
Wizyta u rodziców trochę się przedłużyła, więc wyjechałem dopiero o dwudziestej, ale wiedziałem, że dam radę dotrzeć do domu przed północą, jeśli nie natrafię na żadne problemy po drodze. Jesienne niebo zdążyła przykryć już czerń.
Minąłem kolejny samochód. W tle przygrywało radio, które w połączeniu z kawą miało mnie utrzymać przy kierownicy przez kilka następnych godzin. Zwykle nie zasypiałem późno, ale musiałem się tym razem zdecydować na takie poświęcenie, aby zdążyć na jutro do pracy.
W świetle reflektorów zobaczyłem kogoś stojącego na poboczu. Gdybym jechał odrobinę szybciej, to z pewnością minąłbym ubranego w płaszcz mężczyznę, nie poświęcając mu więcej niż pół sekundy uwagi. Jednak przy prędkości, z którą się poruszałem, udało mi się zauważyć, że stojąca na poboczu osoba macha ręką. Nacisnąłem hamulec i otworzyłem szybę.
– Czy mogę w czymś pomóc? – zapytałem.
– Tak! Jak najbardziej! – powiedział mężczyzna uśmiechając się szeroko. – Zmierzam do Warszawy, jednak uciekł mi ostatni bus. Czy mógłby pan mnie podwieźć?
Westchnąłem, po czym powiedziałem:
– Mógłbym. Ma pan szczęście, że zmierzam w tym samym kierunku.
– To wspaniale!
Obcy mężczyzna usiadł obok mnie i zapiął pasy. Nacisnąłem pedał gazu, samochód ruszył.
– Jak się pan nazywa? – zapytałem.
– Edward – odpowiedział nieznajomy. Miał nadzwyczaj bladą skórę, jakby nigdy nie wychodził z domu. Pokryta była licznymi zmarszczkami, wyglądającymi na przykryte przez grube warstwy makijażu. Włosy miał siwe i spięte w kok, czarne oczy i brwi kontrastowały z bielą jego skóry. – A do pana mam się zwracać…?
– Patryk.
– Hmm. Patryk. Ładne imię. Jeden z moich znajomych nazywa się tak samo.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć na osobliwy komentarz Edwarda, ponownie skupiłem się na drodze. W mojej pamięci świeże było wspomnienie z potrącenia przekraczającej drogę sarny.
– Pan też jedzie do Warszawy? – zapytał nieznajomy.
– Tak. Właśnie odwiedzałem rodzinę, ale muszę wrócić do domu.
– Nietypowa pora na podróż. Niemniej, nie mam nic przeciwko, ja sam uwielbiam noc.
– Ja w nocy wolę spać – zaśmiałem się. – Ale jutro jest poniedziałek…
– Ach, rozumiem. Ja mam to szczęście, że jestem już na emeryturze.
Jechaliśmy dalej. Ciszę przerywały jedynie gitarowe riffy rockowej stacji radiowej.
– Dasz głośniej? – zapytał Edward. – Bardzo lubię tę piosenkę.
Spełniłem prośbę pasażera, a na ekranie wyświetliła się informacja: „Teraz gramy: Guns N’ Roses – Sympathy for the Devil”.
– To chyba nie jest ich kawałek?
– To cover. Z mojego ulubionego filmu. Wywiad z wampirem. Oglądałeś?
– Coś kojarzę. To ten z Bradem Pittem?
– Tak.
Nasza rozmowa ponownie ustała.
Mój wzrok powędrował z ekranu na przednią szybę, w której widziałem tylko rozświetlaną przez lampy samochodu ciemność i swoje słabe, mdłe odbicie. Jednak zauważyłem coś jeszcze. A właściwie to nie zauważyłem, a czegoś mi brakowało. W szybie nie widać było Edwarda.
Spojrzałem na wyglądającego przez okno pasażera i zauważyłem, że jego twarz nie odbija się również w lusterku.
Do głowy wpadła mi myśl, że popełniłem błąd wpuszczając nieznajomego do samochodu.
Jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu. To z pewnością była jakaś iluzja, pod innym kątem na pewno zobaczyłbym odbicie…
A przynajmniej tak sobie wmawiałem.
Sympathy for the Devil się skończyło. W radiu zaczęła grać kolejna piosenka, a ja starałem się skupić na melodii dobiegającej z głośników, zamiast myśleć o braku odbicia pasażera.
Tylko, że to nic nie zmieniało.
Dalej nie mogłem dostrzec w szybie twarzy innej od mojej.
Uznałem, że umysł musi mi płatać figle, czułem, że jednak powinienem to sprawdzić.
Nacisnąłem hamulec, samochód zatrzymał się z piskiem opon.
– Coś się stało? – zapytał Edward.
– Nie, nic się nie stało. Chcę tylko zobaczyć czy nie zapomniałem czegoś wziąć od rodziców.
Otworzyłem osłonkę z lustrem, w której trzymałem różne kartki – głównie notatki do siebie samego. Jednak kiedy rozchyliłem osłonę szeroko, nie odnalazłem odbicia twarzy Edwarda.
Serce, podskoczyło mi do gardła.
Siedziałem przez chwilę oniemiały spoglądając przez przednią szybę.
– Nie jedziemy dalej? – zapytał pasażer.
– W lustrze nie widać twojego odbicia.
Spojrzałem na Edwarda, który wydawał się jeszcze bielszy, niż na początku.
– To niemożliwe. Jedźmy dalej.
– Udowodnij, że masz odbicie w lustrze.
– Nie będę niczego udowadniać. Jedziemy dalej.
– To mój samochód. Wysiadaj, z tobą się nigdzie nie ruszam.
Nie nacisnąłem pedału gazu, czekając na odpowiedź ze strony pasażera. Chwilę później poczułem ból… Obcy mężczyzna zatopił zęby w moim przedramieniu.
– Co ty robisz?! – wykrzyknąłem machając ręką, przytrzymywaną nie tylko przez zęby nieznajomego, ale również jego silne ręce.
– Jedziemy! – powiedział odsłaniając twarz brudną od krwi.
Sięgnąłem lewą ręką ku drzwiom samochodu i je otworzyłem. Spróbowałem wykonać krok, jednak Edward ciągnął mnie do wnętrza pojazdu. Jego ostre pazury wpijały mi się w skórę.
Spróbowałem wykonać krok do przodu, jednak wtedy nieznajomy zebrał wszystkie siły i rzucił mną o siedzenie. Upadłem, uderzyłem potylicą w zagłówek siedzenia. Poczułem się, jakbym miał zemdleć, ale dalej widziałem wszystko wyraźnie. Edward spoliczkował mnie i powiedział, abym jechał dalej. Kopnąłem go w brzuch.
Nieznajomy uniósł pięść i uderzył mnie w podbródek. Gdybym nie wykonał uniku, najprawdopodobniej skończyłbym ze złamanym nosem. Jednak tak silny cios wystarczył, abym bezwładnie zwalił się na siedzenie. Trzymając się za piekące z bólu miejsce uderzenia, powiedziałem:
– Stop! Nie chcę żadnych kłopotów!
– Trochę na to za późno – odpowiedział Edward.
– Odwiozę cię do najbliższej dużej miejscowości, na jaką natrafimy.
– Odwieziesz mnie do Warszawy.
Wiedziałem, że nic więcej nie ugram, a w walce z kimś takim nie miałem szans, dlatego odpowiedziałem:
– Zgoda.
Zamknąłem drzwi i głośno oddychając, położyłem obie ręce na kierownicy.
Samochód ruszył.
Obaj się do siebie nie odzywaliśmy. Zacząłem jechać szybciej, chcąc mieć to wszystko za sobą.
W głowie miałem tylko jedną myśl: natrafiłem na wampira. Brak odbicia w lustrze, wysysanie krwi… To nie mógł być zwykły wariat, musiałem mieć do czynienia z kimś z nie tego świata. Wydawało się to nieprawdopodobne, ale żaden inny pomysł nie przychodził mi do głowy, dlatego zapytałem:
– Czy jesteś wampirem?
Edward nie zareagował złością, spoglądając na ciemność za oknem, odpowiedział:
– Tak.
Chociaż wiedziałem, że pasażer nie zwraca w tej chwili na mnie uwagi, czułem jego spojrzenie, jakby wampir miał za chwilę się na mnie rzucić i wyssać krew ze wszystkich żył i tętnic.
Spojrzałem na ranę na ręku. Nie była głęboka, krew zdążyła już zakrzepnąć. Nie zapomniałem, jednak o zaskoczeniu i bólu, które poczułem, kiedy zęby Edwarda ugrzęzły w mojej skórze.
Miałem w kieszeni telefon, jednak nie zamierzałem go używać. Obawiałem się reakcji wampira, która mogłaby pozbawić mnie nie tylko urządzenia. Powinienem zadzwonić po pomoc, ale musiałem zrobić to w odpowiednim momencie.
Spojrzałem na deskę rozdzielczą. Wyglądało na to, że za chwilę skończy się paliwo. Powiedziałem o tym Edwardowi, na co ten odparł:
– W takim razie będę uważnie wypatrywał miejsca, w którym możemy się zaopatrzyć.
Jechaliśmy dalej, mijając kolejne drzewa i niewielkie wsie. Po kilku minutach jazdy wampir się odezwał:
– Tutaj.
Przed nami znajdował się stacja benzynowa. Podjechałem do dystrybutora.
– Wyjdziesz, zatankujesz, zapłacisz – powiedział Edward spoglądając mi w oczy. – Jeśli zajmie to dłużej niż pięć minut albo zauważę, jak wzywasz pomoc, zabiję ciebie i wszystkich świadków tego zdarzenia. Rozumiesz?
– Tak – powiedziałem połykając ślinę, która wydawała się ciąć gardło na pół.
Wyszedłem z samochodu. Wybrałem odpowiedni dystrybutor, nalałem paliwa. Czekałem. Zatankowałem do pełna. Wszedłem do sklepu. W środku nie było nikogo poza sprzedawcą.
Ostre światło jarzeniówek niemalże oślepiło mój przyzwyczajony do ciemności wzrok. Wyminąłem półki pełne jedzenia oraz napojów i zapłaciłem za paliwo.
– To wszystko?
– Jeszcze coś – szepnąłem. – Mam w samochodzie niechcianego pasażera. Groził, że mnie zabije. Mam wrócić natychmiast do auta, aby tego nie zrobił. Niech pan zadzwoni w tej chwili na policję i powie im, że zatrzymałem się na tej stacji i zmierzam w kierunku Warszawy. Dobrze?
– Ale… – Oczy sprzedawcy rozbłysły, a jego usta się szeroko otworzyły.
– Nie mam czasu na tłumaczenie. Niech pan po prostu dzwoni i przekaże policji, co powiedziałem. Do widzenia.
Wróciłem do samochodu i odjechałem.
Mijałem kolejne jednakowe drzewa i lśniące w błysku reflektora samochody. Starałem się jechać powoli, nie na tyle, aby wzbudzić podejrzenia Edwarda, ale nie przyspieszałem bez potrzeby, pomimo tego, że na drodze nie znajdowało się wiele pojazdów.
– Jak zostałeś wampirem, co? – zapytałem białego jak kreda pasażera.
– To długa historia.
– Ale nawet najdłuższe historie da się skrócić w jednym zdaniu. A przynajmniej te dobre historie.
– Ta nie jest zbyt dobra. – Głos Edwarda był apatyczny, znudzony.
– No cóż, jak nie chcesz…
– Właściwie to mógłbym coś opowiedzieć.
– W takim razie zamieniam się w słuch – powiedziawszy to, spojrzałem na lusterko i zauważyłem, że nie podąża za nami żaden radiowóz ani w ogóle żaden samochód.
– Wychowałem się w wampirycznej rodzinie. Siostra, matka, ojciec. Wszyscy byli krwiopijcami. Na obiady, zamiast do restauracji, wychodziliśmy na polowania. Porywaliśmy ludzi, a następnie spijaliśmy z nich krew. Część zdobyczy trzymaliśmy zabezpieczoną w oczekiwaniu na… gorsze czasy.
– Gorsze czasy? Jak długo możecie wytrzymać bez krwi? – zapytałem, czując, że Edward odpowie: „Niewiele”, po czym ocali swoje życie za cenę mojego.
– Wbrew pozorom, całkiem sporo. Nawet do roku. Oczywiście kilka miesięcy bez dostępu do krwi może zamienić życie w piekło, ale da się wytrzymać. Musiałem kilka razy powstrzymać się od picia na tak długi okres.
– A kiedy ostatnio…?
– Niedawno. W dużych miastach mamy omówione miejsca spotkań, w których trzymamy zapasy. Takie bazy. Właśnie zmierzam do jednej z nich.
– Skąd macie krew? Z polowań?
– Część tak. Część kradniemy ze szpitali. Dobra krew nie może się zmarnować.
Pomyślałem, że dobra krew by się nie zmarnowała, bo mogłaby ocalić komuś życie. Z drugiej strony…
– To całkiem zabawne – powiedziałem z lekkim uśmiechem. – Krew ze szpitala służy do ratowania życia. Może nie ocaliła kogoś rannego po wypadku, ale w zamian pomogła żyć tobie.
– Racja.
Spojrzałem w lusterko. Dalej pusto.
– Nie chcę ci zrobić krzywdy – powiedział Edward, a na jego mdłej, apatycznej twarzy pojawił się smutek. – Jesteś dobrym człowiekiem, widzę to. Po prostu odwieź mnie na miejsce, a wszystko skończy się dobrze – i dla mnie, i dla ciebie.
Nic na to nie odpowiedziałem, skupiając się na drodze.
Spojrzałem ponownie w lusterko, dalej nie jechał za nami żaden samochód. Jednak kiedy odwróciłem spojrzenie, zauważyłem, że tuż przed nami stoi radiowóz, a policja macha, abyśmy się zatrzymali.
– Jedź dalej – mruknął Edward.
– Będą nas ścigać – powiedziałem, po czym nacisnąłem hamulec.
Młody, na oko nie więcej niż trzydziestoletni policjant, podszedł do szyby. Zastukał w szkło, otworzyłem okno.
Wiedziałem na co się zanosi.
Jego partnerka – niska kobieta z blond włosami spiętymi w kok stała przy szybie pasażera.
Policjant wyciągnął pistolet i wycelował w Edwarda.
– Wyjdź z samochodu z rękami uniesionymi do góry!
Wampir nie protestował, otworzył drzwi i wyszedł. Był otoczony przez dwóch stróżów prawa. Jednak jego spojrzenie dalej było tak samo mdłe, jak wcześniej. Nie wyglądał na przerażonego. Wyglądał na znudzonego, jakby przeżył to wcześniej milion razy.
Nacisnąłem pedał gazu. W tym samym momencie Edward rzucił się na policjanta. Chwycił go za obie ręce, a trzymany przez wampira mężczyzna wystrzelił. Kula poleciała na beton i rykoszetem trafiła w oponę samochodu.
Zatrzymałem się. Nie zdążyłem jeszcze nawet osiągnąć prędkości, która wyrwałaby mnie z siedzenia i rzuciła o przednią szybę. Siedziałem wpatrzony w odbicie. Szeroko otwarte oczy wyrażały zdziwienie, musiałem jednak zareagować jak najszybciej. Otworzyłem drzwi i wyszedłem. Obejrzałem się, aby sprawdzić stan stróżów prawa. Policjantka jeszcze walczyła, jednak policjant leżał nieruchomo w kałuży krwi.
Pobiegłem przed siebie. Dlaczego musieli zatrzymać nas tuż przed lasem? Żadnych domów, żadnych ludzi, jedynie pnące się ku niebu sosny. Wyjąłem z kieszeni telefon, aby cokolwiek widzieć w tych ciemnościach, jednak niewiele to pomogło. Nie byłem pewien, ile kilometrów mam do najbliższej miejscowości, mogłem jedynie biec, licząc na szczęście.
Nie minął mnie żaden samochód. Byłem sam.
Biegłem dalej. Jezdnia na tym odcinku była podziurawiona niczym ser ementaler, dlatego pokonywanie kolejnych metrów stało się jeszcze trudniejsze.
Las, położony na wzniesieniu, znajdował się za wysoko, abym mógł się do niego wspiąć. Rozważałem opcję wejścia tam, ale nawet jeśli dałbym radę, to i tak spędziłbym na tym zbyt wiele czasu.
Odwróciłem się. Miałem wrażenie, że zauważyłem tam Edwarda z powiewającym płaszczem.
Zrobiłem kilka następnych kroków i padłem na ziemię, wycieńczony. Oddychałem głośno i szybko, próbując złapać każdą cząstkę powietrza. Chciało mi się pić.
Obejrzałem się. Chyba coś się zbliżało… Nagle ciemność przeciął ludzki kształt, a przede mną stanął Edward.
Jego cała twarz pokryta była krwią, wyglądał jak dziecko brudne od łapczywego jedzenia czekolady.
– Wezwałeś policję! – powiedział. – A myślałem, że się dogadaliśmy!
– Nic nie wezwałem! – powiedziałem wstając z ziemi. – To drogówka!
– Dlaczego drogówka chciałaby mnie zatrzymać? – Edward się roześmiał. Krew rozweseliła go i zmieniła apatyczne oblicze. – Myślisz, że na czole wytatuowane mam „wampir”?
– Weź mój samochód – powiedziałem powstrzymując się od płaczu. – Weź mój samochód i sam pojedź do Warszawy. Powiem, że mnie pobiłeś i nic nie pamiętam. Nikt się nie dowie, że to ty zrobiłeś!
– Nie! – Wampir zrobił krok do przodu. Jego pierś była wyprostowana, jakby był dumny z tego, co zrobił. – Czas na sprawiedliwość!
Edward uderzył mnie w nos, poczułem ból i spływającą krew. Siła ciosu zwaliła mnie na ziemię, słyszałem tylko dzwonienie w uszach i czułem słono-metaliczny posmak w ustach.
– I co teraz? – powiedział wampir, po czym uderzył mnie w brzuch.
Ból był obezwładniający, poczułem, jakby całe życie ze mnie uszło, a ja już przechodziłem na tamten świat.
Kolejny kopniak bolał już mniej, jakbym się do tego przyzwyczaił. Mimo to myślałem, że jestem już na granicy tego, co mogę wytrzymać, że zaraz zemdleję albo umrę.
I wtedy zobaczyłem światło. Nie, nie było to światło normalnego samochodu. Niebieski kogut policyjny rozświetlił noc. Kobieta w mundurze – ta sama, która zatrzymała nas wcześniej, wyszła z radiowozu krzycząc do wampira, aby się poddał.
Jednak Edward nie był typem osoby, która się poddawała. Rzucił się w kierunku policjantki, ale nie zdążył wykonać ciosu, postrzelony w klatkę piersiową.
Chwilę później zjawiła się karetka, a ja myślałem tylko o tym, jakie szczęście miałem, że wczoraj nie zatankowałem do pełna.
Podobało mi się, lubię takie klimaty. Jednak mimo tego, że to krótka historia to zakończenie pozostawiło u mnie lekki niedosyt.
wisny
Dzięki za komentarz i opinię, Wisny! Czy mógłbyś może rozwinąć co sprawiło, że zakończenie pozostawiło u ciebie niedosyt?
All in all, it was all just bricks in the wall
Właściwe zakończenie faktycznie jest przyspieszone i skrótowe – budujesz historię przez 15 000 znaków, zamykasz w czterech linijkach streszczenia, co się stało. Brakuje emocji bohaterów w momencie zastrzelenia wampira, jego reakcji – ktoś tak arogancki, pewny siebie i nie poddający się musiał mieć przed śmiercią moment szoku, że żałosne ludzkie istoty go załatwiły, i fajnie by to było choćby skrótowo opisać.
Generalnie ten tekst cierpi na częstą chorobę opowiadań dość z początków karier autorów (been there, done that), a mianowicie – w większym stopniu jest streszczeniem pewnego pomysłu na opowiadanie niż opowiadaniem w formie gotowej. Chwilami starasz się budować nastrój, ale nie zawsze i zdarza ci się (jak w końcówce) popadać właśnie w takie krótkie opowiedzenie, co się stało, przez co gubi się nastrój. A taki tekst – o fabule i formule wielokrotnie już ogrywanej (o czym wiesz, bo aluzjami do wampirycznej mniej lub bardziej klasyki pogrywasz) – będzie odróżniał się od innych albo formą, albo kreacją postaci, albo klimatem.
U ciebie, w tym tekście, chyba rozbudować klimat i nastrój byłoby najłatwiej. Może warto byłoby spróbować udramatyzować niektóre sceny (jak moment, kiedy narrator odkrywa, że Edward nie ma odbicia). Może spróbować skupić się na emocjach narratora – najpierw niedowierzaniu, potem może złości na samego siebie (”bądź racjonalny, co za bzdury ci się zwidują?!), potem strachu, prób ocalenia życia przez rozmowę… Na razie masz mało, po prawdzie, angażujący opis wydarzeń, ale materiał jest na naprawdę fajny tekst i jest nad czym pracować.
ninedin.home.blog
Myślę podobnie jak @ninedin. Te aluzje do klasyki bardzo mi się spodobały.
wisny
Dobry vieczór,
Czytało się OK, ale mam wrażenie, że to bardzo mocno wszystko naszkicowane, a miejscami tylko dałeś grubszą kreskę, dostarczając nam wiedzy gdy wampir robi się wylewny. Opowiadanie się urywa, a ja właściwie nie zdążyłem się tu niczym specjalnie przejąć, pewnie także dlatego, że wampirze historie nigdy specjalnie mnie nie ekscytowały.
Wyszedłem z samochodu. Wybrałem odpowiedni dystrybutor, nalałem paliwa. Czekałem. Zatankowałem do pełna. Wszedłem do sklepu. W środku nie było nikogo poza sprzedawcą. – takie zagęszczenie krótkich zdań, jedno po drugim, unikałbym, bo to bardzo nie brzmi. Na pewno umiesz napisac to ładniej :D
Dzięki za wszystkie komentarze!
Ninedin
Chciałem napisać coś w miarę dynamicznego, co się szybko czyta, ale rozumiem, że momentami zabrakło mi skupienia się na szczegółach.
Wisny
Uwagi podobne, więc widzę, że coś jest na rzeczy. Faktycznie finał wyszedł mi trochę skrótowy.
Łosiot
Wydawało mi się, że rozbudowanie niektórych scen jedynie znudzi czytelnika, tym bardziej, że pomysł do wybitnych nie należy i wolałem postawić na szybką akcję, ale widzę, że ma to swoje minusy. Dzięki za opinię.
Wyszedłem z samochodu. Wybrałem odpowiedni dystrybutor, nalałem paliwa. Czekałem. Zatankowałem do pełna. Wszedłem do sklepu. W środku nie było nikogo poza sprzedawcą. – takie zagęszczenie krótkich zdań, jedno po drugim, unikałbym, bo to bardzo nie brzmi. Na pewno umiesz napisac to ładniej :D
No nie wiem, ja w miarę lubię, gdy autor pisze takie krótkie zdania od czasu do czasu. Dodaje to dynamiki i, w tym przypadku, pokazuje jak machinalnie bohater wykonuje czynność, którą wykonywał już wcześniej tysiące razy. Ale każdy ma swój gust.
Pozdrawiam!
All in all, it was all just bricks in the wall
Cóż, nie porwało. Brakło nastroju i zajmującego przedstawienia sprawy. Obecność wampira i krew w finale to jeszcze nie horror. Zgadzam się z wcześniej komentującymi, że to bardziej szkic niż budzące ciekawość opowiadanie.
Wykonanie mogłoby być lepsze.
Światło reflektorów samochodowych oświetliło kogoś stojącego przed samochodem. → Brzmi to fatalnie.
Proponuję: W świetle reflektorów zobaczyłem kogoś stojącego na poboczu.
Jednak przy prędkości, z którą się poruszałem, udało mi zauważyć, że… → Co to znaczy udało mi zauważyć?
Proponuję: Jednak przy tej prędkości udało mi się zauważyć, że…
– Tak! Jak najbardziej! – powiedział obcy mężczyzna… → Zbędne dopowiedzenie – wszak wiadomo, że to nikt znajomy kierowcy.
Obcy mężczyzna usiadł obok mnie i zapiął pasy. → Jak wyżej. Ile pasów zapiął?
Miał nadzwyczaj bladą skórę, jakby nigdy nie wychodził z domu. Pokryta była ona licznymi zmarszczkami, wyglądającymi na przykryte przez grube warstwy makijażu. Włosy miał siwe i spięte w kok, czarne oczy i brwi kontrastowały z bielą jego skóry. → Powtórzenia. Zbędne zaimki.
– Nietypowa pora na podróż. → Co to znaczy nietypowa? Mnóstwo ludzi jeździ nocą.
– Ja w nocy wolę spać. – Zaśmiałem się. → – Ja w nocy wolę spać – zaśmiałem się.
Sugeruję powtórną lekturę poradnika jak zapisywać dialogi.
W radiu zaczęła grać kolejna piosenka… → Czy piosenka może grać?
…abym bezwiednie zwalił się na siedzenie. → …abym bezwładnie zwalił się na siedzenie.
Sprawdź znaczenie słów bezwiednie i mimowolnie.
Oboje się do siebie nie odzywaliśmy. → Piszesz o dwóch mężczyznach, więc: Obaj się do siebie nie odzywaliśmy.
Oboje to mężczyzna i kobieta.
Ostre światło dobiegające z jarzeniówek niemalże oślepiło… → A może zwyczajnie: Ostre światło jarzeniówek niemalże oślepiło…
…policja macha nam, abyśmy się zatrzymali. → …a policja macha, abyśmy się zatrzymali.
Nie wyglądał na przerażonego. Wyglądał na znudzonego… → Czy to celowe powtórzenie?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki za komentarz i łapankę Regulatorzy!
All in all, it was all just bricks in the wall
Ciekawe, ale dialogi zostawiają pewien niedosyt:
– Hmm. Patryk. Ładne imię. Jeden z moich znajomych nazywa się tak samo.
Powyżej aż się prosi o coś mrocznego i niedostosowanego społecznie.
– To niemożliwe. Jedźmy dalej.
– Udowodnij, że masz odbicie w lustrze.
– Nie będę niczego udowadniać. Jedziemy dalej.
– To mój samochód. Wysiadaj, z tobą się nigdzie nie ruszam.
Powyżej przepychanka bez emocji i klimatu.
– Jak zostałeś wampirem, co? – zapytałem białego jak kreda pasażera.
– To długa historia.
– Ale nawet najdłuższe historie da się skrócić w jednym zdaniu. A przynajmniej te dobre historie.
– Ta nie jest zbyt dobra. – Głos Edwarda był apatyczny, znudzony.
– No cóż, jak nie chcesz…
– Właściwie to mógłbym coś opowiedzieć.
Nie kupuję tego tak do końca, rozumiem, że jest zblazowany, ale w efekcie nie dowiaduję się niczego ciekawego.
– Wychowałem się w wampirycznej rodzinie. Siostra, matka, ojciec. Wszyscy byli krwiopijcami. Na obiady, zamiast do restauracji, wychodziliśmy na polowania. Porywaliśmy ludzi, a następnie spijaliśmy z nich krew. Część zdobyczy trzymaliśmy zabezpieczoną w oczekiwaniu na… gorsze czasy.
J.w.
Podoba mi się motyw, że nie widać odbicia – fajnie by było tak to rozciągnąć, że pojawiają się kolejne wątpliwości, ale nie takie oczywiste, dopiero po chwili smoking gun. Wtedy mamy stopniowanie grozy.
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Dzięki za komentarz i opinię, GreasySmooth!
All in all, it was all just bricks in the wall
W sumie po ugryzieniu przez wampira kierowca powinien stać się wampirem.Podobał mi się pomysł i cała historia, ale zgadzam się z przedpiścami, że końcówka trochę rozczarowuje.
Reasumując nie jest źle, ale oczekiwania były większe;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dzięki za komentarz, Ambush!
W sumie po ugryzieniu przez wampira kierowca powinien stać się wampirem.
Przemiana mogła zacząć się później, opowiadanie kończy się dość szybko po ugryzieniu, więc nie widać natychmiastowych efektów.
Pozdrawiam!
All in all, it was all just bricks in the wall