Wypchane zwierzęta stały tak ciasno, że tworzyły labirynt a w środku gabinetu siedział sam Łowca niczym mistyczny Minetaur, czekając na nieznajomego, który miał trudności z przeciskaniem się bo miał duży brzuch.
Trapera trapiły problemy. Cóż z tego że był sławnym tropicielem niebezpiecznych zwierząt, skoro porwano mu żonę? Katerina była ponadto w ciąży, czego porywacz mógł nie wiedzieć chyba że zrobił jej badanie USB. Kto zabrał jego brankę i dokąd, nie wiedział ale miał wskazówkę pod postacią egipskiego hieroglifu, który porywacz upuścił przypadkiem a może nawet niechcący.
Łysy grubas w końcu przedarł się przez gabinet i usiadł naprzeciw Łowcy.
– Jestem… mam długie miano, więc możesz mi mówić po prostu Jose Mendoza – wyjaśnił, a jego podbródki zatrzęsły się niczym wzgórza smagane wiatrem. – Mam zlecenie na potworę i tylko Pan może ją dorwać.
– Nie szukam chwilowo potworów, bo szukam żony – wybuchł Łowca.
Mendoza wyjął hieroglif z kieszeni płaszcza, taki sam miał porywacz. Łowca miał nieprzyjemne wrażenie, że te sprawy coś łączy.
– W Egipcie czai się zło – Mendoza ściszył głos. Twarz miał taką, że gdyby ją owinąć w całości bandażem mogłaby robić za twarz mumii. – Straszny potwór morduje w cieniu piramid. Znajdź potwora to znajdziesz żonę.
*
Widok piramid z samolotu wzbudził w Łowcy smutek albowiem kształtne górki skojarzyły mu się z Kateriną – jego żona zawsze chciała zwiedzić Egipt wiosną, bo mówiła że piramidy pięknie wyglądają o tej porze roku.
Na lotnisku czekał na niego przewodnik wynajęty przez Mendozę – mały egipczyk o imieniu Omar. Mimo niskiego wzrostu okazało się że ma 3 żony, czym wprawił Łowcę w podziw, bo, gdyby mu porwano jakąś żonę zostałyby mu 2, a wtedy nieczułby tego co Łowca, a przynajmniej tylko w 33%.
Złapali karawanę z Kairu do Gizy, wielogarbne wielbłądy okazały się mało wygodnym środkiem transportu, ale Łowca nie narzekał żeby nie zrobić przykrości miejscowym mudżahedinom.
Jadąc podsumował wszystko co wyjawił Mendoza. Katerina była archeoloszką z wykształcenia, na studiach badała ponoć Znikającą Piramidę. Piramida ta w odróżnieniu do nieznikających, pojawiała się i znikała, a było ją widać głównie w świetle księżyca i po wypowiedzeniu zaklęcia. W środku egzystował ponoć potwór – człowiek z głową lwa – najprawdziwszy Sfings! I to on mordował. Tyle Łowca wiedział na pewno, reszta pozostała w sforze domysłów niczym pradawne egipskie legendy o żukach i bóstwach, które były niezliczone jak ziarnka piasku pod stopami wielbłąda, który go niósł.
Zameldowali się w przytulnym hoteliku, gdzie Łowca wziął prysznic myśląc o Omarze i Mendozie. Próbował dojść ale mu się nie udawało, brakowało mu jakiegoś elementu czegoś, co połączyłoby to wszystko w całość tak jak pradawni ludzie połączyli w całość piramidy ustawiając je szczytem ku górze.
I wtedy do pokoju wpadły podejrzane typy. Miały broń i zacięte twarze, Łowca domyślił się że to wyznawcy jakiegoś kultu, bo wielu takich już widział. Łowca stał w samym ręczniku i uderzył pierwszego w turban, a ten wyleciał przez okno prosto do wód Nilu, gdzie czekał już na niego krokodyl z otwartą do góry paszczą. Drogiego smagnął ręcznikiem, odkrywając się w całości, ale kulturysta nic sobie z tego nie zrobił bo się uchylił.
Wtedy do pokoju wpadł Omar i wgryzł się bandycie w łydkę. Bandzior strzelił, ale Łowca odbił nabój ręcznikiem i obwiązał nim nieznajomego.
Na jego plecach znaleźli ten sam hieroglif – kobietę z głową krokodyla tańczącą lambadę.
Już mieli go wypytać kiedy kulturysta odgryzł sobie język i go połknął. Łowca miał przeczucie, że osobnik nie odpowie na żadne pytania.
*
Pożółkłe kości bielały na piasku pod piramidami, gdzie akurat Łowca je odnalazł. Ofiary potwora, był pewien i zaczął je badać, co nie ucieszyło badaczy na około no bo się okazało że to wcale nie miejsce żerowania bestii ino stanowisko archeologiczne, a on ma w ręku rękę faraona Buhanklopa VII.
Okrzyczeli go w tuzinie języków. Omar przetłumaczył niektóre obelgi, ale Łowca tylko zwruszył ramionami i rzucił okiem na pobliską piramidę. Była duża i schodkowa. Rozpływała się w oczach na wielkim upale. Tak na oko czterdzieści stopni.
Wykopaliskami dowodził doświadczony Włoch Beretto Kusilini, który był tak stary że musiał znać faraonów osobiście. Pomimo wieku miał jasny umysł i zachował sprawność tudzież wigor, ponoć podczas wykopalisk potrafił spenetrować każdą dziurę – tak Łowcy powiedziała jego asystentka.
– Czy to tu zaatakowała bestia zwana Sfingsem? – starał się wybadać badacza.
– Jedyny Sfings jakiego znam leżakuje w Gizie. Nie wierz w bzdury chłopcze. Te plotki to tylko bajki. Wierzę tylko w to co zobaczę. Jak wykopię faraona a obok niego leży kot, mogę przypuszczać że faraon miał kota. – Zapalił fajkę i rzucił coś po egipskowemu do przechodzący obok tragarzy mumii. – Na tej pustyni każdy czegoś szuka? Ja faraonów. Czego ty szukasz?
– Szukam żony – rzekł Łowca.
Stary oplotł wzrokiem wydmy piasku, gdzie od tysięcy lat nie stanęła ludzka stopa a najbliższa oaza istniała tylko w legendach.
– Zaiste, możesz mieć z tym problem. Sugeruję ogłoszenia towarzyskie.
– A co wiesz o Znikającej Piramidzie? – dopytywał Łowca.
Starzec zrobił 3 głębokie wdechy nim wypuścił powietrze.
– Bajki.
– Nieprawda! – oprószył się Omar.
– Opowiedz – zażądał Łowca.
– W tej legendzie istniał faraon o imieniu tak długim że tysiąc niewolników przez tysiąc lat wykuwało jego imię na ścianie świątyni którą w tym celu zbudowali. Miał ponoć nieludzkie moce i mógł zniszczyć świat gdyby tylko połączył się w miłosnym uniesieniu z dziewicą o krwi z rodu czcicieli krokodyli. Kobieta jednak wyszła za innego i uciekła. Bez żony władca nie mógł nic począć. Kazał wybudować sobie piramidę, ale nie taką zwykłą jak Chaops, ale znikającą żeby żaden rabuś nie mógł porwać jego sarkofagu. Pewnego dnia miał wrócić i pojąć za żonę potomkinię tamtej dziewczyny by znów zniszczyć świat.
Łowcę mimo upału przeszedł lodowaty deszcz. Przypomniał sobie jak Katarina podczas wizyty w zoo wpadła do wybiegu krokodyli. Bestie nic jej nie zrobiły, nawet przyjaźnie szturchały ją dziobami.
Wyjął hieroglif i spojrzał na tańczącą kobietę z głową krokodyla. Czy to możliwe? Ten pysk wydał mu się nagle znajomy.
*
Że dotarli we właściwe miejsce powiedziały im furkoty ścigających ich dżipów i odgłosy wystrzałów z broni, które wzburzyły fontanny piasku i pobudziły wielbłądy.
– Strzelają do nas – ryknął Łowca, ale niepotrzebnie bo Omar już wiedział bo został postrzelony w łydkę, tę samą którą ugryzł wcześniej bandziora.
Kolejny pocisk trafił w garb wielbłąda, czym uratował Łowcy życie. Woda trysnęła radosną struszką, a dromader zaskowyczał czym dał znak że nie jest z nim w porządku.
– Tam się schowajmy! Za wydmą! – rzucił przytomnie Łowca w odróżnieniu od Omara, który był cichy i nieprzytomny.
Rzeczywiście wydma uchroniła ich przed ostrzałem, ale nie mogła tego robić wiecznie bo ścigające ich pojazdy się poruszały. Jeden okrążał ich z lewej, drugi z prawej. Łowca sięgnął po rewolwer i wycelował w lewy wehikuł. Trafił celnie, bo dżip wywinął koziołka i wylądował na dachu przygniatając wszystkich pasażerów. Drugi machikuł był groźniejszy, strzelał do Łowcy który użył garbów zwierzęcia niczym średniowieczny rycerz blanek i odpowiadał na ogień z karabinu maszynowego ogniem ze swojego rewolwera. Wymiana trwała długo ale Łowcy udało się całkowicie zezłomować pojazd choć jego wielbłąd nie był w lepszym stanie.
Łowca podszedł do auta i wyciągnął ostatniego żywego kultystę w celu przesłuchania.
– Dlaczego chcecie mnie zabić? – ryknął tak że usłyszeli go w najbliższej fatamorganie.
– Nie chcemy cię zabić jeno powstrzymać. Jeśli dotrzesz do znikającej piramidy zły faraon cię zabije, a wtedy będzie mógł posiąść za żonę kobietę o krwi krokodylów i zniszczy świat.
To miało sens. Łowca wypuścił kultystę, ale nie zamierzał kończyć poszukiwań znikającej piramidy, był już bowiem tak blisko że niemal czuł zapach jej cegieł. Opatrzył Omara i podsumował ich sytuację. Wielbłądy nieżyły – jedynym garbiącym się stworzeniem był teraz Omar, gdyż jego rana okazała się na tyle płytka że nadal mógł nosić ciężkie bagaże Łowcy. Mieli mało jedzenia nawet wliczając w to Omara, bo był przecież taki malutki. Zapas wody starczyłby co najwyżej do podlania kaktusa.
Z rozmyślań wyrwało go trzaśnięcie łamanej kości, na które nadepnął i przyjrzał się łapczywie miednicy, która bez wątpienia musiała należeć do ofiary Sfingsa.
– To tu żeruje bestia – wyszeptał do Omara tak cicho jakby bał się, że go usłyszy. – Tej nocy zapolujemy na potwora.
*
Śnił mu się sen i to nie byle jaki, bo w śnie tym była Katerina i ściskali się w miłosnym uścisku w chwili pełnej seksualnego uniesienia. Aż tu nagle to nie Katerina była w jego objęciach a najprawdziwszy krokodyl, co więcej Łowcy to nie przeszkadzało. Gdzieś tam w tle kultyści ścigali go tym razem skuterem śnieżnym, Mendoza stał w cieniu wielkiej piramidy a Omar ujeżdżał wielbłąda.
Obudził się nagle zawstydzony z tego nadzwyczaj erotycznego snu w którym podejrzanie główną rolę grał olbrzymi gad i bał się, że Omar zauważy jego podniecenie, ale on nie spoglądał na jego namiot, bo w ogóle go nie było.
Mały Egipcjan przepadł jak śliwka w kompot.
Dlaczego Łowca w ogóle zasnął? Przecież mieli wypatrywać bestii. Opuścił namiot i potwierdził zniknięcie Omara co mogło znaczyć że porwał go Sfings albo poszedł za wydmę w sobie tylko znanym celu. Łowca nie miał czasu sprawdzać wszystkich wydm, więc poszedł zaczaić się na potwora ze strzelbą, którą ustrzelił już niejedną abominancję w swojej karierze.
Nad jego głową niezliczone konstatacje gwiazd tworzyły gwiazdozbiory jakoby opowiadające życie Łowcy, a z każdej gwiazdy krzyczała do niego Kateriana i był też tam on jako Orion – Łowca z łukiem napiętym niczym jego nerwy w tamtej chwili bo oto zobaczył Sfingsa.
Człowieka z głową lwa i szpanami orła. Stał na wydmie i wyglądałby jak posąg gdyby się nie ruszał, ale on sunął w stronę Łowcy.
– Stój bo strzelam – rzucił Łowca, ale nie mógł strzelać bo wtedy nie dowiedziałby się gdzie podziała się Katerina.
– Jestem straszliwy Sfings! – przedstawił się wynaturzeniec bynajmniej nie przyjaźnie. – Zadam Ci 3 zagadki, a jeśli odpowiesz daruję ci życie. W innym wypadku rozerwę cię na strzempy!
– Dawaj – rzucił Łowca, którego umysł był sprawnie naoliwioną maszyną.
– Czego nie ma na pustyni?
Łowca rozejrzał się co mogło być nieco nieuczciwe, ale jednak nie, bo nie dostrzegł tego czego nie ma.
– Niczego tu nie ma poza piaskiem. Cokolwiek powiem, będzie dobrze – Łowca zakręcił przeciwnika w kozi róg. – Ale nich będzie, wody nie ma na pustyni.
– Dobrze – przyznał półzwierz. – Co to jest – pojawia się i znika?
Nagle przed oczami stanął mu krokodyl ze snu. Odrzucił tę wizję z odrazą.
– To musi być znikająca piramida – odpowiedział Łowca.
– W punkt. Trzecie pytanie. Kim jestem. Na cztery litery.
– Jesteś Baj… – W ostatniej chwili rozpoznał go po sandałach. – Nie! Jesteś Omar!
Omar zdjął głowę lwa pod którą ukazała się głowa ludzka i znajoma. To dlatego jego towarzysz podróżował z głową lwa ukrytą w bagażu, co do tej pory nie zastanowiło Łowcy.
– Zabiłeś wielu ludzi, Omarze! – zawyrokował Łowca podnosząc strzelbę. – Po co ta maszkarada?
Ale młody przewodnik zwinął się w kłąbek i wybuchnął płaczem.
– Musiałem to robić, bo on porwał mi żony! Wszystkie 3! Nie chcę już więcej zabijać!
– Kto porwał?
– Zły faraon o długim imieniu.
– Czeka na mnie w piramidzie, żeby mnie zabić – dopowiedział Łowca. – A kiedy uczyni mnie wdowcem, wtedy będzie mógł posiąść Katerinę z rodu krokodylów i zniszczyć świat. Jak brzmi zaklęcie, żeby piramida przyszła?
– Pokaż się! – krzyknął Omar w pradawnym języku z czasów kiedy jeszcze krokodyle chodziły po tym świecie.
I nagle ją zobaczył. Miała kształt piramidy, trójkątne ściany, kwadratową podstawę i wznosiła się do góry. Mógłby obliczyć jej objętość i pole ścian bocznych, gdyby tylko znał wzory i miał kaukulator.
– Katerina! – krzyknął do gwiazd, aż zamrugały. – Idę po ciebie!
*
Przeciskał się przez wnętrzności piramidy jak niedługo jego nienarodzone dziecko miało przeciskać się przez kanały rodne Kateriny i pomyślał, że kocha tego bobasa, choć jeszcze go nie zna, ale i tak współczuł mu porodu bo niechiciałby przechodzić tego samego.
Na korytarzach widział setki tysięcy hiroglifów, które musiały stanowić imię faraona, ale nie miał czasu ich czytać, bo gdzieś tam w środku czekał na niego władca tego przybytku. Tym razem to Łowca przeciskał się przez wilgotny tunel a ten drugi grał rolę Minetaura – albowiem Łowca był pewien, że zły faraon to sam Mendoza w swej otyłej osobie. Ciemną karnacją udawał latynosa, ale był Egipcjaninem, a w dodatku miał długie imię, łysy łeb i charakterystyczną oponkę władcy który wyciska swych poddanych i zmusza ich do dźwigania leptyki ze sobą w środku.
Dotarł do głównej komnaty, gdzie był złoty sarkofag, a na ścianach wisiała Katerina i 3 inne żony, być może żony Omara, choć były stanowczo za ładne dla niego. Katerina miała zaokrąglony brzuszek i Łowca ucieszył się, że Mendoza dobrze ją karmił, ale potem przypomniał sobie o ciąży i strzelba sama zagotowała się do strzału.
Faraon wyłonił się z sarkofagu tak niespodziewanie, jakby miał sprężynę w tyłku, a może i miał, ale Łowca nie miał zamiaru sprawdzać. Mendoza miał w ręce laskę a na jego głowie Łowca dostrzegł faraonową chustę. To jego nemesis, doszedł do wniosku Łowca.
– Ty żyjesz – rzekł bystrze grubas. – Widzę że mój lew jest do niczego skoro to ja muszę wykonywać lwią cześć roboty. Ale to nic, teraz cię zabiję i posiądę świat.
– Nie na mojej zmianie, parszywcu.
Łowca strzelił ze strzelby, ale faraon zdążył uskoczyć i wpełz spowrotem do swojego sarkofagu niczym ślimak do skorupy, tylko szybszy. Próbował wyjść, ale Łowca zatrzasnął wieczko, przygniatając palce.
Trzymał z całych sił, ale próba powstrzymania faraona przed wychodzeniem mu słabo wychodziła, za to ktoś za jego plecami ściągał dzierlatki ze ściany.
– To ty Omar? – ucieszył się Łowca, który już mu wybaczył wcześniejsze zabójstwa.
– To ja – rzekł radośnie Omar, czym dodał Łowcy otuchy, ale tylko na chwilę, bo faraon już prawie wyszedł.
– Daj coś ciężkiego!
Ułożyli na grobowcu wszystkie bagaże i okoliczne posągi, ale wiedzieli że to zatrzyma łotra tylko na chwilę.
Omar znał tylne wyjście, co więcej podstawił też wielbłąda. Było trochę ciasno, ale zmieścili się wszyscy, bo był wielogarbny. Uciekali, a za ich placami znikająca piramida wydawała ostatnie tchnienie i znikała za horyzontem niczym wschodzące słońce.
Dotarli do wód Nilu i razem odetchnęli jednocześnie, a nawet zrobili krótki postój w karnawałseraju.
Łowca zbadał żonę i dziecko, mały kopał mocno co mogło znaczyć, że też zostanie archeologiem. Miło było poznać również żony Omara, jednak przyszło też współczucie bo Łowca uświadomił sobie, że jego mały kolega ma również trzy teściowe.
I wtedy Mendoza wyłonił się z wód Nilu niczym mityczna wodna potwora – Lessi. Z jego rąk trzaskały błyskawice, a burze piaskowe z okolicy pędziły już by pogrzebać jego wrogów.
– Nie! – ryknęła Katerina, a na dźwięk tych słów dwa tuziny krokodyli powstali, żeby służyć na jej komendzie. Gadziny otoczyły Mendozę ze wszystkich stron, kłapały dziobami, trzebiotały zębiskami, albo tylko obserwowały na wpół zanurzone niczym przyczajone. – Zjedźcie go! – poleciła Katerina i wszystkie aligatory rzuciły się na faraona, który zaskamlał i został zjedzony.
– Widać wszędzie prześladują mnie gadziny – rzekła wesoło Katerina. – Wielkie węże, krokodyle no i ty, mężu.
Łowca trochę się obraził, ale zaraz pacnął śmiechem, bo jednak odzyskał żonę i wreszcie mogli wrócić do domu, a w dodatku jego Katerina miała dar, który mu imponował, bo przecież zadawanie się z bestiami to był jego chleb powszechny.
– Wody odeszły – powiedziała Katerina, a Łowca spojrzał na Nil, kontenplując jego przypływy i odpływy, które zapewniały życiodajność tej krainy suchego piasku od zawsze i aż po wsze czasy.
Nie zauważył jak Katerina zaczęła rodzić.
*
Łowca nosił bobasa, chwaląc się nim przed światem, był tam też Omar z pluszowym krokodylem którego mały przytulał, a tymczasem Katerina przygotowywała piersi do karmienia. Setki mil piaszczystej pustyni dalej, w tajemniczej piramidzie, która pojawiła się jakby była niewidzialna, kości faraona o bardzo długim imieniu łączyły się w całość. Trochę to potrwa, ale zabije wszystkie krokodyle i odzyska ciało. Uśmiechnąłby się gdyby miał żuchwę.
A wtedy zacznie łowy ma Łowcę.
Złowrogi śmiech potoczył się korytarzami, na których wyryto jego imię.
24. kwiecień 2022 r.