- Opowiadanie: arya - Pożytek

Pożytek

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czy w kon­kur­sie „Tu był las” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny: https://www.zapomnianesny.pl

 

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Pra­cow­nia na rzecz Wszyst­kich Istot: https://pracownia.org.pl

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pożytek

Zna­la­złam go nie­da­le­ko domu, za pierw­szą linią drzew. Nie ru­szał się, tylko skam­lał. Ten ża­ło­sny dźwięk ja­kimś cudem przedarł się przez wy­ją­cy wiatr, jakby trans­mi­to­wa­ny pry­wat­nym ka­na­łem, na któ­re­go czę­sto­tli­wość na­stro­jo­no moje uszy. Sierść po­kry­wał spla­mio­ny krwią śnieg. Szyb­ko zna­la­złam jej źró­dło – coś od­gry­zło spory ka­wa­łek ciała zwie­rzę­cia tuż pod lewą ło­pat­ką. Zda­wa­ło mi się, że spo­śród po­szar­pa­nych mię­śni i frag­men­tów sier­ści prze­świ­tu­je biel żebra. Zatem tak, na pierw­szy rzut oka rana była głę­bo­ka.

– Pies! – Ja­siek spo­glą­dał na zwie­rzę zza mo­je­go ra­mie­nia. Chcia­łam go zru­gać, po­nie­waż wy­raź­nie ka­za­łam chłop­cu zo­stać w domu, jed­nak uprze­dził mój wy­buch py­ta­niem:

– Po­mo­że­my mu? Za­mar­z­nie tutaj.

Może le­piej, że znów mnie nie po­słu­chał. Za­ło­ży­li­śmy psu ka­ga­niec i wspól­ny­mi si­ła­mi za­cią­gnę­li­śmy do ga­ra­żu.

Nie było łatwo. Na po­cząt­ku nogi co chwi­la wpa­da­ły w zaspy, potem śli­zga­ły się na kiep­sko od­śnie­żo­nym pod­jeź­dzie. Dło­nie drę­twia­ły i pie­kły mimo po­dwój­nej pary rę­ka­wi­czek, a nos jakby nie ist­niał. Prądu nie mie­li­śmy już od kilku dni, zatem tro­chę trwa­ło, nim unie­śli­śmy bramę na tyle, byśmy zgię­ci wpół prze­do­sta­li się do środ­ka, cią­gnąc za sobą nie­ru­cho­me – ale wciąż żywe – trzy­dzie­ści kilo.

– Przy­nieś cie­płą wodę, czy­sty ręcz­nik i koce – po­le­ci­łam chłop­cu, le­d­wie brama po­now­nie od­cię­ła nas od za­wiei oraz mrozu.

 

***

Ja­siek dawno leżał w po­ście­li, gdy ostat­ni skrzep krwi roz­pu­ścił się pod wpły­wem let­niej już wody z do­dat­kiem środ­ka de­zyn­fek­cyj­ne­go. Nie chcia­łam, żeby młody pa­trzył na tę brzyd­ką ranę, a tym bar­dziej pchał swe wszę­do­byl­skie rącz­ki w płyny ustro­jo­we ob­ce­go zwie­rzę­cia. Oczy­wi­ście zro­bił­by to, lek­ko­myśl­nie i bez za­bez­pie­cze­nia, nie dba­jąc o wła­sne zdro­wie.

Pies leżał bez­wład­nie na stole, przy­pię­ty do blatu dwoma pa­ska­mi od spodni, naj­dłuż­szy­mi jakie udało nam się zna­leźć w rze­czach po ojcu Jaśka. Już nawet nie pisz­czał. Tylko nie­rów­ne ruchy klat­ki pier­sio­wej świad­czy­ły, że wciąż tliło się w nim życie. De­li­kat­nie po­gła­dzi­łam czar­ny łeb. Ranę na­le­ża­ło zszyć, nawet dla mnie – in­ter­ni­sty, która ostat­ni raz miała w ręku ima­dło oraz nici na stażu po­dy­plo­mo­wym – było to oczy­wi­ste. Spoj­rza­łam na przy­go­to­wa­ne na stoł­ku na­rzę­dzia. Naj­pierw li­do­ka­ina.

Świa­tło za­mi­go­ta­ło nie­spo­koj­nie, kiedy przy­su­nę­łam bli­żej lamp­kę, by le­piej oświe­tlić pole za­bie­gu. I wtedy do­pa­dło mnie zwąt­pie­nie. Może po­win­nam za­cho­wać za­pa­sy leków na po­waż­niej­szy wy­pa­dek, może idio­tycz­nie mar­no­wa­łam wła­śnie ba­te­rie, może…

Z im­pe­tem wbi­łam igłę w skórę cen­ty­metr od brze­gu rany. Zu­ży­łam dwie am­puł­ki. Od­dech psa za­czął się uspo­ka­jać, sierść na jego grzbie­cie unio­sła się jak na­elek­try­zo­wa­na. Od­ru­cho­wo się­gnę­łam, by ją wy­gła­dzić, lecz nie­mal na­tych­miast cof­nę­łam dłoń. Na moich oczach spo­śród czar­ne­go wło­sia wy­ło­ni­ła się dziw­na, szara wy­pust­ka wiel­ko­ści kciu­ka. Obok niej na­stęp­na. I ko­lej­na. Wy­ra­sta­ły na psim grzbie­cie jak grzy­by.

Nie, nie jak grzy­by.

Smu­kłe pnie dłu­go­ści pa­licz­ka, na szczy­cie mniej­sze wy­pust­ki ob­le­czo­ne ku­lecz­ka­mi przy­po­mi­na­ją­cy­mi de­li­kat­ne, ma­jo­we pąki róż. Praw­do­po­dob­nie w tym mo­men­cie za­dzia­ła­ła moja wy­obraź­nia, ale mo­gła­bym przy­siąc, że wi­dzia­łam wy­raź­nie od­stę­py po­mię­dzy tymi nie­po­ko­ją­cy­mi two­ra­mi, two­rzą­ce ścież­ki, na któ­rych spę­dzi­łam po­ło­wę dzie­ciń­stwa.

Las.

Serce za­bi­ło mi moc­niej. Ostroż­nie zbli­ży­łam rękę do koron ta­jem­ni­czych wy­pu­stek. Nie wiem, czego się spo­dzie­wa­łam: że za­fa­lu­ją jak trzci­na? Za­re­agu­ją na moją obec­ność?

Nic ta­kie­go się nie wy­da­rzy­ło. Po­czu­łam je­dy­nie słabe mro­wie­nie, jakby ude­rze­nie ła­dun­ku elek­trycz­ne­go. Na­chy­li­łam się, chcąc zo­ba­czyć wię­cej, lecz wła­śnie wtedy ba­te­rie zu­peł­nie się wy­czer­pa­ły.

 

***

Zima stu­le­cia. Gwał­tow­ne za­mie­cie śnież­ne, prze­rwy w do­sta­wie prądu, re­kor­do­wo ni­skie tem­pe­ra­tu­ry. Syn­op­ty­cy dzie­li­li się swo­imi oba­wa­mi, aler­ty po­go­do­we za­le­wa­ły te­le­fon. Wszyst­ko z wy­prze­dze­niem. Sza­co­wa­no, że naj­gor­sze minie w ciągu ty­go­dnia. Tym­cza­sem minął już trze­ci.

 

***

– Mamo, wzię­łaś ba­te­rie z mo­je­go auta? – Ja­siek wpa­ro­wał do ga­ra­żu w gru­bej weł­nia­nej czap­ce, wy­ma­chu­jąc pi­lo­tem. Na mój widok przy­sta­nął gwał­tow­nie, roz­dzia­wia­jąc usta.  – Wow, co to?

W oka­mgnie­niu już stał po dru­giej stro­nie stołu.

– Nie do­ty­kaj!

– Wy­glą­da­ją jak małe mózgi na pa­ty­kach. Mają po­dob­ne bruz­dy. Co ro­bisz? – Chło­piec cał­ko­wi­cie za­po­mniał o ba­te­riach i z za­cie­ka­wie­niem spo­glą­dał, jak trzy­ma­jąc pę­se­tą wy­pust­kę, od­dzie­lam ją od ciała skal­pe­lem, tuż przy skó­rze. Ostrze wcho­dzi­ło za­dzi­wia­ją­co lekko.

– Prze­pro­wa­dzę małe ba­da­nie. Po­ży­czy­łam twój mi­kro­skop.

 

***

Sieć neu­ro­nal­na była nie­sa­mo­wi­ta. Nie udało mi się zbyt wpraw­nie przy­go­to­wać pre­pa­ra­tu i sporo ko­mó­rek ule­gło uszko­dze­niu, ale to co uj­rza­łam pod ra­czej ama­tor­skim sprzę­tem, prze­szło moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Młody miał rację, to coś przy­po­mi­na­ło mózg.

Py­ta­nie czy było je­dy­nie na­rzą­dem, czy osob­nym or­ga­ni­zmem.

Ma­rzy­łam, by móc sfo­to­gra­fo­wać mój las. Nie­ste­ty ko­rzy­sta­li­śmy tylko z apa­ra­tów w smart­fo­nach, które już dawno się roz­ła­do­wa­ły.

Pies cią­gle nie od­zy­skał przy­tom­no­ści. Minął już trze­ci dzień. Po­da­wa­łam mu kro­plów­ki, dzia­ła­jąc zu­peł­nie po omac­ku. Glu­ko­za, płyn Rin­ge­ra – to je­dy­ne co mia­łam w swo­ich za­pa­sach. Cał­kiem przy­pad­ko­wo ko­ja­rzy­łam skądś, że u pso­wa­tych płyny można po­da­wać pod­skór­nie, z wy­jąt­kiem wła­śnie glu­ko­zy. Szu­ka­jąc od­po­wied­nio dużej żyły, za­uwa­ży­łam, że jeden szew pu­ścił. Dziw­na spra­wa, skoro zwie­rzę le­ża­ło nie­ru­cho­mo w tej samej po­zy­cji. Po­świe­ci­łam moc­niej­szą la­tar­ką.

Ze­brać myśli, po­go­dzić to, co re­je­stro­wał wzrok z ro­zu­mem było trud­no. Zwłasz­cza w to­wa­rzy­stwie nie­przy­jem­ne­go ssa­nia w żo­łąd­ku, które nie ustę­po­wa­ło od ty­go­dnia. Być może dla­te­go za­dzia­ła­łam im­pul­syw­nie i głu­pio. Zła­pa­łam skal­pel i na­cię­łam skórę. Nie na cen­ty­metr ani dwa, lecz na co naj­mniej pięć, pro­sto do naj­bli­żej ro­sną­ce­go neu­ro­drze­wa.

Do­brze mi się wy­da­wa­ło. To był ko­rzeń.

 

***

Tyle razy po­wta­rza­łam Jaś­ko­wi, aby wcho­dząc do ga­ra­żu za­my­kał za sobą drzwi łą­czą­ce z przed­po­ko­jem! Wszyst­ko przez na­sze­go owczar­ka, Kitsu, który od szcze­nia­ka za­cho­wy­wał się agre­syw­nie w sto­sun­ku do ob­cych psów. Dla­te­go kiedy tuż za mło­dym do po­miesz­cze­nia wpa­ro­wał Kitsu, stę­ża­łam ze stra­chu. Od razu na­tarł na mo­je­go pa­cjen­ta. Ja­siek zo­stał z tyłu, nawet nie pró­bo­wał in­ter­we­nio­wać.

Kitsu przy­wa­ro­wał przed sto­łem, wark­nął ostrze­gaw­czo, po czym sta­nął na tyl­nych ła­pach. Po­niu­chał, wark­nął po­now­nie i nagle, zu­peł­nie nie­spo­dzie­wa­nie, li­znął ran­ne­go po nosie.

Ja­siek wy­da­wał się rów­nie za­sko­czo­ny jak ja. Bez słowa pa­trzy­li­śmy na na­sze­go pu­pi­la, który zo­sta­wił ry­wa­la w spo­ko­ju i teraz ob­wą­chi­wał szaf­kę.

– Masz szczę­ście – wark­nę­łam na chłop­ca. Po­win­na mnie była za­alar­mo­wać jego za­cię­ta mina. Stal w dzie­cię­cym prze­cież spoj­rze­niu. Wów­czas może nie mu­sia­ła­bym pa­trzeć, jak za­ta­pia długi, ku­chen­ny nóż w gar­dle dzi­kie­go psa.

Zwie­rzę zde­chło na na­szych oczach, a wraz z nim umie­rał mój neu­ro­nal­ny las. Drze­wa upa­da­ły jedno za dru­gim jak po­wa­lo­ne przez wi­chu­rę. Kur­czy­ły się, czer­nia­ły w tem­pie da­le­ko prze­kra­cza­ją­cym czas roz­kła­du wszyst­kie­go co zna­łam. Po paru mi­nu­tach gę­stej ciszy i bez­ru­chu po­zo­stał po nich je­dy­nie pył.

– Dawno nie je­dli­śmy mięsa. – Usły­sza­łam głos mo­je­go syna. 

Koniec

Komentarze

Do­brze na­pi­sa­ne, ale mnie nie prze­ko­nu­je; roz­ła­żą mi się mo­ty­wy, nie do końca prze­ko­nu­je we­ir­do­wość sceny z psem-la­sem, a i za­cho­wa­nie chłop­ca wy­da­je się psy­cho­lo­gicz­nie mało wia­ry­god­ne.

ninedin.home.blog

Cześć, ni­ne­din :)

 

Które mo­ty­wy Ci się roz­ła­żą? Pytam, po­nie­waż dość prze­my­śla­łam tę hi­sto­rię.

Co nie prze­ko­nu­je w zwie­rza­ku? Poza tym, że sam w sobie jest dość nie­wia­ry­god­ny, jako że jest tu ele­ment fan­ta­stycz­ny. Jeśli cho­dzi może o pla­stycz­ność, to ze wzglę­du na to, że po­trak­to­wa­łam wła­śnie tę ścież­kę jak wy­zwa­nie, po­sta­no­wi­łam po­sta­wić na nieco więk­szą su­ro­wość, ade­kwat­ną po­nie­kąd do sy­tu­acji w któ­rej znaj­du­ją się bo­ha­te­ro­wie (tak, w mię­dzy­cza­sie roz­wa­ża­łam jed­nak roz­wi­nię­cie do 2k).

Co do chłop­ca i jego za­cho­wa­nia – nie każde dzia­ła­nie jest psy­cho­lo­gicz­nie do wy­tłu­ma­cze­nia. Abs­tra­hu­jąc, że na tak małym grun­cie jakim jest 1k słów, nie da rady przed­sta­wić peł­ne­go por­tre­tu psy­cho­lo­gicz­ne­go. Mamy tu dzie­cia­ka, który zo­stał wrzu­co­ny do dość eks­tre­mal­nej sy­tu­acji (wa­run­ki po­go­do­we wokół, od­cię­cie od świa­ta, głód – może nie jest on jesz­cze po­rów­ny­wal­ny do ta­kie­go głodu, w któ­rym mo­ral­ność prze­sta­je mieć zna­cze­nie, ale jed­nak u osoby nie­przy­zwy­cza­jo­nej, mło­dej, któ­rej ka­pry­sy były za­wsze do tej pory speł­nia­ne, sy­tu­acja może wy­wrzeć sil­niej­sze wra­że­nie).

 

Po­dy­sku­tuj­my :)

 

Każdy ele­ment ma tu też po­nie­kąd szer­sze zna­cze­nie, ale mam na­dzie­ję, że nie muszę tłu­ma­czyć tek­stu (to by zna­czy­ło moją po­raż­kę jako au­to­ra :D ).

No, mam jak Ni­ne­din: brak mięsa wy­ska­ku­je znie­nac­ka jak wrogi czołg. Naj­pierw chło­pak chciał ra­to­wać ob­ce­go psa, a potem na ko­tle­ty? W tek­ście pi­szesz, że nie ma prądu, ba­te­rii, ko­mór­ki się roz­ła­do­wa­ły, ale nie wspo­mi­nasz o gło­dzie.

Ele­ment fan­ta­stycz­ny jest, ale wy­glą­da na de­ko­ra­cję. Ko­bie­ty od­kry­ła coś dziw­ne­go, ba­da­ła, ba­da­ła, a potem to coś znik­nę­ło. Nie do­wia­du­je­my się, czym było ani skąd się wzię­ło.

Czy oni nie mieli furt­ki, że mu­sie­li prze­ci­skać się pod bramą?

Za­ło­ży­li­śmy psu ka­ga­niec

Za­wsze za­bie­ra­ją na spa­cer ka­ga­niec?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Miś przy­łą­cza się do opi­nii ni­ne­din i Fin­kli. Nie po­de­szło.

Cześć, Fin­klo :)

 

W tek­ście pi­szesz, że nie ma prądu, ba­te­rii, ko­mór­ki się roz­ła­do­wa­ły, ale nie wspo­mi­nasz o gło­dzie.

Rzu­ci­łam ta­ko­wą su­ge­stię:

Zwłasz­cza przy akom­pa­nia­men­cie nie­przy­jem­ne­go ssa­nia w żo­łąd­ku, które nie ustę­po­wa­ło od ty­go­dnia.

Od­no­śnie tego, co było ba­da­ne, to za­iste miał być “drugi mózg”, ale jako że pies cały czas nie od­zy­ski­wał przy­tom­no­ści, to nie za bar­dzo nie brnę­łam w jego ak­tyw­ność. Z kolei po­ja­wił się do­pie­ro po po­da­niu środ­ka prze­ciw­bó­lo­we­go → gdy cały or­ga­nizm mógł “ode­tchnąć”.

Czy oni nie mieli furt­ki, że mu­sie­li prze­ci­skać się pod bramą?

XD Ale mnie tu o bramę ga­ra­żo­wą szło :D Gdzie do ga­ra­żu furt­ka pro­wa­dzi? U mnie w domu jest opcja na wy­pa­dek braku prądu otwar­cia bramy w bar­dziej ma­nu­al­ny spo­sób.

 

Za­wsze za­bie­ra­ją na spa­cer ka­ga­niec?

Nie, ale wrzu­ca­jąc uwagę o nie­po­słu­szeń­stwie chłop­ca, o tym jak miał zo­stać w domu, uzna­łam, że jest to dość mocno su­ge­styw­ne, że to nie był spa­cer, a usły­sze­li skam­le­nie z te­re­nu domu.

 

Ogól­nie za­mie­rza­łam po­ka­zać na tej ob­ję­to­ści, jak czło­wiek dla za­spo­ka­ja­nia wła­snych po­trzeb po­tra­fi znisz­czyć nawet coś, co jest cał­ko­wi­cie nowe i obce. Za­sta­na­wia­łam się, czy nie roz­wi­nąć nieco do 2k słów, aby wszyst­kie po­bocz­ne wątki były nieco ja­śniej­sze, ale po­sta­no­wi­łam po­zo­stać przy mi­ni­ma­li­zmie, aby zo­ba­czyć, czy su­ro­wość oraz zdaw­ko­wość tek­stu (po­nie­kąd ade­kwat­na do samej nie­skom­pli­ko­wa­nej hi­sto­rii) po­zwo­li czy­tel­ni­ko­wi wy­cią­gnąć od­po­wied­nie wnio­ski :) Oki, są­dząc po ko­men­ta­rzach – les­son le­ar­ned :P 

 

Koalo,

no cóż <ulu­bio­na­_e­mot­ka­_Ba­ila>, dzię­ki za wi­zy­tę i po­zo­sta­wie­nie śladu :)

Niech bę­dzie, wy­bro­ni­łaś się…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wiele do do­da­nia nie­ste­ty nie mam :/ Do­brze na­pi­sa­ne, nie tylko so­lid­nie, ale też bar­dzo faj­nym sty­lem. I je­dy­na wada, ale dość spora, to ta koń­ców­ka, nie do końca re­zo­nu­ją­ca z tek­stem. Gdy­byś do opi­sów braku prądu do­rzu­ci­ła to nie­gło­do­wa­nie, to imho wszyst­ko by za­gra­ło jak chcia­łaś i byłby pew­nie chyba jeden z moich fa­wo­ry­tów.

Ale do bi­blio­te­ki zgło­szę.

 

Po­ni­żej dwie mało zna­czą­ce uwagi:

Ranę na­le­ża­ło zszyć, nawet dla mnie było to oczy­wi­ste. In­ter­ni­sty, który ostat­ni raz miał w ręku ima­dło oraz nici na stażu po­dy­plo­mo­wym.

Hmmm… Może jed­nak ina­czej? :P

Ranę na­le­ża­ło zszyć, nawet dla mnie – in­ter­ni­sty, który ostat­ni raz miał w ręku ima­dło oraz nici na stażu po­dy­plo­mo­wym – było to oczy­wi­ste.

ale to co uj­rza­łam pod ra­czej ama­tor­skim sprzę­tem, prze­szło moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia.

Nie mam pew­no­ści, ale czy nie bra­ku­je prze­cin­ka po “to”?

 

Слава Україні!

Fin­klo,

Hah, dzię­ki :)

 

Go­lodh,

dzię­ki za miłe słowo i no­mi­na­cję :) Fajne uwagi, po­pra­wi­łam. Co do prze­cin­ka – też nie wie­dzia­łam na 100% :D

 

Gdy­byś do opi­sów braku prądu do­rzu­ci­ła to nie­gło­do­wa­nie

*w sen­sie: gło­do­wa­nie? :P

Hmm…jeśli rze­czy­wi­ście wła­śnie o to się roz­cho­dzi, to wy­star­czy­ło­by jedno od­po­wied­nie zda­nie, aby na­pra­wić sy­tu­ację, ale to już in­ge­ren­cja mo­gą­ca nie spodo­bać się ju­ro­rom, także przyj­mę ich ciosy w obec­nej for­mie ;)

 

byłby pew­nie chyba jeden z moich fa­wo­ry­tów.

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję :)

 

Tak, oczy­wi­ście, gło­do­wa­nie :P

 

I tak, sądzę, że może nie jedno, ale z trzy zda­nia w od­po­wied­nich miej­scach mo­gło­by tu dużo pomóc :)

Слава Україні!

Ale jed­nak to gło­do­wa­nie mi nie pa­su­je. Dla­cze­go nie byli na to przy­go­to­wa­ni? Wy­pra­wa do skle­pu nie wy­ma­ga prądu. A jeśli go nie ma, to skle­py tym bar­dziej będą pró­bo­wa­ły po­zbyć się to­wa­ru. A je­że­li bo­ha­te­ro­wie miesz­ka­ją w Biesz­cza­dach, cho­ler­nie da­le­ko od naj­bliż­sze­go skle­pu, to po pro­stu po­win­ni wcze­śniej zro­bić sobie za­pa­sy na wy­pa­dek wy­jąt­ko­wo dłu­gie­go za­wa­le­nia śnie­giem.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­dej­rze­wam, że przy trwa­ją­cej trzy ty­go­dnie zimie stu­le­cia, to i skle­py mogły mieć pro­ble­my z do­sta­wa­mi :P

Слава Україні!

Myślę, że bez pro­ble­mu wy­trzy­ma­ła­bym ty­dzień na tym, co mam w domu (przy za­ło­że­niu, że dys­po­nu­ję źró­dłem ognia) – ja­kieś ma­ka­ro­ny, kasze, pusz­ki, zupki z pa­pier­ka, ki­siel­ki do za­la­nia wodą… A ja nie z tych, któ­rzy je­sie­nią przy­go­to­wu­ją mi­lion sło­ików z ogór­ka­mi, dże­mi­ka­mi, kom­po­ci­ka­mi. Gdy­bym ocze­ki­wa­ła kło­po­tów z apro­wi­za­cją, zro­bi­ła­bym za­pa­sy na co naj­mniej ko­lej­ny ty­dzień. Można to roz­cią­gnąć ra­cjo­no­wa­niem. Potem już pod­pło­my­ki z mąki i wody, cu­kier… Nie wiem, jak li­czyć al­ko­ho­le w barku – po­dob­no nie dają ka­lo­rii. No, przez trzy ty­go­dnie nie cho­dzi­ła­bym głod­na. Może bra­ko­wa­ło­by mi nie­któ­rych wi­ta­min i żar­cie nie by­ło­by smacz­ne, ale mia­ła­bym co wsa­dzić do gęby.

A ja nie mam dziec­ka na utrzy­ma­niu.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dobry wie­czór. Bar­dzo cie­ka­wa lek­tu­ra. Jest tu ja­kieś na­pię­cie i nie­po­kój, jest za­gad­ka, któ­rej wy­ja­śnie­nia nie po­zna­my, bo zwy­cię­żył głód… No wła­śnie. Bo ten głód fak­tycz­nie wy­ska­ku­je na końcu dość nagle, wcze­śniej le­d­wie za­su­ge­ro­wa­ny. Tak samo nagle wy­ska­ku­je ten drugi pies, wy­da­je mi się, że można go było wpro­wa­dzić zdaw­ko­wo wcze­śniej, a nawet wy­ko­rzy­stać do “pod­kre­ce­nia” te­ma­tu głodu (psu widać ry­su­ją­ce się żebra, te spra­wy). 

Ze spraw czy­sto kon­struk­cyj­nych, to mam takie przmy­śle­nie, że to:

 

Zima stu­le­cia. Gwał­tow­ne za­mie­cie śnież­ne, prze­rwy w do­sta­wie prądu, re­kor­do­wo ni­skie tem­pe­ra­tu­ry. Syn­op­ty­cy dzie­li­li się swo­imi oba­wa­mi, aler­ty po­go­do­we za­le­wa­ły te­le­fon. Wszyst­ko z wy­prze­dze­niem. Sza­co­wa­no, że naj­gor­sze minie w ciągu ty­go­dnia. Tym­cza­sem minął już trze­ci.

 

…wy­bi­ja czy­tel­ni­ka z rytmu, jest in­fo­dum­pi­kiem, który wy­glą­da jak do­kle­jo­ny tro­chę na siłę. Przy Twoim po­zio­mie pi­sa­nia i stylu który bar­dzo lubię, to mi od­sta­je od bar­dzo uda­nej ca­ło­ści. Nie chce się mą­drzyć, ale te in­for­ma­cje można było roz­sma­ro­wać po tek­ście i by­ło­by znacz­nie le­piej.

 

Ale, na ko­niec – mnie się po­do­ba. Bar­dzo do­brze na­pi­sa­ne, z przy­cięż­kim kli­ma­tem i bar­dzo in­te­re­su­ją­cym po­dej­ściem do te­ma­tu kon­kur­su. Kli­kam bez wa­ha­nia. 

Za­trzy­ma­nia:

,Za­ło­ży­li­śmy psu ka­ga­niec

Ka­ga­niec, dzi­kie­mu psu? No weź.:p Jeśli mały, wy­star­czy­ło go owi­nąć w jakiś koc, płach­tę, wszyst­ko jedno. ;-)

,Na po­cząt­ku nogi co chwi­la wpa­da­ły w zaspy, potem śli­zga­ły się na kiep­sko od­śnie­żo­nym pod­jeź­dzie. Dło­nie drę­twia­ły i pie­kły mimo po­dwój­nej pary rę­ka­wi­czek, a nos jakby nie ist­niał.

Nie prze­sa­dzaj­my. ;-)

,byśmy zgię­ci wpół prze­do­sta­li się do środ­ka, cią­gnąc za sobą nie­ru­cho­me – ale wciąż żywe – trzy­dzie­ści kilo.

Jeśli było nie­ru­cho­me, to po co był ten ka­ga­niec?

,Nie chcia­łam, żeby młody pa­trzył na tę brzyd­ką ranę, a tym bar­dziej pchał swe wszę­do­byl­skie rącz­ki w płyny ustro­jo­we ob­ce­go zwie­rzę­cia.

Jeśli mi­krus, chyba łatwy do sko­ry­go­wa­nia w dzia­ła­niu/re­ak­cjach? 

 

Dalej już nie będę wy­pi­sy­wa­ła, bo po­szłaś na lekki ży­wioł.Sy­tu­acja po­cząt­ko­wo re­al­na, z tym co dalej się stało… jest róż­nie. W sumie ca­łość od­bie­ram jako kiks z ele­men­ta­mi na­praw­dę faj­nej in­spi­ra­cji.

 

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

 

Fot. A. Waj­rak. Mia­łam kło­pot, co wsta­wić, na­rzu­ca­ła się con­cer­ti­na, ale nie. Będą trzy mło­dzia­ki, bo są cie­kaw­sze. ;-)

 

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Fin­kla, Go­lodh,

wtrą­cę się nieco do dys­ku­sji :P

 

W za­my­śle bo­ha­te­ro­wie mieli miesz­kać na od­lu­dziu – za da­le­ko od skle­pów, by iść na pie­cho­tę, a sa­mo­chód mógł zwy­czaj­nie paść (aku­mu­la­tor roz­ła­do­wa­ny, albo die­sel nie chce od­pa­lić), nie wspo­mi­na­jąc o nie­od­śnie­żo­nej dro­dze. Jak za­po­wia­da­ją ja­kieś po­gor­sze­nie wa­run­ków kli­ma­tycz­nych, jed­no­cze­śnie jed­nak jasno su­ge­ru­jąc, ile mogą one po­trwać, myślę, że sporo osób nie ro­bi­ło­by od razu za­pa­sów na mie­siąc (w tym ja). Może na 2 tyg, pew­nie. Do tego nie ra­cjo­nu­je się je­dze­nia przez ten ty­dzień/dwa wtedy. Plus tutaj bo­ha­te­ro­wie nie mieli przy­mie­rać gło­dem. Wiem, ostat­nia scena od razu na­su­wa takie po­dej­rze­nie i prze­rzu­ca w taką su­row­szą re­flek­sję, ale zro­bi­łam to świa­do­mie, bo miała po­ka­zy­wać ka­prys, nie dzia­ła­nie ze 100% ko­niecz­no­ści. Nie wy­bo­ry “my albo oni”. :)

 

 

Cześć, Ło­siot :)

Super, że wpa­dłeś.

Do głodu od­nio­słam się po­wy­żej. W do­my­śle wcale nie miał być do­mi­nu­ją­cym ele­men­tem hi­sto­rii, ale pew­nie można było zwró­cić na niego nieco więk­szą uwagę.

 

Tak samo nagle wy­ska­ku­je ten drugi pies, wy­da­je mi się, że można go było wpro­wa­dzić zdaw­ko­wo wcze­śniej, a nawet wy­ko­rzy­stać do “pod­kre­ce­nia” te­ma­tu głodu (psu widać ry­su­ją­ce się żebra, te spra­wy). 

To tro­chę próba tań­cze­nia walca na 4m2 :P Jasne, że można by wię­cej – tylko świa­do­mie po­sta­no­wi­łam spró­bo­wać zmie­ścić się w tej ob­ję­to­ści. Swoją drogą cie­ka­wa uwaga kon­struk­cyj­na :)

 

Haha, dobra, in­fo­dump może rze­czy­wi­ście de­li­kat­nie wy­sko­czył przed sze­reg. Zanim opu­bli­ko­wa­łam tekst, roz­wa­ża­łam wrzu­ce­nie tych paru li­ni­jek na sam po­czą­tek jako takie intro, zaś pi­sząc za­sta­na­wia­łam się z kolei czy nie zro­bić tak, jak za­su­ge­ro­wa­łeś :P Osta­tecz­nie przy­znam, że nieco po­go­nił mnie czas i za dużo go na to my­śle­nie nie było ;)

 

Dzię­ki za klika, cie­szy, że się po­do­ba­ło ;)

 

Cie­ka­we czy te krót­kie formy po­mo­gą nam się zak­ty­wi­zo­wać na dłuż­szą metę xD

 

 

Cześć, Asy­lum :)

Ka­ga­niec – i tu też nie jest on od czapy, po­nie­waż ranne zwie­rzę może za­ata­ko­wać, jeśli spró­bu­jesz coś przy nim kom­bi­no­wać. Stąd po­mysł na pro­fi­lak­tycz­ne za­ło­że­nie ka­gań­ca – to dziki, obcy pies, nie wiesz, czy nie ma wście­kli­zny, nie wiesz, czy się na Cie­bie jed­nak nie rzuci, mimo że wy­da­je się mocno osła­bio­ny. Trzy­dzie­ści kilo to też nie jest znów taki ma­lut­ki pie­sek by owi­nąć go w koc i pod­nieść w po­je­dyn­kę :D Oso­bi­ście le­d­wie prze­no­szę 25kg worki z kle­jem do kafli, a sła­be­uszem nie je­stem xD

 

Na po­cząt­ku nogi co chwi­la wpa­da­ły w zaspy, potem śli­zga­ły się na kiep­sko od­śnie­żo­nym pod­jeź­dzie. Dło­nie drę­twia­ły i pie­kły mimo po­dwój­nej pary rę­ka­wi­czek, a nos jakby nie ist­niał.

Nie prze­sa­dzaj­my. ;-)

No co, sroga zima :D

 

Jeśli mi­krus, chyba łatwy do sko­ry­go­wa­nia w dzia­ła­niu/re­ak­cjach? 

Nooo z dzieć­mi aż tak łatwo chyba jed­nak nie jest.

 

Dzię­ki za wi­zy­tę :)

No i za­bi­li pas…

 

Po­my­sło­we i nie­sza­blo­no­we, zde­cy­do­wa­nie fan­ta­sty­ka. Sam po­mysł i wy­ko­na­nie bar­dzo dobre imho, choć po prze­czy­ta­niu mam wra­że­nie, że hi­sto­ria się nie za­koń­czy­ła a zo­sta­ła ucię­ta nożem. Zima stu­le­cia, gło­du­ją, znaj­du­ją psa, któ­re­mu chce pomóc. Ok, potem na psie po­ja­wia się coś nie­sa­mo­wi­te­go, a w końcu syn bo­ha­ter­ki – który wpierw chciał go ura­to­wać – za­bi­ja go, bo dawno nie jedli mięsa. Cze­goś tu za­bra­kło, jakoś za szyb­ko się to stało imho (choć to krót­ka forma, więc nie ma miej­sca). Zda­nia czy dwóch o chłop­cu, zmia­nie jego na­sta­wie­nia, ich po­ło­że­nia, bo nic tego nie za­po­wia­da.

Ale po­my­sło­we i do­brze na­pi­sa­ne, choć las jest tu mocno me­ta­fo­rycz­ny, ale za to bar­dzo fan­ta­stycz­ny, bo o lesie na psie jesz­cze nie sły­sza­łem.

 

Po­zdra­wiam i Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Cześć, kra­r85 :)

 

Dzię­ki za wi­zy­tę i prze­my­śle­nia, mniej wię­cej zgod­ne z po­przed­ni­mi, ale każdy ko­lej­ny ko­men­tarz i punkt wi­dze­nia, to więk­sza pula dla mnie do póź­niej­sze­go wy­cią­gnię­cia wnio­sków :) Faj­nie, że wpa­dłeś.

Tobie rów­nież życzę po­wo­dze­nia!

Świet­nie na­pi­sa­ne, trzy­ma w nie­pew­no­ści. Bo czym jest ten pies, czym są te struk­tu­ry, czy to jakiś pa­so­żyt? A może coś in­ne­go? Czy to wiąże się z ugry­zie­niem? Pew­nie tak. Ale czy wiąże się z za­mie­cia­mi, które trwa­ją od trzech ty­go­dni? I wszyst­ko jest super, pra­wie do końca, bo ko­niec jest do wy­wa­le­nia. Dawno się tak nie roz­cza­ro­wa­łem, serio – za­po­wia­da­ło się coś nie­sa­mo­wi­te­go, we­ir­do­we­go, a wy­szedł klops, albo ko­tle­ty z psa w sumie.

Po­czą­tek za­gad­ki sko­ja­rzył mi się z pierw­szym zda­niem opo­wia­da­nia Du­ka­ja “Pan bólu i pa­si­ko­nik”, a brzmi ono tak: Owej nocy w ogro­dzie króla bólu za­kwitł pies. I to jest gruba za­hacz­ka na czy­tel­ni­ka, bar­dzo ładna, od razu za­cie­ka­wia. Chło­piec na końcu za­rzy­na psa, a Ty za­rzy­nasz cały tekst tym wła­śnie mo­ty­wem – to się po­ja­wia tak nagle, tak nie­spo­dzie­wa­nie, tak ode­rwa­ne od resz­ty, że naj­bar­dziej ade­kwat­nym, co mogę na­pi­sać jest: WTF!?

Pi­szesz w ko­men­ta­rzach, że wcze­śniej su­ge­ro­wa­łaś głód i to jest praw­da, wy­ła­pa­łem to pod­czas czy­ta­nia, zresz­tą do­brze od­ma­lo­wa­łaś sy­tu­ację, w któ­rej zna­leź­li się bo­ha­te­ro­wie. Pi­szesz też, że nie­po­słu­szeń­stwo chłop­ca, rów­nież wcze­śniej za­su­ge­ro­wa­ne, ma tłu­ma­czyć jego za­cho­wa­nie na końcu. No sorry, ale nie­po­słu­cha­nie mamy i wyj­ście za nią w noc to zu­peł­nie inny ka­li­ber, niż wbi­cie do ga­ra­żu i za­rżnię­cie psa, któ­re­go kilka dni wcze­śniej chcia­ło się ra­to­wać. Ka­prys? Ow­szem, ale to jest ka­prys so­cjo­pa­ty, a ja wcze­śniej nie wi­dzia­łem tego w po­sta­ci chłop­ca.

Ogól­nie za­mie­rza­łam po­ka­zać na tej ob­ję­to­ści, jak czło­wiek dla za­spo­ka­ja­nia wła­snych po­trzeb po­tra­fi znisz­czyć nawet coś, co jest cał­ko­wi­cie nowe i obce.

Było tutaj kie­dyś opo­wia­da­nie rry­ba­ka, jedno z naj­lep­szych, jakie czy­ta­łem, ale ty­tu­łu nie pomnę, bo to było dawno, a rry­ba­ka dawno też już z nami nie ma, w któ­rym wła­śnie autor po­ka­zał znisz­cze­nie cze­goś, czego nisz­czą­cy nie ro­zu­mie­li, cze­goś co było dla nich obce i dziw­ne, więc nie warto było tym za­przą­tać sobie głowy. Tam to było widać, od razu na­su­wa­ły się takie sko­ja­rze­nia. U Cie­bie do­wie­dzia­łem się jaki był za­mysł z ko­men­ta­rzy.

To na­praw­dę jest do­brze na­pi­sa­ne, do­brym sty­lem, cie­ka­we i wcią­ga­ją­ce i za to klik­nę. Ale ta koń­ców­ka… nie, zde­cy­do­wa­nie nie.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

Za­cznę nie­ty­po­wo, bo od końca. Rze­czy­wi­ście nie tego się spo­dzie­wa czy­tel­nik i nie cho­dzi już nawet o te pierw­sze wra­że­nie, że za­koń­cze­nie jest z su­fi­tu (po­wiedz­my sobie szcze­rze, za­ska­ku­ją­ce za­koń­cze­nia są w cenie, ale jed­nak w tek­ście musi być ukry­ta cho­ciaż jedna ścież­ka/trop/wątek, które pro­wa­dzą do tego za­ska­ku­ją­ce­go za­koń­cze­nia, a tutaj jest tylko wzmian­ka o trzech ty­go­dniach zimy stu­le­cia, która nie tłu­ma­czy w żaden spo­sób ta­kie­go psy­cho­pa­tycz­ne­go za­cho­wa­nia u dziec­ka).

Cho­dzi tu bar­dziej o to, że nie wy­obra­żam sobie, że ja­ki­kol­wiek dzie­ciak miał­by ocho­tę na mięso psa, któ­re­go wła­śnie po­li­zał jego pies, a za­własz­cza na mięso, z któ­re­go wy­ra­sta­ją ja­kieś dzi­wacz­ne mózgi na szy­puł­kach! I tutaj przej­dę do ko­lej­nej kwe­stii. Matka (chyba matka, cho­ciaż cza­sem wy­po­wia­da się jak nar­ra­tor­ka o tym Jaśku jak o czymś, a nie swoim dziec­ku) z ja­kimś me­dycz­nym przy­go­to­wa­niem (to wy­ni­ka z tek­stu) jak gdyby nigdy nic, dłu­bie sobie w ga­ra­żu w ja­kiejś obcej, nie­zna­nej, dzi­wacz­nej for­mie życia wy­ra­sta­ją­cej z ran­ne­go psie­go przy­błę­dy i na do­da­tek po­zwa­la, żeby krę­cił się przy tym jej mło­do­cia­ny syn?

Ja tego nie ku­pu­ję. I nie zmylą mnie tutaj ja­kieś tropy weird, o któ­rych wspo­mi­na­ją inni ko­men­tu­ją­cy, bo to chyba miało być jed­nak coś w ro­dza­ju lek­kie­go hor­ro­ru s-f bar­dziej moim zda­niem.

Ogól­ne wra­że­nia jako czy­tel­nik mam roz­je­cha­ne. Z po­zy­ty­wów widzę nie­ty­po­wy po­mysł na ro­ze­gra­nie hasła kon­kur­so­we­go, kli­ma­cik taki dziw­no-nie­po­ko­ją­cy, całe sceny do­brze na­pi­sa­ne i ro­ze­gra­ne, dosyć in­try­gu­ją­ce opisy.

Z ne­ga­ty­wów poza kiep­skim fi­na­łem widzę nie­do­pra­co­wa­nie wątku zimy stu­le­cia, która nie wy­brzmie­wa z od­po­wied­nią mocą jako dra­ma­tycz­na oko­licz­ność wy­da­rzeń, nie­umie­jęt­ne wpro­wa­dza­nie nie­któ­rych in­nych wąt­ków (ka­ga­niec, pies do­mow­ni­ków), dzi­wacz­nie do­kle­jo­ny do tek­stu in­fo­dump o zimie oraz zgrzy­ta­ją­ce dziw­ną per­spek­ty­wą nar­ra­cji wpro­wa­dze­nie do ostat­nie­go aka­pi­tu, za­czy­na­ją­ce się od słów „Tyle razy po­wta­rza­łam…”.

Od stro­ny tech­nicz­nej mam po­dob­nie am­bi­wa­lent­ne od­czu­cia. Po ja­snej stro­nie są zda­nia, a nawet całe frag­men­ty spraw­nie i do­brze na­pi­sa­ne, po dru­giej nie­spo­dzie­wa­ne wer­te­py, któ­rych kilka przy­kła­dów przy­to­czę po­ni­żej.

Ten ża­ło­sny dźwięk ja­kimś cudem przedarł się przez wy­ją­cy wiatr, jakby trans­mi­to­wa­ny pry­wat­nym ka­na­łem, na któ­re­go czę­sto­tli­wość na­stro­jo­no moje uszy. Sierść po­kry­wał spla­mio­ny krwią śnieg.

– dzwi­ne jest to nie­za­po­wie­dzia­ne przej­ście od wia­tru i czę­sto­tli­wo­ści do in­for­ma­cji, że sierść po­kry­wa­ła krew. Aż się prosi o roz­po­czę­cie od nowr­go aka­pi­tu cze­goś w stylu: W sła­bym świe­tle za­uwa­ży­łam, że sierść psa po­kry­wał […]

Zda­wa­ło mi się, że spo­śród po­szar­pa­nych mię­śni i frag­men­tów sier­ści prze­świ­tu­je biel żebra. Zatem tak, na pierw­szy rzut oka rana była głę­bo­ka.

– do kogo ona mówi to „zatem tak, …”? To wy­glą­da jakby zwra­ca­ła się niby do sie­bie ale bar­dziej do mnie, czyli czy­tel­ni­ka. Robi to jesz­cze raz, gdy wspo­mi­na, że „tyle razy po­wta­rza­ła…” i to jest dziw­ny chwyt i jakby nie­pa­su­ją­cy do resz­ty nar­ra­cji.

 

Ja­siek spo­glą­dał na zwie­rzę zza mo­je­go ra­mie­nia. Chcia­łam go zru­gać, po­nie­waż wy­raź­nie ka­za­łam chłop­cu zo­stać w domu, jed­nak dzie­ciak uprze­dził mój wy­buch py­ta­niem […]

– w za­le­d­wie dwóch zda­niach na­pi­sa­łeś o dziec­ku: Ja­siek, on (go), chło­piec, dzie­ciak. Nie za dużo? To można le­piej na­pi­sać i ująć.

 

Za­ło­ży­li­śmy psu ka­ga­niec i wspól­ny­mi si­ła­mi za­cią­gnę­li­śmy do ga­ra­żu.

– nie wspo­mi­na­łaś o tym ka­gań­cu a wy­star­czy­ło do­pi­sać, że sko­czy­ła po niego albo po­sła­ła syna. Bo teraz on wy­ska­ku­je jak z ka­pe­lu­sza i nie tylko ja tak to widzę.

Może le­piej, że znów mnie nie po­słu­chał. Za­ło­ży­li­śmy psu ka­ga­niec i wspól­ny­mi si­ła­mi za­cią­gnę­li­śmy do ga­ra­żu. Nie było łatwo. Na po­cząt­ku nogi […]

– „Nie było łatwo” po­win­no za­czy­nać nowy aka­pit. Le­piej by to wy­glą­da­ło i le­piej się czy­ta­ło.

Prądu nie mie­li­śmy już od kilku dni, zatem tro­chę za­ję­ło, nim unie­śli­śmy bramę na tyle, byśmy zgię­ci wpół prze­do­sta­li się do środ­ka, cią­gnąc za sobą nie­ru­cho­me – ale wciąż żywe – trzy­dzie­ści kilo.

 wiesz ile masz w tym jed­nym zda­niu cza­sow­ni­ków? Mie­li­śmy, za­ję­ło, unie­śli­śmy, by­li­śmy, prze­do­sta­li się, cią­gnąc. To zde­cy­do­wa­nie za dużo czyn­no­ści jak na jedno zda­nie.

 

Praw­do­po­dob­nie w tym mo­men­cie za­dzia­ła­ła moja wy­obraź­nia, ale mo­gła­bym przy­siąc, że wi­dzia­łam wy­raź­nie od­stę­py po­mię­dzy tymi nie­po­ko­ją­cy­mi two­ra­mi, two­rzą­ce ścież­ki, na któ­rych spę­dzi­łam po­ło­wę dzie­ciń­stwa.

Las.

– nie ro­zu­miem tego frag­men­tu, a ra­czej ro­zu­miem, ale nie ro­zu­miem, co on tutaj ma ozna­czać. W ta­kiej for­mie nie ro­zu­mie­my tego jej sko­ja­rze­nie w ten spo­sób, że ona zo­ba­czy­ła w tych na­ro­ślach drze­wa, a w od­stę­pach mię­dzy nimi ja­kieś leśne ścież­ki i przy­po­mnia­ło to jej jakiś las. Ro­zu­mie­my to w ten spo­sób, że ona zo­ba­czy­ła tam kon­kret­nie te ścież­ki, któ­ry­mi cha­dza­ła w dzie­ciń­stwie, więc (chyba) nie­chcą­cy su­ge­ru­jesz czy­tel­ni­ko­wi, że na grzbie­cie psa po­ja­wi­ła się dzi­wacz­na mi­nia­tu­ra lasu, w któ­rym bo­ha­ter­ka ga­nia­ła za dzie­cia­ka… No to byłby serio werid…

 

Stal w dzie­cię­cym prze­cież jesz­cze spoj­rze­niu.

– dzie­cię­cym prze­cież jesz­cze? Coś z pary prze­cież jesz­cze ko­niecz­nie bym wy­wa­lił. wy­star­czy dzie­cię­cym prze­cież spoj­rze­niu lub w dzie­cię­cym jesz­cze spoj­rze­niu.

Po­wiem tak, ten tekst po pew­nej re­dak­cji i zmia­nie za­koń­cze­nia mógł­by być do­brym, ory­gi­nal­nym i in­try­gu­ją­cym szor­tem. Warto do­pra­co­wać.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Cześć, Outta Sewer!

 

Dzię­ki za miłe słowo w tym samym stop­niu, jak za chlap­nię­cie dzieg­ciem :D

Mimo że ewi­dent­nie zbo­czy­łam w nie­od­po­wied­nim kie­run­ku, albo w nie­od­po­wied­nim cza­sie – co za­czy­nam do­strze­gać przez pry­zmat zgod­nych ko­men­ta­rzy – to i tak nie ża­łu­ję wrzu­co­ne­go tek­stu, po­nie­waż wy­nio­słam już z tego dobrą lek­cję uważ­niej­szej kon­struk­cji hi­sto­rii.

 

Było tutaj kie­dyś opo­wia­da­nie rry­ba­ka, jedno z naj­lep­szych, jakie czy­ta­łem, ale ty­tu­łu nie pomnę, bo to było dawno, a rry­ba­ka dawno też już z nami nie ma, w któ­rym wła­śnie autor po­ka­zał znisz­cze­nie cze­goś, czego nisz­czą­cy nie ro­zu­mie­li, cze­goś co było dla nich obce i dziw­ne, więc nie warto było tym za­przą­tać sobie głowy. Tam to było widać, od razu na­su­wa­ły się takie sko­ja­rze­nia. U Cie­bie do­wie­dzia­łem się jaki był za­mysł z ko­men­ta­rzy.

Pa­mię­tam rry­ba­ka, cho­ciaż tego kon­kret­ne­go tek­stu praw­do­po­dob­nie nie czy­ta­łam :P Nie za­mie­rzam się tutaj bro­nić i na­rze­kać na limit zna­ków, bo wy­zwa­nie po­le­ga­ło wła­śnie na tym, aby zmie­ścić w nim wszyst­kie nie­zbęd­ne ele­men­ty.

 

Dzię­ki za wi­zy­tę :)

 

Cześć, Maras!

 

Jak zwy­kle rze­tel­nie pod­cho­dzisz do ko­men­to­wa­nia, dzię­ki wiel­kie za po­świę­co­ny czas!

 

Matka (chyba matka, cho­ciaż cza­sem wy­po­wia­da się jak nar­ra­tor­ka o tym Jaśku jak o czymś, a nie swoim dziec­ku) z ja­kimś me­dycz­nym przy­go­to­wa­niem (to wy­ni­ka z tek­stu) jak gdyby nigdy nic, dłu­bie sobie w ga­ra­żu w ja­kiejś obcej, nie­zna­nej, dzi­wacz­nej for­mie życia wy­ra­sta­ją­cej z ran­ne­go psie­go przy­błę­dy i na do­da­tek po­zwa­la, żeby krę­cił się przy tym jej mło­do­cia­ny syn?

Na­ukow­cy/lu­dzie z ta­ki­mi za­pę­da­mi po­tra­fią nie­kie­dy za­cho­wy­wać się nieco nie­od­po­wie­dzial­nie (?) za­śle­pie­ni lub opę­ta­ni ob­se­sją, by po­znać od­po­wie­dzi za wszel­ką cenę tu i teraz. Być może tutaj nie ma aż tak sil­ne­go pra­gnie­nia u bo­ha­ter­ki, ale jest cie­ka­wość i nie wy­da­je mi się znów to takie dziw­ne, to dłu­ba­nie w ga­ra­żu.

 

– do kogo ona mówi to „zatem tak, …”? To wy­glą­da jakby zwra­ca­ła się niby do sie­bie ale bar­dziej do mnie, czyli czy­tel­ni­ka. Robi to jesz­cze raz, gdy wspo­mi­na, że „tyle razy po­wta­rza­ła…” i to jest dziw­ny chwyt i jakby nie­pa­su­ją­cy do resz­ty nar­ra­cji.

Nie, nie. Do czy­tel­ni­ka to byłby bar­dzo nie­tra­fio­ny chwyt. Ca­łość miała być taką jakby snutą przez nar­ra­tor­kę opo­wie­ścią, w któ­rej można zwra­cać się do sie­bie – prze­ko­ny­wać sie­bie, roz­ma­wiać ze sobą, itp.

 

w za­le­d­wie dwóch zda­niach na­pi­sa­łeś o dziec­ku: Ja­siek, on (go), chło­piec, dzie­ciak. Nie za dużo? To można le­piej na­pi­sać i ująć.

Noted :P

 

– nie wspo­mi­na­łaś o tym ka­gań­cu a wy­star­czy­ło do­pi­sać, że sko­czy­ła po niego albo po­sła­ła syna. Bo teraz on wy­ska­ku­je jak z ka­pe­lu­sza i nie tylko ja tak to widzę.

I tak, i nie. Bo w do­my­śle w całej tej sce­nie cho­dzi­ło wła­śnie o to, że oni usły­sze­li dźwięk z te­re­nu domu więc od razu po­szli z tym nie­szczę­snym ka­gań­cem :D Ale z dru­giej stro­ny ro­zu­miem, skąd bie­rze się to zmie­sza­nie z jego na­głym po­ja­wie­niem.

 

nie ro­zu­miem tego frag­men­tu, a ra­czej ro­zu­miem, ale nie ro­zu­miem, co on tutaj ma ozna­czać. W ta­kiej for­mie nie ro­zu­mie­my tego jej sko­ja­rze­nie w ten spo­sób, że ona zo­ba­czy­ła w tych na­ro­ślach drze­wa, a w od­stę­pach mię­dzy nimi ja­kieś leśne ścież­ki i przy­po­mnia­ło to jej jakiś las. Ro­zu­mie­my to w ten spo­sób, że ona zo­ba­czy­ła tam kon­kret­nie te ścież­ki, któ­ry­mi cha­dza­ła w dzie­ciń­stwie, więc (chyba) nie­chcą­cy su­ge­ru­jesz czy­tel­ni­ko­wi, że na grzbie­cie psa po­ja­wi­ła się dzi­wacz­na mi­nia­tu­ra lasu, w któ­rym bo­ha­ter­ka ga­nia­ła za dzie­cia­ka… No to byłby serio werid…

Do­kład­nie to chcia­łam na­pi­sać, w sen­sie to, czego nie je­steś pe­wien :P Czyli na­pi­sać o wy­ro­ślach, które przy­po­mi­na­ją drze­wa i do tego ukła­da­ją się we frag­men­ty praw­dzi­we­go lasu. I by­naj­mniej nie było to “nie­chcą­cy”, to ce­lo­wy za­bieg ;)

 

Dzię­ki wiel­kie za sze­reg tech­nicz­nych uwag, po­nie­waż to ten etap, że one faj­nie na­kie­ro­wu­ją, gdzie na­le­ży do­pra­co­wy­wać warsz­tat. Bar­dzo do­ce­niam, że mi je tu wy­punk­to­wa­łeś.

 

Po­my­ślę, w jaki spo­sób można to było ina­czej sfi­na­li­zo­wać i nad resz­tą Two­ich fa­bu­lar­nych spo­strze­żeń. Faj­nie, że wpa­dłeś ;)

 

 

Pa­mię­tam rry­ba­ka, cho­ciaż tego kon­kret­ne­go tek­stu praw­do­po­dob­nie nie czy­ta­łam :P

Chyba “Śpij, ko­cha­nie, śpij” to się na­zy­wa­ło, jeśli mnie pa­mięć nie myli. Maras bę­dzie pa­mię­tał, bo się tam z rry­ba­kiem ście­rał mię­dzy in­ny­mi o ku­ba­tu­rę stat­ku ko­smicz­ne­go ;)

Known some call is air am

Pa­mię­tam ten tekst Ry­ba­ka, ale aku­rat z ka­ba­tu­rą to ktoś inny pierw­szy wy­je­chał. Ja się ście­ra­łem o kilka in­nych kwe­stii, na które nigdy nie do­sta­łem od­po­wie­dzi. No a potem był ban (drugi) i Rybak teraz tylko sobie pod­glą­da nas w mil­cze­niu.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

No, ban i po rry­ba­ku. Pa­mię­tam, że mia­łes tam sporo za­strze­żeń, dys­ku­sja była dośc ostra, ale samo opo­wia­da­nie IMHO było dobre, i miało po­dob­ną myśl, co ta w szor­cie Aryi. I na­zy­wa­ło się tamto opo­wia­da­nie “Bo wiesz, có­recz­ko…” – od­grze­ba­łem stare PW, które wy­mie­nia­łem z Paw­łem :)

Known some call is air am

Kur­cza­ki, pa­mię­tam tytuł… :D Ale nie czy­ta­łam nie­ste­ty.

Ech, Aryo, za­in­try­go­wa­ło, ale cóż z tego, skoro ni­cze­go nie wy­ja­śni­łaś i po lek­tu­rze zo­sta­ła nie­za­spo­ko­jo­na cie­ka­wość.

Kro­kus nie bę­dzie za­do­wo­lo­ny.

 

zatem tro­chę za­ję­ło, nim unie­śli­śmy bramę na tyle→ …zatem tro­chę trwa­ło, nim unie­śli­śmy bramę na tyle

 

Ranę na­le­ża­ło zszyć, nawet dla mnie in­ter­ni­sty, który ostat­ni raz miał w ręku… → Ko­bie­ta mówi o sobie, więc chyba: Ranę na­le­ża­ło zszyć, nawet dla mnie in­ter­ni­sty, która ostat­ni raz miała w ręku

 

wy­pust­ki ob­le­czo­ne ku­lecz­ka­mi przy­po­mi­na­ją­cy­mi de­li­kat­ne, ma­jo­we pąki. → Pąki czego?

 

po­go­dzić to, co re­je­stro­wał wzrok z ro­zu­mem było cięż­ko. → …po­go­dzić to, co re­je­stro­wał wzrok z ro­zu­mem było trud­no.

 

Zwłasz­cza przy akom­pa­nia­men­cie nie­przy­jem­ne­go ssa­nia w żo­łąd­ku… → Ssa­nie w żo­łąd­ku nie jest akom­pa­nia­men­tem.

 

Zła­pa­łam za skal­pel i na­cię­łam skórę. → Zła­pa­łam skal­pel i na­cię­łam skórę.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć arya !!!!!

 

Super opo­wia­da­nie! Od po­cząt­ku bar­dzo za­cie­ka­wi­ło. Duża wy­obraź­nia!!! Jak to się chyba mówi “spoko kro­sta” :)

 

Po­zdra­wiam!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Czo­łem, Reg!

 

Dzię­ki za wi­zy­tę. I…chyba prze­pra­szam za po­zo­sta­wie­nie w sta­nie nie­za­spo­ko­jo­nym :P

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję za ła­pan­kę :)

 

Cześć, da­wi­diq :)

 

Faj­nie, że się spodo­ba­ło. Dzię­ki za wi­zy­tę oraz kom­ple­ment :)

Po­zdrów­ka

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ku­ję, Anet :)

Widzę, że w ko­men­ta­rzach sporo osób na­rze­ka­ło. Ja będę od­wrot­nie pisał. Mi się tekst spodo­bał. Jest ta­jem­ni­ca, po­nie­kąd nie musi ona zna­leźć osta­tecz­ne­go wy­ja­śnie­nia, więc z tym ok. Jest kli­mat, jest od­cię­cie od świa­ta, można się w to wszyst­ko wczuć.

 

Na­to­miast fak­tycz­nie, koń­ców­ka tro­chę za­ska­ku­je, jakby nagle nad­cho­dził limit, więc trze­ba było uci­nać. Ale nie za­rzu­cę tu braku wia­ry­god­no­ści, bo wa­run­ki opi­sa­ne­go świa­ta są jakie są, róż­nie tu mogło się zda­rzyć, nie jest to takie cał­kiem „z su­fi­tu”. Bar­dziej cho­dzi o to, że jest wra­że­nie, jakby coś wy­cię­ło. I to nie­ko­niecz­nie całą scenę, być może jakąś myśl, która mogła przy­cho­dzić do głowy głów­nej bo­ha­ter­ce, która mogła być bli­sko roz­wią­za­nia ta­jem­ni­cy lub je­dy­nie bli­sko po­sta­wie­nia istot­ne­go py­ta­nia, co mogło zo­stać prze­rwa­ne wła­śnie fi­na­łem… Wtedy by to się jakoś skła­da­ło, a tu wła­śnie jest nagły prze­skok.

 

Za to warsz­ta­to­wo – bar­dzo mocno.

 

No i plus za in­ter­pre­ta­cję te­ma­tu prze­wod­nie­go.

 

"nawet dla mnie – in­ter­ni­sty, który ostat­ni raz miał"

– in­ter­nist­ki, która, miała

 

"roz­dzia­wia­jąc usta. – Wow, co to?"

– po­dwój­na spa­cja przed "– Wow".

 

PS. I jesz­cze jedno. Jest wy­so­ka za­pa­mię­ty­wal­ność tek­stu. A to cos, co ja mocno cenię.

 

 

Przy­znam, że mia­łam tro­chę pro­blem z tym tek­stem. Dość nie­ty­po­wo po­de­szłaś do mo­ty­wu lasu, re­ali­za­cja kon­kur­so­we­go te­ma­tu mocno ba­lan­so­wa­ła na gra­ni­cy, choć do­ce­niam pod­ję­cie pew­ne­go ry­zy­ka ar­ty­stycz­ne­go – nie po­szłaś w naj­bar­dziej oczy­wi­ste sko­ja­rze­nia, a do tego wy­kre­owa­łaś wizję, która może wpra­wić czy­tel­ni­ka w dys­kom­fort i bu­dzić różne sprzecz­ne od­czu­cia. I takie wła­śnie sprzecz­ne od­czu­cia się we mnie po­ja­wi­ły, zwłasz­cza pod­czas ostat­niej sceny, która dla mnie wy­wró­ci­ła całą fa­bu­łę do góry no­ga­mi. Ro­zu­miem, że miało to zo­bra­zo­wać na­pię­cie mię­dzy dwoma po­sta­wa­mi (na­uko­wa cie­ka­wość a prag­ma­tyzm), ale za­bra­kło mi w tym ja­kiejś pod­bu­do­wy – za­cho­wa­nie chłop­ca jest czymś, na co czy­tel­nik, mam wra­że­nie, nie zo­sta­je wy­star­cza­ją­co przy­go­to­wa­ny.

Poza tym jed­nak na­pi­sa­ne bar­dzo po­rząd­nie, nic mnie nie za­trzy­ma­ło, a opisy za­bie­gów były na­praw­dę wcią­ga­ją­ce; no i z pew­no­ścią wy­róż­nia się spo­śród opo­wia­dań kon­kur­so­wych ory­gi­nal­nym uję­ciem te­ma­tu.

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Dzię­ku­ję Ju­ro­rom za po­zo­sta­wio­ne ko­men­ta­rze :)

 

Wilku – dzię­ki za do­ce­nie­nie, jest jed­nak ta jedna kwe­stia, wspól­ny mia­now­nik wszyst­kich ko­men­ta­rzy :P Do­pra­cu­je­my go. Faj­nie, że po­mysł pod­szedł!

 

"nawet dla mnie – in­ter­ni­sty, który ostat­ni raz miał"

– in­ter­nist­ki, która, miała

W pol­skim chyba się nie od­mie­nia za­wo­du in­ter­ni­sty, ale głowy sobie urwać za to nie dam. Nigdy nie sły­sza­łam, by kto­kol­wiek tak mówił.

 

Black_ca­pe

 

“I takie wła­śnie sprzecz­ne od­czu­cia się we mnie po­ja­wi­ły, zwłasz­cza pod­czas ostat­niej sceny, która dla mnie wy­wró­ci­ła całą fa­bu­łę do góry no­ga­mi.”

 

Zbyt sprzecz­ne zatem :D Dzię­ki za miłe słowo i kry­tycz­ną ocenę jed­no­cze­śnie, w pew­niej spo­sób wy­czu­li mnie to myślę na przy­szłość, by uważ­niej pre­zen­to­wać bo­ha­te­rów i ich od­nie­sie­nie do oto­cze­nia.

 

Dobry kon­kurs, faj­nie zmo­ty­wo­wał do wrzu­ce­nia cze­goś, bo dłu­giej prze­rwie :)

Z tym do­pra­co­wa­niem, to pro­sił­bym jed­nak po­cze­kać ;)

A co do fe­mi­na­tyw – to jest jed­nak cie­ka­we, ze 100 lat temu ła­twiej je było uży­wać, niż obec­nie. Są słowa, które trud­no w ten spo­sób zmo­dy­fi­ko­wać, ale to aku­rat jest łatwe do zmia­ny. Choć ar­gu­ment ‚oto­cze­nia bo­ha­ter­ki’ w jej pracy i jej na­wy­ku prze­ko­nu­je.

Nowa Fantastyka