- Opowiadanie: emlisien - Dom duszy

Dom duszy

Tekst in­spi­ro­wa­ny te­ra­pią sche­ma­tów Jef­freya Youn­ga. Jest w nim tro­chę sym­bo­li i daję garść cu­kier­ków pierw­szej oso­bie, która znaj­dzie wszyst­kie :-)

To jedno z wcie­leń An­ge­li­ki, które mu­sia­ły ustą­pić zwy­cię­skiej Miss Angel. 

Pięk­ne dzię­ki za betę! 

Ilu­stra­cja jest mo­je­go au­tor­stwa.
 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Dom duszy

Trwam za­wie­szo­na w zim­nej prze­strze­ni, a włosy fa­lu­ją wokół mojej twa­rzy, ni­czym wo­do­ro­sty. Muszę się wy­do­stać, ale nie po­tra­fię. Wiem, któ­rę­dy pro­wa­dzi droga na ze­wnątrz, coś we mnie wy­czu­wa to in­stynk­tow­nie, lecz umysł wciąż wal­czy, bojąc się pust­ki. Czar­nej, lo­do­wa­tej i bez­kre­snej.

 

 

Budzi mnie chro­bo­ta­nie. Przez chwi­lę zdaje się czymś z po­gra­ni­cza, bar­dziej ze snu, niż z rze­czy­wi­sto­ści. Leżę i na­słu­chu­ję, jak pod­czas wielu wy­peł­nio­nych nie­po­ko­jem nocy. Stary dom za­wo­dzi cichą me­lo­dię sy­czą­cych rur, ka­pa­nia wiecz­nie nie­do­krę­co­nych kra­nów, po­trza­sku­ją­ce­go drew­na i wia­tru prze­ni­ka­ją­ce­go przez nie­szczel­ne okna. 

Wy­cho­wa­łam się na tym pod­da­szu o skrzy­pią­cej pod­ło­dze i wi­do­kiem na zie­leń. W chłod­nej porze roku kła­dłam koc na pa­ra­pe­cie, żeby nie czuć od­de­chu zimy.

Draż­nią­cy uszy dźwięk do­cho­dzi znad głowy. “Kuna”, myślę. “Albo myszy”. Wzdy­cham, wie­dząc jak trud­na to bę­dzie walka, i że to ja będę mu­sia­ła ją sto­czyć. Pró­bu­ję igno­ro­wać skro­ba­nie i na­tar­czy­we: tup, tup, tup, lecz już się roz­bu­dzi­łam i trud­no mi za­nu­rzyć się z po­wro­tem w sen.

Noc nigdy nie jest ide­al­nie cicha. Sły­chać w niej wszyst­ko to, co za­głu­sza­ją od­gło­sy dnia. Od­le­gły stu­kot po­cią­gu, szum prze­jeż­dża­ją­ce­go sa­mo­cho­du, wes­tchnie­nia wia­tru, trze­pot skrzy­deł noc­nych owa­dów. Od­dech. I myśli, które zwy­kle po­zo­sta­ją ze­pchnię­te w cień. Nocą wy­ła­żą, jak myszy na żer. Mogę nie­mal po­czuć ich za­pach, dotyk ko­sma­te­go futra i usły­szeć tu­pa­nie.

Coś prze­bie­ga tuż pode mną. Się­gam po ko­mór­kę i włą­czam la­tar­kę, zbie­ra­jąc się, by opu­ścić bez­piecz­ną przy­stań. Ostroż­nie sta­wiam stopę, jak naj­da­lej od ciem­nej ot­chła­ni i po­spiesz­nie prze­my­kam do włącz­ni­ka świa­tła. Jakby coś miało zła­pać mnie za kost­kę.

Cie­pły blask do­da­je od­wa­gi i spra­wia, że ogony stra­chów wpeł­za­ją głę­biej pod łóżko. Za­glą­dam pod nie i znaj­du­ję ma­lut­kie, po­dłuż­ne kształ­ty. Prze­kli­nam w duchu i sia­dam do kom­pu­te­ra, wpi­su­jąc do prze­glą­dar­ki hasło: “Pu­łap­ka na myszy”. Po chwi­li za­sta­no­wie­nia po­pra­wiam na: “Ży­wo­łap­ka”.

 

*

Coś ty taka nie­przy­tom­na? – za­ga­du­je matka, gdy scho­dzę do kuch­ni.

Pod­ło­ga jest zimna, z kranu kapie, w zle­wie pię­trzą się na­czy­nia, a kwiat­ki na oknie wy­glą­da­ją jak ofia­ry dłu­giej suszy.

Blada jak ścia­na. Tak za­mie­rzasz wyjść do ludzi? – pyta, przy­glą­da­jąc mi się kry­tycz­nie.

– Ni­g­dzie się nie wy­bie­ram – od­po­wia­dam, na­le­wa­jąc wodę do czaj­ni­ka.

No tak. Z kim niby – za­uwa­ża, jak zwy­kle mało sub­tel­nie. – Po­win­naś się tro­chę ogar­nąć. I tutaj też, przy oka­zji. – Wie­dzie spoj­rze­niem po za­pusz­czo­nej kuch­ni. 

Pró­bu­ję się od tego od­ciąć, kon­cen­tru­jąc na ude­rza­ją­cych o zlew kro­plach. Ich re­gu­lar­ny rytm naj­czę­ściej mi po­ma­ga. Dziś jed­nak głos matki prze­bi­ja się przez wszyst­ko. 

Chyba czas wziąć się wresz­cie za naukę, co? Od­wle­kasz, od­wle­kasz, a potem znowu bę­dzie za późno. 

Gdy mam wra­że­nie, że już skoń­czy­ła swoją co­dzien­ną li­ta­nię, do­da­je: 

– Za­ku­py trze­ba zro­bić. Tylko nie za dużo sło­dy­czy i chru­pek. Wiesz, jak to się koń­czy. 

 Wy­cho­dzi, a ja czuję, jakby na moich bar­kach roz­siadł się słoń. Za­wsze tak jest. Matka nie waha się wbi­jać szpil w naj­bar­dziej czułe punk­ty. Nie po­trze­bu­je nawet mapy tych miejsc, zna teren na pa­mięć. “Głu­pia”, “ego­ist­ka”, “ma­zgaj”, “no, niby nie­źle, ale mo­gła­byś po­sta­rać się bar­dziej”.

Sły­chać szum wody. Zaraz się za­go­tu­je. Się­gam po pa­pie­ro­sa, za­pa­lam, za­cią­gam się dymem i za­my­kam oczy. Dźwię­ki stają się od­le­głe i nie­istot­ne. Czas zwal­nia, a je­dy­nym, co przy­po­mi­na mi o rze­czy­wi­sto­ści jest ryt­micz­ne: kap, kap, kap-kap

Do­pie­ro gdy płuca za­czy­na­ją pul­so­wać bólem, wy­pusz­czam szarą chmu­rę, tań­czą­cą w sno­pie wpa­da­ją­ce­go przez okno świa­tła. Sta­ram się nie pa­trzeć na zlew i na rząd pu­stych bu­te­lek po al­ko­ho­lu. Nie mam siły wrzu­cać sobie na barki jesz­cze tego syfu. Sie­dzę więc i wy­peł­niam prze­strzeń dymem, jak­bym wie­rzy­ła, że mogę w nim znik­nąć.

Biorę te­le­fon, a kciuk au­to­ma­tycz­nie od­naj­du­je ikonę In­sta­gra­ma. Scrol­lu­ję uśmiech­nię­tych ludzi, pięk­ne wnę­trza, rę­ko­dzie­ło i za­baw­ne ob­raz­ki. Jest pies li­żą­cy uszy kotu ubra­ne­mu w swe­te­r, my­deł­ka gli­ce­ry­no­we, droga mlecz­na nad drew­nia­nym dom­kiem, za­sy­pa­nym śnie­giem. Rze­czy, któ­rych nie będę mieć, miej­sca, w które nie po­ja­dę, lu­dzie, któ­rych nie spo­tkam. Za­trzy­mu­ję się na zdję­ciu Lady Vam­pi­re, szcze­rzą­cej zęby. Jej twarz wy­ła­nia się z mroku, mięk­ko oświe­tlo­na. Ładna. We­so­ła. Czy­tam pod­pis i uśmie­cham się do sie­bie.

 

Su­char­ki Lady Vam­pi­re #256: Zna­la­złam dziś zna­ko­mi­tą apkę dla wam­pi­rów z żar­ciem z do­sta­wą do domu! Na­zy­wa się Tin­der.

 

Wcho­dzę w pro­fil i prze­wi­jam kilka zdjęć. Nawet po­tar­ga­na, w zwy­kłej czar­nej blu­zie z kap­tu­rem, Lady Vam­pi­re wy­glą­da ślicz­nie. Unosi brew i za­słania usta, jakby wła­śnie po­wie­dzia­ła coś nie­sto­sow­ne­go.

 

Su­char­ki Lady Vam­pi­re #268: Co fa­ce­ci lubią w wam­pi­rzy­cach? To, że naj­pierw jest seks, a potem ko­la­cja.

 

Zdję­cia są pro­ste, zwy­kle we wnę­trzach, za­wsze z cie­ka­wą grą świa­tła i cie­nia. Lady Vam­pi­re stroi miny i pisze głu­pstewka ze świa­ta fan­ta­sy. Naj­czę­ściej o tym, jak by było, gdyby wam­pi­ry żyły w na­szych cza­sach. O tym, że kie­dyś lu­dzie no­si­li przy sobie złoto, a dziś pla­stik, że jedzą nie­zdro­wo, przez co ich krew jest nie­smacz­na, o bło­go­sła­wień­stwie kre­mów z fil­trem i wielu in­nych rze­czach. Spo­łecz­ność laj­ku­je to jak sza­lo­na. Pro­fil ma już pięt­na­ście ty­się­cy fol­lo­wer­sów. Aż trud­no uwie­rzyć, że zwa­rio­wa­li na punk­cie cze­goś ta­k ba­nal­ne­go. 

Prze­wi­jam dalej i tym razem tra­fiam na skwa­szo­ną minę blond pięk­no­ści.

 

Su­char­ki Lady Vam­pi­re #272: Jeśli my­ślisz, że masz prze­rą­ba­ne, bo cier­pisz na nie­to­le­ran­cję lak­to­zy, to coś Ci po­wiem. Wy­obraź sobie, że je­steś wam­pi­rem w XXI wieku. Na ulicy się nie po­ży­wisz, bo wszę­dzie ka­me­ry, chcesz wziąć na wynos, to się okaże, że typ wła­śnie z­żarł kebab z sosem czosn­ko­wym. A ostat­nia deska ra­tun­ku – zbłą­ka­ny w lesie bie­gacz, oka­zu­je się po zęby uzbro­jo­ny w ciu­chy z jo­na­mi sre­bra. 

 

Pod tek­stem jest za­trzę­sie­nie ko­men­ta­rzy. Nawet nie chce mi się ich czy­tać. Mnó­stwo ser­du­szek, si­le­nia się, żeby od­po­wie­dzieć w po­dob­nym tonie lub dodać drę­twą hi­sto­ryj­kę. Kilka zło­śli­wych tek­stów bar­dzo nie­szczę­śli­wych osób, które też chcia­ły­by zo­stać za­uwa­żo­ne. 

Skrzy­wio­na twarz Lady Vam­pi­re też wy­glą­da cza­ru­ją­co. Za­dar­ty nosek, oliw­ko­we oczy i ład­nie za­ry­so­wa­ne kości po­licz­ko­we. Pa­trzę na nią i myślę, że jest wszyst­kim tym, czym chcia­ła­bym być. Za­baw­na, bły­sko­tli­wa. Spra­wia wra­że­nie, jakby miała wokół sie­bie uwiel­bia­ją­cych ją ludzi, dobre życie, jakby nie opy­cha­ła się cze­ko­la­dą, a z jej oczu nigdy nie cie­kły łzy. Do­my­ślam się, że wielu fa­ce­tów, któ­rzy laj­ku­ją te zdję­cia, chcia­ło­by wsu­nąć się do jej łóżka. A ona wy­glą­da na taką, któ­rej spra­wi­ło­by to przy­jem­ność. 

Wy­łą­czam te­le­fon, gdy obraz znika za kur­ty­ną łez. Lu­dzie z In­sta­gra­ma nie mają kry­ty­ku­ją­cych i wy­ma­ga­ją­cych ro­dzi­ców, pu­stych domów, zle­wów peł­nych brud­nych na­czyń, myszy po­że­ra­ją­cych ocie­ple­nie dachu i nie do­skwie­ra im po­czu­cie pust­ki. 

Myślę, że gdyby wam­pi­ry na­praw­dę żyły w dzi­siej­szych cza­sach, by­ły­by strasz­nie sa­mot­ne. Wszy­scy, na któ­rych ci za­le­ży od­cho­dzą, a ko­lej­ni lu­dzie mają już inne zwy­cza­je, men­tal­ność i poj­mo­wa­nie. W końcu masz wię­cej do­świad­czeń od wszyst­kich, któ­rych spo­ty­kasz i bra­ku­je ci kogoś, kto zro­zu­miał­by cię bez słów.

Sa­mot­ność jest domem, w któ­rym sły­chać tylko ka­pa­nie i wiatr. Nikt, jak dotąd, nie zna­lazł na to leku. Ból emo­cjo­nal­ny jest nie do uko­je­nia.

Wy­cie­ram oczy, biorę wino i wra­cam do sie­bie. 

 

*

Stoję prze­mo­czo­na na brze­gu rzeki. Nie mam pew­no­ści, czy to moje ko­la­na tak drżą, czy trzę­sie się zie­mia. Czar­na woda szcze­rzy kły, tar­ga­na wia­trem. Nie chcę do niej wcho­dzić, ale coś mnie przy­cią­ga.

Nogi same sta­wia­ją pierw­sze kroki. Prze­ły­kam ner­wo­wo ślinę i za­nu­rzam się coraz głę­biej. Ze wszyst­kich sił pró­bu­ję nie my­śleć o tym, co kryje się pod czar­ny­mi fa­la­mi. Ko­lej­ny krok… I jesz­cze jeden.

 

*

– Pani An­ge­li­ka? – Ku­rier za­glą­da nie­pew­nie przez szpa­rę w drzwiach. 

Uchy­lam je sze­rzej i świa­tło bo­le­śnie razi mnie w oczy. Obu­dzi­łam się ze strasz­li­wym bólem głowy, a do tego – jak zwy­kle – to ja mu­sia­łam zejść i otwo­rzyć. Przy­ta­ku­ję.

– Pa­czusz­kę mam dla pani. 

Zer­kam na są­sied­ni dom i do­strze­gam ko­ły­sa­nie fi­ran­ki. Są­siad­ka znowu się ga­pi­ła, je­stem pewna. Nie wcho­dzę w kur­tu­azyj­ną roz­mo­wę. Od­bie­ram prze­sył­kę i szyb­ko za­my­kam drzwi. Przy­szły ży­wo­łap­ki. Do­brze, bo myszy stały się bez­czel­ne i chro­bo­tu jest coraz wię­cej.

Roz­sta­wiam pu­łap­ki na pod­da­szu i prze­no­szę się do po­ko­ju mojej sio­stry, Ali­cji. Wszyst­ko zo­sta­ło po niej tak, jakby zaraz miała wró­cić. Książ­ki do bio­lo­gii, pę­dzel do na­kła­da­nia różu, kubek po her­ba­cie z za­schnię­tą cy­try­ną, przy­po­mi­na­ją­cą eg­zo­tycz­ne na­sion­ko. Żadna z tych rze­czy już się na nią nie do­cze­ka. 

Roz­sta­wiam lap­top i obie­cu­ję sobie, że dziś już na pewno się po­uczę. Wiem, że od­su­wa­nie tylko po­gar­sza sy­tu­ację, bo muszę zdać eg­za­mi­ny. Jed­nak nie po­tra­fię prze­stać. “Mi­strzy­ni pro­kra­sty­na­cji. Po­win­naś mieć tak na dru­gie imię”, zwy­kła ma­wiać matka.

Idę do ła­zien­ki, żeby tro­chę się ogar­nąć. Ob­my­wam twarz zimną wodą i przy­glą­dam się oczom w trud­nym do okre­śle­nia ko­lo­rze. Prze­krwio­ne i zmę­czo­ne tkwią w sza­rym ob­li­czu. Sły­szę szmer gdzieś bar­dzo bli­sko. Czyż­by myszy były też tutaj? Skro­ba­nie do­cho­dzi z szaf­ki pod umy­wal­ką. Otwie­ram drzwicz­ki i od­ska­ku­ję. Dźwięk do­bie­ga z me­ta­lo­we­go kosza na śmie­ci. Bar­dzo nie­chęt­nie za­glą­dam do środ­ka. Coś po­ru­sza się wśród zu­ży­tych wa­ci­ków, kar­to­ni­ków po pa­pie­rze to­a­le­to­wym i za­wi­nię­tych w chu­s­tecz­ki pod­pa­sek. Żo­łą­dek kur­czy się bo­le­śnie, gdy od­kry­wam pre­zer­wa­ty­wy, na­brzmia­łe od bia­łe­go, męt­ne­go płynu. Przy­po­mi­na­ją zde­chłe me­du­zy.

Wpa­dam jak burza do po­ko­ju Żelki. 

– Mo­gła­byś, do cho­le­ry, sprzą­tać po sobie?! – Ata­ku­ję ją. 

Nie re­agu­je. Leży z no­ga­mi opar­ty­mi o ścia­nę i wiel­ki­mi słu­chaw­ka­mi na uszach. Znie­kształ­co­ne dźwię­ki mu­zy­ki sły­szę nawet przy drzwiach. W po­ko­ju pa­nu­je syf. Okrop­ny. Kubki, miski po chrup­kach dusz­kach i lo­dach. Na ścia­nie nad łóż­kiem wisi pla­kat w stylu daw­nych pro­duk­cji Al­fon­sa Muchy, z dziew­czy­ną po­chło­nię­tą grą. Na ko­la­nach ma to­reb­kę chip­sów, a u jej stóp leżą kla­wia­tu­ra, old­scho­olo­wy joy­stick oraz kon­so­la na kar­tri­dże sta­re­go typu. Wy­ka­pa­na Dżela. Odłą­czo­na sa­mo­uko­iciel­ka. Fa­sze­ru­je się pod­łym żar­ciem, grami, te­le­wi­zją i związ­ka­mi jak z baru szyb­kiej ob­słu­gi. 

Pod­cho­dzę i zry­wam słu­chaw­ki. Od­kła­da te­le­fon i spo­glą­da na mnie ze zbla­zo­wa­ną miną. 

– Nie dbam o to, że zła­piesz od tego ja­kie­goś syfa – mówię, wska­zu­jąc na śmiet­nik. – Ale nie mam ocho­ty po­ty­kać się o świa­dec­twa two­ich unie­sień, ku­masz? Wywal to – do­da­ję z na­ci­skiem.

Wy­lu­zuj tę spię­tą du­pcię – od­po­wia­da. 

– Za­lę­gły się w tym myszy! – Złosz­czę się. 

Wy­wa­lę. Ale potem. Je­stem za­ję­ta.

– Za­ję­ta? Swipe’owa­niem typów czy jakąś durną gier­ką? 

Za­zdro­ścisz?

– Je­steś śmiesz­na. 

A ty ża­ło­sna.

Wy­sy­pu­ję na łóżko za­war­tość kosza. Teraz bę­dzie mu­sia­ła się tym zająć.

 

Na­stęp­ne­go dnia orien­tu­ję się, że zgi­nął mój pa­mięt­nik. Nie ma go w skryt­ce. Prze­szu­ka­łam wszyst­kie za­ka­mar­ki stry­chu, pokój Ali oraz sy­pial­nię mamy. Wpa­dłam w pa­ni­kę, a potem w furię. Żelka twier­dzi, że nie wie gdzie on jest i że go nie ru­sza­ła. Nie wie­rzę jej. Myślę, że za­bra­ła go w od­we­cie za te kon­do­my na łóżku. 

Za­kła­dam buty i wy­bie­gam na ulicę, do ku­błów na śmie­ci. Otwie­ram jeden za dru­gim i prze­glą­dam ich śmier­dzą­cą za­war­tość. Za­czy­nam od pa­pie­rów i pla­sti­ków, ale wąt­pię, aby Żelka by­ła­ tak wspa­nia­ło­myśl­na. Prze­szu­ku­ję zmie­sza­ne i za­czy­na się robić obrzy­dli­wie. Z tru­dem po­wstrzy­mu­ję od­ruch wy­miot­ny. Naj­go­rzej jest, gdy otwie­ram bio. W reszt­kach je­dze­nia wiją się ro­ba­ki. Odór i świ­dru­ją­ce uszy brzę­cze­nie much, są poza wszel­ki­mi gra­ni­ca­mi. Czuję, jakby ob­la­zły mnie samą i wwier­ca­ły się w skórę, wkrę­ca­ły we włosy. Przez uła­mek se­kun­dy wśród gni­ją­cych obier­ków, wstęg ma­ka­ro­nu, po­żół­kłych zia­ren ryżu i skrę­ca­ją­cych się ro­ba­ków, widzę twarz Ali. Nie wy­trzy­mu­ję. Od­ska­ku­ję na bok i rzy­gam. Żół­cią i chip­sa­mi. 

– An­ge­li­ko?

Od­wra­cam się gwał­tow­nie i widzę za­tro­ska­ną twarz wścib­skiej są­siad­ki.

– Po­trze­bu­jesz po­mo­cy, dziec­ko?

– Nie, nie. Dzię­ku­ję. – Wy­cie­ram usta rę­ka­wem i wra­cam do domu.

Są­siad­ka coś jesz­cze krzy­czy, ale nie słu­cham. Za­my­kam drzwi, pró­bu­jąc od­gro­dzić się od myśli, które roz­bu­dzi­ły jej słowa.

 

*

Chłod­ny po­wiew je­sien­ne­go po­wie­trza wpada do sa­mo­cho­du przez uchy­lo­ną szybę. Gapię się na rzekę. Świat wokół wy­glą­da po­nu­ro i nie­po­ko­ją­co. Te­le­fon wi­bru­je, wy­ry­wa­jąc mnie z za­my­śle­nia. Po­wia­do­mie­nie z In­sta­gra­ma. Za­nu­rzam się w swój wir­tu­al­ny świat.

Za­mknij to okno! Zimno leci! zło­ści się Ala. Igno­ru­ję ją. Halo! krzy­czy i macha mi ręką przed ocza­mi. Nic. Mamo, po­wiedz jej coś!

Jak za­wsze, pod kiec­kę do mamy mówię bar­dziej do sie­bie.

Je­steś okrop­na!

Ty za to wzo­ro­wa! Jak za­wsze! Do­sko­na­li­cja!

Prze­stań­cie na­tych­miast! Obie! krzy­czy mama.

Ala wy­pi­na się z pasów i pró­bu­je wy­rwać mi ko­mór­kę. 

Weź, głu­pia!

Te­le­fon wy­pa­da mi z rąk i teraz też się wku­rzam. Sza­mo­cze­my się jak dwa wście­kłe ko­cu­ry. Mama pró­bu­je nas roz­dzie­lać. Łapię Alę za włosy, a sama ob­ry­wam pa­zu­ra­mi. Kątem oka do­strze­gam za przed­nią szybą coś, czego nie po­win­no tam być. 

Wrzask, pisk i prze­cią­głe: szszszszszsz, gdy sa­mo­chód sunie wśród iskier ku kra­wę­dzi mostu. Ostre szarp­nię­cie wy­tła­cza mi z płuc po­wie­trze. Fala zimna roz­le­wa się po ciele, a świat tonie w mroku. Woda wdzie­ra­ją­ca się przez okno wci­ska mnie w sie­dze­nie. Nie mogę się ru­szyć.

 

*

Budzę się mokra od łez i za­lęk­nio­na. Na­słu­chu­ję. Żad­ne­go chro­bo­tu, skro­ba­nia, skrzy­pie­nia, ani szep­czą­ce­go w szpa­rach wia­tru. Wsta­ję i pró­bu­ję za­pa­lić świa­tło, ale nic się nie dzie­je. Nie ma prądu? Wy­wa­li­ło korki? Włą­czam la­tar­kę i świe­cę po po­ko­ju, chcąc dodać sobie od­wa­gi. Trze­ba iść do sieni. Spraw­dzić.

Gdy wy­cho­dzę w mrok ko­ry­ta­rza, do moich uszu do­cie­ra szloch. To od Żelki? Zbli­żam ucho do drzwi. Nie. Tu jest cicho. Scho­dzę na dół i prze­glą­dam wszyst­kie korki, ale są na miej­scu. Zegar na ku­chen­ce ga­zo­wej jest wy­ga­szo­ny. Wy­łą­czy­li prąd. Spraw­dzam czy drzwi wej­ścio­we i te do piw­ni­cy są za­mknię­te. Mogę to robić dzie­siąt­ki razy przed pój­ściem spać, a i tak nigdy nie po­tra­fię się po­czuć na­praw­dę bez­piecz­na. Trzę­są mi się ręce, więc otwie­ram lo­dów­kę, która stra­szy pust­ką i się­gam po reszt­kę wina. Nie ku­pi­łam no­we­go, w przy­pły­wie głu­piej na­dziei, że nie bę­dzie mi po­trzeb­ne. Że jakoś wresz­cie się po­zbie­ram. Po­cią­gam długi łyk i trwam w nie­bie­ska­wej łunie la­tar­ki, cze­ka­jąc aż al­ko­hol za­cznie dzia­łać choć odro­bi­nę.

Im bar­dziej chcesz coś w sobie tłu­mić, za­mknąć w naj­głęb­szej piw­nicz­ce swo­jego umy­słu, tym bar­dziej się to roz­ra­sta. W końcu pró­bu­je się wy­do­stać, kru­sząc mury twier­dzy, jaką wokół zbu­do­wa­łeś. Wy­ła­zi wszyst­ki­mi za­ka­mar­ka­mi, jak szczu­ry i ro­bac­two. “Myszy”, przy­po­mi­nam sobie i naraz do­cie­ra do mnie, że za­po­mnia­łam o ży­wo­łap­kach. Zo­sta­wi­łam je na górze i za­po­mnia­łam. A gry­zo­nie po­trze­bu­ją żar­cia i ruchu. Pro­blem spy­cha­ny poza świa­do­mość nie znika, lecz zy­sku­je na sile.

Się­gam do szaf­ki po dia­ze­pam. Po­ły­kam jeden, a resz­tę wsu­wam do kie­sze­ni bluzy. Cierp­ki smak wina szczy­pie w język. Znowu sły­szę ten płacz. “Lisia”, myślę. To Lisia pła­cze… Chcia­ła­bym, żeby znik­nę­ła, raz na za­wsze.

Dźwięk do­cho­dzi z pod­da­sza. Scho­dy skrzy­pią, gdy wspi­nam się po nich z ocią­ga­niem, a w nie­bie­ska­wym, bla­dym świe­tle po­ły­sku­je ich złusz­czo­na farba. Szloch jest coraz gło­śniej­szy i boję się, co tam za­sta­nę. 

Drżą­cą dło­nią otwie­ram drzwi i ude­rza mnie odór my­sich siu­siek i cze­goś jesz­cze, czego bar­dzo nie chcia­ła­bym czuć. Świe­cę przed sie­bie i pytam cicho: 

– Lisia? 

Od­po­wia­da mi łka­nie. Za­glą­dam głę­biej. Wokół pu­ła­pek, które rzu­ca­ją cie­nie od świa­tła la­tar­ki, widzę po­roz­rzu­ca­ne wióry. Wszyst­kie ży­wo­łap­ki są za­mknię­te i każdą spo­wi­ja teraz prze­ra­ża­ją­cy bez­ruch. Ska­za­łam te stwo­rze­nia na upior­ną śmierć. Sza­mo­ta­ły się w za­mknię­ciu, wal­cząc o życie, wśród pisku swo­ich to­wa­rzy­szek. Uwię­zio­ne, bez­sil­ne… 

Do­strze­gam Lisię zwi­nię­tą w kłę­bek, w kącie, który nie­zli­czo­ną licz­bę razy był dla mnie schro­nie­niem. Pła­cze i ści­ska coś w rę­kach, jakby chcia­ła to ochro­nić. Prze­ła­mu­ję obrzy­dze­nie i lęk, prze­my­ka­jąc wśród ma­łych kom­na­t tor­tur. Do­pa­dam Lisi i biorę ją w ra­mio­na. Tulę ją i ko­ły­szę. Tym, co ści­ska w rę­kach, jest mój pa­mięt­nik. Za­pi­sa­łam w nim wspo­mnie­nia, które naj­bar­dziej pra­gnę­łam wy­rzu­cić i nigdy do nich nie wra­cać.

Zo­sta­wi­łam je

Wy­do­sta­łam się przez otwar­te okno sa­mo­cho­du. To samo, o które to­czy­ły­śmy z Alą ten głupi bój. Po­win­nam była uto­nąć razem z nimi, jed­nak los oszczę­dził wła­śnie mnie. Byłam je­dy­ną myszą, która wy­do­sta­ła się z pu­łap­ki i przez długi czas są­dzi­łam, że to nie­spra­wie­dli­we i strasz­nie prze­wrot­ne. Teraz ro­zu­miem, że wcale nie. Prze­ży­łam, aby drę­czyć się świa­do­mo­ścią, że to wszyst­ko stało się prze­ze mnie. 

Chcia­ła­m móc iść na­przód bez ba­ga­żu peł­ne­go ka­mie­ni. Łu­dzi­łam się, że to bę­dzie moż­li­we, jeśli wy­star­cza­ją­co mocno się ode­tnę. Al­ko­ho­lem, sek­sem, grami. Dymem. Do­zna­niem po­dzi­wu. Że jeśli po­ka­żę innym sie­bie taką, jaką pra­gnę­ła­bym być, będę umia­ła się taka stać.

Gdy ta­blet­ka wzmoc­nio­na al­ko­ho­lem za­czy­na dzia­łać, uspo­ka­jam się i do­pa­da mnie obo­jęt­ność. Pod­cho­dzę do okna i otwie­ram je sze­ro­ko. Tafla czar­nej wody jest gład­ka i bije od niej chłód. Mu­skam ją pal­ca­mi i pa­trzę na kręgi, roz­cho­dzą­ce się po po­wierzch­ni. W ciem­no­ści nie byłam w sta­nie do­strzec ich ciał, ale w snach widzę je do­sko­na­le. Białe, wśród fa­lu­ją­cych wło­sów. Bez­wład­ne i puste, jak ska­fan­dry w próż­ni. Cze­ka­ją, aż wrócę na swoje miej­sce. Obok nich.

Ści­skam pu­deł­ko z ta­blet­ka­mi, bę­dą­cy­mi prze­pust­ką do tam­te­go świa­ta. Pró­bo­wa­łam przejść przez jego wrota wiele razy, tkwiąc na po­gra­ni­czu, nie po­tra­fiąc ani wró­cić do ży­wych, ani opu­ścić po­nu­re­go domu mojej duszy. Prze­peł­nia­ły mnie lęk, po­czu­cie winy i nie­na­wiść do samej sie­bie.

Już wy­star­czy.

Wy­sy­pu­ję pi­guł­ki na dłoń. 

Ten dom długo mi słu­żył. Do­zna­łam w nim ra­do­ści i smut­ku, roz­ko­szy i bólu. Tę­sk­no­ty i sa­mot­no­ści. Po­zwa­lam pły­nąć falom wspo­mnień. Tych naj­daw­niej­szych, gdy był z nami jesz­cze tata i tych naj­bliż­szych. Czuję za­pach ja­błecz­ni­ka, który pie­kła bab­cia, cie­pło słoń­ca na skó­rze, gdy prze­sia­dy­wa­ły­śmy w ogro­dzie i ja­dły­śmy cze­re­śnie, widzę czer­wień su­kien­ki, w któ­rej mama wy­glą­da­ła na szczę­śli­wą i sły­szę śmiech Ali, gdy ob­rzu­ca­ły­śmy się śnież­ka­mi. 

Pod­no­szę pi­guł­ki do ust, lecz za­trzy­mu­je mnie czy­jaś dłoń. Otwie­ram oczy i na­po­ty­kam wzrok matki. 

Jak zwy­kle po linii naj­mniej­sze­go oporu? – pyta z dez­apro­ba­tą.

– Nie mam na to siły – mówię znie­chę­co­na. – Mu­sisz to robić, nawet teraz?

Co robić?

Jej ka­mien­na twarz nie zdra­dza żad­nych emo­cji.

– Cze­piać się.

Jak my­ślisz, po jakim cza­sie nasza ulu­bio­na są­siad­ka znaj­dzie zwło­ki? – sły­szę za sobą głos Żelki.

– Bę­dzie nam już wszyst­ko jedno.

Ja nie chcę tam iść – wtrą­ca się Lisia ze swo­je­go kąta. 

Żadna z nas nie chce, Lisiu – mówi Żelka. – Ona też.

Rzu­cam jej gniew­ne spoj­rze­nie.

To dla­cze­go znowu tu je­ste­śmy? – drąży naj­mniej­sza z nas. 

Bo Ange zże­ra­ją ro­ba­le wy­rzu­tów su­mie­nia – od­po­wia­da Dżela i za­bie­ra mi bu­tel­kę, osu­sza­jąc ją do końca. – Trud­no żyć z takim to­wa­rzy­stwem.

Ale prze­cież ma nas! – woła z nie­do­wie­rza­niem Lisia.

Ona nas nie lubi. Samej sie­bie też. Z tym jesz­cze trud­niej sobie ra­dzić. 

– Mam was szcze­rze dość! – prze­ry­wam tę dys­ku­sję.

Witaj w klu­bie. My­ślisz, że faj­nie jest wiecz­nie się z wami uże­rać? Z matką, zwy­cięż­czy­nią kon­kur­su na to, kto po­łknie dłuż­szy kij? Płacz­li­wą i stra­chli­wą Lisią i tobą, wiel­kim na­czy­niem wy­peł­nio­nym żalem? By­ło­by mi bez was po sto­kroć ła­twiej. 

Świę­ta się zna­la­zła! Jak mo­żesz być tak bez­czel­na? – obu­rza się matka.

Gdy­byś tylko prze­sta­ła się pła­wić w swoim bólu i po­czu­ciu nie­spra­wie­dli­wo­ści, by­ło­by lżej nam wszyst­kim! – zło­ści się Dżela, igno­ru­jąc na­sze­go kry­ty­ka. 

Spo­glą­dam na taflę wody i do­strze­gam w niej swoje od­bi­cie. Smut­na, szara twarz osoby, która nie ma już ni­ko­go, na kim by jej za­le­ża­ło.

Mo­gły­by­śmy cho­ciaż przy­gar­nąć kotka – prze­ry­wa nam Lisia, po­cią­ga­jąc mnie za rękaw.

O tak, jak stare panny! – par­ska matka, a Dżela kwi­tu­je:

Przy­naj­mniej znowu byłby w tym domu ktoś żywy.

Na od­bi­ja­ją­cym się w czar­nej tafli ob­li­czu, które wpa­tru­je się we mnie uważ­nie, roz­kwi­ta uśmiech. Z po­cząt­ku nie­znacz­ny, po chwi­li na­bie­ra peł­niej­szych kształ­tów. 

Od­ska­ku­ję wy­stra­szo­na, gdy na pa­ra­pet po dru­giej stro­nie okna, wska­ku­je czar­ny kot. Pa­trzę w osłu­pie­niu, jak moje wła­sne od­bi­cie bie­rze go na ręce i za­my­ka okno. A potem od­cho­dzi nie­spiesz­nie, nie oglą­da­jąc się za sie­bie.

 

*

Pro­mie­nie po­ran­ne­go słoń­ca wpa­da­ją przez okno, oświe­tla­jąc dro­bi­ny kurzu wi­ru­ją­ce w po­wie­trzu. Na­kła­dam róż na po­licz­ki i wy­cie­ram smugę roz­ma­za­ne­go tuszu. Matka stoi obok i pa­trzy na mnie, ale nic nie mówi. Żelka sie­dzi na łóżku i po­chła­nia ko­lej­ne opa­ko­wa­nie chru­pek dusz­ków. 

Mo­gła­byś opu­ścić jedno ra­miącz­ko. To bę­dzie pa­so­wa­ło do tre­ści posta. 

Będą gadać, że jest pusz­czal­ska – mówi matka.

Jest pusz­czal­ska! – do­ci­na mi Żelka. 

Ład­nie wy­glą­dasz – za­uwa­ża Lisia, nie zwra­ca­jąc uwagi na prze­ko­ma­rzan­ki tych dwóch.

Za­cią­gam grube za­sło­ny, które zbie­ra­ły kurz od grubo ponad roku, włą­czam lampę i zdej­mu­ję bluzę. Mam tylko jeden strzał, potem bę­dzie na­dy­mio­ne. Usta­wiam te­le­fon na sel­fie-stic­ku i spraw­dzam kadr jesz­cze raz. Ciem­na po­stać w kontrze. Lajki będą się sypać jak je­sien­ne li­ście. Za­pa­lam pa­pie­ro­sa, za­cią­gam się i wy­dmu­chu­ję dym w stro­nę lampy. Zdję­cie wy­glą­da osza­ła­mia­ją­co. 

Przy­cho­dzi wia­do­mość z Mes­sen­ge­ra. 

“Pani An­ge­li­ko, o któ­rej bę­dzie pani po ko­cur­ka?”. 

“Mogę być za go­dzi­nę”, od­po­wia­dam. 

“Super. W takim razie cze­ka­my!”. 

Gaszę pa­pie­ro­sa i zbie­ram się, żeby nie mu­sieć już słu­chać kry­tycz­nych przy­ty­ków, że jak zwy­kle się spóź­nię i będę śmier­dzia­ła faj­ka­mi. Za­kła­dam czar­ną bluzę i po­na­glam Żelkę.

Cze­kam cier­pli­wie, aż wszyst­kie stopy wsuną się w moje buty. Matka za­wsze jest pierw­sza. Trud­no do­rów­nać jej stan­dar­dom. Żelka ma to w nosie, ale wie, że nam za­le­ży. Lisia po­trze­bu­je naj­wię­cej czasu. Gdy wszyst­kie je­ste­śmy na miej­scu, za­wią­zu­ję sznu­rów­ki i wsta­ję. Biorę ple­cak, tro­chę cięż­ki, bo każda z nas chcia­ła coś do niego do­rzu­cić. 

Przed wyj­ściem jesz­cze raz spo­glą­dam w lu­stro, oczy­ma w trud­nym do okre­śle­nia ko­lo­rze, który moja spo­łecz­ność na­zwa­ła oliw­ko­wym.

Mo­gła­byś jesz­cze tro­chę prze­cze­sać włosy – mówi matka.

Mo­że­my już iść? – pyta znie­chę­co­na Żelka. 

Po kotka! – pisz­czy z ra­do­ścią Lisia.

Istne wa­riat­ko­wo.

Na ulicy do­pa­da nas są­siad­ka. Żelka wzdy­cha cięż­ko, matka za­czy­na się stre­so­wać, że coś pój­dzie nie tak, a Lisia chowa się za nami wszyst­ki­mi.

– An­dże­li­siu, prze­pra­szam, że tak się na­rzu­cam. Do­my­ślam się, jak musi być ci cięż­ko… Wiem jak to jest, choć… ja stra­ci­łam tylko męża – papla.

Chyba jest zde­ner­wo­wa­na.

– Chcia­łam ci tylko przy­po­mnieć, że jeśli po­trze­bu­jesz po­mo­cy z domem, za­ku­pa­mi, to na­praw­dę mo­żesz na nas li­czyć. Adaś pod­wie­zie cię na cmen­tarz. Szko­da się tłuc au­to­bu­sa­mi taki kawał drogi…

– Dzię­ku­ję, pani Jo­an­no. – Uśmie­cham się. – To bar­dzo miłe, że się pani trosz­czy. Na­praw­dę. Ale po­ra­dzi­my sobie. – Za­pew­niam ją.

– My? – do­py­tu­je wy­raź­nie zbita z tropu.

– Tak. Jadę wła­śnie po kota – od­po­wia­dam naj­ład­niej­szym z uśmie­chów. 

Za­py­taj, czy nie po­trze­bu­je cze­goś z mia­sta, bądź miła – pod­po­wia­da mi matka.

– Do wi­dze­nia, pani Jo­asiu – rzu­cam na od­chod­ne. – Muszę le­cieć, bo uciek­nie mi au­to­bus!

Od­wra­cam się i przy­spie­szam kroku, zo­sta­wia­jąc są­siad­kę na środ­ku drogi. Za­kła­dam słu­chaw­ki i pusz­czam mu­zy­kę, żeby za­głu­szyć kry­tycz­ne słowa matki, zna­czą­ce wes­tchnie­nia Dżeli i proś­by Lisi, abym szła tylko po ca­łych płyt­kach chod­ni­ka. Wszyst­kie myśli roz­bie­ga­ne po za­ka­mar­kach domu mojej duszy, do któ­re­go dziś, po raz pierw­szy od dawna, wpa­dło wię­cej świa­tła.

 

Koniec

Komentarze

To opo­wia­da­nie bar­dzo do­brze re­ali­zu­je stare po­wie­dze­nie, że zmar­li żyją tak długo, jak długo ma ich kto wspo­mi­nać.

Szko­da tylko – z mo­je­go punk­tu wi­dze­nia – że może się to skoń­czyć jak w tym tek­ście. Obłę­dem. No, ale na ko­niec po­ja­wia się pro­myk na­dziei. Że czar­ny, to nie­waż­ne, liczy się, że na­dziei.

Dobre opo­wia­da­nie, cho­ciaż spoza mojej “dział­ki”, wcią­gnę­ło.

Hej, Ada­mie

 

Cie­szę się, że wpa­dłeś i prze­czy­ta­łeś, a jesz­cze bar­dziej, że Cię wcią­gnę­ło, mimo że spoza Two­jej “dział­ki” :-) In­ter­pre­ta­cje o co tu cho­dzi po­ja­wią się za­pew­ne różne. Póki co – nie będę zdra­dzać swo­je­go za­my­słu. Je­stem cie­ka­wa, czy ktoś go od­gad­nie. Wska­zó­wek dla do­cie­kli­wych tro­chę zo­sta­wi­łam, ale to za­da­nie z gwiazd­ką :-D

 

Po­zdro­wie­nia!

eM 

Miło mi, że Cie­bie ucie­szy­łem. {Za­wsze to dobry uczy­nek, drob­ny bo drob­ny, ale jed­nak. :-) }

Nie pró­bo­wa­łem do­ciec, cho­ciaż, co oczy­wi­ste, in­try­go­wa­ła mnie “wie­lo­oso­bo­wość” bo­ha­ter­ki. Przy­ją­łem, na bie­żą­ce po­trze­by, że trau­ma­tycz­ny epi­zod z życia może (bo fak­tycz­nie może) tak “po­trza­skać” psy­chi­kę, że, jak to się w skró­cie mówi, wszyst­ko jest moż­li­we. Tak więc, jak wi­dzisz, od­rzu­ci­łem od po­cząt­ku wy­tłu­ma­cze­nia rodem z fan­ta­sy, wę­dró­wek dusz, in­kar­na­cji i te de. 

Po­zdra­wiam – Adam

In­ter­pre­ta­cje o co tu cho­dzi po­ja­wią się za­pew­ne różne. Póki co – nie będę zdra­dzać swo­je­go za­my­słu. Je­stem cie­ka­wa, czy ktoś go od­gad­nie.

Ależ pro­szę mnie nie re­trau­ma­ty­zo­wać!

 

Be­to­wa­łem, a teraz dy­żu­ru­ję, więc przy­cho­dzę nie­ja­ko w dwóch oso­bach. Ten tekst zro­bił na mnie ogrom­ne wra­że­nie, choć uwa­żam, że wena po­etyc­ka z sa­me­go po­cząt­ku dalej lekko opada.

 

Świet­ne od­da­nie zwi­chro­wa­nej psy­chi­ki, cia­sny i pełen nie­po­ko­ju kli­mat domu.

 

Zro­zu­mie­nie struk­tu­ry tek­stu jest bar­dzo łatwe – wy­star­czy być jego au­tor­ką. Ale pró­bo­wać warto. Żar­tu­ję. Wrył mi się w głowę i nie wyj­dzie.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Nawet nie pró­bu­ję zga­dy­wać “co au­tor­ka ma na myśli”, nie moja dział­ka.

Je­stem pod ogrom­nym wra­że­niem kli­ma­tu, który stwo­rzy­łaś. Dom z hor­ro­rów wy­pa­da świet­nie. Obraz sza­leń­stwa bo­ha­ter­ki jest bar­dzo prze­ko­ny­wu­ją­cy. W pew­nym mo­men­cie po­gu­bi­łam się w tym, które z po­sta­ci są ko­lej­ny­mi wcie­le­nia­mi bo­ha­ter­ki, a które człon­ka­mi jej ro­dzi­ny, ale to wzmoc­ni­ło tylko efekt obłę­du.

Naj­lep­szy mo­ment to scena wkła­da­nia butów. Bar­dzo prze­wrot­ne, bo łączy ze sobą ko­niecz­ność współ­pra­cy skon­flik­to­wa­nych osób, i jed­no­cze­śnie ko­ja­rzy się z em­pa­tią “wejść w czy­jeś buty”.

Kot w za­koń­cze­niu daje iskier­kę na­dziei, i za to dzię­ku­ję, bez tego byłby to bar­dzo przy­gnę­bia­ją­cy tekst.

Do­brze pi­szesz. Od stro­ny czy­sto ję­zy­ko­wej ta proza ma rytm, brzmie­nie, umie­jęt­nie ewo­ku­je na­strój, jaki chcesz wpro­wa­dzić. Mie­wasz na­praw­dę zna­ko­mi­te zda­nia, sfor­mu­ło­wa­nia tra­fio­ne w dzie­siąt­kę.

Fa­bu­lar­nie twist się zde­cy­do­wa­nie broni – pierw­szym, co mnie na­pro­wa­dzi­ło na po­czu­cie, że coś jest tu tro­chę nie tak, był zapis dia­lo­gów z matką (kur­sy­wa), ale idea, że bo­ha­ter­ka jest sama, że (jeśli do­brze ro­zu­miem) Żelka to ona z cza­sów przed wy­pad­kiem, Lisia – Ali­cja z cza­sów dzie­cin­nych i wszyst­kie osoby poza nar­ra­tor­ką nie żyją, od­kry­wa się przed czy­tel­ni­kiem po­wo­li.

W jed­nym się tro­chę gubię. Ile one miały lat, kiedy się zda­rzył wy­pa­dek? Bo z jed­nej stro­ny mamy w po­ko­ju Ali­cji pod­ręcz­nik do ana­to­mii, co su­ge­ru­je stu­dent­kę, z dru­giej – dzika bi­ja­ty­ka i szar­pa­ni­na w aucie jest w stylu ośmio-, dzie­się­cio­la­tek. Chyba że pod­ręcz­nik nar­ra­tor­ka też sobie do­śpie­wa­ła, wy­obra­ża­jąc sobie, jak by wy­glą­da­ła przy­szłość sio­stry?

Mam też py­ta­nie: czy długi pas­sus o In­sta­gra­mie i Lady Vam­pi­re ma ja­kieś zna­cze­nie w kon­tek­ście sche­ma­tów, o któ­rych pi­szesz? Po­nie­waż na psy­cho­te­ra­pii się kom­plet­nie nie znam, za­py­tam, bo li­te­rac­ko jest to je­dy­ny frag­ment tek­stu, który, choć ład­nie na­pi­sa­ny, jest IMHO zbęd­ny, a i to, co mówi o nar­ra­tor­ce, jest dość ba­nal­ne i daje się wy­wnio­sko­wać z in­nych jej za­cho­wań.

ninedin.home.blog

Ada­mie!

 

Ucie­sze­nie kogoś to wcale nie taki drob­ny dobry uczy­nek :-) To, co Cię za­in­try­go­wa­ło jest zde­cy­do­wa­nia naj­bliż­sze mo­je­mu za­my­sło­wi i faj­nie, że do od­czy­ta­łeś.

 

Gre­asy!

 

Ach gdzież­bym pró­bo­wa­ła Cię re­trau­ma­ty­zo­wać! Ty i Kro­nos po­ka­za­li­ście mi jak gru­ba­śny był woal, któ­rym wszyst­ko owi­nę­łam na po­cząt­ku. Gdyby zo­sta­ło tak, jak pier­wot­nie sobie umy­śli­łam, nikt by się nie po­ła­pał o co mi cho­dzi­ło :-D

Dzię­ku­ję Ci, że mnie zmo­ty­wo­wa­łeś, żebym nie po­grą­ży­ła tego tek­stu w cze­lu­ściach szu­fla­dy. A “wrył mi się w głowę i nie wyj­dzie”, jest chyba naj­lep­szym kom­ple­men­tem, jaki można usły­szeć! 

 

Ma­Le­eNo!

 

Jak na osobę, która nie pró­bu­je zga­dy­wać, do­strze­głaś bar­dzo dużo z tego, co chcia­łam prze­ka­zać :-) Cie­szę się, że prze­mó­wi­ła do Cie­bie scena z bu­ta­mi i że do­ce­ni­łaś kota. Przez chwi­lę mia­łam za­mysł (i nawet go zre­ali­zo­wa­łam), w któ­rym opo­wia­da­nie koń­czy­ło­by się smut­niej. I scena, w któ­rej bo­ha­ter­ka po po­łknię­ciu pi­gu­łek wy­cho­dzi przez okno, za­nu­rza­jąc się w wo­dzie i od­pły­wa­jąc ku świa­tłu, by­ła­by pew­nie ład­niej­sza wi­zu­al­nie, to jed­nak wizja cze­goś, co daje na­dzie­ję zwy­cię­ży­ła. 

Dzię­ku­ję, że po­świę­ci­łaś czas na prze­czy­ta­nie opo­wia­da­nia i sko­men­to­wa­nie!

 

Ni­ne­din!

 

Jej! Usły­szeć od Cie­bie takie kom­ple­men­ty na temat mojej pi­sa­ni­ny, to wiel­ka rzecz! Dzię­ku­ję!

A rów­nie mocno mnie cie­szy Twoja in­ter­pre­ta­cja, która choć nie po­kry­wa się w pełni z moim za­my­słem – jest bar­dzo spój­na i cie­ka­wa. Po­do­ba mi się :-)

Co do wieku: An­ge­li­ka przy­go­to­wu­je się teraz do ma­tu­ry i jak zwró­ci­li mi uwagę Ali­cel­la i Vern, a czego nie prze­my­śla­łam, to zbyt doj­rza­ły język opo­wia­da­nia, nie za bar­dzo chyba pa­su­ją­cy do tak mło­dej osoby. My­śla­łam nawet, żeby to zmie­nić i uczy­nić ją star­szą ale… jed­nak pro­ble­my sio­strza­ne nie pa­su­ją z kolei do stu­den­tek. Scena w sa­mo­cho­dzie to bójka dwóch im­pul­syw­nych dziew­czyn, któ­rych oso­bo­wość może się roz­wi­jać w kie­run­ku za­bu­rze­nia bor­der­li­ne i w tym kon­tek­ście nie by­ło­by to już tak dziw­ne. A pod­ręcz­nik do ana­to­mii – chyba le­piej rze­czy­wi­ście za­stą­pić książ­ka­mi do bio­lo­gii. Cenne wska­zów­ki, dzię­ki!

Co do In­sta­gra­ma i Lady Vam­pi­re oraz pa­mięt­ni­ka – po­mysł na ten tekst zro­dził się w od­po­wie­dzi na za­da­nie kon­kur­so­we na “Wcie­le­nia”. Za­rów­no In­sta­gram, jak i pa­mięt­nik, były ele­men­ta­mi obo­wiąz­ko­wy­mi. Z po­cząt­ku chcia­łam po­trak­to­wać te rze­czy bar­dziej sym­bo­licz­nie.

UWAGA SPO­ILER! Pa­mięt­nik jest zatem nie­świa­do­mo­ścią, do któ­rej bo­ha­ter­ka spy­cha trau­ma­tycz­ne wspo­mnie­nia i spra­wia­ją­ce ból myśli, a Lady Vam­pi­re jest jedną z… czę­ści jej oso­bo­wo­ści :-) Tą, którą An­ge­li­ka chcia­ła­by być. W pier­wot­nym po­my­śle było to bar­dziej spój­ne, bo pro­fil na­zy­wał się Miss Angel :-) Ale zmie­ni­łam to, żeby się nie my­li­ło ze “Sławą”. Można by było z tego zre­zy­gno­wać, skoro nie mu­sia­łam się już trzy­mać za­ło­żeń, ale uzna­łam, że taka wir­tu­al­na po­stać w dzi­siej­szych cza­sach też jest czę­ścią oso­bo­wo­ści.

Wię­cej ze swo­je­go za­my­słu spo­ilo­wać na razie nie będę, bo może ktoś bę­dzie chciał się nad tym jesz­cze po­za­sta­na­wiać i po­szu­kać wska­zó­wek.

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję za po­świę­co­ny czas, wszyst­kie miłe słowa, py­ta­nia i wąt­pli­wo­ści!

 

Ha! Do­my­śli­łam się co do Lady V. :D

Ma­Le­eNo – przy­jem­ność rów­nież po mojej stro­nie :-) 

To bar­dzo fajne, gdy czy­tel­nik ma taką drob­ną sa­tys­fak­cję ;-)

A! I dzię­ki wiel­kie za po­le­ce­nie do bi­blio!

 

Prze­czy­ta­łem uważ­nie i… jako męż­czy­zna mam pe­wien pro­blem. Wy, ko­bie­ty macie rze­czy­wi­ście sporo inny świat od mę­skie­go, stąd – po­pie­ra­jąc pra­wie wszyst­kie dobre oceny wcze­śniej­szych ko­men­ta­rzy, nie po­tra­fię jakoś ze­brać tego wszyst­kie­go w jakąś ca­łość. Jest treść, akcja, a przez wszyst­ko “prze­bie­ga” smu­tek, sa­mot­ność, roz­go­ry­cze­nie, po­szu­ki­wa­nie, chro­bo­ty we­wnętrz­ne – pełna psy­cho de­gra­da­cja. Nie­ste­ty jest sporo ta­kich za­go­nio­nych wkoło ludzi, a ty to po­tra­fi­łaś zna­ko­mi­cie oddać. 

Koń­cząc – być może były wcze­śniej­sze czę­ści, bo kilku zda­rzeń jakoś nie zła­pa­łem.

Pięk­ne na­stro­je nam uka­zu­jesz – wiel­kie moje gra­tu­la­cje!: ‘Scrol­lu­ję uśmiech­nię­tych ludzi, pięk­ne wnę­trza, rę­ko­dzie­ło i za­baw­ne ob­raz­ki. Jest pies li­żą­cy uszy kotu ubra­ne­mu w swe­ter, my­deł­ka gli­ce­ry­no­we, droga mlecz­na nad drew­nia­nym dom­kiem, za­sy­pa­nym śnie­giem. Rze­czy, któ­rych nie będę mieć, miej­sca, w które nie po­ja­dę, lu­dzie, któ­rych nie spo­tkam’.

Ktoś świet­nie to nam przy­bli­żył; “Świet­ne od­da­nie zwi­chro­wa­nej psy­chi­ki, cia­sny i pełen nie­po­ko­ju kli­mat domu. Obraz sza­leń­stwa bo­ha­ter­ki jest bar­dzo prze­ko­nu­ją­cy”. 

Życzę ci dal­szych suk­ce­sów Em­li­sien.

Po­zdra­wiam miło.

La­bin­naH

Do­brze czy­ta­ło się Dom duszy, choć opo­wia­da­nie po­ru­sza temat trud­ny i w za­sa­dzie bar­dzo smut­ny, i do roz­ryw­ko­wych nie na­le­ży. Duchy prze­szło­ści, wie­lo­po­sta­cio­wość An­ge­li­ki i gry­zo­nie wy­peł­nia­ją pusty dom od piw­ni­cy aż po pod­da­sze i mają prze­ogrom­ny, przy­gnę­bia­ją­cy wpływ na życie dziew­czy­ny.

Mam na­dzie­ję, że kiedy w domu po­ja­wi się Kotek, bę­dzie tylko le­piej.

Do­brze by­ło­by podać źró­dło ilu­stra­cji.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Han­ni­ba­lu

 

Ha, ha! Dzię­ku­ję za miły ko­men­tarz! Nie wiem ile ko­biet pod­pi­sa­ło­by się pod świa­tem mojej wy­obraź­ni :-D UWAGA SPO­ILER 2: Do ze­bra­nia ele­men­tów w ca­łość (jaką sobie umy­śli­łam) pod­po­wiem Ci, że klu­czo­wa jest scena z bu­ta­mi oraz imię, jakim zwra­ca się do bo­ha­ter­ki są­siad­ka w ostat­niej sce­nie. Ale inne in­ter­pre­ta­cje, jak już wspo­mnia­łam, rów­nież bar­dzo mi się po­do­ba­ją. 

 

Reg!

 

Bar­dzo się cie­szę, że zna­la­złaś czas na prze­czy­ta­nie mo­je­go ko­lej­ne­go opo­wia­da­nia! A to, że do­brze Ci się je czy­ta­ło – jest nie lada kom­ple­men­tem! :-) Dzię­ku­ję. Co do kota – też mam taką na­dzie­ję. Po­ja­wie­nie się w domu fu­trza­ka zwy­kle ozna­cza coś do­bre­go ;-)

Ilu­stra­cja jest mo­je­go au­tor­stwa, ale masz rację – le­piej to pod­kre­ślić niż zo­sta­wić nie­do­po­wie­dzia­ne. Na­pi­sa­łam we wstę­pie. Dzię­ki, raz jesz­cze!

 

Emi­li­sien, cie­szę się, że mój ko­men­ta­rzyk spra­wił Ci przy­jem­ność. :)

Je­stem pod wra­że­niem ilu­stra­cji – do­sko­na­le pa­su­je do opo­wia­da­nia. Gra­tu­lu­ję ta­len­tu!

A opo­wia­da­nie spodo­ba­ło mi się na tyle, że uzna­łam, iż po­win­no zna­leźć się w Bi­blio­te­ce.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję, Reg!

To już po­dwój­na ra­dość :-) A z kom­ple­men­tem o ilu­stra­cji nawet po­trój­na!

 

Cała przy­jem­ność po mojej stro­nie. ;D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ostroż­nie sta­wiam stopę, jak naj­da­lej od ciem­nej ot­chła­ni i po­spiesz­nie prze­my­kam do włącz­ni­ka świa­tła. ← ???

“Głu­pia”, “ego­ist­ka”, “ma­zgaj”, “no, niby nie­źle, ale mo­gła­byś po­sta­rać się bar­dziej”. ← mo­gła­by(?)

 

Jak wi­dzisz, czy­ta­łem do­kład­nie. Nie lubię smut­nych. Do­brze, że na końcu po­ja­wia się w po­sta­ci kota jakiś błysk na­dziei. Ca­łość wcią­ga­ją­ca. Nie ża­łu­ję, że prze­czy­ta­łem. Klik.

Aha, bar­dzo ładna ilu­stra­cja. Gra­tu­lu­ję.

Misiu!

 

Bar­dzo mi miło, że wni­kli­wie prze­czy­ta­łeś mój tekst, mimo że smut­ny. Na­stęp­ny bę­dzie we­so­ły, a nawet cał­kiem za­baw­ny, mam na­dzie­ję :-) Na mu­mio­wy kon­kurs też przy­go­to­wa­łam coś po­zy­tyw­ne­go. 

Co do Two­ich uwag: 

– pierw­szej nie ro­zu­miem. Uży­łam złej kon­struk­cji? 

– w dru­giej – to słowa kry­ty­ku­ją­ce­go ro­dzi­ca, jak – „No, niby nie­źle, ale Bo­żen­ce po­szło­by le­piej, a ty mo­gła­byś po­sta­rać się bar­dziej”. 

Pięk­nie dzię­ku­ję za klicz­ka i kom­ple­ment a pro­pos ilu­stra­cji! 

Cie­szy mnie, że nie ża­łu­jesz!

Hej, opo­wieść bar­dzo przy­pa­dła mi do gustu! Su­ge­styw­ny styl i peł­no­krwi­sci bo­ha­te­ro­wie po­mi­mo tak nie­wiel­kiej licz­by zna­ków. Nie fa­bu­ła tu kró­lu­je, a mo­ty­wy, prze­ży­cia i kli­mat. Po­do­ba mi się, że to dość "bru­tal­ny" świat, gdzie nie ma żad­ne­go uni­wer­sal­ne­go re­me­dium na tra­ge­dię; nikt nie może cof­nąć czasu, na­pra­wić błę­dów, ani nawet po­wie­dzieć pro­ste­go prze­pra­szam. Można je­dy­nie przeć do przo­du i pró­bo­wać nad­go­nic pę­dzą­cy świat, po­mi­mo emo­cjo­nal­ne­go ba­ga­żu na ple­cach. Wszech­obec­ny smu­tek, cię­żar wy­rzu­tów su­mie­nia, wiecz­na go­ni­twa myśli i próba ra­dze­nia sobie z rze­czy­wi­sto­ścią przez używ­ki, wy­par­cie, szu­ka­nie uwagi. To była na­praw­dę war­to­ścio­wa lek­tu­ra, po­zdra­wiam!

Mor­goth!

 

Ślicz­nie dzię­ku­ję za tak po­głę­bio­ny i miły ko­men­tarz! Bar­dzo się cie­szę, ode­bra­łeś “Dom duszy” jako war­to­ścio­wą lek­tu­rę i że tak wiele w tym opo­wia­da­niu do­strze­głeś. 

Po­zdro­wie­nia!

Em­li­sien, 

Ostroż­nie sta­wiam stopę, jak naj­da­lej od ciem­nej ot­chła­ni i po­spiesz­nie prze­my­kam do włącz­ni­ka świa­tła. ← uzna­łem, że skoro la­tar­ka jest włą­czo­na, to już nie ma po co prze­my­kać do włącz­ni­ka świa­tła. Mój błąd, sorry.

“Głu­pia”, “ego­ist­ka”, “ma­zgaj”, “no, niby nie­źle, ale mo­gła­byś po­sta­rać się bar­dziej”. ← to zin­ter­pre­to­wa­łem jako myśl córki, a nie cytat słów matki. Nie zwró­ci­łem uwagi na usta­wie­nie cu­dzy­sło­wów. Jak wi­dzisz, nie czy­ta­łem tak do­kład­nie, jak mi się zda­wa­ło, ale nie zmie­nia to mo­je­go za­uro­cze­nia. :)

 

Dobre opo­wia­da­nie. Cie­ka­we spoj­rze­nie na trau­mę i trud­no­ści z eg­zy­sto­wa­niem “po”. Po­do­ba­ły mi się dia­lo­gi i ła­twość z jaką opi­su­jesz emo­cjo­nal­ne stany. Tekst, mimo że trud­ny, brzmi na­tu­ral­nie, na­bie­ra wia­ry­god­no­ści, choć trak­tu­je o du­chach. :)

Chciał­bym zwró­cić uwagę dwie rze­czy. Dia­lo­gi du­chów za­pi­sa­ne kur­sy­wą osła­bia­ją efekt. Wia­do­mo od pierw­sze­go zda­nia, że coś jest nie tak. Bio­rąc pod uwagę, że opo­wieść jest z punk­tu wi­dze­nia bo­ha­ter­ki, tym bar­dziej mo­głaś za­pi­sać je nor­mal­nie. Druga spra­wa, to psy­cho­lo­gicz­na ana­li­za, któ­rej pod­da­je się bo­ha­ter­ka w za­sa­dzie przez całe 23 tys. zna­ków. Jest to tro­chę mę­czą­ce. Wo­lał­bym kilka zdań wię­cej ty­po­wych czyn­no­ści i sy­tu­acji z ota­cza­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści, niż wiecz­ną man­trę. Myślę, że czy­tel­nik zy­skał­by tro­chę prze­strze­ni i dy­stan­su, żeby po­znać le­piej bo­ha­ter­kę z neu­tral­nej po­zy­cji, niż tylko na­rzu­co­nej przez nią samą.

Po­zdra­wiam.

Dar­con!

 

Pięk­ne dzię­ki za ko­men­tarz, uwagi i miłe słowa. Cie­szę się też, że pod­ją­łeś się wła­snej ana­li­zy o co tu cho­dzi :-) Duchy nie były jed­nak moim za­my­słem.

Uwagaspo­iler gran­de fi­na­le :-) Każda z po­sta­ci w domu jest An­ge­li­ką. Są­siad­ka zwra­ca się do bo­ha­ter­ki: An­dże­li­siu. Dżela (Żelka), Lisia (Lika) – to zdrob­nie­nia. Lisia jest „wraż­li­wym dziec­kiem”, matka (w od­róż­nie­niu od mamy) jest „we­wnętrz­nym kry­ty­kiem”, Dżela – try­bem ra­dze­nia sobie – „odłą­czo­ny sa­mo­uko­iciel”. Lady Vam­pi­re to in­sta­gra­mo­we, wy­ide­ali­zo­wa­ne ja. Myszy to myśli, a dom duszy to… ciało, w któ­rym miesz­ka­ją wszyst­kie te czę­ści. Na ko­niec zresz­tą wszyst­kie wkła­da­ją stopy w jedne buty. Gdy wy­cho­dzą z domu – są jedną osobą :-) Z kur­sy­wą ma cho­dzić o to, żeby po­czuć, że coś tu nie gra. 

Dzię­ki, że po­dzie­li­łeś się tym, co Ci nie po­de­szło! 

Po­zdro­wie­nia!

eM

Po­my­śla­łem przez chwi­lę, że to alter ego, ale zmy­lił mnie wy­pa­dek. W takim razie co sym­bo­li­zu­je? Jakiś we­wnętrz­ny roz­pad?

Nie :-) Tu aku­rat zmyły nie było. Od­czy­ta­łeś go tak, jak za­mie­rzy­łam, czyli źró­dło trau­my. Wy­da­rze­nie, które po­trzą­sa świa­tem bo­ha­ter­ki. Mama i Ala były praw­dzi­we. Gdy zgi­nę­ły, An­ge­li­ka zo­sta­ła sama. Czę­ści jej oso­bo­wo­ści wy­od­ręb­nia­ją się wsku­tek tego zda­rze­nia. Zdaję sobie spra­wę, że mój za­mysł to kom­bi­na­cja level hard i po­do­ba mi się, że po­wsta­ły różne in­ter­pre­ta­cje. Cie­szę się też, że oce­ni­łeś je tak po­zy­tyw­nie, mimo tego prze­kom­bi­no­wa­nia.

Cześć!

 

Świet­ne opo­wia­da­nie, przez które prze­pły­ną­łem. Przede wszyst­kim kupił mnie nie­sa­mo­wi­ty kli­mat. Bar­dzo to było dziw­ne i do­brze :-) Lekka szy­de­ra z in­sta­gra­ma też wy­pa­dła za­cnie i od­świe­ża­ją­co na tle ogól­nej po­wa­gi tek­stu. Nie mam wiele czasu na re­cen­zyj­ny ela­bo­rat, więc ogra­ni­czę się do krót­kie­go ko­men­ta­rza, aby wkle­ić link w pew­nym wątku, bo jutro już nie będę mógł tego zro­bić.

Na­pi­sa­ne ele­ganc­ko, choć gdy­bym to be­to­wał, to krew by się mo­men­ta­mi mu­sia­ła polać, bo cza­sem prze­sa­dzasz z ozdob­ni­ka­mi. Nie­któ­re zda­nia, być może ładne, a nawet po­etyc­kie, wy­wo­ły­wa­ły u mnie minę Clin­ta Eastwo­oda z „Grand To­ri­no” (za dużo wo­do­try­sków w bli­skiej sie­bie oko­li­cy). Za­bieg z kur­sy­wą też wy­da­je mi się zbęd­ny. Ca­łość jed­nak warta oceny przez pewne ści­śle wy­se­lek­cjo­no­wa­ne gre­mium, przede wszyst­kim z uwagi na kli­mat, ja­kość pi­sa­nia oraz bar­dzo prze­my­śla­ną kon­struk­cję.

 

Po­zdra­wiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Hell! 

 

Lubię Twoje ko­men­ta­rze, Fi­li­pie ;-) 

Praw­da, że w tym tek­ście jest wy­so­kie stę­że­nie po­etyc­ko­ści i mo­men­ta­mi chyba prze­rost formy nad tre­ścią. Za­bieg z kur­sy­wą za­pro­po­no­wał Kro­nos na eta­pie, w któ­rym do­słow­nie nikt nie po­tra­fił pojąć o co mi cho­dzi :-D I wydał mi się do­brym roz­wią­za­niem, ale ro­zu­miem, że dla Cie­bie to już zbyt wiele po­ka­zy­wa­nia pal­cem. 

No cie­szę się nie­zmier­nie, ze wszyst­kie­go, co na­pi­sa­łeś. Za­nę­ci­łeś z tą betą i mam na­dzie­ję, że zgo­dzisz się kie­dyś po­pra­co­wać ze mną nad tymi prze­sad­ny­mi ele­men­ta­mi, w wer­sji przed­pre­mie­ro­wej któ­re­goś z moich przy­szłych tek­stów. 

Z licem ru­mień­cem po­kry­tem dzię­ku­ję też za zgło­sze­nie do piór­ka.

eM

 

P.S. Po­do­ba mi się mi­mi­ka Clin­ta Eastwo­oda ;-)

Czy­tam opo­wia­da­nia, które po­ja­wi­ły się we wrze­śnio­wych no­mi­na­cjach.

Twoje za­in­te­re­so­wa­ło i faj­nie na­pi­sa­ne. :-)

Mo­men­ta­mi lekko przy­tła­czasz ję­zy­kiem, po­nie­waż pre­fe­ru­ję oszczęd­niej­szy i miej­sca­mi po­szu­ka­ła­bym ciut in­nych słów, z mo­je­go punk­tu wi­dze­nia bar­dziej ade­kwat­nych. Sztu­ką jest do­brać takie słowo, które jed­no­znacz­nie ko­ja­rzy się z przed­sta­wia­nym sta­nem/zja­wi­skiem, po­zo­sta­jąc nośną me­ta­fo­rą czy po­rów­na­niem. Jed­nak­że, po­nie­waż „Dom dusz” nie jest twoim pierw­szym tek­stem czy­ta­nym prze­ze mnie, przyj­mu­ję, że taki masz styl i lu­bisz go, nie rosz­czę sobie pre­ten­sji – nie daj bóg – do po­pra­wia­nia go.

Z oso­bi­ste­go punk­tu wi­dze­nia, rów­nież su­biek­tyw­ne­go, choć mogą przy­tra­fić się po­dob­ni czy­tel­ni­cy, po prze­czy­ta­niu ja­kiejś po­ło­wy opo­wia­da­nia lekko zde­to­no­wa­ło mnie ze­sta­wie­nie teo­rii sche­ma­tów J. Youn­ga z samym tek­stem. Sche­mat, nawet jeśli do­ty­czy my­śle­nia, po­zo­sta­je sche­ma­tem re­ak­cji, a nie rze­czy­wi­sto­ścią we­wnętrz­ną roz­dzie­lo­ną na głosy. Chyba wo­la­ła­bym bez wzmian­ki w przed­mo­wie, prze­kie­ro­wu­ją­cej uwagę na po­szu­ki­wa­nie ele­men­tów teo­rii (ona sama jest ok).

 

Opo­wia­da­nie mnie wcią­gnę­ło. Nie­wąt­pli­wie Twoją mocną stro­ną jest po­głę­bio­ne wcho­dze­nie w po­stać i nie wy­pa­da­nie z niej celem wy­ja­śnia­nia bądź dy­gre­sji. Przed­sta­wiasz sy­tu­acje dra­ma­tycz­ne, trau­ma­tycz­ne z dużą ła­two­ścią i zna­jo­mo­ścią rze­czy. Kło­pot mam z kon­struk­cją ca­ło­ści tek­stu, nie pierw­szy raz. Bu­du­jesz za­gad­kę, a nie sy­tu­acje i fa­bu­łę. Po­mi­mo bli­sko­ści bo­ha­ter­ki w nar­ra­cji pierw­szo­oso­bo­wej, ona jest ode mnie od­le­gła o lata świetl­ne i cie­ka­wa je­stem roz­wią­za­nia, a nie pro­ce­su, nie hi­sto­rii. Wzma­ga się im­puls do jak naj­szyb­sze­go prze­czy­ta­nia roz­wią­za­nia i naj­chęt­niej omi­ja­ła­bym aka­pi­ty czy stro­ny, aby je po­znać. Nie chce mi się to­wa­rzy­szyć bo­ha­ter­ce. Ta kwe­stia przy­na­le­ży do ka­te­go­rii warsz­ta­to­wych. Nie wiem, czy słusz­nie wy­da­je mi się – tak od­bie­ram tek­sty – pi­sa­nie płyn­ne, ładne jest ważne, lecz nie­mniej istot­ne, aby nie chcia­ło nam się omi­jać li­ni­jek w dą­że­niu do za­koń­cze­nia, wy­jaw­nie­nia ta­jem­ni­cy, wy­ja­śnie­nia tego, co wła­śnie prze­czy­ta­łam, a mniej­sza o de­ta­le. Do­pro­wa­dze­nie do koń­co­we­go twi­stu jest po wie­lo­kroć cie­kaw­sze niż re­zul­tat. Ten mię­dzy­czas jest wła­ści­wym opo­wia­da­niem.

 

Drugi kło­pot mam z za­kwa­li­fi­ko­wa­niem opka do sze­ro­ko ro­zu­mia­nej fan­ta­sty­ki. Jest ro­dza­jem mini stu­dium „sza­leń­stwa”, któ­re­go ko­rze­nie tkwią w „gło­sach” bądź oso­bo­wo­ści wie­lo­ra­kiej. Pew­nie, gdy­byś po­szła w tę stro­nę (warsz­ta­to­wo) nie mia­ła­bym ansów i po­trak­to­wa­ła­bym jako ro­dzaj grozy, nie­sa­mo­wi­to­ści, we­ir­du, re­ali­zmu ma­gicz­ne­go. Obec­nie bli­żej mi do my­śle­nia o lu­dzi­kach w umy­śle i ja­kiejś ucie­le­śnio­nej wer­sji berne’owskich figur (ro­dzic, dziec­ko, ego). Po­dob­ną sy­tu­ację: strych, sio­stra, matka, myszy, le­piej umo­ty­wo­wa­ną znaj­dzie w „Li­sto­wieść”, R. Po­wers, tłum. M. Kło­bu­kow­ski. Mocne sceny po­dob­nie jak Twoje. Nie wiem, czy czy­ta­łaś. Tę bo­ha­ter­kę znaj­dziesz w po­cząt­ko­wych roz­dzia­łach, w tzw. Ko­rze­niach. 

 

Tekst jest dużo lep­szy niż bi­blio, czy dla mnie piór­ko? Psia kost­ka, dzi­siaj już ósmy, czyli ostat­ni dzień, w któ­rym mogę wes­przeć, po­nie­waż peł­nej no­mi­na­cji jesz­cze nie ma. Ok, po­mi­mo sche­ma­tów, gdyż można je omi­nąć przy ewen­tu­al­nej an­to­lo­gii, masz moją no­mi­na­cję za:

*świa­do­me kształ­to­wa­nie opo­wie­ści i kon­cep­cję,

*płyn­ne pi­sa­nie,

*za­gad­kę.

Je­stem cie­ka­wa opi­nii in­nych i na­ra­żam Cię na do­dat­ko­we opi­nie, lecz wy­da­je mi się, że je­steś na nie go­to­wa i warto to zro­bić. :-)

 

pzd ;-)

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Hej, Asy­lum!

 

Ale mnie za­sko­czy­łaś!

Dzię­ku­ję za miłe słowa i po­tęż­ną garść uwag do prze­tra­wie­nia. Nie­usta­ją­co je­stem pod wra­że­niem dłu­go­ści i wni­kli­wo­ści Two­ich ko­men­ta­rzy i pracy, jakie w nie wkła­dasz. 

Co do ję­zy­ka, szu­kam, spraw­dzam i uczę się, zwłasz­cza dzię­ki innym tek­stom na forum. Ana­li­zu­ję, co mi się do­brze czyta i sta­ram się wy­cią­gać wnio­ski. Tekst na "Mumie" jest już (w moim od­czu­ciu) znacz­nie pro­ściej na­pi­sa­ny. Nadal też uczę się do­bie­rać słowa, zwra­ca­jąc bacz­niej­szą uwagę, żeby uni­kać ta­kich, do któ­rych po­trzeb­ny jest za­imek zwrot­ny i wy­cho­dzi to róż­nie. 

Co do teo­rii sche­ma­tów J. Youn­ga, opar­łam się przede wszyst­kim na tej czę­ści, która do­ty­czy try­bów i tego, co wy­ko­rzy­stu­je się w pracy z krze­sła­mi. Stąd wy­od­ręb­nia­nie czę­ści oso­bo­wo­ści. Więk­szo­ści czy­tel­ni­ków nic to nie powie, dla­te­go sta­ra­łam się, żeby i bez tej wie­dzy tekst się bro­nił i w tym kon­tek­ście ucie­szy­ły mnie róż­no­rod­ne in­ter­pre­ta­cje. 

Mocno do mnie tra­fia to, co na­pi­sa­łaś o kon­struk­cji i za­gad­ce. Je­stem cie­ka­wa jak pod tym wzglę­dem ode­bra­ła­byś "Mi­strza i Mał­go­rza­tę" i jeśli bę­dzie Ci się chcia­ło prze­brnąć przez tam­ten tekst (44 ty­sią­ce zna­ków), będę wdzięcz­na, jeśli się do tego od­nie­siesz. Czy tam udało mi się bar­dziej za­in­te­re­so­wać czy­tel­ni­ka hi­sto­rią i czy nie chce się prze­rzu­cać stron mru­cząc pod nosem: "Dobra, dawać mi tu roz­wią­za­nie". Po­do­ba mi się okre­śle­nie: "Ten mię­dzy­czas jest wła­ści­wym opo­wia­da­niem". 

"Li­sto­wie­ści" nie czy­ta­łam. Wcią­gnę na listę, dzię­ki za po­le­ce­nie.

Umie­jęt­nie wska­za­łaś to, co we­dług Cie­bie się udało. To bar­dzo cenna wie­dza.

Bar­dzo mi miło i czuję się wy­róż­nio­na, że do­strze­głaś w "Domu duszy" po­ten­cjał, by "na­ra­zić" mnie na do­dat­ko­we opi­nie :-)

Dzię­ku­ję!

eM

Hej, hej :-)

 

Gra­tu­lu­ję no­mi­na­cji :-) 

 

P.S. Po­do­ba mi się mi­mi­ka Clin­ta Eastwo­oda ;-)

Tak, ja lubię Clin­ta w ogól­no­ści, szcze­gól­nie w jego sta­rych do­brych cza­sach. Choć wła­ści­wie to on nie mie­wał złych cza­sów ;-)

Przy becie bar­dzo chęt­nie po­mo­gę, choć muszę wró­cić do formy po urlo­pie, bo czuje sporą rdzę.

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Cześć, Em­li­sien!

 

Cze­kam cier­pli­wie(+,) aż wszyst­kie stopy wsuną się w moje buty.

tu chyba bra­ku­je prze­cin­ka

 

Prze­czy­ta­łem już wczo­raj, ale w wa­run­kach śred­nio­sprzy­ja­ją­cych, więc dziś prze­czy­ta­łem po­now­nie, nieco rzecz prze­my­śla­łem, a potem zer­k­ną­łem do ko­men­ta­rzy. Po­wyż­sze zda­nie z bu­ta­mi fak­tycz­nie mnie za­sta­no­wi­ło, bo jed­nak my­śla­łem, że to po­śmiert­ne wcie­le­nia matki, Ali­cji i tej wcze­śniej­szej An­ge­li­ki. Od­nio­słem wra­że­nie, że Lady Vam­pi­re to jej pro­fil na Insta (ten wątek po wczo­raj­szej lek­tu­rze wydał mi się zbęd­ny), który od roku jest nie­uży­wa­ny, a An­ge­li­ka prze­glą­da stare posty z sen­ty­men­tem. Na­pi­sa­łaś wyżej, że LV jest tą czę­ścią An­ge­li­ki, którą ta chcia­ła­by być – nie wiem, czy mamy w takim razie to samo na myśli ;)

Bar­dzo duży plus szcze­gól­nie za po­gra­nie dźwię­ka­mi, ale też za­pa­cha­mi. Kli­mat pu­ste­go domu świet­nie od­da­ny.

Cie­szę się, że za­koń­cze­nie po­szło w stro­nę po­zy­tyw­ną – łatwo by­ło­by wziąć te ta­blet­ki i za­koń­czyć tekst w spo­sób wstrzą­sa­ją­cy, ale też dla au­to­ra łatwy. Ura­to­wa­łaś bo­ha­ter­kę w spo­sób prze­ko­nu­ją­cy, który wy­szedł z tek­stu dość na­tu­ral­nie.

 

Po­zdrów­ka!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Fi­li­pie!

 

Dzię­ku­ję ;-)

 

Kro­ku­sie!

 

Do­brze Cię znowu wi­dzieć! 

Z tym, że pro­fil jest od roku nie­uży­wa­ny – to nie był mój za­mysł, ale bar­dzo mi się po­do­ba. Umy­śli­łam sobie to tak, że prze­glą­da ten In­sta­gram pa­trząc na swoją fa­sa­dę, we­so­łą, dow­cip­ną dziew­czy­nę, którą wcale się nie czuje. Ale sen­ty­ment też bar­dzo mi się po­do­ba. Super jest to, że po tych in­ter­pre­ta­cjach pa­trzę na swój tekst ina­czej :-) Wiel­kie dzię­ki za wska­za­nie ele­men­tów na plus. 

Z za­koń­cze­nia też się cie­szę, choć bałam się, że wyj­dzie ba­nal­nie. 

Pięk­nie dzię­ku­ję Ci za ko­men­tarz. Spra­wił mi dużą ra­dość.

eM

em­li­sien!

 

Za­ska­ku­jesz mnie, z każ­dym opo­wia­da­niem coraz bar­dziej zresz­tą. ^^

Bar­dzo szyb­ko się uczysz i aż muszę po­zaz­dro­ścić, bo moja dupa wo­ło­wa ma chyba tro­chę wol­niej­szy po­stęp. xD

Ale hej, opo­wia­da­nie!

Muszę przy­znać, że spo­sób w jaki opi­sa­łaś ża­ło­bę i po­czu­cie winy mnie za­sko­czy­ło (w spo­sób po­zy­tyw­ny oczy­wi­ście). Mamy tutaj roz­sz­cze­pie­nie oso­bo­wo­ści + wpływ ob­cych oso­bo­wo­ści (du­chów w sumie) na osobę po­grą­żo­ną w ża­ło­bie, co daje nam nie­złe psy­cho­de­licz­ne combo. Nie na­rzu­casz czy­tel­ni­ko­wi bar­dzo otwar­cie co jak i czemu kto po co, jed­nak da się wy­wnio­sko­wać, co jest sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce.

Ję­zy­ko­wo – coraz le­piej, przy­naj­mniej takie mam wra­że­nie. Jest do­brze. ^^

Zo­sta­wiam nie­spo­dzian­kę w Hy­de­par­ku.

Po­zdra­wiam!

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

O rany, Bar­ba­rzyń­co

Ale miło mi to czy­tać :-)

Oj, dużo się tu uczę, choć… je­stem pra­wie dwa razy star­sza od Cie­bie i chyba po­win­nam już umieć ;-) Ty bę­dziesz robił po­stę­py, a ja za­cznę za­po­mi­nać, gdzie odło­ży­łam kom­pu­ter :-P

Cie­szę się, że śle­dzisz moje po­stę­py od pierw­sze­go wrzu­co­ne­go tek­stu. Twoje słowa są bar­dzo mo­ty­wu­ją­ce. A no­mi­na­cją do piór­ka spra­wi­łeś mi ogrom­ną ra­dość! Serce za­bi­ło moc­niej. <3 

Przy­zna­łaś się gdzieś, że je­steś psy­cho­te­ra­peut­ką, i to zu­peł­nie ina­czej usta­wia ten tekst, zwłasz­cza że do­czy­ta­łam o in­spi­ra­cji kon­kret­ną te­ra­pią ;)

Widać tu rze­czy­wi­ście wie­dzę i pro­fe­sjo­na­lizm, w tym np. jak roz­pi­su­jesz bo­ha­ter­kę na po­sta­cie. Na­to­miast nie je­stem np. pewna, czy matka żyje, czy też jest drę­czą­cym bo­ha­ter­kę wspo­mnie­niem?

 

Jako opo­wia­da­nie, tekst li­te­rac­ki, to wy­da­je mi się le­piej na­pi­sa­ne od tam­te­go o Lady Angel, czyli “Sławy…”, choć mniej efek­tow­ne.

Na­to­miast mam za­sad­ni­czy pro­blem w związ­ku z no­mi­na­cją piór­ko­wą, bo nie widzę tu fan­ta­sty­ki – czemu winne jest po czę­ści przy­zna­nie się do in­spi­ra­cji ;) Nie je­stem nawet pewna, czy po­sta­cie pącz­ku­ją­ce z bo­ha­ter­ki są ha­lu­cy­na­cja­mi na po­gra­ni­czu fan­ta­sty­ki, czy też jed­nak po pro­stu efek­tem te­ra­pii, która może, o ile do­brze zro­zu­mia­łam pod­czy­tu­jąc coś o niej w necie, wy­od­ręb­nić do pew­ne­go stop­nia pewne aspek­ty oso­bo­wo­ści? I tu zo­sta­ło to co naj­wy­żej roz­wi­nię­te?

 

Ogól­nie za­czy­nam po­strze­gać Twoje opo­wie­ści o An­ge­li­ce jako ma­te­riał na nie­złą oby­cza­jów­kę z le­ciut­kim skrę­tem w nie­sa­mo­wi­tość (bo, jak pi­sa­łam w ko­men­ta­rzu do “Sławy” całą niby fan­ta­stycz­ną war­stwę tam­te­go tek­stu da­ło­by się bez trudu prze­pi­sać na re­ali­stycz­ną). I myślę, że z Twoim do­świad­cze­niem i wie­dzą, a także umie­jęt­no­ścią wy­ko­rzy­sta­nia psy­cho­lo­gii w li­te­ra­tu­rze, mo­gła­byś na­pi­sać na­praw­dę dobrą po­wieść o nawet nie tyle cho­ro­bie, ile oso­bo­wo­ści za­bu­rzo­nej, po­szu­ku­ją­cej wła­sne­go ja, ze sce­na­mi, które za­ha­cza­ją o oni­rycz­ność, ha­lu­cy­na­cje, roz­bi­cie oso­bo­wo­ści i tak dalej, ale nie są fan­ta­sty­ką sensu stric­to.

Po­wieść choć­by w kilku od­sło­nach moż­li­we­go życia An­ge­li­ki?

 

PS. Tech­nicz­nie jest do­brze na tyle i czyta się płyn­nie na tyle, że nie chcia­ło mi się wy­no­to­wy­wać dro­bia­zgów in­ter­punk­cyj­nych ani sty­li­stycz­nych.

 

Oraz py­ta­nie: czy do­brze zga­du­ję, że kur­sy­wą są dia­lo­gi “ima­gi­no­wa­ne”?

http://altronapoleone.home.blog

Cześć, Dra­ka­ino!

 

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję za miłe słowa na temat mo­je­go pro­fe­sjo­na­li­zmu :-) 

Spie­szę z wy­ja­śnie­nia­mi, co do wąt­pli­wych kwe­stii. 

 

Matka: tu mia­łam spory pro­blem z na­zwa­niem po­sta­ci, bo w te­ra­pii sche­ma­tów jest tryb “kry­ty­ku­ją­cy i wy­ma­ga­ją­cy ro­dzic”. To uwew­nętrz­nio­na kry­ty­ka, z jaką spo­tka­li­śmy się kie­dyś i którą teraz za­le­wa­my sami sie­bie. Zresz­tą – wielu ludzi mówi, że te oso­bi­ste słowa kry­ty­ki w ich gło­wach są “jakby sły­sze­li ma­muś­kę albo ojca”. W opo­wia­da­niu mam dwie matki. Tzn. jest “mama” – praw­dzi­wa ro­dzi­ciel­ka An­ge­li­ki, która zgi­nę­ła w wy­pad­ku, oraz “matka” czyli we­wnętrz­ny kry­tyk An­ge­li­ki. Pró­bo­wa­łam go na­zwać innym zdrob­nie­niem imie­nia bo­ha­ter­ki, Ana, jed­nak to nie wy­cho­dzi­ło do­brze, w moim od­czu­ciu. Wtedy ta “ro­dzi­ciel­ska” kry­ty­ka prze­sta­wa­ła być tak kla­row­na, bo od razu można się było za­cząć za­sta­na­wiać: “ale kim jest ta Ana?”, sio­stra, współ­lo­ka­tor­ka? Mój za­bieg z “matka” i “mama” jest jed­nak ra­czej nie­zau­wa­żal­ny, co wpro­wa­dza za­mie­sza­nie.

 

Fan­ta­sty­ka: po­le­ga na tym, że we­wnątrz domu one wszyst­kie są od­ręb­ny­mi oso­ba­mi, An­ge­li­ka rze­czy­wi­ście po­dzie­li­ła swoją oso­bo­wość na czę­ści. Tekst jest in­spi­ro­wa­ny te­ra­pią sche­ma­tów, czyli jest próbą stwo­rze­nia kon­cep­cji na tej bazie. An­ge­li­ka opo­wia­da o nich ze swo­jej per­spek­ty­wy, bo każda z nich jest w tym domu na ze­wnątrz niej. Na ko­niec wszyst­kie wkła­da­ją stopy w te same buty i wy­cho­dząc z domu, w ze­wnętrz­nym świe­cie, stają się jedną osobą.

Kur­sy­wą są za­pi­sa­ne wy­po­wie­dzi czę­ści oso­bo­wo­ści, te nie­ist­nie­ją­ce od­ręb­nie na ze­wnątrz domu. 

 

To był tekst ła­mi­głów­ka, po któ­re­go prze­czy­ta­niu bli­ska mi osoba po­wie­dzia­ła: “Hmmm, to jest albo bar­dzo dobre, albo bar­dzo słabe. Jesz­cze nie zde­cy­do­wa­łem” :-D Za­sta­wi­łam w nim mnó­stwo sideł na samą sie­bie, ale naj­bar­dziej mnie ucie­szy­ło, że nawet wtedy, gdy ktoś nie zła­pał mojej kon­cep­cji, po­tra­fił go zin­ter­pre­to­wać w cie­ka­wy spo­sób. 

 

Dzię­ku­ję za wszyst­kie miłe słowa i su­ge­stie :-) Cie­szę się, że do­strze­głaś w tych hi­sto­riach po­ten­cjał. Przy­znam, że ostat­nio po­chło­nę­ło mnie roz­wi­ja­nie “Sławy” do dłuż­szej formy. Jesz­cze nie wiem, co z tego wyj­dzie (choć pękło już sto stron :-D), ale pew­nie i tak zo­sta­nie w szu­fla­dzie :-)

Nie­zwy­kle mnie ra­du­je, że nie chcia­ło Ci się wy­no­to­wy­wać dro­bia­zgów, bo to chyba su­ge­ru­je, że się wcią­gnę­łaś :-)

 

Po­zdro­wie­nia,

eM

hej, dzię­ki za wy­ja­śnie­nia :)

 

Tak, “mama” i “matka” to dobry po­mysł, ale chyba za słabo pod­kre­ślo­ny w tek­ście, żeby się rzu­cał w oczy przy ta­kiej “zwy­kłej”, a nie ana­li­tycz­nej lek­tu­rze, a tak jed­nak czyta więk­szość ludzi. Trze­ba by to jakoś uwy­pu­klić, może zde­rza­jąc w jed­nym miej­scu? Nie wiem, ale takie za­bie­gi za­wsze wy­ma­ga­ją sporo wy­sił­ku, a rzad­ko są do­strze­ga­ne. Po­zwo­lę sobie za­rzu­cić Ci mój po­twor­nie do­łu­ją­cy krót­ki tekst świą­tecz­ny, w któ­rym zro­bi­łam coś tro­chę po­dob­ne­go, choć, wy­da­wa­ło­by się, jesz­cze bar­dziej rzu­ca­ją­ce­go się w oczy, ale nikt nie za­uwa­żył, za to in­ter­pre­ta­cję zdo­mi­no­wał pe­wien sche­mat (nie zdra­dzę, bo spoj­lers): I szli całą noc

Cie­szy mnie ogól­nie, że my­ślisz o ta­kich kwe­stiach nar­ra­cyj­nych, bo to do­brze wróży pi­sa­niu.

 

O te­ra­pii sobie po­czy­ta­łam (nawet się za­sta­na­wiam, czy to nie by­ło­by coś dla mnie, ale na razie mam co mam) i to usta­wi­ło in­ter­pre­ta­cję po­sta­ci w domu, a Ty to na­stęp­nie de facto po­twier­dzi­łaś. No i tu do­cho­dzi­my do sedna: jak dla mnie fan­ta­sty­ki tu nadal nie ma. By­ła­by, gdyby te po­sta­cie się uwol­ni­ły, zy­ska­ły au­to­no­mię. Teraz mamy (prze­pra­szam, że z punk­tu wi­dze­nia psy­cho­lo­gii za­pew­ne bre­dzę, mia­łam na jed­nych stu­diach, ale była to dosyć droga przez mękę) coś w ro­dza­ju roz­pa­du oso­bo­wo­ści na kilka wy­od­ręb­nio­nych ele­men­tów, które w “bez­piecz­nych” wa­run­kach do­mo­wych na­bie­ra­ją po­zo­rów au­to­no­mii – ale np. ja nie uwie­rzy­łam w ist­nie­nie Żelki i Ali jako od­ręb­nych ludzi, choć na samym po­cząt­ku bar­dzo krót­ko my­śla­łam, że była tam rów­nież nie­ży­ją­ca sio­stra – ale na­stęp­nie in­te­gru­ją się w An­ge­li­kę, kiedy ona wy­cho­dzi na ze­wnątrz. I one są w niej, ale tak jak w wielu z nas są różne po­trze­by i różne “osoby”. I mówię to aku­rat bar­dzo mocno z wła­sne­go do­świad­cze­nia ;)

Fan­ta­sty­ka imho by­ła­by np. wtedy, gdyby nagle te wszyst­kie aspek­ty An­ge­li­ki: Ali, Żelka, Lisia, rze­czy­wi­ście za­ist­nia­ły od­ręb­nie, na­bra­ły bytu cie­le­sne­go i rze­czy­wi­ście po­wstał pro­blem, która z nich jest An­ge­li­ką. Tak, jak jest, to jest na­praw­dę zna­ko­mi­ty ma­te­riał na oby­cza­jów­kę z pa­zur­kiem nie­zwy­kło­ści, oby­cza­jów­kę, która poza wszyst­kim uczy cze­goś o na­szej psy­chi­ce, ale nie fan­ta­sty­ka.

 

A co do opi­nii zna­jo­mej osoby: moim zda­niem ten tekst jest bar­dzo dobry jako oby­cza­jów­ka wła­śnie, na­to­miast jako fan­ta­sty­ka nie tyle jest słaby, ile po pro­stu nią nie jest ;) Po­dob­nie zresz­tą mam, co już pi­sa­łam, ze “Sławą”, choć zde­cy­do­wa­nie wolę ten tutaj tekst, uwa­żam go za cie­kaw­szy li­te­rac­ko.

http://altronapoleone.home.blog

Choć set­ting wy­glą­da na ste­reo­ty­po­wy (po­nu­ry dom, pod­da­sze, myszy i w tym wszyst­kim za­gu­bio­na bo­ha­ter­ka), to po­do­ba mi się, w jaki spo­sób osa­dzi­łaś w nim hi­sto­rię. Po­stać An­ge­li­ki jest prze­raź­li­wie żywa w tej swo­jej schi­zo­fre­nicz­nej sko­ru­pie, jej stan od­ma­lo­wa­łaś bar­dzo wia­ry­god­nie. Po­do­ba mi się też to, jak po ka­wał­ku od­kry­wasz ele­men­ty ukła­dan­ki i to, że (pra­wie) wszyst­kie do sie­bie pa­su­ją i skła­da­ją się na spój­ny obraz psy­chi­ki prze­żar­tej trau­mą.

Czemu pra­wie? W kilku de­ta­lach opo­wieść zdaje się mieć luki. Naj­po­waż­niej­sza z nich, to kwe­stia wieku bo­ha­ter­ki. W sce­nie w sa­mo­cho­dzie mamy kłót­nię dwój­ki dzie­ci, na­to­miast An­ge­li­ka jest osobą do­ro­słą, ewi­dent­nie miesz­ka­ją­cą w tym domu za­rów­no przed wy­pad­kiem jak i po nim. Do­ro­słą, choć­by z tego wzglę­du, że dziec­ko zo­sta­ło­by zgar­nię­te po wy­pad­ku przez opie­kę spo­łecz­ną, zwłasz­cza, mając wścib­ską są­siad­kę.

Za to za­koń­cze­nie z czar­nym ko­cur­kiem jest bar­dzo zgrab­ne. Da­ją­ce na­dzie­ję, ale tak nie wprost.

Będę jesz­cze my­śleć.

Stary dom za­wo­dzi cichą me­lo­dię

Czy me­lo­dię można za­wo­dzić? Hmm… przy­da­ła­by się jakaś Tar­ni­na albo Reg. :P

Mogę nie­mal po­czuć ich za­pach, dotyk ko­sma­te­go futra i usły­szeć tu­pa­nie.

Tro­chę nie­zgrab­ne. Zmie­nił­by, dotyk na do­tknąć i by moim zda­niem brzmia­ło le­piej.

Coś ty taka nie­przy­tom­na? – za­ga­du­je matka, gdy scho­dzę do kuch­ni.

Pod­ło­ga jest zimna, z kranu kapie, w zle­wie pię­trzą się na­czy­nia, a kwiat­ki na oknie wy­glą­da­ją jak ofia­ry dłu­giej suszy.

Ta scena i kur­sy­wa w za­pi­sie pod­su­wa mi myśl, że matka jest wy­two­rem wy­obraź­ni bo­ha­ter­ki. Zo­ba­czy­my, czy się nie mylę.

Zaraz się za­go­tu­je. Się­gam po pa­pie­ro­sa, zapalam, zacią­gam się dymem i zamykam oczy.

Świę­ta ali­te­ra­cjo! :D

Su­char­ki Lady Vam­pi­re #256: Zna­la­złam dziś zna­ko­mi­tą apkę dla wam­pi­rów z żar­ciem z do­sta­wą do domu! Na­zy­wa się Tin­der.

Fajne.

Su­char­ki Lady Vam­pi­re #268: Co fa­ce­ci lubią w wam­pi­rzy­cach? To, że naj­pierw jest seks, a potem ko­la­cja.

To też.

Kilka zło­śli­wych tek­stów bar­dzo nie­szczę­śli­wych osób, które też chcia­ły­by zo­stać za­uwa­żo­ne.

O! Nawet na­wią­za­nie do życia por­ta­lo­we­go się zna­la­zło! xD

Myślę, że gdyby wam­pi­ry na­praw­dę żyły w dzi­siej­szych cza­sach, by­ły­by strasz­nie sa­mot­ne. Wszy­scy, na któ­rych ci za­le­ży od­cho­dzą, a ko­lej­ni lu­dzie mają już inne zwy­cza­je, men­tal­ność i poj­mo­wa­nie. W końcu masz wię­cej do­świad­czeń od wszyst­kich, któ­rych spo­ty­kasz i bra­ku­je ci kogoś, kto zro­zu­miał­by cię bez słów.

Pani! Prze­cie po to się robi inne wam­pi­ry. :P

Czar­na woda szcze­rzy kły, tar­ga­na wia­trem

Woda szcze­rzy kły?

– Pani An­ge­li­ka? – Ku­rier za­glą­da nie­pew­nie przez szpa­rę w drzwiach. 

Uchy­lam je sze­rzej i świa­tło bo­le­śnie razi mnie w oczy

Ona jest wam­pi­rem?

Wpa­dam jak burza do po­ko­ju Żelki […] Wy­ka­pa­na Dżela.

Zo­stał­bym przy jed­nej wer­sji zdrob­nie­nia.

Wy­lu­zuj tę spię­tą dup­cię – od­po­wia­da

Ta kur­sy­wa jest naj­więk­szym spo­ile­rem, tak mi się wy­da­je.

Za­kła­dam buty i wy­bie­gam na ulicę, do ku­błów na śmie­ci

Czemu za­ło­ży­ła, że pa­mięt­nik jest w śmie­ciach? Mógł­by być gdzieś ukry­ty.

odór my­sich siu­siek

xDDD

Do­strze­gam Lisię zwi­nię­tą w kłę­bek, w kącie, który nie­zli­czo­ną licz­bę razy był dla mnie schro­nie­niem.

Ko­lej­na oso­bo­wość do ko­lek­cji. :)

An­ge­li­ka – geli/Żelki – Lika/Lisia

Angel też się po­ja­wi? :P

Chcia­łam móc iść na­przód bez ba­ga­żu peł­ne­go ka­mie­ni. Łu­dzi­łam się, że to bę­dzie moż­li­we, jeśli wy­star­cza­ją­co mocno się ode­tnę. Al­ko­ho­lem, sek­sem, grami. Dymem. Do­zna­niem po­dzi­wu. Że jeśli po­ka­żę innym sie­bie taką, jaką pra­gnę­ła­bym być, będę umia­ła się taka stać.

Nie wiem czy mo­ment au­to­re­flek­sji w tym miej­scu tek­stu, to naj­lep­szy po­mysł. Poza tym, nawet bez niego, czy­tel­nik może wy­wnio­sko­wać, czemu bo­ha­ter­ka za­cho­wu­je się tak a nie ina­czej. Do­brze to prze­ka­za­łaś mię­dzy wier­sza­mi.

Tych naj­daw­niej­szych, gdy był z nami jesz­cze tata[,] i tych naj­bliż­szych.

Do­dał­bym tu jesz­cze prze­ci­nek.

Bo Ange zże­ra­ją ro­ba­le wy­rzu­tów su­mie­nia – od­po­wia­da Dżela i za­bie­ra mi bu­tel­kę, osu­sza­jąc ją do końca. – Trud­no żyć z takim to­wa­rzy­stwem.

No i się roz­wią­za­ła za­gad­ka. :)

Cze­kam cier­pli­wie, aż wszyst­kie stopy wsuną się w moje buty. Matka za­wsze jest pierw­sza. Trud­no do­rów­nać jej stan­dar­dom. Żelka ma to w nosie, ale wie, że nam za­le­ży. Lisia po­trze­bu­je naj­wię­cej czasu. Gdy wszyst­kie je­ste­śmy na miej­scu, za­wią­zu­ję sznu­rów­ki i wsta­ję. Biorę ple­cak, tro­chę cięż­ki, bo każda z nas chcia­ła coś do niego do­rzu­cić. 

Cie­ka­we.

Wszyst­kie myśli roz­bie­ga­ne po za­ka­mar­kach domu mojej duszy, do któ­re­go dziś, po raz pierw­szy od dawna, wpa­dło wię­cej świa­tła.

Fajna klam­ra z ty­tu­łem.

To wię­cej świa­tła to dzię­ki kotu?

 

Ob­ser­wo­wa­nie roz­wo­ju au­to­rów to jedna z naj­przy­jem­niej­szych rze­czy. Pa­mię­tam twoje po­przed­nie opo­wia­da­nie i wy­da­je mi się, że wy­cią­gnę­łaś z niego naukę, w za­sa­dzie wszyst­kie ele­men­ty są tutaj lep­sze, styl na­brał lek­ko­ści (a i tak był przy­jem­ny już wcze­śniej) i w ogóle jeśli cho­dzi o formę, to bym się ni­cze­go nie cze­piał (może za wy­jąt­kiem tej kur­sy­wy, która od razu zdra­dza, że z pew­ny­mi po­sta­cia­mi jest coś nie tak).

Tekst prze­czy­ta­łem z przy­jem­no­ścią, choć bez unie­sień. Hi­sto­ria jest w grun­cie rze­czy jed­no­staj­na, bez więk­szych zwro­tów akcji, nawet mo­ment kul­mi­na­cyj­ny jakoś tak prze­my­ka roz­my­ty w co­dzien­no­ści bo­ha­ter­ki. Nie jest to za­rzut, wie­rzę, że tak ten tekst sobie ob­my­śli­łaś – bo to widać, że każdy ele­ment sta­ran­nie weń wkom­po­no­wa­łaś, wy­wa­ży­łaś, trzy­ma­łaś się planu by nie prze­szar­żo­wać. Tro­chę szko­da, chciał­bym zo­ba­czyć w ja­kimś mo­men­cie taką fe­erię sza­leń­stwa, ale to już są po pro­stu moje oso­bi­ste pre­fe­ren­cje i ktoś inny mógł­by to ode­brać cał­kiem od­wrot­nie.

Do więk­szej pu­en­ty czy zmia­ny też nie do­tar­li­śmy, życie An­ge­li­ki toczy się jak to­czy­ło wcze­śniej, tylko my po­zna­li­śmy już kto jest kim i czemu psy­chi­ka dziew­czy­ny tak wy­glą­da – utra­ta ro­dzi­ny to po­pu­lar­na karta, ale wia­ry­god­na i w za­sa­dzie po do in­ne­go można by tutaj się­gnąć?

Czyli – pod­su­mo­wu­jąc to, co do­tych­czas na­pi­sa­łem – tekst jest spraw­nie na­pi­sa­ny, prze­my­śla­ny i ogól­nie rzecz bio­rąc dobry. Czy­ta­jąc go, przed ocza­mi mia­łem Fight Club Pa­lah­niu­ka i film Split Shy­ama­la­na, gdzie był wy­ko­rzy­sta­ny ten motyw – i za­bra­kło mi wła­śnie tro­chę dra­ma­ty­zmu, choć­by w za­koń­cze­niu. Zwłasz­cza, że cały tekst to ra­czej opis we­wnętrz­nych prze­żyć i prze­my­śleń bo­ha­ter­ki, ze szcząt­ko­wą fa­bu­łą.

Wielu bę­dzie na­rze­kać i pytać, gdzie w tym opo­wia­da­niu jest fan­ta­sty­ka. I rze­czy­wi­ście, przy­pa­try­wa­łem mu się pod wie­lo­ma ką­ta­mi, jed­nak spo­sób opisu jaki wy­bra­łaś (trzy­ma­nie się sztyw­no ścież­ki in­ter­pre­ta­cyj­nej, wedle któ­rej mamy przed ocza­mi opis sza­leń­stwa – wy­da­je mi się, że taki cel sobie ob­ra­łaś, a przy­naj­mniej zbyt mało tu ele­men­tów, które ka­za­ły­by mi po­wąt­pie­wać, czy to aby bo­ha­ter­ka jest sza­lo­na, czy rze­czy­wi­ście ob­cu­je z ele­men­tem nie­sa­mo­wi­to­ści) po­wo­du­je, że jej tu nie do­strze­głem. Czy mi to prze­szka­dza? Nie. Ale przy gło­so­wa­niu gra na nie­ko­rzyść (w końcu wy­bie­rać mamy tek­sty do an­to­lo­gii opo­wia­dań fan­ta­stycz­nych).

[edit: zer­k­na­łem na twoje wy­ja­śnie­nie ele­men­tu fan­ta­stycz­ne­go i nie­ste­ty, przy opi­sy­wa­niu bo­ha­te­rów z pro­ble­ma­mi psy­chicz­ny­mi, za­wsze bar­dziej oczy­wi­stym wy­bo­rem jest sza­leń­stwo bo­ha­te­ra; tym bar­dziej, że oso­bo­wo­ści bo­ha­ter­ki nie wcho­dzą w żadne in­te­rak­cje ze świa­tem ze­wnętrz­nym i in­ny­mi ludź­mi, które po­zwa­la­ły­by są­dzić, że to coś wię­cej niż przy­wi­dze­nia – ot, choć­by gdyby są­siad­ka za­py­ta­ła, czy An­ge­la ma gości, wspo­mnia­ła, że wi­dzia­ła tam kogoś ubra­ne­go tak czy siak, co by dla nas było zna­kiem za­py­ta­nia “czy to była tylko An­ge­la, czy rze­czy­wi­ście ktoś inny?” wy­pa­dło­by to cał­kiem ina­czej]

Za to bar­dzo ubo­le­wam nad tym, że nie­sa­mo­wi­cie cie­ka­wy wątek wam­pir­ki-in­sta­gra­mer­ki we współ­cze­snym świe­cie zo­stał nie­wy­ko­rzy­sta­ny. Aż za­czą­łem się za­sta­na­wiać, czemu on miał wła­ści­wie słu­żyć. Bo jeśli tylko temu na­wią­za­niu na ko­niec do in­sta­gra­mo­wej ak­tyw­no­ści bo­ha­ter­ki, to tro­chę mało jak dla mnie.

W gło­so­wa­niu będę na NIE, ale opo­wia­da­nie jest moim zda­niem znacz­nie lep­sze od po­przed­nie­go. Po pro­stu po­mysł tro­szecz­kę za pro­sty, wy­ko­na­nie ciut za ostroż­ne. No i jeden wątek, który stoi w kącie i tupie nogą ze zło­ści, że nie zo­stał moc­niej wy­ko­rzy­sta­ny. I tyle.

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Czy me­lo­dię można za­wo­dzić? Hmm… przy­da­ła­by się jakaś Tar­ni­na albo Reg. :P

Ge­ki­ka­ro, można za­wo­dzić. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ge­ki­ka­ro, można za­wo­dzić. ;)

Reg, to wiem. Za­wo­dzą­cy śpiew to znane sfor­mu­ło­wa­nie. Cho­dzi­ło mi do­kład­nie o za­wo­dze­nie me­lo­dii. W każ­dym razie ufam two­je­mu osą­do­wi. :)

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Skoro me­lo­dię można nucić, można też za­wo­dzić. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

 

A się tu po­dzia­ło!

 

Dra­ka­ino!

 

Na eta­pie bety, gdy jesz­cze nie było kur­sy­wy, a po­szcze­gól­ne oso­bo­wo­ści były bar­dziej od­ręb­ny­mi by­ta­mi, po­ja­wił się za­rzut, że to taka oby­cza­jów­ka, bo mimo za­war­tych ele­men­tów, wska­zu­ją­cych, że to ta sama osoba (np. kolor oczu), po­dob­no nie było tego czuć. W pier­wot­nym za­my­śle miały być bar­dziej roz­łącz­ne, ale czy­ta­ją­cy gu­bi­li się kto jest kim. Stąd ta więk­sza "efe­me­rycz­ność". Ale np. Żelka bzyka się z ja­ki­miś fa­ce­ta­mi, a An­ge­li­ka do­wia­du­je się o tym, wi­dząc zu­ży­te gumki, a nie dla­te­go, że tego do­świad­czy­ła.

Dla mnie to nie jest obraz cho­ro­by psy­chicz­nej, tylko spo­sób po­ra­dze­nia sobie ze zda­rze­nia­mi, w któ­rym bo­ha­ter­ka, ze wzglę­du na sa­mot­ność i prze­ży­tą trau­mę, wy­obręb­nia różne swoje czę­ści i żyje z nimi. Ale kon­cep­cja jest w sumie na tyle od­je­cha­na, że mu­sia­ła­bym chyba na­pi­sać to bar­dzo wprost, a tego też chcia­łam unik­nąć :-)

Ge­ne­ral­nie – nie prze­pa­dam za bro­nie­niem kon­cep­cji post fac­tum, bo naj­le­piej by było, gdyby opo­wia­da­nie bro­ni­ło się samo.

Na de­fi­nio­wa­niu co jest, a co nie jest fan­ta­sty­ką, znasz się po sto­kroć le­piej, więc Ci ufam. Dla mnie taka idea była już fan­ta­sty­ką, jed­nak czy przed­sta­wi­łam ją tak, że inni mogą w tej hi­sto­rii to zo­ba­czyć? Być może nie i trze­ba to przy­jąć :-)

Dzię­ki za po­le­ce­nie tek­stu “I szli całą noc”. Prze­czy­tam.

Miło mi, że na­pi­sa­łaś tyle po­zy­tyw­nych słów. Dzię­ku­ję!

 

Bella!

 

Cud­nie czy­tać od Cie­bie taki ko­men­tarz.

Co do kłót­ni dwój­ki dzie­ci – za­ska­ku­je mnie to, chyba dla­te­go, że wi­dzia­łam to zu­peł­nie ina­czej. I być może też dla­te­go, że w moim świe­cie wy­obra­że­nio­wym, dzie­ci nadal nie mają smart­fo­nów XD Bo ja, jako młoda na­sto­lat­ka mia­łam jesz­cze Nokię 3310.

Ta kłót­nia w za­my­śle ma być spo­rem dwóch na­sto­la­tek, z któ­rych oso­bo­wość jed­nej roz­wi­ja się w kie­run­ku bor­der­li­ne, dru­giej – jest ra­czej wy­co­fa­na, za­nu­rzo­na w swoim świe­cie. Re­ak­cje są nad­mia­ro­we i od­je­cha­ne, ale ileż to razy wi­dzia­łam coś ta­kie­go na wła­sne oczy! Nawet, jak za­cho­wy­wa­li się tak do­ro­śli…

An­ge­li­ka rze­czy­wi­ście brzmi zbyt do­ro­śle, choć jest w ma­tu­ral­nej kla­sie. I to na pewno jest luka.

Dzię­ki za ma­te­riał do prze­my­śleń!

 

Geki!

Dzię­ki za szcze­gó­ło­wy ko­men­tarz i zwró­ce­nie uwagi na wiele cen­nych dro­bia­zgów!

 

Pani! Prze­cie po to się robi inne wam­pi­ry. :P

W hi­sto­riach, które piszę wam­pi­ry są sa­mot­ne, bo nie mogą sobie zro­bić in­nych wam­pi­rów, tylko za­ra­ża­ją się od wście­kłych nie­to­pe­rzy :-D. Nie wcho­dzi­łam w te szcze­gó­ły, bo i nie było miej­sca ani sensu. 

 

Woda szcze­rzy kły?

 

Tak. Spie­nio­ne fale tak mi się sko­ja­rzy­ły.

 

Angel też się po­ja­wi? :P

Pier­wot­nie była Miss Angel, za­miast Lady Vam­pi­re, ale nie chcia­łam mącić, żeby lu­dzie, któ­rzy czy­ta­li dwa opo­wia­da­nia nie pró­bo­wa­li ich łą­czyć i żeby im się nie­po­trzeb­nie nie mie­sza­ło. 

 

Nie wiem czy mo­ment au­to­re­flek­sji w tym miej­scu tek­stu, to naj­lep­szy po­mysł. Poza tym, nawet bez niego, czy­tel­nik może wy­wnio­sko­wać, czemu bo­ha­ter­ka za­cho­wu­je się tak a nie ina­czej. Do­brze to prze­ka­za­łaś mię­dzy wier­sza­mi.

 

Cie­szę się, że tak mó­wisz i że to od­czy­ta­łeś. Spo­tka­łam się jed­nak z za­rzu­tem nie­ja­sno­ści i że jed­nak le­piej na­pi­sać to bar­dziej wprost, bo nie dla wszyst­kich to było wi­docz­ne. 

 

To wię­cej świa­tła to dzię­ki kotu?

Tak. Świa­tło = na­dzie­ja.

 

Pa­mię­tam twoje po­przed­nie opo­wia­da­nie i wy­da­je mi się, że wy­cią­gnę­łaś z niego naukę, w za­sa­dzie wszyst­kie ele­men­ty są tutaj lep­sze, styl na­brał lek­ko­ści (a i tak był przy­jem­ny już wcze­śniej) i w ogóle jeśli cho­dzi o formę, to bym się ni­cze­go nie cze­piał (może za wy­jąt­kiem tej kur­sy­wy, która od razu zdra­dza, że z pew­ny­mi po­sta­cia­mi jest coś nie tak).

 

Za­sko­czę Cię, że "Dom duszy" po­wstał wcze­śniej, przed "Sławą", ale wy­cho­dzi­ło na to, że jest za trud­ny w od­bio­rze i zde­cy­do­wa­łam się na­pi­sać coś prost­sze­go na kon­kurs. :-)

 

Wątek wam­pi­rzy­cy ucię­łam, bo uzna­łam, że jeśli go roz­wi­nę, po­dział oso­bo­wo­ści na wiele czę­ści, zej­dzie gdzieś w cień, a to on miał grać tu pierw­sze skrzyp­ce. My­śla­łam, żeby tym, co zo­ba­czy­ły z sa­mo­cho­du, było stwo­rze­nie, które nie tylko wy­la­zło na śro­dek mostu i spo­wo­do­wa­ło tra­ge­dię, ale jesz­cze po­ja­wi­ło­by się po wy­pły­nię­ciu An­ge­li­ki :-) Ale znowu – wtedy to by­ło­by już o czym innym i chyba, jak na tak krót­kie opo­wia­da­nie, by­ło­by już za dużo wąt­ków.

 

No przy­znam, że jakoś nie spo­dzie­wa­łam się, że bę­dziesz na tak :-) Ale może kie­dyś mnie za­sko­czysz.

 

Reg

 

Nie­za­stą­pio­na! heart

Przez chwi­lę zdaje się czymś z po­gra­ni­cza, bar­dziej ze snu, niż z rze­czy­wi­sto­ści.

A po co tutaj prze­cin­ki? Niż nie roz­dzie­la żad­nych orze­czeń, nie jest to też wtrą­ce­nie; usu­wał­bym.

 

Leżę i na­słu­chu­ję, jak pod­czas wielu wy­peł­nio­nych nie­po­ko­jem nocy.

Ko­lej­ny zbęd­ny prze­ci­nek.

 

Wy­cho­wa­łam się na tym pod­da­szu o skrzy­pią­cej pod­ło­dze i [+z] wi­do­kiem na zie­leń.

Mu­sisz dodać „z”, bo ina­czej wy­cho­dzi „pod­da­sze o wi­do­ku na zie­leń”.

 

W chłod­nej porze roku kła­dłam koc na pa­ra­pe­cie, żeby nie czuć od­de­chu zimy.

Bar­dzo prze­kom­bi­no­wa­ne zda­nie. „W chłod­nej porze roku” – ani się tak nie mówi, ani nie brzmi to zbyt po­etyc­ko. Nie le­piej to zda­nie wy­glą­da­ło­by pro­ściej: zimą kła­dłam koc na pa­ra­pe­cie, by nie czuć chło­du? Lub za­miast chło­du można coś po­fan­ta­zjo­wać.

 

Draż­nią­cy uszy dźwięk

Udziw­nia­nie. Co in­ne­go może draż­nić dźwięk? Draż­nią­cy/przy­kry dźwięk byłby tutaj imo wy­star­cza­ją­cy. A jesz­cze le­piej by­ło­by po­zbyć się epi­te­tu i oddać cechę dźwię­ku na przy­kład cel­nym cza­sow­ni­kiem.

 

Za­glą­dam pod nie i znaj­du­ję ma­lut­kie, po­dłuż­ne kształ­ty. Prze­kli­nam w duchu i sia­dam do kom­pu­te­ra, wpi­su­jąc do prze­glą­dar­ki hasło: “Pu­łap­ka na myszy”.

„Ma­lut­kie, po­dłuż­ne kształ­ty” to sy­no­nim dla myszy? Wa­lisz w mrów­kę z ar­ma­ty, prze­cież to rów­nie do­brze mogą być wstąż­ki, węże albo paski wy­płat. :P

 

je­dy­nym, co przy­po­mi­na mi o rze­czy­wi­sto­ści jest ryt­micz­ne: kap, kap, kap-kap.

Zapis ka­pa­nia su­ge­ru­je, że nie jest ono ryt­micz­ne.

 

Za­trzy­mu­ję się na zdję­ciu Lady Vam­pi­re, szcze­rzą­cej zęby.

Zbęd­ny prze­ci­nek.

 

Spo­łecz­ność laj­ku­je to jak sza­lo­na. Pro­fil ma już pięt­na­ście ty­się­cy fol­lo­wer­sów. Aż trud­no uwie­rzyć, że zwa­rio­wa­li na punk­cie cze­goś tak ba­nal­ne­go.

Pod­mio­tem do­myśl­nym w trze­cim zda­niu jest „pro­fil”. Żeby te zda­nia miały sens, trze­ba np. za­mie­nić pierw­sze zda­nie z dru­gim.

 

obraz znika za kur­ty­ną łez.

Kur­ty­na to nie­zbyt for­tun­ne słowo do sko­ja­rze­nia ze łzami. Łzy mogą pły­nąć stru­mie­niem czy po­to­kiem, a kur­ty­na może być na przy­kład rzęs. Do wła­snej oceny trze­ba na­to­miast zo­sta­wić, czy uży­wa­nie ta­kich sfor­mu­ło­wań nie trąca zbyt­nio sztam­pą.

 

Sa­mot­ność jest domem, w któ­rym sły­chać tylko ka­pa­nie i wiatr. Nikt, jak dotąd, nie zna­lazł na to leku. Ból emo­cjo­nal­ny jest nie do uko­je­nia.

Dość oczy­wi­stym jest, że w tym kon­tek­ście nie cho­dzi o ból fi­zycz­ny, toteż zre­zy­gno­wał­bym z epi­te­tu „emo­cjo­nal­ny” i za­mie­nił to na na przy­kład „ten ból”.

 

Stoję prze­mo­czo­na na brze­gu rzeki. Nie mam pew­no­ści, czy to moje ko­la­na tak drżą, czy trzę­sie się zie­mia. Czar­na woda szcze­rzy kły, tar­ga­na wia­trem. Nie chcę do niej wcho­dzić, ale coś mnie przy­cią­ga.

Nogi same sta­wia­ją pierw­sze kroki. Prze­ły­kam ner­wo­wo ślinę

Czy w kon­tek­ście wszyst­kich po­przed­nich zdań istot­nym jest po­wtó­rze­nie in­for­ma­cji, że ślina jest prze­ły­ka­na ner­wo­wo?

 

Roz­sta­wiam lap­top i obie­cu­ję sobie, że dziś już na pewno się po­uczę. Wiem, że od­su­wa­nie tylko po­gar­sza sy­tu­ację, bo muszę zdać eg­za­mi­ny.

Od­su­wa­nie czego?

 

“Mi­strzy­ni pro­kra­sty­na­cji. Po­win­naś mieć tak na dru­gie imię”, zwy­kła ma­wiać matka.

Wy­bi­ja mnie to z kon­se­kwen­cji kre­acji po­sta­ci matki. Pro­ści lu­dzie ra­czej nie uży­wa­ją słowa „pro­kra­sty­na­cja” w co­dzien­nej roz­mo­wie, uży­li­by „le­ni­stwa” lub cze­goś po­dob­ne­go – zwłasz­cza, jeśli chcia­ła­by córce do­piec. Ten frag­ment wy­glą­da nie­wia­ry­god­nie, bo jest jak nar­ra­cja wrzu­co­na w usta po­sta­ci.

 

Na ścia­nie nad łóż­kiem wisi pla­kat w stylu daw­nych pro­duk­cji Al­fon­sa Muchy, z dziew­czy­ną po­chło­nię­tą grą. Na ko­la­nach ma to­reb­kę chip­sów, a u jej stóp leżą kla­wia­tu­ra, old­scho­olo­wy joy­stick oraz kon­so­la na kar­tri­dże sta­re­go typu.

Pla­kat ma na ko­la­nach to­reb­kę chip­sów?

 

– Nie dbam o to, że zła­piesz od tego ja­kie­goś syfa – mówię, wska­zu­jąc na śmiet­nik. – Ale nie mam ocho­ty po­ty­kać się o świa­dec­twa two­ich unie­sień, ku­masz? Wywal to – do­da­ję z na­ci­skiem.

Ale czemu bo­ha­ter­ka się unosi, prze­cież sama zaj­rza­ła do śmie­ci. Jak ro­zu­miem, w koszu były wspól­ne śmie­ci, które sama mogła też wy­nieść.

 

Gdy wy­cho­dzę w mrok ko­ry­ta­rza, do moich uszu do­cie­ra szloch.

Do czego in­ne­go mógł­by do­trzeć ten szloch? Do noz­drzy?

 

A gry­zo­nie po­trze­bu­ją żar­cia i ruchu. Pro­blem spy­cha­ny poza świa­do­mość nie znika, lecz zy­sku­je na sile.

Nie ro­zu­miem ciągu my­ślo­we­go nar­ra­to­ra, który prze­cho­dzi od myszy do pro­ble­mów w tym frag­men­cie.

 

Się­gam do szaf­ki po dia­ze­pam.

Pa­cjen­ci uży­wa­ją ra­czej nazwy han­dlo­wej – Re­la­nium. Pra­co­wa­łem z mnó­stwem pa­cjen­tów, w tym wy­ma­ga­ją­cych przyj­mo­wa­nia dia­ze­pa­mu, i żaden z nich nie na­zy­wał go w ten spo­sób.

Inna spra­wa, że bo­ha­ter­ka sięga tu po dia­ze­pam, by za­dzia­łać do­raź­nie prze­ciw­lę­ko­wo. Dia­ze­pam to ben­zo­dia­ze­pi­na dłu­go­dzia­ła­ją­ca i, choć oczy­wi­ście za­dzia­ła też m.in. prze­ciw­lę­ko­wo, to w sy­tu­acji, w ja­kiej znaj­du­je się bo­ha­ter­ka, sto­su­je się kró­cej dzia­ła­ją­ce sub­stan­cje, np. al­pra­zo­lam (Xanax).

 

Gdy ta­blet­ka wzmoc­nio­na al­ko­ho­lem za­czy­na dzia­łać

…umie­ram, bo prze­sta­ję od­dy­chać. ;D

 

Spodo­ba­ło mi się, w jaki spo­sób ogra­no tutaj obłęd, jako bitwę róż­nych “ja” i po­sta­ci matki na do­kład­kę. Nie jest to jasne od po­cząt­ku, praw­da od­kry­wa się stop­nio­wo i daje sa­tys­fak­cję skła­da­nie do kupy ko­lej­nych kloc­ków, które pod­rzu­casz.

Tekst stoi tro­chę w roz­kro­ku mię­dzy fan­ta­sty­ką a oby­cza­jów­ką, choć można by te dwa ga­tun­ki spo­koj­nie po­łą­czyć. Bo tu nie ma ja­kichś od­je­cha­nych uro­jeń, stan bo­ha­ter­ki jest dość cięż­ki, ale po­zo­sta­je kry­tycz­na wobec tego co do­świad­cza. Z dru­giej stro­ny są tu ja­kieś mru­gnię­cia okiem w stro­nę kon­wen­cji hor­ro­ru, lecz temat jest je­dy­nie mu­śnię­ty, a hi­sto­ria osta­tecz­nie nie idzie w tym kie­run­ku.

Pa­mię­tam też któ­ryś z Two­ich po­przed­nich tek­stów, gdzie z po­wo­dze­niem ko­rzy­sta­łaś z kon­wen­cji so­cial me­diów. Także w “Domu duszy” po­ja­wia się In­sta­gram, po­now­nie imo jest to ogra­ne bar­dzo przy­zwo­icie, ale nie mogę opę­dzić się od wra­że­nia, że wątek La­dy­Vam­pi­re jest dla tej hi­sto­rii cał­ko­wi­cie zbęd­ny. Gdyby zre­du­ko­wać go do kil­kuz­da­nio­wych wspo­mi­nek gdzieś po­mię­dzy wier­sza­mi, hi­sto­ria nie­wie­le by na tym stra­ci­ła.

Tech­ni­ka­lia z kolei uwa­żam za naj­słab­szy ele­ment tego tek­stu. Do zde­cy­do­wa­nej po­pra­wy jest tutaj dziw­na in­ter­punk­cja i wiele po­my­lo­nych pod­mio­tów do­myśl­nych. Opo­wia­da­nie wy­glą­da przez to na nie­do­pra­co­wa­ne.

MrBrigt­si­de!

 

Dzię­ku­ję za szcze­gó­ło­wy ko­men­tarz i wy­chwy­ce­nie wielu zgrzy­ta­ją­cych ele­men­tów. Więk­szość przyj­mu­ję, nad czę­ścią się za­sta­no­wię, ale za­pew­ne i tak zo­sta­ną mi w gło­wie. Dzię­ki. In­ter­punk­cja – trust me, jest le­piej :-D Ale do do­brze da­le­ka droga, choć na­praw­dę się sta­ram! Pod­mio­ty do­myśl­ne już za­pa­mię­ta­łam z po­przed­nie­go Two­je­go ko­men­ta­rza, też sta­ram się zwra­cać na to znacz­nie więk­szą uwagę, ale zmia­na sta­rych na­wy­ków zaj­mu­je czas. Dla­te­go na razie nad­mie­niam tylko, że wzię­łam to sobie już do serca i tre­nu­ję :-) 

 

„Ma­lut­kie, po­dłuż­ne kształ­ty” to sy­no­nim dla myszy? Wa­lisz w mrów­kę z ar­ma­ty, prze­cież to rów­nie do­brze mogą być wstąż­ki, węże albo paski wy­płat. :P

 

Mysie gó­wien­ka, MrBri­ght­si­de. Mysie gó­wien­ka :-) Czyli po­win­nam była na­pi­sać to wprost… 

 

Zapis ka­pa­nia su­ge­ru­je, że nie jest ono ryt­micz­ne.

Dla­cze­go? 

Kap kap, kap-kap

Kap kap, kap-kap

etc.

Jak dla mnie – cał­kiem ryt­micz­ne.

 

Ale czemu bo­ha­ter­ka się unosi, prze­cież sama zaj­rza­ła do śmie­ci. Jak ro­zu­miem, w koszu były wspól­ne śmie­ci, które sama mogła też wy­nieść.

Tak. Ale może ją to wku­rzać any­way, bo wy­glą­da na to, że Żelka wy­wa­la te zu­ży­te gumki do śmie­ci, a nie kwapi się, żeby wy­wa­lić za­war­tość kosza do ku­błów na ulicy. Kto wie, może tro­chę za­zdro­ści Żelce, że ma z kim pro­du­ko­wać takie śmie­ci…

 

Do czego in­ne­go mógł­by do­trzeć ten szloch? Do noz­drzy?

Do­cie­ra do mnie, w takim razie? Chcesz po­wie­dzieć, że nie mówi się w ten spo­sób?

 

Inna spra­wa, że bo­ha­ter­ka sięga tu po dia­ze­pam, by za­dzia­łać do­raź­nie prze­ciw­lę­ko­wo. Dia­ze­pam to ben­zo­dia­ze­pi­na dłu­go­dzia­ła­ją­ca i, choć oczy­wi­ście za­dzia­ła też m.in. prze­ciw­lę­ko­wo, to w sy­tu­acji, w ja­kiej znaj­du­je się bo­ha­ter­ka, sto­su­je się kró­cej dzia­ła­ją­ce sub­stan­cje, np. al­pra­zo­lam (Xanax).

 

Cóż, wy­glą­da na to, że nie miała go aku­rat w szaf­ce :-)

 

Zga­dzam się co do nazwy Re­la­nium. 

 

Oj, lu­bisz się po­cze­piać, lu­bisz :-D Ale do­ce­niam.

 

 

Za­cznę nie­ty­po­wo, bo od wy­zna­nia, że… je­stem wy­god­na. Lubię czy­tać roz­ło­żo­na na sofie, po­pi­ja­jąc her­bat­kę lub kawkę, dla­te­go naj­czę­ściej robię sobie skła­dan­kę tek­stów, wrzu­cam na czyt­nik i – voilà – mogę czy­tać, jak lubię. Skąd to wy­zna­nie? A bo czy­ta­łam Twój tekst w sta­nie czy­stym, bez wstę­pu, bez tagów i ko­men­ta­rzy. I przy­znam, że moja in­ter­pre­ta­cja różni się znacz­nie już choć­by od tego, co za­mie­ści­łaś we wstę­pie.

Ode­bra­łam tekst jako opo­wieść o po­czu­ciu winy. Dla mnie matka i sio­stry (tak, my­śla­łam, że jest ich wię­cej) były re­al­ne, były du­cha­mi, któ­rym bo­ha­ter­ka nie po­zwo­li­ła odejść, bo zbyt win­ni­ła się za to, co się zda­rzy­ło. To tam nawet jest, w sce­nie z ta­blet­ka­mi. Iry­to­wał mnie zapis dia­lo­gów kur­sy­wą, bo su­ge­ro­wał myśli w gło­wie, czyli coś nie­re­al­ne­go. Stwier­dzi­łam, że już od po­cząt­ku widać, że matka ma­te­rial­na nie jest, bo ina­czej nie ogra­ni­czy­ła­by się do zwra­ca­nia uwagi na baj­zel w kuch­ni, i nie ma sensu tego pod­kre­ślać kur­sy­wą. Lady Vem­pi­re i za­glą­da­nie na in­sta­gram po­trak­to­wa­łam jako formę kary, którą bo­ha­ter­ka sama sobie wy­mie­rza. Po­ka­zu­je sobie, czego nie bę­dzie miała, bo jej się nie na­le­ży. Koń­ców­ka z wła­że­niem w jedne buty wy­da­wa­ła mi się próbą po­ka­za­nia, że na ze­wnątrz bo­ha­ter­ka pró­bu­je po­ka­zy­wać, że wszyst­ko jest ok, pod­czas, gdy po­czu­cie winy to­wa­rzy­szy jej stale.

Pro­ble­my mia­łam z cza­sem. Wy­pa­dek mu­siał się zda­rzyć nie­daw­no, świad­czy o tym choć­by re­ak­cja są­siad­ki. Po roku już by jej nie pro­po­no­wa­ła pod­wóz­ki na cmen­tarz. Po roku w ogóle da­ła­by za wy­gra­ną i za­nie­cha­ła prób po­mo­cy. Jed­no­cze­śnie bo­ha­ter­ka musi mieć osiem­na­ście lat, bo ina­czej nie miesz­ka­ła­by sama. Tym­czasm za­cho­wa­nie w sa­mo­cho­dzie wska­zu­je na czter­na­ście, piet­na­ście lat.

Sama scena w aucie też się tro­chę pruje. Ro­zu­miem, że to matka pro­wa­dzi­ła, więc w jaki spo­sób pró­bo­wa­ła je roz­dzie­lić? To po pierw­sze trud­ne tech­nicz­nie, przy­naj­mniej we współ­cze­snych au­tach z wy­god­ny­mi sie­dze­nia­mi z wy­so­ki­mi opar­cia­mi, a po dru­gie: nie wy­obra­żam sobie, żeby ktoś pu­ścił kie­row­ni­cę, od­wró­cił się do tyłu i pró­bo­wał coś tam robić. Tu wy­star­czy­ła­by słow­na prze­py­chan­ka i spo­gląd­nie do tyłu, które spo­wo­do­wa­ły de­kon­ce­tra­cję matki.

 

Przy­znam, że kiedy wró­ci­łam na por­tal i spoj­rza­łam na Twój wstęp, po­czu­łam się lekko za­sko­czo­na, bo o tym bym nie po­my­śla­ła. Przede wszyst­kim dla­te­go, że mnie się wy­da­je, że ten wy­pa­dek miał miej­sce nie­daw­no, wy­glą­dał, jak wy­glą­dał i pierw­szym pro­ble­mem, który się w takim wy­pad­ku bę­dzie wła­śnie po­czu­cie winy. Tym bar­dziej, że prak­tycz­nie nie znamy bo­ha­ter­ki sprzed wy­pad­ku i oso­bo­wo­ści bor­der­li­ne tam prak­tycz­nie nie widać. Kłót­nia w aucie imo na to nie wska­zu­je.

 

Z re­gu­ły jest tak, że śred­nio się przej­mu­ję tym, że widzę opko ina­czej, niż autor za­mie­rzał. Tekst mi się po­do­ba. Prze­ma­wia do mnie, choć ina­czej, niż byś sobie ży­czy­ła. Jest po­rząd­nie na­pi­sa­ny, a to co tam ewen­tu­al­nie zo­sta­ło (prze­cin­ki) można łatwo po­pra­wić. Te­ma­ty­ka z po­gra­ni­cza oby­cza­jów­ki nie tylko mi nie prze­szka­dza, ale wręcz lubię. Sama tak piszę. Krót­ko mó­wiąc: to jest na­praw­dę cho­ler­nie dobry tekst. Jest tylko jeden pro­blem: fan­ta­sty­ka. W mojej in­ter­pre­ta­cji była, wy­star­czy­ło usu­nąć kur­sy­wę, w Two­jej – mam po­waż­ne wąt­pli­wo­ści. Bo w Two­jej in­ter­pre­ta­cji to nie są sa­mo­dziel­ne byty, choć mo­że­my się oczy­wi­ście o to spie­rać ;)

Zaraz na po­cząt­ku mo­je­go lo­żo­wa­nia, mie­li­śmy ostry spór na temat no­mi­no­wa­nia i przy­zna­wa­nia pió­rek tek­stom nie­fan­ta­stycz­nym. Obie­ca­łam sobie wtedy, że jeśli zda­rzą mi się wąt­pli­wo­ści tej na­tu­ry, będę na nie. Tym bar­dziej, że opka uka­zu­ją się a an­to­lo­gii, która z za­ło­że­nia ma być fan­ta­stycz­na. Dla­te­go, z bólem serca, bo to jest na­praw­dę dobre opko, będę na NIE.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hej, Irko!

 

Chcia­ła­bym do­brze zro­zu­mieć Twoją ar­gu­men­ta­cję. Je­steś na nie, mimo że tekst wy­da­je Ci się na­praw­dę dobry, bo we­dług Cie­bie moja in­ter­pre­ta­cja nie jest fan­ta­stycz­na. A gdy­byś prze­czy­ta­ła ten tekst w an­to­lo­gii, bez opisu mo­je­go za­my­słu, wów­czas uzna­ła­byś go za fan­ta­stycz­ny, tak?

Kur­sy­wa po­ja­wi­ła się wsku­tek su­ge­stii be­tu­ją­cych, bo wspo­mi­na­li, że gubią się kto jest kim. Czy coś mówi wer­sja An­ge­li­ki, praw­dzi­wa sio­stra czy mama. Czyli – we­dług nich, bez kur­sy­wy, po­wsta­wa­ła nie­ja­sność. Wia­do­mo – ina­czej pa­trzy się na tekst, w któ­rym już są takie uspraw­nie­nia, a ina­czej, gdy ich nie ma. 

Mnie bar­dzo ucie­szy­ła mno­gość in­ter­pre­ta­cji i uwa­żam ją za atut tego opo­wia­da­nia. 

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz i dobre słowa. Szko­da, że bę­dziesz na nie. Mia­łam na­dzie­ję, że bę­dzie ina­czej. Ale przyj­mu­ję.

Po­zdro­wie­nia,

eM

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Cie­szę się, Anet :-)

W hi­sto­riach, które piszę wam­pi­ry są sa­mot­ne, bo nie mogą sobie zro­bić in­nych wam­pi­rów, tylko za­ra­ża­ją się od wście­kłych nie­to­pe­rzy :-D. Nie wcho­dzi­łam w te szcze­gó­ły, bo i nie było miej­sca ani sensu. 

To jest pro­blem cy­kli­stów (czyli osób pi­szą­cych cykle opo­wia­dań, roz­bu­do­wu­ją­cych jedno uni­wer­sum), że prę­dzej czy póź­niej coś na prze­strze­ni au­tor-czy­tel­nik umyka. Nie wie­dzia­łem wcze­śniej, że to ele­ment ja­kie­goś cyklu, ale ta “umy­kal­ność” była za­uwa­żal­na, stąd po­przed­ni ko­men­tarz.

Tylko ko­niec koń­ców wam­pi­ry sta­no­wi­ły w tym opo­wia­da­niu ele­ment zu­peł­nie nie­istot­ny, jakby do­kle­jo­ny taśmą jed­no­ra­zo­wą. I to pew­nie też w ra­mach cyklu/uni­wer­sum by się bro­ni­ło, jed­nak opo­wia­da­nie – tak jak je tutaj roz­pa­tru­je­my – po­win­no być samo w sobie za­mknię­ta ca­ło­ścią.

Za­sko­czę Cię, że "Dom duszy" po­wstał wcze­śniej, przed "Sławą", ale wy­cho­dzi­ło na to, że jest za trud­ny w od­bio­rze i zde­cy­do­wa­łam się na­pi­sać coś prost­sze­go na kon­kurs. :-)

Hmm… Czyli widać mia­łaś wię­cej czasu na jego prze­my­śle­nie pod­czas pi­sa­nia. :)

Wątek wam­pi­rzy­cy ucię­łam, bo uzna­łam, że jeśli go roz­wi­nę, po­dział oso­bo­wo­ści na wiele czę­ści, zej­dzie gdzieś w cień, a to on miał grać tu pierw­sze skrzyp­ce. My­śla­łam, żeby tym, co zo­ba­czy­ły z sa­mo­cho­du, było stwo­rze­nie, które nie tylko wy­la­zło na śro­dek mostu i spo­wo­do­wa­ło tra­ge­dię, ale jesz­cze po­ja­wi­ło­by się po wy­pły­nię­ciu An­ge­li­ki :-) Ale znowu – wtedy to by­ło­by już o czym innym i chyba, jak na tak krót­kie opo­wia­da­nie, by­ło­by już za dużo wąt­ków.

Kto po­wie­dział, że opo­wia­da­nie musi być krót­kie? :P

Poza tym, to chyba le­piej by­ło­by cał­kiem te wam­pi­ry wy­wa­lić, bo nawet w ta­kiej for­mie, jak opi­su­jesz, ten watek nie grał­by w za­sa­dzie żad­nej roli.

No przy­znam, że jakoś nie spo­dzie­wa­łam się, że bę­dziesz na tak :-) Ale może kie­dyś mnie za­sko­czysz.

Czyli speł­ni­łem ocze­ki­wa­nia. :D

A serio to skąd takie po­dej­rze­nia? Wy­da­je mi się, że je­stem jedną z umiar­ko­wa­nie ta­ku­ją­cych osób. :)

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Chcia­ła­bym do­brze zro­zu­mieć Twoją ar­gu­men­ta­cję. Je­steś na nie, mimo że tekst wy­da­je Ci się na­praw­dę dobry, bo we­dług Cie­bie moja in­ter­pre­ta­cja nie jest fan­ta­stycz­na. A gdy­byś prze­czy­ta­ła ten tekst w an­to­lo­gii, bez opisu mo­je­go za­my­słu, wów­czas uzna­ła­byś go za fan­ta­stycz­ny, tak?

Ech…

Nawet w mojej in­ter­pre­ta­cji tek­stu fan­ta­sty­ka jest dys­ku­syj­na. Można wi­dzieć tu ha­lu­cy­na­cje mło­dej ko­bie­ty (co jest pew­nie nawet bliż­sze praw­dy), która wła­śnie stra­ci­ła ro­dzi­nę i jest głę­bo­ko prze­ko­na­na, że to jej wina. Można też przy­jąć, że to duchy zmar­łych, któ­rych po­czu­cie winy bo­ha­ter­ki za­trzy­ma­ło na ziemi. Uzna­łam, że skoro ist­nie­je moż­li­wość ta­kiej in­ter­pre­ta­cji opka, by zna­la­zły się w nim ele­men­ty fan­ta­stycz­ne, to będę się jej trzy­mać, bo, cho­le­ra, zwy­czaj­nie bar­dzo chcia­łam Ci tego taka dać. Kiedy jed­nak spoj­rza­łam na przed­mo­wę, ogar­nę­ły mnie wąt­pli­wo­ści, bo jak, u licha, mam uznać opko za fan­ta­stycz­ne, skoro Ty sama we wstę­pie su­ge­ru­jesz, że wszyst­ko dzie­je się w gło­wie bo­ha­ter­ki? No, kur­czę, nie po­tra­fię. We­wnętrz­ne prze­ży­cia, czy to zwy­czaj­ne, czy wy­ni­ka­ją­ce z za­bu­rzeń psy­chicz­nych nie są fan­ta­sty­ką.

Brak fan­ta­sty­ki nie zmie­nia faktu, że tekst mi się po­do­ba i uwa­żam, że jest dobry. I chcia­łam, żebyś o tym wie­dzia­ła. Do pió­rek kwa­li­fi­ku­ją się jed­nak tek­sty fan­ta­stycz­ne.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Co do wam­pi­rów – też wy­da­ją mi się w tym tek­ście zbęd­ne, acz­kol­wiek oczy­wi­ście w po­łą­cze­niu ze “Sławą” oczy­wi­ście na­bie­ra­ją sensu. Nie­mniej tu bar­dzo mocno zwra­ca­ją uwagę, a uza­sad­nie­nia w tek­ście nie mają, więc ra­czej prze­szka­dza­ją.

Ro­zu­miem ten pro­blem, bo sama je­stem cy­klist­ką, więc je­dy­ne, co mogę po­ra­dzić, to że jeśli czu­jesz po­trze­bę na­wią­za­nia do innej czę­ści cyklu, które bę­dzie się wy­bi­jać w fa­bu­le lub nar­ra­cji, to le­piej je osadź w tej kon­kret­nej fa­bu­le, żeby się mniej wy­bi­ja­ło jako “ciało obce” ;) Czyli np. roz­bu­duj taki wątek w ob­rę­bie opo­wia­da­nia, choć tro­chę, żeby łą­czył się rów­nież z nim, a nie tylko z innym z cyklu. Oczy­wi­ście gdy­byś kie­dyś wy­da­wa­ła zbio­rek o An­ge­li­ce, to mo­żesz zu­peł­nie ina­czej takie wątki daw­ko­wać, bo za­kła­dasz, że czy­tel­nik bę­dzie się za­po­zna­wał z ca­ło­ścią. Tu nie­ste­ty każdy tekst musi się tłu­ma­czyć sam i mówię to, bom smut­na i sama pełna winy, jako że po­dob­ne sy­tu­acje mi się zda­rza­ły.

http://altronapoleone.home.blog

Irko

ale ja nie su­ge­ru­ję, że dzie­je się w jej gło­wie, tylko mówię, że tekst jest in­spi­ro­wa­ny jedną z kon­cep­cji te­ra­peu­tycz­nych. A w ko­men­ta­rzach zwra­cam uwagę na fakt, że np. Żelka sypia z fa­ce­ta­mi, a An­ge­li­ka nie (tylko wy­rzu­ca kon­do­my). Dla­te­go nadal nie ro­zu­miem.

Każda z po­sta­ci w domu jest An­ge­li­ką. Ale każda jest inną An­ge­li­ką. Kry­ty­kiem, de­pre­syj­ną wer­sją, na­ło­gow­cem, dziec­kiem. 

Prze­pra­szam, że tak skró­to­wo, ale piszę z te­le­fo­nu.

Dra­ka­ino, Geki 

nie, tekst nie na­le­ży do ja­kie­goś szer­sze­go cyklu. Po­wstał na kon­kurs. O wam­pi­rach mó­wi­łam w kon­tek­ście moich in­nych opo­wie­ści. Czyli – jedni wy­obra­ża­ją sobie duchy jako prze­zro­czy­ste po­sta­ci, inni jako ruch krze­seł. Lady Vam­pi­re jest tu obcym bytem, fakt. Mo­głam stwo­rzyć in­sta­gra­mo­wą super wer­sję An­ge­li­ki, ale su­char­ki po­do­ba­ły mi się bar­dziej :-) Po­dob­nie nie­któ­rym be­tu­ją­cym.

 

Po­zdro­wie­nia,

eM 

nie, tekst nie na­le­ży do ja­kie­goś szer­sze­go cyklu

 

To jedno z wcie­leń An­ge­li­ki, które mu­sia­ły ustą­pić zwy­cię­skiej Miss Angel. 

To jest w przed­mo­wie, ergo za­czy­na­łam lek­tu­rę od razu jako cze­goś, co jest drugą od­sło­ną cyklu, który łączy po­stać An­ge­li­ki. Nie­waż­ne, czy pla­nu­jesz ten cykl kon­ty­nu­ować, choć mam wra­że­nie, że w tej dys­ku­sji coś ta­kie­go za­su­ge­ro­wa­łaś, że pi­szesz coś jesz­cze z tą bo­ha­ter­ką. Ważne, że dałaś sy­gnał, że znamy inny ka­wa­łek tej hi­sto­rii. I pewne rze­czy w fa­bu­le łączą się ze “Sławą”.

 

nie su­ge­ru­ję, że dzie­je się w jej gło­wie, tylko mówię, że tekst jest in­spi­ro­wa­ny jedną z kon­cep­cji te­ra­peu­tycz­nych

Przy­znam, że w Two­ich wy­ja­śnie­niach w tym wzglę­dzie już się po­gu­bi­łam ;) Od­no­szę w tej chwi­li wra­że­nie, że bar­dzo chcia­ła­byś ura­to­wać fan­ta­stycz­ność tego tek­stu, choć sama też zde­cy­do­wa­nie uwa­żam, że to bar­dzo dobra oby­cza­jów­ka, a nie fan­ta­sty­ka. Po­dob­nie zresz­tą jak “Sława”, która imho le­piej się tłu­ma­czy na płasz­czyź­nie re­ali­stycz­nej niż praw­dzi­we­go dia­bła.

I to nie jest za­rzut: dobre oby­cza­jów­ki są świa­tu po­trzeb­ne, a Tobie np. udało się uchwy­cić nie­źle pro­blem me­diów spo­łecz­no­ścio­wych.

Ską­d­inąd, w kwe­stii fan­ta­sty­ki w po­dob­nej spo­łecz­no­ściów­ko­wej sce­ne­rii, po­le­cam opo­wia­da­nie Sta­ru­cha z kon­kur­su “Je­stem le­gen­dą” (być może do prze­czy­ta­nia tylko w an­to­lo­gii po­kon­kur­so­wej “Ja, le­gen­da”, bo więk­szość ludzi wy­co­fa­ła z por­ta­lu tek­sty kon­kur­so­we lub zo­sta­wi­ła tylko za­jaw­ki).

http://altronapoleone.home.blog

Po prze­my­śle­niu, jed­nak tym razem będę na nie. Po­rów­ny­wa­łam to opo­wia­da­nie do Two­je­go po­przed­nie­go ‘Miss Angel’ i o ile ‘Dom’ jest głęb­szy i bo­gat­szy emo­cjo­nal­nie, to rów­nież bar­dziej sta­tycz­ny. ‘Miss Angel’ miała swój cel, do któ­re­go dą­ży­ła po tru­pach, na­to­miast tu od­ma­lo­wa­łaś jakby por­tret róż­nych wer­sji An­ge­li­ki, a tro­chę za­bra­kło ha­czy­ka zmu­sza­ją­ce­go do ki­bi­co­wa­nia bo­ha­ter­ce (czy któ­re­muś z jej al­ter-ego). Do tego w samym tym ob­ra­zie An­ge­li­ki jest lekka nie­spój­ność, o któ­rej wspo­mi­na­łam wcze­śniej.

Nie­mniej, wy­da­je mi się, że kwe­stia piór­ka u Cie­bie to tylko kwe­stia czasu :)

Mnie też nie­wie­le bra­kło do TAK-a. Tekst mi się ge­ne­ral­nie po­do­bał, jest IMHO znowu o krok bli­żej do piór­ka. Przy­znam, że – nie mając do­świad­czeń z psy­cho­lo­gią, ani z te­ra­pią – mia­łam pewne pro­ble­my z wy­ła­pa­niem czę­ści Two­ich po­my­słów i ich in­ter­pre­ta­cją (co widać w moim po­przed­nim ko­men­ta­rzu). Tekst jest pod tym wzglę­dem nieco her­me­tycz­ny – co teo­re­tycz­nie nie jest wadą obiek­tyw­ną (nie każdy tekst jest dla każ­de­go), ale wpły­wa na oso­bi­sty od­biór i pew­nie po czę­ści zde­cy­do­wa­ło o braku wspar­cia dla piór­ko­wej no­mi­na­cji (trud­no mi uznać za do­sko­na­ły tekst, w któ­rym się sama w lek­tu­rze po­gu­bi­łam, nie dla­te­go, że czy­ta­łam nie­uważ­nie, bo się sta­ra­łam).

Długo się wa­ha­łam, bo uwa­żam, że je­steś bar­dzo cie­ka­wym nowym “na­byt­kiem” na forum, masz wła­sny głos i pi­szesz do­brze, a to jest udany tekst. Mam z Tobą tro­chę tak, jak mia­łam jakiś czas temu z Edwar­dem Pi­tow­skim: też mi się jego tek­sty po­do­ba­ły, ale jakoś przy ko­lej­nych no­mi­na­cjach byłam mi­ni­mal­nie na NIE, ale jed­nak na NIE – a w sumie jest to teraz jeden z moich ab­so­lut­nie ulu­bio­nych fo­ru­mo­wych au­to­rów. Cze­kam (i za­kła­dam, że się do­cze­kam nie­dłu­go) na taki Twój tekst, który mnie prze­ko­na do en­tu­zja­stycz­ne­go TAK-a.

ninedin.home.blog

Chyba wy­pa­da­ło­by się po pro­stu upić? Co my­ślisz, tym razem ja sta­wiam? <3

 

 

I jesz­cze jeden ob­ra­zek z ga­tun­ku moich ulu­bio­nych, więc bę­dzie pseu­do Bank­sy. A opko na Mumie pew­nie, że prze­czy­tam, lecz pa­mię­taj, że nie wiem, jak "po­win­no być", czy jak by­ło­by le­piej? Wiem, co lubię, a co nie, z In­ny­mi przy­da­rza­ją mi się spore kło­po­ty (w In­nych wli­czam też tek­sty li­te­rac­kie, wiem dzi­wa­czę, lecz chyba marne szan­se na zmia­nę w tym moim po­dej­ściu, cho­ciaż kto to wie?).  Ile już razy de­spe­rac­ko szu­ka­łam funk­cji, aby re­spa­no­wać, a ile razy jesz­cze będę, wolę nie my­śleć? Nie wy­bie­gać za­nad­to myślą w przy­szłość. :DDD

 

pzd

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Hej

Nie chcę się po­wta­rzać, więc na­pi­szę krót­ko.

Tekst jest na­pi­sa­ny bar­dzo spraw­nie i ład­nym, doj­rza­łym sty­lem (nawet uwzględ­nia­jąc po­tknię­cia wy­punk­to­wa­ne przez MrB).

O moim NIE zde­cy­do­wał brak fan­ta­sty­ki, nie­wiel­ka fa­bu­ła oraz bo­ha­ter­ka na skra­ju próby sa­mo­bój­czej, którą do życia prze­ko­nu­je ad­op­cja kota. Co do ostat­nie­go, nie twier­dzę, że takie rze­czy się nie zda­rza­ją, ale tutaj mnie nie prze­ko­na­ło, a ra­czej wy­wo­ła­ło duże unie­sie­nie brwi.

Twoje po­przed­nie no­mi­no­wa­ne opo­wia­da­nie przy­pa­dło mi bar­dziej do gustu, więc wiem, że po­tra­fisz stwo­rzyć dobrą fa­bu­łę, bo po­sta­cie już Ci wy­cho­dzą :)

Po­zdra­wiam

Dla mnie ok, Za­na­is. Mu­si­my za­cho­wać swój gust, to kwi­te­sen­cja Loży, jej ogrom­na war­tość, po­dob­nie jak zda­nie każ­de­go uzysz­kod­ni­ka! :-)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Sorry, Win­ne­tou, ale byłam na NIE.

Przede wszyst­kim dla­te­go, że się po­gu­bi­łam w tek­ście. Mia­łam wąt­pli­wo­ści, czy wszyst­ko roz­gry­wa się w domu bo­ha­ter­ki, czy w jej gło­wie.

Za­uwa­ży­łam, że wszyst­kie imio­na mogą sta­no­wić zdrob­nie­nia od An­ge­li­ki. Na upar­te­go Ala też – w końcu li­te­ry za­wie­ra­ją się w wyj­ścio­wym imie­niu. Szyb­ciej zdrob­nia­ła­bym An­ge­li­kę do Ali niż do Lisi. To wpro­wa­dzi­ło do­dat­ko­wy ele­ment mie­sza­ją­cy.

Gdy­byś po­szła w stro­nę fan­ta­sty­ki, mie­li­by­śmy ducha matki, jakąś pętlę cza­so­wą z bo­ha­ter­ka­mi w róż­nym wieku miesz­ka­ją­cy­mi wspól­nie… – to by mogło być cie­ka­we. Pewne na­dzie­je wią­za­łam z wam­pi­rzy­cą, ale z tego też nic nie wy­szło.

No i z akcją słabo – mnó­stwo roz­k­min psy­cho­lo­gicz­nych, ale ko­niec koń­ców z wy­da­rzeń jest chyba tylko de­cy­zja na temat kota.

Nie twier­dzę, że opo­wia­da­nie nie ma zalet, bo ma. Do­brze na­pi­sa­ne, so­lid­na kon­struk­cja psy­cho­lo­gicz­na bo­ha­ter­ki, po­ka­zu­jesz cie­ka­wy pro­blem… Gdy­bym tylko zna­la­zła wy­raź­niej­szą fan­ta­sty­kę, by­ła­bym na tak.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Na­uczy­łam się ko­lej­nej rze­czy: jeśli cho­dzi o przed­sta­wia­nie swo­je­go za­my­słu i po­le­mi­kę – less is more

Dla­te­go na­pi­szę tylko: dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze :-)

 

Bar­dzo ład­nie ope­ru­jesz na­stro­jem, de­ta­la­mi, które sty­mu­lu­ją wy­obraź­nię i sło­wem. Styl ładny, doj­rza­ły, do­piesz­czo­ny. To już jest warsz­tat po­zwa­la­ją­cy two­rzyć świa­do­mie.

Kre­acja po­sta­ci też bez za­strze­żeń… matka jest praw­dzi­wie iry­tu­ją­ca, na­sto­lat­ka praw­dzi­wie ego­cen­trycz­na… okna, które trze­ba uszczel­niać ręcz­ni­kiem, re­zo­nu­ją z matką, In­sta­gram re­zo­nu­je z na­sto­lat­ką i nawet jak te dwa de­ta­le po­win­na od­dzie­lać epoka jed­nej ge­ne­ra­cji, to w tym kon­kret­nym przy­pad­ku nie zgrzy­ta to, a uzu­peł­nia ca­łość ob­ra­zu.

Przy­jem­ny masz styl. Płyn­nie się czyta. W tym przy­pad­ku bar­dziej przy­padł mi do gustu po­czą­tek… bo obraz wy­da­wał się spój­ny i kom­plet­ny. Z cza­sem za­czę­ły się plą­tać osoby i nar­ra­cje, i to wy­ry­wa­ło mnie z im­mer­sji. Co praw­da w koń­ców­ce wszyst­ko się spina, wy­ja­śnia, to jed­nak do im­mer­sji trud­no już po­wró­cić. I to jest wła­ści­wie je­dy­na wada tego tek­stu. Przy po­now­nej lek­tu­rze, pew­nie już nie by­ło­by tu tego pro­ble­mu, ale… liczy się pierw­sze wra­że­nie, czyż nie? :)

 

Bar­dzo za­baw­ne wy­da­ły mi się te wam­pi­rze su­cha­ry… ko­szul­ki z jo­na­mi sre­bra, no pro­szę, nigdy w ten spo­sób o nich nie my­śla­łem ;).

 

Je­steś moim por­ta­lo­wym od­kry­ciem tego roku. 

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Chro!

 

Bar­dzo za­baw­ne wy­da­ły mi się te wam­pi­rze su­cha­ry… ko­szul­ki z jo­na­mi sre­bra, no pro­szę, nigdy w ten spo­sób o nich nie my­śla­łem ;).

;-) Żyłam na­dzie­ją, że ktoś to do­ce­ni. 

 

Je­steś moim por­ta­lo­wym od­kry­ciem tego roku. 

A na to nawet nie wiem, co od­po­wie­dzieć. Zro­bi­ło mi się bar­dzo miło. I tro­chę go­rą­co :-)

 

A na to nawet nie wiem, co od­po­wie­dzieć. Zro­bi­ło mi się bar­dzo miło. I tro­chę go­rą­co :-)

Ja też nie wiem, co na to od­po­wie­dzieć. Oba­wiam się, że co bym nie na­pi­sał, to za­brzmia­ło­by dwu­znacz­nie ;)

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Zatem zo­staw­my to wy­obraź­ni ;-)

Nowa Fantastyka