
Kolejne moje krótkie opowiadanie :) Proszę o opinię
Kolejne moje krótkie opowiadanie :) Proszę o opinię
" Wieczna podróż "
Podróż Melissy i Johna dłużyła się ze względu na to, że John postanowił wybrać inną trasę niż proponowała mu nawigacja. Po kilkunastu dodatkowych kilometrach i wydłużonym czasie dojazdu okazało się być to błędną decyzją. Zawsze uważał, że papierowa mapa w takich sytuacjach jest zdecydowanie lepsza – chociaż tym razem rację przyznał by żonie.
Melissa, która woli opierać się na nawigacji ( gdyż zawiera ona na bieżąco aktualizowane mapy i jak którąś drogę zamkną to poinformują o tym), zdaje się być nieobecna. John wiedział, że ta nieobecność jest spowodowana odpłynięciem w jej własny świat zmartwień. Nazywał go śmiesznie "zmarnatem". Zastanawia się pewnie jak potoczy się spotkanie z jej matką, z którą od wielu lat już się nie dogaduje. Matka Melissy zawsze była złośliwa dla Johna. On na początku starał się być dla niej miły, lecz niestety z czasem przemieniło się to w obustronne złośliwości i kłótnie – głównie o to, co dla Melissy jest dobre i o jej rozwój. Jednak Melissa wiedziała, że chodzi o wykształcenie Johna i jego pracę. Matka po prostu go nie lubiła i nie akceptowała tego, że John nigdy nie chciał niczego więcej osiągnąć. Nie poszedł na studia, nie znalazł dobrze płatnej pracy. Zajmował się tylko gospodarstwem.
Jej rodzice od zawsze mieszkali w dużym mieście i uważali, że tylko tam Melissa może się rozwijać, nigdy ale to przenigdy nie zaakceptowali jej drogi życiowej i jej wyboru. Melissa początkowo namawiała Johna – jeszcze jak był tylko jej chłopakiem – by poszedł na studia. Jednak on nie uważał by mu się to opłaciło i by cokolwiek mu to dało. Jej matka stwierdziła, że on jest "zbyt leniwy" na coś lepszego.
John i Melissa mieli niewielki teren wokół domu, więc i niewielki ogródek. On zawsze wiedział jak go zagospodarować i wyhodować dla ich dwójki na cały rok warzywa i owoce. Mieli też kury które dawały im jajka. To pozwalało im zaoszczędzić wiele pieniędzy. Naprawdę byli szczęśliwym małżeństwem z małym gospodarstwem, małym ogródkiem ale też małym stawikiem, nad który często przyjeżdżali biwakować "miastowi" którzy w zamian za skrawek ziemi na namiot czy kamper płacili Johnowi. Nie mogli narzekać na brak pieniędzy ale na wiele rzeczy ich nie było stać.
Mijali właśnie jakieś opuszczone gospodarstwo. Melissa, wyrwana z kontemplacji, wzdrygnęła się na sam widok takiego pustostanu.
– Ciekawe czemu to popada w ruinę? – zapytała
– Myślę, że pewnie przez zrezygnowanie z uczęszczania tą drogą na rzecz autostrady z której zjechaliśmy – odparł John
– Pewnie masz rację ale szkoda mi takich miejsc, mają w sobie coś magicznego… Czemu zjechaliśmy tak wcześnie z autostrady?
– Zaufaj mojej intuicji kochanie…
Droga wydawała się nie mieć końca. Nie było żadnego zjazdu ani żaden samochód ich nie mijał. Tylko droga i las który otaczał ich dookoła i robił się coraz gęstszy. Im dalej jechali, tym robiło się ciemniej i zimniej. John w głowie klął na siebie, że postanowił zjechać z autostrady. Nie mógł wyzbyć się uczucia lęku i strachu oraz tego, że coś jest nie tak. Melissa miała takie samo odczucie. Jechali przed siebie. John musiał włączyć ogrzewanie w aucie chociaż był środek lata i w tych rejonach temperatura nigdy nie spadała poniżej 20 stopni.
– Pamiętasz kochanie jak pierwszy raz zabrałem cię na przejażdżkę samochodem? – zapytał
Przez dłuższą chwilę Melissa nie odpowiadała, gdyż próbowała sobie przypomnieć kiedy to było. To sprawiło, że zaczęła rozmyślać o tym, że już tak długo są razem a nawet dzieci nie mają. Nie wie czy kiedykolwiek tak bardzo zapragnęła mieć dzieci jak w obecnej chwili.
Na początku oboje nie chcieli, a później już tylko ona. Johny naciskał ale Melissa gdzieś głęboko w głowie miała słowa matki – „on tylko przysporzy ci problemów, a dzieci z kimś takim? Nie bądź śmieszna kochanie, szybko ci się znudzi i znajdziesz odpowiedniego partnera, który da ci wspaniałe i mądre potomstwo” . Wspaniałe i mądre potomstwo oznaczało tylko jedno – pieniądze i możliwości posłania dzieci do najlepszych uczelni.
– Wydaje mi się, że to było jakieś 15 lat temu, zanim skończyłam szkołę – w końcu odpowiedziała, przerywając dręczące rozmyślanie.
– Tak. Pamiętam jak ukrywaliśmy się przed twoją matką. A pamiętasz dokąd wtedy pojechaliśmy? W sumie to była chyba nasza pierwsza randka – zaśmiał się John
– Hmmmm, chyba do sklepu po chipsy a później razem siedzieliśmy na masce twojego samochodu, jedliśmy te chipsy i rozprawialiśmy o naszej przyszłości…
Melissa poczuła ogromne ciepło w sercu wspominając tamten dzień. Pamięta, że na początku nie chciała iść z Johnem na randkę bo nie był w jej typie – jednak w końcu swoim poczuciem humoru i otwartością sprawił, że się zgodziła. Później, gdy podjechali pod sklep i on powiedział, że sam pójdzie po chipsy poczuła się zażenowana – tak, jak przy matce.
Nigdy nie pozwalała jej iść ze sobą do sklepu i kazała czekać w samochodzie. Po chwili refleksji John zaproponował by z nim poszła i to ona wybrała chipsy. Naprawdę się ucieszyła. Dał jej iskierkę radości.
Odpędzając złe myśli wysiadła z auta i poszła z nim. Wybrała wtedy największą i najdroższą paczkę chipsów, jaką kiedykolwiek obydwoje widzieli. Dla Johna było to sporym wydatkiem ale uparł się i sam zapłacił za nie.
Po zakupach pojechali kawałek za miasto na wzgórze z którego było widać całe rozgwieżdżone niebo. Melissa pamiętała, że była pod ogromnym wrażeniem intensywności kolorów gwiazd i co ciekawe – chmur, które widzieli a przecież już było ciemno.
Siedzieli na masce jego samochodu zajadając się chipsami i prowadzili żywą dyskusję o świecie, o życiu i o końcu świata. Wtedy uświadomiła sobie, że chyba to jest ten jedyny i że chce z nim zostać. Nie był ani inteligentny, ani wykształcony ani przystojny ale wiedziała, że da jej tyle miłości i bezpieczeństwa ile będzie potrzebowała.
– A pamiętasz jak cię odwiozłem co ci powiedziałem?
– Chyba coś w stylu, że na zawsze już będziemy razem…
– Tak, że zawsze będziemy razem i jesteś moim ciepłem które ogrzewa mnie w sercu.
Wtedy też pocałowali się pierwszy raz. Melissa była tak szczęśliwa i czuła się tak wyjątkowa, że popłakała się przy nim a on tylko wytarł jej łzy i odparł – „Już zawsze będziemy razem”…
– Jednostka 721 zgłoście się
– Tu jednostka 721 zgłaszam się
– Zgłoszenie wypadku. Zjazd z autostrady nr 13
– Przyjąłem, jedziemy
Gdy radiowóz dotarł na miejsce wypadku, policjanci zobaczyli rozwalony wrak samochodu, a w środku dwie osoby trzymające się razem za ręce..
Boże, co się im stało? Wygląda jakby ich zmiażdżyło.
Zobaczmy dokumenty. Kierowca to, niech tylko sięgnę po portfel. Aaa mam, to.. Johny Turner a pasażer to chyba jego żona Melissa Turner…
Przeczytałem i podobało mi się. Choć gdzieniegdzie brakuje kropki, no i dziwne było to żonglowanie czasami podczas narracji, to udało Ci się mnie zainteresować. Jedyne zastrzeżenie mam do tego, że nie jest to jednak horror, jak zasugerowałeś w kategorii. Pozdrawiam!
Dziękuję za opinie :) Błędy będę starał się poprawiać. hmmm… A na jaką kategorię najlepiej zmienić?
Podróż Melissy i Johna dłużyła się ze względu na to, że John postanowił wybrać inną trasę niż (PLUS PRZECINEK) proponowała mu nawigacja. Po kilkunastu dodatkowych kilometrach i wydłużonym czasie dojazdu okazało się
byćto błędną decyzją.
Powtórzenia.
Być zbędne.
Zawsze uważał, że papierowa mapa w takich sytuacjach jest zdecydowanie lepsza – chociaż tym razem rację przyznał by żonie.
Hmm, czy jego żona jest nawigacją? W poprzednich zdaniach wyjaśniasz, że podróż się wydłużyła, bo John nie posłuchał nawigacji, więc, skoro teraz skłonny jest przyznać rację żonie, wygląda na to, że żona jest nawigacją.
Melissa, która woli opierać się na nawigacji
Aaa, teraz wyjaśniasz, ale to już kolejny akapit i zdążyłeś czytelnika wytrąciś z rytmu. I czemu nagła zmiana czasu. Pierwszy akapit był w czasie przeszłym, a tu się nagle pojawia teraźniejszy.
Melissa, która woli opierać się na nawigacji ( gdyż zawiera
onana bieżąco aktualizowane mapy i jak którąś drogę zamkną to poinformują o tym), zdaje się być nieobecna. John wiedział, że ta nieobecność jest spowodowana odpłynięciem w jej własny świat zmartwień. Nazywał go śmiesznie "zmarnatem". Zastanawia się pewnie jak potoczy się spotkanie z jej matką, z którą od wielu lat już się nie dogaduje.
Nawigacja zawiera aktualizowane mapy – to jest ok, ale kto poinformuje o zamknięciu drogi i kto owe drogi zamyka?
Powtórzenia, które są niepotrzebnymi wyjaśnieniami: żona jest nieobecna, ta nieobecność jest spowodowana… To jest niezręczne. Gubisz podmioty, masz żonę, potem nieobecność, świat zmartwień, a na koniec chłop się zastanawia się, jak potoczy się jej spotkanie z matką. I pytanie: czyje spotkanie.
Nadużywasz zaimków i stale mieszasz czasy.
Matka Melissy zawsze była złośliwa dla Johna. On na początku starał się być dla niej miły, lecz niestety z czasem przemieniło się to w obustronne złośliwości i kłótnie – głównie o to, co dla Melissy jest dobre i o jej rozwój.
Kłótnie o czyj rozwój? Matki czy Melissy?
John i Melissa mieli niewielki teren wokół domu, więc i niewielki ogródek…
Ale tak się nie da wyżyć. Albo jesteś rolnikiem pełną gębą, albo masz ogródek dla siebie i robotę na rachunki i zakupy.
Mijali właśnie jakieś opuszczone gospodarstwo. Melissa, wyrwana z kontemplacji, wzdrygnęła się na sam widok takiego pustostanu.
– Ciekawe czemu to popada w ruinę? – zapytała
– Myślę, że pewnie przez zrezygnowanie z uczęszczania tą drogą na rzecz autostrady z której zjechaliśmy – odparł John
A co ma wspólnego opuszczone gospodarstwo z budową autostrady. Gdyby to był hotel, zajazd, restauracja to rozumiem, ale gospodarstwo?
Odpowiedź Johna jest nienaturalna. Ludzie tak nie mówią.
John musiał włączyć ogrzewanie w aucie chociaż był środek lata i w tych rejonach temperatura nigdy nie spadała poniżej 20 stopni.
Liczebniki słownie.
Myślę, że opko potrzebuje porządnej korekty. Tak pod wzgldem gramatyki i interpunkcji, jak i samej fabuły. Melissa niby kocha męża, ale na dzieci się nie zdecydowała, bo mama jej powiedziała, że może znaleźć kogoś lepszego. To kochała chłopa, czy po prostu wzięła pierwszego, który się trafił i po cichu liczyła, że może spotka kogoś lepszego?
Później, gdy podjechali pod sklep i on powiedział, że sam pójdzie po chipsy poczuła się zażenowana – tak, jak przy matce.
Nigdy nie pozwalała jej iść ze sobą do sklepu i kazała czekać w samochodzie.
Ale to była dorosła kobieta, wic czemu w ogóle jeździła z mamą na zakupy, skoro i tak siedziała w aucie? Mam wrażenie, że chcesz pokazać, że obu paniom się nie układało, ale w takim razie po cholerę w ogóle jechali do matki Melissy? I to też stawia pod znakiem zapytania miłość do Johna, bo wygląda na to, że Melissa po prostu chciała się uwolni od matki.
Zakończenia nie rozumiem. Skąd ten wypadek? Tak po prostu się zdarzył? Ale w takim razie o czym jest to opko i gdzie tu fantastyka? Może chodziło o to, że oni zginęli kiedyś, gdy się poznali. Ale ostatnim razem widzimy ich siedzących na masce i jedzących chipsy, a policjanci widzą ich w aucie. No i identyfikują Melissę jako żonę Johna, czyli zdążyli się pobrać.
Jesteś nowym użytkownikiem, więc podrzucam poradniki Drakainy i Finkli do poczytania. Zachęcam też do betowania opowiadań, o co w tym chodzi, dowiesz się tu.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Hej, dworski.
Ten tekst, mimo problemów interpunkcyjnych, podobał mi się bardziej. Czytałem z zainteresowaniem co się stanie. Niestety, dotarłem do końca i nic z tego nie zrozumiałem.
Skoro był wypadek przy zjeździe to znaczy, że w momencie, gdy jadą tą ciemną drogą, byli już martwi? Nie do końca jest to dla mnie jasne. Pomysł fajny, brakuje jaśniejszego zakończenia, bo przez chwilę zastanawiałem się, czy to w ogóle fantastyka :)
Jeszcze jedno: miałem wrażenie, że ich historia miłosna wyglądała tak: (1) on nie jest w moim typie (2) pierwsza randka i kobieta już dostawia jego nazwisko do swojego imienia. Jak dla mnie to trochę za szybko.
Pozdrawiam i powodzenia przy dalszym pisaniu ;)