- Opowiadanie: bruce - W samo południe

W samo południe

Witam serdecznie. Zapraszam chętnych Czytelników do lektury opowiadania, które – jak to zazwyczaj u mnie – ma sporo treści z życia wziętych. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję tym z Was, którzy zechcą poświęcić swój czas. :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

W samo południe

Dzień zaczynał się leniwie i szaro. Poniedziałek, jak zawsze, był zniechęcający i smutny. Dodatkowo czuło się nadchodzącą wielkimi krokami zimę.

Po pierwszych lekcjach z ulgą stanęłam na korytarzu, pełniąc jeden z trzech nauczycielskich dyżurów. Miałam wielką ochotę napić się lodowatej herbaty, zalanej wrzątkiem tradycyjnie przed ósmą. Fakt jednak faktem, że sterczenie na najwyższym piętrze przy porozwieszanych wokół gablotach z wierszami Szkolnego Kącika Poezji zawsze dodawało mi skrzydeł i zdecydowanie poprawiało humor. Tym razem czekało mnie spore, całkiem nawet miłe zaskoczenie. Zamiast wierszy odkryłam w gablotach przepiękne, wielobarwne ilustracje fraktali, które pozwalały poszybować wyobraźni daleko i nie przejmować się dżdżystym poniedziałkiem oraz ośmioma godzinami.

Z racji wysokości, nikt tutaj prawie nie zaglądał, z wyjątkiem jedynej Czwartej Be, mającej swoją salę lekcyjną na tym właśnie piętrze w tym skrzydle budynku. Cicho, spokojnie, sennie…

 

Patrzyłam na jedną z rycin i wyraźnie widziałam, jak tętniący jaskrawymi barwami fraktal mówił coś do mnie niemym krzykiem. W końcu z jego środka wystrzeliła ogromna paszcza, wołająca słowo: „Wróć!”. Aż wrzasnęłam z przejęcia, rozglądając się, czy aby nikt mnie nie usłyszał. Na szczęście, wokół było pusto. “Nerwy mi padają?” pomyślałam zdruzgotana.

Dzwonek wyrwał mnie z zamyślenia. Uczniowie z klasy maturalnej przeszli do sali, kłaniając mi się, a ja, odpowiadając, zaczęłam niepewnie schodzić, aby z pokoju nauczycielskiego wziąć dziennik i udać się na lekcję na parterze. Na schodach spotkałam jeszcze pięćdziesięcioletnią polonistkę, kroczącą dostojnie do sali na trzecim piętrze.

 

Kolejna przerwa i mój kolejny dyżur w tym samym miejscu. Przyznam, że szłam po schodach z niemałym lękiem. Postanowiłam zająć się swoimi myślami, a nie dziwacznymi zdarzeniami sprzed godziny.

Teraz nikt tu nie spacerował, nikt nie mówił mi dzień dobry, nikt nie otwierał drzwi jedynej sali, zajętej w tej części kondygnacji. “Pewnie piszą dwugodzinną maturę próbną” przeszło mi przez myśl, kiedy spojrzałam na drzwi z napisem „Klasa Czwarta B”, bo podobne sytuacje zdarzały się już wcześniej. Z uśmiechem uświadomiłam sobie, że za kilka tygodni kolejny rocznik absolwentów opuści mury naszej sławetnej budy.

Studiowałam fantazyjne kształty, porozwieszane w gablotach ściennych, kiedy znowu zobaczyłam ze strachem, że jeden z fraktali przeobraził się w wielką paszczę, krzyczącą do mnie stosunkowo głośno: „Wróć!”.

Dzwonek zakończył moje osłupienie. “Przecież to niemożliwe. Weź się w garść! To tylko nerwy i przemęczenie” powtarzałam sobie.

 

Ruszyłam czym prędzej na dół, aby zabrać kolejny dziennik z pokoju nauczycielskiego i pójść na lekcję.

– Co ty tutaj robisz?! – Matematyczka złapała mnie nerwowo za rękę, kiedy tylko otwarłam drzwi.

– Przyszłam po dziennik, bo mam zajęcia – powiedziałam zdumiona.

– Jaki dziennik? – krzyknęła zdenerwowana. – Odłóż to natychmiast!

– Nie rozumiem…

– Uciekaj! – wrzasnęła tak głośno, że aż podskoczyłam.

– Co takiego? Dlaczego mam uciekać?

– W szkole jest bomba! Był telefon. Wszyscy już wybiegli! Ja wróciłam tylko po zostawioną w pośpiechu w szafce komórkę.

 

Zbladłam. To rzeczywiście prawda, że w takich momentach całe życie przetacza się błyskawicznie przed oczami. Myśli biegły nerwowo, zatrzymując się na wizerunku czteroletniej Małgosi, czekającej na mnie z ufnym uśmiechem w domu. Odruchowo spojrzałam na ścienny zegar, dochodziła dwunasta. Pospiesznie porwałam torebkę i pobiegłam za koleżanką. Opustoszałe korytarze robiły niesamowite wrażenie. W oddali zauważyłam dwóch policjantów z psami, wbiegających po schodach na pierwsze piętro. Na twarzach mieli kolorowe maski, przypominające barwne fraktale.

 

Nagle w drzwiach wyjściowych poczułam ucisk, jakby coś kurczowo złapało mnie za rękę. „Wróć!” – usłyszałam znowu w pamięci wyraźnie wołające mnie ryciny. Zachwiałam się i poczułam zimny pot na plecach. “Czy jestem pewna? Nie, ale jeśli jednak się nie mylę? Jeśli mam rację? Nie mogę przecież wyjść!” kołatało mi po głowie.

– Przepraszam cię, kochanie – wyszeptałam do siebie ze łzami w oczach, przypominając sobie buzię córeczki, będącej w domu pod opieką mojej mamy. Wiedziałam, że mogę jej już nigdy nie zobaczyć. Zawróciłam.

 

Na piętrze podbiegł do mnie dyrektor, zmierzający w towarzystwie dwóch policjantów do wyjścia, prowadzącego na parking.

– Szanowna pani, a cóż to za niesubordynacja?! Co pani tutaj robi?! Zarządziłem przecież natychmiastową ewakuację. I to już dwa kwadranse temu! – Spojrzał oburzony na zegarek. – Budynek miał być całkowicie pusty! Czy pani wie, co grozi za niewykonanie polecenia służbowego? – powiedział jeszcze surowym tonem, ale nagle urwał i ze zdumieniem wpatrywał się w moją twarz.

A ja, spojrzawszy na nich przez moment, po chwili gnałam z trudem po schodach, nie zważając na krzyki.

– Proszę pani! Alarm bombowy! – zawołał jeden z mundurowych. – Tam nie wolno!

Pobiegli za mną.

Zaczęłam dyszeć ze zdenerwowania i wreszcie wykrztusiłam, obracając się ku nim:

– Czwarta Be!

– Co takiego? – zapytał policjant.

– Oni tam nadal są!

– To niemożliwe – powiedział zaskoczony dyrektor, próbując uśmiechnąć się z pobłażaniem, nadal biegnąc po schodach.

Po chwili wahania zwrócił się do policjanta:

– Mieliśmy pewne problemy z dostawą prądu, zatem tradycyjny alarm nie zadziałał. Na przerwie w pokoju nauczycielskim przekazałem jednak wszystkim uczącym ustne zarządzenie, aby wyprowadzili czym prędzej z budynku swoich podopiecznych, z którymi mieli poprzednie lekcje. Pani się myli. Budynek jest całkowicie pusty i z całą pewnością nikogo tam już nie ma! – dodał jeszcze, siląc się na stanowczy ton.

Nie zważałam na jego słowa oraz okrzyki policji. Starałam się biec dalej, wołając jednocześnie:

– Ich nie było na przerwie. Miałam tu dyżur. Piszą maturę próbną, bo widziałam polonistkę, wchodzącą do ich sali. Nie wyszli ze swojej klasy. Nie zostali powiadomieni.

Z trudem dopadliśmy drzwi, znajdujących się w najdalszym końcu korytarza. Otwarłam. W środku siedziało trzydzieścioro sześcioro uczniów, pochylonych nad pracami. Po sali spokojnie spacerowała dostojna polonistka.

– Szanowna pani, ewakuacja! – powiedział do niej słabym głosem dyrektor, blady jak ściana. – Alarm bombowy.

Uczniowie przestali pisać. Siedzieli chwilę, jak sparaliżowani. Polonistka popatrzyła na nas zdumionym wzrokiem.

– No nie! – Usłyszałam głos jednego z chłopaków, siedzących najbliżej mnie. – A miałem już niedługo kończyć. Taki wybrałem genialny temat! – dodał zrezygnowany.

– Całe prace do kosza! Będziemy musieli jeszcze raz pisać tę maturę – dodała przechodząca, rozżalona dziewczyna.

– Co za pech! – syknął inny uczeń. 

Ktoś roześmiał się niepewnie, ale twarz dyrektora uświadomiła innym, że to nie żarty. 

– Ejże, słuchajcie, a jeśli w szkole rzeczywiście jest bomba? – zapytała nagle rezolutnie przewodnicząca klasy. – To nie jest alarm próbny! – krzyknęła głośno. 

Wszyscy z przestrachem zerwali się z miejsc, zabierając w biegu plecaki i kurtki, wiszące na wieszaku ściennym.

Po kilku minutach wybiegliśmy z nieopisaną ulgą z budynku. Ja z dyrektorem i policjantami byliśmy ostatni. 

 

Zanim udałam się na przystanek, aby pojechać do domu, chodziłam przez kilka minut bez żadnego konkretnego celu po ulicach, oglądając wystawy sklepowe. Chyba jeszcze do końca nie docierało do mnie to, co wydarzyło się w szkole. 

 

Nazajutrz okazało się, że na korytarzu drugiego piętra pod kaloryferami znaleziono dwa niewielkie ładunki, które policjantom udało się sprawnie rozbroić. Alarm, przekazany telefonicznie, był kolejną próbą zastraszenia, wysłaną przez szajkę, zabawiającą się w ten sposób w mieście od szeregu dni. Tym razem jednak bomba rzeczywiście się znalazła. Policja szukała ich od dawna, teraz wpadła na nowy trop.

A w najbliższą sobotę musieliśmy odrabiać część zajęć z feralnego poniedziałku. Tylko Czwarta Be miała tego dnia wolne.

Przed ósmą pogratulowałam fizykowi doskonałego pomysłu z umieszczeniem barwnych rycin na korytarzu najwyższego piętra szkolnego budynku.

– Fraktale? Koło sali Czwartej Be? Pierwsze słyszę! – odpowiedział zdezorientowany. – Tam przecież od lat wiszą tylko szkolne wiersze. Planujemy wprawdzie przygotować wystawę, promującą klasę o profilu fizycznym. I najprawdopodobniej znajdą się tam także efektowne ilustracje fraktali. Lecz to dopiero na wiosnę, podczas dni otwartych. I na pewno gabloty powiesimy przy naszej pracowni, na parterze. Trzeciego piętra nikt nie odwiedza, to za wysoko – dodał z przekonaniem, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.

Zaniemówiłam. Nawet nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć i co pomyśleć. Po pierwszych lekcjach pobiegłam na trzecie piętro, gdzie znów podziwiałam podczas mojego dyżuru jedynie szkolne poezje. Po oglądanych kilka dni temu, barwnych fraktalach, nie pozostał żaden ślad.

Koniec

Komentarze

Fajny short, Bruce.

Interesujący temat – ktoś daje znaki.

Ano, wielu ludzi twierdzi, że tak jest. Czy to podświadomość, czy jakiś czynnik zewnętrzny – któż to może wiedzieć? Ale zjawisko obserwowane powszechnie, więc czemu o nim nie napisać? :) 

Miło się czytało, pozdrawiam. 

Krótkie, przyjemne czytanie. Poczułem się jakbym wrócił do podstawówki. Tam mieliśmy takie specjalne ‘zakazane’ piętro :)

Jedynie zastanawiam się dlaczego:

 napisem „Klasa Czwarta Be”

Jeżeli napis, to nie powinno być: „Klasa Czwarta B”? Może “Klasa 4B”?

 

Pozdrawiam :)

Hej, Silver_advent, dziękuję za Twój komentarz i odwiedziny, pozdrawiam. :)

 

Witaj, Ramshiri, dzięki za wpis, jasne, racja, już poprawiam, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Oj, to ja nie wiem co narratorka brała, że zaczęła widzieć fraktale ;) Szorcik przyjemny, nie pasowała mi tylko ta kwestia:

Ja wróciłam tylko po zostawioną w pośpiechu torbę z rannymi zakupami.

Trochę mało przekonujący powód, żeby wrócić do budynku, w któym może zaraz wybuchnąć bomba :)

Pozdrawiam!

 

Cześć, Helmut, dziękuję za komentarz, wszystko przez tę “ranną ice tea” (jak nazywałam herbacianą lurę, którą piłam codziennie w pracy na przerwachlaugh); bardzo słuszna uwaga, pozmieniam. Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witaj,

 

bardzo ciekawe opowiadanko. Przeczytałam jednym tchem.

 

Pozdrawiam ciepło – Goch.heart 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Hej, Kochana GOCHAW, wielkie dzięki, mozolnie uczę się pisać krótsze formy; pozdrawiam także. :)

Pecunia non olet

I ja również się tego uczę. wink

 

Obiecałam sobie, że dopóki dobrze nie napiszę szotra, to żadnych opowiadań.devil

 

 

Trzymam kciuki. :)heart

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Musimy walczyć, aby pisać coraz lepiej.

Pozdro! heartkiss

Pecunia non olet

Czyżby przeskok do równoległej rzeczywistości?

W jednej bomba wybuchła i skończył się świat dla bohaterki?

Jako wścibski czytelnik – chciałbym wiedzieć.

R.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej, Radku

Raczej miałam zamiar opisać tę samą rzeczywistość i rozbrojenie bomb przed ich wybuchem.

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ale gdzie zniknęły fraktale? :-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej, Radku. :)

Ale gdzie zniknęły fraktale? :-)

W moim zamyśle Czytelnik miałby sam sobie dopowiedzieć, gdzie się one podziały i czemu ukazały się bohaterce w krytycznym momencie, ratując kilkadziesiąt osób. Miałam nadzieję, że taka opcja jest możliwa, biorąc pod uwagę Portal z Fantastyką w roli głównej. :)

Najwyraźniej mi się to nie udało. :)

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Całkiem fajny ten szort, bruce. Może nie jest to coś wybitnego, ale nadal bardzo solidny tekst, który pozwolił mi poczuć pewien niepokój o losy bohaterki i klasy czwartej B.

Zaś co do pytania Radka o fraktale i co się z nimi stało, to myślę, że z poezji kształtu i symetrii zamieniły się ponownie w poezję słów i znaczeń ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

O, to, to, Outta Sewer, dokładnie to właśnie się z nimi stało. laugh

Dzięki za wizytę i kolejny tak miły komentarz.

Wierz mi, ja też potwornie się bałam, kiedy wracałam na trzecie piętro, a Oni rzeczywiście tam siedzieli i pisali. Bomba na szczęście to już tylko mój wymysł na potrzeby tego tekstu, alarm był głupim żartem, niemniej był. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ciekawe, przemawia do wyobraźni. Czuje się klimat szkoły, gdzie ogólnie bywa ponuro, ale czasem dzieje się magia. Podoba mi się motyw fraktali na maskach policjantów, bo sugeruje jakieś głębsze dno.

 

Miałam wprawdzie wielką ochotę napić się lodowatej herbaty, zalanej wrzątkiem tradycyjnie przed ósmą, ale sterczenie na najwyższym piętrze przy porozwieszanych wokół gablotach z wierszami Szkolnego Kącika Poezji zawsze dodawało mi skrzydeł i zdecydowanie poprawiało humor.

Jak dla mnie do rozbicia, ale to może być moja maniera.

 

Z racji wysokości, tutaj prawie nikt nie zaglądał, z wyjątkiem jedynej Czwartej Be, mającej swoją salę lekcyjną na tym właśnie piętrze w tym właśnie skrzydle szkolnego budynku.

Szyk – “nikt tutaj prawie”. “Właśnie” podwojone jakoś mi zgrzyta.

 

Wpatrzona w jedną z rycin, wyraźnie widziałam, jak tętniący jaskrawymi barwami fraktal mówił coś do mnie niemym krzykiem.

Uprzejma sugestia, by uprościć, imiesłów zamienić na czasownik. “Patrzyłam… i widziałam”.

 

Na szczęście, wszędzie było pusto.

“Wszędzie” mi lekko zgrzyta, może “wokół”?

 

Nerwy mi padają? pomyślałam zdruzgotana.

Pewnie piszą dwugodzinną maturę próbną przeszło mi przez myśl

Przecież to niemożliwe. Weź się w garść! To tylko nerwy i przemęczenie powtarzałam sobie.

Do wszystkich trzech chyba https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/monolog-wewnetrzny;10328.html

 

Zajęta studiowaniem fantazyjnych kształtów, porozwieszanych w gablotach ściennych zamiast tradycyjnych poezji, znowu zobaczyłam ze strachem, że jeden z fraktali przeobraził się w wielką paszczę, krzyczącą do mnie stosunkowo głośno: „Wróć!”.

Uprzejmie odradzam zaczynać od imiesłowa, gdy potem następuje takie złożone zdanie. Ale może to moja maniera. IMO to nie jest zbyt naturalna forma wyrażania i w dodatku komplikuje zdanie. Ta informacja od “zamiast” wydaje mi się tutaj zbędna, już to wiemy.

 

 otwarłam

Archaizm jakby co, oczywiście dopuszczalny.

 

Nagle w drzwiach wyjściowych, dwa poziomy poniżej parteru, poczułam ucisk, jakby coś kurczowo złapało mnie za rękę.

Lekka konfuzja, bo miesza się miejsce, które boli i miejsce, w którym jest bohaterka, gdy boli

 

Alarm, przekazany telefonicznie, był kolejnym zastraszeniem, wysłanym przez szajkę, zabawiającą się w ten sposób w mieście od szeregu dni.

Kolejną próbą zastraszenia?

 

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Cześć, GreasySmooth, bardzo dziękuję za wskazówki, popoprawiam, kiedy tylko zdołam. Jak widzę, nadal muszę pracować nad warsztatem i przydługimi zdaniami.

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Uwagi dość drugorzędne, uważam, że tekst się dobrze czyta. Ja po prostu lubię redagować, jak ostatnio odkryłem. Chociaż nie umiem, ale lubię.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Jestem odmiennego zdania, Gre­asy­Smo­oth, umiesz znakomicie. Raz jeszcze Ci bardzo dziękuję. :)

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Fajny tekst ;) Myślałam już, że nic się nie wydarzy, a tu takie zaskoczenie ze znikającymi fraktalami. Tekst prosty i przyjemny, dobrze się go czytało. Pozdrawiam! ;))

Cześć, Ocmel, miło mi bardzo, dziękuję za odwiedziny i wpis, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

@bruce:

Najwyraźniej mi się to nie udało. :)

Po prostu trafiłaś na tępo-dociekliwego czytelnika. To taka zaraza ;-)

R.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej, Radku.

Po prostu trafiłaś na tępo-dociekliwego czytelnika. To taka zaraza ;-)

R.

 

Bynajmniej. To raczej Ty trafiłeś na mój mizerny tekst, przepraszam i pozdrawiam. ;)

 

Pecunia non olet

Misiowi tekst podoba się. Nie rozumie określenia go jako mizerny. To taka prawda, jak byłoby nazwanie go wybitnym. Miś uważa, jak wielu przedpiśców, że tekst jest fajny, przyjemny, przemawia do wyobraźni, solidny. ​ 

Czytał z przyjemnością i zaciekawieniem. Chyba wszyscy pamiętają epizody z alarmami bombowymi w szkołach i nie tylko. Motyw z “Wróć” z fraktala super.

Bruce dziękuje Misiowi i za ten przemiły komentarz i serdecznie pozdrawia. :)

Pecunia non olet

Cześć!

 

Przyjemne, ma w sobie jakąś tajemniczość i niepokój. Wołający fraktal od początku sugeruje, że coś się dzieje, albo coś ma się stać i nie będzie to raczej coś dobrego. I faktycznie, zwykły dzień staje się w końcu niezwykły, a słowa okazują się prorocze.

Napisane zgrabnie, nieco apokaliptycznie, ale czytało się przyjemnie. Zabrakło mi trochę wizualizacji bohaterów i otoczenia, podobnie sama ewakuacja ostatniej klasy została pokazana jedynie zdawkowo, tak jakbyś nie wykorzystała ładunku emocjonalnego, który zbudowałaś, koncentrując się na perspektywie bohaterki jak na centrum świata. O samych jej emocjach tez niewiele wiemy, widzimy jedynie jej działania.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witaj, Krar85, wielkie dzięki za odwiedziny i ten komentarz, postaram się zatem jeszcze coś pouzupełniać.

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Matematyka jest fajna, może człowiekowi życie uratować. Nie to, co poezja. ;-)

Sympatyczny tekst, miło się czytało. Chętnie zobaczyłabym więcej fantastyki, bo fraktale są magiczne nawet w realu.

To straszne, że cała klasa nie dowiedziała się o alarmie. Rozumiem, że to wątek autobiograficzny. Ale nie ma jakichś procedur, żeby zawiadomić naprawdę wszystkich? Nikt nie chodzi na przykład po szkolnych ubikacjach? Nie ma kilkukrotnych dzwonków na takie sytuacje?

Babska logika rządzi!

Witaj, Finklo

 

Pozwolę sobie nie zgodzić się, ponieważ poezja także bywa cudowna i daje wiele. :)

 

Sama zadawałam sobie te pytania. Jak wspomniałam wcześniej w komentarzu, na szczęście wtedy w szkole bomby nie było. A fraktale wisiały kilka pięter niżej, koło pracowni fizycznej. To szkolne poezje dały mi znać, aby tam wrócić. :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bomba w szkole! Owszem zdarzały się takie wypadki, a Ty, Bruce, opisałaś tę historię w całkiem intrygujący sposób.

A co z fraktalami? Mnie się zdaje, że zmęczenie przepracowanej nauczycielki (a zmęczeni i przepracowani są wszyscy nauczyciele) mogło objawić się omamami wzrokowymi i słuchowymi, stąd wystawa fraktali na trzecim piętrze.

 

Do­dat­ko­wo czuło się zbli­ża­ją­cą wiel­ki­mi kro­ka­mi zimę. → Co wielkimi krokami zbliżała zima?

Proponuję: Do­dat­ko­wo czuło się nadchodzącą wiel­ki­mi kro­ka­mi zimę.

 

na tym wła­śnie pię­trze w tym skrzy­dle szkol­ne­go bu­dyn­ku. → Zbędne dopowiedzenie – wiadomo, że piszesz o szkole.

 

Uśmiech­nę­łam się, uświa­da­mia­jąc, że za kilka ty­go­dni ko­lej­ne po­ko­le­nia abi­tu­rien­tów opusz­czą mury na­szej sła­wet­nej budy. → Kogo uświadamiała bohaterka? Ile pokoleń abiturientów może opuścić mury szkoły w danym roku i czy to na pewno abiturienci?

Proponuję: Z uśmiechem uświadomiłam sobie, że za kilka ty­go­dni ko­lej­ny rocznik absolwentów opuści mury na­szej sła­wet­nej budy.

 

Ze­szłam czym prę­dzej na dół… → Masło maślane – czy mogła zejść na górę?

Proponuję: Ruszyłam czym prę­dzej na dół

 

i po­bie­głam za na­uczy­ciel­ką ma­te­ma­ty­ki. → A może wystarczy: …i po­bie­głam za koleżanką.

 

Na swo­ich twa­rzach mieli ko­lo­ro­we maski… → Zbędny zaimek – czy mogli mieć maski na cudzych twarzach?

 

„Wróć!” – usły­sza­łam znowu w mojej pa­mię­ci wy­raź­nie wo­ła­ją­ce mnie ry­ci­ny, obej­rza­ne wcze­śniej pod­czas dy­żu­ru kilka kon­dy­gna­cji wyżej. → Zbędny zaimek. Zbędny też tak szczegółowy opis – chyba wcześniej dwukrotnie pisałaś, gdzie bohaterka miała dyżur.

 

– Prze­pra­szam cię, ko­cha­nie – wy­szep­ta­łam sama do sie­bie… → A może wystarczy: – Prze­pra­szam cię, ko­cha­nie – wy­szep­ta­łam do sie­bie

 

Czy pani wie, co grozi za nie­wy­ko­na­nie po­le­ce­nia służ­bo­we­go?!…. → Zbędna kropka po wielokropku – po wielokropku nie stawia się kropki.

 

nagle urwał i ze zdu­mie­niem wpa­try­wał się w moją twarz.

A ja gna­łam z tru­dem po scho­dach, nie zwa­ża­jąc na jego krzy­ki. → Jak mógł wpatrywać się w twarz bohaterki, skoro ta biegła po schodach?

 

Z tru­dem do­pa­dli­śmy drzwi, znaj­du­ją­ce się w naj­dal­szym końcu ko­ry­ta­rza. Z tru­dem do­pa­dli­śmy drzwi, znaj­du­ją­cych się w naj­dal­szym końcu ko­ry­ta­rza.

 

W środ­ku sie­dzia­ło trzy­dzie­stu sze­ściu uczniów, pi­szą­cych prób­ne prace ma­tu­ral­ne z ję­zy­ka pol­skie­go. → Czy to była klasa męska? Czytający wie, co uczniowie robili w klasie.

Proponuję: W środ­ku sie­dzia­ło trzydzieścioro sześcioro uczniów, pochylonych nad pracami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, Regulatorzy, serdecznie dziękuję za odwiedziny i poprawki, zaraz wszystko pozmieniam. 

 

To prawda, ja czasem widziałam fraktale nawet tam, gdzie ich nigdy nie było. :))

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce. Miło mi, że uznałaś uwagi za przydatne. :)

Dziś miałam do czynienia z jadalnym fraktalem, to znaczy z kalafiorem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To ja Ci serdecznie dziękuję za poświęcony czas. heart

Jadalny fraktal! laugh Super sprawa. :) Jak widać, fizyka jest istotnie wszechobecna. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Układ krwionośny też ma budowę nieco fraktalną, płuca…

Babska logika rządzi!

Układ krwionośny też ma budowę nieco fraktalną, płuca…

Piękna sprawa, Finklo, dzięki za wpis. heart

Pecunia non olet

Jak widać, fizyka jest istotnie wszechobecna. :)

Nie mogę się z Tobą nie zgodzić, choć jakoś nigdy nie zdołałam się z nią zaprzyjaźnić. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W najbliższej przyszłości dam Wam szansę. Mam nadzieję, że jutro wstawię swój tekst na “Tytuliki”, o fizyce właśnie. ;-)

Babska logika rządzi!

Droga Regulatorzy, mam to samo, niestety, nad czym przez wiele lat ubolewał mój kochany Brat.laugh

 

Finklo, czekam z niecierpliwością. heart

 

Pozdrawiam Was! smileyheart

Pecunia non olet

Przyjemny szort, który trzyma w napięciu w przerwie między dialogami ;) Niektóre z nich w moim odczuciu psują atmosferę, brzmią sztucznie (”cóż to za niesubordynacja”) albo spowalniają tempo (całe to wyjaśnianie przez dyra, że alarm nie działa i zapis rozmowy uczniów czwartej be). Przez to nie byłem w stanie w pełni w pełni poczuć grozy sytuacji.

Cześć, Michalovic, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Pomyślę nad tym głębiej, aczkolwiek wskazane przez Ciebie usterki pojawiły się podczas poprawiania tekstu po powyższych komentarzach innych Forumowiczów.

Cóż, jak to bywa, trudno zadowolić każdego. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka