aliów. Nie mamy spo­łe­czeń­stwa, do­brze pan o tym wie. Świa­do­mi oby­wa­te­le sta­no­wią mar­gi­nes. Resz­ta to zwy­kłe bydło, odu­rzo­ne świe­ci­deł­ka­mi, a teraz gło­śno mu­czą­ce, bo w żło­bie za­bra­kło siana i nie ma ni­ko­go, kto mógł­by go do­rzu­cić. Bydło zaś po­trze­bu­je bata. Ina­czej nie weź­mie się do ro­bo­ty.

– Na­praw­dę takie ma pan wy­obra­że­nie o Po­la­kach? – za­py­tał cicho Ja­siń­ski.

– Tak – od­po­wie­dział krót­ko Gabor, uni­ka­jąc wzro­ku roz­mów­cy. – Ro­zu­miem, nawet po­dzie­lam pań­skie ma­rze­nia, ale z tą ha­ła­strą ich speł­nie­nie jest nie­moż­li­we.

– “Ile mógł­bym zro­bić, gdy­bym rzą­dził innym na­ro­dem”. Wie pan, czyje to słowa?

– Wiem.

– I chce pan prze­cho­dzić znowu przez to samo? Przez Brześć, Be­re­zę?

– Jeśli spra­wa bę­dzie tego wy­ma­gać…

– Jaka spra­wa? – prze­rwał pro­fe­sor.

– Jeśli spra­wa bę­dzie tego wy­ma­gać, je­stem gotów na ko­niecz­ne ofia­ry – do­koń­czył Gabor.

– Szko­da tylko, że nie będą to pań­skie oso­bi­ste po­świę­ce­nia, ale in­nych. – Ja­siń­ski uśmiech­nął się smut­no. – Muszę wobec tego ostrzec pana pre­zy­den­ta, że ist­nie­ją Ru­bi­ko­ny, któ­rych za panem nie prze­kro­czę.

– Czy mam to ro­zu­mieć jako dy­mi­sję?

– Jesz­cze nie, ale pro­szę za­cho­wać świa­do­mość, że ta ewen­tu­al­ność wisi w po­wie­trzu.

Pro­fe­sor spoj­rzał na Ga­bo­ra. Nie po­trze­bo­wał nad­mier­nej prze­ni­kli­wo­ści, by spo­strzec, że pre­zy­dent wprost wrze gnie­wem. Twarz jego po­czer­wie­nia­ła, pię­ści drża­ły, za­ci­śnię­te tuż nad biur­kiem. Przy­po­mi­nał mo­dlisz­kę, która szy­ku­je się do chwy­ce­nia szpo­na­mi ofia­ry. Mimo to jed­nak w pełni pa­no­wał nad sobą.

– Dzię­ku­ję za szcze­re słowa, będę o nich pa­mię­tał – oznaj­mił sucho. – Sądzę, że wy­czer­pa­li­śmy temat. Czeka mnie jesz­cze kilka zajęć, a i panu nie brak prze­cież obo­wiąz­ków do wy­ko­na­nia.

Ja­siń­ski mil­czą­co ski­nął głową, po czym opu­ścił kom­na­tę.

 

***

 

 Mimo chłod­nej po­go­dy Ła­zien­ki tęt­ni­ły ży­ciem. Ja­siń­ski nie po­tra­fił stłu­mić uczu­cia nie­za­do­wo­le­nia. Li­czył, że w środ­ku dnia, w go­dzi­nach pracy, park bę­dzie świe­cił pust­ka­mi. Z tru­dem opę­dzał się od myśli, iż Gabor miał rację, po­mstu­jąc na sze­rzą­ce się w na­ro­dzie nie­rób­stwo. Roz­są­dek jed­nak na­ka­zy­wał wy­ro­zu­mia­łość dla tych ludzi. Skoro na­tu­ra ode­bra­ła bez­względ­nie in­ter­net, te­le­wi­zję i gry kom­pu­te­ro­we, nie po­win­no bu­dzić zdzi­wie­nia, że nawet wśród zim­nych po­wie­wów nę­cą­cą roz­ryw­ką stała się nagle re­kre­acja na świe­żym po­wie­trzu.

W końcu jed­nak pro­fe­sor do­tarł do mniej uczęsz­cza­nej czę­ści parku. Wkro­czyw­szy na wio­dą­cą przez za­ro­śla alej­kę, ru­szył na umó­wio­ne miej­sce spo­tka­nia. Minął po­pier­sie Moch­nac­kie­go, zbli­ża­jąc się do nie­wiel­kie­go most­ku. Tu uj­rzał idą­cych na­prze­ciw niego dwóch woj­sko­wych, wi­do­my znak czu­wa­ją­cej wła­dzy pre­zy­den­ta. Ja­siń­ski, mimo świa­do­mo­ści, że po­dob­na re­ak­cja za­kra­wa o ab­surd, pod­cho­dząc do żoł­nie­rzy po­czuł ude­rza­ją­cą do głowy ad­re­na­li­nę. Stłu­mił jed­nak pa­ra­li­żu­ją­cy stres i ru­szył hardo na­przód. Mun­du­ro­wi prze­szli obok niego, nie po­świę­ca­jąc mu naj­mniej­szej uwagi. Ode­tchnął z ulgą. Jedną z zalet upad­ku środ­ków ma­so­we­go prze­ka­zu po­zo­sta­wał fakt, iż twa­rze człon­ków rządu stra­ci­ły roz­po­zna­wal­ność wśród prze­cięt­nych prze­chod­niów.

Wkro­czyw­szy na mo­stek przy­sta­nął, oparł się o ba­rier­kę i sku­pił na ob­ser­wa­cji ciem­nej tafli wody. Ogar­nę­ła go no­stal­gia. Jesz­cze kilka lat temu na­tra­fił­by w tym miej­scu na we­so­łą gro­ma­dę ko­lo­ro­wych ka­czek, a jego skórę ob­sia­da­ły­by roje żąd­nych krwi ko­ma­rów. Nie­ste­ty, wpływ Kry­zy­su nie ogra­ni­czał się do świa­ta ludzi. Brak pola ma­gne­tycz­ne­go od­bi­jał się ne­ga­tyw­nie na zdol­no­ści pta­ków i owa­dów do na­wi­ga­cji w locie, co prę­dzej czy póź­niej przy­pra­wia­ło je o śmierć. Tak przy­naj­mniej tłu­ma­czy­li re­gres po­pu­la­cji tych istot na­ukow­cy.

Pro­fe­sor nie oszczę­dził sobie re­flek­sji, że po­dob­ny los czeka za­pew­ne ludz­kość. Ona rów­nież zda­wa­ła się błą­dzić, jakby stra­ci­ła z oczu cel eg­zy­sten­cji i nie po­tra­fi­ła go na nowo od­kryć. Jeśli nie zdoła szyb­ko zna­leźć wol­ne­go od za­bu­rzeń przez nowe wa­run­ki kom­pa­su, musi w końcu wy­ko­nać o jeden krok za dużo w złą stro­nę i sto­czyć się w prze­paść bez dna.

Z tych nie­we­so­łych myśli wy­rwa­ło Ja­siń­skie­go ukłu­cie nie­po­ko­ju. Stał już jakiś czas w umó­wio­nym miej­scu, a Se­mi­radz­ki nadal się nie zja­wiał. Pro­fe­so­ra znów na­szły wąt­pli­wo­ści, czy słusz­nie uczy­nił, ob­da­rza­jąc tego czło­wie­ka za­ufa­niem.

Wy­gląd mi­ni­stra bez­pie­czeń­stwa już na pierw­szy rzut oka nie bu­dził do­bre­go wra­że­nia. Chuda syl­wet­ka oraz za­pad­nię­ta twarz, wstrzą­sa­ne cią­gły­mi kon­wul­sja­mi, upodob­nia­ły Se­mi­radz­kie­go do wi­ją­ce­go się węża.

Mi­ni­ster zwró­cił uwagę Ja­siń­skie­go od po­cząt­ku po­sie­dze­nia rządu, kon­kret­nie zdu­miał pro­fe­so­ra jego brak mun­du­ru. Za­sta­na­wia­ło Ja­siń­skie­go, czemu Gabor po­wie­rzył tak klu­czo­wy re­sort cy­wi­lo­wi. Py­ta­nie to po­wró­ci­ło gdy wzbu­rzo­ne­go, wra­ca­ją­ce­go z roz­mo­wy z pre­zy­den­tem pro­fe­so­ra za­cze­pił na placu Zam­ko­wym Se­mi­radz­ki.

– W pełni po­dzie­lam pań­skie zda­nie, pro­fe­so­rze – mówił bez­piecz­niak, wio­dąc Ja­siń­skie­go spa­ce­ro­wym kro­kiem mię­dzy ka­mie­ni­ca­mi Sta­rów­ki. – Uwa­żam, że rząd po­peł­nia ogrom­ny błąd, nie wie­rząc w sa­mo­dziel­ność zwy­kłych ludzi. Od dłuż­sze­go czasu sta­ram się temu bez­sku­tecz­nie prze­ciw­dzia­łać. Teraz widzę, że zna­la­złem so­jusz­ni­ka.

Pro­fe­sor tym­cza­sem roz­wa­żał, czy po­wi­nien otwo­rzyć się przed Se­mi­radz­kim. Oba­wiał się pro­wo­ka­cji, a po­nad­to wstrzą­sa­ją­ce co chwi­la cia­łem roz­mów­cy drgaw­ki bu­dzi­ły w nim mi­mo­wol­ne obrzy­dze­nie. W końcu jed­nak zde­cy­do­wał, że gra jest warta świecz­ki i po­sta­no­wił za­ry­zy­ko­wać.

Obaj zgo­dzi­li się, że de­li­kat­ność pro­ble­mu wy­ma­ga bar­dziej ustron­ne­go miej­sca. Umó­wi­li się na na­stęp­ny dzień w Ła­zien­kach, z dala od na­tręt­nych uszu.

Ja­siń­ski cze­kał już jed­nak na most­ku dobry kwa­drans, a Se­mi­radz­ki wciąż się nie po­ja­wiał. Nie­po­kój pro­fe­so­ra rósł. Za­czął ana­li­zo­wać każde słowo, wy­po­wie­dzia­ne w cza­sie roz­mo­wy z bez­piecz­nia­kiem. Czy któ­reś z nich mogło wy­star­cza­ją­co skom­pro­mi­to­wać go w oczach pre­zy­den­ta? Zda­wa­ło mu się, że nie. Z dru­giej jed­nak stro­ny być może sama go­to­wość do po­uf­nych roz­mów z in­ny­mi człon­ka­mi rządu speł­nia­ła w po­ję­ciu Ga­bo­ra zna­mio­na spi­sku.

Osta­tecz­nie jed­nak Ja­siń­ski mógł z ulgą otrzeć pot z czoła. Uj­rzał Se­mi­radz­kie­go. Szedł sam, bez ob­sta­wy agen­tów go­to­wych do aresz­to­wa­nia nie­do­szłe­go bun­tow­ni­ka.

– Pro­szę wy­ba­czyć moje spóź­nie­nie, pro­fe­so­rze.

– Na­pę­dził mi pan stra­cha. – Ja­siń­ski uśmiech­nął się, po­da­jąc mi­ni­stro­wi rękę.

– My­ślał pan, że wy­sta­wi­łem pana do od­strza­łu? – Twarz Se­mi­radz­kie­go wy­krzy­wi­ła się w gry­ma­sie, który rów­nież chyba miał ucho­dzić za uśmiech. – Po­zo­staw­my jed­nak żarty na boku. Je­stem tu na pana roz­ka­zy, pro­fe­so­rze.

– Są­dzi­łem, że nasze sto­sun­ki będą opie­rać się na rów­no­rzęd­nej współ­pra­cy?

– To nie­moż­li­we. Myślę, że obaj je­ste­śmy świa­do­mi, iż w Pol­sce ko­niecz­na jest za­sad­ni­cza zmia­na rządu…

– A do tej nie doj­dzie bez wy­mia­ny przy­wód­cy…

– Wła­śnie. Za­mach stanu zaś po­trze­bu­je gło­śne­go na­zwi­ska, które po­cią­gnie ludzi. Ja się do tej roli nie na­da­ję. Pan to co in­ne­go. Jest pan pro­fe­so­rem, spe­cja­li­stą w swo­jej dzie­dzi­nie, w do­dat­ku zy­skał pan ostat­nio po­pu­lar­ność swoją kry­ty­ką Ga­bo­ra. Ledwo co wszedł pan do ga­bi­ne­tu, więc nikt też nie bę­dzie pana trak­to­wał jako czło­wie­ka sys­te­mu.

Ja­siń­ski po­ki­wał głową.

– Ma pan rację – prze­mó­wił. – Nie będę jed­nak tylko po­zo­wał na przy­wód­cę ruchu, ale za­mie­rzam być nim rów­nież fak­tycz­nie.

– To zro­zu­mia­łe.

– Do­sko­na­le, zatem zga­dza­my się w klu­czo­wych punk­tach. Przejdź­my więc do szcze­gó­łów. Prze­wrót po­trze­bu­je bazy. Czy ufa pan pod­le­głym sobie służ­bom?

– Oczy­wi­ście, sam je prze­cież stwo­rzy­łem. Gabor opie­ra się na woj­sku, ode mnie ocze­ku­je tylko utrzy­ma­nia po­rząd­ku, głę­biej nie wnika. Dzię­ki temu udało mi się stwo­rzyć nie tylko sieć in­for­ma­to­rów, ale też do­brze uzbro­jo­ne oraz lo­jal­ne od­dzia­ły pre­wen­cji.

– Do­brze, oba­wiam się jed­nak, że to może nie wy­star­czyć. Co z woj­skiem? Wiem, że są w nim ele­men­ty nie­przy­chyl­ne Ga­bo­ro­wi.

Se­mi­radz­ki na­my­ślał się przez chwi­lę.

– Z pew­no­ścią – pod­jął wresz­cie. – Do­ty­czy to jed­nak ra­czej po­je­dyn­czych ofi­ce­rów, któ­rych po­ten­cjal­ne re­ak­cje i tak trud­no prze­wi­dzieć. Zresz­tą, klu­czo­wa jest sto­li­ca, a tu Gabor trzy­ma wier­nych sobie ludzi.

– Jakie więc jesz­cze mamy karty? Za­gra­nie sa­mych służb prze­ciw woj­sku brzmi jak bar­dzo ry­zy­kow­na im­pre­za.

– Ulica. Roz­ru­chy od­cią­gną uwagę rządu, co po­zwo­li opa­no­wać nam stra­te­gicz­ne punk­ty nie­wiel­ki­mi si­ła­mi. Utrzy­mu­ję kon­tak­ty z róż­ny­mi ra­dy­ka­ła­mi. Wraz z od­ra­dza­ją­cym się prze­my­słem po­wró­ci­li i so­cja­li­ści w daw­nym stylu, z kolei anar­cho­pry­mi­ty­wi­ści przy­cią­gnę­li do sie­bie śro­do­wi­ska ru­chów eko­lo­gicz­nych sprzed Kry­zy­su. Są też inne, mniej­sze grup­ki, mo­gą­ce jed­nak być w razie po­trze­by bar­dzo ha­ła­śli­wy­mi. Bez wąt­pie­nia dadzą radę wy­wo­łać w od­po­wied­niej chwi­li za­miesz­ki.

Po­licz­ki Ja­siń­skie­go owio­nął chłod­ny wiatr. Pro­fe­sor pod­niósł głowę, ob­ser­wu­jąc sze­lesz­czą­ce li­ście. Przez dłuż­szy czas mil­czał, na­my­śla­jąc się. Czy miał prawo roz­bu­dzać de­mo­ny, które dawno już po­win­ny spo­czy­wać na śmiet­ni­ku hi­sto­rii? Z dru­giej stro­ny, czyż nie było jego obo­wiąz­kiem prze­ciw­sta­wie­nie się zgub­nej po­li­ty­ce Ga­bo­ra? A jakże mógł tego do­ko­nać bez do­sta­tecz­nych sił, po­ry­wa­jąc się z mo­ty­ką na słoń­ce?

Po­krę­cił głową.

– Nie, to nie jest mo­ment na uświę­ca­nie środ­ków – oznaj­mił. – Prze­wrót ma przy­nieść sta­bi­li­za­cję, nie bę­dzie­my zatem mogli roz­po­cząć rzą­dów od roz­pra­wy z nie­wy­god­ny­mi so­jusz­ni­ka­mi. Współ­pra­cu­jąc zaś z nimi mu­sie­li­by­śmy wpro­wa­dzić część ich po­stu­la­tów, a to zu­peł­nie nie wcho­dzi w grę.

Spoj­rzał na Se­mi­radz­kie­go. W chy­trych oczkach do­świad­czo­ne­go bez­piecz­nia­ka doj­rzał błysk dez­apro­ba­ty dla po­dob­nych skru­pu­łów. Mimo to jed­nak Se­mi­radz­ki ski­nął nie­mra­wo głową, krzy­wiąc się przy tym nie­mi­ło­sier­nie.

– Mogę jed­nak spro­ku­ro­wać ja­kieś za­mie­sza­nie po­śród stu­den­tów – cią­gnął Ja­siń­ski. – To chyba nie za­szko­dzi?

– Ab­so­lut­nie nie.

– Do­brze, idźmy zatem dalej. Ro­zu­miem, że mogę zdać się na pana, jeśli cho­dzi o stro­nę, po­wiedz­my, “tech­nicz­ną” prze­wro­tu?

Se­mi­radz­ki oży­wił się.

– Tak jest. Plan za­ma­chu stanu jest już od dłuż­sze­go czasu go­to­wy. Znają go moi naj­bar­dziej za­ufa­ni lu­dzie, resz­ta o wszyst­kim dowie się w ostat­niej chwi­li.

Ja­siń­ski przy­tak­nął z apro­ba­tą.

– W na­stęp­ny week­end pre­zy­dent wy­jeż­dża na krót­ki, dwu­dnio­wy urlop – kon­ty­nu­ował Se­mi­radz­ki. – Za­dba­my o to, aby po­wró­cił jako już były pre­zy­dent. – Na twarz mi­ni­stra znów po­wró­cił gry­mas peł­nią­cy rolę uśmie­chu.

– Po­do­ba mi się ten plan – od­parł pro­fe­sor. – Ja ze swej stro­ny zajmę się sferą pro­pa­gan­do­wą. Trze­ba bę­dzie przy­go­to­wać ma­ni­fest do na­ro­du, by uspo­ko­ić sy­tu­ację. Mu­si­my też prze­ko­nać gar­ni­zo­ny i ad­mi­ni­stra­cję poza War­sza­wą, by pod­po­rząd­ko­wa­ły się na­szej wła­dzy. No i trze­ba za­cząć kap­to­wać człon­ków przy­szłe­go rządu.

– Mamy już dwóch.

– To praw­da… Myślę, że to wszyst­ko, jeśli cho­dzi o głów­ne za­gad­nie­nia. Zo­stał nam ty­dzień na przy­go­to­wa­nia. Czy mo­że­my spo­tkać się tu jutro, by omó­wić po­stę­py i dal­sze szcze­gó­ły planu?

– Oczy­wi­ście. Cie­szę się, że mogę z panem współ­pra­co­wać, pro­fe­so­rze.

Se­mi­radz­ki chciał się już od­da­lić, ale Ja­siń­ski chwy­cił go za ramię.

– Panie mi­ni­strze, dla­cze­go pan to robi? – za­py­tał, pa­trząc roz­mów­cy pro­sto w oczy.

Twarz Se­mi­radz­kie­go wy­krzy­wił gry­mas.

– Nie ufa mi pan, bar­dzo do­brze. Skoro jed­nak pan pyta, pro­fe­so­rze, będę szcze­ry. Nie po­dzie­lam pań­skich wznio­słych ide­ałów. Uwa­żam, że są one dla nie­bie­skich pta­ków, któ­rym brak po­waż­niej­szych zmar­twień, a mi bar­dziej przy­stoi trzy­mać się ziemi. To jed­nak, iż je­stem cy­ni­kiem i ego­istą, nie zna­czy, że nie ob­cho­dzi mnie los ogółu. Jeśli po­zwo­lę Ga­bo­ro­wi znisz­czyć ten kraj, gdzie będę żył? Co jak co, ale emi­gra­cję Kry­zys wy­jąt­ko­wo utrud­nił. Tak więc, choć z róż­nych po­bu­dek, mamy póki co, pro­fe­so­rze, cał­ko­wi­cie zbież­ne in­te­re­sy.

– Dzię­ku­ję za otwar­tość. Teraz je­stem spo­koj­ny, choć do­gryzł mi pan nieco tymi “nie­bie­ski­mi pta­ka­mi”.

Po­że­gna­li się, po czym Se­mi­radz­ki ru­szył w kie­run­ku Świą­ty­ni Egip­skiej. Ja­siń­ski stał jesz­cze przez jakiś czas na most­ku. Przy­glą­da­jąc się po­kracz­nym kro­kom mi­ni­stra bez­pie­czeń­stwa, roz­wa­żał, czy nie po­peł­nił wła­śnie naj­więk­sze­go błędu w życiu.

 

***

 

Za oknem pa­no­wa­ła nie­po­dziel­nie noc. Mrok w po­ko­ju Ja­siń­skie­go roz­świe­tlał wy­łącz­nie nikły blask przy­krę­co­nej lampy naf­to­wej. Pro­fe­sor sie­dział w głę­bo­kim fo­te­lu, za­to­pio­ny w my­ślach. Na biur­ku przed nim leżał sto­sik za­ba­zgra­nych kar­tek, za­wie­ra­ją­cych go­to­we prze­mó­wie­nie. Pla­no­wał wy­gło­sić je na­stęp­ne­go dnia, a także podać do druku wszyst­kim ga­ze­tom. Aby uciec przed ner­wa­mi przez cały dzień wer­to­wał ów ma­ni­fest wciąż na nowo, do­ko­nu­jąc ko­lej­nych po­pra­wek. W końcu jed­nak zmo­rzy­ło go to za­ję­cie.

Z wpół­przy­mknię­ty­mi ocza­mi za­sta­na­wiał się, co czuł Pił­sud­ski owego maja, cze­ka­jąc na wie­ści z fron­tu walk w War­sza­wie. Tak samo za­le­żał od in­nych, zda­jąc się na Or­licz-Dre­sze­ra. Tak samo tam­ten prze­wrót chwiał się na ostrzu noża. Każda chwi­la zwięk­sza­ła szan­sę na przy­by­cie Wiel­ko­po­lan albo Si­kor­skie­go, a w takim wy­pad­ku nie­do­szły dyk­ta­tor skoń­czył­by w celi, a może i go­rzej jesz­cze. A jed­nak… A jed­nak wtedy wy­grał.

Ta myśl nie uspo­ko­iła Ja­siń­skie­go. Czuł, jak po czole ście­ka­ją mu stru­mycz­ki potu. Z po­cząt­ku wszyst­ko szło jak z płat­ka. Gabor wy­je­chał ze sto­li­cy oto­czo­ny cichą opie­ką agen­tów Se­mi­radz­kie­go. Nie­dłu­go póź­niej mi­ni­ster bez­pie­czeń­stwa oso­bi­ście do­niósł pro­fe­so­ro­wi o pierw­szych suk­ce­sach. Po­li­cji udało się z za­sko­cze­nia za­aresz­to­wać więk­szość człon­ków rządu, pod­czas gdy gło­śny pro­test po­pie­ra­ją­cych Ja­siń­skie­go stu­den­tów od­cią­gnął uwagę woj­sko­we­go gar­ni­zo­nu. Póź­niej jed­nak spra­wy za­czę­ły się kom­pli­ko­wać.

Około po­łu­dnia do skrom­ne­go miesz­ka­nia pro­fe­so­ra do­bie­gły suche od­gło­sy strza­łów. Plan szyb­kie­go roz­bro­je­nia wszyst­kich po­ste­run­ków mu­siał spa­lić na pa­new­ce. Strza­ły jed­nak nie usta­wa­ły, walka więc trwa­ła wi­docz­nie dalej. Nie­ste­ty, prze­sta­ły do­cho­dzić ja­kie­kol­wiek wie­ści. Pro­fe­sor sie­dział więc, rzu­co­ny sa­mot­nie na pa­stwę drę­czą­cych go nie­po­ko­jów.

Od kilku go­dzin strze­la­ni­na uci­chła. Mimo to nie zja­wiał się żaden zwia­stun try­um­fu bądź klę­ski.

Wresz­cie uszu Ja­siń­skie­go do­bie­gło ciche pu­ka­nie do drzwi.

Aktem woli wstrzy­mał się od sko­cze­nia na równe nogi.

– Pro­szę wejść.

Drzwi roz­war­ły się i do po­ko­ju wkro­czył młody se­kre­tarz pro­fe­so­ra. Ja­siń­ski spoj­rzał na niego oży­wio­ny.

– Jakie wie­ści?

Gdy chło­pak zbli­żył się do pro­fe­so­ra, na jego twarz padło świa­tło lampy. Na jej widok tląca się w sercu Ja­siń­skie­go iskier­ka na­dziei na­tych­miast zga­sła.

– Po­wiedz­że coś! Prze­gra­li­śmy? – krzyk­nął pro­fe­sor.

Blady jak trup asy­stent nie od­po­wie­dział, uni­ka­jąc wzro­ku zwierzch­ni­ka. Bez słowa po­ło­żył na biur­ku ja­kieś za­wi­niąt­ko, po czym pręd­ko wy­co­fał się z po­wro­tem za drzwi.

Ja­siń­ski pod­krę­cił świa­tło lampy. Na stole le­ża­ła świe­żo wy­dru­ko­wa­na ga­ze­ta. Jej pierw­sza stro­na krzy­cza­ła wiel­ki­mi li­te­ra­mi: “Próba prze­wro­tu uda­rem­nio­na!”. Pro­fe­sor opadł z po­wro­tem na fotel. A więc wszyst­ko skoń­czo­ne. Cały dzień spę­dził na pi­sa­niu trium­fal­ne­go prze­mó­wie­nia, a po­wi­nien był opra­co­wy­wać nad mową obron­ną.

Pod­niósł ga­ze­tę, by do­wie­dzieć się jesz­cze ja­kichś szcze­gó­łów, zanim po niego przyj­dą. Jed­nak w tym mo­men­cie do­strzegł, że pod nią le­ża­ło coś jesz­cze – pi­sto­let. Wziął go do ręki. Spraw­dził, broń była na­bi­ta. Za­czął ważyć ją dla za­ba­wy w dłoni, my­śląc przy tym za­dzi­wia­ją­co chłod­no.

A więc zro­bił na Ga­bo­rze o tyle dobre wra­że­nie, że za­słu­żył na ho­no­ro­wą śmierć. Praw­do­po­dob­nie jego na­zwi­sko nie pa­da­ło nawet w re­la­cji z nie­uda­ne­go za­ma­chu. Za­pew­ne do­pie­ro w wy­da­niu wie­czor­nym ukaże się wzmian­ka o tra­gicz­nym zej­ściu z tego świa­ta po­pu­lar­ne­go mi­ni­stra, kto wie, może ujaw­nio­ne zo­sta­nie nawet, że za­bi­li go bun­tow­ni­cy. Ta myśl ba­wi­ła Ja­siń­skie­go. Ża­ło­wał, że nie pozna in­wen­cji twór­czej pro­pa­gan­dy­stów Ga­bo­ra.

Odło­żył pi­sto­let i po­now­nie za­to­nął w fo­te­lu. Nie, nie po­zwo­li pre­zy­den­to­wi roz­pra­wić się z sobą tak łatwo. Nie in­te­re­so­wa­ło go w tej chwi­li, dla­cze­go za­mach się nie po­wiódł. Być może Se­mi­radz­ki oka­zał się zdraj­cą albo to sam Gabor od po­cząt­ku do końca kon­tro­lo­wał ich ruchy, pro­wo­ku­jąc wy­buch w do­god­nym dla sie­bie mo­men­cie. To jed­nak nie było już ważne. Pro­fe­sor nie chciał ginąć w ciszy, pra­gnął prze­mó­wić jesz­cze raz, wstrzą­snąć su­mie­niem na­ro­du, wydać swój ła­bę­dzi śpiew. Do tego jed­nak po­trze­bo­wał try­bu­ny. I Gabor mu­siał mu tę try­bu­nę dać, choć­by nawet w cza­sie po­ka­zo­we­go pro­ce­su.

Sie­dział tak, cze­ka­jąc, aż ktoś w końcu znu­dzi się na­słu­chi­wa­niem od­gło­su strza­łu.

Koniec

Komentarze

Czesc. Prze­czy­ta­lem i musze przy­znac, ze je­stem za­sko­czo­ny. Jak za­po­wia­da­lo sie na ty­po­wą po­li­ty­kier­nie, za czym nie prze­pa­dam, to jed­nak na­pi­sa­ne na tyle spraw­nie, ze do­brze mi sie czy­ta­lo i w hi­sto­rie sie wcia­gna­lem. Z drob­nych uwag: w moze 2 miej­scach mia­les nie­ko­niecz­nie do­brze za­pi­sa­ne dia­lo­gi, a poza tym In­ter­net zwy­kle pi­sze­my wiel­ka li­te­ra. Jesz­cze: po­sta­ci, ktore stwo­rzy­les, sa decz­ko sza­blo­no­we. Zly pre­zy­dent, dyk­ta­tor, dobry na­uko­wiec, ktory w imie wy­zsze­go dobra chce wla­dze mu ode­brac i szpieg ;) Mi­ni­mal­nie za­bra­klo mi tez wiek­sze­go ak­cen­tu, do­ty­cza­ce­go fan­ta­sty­ki, jako ta­kiej. Ale tak, czy siak, czy­ta­lem z za­in­te­re­so­wa­niem :) Swoja droga, Twoj tekst tech­nicz­nie byl zde­cy­do­wa­nie bar­dziej do­pra­co­wa­ny, niz moja Gamma, ktora tez po­le­gla w No­wo­swia­tach ;) Dzie­ki. Dales mi po­glad, jak mocna kon­ku­ren­cja byla :) Po­twier­dza to tez Twoj do­ro­bek bi­blio­tecz­ny. Tym­cza­sem, ja do­pie­ro za­czy­nam sie uczyc = zbie­ram bęcki za moje opo­wia­da­nie i wy­cia­gam wnio­ski :) Wy­bacz brak for­ma­to­wa­nia i pl zna­kow. Pisze z te­le­fo­nu.

Hej, Świa­to­wi­de­rze!

Szko­da, że nie udało się w kon­kur­sie, jed­nak Twój tekst to jeden z tych, do któ­rych jakoś czę­sto wra­cam pa­mię­cią, więc musi w sobie coś mieć. Od pierw­szych li­ni­jek zwra­ca się tu uwagę na cie­ka­we świa­to­twór­stwo i spraw­nie po­pro­wa­dzo­ną in­try­gę oraz bo­ha­te­ra, któ­re­go da się lubić i zro­zu­mieć, mimo że jest czło­wie­kiem dość nie­prze­cięt­nym. Resz­tę szcze­gó­łów znasz już z bety, więc nie będę się już wię­cej roz­pi­sy­wać.

Kli­kam i po­zdra­wiam.smiley

Gdyby było krót­sze, prze­czy­ta­ła­bym od razu, bo duża to dla mnie ra­dość, że znów coś opu­bli­ko­wa­łeś, ale na razie za­pa­lam sobie gwiazd­kę i będę czy­ta­ła ka­wał­ka­mi, :)

http://altronapoleone.home.blog

Bar­dzo cie­ka­we opo­wia­da­nie. Po­do­bał mi się motyw burzy sło­necz­nej, nisz­czą­cej elek­tro­ni­kę i myślę, że zo­stał tu świet­nie wy­ko­rzy­sty­wa­ny. Mamy po­now­ne uży­cie sta­rych tech­no­lo­gii, stan wy­jąt­ko­wy, dużo in­te­re­su­ją­cych dro­bia­zgów, ta­kich jak in­ter­wen­cja w stro­nę ludzi, któ­rzy utknę­li w me­trze. Wszyst­ko to świet­ne przy­kła­dy pro­ble­mów, jakie po­ja­wi­ły­by się po po­dob­nym kry­zy­sie.

Po­do­ba mi się także motyw prze­wro­tu i próby prze­ję­cia kraju siłą, choć wy­da­wał mi się on nieco ode­rwa­ny od pierw­szej czę­ści tek­stu, gdzie trwa­ły na­ra­dy i przed­sta­wia­no świat. W jed­nej chwi­li mie­li­śmy opo­wieść o walce z kry­zy­sem, a w dru­giej już wal­czy­my z dyk­ta­to­rem. To brzmi bar­dziej jak dwa szor­ty, niż jedno dłu­gie opo­wia­da­nie. Może le­piej dzia­ła­ło­by to w nieco dłuż­szej for­mie? Lub też w, gdyby taka ewen­tu­al­ność była jakoś za­zna­czo­na jesz­cze w pierw­szym akcie? To już tro­chę gdy­ba­nie i trud­no po­wie­dzieć, jak takie zmia­ny na­praw­dę wpły­nę­ły­by na ca­łość.

Za­cho­wa­nie pre­zy­den­ta też nieco mnie zdzi­wi­ło. Mia­łem wra­że­nie, że nieco gwał­tow­nie prze­ska­ki­wał mię­dzy uprzej­mo­ścią, po­gar­dą i gnie­wem. Ja oso­bi­ście utrzy­mał­bym go cały czas w sta­nie lek­ce­wa­że­nia pod płasz­czy­kiem uprzej­mo­ści.

Ale to wszyst­ko tylko takie cze­pial­stwo. Opo­wia­da­nie było świet­ne i zde­cy­do­wa­nie lep­sze niż co­kol­wiek, co ja mógł­bym uro­dzić w po­dob­nym te­ma­cie. Chęt­nie prze­czy­tał­bym dłuż­szy tekst osa­dzo­ny w tym świe­cie. Po­zdra­wiam i życzę szyb­kiej po­dró­ży do bi­blio­te­ki

Do­brze się czy­ta­ło, choć za­koń­cze­nie zro­bi­ło wra­że­nie odro­bi­nę przy­spie­szo­ne­go i mam wra­że­nie, że tuż przed nim nieco sia­dło na­pię­cie – choć może to być kwe­stia czy­sto su­biek­tyw­na. Ale wcią­gnę­ło mocno, co jest ogrom­nym plu­sem.

ninedin.home.blog

Ojej, ile ko­men­ta­rzy! Dzię­ku­ję wszyst­kim za wi­zy­tę :)

 

Si­lvan,

Co do (I)in­ter­ne­tu, aku­rat spraw­dza­łem tę kwe­stię w trak­cie pi­sa­nia, i RJP po­wia­da, że gdy mamy na myśli me­dium, a nie kon­kret­ną sieć (a tak jest moim zda­niem w tym przy­pad­ku), na­le­ży uży­wać pi­sow­ni małą li­te­rą.

Przy­znam, że nie roz­wa­ża­łem sza­blo­no­wo­ści bo­ha­te­rów. Jak teraz na to pa­trzę, to masz rację. Wy­my­śla­jąc ich mia­łem od po­cząt­ku okre­ślo­ne kon­cep­cje i nie za­sta­na­wia­łem się, czy nie są aby kli­szo­wa­te, dzię­ku­ję więc za cenną uwagę. Nie zga­dzam się na­to­miast z za­rzu­tem co do nie­do­sta­tecz­nej fan­ta­stycz­no­ści. Prze­bie­gu­no­wa­nie (czy ra­czej jego kul­mi­na­cja) wpraw­dzie (ponoć) rze­czy­wi­ście się zbli­ża, ale raz, że nie­któ­rzy na­ukow­cy to kwe­stio­nu­ją, dwa, są różne teo­rie na temat tego, jaki bę­dzie ono miało rze­czy­wi­sty wpływ na naszą sy­tu­ację. Zatem być może moja wizja się spraw­dzi, ale jesz­cze tego nie wiemy, stąd tekst jest moim zda­niem nie­wąt­pli­wie fan­ta­sty­ką fu­tu­ro­lo­gicz­ną (acz dość bli­skie­go za­się­gu).

Dzię­ku­ję za miłe słowa i życzę suk­ce­sów w roz­wi­ja­niu warsz­ta­tu ;)

 

Oidrin,

Szko­da, że nie udało się w kon­kur­sie, jed­nak Twój tekst to jeden z tych, do któ­rych jakoś czę­sto wra­cam pa­mię­cią, więc musi w sobie coś mieć.

Mam na­dzie­ję, że jest to pa­mięć po­zy­tyw­na, a nie numer jeden w ka­te­go­rii naj­gor­szych lek­tur :P Dzię­ku­ję jesz­cze raz za betę i za klika!

 

Dra­ka­ino, no zda­rza mi się cza­sem na­pi­sać coś dłuż­sze­go (choć zaj­mu­je to też dużo czasu). Cze­kam z nie­cier­pli­wo­ścią na Twoją po­wtór­ną wi­zy­tę, a ja sam muszę w końcu za­trzy­mać się na chwi­lę w “Desz­czo­wej obe­rży” ;)

 

Ab­ba­don,

Za­cho­wa­nie pre­zy­den­ta też nieco mnie zdzi­wi­ło. Mia­łem wra­że­nie, że nieco gwał­tow­nie prze­ska­ki­wał mię­dzy uprzej­mo­ścią, po­gar­dą i gnie­wem. Ja oso­bi­ście utrzy­mał­bym go cały czas w sta­nie lek­ce­wa­że­nia pod płasz­czy­kiem uprzej­mo­ści.

Gabor nie mógł­by być cały czas w sta­nie lek­ce­wa­że­nia, bo jed­nak Ja­siń­ski mu im­po­nu­je jako eko­no­mi­sta. A po­gar­da i gniew wy­da­ją mi się dość na­tu­ral­ną re­ak­cją u czło­wie­ka przy­zwy­cza­jo­ne­go, że wszy­scy słu­cha­ją jego roz­ka­zów, a tu nagle jakiś osob­nik z ze­wnątrz, nawet jeśli me­ry­to­rycz­nie przy­dat­ny, za­czy­na się sza­ro­gę­sić i pod­ska­ki­wać.

Chęt­nie prze­czy­tał­bym dłuż­szy tekst osa­dzo­ny w tym świe­cie.

Przy­znam, że mie­rzę się z po­ku­są roz­wi­nię­cia tego uni­wer­sum (a takie de­kla­ra­cje jak po­wyż­sza czy­nią ją jesz­cze bar­dziej nę­cą­cą ;)). Przez to też zo­sta­wi­łem otwar­te za­koń­cze­nie, bo nie mo­głem się zde­cy­do­wać, czy za­bi­jać już głów­ne­go bo­ha­te­ra, przez co być może tekst tro­chę stra­cił. Zo­ba­czy­my, czy coś dalej z tego wyj­dzie…

 

Ni­ne­din, przy­znam, że opad na­pię­cia był tro­chę spo­wo­do­wa­ny wy­czer­pa­niem się weny au­to­ra, co do dal­sze­go za­gma­twa­nia fa­bu­ły, ale cie­szę się, że cho­ciaż przy­nę­ta do wcią­ga­nia Czy­tel­ni­ka zo­sta­ła po­praw­nie za­sta­wio­na ;D

Hmmm. Jak dla mnie – za mało fan­ta­sty­ki. Wo­jen­ki i prze­py­chan­ki po­li­ty­ków, ja­kich wszę­dzie pełno. Fakt – spo­wo­do­wa­ne fan­ta­stycz­nym wy­da­rze­niem. A nawet i to nie – prze­bie­gu­no­wa­nia się zda­rza­ją – prze­sa­dzo­ną IMO re­ak­cją go­spo­dar­ki na coś na­tu­ral­ne­go.

Sceny pi­sa­ne jak książ­ka. Nie wiem, czy to wada, czy za­le­ta. Uznaj­my, że spo­strze­że­nie. Roz­wi­ja­ją się nie­śpiesz­nie, przy­ta­czasz mnó­stwo szcze­gó­łów, wcho­dzisz w po­rów­na­nia z pa­ła­cem za­pa­mię­ta­nym z mło­do­ści… Ba­wisz się, jak­byś już miał za­gwa­ran­to­wa­ną moją uwagę i mnie na ha­czy­ku. A nie masz, ja cią­gle cze­kam, aż za­cznie się coś cie­ka­we­go. Ale sama umie­jęt­ność ta­kie­go bu­do­wa­nia scen – bar­dzo po­ży­tecz­na, jak sądzę.

znu­dzi się wy­glą­da­niem od­gło­su strza­łu.

Czy można wy­glą­dać (oczy­ma) od­gło­su?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Witaj, Fin­klo!

A nawet i to nie – prze­bie­gu­no­wa­nia się zda­rza­ją – prze­sa­dzo­ną IMO re­ak­cją go­spo­dar­ki na coś na­tu­ral­ne­go.

Zda­rza­ją się, ale w od­stę­pach od 10 ty­się­cy do 50 mi­lio­nów lat i jesz­cze żadne nie na­stą­pi­ło za byt­no­ści homo sa­piens na tym łez pa­do­le, stąd trud­no oce­nić jego ewen­tu­al­ne skut­ki. Wia­do­mo tylko, że nie oka­za­ło się szcze­gól­nie nisz­czy­ciel­skie dla istot ży­wych (co zresz­tą zo­sta­ło wspo­mnia­ne w opo­wia­da­niu). No i mo­żesz mieć oczy­wi­ście inne zda­nie, ale mi się zdaje, że znik­nię­cie wszel­kiej elek­trycz­no­ści wy­wo­ła­ło­by jed­nak duży kry­zys w go­spo­dar­ce i nie tylko ;)

Sceny pi­sa­ne jak książ­ka. Nie wiem, czy to wada, czy za­le­ta. Uznaj­my, że spo­strze­że­nie. Roz­wi­ja­ją się nie­śpiesz­nie, przy­ta­czasz mnó­stwo szcze­gó­łów, wcho­dzisz w po­rów­na­nia z pa­ła­cem za­pa­mię­ta­nym z mło­do­ści… Ba­wisz się, jak­byś już miał za­gwa­ran­to­wa­ną moją uwagę i mnie na ha­czy­ku.

Pew­nie masz rację, choć z dru­giej stro­ny inni Czy­tel­ni­cy jak dotąd twier­dzą, że po­czą­tek hi­sto­rii ich wcią­gnął, go­rzej do­pie­ro z za­koń­cze­niem. O ile więc nie po­ja­wi się wię­cej opi­nii po­dob­nych do Two­jej, przyj­mę ro­bo­czą wer­sję, że to jed­nak za­le­ta ;)

Czy można wy­glą­dać (oczy­ma) od­gło­su?

Hm, moż­li­we, że to na­le­cia­łość ze sta­ro­polsz­czy­zny. Z dru­giej stro­ny PWN po­wia­da, że “wy­glą­dać – wy­cze­ki­wać kogoś lub cze­goś z upra­gnie­niem”, więc chyba do od­gło­su też się to po­win­no sto­so­wać.

 

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę i ko­men­tarz!

Ow­szem, znik­nię­cie elek­trycz­no­ści wy­wo­ła­ło­by pa­skud­ne skut­ki. Ale dla­cze­go mia­ła­by znik­nąć na sku­tek zmia­ny bie­gu­nów? Zdaje się, że w Pol­sce elek­trycz­ność po­cho­dzi głów­nie ze spa­la­nia węgla. Może się brać z wia­tra­ków, fo­to­wol­ta­iki… Czy prze­bie­gu­no­wa­nie spo­wo­du­je znik­nię­cie paliw ko­pal­nych, wia­tru i sło­necz­ka?

Może i tak by było, ale na razie nie widzę przy­czyn.

Aha, za­po­mnia­łam wcze­śniej. Ptaki – OK, mogą się kie­ro­wać elek­tro­ma­gne­ty­zmem. Ale owady? Zwłasz­cza ko­ma­ry? One nie mi­gru­ją do cie­płych kra­jów, nie muszą tra­fić z po­wro­tem do gniaz­da i na­kar­mić młode, nie muszą nawet wra­cać do ula. Po co im na­wi­ga­cja?

Znam to zna­cze­nie wy­glą­da­nia, ale i tak mi zgrzy­ta w ze­sta­wie­niu z dźwię­kiem.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ow­szem, znik­nię­cie elek­trycz­no­ści wy­wo­ła­ło­by pa­skud­ne skut­ki. Ale dla­cze­go mia­ła­by znik­nąć na sku­tek zmia­ny bie­gu­nów? Zdaje się, że w Pol­sce elek­trycz­ność po­cho­dzi głów­nie ze spa­la­nia węgla. Może się brać z wia­tra­ków, fo­to­wol­ta­iki… Czy prze­bie­gu­no­wa­nie spo­wo­du­je znik­nię­cie paliw ko­pal­nych, wia­tru i sło­necz­ka?

Nie zli­kwi­du­je paliw ko­pal­nych, tylko spra­wi, że staną się nie­po­trzeb­ne (przy­naj­mniej w celu za­si­la­nia elek­tro­ni­ki). Jest to wy­ja­śnio­ne w tek­ście. Prze­bie­gu­no­wa­nie pro­wa­dzi do nie­mal cał­ko­wi­te­go za­ni­ku pola ma­gne­tycz­ne­go Ziemi na jakiś czas, a wtedy:

Łatwo można się jed­nak na­ma­cal­nie prze­ko­nać, że wszyst­kie urzą­dze­nia elek­tro­nicz­ne są bez­u­ży­tecz­ne. Za­pew­niam pana, że nie stoją za tym rep­ti­lia­nie, tylko cho­ler­ny wiatr sło­necz­ny.

Aha, za­po­mnia­łam wcze­śniej. Ptaki – OK, mogą się kie­ro­wać elek­tro­ma­gne­ty­zmem. Ale owady? Zwłasz­cza ko­ma­ry? One nie mi­gru­ją do cie­płych kra­jów, nie muszą tra­fić z po­wro­tem do gniaz­da i na­kar­mić młode, nie muszą nawet wra­cać do ula. Po co im na­wi­ga­cja?

Bo dla ko­ma­ra kil­ka­set me­trów to już wiel­ka wy­pra­wa :) Z elek­tro­ma­gne­ty­zmu ko­rzy­sta­ją też psz­czo­ły, mo­ty­le, osy, a nawet musz­ki owo­ców­ki. Ja się wpraw­dzie na tym kom­plet­nie nie znam, ale tak wy­czy­ta­łem:

Zwie­rzę­ta po­tra­fią wy­ko­rzy­sty­wać pole ma­gne­tycz­ne Ziemi jako wskaź­nik kie­run­ku prze­miesz­cza­nia. Do­ty­czy to przede wszyst­kim zwie­rząt mi­gru­ją­cych […] Jedne z wy­mie­nio­nych or­ga­ni­zmów prze­miesz­cza­ją się na od­le­gło­ści dzie­siąt­ków ty­się­cy ki­lo­me­trów, inne za­le­d­wie kil­ku­set me­trów, ale dla wszyst­kich z nich są to da­le­kie wy­pra­wy i wszyst­kie pra­gną bez­błęd­nie do­trzeć do celu. (Źró­dło)

Cześć Świa­to­wi­der:-)

po­do­ba mi się temat Two­je­go opo­wia­da­nia. Lubię prze­wro­ty i walkę z dyk­ta­tu­rą.

Cie­ka­wie przed­sta­wi­łeś po­stać pro­fe­so­ra i jego mo­ty­wa­cji wzglę­dem oba­le­nia rządu. Z jed­nej stro­ny można przy­pusz­czać, że rze­czy­wi­ście chce bro­nić ludzi, a z dru­giej stro­ny mu­siał się po­czuć bar­dzo do­tknię­ty igno­ran­cją pre­zy­den­ta wzglę­dem jego po­my­słów. Cie­ka­we co prze­wa­ży­ło;-) Zwłasz­cza, że Gabor pod­czas pierw­sze­go spo­tka­nia ład­nie mu ka­dził.

Gabor jest za­dzi­wia­ją­co szcze­ry w swo­ich stwier­dze­niach. Nie owija w ba­weł­nę, tylko przy­zna­je wprost przed pro­fe­so­rem, ze Po­la­cy to bydło i po­trze­bu­ją bata:-) 

Po­do­ba mi się po­mysł na kry­zys, wiatr sło­necz­ny.

Jed­nak wy­da­je mi się, że koń­ców­ka jakby zbyt po­spiesz­na, a szko­da, bo próba prze­wro­tu to bar­dzo fajny temat. Cie­ka­we co sta­ło­by się póź­niej, za­kła­da­jąc, że uda­ło­by się ten rząd oba­lić:-) 

Czy­ta­ło się na­praw­dę do­brze, je­stem za­do­wo­lo­na z lek­tu­ry. 

Po­le­cam do bi­blio­te­ki i po­zdra­wiam:-)

Ol­ciat­ko, dzię­ku­ję za wi­zy­tę i ko­men­tarz!

po­do­ba mi się temat Two­je­go opo­wia­da­nia. Lubię prze­wro­ty i walkę z dyk­ta­tu­rą.

Dobry prze­wrót nie jest zły ;)

Cie­ka­wie przed­sta­wi­łeś po­stać pro­fe­so­ra i jego mo­ty­wa­cji wzglę­dem oba­le­nia rządu. Z jed­nej stro­ny można przy­pusz­czać, że rze­czy­wi­ście chce bro­nić ludzi, a z dru­giej stro­ny mu­siał się po­czuć bar­dzo do­tknię­ty igno­ran­cją pre­zy­den­ta wzglę­dem jego po­my­słów. Cie­ka­we co prze­wa­ży­ło;-)

Przy­znam, że nie za­sta­na­wia­łem się nad tą kwe­stią. Z jed­nej stro­ny Ja­siń­skie­mu ewi­dent­nie szcze­rze za­le­ży na dobru na­ro­do­wym i re­ali­zo­wa­niu wła­snych ide­ałów, a w Ga­bo­rze do­strze­ga osob­ni­ka szko­dzą­ce­go tym war­to­ściom. Jed­nak oczy­wi­ście takie przy­wią­za­nie do wła­sne­go świa­to­po­glą­du może pro­wa­dzić do tego, że wszel­kie pod­da­wa­nie go w wąt­pli­wość trak­tu­je on bar­dzo oso­bi­ście. Tak czy ina­czej, cie­szę się, że jak widać udało mi się stwo­rzyć w miarę zniu­an­so­wa­ną po­stać.

Gabor jest za­dzi­wia­ją­co szcze­ry w swo­ich stwier­dze­niach. Nie owija w ba­weł­nę, tylko przy­zna­je wprost przed pro­fe­so­rem, ze Po­la­cy to bydło i po­trze­bu­ją bata:-) 

Pier­wo­wzo­rem był tu pe­wien ro­dzi­my dyk­ta­tor, który wy­ra­żał się o Po­la­kach w dużo mniej li­te­rac­kim ję­zy­ku…

Jed­nak wy­da­je mi się, że koń­ców­ka jakby zbyt po­spiesz­na, a szko­da, bo próba prze­wro­tu to bar­dzo fajny temat. Cie­ka­we co sta­ło­by się póź­niej, za­kła­da­jąc, że uda­ło­by się ten rząd oba­lić:-)

No nie­ste­ty, widać, że za­koń­cze­nie po­psu­łem. A gdyby prze­wrót się udał… No cóż, moż­li­wo­ści jest sporo. Po­dej­rze­wam w każ­dym razie, że współ­pra­ca mię­dzy Ja­siń­skim, a Se­mi­radz­kim nie na­le­ża­ła­by na dłuż­szą metę do naj­ła­twiej­szych.

Po­le­cam do bi­blio­te­ki i po­zdra­wiam:-)

Cho­lew­cia, a ja się wła­śnie za­bie­ra­łam do pi­sa­nia opka z prze­bie­gu­no­wa­niem w roli głów­nej.

Po­do­ba­ło mi się, świet­nie na­pi­sa­ne, gład­ko się czyta. In­try­gi po­li­tycz­ne re­ali­stycz­ne, ale na szczę­ście od­le­głe od na­szej obec­nej rze­czy­wi­sto­ści. W koń­ców­ce tro­chę na­pię­cie sia­dło, mia­łam wra­że­nie, jak­byś wy­ciął ka­wa­łek tek­stu. Cze­goś tam po pro­stu bra­ku­je. Mimo tego zacna to była lek­tu­ra :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Dzię­ku­ję Irko za wi­zy­tę i klika :)

Cho­lew­cia, a ja się wła­śnie za­bie­ra­łam do pi­sa­nia opka z prze­bie­gu­no­wa­niem w roli głów­nej.

A pla­no­wa­ne jest po­ja­wie­nie się go na por­ta­lu? Chęt­nie prze­czy­tam, bo, jak zresz­tą widać, tro­chę mnie ten temat in­te­re­su­je ;)

A pla­no­wa­ne jest po­ja­wie­nie się go na por­ta­lu?

Jak mi się go uda do­koń­czyć, bo ostat­nio mam z tym pro­ble­my. Już czte­ry tek­sty leżą mi roz­grze­ba­ne ;)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Cześć!

Pa­mię­taj, wszyst­ko co pisze to tylko moja skrom­na opi­nia. Prze­czy­ta­łem i choć spra­wi­ło mi to ra­dość, to jakoś mi nie po­de­szło. Na­pi­sa­ne bar­dzo zgrab­nie i cie­ka­wie, czy­ta­ło się spraw­nie, tekst wcią­gał. Suk­ce­syw­nie od­kry­wa­łeś karty i wpro­wa­dza­łeś w świat. Bo­ha­te­ro­wie za­ry­so­wa­ni wy­star­cza­ją­co, ale dosyć ste­reo­ty­po­wi. Oto ge­nial­ny pro­fe­sor trosz­czą­cy się o dobro na­ro­du i pre­zy­dent dyk­ta­tor, który za­pra­sza go do rządu.

Pan pro­fe­sor zga­dza się zo­stać mi­ni­strem, ale ma swoje zda­nie, i gdy nie jest ono na­le­ży­cie trak­to­wa­ne, pla­nu­je pucz. Pięk­ne, bar­dzo li­te­rac­kie i in­spi­ru­ją­ce, ale jak dla mnie arze­czy­wi­ste (nie­ste­ty). Zbyt­ni patos i ta wiel­ka tro­ska o dobro ogółu (takie tek­sty to się na prze­mó­wie­niach rzuca, a nie tam gdzie dwóch nie­głu­pich i za­rad­nych ludzi o czymś roz­ma­wia czy ne­go­cju­je).

Ko­lej­na spra­wa to przy­czy­ny kry­zy­su. Po­dob­no osła­wio­ne prze­bie­gu­no­wa­nie, które spo­wo­do­wa­ło śmierć wszech­obec­nej elek­tro­ni­ki. Oraz śmierć pta­ków i owa­dów, nie mo­gą­cych zna­leźć drogi… Strasz­na wizja, i jak dla mnie rów­nież arze­czy­wi­sta. W szko­le ina­czej mi o tym opo­wia­da­li.

Z tego co pa­mię­tam, to przy prze­bie­gu­no­wa­niu pole ma­gne­tycz­ne nie znika a słab­nie, a sam pro­ces jest dosyć po­wol­ny (na tyle po­wol­ny, że więk­szość or­ga­ni­zmów ży­wych daje rade się przy­sto­so­wać, i nie po­wo­du­je to wy­mie­ra­nia). Strasz­nie imho zde­mo­ni­zo­wa­łeś ten pro­ces, zro­bi­łeś z niego istny ar­ma­ged­don. To hi­po­te­tycz­nie utrud­ni ko­mu­ni­ka­cję, tak, i pew­nie elek­tro­ni­ka bę­dzie czę­ściej pa­da­ła, ale bez prze­sa­dy, świa­ta glo­bal­ne­go to ra­czej nie za­wa­li (już prę­dzej COVID…).

– W mia­stach po­zo­sta­je wciąż bez­czyn­na znacz­na część daw­nych pra­cow­ni­ków sek­to­ra usług. Kie­run­ki, w któ­rych po­sia­da­ją kwa­li­fi­ka­cje, są dziś cał­ko­wi­cie bez­war­to­ścio­we. Do­ty­czy to zwłasz­cza bran­ży IT.

Oj, ktoś tu chyba nie lubi IT ;-)

Wie­rzę, że oby­wa­te­le sami, ze wzglę­du na po­czu­cie obo­wiąz­ku i dobra wspól­ne­go, chęt­nie ruszą do pracy, o ile ktoś im tylko wska­że drogę.

Już gdzieś sły­sza­łem taki tekst, i z tego co pa­mię­tam to się to póź­niej nie­zbyt faj­nie dla ludzi skoń­czy­ło.

 

Tyle. Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

O co­vi­dzie pro­sze nie wspo­mi­nac :] Wy­sze­dlem wla­snie ze szpi­ta­la, po dosc dlu­giej walce, mam na­dzie­je, ze to ostat­ni ko­men­tarz na te­le­fo­nie. Tak wiec witam wszyst­kich na nowo. Co.do ko­vi­da jesz­cze – za­baw­ne (pra­wie), ze moje opo­wia­da­nie to wla­snie ar­ma­ge­don po­ko­wi­do­wy… Pi­szac to wie­rzy­lem, ze do­trwam do szcze­pion­ki, ale jed­nak mnie sie­klo. Sorki za of­ftop :] Co do prze­bie­gu­no­wa­nia – je­stem zda­nia, ze skoro nikt z nas tego nie prze­zyl i nie wiemy, jak pro­ces wy­gla­da (ani, czy jest po­wta­rzal­ny i iden­tycz­ny za kaz­dym razem), to w wizji au­to­ra moze to wy­gla­dac w taki spo­sob. Jest za­gro­ze­nie pro­mie­nio­wa­niem ko­smicz­nym. Ener­gie tych za­pie­prza­ja­cych cza­stek sa tak wiel­kie, ze nic sie do tego nie do­sto­su­je. Jesli wiec prom. ko­smicz­ne be­dzie sie w sta­nie prze­do­stac na po­wierzch­nie, to za­cznie roz­wa­lac nam struk­tu­ry ato­mo­we, czast­ki DNA i mo­zli­we, ze be­dzie grubo :] Tak.czy siak – zycze wszyst­kim, aby wizja i ta, i moja i wiele in­nych z por­ta­lu (od zmu­sza­nia do kon­sump­cji ponad miare, do ochro­ny praw­nej no­wo­two­row) nigdy sie nie spel­ni­ly! Ave DOM!

Cześć, Krar!

Pan pro­fe­sor zga­dza się zo­stać mi­ni­strem, ale ma swoje zda­nie, i gdy nie jest ono na­le­ży­cie trak­to­wa­ne, pla­nu­je pucz. Pięk­ne, bar­dzo li­te­rac­kie i in­spi­ru­ją­ce, ale jak dla mnie arze­czy­wi­ste (nie­ste­ty).

Pan pro­fe­sor jest aku­rat luźno wzo­ro­wa­ny na pew­nym praw­dzi­wym pro­fe­so­rze-dyk­ta­to­rze, więc nie takie arze­czy­wi­ste ;)

Zbyt­ni patos i ta wiel­ka tro­ska o dobro ogółu (takie tek­sty to się na prze­mó­wie­niach rzuca, a nie tam gdzie dwóch nie­głu­pich i za­rad­nych ludzi o czymś roz­ma­wia czy ne­go­cju­je).

Dla­te­go Gabor ten styl w pew­nym mo­men­cie wy­śmie­wa.

 

Co do prze­bie­gu­no­wa­nia… Mnie o tym w szko­le nie uczy­li, z fi­zy­ki też wy­bit­ny nigdy nie byłem, ale opie­ram się na tym, co udało mi się prze­czy­tać. Po­zwo­lę się tu od­nieść do moż­li­wie naj­krót­szej, a co wię­cej, fa­cho­wej wy­po­wie­dzi. Ow­szem, pro­ces jest długi, ale po pierw­sze, zwa­żyw­szy że po­mia­ry w 2014 r. wy­ka­za­ły w ostat­nich dzie­się­cio­le­ciach, iż słab­nię­cie pola za­cho­dzi 10-krot­nie szyb­ciej niż za­kła­da­no), może ten pro­ces jed­nak za­sko­czyć. Prze­bie­gu­no­wa­niu może to­wa­rzy­szyć okre­so­we cał­ko­wi­te za­nik­nię­cie pola, nie musi to być tylko osła­bie­nie. Je­że­li cho­dzi o prze­ży­cie or­ga­ni­zmów, jak można em­pi­rycz­nie za­uwa­żyć, po­przed­nie prze­bie­gu­no­wa­nia nie do­pro­wa­dzi­ły do cał­ko­wi­tej za­gła­dy życia. Nie ozna­cza to jed­nak, że zwie­rzę­ta mi­gru­ją­ce (a do ta­kich, jak przed­sta­wia­łem w od­po­wie­dzi na wąt­pli­wo­ści Fin­kli, na­le­żą też owady) nie mia­ły­by po­waż­nych pro­ble­mów, które mo­gły­by znacz­nie ogra­ni­czyć ich po­pu­la­cję. Co do elek­tro­ni­ki: 

Wiatr sło­necz­ny do­cie­ra­ją­cy do po­wierzch­ni Ziemi z całą pew­no­ścią za­szko­dził­by kom­pu­te­rom i elek­tro­nicz­nym sys­te­mom ko­mu­ni­ka­cji. Nawet obec­nie ob­ser­wu­je się błędy w dzia­ła­niu lub uszko­dze­nia ukła­dów elek­tro­nicz­nych (np. kom­pu­te­rów) wy­ni­ka­ją­ce z przy­pad­ko­we­go tra­fie­nia w nie czą­stek po­cho­dzą­cych z ko­smo­su. Być może więc lu­dzie mu­sie­li­by przy­zwy­cza­ić się do życia bez naj­now­szych zdo­by­czy na­szej peł­nej elek­tro­ni­ki cy­wi­li­za­cji: in­ter­ne­tu, te­le­fo­nów ko­mór­ko­wych, kom­pu­te­rów, nie wspo­mi­na­jąc o ste­ro­wa­nych przy uży­ciu elek­tro­ni­ki środ­kach trans­por­tu ta­kich jak np. sa­mo­lo­ty. 

Można oczy­wi­ście dys­ku­to­wać, ale oso­bi­ście myślę, że brak in­ter­ne­tu, te­le­fo­nów i sa­mo­lo­tów przez kilka albo nawet kil­ka­na­ście lat mia­ło­by dużo bar­dziej brze­mien­ne skut­ki od wi­ru­sa.

Już gdzieś sły­sza­łem taki tekst, i z tego co pa­mię­tam to się to póź­niej nie­zbyt faj­nie dla ludzi skoń­czy­ło.

Ro­zu­miem, że jeśli oby­wa­te­le nie ru­sza­ją sami do pracy, tylko z przy­mu­su, to koń­czy się dla nich le­piej? ;)

Dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz!

Hej!

Pan pro­fe­sor jest aku­rat luźno wzo­ro­wa­ny na pew­nym praw­dzi­wym pro­fe­so­rze-dyk­ta­to­rze, więc nie takie arze­czy­wi­ste ;)

Tego nie kwe­stio­nu­ję, ale przy pro­fe­so­rze cho­dzi­ło mi o jego mo­ty­wa­cję, nie po­zna­łem może ‘to­po­wych’ współ­cze­snych po­li­ty­ków, ale kilku po­mniej­szych zda­rzy­ło mi się ob­ser­wo­wać. I mam wra­że­nie, że są to lu­dzie kie­ro­wa­ni dziką po­trze­bą suk­ce­su i jesz­cze dzik­szą żądza wła­dzy. Tro­ska o naród, przy­szłość i inne takie te­ma­ty są dla nich je­dy­nie na­rzę­dzia­mi, które po­zwa­la­ją zdo­być tą wła­dzę. Mam silne prze­czu­cie, że w czte­ry oczy pro­fe­sor z dyk­ta­to­rem nie tak by roz­ma­wia­li ;-) Ale to tylko moja opi­nia.

Można oczy­wi­ście dys­ku­to­wać, ale oso­bi­ście myślę, że brak in­ter­ne­tu, te­le­fo­nów i sa­mo­lo­tów przez kilka albo nawet kil­ka­na­ście lat mia­ło­by dużo bar­dziej brze­mien­ne skut­ki od wi­ru­sa.

Tak, tylko pa­trząc cho­ciaż­by tu, można wy­snuć wnio­sek, że pole ma­gne­tycz­ne zmie­nia się po­wo­li. To nie dzia­ła tak, że rano wszyst­ko jest jesz­cze super a w po­łu­dnie bum, świat się za­trzy­mu­je. Dipol (a w za­sa­dzie di­po­le, bo jest ich tam pew­nie wiele) ma sporą bez­wład­ność, po­trze­ba lat, jak nie dekad, by zna­czą­co osłabł. A lu­dzie nie będą ra­czej sie­dzieć z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi, tylko jak to już nie raz by­wa­ło do­sto­su­ją się do za­ist­nia­łej sy­tu­acji.

Ko­lej­na spra­wa to ten cał­ko­wi­ty zanik. Z jed­nej stro­ny są do­wo­dy, że niby tak się stało, a z dru­giej wiemy, że gdyby tak się stało, to wiatr sło­necz­ny dosyć szyb­ko po­zba­wił­by pla­ne­tę at­mos­fe­ry. I jest kło­pot. Eks­per­ci pa­łu­ją się i spie­ra­ją w tej spra­wie od lat.

Kur­cze, nie mogę czy­tać s-f, bo się wkrę­cam i za­czy­nam roz­k­mi­niać, a tu nie o to cho­dzi ;-)

Wie­rzę, że oby­wa­te­le sami, ze wzglę­du na po­czu­cie obo­wiąz­ku i dobra wspól­ne­go, chęt­nie ruszą do pracy, o ile ktoś im tylko wska­że drogę.

To brzmi bar­dzo sztucz­nie imho. Takie tek­sty to można dzie­ciom w szko­le pra­wić, a nie do­ro­słym lu­dziom w rzą­dzie dyk­ta­to­ra. Taka gadka ra­czej nie zdo­bę­dzie się sza­cun­ku i au­to­ry­te­tu, można co naj­wy­żej zro­bić wra­że­nie przy­by­sza z in­ne­go świa­ta.

 

Uff, dużo tego się zro­bi­ło. Pod­su­mo­wu­jąc faj­nie na­pi­sa­ne ale zbyt fa­ta­li­stycz­ne jak dla mnie (jak na coś, co ma być na­wią­za­niem do moż­li­wej rze­czy­wi­sto­ści)

 

Po­zdra­wiam!

 

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

A lu­dzie nie będą ra­czej sie­dzieć z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi, tylko jak to już nie raz by­wa­ło do­sto­su­ją się do za­ist­nia­łej sy­tu­acji

Nie był­bym taki opty­mi­stycz­ny. Myślę, że ra­czej pro­ces do­sto­so­wy­wa­nia za­cznie się do­pie­ro post fac­tum i taką też wizję przed­sta­wi­łem w opo­wia­da­niu.

Kur­cze, nie mogę czy­tać s-f, bo się wkrę­cam i za­czy­nam roz­k­mi­niać, a tu nie o to cho­dzi ;-)

Dla­cze­go? Mnie, jako au­to­ra, bar­dzo cie­szy, że mój tekst po­bu­dza Czy­tel­ni­ka do roz­k­mi­nia­nia ;D

Hej kra­r85 :) Cza­sa­mi mam po­dob­nie. Czę­sto roz­k­mi­niam lo­gi­kę i mo­ty­wa­cję wy­da­rzeń, bo­ha­te­rów, wszel­kie za­wi­ło­ści fi­zycz­ne, itd. Tym­cza­sem tu wła­śnie je­stem w sta­nie od­pu­ścić wła­śnie z tego po­wo­du, że nie mamy do­wo­dów, jak to rze­czy­wi­ście bę­dzie wy­glą­dać. Pa­mię­taj, że pola od di­po­li nie muszą za­ni­kać – mogą się zno­sić.

Radko się zda­rza, aby po­wia­da­nie, któ­re­go te­ma­ty­ka do­ty­czy po­li­ty­ki zdo­ła­ło mnie za­in­te­re­so­wać, a tu, o dziwo, prze­czy­ta­łam szyb­ko, bez znu­że­nia, a nawet ze sporą cie­ka­wo­ścią.

Zaj­mu­ją­co uka­za­łeś tak przy­czy­ny Kry­zy­su jak i zwer­bo­wa­nie Ja­siń­skie­go do rządu, a także póź­niej­sze pla­no­wa­nie prze­wro­tu. A skoro zde­cy­do­wa­łeś się na otwar­te za­koń­cze­nie, po­zo­sta­ję z na­dzie­ją na in­te­re­su­ją­cą kon­ty­nu­ację losów bo­ha­te­rów.

 

iż znów idzie w tłu­mie szkol­nych ko­le­gów śla­da­mi prze­wod­ni­ka. ―> A może: …iż znów, w tłu­mie szkol­nych ko­le­gów, idzie śla­da­mi prze­wod­ni­ka.

 

Omió­tłw­szy wzro­kiem gar­de­ro­bę… ―> Omió­tł­szy wzro­kiem gar­de­ro­bę

 

że cięż­ko sobie wy­ro­bić ja­kie­kol­wiek zda­nie… ―> …że trud­no sobie wy­ro­bić ja­kie­kol­wiek zda­nie

 

jest je­dy­nym roz­sąd­nych wyj­ściem. ―> …jest je­dy­nym roz­sąd­nym wyj­ściem.

 

– Sza­now­ni pań­stwo – za­czął. ―> – Sza­now­ni pa­no­wie – za­czął.

Zwrot sza­now­ni pań­stwo ma za­sto­so­wa­nie, kiedy mó­wią­cy zwra­ca się do to­wa­rzy­stwa skła­da­ją­ce­go się z pań i panów. A tu, jak na­le­ży wno­sić po sło­wach pre­zy­den­ta: – Pa­no­wie, za­czy­naj­my. – mamy do czy­nie­nia z rzą­dem zło­żo­nym z sa­mych męż­czyzn,

 

Nie tak pro­fe­sor wi­dział swoją rolę w rzą­dze. ―> Li­te­rów­ka.

 

Przy­po­mi­nał mo­dlisz­kę, która szy­ku­je się do chwy­ce­nia szpo­na­mi ofia­ry. ―> Czy mo­dlisz­ki maja szpo­ny?

 

Czy miał prawo roz­bu­dzać dawne de­mo­ny, które dawno już po­win­ny… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Sie­dział tak, cze­ka­jąc, aż ktoś w końcu znu­dzi się wy­glą­da­niem od­gło­su strza­łu. ―> A może: Sie­dział tak, cze­ka­jąc, aż ktoś w końcu znu­dzi się wy­cze­ki­wa­niem/ na­słu­chi­wa­niem od­gło­su strza­łu.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Re­gu­la­to­rzy, bar­dzo dzię­ku­ję za wi­zy­tę, cie­szę się, że opo­wia­da­nie przy­pa­dło Ci do gustu!

 

że cięż­ko sobie wy­ro­bić ja­kie­kol­wiek zda­nie… ―> …że trud­no sobie wy­ro­bić ja­kie­kol­wiek zda­nie

A dla­cze­go “cięż­ko” w tym wy­pad­ku jest nie­po­praw­ne?

Przy­po­mi­nał mo­dlisz­kę, która szy­ku­je się do chwy­ce­nia szpo­na­mi ofia­ry. ―> Czy mo­dlisz­ki maja szpo­ny?

Być może nie jest to stu­pro­cen­to­wo zgod­ne z de­fi­ni­cją uży­cie, ale mi te przed­nie od­nó­ża zde­cy­do­wa­nie przy­po­mi­na­ją za­krzy­wio­ne pa­zu­ry:

Bar­dzo pro­szę, Świa­to­wi­drze.

 

A dla­cze­go “cięż­ko” w tym wy­pad­ku jest nie­po­praw­ne?

Nie po­wie­dzia­łam, że jest nie­po­praw­ne. Rze­kła­bym, że ra­czej nie­wła­ści­we. Po­nad­to uwa­żam, że to fa­tal­nie brzmi.

Cięż­kie jest coś, co dużo waży, a nie wy­da­je mi się, aby wy­ro­bie­nie zda­nia można było zwa­żyć.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Trudno;6776.html

https://obcyjezykpolski.pl/trudno-nie-ciezko-powiedziec/

 

 

…ale mi te przed­nie od­nó­ża zde­cy­do­wa­nie przy­po­mi­na­ją za­krzy­wio­ne pa­zu­ry:

No wła­śnie – pa­zu­ry, ale nie szpo­ny. A mo­dlisz­ka jest prze­cież zwie­rząt­kiem dra­pież­nym, więc pa­zu­ry w jej przy­pad­ku by­ły­by, moim zda­niem, wła­ściw­sze.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

No wła­śnie – pa­zu­ry, ale nie szpo­ny. A mo­dlisz­ka jest prze­cież zwie­rząt­kiem dra­pież­nym, więc pa­zu­ry w jej przy­pad­ku by­ły­by, moim zda­niem, wła­ściw­sze.

Ale, zgod­nie z de­fi­ni­cją, którą przy­to­czy­łaś wcze­śniej: szpon – «ostry, za­krzy­wio­ny pazur pta­ków dra­pież­nych». Oczy­wi­ście mo­dlisz­ka nie jest pta­kiem, nie­mniej to od­nó­że w mojej oce­nie taki wła­śnie szpon przy­po­mi­na, więc chyba jed­nak po­zo­sta­nę przy swo­jej wer­sji ;)

Ależ oczy­wi­ście, Świa­to­wi­drze, we wła­snym opo­wia­da­niu masz pełne prawo użyć okre­śle­nia, które Twoim zda­niem naj­le­piej od­da­je isto­tę rze­czy. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

O, ale fajny tekst! Nawet nie zda­wa­łem sobie spra­wy, że bra­ku­je mi na por­ta­lu opo­wia­da­nia mocno pod­la­ne­go po­li­tycz­nym sosem. Wię­cej nawet – w tym opo­wia­da­niu nie ma pra­wie ni­cze­go poza po­li­ty­ką, ale mnie to nie prze­szka­dza.

Po­stać pro­fe­so­ra Ja­siń­skie­go przy­pa­dła mi do gustu. Mo­de­lo­wy przed­sta­wi­ciel praw­dzi­wej elity – facet twar­do stą­pa­ją­cy po ziemi, acz ide­ali­sta, który pil­nie i po­kor­nie re­ali­zu­je po­wie­rzo­ną mu misję, jed­nak nie ma za­mia­ru trzy­mać ję­zy­ka za zę­ba­mi, kiedy widzi, że za­ko­cha­ny w sobie, cy­nicz­ny (i po­zba­wio­ny do­bre­go smaku!) dyk­ta­tor-war­choł pcha kraj w złym kie­run­ku.

Gdzie ten Ja­siń­ski się ucho­wał :)?

Spodo­bał mi się też spo­sób, w jaki Se­mi­radz­ki i pro­fe­sor za­wią­zu­ją spi­sek – li­cze­nie sza­bel, kal­ku­la­cje.

Choć tutaj jedna rzecz mi zgrzyt­nę­ła, choć nie wiem, czy słusz­nie – to, że pod­czas roz­mo­wy Ja­siń­ski i Se­mi­radz­ki uży­wa­ją okre­śle­nia ,,za­mach stanu". Wy­obra­żam sobie, że oma­wia­jąc szcze­gó­ły przed­się­wzię­cia, się­gnę­li­by jed­nak po inne okre­śle­nie – ,,prze­wrót", ,,prze­ję­cie wła­dzy", coś w tym gu­ście. Ale może się cze­piam :)

Sam po­mysł na ka­ta­stro­fę i jej skut­ki też mnie prze­ko­nu­je. Za­kła­dam, że tytuł opo­wia­da­nia na­wią­zu­je do ogłu­pia­łej ludz­ko­ści, która, po­dob­nie jak zwie­rzę­ta, w ob­li­czu śmier­ci elek­tro­ni­ki stra­ci­ła orien­ta­cję i zmie­rza ku za­gła­dzie. To ko­lej­ny atut tek­stu.

Zgła­szam do bi­blio­te­ki. Po­zdra­wiam!

Hej, Adam_c4!

To bar­dzo przy­jem­ny ko­men­tarz, bo od­czy­ta­łeś w opo­wia­da­niu wła­śnie to, co chcia­łem w nim prze­ka­zać :)

Choć tutaj jedna rzecz mi zgrzyt­nę­ła, choć nie wiem, czy słusz­nie – to, że pod­czas roz­mo­wy Ja­siń­ski i Se­mi­radz­ki uży­wa­ją okre­śle­nia ,,za­mach stanu".

Za­mach stanu ko­re­spon­du­je z ta­ki­mi po­ję­cia­mi jak racja stanu, czy mąż stanu, które są nie­wąt­pli­wie bar­dzo bli­skie Ja­siń­skie­mu, więc być może tak można to wy­tłu­ma­czyć.

Za­kła­dam, że tytuł opo­wia­da­nia na­wią­zu­je do ogłu­pia­łej ludz­ko­ści, która, po­dob­nie jak zwie­rzę­ta, w ob­li­czu śmier­ci elek­tro­ni­ki stra­ci­ła orien­ta­cję i zmie­rza ku za­gła­dzie. To ko­lej­ny atut tek­stu.

Tak, choć tytuł kryje jesz­cze jeden ukry­ty prze­kaz, nieco za­pew­ne trud­niej­szy do za­uwa­że­nia. Bar­dzo się jed­nak cie­szę, że zwró­ci­łeś na tytuł uwagę.

Zgła­szam do bi­blio­te­ki. Po­zdra­wiam!

Pięk­nie dzię­ku­ję i rów­nież po­zdra­wiam :)

Wpa­dłem i prze­czy­ta­łem :)

Od stro­ny świa­to­twór­czej dosyć cie­ka­wie – ot, od­two­rze­nie Dru­giej Rzecz­po­spo­li­tej z po­wo­du ta­jem­ni­cze­go Kry­zy­su (swoją drogą dla nazwa słaba, ni­czym nie wy­róż­nia­ją­ca się). Brzmi od dla mnie lekko nie­praw­do­po­dob­nie w za­kre­sie na­głe­go za­ni­ku pola ma­gne­tycz­ne­go, ale sło­wa­mi pre­zy­den­ta ze­pchną­łeś ten motyw do tła, więc nie ma się co cze­piać. Ca­łość wy­glą­da in­te­re­su­ją­co, zwłasz­cza po­ka­za­nie pew­ne­go wy­cin­ka ob­ra­zu po­gu­bio­nej ludz­ko­ści, która utra­ci­ła swoje elek­tro­nicz­ne za­baw­ki. To Ci na­praw­dę wy­szło.

Tu jed­nak po­ja­wia­ją się pewne pro­ble­my tek­stu. San­der­son w swoim wy­kła­dzie na temat pi­sar­stwa mówi, że pierw­sze aka­pi­ty/frag­men­ty to zło­że­nie obiet­ni­cy czy­tel­ni­ko­wi: co do stylu, fa­bu­ły, dal­szej przy­go­dy. Ja po­wiem szcze­rze, że nie wie­dzia­łem, co bę­dzie w tym tek­ście (i to w złym tego słowa zna­cze­niu). Jest bo­wiem Ja­siń­ski, który ma zo­stać mi­ni­strem fi­nan­sów po­apo­ka­lip­tycz­ne­go świa­ta… krop­ka. Nie widzę źró­dła na­pię­cia, nie widzę po­ten­cjal­ne­go kon­flik­tu, nie widzę torów akcji. Wpro­wa­dzasz je do­pie­ro póź­niej – tak późno, że nie zdążą wy­brzmieć w moich uszach, nim tekst do­cie­ra do krwa­we­go fi­na­łu.

Bo­ha­te­ro­wie też jawią mi się mocno po­mni­ko­wo. Roz­ma­wia­ją fra­ze­sa­mi, prze­ma­wia­ją wręcz (wręcz au­to­iro­nicz­nie brzmi tu pre­zy­denc­ka uwaga o wy­po­wie­dzi “jak na wiecu”). To po­now­nie od­dzie­la mnie od tek­stu i nie po­zwa­la prze­jąć się losem po­sta­ci. Fi­nal­nie więc oglą­dam pokaz slaj­dów z życia Ja­siń­skie­go – ale bez ja­kie­go­kol­wiek przy­wią­za­nia do niego.

Tech­nicz­nie jest do­brze. Zda­nia płyną, ko­lej­ne aka­pi­ty, nawet in­fo­dum­py, czyta się gład­ko. Cza­sem coś chrup­nie pod ko­ła­mi, ale nie jest tego wiele.

Pod­su­mo­wu­jąc: do­brze wy­ko­na­ny kon­cert fa­jer­wer­ków, jed­nak o mocno przy­ga­szo­nym bla­sku.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Po­do­ba mi się Twoje opo­wia­da­nie, choć nie jest po­zba­wio­ne wad, ale o tym póź­niej. Kom­plet­ne, prze­my­śla­ne, ma fa­bu­łę i bo­ha­te­rów. Z jed­nej stro­ny sil­nie prze­sy­co­ne rze­czy­wi­sto­ścią, z dru­giej "sta­ry­mi czasy", hi­sto­rią która może, ale nie musi się po­wta­rzać.

Wady są – dla mnie – zwią­za­ne nie z tre­ścią i kon­struk­cją opo­wia­da­nia, po­nie­waż czy­ta­łam z dużym za­in­te­re­so­wa­niem. Po­sta­ci są żywe, przy­naj­mniej to, w jaki spo­sób wy­obra­zi­łam je sobie dla samej sie­bie, lecz po­ty­ka­łam się co krok na ich wy­po­wie­dziach, po­pra­wia­jąc w my­ślach. I prze­cho­dzi­my do uwag. 

Warsz­tat masz dobry, ale wy­da­je mi się, że "po­ło­ży­łeś" samą opo­wieść, jej snu­cie. Gdy­bym miała uogól­nić, o co mi cho­dzi, prze­do­brzy­łeś, wy­cy­ze­lo­wa­łeś każde zda­nie na ide­al­ne i przez to "prze­ga­da­łeś". 

Prze­cho­dząc do kon­kre­tów, czte­ry rze­czy zwró­ci­ły moją uwagę, po­nie­waż za­trzy­my­wa­ły, ha­czy­ły.

* Naj­pierw po­czą­tek – pięk­na scena. Bo­ha­ter idzie do ga­bi­ne­tu pre­zy­den­ta, prze­mie­rza­jąc sale/kom­na­ty Zamku Kró­lew­skie­go. Pokaż te sale, pokaż jego myśli, wspo­mnie­nia kon­fron­tu­jąc stare z nowym. Skup się na szcze­gó­le i jego związ­ku bądź braku tego. Da­jesz bar­dzo suchy w grun­cie rze­czy opis. Z rze­czy tech­nicz­nych: on idzie i przy­glą­da się i nie mu­sisz roz­po­czy­nać każ­de­go zda­nia od cza­sow­ni­ków lub form od­cza­sow­ni­ko­wych, że "zda­wa­ło mu się, prze­mie­rza­jąc, cie­szył, po­dzi­wiał"; ję­zy­ko­wo mik­su­jesz dwie rze­czy­wi­sto­ści – współ­cze­sny język i np. "kro­czył, iż"; uwa­żaj na "nawet, jed­nak"; uwierz w czy­tel­ni­ka – nie mu­sisz wszyst­kie­go po­da­wać mu na tacy, np. "gro­te­sko­wo, ob­ra­zem ocie­ka­ją­cych"; jeśli coś można na­pi­sać pro­ściej, może warto to zro­bić, np. "Zamek był pusty" za­miast nie wy­peł­niał go tłum tu­ry­stów", zwłasz­cza że potem po­wta­rzasz to z par­kiem, jeśli skon­tra­sto­wać – zrób to.

* Dia­lo­gi – są ciut­kę drę­twe, choć jak już na­pi­sa­łam – po­sta­ci ok. Tro­chę trze­ba by­ło­by po­wy­kre­ślać z tych dia­lo­gów, aby były dy­na­micz­niej­sze i le­piej po­ka­zy­wa­ły od­ręb­ność po­sta­ci, a nie­któ­re atry­bu­cje dia­lo­go­we spo­koj­nie na­da­ją się do usu­nię­cia. 

* Nie­po­trzeb­ne wy­peł­nia­cze: jed­nak, nawet, już, choć, na­tych­miast.

Dużo ich, szcze­gól­nie pierw­sze­go. Są sło­wa­mi jak naj­bar­dziej do uży­cia, ale ich nad­miar jest nie­po­trzeb­ny.

* Bądź ostroż­ny z szy­kiem zda­nia. Ma się do­brze czy­tać, przy­naj­mniej ja tak myślę. Ta­kich zdań jest tro­chę. Przy­kład:

,Prze­mie­rza­jąc ko­lej­ne kom­na­ty czuł, iż znów, w tłu­mie szkol­nych ko­le­gów, idzie śla­da­mi prze­wod­ni­ka.

…czuł, że znów idzie w tłu­mie szkol­nych ko­le­gów za prze­wod­ni­kiem (śla­da­mi – czy ten ze słu­chaw­ka­mi z na­gra­niem, czy żywy?)

 

pzd :-)

a

PS. Za­proś mnie kie­dyś na betę, po­wal­czy­my. :-)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Asy­lum, bar­dzo dzię­ku­ję za tak do­głęb­ną lek­tu­rę i ko­men­tarz!

Gdy­bym miała uogól­nić, o co mi cho­dzi, prze­do­brzy­łeś, wy­cy­ze­lo­wa­łeś każde zda­nie na ide­al­ne i przez to "prze­ga­da­łeś". 

To w sumie tro­chę za­baw­ne, bo wła­śnie dzi­siaj prze­czy­ta­łem, że iden­tycz­ny za­rzut sta­wia­no wcze­snym opo­wia­da­niom Do­sto­jew­skie­go, więc może coś ze mnie jesz­cze bę­dzie :D

Bo­ha­ter idzie do ga­bi­ne­tu pre­zy­den­ta, prze­mie­rza­jąc sale/kom­na­ty Zamku Kró­lew­skie­go. Pokaż te sale, pokaż jego myśli, wspo­mnie­nia kon­fron­tu­jąc stare z nowym. Skup się na szcze­gó­le i jego związ­ku bądź braku tego.

Hm, przy­znam, że nie do końca ro­zu­miem isto­tę tej uwagi. Wy­da­je mi się, że te ele­men­ty są wy­mie­nio­ne w opi­sie: szcze­gó­ły – wra­że­nia Ja­siń­skie­go na widok ob­ra­zów mo­nar­chów; kon­fron­ta­cja sta­re­go z nowym – ża­rów­ki-świe­ce, tłum tu­ry­stów-pust­ka. Za­sta­na­wia mnie więc, czy cho­dzi o jakiś ogól­ny błąd w stylu opisu, czy też o to, że jest za krót­ki. Jeśli to dru­gie, mogę się tłu­ma­czyć raz li­mi­tem kon­kur­so­wym, dwa, że zbyt długi opis na samym po­cząt­ku mógł­by znu­dzić i znie­chę­cić czy­tel­ni­ka. 

ję­zy­ko­wo mik­su­jesz dwie rze­czy­wi­sto­ści – współ­cze­sny język i np. "kro­czył, iż"

To aku­rat kon­se­kwen­cje czę­ste­go pi­sa­nia w sty­li­za­cji na sta­ro­polsz­czy­znę. Zresz­tą przy­znam, że lubię taki styl, więc nie wiem nawet, czy chcę to zmie­niać. Poza tym w tym tek­ście to wy­mie­sza­nie ma pewne uza­sad­nie­nie fa­bu­lar­ne, bo, jak słusz­nie za­uwa­ży­łaś, opo­wia­da­nie trak­tu­je wła­ści­wie o po­wta­rza­niu się hi­sto­rii.

jeśli coś można na­pi­sać pro­ściej, może warto to zro­bić, np. "Zamek był pusty" za­miast nie wy­peł­niał go tłum tu­ry­stów"

Tu się nie zgo­dzę. “Zamek był pusty” jest zde­cy­do­wa­nie zbyt pro­stac­kie dla mej ba­ro­ko­wej duszy ;D

* Nie­po­trzeb­ne wy­peł­nia­cze: jed­nak, nawet, już, choć, na­tych­miast.

Wy­peł­nia­cze to nie­ste­ty moja Ne­me­zis, wciąż je usu­wam, a i tak ich mnó­stwo zo­sta­je ;(

PS. Za­proś mnie kie­dyś na betę, po­wal­czy­my. :-)

Przy naj­bliż­szej oka­zji z wiel­ką chę­cią sko­rzy­stam z tej ofer­ty! :)

może coś ze mnie jesz­cze bę­dzie :D

Bę­dzie z taką wier­no­ścią szcze­gó­łom i wy­czu­ciem, bę­dzie!

nie do końca ro­zu­miem isto­tę tej uwagi.

Da­jesz szcze­gó­ły, ale nie po­zwa­lasz, aby czy­tel­nik wy­cią­gał wnio­ski. Czyli mamy opis po­łą­czo­ny z in­ter­pre­ta­cją.

To aku­rat kon­se­kwen­cje czę­ste­go pi­sa­nia w sty­li­za­cji na sta­ro­polsz­czy­znę.

I tak, i nie, a ta hi­sto­ria jest ro­dza­jem alt. ;-)

zde­cy­do­wa­nie zbyt pro­stac­kie dla mej ba­ro­ko­wej duszy ;D

Cza­sem dobry barok, a cza­sem nie. xd Mam za­miar prze­czy­tać wresz­cie w tym roku swoje ne­me­zis, czyli Pro­usta i Uli­ses­sa. xd

Wy­peł­nia­cze

Stara bieda, wci­ska­ją się wszę­dzie. Trza je ru­go­wać. :-)

 

A beta z przy­jem­no­ścią, pew­nie się tro­chę po­spie­ra­my, ale nie­groź­nie. xd

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Nowa Fantastyka