- Opowiadanie: JPolsky - Wieczorna opowieść

Wieczorna opowieść

Cześć,

 

Nie ma co się poddawać i trzeba coś napisać od czasu do czasu. Krótkie opowiadanie, będące ukłonem w stronę klasycznego grozy, ale jako zabawa konwencją, formą i sposobem narracji. Z góry dziękuję czytającym i opiniującym oraz pozdrawiam.

 

 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wieczorna opowieść

– Witam pana bardzo serdecznie! Proszę wejść. Niezmiernie cieszę się, że jednak pan przyszedł. Tak bardzo rad jestem, iż będzie pan chciał wysłuchać tego wszystkiego, co mam do opowiedzenia. Proszę sobie spocząć wygodnie, może tutaj na tym fotelu. Kominek jest rozpalony, więc będzie ciepło i przytulnie. Hmm… zanim zacznę, to pozwolę sobie zaproponować panu coś do picia. Może herbata? Tak, poproszę służbę o gorącą herbatę dla pana. Niezwykłą, prawdziwą angielską herbatę, absolutnie najlepszą jaką może pan skosztować w tych stronach. Jak minął dzień? Rozpoznaję po twarzy, że był względnie udany i jest pan w dobrym humorze. To świetnie, gdyż uwielbiam jak ludzie są szczęśliwi. Szczęśliwy, zadowolony człowiek jest znakomitym słuchaczem. O, mamy już herbatę. Proszę się nią delektować, a ja może zacznę już to, co tak bardzo chciałem panu powiedzieć.

 

Jak widać jestem już w sędziwym wieku, więc postaram się maksymalnie skrócić moją historię tak, aby aż nadto się pan nie zanudził. Wy młodzi żyjecie szybko i lubicie konkrety, a ja stary doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Podobnie jak pan, ja również jestem życiowym optymistą, chociaż jak za chwilę będzie można się przekonać, życie nie zawsze było dla mnie łaskawe. Na wstępie proszę nie zważać na mój akcent, jednak pomimo znajomości miejscowego języka i przebywania w kraju jej królewskiej mości, nie jestem w stanie pozbyć się kontynentalnych naleciałości.

Zacznę zatem od początku, aczkolwiek z pominięciem rzeczy zupełnie nieistotnych. Urodziłem się na terenie nieistniejącego już księstwa, gdzieś daleko, za górami, za lasami środkowej Europy. Moje dzieciństwo było zupełnie zwyczajne. Żyliśmy skromnie jak większość wieśniaków w naszej okolicy, byliśmy jednak szczęśliwi. Matka i ojciec nie rozpieszczali mnie i rodzeństwa, ale dbali o to, aby żyło nam się godnie. Kiedy stałem się mężczyzną, rozpocząłem życie na własny rachunek. Przemieszczałem się po bliżej, a później nieco dalszej okolicy, wykonując szereg różnych prac zapewniających mi utrzymanie. Byłem tragarzem, stajennym, pomocnikiem cieśli, lokajem, aż w końcu na dobre zakręciłem się wokół handlu. Okazało się bowiem, że miałem smykałkę do rozstrzygania transakcji kupna-sprzedaży z dużą korzyścią i w ten sposób udawało mi się pomnażać skromne z początku zasoby pieniężne. Gdy byłem drobnym kupcem i miałem już niemałe oszczędności na koncie, spotkała mnie przygoda, która na zawsze odmieniła moje życie.

Otóż pewnego wieczoru, podczas uroczystości przypominającej coś na kształt bankietu dla lokalnych kupców, spodobała mi się piękna, aczkolwiek nieco starsza ode mnie nieznajoma. Jej uroda, wdzięk, uśmiech i gesty, działały na mnie niezwykle podniecająco. Miałem już doświadczenie z płcią przeciwną, jednak namiętność jaką poczułem do tej tajemniczej i wyróżniającej się z tłumu kobiety, była zdecydowanie silniejsza niż to, co kiedykolwiek wcześniej czułem.

Moje starania dążące do zwrócenia na siebie uwagi, z początku trochę mało wyraźne, a wręcz nieśmiałe, okazały się nad wyraz skuteczne. Dopomógł wypity alkohol i jeszcze tego samego wieczora znalazłem się z nią sam na sam, ku swojej wielkiej satysfakcji. Nasze intymne spotkanie miało jednak dziwny i nietypowy przebieg. Właściwie to niewiele szczegółów mogę powiedzieć. Nie wymieniliśmy zbyt wielu słów, gdy nadzwyczaj ładna, lecz nieco zbyt blada, jak zdążyłem zauważyć nieznajoma, zaczęła zbliżać swoje usta w kierunku moich. Namiętny pocałunek, zakończony czymś co przypominało ukłucie lub ugryzienie, był właściwie ostatnią rzeczą jaką zdołałem zapamiętać z owej nocy.

Obudziłem się na drugi dzień w pokoju gościnnym gospody, w której wraz ze znajomymi i kooperantami biesiadowałem dnia poprzedniego. Byłem na wpół nagi, głowa bolała mnie niesamowicie, wykazywałem wręcz oznaki poważniejszego przeziębienia czy choroby. Po kobiecie, którą poznałem raptem kilka godzin wcześniej nie było nawet śladu, zresztą nigdy więcej już jej nie ujrzałem. Cały dzień, zmęczony i obolały, włóczyłem się po okolicy. Dopiero, gdy po zachodzie słońca dotarłem do domu, a potem szykowałem się do snu, zauważyłem zgrubienie i zaczerwienienie na lewej stronie szyi. Szybko powiązałem ten fakt z pocałunkiem i ukłuciem, których doświadczyłem dobę wcześniej. Jak się okazało, tamten wieczór miał swoje określone konsekwencje i na zawsze zmienił już mój los.

 

– A jak smakuje panu herbata? Przyzna pan, że jest wyborna, prawda? Wrócę zatem do swojej przeszłości, którą to tak bardzo chciałem panu przybliżyć.

 

W kilka dni po opowiedzianym przed chwilą zdarzeniu, mój stan zdrowia powrócił do stanu normalnego. Po niewielkiej ranie na szyi, również nie było już prawie żadnego śladu. Okres ten był dla mnie dość pracowity i obfitował w sukcesy, dlatego nie wspominałem zbyt często owego wieczoru. Niestety jego długofalowych skutków zignorować już się nie dało.

Przypływ sił, nadzwyczajna witalność i polepszenie formy fizycznej, jakie poczułem w niedługim czasie, szły w parze z niewyjaśnioną nadpobudliwością i niepokojem ducha. Zacząłem miewać wahania nastrojów, szczególnie za dnia. Raz byłem ospały, trochę nieobecny, a innym razem przepełniała mnie niewytłumaczalna energia i agresja. Wieczorami oraz w nocy bywałem szczególnie niespokojny i czułem jak coś w środku we mnie wzbiera, jakaś niewyjaśniona siła popycha mnie do zrobienia czegoś niegodziwego, czegoś co mnie zaspokoi, chociaż nie bardzo jeszcze wtedy wiedziałem, co to może być. Trwało to do czasu, aż pewnego późnego wieczoru, w akcie desperacji i w przypływie szału, szukając dla siebie ratunku… zrobiłem to.

Oszalały i wykończony udręką, wybiegłem z domu na teren okolicznej wioski i zaatakowałem. Moją pierwszą w życiu ofiarą była napotkana przypadkowo dziewczyna, samotnie przemierzająca drogę na skraju wsi. Zbliżyłem się do niej, mocnym uściskiem uniemożliwiłem jakikolwiek ruch oraz zakryłem ręką usta, aby nie mogła wydać z siebie żadnych dźwięków. Nie… nie zgwałciłem jej, ale to co zrobiłem było gorsze niż gwałt. Wgryzłem się w jej gładką szyję, docierając prosto do tętnicy, po czym mogłem już delektować się słodką i niewinną krwią. Poczułem się zaspokojony, jednocześnie skazując tą młodą osobę na tak okrutny los.

 

– Patrzy pan na mnie z niedowierzaniem i trochę z politowaniem. Myśli pan, że opowiadam bajkę, że chcę tylko rozbawić, ale żart mi nie wychodzi, prawda? Nie, ja nie kłamie młody człowieku. Proszę dać mi szansę i posłuchać dalej, a przekona się pan, że wszystko co mówię to szczera prawda. Jeszcze chwilę cierpliwości.

 

Od tamtej pory już nic nie było takie jak wcześniej, a moje napiętnowane zbrodnią życie, z konieczności stało się samotne. Za dnia odpoczywałem, unikając słońca, które jak się okazało nie najlepiej wpływało na mój stan zdrowia i samopoczucie. Życie towarzyskie oraz interesy, które nawiasem mówiąc całkiem nieźle mi szły, prowadziłem głównie po zmroku. Raz na jakiś czas, kiedy czułem, że opadam z sił i słabnę, zażywałem swojego narkotyku w postaci świeżej i najlepiej młodej krwi. Wtedy to znajdowałem ofiarę w jakimś odludnym miejscu, lub celowo zwabiałem ją do siebie, aby móc zaspokoić swoją żądzę. Zauważyłem również, iż czas obchodził się ze mną zdecydowanie łagodniej niż z innymi ludźmi, dlatego starzałem się wolno, długo zachowując młodzieńczą krzepkość i witalność.

Niestety dar, a raczej piętno, którym zostałem naznaczony, trzeba umiejętnie przekazywać, czego ja nigdy nie byłem w stanie się nauczyć. A może też nie każdy obdarowany jest w stanie przekazać go dalej. Ofiary moich niecnych postępków najczęściej konały w męczarniach, lub zapadały na zdrowiu, co nie uszło uwadze miejscowej ludności. Zaczęła się nagonka, a z czasem coraz szerszy zakres obejmowały poszukiwania lokalnego zbrodniarza i konesera ludzkiej krwi. W konsekwencji zmuszony zostałem do nieustannej tułaczki, w czym pomagał gromadzony przez lata udanych biznesów, niemały majątek. Przemierzałem całą Europę, zatrzymując się to tu, to tam, pozostając w jednym miejscu nie dłużej niż kilka lat. Wszak zmieniając otoczenie oraz tożsamość, potrzebowałem oczywiście kolejnych, nowych ofiar, a to po jakimś czasie zawsze wzmagało zainteresowanie moją osobą u lokalnej społeczności. Schemat ten powtarza się co jakiś czas, aż do dnia dzisiejszego, kiedy przebywam tu z panem w południowej Anglii.

 

– Zresztą na pewno słyszał pan już o efektach mojej mrocznej działalności na tutejszej ziemi, prawda? Co, czyżbym pana przeraził? Czy zrozumiał pan, że to jednak nie są żarty i mówię prawdę? Tak, pan się boi. Pan jest zdenerwowany. Warga panu drga, a dłonie wbiły się głęboko w oparcie fotela. Chciałby pan opuścić to miejsce, ale nie może pan wstać. Czuje się pan senny oraz ociężały. To pewnie środki nasenne zaczęły już działać. Mówiłem panu, że to nie jest taka zwykła herbata…

 

*

 

Starszy, ubrany na czarno człowiek, uśmiechnął się szeroko, ukazując mi zestaw białych zębów, z których oba górne kły miały nienaturalną długość. Była to ostatnia scena, jaką zapamiętałem z tamtego wieczoru. Chociaż od tych wydarzeń minęły już dziesiątki lat, wciąż przypominam je sobie co jakiś czas, zastanawiając się, dlaczego to akurat ja zostałem wybrany przez los na tak zwanego „upiora ciemności”, którego ludzie zwykli nazywać „wampirem”. Tyle ofiar za mną, tyle śmierci jeszcze przede mną, a wszystko po to, aby nasz gatunek przetrwał.

No ale cóż, słyszę już stukanie do drzwi. To chyba mój gość właśnie przybył.

 

– Witam pana bardzo serdecznie! Proszę wejść. Niezmiernie cieszę się, że jednak pan przyszedł. Tak bardzo rad jestem, iż będzie pan chciał wysłuchać tego wszystkiego co mam do opowiedzenia…

 

**

 

Skończyłem streszczać moją historię i oczekiwałem znanego już scenariusza ostatniego aktu wieczoru. Wtedy jednak sprawy przybrały dość nieoczekiwany obrót. Młody człowiek, którego zaprosiłem do siebie z myślą o kolejnym łupie, wcale nie był zdenerwowany i przerażony, a wręcz ze stoickim spokojem przyglądał mi się wnikliwie. Nie był też unieruchomiony oraz senny, a kiedy dostrzegł zdziwienie w moich rysach twarzy, wstał i demonstracyjnie wylał na dywan herbatę, którą wcześniej mu podałem. Przez cały czas tylko udawał, że ją popijał, czym w prosty sposób mnie oszukał. Zirytowałem się, co zostało spowodowane świadomością, iż zostałem zdemaskowany.

Słuchacz przedstawił mi się i powiedział, że jest inspektorem Scotland Yardu, po czym wyciągnął pistolet. Tym razem to ja nie mogłem powstrzymać nerwów i wykonałem zbyt kompulsywny ruch, zmuszając mężczyznę do wystrzału. Upadłem na podłogę, a mój gość wyjął z kieszeni osinowy kołek i zaczął wbijać mi go prosto w serce. Ach nie! Przecież ja nie mam serca! Wbijał mi go w to miejsce, gdzie ludzie robią to, aby zabić i pozbyć się nas, wampirów. Teraz, kiedy konam, tak sobie myślę, że może dobrze się stało. Jestem już tym wszystkim mocno zmęczony i wreszcie będę mógł odpocząć…

 

***

 

Nagrywaliśmy końcową scenę filmu i kiedy padł ostatni klaps, reżyser nawet nie ukrywał swojego niezadowolenia. Po przemyśleniu sprawy stwierdził, że niektóre fragmenty scenariusza są do dupy, a ludzie tego nie kupią i należy dokonać zmian. Sporo czasu i pieniędzy poszło na marne. Wydawało mi się, że wszystko idzie w prawidłowym kierunku, ale jak się okazuje, nie jest łatwo zrobić dobry film o wampirach. Wkurzony zabrałem się stamtąd jak najszybciej i postanowiłem wrócić do domu, żeby od razu przysiąść do maszynopisu, w celu dokonania korekt. Pomyślałem, że po drodze wpadnę na chwilę do kumpla, który niedawno wprowadził się do nowego domu w okolicy.

Właściwie to nie znam gościa zbyt dobrze, ale jest z branży i w ostatnio całkiem nieźle nam się rozmawia. Zapukałem do drzwi, a kolega przywitał mnie serdecznie już na samym progu, po czym zaprosił do środka. Jest dzisiaj trochę chłodno i wietrznie, więc zrobiło się miło, gdy zaproponował gorącą herbatę. Naprawdę spoko z niego koleś, tylko ma trochę niedzisiejsze maniery i dziwnie kredowobiałą twarz, jakby unikał słońca przez całe życie. Mówi, że chce mi opowiedzieć na szybko jakąś historię. „Umieram” z ciekawości…

 

Koniec

Komentarze

Cześć JPolsky.

Wspaniale, że postanowiłeś jako X osoba na świecie napisać opowieść o „Niemożliwych do przewidzenia, ale jakże radosnych smaczkach młodego człowieka”.

Tak na przyszłość: Zanim to opublikujesz, spróbuj sam lub w towarzystwie super oczytanego prawdziwego redaktora, popracować nad: składnią, zaimkozą, powyrzucać wyświechtane zwroty – patrz „1 mln” (stać cię na lepsze, b. oryginalne), często zaglądać do synonimów, please.

Treść, akcja, bohaterowie są twoje i nie mogę tego podpowiadać. Ogólnie są sensowne i takie jak być powinny – O.K. Twoja decyzja = twój sukces! Poniżej – to, co wg mnie mogłoby być ciut inne, ale to twoja decyzja.

 

Podpowiedzi – na bieżąco razem z akcją – czasem mogę się mylić, nie znając, co potem – wybacz:

1 akapit – lekko rozwlekle w aż w 4 zdaniach to samo o powitaniu.

Wy młodzi żyjecie szybko i lubicie konkrety, a ja stary doskonale zdaje sobie sprawę. /z czego? + układ zdania/

Stałem się mężczyzną i wchodziłem w wiek dorosły – to samo 2 razy.

Po bliżej i dalszej okolicy – mało odkrywcze.

W oko wpadła mi – 1 mln razy już użyte – synonimy 100 razy do opowiadania wprowadzaj.

Wykonywane ruchy, działały na mnie – czy ona jest automatem, czy mniamm kobietą – proszę delikatniej o takiej „zdobyczy”.

Wyróżniającej się z tłumu – opuszczasz nastrój On – Ona.

Starania niesforne??? – skończyłeś już lat…?

Tak, teraz zacznie się ciekawsza, tragiczna część mojej historii – taki komentarz mało potrzebny, zakłóca akcję i nastrój.

…mój stan zdrowia zaczął się poprawiać i powrócił do stanu normalnego – ?? Nie było wcześniej, że zdrówko siadło – ukłucie to nie 'stan zdrowia aż tak do poprawy…?

Na okoliczną wioskę – raczej błąd.

Przemierzająca drogę – 1 mln.

Wgryzłem się w jej gładką szyję, docierając prosto do tętnicy, po czym mogłem już delektować się słodką i niewinną krwią – spróbuj mniej 'kawa na ławę', please.

Młoda dziewczyna czy dziecko?

Ofiary moich niecnych postępków najczęściej konały w męczarniach lub zapadały na zdrowiu – nie popisywał się w opisach krwiożerczych PRZECIEŻ, aż tu 'konały w męczarniach. Coś, co ma się okazać, później należy wcześniej 'podpowiedzieć' zakochanemu we krwi czytelnikowi!

Co nie uszło uwadze miejscowej ludności – zbyt łatwiutko ustawiłeś detektywistyczne zdolności ludności.

Lubieżnika i konesera ludzkiej krwi – nie spotkałem jeszcze LUBIEŻNIKA – konesera krwi, a szkoda!

Do emigracji i wiecznej tułaczki – 'emigracji' w tym kontekście, autorze – przed użyciem słów, zajrzyj do Wiki, please, bo zaczyna się robić mało profesjonalnie!

Na mojej bladej twarzy pojawiła się łatwo dostrzegalna irytacja – jeśli łatwo dostrzegalna, to On już wiedział, że coś tu nie jest tak…? Prowadź akcję bez (niestety) takich „zręcznych” dostrzegalności, proszę.

Jesteśmy wszyscy sobie równi, zatem to, co uważasz – przyjmij i… miłego pisania.

Pozdrawiam

LabinnaH

 

Zaczęło się niezbyt spektakularnie, ale zachęcająco, ale gdzieś po 30 sekundach można się domyślić, że narrator jest wampirem i ta cała historia jego życia nieco sie dłuży. Czekałam niecierpliwie aż w końcu dziabnie tę swoją ofiarę – i tu ciekawy zabieg ze zmianą perspektywy na punkt widzenia ofiary… która z kolei staje się kolejnym wampirem… I tu jak dla mnie możnaby to opowiadanie skończyć. Nie byłoby szczególnie odkrywcze ani powalająco oryginalne, ale takie ciekawe zamknięcie dawałoby mu “to coś”.

Kolejny fragment z inspektorem taki raczej sztampowy, ale w porządku. Niestety to, co dzieje się dalej już się trochę sypie.

Na jakim planie filmowym nagle się znaleźliśmy? Czy dobrze rozumiem, że wszystko to, co do tej pory, to był film? Jak dla mnie to jest zabieg z cyklu “I wtedy się obudził”, za którym nie przepadam, bo w takim razie nic, co przeczytałam dotychczas, tak naprawde się nie wydarzyło. Chyba, że źle rozumiem… Ale ok, mamy nowego narratora, który ma się stać kolejną ofiarą…

I teraz przedostatni fragment. Znowu zabieg „to jednak było tylko opowiadanie” i znowu zmienia nam się narrator. Trochę za dużo się tego robi. No i do tego końcówka, niby od wydawcy. Tylko, że to kompletnie nie ma sensu, bo sugeruje, że ten przedostatni fragment został zapisany przez narratora-pisarza. A przecież chyba nie notował własnych myśli i słów, kiedy był atakowany przez wampira?

Summa summarum, widzę ciekawy pomysł na przełamanie schematu i zabawę z konwencją, ale trochę przekombinowane i niedopracowane. 

Chyba, że ja tu czegoś kompletnie nie zrozumiałam ????

Językowo nie bezbłędnie, ale całkiem sprawnie, dobrze się czytało. A teraz trochę łapanki:

absolutnie najlepszą jaką może pan skosztować w tych stronach

Jakiej może pan skosztować.

Rozpoznaję po twarzy

Po wyrazie twarzy.

Wy młodzi żyjecie szybko i lubicie konkrety, a ja stary doskonale zdaje sobie sprawę.

Zdaje sobie sprawę z czego?

nie jestem wstanie

Zjadło spację: nie jestem w stanie.

Kiedy stałem się mężczyzną i wchodziłem w wiek dorosły

Dwa razy to samo, w dodatku jedno dokonane, a drugie niedokonane.

 

po bliżej i dalszej okolicy

Bliższej.

dotarłem do miejsca swojego stałego zamieszkania

Po niewielkiej ranie na szyi, również nie było już prawie żadnego śladu.

Niepotrzebny przecinek. Było więcej nadmiarowych i brakujących przecinków, ale nie jestem ekspertem.

 

owocny w sukcesy

Troszkę masło maślane.

 

niepokojem mego ducha.

miewać zmienne stany nastrojów,

Zmienne nastroje albo wahania nastrojów.

 

Zacząłem miewać zmienne stany nastrojów, szczególnie za dnia. Raz byłem ospały, trochę nieobecny, a innym razem wzbierała się we mnie niewytłumaczalna energia i agresja. Zwłaszcza wieczorami oraz w nocy bywałem niespokojny i czułem jak coś w środku we mnie wzbiera

Najpierw mówisz, że za szczególnie za dnia, a potem, że zwłaszcza w nocy. To w końcu jak?

 

Oszalały i wykończony swoją udręką, wybiegłem z domu na okoliczną wioskę i zaatakowałem.

Do pobliskiej wioski

 

a moje napiętnowane zbrodnią życie, z konieczności stało się samotne.

Z konieczności? Dlaczego?

 

Wtedy to znajdowałem swoją ofiarę

 

aby móc zaspokoić swoją rządzę

żądzę

a z czasem coraz szerszy zakres obejmowały poszukiwania lokalnego zbrodniarza, lubieżnika i konesera ludzkiej krwi.

Czemu lubieżnika? Nic powyżej nie sugeruje, że jego zachowanie było w jakikolwiek sposób lubieżne. Zbrodnicze, owszem.

Wszak zmieniając otoczenie oraz idącą z tym w parze tożsamość, potrzebowałem oczywiście kolejnych, nowych ofiar, a to po jakimś czasie zawsze wzmagało zainteresowanie moją osobą u lokalnej społeczności.

Idącą z czym w parze? może lepiej "zmieniając otoczenie i tożsamość". Z kolei dalsza część zdania nie wynika z pierwszej: potrzeba kolejnych ofiar nie wynika ze zmiany otoczenia, raczej na odwrót.

a to wszystko w celu kontynuowania odwiecznej, zbrodniczej misji.

Jakiej misji? Nic w tekście ani dotąd, ani później, nie sugeruje, że wampiry mają „misję”. Raczej są po prostu głodne.

więc zapytam się go

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

JPolsky, rozumiem że do tradycyjnej opowiastki o starym wampirze starałeś się wprowadzić element zaskoczenia, więc w finale jego historii pojawił się policjant uzbrojony w osinowy kołek. Jednakowoż następne zakończenia uważam za mało pomysłowe i mało prawdopodobne – który reżyser po ostatnim klapsie nagle orientuje się, że scenariusz jest do dupy i trzeba go pisać od nowa? Skoro wcześniej tego nie dostrzegł to raczej reżyser jest do dupy. Ostatnie zakończenie, kiedy to pisarz kolejny dzień bezowocnie ślęczy nad opowiadaniem i w rezultacie wychodzi na nocny spacer, równie rozczarowujące i niczym nie zaskakuje.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenie, więc lektury Wieczornej opowieści nie mogę uznać za satysfakcjonującą. :(

 

Witam Pana bar­dzo ser­decz­nie!– Witam pana bar­dzo ser­decz­nie!

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

…jed­nak Pan przy­szedł. → …jed­nak pan przy­szedł.

 

Na wstę­pie pro­szę wy­ba­czyć mi mój ak­cent… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

Moje sta­ra­nia dą­żą­ce do zwró­ce­nia na sie­bie uwagi, z po­cząt­ku tro­chę nie­sfor­ne, a wręcz nie­śmia­łe… → Czy jakiekolwiek zabiegi mogą być niesforne?

Proponuję: …z po­cząt­ku tro­chę niezgrabne/ niezręczne/ niezdarne

 

do­tar­łem do miej­sca swo­je­go sta­łe­go za­miesz­ka­nia… → A może zwyczajnie: …do­tar­łem do domu

 

Przy­zna pan, że jest na­praw­dę wy­bor­na, praw­da? → Nie brzmi to najlepiej.

Wystarczy: Przy­zna pan, że jest wy­bor­na, praw­da?

 

Okres ten był dla mnie dość pra­co­wi­ty i owoc­ny w suk­ce­sy… → Okres ten był dla mnie dość pra­co­wi­ty i obfitował w suk­ce­sy…  

 

nie wra­ca­łem czę­sto pa­mię­cią do wspo­mnień owego wie­czo­ru. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …nie wspominałem zbyt często owego wie­czo­ru.

 

innym razem wzbie­ra­ła się we mnie nie­wy­tłu­ma­czal­na ener­gia i agre­sja. Zwłasz­cza wie­czo­ra­mi oraz w nocy by­wa­łem nie­spo­koj­ny i czu­łem jak coś w środ­ku we mnie wzbie­ra… → Powtórzenie.

Proponuję w pierwszym zdaniu: …innym razem przepełniała mnie

 

…była na­po­tka­na przy­pad­ko­wo młoda dziew­czy­na… → Dziewczyna jest młoda z definicji, więc wystarczy: …była na­po­tka­na przy­pad­ko­wo dziew­czy­na

 

– Pa­trzy się pan na mnie z nie­do­wie­rza­niem→ – Pa­trzy pan na mnie z nie­do­wie­rza­niem

 

Myśli pan, że opo­wia­dam panu bajkę, że chcę pana roz­ba­wić… → Trochę dużo panów.

Proponuję: Myśli pan, że opo­wia­dam bajkę, że chcę pana roz­ba­wić

 

aby móc za­spo­ko­ić swoją rzą­dzę. → …aby móc za­spo­ko­ić swoją żą­dzę.

Sprawdź znaczenie słów rządzężądzę.

 

…sta­rza­łem się wolno, za­cho­wu­jąc mło­dzień­czą krzep­kość i wi­tal­ność na długo. → Raczej: …sta­rza­łem się wolno, długo za­cho­wu­jąc mło­dzień­czą krzep­kość i wi­tal­ność.

 

Nie­ste­ty dar, a ra­czej pięt­no, któ­rym zo­sta­łem obar­czo­ny→ Nie­ste­ty, dar, a ra­czej pięt­no, któ­rym zo­sta­łem naznaczony

 

to jed­nak nie są żarty i mówię zu­peł­ną praw­dę? → …to jed­nak nie są żarty i mówię praw­dę?

 

– Witam Pana bar­dzo ser­decz­nie! → – Witam pana bar­dzo ser­decz­nie!

 

jed­nak Pan przy­szedł. → …jed­nak pan przy­szedł.

 

Wtedy jed­nak spra­wy na­bra­ły dość nie­ocze­ki­wa­ne­go ob­ro­tu. Wtedy jed­nak spra­wy przybrały dość nie­ocze­ki­wa­ny ob­rót.

 

Upa­dłem na zie­mię… → Rzecz dzieje się w mieszkaniu, więc: Upa­dłem na podłogę

 

ma tro­chę nie­tu­tej­sze ma­nie­ry i dziw­nie kre­do­wo– białą twarz… → …ma tro­chę niedzisiejsze ma­nie­ry i dziw­nie kre­do­wobiałą twarz

 

Całe to opowiadanie jest bani… → Całe to opowiadanie jest do bani

 

za­py­tam się go, czy nie ma po­ży­czyć mi ognia. → Czy miał zamiar oddać kiedyś mężczyźnie pożyczony ogień?

Proponuję: …za­py­tam go, czy może ma ogień.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem. Zamyśliłem się, niezbyt głęboko, więc i niezbyt forsownie. Przeczytałem komentarze. Podpisuję się pod dwoma: autorstwa mindenamifaj i regulatorów.

To właśnie będąc drobnym kupcem i mając już niemałe oszczędności na koncie, spotkała mnie przygoda, która na zawsze odmieniła moje życie. ← Gdy byłem drobnym kupcem i miałem już niemałe oszczędności na koncie, spotkała mnie przygoda, która na zawsze odmieniła moje życie.

Pomysł jest, ale… Miś dołącza do opinii mindenamifaj i regulatorów.

Oj (PLUS PRZECINEK) jaki jestem wdzięczny

Na wstępie proszę wybaczyć mi mój akcent

Po diabła Ci to mi tam?

 

Baboli sporo, przecinki szwankują. Pomysł jest niezły, ale zerwałeś ciągłość. Trzeciego wampira zabija policjant, to skąd czwarty i piąty?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam,

 

Dzięki wielkie za wszystkie komentarze, te mniej i bardziej krytyczne. Szczególnie Labinna, mindenamifaj i regulatorzy, za wyciągnięcie błędów, baboli i niedoskonałości.

Interpunkcja u mnie kuleje rzeczywiście, a tego nadużywania zaimków jakoś nie mogę wyplenić. Niby człowiek wie, że to robi a i tak “swoje” hehe. Muszę też popracować nad używaniem odpowiednich słów w kontekście ich znaczenia.

Co do samego tekstu, to zdaje sobie sprawę, że dla bardziej zaawansowanych czytelników nie jest to nic odkrywczego i było, ale mnie dobrze się pisało i pomysł uważam za nienajgorszy. Końcówkę przemyślałem raz jeszcze i rzeczywiście przekombinowałem. Dlatego wywaliłem ją i poszerzyłem ostatnie akapity tzn. kontekst scenarzysty. Bo wg mnie, sama idea, że wcześniejsze sceny były wizją scenarzysty filmowego, który może zostać zjedzony przez “prawdziwego” wampira, niekoniecznie jest zła.

Poprawiłem też błędy, które mi wytknęliście i które udało mi odszukać. Nie jest idealnie, zwłaszcza z interpunkcją zapewne, ale myślę, że będzie się już lepiej czytało, jak ktoś jeszcze się odważy.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

 

Bardzo proszę, JPolsky. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne i pomocne w poprawieniu tekstu. Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

Powodzenia!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka