- Opowiadanie: Brat Sadza - Pociągi Są Magiczne

Pociągi Są Magiczne

Pierw­sza rzecz, którą tu w ogóle wrzu­cam. Nie mam bla­de­go po­ję­cia co z tego bę­dzie. Był czas, że wie­rzy­łem, że coś tam być może i chyba po­trze­bu­ję od­zy­skać tę wiarę albo rzu­cić to w cho­le­rę raz na za­wsze. Ten czas był mniej wię­cej rok temu, kiedy za jazdę na ro­we­rze można było obe­rwać parę ty­się­cy zło­tych man­da­tu. Wła­śnie wtedy po­wsta­ło to, co jest niżej. Dałem do ka­te­go­rii hor­ror, ale ra­czej ni­ko­go z kapci to nie wy­wa­li. Paz­dro.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pociągi Są Magiczne

Kry­zys twór­czy do­padł mnie tak bar­dzo, że zde­cy­do­wa­łem się na zmia­nę miej­sca.

Ko­niecz­ne było za­miesz­ka­nie w ja­kiejś ład­nej oko­li­cy, w ład­nym pen­sjo­na­cie kon­kret­nie. Nie­ste­ty, z uwagi na sy­tu­ację wi­ru­so­wą wią­za­ło się to z da­niem wła­ści­cie­lo­wi po­tęż­nej ła­pów­ki rów­nej man­da­to­wi, który ten mógł otrzy­mać, gdyby nie­bie­scy pa­no­wie do­wie­dzie­li się, że kręci sobie biz­nes na lewo. Staw­ki tych cho­ler­nych man­da­tów wzię­ły się chyba z ob­ce­go ukła­du pla­ne­tar­ne­go, więc mu­sia­łem wy­ło­żyć sporo pie­nię­dzy, ale prze­tłu­ma­czy­łem sobie, że jest to in­we­sty­cja, a mó­wiąc ści­ślej, byłem okrut­nie zde­spe­ro­wa­ny. Ta­kiej pust­ki w gło­wie nie mia­łem jesz­cze chyba nigdy. Wy­obraź­nia, na któ­rej mia­łem szczę­ście za­ra­biać, naj­wy­raź­niej po­sta­no­wi­ła sobie zro­bić ko­ro­na-fe­rie.

Byłem wtedy je­dy­nym go­ściem. Pierw­szy raz zna­la­złem się w sy­tu­acji, w któ­rej lokal tego ro­dza­ju miał wię­cej pra­cow­ni­ków niż klien­tów. Myśl, że ten ośro­dek może upaść w wy­ni­ku pan­de­mii na­peł­nia­ła mnie smut­kiem. Oko­li­ca była cał­kiem ładna, dużo zie­lo­ne­go, po­kry­wa­ją­ce­go nie­wiel­kie wznie­sie­nia, lasy pełne ja­kichś wy­myśl­nych stwo­rzeń, w oko­li­cy pły­nął sobie stru­myk, który na­pę­dzał drew­nia­ny, po­ro­śnię­ty glo­na­mi, młyn. Żad­ne­go śmier­dzą­ce­go as­fal­tu. La­tar­nie gasły po dwu­dzie­stej dru­giej, bo nikt tu nie jeź­dził po nocy.

Nie li­cząc pod­sta­wo­wych czyn­no­ści po­ran­nych, każdy dzień za­czy­na­łem sie­dze­niem przy sto­li­ku w re­cep­cji, na któ­rym stał dum­nie mój biały lap­top. Jego kla­wi­sze czę­sto wi­ta­ły się z moimi pal­ca­mi po to tylko, bym kilka chwil póź­niej wy­rzu­cał do śmie­ci ich cięż­ką pracę. Brak weny był strasz­ny, na­peł­niał mnie lę­kiem, zde­ner­wo­wa­niem, agre­sją.

Czemu pi­sa­łem w re­cep­cji? Wła­ści­ciel pen­sjo­na­tu bał się, że jeśli nie będę za­do­wo­lo­ny z po­by­tu, albo, co gor­sza, za­ra­żę się wi­ru­sem, to po­sta­no­wię na niego uprzej­mie do­nieść, więc dwa razy dzien­nie or­ga­ni­zo­wał tak zwaną de­zyn­fek­cję po­miesz­czeń użyt­ko­wych. Po­le­ga­ło to na tym, że dwa razy dzien­nie sprzą­ta­no w moim po­ko­ju, który w wy­ni­ku tego strasz­li­wie śmier­dział spi­ry­tu­sem (nie ukry­wam, wo­dząc mnie na po­ku­sze­nie, któ­re­mu tylko cudem nie ule­głem). Ob­słu­ga zda­wa­ła się cze­kać z nie­cier­pli­wo­ścią na tę de­zyn­fek­cję naj­pew­niej dla­te­go, że tylko wtedy miała co­kol­wiek do ro­bo­ty. Bar­dziej mę­czą­ce od pra­co­wa­nia jest tylko mar­no­wa­nie czasu. Czu­łem jak je­dy­ny uczeń, który ostat­nie­go dnia szko­ły śmiał przyjść do pla­ców­ki, zmu­sza­jąc wszyst­kich na­uczy­cie­li do po­zo­sta­nia w bu­dyn­ku.

No więc sie­dzia­łem znowu w tej re­cep­cji. Re­cep­cjo­nist­ka wzdy­cha­ła co jakiś czas, chyba z nudów. Mia­łem przy­kre wra­że­nie, że robi to coraz gło­śniej, ale pró­bo­wa­łem sobie prze­tłu­ma­czyć, że tak tylko mi się wy­da­je, że mój wła­sny mózg chce mnie ode­rwać od pracy, że znowu przez to nie będę miał pie­nię­dzy, a teraz jest kry­zys a w ogóle mo­głeś sobie da­ro­wać tę cho­ler­ną ła­pów­kę… Znowu wes­tchnę­ła. Nor­mal­nie po­czu­łem jak włosy wy­pa­da­ją mi ze zde­ner­wo­wa­nia. Spoj­rza­łem na nią. Cie­ka­we włosy, ewi­dent­nie far­bo­wa­ne, bo zwy­kły czło­wiek ra­czej nie ma fry­zu­ry mie­nią­cej się fio­le­tem. Ale sub­tel­nym fio­le­tem, nie takim krzy­czą­cym, że wła­ści­ciel­ka a wście­kli­znę. Włosy do ra­mion, miła, okrą­gła twarz. No i tak stała i wzdy­cha­ła. Gdy na nią spoj­rza­łem ucie­kła wzro­kiem, jak każda osoba, która pod­czas ob­ser­wo­wa­nia kogoś na­po­ty­ka jego wzrok. Ja się na­uczy­łem nie ucie­kać w ta­kich chwi­lach tylko dla­te­go, że lubię wpra­wiać ludzi w za­kło­po­ta­nie. To dzia­ła. To zna­czy nie na wszyst­kich, cy­gań­skie dzie­ci w tram­wa­jach są na to od­por­ne.

Zer­ka­ła nie­śmia­ło. Jakby miała pięć lat, jakby coś zbro­iła, jakby wie­dzia­ła, że mama bę­dzie zła, ale wciąż uwa­ża­ła, że to za­baw­ne. Z ja­kie­goś po­wo­du po­my­śla­łem, że chce po­roz­ma­wiać. Ja chyba też chcia­łem. Pierw­szy raz w życiu mia­łem na­praw­dę dosyć pi­sa­nia.

Chwi­lę póź­niej sie­dzia­ła już ze mną. Wciąż za­wsty­dzo­na, dło­nie po­ło­ży­ła na złą­czo­nych grzecz­nie i po­praw­nie ko­la­nach i wciąż uni­ka­ła mojej twa­rzy.

– O czym pan pisze? – za­py­ta­ła.

Głos miała zu­peł­nie zwy­czaj­ny. Nie jakiś prze­sad­nie dzie­cin­ny, ale też nie pod­cho­dzą­cy pod męski.

– O mi­ło­ści – od­po­wie­dzia­łem.

– Ojej, znowu aku­rat o niej…

Unio­słem brwi.

– A co złego jest w mi­ło­ści? – po­wie­dzia­łem. – Na przy­kład to, że nie mam po­my­słu, co o niej na­pi­sać – po­my­śla­łem.

– To już le­piej o po­cią­gach na przy­kład – wy­da­wa­ło się, że zi­gno­ro­wa­ła moje py­ta­nie. – O mi­ło­ści to już wszyst­ko chyba jest na­pi­sa­ne. Co in­ne­go po­cią­gi, o po­cią­gach piszą nie­mal wy­łącz­nie ko­le­ja­rze. Ko­le­ja­rze są dziw­ni. Zwy­kle mają takie dziw­ne, sza­lo­ne oczy, włosy, które nigdy nie wi­dzia­ły grze­bie­nia, brody, które wy­glą­da­ją jakby ktoś wy­rwał kilka kępek tych wło­sów i po­przy­kle­jał je w lo­so­wych miej­scach na twa­rzy. Dla­cze­go nie na­pi­sać cze­goś o ko­le­ja­rzach? Po­cią­gi są ma­gicz­ne. To ide­al­ny… ojej, prze­pra­szam, nie po­win­nam panu mówić, o czym ma pan… – za­wsty­dzi­ła się i za­czę­ła pa­trzeć w pod­ło­gę.

Szko­da, za­uwa­ży­łem, że ma bar­dzo ładne oczy. Po­cią­gi. Czemu nie?

– Lubi pani po­cią­gi? – spró­bo­wa­łem po­cią­gnąć dalej roz­mo­wę.

– Do­brze mi się ko­ja­rzą – od­po­wie­dzia­ła, ale nie od razu. – To zna­czy nie wiem czy do­brze…

– Jak to pani nie wie?

Prze­rwa mię­dzy py­ta­niem, a od­po­wie­dzią była dłuż­sza niż ostat­nio.

– To może ja panu opo­wiem hi­sto­rię. Może się pan za­in­spi­ru­je. Wła­ści­wie, jakby nie pa­trzeć, jest to chyba bar­dziej hi­sto­ria o tej całej mi­ło­ści niż o po­cią­gach i chyba tylko to mi się w niej nie po­do­ba.

– Słu­cham zatem.

– No więc…

* * *

oka­za­ło się wtedy, że kupno bi­le­tu z le­we­go źró­dła wcale nie było taką wspa­nia­łą in­we­sty­cją, jak na po­cząt­ku my­śla­łam. Nie wpu­ści­li mnie do po­cią­gu, jak tylko zo­ba­czy­li ten lipny pa­pie­rek. Oczy­wi­ście zro­bi­li to w swoim stylu, rzu­ci­li kilka dziw­nych nazw, a potem za­śmia­li się w ty­po­wy, ko­le­jar­ski spo­sób.

A ja zo­sta­łam sama. Na dwor­cu, na pe­ro­nie, na wa­liz­ce. To był ostat­ni po­ciąg gdzie­kol­wiek, więc mia­łam w per­spek­ty­wie noc pod ce­gla­nym, dwor­co­wym bu­dyn­kiem. Ład­nym bu­dyn­kiem, nie po­wiem, ale nie­smak jed­nak po­zo­sta­wał.

Dzia­ło się to w cza­sach, kiedy nie­któ­rzy już dawno za­po­mnie­li jak wy­glą­da śnieg i mróz. Aku­rat ten dzień mu­siał być tym, w któ­rym matka na­tu­ra po­sta­no­wi­ła nam przy­po­mnieć czym jest biel. Nie mogła za­cze­kać na przy­kład jedną noc.

– Prze­pra­szam bar­dzo, nie­dłu­go bę­dzie­my zmu­sze­ni panią po­pro­sić o opusz­cze­nie dwor­ca. Jest już późno.

Po­ja­wił się oczy­wi­ście zni­kąd, kiedy byłam za­ję­ta ga­pie­niem się w do­brze prze­mo­czo­ny od śnie­gu je­dy­ny świ­stek pa­pie­ru, jaki mia­łam przy sobie, czyli ten lewy bilet. Pa­mię­tam go do­sko­na­le, miał bar­dzo miłą twarz, prze­czą­cą zu­peł­nie temu, że pra­co­wał w kolei. Naj­wy­raź­niej był tam tylko przez chwi­lę.

– A czy będę mu­sia­ła za­sto­so­wać się do tej proś­by?

Po­wie­dział, że nie, ale za­su­ge­ro­wał też, że wy­bra­łam sobie co naj­mniej śred­nią porę na noc­leg w tym miej­scu. Potem, jak gdyby nigdy nic za­pro­sił mnie do sie­bie.

Miesz­kał bar­dzo bli­sko, w ko­lej­nym ce­gla­nym bu­dyn­ku, w małym, jed­no­po­ko­jo­wym miesz­ka­niu, w któ­rym kuch­nia i salon to było to samo. Było tam bar­dzo ciem­no, ży­ran­do­lem była ża­rów­ka na kablu, a je­dy­ne okno było węż­sze od czło­wie­ka. Po­wie­dział, że miesz­ka tu tylko na chwi­lę, że ma coś do za­ła­twie­nia.

Dał mi cie­płej her­ba­ty. Z prą­dem. Wy­pi­łam. On też wypił. Z ja­kie­goś po­wo­du po­my­śla­łam, że jest fa­scy­nu­ją­cy, że ma to mi­tycz­ne coś, o któ­rym mówi każda ko­bie­ta. In­te­li­gent­ne i dobre oczy – mówią, że oczy to zwier­cia­dło duszy – skry­wa­ją­ce jakby jakąś dziw­ną hi­sto­rię, którą, jak się oka­za­ło, mia­łam nie­ba­wem usły­szeć.

– Przy­je­cha­łem tu po­cią­giem z dziew­czy­ną. Bar­dzo po­dob­ną do pani, zresz­tą – po­wie­dział, po czym prze­szli­śmy szyb­ko na ty. ­– Sły­sze­li­śmy, że to ładne, małe i skrom­ne mia­stecz­ko. Ide­al­ne żeby od­po­cząć od miej­skie­go zgieł­ku, a jed­no­cze­śnie by nie zgłę­biać się za­nad­to w wiej­skie od­osob­nie­nie. Oby­dwu tych rze­czy mie­li­śmy dosyć, więc wsie­dli­śmy w po­ciąg i przy­je­cha­li­śmy. Chcia­łem się jej tutaj oświad­czyć. Tak, do­słow­nie tutaj. Na dwor­cu. Może wy­da­je się, że to kiep­skie miej­sce na tego ro­dza­ju prak­ty­ki, ale po­my­śla­łem, że po­cią­gi są ma­gicz­ne, bo prze­cież są, każdy to przy­zna. Umó­wi­łem się z nią mniej wię­cej tam, gdzie po­zna­łem cie­bie. Chcia­łem być tam ja­kieś dzie­sięć minut przed nią żeby w jakiś spo­sób się przy­go­to­wać, wpro­wa­dzić się w na­strój, oswo­ić się z ner­wa­mi. Nie udało mi się być wcze­śniej, bo to ona przy­je­cha­ła wcze­śniej. To było zu­peł­nie nie w jej stylu, zwy­kle się spóź­nia­ła. Stała przy sa­mych to­rach, jakby wy­cze­ki­wa­ła spóź­nio­ne­go po­cią­gu. Na­tu­ral­nie po­sta­no­wi­łem po­dejść do niej, za­sko­czyć, za­py­tać żar­to­bli­wie czego szuka. Nie zdą­ży­łem. Zu­peł­nie jakby była świa­do­ma mojej obec­no­ści od­wró­ci­ła się do mnie. Nie wiem czemu wpra­wi­ło mnie to w strasz­ny szok, na tyle duży, że za­trzy­ma­łem się – prze­rwał na chwi­lę. – Gdy­bym się nie za­trzy­mał to… Eh… Chwi­lę póź­niej usły­sza­łem ko­mu­ni­kat, ze nad­jeż­dża po­ciąg. Spoj­rza­ła w stro­nę, z któ­rej miał przy­być. Wtedy… Już wie­dzia­łem, co się sta­nie. Nie wie­dzia­łem tylko dla­cze­go. Za­czą­łem biec. Wy­cią­gną­łem rękę żeby ją chwy­cić… Nie zdą­ży­łem. Rzu­ci­ła się pod koła.

Nie wie­dzia­łam, co mam na to po­wie­dzieć. On dodał jesz­cze, że od tam­tej pory ta scena śni mu się co noc, zu­peł­nie jakby jego nie­do­szła na­rze­czo­na chcia­ła żeby coś dla niej zro­bił. Po­wie­dział, że to z tego po­wo­du tutaj za­miesz­kał, chciał zna­leźć od­po­wiedź u źró­dła. Potem po­wie­dział, że musi na­pa­lić w piecu i wy­szedł. Prze­no­co­wa­łam u niego. Gdy się obu­dzi­łam ni­g­dzie go nie było. Cze­ka­łam przez pra­wie pół dnia. Nie po­ja­wił się.

Po­szłam, jak gdyby nigdy nic na dwo­rzec. Mu­sia­łam jakoś do­je­chać do domu. Na ekra­nie z roz­kła­dem le­ciał pasek z in­for­ma­cja­mi. Głu­pio li­czy­łam, że może coś o nim tam na­pi­szą, mózg pod­su­wał naj­gor­sze myśli. Mar­twi­łam się o niego, li­czy­łam, że tej nocy w moim życiu roz­pocz­nie się jakaś pięk­na hi­sto­ria. Zna­la­złam tylko in­for­ma­cję, że tej nocy ude­rzył zu­peł­nie nie­ocze­ki­wa­ny mróz, że na uli­cach za­mar­z­ła re­kor­do­wa licz­ba ludzi i to nie tylko bez­dom­nych. Kto by się spo­dzie­wał dwu­dzie­sto­stop­nio­we­go mrozu w środ­ku marca?

* * *

– Śni mi się od tam­tej pory co noc. W tych snach za­wsze wpada pod po­ciąg. Budzę się wtedy zlana potem. Wciąż mam na­dzie­ję, wciąż za nim tę­sk­nię. Po jed­nej nocy, któ­rej nawet nie spę­dzi­li­śmy razem.

Za­sko­czy­ła mnie. Przy­po­mnia­ło mi się jak kie­dyś opo­wia­da­li­śmy sobie z chło­pa­ka­mi o du­chach przy ogni­sku. Wszyst­kie opo­wiast­ki, choć prze­ra­ża­ją­ce, były oczy­wi­ście wy­ssa­ne z palca. Ta nie. To było praw­dzi­we. Wie­dzia­łem to. Za­pra­gną­łem ją po­cie­szyć, przy­tu­lić, nawet może wię­cej, dłu­żej… Za­pra­gną­łem spę­dzić z nią całe życie. Tak po pro­stu. Ależ to było dziw­ne. Po­czu­łem się jakby ktoś wy­cią­gnął mnie z wody na uła­mek se­kun­dy przed uto­pie­niem się.

Po­wie­dzia­ła, że musi się zająć czymś tam i po pro­stu po­szła. Nie wi­dzia­łem jej do końca mo­je­go po­by­tu w pen­sjo­na­cie. Kiedy ostat­nie­go dnia przy wyj­ściu roz­ma­wia­łem z wła­ści­cie­lem za­py­ta­łem o nią, o re­cep­cjo­nist­kę. Opi­sa­łem ją do­kład­nie, nie­ste­ty nie byłem na tyle przy­tom­ny, by za­py­tać ją o imię. Wła­ści­ciel bladł coraz bar­dziej sły­sząc coraz wię­cej szcze­gó­łów. Z ja­kie­goś po­wo­du uznał, że to na pewno jakaś dziw­na pod­pu­cha i do­nio­sę na niego do sa­ne­pi­du, a jego biz­nes osta­tecz­nie upad­nie. Żeby mnie udo­bru­chać oddał mi wszyst­kie pie­nią­dze z ła­pów­ki. I tak bym na niego nie do­niósł, ale w cza­sach kry­zy­su przy­ję­cia pie­nię­dzy się nie od­ma­wia. Mimo to nie byłem za­do­wo­lo­ny. Wy­ro­sło we mnie prze­ko­na­nie, że nigdy nie będę w sta­nie zwią­zać się z inną ko­bie­tą niż fio­le­to­wo-wło­sa re­cep­cjo­nist­ka.

Śniła mi się co noc, aż do dnia wy­jaz­du. W każ­dym z tych snów opo­wia­da­ła mi o po­cią­gach, a potem gi­nę­ła pod ko­ła­mi jed­ne­go z nich. Bu­dzi­łem się zlany potem.

– Czy w oko­li­cy jest jakaś sta­cja ko­le­jo­wa? – spy­ta­łem wła­ści­cie­la pen­sjo­na­tu.

– Kie­dyś była. W cza­sie wojny zrów­na­no ją z zie­mią.

Wpa­dła pod po­ciąg. Każ­dej nocy wpada pod po­ciąg. Aż do tej pory. Od mo­je­go po­by­tu w pen­sjo­na­cie w cza­sach pan­de­mii mi­nę­ło już osiem lat, dwie­ście trzy­dzie­ści trzy dni i tyle samo nocy. Re­cep­cjo­nist­ka każ­dej nocy wpada pod po­ciąg…

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Nie znam się zbyt­nio na hor­ro­rach, więc zbyt wiele nie na­pi­szę. Czy było strasz­nie, nie wiem. Było lekko nie­po­ko­ją­co i obawa nie­raz wi­sia­ła mię­dzy sło­wa­mi, mo­men­ta­mi za­sta­na­wia­łem się, jak to się wszyst­ko po­łą­czy, ale w za­koń­cze­niu wszyst­ko się splo­tło two­rząc zgrab­ną ca­łość. Zde­cy­do­wa­nym wro­giem grozy jest tu kilka ele­men­tów hu­mo­ry­stycz­nych. Wszyst­ko jest lo­gicz­ne i zro­zu­mia­łe, bo­ha­te­ro­wie za­ry­so­wa­ni wy­star­cza­ją­co, scena rów­nież, jak na tak krót­ka hi­sto­rię.

Nie do końca ro­zu­miem, o czym to jest i co chcia­łaś tym tek­stem po­ka­zać, ale tu by się ktoś bar­dziej ogar­nia­ją­cy grozę przy­dał. Na­pi­sa­ne przy­zwo­icie, tylko to mi się rzu­ci­ło:

 

miał bar­dzo miłą twarz, prze­czą­cą zu­peł­nie temu, że pra­co­wał w kolei. → miał bar­dzo miłą twarz, prze­czą­cą zu­peł­nie temu, że pra­co­wał na (albo dla) kolei.

 

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Hej, Bra­cie!

 

Na po­czą­tek tro­chę ła­pan­ki:

Czu­łem (+się) jak je­dy­ny uczeń

Gdy na nią spoj­rza­łem ucie­kła wzro­kiem, jak każda osoba, która pod­czas ob­ser­wo­wa­nia kogoś na­po­ty­ka jego wzrok.

Po­wtór­ka.

Było tam bar­dzo ciem­no, ży­ran­do­lem była ża­rów­ka na kablu, a je­dy­ne okno było węż­sze od czło­wie­ka.

By­li­ca po­spo­li­ta ;) nie­lu­bia­na, nawet jeśli jest wy­po­wie­dzią jed­ne­go z bo­ha­te­rów.

 

Kurka, chwi­lę wcze­śniej przy­go­to­wa­łem ko­men­tarz z kil­ko­ma jesz­cze błę­da­mi, ale mi się nie dodał i znik­nął :(

 

A tu kilka słów ode mnie:

chyba po­trze­bu­ję od­zy­skać tę wiarę albo rzu­cić to w cho­le­rę

Pi­sa­nie tak nie dzia­ła, że na­pi­szesz pierw­szy tekst i od razu Zaj­del albo śmiet­nik. Jak się za to bie­rzesz, to szy­kuj się na cięż­ką pracę ;) tro­chę jej na pewno przed Tobą.

“Po­cią­gi…” są nieco nie­do­pra­co­wa­ne, mam wra­że­nie, że chcia­łeś za­brzmieć jak­byś snuł opo­wieść ko­le­dze przy piwie, ale to nie do końca dzia­ła w li­te­ra­tu­rze (albo ina­czej: trze­ba to zro­bić na­praw­dę do­brze).

Dia­lo­gi są jesz­cze dla mnie nieco sztucz­ne, ale sam mam z tym pro­blem, więc nie dam żad­nej zło­tej rady.

Co in­ne­go po­cią­gi, o po­cią­gach piszą nie­mal wy­łącz­nie ko­le­ja­rze. Ko­le­ja­rze są dziw­ni. Zwy­kle mają takie dziw­ne, sza­lo­ne oczy, włosy, które nigdy nie wi­dzia­ły grze­bie­nia, brody, które wy­glą­da­ją jakby ktoś wy­rwał kilka kępek tych wło­sów i po­przy­kle­jał je w lo­so­wych miej­scach na twa­rzy. Dla­cze­go nie na­pi­sać cze­goś o ko­le­ja­rzach? Po­cią­gi są ma­gicz­ne.

Ten frag­ment jest świet­ny! Wpro­wa­dzi­łeś fajny kli­mat, ale chyba nie do końca go potem wy­ko­rzy­sta­łeś. A szko­da :)

Na hor­ro­rach, po­dob­nie jak Krar, nie do końca się znam, więc tutaj już nie po­wiem nic wię­cej, ale na końcu wszyst­ko się ze sobą łączy.

Także nie rzu­caj tego w cho­le­rę, tylko bierz się do pracy i pisz. Do­kształ­caj się, szu­kaj o tym in­for­ma­cji i każdy ko­lej­ny tekst na pewno bę­dzie lep­szy!

 

Po­zdra­wiam!

 

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Witaj.

Opo­wia­da­nie dość długo nie bar­dzo pa­so­wa­ło mi do hor­ro­ru, ra­czej do dra­ma­tu, nawet psy­cho­lo­gicz­ne­go. Po­zna­jąc jed­nak całą treść, zmie­ni­łam zda­nie, bo wy­obra­zi­łam sobie prze­nie­sie­nie Two­je­go tek­stu na ekran. Po do­pra­co­wa­niu wielu szcze­gó­łów można z tego stwo­rzyć super hor­ror, bo po­mysł jest świet­ny. Tro­chę przy­po­mi­nał mi w nie­któ­rych miej­scach “Ring”, tro­chę “(Pokój) 1408”, cza­sem nawet “Lśnie­nie” czy “Se­kret­ne okno”.

 

Z tech­nicz­nych jest sporo spraw do po­pra­wy, ale widzę, że Kro­kus Ci je już wska­zał. 

 

Twórz, dzia­łaj, bo masz styl i do­sko­na­łe po­my­sły! Po­wo­dze­nia! 

Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Cześć, Bra­cie!

Nie na­zwał­bym Two­je­go opo­wia­da­nia hor­ro­rem. Ow­szem, było lekko nie­po­ko­ją­ce, ale at­mos­fe­rę grozy sku­tecz­nie ze­psuł fakt, iż wszyst­kie wy­da­rze­nia na­stą­pi­ły w opo­wie­ści re­cep­cjo­nist­ki, która z kolei mó­wi­ła o innej opo­wie­ści.

Dobry hor­ror po­wi­nien być opar­ty na nie­do­po­wie­dze­niu, które było u Cie­bie, ale za­wę­dro­wa­łeś w nim tro­chę za da­le­ko. Nie zdo­ła­łem od­szu­kać w tek­ście od­po­wie­dzi na py­ta­nie, dla­cze­go każda z tych osób nagle prze­sta­je wy­obra­żać sobie życie bez tej przy­pad­ko­wo spo­tka­nej dru­giej osoby, która na­stęp­nie znika. Nie wiem, dla­cze­go re­cep­cjo­nist­ka w snach bo­ha­te­ra wpa­da­ła pod po­ciąg – czy była du­chem tej dziew­czy­ny, która po­peł­ni­ła sa­mo­bój­stwo? Prze­stra­szo­ny wła­ści­ciel pen­sjo­na­tu tro­chę to za­su­ge­ro­wał :P Tak czy siak, chyba nie wszyst­ko zro­zu­mia­łem, ale może to moja wina.

Zwróć rów­nież uwagę w ko­lej­nych opo­wia­da­niach na po­ten­cjal­ne nie­lo­gicz­no­ści. Dla­cze­go wła­ści­ciel pen­sjo­na­tu utrzy­my­wał cały per­so­nel, skoro nikt do jego przy­byt­ku nie przy­jeż­dżał? :D To tylko po­głę­bia jego pro­ble­my fi­nan­so­we, a za­sy­gna­li­zo­wa­łeś, że ma spore. W na­szych pan­de­micz­nych wa­run­kach pra­co­daw­cy wy­sy­ła­li ludzi na po­sto­jo­we albo po pro­stu re­du­ko­wa­li za­ło­gę. 

Styl masz bar­dzo nie­rów­ny. Faj­nie wy­szły dia­lo­gi i nie­któ­re opisy, w in­nych mo­men­tach mia­łem wra­że­nie, że jest ku­la­wo. Na pewno dobry punkt wyj­ścia na przy­szłość i warto szli­fo­wać warsz­tat. 

A, i nie pisz w przed­mo­wie “Ra­czej ni­ko­go to z kapci nie wy­wa­li” :D Nie rób sobie ta­kiej an­ty­re­kla­my.

 

Garść uwag tech­nicz­nych:

 

Ko­niecz­ne było za­miesz­ka­nie w ja­kiejś ład­nej oko­li­cy, w ład­nym pen­sjo­na­cie kon­kret­nie.

A czemu nie po pro­stu a kon­kret­nie w ład­nym pen­sjo­na­cie?

 

Ta­kiej pust­ki w gło­wie nie mia­łem jesz­cze chyba nigdy. Wy­obraź­nia, na któ­rej mia­łem szczę­ście za­ra­biać, naj­wy­raź­niej po­sta­no­wi­ła sobie zro­bić ko­ro­na-fe­rie.

Po­wtó­rze­nie. Może Ta­kiej pust­ki w gło­wie nie do­świad­czy­łem jesz­cze chyba nigdy. Wy­obraź­nia…

 

Pierw­szy raz zna­la­złem się w sy­tu­acji, w któ­rej lokal tego ro­dza­ju miał wię­cej pra­cow­ni­ków niż klien­tów.

Nie gra mi słowo lokal. Zgod­nie z SJP lokal to miesz­ka­nie, po­miesz­cze­nie użyt­ko­we albo za­kład ga­stro­no­micz­ny lub roz­ryw­ko­wy. Może lep­sze bę­dzie miej­sce?

 

Oko­li­ca była cał­kiem ładna, dużo zie­lo­ne­go, po­kry­wa­ją­ce­go nie­wiel­kie wznie­sie­nia, lasy pełne ja­kichś wy­myśl­nych stwo­rzeń, w oko­li­cy pły­nął sobie stru­myk, który na­pę­dzał drew­nia­ny, po­ro­śnię­ty glo­na­mi, młyn.

Po­wtó­rze­nie. Do­dat­ko­wo uni­kaj uży­wa­nia ta­kich sfor­mu­ło­wań jak ja­kichś, bo stwa­rza­ją wra­że­nie by­le­ja­ko­ści, jakby nie chcia­ło Ci się nic o tych wy­myśl­nych stwo­rze­niach na­pi­sać :D Le­piej wcale zre­zy­gno­wać z tego słowa. 

 

Nie li­cząc pod­sta­wo­wych czyn­no­ści po­ran­nych, każdy dzień za­czy­na­łem sie­dze­niem przy sto­li­ku w re­cep­cji, na któ­rym stał dum­nie mój biały lap­top.

Tutaj nie je­stem pewny, ale czy nie bę­dzie po­praw­niej na re­cep­cji?

 

Wła­ści­ciel pen­sjo­na­tu bał się, że jeśli nie będę za­do­wo­lo­ny z po­by­tu, albo, co gor­sza, za­ra­żę się wi­ru­sem, to po­sta­no­wię na niego uprzej­mie do­nieść, więc dwa razy dzien­nie or­ga­ni­zo­wał tak zwaną de­zyn­fek­cję po­miesz­czeń użyt­ko­wych. Po­le­ga­ło to na tym, że dwa razy dzien­nie sprzą­ta­no w moim po­ko­ju, który w wy­ni­ku tego strasz­li­wie śmier­dział spi­ry­tu­sem

Po­wtó­rze­nie. Nie ma sensu dwa razy pisać, że dwa razy dzien­nie. Już to wiemy :D

 

Czu­łem (+się) jak je­dy­ny uczeń, który ostat­nie­go dnia szko­ły śmiał przyjść do pla­ców­ki, zmu­sza­jąc wszyst­kich na­uczy­cie­li do po­zo­sta­nia w bu­dyn­ku.

 

No więc sie­dzia­łem znowu w tej re­cep­cji. Re­cep­cjo­nist­ka wzdy­cha­ła co jakiś czas, chyba z nudów.

Po­wtó­rze­nie. Może pra­cow­ni­ca za­miast re­cep­cjo­nist­ki? 

 

Nor­mal­nie po­czu­łem(+,) jak włosy wy­pa­da­ją mi ze zde­ner­wo­wa­nia.

Ale sub­tel­nym fio­le­tem, nie takim krzy­czą­cym, że wła­ści­ciel­ka a wście­kli­znę.

Li­te­rów­ka. 

 

Gdy na nią spoj­rza­łem(+,) ucie­kła wzro­kiem, jak każda osoba, która pod­czas ob­ser­wo­wa­nia kogoś na­po­ty­ka jego wzrok.

To zna­czy nie wiem(+,) czy do­brze…

To był ostat­ni po­ciąg gdzie­kol­wiek, więc mia­łam w per­spek­ty­wie noc pod ce­gla­nym, dwor­co­wym bu­dyn­kiem

To tro­chę brzmi, jakby miała spać pod zie­mią, pod fun­da­men­ta­mi xD Może pod ce­gla­ny­mi ścia­na­mi dwor­ca?

 

Dzia­ło się to w cza­sach, kiedy nie­któ­rzy już dawno za­po­mnie­li(+,) jak wy­glą­da śnieg i mróz.

Śnieg i mróz nie wy­glą­da, tylko wy­glą­da­ją :)

 

Miesz­kał bar­dzo bli­sko, w ko­lej­nym ce­gla­nym bu­dyn­ku, w małym, jed­no­po­ko­jo­wym miesz­ka­niu, w któ­rym kuch­nia i salon to było to samo. Było tam bar­dzo ciem­no, ży­ran­do­lem była ża­rów­ka na kablu, a je­dy­ne okno było węż­sze od czło­wie­ka.

By­ło­za. Do prze­re­da­go­wa­nia.

 

Nie udało mi się być wcze­śniej, bo to ona przy­je­cha­ła wcze­śniej.

Co byś po­wie­dział na: NIe udało mi się być wcze­śniej, bo to ona przy­je­cha­ła jako pierw­sza?

 

zu­peł­nie jakby jego nie­do­szła na­rze­czo­na chcia­ła(+,) żeby coś dla niej zro­bił.

 

Gdy się obu­dzi­łam(+,) ni­g­dzie go nie było.

Z ja­kie­goś po­wo­du uznał, że to na pewno jakaś dziw­na pod­pu­cha i do­nio­sę na niego do sa­ne­pi­du, a jego biz­nes osta­tecz­nie upad­nie.

Ja­kie­goś, jakaś i niego, jego. Moim zda­niem jakaś i jego do wy­wa­le­nia :D

 

Po­zdra­wiam!

 

A ja do­pie­ro teraz zo­ba­czy­łam, że ko­men­to­wa­łam opo­wia­da­nie Brata Sadzy, pi­szą­ce­go o sobie w Przed­mo­wie w ro­dza­ju mę­skim, który na­zwał sie­bie ko­bie­tą. surprise

Pe­cu­nia non olet

Bruce, też mia­łem nie­złą za­gwozd­kę, ale chyba por­tal z au­to­ma­tu ozna­cza wszyst­kich jako ko­bie­ty, jeśli w trak­cie re­je­stra­cji nie zo­sta­nie wy­bra­na płeć ;) Ośmie­lę się wy­ra­zić po­dej­rze­nie, iż autor jest męż­czy­zną, ale po­cze­kaj­my na wy­ja­śnie­nie tej za­gad­ki. 

Amon­Ra:

Bruce, też mia­łem nie­złą za­gwozd­kę, ale chyba por­tal z au­to­ma­tu ozna­cza wszyst­kich jako ko­bie­ty, jeśli w trak­cie re­je­stra­cji nie zo­sta­nie wy­bra­na płeć ;) Ośmie­lę się wy­ra­zić po­dej­rze­nie, iż autor jest męż­czy­zną, ale po­cze­kaj­my na wy­ja­śnie­nie tej za­gad­ki. 

 

Aaa… teraz ro­zu­miem. Do­pie­ro czy­ta­jąc Twój wpis zo­ba­czy­łam, że tam jest w pro­fi­lu pod­pis: “ko­bie­ta” i się nieco prze­ra­zi­łam, czy cza­sem nie na­pi­sa­łam w swoim ko­men­ta­rzu po­mył­ko­wo do Brata w ro­dza­ju mę­skim, ale głowę bym wcze­śniej dała, że czy­ta­łam wstęp Męż­czy­zny. Ko­ja­rzę, że takie zda­rze­nia miały tu już miej­sce, zatem pew­nie to rze­czy­wi­ście au­to­ma­tycz­ne przy­pi­sa­nie. :)

 

Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Mili przy­ja­cie­le, dzię­ku­ję Wam za wszyst­kie opi­nie i wy­ty­ka­nie błę­dów – o to mi cho­dzi­ło, będę miał teraz mo­ty­wa­cję żeby coś po­dzia­łać z tym. Co do wąt­pli­wo­ści zwią­za­nych z moją płcią: zu­peł­nie nie wie­dzia­łem, że przy re­je­stra­cji się ją gdzieś wy­bie­ra xD Może to prze­oczy­łam, przy­znam szcze­rze, że szata gra­ficz­na tej stro­ny śred­nio mi od­po­wia­da, więc będę sobie tu jako ko­bie­ta (chyba, że kie­dyś za­ma­rzy mi się to zmie­nić) Po­zdra­wiam :D

Uff, to ka­mień z serca, bo nie po­peł­ni­łam gafy i cią­gle pi­sa­łam ko­men­tarz, my­śląc o Tobie jako o Męż­czyź­nie. 

Po­wo­dze­nia w pi­sa­niu! :)

Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Cześć!

Od­no­sząc się do przed­mo­wy po­wiem nie rzu­caj, bo masz cał­kiem dobry zmysł pi­sar­ski tylko nad warsz­ta­tem mu­sisz po­rząd­nie po­pra­co­wać. Ten tekst to za mało na hor­ror, a roz­mo­wa z du­chem jest te­ma­tem bar­dzo po­pu­lar­nym, ale udało Ci się faj­nie zbu­do­wać głów­ne­go bo­ha­te­ra i nadać mu in­dy­wi­du­al­ny styl. 

Nic mi się tu kupy nie trzy­ma i to po­cząw­szy od pen­sjo­na­tu z pełna ob­słu­gą, otwar­te­go dla jed­ne­go go­ścia, przez pracę pi­sa­rza w re­cep­cji, za­miast w wy­na­ję­tym po­ko­ju – nie sa­tys­fak­cjo­nu­je mnie wzmian­ka o utrzy­my­wa­niu re­żi­mu sa­ni­tar­ne­go, bo w tych oko­licz­no­ściach po­dob­ne za­bie­gi po­win­ny być prze­pro­wa­dza­ne także w re­cep­cji, a może i w całym pen­sjo­na­cie – aż po opo­wieść re­cep­cjo­nist­ki i ko­le­ja­rza.

Nie poj­mu­ję dla­cze­go dziew­czy­na na­by­ła fał­szy­wy bilet, dla­cze­go nie ku­pi­ła praw­dzi­we­go bi­le­tu? O ile wiem, do po­cią­gu może wejść każdy, nawet bez bi­le­tu i nabyć go u kon­duk­to­ra, więc nie wiem dla­cze­go ko­le­ja­rze nie po­zwo­li­li dziew­czy­nie wsiąść do wa­go­nu.

Nie klei mi się też opo­wieść pana ko­le­ja­rza – skoro on i jego dziew­czy­na pod­ję­li de­cy­zję o prze­nie­sie­niu się do rze­czo­ne­go mia­stecz­ka i, jak mówi: Przy­je­cha­łem tu po­cią­giem z dziew­czy­ną. – to jak to się stało, że dziew­czy­na była na pe­ro­nie przed nim?

Za­sta­na­wiam się też, skąd re­cep­cjo­nist­ka wzię­ła opis tak dzi­wacz­ne­go wy­glą­du ko­le­ja­rzy? Wi­dzia­łam w życiu mnó­stwo panów pra­cu­ją­cych na kolei i ich wy­gląd miał się nijak do tego, co mó­wi­ła dziew­czy­na.

No cóż, nie mogę po­wie­dzieć, że to była sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca lek­tu­ra. Ża­łu­ję też, że za­po­wie­dzia­ne­go hor­ro­ru było tu tyle, co kot na­pła­kał.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia. Szko­da też, że uster­ki wska­za­ne przez wcze­śniej ko­men­tu­ją­cych nie zo­sta­ły po­pra­wio­ne.

 

w ja­kiejś ład­nej oko­li­cy, w ład­nym pen­sjo­na­cie… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Staw­ki tych cho­ler­nych man­da­tów wzię­ły się chyba z ob­ce­go ukła­du pla­ne­tar­ne­go… ―> Skąd prze­ko­na­nie, że w obcym ukła­dzie pla­ne­tar­nym wy­sta­wia się man­da­ty?

 

dużo zie­lo­ne­go, po­kry­wa­ją­ce­go nie­wiel­kie wznie­sie­nia… ―> Ra­czej: …dużo zie­leni po­kry­wa­ją­cej nie­wiel­kie wznie­sie­nia

 

lasy pełne ja­kichś wy­myśl­nych stwo­rzeń… ―> Na czym po­le­ga­ła wy­myśl­ność stwo­rzeń?

 

w oko­li­cy pły­nął sobie stru­myk… ―> A może, aby unik­nąć po­wtó­rze­nia z po­cząt­ku zda­nia: …nie­opo­dal pły­nął stru­myk

Za­imek jest zbęd­ny.

 

La­tar­nie gasły po dwu­dzie­stej dru­giej, bo nikt tu nie jeź­dził po nocy. ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: La­tar­nie gasły po dwu­dzie­stej dru­giej, bo nocą nikt tu nie jeź­dził.

 

przy sto­li­ku w re­cep­cji, na któ­rym stał dum­nie mój biały lap­top. ―> Czym ob­ja­wia­ła się duma lap­to­pa sto­ją­ce­go na sto­li­ku?

 

No więc sie­dzia­łem znowu w tej re­cep­cji. Re­cep­cjo­nist­ka wzdy­cha­ła… ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

Może: No więc sie­dzia­łem znowu w re­cep­cji. Pra­cu­ją­ca tu dziew­czy­na wzdy­cha­ła

 

Na przy­kład to, że nie mam po­my­słu, co o niej na­pi­sać – po­my­śla­łem. ―> Przed my­śle­niem nie sta­wia­my pół­pau­zy. Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać myśli: Zapis myśli bo­ha­te­rów

 

Ko­le­ja­rze są dziw­ni. Zwy­kle mają takie dziw­ne… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Wła­ści­wie, jakby nie pa­trzeć, jest to chyba bar­dziej hi­sto­ria… ―> Wła­ści­wie, jak by nie pa­trzeć, jest to chyba bar­dziej hi­sto­ria

Sprawdź co zna­czy jakbyjak by.

 

To był ostat­ni po­ciąg gdzie­kol­wiek―> To był ostat­ni po­ciąg do­kąd­kol­wiek

 

– Prze­pra­szam bar­dzo, nie­dłu­go bę­dzie­my zmu­sze­ni panią po­pro­sić o opusz­cze­nie dwor­ca. Jest już późno. ―> Skoro opo­wieść re­cep­cjo­nist­ki pi­szesz kur­sy­wą, to dia­lo­gi także, wszak na­le­żą do opo­wie­ści.

 

w jakiś spo­sób się przy­go­to­wać, wpro­wa­dzić się w na­strój, oswo­ić się z ner­wa­mi. Nie udało mi się być… ―> Się­ko­za.

 

niż fio­le­to­wo-wło­sa re­cep­cjo­nist­ka. ―> …niż fio­le­to­wowło­sa re­cep­cjo­nist­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po­gu­bi­łam się. Masz tu opo­wieść z trze­ciej ręki nie bar­dzo wiem o czym.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Nowa Fantastyka