
Słowa użyte w tekście:
choinka
Święty Mikołaj
śnieg
wigilia
elf
anioł
Słowa użyte w tekście:
choinka
Święty Mikołaj
śnieg
wigilia
elf
anioł
Czerwone światełko na niebie migotało i rosło z każdą sekundą. Mimo śnieżycy płynęło przez mrok w stałym tempie.
W blasku lamp dron przywodził na myśl oskubanego, brzydkiego ptaka. Szum wirników ginął na wietrze, kiedy maszyna podchodziła do lądowania. Czekał na nią mężczyzna z długą, siwą brodą. Sięgnął do przymocowanej pod metalowym korpusem skrzynki i wyciągnął paczkę.
Ciężka jak cholera – stwierdził w myślach.
Akurat dzisiaj było mu to obojętne. Bez wyrzutów sumienia, ale i bez satysfakcji, spojrzał na wgniecenie obok tylnego śmigła. Kiedy przed miesiącem otrzymał dwukrotnie mniejszą przesyłkę, przywalił posłańcowi, na którym akt ślepej agresji nie zrobił większego wrażenia. Sam agresor natychmiast pożałował swego czynu, pewien, że pogruchotał sobie palce. Miał szczęście – skończyło się na stłuczeniu.
Pokwitował odbiór i wrócił do chaty. Cisnąwszy przesyłkę w kąt, usiadł na wprost pieca. Nie zwlekając, otworzył drzwiczki i wyciągnął z kieszeni papierosy. Tanie, ruskie, gryzące jak cholera. Od pewnego czasu tylko takie mu smakowały.
Sięgnął po przesyłkę i rozdarł folię, bacząc, aby zawartość nie wysypała się na podłogę; nie życzył sobie patrzeć na kolorowe koperty choćby sekundę dłużej, niż było to niezbędne.
Zapalił papierosa i utkwił spojrzenie w tańczących płomieniach. Po raz kolejny pogratulował sobie w duchu decyzji o tym, aby nie instalować ogrzewania gazowego w chacie. Jakbym coś przeczuwał – myślał czasami, zaraz potem dodając: Taaa, pewnie. Gówno przeczuwałem.
Wyciągnął pierwszą kopertę. Różową. Bez naklejek, dzięki Bogu. Nienawidził naklejek.
List napisany był na komputerze. To dobrze. Zdecydowanie wolał jednakowe, uszeregowane przez edytor tekstu litery. Wówczas ich treść nie bolała aż tak bardzo. No i zawsze mógł sobie wmówić, że to nie na serio, że może pisał to ktoś dorosły, tak dla beki. Żadna racjonalizacja nie miała szans w starciu z dziecięcym pismem, krzywymi wężykami próśb, często pełnymi skreśleń i błędów ortograficznych: Oddaj mi dziatka. Chce żeby mama wruciła. Chce…
Brodacz wymierzył sobie policzek. Tak dla otrzeźwienia. Wziął głęboki wdech, zapalił kolejnego papierosa i zaczął czytać.
Kochany święty Mikołajku. W tym roku nie proszę o nic dla siebie…
– Jasne – prychnął pod nosem.
…ja tylko chcę, żeby mój wujek wyzdrowiał na wigilię i nawet…
Zmiażdżył papier w dłoni i cisnął go do pieca.
Dalej.
Następna koperta była biała, za to z pieprzonymi naklejkami. Jednorożec i bawiące się kotki. No i odręczne pismo, pewnie, czemu nie. Kulawe jak cholera. Siedmiolatka, na bank.
Czytając co drugie słowo, Brodacz dowiedział się, że mała Weronika pragnie, aby tata-lekarz nie zaraził się na święta, a mama, która od dwóch miesięcy leży w łóżku, w końcu poczuła się lepiej.
Płomienie błyskawicznie strawiły prośby małej dziewczynki.
Dalej.
Kolejny list od razu wydał mu się podejrzany. Wyróżniały go trzy cechy: szara koperta, brak naklejek i podobnych ozdobników, ładny charakter pisma.
Kochany Święty Mikołaju! W tym roku proszę Cię o następujące zabawki…
Adresat przeczytał treść dwukrotnie. Potem jeszcze raz. Dla pewności sprawdził, czy nie dopisano czegoś na odwrocie kartki.
– Następujące zabawki… – szepnął, sunąc palcem po papierze.
Tomek 10 lat – głosił podpis.
Konkretny chłopak – pomyślał Brodacz, wstając z fotela. Narzucił płaszcz i wybiegł w mroźną noc.
Fabryka znajdowała się tuż za jego chatą. Z trudem rozwarł metalowe drzwi i potruchtał korytarzem prosto na halę produkcyjną. Wiedział, że właśnie tam zastanie Knuta.
Przestępując próg, odruchowo zasłonił nos kołnierzem. Śmierdziało jak w gorzelni. Wdusił kontakt, pozwalając lampom rozgonić ciemność.
Elf spał na siedząco, z głową na zakurzonej taśmie, która ciągnęła się wokół pomieszczenia. Nie szczędząc sił, Brodacz kopnął krzesło. Siedzisko wyskoczyło spod Knuta, który runął na podłogę jak długi. Dobrą chwilę leżał bez słowa, mrużąc oczy i trzymając dłonie przy twarzy, jakby w oczekiwaniu na kolejny atak.
– Czy szefa powaliło? – wychrypiał w końcu.
– Masz! – warknął tamten, podsuwając mu list. – Czytaj!
Elf wyciągnął okulary z kieszeni flanelowej koszuli i trzęsącą się dłonią osadził je na nosie. Czytał długo, krzywiąc wargi, by w końcu orzec:
– Fejk.
– Srejk! – wrzasnął Brodacz. – W tej chwili bierz się do roboty! A jak tkniesz wódę, to Bóg mi świadkiem, że roztrzaskam ci flaszkę na tym zakutym, uszatym łbie! Jazda!
Aby spotęgować przekaz, klasnął parę razy w dłonie, na co Knut jęknął i zasłonił oczy ramieniem.
Nie oglądając się, mężczyzna wrócił do chaty. Czym prędzej przejrzał i spalił resztę korespondencji.
W głowie miał mętlik, zaschło mu w gardle. Jeszcze raz przyjrzał się pisaninie dziesięciolatka. To pierwszy taki list od… trzech lat. Nie do wiary.
Odłożył kartkę na stół. Ostrożnie, aby jej nie poplamić. Rozsunął brudne szklanki i talerze, a po krótkim wahaniu zaniósł je do zlewu. Przyjrzał się dużemu pokojowi, w którym spędzał całe dnie. Ze zgrozą stwierdził, że nie sprzątał tu od wiosny.
Położył się do łóżka grubo po północy. Zmęczony, ale zadowolony – dom lśnił czystością. Sen nadszedł zaskakująco szybko.
Obudził się przed dziewiątą i, jak zwykle, od razu wyjrzał przez okno. Otaczało go pustkowie, które niegdyś pokochał, a potem znienawidził. Co ciekawe, dzisiaj widok bezkresnego odludzia nie napawał go wstrętem. W blasku lamp śnieg miał nieprzyjemny, żółtawy odcień, ale mężczyźnie to nie przeszkadzało. Czuł, że mógłby tak siedzieć i siedzieć, gapiąc się na polarny krajobraz.
Równocześnie palił się do działania. Włączył czajnik i zaczął przetrząsać szafki w poszukiwaniu składników. Przyrządził herbatę według własnej, sekretnej receptury, po czym przelał ją do termosu.
Zastał Knuta w jego biurze – pokoju umieszczonym w rogu hali produkcyjnej. To w tym niepozornym pomieszczeniu rodziły się projekty zabawek i właśnie stąd kierowano pracą fabryki. Nic dziwnego, że od dawna stało puste. Tymczasem elf zdobył się na to, by gruntownie je posprzątać; w powietrzu unosił się zapach środków czystości, na regałach i półkach nie było śladu kurzu.
Uszaty konstruktor siedział przy stole i strugał kawałek drewna. Brodacz po raz pierwszy widział go przy takiej pracy; zanim wszystko trafił szlag, Knut był głównym projektantem i odpowiadał za szkicowanie modeli oraz kalkulowanie ich zapotrzebowania energetycznego. Praca ta wymagała zarówno ścisłego umysłu, jak i kreatorskiej fantazji. Niepozorny majster miał łeb nie od parady.
– Jak idzie? – zagadnął podwładnego, który dopiero teraz zdał sobie sprawę z jego obecności.
– Nieźle – przyznał elf, uśmiechając się szeroko.
– Przyniosłem ci…
– Niech szef spojrzy! – Knut sięgnął po świeżo wystruganą lokomotywę i kilka wagoników. – Właśnie miałem zaprawiać…
Uniósł dłonie nad zabawką i wyszeptał magiczną formułę. Koła pociągu zaczęły się obracać.
– Czy ty w ogóle kładłeś się spać? – zapytał Brodacz, obserwując jeżdżącą w kółko zabawkę.
– Chłopak prosił też o szkatułkę na skarby. – Konstruktor sięgnął po niewielkie pudełko i zaczął obracać je w dłoniach. – Pomaluję na zielono i czerwono. Jeszcze mu w tym zamontuję pozytywkę, co? To taki dziewczyński gadżet, ale chyba mu się spodoba?
– Myślę, że tak. Spróbuj herbaty.
Knut pociągnął łyk parującego napoju.
– Świetna! Dawno jej nie piłem.
– No.
Zamilkli. Przez chwilę szef bał się, że jego pracownik stwierdzi, że herbata istotnie jest smaczna, ale przydałaby jej się solidna, procentowa wkładka dla podbicia smaku. Marny dowcip nie tylko byłby nieśmieszny, ale i zwyczajnie dołujący.
– To pierwszy taki list od wybuchu pandemii, co? – Elf przerwał ciszę.
– Pierwszy.
– To musi być trudne. Czytać te wszystkie…
– Byłoby mi prościej, gdybym był zasranym cudotwórcą.
– No tak. Pewnie tak.
Brodacz poklepał konstruktora po ramieniu i rzucił:
– Dobra robota.
Po czym wyszedł z biura, wmawiając sobie, że ucisk w gardle to reakcja alergiczna na płyn do mycia podłóg.
***
Knut pracował ciągiem, dopóki nie skończył całego zamówienia. Brodacz czym prędzej wysłał chłopcu wszystkie zabawki, dorzucając jeszcze figurkę anioła oraz parę ciepłych skarpet.
W Wigilię ubrali choinkę i zasiedli do wieczerzy. Rok wcześniej, podczas wspólnego posiłku, obaj strasznie się męczyli; elf odsiedział dwie godziny, po czym wrócił do pustej fabryki, by w samotności się upić.
Tym razem biesiadowali do późna. Bez napojów wyskokowych, za to przy świątecznych przebojach odtwarzanych z magnetofonu. Gadali długo i szczerze, jakby chcieli nadrobić trzy ciche lata. Knut wyznał, jak wspomina początki ich współpracy:
– Szef był nie do zniesienia. Wszystkiego się czepiał. Nawet ołówek trzymałem nie tak, jak trzeba! Po pierwszym tygodniu miałem rzucić to w cholerę, ale zagryzłem zęby.
– Zagryzłeś zęby? Ja miałem szczękościsk przez jakieś pół roku! Wszystko robiłeś po swojemu. Choćby niemądrze – byle po swojemu! Jaki zdolny, taki uparty…
Skrzętnie omijali temat przyszłości. Nie chcieli o niej myśleć. Do Brodacza dotarło, że Knut, gdyby tylko chciał, z pewnością znalazłby niezłe stanowisko w jakiejś firmie farmaceutycznej. Może więc tkwienie na tym odludziu nie było przejawem wygodnictwa, ale… lojalności?
Kolejne dni upłynęły w przyjemnej atmosferze. Knut nie odstawił butelki, ale nie upijał się do nieprzytomności, co i tak stanowiło trudny do przecenienia postęp.
Ostatnie listy, wysłane przez spóźnialskich, dotarły w Boże Narodzenie. Wszystkie wylądowały w piecu.
Dzień przed sylwestrem, późnym popołudniem, Brodacz siedział w oknie chaty i palił papierosa. W pierwszej chwili pomyślał, że to omamy. Zamrugał parokrotnie, jednak migoczące na horyzoncie światełko nie znikło.
Wyszedł na lądowisko, usiłując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek, nawet w latach, w których dostawał tysiące listów dziennie, otrzymał jakąś korespondencję między dwudziestym szóstym grudnia a pierwszym stycznia.
Nigdy.
Kiedy dron obniżył pułap, wszystko stało się jasne.
– Nie…
Maszyna zawisła nad lądowiskiem. Na panelu wyświetlały się informacje dotyczące przesyłki.
– Nie, nie…
Pierwsza próba doręczenia – adresat nieobecny!
Druga próba doręczenia – adresat nieobecny!
Trzecia próba doręczenia – adresat nieobecny!
Przesyłka odesłana do nadawcy.
Brodacz wyciągnął karton z metalowych szponów. Ten sam, który przed paroma dniami osobiście zaklejał.
Automatycznie pokwitował przyjęcie zwrotu i odesłał maszynę. Opadł na kolana, przyciskając pudło do piersi. Nie miał siły płakać ani się złościć. Uniósł twarz ku milczącemu niebu. Znowu padał śnieg.
Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.
Wrócę troszkę później z uzasadnieniem kliczka.
Po przeczytaniu spalić monitor.
Zagadkowa historia.
Czy będzie ciąg dalszy?;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Witajcie!
Koalo, miło, że zajrzałeś.
Mr.marasie, czekam niecierpliwie :)
Ambush, myślę, że lepiej uciąć historię w tym miejscu :)
Dziękuję Wam za odwiedziny. Pozdrawiam!
Mocna historia, zakończenie rozbija bank.
Podobało mi się. Acz mam nadzieję, że nie jest aż tak źle. Nie będzie. Cholera, dorośli nie powinni zrzucać swoich dorosłych problemów na dzieci. No, ale niektórych się nie da ukryć.
Święta przez pryzmat pandemii wyglądają dołująco, również dla Mikołaja, a i elf nie ma lekko.
Babska logika rządzi!
Cześć, Finklo!
Cholera, dorośli nie powinni zrzucać swoich dorosłych problemów na dzieci. No, ale niektórych się nie da ukryć.
No właśnie. Zwłaszcza, że w tej rzeczywistości, jak sądzę, sami dorośli są skołowani niczym dzieci i chętnie oddaliby się pod czyjąś opiekę.
Ale nie, nasz świat nie jest aż tak ponury :)
Dziękuję za klika, pozdrawiam!
Przyznam szczerze, że naprawdę podoba mi się Twoje opowiadanie, Adamie_c4.
Napisane żywym, ciekawym i dynamicznym językiem, nasyconym gorzkim humorem, fajnymi opisami, ciekawym kontrastem bajkowości z brudnym, brutalnym wręcz realizmem. Sprawnie, ze znajomością pewnych chwytów narracyjnych itd. Całość opowiedziana przy pomocy kilku dobrze dobranych i skonstruowanych scen.
Niby wszystko już było, niby takiego karykaturalnego Mikołaja gdzieś już widziałem, ale ja tu czuję talent, swobodę, pomysłowość i dobre pióro. Grasz w sumie wytartymi i zgranymi kartami, ale wykrzesałeś z tego ciekawą jakość.
Dosyć szybko domyślamy się, że tekst sięga po motyw pandemii, aktualny do bólu, oklepany do rzygu, jakże prosty chwyt, jak oczywisty do wywołania określonych emocji. Problem w tym, że mi to zupełnie nie przeszkadza w tym opowiadaniu.
Naprawdę dobrze to wykorzystałeś, pomysłowo, a sam finał (umiejętnie rozegrany i domyślny – za co też wielki plus, bo nie ma tu ciężkiej dosłowności, zresztą przez cały czas jest dystans, który zapewnia perspektywa adresata) wybrzmiewa okrutną przewrotnością, prostym twistem, który robi mocne wrażenie i robotę. Bardzo szanuje takie proste a skuteczne chwyty. Do ich wymyślania trzeba mieć po prostu łeb i talent (pomimo że się tego finału domyślamy/spodziewamy właściwie).
Oczywiście, że widzę, jak pogrywasz z nami na smutnych listach dzieci, rozpaczy Mikołaja itd. Ale to wszystko jakoś pasuje do tej gorzkiej historii i, co najważniejsze, działa i nie przeszkadza.
Maksymalnie wykorzystane 15 tys. znaków limitu.
Od strony warsztatowej są małe zgrzyty. Nie szukam przecinków i chociaż zdarzają się jakieś niezgrabności, to jest to napisane zacnym stylem.
Co rzuciło mi się w oczy (poza w sumie kiepskim tytułem?), to niepotrzebny nadmiar zamienników. Taki np. Elf Knut (te dwa Elf i Knut by w zupełności wystarczyły przy sprawnych podmiankach) staje się m.in. uszatym konstruktorem, niepozorny majstrem, twardogłowym indywidualistą. Po co tak kombinować i wymyślać?
Co ciekawe, przy Mikołaju nie pada w zasadzie (poza listami) imię Mikołaj. Za to mamy Brodacza (nie wiem czemu staje się on Brodaczem, skoro jest też szefem, a nie Szefem), ale trafia się też adresat, agresor itd. Niepotrzebnie. Czasem prostsze środki są lepsze.
Poniżej kilka przykładowych zgrzytów. Z lektury jestem zadowolony, więc nie czesałem tekstu z lupą.
Kiedy przed miesiącem otrzymał dwukrotnie mniejszą przesyłkę, przywalił posłańcowi, na którym akt ślepej agresji nie zrobił większego wrażenia, zaś sam agresor natychmiast pożałował swego czynu, pewien, że pogruchotał sobie palce.
– długie zdanie, w którym można zgubić podmiot i kontekst. Wcześniej zaczynasz akapit od wgniecenia na dronie, tu kończysz za chwilę stłuczeniem. To też może zmylić. Niepotrzebne te komplikacje. A po drodze jeszcze ten agresor…
Siedział tak bardzo długo, odciągając nieuchronne.
– opóźniając nieuchronne?
Płomienie bez wahania strawiły prośby małej dziewczynki.
– nieszczęśliwe te sformułowanie "płomienie bez wahania", a dlaczego miałyby się płomienie wahać? Tutaj pasowałoby coś w stylu: płomienie błyskawicznie/natychmiast…, płomienie bezlitośnie… czy cokolwiek innego.
Czytał długo, krzywiąc wargi, by w końcu orzec:
– Fejk.
– Srejk! – wrzasnął Brodacz.
– a to jest z kolei bardzo fajne :). Tylko pytanie, kiedy brodacz stał się Brodaczem? Kto go tak nazywa poza narratorem? Przecież to nie jest jego imię.
Co ciekawe, dzisiaj widok bezkresnego odludzia nie napawała go wstrętem.
– chyba literówka. Napawał.
edit. Ciii. Nie wiem co tam w lożowskim wątkach się dzieje, ale zauważyłem że Finkla zaraz po komentarzu tutaj, pognała do wątku nominacyjnego. Kto wie, Adamie? Może się mylę, ale kto wie?
Po przeczytaniu spalić monitor.
Permanentna inwigilacja, kurde… ;-)
Babska logika rządzi!
Ech, marasie, bezcenne są Twoje komentarze, serio.
Tym bardziej, że gdybym sam miał wskazać na słabe punkty własnego tekstu, to chyba zwróciłbym uwagę na to samo, co Ty :) Jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Zdanie z dronem przebudowywałem parokrotnie, bo mi nie brzmiało, i miałem nadzieję, że ostatecznie jest dobrze, ale teraz sam widzę, że mogłoby być lepiej. Pomyślę nad nim.
Tytuł, choć mnie samemu się podoba (no nic na to nie poradzę), to wybitnie pomysłowy nie jest, fakt:)
Jeśli chodzi o ,,Brodacza", to wahałem się, co do zapisu. W końcu postawiłem na pisownię od wielkiej litery, uznając, że to pseudonim Mikołaja, że pewnie tak mówiła o nim elfia brygada, kiedy wszystko jeszcze działało jak należy.
Przyznam, że te liczne zamienniki przychodziły mi jakoś naturalnie, nie siliłem się na nie. Równocześnie przyznaję, że faktycznie się rozpleniły, zwłaszcza jak na tak krótki tekst.
Trochę się bałem, sięgając po zgrane motywy, ale miałem nadzieję, że uda mi się je ograć w atrakcyjny, a przynajmniej nieirytujący sposób. No i bardzo pilnowałem się, aby nie wyszło ckliwie. Mam nadzieję, że się udało.
Literówki i pozostałem niezręczności zaraz poprawiam.
Bardzo Ci dziękuję za analizę tekstu i wiele miłych słów. Pozdrawiam!
Ciii. Nie wiem co tam w lożowskim wątkach się dzieje, ale zauważyłem że Finkla zaraz po komentarzu tutaj, pognała do wątku nominacyjnego.
Permanentna inwigilacja, kurde… ;-)
W sieci można wyśledzić każdy krok nieszczęsnego użytkownika. Ale pewnie trafiają się mylne tropy :)
Kurcze, jakie to smutne. :( Dobre opowiadanie, ładnie napisane.
Cześć, Adamie!
Przejmujące to opowiadanie, do tego bardzo dobrze napisane. Zgrabnie zbudowałeś postacie, oddałeś dołujący klimat opuszczonej siedziby Mikiego.
Do pojawienia się słowa “pandemia” interpretowałem to nieco inaczej. Mianowicie myślałem, że znakiem naszych czasów jest fakt, że dzieci mają wszystko, a Mikołaj stał się “obciachowy” (mój siostrzeniec już rok temu stwierdził, że on nic nie chce na gwiazdkę, bo wszystko ma…), a listy wysyłają już tylko te dzieci, którym zależy na czymś naprawdę ważnym. Także dla mnie pandemia okazała się małym twistem. Drugi zaserwowałeś na koniec i jest to przytłaczające. Ja jednak, m.in. przez wzgląd, że sam mam dzieci, wierzę, że do takich scen nie dojdzie.
Dzięki za dobry tekst!
Pozdrawiam, polecam!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Cześć!
Dałeś Mikołajowi zadanie, które podniosło go na duchu, a potem dobiłeś ostatecznie. Tematyka pandemii trochę tu wybrzmiewa jako przyczyna wszelkich nieszczęść, tak jakby wcześniej dzieci nie miały problemów, to moim zdaniem jest zbyt powierzchowne. Tekst jest porządnie napisany i jeśli jego zadaniem było przygnębienie czytelników, to działa świetnie.
Cześć, SaroWinter!
Kurcze, jakie to smutne. :(
Faktycznie, to jedna z najbardziej dołujących rzeczy, jakie napisałem. Mimo wszystko cieszę się, że oceniasz opowiadanie jako dobre. Dzięki, pozdrawiam!
Witaj, Krokusie!
Mianowicie myślałem, że znakiem naszych czasów jest fakt, że dzieci mają wszystko, a Mikołaj stał się “obciachowy”
O, ciekawe, że to przyszło Ci do głowy :) Sam czasami dochodzę do wniosku, że obdarowywanie dzieci na Święta mija się z celem. Zdarzyło mi się parokrotnie, że dzieciak, przyjmując prezent (i to wcale nie dziadowski), miał na twarzy wypisaną rezygnację. Jakbym słyszał: ,,No nie, znowu. I co? Pewnie będę musiał się tym bawić? Ech…”.
Ja jednak, m.in. przez wzgląd, że sam mam dzieci, wierzę, że do takich scen nie dojdzie.
Ja też. Wydaje mi się wręcz, że to opowiadanie napisałem po to, żeby ,,rozbroić” strach przed najczarniejszymi scenariuszami.
Ciszę się, że uznajesz tekst za dobry. Dziękuję za wizytę i polecenie do biblioteki, pozdrawiam!
Cześć, Alicello!
Tematyka pandemii trochę tu wybrzmiewa jako przyczyna wszelkich nieszczęść, tak jakby wcześniej dzieci nie miały problemów, to moim zdaniem jest zbyt powierzchowne.
Co prawda nie piszę tego wprost (jedynie sugeruję), ale pandemia w tym opowiadaniu jest dużo gorsza od tej, którą znamy. W jej obliczu dzieciom nawet nie przychodzi do głowy, aby prosić Świętego Mikołaja o prezenty – bo to nie czas na zabawę, ale na walkę o zdrowie i życie. Dlatego zwracają się do niego z prośbą o ratunek dla najbliższych (dla siebie samych pewnie też).
Tekst jest porządnie napisany i jeśli jego zadaniem było przygnębienie czytelników, to działa świetnie.
Przyznaję bez bicia, że chciałem napisać coś bardzo smutnego i przygnębiającego. Tak jakoś. Daruj, jeśli zepsułem Ci humor.
Dziękuję i pozdrawiam!
Adam
Co prawda nie piszę tego wprost (jedynie sugeruję), ale pandemia w tym opowiadaniu jest dużo gorsza od tej, którą znamy. W jej obliczu dzieciom nawet nie przychodzi do głowy, aby prosić Świętego Mikołaja o prezenty – bo to nie czas na zabawę, ale na walkę o zdrowie i życie. Dlatego zwracają się do niego z prośbą o ratunek dla najbliższych (dla siebie samych pewnie też).
Wiesz, tak sobie po prostu pomyślałam, że taki Mikołaj to pewnie od bardzo dawna jest na stanowisku i ogarnia cały świat, więc w historii były już dużo gorsze zdarzenia i stąd odczucie, że to takie zbytnie uproszczenie to nawiązanie do pandemii.
Przyznaję bez bicia, że chciałem napisać coś bardzo smutnego i przygnębiającego. Tak jakoś. Daruj, jeśli zepsułem Ci humor.
Jasne ;). To w sumie niezły wyczyn napisać tekst porządnie dołujący.
Jakim cudem to jeszcze w bibliotece nie jest? :O
Naprawdę bardzo dobre i mocne opowiadanie. Jest w tej postaci Mikołaja, w tym ruskim szlugu, zakurzonej linii produkcyjnej i rozpitym elfie, coś przytłaczającego. To nie tylko jest smutne, ale również dołujące, a zarazem świetnie napisane. I nawet ten cień uśmiechu, który próbujesz wykrzesać u czytelnika, pokazując odmianę Mikołaja i Knuta, jest dołujący, bo końcowym twistem ścierasz go brutalnie, każąc mi się zastanowić, czy nadzieja rzeczywiście nie jest dla głupich. Klikam bez wahania i pozdrawiam serdecznie.
Q
Known some call is air am
Witaj, Outta! Dzięki za posłanie tekstu do biblioteki :)
Twoja pochlebna opinia bardzo mnie cieszy, a sposób, w jaki podsumowałeś mój tekst, szalenie mi się podoba. Dziękuję i również pozdrawiam!
Niezamaco :) Napisałeś dobrą rzecz, więc klik się należał ;)
Known some call is air am
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Coś, Adamie_C4, te wątki mniej lub bardziej ślizgające się wokół pandemii, epidemii, chorób, leków itp., przewijają się przez wiele z Twoich tekstów w ciągu ostatniego półtora roku. Ale, co trzeba przyznać, na różne sposoby, z różnych ujęć, zresztą i wątki bardzo różne. Nie drążysz tego samego punktu.
Język jest sprawny, a postacie jakieś takie… prawdziwe. Zwykłe, ale w tym “na plus” tego słowa rozumieniu. I ta ukryta (pytanie czy zamierzona, czy przypadkowa) groza w końcowym niedoręczeniu…
Czego mi brakło? Jakiejś “namacalności” tekstu. Co prawda były dwa zdania mocniej przykuwające uwagę, ale całość jako całość przeczytałem, uznałem za biblioteczne, ale też nie uderzyło. Choć pomysł jest, to prawda. I jest potencjał, by to “wyostrzyć” z “czytanego” na “uderzające”.
,, → do podmiany na cudzysłów :)
Reprezentatywny fragment na stronie głównej skutecznie przyciągnął moją uwagę. Na całości bynajmniej się nie zawiodłem – opowiadanie przeczytałem bardzo szybko, jednym tchem, właściwie łyknąłem bez popitki, co mi się rzadko zdarza. Sprawnie napisany, umiejętnie grający na emocjach, miejscami zabawny i rozgrzewający serducho, choć ogólnie gorzki tekst, z absolutnie dobijającym finałem, który momentalnie ściera uśmiech z twarzy i wysysa z serducha całe ciepło, jakie zdążył w nie tchnąć. Tematyka opowiadania jest niewątpliwie żywa i aktualna – im bliżej świąt, tym częściej zadaję sobie pytanie, czy jeszcze kiedyś będzie jak dawniej…
Knut nie odstawił picia, ale nie użynał się do nieprzytomności
Ortograf.
"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.
Witajcie!
Anet, to miłe, dzięki :)
Wilku,
I ta ukryta (pytanie czy zamierzona, czy przypadkowa) groza w końcowym niedoręczeniu…
Chciałem, żeby ta scena była i smutna, i straszna, mam nadzieję, że się udało.
Cieszę się, że widzisz w moim tekście sporo pozytywów, szkoda, że całość nie rąbnęła jak należy :) Trudno. Dziękuję za lekturę i podzielenie się opinią.
,, → do podmiany na cudzysłów :)
Oups, dzięki za czujność :) Poprawione.
Bolly,
ciszę się, że lektura mojego opowiadania była satysfakcjonująca.
im bliżej świąt, tym częściej zadaję sobie pytanie, czy jeszcze kiedyś będzie jak dawniej…
Ech, no właśnie.
Dziękuję za lekturę. wychwycenie babola (mały, podstępny skubaniec…) i za miłe słowa :)
Pozdrawiam!
Przeczytałam.
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Przeczytane.
Morgiano, ANDO, dzięki za wizytę :)
Cześć adam_c4 !!!
Przyjemne się czytało ten twój tekst :)))))))))))))))))))))))))))))))) Fajnie było jak Mikołaj otwierał koperty, wciągnęło mnie! Nie wszystko zakapowałem.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursach
Jestem niepełnosprawny...
w konkursie
Jestem niepełnosprawny...
Cześć, Dawidzie! Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!
Ładnie grasz perspektywą. Najpierw Twój Mikołaj wygląda na bezdusznego cynika, by potem się okazał sfrustrowanym i cierpiącym z bezsilności. Dostaje iskierkę nadziei, by zakończenie mu przywaliło z całych sił. Naprawdę niezła emocjonalna karuzela w niewielkiej liczbie znaków i wyjątkowo dołująca – bo na wielu poziomach – końcówka. Dobra robota, klikałabym :)
Witaj, Bellatrix!
Cieszy mnie Twoja pochlebna opinia :) Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!
Przygnębiające jest niemal wszystko, co nas otacza. Niełatwo znaleźć się w takiej rzeczywistości, także Mikołajowi, elfowi, że o dzieciach nie wspomnę. I pewnie tylko drony, nieczułe na szczególną sytuację, będą latać w tę i z powrotem…
Pokazałeś, Adamie, osobliwa wizję, ale pewnie dlatego lektura Nieobecnego okazała się szalenie satysfakcjonująca. :)
– „… ja tylko chcę, żeby mój wujek wyzdrowiał na wigilię i nawet…” → To nie dialog, więc półpauza na początku jest zbędna, tak jak zbędna jest spacja po pierwszym wielokropku.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Witaj, reg! Dziękuję za lekturę. To arcymiłe, że lektura była aż tak satysfakcjonująca :)
Pozdrawiam!
Nie da się ukryć, Adamie, że była, I nie powinieneś być zaskoczony, bo chyba wiesz, że fajnie to napisałeś. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
I nie powinieneś być zaskoczony, bo chyba wiesz, że fajnie to napisałeś. ;)
Muszę przyznać, że to jeden z nielicznych tekstów, z których jestem naprawdę zadowolony. Jeśli niemal trzy tygodnie po skończeniu opowiadania nie mam w głowie listy rzeczy, które powinienem był napisać inaczej, to jest to dla mnie coś przyjemnie zaskakującego :)
Życzę Ci, Adamie, abyś był równie przyjemnie zaskoczony po napisaniu każdego opowiadania. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
W końcu się przyzwyczai… ;-)
Babska logika rządzi!
Życzę Ci, Adamie, abyś był równie przyjemnie zaskoczony po napisaniu każdego opowiadania. :)
W końcu się przyzwyczai… ;-)
Ponoć do wszystkiego można się przyzwyczaić :p Dzięki!
Cześć!
Mocne i smutne, i bardzo zgrabnie napisane ;-) Pokazujesz Mikołaja, którego świat zmienił się i który robi co może, by przynosić radość. Bardzo sprytnie postanowiłeś z początku pokazać go jako buca, to wzbudza ciekawość (i oburzenie). A potem zaczynasz odsłaniać karty i zaczynamy rozumieć, że bohater niestety może niewiele, podobnie jak Knut, którego moc sprowadza się do jednej, określonej dziedziny (chociaż ten motyw z koncernem farmaceutycznym), i to jest przyczyną jego stanu. Bardzo udana kreacja bohaterów, są prawdziwi, ludzcy, cierpią po swojemu, są wręcz żywi w swojej niełatwej roli, starając się nadążyć za światem, który – jak zawsze – zmienia się czasem wbrew naszym oczekiwaniom. Ledwie kilka tyś znaków, a nie miałem problemu, by “zżyć” się z nimi. To wyszło!
Jakaś moda w tym roku na takie teksty, bo póki co przeczytałem trzy na świąteczny i wszystkie są w podobnym tonie (chociaż w Twoim COVID pobrzmiewa najbardziej). Czyżby to przez pandemię? Sam miałem kilka podobnych pomysłów, ale nie chciałem pisać świątecznej dystopii, więc zrezygnowałem.
2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie! (i nad piórkiem pomyślę, bo tekst bardzo dobry imho)
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Hej, Krarze!
Ledwie kilka tyś znaków, a nie miałem problemu, by “zżyć” się z nimi. To wyszło!
To świetnie, bo wydaje mi się, że to była podstawowa kwestia – aby czytelnik zdołał przyjąć perspektywę dwóch nieszczęśników.
Jakaś moda w tym roku na takie teksty, bo póki co przeczytałem trzy na świąteczny i wszystkie są w podobnym tonie (chociaż w Twoim COVID pobrzmiewa najbardziej). Czyżby to przez pandemię?
Chyba tak, choć muszę przyznać, że pomysł na opowiadanie przyszedł mi do głowy już rok temu, i początkowo właśnie tę historię miałem opisać na konkurs świąteczny 2020. Mam nadzieję, że za rok ta tematyka będzie już mocno przebrzmiała.
2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie! (i nad piórkiem pomyślę, bo tekst bardzo dobry imho)
Dziękuję!
Zdrowych, wesołych :) Pozdrawiam!
Witaj, Adamie!
Wzięłam się za Twój tekst jako pierwszy i nie zawiodłam się – to była dobra, mocna, choć smutna lektura. Z góry zakładałam, że czytając te świąteczne teksty, spróbuję się nie czepiać “niedoróbek”, ale też u Ciebie nie bardzo byłoby się do czego przyczepić ;) Zresztą jak widzę, dostałeś już sporo komentarzy i te co istotniejsze potknięcia zostały wskazane.
Generalnie dobrze się czytało i szybko :)
Pozdrawiam!
Spodziewaj się niespodziewanego
Hej, NaNa! Miło Cię widzieć :)
Ciszę się, że mój tekst czytało Ci się dobrze i że nie miałaś się do czego przyczepić :)
Dziękuję i pozdrawiam!
No, kurde, takie niepozorna maleństwo, a tyle w nim zmieściłeś :)
Upomniałeś się o “największych przegranych pandemii”, czyli dzieci. W tych listach widać cały strach, bezradność i zrozumienie sytuacji. Na ich tle list Tomka jest z jednej strony orzeźwiający, a z drugiej… Czytelnik nic o nim nie wie, może jest trzymany przez rodziców pod kloszem, może faktycznie nie dostrzega, może rodzice z tych, co nie wierzą w pandemię, a może dzieciak ma to gdzieć. Nie próbujesz tłumaczyć, bo to w sumie nieistotne, to cholerstwo jest bardzo demokratyczne i może dotknąć każdego.
A jednocześnie w osobach Mikołaja i Knuta pokazujesz bezradność dorosłych wobec cierpienia dzieci. Nie potrafią im zabrać lęku, nie potrafią pomóc. Sami marzą o normalności.
Piekielnie to przytłaczające, bo nie ma w tym tekście okrucha nadziei, ale wybrzmiewa mocno. To chyba jeden z nielicznych tekstów na świąteczny, który zapamiętam na dłużej. Zresztą czytałam praktycznie w momencie pojawienia się na stronie i wciąż pamiętam.
Na dodatek tym razem fantastyka jest głośna i wyraźna, więc… :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Witaj, Irko!
Czytelnik nic o nim nie wie, może jest trzymany przez rodziców pod kloszem, może faktycznie nie dostrzega, może rodzice z tych, co nie wierzą w pandemię, a może dzieciak ma to gdzieć. Nie próbujesz tłumaczyć, bo to w sumie nieistotne, to cholerstwo jest bardzo demokratyczne i może dotknąć każdego.
Tak, zależało mi na tym, aby to pozostało niedopowiedziane. Kto wie – może Tomek i jego rodzice musieli pospiesznie się wyprowadzić i dlatego paczka nie dotarła? Przyznam jednak, że jakoś nie wierzę w optymistyczny scenariusz.
To chyba jeden z nielicznych tekstów na świąteczny, który zapamiętam na dłużej. Zresztą czytałam praktycznie w momencie pojawienia się na stronie i wciąż pamiętam.
Mimo wszystko – cieszy mnie to :)
Na dodatek tym razem fantastyka jest głośna i wyraźna, więc… :)
Dzięki :)
Pozdrawiam!
Witaj, Adamie!
Dużo emocji udało Ci się zawrzeć w tym krótkim opowiadaniu, wcale nie oczywistych, a przez to całkiem interesujących. Gruboskórny, bucowaty Mikołaj okazuje się być taki tylko z pozoru, a spomiędzy gorzkiego humoru i rutyny przeziera bezradność, będąca źródłem cierpienia. Wszystko to jest podane nader smacznie, zupełnie nie wprost i jestem przekonany, że należą się za to brawa.
Niemniej odbieram reakcję Mikołaja za nieco przesadzoną, wręcz przerysowaną, jeśli odbierać ją w kontekście komentarza do obecnej sytuacji, to przecież wirus nie jest aż tak śmiertelny, poza tym ludzie zawsze chorowali i umierali, a do tego zawsze zdarzały się dzieci, które na gwiazdkę życzyły sobie zdrowia kogoś bliskiego – co najwyżej pandemia zwiększyła odsetek takich próśb. Oczywiście nazwa “covid” bezpośrednio tutaj nie pada, rzecz może dotyczyć jakiejś dużo bardziej zjadliwej choroby i jest to w sumie jeszcze bardziej dołująca perspektywa, niż to, co mamy w rzeczywistości. Finał wyszedł naprawdę paskudny (w dobrym tego wyrażenia znaczeniu), bo konkretnie psuje nastrój i zostaje na dłużej.
Postać Knuta wyszła na tle Mikołaja dość nijaka. Widzę tutaj perspektywy na jakiś ciekawy kontrast, a nie jedynie towarzysza biesiadowania i wykonawcę poleceń. Szkoda. Mimo krótkiego metrażu, paradoksalnie moim zdaniem masz tutaj kilka dłużyzn, które bez straty dałoby radę wyciąć. Ale to tylko detale. Zaserwowałeś porządne opowiadanie, warte poświęconego czasu. Choć nie uważam go za coś oszałamiająco oryginalnego, to bez wątpienia jest to kawał dobrego czytadła.
Witaj, MrBrightside!
Niemniej odbieram reakcję Mikołaja za nieco przesadzoną, wręcz przerysowaną, jeśli odbierać ją w kontekście komentarza do obecnej sytuacji, to przecież wirus nie jest aż tak śmiertelny, poza tym ludzie zawsze chorowali i umierali, a do tego zawsze zdarzały się dzieci, które na gwiazdkę życzyły sobie zdrowia kogoś bliskiego – co najwyżej pandemia zwiększyła odsetek takich próśb. Oczywiście nazwa “covid” bezpośrednio tutaj nie pada, rzecz może dotyczyć jakiejś dużo bardziej zjadliwej choroby i jest to w sumie jeszcze bardziej dołująca perspektywa, niż to, co mamy w rzeczywistości.
Nie wskazuję na to wprost, a jedynie sugeruję, że „moja” epidemia jest nieporównywanie gorsza od tej, z którą my się zmagamy. Wspominam, że kiedyś Mikołaj dostawał tysiące listów dziennie (do ich czytania miał pewnie brygadę elfów). Teraz korespondencja mieści się w jednej paczce. Nastały więc czasy, w których najmłodszym nie w głowie prezenty i zabawa, albo… listów nie ma już kto pisać – końcówka sugeruje, że cholerstwo, które trawi świat, jest bezwzględne również dla dzieci. My, dzięki Bogu, jesteśmy w dużo lepszej sytuacji.
Dziękuję Ci za wszystkie krytyczne uwagi i za miłe słowa. Pozdrawiam!
Hmmm… Rozumiem, że nie taki był sens, ale trochę w trakcie opowiadania nachodziła mnie pewna myśl. Czy Mikołaj smucił się, że dzieci martwią się o swoją rodzinę, zamiast prosić o prezenty? A było to poniekąd irytujące uczucie, bo w głębi serca jestem antykonsumpcjonistą :P
No tak ogólnie to sprawnie napisane, chociaż parę niewygodnych miejsc się trafiło. Prosty pomysł, trochę przewidywalny, ale zgrabnie ujęty; wiele więcej pewnie od szorta wymagać by nie należało. Na Pióro imho jednak za mało.
Powodzenia w konkursie!
Слава Україні!
Witaj, Golodh!
Hmmm… Rozumiem, że nie taki był sens, ale trochę w trakcie opowiadania nachodziła mnie pewna myśl. Czy Mikołaj smucił się, że dzieci martwią się o swoją rodzinę, zamiast prosić o prezenty?
Myślę, że to wcale nie jest zły trop. Sugerujesz, że Mikołaj, zamiast wyłącznie współczuć dzieciom, może też odczuwać poirytowanie w związku z tym, że najmłodsi nie chcą, choćby na kilka dni, zapomnieć o pandemii. Pozwolić sobie na to, żeby radość płynąca z konsumpcji pozwoliła im na oderwanie się od nieprzyjaznej rzeczywistości (bo w gruncie rzeczy właśnie temu służy konsumpcja).
Podejrzewam, że o ile Mikołaj naprawdę cierpi z powodu niedoli najmłodszych, to do głosu dochodzą też inne frustracje. Wynikające z powodów, które nazwalibyśmy niskimi. W końcu Brodacz był kiedyś bożyszczem, spełniał marzenia dzieci na całym świecie. Co mu z tego zostało? Garść nierealnych próśb. To musi – poza wszystkim – godzić również w ego.
Dziękuję za wizytę! Pozdrawiam!
O tak, myślę że z taką interpretacją jestem w stanie się zgodzić. Tylko wiesz – wtedy ta końcówka nie łapie tak, jak złapała innych :P (znaczy tak było w moim przypadku; w każdym razie jak zdajesz sobie z tego sprawę, to podnosi to odrobinę moją ocenę)
Слава Україні!
Tekst ma dwa bardzo dobre elementy. Zbudowanie napięcia poprzez ukrycie treści listu oraz zakończenie. Ogólnie opowiadanie bardzo dobrze napisane, zwłaszcza konstrukcja i timing.
Szkoda tylko, że wszystko włożyłeś w te świąteczne kalki. No ciężko jest przez nie traktować ten tekst inaczej niż z przymrużeniem oka. Alkoholizm Knuta też bardzo meh.
Ech. Dałbyś te świąteczne akcenty gdzieś w dalekim tle, subtelnie, by tak nie mierziły, i naprawdę miałbym zagwozdkę.
Ocena: 5 / 6
"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.
Golodh,
Zależało mi na tym, aby Brodacza trudno było zaszufladkować. Ta postać ma całą masę wad i jest mocno zwichrowana – stosuje przemoc fizyczną względem Knuta, siebie samego zabija na raty, paląc paskudne papierosy. To gość z tzw. trudnym charakterem – wierzę, że nie pomiatał pracownikami, ale z pewnością bywał wredny, zresztą Knut rozważał zwolnienie się z firmy, bo uważał, że nie dogada się z apodyktycznym szefem. Brodacz to raptus i egomaniak jak nic.
Ale pod warstwą bucowatości kryje się wrażliwiec, którego przerosła rzeczywistość. Ja mu współczuję. W zasadzie to po co on ciągle tkwi na tym zimowym pustkowiu? Czemu odbiera korespondencję? Masochizm czy raczej potrzeba trwania na posterunku? Może nie zniósłby świadomości, że prośby dzieci trafiałyby w próżnię, albo miały do nich wracać z powodu… nieobecności adresata. Można powiedzieć, że robił wszystko, co w jego mocy, aby nie zawieść nadziei dzieci.
Pozdrawiam!
Witaj, Chrościsko!
Szkoda tylko, że wszystko włożyłeś w te świąteczne kalki. No ciężko jest przez nie traktować ten tekst inaczej niż z przymrużeniem oka.
Przyznam, że liczyłem na to, że będzie to atut opowiadania – miło kojarzące się kalki przełamane czymś niestandardowym i skrajnie dołującym.
Dziękuję za lekturę i podzielenie się opinią, pozdrawiam!
No, dobra. Technicznie jeszcze trochę pracy przed Tobą: powtórzenia (agresji/agresor), niepotrzebne synonimy imion, otwarcie do wygładzenia (motyw z lżejszą przesyłką nieczytelny na tym etapie, a właściwie niepotrzebny) – ale wiedz, że wzruszyłeś. A to bezcenne.
Cześć, coboldzie!
Dzięki za zwrócenie uwagi na techniczne niezręczności, przyjrzę się im.
ale wiedz, że wzruszyłeś.
Cieszę się :)
Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!
Efektowne, pomysłowe, przewidywalnie ponure (w sensie: jak tylko padło pierwsze zdanie o ratowaniu bliskich, kontekst pandemiczny stał się oczywisty). Zaskoczyło za to zakończenie, mocne i ciężkie. I strasznie ponure, że powtórzę. Myślałam, że z opek świątecznych najbardziej dobije mnie błyskotliwie ponury tekst Marasa, ale okazało się, że można jeszcze bardziej. Co nie zmienia faktu, że to tekst dobrze napisany i naprawdę udany.
Nad decyzją piórkową muszę się jeszcze zastanowić.
ninedin.home.blog
Cześć, ninedin!
Nie ukrywam, że jestem zadowolony z tego, że zakończenie uznajesz za mocne i ciężkie, a przy tym zaskakujące. Właśnie na tym mi zależało. Dziękuję za wizytę i za miłe słowa :)
Pozdrawiam!
Hej, hej,
fajne, podoba mi się. Rzeczywistość pandemiczna przeplata się lekko z korporacyjną, w tle mamy “ludzkie problemy” takie jak nadużywanie trunków czy bezsilność w obliczu nieuchronności Śmierci, czy innych jeźdźców naszej pandemicznej apokalipsy.
Tak jak pisał Maras, są to nieco zgrane karty, wiem jak to się skończy, nie wierzę w szczęśliwy finał, ale mimo wszystko tekst ma coś w sobie, jakoś te emocje wciąż są. Niekoniecznie jest to tekst dobijający, bo przecież jest w nim także o nadziei, o zapomnieniu, które kryje się w codziennych sprawach, w normalności, albo choćby w jej udawaniu. Mikołajowi nie wyszło, ale to nie znaczy, że nie trzeba próbować.
Pod Twoim poprzednim opowiadaniem piórkowym czepiałem się braku detali świata przedstawionego , tutaj one są i jestem usatysfakcjonowany – od wgniecenia z boku drona, przez opisy kopert na szczegółach związanych z produkcją zabawek.
Jestem na “Tak” w głosowaniu piórkowym.
Jeżeli chodzi o mankamenty tekstu, to głównie denerwowało mnie, znów podobnie jak Marasa, zamienianie nazw na jakieś dziwne synonimy, np. na słowo szef, poniżej masz je aż 6 razy ;)
– Niech szef spojrzy! – Knut sięgnął po świeżo wystruganą lokomotywę i kilka wagoników. – Właśnie miałem zaprawiać…
Uniósł dłonie nad zabawką i wyszeptał magiczną formułę. Pociąg ruszył z kopyta.
– Czy ty w ogóle kładłeś się spać? – zapytał szef, obserwując jeżdżącą w kółko zabawkę.
– Chłopak prosił też o szkatułkę na skarby. – Konstruktor sięgnął po niewielkie pudełko i zaczął obracać je w dłoniach. – Pomaluję na zielono i czerwono. Jeszcze mu w tym zamontuję pozytywkę, co? Jak szef myśli? To taki dziewczyński gadżet, ale chyba mu się spodoba?
– Tak, myślę że tak – przyznał Brodacz, nalewając herbatę do blaszanego kubka. – Spróbuj.
Knut pociągnął łyk parującego napoju.
– Świetna! Dawno jej szef nie robił.
– No.
Zamilkli. Przez chwilę szef bał się, że jego pracownik stwierdzi, że herbata istotnie jest smaczna, ale przydałaby jej się solidna, procentowa wkładka dla podbicia smaku. Marny dowcip nie tylko byłby nieśmieszny, ale zwyczajnie dołujący.
– To pierwszy taki list od wybuchu pandemii, co? – Elf przerwał ciszę.
– Pierwszy.
– To musi być dla szefa trudne. Czytać te wszystkie…
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Witaj, BasementKey!
Niekoniecznie jest to tekst dobijający, bo przecież jest w nim także o nadziei, o zapomnieniu, które kryje się w codziennych sprawach, w normalności, albo choćby w jej udawaniu. Mikołajowi nie wyszło, ale to nie znaczy, że nie trzeba próbować.
O, ciekawy, optymistyczny punkt widzenia: mimo, że sytuacja jest beznadzieja, warto dopatrywać się pozytywów w prostych rzeczach i codzienności, która, choć dołująca, ma też swoje blaski.
np. na słowo szef, poniżej masz je aż 6 razy ;)
Hmm, rzeczywiście się tego namnożyło. Może w przytoczonym przez Ciebie fragmencie Knut powinien przejść na mniej formalny ton, co pozwoliłoby wyeliminować tych ,,szefów”.
Cieszę się, że uznajesz tekst za godny ,,Taka” :)
Dziękuję i pozdrawiam!
Dobry tekst, Adamie. Podobał mi się stworzony przez Ciebie klimat. Jest w tym trochę Świąt, trochę zimy, trochę ponurych ciemności, wszystko w odpowiednich proporcjach by utwór uznać za udany.
Jedno tylko trochę mi przeszkadza. Pewna niespójność w zachowaniu Mikołaja. Z jednej strony ukazujesz go za żelazną zasłoną obojętności, z dawno porzuconą empatią, a z drugiej naszej bohater klęka i ściska paczkę po jednym chłopcu. Myślę, że rozumiem, co chciałeś przekazać. Mikołaj nie mógł spełnić życzeń o zdrowiu itp. gdyż nie miał takich mocy, nie był Bogiem, stąd jego palenie listów. Ale empatia w człowieku albo jest, albo jej nie ma, nie jest wybiórcza. Jeśli Mikołaj cierpiał po śmierci nieznanego chłopca, tak samo cierpiałby z niemożności niesienia pomocy innym. Dlatego wolałbym, aby w pierwszym fragmencie nasz bohater był bezsilny, a nie obojętny. To nie gryzłoby się z reakcją w finale.
Pozdrawiam.
Witaj, Darconie! Miło mi, że zajrzałeś.
Dobry tekst, Adamie. Podobał mi się stworzony przez Ciebie klimat. Jest w tym trochę Świąt, trochę zimy, trochę ponurych ciemności, wszystko w odpowiednich proporcjach by utwór uznać za udany.
Bardzo cieszy mnie ta opinia!
Jedno tylko trochę mi przeszkadza. Pewna niespójność w zachowaniu Mikołaja. Z jednej strony ukazujesz go za żelazną zasłoną obojętności, z dawno porzuconą empatią, a z drugiej naszej bohater klęka i ściska paczkę po jednym chłopcu. Myślę, że rozumiem, co chciałeś przekazać. Mikołaj nie mógł spełnić życzeń o zdrowiu itp. gdyż nie miał takich mocy, nie był Bogiem, stąd jego palenie listów. Ale empatia w człowieku albo jest, albo jej nie ma, nie jest wybiórcza. Jeśli Mikołaj cierpiał po śmierci nieznanego chłopca, tak samo cierpiałby z niemożności niesienia pomocy innym. Dlatego wolałbym, aby w pierwszym fragmencie nasz bohater był bezsilny, a nie obojętny. To nie gryzłoby się z reakcją w finale.
Mnie też wydaje się, że empatyczność lub jej brak, na pewnym etapie życia, jest cechą raczej niezmienną. I zakładam, że Brodacz jest osobą pełną empatii. Choć w tekście sugeruję, że bywa bezkompromisowy i swarliwy, nie sądzę, aby miał w sobie zbyt wiele z psychopaty. Nawet mimo tego, że sprawia wrażenie egotyka.
Obstawiam, że właśnie nadmierna wrażliwość, wewnętrzna kruchość, sprawiły, że palił listy pełne próśb, których nie mógł spełnić. Sytuacja, w której z bożyszcza został podniesiony do rangi Boga, zdecydowanie go przerosła. Myślę, że każdy list, każda prośba, raniły go do żywego. Wrzucanie próśb w ogień to radykalna, ale w gruncie rzeczy nieudolna, próba emocjonalnego zdystansowania się od nich.
Dziękuję i pozdrawiam!
Bardzo zgrabnie, żywym językiem opowiedziana historia o bezsilności, frustracji, iskierce nadziei i – jak to w życiu bywa, wujowym finale. Dotyka aktualnego problemu, prezentuje inną perspektywę na kilka lat pandemii, taką gorzką i prawdopodobnie po części prawdziwą.
Bawisz się w emocje, ale robisz to umiejętnie, dobrze wyważając zmiany nastrojów i ich ukazanie poprzez postaci – szapoba.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Witaj, PsychoFishu!
Bawisz się w emocje, ale robisz to umiejętnie, dobrze wyważając zmiany nastrojów i ich ukazanie poprzez postaci – szapoba.
Piękne dzięki! Dla takich pochwał warto się starać :)
Dziękuję i pozdrawiam!
Opowiadanie jest zupełnie nijakie. Jest nastawione na smutek, potem smutek, a potem jeszcze więcej smutku. Strasznie to przerysowane. Elf alkoholik, dzieci proszące o życie rodziców, a potem zakończenie sugerujące śmierć chłopca. To jest jak dla mnie opowiadanie nie do zaakceptowania. I jeszcze te aluzje do pandemii, które, szczególnie teraz, po wybuchu wojny na Ukrainie wydają się zupełnie nie pasować, jako powód, przez który dzieci przestają prosić o zabawki. Jeśli to nie wybrzmiało, to podkreślę, nie podobało mi się to opowiadanie, jego lektura nie była ani zajmująca, ani przyjemna.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche
Tak, Autor zdecydowanie powinien przewidzieć, że niecały rok po publikacji wybuchnie wojna. Od czego jest fantastą? ;-)
Babska logika rządzi!
Tak, Autor zdecydowanie powinien przewidzieć, że niecały rok po publikacji wybuchnie wojna. Od czego jest fantastą? ;-)
Żaden ze mnie znawca historii. ale wydaje mi się, że wojny wybuchały też przed pandemią, a i nawet trwały w jej trakcie, tylko nie blisko naszych granic. Nawet były takie dwie światowe, podejrzewam, że w ich trakcie też dzieciom nie były w głowie zabawki.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche
No, IMO, bliskość naszych granic i nasz system wartości jako stawka robi wystarczająco dużą różnicę, żeby tę wojnę traktować inaczej, żeby zmieniła punkt widzenia na mnóstwo spraw.
Babska logika rządzi!
Obydwie wojny światowe były nawet bliżej i drastyczniej zmieniły perspektywę. A czytając ten tekst teraz, widać, jak traci na tym, że została do fantastyki wmieszana publicystyka, bo mówiąc krótko jest gorzej.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche
Żyje już niewiele osób osobiście pamiętających chociażby II światową. Wydaje mi się, że to ogromna różnica – czytać w podręczniku historii, a uczestniczyć w zdarzeniach czy chociażby oglądać reportaże w telewizji.
Babska logika rządzi!
Może mnie to jest bliższe, bo moja babcia przeżyła obydwie wojny i słuchanie opowieści kogoś bliskiego, to zupełnie inna perspektywa niż ta podręcznikowa.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche
Witaj, Osvaldzie!
Jest nastawione na smutek, potem smutek, a potem jeszcze więcej smutku.
Gdzieś tam po drodze jest jeszcze nadzieja, ale w gruncie rzeczy nie sposób się z Tobą nie zgodzić.
I jeszcze te aluzje do pandemii, które, szczególnie teraz, po wybuchu wojny na Ukrainie wydają się zupełnie nie pasować, jako powód, przez który dzieci przestają prosić o zabawki.
O, to zdanie sprawiło, że zastanowiłem się nad jedną kwestią: Czy teraz, zważywszy na to, co działo się w tym roku, napisałbym podobny tekst? Myślę, że nie. Nie dlatego, że uważałbym to za coś niemoralnego czy złego. Zwyczajnie nie dałbym rady. Bo rzeczywistość, którą przedstawiłem w opowiadaniu, jest ponura i pesymistyczna aż do przesady – a więc różna od naszej. Na tamtą porę szło ku dobremu – jasne, pandemia wciąż szalała, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można było zakładać, że koszmar się skończy i to raczej prędzej niż później. Że choć skutki pandemii będziemy odczuwać jeszcze dłuuuugo, to to, co rozumiemy jako „normalność”, powróci. Poza tym mnie zawsze na duchu podnosił fakt, że to cholerstwo nie jest (poza rzadkimi przypadkami) śmiertelnie niebezpieczne dla dzieci (choć oczywistym jest, że skutki pandemii wpłynęły i będą jeszcze wpływać na wszystkich, w tym na najmłodszych).
A więc po wybuchu wojny i mimowolnym przyswojeniu informacji tak przerażających, że tylko racjonalizacja pozwala wielu z nas nie zwariować z żalu i strachu, nie potrafiłbym napisać tekstu przekornie pesymistycznego. Ale potrafię wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś, kogo wojna bezpośrednio nie dotknęła, tworzy skrajnie pesymistyczne dzieło, pomagające mu oswoić się z tą tragedią. Po czym otwarcie prezentuje to dzieło światu. Jak wspomniałem wyżej – ja nie dałbym rady. Ale czy ten potencjalny twórca postępuje gorzej niż ci, którzy tę tragedię racjonalizują albo wypierają? Ja tak nie uważam.
Zahaczyliście z Finklą temat wojen światowych oraz ich wpływu na naszą rzeczywistość. Wydaje mi się, że zbyt rzadko zatrzymujemy się nad faktem, że zostaliśmy ukształtowani przez ludzi, którzy albo przeżyli wojnę, albo zostali wychowani przez tych, którzy ją przeżyli.
Szkoda, że opowiadanie oceniasz jednoznacznie negatywnie, ale dziękuję za podzielenie się opinią. Pozdrawiam!
Na tamtą porę szło ku dobremu – jasne, pandemia wciąż szalała, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można było zakładać, że koszmar się skończy i to raczej prędzej niż później. Że choć skutki pandemii będziemy odczuwać jeszcze dłuuuugo, to to, co rozumiemy jako „normalność”, powróci. Poza tym mnie zawsze na duchu podnosił fakt, że to cholerstwo nie jest (poza rzadkimi przypadkami) śmiertelnie niebezpieczne dla dzieci (choć oczywistym jest, że skutki pandemii wpłynęły i będą jeszcze wpływać na wszystkich, w tym na najmłodszych).
Mam podobne odczucia. Zwłaszcza tę złudną nadzieję na powrót normalności.
Ale potrafię wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś, kogo wojna bezpośrednio nie dotknęła, tworzy skrajnie pesymistyczne dzieło, pomagające mu oswoić się z tą tragedią. Po czym otwarcie prezentuje to dzieło światu. Jak wspomniałem wyżej – ja nie dałbym rady. Ale czy ten potencjalny twórca postępuje gorzej niż ci, którzy tę tragedię racjonalizują albo wypierają? Ja tak nie uważam.
Każdy ma swoje sposoby na radzenie sobie w trudnych sytuacjach. Nie rozpatrywałbym tego w kategorii gorzej lub lepiej. Ja jednak nie jestem zwolennikiem wywnętrzania się. analizowanie sytuacji, na które nie ma się żadnego wpływu tylko człowieka przygnębia.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche
Nieproszony pozwolę sobie na jedno spostrzeżenie, gdyż…
Nawet były takie dwie światowe, podejrzewam, że w ich trakcie też dzieciom nie były w głowie zabawki.
…skojarzyło mi się z wizytą w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Zaraz za głównym wejściem, pierwsza z prawej sala poświęcona jest dzieciom z czasów powstania. Odwiedzające muzeum dzieciaki mogły nie tylko obejrzeć, ale też własnoręcznie wykonać zabawki, które wykonywano z dostępnych materiałów prawie osiemdziesiąt lat temu. Mogły też podpatrzeć jakie zabawy zajmowały wówczas dzieci.
Otóż, zabawki w trakcie wojen były bardzo w głowach dzieci.
Zaraz za głównym wejściem, pierwsza z prawej sala poświęcona jest dzieciom z czasów powstania. Odwiedzające muzeum dzieciaki mogły nie tylko obejrzeć, ale też własnoręcznie wykonać zabawki, które wykonywano z dostępnych materiałów prawie osiemdziesiąt lat temu. Mogły też podpatrzeć jakie zabawy zajmowały wówczas dzieci.
Otóż, zabawki w trakcie wojen były bardzo w głowach dzieci.
Tak, nie bez powodu dzieciom uciekającym z Ukrainy rozdawano na polskiej granicy zabawki. Pytanie tylko czy te zabawki były w głowach dzieci czy dorosłych, którzy rozpaczliwie starali się jakąś radość dzieciom zapewnić. Zabawki to odskocznia od szarej rzeczywistości.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche
Odskocznia od szarej rzeczywistości, której dzieci nie rozumieją tak jak dorośli. Dzieci przejmują od dorosłych obawy i lęki, ale nie są świadome długofalowych skutków pewnych zdarzeń, nadal pozostając dziećmi – nadal chcą się bawić i mieć te zabawki. Nie neguję, że dorosli chcą w mrocznym czasie odciągnąć uwagę dzieci od szarej rzeczywistości poprzez dawanie im takich małych odskoczni, bo to jest im na rękę, pozwala odnaleźć odrobinę normalności, jednak nie zgodzę się, że dzieci te zabawki mają w głowach tylko z inicjatywy rodziców.
Known some call is air am
Pytanie tylko czy te zabawki były w głowach dzieci czy dorosłych, którzy rozpaczliwie starali się jakąś radość dzieciom zapewnić. Zabawki to odskocznia od szarej rzeczywistości.
Nie potrafię się postawić ani na miejscu dziecka, ani rodzica w takiej sytuacji. Natomiast, gdyby dzieciom nie były w głowach zabawki i zabawy w przerwach między jedną strzelaniną a drugą, dziewczynki nie grałyby w klasy, chłopcy nie biegaliby z kijem i fajerką po ulicy, jak też wspólnie nie organizowaliby przedstawień z lalkami kukiełkowymi.
Jestem za to w stanie uwierzyć (odwiedziny takich miejsc jak Muzeum Powstania Warszawskiego, czy II WW potrafią dużo wnieść do postrzegania ludzkich zachowań), że ludzie w nawet najbardziej tragicznych okolicznościach szukają odrobiny normalności.
Jestem za to w stanie uwierzyć (odwiedziny takich miejsc jak Muzeum Powstania Warszawskiego, czy II WW potrafią dużo wnieść do postrzegania ludzkich zachowań), że ludzie w nawet najbardziej tragicznych okolicznościach szukają odrobiny normalności.
A to na pewno, bo inaczej człowiek by zwariował i to niezależnie do wieku. Tylko w takim razie jak to się ma do opowiadania, bo mamy tu założenie, że dzieci przestają prosić o zabawki z powodu pandemii. Przyznam, że nie pomyślałem o tym wcześniej.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche
Podejrzewam, że były momenty, kiedy przestawały myśleć. Ale czy z powodu pochylania się nad tajemnicą pandemii?
I tym o to sposobem, sam się wpakowałem w potrzebę przeczytania opka sprzed roku.
I tym o to sposobem, sam się wpakowałem w potrzebę przeczytania opka sprzed roku.
I nie zapomnij podzielić się wrażeniami z lektury ;) Z góry dzięki!
Otóż, zabawki w trakcie wojen były bardzo w głowach dzieci.
Tak, nie bez powodu dzieciom uciekającym z Ukrainy rozdawano na polskiej granicy zabawki. Pytanie tylko czy te zabawki były w głowach dzieci czy dorosłych, którzy rozpaczliwie starali się jakąś radość dzieciom zapewnić. Zabawki to odskocznia od szarej rzeczywistości.
(…) jednak nie zgodzę się, że dzieci te zabawki mają w głowach tylko z inicjatywy rodziców.
Jestem za to w stanie uwierzyć (…) że ludzie w nawet najbardziej tragicznych okolicznościach szukają odrobiny normalności.
A to na pewno, bo inaczej człowiek by zwariował i to niezależnie do wieku. Tylko w takim razie jak to się ma do opowiadania, bo mamy tu założenie, że dzieci przestają prosić o zabawki z powodu pandemii.
Panowie, dzięki za komentarze. Postaram się przybliżyć mój punkt widzenia na tę kwestię. Jak to widziałem, pisząc to opowiadanie.
Rzeczywistość przedstawiona w tekście jest, chyba mogę tak ją nazwać, apokaliptyczna. To już świat chylący się ku upadkowi. A więc coś, z czym ludzkość jeszcze nie miała do czynienia. Nie na taką skalę.
Myślę, że w tych tragicznych czasach dzieci nie o tyle przestały bawić się zabawkami, co zmieniły stosunek do tego, aby prosić o nie Świętego Mikołaja. Wydaje im się to pewnie… nie na miejscu? Zbyteczne? Głupie? Zresztą proszenie Mikołaja o cokolwiek jest już rzadkością – korespondencja jest przecież niesamowicie szczupła, to pewnie nie jest nawet tysięczna część tego, co trafiało do Brodacza przed wybuchem pandemii.
I pośród tej lichej, dołującej korespondencji trafia się rodzynek – chłopiec pisze list, który wydaje się żywcem wyjęty z innej, szczęśliwszej, epoki. Dlaczego? Może to dzieciak, którego rodzina z jakichś przyczyn jest bezpieczna i nie ma potrzeby zamartwiać się o jej zdrowie? A może jego rodzice jakimś cudem zbudowali wokół niego iluzję i jest nieświadom zagrożenia? No tak, ale wtedy pisałby do Mikołaja co roku, a tutaj taki list trafił się po raz pierwszy od wielu lat. Może dziesięciolatek jest chory i rokowania nie są dobre, w związku z czym, być może za namową dorosłych, funduje sobie odrobinę normalności? Już samo napisanie listu do Świętego Mikołaja, w którym prosi o „pierdoły”, może być najprzyjemniejszą rzeczą, która spotkała go od dawna.
Pozdrawiam!
Rzeczywistość przedstawiona w tekście jest, chyba mogę tak ją nazwać, apokaliptyczna. To już świat chylący się ku upadkowi. A więc coś, z czym ludzkość jeszcze nie miała do czynienia. Nie na taką skalę.
To przyznam, że skojarzenie z pandemią było tak silne, że nawet przez chwilę nie pomyślałem, że miałyby to być realia apokaliptyczne, odebrałem to jako współczesność.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche
To przyznam, że skojarzenie z pandemią było tak silne, że nawet przez chwilę nie pomyślałem, że miałyby to być realia apokaliptyczne, odebrałem to jako współczesność.
Aha, rozumiem. Nie chciałem sugerować tej apokalipsy wprost. Jedynie poprzez szczupłość korespondencji i to, o co w swych listach proszą dzieci.
I nie zapomnij podzielić się wrażeniami z lektury ;) Z góry dzięki!
Dobrze.
Zatrzymałem się w dwóch miejscach. Przy wirnikach drona, które zagłuszał wiatr i przy słowie pandemia.
W pierwszym przypadku zacząłem nawet grzebać w necie, by (co teraz wydaje mi się bezsensowną stratą czasu) udowodnić, że to niemożliwe. Współcześnie dron robi sporo hałasu. I bardzo nie lubi wiatru.
Ale z szukania dowiedziałem się tyle, że system eVtol stosuje się już w większych maszynach. Jeśli więc przyjąć, że akcja dzieje się w jakiejś niekoniecznie odległej przyszłości, to tak, silny wiatr zagłuszał pracę łopat mielących powietrze.
Pandemia.
Z perspektywy schyłku 2021 wygląda to inaczej, niż teraz. W sumie nie doszło do jakiejś apokalipsy i ładunek grozy w tym słowie znacznie osłabł.
Ale przecież pisałeś to rok temu i z całą pewnością odebrałbym to inaczej. Wygląda na to, że myśląc o uniwersalności utworu trzeba chyba uśmiercić połowę ludzkości. Cóż.
Na początku trochę przerysowane zdawały mi się reakcje Mikołaja, ponieważ nie bardzo rozumiałem, co go tak gniewa. Jednak to może być i moja czytelnicza ułomność, połączona na przykład z chwilowym spadkiem formy umysłowej.
Co do całości napisane bardzo starannie. Tekst dołącza do moich warsztatowych wzorców. Lubię, jak coś się dzieje, nawet, jak się nie dzieje (BTW, Lee Child “Czas przeszły” – mistrzostwo galaktyki w kategorii wciągająca powieść totalnie o niczym) i autor nie zrzuca mnie z klifu w objęcia bezmiaru opisów.,
Cześć, ManeTekelFares!
W pierwszym przypadku zacząłem nawet grzebać w necie, by (co teraz wydaje mi się bezsensowną stratą czasu) udowodnić, że to niemożliwe. Współcześnie dron robi sporo hałasu. I bardzo nie lubi wiatru.
Ale z szukania dowiedziałem się tyle, że system eVtol stosuje się już w większych maszynach. Jeśli więc przyjąć, że akcja dzieje się w jakiejś niekoniecznie odległej przyszłości, to tak, silny wiat
Wychodzi na to, że zgłębiłeś temat lepiej ode mnie. Dobrze, że spadłem na cztery łapy :)
Z perspektywy schyłku 2021 wygląda to inaczej, niż teraz. W sumie nie doszło do jakiejś apokalipsy i ładunek grozy w tym słowie znacznie osłabł.
Ale przecież pisałeś to rok temu i z całą pewnością odebrałbym to inaczej. Wygląda na to, że myśląc o uniwersalności utworu trzeba chyba uśmiercić połowę ludzkości. Cóż.
Tak, perspektywa sprzed roku różniła się od dzisiejszej. Ale przyznaję, że na tamtą porę potencjał grozy w tym słowie nie był dla mnie aż tak duży, jak choćby jeszcze rok wcześniej. W ogóle u schyłku 2021 byłem raczej dobrej myśli pod tym względem.
Na początku trochę przerysowane zdawały mi się reakcje Mikołaja, ponieważ nie bardzo rozumiałem, co go tak gniewa.
Od pierwszych scen chciałem przedstawić Brodacza jako nerwusa, a z biegiem tekstu zasugerować, że to potężną frustracją i poczucie niemocy budziły w nim złość. Trudno się dziwić – w końcu rokrocznie, aż do wybuchu pandemii, zajmował się spełnianiem dziecięcych marzeń i musiało mu to dawać masę satysfakcji.
Lubię, jak coś się dzieje, nawet, jak się nie dzieje (BTW, Lee Child “Czas przeszły” – mistrzostwo galaktyki w kategorii wciągająca powieść totalnie o niczym) i autor nie zrzuca mnie z klifu w objęcia bezmiaru opisów.,
Nie przepadam za opisami, to znaczy nie lubię ich pisać :) Cieszę się, że nie odbierasz tego jako wady, a wprost przeciwnie. Co do Lee Childa, to chętnie sięgnę po którąś z powieści, bo słyszałem, że niezłe.
Co do całości napisane bardzo starannie. Tekst dołącza do moich warsztatowych wzorców.
Bardzo mi miło!
Jeszcze raz dziękuję za czas poświęcony na lekturę i komentarz.
Pozdrawiam!