- Opowiadanie: bjkpsrz - Serce z Metalu

Serce z Metalu

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Serce z Metalu

Pod­ło­ga była śli­ska od krwi. Pre­zy­denc­ka plat­for­ma, która nie­daw­no sta­no­wi­ła głów­ną ozdo­bę pa­ra­dy z oka­zji rocz­ni­cy otwar­cia mia­sta, stała się miej­scem zbrod­ni.

She­ran po­brał prób­ki i za­czął szu­kać ko­lej­nych śla­dów, sta­wia­jąc ostroż­nie kroki. Li­czył, że znaj­dzie co­kol­wiek, co mo­gło­by go na­pro­wa­dzić na wła­ści­wy trop. Jeden ze śled­czych pod­szedł do niego i wrę­czył ta­blet z od­two­rzo­ną cy­fro­wo tra­jek­to­rią lotu po­ci­sku. Obraz na ekra­nie wska­zy­wał jed­no­znacz­nie miej­sce, z któ­re­go od­da­ny zo­stał strzał.

Pora zdać ra­port, po­my­ślał She­ran. Opu­ścił miej­sce zda­rze­nia i od­na­lazł swój sa­mo­chód.

 

***

 

Ki­tion był ogrom­nym pań­stwem-mia­stem dry­fu­ją­cym swo­bod­nie w prze­strze­ni ko­smicz­nej. Jed­nym z wielu w Ukła­dzie Sło­necz­nym, lecz wy­róż­nia­ją­cym się pod wzglę­dem licz­by miesz­kań­ców. Miej­sce było prze­lud­nio­ne, a rząd nie przy­chy­lał się do próśb o prze­nie­sie­nie czę­ści miesz­kań­ców do in­nych pla­có­wek.

Po dłu­gich po­sto­jach w kor­kach i szyb­kiej prze­jażdż­ce su­per­au­to­stra­dą au­to­no­micz­ny sa­mo­chód za­trzy­mał się przed naj­więk­szym bu­dyn­kiem w całej me­tro­po­lii. She­ran użył karty do­stę­pu, aby do­stać się do środ­ka. Wsiadł do windy – sie­dzi­ba pre­zy­den­ta znaj­do­wa­ła się na samej górze.

Zo­stał za­anon­so­wa­ny przez cy­ber­ne­tycz­ną se­kre­tar­kę. Drzwi otwo­rzy­ły się, uka­zu­jąc wiel­kie po­miesz­cze­nie, ozdo­bio­ne licz­ny­mi, dro­gi­mi płót­na­mi i zło­ty­mi po­są­ga­mi. Na końcu stało zdo­bio­ne biur­ko, a sie­dział przy nim śred­nie­go wzro­stu męż­czy­zna z przy­sła­nia­ją­cą część twa­rzy gęstą, czar­ną grzyw­ką, spod któ­rej bły­ska­ło czer­wo­nym świa­tłem cy­ber­ne­tycz­ne oko – eks­tra­wa­gan­cja, na jaką mogli sobie po­zwo­lić je­dy­nie nie­licz­ni.

– Masz coś dla mnie? – spy­tał, gdy tylko She­ran wy­ło­nił się z windy.

– Mam, panie pre­zy­den­cie – od­po­wie­dział. – Naj­pierw jed­nak chciał­bym zło­żyć naj­szczer­sze kon­do­len­cje. Współ­czu­ję panu stra­ty…

– Stra­ty? – prze­rwał mu po­iry­to­wa­nym gło­sem. – To była moja trze­cia żona. Jej śmierć uto­ro­wa­ła drogę czwar­tej, młod­szej i ład­niej­szej, więc mam to w dupie. Cho­dzi o to, że ktoś pró­bo­wał zabić mnie! Gdy­bym aku­rat się nie schy­lił, to moją krew teraz zmy­wa­li­by z tam­tej plat­for­my. Jakiś skur­wy­syn ośmie­lił się wy­stą­pić prze­ciw­ko swo­je­mu panu, więc nie mar­nuj mo­je­go czasu i mów, z czym przy­sze­dłeś.

Crane Go­od­guy rzą­dził Ki­tio­nem już piątą ka­den­cję, co oczy­wi­ście było nie­zgod­ne z pra­wem, ale dzię­ki od­po­wied­nim kon­tak­tom, serii za­stra­szeń, nie­wy­ja­śnio­nych za­gi­nięć i innym sprzy­ja­ją­cym wa­run­kom uda­wa­ło mu się wy­gry­wać wy­bo­ry re­gu­lar­nie od nie­mal trzech dekad. She­ran był do­wód­cą służb po­rząd­ko­wych, lecz ku swo­je­mu za­sko­cze­niu zo­stał ogło­szo­ny wi­ce­pre­zy­den­tem, gdy Crane’a wy­bra­no po raz piąty, czyli bli­sko rok wcze­śniej. Po­cząt­ko­wo uznał to za po­mył­kę, po­nie­waż na obec­nym sta­no­wi­sku miał już dużo na gło­wie. O żad­nej po­mył­ce nie było jed­nak mowy.

Przez te kil­ka­na­ście mie­się­cy za­stęp­ca pre­zy­den­ta był świad­kiem wielu jego nie­mo­ral­nych po­su­nięć, po­znał go jako czło­wie­ka bez­względ­ne­go, po­zba­wio­ne­go em­pa­tii, a być może uczuć w ogóle. Licz­ba jego wro­gów rosła pro­por­cjo­nal­nie do stażu na urzę­dzie, choć ofi­cjal­nie nikt nie od­wa­żył się wy­stą­pić prze­ciw­ko niemu. Do teraz.

She­ran miał ocho­tę wy­krzy­czeć mu to wszyst­ko w twarz, opluć i wyjść, ale wie­dział, że nie może tego zro­bić. Pa­mię­tał, jak skoń­czył po­przed­ni za­stęp­ca i nie za­mie­rzał na­ra­żać na po­dob­ny los swo­jej ro­dzi­ny.

– Wiemy skąd strze­la­no – po­wie­dział bez­na­mięt­nie. – Miesz­kań­cy tego bloku zo­sta­li prze­nie­sie­ni do sek­to­ra E, po­nie­waż bu­dy­nek wy­ma­gał ge­ne­ral­ne­go re­mon­tu. Śled­czy po­twier­dzi­li, że na miej­scu prze­by­wa­li je­dy­nie człon­ko­wie ekipy re­mon­to­wej. Prze­słu­cha­li­śmy ich już i twier­dzą, że byli za­ję­ci ro­bo­tą i nikt nie za­uwa­żył nic po­dej­rza­ne­go.

– Roz­strze­la­my wszyst­kich – rzekł pre­zy­dent.

– Co? – She­ran był wście­kły. – Nie mo­że­my tego zro­bić, to nie­zgod­ne z pra­wem!

– Moje słowo jest pra­wem! – ryk­nął Crane.

– Panie pre­zy­den­cie, jako do­wód­cy sił po­rząd­ko­wych i pań­skie­mu za­stęp­cy za­le­ży mi na zna­le­zie­niu za­ma­chow­ca.

– Mnie rów­nież – od­po­wie­dział – za wszel­ką cenę. Nie po­wstrzy­mał­bym się nawet gdy­bym mu­siał roz­strze­lać twoją córkę.

She­ra­no­wi mi­mo­wol­nie prze­biegł przez głowę obraz po­dziu­ra­wio­ne­go od po­ci­sków z bla­ste­rów ciał­ka sze­ścio­let­niej dziew­czyn­ki. Wło­żył ogrom­ny wy­si­łek w stłu­mie­nie tej wizji.

– Pro­szę o czas. Sam jesz­cze raz prze­słu­cham tych ro­bot­ni­ków, może uda mi się cze­goś do­wie­dzieć.

– Niech bę­dzie – rzu­cił pre­zy­dent po chwi­li za­sta­no­wie­nia. – Ale jeśli twoja me­to­da za­wie­dzie, to roz­wią­że­my spra­wę moją.

 

***

 

Pierw­szy ro­bot­nik, który wszedł do sali prze­słu­chań, był wciąż ubra­ny w ja­skra­wo­po­ma­rań­czo­wy strój wy­ma­ga­ny pod­czas wy­ko­ny­wa­nia prac re­mon­to­wych. Nie dali im się prze­brać, więc jeść też pew­nie nie do­sta­li, po­my­ślał She­ran. Po­le­cił swo­jej asy­stent­ce, aby każ­de­mu prze­słu­chi­wa­ne­mu za­pew­ni­ła szklan­kę wody i coś do zje­dze­nia. Wśród nich naj­praw­do­po­dob­niej znaj­do­wał się mor­der­ca, jed­nak więk­szość była nie­win­na i nie za­słu­gi­wa­ła na złe trak­to­wa­nie.

Każde prze­słu­cha­nie za­czy­nał od swo­bod­nej roz­mo­wy, a potem prze­cho­dził do pytań:

– Panie Doyle, czy dnia trzy­na­ste­go czerw­ca bie­żą­ce­go roku w go­dzi­nach wie­czor­nych prze­by­wał pan we wska­za­nym bu­dyn­ku?

– Panie Do­wney, czy tego dnia wszy­scy pań­scy współ­pra­cow­ni­cy byli obec­ni w pracy?

– Panie Law, czy w bu­dyn­ku poza waszą ekipą re­mon­to­wą prze­by­wał ktoś jesz­cze?

– Panie Strong, co pan robił, gdy plat­for­my z pa­ra­dy prze­la­ty­wa­ły w po­bli­żu bu­dyn­ku?

– Panie Adams, za­uwa­żył pan w tym cza­sie coś nie­ty­po­we­go?

– Panie Ma­the­son, pro­szę się uspo­ko­ić i sku­pić. Czy któ­ryś z pana ko­le­gów za­cho­wy­wał się tego dnia ina­czej niż zwy­kle?

– Panie Strong, my już chyba roz­ma­wia­li­śmy. Bliź­niak? Nie mam pana na li­ście. O, po­ja­wił się pan po od­świe­że­niu. No do­brze, za­cznij­my więc…

– Panie Ma­il­let, czy do tego zle­ce­nia przy­go­to­wy­wa­li­ście się w inny spo­sób? Sze­fo­stwo prze­ka­zy­wa­ło ja­kieś po­le­ce­nia, któ­rych zwy­kle nie sły­sze­li­ście?

Trzy­dzie­ści jeden sesji prze­słu­chań. Po za­koń­cze­niu She­ran był wy­czer­pa­ny i ma­rzył o spa­niu, kawie i po­wro­cie do ro­dzi­ny.

Naj­gor­sze jed­nak nie było zmę­cze­nie, a kom­plet­ny brak efek­tów. Wszy­scy prze­słu­chi­wa­ni usły­sze­li bar­dzo po­dob­nie brzmią­ce py­ta­nia. Od­po­wie­dzi rów­nież były, poza pew­ny­mi szcze­gó­ła­mi, zgod­ne – ekipa za­ję­ta była pracą i nikt nie za­uwa­żył ni­cze­go nie­ty­po­we­go. She­ran wsłu­chi­wał się w ton głosu i ob­ser­wo­wał emo­cje, lecz nie był w sta­nie wy­czuć nie­szcze­ro­ści żad­ne­go ze świad­ków. Zde­cy­do­wa­nie mu­siał zmie­nić oto­cze­nie, żeby prze­my­śleć na­stęp­ny krok.

 

***

 

Au­to­no­micz­ny sa­mo­chód za­trzy­mał się w jed­nej ze spo­koj­niej­szych dziel­nic mia­sta, wy­peł­nio­nej zie­le­nią i życz­li­wo­ścią. To było śro­do­wi­sko, w któ­rym She­ran czuł się naj­swo­bod­niej.

Wy­siadł z auta i ru­szył w stro­nę nie­wiel­kie­go, par­te­ro­we­go domu. Drzwi otwo­rzy­ły się, nim zdą­żył do nich po­dejść. Wy­bie­gła z nich dziew­czyn­ka i z ra­do­snym okrzy­kiem rzu­ci­ła mu się na szyję. Wziął ją na ba­ra­na i we­szli do środ­ka.

Jego żona sie­dzia­ła na ka­na­pie, po­chło­nię­ta lek­tu­rą. Nie trzy­ma­ła jed­nak ta­ble­tu, a kla­sycz­ną książ­kę, któ­rej kart­ki co chwi­lę prze­rzu­ca­ła. To był jeden z po­wo­dów, dla któ­rych ją uwiel­biał. Nie od­wró­ci­ła oczu od tek­stu nawet na mo­ment, jakby w ogóle nie za­uwa­ży­ła jego przy­by­cia.

She­ran chciał sobie zro­bić kawę, ale skoń­czy­ło się na ude­rze­niu z iry­ta­cją w nie­dzia­ła­ją­cy eks­pres. To też twoja wina, po­my­ślał. Obar­cza­nie Crane’a od­po­wie­dzial­no­ścią za wady sprzę­tu mogło się zda­wać prze­sa­dzo­ne, lecz wła­ści­wie było uza­sad­nio­ne.

Od mo­men­tu opra­co­wa­nia przez ziem­skich na­ukow­ców tech­no­lo­gii dry­fu­ją­cych miast roz­wój tech­no­lo­gicz­ny po­su­nął się nie­by­wa­le do przo­du. Inne me­tro­po­lie wy­peł­nio­ne były ro­bo­ta­mi, no­wo­cze­sną bro­nią, roz­wi­nię­tą opie­ką me­dycz­ną, gdzie­nie­gdzie po­ja­wia­ły się nawet me­cha­nicz­ne wsz­cze­py. Pre­zy­dent Ki­tio­nu dbał na­to­miast, aby wszel­kie no­win­ki przy­by­wa­ją­ce do mia­sta bądź wy­na­le­zio­ne na miej­scu nie opusz­cza­ły jego twier­dzy w cen­trum. Osła­biał w ten spo­sób spo­łe­czeń­stwo, umac­nia­jąc jed­no­cze­śnie swoją wła­dzę.

Co jakiś czas, dla za­cho­wa­nia po­zo­rów, udo­stęp­niał nie­któ­re wy­na­laz­ki oby­wa­te­lom. Mimo to życie w Ki­tio­nie wy­glą­da­ło nie­mal­że tak, jak życie na Ziemi około pół wieku temu. Co praw­da She­ran pre­fe­ro­wał kla­sycz­ne roz­wią­za­nia i nie był fanem tego tech­no­lo­gicz­ne­go wy­ści­gu zbro­jeń, ale trzy­ma­nie w ukry­ciu przed ludź­mi leków na raka i polio było jego zda­niem czy­stym skur­wy­syń­stwem.

– Gin­nie, ko­cha­nie, idź po­ba­wić się w ogro­dzie – ode­zwa­ła się żona, wy­ry­wa­jąc She­ra­na z za­my­śle­nia.

Dziew­czyn­ka na­tych­miast z ra­do­snym pi­skiem po­bie­gła ku wyj­ściu na taras, po­zo­sta­wia­jąc ro­dzi­ców sa­mych sobie.

– Co się dzie­je? – spy­ta­ła.

– Mamy śledz­two – od­po­wie­dział z uda­wa­ną obo­jęt­no­ścią – nic nad­zwy­czaj­ne­go.

– Prze­cież znam cię od pięt­na­stu lat. Widzę do­sko­na­le, że coś cię gnębi.

She­ran mil­czał.

– Współ­pra­ca z tym czło­wie­kiem źle na cie­bie wpły­wa. Tak się cie­szy­łeś, gdy zo­sta­łeś sze­fem służb, było w tobie tyle życia. Odkąd wy­bra­li cię na wi­ce­pre­zy­den­ta je­steś coraz bar­dziej nie­obec­ny, jak­byś pró­bo­wał się od­ciąć od świa­ta ze­wnętrz­ne­go. Zo­bo­jęt­nieć.

– Kate…

– She­ran, pro­szę cię. – Odło­ży­ła książ­kę i po­de­szła do niego. – Zo­staw to w cho­le­rę, wy­jedź­my z tego mia­sta. Jest tyle pięk­nych miejsc w tym ukła­dzie.

– Nie mogę. Jesz­cze nie.

Roz­mo­wę prze­rwał dzwo­nek do drzwi. Spraw­dził na ekra­nie, że stoi przed nimi jego asy­stent­ka, Tara.

– Pre­zy­dent Go­od­guy chce się z panem wi­dzieć – oznaj­mi­ła, gdy tylko otwo­rzył drzwi.

Już? Crane’owi było wy­raź­nie spiesz­no do uka­ra­nia win­ne­go. She­ran jed­nak nie był jesz­cze go­to­wy.

– Je­stem w trak­cie śledz­twa, przy­ja­dę jak tylko skoń­czę.

– Przy­słał mnie po pana. Ocze­ku­je spo­tka­nia w try­bie na­tych­mia­sto­wym.

– Cho­le­ra – za­klął i ru­szył w stro­nę wyj­ścia.

 

***

 

Luk­su­so­wy po­jazd pre­zy­den­ta nie za­brał She­ra­na do ofi­cjal­nej sie­dzi­by w cen­trum mia­sta, a do willi na przed­mie­ściach. Stąd nie­da­le­ko było do gra­ni­cy me­tro­po­lii i prze­strzeń ko­smicz­na roz­cią­ga­ją­ca się poza ko­pu­łą była do­sko­na­le wi­docz­na przez cały dzień.

Ro­bot-lo­kaj prze­pro­wa­dził go przez li­czą­cy około dzie­się­ciu ty­się­cy me­trów kwa­dra­to­wych dom i wska­zał prze­szklo­ne drzwi pro­wa­dzą­ce na kil­ku­hek­ta­ro­we po­dwó­rze znaj­du­ją­ce się za nim. Na ha­ma­ku przy jed­nym z ba­se­nów leżał męż­czy­zna, zaś obok niego sie­dzia­ła ko­bie­ta i czule gła­ska­ła go po twa­rzy.

She­ran roz­po­znał w chło­pa­ku Asha, pier­wo­rod­ne­go syna głowy pań­stwa. Chło­pak zo­stał spło­dzo­ny w trak­cie pierw­szej ka­den­cji Crane’a, z pierw­szą żoną, którą pre­zy­dent ponoć nawet po­ślu­bił z mi­ło­ści. Po jej tra­gicz­nej śmier­ci mło­dzie­niec stał się je­dy­ną osobą, któ­rej losem ten czło­wiek bez serca się przej­mo­wał. Być może nawet go ko­chał, na swój wy­pa­czo­ny spo­sób. Oczy­wi­ście tych ukry­tych po­kła­dów dobra nie star­czy­ło dla kil­kor­ga po­zo­sta­łych dzie­ci, dla­te­go Ash wśród ro­dzeń­stwa miał opi­nię pu­pil­ka.

Ko­bie­tę zaś She­ran uznał za part­ner­kę chło­pa­ka, lecz z błędu wy­pro­wa­dzi­ło go przy­by­cie pre­zy­den­ta. Dziew­czy­na od razu od­su­nę­ła się od syna i po­de­szła do ojca. Ten klep­nął ją w tyłek i szep­nął coś do ucha, na co za­re­ago­wa­ła śmie­chem i udała się do wnę­trza willi. Nowa na­rze­czo­na, po­my­ślał She­ran, mi­mo­wol­nie oglą­da­jąc się za jej kształt­ny­mi po­ślad­ka­mi.

Mło­dziut­ka Ta­tia­na przy­by­ła do Ki­tio­nu rok temu i od razu wpa­dła w oko pre­zy­den­to­wi mia­sta. Do tego stop­nia, że na­wią­zał z nią ro­mans i przy­jął do swo­jej willi po­mi­mo trwa­ją­ce­go mał­żeń­stwa. W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach wy­wo­ła­ło­by to skan­dal, jed­nak Crane Go­od­guy pod­po­rząd­ko­wał sobie me­tro­po­lię do tego stop­nia, że nikt nawet na ten temat nie pi­snął.

– To jest wła­śnie ta czwar­ta – rzekł pre­zy­dent tonem su­ge­ru­ją­cym, że jego za­stęp­ca po­wi­nien mu za­zdro­ścić.

She­ran nigdy nie ma­rzył o bo­gac­twie, sła­wie i ko­bie­tach. Ro­dzin­ne życie, jakie pro­wa­dził, w zu­peł­no­ści mu wy­star­czy­ło.

– Ale przejdź­my do rze­czy.  Do­wie­dzia­łeś się cze­goś?

Do­wód­ca służb ochro­ny mil­czał.

– A więc – po­wie­dział z uśmie­chem pre­zy­dent – mój po­mysł oka­zał się lep­szy. Jutro bę­dzie­my mieli spek­ta­ku­lar­ną eg­ze­ku­cję, każę przy­go­to­wać miej­sce na głów­nym placu…

– Po­cze­kaj – wszedł mu w słowo She­ran.

– Cze­kam, ale twój czas się koń­czy – od­rzekł po­iry­to­wa­ny Crane, gdy jego za­stęp­ca znów za­czął mil­czeć.

– Wiem, kto to był. Na sali nie chciał się przy­znać, ale spe­cjal­nie wpusz­cza­łem ich do kibla dwój­ka­mi i trój­ka­mi. Pod­słu­cha­łem, jak jeden się wy­sy­pu­je przed ko­le­ga­mi.

– Który?

– Strong. Ten star­szy, Pa­trick.

– Czyli do­brze wnio­sku­ję, że nie masz na to do­wo­dów?

– W kiblu nie ma kamer ani re­je­stra­to­rów dźwię­ku. Nie­do­pa­trze­nie. Mogę ci dać słowo.

Pre­zy­dent za­sta­na­wiał się chwi­lę, pa­trząc She­ra­no­wi w oczy. Pró­bo­wał stłam­sić go spoj­rze­niem.

– Po­wiedz­my, że twoje słowo mi wy­star­czy – stwier­dził w końcu. – A więc jutro bę­dzie tylko jedna eg­ze­ku­cja.

 

***

 

Jedną z wielu zalet po­sia­da­nia ludz­kiej asy­stent­ki była moż­li­wość wy­ga­da­nia się i spo­tka­nia ze zro­zu­mie­niem dru­giej stro­ny.

– Po­wie­dzia­łem mu, że to Pa­trick Strong oddał strzał. – Tara słu­cha­ła w mil­cze­niu. – Cho­le­ra, co mia­łem zro­bić? Zgi­nę­ło­by trzy­dzie­stu nie­win­nych męż­czyzn i jeden prze­stęp­ca. Oczy­wi­ście jeśli śled­czy się nie po­my­li­li i rze­czy­wi­ście ni­ko­go poza ro­bot­ni­ka­mi nie było w bu­dyn­ku. W ten spo­sób zgi­nie tylko jeden. Może aku­rat tra­fi­łem? – Sam w to nie wie­rzył, choć ist­nia­ły małe szan­se.

– A jeśli nie tra­fi­łeś? Co z praw­dzi­wym za­ma­chow­cem?

– Ka­za­łem ob­ser­wo­wać ca­ło­do­bo­wo każ­de­go z nich. Być może w końcu któ­ryś da nam do­wo­dy.

Tara wy­cią­gnę­ła z pry­wat­nej szaf­ki przy swoim biur­ku flasz­kę i kie­lisz­ki. She­ran chwy­cił jeden i oboje za­czę­li po­wo­li opróż­niać bu­tel­kę.

– Wiesz, że to nie twoja wina. Go­od­guy… – Prze­rwa­ła, po­nie­waż za­dzwo­nił służ­bo­wy te­le­fon. Ode­bra­ła. Po chwi­li zwró­ci­ła się do She­ra­na:

– Jeden z wy­pusz­czo­nych ro­bot­ni­ków chce się z tobą wi­dzieć.

Męż­czy­zna od razu ze­rwał się na równe nogi. Jeśli ktoś teraz przy­znał­by się albo wy­ja­wił in­for­ma­cję umoż­li­wia­ją­cą iden­ty­fi­ka­cję win­ne­go, wszyst­ko da­ło­by się jesz­cze od­krę­cić. Za­pew­ne She­ran obe­rwał­by za zmie­nia­nie wer­sji, może nawet nad­szedł­by czas po­że­gna­nia ze sta­no­wi­skiem, ale mało go to ob­cho­dzi­ło. Spra­wa zo­sta­ła­by osta­tecz­nie roz­wią­za­na, a on mógł­by wró­cić do ro­dzi­ny.

Spo­tka­li się przed wej­ściem do aresz­tu. Po­zo­sta­li ro­bot­ni­cy ro­ze­szli się już, każdy w swoją stro­nę.

– Co się teraz sta­nie z Pa­tric­kiem? – spy­tał facet w po­ma­rań­czo­wej ka­mi­zel­ce, gdy She­ran pod­szedł do niego.

– Do­myśl się – od­parł po­iry­to­wa­ny. Już wie­dział, że ta roz­mo­wa nie przy­nie­sie mu ocze­ki­wa­nych in­for­ma­cji.

– Ach, szko­da go. Ja chcia­łem tylko po­wie­dzieć, że w sumie do­brze pan wy­brał. On jako je­dy­ny nie miał dzie­ci, z żoną też się roz­stał. Ale i tak szko­da, dobry chło­pak był.

– Wiem, że nie miał. A jego brat? Jak to znosi?

– Brat? – Na twa­rzy ro­bot­ni­ka po­ja­wi­ła się kon­ster­na­cja. – Z tego co wiem miał tylko dwie sio­stry. Star­sze, zdaje się.

– Nie­moż­li­we. Prze­świe­tli­li­śmy każ­de­go z was do dwóch po­ko­leń wstecz. Brat bliź­niak, Ro­bert, prze­cież z wami… Kurwa.

She­ran za­czął biec w kie­run­ku sa­mo­cho­du. Za­dzwo­nił do pa­tro­lu, który miał zająć się ob­ser­wa­cją Ro­ber­ta Stron­ga. Auto ru­szy­ło na jego po­le­ce­nie. Pę­dził na sy­gna­łach z pręd­ko­ścią zde­cy­do­wa­nie prze­kra­cza­ją­cą mak­sy­mal­ną do­zwo­lo­ną.

W końcu do­tarł do wska­za­nej lo­ka­li­za­cji i za­je­chał drogę ma­łe­mu, czar­ne­mu sa­mo­cho­do­wi. Z tyłu sły­szał sy­re­ny nad­jeż­dża­ją­cych po­sił­ków.

Z po­jaz­du wy­siadł Ro­bert Strong. She­ran był go­to­wy na po­ścig bądź bójkę, jed­nak do ni­cze­go ta­kie­go nie do­szło. Ro­bot­nik sta­nął na wprost niego, w od­le­gło­ści około dwóch me­trów. Uśmiech­nął się, jakby widok szefa służb po­rząd­ko­wych go ucie­szył.

Nagle za­czął się zmie­niać. Jego twarz, choć po­praw­nym okre­śle­niem by­ło­by twarz Pa­tric­ka Stron­ga, prze­kształ­ci­ła się w inną. Miał teraz srebr­ne, za­cze­sa­ne do tyłu włosy, lekki za­rost tego sa­me­go ko­lo­ru i ciem­ną kar­na­cję. Stał się też wyż­szy i nieco chud­szy niż przed chwi­lą. Miał na sobie czar­ną bluzę, spodnie i spor­to­we buty. Był She­ra­nem.

Dwóch po­li­cjan­tów do­tar­ło na miej­sce i wy­sia­dło z ra­dio­wo­zu. Gdy po­de­szli do nich, so­bo­wtór od­wró­cił się i krzyk­nął:

– To zło­dziej toż­sa­mo­ści, pró­bu­je się pode mnie pod­szyć! Za­trzy­maj­cie go.

W pierw­szym od­ru­chu funk­cjo­na­riu­sze chcie­li wy­ko­nać po­le­ce­nie, lecz za­wa­ha­li się.

– Nie po­zna­je­cie swo­je­go prze­ło­żo­ne­go? – She­ran mi­mo­wol­nie się za­śmiał.

– Yyy, cen­tra­la, po­trze­bu­je­my wspar­cia – po­wie­dział jeden z nich przez ko­mu­ni­ka­tor. Obaj wy­cią­gnę­li bla­ste­ry i wy­ce­lo­wa­li w dwóch iden­tycz­nych męż­czyzn.

– Prze­pra­szam, sze­fie. Któ­ry­kol­wiek z was to ty – rzekł ten drugi.

Po kilku mi­nu­tach nad­je­chał ko­lej­ny ra­dio­wóz, z któ­re­go wy­ło­ni­ła się Tara. Ko­bie­ta spoj­rza­ła na dwóch She­ra­nów i za­klę­ła. Przy­glą­da­ła się im chwi­lę, lecz nie była w sta­nie wska­zać so­bo­wtó­ra.

Nagle jeden z męż­czyzn się­gnął do pasa po swój bla­ster. Szyb­kim ru­chem uniósł go i spró­bo­wał oddać strzał w dru­gie­go, lecz ce­lu­ją­cy w niego po­li­cjant był szyb­szy. Po­cisk tra­fił She­ra­na w pierś, po­wa­la­jąc go.

– Więc spra­wa chyba się wy­ja­śni­ła – rzu­cił drugi She­ran. Dał funk­cjo­na­riu­szom znak do za­bra­nia nie­przy­tom­ne­go so­bo­wtó­ra.

– Tak – po­wie­dzia­ła z uśmie­chem Tara – wy­ja­śni­ła się.

Ko­bie­ta bły­ska­wicz­nie wy­ję­ła swój bla­ster i wy­strze­li­ła pro­sto w ko­la­no She­ra­na. Męż­czy­zna upadł i krzyk­nął z bólu. Po chwi­li za­czął się zmie­niać.

– Taka już na­tu­ra zmien­no­kształt­nych – stwier­dzi­ła Tara. – Nagły stres albo ból i wra­ca­ją do swo­jej pier­wot­nej po­sta­ci. Tylko żeby wam się nie po­my­li­ło po dro­dze na ko­mi­sa­riat – rzu­ci­ła do swo­ich ko­le­gów. – Po­ma­luj­cie mu twarz farbą, czy coś. A, no i zaj­mij­cie się sze­fem, póki jest do od­ra­to­wa­nia.

 

***

 

She­ran sie­dział, a wła­ści­wie pół­le­żał, na krze­śle w swoim ga­bi­ne­cie. Wciąż do­cho­dził do sie­bie po po­strza­le – na całe szczę­ście funk­cjo­na­riusz za­cho­wał trzeź­wość my­śle­nia i użył amu­ni­cji ogłu­sza­ją­cej. W prze­ci­wień­stwie do Tary, któ­rej strzał z pew­no­ścią za­mknął zmien­no­kształt­ne­mu drogę do ka­rie­ry bie­ga­cza czy po­szu­ki­wa­cza przy­gód.

Teraz jego asy­stent­ka prze­słu­chi­wa­ła uję­te­go zło­dzie­ja toż­sa­mo­ści, a She­ran nie­cier­pli­wie ocze­ki­wał na wie­ści.

– Su­kin­kot pró­bo­wał się we mnie zmie­nić i oszu­kać straż­ni­ków – oznaj­mi­ła wcho­dząc.

– Po­wie­dział coś?

– Oka­zał się orze­chem nie­zbyt trud­nym do zgry­zie­nia. Po pierw­szym kop­nia­ku w jaja za­czął śpie­wać jak na ope­rze. Nie dziw­ne, że tak mało tych zmien­no­kształt­nych zo­sta­ło, jak się wszyst­kie­go boją. W każ­dym razie znamy już jego wer­sję zda­rzeń. Do­stał się do ekipy re­mon­to­wej pod­szy­wa­jąc się pod jej róż­nych człon­ków. Do­pie­ro jak ich zwi­nę­li­śmy za­czę­ła się bajka ze Stron­giem bliź­nia­kiem, wcze­śniej zmie­niał toż­sa­mość wedle po­trze­by. Tego dnia wszy­scy byli tak za­ję­ci ro­bo­tą, że nie za­uwa­ży­li jak jeden z nich idzie na górę z wiel­ką wa­li­zą, z któ­rej potem wyj­mu­je snaj­per­kę i od­da­je strzał w kie­run­ku pa­ra­dy. Po­twier­dził, że głów­nym celem był Go­od­guy, ale gdyby oko­licz­no­ści na to po­zwo­li­ły, to żona też miała zgi­nąć.

– Po­wie­dział, od kogo miał zle­ce­nie?

– Tego nie chciał wy­ja­wić. Na szczę­ście z po­mo­cą przy­szła nam tech­no­lo­gia. Spraw­dzi­li­śmy wszyst­kie jego rze­czy i zna­leź­li­śmy od­ci­ski pal­ców.

– Ro­zu­miem, że cho­dzi o kogoś z na­szej bazy da­nych. Czło­nek któ­re­goś z gan­gów?

– Go­rzej.

 

***

 

Wyj­ście na jaw afery ko­rup­cyj­nej sprzed bli­sko trzech dekad wy­wo­ła­ło w Ki­tio­nie duże zmia­ny. To wtedy ów­cze­sny pre­zy­dent podał się do dy­mi­sji, a nie­dłu­go potem do wła­dzy do­szedł Go­od­guy. Drugą istot­ną in­no­wa­cją było nowe prawo sta­no­wią­ce, że każdy po­li­tyk wraz z ro­dzi­ną i przy­ja­ciół­mi muszą podać wszyst­kie swoje dane, mo­gą­ce pomóc służ­bom w ich iden­ty­fi­ka­cji. Miało to na celu uspraw­nie­nie pro­ce­su wy­kry­wa­nia ła­pów­ka­rzy i im po­dob­nych. Jedną z in­for­ma­cji na temat ludzi bli­sko po­wią­za­nych ze świa­tem po­li­tycz­nym, jakie tra­fi­ły wtedy do bazy da­nych, były od­ci­ski pal­ców.

She­ran prze­dzie­rał się wła­śnie przez tłum. Cała rze­sza ludzi przy­szła zo­ba­czyć eg­ze­ku­cję i po­ru­sza­nie się było utrud­nio­ne, mimo iż prze­cho­dził mniej za­peł­nio­nym sek­to­rem dla VIP-ów. Jeśli prze­ży­ję, po­my­ślał, rzu­cam wszyst­ko i wy­jeż­dżam z dziew­czy­na­mi. Da­le­ko. Ból po po­strza­le nadal dawał mu się we znaki.

Plu­ton eg­ze­ku­cyj­ny stał już na swoim miej­scu, a lada mo­ment miano wpro­wa­dzić ska­za­ne­go. Pre­zy­dent wraz z na­rze­czo­ną i naj­star­szym synem oraz kil­ko­ma człon­ka­mi rządu stał na ogrom­nej sce­nie i przy­go­to­wy­wał się do wy­gło­sze­nia mowy.

Zbli­że­nie się do niego za­ję­ło wi­ce­pre­zy­den­to­wi nie­przy­zwo­icie dużo czasu ze wzglę­du na ko­niecz­ność la­wi­ro­wa­nia po­mię­dzy ludź­mi. Crane Go­od­guy pod­szedł już do mów­ni­cy, a Pa­trick Strong zo­stał wpro­wa­dzo­ny na plac i usta­wio­ny na wprost plu­to­nu, ple­ca­mi do niego. Jakże fil­mo­wo, po­my­ślał She­ran i wbiegł na scenę, wy­wo­łu­jąc po­ru­sze­nie wśród wszyst­kich ze­bra­nych.

– Są nowe do­wo­dy w spra­wie – krzyk­nął moż­li­wie naj­gło­śniej.

– Nowe do­wo­dy? – Pre­zy­dent był zdzi­wio­ny i wy­raź­ne zde­ner­wo­wa­ny.

– Za­szła po­mył­ka, ten męż­czy­zna jest nie­win­ny. Znamy już praw­dzi­we­go spraw­cę.

– Wiesz, że ta po­mył­ka bę­dzie cię drogo kosz­to­wać?

– Wiem – od­po­wie­dział zde­cy­do­wa­nym tonem. – Teraz chciał­bym jed­nak po­roz­ma­wiać z panem na osob­no­ści, to nie jest temat…

– Nie mam przed oby­wa­te­la­mi Ki­tio­nu żad­nych ta­jem­nic – skła­mał Crane. – Mo­żesz mówić, niech do­wie­dzą się, kto usi­ło­wał po­zba­wić życia ich pre­zy­den­ta.

– Pań­ska na­rze­czo­na, Ta­tia­na.

Wśród ze­bra­ne­go tłumu oraz ludzi na sce­nie za­pa­no­wa­ło po­ru­sze­nie. Wska­za­na przez She­ra­na ko­bie­ta za­czę­ła pro­te­sto­wać, lżyć go.

– Zda­jesz sobie spra­wę – zwró­cił się do niego Crane – że to są cho­ler­nie po­waż­ne oskar­że­nia? Jeśli śmiesz rzu­cać je wobec mojej na­rze­czo­nej, nie mając do tego so­lid­nych pod­staw…

– Do­sko­na­le zdaję sobie spra­wę. Po­zwo­li więc pan, że opo­wiem o wszyst­kim. Na ubra­niach za­ma­chow­ca od­na­leź­li­śmy od­ci­ski pal­ców pa­su­ją­ce do tych na­le­żą­cych do pań­skiej na­rze­czo­nej. Po­sta­no­wi­li­śmy przyj­rzeć się jej oso­bie do­kład­niej. Otóż pani Ta­tia­na przy­by­ła do Ki­tio­nu w po­ło­wie ubie­głe­go roku. Moja asy­stent­ka, Tara, użyła wszyst­kich swo­ich kon­tak­tów i prze­śle­dzi­ła do­kład­nie jej hi­sto­rię. Oka­za­ło się, iż jesz­cze kilka ty­go­dni wcze­śniej miesz­ka­ła w Seyw, mie­ście na­jem­ni­ków, gdzie znana była jako Yele­na i po­dej­mo­wa­ła się róż­nych szem­ra­nych zle­ceń do spół­ki ze swoim ko­le­gą, Za­mi­rem, sław­nym w tam­tych krę­gach zło­dzie­jem toż­sa­mo­ści.

Ta­tia­na-Yele­na stała jak wmu­ro­wa­na, nie mogąc wy­do­być z sie­bie słowa. W jej obro­nie sta­nął Ash Go­od­guy:

– Tato, daj spo­kój. She­ran jest nie­kom­pe­tent­ny albo kła­mie. Może bę­dzie chciał na na­stęp­ną na­rze­czo­ną pod­su­nąć swoją có­recz­kę?

– Cie­ka­we, że aku­rat ty sta­jesz w jej obro­nie – zwró­cił się do chło­pa­ka She­ran – po­nie­waż Yele­na i Zamir nie przy­by­li do Ki­tio­nu przy­pad­kiem. Pod­ję­li współ­pra­cę z jakąś ważną per­so­ną z na­sze­go mia­sta, a dziw­nym tra­fem młody Ash od­wie­dził w tym cza­sie Seyw i za­ba­wił tam przez kilka dni. Ponoć re­kre­acyj­nie, po­mi­mo iż zbyt wielu atrak­cji dla syna pre­zy­den­ta tam nie ma.

– Ojcze, ten czło­wiek po­stra­dał zmy­sły. Nie wiem, co pla­nu­jesz – zwró­cił się do She­ra­na – ale je­steś głup­cem jeśli uwa­żasz, że twoje ma­chi­na­cje się po­wio­dą. Po­ża­łu­jesz nie tylko ty, ale też twoja pusz­czal­ska żona i ża­ło­sna có­recz­ka!

– Pod­su­mo­wu­jąc. – She­ran nie dał się zbić z tropu nawet odro­bi­nę. Ci wszy­scy lu­dzie i ich słowa byli mu coraz bar­dziej obo­jęt­ni. – Ash Go­od­guy spo­tkał się w mie­ście na­jem­ni­ków z Yele­ną, gdzie po­mię­dzy tych dwoj­giem wy­wią­zał się ro­mans. Wspól­nie uknu­li plan prze­ję­cia wła­dzy po­przez za­bój­stwo pre­zy­den­ta i póź­niej­sze wy­ko­rzy­sta­nie jego kon­tak­tów do ob­ję­cia funk­cji przez syna. Gdyby za­mach nie po­wiódł się, celem za­bój­ców miała stać się żona pana Crane’a, któ­rej miej­sce za­ję­ła­by na­jem­nicz­ka i po pew­nym cza­sie po­zby­ła­by się męża, praw­do­po­dob­nie z po­mo­cą tru­ci­zny, w ten spo­sób to­ru­jąc drogę do prze­ję­cia wła­dzy swo­je­mu praw­dzi­we­mu ko­chan­ko­wi.

Crane Go­od­guy słu­chał uważ­nie, wpa­tru­jąc się bez­na­mięt­nie w syna i na­rze­czo­ną. Skoń­czyw­szy swój wywód, She­ran wrę­czył mu dysk z do­wo­da­mi. Pre­zy­dent od­two­rzył go z po­mo­cą swo­je­go cy­ber­ne­tycz­ne­go oka i po­ki­wał głową. Tłum wył.

Zde­ma­sko­wa­na Yele­na ude­rzy­ła nagle jed­ne­go ze sto­ją­cych obok męż­czyzn i ru­szy­ła bie­giem w stro­nę scho­dów pro­wa­dzą­cych do wyj­ścia ze sceny. Nie udało się jej jed­nak zbiec, po­nie­waż zo­sta­ła tam za­trzy­ma­na przez dwóch ro­słych ochro­nia­rzy.

– Za­bierz­cie stąd tę kurwę – na­ka­zał Crane.

She­ran spoj­rzał na dru­gie­go zde­ma­sko­wa­ne­go spi­skow­ca. Chcesz do­paść win­ne­go za wszel­ką cenę, co? Ze­bra­ni pod sceną lu­dzie ocze­ki­wa­li na osąd pre­zy­den­ta. Ash Go­od­guy stał jak wryty, wpa­trzo­ny w ojca.

 

***

 

She­ran zo­stał zde­gra­do­wa­ny z po­zy­cji wi­ce­pre­zy­den­ta. Był ko­lej­nym za­stęp­cą pre­zy­den­ta Ki­tio­nu, który po­padł w nie­ła­skę i nie­ba­wem miał zo­stać za­stą­pio­ny kimś innym, z pew­no­ścią znacz­nie bar­dziej sko­rum­po­wa­nym i pod­po­rząd­ko­wa­nym. Z funk­cji do­wód­cy służb ochro­ny zre­zy­gno­wał sam, po­zo­sta­wia­jąc ją Tarze, która jego zda­niem pa­so­wa­ła do niej dużo le­piej.

Teraz, już jako szary, nie­wie­le zna­czą­cy oby­wa­tel, stał na lą­do­wi­sku. U boku miał żonę i sze­ścio­let­nią có­recz­kę. Cze­ka­li na sta­tek. Lada mo­ment mieli zo­sta­wić Ki­tion za sobą i od­na­leźć sobie nowe, lep­sze miej­sce do życia.

 

***

 

Pre­zy­dent sta­nął na sce­nie i wy­gło­sił mowę. Tłum wi­wa­to­wał na jego cześć. Pra­wie udało mu się za­po­mnieć, że wczo­raj­sza farsa w ogóle miała miej­sce. Jeden z jego ludzi oznaj­mił, że wszyst­ko zo­sta­ło już przy­go­to­wa­ne. Głowa pań­stwa dała znak i plu­ton eg­ze­ku­cyj­ny po­ja­wił się na placu, a chwi­lę po nim wpro­wa­dzo­no ska­za­nych.

W re­ak­cji na ko­lej­ny gest żoł­nie­rze wy­ce­lo­wa­li bla­ste­ry. Trze­ci, ostat­ni, był sy­gna­łem do od­da­nia strza­łów. Dwoje ludzi, zwró­co­nych ple­ca­mi do katów i tłumu, w mgnie­niu oka stra­ci­ło życie. Z trze­cie­go może jesz­cze być jakiś po­ży­tek, po­my­ślał pre­zy­dent Ki­tio­nu.

Crane Go­od­guy uśmiech­nął się, gdy ciała jego byłej na­rze­czo­nej i pier­wo­rod­ne­go syna upa­dły bez życia na zie­mię. Wy­eli­mi­no­wał wszyst­kich, któ­rzy pró­bo­wa­li się mu prze­ciw­sta­wić. Jego wła­dzy nic już nie za­gra­ża­ło.

 

***

 

Zamir sie­dział w celi. Ko­la­no pul­so­wa­ło bólem.

– Boli jak cho­le­ra, Larry – oznaj­mił.

Jego to­wa­rzysz nie od­po­wie­dział. Nie był zbyt roz­mow­ny, ale lubił słu­chać. Zamir bar­dzo tę cechę do­ce­niał, po­nie­waż rzad­ko kiedy miał oka­zję się wy­ga­dać.

– Po­wiem ci, przy­ja­cie­lu, że do­sze­dłem do cie­ka­wej kon­klu­zji. Mo­żesz mieć wiele. Do­stęp do wła­dzy, pie­nię­dzy i kon­tak­tów, plan do­pra­co­wy­wa­ny mie­sią­ca­mi, pie­przo­ny ar­se­nał na po­do­rę­dziu. Ale wszyst­ko to nie zna­czy nic w po­rów­na­niu z do­świad­cze­niem. Taak, star­szy wie­dział wszyst­ko od po­cząt­ku.

Spoj­rzał na Larry’ego, żeby upew­nić się, że słu­cha i się nie po­gu­bił.

– Star­szy Go­od­guy robi w szem­ra­nych in­te­re­sach od ja­kichś trzy­dzie­stu lat, mało kto zna się na tym fachu tak do­brze jak on. Młod­szy na­to­miast do­pie­ro bran­żę po­zna­wał. Miał am­bi­cje, ow­szem, ale wy­da­wa­ło mu się, że jest kimś wię­cej niż w rze­czy­wi­sto­ści. – Zamir za­śmiał się. – Crane znał każdy ruch syna mak­sy­mal­nie trzy mi­nu­ty po fak­cie. Wie­dział do­kład­nie, co Ash robił na Seyw, co pla­no­wał i z kim. Szpie­dzy pre­zy­den­ta zwi­nę­li mnie jesz­cze tego sa­me­go dnia, kiedy przy­by­li­śmy do Ki­tio­nu.

Po po­now­nym upew­nie­niu się, że Larry słu­cha, Zamir kon­ty­nu­ował:

– Star­szy za­pro­po­no­wał mi układ. Mia­łem uda­wać, że plan po­zo­sta­je bez zmian i dalej trzy­mam stro­nę Yele­ny i mło­de­go, a jed­no­cze­śnie re­ali­zo­wa­łem nową kon­cep­cję.

Zmien­no­kształt­ny zmo­du­lo­wał głos, aby brzmieć jak pre­zy­dent Ki­tio­nu. To był je­dy­ny spo­sób, w jaki mógł się do niego upodob­nić – nie wie­dzieć czemu nie był w sta­nie prze­mie­nić się cał­ko­wi­cie.

– Do­brze wiem – mówił gło­sem Crane’a Go­od­guya – co pla­nu­ją mój syn i ta ku­rew­ka. Może cię to za­sko­czy, ale dam im szan­sę. W końcu to mój pier­wo­rod­ny. Jeśli się spi­sze, mia­nu­ję go wi­ce­pre­zy­den­tem albo ja­kimś mi­ni­strem. Jeśli nie… cóż, trud­no. Dam im moż­li­wość wdro­że­nia tego planu. Przyj­mę dziu­nię pod swój dach, może przy oka­zji tro­chę z niej po­ko­rzy­stam.

Po­wró­cił do swo­je­go głosu:

– No więc przy­jął ją i za­czął ko­rzy­stać, uda­jąc przy oka­zji, że nie widzi che­mii po­mię­dzy nią i swoim synem, a ja do­no­si­łem mu o ich ko­lej­nych pla­no­wa­nych po­su­nię­ciach. Na po­cząt­ku nawet ich chwa­lił. Gdy nad­szedł od­po­wied­ni mo­ment, na­ka­zał re­mont tam­te­go bu­dyn­ku. Tak na­praw­dę w dupie go miał, stał zruj­no­wa­ny od paru ład­nych lat, a miesz­kań­cy bali się to w ogóle zgła­szać. Młod­szy Go­od­guy wy­ko­rzy­stał oka­zję i uła­twił mi wmie­sza­nie się w ekipę, która miała te prace re­mon­to­we wy­ko­nać. Ale to do star­sze­go na­le­żał ten wie­czór. Wy­obraź sobie, że stał sobie na plat­for­mie, a w tym samym cza­sie po­łą­czył się swoim cy­ber­ne­tycz­nym okiem ze snaj­per­ką, którą prze­my­ci­łem. To on ce­lo­wał, ro­zu­miesz? Ha! Za­strze­lił wła­sną żonę, a prze­cież mógł strze­lić w ko­go­kol­wiek in­ne­go z tej plat­for­my i wy­szła­by po­dob­na awan­tu­ra.

Larry wciąż uważ­nie słu­chał, więc Zamir kon­ty­nu­ował opo­wieść:

– Potem do spra­wy włą­czył się siwy z tą swoją cho­ler­ną asy­stent­ką. – Splu­nął w wy­ra­zie od­ra­zy. – Jego udział też zresz­tą nie był przy­pad­ko­wy. Był sze­fem ja­kichś tam służb i Crane za­mie­rzał się go po­zbyć, bo wy­ko­ny­wał swoją ro­bo­tę zbyt su­mien­nie. Po­my­ślał jed­nak, że taki ry­ce­rzyk-tra­dy­cjo­na­li­sta może mu się przy­dać, więc zro­bił go swoim za­stęp­cą. Po­zwo­lił mu po­znać Asha i Yele­nę, przy­go­to­wał grunt pod śledz­two. Dał mło­dym szan­sę, ale nie za­mie­rzał ni­cze­go uła­twiać. I to ich prze­ro­sło, bo od tego mo­men­tu za­czę­li po­peł­niać coraz więk­sze błędy.

Przez chwi­lę miał wra­że­nie, że Larry nie słu­cha, ale jed­nak słu­chał.

– To Crane dodał mnie na listę prze­słu­chi­wa­nych i wci­snął do da­nych o ro­dzi­nie Stron­gów. Jego czer­wo­ne oczko ma jak na swój roz­miar ogrom­ne moż­li­wo­ści. Skur­czy­byk zro­bił to, nie od­cho­dząc nawet od biur­ka. To był jed­nak punkt kry­tycz­ny. Za­dzwo­nił do mnie, po­wie­dział, że tamci nie prze­szli próby i kazał dać się zła­pać. Przez chwi­lę było mi ich żal i nawet ode­gra­łem tam mały te­atrzyk, ale to się źle dla mnie skoń­czy­ło. – Znowu splu­nął i spoj­rzał na owi­nię­tą opa­trun­kiem nogę.

– Resz­tę hi­sto­rii już pew­nie znasz, bo po­ka­zy­wa­li w te­le­wi­zji na wszyst­kich ka­na­łach, tak żeby nikt przy­pad­kiem nie omi­nął wiel­kiej eg­ze­ku­cji zdraj­ców. Za­sta­na­wiasz się jed­nak pew­nie, dla­cze­go po tylu la­tach współ­pra­cy z Yele­ną po­sta­no­wi­łem zmie­nić dru­ży­nę? Po pierw­sze, star­szy Go­od­guy od po­cząt­ku wy­da­wał mi się dużo kon­kret­niej­szym fa­ce­tem niż syn. To jest taki typ czło­wie­ka, że jeśli chcesz być po stro­nie zwy­cięz­ców, to sta­jesz za nim. Chyba nie tylko oko ma me­ta­lo­we. Po dru­gie, cóż. Cho­dzi­ło o wła­dzę i pie­nią­dze.

Drzwi celi otwo­rzy­ły się i do środ­ka we­szło dwóch męż­czyzn. Jeden z nich, ubra­ny w gar­ni­tur, ro­zej­rzał się po celi i zmarsz­czył nos.

– Za­bierz stąd to wia­dro, bo cuch­nie – na­ka­zał dru­gie­mu.

Gdy tam­ten wy­niósł Larry’ego, pierw­szy zwró­cił się do Za­mi­ra:

– Musi się pan wy­ką­pać i prze­brać, pre­zy­dent Go­od­guy już czeka w swoim ga­bi­ne­cie. Pro­szę za mną, panie wi­ce­pre­zy­den­cie.

Koniec

Komentarze

 

Jak na razie nie mam się do czego przy­cze­pić, choć w paru miej­scach trosz­kę się po­gu­bi­łem.

Opo­wia­da­nie jed­nak bar­dzo mi się po­do­ba­ło.

 

Czy roz­wa­le­nie ko­la­na jako ko­niec po­dró­ży itd było za­in­spi­ro­wa­ne strza­łą w ko­la­nie ze Sky­ri­ma ? :D

Ma­ster of ma­sters : John Ro­nald Reuel Tol­kien

mor­te­cius, witam ju­ro­ra.

 

Ilu­va­thar, sam strzał w ko­la­no nie był za­mie­rzo­nym na­wią­za­niem, bo jest to dość okle­pa­ny już motyw, ale nie mo­głem się po­wstrzy­mać przed wzmian­ką na ten temat, więc na­pi­sa­łem o “za­koń­cze­niu ka­rie­ry po­szu­ki­wa­cza przy­gód”, co już było świa­do­me i ce­lo­we.

A gu­bi­łeś się przez fa­bu­łę czy przez spo­sób kon­stru­owa­nia tek­stu? Jak­byś przy­to­czył jakiś przy­kład bu­dzą­ce­go wąt­pli­wo­ści frag­men­tu, to wie­dział­bym do­kład­niej gdzie leży pro­blem ;)

Co mi w tek­ście zgrzy­ta:

 

Licz­ba jego wro­gów rosła pro­por­cjo­nal­nie ze sta­żem na urzę­dzie, choć ofi­cjal­nie nikt nie od­wa­żył się wy­stą­pić prze­ciw­ko niemu. – „ze sta­żem na urzę­dzie” nie brzmi do­brze. Poza tym użył­bym zwro­tu “pro­por­cjo­nal­nie do”.

 

Po za­koń­cze­niu She­ran był wy­czer­pa­ny i ma­rzył o spa­niu, kawie i po­wro­cie do ro­dzi­ny. Naj­le­piej wszyst­kie trzy opcje jed­no­cze­śnie. – to bym prze­re­da­go­wał. Nie pa­su­ją mi tu szcze­gól­nie te opcje.

 

Od mo­men­tu opra­co­wa­nia przez ziem­skich na­ukow­ców tech­no­lo­gii dry­fu­ją­cych miast roz­wój tech­no­lo­gicz­ny po­su­nął się nie­by­wa­le do przo­du. – po­wtó­rze­nie.

 

Co do fa­bu­ły:

 

Ro­zu­miem, że pre­zy­dent to tro­chę przy­wód­ca ta­kiej ko­smicz­nej Korei Pół­noc­nej. Pro­blem po­le­ga na tym, że nie czuć at­mos­fe­ry to­ta­li­ta­ry­zmu. Go­od­guy to tyran, uzur­pa­tor, praw­dzi­we mon­strum (kitra do­stęp­ny gdzie in­dziej lek na raka, za­po­wia­da zbio­ro­we eg­ze­ku­cje, za­stra­sza opo­zy­cję). Jed­nak z jego mia­sta można sobie spo­koj­nie wy­je­chać, a także się tu osie­dlić. Py­ta­niem po­zo­sta­je, po jaką cho­le­rę ktoś miał­by prze­no­sić się w takie miej­sce lub w nim do­bro­wol­nie po­zo­sta­wać. ;-)  

 

Nie tra­fia do mnie rów­nież mo­ty­wa­cja ro­bot­ni­ka co do spo­tka­nia z She­ra­nem (przy­szedł sobie na luzie po­wie­dzieć, że w sumie to do­brze, że wła­dza tego Stron­ga od­strze­li, cho­ciaż to dobry chło­pak był i mało pił), które oczy­wi­ście po­py­cha fa­bu­łę do przo­du, ale wy­pa­da w moim od­czu­ciu sztucz­nie.

 

Czy­ta­ło się jed­nak cał­kiem przy­jem­nie. Życzę rów­nież po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Pró­bo­wa­łem coś zna­leźć, ale to da­rem­ny trud. Wy­rzu­cił­bym może tylko, albo za­stą­pił innym, pierw­sze słowo w zda­niu:

Au­to­no­micz­ny sa­mo­chód za­trzy­mał się w jed­nej ze spo­koj­niej­szych dziel­nic mia­sta.

Na po­cząt­ku opo­wie­ści otrzy­ma­li­śmy in­for­ma­cję, że She­ran ko­rzy­sta z au­to­no­micz­ne­go sa­mo­cho­du, więc tym razem można by już o tym nie pisać.

 

Czy­ta­ło mi się z przy­jem­no­ścią. Dobra ro­bo­ta!

“Kiedy lu­dzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie po­do­ba, pra­wie za­wsze mają rację. Kiedy mówią ci, co do­kład­nie we­dług nich jest źle i jak to na­pra­wić, pra­wie za­wsze się mylą”. Neil Ga­iman

Fi­li­pWij, dzię­ki za ko­men­tarz, już spie­szę z wy­ja­śnie­nia­mi.

 

Ro­zu­miem, że pre­zy­dent to tro­chę przy­wód­ca ta­kiej ko­smicz­nej Korei Pół­noc­nej. Pro­blem po­le­ga na tym, że nie czuć at­mos­fe­ry to­ta­li­ta­ry­zmu. Go­od­guy to tyran, uzur­pa­tor, praw­dzi­we mon­strum (kitra do­stęp­ny gdzie in­dziej lek na raka, za­po­wia­da zbio­ro­we eg­ze­ku­cje, za­stra­sza opo­zy­cję). Jed­nak z jego mia­sta można sobie spo­koj­nie wy­je­chać, a także się tu osie­dlić. Py­ta­niem po­zo­sta­je, po jaką cho­le­rę ktoś miał­by prze­no­sić się w takie miej­sce lub w nim do­bro­wol­nie po­zo­sta­wać. ;-)

Mój za­mysł od­no­śnie mia­sta był taki, że Go­od­guy rzą­dzi tak, aby żyło się jak naj­le­piej jemu, a spo­łe­czeń­stwo ma być na tyle bo­ga­te, żeby nie umrzeć z głodu i na tyle bied­ne, żeby być uza­leż­nio­nym od wła­dzy. Prze­cięt­ny oby­wa­tel Ki­tio­nu nie zdaje sobie nawet spra­wy, jak wy­glą­da życie w in­nych mia­stach, bo pro­pa­gan­da za­ła­twia spra­wę. Nie chcia­łem two­rzyć ta­kie­go na wskroś to­ta­li­tar­ne­go świa­ta z go­dzi­na­mi po­li­cyj­ny­mi itd.

Jeśli na­to­miast cho­dzi o przy­jazd/wy­jazd. Cóż, przy­jeż­dżać pew­nie rze­czy­wi­ście mało kto by chciał, zwłasz­cza że mia­sto jest prze­lud­nio­ne. Z wy­jaz­dem na­to­miast spra­wa jest taka, że wielu by chcia­ło, ale to po pro­stu kosz­tow­ne przed­się­wzię­cie. Jakby nie pa­trzeć jest to jed­nak po­dróż ko­smicz­na. She­ra­no­wi udaje się, bo przez parę ład­nych lat peł­nił ważne funk­cje, co po­zwo­li­ło mu odło­żyć tro­chę gro­sza i zdo­być kon­tak­ty. Crane po­zwo­lił mu wy­je­chać, bo w za­sa­dzie She­ran ode­grał już swoją rolę w jego pla­nie, choć rze­czy­wi­ście da­ro­wa­nie mu życia może być jak na pre­zy­den­ta nie­zwy­kle ła­ska­wym ge­stem.

 

Nie tra­fia do mnie rów­nież mo­ty­wa­cja ro­bot­ni­ka co do spo­tka­nia z She­ra­nem

Wła­ści­wie to ro­bot­nik przy­szedł za­py­tać, co się teraz sta­nie z jego ko­le­gą z pracy. She­ran trak­to­wał ich do­brze, więc ufali mu i li­czy­li, że może za­ła­twi jakąś lżej­szą karę. Roz­mo­wa ze­szła jed­nak dość szyb­ko na inne tory.

W pełni ro­zu­miem, że w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku mogło to wyjść nieco nie­na­tu­ral­nie.

 

An­dy­ql, dzię­ki za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz, cie­szę się, że ci się po­do­ba­ło.

 

Za wszyst­kie uwagi tech­nicz­ne oczy­wi­ście rów­nież dzię­ku­ję i po­sta­ram się w wol­nej chwi­li coś ze wska­za­ny­mi miej­sca­mi zro­bić.

Witaj

 

SF się roz­pa­sa­ło i bar­dzo ład­nie.

Pre­zy­dent Go­od­guy jest obrzy­dli­wy.

No i zło zwy­cię­ża.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Am­bush, dzię­ki za opi­nie – za­rów­no teraz, jak i pod­czas bety.

Złol wy­szedł Ci tro­chę prze­ry­so­wa­ny, IMO. Tak, jak­byś za­sta­na­wiał się, co jesz­cze może zro­bić zły czło­wiek i czym prę­dzej do­pi­sy­wał re­zul­ta­ty na konto pre­zy­den­ta.

Na przy­kład ten eks­pres do kawy. Cho­wa­nie no­wych tech­no­lo­gii to jedna spra­wa, ale czemu nie można go na­pra­wić? To prze­cież nie wy­ma­ga prze­ło­mo­wych wy­na­laz­ków, co naj­wy­żej czę­ści za­mien­nych.

Ale hi­sto­ria cie­ka­wa.

Chęt­nie do­wie­dzia­ła­bym się wię­cej o zmien­no­kształt­no­ści w wer­sji SF.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cześć, Fin­klo, dzię­ki za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz.

 

Na przy­kład ten eks­pres do kawy.

Aku­rat w tym wy­pad­ku mia­łem nieco inną in­ten­cję. Nie cho­dzi­ło o to, że nie da się go na­pra­wić, tylko że do­stęp­ne są je­dy­nie prze­sta­rza­łe sprzę­ty, które ogól­nie dość czę­sto ule­ga­ją awa­riom, acz­kol­wiek zdaję sobie spra­wę, iż nie jest to oczy­wi­ste w samym tek­ście.

Chęt­nie do­wie­dzia­ła­bym się wię­cej o zmien­no­kształt­no­ści w wer­sji SF.

Oj tak, temat zde­cy­do­wa­nie do roz­wi­nię­cia :)

Cześć!

 

Po­nie­waż pod­czas bety głów­nie na­rze­ka­łam, to teraz dla od­mia­ny na­pi­szę o tym, co mi się po­do­ba­ło. Opo­wia­da­nie łączy sci-fi, fan­ta­sy i kry­mi­nał, co jest nie­ma­łym wy­zwa­niem. Uwa­żam, że udało Ci się zło­żyć wszyst­ko w zgrab­ną ca­łość. Za­in­try­go­wał mnie motyw miast-państw dry­fu­ją­cych w prze­strze­ni ko­smicz­nej i z chę­cią po­zna­ła­bym ciąg wy­da­rzeń, który do­pro­wa­dzi­ły do ta­kie­go stanu rze­czy. She­ra­na przed­sta­wiasz jako do­bre­go czło­wie­ka, bo pró­bu­je ura­to­wać życie ro­bot­ni­kom i fi­nal­nie od­cho­dzi od złego pre­zy­den­ta, ale jed­nak długo dla niego pra­co­wał i to już czyni z niego po­stać dwu­znacz­ną. 

Bar­dzo po­do­ba­ła mi się ostat­nia scena. Udało Ci się w lekki spo­sób wy­ja­śnić wątek zmien­no­kształt­ne­go i jego rolę w całym spi­sku.

 

 

Hej, Bjkp­srz!

 

Zo­stał za­anon­so­wa­ny przez cy­ber­ne­tycz­ną se­kre­tar­kę. Drzwi otwo­rzy­ły się, uka­zu­jąc wiel­kie po­miesz­cze­nie, ozdo­bio­ne licz­ny­mi(+,) dro­gi­mi płót­na­mi i zło­ty­mi po­są­ga­mi. Na końcu stało zdo­bio­ne biur­ko, a sie­dział przy nim śred­nie­go wzro­stu męż­czy­zna z przy­sła­nia­ją­cą część twa­rzy gęstą(+,) czar­ną grzyw­ką, spod któ­rej bły­ska­ło czer­wo­nym świa­tłem cy­ber­ne­tycz­ne oko – eks­tra­wa­gan­cja, na jaką mogli sobie po­zwo­lić je­dy­nie nie­licz­ni.

Tyle udało mi się wy­chwy­cić, bo co tu dużo mówić – prze­czy­ta­łem szyb­ko i z wiel­ką przy­jem­no­ścią. Świet­ny tekst.

 

Na­to­miast w całym roz­ra­chun­ku kłuje mnie brak, albo ukry­ty przez Cie­bie, ruch oporu. Spo­łe­czeń­stwo nie bę­dzie aż tak po­tul­ne, jakie się wy­da­wa­ło w opo­wie­ści. Pro­pa­gan­da pro­pa­gan­dą, ale nie da się tego zro­bić na taką skalę w mo­men­cie, gdy jest kon­takt z in­ny­mi cy­wi­li­za­cja­mi (bo można tam po­le­cieć). A co z po­łą­cze­niem hmm… sa­te­li­tar­nym? Nie wie­rzę, że w tej wer­sji przy­szło­ści Marek Cu­kier­gó­ra od­pu­ścił i lu­dzie nie wsta­wia­ją fotek swo­ich ka­szo­ja­dów do neta. Media spo­łecz­no­ścio­we były przed utwo­rze­niem dry­fu­ją­cych miast, zatem lu­dzie o nich wie­dzie­li i ma­so­wo ko­rzy­sta­li. Potem po­roz­la­ty­wa­li się po ga­lak­ty­ce, ale pod­sta­wo­wą tech­no­lo­gią, nie­zbyt skom­pli­ko­wa­ną zresz­tą, bę­dzie na pewno kon­takt z in­ny­mi mia­sta­mi i pla­ne­ta­mi. Marek na pewno zwie­trzył in­te­res i fejs­bu­nio, czy tam insta, hu­la­ją mię­dzy­pla­ne­tar­nie – nie da się po doj­ściu do wła­dzy nagle od­ciąć ludzi od cze­goś co dla nie­któ­rych jest je­dy­nym sen­sem życia i nie wznie­cić ognisk re­wo­lu­cji. A jak nie ode­tniesz, to lu­dzie będą wie­dzieć o tech­no­lo­gii w in­nych mia­stach.

Poza tym jest prze­lud­nio­ne mia­sto-pań­stwo, a sze­fun­cio sie­dzi w willi z kil­ku­hek­ta­ro­wym po­dwó­rzem. Lu­dzie mają oczy, to zro­dzi­ło­by kon­kret­ne na­pię­cia.

Także El Pre­si­den­te albo musi być Kimem na co naj­mniej 100%, albo mu się to nie sklei.

Acz­kol­wiek pod­kre­ślę, że przy czy­ta­niu mi to nie prze­szka­dza­ło. Może gdyby tekst był dłuż­szy, to za­czął­bym tro­chę krę­cić nosem, ale przy tak spraw­nie na­pi­sa­nym opku prze­sze­dłem nad tym bez bólu, a chwy­ci­łem za to do­pie­ro przy ana­li­zie.

 

Po­zdra­wiam!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Cześć, Ali­cel­la. Dzię­ki za po­zy­tyw­ny ko­men­tarz i za wcze­śniej­sze na­rze­ka­nie także. Wasze uwagi dużo dały temu opo­wia­da­niu.

 

Kro­kus, cie­szę się, że tekst przy­padł Ci do gustu.

Co do ruchu oporu – to opo­wia­da­nie kon­cen­tro­wa­ło się na za­ma­chu i swego ro­dza­ju “star­ciu” po­mię­dzy Crane’em i She­ra­nem. Limit zna­ków w kon­kur­sie nie po­zwa­lał mi na po­ru­sze­nie pew­nych kwe­stii i te, które uzna­łem za mniej istot­ne dla fa­bu­ły po pro­stu po­mi­ja­łem bądź ogra­ni­cza­łem. Są jed­nak w tek­ście frag­men­ty su­ge­ru­ją­ce obec­ność ja­kiejś opo­zy­cji – wspo­mi­nam o wro­gach pre­zy­den­ta oraz że ofi­cjal­nie nikt prze­ciw­ko niemu nie wy­stę­pu­je.

Muszę na­to­miast przy­znać, że mam w gło­wie pe­wien kon­cept ta­kie­go ruchu oporu i nawet racz­ku­ją­ce syl­wet­ki jego przed­sta­wi­cie­li. Nie wiem czy po­wsta­nie ko­lej­ne opo­wia­da­nie osa­dzo­ne w tym świe­cie, ale jeśli mia­ło­by po­wstać, to wła­śnie kwe­stia ruchu oporu czy roz­wi­nię­cie wątku Za­mi­ra gra­ło­by w nim pierw­sze skrzyp­ce

nawet racz­ku­ją­ce syl­wet­ki jego przed­sta­wi­cie­li.

Wy­obra­zi­łam sobie tych uzbro­jo­nych po pierw­sze zęby w grze­chot­ki ter­ro­ry­stów… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla, zro­bi­łaś mi dzień tą wizją :), dobre.

 

Bjkp­srz, nie ma za co :). Be­tu­ją­cy za­wsze sta­ra­ją się pomóc, ale to już za­słu­ga au­to­ra jeśli po­tra­fi uwagi wy­ko­rzy­stać i nie boi się tej cięż­kiej pracy, jaką jest po­pra­wia­nie opo­wia­da­nia. 

uzbro­jo­nych po pierw­sze zęby w grze­chot­ki ter­ro­ry­stów… ;-)

Fin­kla, ja bym się nie śmiał. ;)

 

Ali­cel­la, coś w tym na pewno jest, ale to Wy wy­ty­czy­ły­ście mi swo­imi wska­zów­ka­mi szlak, a ja nim je­dy­nie po­drep­ta­łem :)

 

 

 

 

Fak­tycz­nie, po­waż­na spra­wa. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Bjkp­srz,

A to w takim razie gdzie wy­ku­pu­je się sub­skryp­cję? ;)

 

Fin­kla, grze­chot­ki to tam kij… te gra­ją­ce, chiń­skie za­ba­wecz­ki z fe­sty­nów, w któ­rych nie da się wy­łą­czyć dźwię­ku. Dźwię­ku roz­ry­wa­ją­ce­go błony bę­ben­ko­we i dusze. 

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Przed tym pre­zy­dent, cwa­niak jeden, się za­bez­pie­czył, ogra­ni­cza­jąc na­pływ tech­no­lo­gii i ba­dzie­wia z chiń­skich baz. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Kro­kus, o sub­skryp­cję na razie się nie martw. Póki co jest bez­ter­mi­no­wy dar­mo­wy okres prób­ny, więc bez stre­su ;)

Siema :)

 

Kurde, po­wiem Ci, że szyb­ko się ten tekst czy­ta­ło. W pracy byłem rano, dyro gdzieś po­lazł na chwi­lę i wy­ko­rzy­sta­łem szan­sę w spo­sób nie­cny i zły, bo po­świę­ci­łem nieco czasu pracy na lek­tu­rę Two­je­go opo­wia­da­nia. I nie ża­łu­ję, choć kilka uwag też się znaj­dzie.

Przede wszyst­kim lubię taki kli­mat, który stwo­rzy­łeś. Niby wszyst­ko jak u nas, śledz­two w za­sa­dzie dwu­dzie­sto­wiecz­ne, ale do­da­jesz do tego otocz­kę sf. Ta fan­ta­sty­ka niby fa­bu­lar­nie robi za szta­faż, nie li­cząc istot­ne­go czyn­ni­ka w po­sta­ci zmien­no­kształt­no­ści, jed­nak do­da­je smaku. Mo­men­ta­mi mi się fla­sh­bac­ki z “Ró­żań­ca” Ko­si­ka włą­cza­ły, bo i u niego były ko­smicz­ne mia­sta, w któ­rych życie to­czy­ło się po­dob­nie do tego, jakie znamy z tu i teraz. Nie­któ­re stare filmy sf miały taki kli­mat, życie na in­nych pla­ne­tach, czy na ogrom­nych sta­cjach ko­smicz­nych, a wszyst­ko takie jak u nas, tylko pod­ko­lo­ro­wa­ne, udziw­nio­ne nie­znacz­nie w pew­nych sfe­rach, w in­nych nie udziw­nia­ne wcale. Mam ogrom­ny sen­ty­ment do tam­tych ob­ra­zów, nie­rzad­ko na­pa­ko­wa­nych ana­chro­ni­zma­mi, rze­cza­mi, które wy­da­ją się zbyt to­por­ne i współ­cze­sne jak na roz­wi­nię­tą przy­szłość. I tak ten eks­pres do kawy za­miast wy­du­ma­ne­go cosia, to, że masz tam sa­mo­cho­dy a nie sys­te­my bliż­sze ko­lej­kom pod­ziem­nym w wer­sji hard, że są ekipy bu­dow­la­ne za­miast au­to­ma­tycz­nych ro­bo­tów na­praw­czych, te wszyst­kie rze­czy kon­fron­tu­jesz z hard­ko­ro­wą in­ge­ren­cją w geny (bo chyba takim zmo­dy­fi­ko­wa­nym jest zmien­no­kształt­ny), z całym, ogrom­nym mia­stem dry­fu­ją­cym w prze­strze­ni i to u mnie ban­gla, bo po­zwa­la na więk­szą im­mer­sję. Pod tym wzglę­dem jest super.

Fa­bu­lar­nie jest cie­ka­wie, bez sza­leństw, ale na tyle do­brze, że czy­ta­łem, bo chcia­łem się do­wie­dzieć, jaki bę­dzie wynik śledz­twa pro­ta­go­ni­sty. Od mo­men­tu w któ­rym ujaw­ni­łeś, że to nowa la­secz­ka Go­od­guya chcia­ła go zli­kwi­do­wać, wie­dzia­łem już, że i sy­na­lek nie jest bez winy i po­czu­łem się ustays­fak­cjo­no­wa­ny, kiedy oka­za­ło się, że to on był zle­ce­nio­daw­cą.

Co mi nie grało? Trzy rze­czy.

Pierw­sza: dia­log z żoną jest IMO nie­na­tu­ral­ny. Gdyby go pod­ra­so­wać, dodać mu emo­cji, wtedy byłby lep­szy.

Druga: za­cho­wa­nie She­ra­na pod­czas kon­fron­ta­cji ze zmien­no­kształt­nym, który za­mie­nił się w niego. Po jaką cho­le­rę on wyj­mo­wał ten bla­ster? Prze­cież był sze­fem służb, po­wi­nien wie­dzieć, że wy­star­czy, że funk­cjo­na­riu­sze zgar­ną ich obu i na ko­men­dzie za­py­ta­ją o co­kol­wiek, na przy­kład o imię córki, żony, jaką kawę zro­bił mu któ­ryś ze współ­pra­cow­ni­ków dziś rano, w pracy. A on się wy­ry­wa i ry­zy­ku­je śmierć. Lo­gicz­nie się to nie klei w ogóle. Za­wsze, kiedy w fil­mach zo­sta­je wy­cią­gnię­ty taki motyw, że ktoś musi wy­brać po­mię­dzy praw­dzi­wym a fał­szy­wym kimś, ocze­ku­ję cze­goś nie­sztam­po­we­go, cie­ka­we­go, albo za­ska­ku­ją­ce­go. Za­zwy­czaj do­sta­ję te same mo­ty­wy. U Cie­bie do­sta­łem nieco inny, tyle, że nie je­stem z niego za­do­wo­lo­ny, bo to co ma miej­sce, po­ka­zu­je She­ra­na jako nie­ogar­nię­te­go, a takim go wcze­śniej nie po­ka­zy­wa­łeś.

Trze­cia: cały ten mo­no­log na końcu, ten z Lar­rym, który oka­zu­je się fi­nal­nie wia­drem z… kupą? To jest jeden wiel­ki in­fo­dump, taki za­bieg, który ma mi na końcu wy­ja­śnić, o co cho­dzi­ło, dla­cze­go stało się tak a nie ina­czej. To jest za­bieg, któ­rym do­da­jesz tła, pew­nej głębi; któ­rym roz­bu­do­wu­jesz za­mysł o ko­lej­ną war­stwę. Ale ro­bisz to w spo­sób, który mi nie od­po­wia­da. Chcesz czy­tel­ni­ka w ten spo­sób po­zba­wić broni, która mo­gła­by przy­jąc po­stać pew­nych nie­ści­sło­ści, jakie mo­gły­by być za­rzu­co­ne Two­je­mu opo­wia­da­niu. I w tej czę­ści wy­ja­śniasz na przy­kład coś, o co mia­łem się przy­kle­ić – dla­cze­go bazy da­nych po­li­cji były tak nie­do­kład­ne, że pier­wot­nie prze­oczo­no brata bliź­nia­ka jed­ne­go z po­dej­rza­nych. I przy­cze­pił­bym się, ale nie mogę, bo za­sto­so­wa­łeś ude­rze­nie wy­prze­dza­ją­ce. Jaki jest kon­kret­nie za­rzut? Nie­któ­re z tych rze­czy mo­głeś gdzieś po dro­dze roz­rzu­cić, wpleść w dia­lo­gi, albo po­ka­zać jakąś scenę, a po­sze­dłes na ła­twi­znę w po­sta­ci mo­no­lo­gu z wia­drem.

I serio, jeśli to wia­dro z od­cho­da­mi, to już za bar­dzo po­je­cha­łeś z tymi ana­chro­ni­zma­mi, bo takie rze­czy współ­cze­snie nie prze­cho­dzą w wię­zie­niach, a co do­pie­ro w przy­szło­ści. IMHO of kors.

 

Re­asu­mu­jąc: po­do­bał się kli­mat, fa­bu­ła jest wpo­rzo, ale bez sza­leństw, jed­nak eks­po­zy­cja wy­da­rzeń, istot­nych dla lo­gicz­ne­go spię­cia ca­ło­ści ku­le­je.

Ale, żeby nie było, jest na­pi­sa­ne spraw­nie i wcią­gnę­ło, więc do bi­blio­te­ki po­le­cę :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Siem­ka, Outta!

Przed wszyst­kim dzię­ki za roz­bu­do­wa­ny, kon­struk­tyw­ny ko­men­tarz, a także za czas po­świę­co­ny na lek­tu­rę. Cie­szę się, że wy­pa­dło po­zy­tyw­nie.

 

Przede wszyst­kim lubię taki kli­mat, który stwo­rzy­łeś.

Faj­nie, że przy­pa­dło Ci to do gustu. Sci-fi to nie jest do końca moja bajka, bo nie tylko nie piszę, ale też pra­wie nie czy­tam. Sie­dzia­łem do­tych­czas głów­nie w fan­ta­sy, dla­te­go tutaj wy­szło tak “soft”. Może w przy­szło­ści spoj­rzę bar­dziej przy­chyl­nym okiem na ten ga­tu­nek.

 

Pierw­sza: dia­log z żoną jest IMO nie­na­tu­ral­ny.

Kur­czę, zga­dzam się. Wy­szedł tro­chę ina­czej niż chcia­łem. Po­ko­nał mnie limit zna­ków, bo to była scena po­wsta­ją­ca jako ostat­nia. Żadne to uspra­wie­dli­wie­nie ofc, ale tak to wy­glą­da­ło.

 

Druga: za­cho­wa­nie She­ra­na pod­czas kon­fron­ta­cji ze zmien­no­kształt­nym, który za­mie­nił się w niego.

A kto wie co by się stało pod­czas drogi na ko­mi­sa­riat? Może to nie była naj­mą­drzej­sza de­cy­zja, ale imo względ­nie bez­piecz­na. Po­li­cjan­ci nie mieli po­wo­du ko­rzy­stać z amu­ni­cji innej niż ogłu­sza­ją­ca, a na miej­scu po­ja­wi­ła się Tara, któ­rej She­ran ufał i li­czył, że ona ogar­nie o co biega, kiedy on zo­sta­nie po­wa­lo­ny i nie prze­mie­ni się. Nie jest w za­sa­dzie do­pre­cy­zo­wa­ne, czy zmien­no­kształt­ni przej­mu­ją też myśli/wspo­mnie­nia, więc gdyby chcie­li Za­mi­ra zgar­nąć przy­tom­ne­go, to mógł­by się zro­bić więk­szy ba­ła­gan. Tak to wy­glą­da z mojej per­spek­ty­wy, ale Twoją też w pełni ro­zu­miem.

 

Trze­cia: cały ten mo­no­log na końcu, ten z Lar­rym

Aku­rat taki był mój za­mysł. Mo­głem ina­czej zbu­do­wać epi­log, roz­bu­do­wać sceny eg­ze­ku­cji i od­lo­tu She­ra­na, dodać kilka mniej­szych, ale wy­bra­łem obec­ną wer­sję świa­do­mie i nie na za­sa­dzie “tak bę­dzie ła­twiej”. Mia­łem w gło­wie kilka utwo­rów, w któ­rych takie in­fo­dum­py na końcu wy­stę­pu­ją – gdzie ktoś wy­ja­śnia rze­czy­wi­sty plan złego i wszyst­ko osta­tecz­nie skła­da się do kupy. Do­cie­ra­ją do mnie twoje ar­gu­men­ty, jed­nak taki kształt za­koń­cze­nia był prze­my­śla­ną de­cy­zją i sa­tys­fak­cjo­nu­je mnie efekt, więc będę tego bro­nił ;)

Kur­czę, zga­dzam się. Wy­szedł tro­chę ina­czej niż chcia­łem.

Limit to… wia­do­mo. Ale mimo wszyst­ko mo­głeś dać tam wię­cej uczuć, ja­kieś wtu­le­nie się w męża, urwa­ne zda­nie, coś co su­ge­ro­wa­ło­by emo­cje, któ­rych tam ewi­dent­nie bra­ku­je.

 

Po­li­cjan­ci nie mieli po­wo­du ko­rzy­stać z amu­ni­cji innej niż ogłu­sza­ją­ca, a na miej­scu po­ja­wi­ła się Tara, któ­rej She­ran ufał i li­czył, że ona ogar­nie o co biega, kiedy on zo­sta­nie po­wa­lo­ny i nie prze­mie­ni się.

Wiesz, dla­cze­go mi to zgrzy­tło? Bo pi­szesz o opre­syj­nym sys­te­mie, o sko­rum­po­wa­nej wła­dzy i oli­gar­sze, który bez mru­gnię­cia okiem chce roz­strze­lać kil­ku­dzie­się­ciu ro­bot­ni­ków. My­śla­łem, że w takim sys­te­mie służ­by się nie cer­to­lą i uży­wa­nie stu­ne­rów to rzad­kość, le­piej strze­lać ostrą amu­ni­cją a potem pytać. Ale w sumie, ten czep taki s, więc po­wiedz­my, że się wy­bro­ni­łeś :)

 

Mia­łem w gło­wie kilka utwo­rów, w któ­rych takie in­fo­dum­py na końcu wy­stę­pu­ją – gdzie ktoś wy­ja­śnia rze­czy­wi­sty plan złego i wszyst­ko osta­tecz­nie skła­da się do kupy.

To rzad­ko wy­cho­dzi na dobre utwo­ro­wi, jeśli ta nar­ra­cja po­ja­wia się na końcu, a wcze­śniej jej nie było. “Ska­za­ni na Shaw­shank” na przy­kład ma ten typ za­koń­cze­nia, ale nar­ra­cja Reda po­ja­wia się wcze­śniej. No, ale to Twój tekst, więc jest tak jak chcia­łeś. Mnie to nieco uwie­ra, ale w sumie nie psuje mi wra­że­nia z lek­tu­ry.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Dużo zła po­ka­za­łeś, Bjkp­srzu, i było to zło w bar­dzo do­brym ga­tun­ku. A bę­dą­cy u wła­dzy pre­zy­dent oka­zał się złem naj­więk­szym, choć o in­nych po­sta­ciach też można po­wie­dzieć wiele nie­do­bre­go. Wple­ce­nie wątku kry­mi­nal­ne­go na­le­ży­cie uroz­ma­ici­ło hi­sto­rię, a koń­co­we efek­ty śledz­twa wy­ka­za­ły, że zła było tu wię­cej niż się mogło po­cząt­ko­wo zda­wać.

Czy­ta­ło się cał­kiem nie­źle, ale wy­ko­na­nie mo­gło­by być nieco lep­sze. Mam na­dzie­ję, że po­pra­wisz uster­ki, bo chcia­ła­bym móc zgło­sić opo­wia­da­nie do Bi­blio­te­ki.

 

pod wzglę­dem licz­by lud­no­ści. Miej­sce było prze­lud­nio­ne… ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

Może w pierw­szym zda­niu: …pod wzglę­dem licz­by miesz­kań­ców.

 

Drzwi otwo­rzy­ły się, nim zdą­żył się do nich zbli­żyć. ―> Jak wyżej.

Pro­po­nu­ję: Drzwi otwo­rzy­ły się, nim do nich pod­szedł.

 

Wziął ją na ba­ra­na i wspól­nie we­szli do środ­ka. ―> Zbęd­ne do­po­wie­dze­nie. Czy, skoro wziął córkę na ba­ra­na, mogli wejść od­dziel­nie?

 

po­kła­dów dobra nie star­czy­ło dla kil­ko­ro po­zo­sta­łych dzie­ci… ―> …po­kła­dów dobra nie star­czy­ło dla kil­kor­ga po­zo­sta­łych dzie­ci

 

Jutro bę­dzie­my mieli po­kaź­ną eg­ze­ku­cję… ―> SJP PWN mówi, że po­kaź­na to tyle, co dość duża, spora, znacz­na. Nie wy­da­je mi się, aby któ­rymś z tych słów można okre­ślić eg­ze­ku­cję.

Może: Jutro bę­dzie­my mieli spek­ta­ku­lar­ną eg­ze­ku­cję

 

Do­pie­ro jak ich za­wi­nę­li­śmy za­czę­ła się bajka… ―> W co ich za­wi­nę­li?

A może miało być: Do­pie­ro jak ich zwi­nę­li­śmy, za­czę­ła się bajka

 

Cała rze­sza ludzi przy­szła zo­ba­czyć nad­cho­dzą­cą eg­ze­ku­cję… ―> Ra­czej: Cała rze­sza ludzi przy­szła zo­ba­czyć eg­ze­ku­cję

Nie wy­da­je mi się, aby eg­ze­ku­cja mogła nad­cho­dzić.

 

Pre­zy­dent wraz z na­rze­czo­ną i naj­star­szym synem oraz kil­ko­ma in­ny­mi człon­ka­mi rządu… ―> Czy do­brze ro­zu­miem, że syn i na­rze­czo­na byli człon­ka­mi rządu?

 

ko­bie­ta za­czę­ła pro­te­sto­wać, lżyć na niego. ―>> Lżyć można kogoś, nie na kogoś, więc: …ko­bie­ta za­czę­ła pro­te­sto­wać, lżyć go.

 

– Ash Go­od­guy spo­tkał się w mie­ście na­jem­ni­ków z Yele­ną, gdzie po­mię­dzy dwój­ką wy­wią­zał się ro­mans. ―> Ra­czej: – Ash Go­od­guy spo­tkał się w mie­ście na­jem­ni­ków z Yele­ną, gdzie po­mię­dzy nimi/ tych dwoj­giem wy­wią­zał się ro­mans.

 

Szpie­dzy pre­zy­den­ta za­wi­nę­li mnie… ―> Szpie­dzy pre­zy­den­ta zwi­nę­li mnie

 

Zmien­no­kształt­ny zmo­du­lo­wał swój głos… ―> Zbęd­ny za­imek – czy mo­du­lo­wał­by cudzy głos?

 

może przyk oka­zji tro­chę z niej po­ko­rzy­stam. ―> Li­te­rów­ka.

 

że nie widzi che­mii po­mię­dzy nią i jego synem… ―> …że nie widzi che­mii po­mię­dzy nią i swoim synem

 

a w tym samym cza­sie po­łą­czył się tym swoim okiem… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Re­gu­la­to­rzy, dzię­ki za opi­nię. Cie­szę się, że do­brze udało mi się po­ka­zać całe zło w tym opo­wia­da­niu.

Wiel­kie dzię­ki także za wska­za­nie uste­rek – wszyst­kie już po­pra­wio­ne :)

W takim razie, Bjkp­srzu, udaję się do kli­kar­ni, ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

O, a wy­da­wa­ło mi się, że sko­men­to­wa­łam.

Nie­złe, po­do­ba­ła mi się hi­sto­ria ze zbrod­nią w tle. Pre­zy­dent może nie tyran, ra­czej po­li­tyk bez więk­szych am­bi­cji, który chce sobie tylko w spo­ko­ju cha­pać, ale przy­zna­ję że mi­mo­cho­dem też złol ;) Do­brych tutaj nie ma, no może poza gli­nia­rzem. Cie­szę się, że po­zwo­li­łeś mu opu­ścić pla­ne­tę, kiedy już prze­stał być pre­zy­den­to­wi po­trzeb­ny.

Zmien­no­kształt­ny za­pew­nił opku od­po­wied­nią dawkę fan­ta­sty­ki, choć za­sta­na­wiam się, jak on ma się do scien­ce ;)

Czy­ta­ło się do­brze i nawet mnie Twoje opko nie zdo­ło­wa­ło ;)

Kli­czek :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Irka, do­brze, że opo­wia­da­nie przy­pa­dło do gustu.

 

Cie­szę się, że po­zwo­li­łeś mu opu­ścić pla­ne­tę, kiedy już prze­stał być pre­zy­den­to­wi po­trzeb­ny.

Ja­kieś po­zy­tyw­ne ak­cen­ty ko­niec koń­ców mu­sia­ły się po­ja­wić :)

 

Zmien­no­kształt­ny za­pew­nił opku od­po­wied­nią dawkę fan­ta­sty­ki, choć za­sta­na­wiam się, jak on ma się do scien­ce ;)

Tutaj pole do po­pi­su jest duże. Jak mnie ktoś kie­dyś no­mi­nu­je do Wy­zwa­nia Ma­ra­sa to zo­ba­czy­my :P

Jak mnie ktoś kie­dyś no­mi­nu­je do Wy­zwa­nia Ma­ra­sa to zo­ba­czy­my :P

Ależ pro­szę Cię bar­dzo, czuj się wy­zwa­ny :) Na­praw­dę je­stem cie­ka­wa, jak­byś to ro­ze­grał. W sumie skoro Watts po­ra­dził sobie z wam­pi­ra­mi, to ze zmien­no­kształt­ny­mi też się da ;)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Ze zmien­no­kształt­ny­mi to sobie Hal­de­man w “Ka­mu­fla­żu” dał radę, więc czemu by nie bjkp­srz? :)

Known some call is air am

No prze­cież nie po­wąt­pie­wam ;)

Książ­ki Hal­de­man nie czy­ta­łam. Dobra?

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Mnie się po­do­ba­ła, choć nie jest to ty­po­we sf :)

Known some call is air am

Jak gdzieś znaj­dę, to po­czy­tam :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Ależ pro­szę Cię bar­dzo, czuj się wy­zwa­ny :)

Trze­ba bę­dzie coś na­pi­sać w takim razie. Pro­szę jed­nak o uzbro­je­nie się w cier­pli­wość, bo je­stem w trak­cie pi­sa­nia in­ne­go tek­stu, a przede mną jesz­cze sesja, więc tro­chę to może po­trwać ;)

 

Hal­de­man w “Ka­mu­fla­żu”

Do­da­no książ­kę do ko­lej­ki.

Cie­ka­we po­my­sły, łą­czysz fajne kon­cep­cje, choć ci zmien­no­kształt­ni wy­sko­czy­li tro­chę zni­kąd. W sen­sie do tej pory wiemy, że to wizja na­szej ludz­kiej, ziem­skiej przy­szło­ści, z tech­no­lo­gią po­dob­ną do na­szej, a tu nagle zmien­no­kształt­ność, nie­uza­sad­nio­na tech­no­lo­gią, a przyj­mo­wa­na przez po­sta­ci w opo­wia­da­niu jako coś zna­ne­go, oczy­wi­ste­go. Tego uza­sad­nie­nia mi bra­ko­wa­ło, ale wy­szło cał­kiem faj­nie.

Bar­dzo po­do­bał mi się kli­mat tego niby sf, niby przy­szłość, ale jed­nak rze­czy­wi­stość taka nasza (czy też tro­chę XX wiecz­na).

Za­pa­da­ją­cy w pa­mięć tytuł.

Tro­chę też mnie za­sta­na­wia­ła ta kwe­stia “Jeśli jest tak źle, to czemu nie wy­je­dzie­cie?!”. Już w ko­men­ta­rzach wy­ja­śni­łeś, że prze­szko­dą były pie­nią­dze, ale faj­nie by było, jakby wy­brzmia­ło to w samym opku.

Nie grały mi dia­lo­gi.

– Prze­cież znam cię od pięt­na­stu lat. Widzę do­sko­na­le, że coś cię gnębi.

Ot, choć­by to zda­nie. Nikt tak nie mówi, brzmi to nie­na­tu­ral­nie. Żona do męża prę­dzej by po­wie­dzia­ła po pro­stu “Widzę, że coś cię gnębi.” albo nawet “Coś cię gnębi.”. Nie musi mu po­wta­rzać, ile lat się znają, a słowa typu “do­sko­na­le” to sło­wa-za­py­cha­cze (mniej słów za­py­cha­czy = wię­cej zna­ków na treść!). Te uwagi od­no­szą się do więk­szo­ści dia­lo­gów w opku. Nawet zwy­kłe skró­ce­nie do­brze by im zro­bi­ło. Ale to tak na przy­szłość ;)

Ale tak to czy­ta­ło się na­praw­dę okej, była to sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca lek­tu­ra, po­chło­ną­łem opko z przy­jem­no­ścią. Po­le­cę do bi­blio­te­ki :)

Pan­Do­min­go, dzię­ki za od­wie­dzi­ny.

 

Nie grały mi dia­lo­gi.

No i zwró­ci­łeś uwagę na ten dia­log She­ra­na z żoną, o któ­rym mówił też Outta. Sam nie je­stem w pełni usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny tą sceną, ale już teraz za późno na prze­bu­do­wy, bo opu­bli­ko­wa­ne z ta­giem kon­kur­so­wym. Na­tu­ral­ne dia­lo­gi to też z pew­no­ścią kwe­stia wy­ro­bie­nia, wpra­wy, więc rada na przy­szłość za­pa­mię­ta­na i mogę za­pew­nić, że z każ­dym ko­lej­nym tek­stem bę­dzie le­piej ;)

Ki­tion był ogrom­nym pań­stwem-mia­stem

 

 

mia­stem dry­fu­ją­cym swo­bod­nie w prze­strze­ni ko­smicz­nej

Aż się skoj­rzył "Ró­ża­niec" Ko­si­ka. A także jedno z opo­wia­dań z ma­jo­we­go nu­me­ru NF :-)

 

Mło­dziut­ka Ta­tia­na przy­by­ła do Ki­tio­nu rok temu

Aka­pit wcze­śniej my­ślał, że dziew­czy­na Asha, a tu już wie, że od roku ro­mans z pre­zy­den­tem.

 

Tak się tez za­sta­na­wiam, skoro "zły" był tak pręd­ki do eg­ze­ku­cji wszyst­kich, czemu sły­sząc, ze ktoś się przy­znał przed ko­le­ga­mi, a ko­le­dzy za­ta­ili, to czemu im był skłon­ny da­ro­wać? Bo co było jego pla­nem (po­ka­za­nym na końcu) to jedno, a jaką rolę gra na ze­wnątrz, to osob­na spra­wa.

 

Po­ma­luj­cie mu twarz farbą, czy coś

Skoro mógł zmie­nić "odzież", to i farbę mógł pew­nie za­kryć. Ach, a tak w ogóle, to ko­ja­rzy się ko­miks o Bur­to­nie i Cybie, któ­rzy spo­tka­li nie­wi­dzial­ne­go czło­wie­ka ;)

Po pierw­szym kop­nia­ku w jaja

Po zmia­nie kształ­tu w ko­bie­cy?

 

Do­pie­ro jak ich zwi­nę­li­śmy za­czę­ła się bajka ze Stron­giem bliź­nia­kiem

Jeśli wcze­śniej ich prze­świe­tla­li, to mamy tu sprzecz­ność. Bo albo przy­go­to­wał uwia­ry­god­nie­nie wcze­śniej, albo za­czął wer­sję do­pie­ro po za­trzy­ma­niu. Bo znowu – in­for­ma­cja wy­ja­śnio­na na końcu, ale to nie były in­for­ma­cje do uszu She­ra­na, nawet jeśli Tara by­ła­by wta­jem­ni­czo­na.

a Pa­trick Strong zo­stał wpro­wa­dzo­ny na plac

Z per­spek­ty­wy She­ra­na po­win­no to wy­glą­dać tak, jakby za­ta­jo­no zła­pa­nie zmien­no­kształt­ne­go. Bo pa­trząc na spo­sób za­cho­wa­nia Go­od­guya wpro­wa­dze­niu obu Stron­gów by pa­so­wa­ło, ale po­mi­nię­cie "tego od­po­wie­dzial­ne­go". Czyli po­wi­nien przy­naj­mniej od­no­to­wać fakt, że moze już dru­gie­go usu­nię­to albo coś.

Teraz, już jako szary, nie­wie­le zna­czą­cy oby­wa­tel, stał na lą­do­wi­sku

Mimo wszyst­ko dziw­ne, ze tak łatwo mógł wy­je­chać.

 

Dobra, tyle cze­pial­stwa. Czyta się do­brze. Hi­sto­ria też jest dobra, w sen­sie jej po­my­słu i wstęp­ne­go planu. Gdzieś na szcze­gó­łach się nie po­skle­ja­ło, ale za to faj­nie wpada w kon­wen­cję “lek­kie­go kry­mi­na­łu”. Czyli tak – masz po­my­sły, po­tra­fisz z tych po­my­słów roz­pi­sać plan. I szcze­rze mó­wiąc szko­da, ze nie pod­rą­ży­łeś tu tro­chę w stro­nę mrocz­niej­szych za­ka­mar­ków myśli róż­nych po­sta­ci, bo da­ło­by się z tego zro­bić np. thril­ler, su­row­ce są ku temu zgro­ma­dzo­ne wszyst­kie :)

 

Prze­czy­ta­łem

Witaj, wilku.

Do­brze, że rdzeń hi­sto­rii wy­padł po­zy­tyw­nie. Nad szcze­gó­ła­mi bę­dzie trze­ba po­pra­co­wać na przy­szłość. Poza tym, że ma być sf (które też wy­szło soft), to nie sku­pia­łem się na wpa­so­wa­niu w kon­kret­ny ga­tu­nek i osta­tecz­nie hi­sto­ria czer­pie z kilku, jed­nak cięż­ko ją imho jed­no­znacz­nie wpa­so­wać. Do thril­le­ra tro­chę za­bra­kło, ale chyba nie czuję się jesz­cze wy­star­cza­ją­co kom­pe­tent­ny do na­pi­sa­nia po­rząd­ne­go ;)

 

Koala, faj­nie, że wpa­dłeś.

deviantart.com/sil-vah

Hail Di­scor­dia

Witam ju­ro­rów!

-u,

 

czy­ta­ło mi się świet­nie, płyn­nie.

Opo­wia­da­nie bar­dzo cie­ka­we, fajne zwro­ty akcji, sporo się dzie­je.

Gra­tu­lu­ję po­my­słu i wy­ko­na­nia.

 

 

Po­zdra­wiam -Gochsmiley

 

 

"bądź do­brej myśli, bo po co być złej" Lem

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i po­zy­tyw­ną opi­nię, Goch!

To jest opi­nia, którą na­pi­sa­łem przed wrzu­ce­niem ob­raz­ka po­twier­dza­ją­ce­go prze­czy­ta­nie. Nie śle­dzi­łem tego, czy w tek­ście za­cho­dzi­ły póź­niej ja­kieś zmia­ny. Nie czy­ta­łem ko­men­ta­rzy in­nych użyt­kow­ni­ków przed spi­sa­niem wła­snych uwag.

[wy­edy­to­wa­ne]

Dzię­ku­ję pięk­nie za udział w kon­kur­sie, życzę mi­łe­go dnia ;)

Witam po­now­nie, mor­te­ciu­sie!

Od­po­wia­dam po dłu­gim cza­sie, ale Twoje uwagi są dla mnie nie mniej ważne. Cie­szę się, że mimo nie­do­stat­ków Ci się po­do­ba­ło, a wszel­kie wy­tknię­te uchy­bie­nia biorę pod uwagę i po­sta­ram się po­pra­wić w tych aspek­tach w ko­lej­nych tek­stach.

Nic więk­sze­go nie za­zgrzy­ta­ło mi pod­czas lek­tu­ry, może tu i tam wy­ła­pa­łam parę pro­ble­mów z prze­cin­ka­mi. Na­pi­sa­ne nie­źle – czy­ta­ło się szyb­ko i przy­jem­nie oraz ze spo­rym za­in­te­re­so­wa­niem. In­try­gu­ją­cy po­czą­tek do­brze zła­pał moją uwagę; udało Ci się mnie wcią­gnąć, a póź­niej za­in­te­re­so­wać po­sta­cia­mi. Choć w moim od­czu­ciu styl mógł­by być lep­szy – duża część zdań opie­ra się na pro­stej kon­struk­cji „X było Y”. Mo­men­ta­mi tekst cier­pi przez to na lekką by­ło­zę.

Moc­nym punk­tem tek­stu jest głów­ny bo­ha­ter, któ­re­mu chce się ki­bi­co­wać. Jest on – krót­ko mó­wiąc – do­brym czło­wie­kiem, który w ra­mach funk­cjo­nu­ją­ce­go sys­te­mu robi swoje, sta­ra­jąc się spra­wiać jak naj­mniej zła. Kon­tra­sto­wo wy­pa­da zły do szpi­ku kości pre­zy­dent, bez­względ­ny i po­zba­wio­ny skru­pu­łów. Po­zo­sta­łe po­sta­ci są za­ry­so­wa­ne, acz za­pa­mię­ty­wal­ne i od­róż­nial­ne, zwłasz­cza asy­stent­ka She­ra­na. Na tym polu nie mam za­rzu­tu, a kre­acją złola je­stem usa­tys­fak­cjo­no­wa­na.

Sama in­try­ga wy­da­ła mi się nieco za­gma­twa­na, czy może ra­czej – nie do końca do­sto­so­wa­na do dłu­go­ści tek­stu. Siłą rze­czy wiele zda­rzeń mu­sia­ło po­to­czyć się bły­ska­wicz­nie; zaraz po skró­to­wych prze­słu­cha­niach (pod­czas któ­rych od razu rzuca się w oczy, kto jest po­dej­rza­ny) po­zna­je­my głów­nych in­try­gan­tów, a potem na­stę­pu­je eg­ze­ku­cja i wy­ja­śnie­nie spra­wy. Za­bra­kło pola dla sa­mo­dziel­nych wnio­sków i uwa­żam, że w tym przy­pad­ku limit po­krzyw­dził tekst. Na do­da­tek koń­ców­ka, w któ­rej zmien­no­kształt­ny tłu­ma­czy czy­tel­ni­ko­wi całą in­try­gę, mocno cią­gnie ca­łość w dół. Stra­ci­łam wra­że­nie płyn­no­ści, po pro­stu czuć, że limit już gonił, przez co za­koń­cze­nie wy­glą­da tak, jak­byś chciał mieć, au­to­rze, pew­ność, że wszy­scy wszyst­ko zro­zu­mie­li.

Przy­padł mi do gustu świat przy­szło­ści z pań­stwem-mia­stem dry­fu­ją­cym w prze­strze­ni ko­smicz­nej. Zmien­no­kształt­ni są tu miłym do­dat­kiem. Tro­chę sła­biej wy­pa­da­ły dia­lo­gi, zwłasz­cza te z żoną – to­wa­rzy­szy­ło mi w trak­cie sceny ich roz­mo­wy po­czu­cie pew­nej sztam­po­wo­ści.

Pod­su­mo­wu­jąc, mia­łam dobre od­czu­cia po lek­tu­rze, z kil­ko­ma za­rzu­ta­mi. Przede wszyst­kim myślę, że był tu po­ten­cjał na coś wię­cej, co po pro­stu nie­zbyt do­brze tra­fi­ło w limit.

deviantart.com/sil-vah

Przy­jem­nie się czy­ta­ło :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka