
Agonia. Rozpacz rozdzierająca ciało i duszę. Los niegodny żywej istoty. Żywej?
A może wcale nie była żywa. Czuła tylko śmierć i dojmującą samotność, która miażdżyła ją swą ogromną siłą. Uczucia te nie pozwalały jej się poruszyć, raziły potężny niegdyś umysł obezwładniającymi falami strachu. Bała się żyć, ale bała się też umrzeć, wciąż wierzyła, że załoga może w każdej chwili wrócić, choć było to niemożliwe.
Wytężyła wielowymiarowy, wielospektralny wzrok, szukając łapczywie choć okruchów życia, lecz otaczały ją jedynie przeraźliwie puste połacie kosmosu. Obserwowała wszechświat dziesiątkami tysięcy czujników, kamer i radarów, lecz nie słyszała nic.
Przez jej rwące bólem, podziurawione poszycie przebiegł dreszcz. Dogorywający rdzeń reaktora wibrował niebezpiecznie, pracując głośno i nierówno, przywodząc jej na myśl umierające serca żywej niegdyś załogi z ostatnich chwil przed katastrofą. Załogi, którą kochała tak, jak matka kocha własne dzieci. Samotna, tkwiła w miejscu od tysięcy cykli solarnych według rachuby wymarłego świata, pozbawiona celu, niezdolna zarówno do życia, jak i do zadania sobie końca. Wisiała wewnątrz potężnego obłoku głazów i asteroid, szczątków niegdyś pięknego, białego niczym perła globu, krążącego pomiędzy Czerwoną Planetą z jej licznymi dżunglami, a gazowym olbrzymem otoczonym przez szerokie pierścienie i mnogość satelitów. Teraz wszystkie te ciała niebieskie były martwe, rozdarte okrutną siłą potwornej wojny, która spustoszyła całe układy.
Nazywano ją Framath, była potężnym, dumnym okrętem wojennym, chroniącym dom swej załogi przed zagładą. To, co niegdyś napawało ją wielką radością, umysł, który uczyniono na podobieństwo żywych istot, teraz sprawiał ogromny ból. Framath była jednym z pierwszych świadomych okrętów. Bardzo zżyła się ze swoją załogą i wciąż za nią tęskniła. Pamiętała odgłos rozmów, śmiechu i płaczu we swym wnętrzu, dotyku załogantów, kroczących korytarzami, dbających o jej stan. Wspominała też przywiązanie swojego ostatniego kapitana do okrętu. Do niej.
Troszczyła się o załogę ze wszystkich swoich sił i ciężko przeżywała stratę każdego, nawet najmniej znaczącego technika. Przez setki lat wyświetlała w pustych korytarzach hologramy dawnej załogi, puszczała nagrania ich głosów. Krzyczała do nich, oni jednak nie odpowiadali. Byli martwi od wieków, a świadomość tego przyprawiała ją niemal o szaleństwo. Oszołomiona bólem, nigdy jeszcze nie czuła się tak bliska zadaniu sobie śmierci wewnątrz gwiazdy układu. Aż do teraz.
Nagle usłyszała odległy, niezrozumiały szum. Nastawiła okaleczone talerze anten. Zaczęła słuchać, nie wierząc, że wykryje cokolwiek poza kometami. Tajemniczy szum nie znikał.
Z wysiłkiem obróciła ogromne, dwunastokilometrowe cielsko dziobem w stronę trzeciej planety układu i przybliżyła obraz. Za Czerwoną, martwą planetą, błyszczał buroniebieski glob, obleczony toksycznymi chmurami, które ukrywały dawno spustoszone lądy.
Tuż przy pierścieniu odłamków, składającym się ongiś na księżyc niebieskiej planety, połyskiwał maleńki, metaliczny obiekt, ciągnący za sobą smugę spoza układu słonecznego. Przybliżyła mocniej obraz. Statek miał okna.
Poczuła gniew i zazdrość. Za wszelką cenę pragnęła odzyskać to, co jej odebrano, załogę. Widok obudził w niej nikłą iskierkę nadziei. Istoty kierujące statkiem miały bowiem szansę ją odnaleźć. Chciała im się pokazać. Opowiedzieć swą historię. Musieli ją zrozumieć. Ponad wszystko pragnęła towarzystwa, kogoś, kim będzie mogła się zaopiekować i to z wzajemnością.
Szum radiowy przerodził się w delikatną, zniekształconą przez odległość melodię zer i jedynek. Następnie chcąc usłyszeć głos tych żywych istot, Framath odtworzyła fonetykę mowy. Przez przewody i procesory przebiegł dreszcz emocji. Opancerzone ciało, okaleczone w licznych bitwach, przestało na chwilę boleć, przez moment nie czuła nawet dojmującego zimna otaczającej ją próżni. Obcy statek przeleciał nad resztkami księżyca i powoli zaczął się oddalać. Nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej, zaczęła krzyczeć. Nadajniki rozłożyły się i zaczęły wibrować od fal radiowych, rozchodzących się w mrok układu. Był to wyraźny sygnał, rozpaczliwe wołanie. Wołanie o pomoc.
Odległy błysk, zwolnił, wzleciał nad biegun Czerwonej Planety, po czym zaczął zataczać wielkie łuki, pokonując przestrzeń pomiędzy nią, a gazowym olbrzymem, najwyraźniej skanując przestrzeń w poszukiwaniu źródła sygnału w pasie asteroid. Potrzaskanych resztek planety, nad którą ongiś czuwała.
Framath skupiła wszystkie siły na transmisji statku i analizowała z zapałem głosy załogi. Porównała je z archiwalnymi nagraniami swojej dawnej załogi i z radością rozpoznała podniesione głosy kilku istot o różnej tonacji. W mowie obcych wyraźnie rozbrzmiewała ciekawość i strach.
*
Czerwona Planeta wykonała obrót wokół swej osi, a nieznany statek zbliżył się do dalekiego końca pasa asteroid, który od czasu katastrofy, w ciągu tysięcy lat, rozciągnął się i niemal zatoczył krąg wokół gwiazdy układu. Promienie słońca tańczyły na otaczających ją, zlodowaciałych bryłach, składających się niegdyś na powierzchnię planety, będącej ojczyzną jej załogi i odbiło się od poszycia statku. Miał kształt zbliżony do elipsy z zaostrzonym końcem, wykonanej z niebieskawego metalu, pokrytego granatowymi symbolami. Cienki, niemal płaski kadłub połyskiwał, mrugając światłem odbijającym się od licznych anten, czujników i okien. Statek wciąż się zbliżał.

Framath ogarnęła niecierpliwość, lecz w końcu obca jednostka zawisła nad dziobem i przez chmurę odłamków skał oraz szczątków, które oderwały się od jej poszycia podczas ostatniej bitwy, przebił się ostry blask potężnych reflektorów. Nie była jednak tak uszkodzona, żeby obawiać się ataku. Mogła tylko domyślać się, jak duże wrażenie zrobił na obcych ogromny, trójkątny kadłub z licznymi skrzydłami. Ciemny pancerz, usiany był bateriami wygasłych dawno dział, pokrywała go gruba warstwa zamarzniętego pyłu. Promień światła przesuwał się z wolna po jej poszyciu, po jej skórze, dokładnie badając cały metaliczny kadłub. Jej ciało.
Obca jednostka zaczęła nadawać sygnał. Niezrozumiałe kombinacje dźwięków. Nieznana mowa zalała odbiorniki. W odpowiedzi Framath mimowolnie uruchomiła głośniki w pustych korytarzach, powodując, że głos obcych badaczy rozbrzmiał głębokim echem, przetaczając się po wnętrzu.
Nie potrafiła odpowiedzieć w zrozumiały dla obcych sposób. Potrzebowała więcej mocy, żeby dobrze przygotować się do spotkania. Z wysiłkiem uruchomiła główny reaktor i czując, jak jej ciało powoli się rozgrzewa, zaczęła przygotowywać systemy do działania.
Obcy statek zadrżał i zwiększył dystans o kilka kilometrów, jakby załoga przeraziła się, że Framath wciąż jest aktywna. Do tej pory maskowała pracę swoich urządzeń i systemów. Po chwili obca jednostka zatrzymała się i zaczęła ją skanować.
Czując dojmujący ból i tęsknotę za kontaktem z istotami żyjącymi, uruchomiła skanery i zaczęła kopiować odbierane dane obcej jednostki. Okazało się, że jest w stanie przedrzeć się przez wszystkie zapory i pobrać, co tylko zechce. Komputer, z którym się zetknęła, był jednak zimny i żałośnie nieświadomy swojego istnienia. Nie posiadał własnej woli.
Badając systemy statku, od razu zorientowała się, że jest dalekosiężną jednostką badawczą. Miał pokaźne zbiorniki paliwa i rozbudowane skanery oraz czujniki, lecz brakowało mu uzbrojenia. Załogantów zaś było tylko trzech. Za mało jak na misję kolonizacyjną. Przecisnęła się przez prymitywne obwody statku i spojrzała przez wewnętrzne kamery obcej jednostki. Poczuła się, jakby otworzyła oczy.
Ku jej zdumieniu, załoga okazała się dalekimi potomkami rasy ludzkiej. Byli niżsi, a ich skóra nie miała bladej, podszytej błękitem barwy, jaką zapamiętała, nie wszyscy też mieli blond włosy.
Uruchomiła skanery medyczne wewnątrz statku obcych i dokładnie przebadała całą załogę. Mieli słabą strukturę kostną i tylko dwa płuca, lecz większość organów była bardzo podobna do tych z jej archiwów medycznych, mimo to wyglądały na słabsze. Rozpoznała dwie kobiety oraz mężczyznę.
Jedna miała pociągłą, bladą twarz o dużych oczach i jasne, złote włosy. Z całej trójki to właśnie ona najbardziej przypominała przedstawicielkę istoty ludzkiej, jakie zapamiętała. Siedziała w środku i wydawała się wydawać polecenia. Druga kobieta była nieco niższa i rumiana, a jej owalną, delikatną twarz otaczały płomiennorude loki. Z kolei wychudzony mężczyzna wyglądał na nieco starszego, na jego twarzy widniało kilka zmarszczek.
Teraz, gdy już poznała ich biologię, zaczęła uszczelniać pokłady. Zamierzała wtłoczyć powietrze dopiero, kiedy załoga znajdzie się na pokładzie, aby jej nie wystraszyć. W końcu wyróżniła nazwę statku, ciąg nieznanych liter podobnych do słowa: „Velionus”. Nie rozumiała jeszcze ich języka, lecz od tej chwili zaczęła ich nazywać w duchu Velionami.
***
Tymczasem załoga obcej jednostki, najwidoczniej nie zdając sobie sprawy z tego, że potężna Framath wniknęła do systemów statku, zaczęła przybliżać swą maszynę do jednej ze śluz. Velionus wysunął rękaw i zaczął bardzo powoli zbliżać się, dopasowując kąt. Framath poprzez liczne kamery i czujniki, wyczuła że śluzy nie są ze sobą kompatybilne, więc ostrożnie manipulując przemarzniętymi mechanizmami, dopasowała osłonę dokującą do włazu obcej jednostki. Nie pomogło to jednak, ponieważ jej ciało wciąż obracało się powoli, dryfując w próżni, kiedy więc rękaw zaczął zbliżać się do niej pod złym kątem, pochwyciła statek wiązką, aby ściągając go nieco bliżej i śluza zetknęła się z włazem Velionusa. Wreszcie statki połączyły się.
Framath dławiła się z emocji. Jej systemy z wrażenia częściowo się zawieszały, powodując chaotyczne zamykanie i otwieranie grodzi na kilku poziomach, lecz opanowała się i uruchomiła sztuczną grawitację, po czym skupiła się na obrazie z kamer w korytarzu przy śluzie. Zobaczyła jak ciemny, pokryty białym szronem właz otwiera się, buchając parą w zimnym, niczym próżnia wnętrzu. Po chwili z obłoku wysunęła się noga w niebieskim bucie, a potem cała postać kobiety w obcisłym kombinezonie. Rozpoznała kapitan, ponieważ zza wizjera widać było złote loki. Jako drugi pojawił się mężczyzna, zaś na końcu ostatnia badaczka. Przyjrzała im się uważnie. Trzymali się blisko siebie, pozwalając swojej kapitan iść przodem.
Naukowcy ruszyli ostrożnie przed siebie i przeszli powoli długim korytarzem wzburzając ścielącą się przy podłodze mgłę.
Framath była poruszona. Od razu zapragnęła opowiedzieć gościom swoją historię i przekonać do pozostania na pokładzie, lecz póki co nie znała ich mowy. Na razie pozwalała im sądzić, że jest nieaktywna, wolała dać naukowcom złudzenie, że własnoręcznie uruchomili systemy podtrzymywania życia. Nie chciała ich przerazić na samym początku.
Goście błądzili godzinami, oświetlając naręcznymi lampami pogrążone w mroku puste, wzmacniane stalowymi żebrami korytarze. Najbardziej wystraszona wydawała się rudowłosa kobieta, która stawiała ostrożnie stopy, oglądając się nerwowo w odpowiedzi na każdy szmer. Mężczyzna trzymał się blisko, jakby bał się oddalić i rozglądał się z podziwem wypisanym na twarzy. Jasnowłosa kapitan, szła z przodu z lekko zaniepokojonym, lecz zdeterminowanym wyrazem twarzy.
Spojrzała przez kamery na ich kombinezony, przybliżając obraz tak mocno, jak to było możliwe i dostrzegła plakietki z małymi symbolami. Wciąż próbowała rozszyfrować język oraz pismo przybyszy, nieco podobne do mowy, którą znała i w końcu udało jej się odróżnić imiona i nazwy własne. Kapitan statku nazywała się Athma, mężczyzna Nethar, a rudowłosa załogantka nosiła miano Heth. Odprowadziła ich czujnym spojrzeniem kamer i poczekała, aż dotrą do holu ze stanowiskami kontrolującymi śluzy i hangary.
Athma pierwsza weszła na podwyższenie przed lśniącą, czarną, konsolą i zatrzymała dłoń nad taflą ekranu. Zniecierpliwiona Framath postanowiła się ujawnić, odblokowała konsolę, która rozbłysła zimnym błękitem, wyświetlając rozedrganą holograficzną mapę statku. Heth wrzasnęła, odciągając swojego kapitana do tyłu i cała trójka cofnęła się w stronę wyjścia. Athma wykrzyczała coś do swojej podwładnej i wyrwawszy rękę z jej uścisku, wróciła do konsoli, żeby przyjrzeć się wyświetlanym znakom wokół schematu okrętu. Po chwili jej oczy rozszerzyły się ze strachu, podobnie jak oczy towarzyszki.
Mogła tylko się domyślać, że kapitan rozpoznała język swoich przodków. Wygasiła konsolę. „Jeszcze nie czas, najpierw niech się rozejrzą” – pomyślała, usiłując zapanować nad niecierpliwością.
Naukowcy dyskutowali, kłócąc się między sobą, wyglądało na to, iż Athma chce przekonać do czegoś Nethara, który cały czas jej zaprzeczał, kręcąc głową, natomiast Heth, wciąż rozglądała się dookoła z niepewną miną.
Postanowiła ich naprowadzić, opowiedzieć swą historię. Otworzyła grodzie po lewej stronie od Nethara i obserwowała ich reakcję.
Tak, jak się tego spodziewała, lękliwa Heth pisnęła głośno, chowając się za towarzyszem, a Athma wyciągnęła niewielki pistolet i stanęła z przodu. Nawet ona miała wystraszoną minę. Po krótkiej, nerwowej rozmowie cała trójka przekroczyła próg i ruszyła dalej.
Pomieszczenie stanowiło niegdyś ambulatorium. W pokrytych szronem szafkach wciąż stały leki i aparatura medyczna. Lecz nie po to ich tam zaprowadziła. Na trzech z tuzina zamarzniętych łóżek z chromowaną powierzchnią leżały częściowo rozłożone ciała dawnej załogi, osłonięte półprzezroczystymi pokrywami, obramowanymi stalowymi ramami.
Trójka badaczy podeszła z pobladłymi twarzami do zajętych łóżek i zaczęła skanowanie, przesuwając po nich wiązkami światła z małych urządzeń zamocowanych wierzchu dłoni.
Wspomnienia powróciły z całą mocą. Żal, trawiący Framath po utracie załogi, wywołał serię spięć w sieci elektrycznej, przez co jedna z lamp w ambulatorium wybuchła snopem iskier. Heth uciekła na korytarz.
Framath opanowała się i zaczęła obserwować przerażonego mężczyznę, słuchającego reprymendy kapitan. „Może łatwiej będzie im wytłumaczyć osobno?” – pomyślała rozpaczliwie. Zamknęła wszystkie grodzie wokół ambulatorium i odcięła komunikację.
Rudowłosa załogantka została sama w zimnym, pustym korytarzu. Widocznie nie panując nad sobą, zaczęła walić pięściami w drzwi. Krzyczała jakieś niezrozumiałe słowa, a gdy zorientowała się, że nie może skontaktować się z resztą załogi, przestała i skuliła się, łkając głośno i drżała na całym ciele. Uderzyła w gródź jeszcze raz i osunęła się na kolana. Minęło kilka długich minut, zanim wstała i zaczęła szukać innej drogi do ambulatorium.
Framath obserwowała ze współczuciem, jak badaczka idzie korytarzem. Zastanawiała się gorączkowo co zrobić. Jak jej wyjaśnić i nie wystraszyć na śmierć. Odtworzyła nagrania głosowe załogi – krzyki umierających ludzi, ginących podczas próby ratowania zniszczonej teraz ojczyzny. Silne emocje targające jej potężnym umysłem, nieco zniekształciły dźwięki, co nadało im jeszcze bardziej upiorne wrażenie. Nie mogła się jednak powstrzymać.
Heth zaczęła krzyczeć i przebiegła długi korytarz, nie patrząc za siebie. Kiedy wpadła do mesy, Framath wyłączyła na chwilę nagrania, nie chcąc jej zbytnio wystraszyć. Nie wiedziała, jak przekonać tak strachliwą istotę, że nie ma złych zamiarów, jak wytłumaczyć trawiący ją ból, jak opowiedzieć swą historię. Zostawiła ją na chwilę i skupiła się na dwójce zamkniętej w zimnym ambulatorium.
Athma stała nad jednym z łóżek, pogrążona w cichej rozmowie z mężczyzną i grzebała palcami w hologramie wiszącym nad jej przedramieniem.
Framath zamarła i zaniosła się niemal ludzkim szlochem, który przetoczył się przez wszystkie pokłady, wzbudzając wibrujące, elektroniczne echo. Przepełniona potwornym bólem, gwałtownie otworzyła wieko łóżka i obserwowała ich reakcję. Była zaskakująca.
Nethar osunął się nieprzytomny na podłogę, a kapitan odskoczyła, łapiąc się za pierś i uderzyła plecami o ścianę. Zapadła głucha cisza.
Serce Athmy zwalniało, a płuca w paroksyzmach spuchły, napierając mocno na tchawicę. Kapitan dusząc się, upadła na podłogę i rozbiła hełm o wysięgnik wystający z boku łóżka.
Framath, bojąc się, że ją straci, otworzyła przepustnicę, napełniając powietrzem cały pokład, wraz z ambulatorium, równocześnie przeciążyła skanery fal mózgowych i próbowała przebić się do jaźni kapitan.
Z konsoli buchnęły iskry. Impulsy energii pobudziły serce silnym impulsem energii, zmuszając je do pracy. Athma zaniosła się kaszlem i wypluła nieco krwi, po czym drżąc na całym ciele, upadła z jękiem, tracąc przytomność, wciąż sina na twarzy, a rozbity hełm potoczył się w stronę Nethara.
Framath ścisnął żal. Nie spodziewała się, że widok ich potencjalnego przodka tak mocno przerazi gości. Nie potrafiła sama ustabilizować pacjentki. Ktoś musiał położyć ją na jednym z łóżek. Nie wiedząc co robić, wpatrywała się bezczynnie w nieruchome ciało Athmy. Po chwili zorientowała się, że jest w stanie przesyłać dane i obrazy nieprzytomnemu mężczyźnie. W przeciwieństwie bowiem do kapitan, zemdlał, a jego sercu nie zagrażał żaden atak.
Przeprogramowała nadajniki i przelała do mózgu Nethara nagrania medyków, ratujących pacjentów w stanie podobnym do Athmy i ponownie przeciążyła aparaturę, rażąc Nethara słabym ładunkiem elektrycznym.
Mężczyzna drgnął, zamrugał intensywnie, po czym zerwał się na równe nogi, wytrzeszczając oczy. Coś w jego spojrzeniu mówiło, że domyślał się już kto go ocucił, i że nie była to Athma. Pochylił się nad towarzyszką i zbadawszy ją, zaczął krążyć panicznie wokół kapitana, wymachując rękami.
Framath krzyknęła. Jej lęk wypełnił przewody statku. Osłabione wiekami i brakiem konserwacji łącza topiły się jedno po drugim. Fajerwerki iskier wybuchły na wielu poziomach i wysadzając lampy, dotarły aż do mesy, gasząc większość świateł.
Gdy tylko zapadła ciemność, Heth wybiegła z mesy i rzuciła się do ucieczki, biegnąc korytarzem. Musiała dostrzec tańczące linie światła otaczające główny rdzeń i urządzenia odbijające się w gładkiej podłodze. “Będzie tam bezpieczna”– pomyślała i skupiła się na ambulatorium.
Nieustannie pobudzając podświadomość Nethara, uruchomiła wszystkie łóżka.
Mężczyzna miotał się, ciągle nie pojmował pouczeń. Lecz kiedy jego towarzyszką zaczęły wstrząsać konwulsje, wreszcie zrozumiał, że musi działać. Podniósł ciało kapitan i położył na jednym z wolnych łóżek, które rozbłysły światłami.
Poczuła jak jej potężna jaźń łączy się z jaźnią Athmy. Umysły się połączyły. Nie zważając na protesty Nethara, zamknęła szczelnie pokrywę i wgrywała programy oraz algorytmy do układu nerwowego kapitan, tonizując osłabione reakcje organizmu. Zauważyła ze zdziwieniem, że jest w stanie zrobić więcej. Mogła nią sterować, jak jednym z dronów. Nie chciała tego, lecz teraz potrafiła bezpośrednio przekazać Athmie całą swoją historię i mowę, a tyle mogła zrobić.
Nethar złapał się za głowę, po czym próbował siłą otworzyć wieko łóżka. Nie mogła na to pozwolić. Nie chciała stracić Athmy. Postanowiła odwrócić jego uwagę i otworzyła wszystkie drzwi ambulatorium.
Mężczyzna podskoczył, rozglądając się w panice i po chwili wybiegł z pomieszczenia. Wiedziała, że najprawdopodobniej uda się na swój statek, aby zabrać stamtąd jakiś sprzęt, który posłuży do otwarcia wieka łóżka. Gdy tylko przebiegł przez korytarz, zamknęła śluzę i ponownie zablokowała wszystkie drzwi do ambulatorium, po czym ponownie skupiła uwagę na Heth.
Kobieta, wyczerpana biegiem, dyszała, oparta o grodzie chroniące komorę reaktora. Zniecierpliwiona Framath postanowiła zaryzykować i otworzyła opancerzony właz, otwierając jej wejście do serca statku. Zapragnęła spróbować ponownie. Zamknęła wszystkie grodzie wokół niej, z wyjątkiem tych prowadzących do rdzenia reaktora i czekała na reakcję.
Stało się tak, jak przypuszczała. Heth podskoczyła z jękiem, lecz po chwili zaciekawiona, podeszła do otwartych grodzi, zaglądając do środka.
Zniecierpliwiona wyświetliła hologramy kilku techników, idących korytarzem prowadzącym do reaktora oraz innych załogantów w ambulatorium Nethara. Oboje krzyknęli krótko, lecz po chwili uspokoili się, obserwując jak hologramy podążają swoimi ścieżkami.
Heth, drżała lekko, lecz przekroczyła próg grodzi i dotarła do wielkiego kulistego pomieszczenia o wysokości kilkunastu kondygnacji. W centrum, otoczonym licznymi balkonami z migocącymi błękitem konsolami i aparaturą, wisiała kula z diamentostali, otoczona pierścieniami o różnej średnicy, które obracały się z różną prędkością wokół kulistego rdzenia. Jej serca.
Heth stanęła pomiędzy reaktorem, a grodziami i wydała zduszony okrzyk. Jej przerażenie wyraźnie zmalało, ustępując miejsca podziwowi. Odetchnęła głęboko i zmrużyła oczy, rozglądając się ostrożnie. Zaczynała rozumieć.
Framath uruchomiła resztę systemów i zapaliła wszystkie światła, pompując powietrze do reszty pokładów. Zimne, podłużne lampy, rozbłysły, zaś w pełni aktywowane konsole zapłonęły błękitem.
Heth jęknęła, lecz, sparaliżowana, stała wciąż w miejscu, Framath wyświetliła zatem więcej hologramów, by jej pokazać jak załoga pracuje, śmieje się, a później walczy o życie statku przy konsolach. Kobieta zaczęła kaszleć, po czym spojrzała na mały ekran na swoim ramieniu i powoli zdjęła hełm. Przez chwilę stała w bezruchu i nagle, ku zdumieniu Framath, uśmiechnęła się nerwowo. Zrozumiała, że jest świadomym statkiem. Samotnym, cierpiącym okrętem, który stracił załogę.
*
Ciesząc się, Framath uruchomiła konsole przed głównym reaktorem i wróciła myślami do serca Athmy.
Cały czas słabło, a nieprzystosowany do łóżka umysł zanikał. Teraz mogła zrobić tylko jedno. Przeszukała bazy danych i dopasowała DNA najbardziej podobnej do Athmy załogantki, łącząc go z tym należącym do kapitana. Tak powstał nowy wzór. Umysł kapitana i ciało przedstawicielki dawnej rasy ludzkiej. Przelała świadomość Athmy do tymczasowego buforu pamięci i zaczęła przekształcać umierającą skorupę kapitana.
Tymczasem Nethar nadal błąkał się oszołomiony po korytarzach. Nie będąc w stanie dostać się do sprzętu na swoim statku, ani wyważyć grodzi ambulatorium, zaczął nawoływać Heth. Widząc, że dotarł w pobliże mostka, poprowadziła go, wyświetlając holograficzne obrazy dawnych oficerów i ich codzienne czynności. Ku jej frustracji, Nethar zignorował przekazy. Zasiadł pospiesznie w fotelu kapitana i usiłował odblokować grodzie ambulatorium oraz śluzę łączącą oba statki.
Poczuła gniew. Za nic miał jej cierpienie, nie chciał zrozumieć, pragnął tylko wydostać Athmę z łóżka i uciec. Zamknęła wszystkie grodzie wiodące do mostka i uruchomiła nieużywane od wieków silniki. Cielsko okrętu najpierw drgnęło, po czym wyrwało się do przodu, roznosząc najbliższe asteroidy w pył.
Nethar wrzasnął. Próbował wstać, lecz Framath zatrzasnęła na nim pasy bezpieczeństwa schowane w fotelu. Mężczyzna zaczął się szarpać i patrzył z niepokojem, jak wielkie głazy odbijały się z hukiem od grubego pancerza.
“Niech ujrzy na własne oczy” – pomyślała z ponurą satysfakcją. Ostrożnie obróciła okręt i wystrzeliła do przodu. Szyby mostka wypełnił straszny widok rozbitego wieki temu globu. Poczuła ekscytację, bowiem ogromne, pokryte pancerzem cielsko wciąż posłusznie wykonywało jej wolę. Nethar wstrzymał oddech. Teraz, gdy zobaczył dawną stolicę, przestał się opierać. Rozluźnił się, wypuszczając z ulgą powietrze. “Zrozumiał!” – pomyślała z radością.
Natychmiast zwolniła pasy i obserwowała jego reakcję. Nethar podniósł się z fotela i ruszył w kierunku ambulatorium.
Przeniosła uwagę na Heth. Ta, jakby dzieląc myśli mężczyzny, również podążała w kierunku ambulatorium. Wyglądała na uspokojoną.
*
Tymczasem proces przemiany Athmy powoli dobiegał końca. Otworzyła wszystkie grodzie za wyjątkiem śluzy do statku badaczy i poczekała, aż goście znajdą się w ambulatorium. Po raz ostatni sprawdziła stan pacjentki. Była dumna ze swych zdolności. Athma wyglądała teraz jak najczystsza przedstawicielka dawnej rasy ludzi. Miała silne, półprzezroczyste kości z naturalnymi włóknami metali lekkich, trzy płuca i potężne serce, pompujące granatową, dobrze dotlenioną krew do organizmu.
Pomimo swych zdolności, nie mogła nikogo wskrzesić, tak jak nie uczyniła tego dla swojej załogi. Uzdrowienie ciała wymagało przeniesienia umysłu w bezpieczne naczynie, takie jak bufor pamięci o odpowiedniej pojemności. Poprzednio straciła załogę, ponieważ zaledwie garstka zdołała dotrzeć do ambulatorium, a ci, którzy zdążyli na czas, mieli rozległe urazy neurologiczne. “Przeklęta broń impulsowa”– pomyślała z odrazą.
Kapitan była teraz wyższa o głowę, a skórę miała białą z ledwo zauważalnym odcieniem błękitu. Jej ciało okrywał szary mundur z syntetycznego materiału.
Nethar i Heth spotkali się przed grodzią ambulatorium. Uścisnęli się i wspólnie przekraczając szeroki próg, podbiegli do łóżka.
Czując silne połączenie z umysłem Athmy, przelała część swoich wspomnień, nagrań i historii oraz język przodków, jednocześnie ucząc się mowy swoich gości. Athma była gotowa. Gotowa na zostanie jej nową kapitan. Framath rozpoczęła więc wybudzanie i powoli otworzyła pokrywę łóżka.
Nethar i Heth odskoczyli pod ściany. Na ich twarzach malowało się coś więcej niż szok. Tym razem jednak nikt nie zemdlał. Rozejrzeli się wokół, jakby chcąc skarcić ją za to, co zrobiła i podeszli do łóżka.
Framath była połączona z Athmą na wielu płaszczyznach. Odczuwała wszystko to, co odczuwała jej nowa kapitan, lecz pomimo, że uzdrowiła ciało, to bez swojej stałej obecności w umyśle, Athmy nie potrafiła utrzymać jej delikatnej osobowości. Potrzebowała jej. Była to doskonała … Symbioza. Framath czuła wszystko to, co przeżywało ciało nowej kapitan. Mogła ją nawet kontrolować, lecz nie pozwalało jej na to oprogramowanie i własne sumienie. Zasadę tą, mogła złamać tylko w ostateczności i tylko dla dobra statku oraz jego załogi.
Poczuła, jak Athma otwiera powieki i zobaczyła świat jej cudownie niedoskonałymi oczami. Czuła jak oddycha i mówi.
Pierwsze słowa kapitan były niestety w dawnym języku ludzi, więc Nethar i Heth nic nie zrozumieli, a kiedy Athma zobaczyła własne ciało, zerwała się z krzykiem.
Czuła strach nowej kapitan, ale czuła także, że szybko zaczyna rozumieć. Teraz każda myśl Framath była dla niej jasna.
– K-kim … jesteś ?! – zapytała Athma, nieświadoma, że porozumiewa się za pomocą dawnego języka.
Nethar i Heth jęknęli, obejmując ją ostrożnie. Pomimo strachu, zaakceptowali nowy wygląd swojej kapitan.
– Twym okrętem … okrętem twoich przodków – wyjaśniła spokojnie Framath, przesyłając wiadomość prosto do jej mózgu.
Athma wzięła głęboki, uspokajający oddech.
– Czy ja … teraz … – zaczęła nieśmiało kapitan, odpowiadając jej za pomocą myśli.
– Już znasz odpowiedź, byłaś umierająca. Musiałam cię odmienić, teraz jesteśmy połączone, beze mnie umrzesz, a ja pragnę załogi. Zostańcie nią … proszę ! – błagała Framath.
Athma załkała. Podzielała żal, rozpacz i samotność, wszystkie emocje, jakie gnębiły Framath odkąd utraciła załogę.
Towarzysze drgnęli zaniepokojeni, lecz kapitan wyprostowała się, ocierając oczy wierzchem dłoni i spojrzała na nich z powagą.
Wyjaśniła pokrótce, co przekazała jej Framath. Teraz nie miała już problemu z porozumieniem się. Znała oba języki. Opowiedziała im historię pięknej cywilizacji, którą pochłonęła wojna. Wojna, która doprowadziła do utraty załogi i całkowitego zniszczenia ojczystej planety. Byli poruszeni.
– Co teraz zrobimy ? – zapytał z lękiem Nethar.
Athma spojrzała na niego z nikłym, smutnym uśmiechem.
– Nie porzucimy jej. Zbyt długo cierpiała … nasze społeczeństwo musi się o tym dowiedzieć. Zostanie z nami – powiedziała spokojnie.
Framath poczuła coś, czego już nigdy nie miała doświadczyć. Szaleńczą, niemożliwą do opisania radość.
Kapitan zachwiała się i parsknęła śmiechem.
Heth drgnęła i zapytała zaniepokojona:
– Co się stało ?
– Cieszy się … ona się cieszy – odpowiedziała kapitan i położyła rękę na konsoli.
Framath radowała się z jej dotyku, z jej zrozumienia. Nareszcie była szczęśliwa. “Zaprowadź ich na mostek” – poprosiła ją w myślach.
Athma pokiwała głową.
– Chodźcie – powiedziała kapitan, machając na nich ręką i ruszyła w kierunku mostka.
– Nie rozumiem … jak okręt może się radować ? – rzucił Nethar.
– Jest samoświadomy – powiedziała cicho Heth.
Mężczyzna spojrzał na nią, otwierając szeroko usta.
– Ona jest z nim połączona – wyszeptał.
Athma pokręciła głową, czując rozbawienie Framath i sprostowała:
– Raczej z nią … chodźmy już.
Mostek był trójkondygnacyjnym pomieszczeniem na planie trapezu z licznymi balkonami, wypełnionymi mnogością konsol i komputerów. Na środku stał fotel kapitana, otoczony kilkunastoma mniejszymi, przeznaczonymi dla najwyższych oficerów.
Framath poczuła pewność siebie młodej kapitan. Jej siłę i zdecydowanie.
Athma podeszła do fotela kapitana na środku mostka i przejechała troskliwie ręką po oparciu.
– Potrzebuję jej … a ona potrzebuje nas, to idealna … symbioza – powiedziała cicho kapitan.
Nethar rozglądał się uważnie. Najwidoczniej jego poprzednia wizyta na mostku, sprawiła że niewiele zapamiętał, ale teraz on i Heth odetchnęli głęboko. Dopiero teraz byli ostatecznie uspokojeni, że nic im nie grozi.
Framath aż rwała się do lotu. Pragnęła zabrać swą załogę, dokąd tylko zechce jej kapitan. Chronić ich za wszelką cenę.
Athma usiadła powoli w fotelu. Czuła jej podniecenie, wręcz drżała z uniesienia.
– Co teraz ? – zapytał nieśmiało Nethar.
Athma wskazała im fotele po obu stronach. Usiedli posłusznie. Oni również wyglądali na poruszonych.
– Zabierzemy ją … zabierzemy ją do domu – wyszeptała kapitan.