- Opowiadanie: LabinnaH - Urodziny z tylko jedną świeczką

Urodziny z tylko jedną świeczką

To tylko 4661 zna­ków (kilka minut czy­ta­nia) – nie mogę pisać, o czym jest – tytuł opo­wia­da wszyst­ko. 

Otrzy­ma­cie to... na co za­wsze cze­ka­my – wzru­sze­nie, emo­cje... Bę­dzie­cie zmro­że­ni za­sko­cze­niem, nie wie­dząc... jak od­po­wie­dzieć na nie­zwy­kłe za­py­ta­nie... jed­ne­go z bo­ha­te­rów. 

Dro­dzy ko­le­dzy. W ostat­nim moim szor­cie “Zbaw mnie, pro­szę”, otrzy­ma­łem od dzie­się­cior­ga z was mnó­stwo waż­nych pod­po­wie­dzi – bar­dzo pro­szę o od­czu­cia i ko­men­ta­rze. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

BasementKey, Finkla

Oceny

Urodziny z tylko jedną świeczką

 

Uro­dzi­ny są wspa­nia­łym cza­sem, zwłasz­cza dla jed­no­rocz­nych ma­lu­chów. Do­sta­ją ca­łu­sy, miłe uści­ski i oczy­wi­ście tort z aż jedną świecz­ką. Nic wspa­nial­sze­go nie może się zda­rzyć. Potem pa­li­my dzie­sięć pło­my­ków, trzy­dzie­ści, sie­dem­dzie­siąt, a przy końcu… ra­czej stop – brak drob­nych na świecz­ki.

Co in­ne­go moja ciot­ka Mary. Ona kocha uro­dzi­ny, bo uwiel­bia ponad wszyst­ko sie­bie i swoje – zgru­bie­nia luźne, wa­łecz­ki tucz­ne i kilka in­nych cud­nych wy­brzu­szeń. A po­tra­fi o nich mówić go­dzi­na­mi.

W tym roku padło na mnie. Jako naj­star­szy ze śred­nio mło­dych, na czas przy­by­łem, z par­te­ru nie­omal ją znio­słem i za­wio­złem do do­brej re­stau­ra­cji. A gdy usie­dli­śmy i po­czę­sto­wa­li­śmy się czer­wo­nym winem (dwie fla­szecz­ki, pro­szę – pod­po­wie­dzia­ła), wie­dzia­łem, co za mo­ment się sta­nie. Jej usta prze­mó­wią. Na szczę­ście prze­czu­cie mnie za­wio­dło. Po wy­pi­ciu od­po­wied­niej ilo­ści czer­wo­nej wspa­nia­ło­ści, ciot­ka Mary do­bro­dusz­nie uśmiech­nię­ta, nie na za­wsze – mu­śnię­ta, za­snę­ła w wy­god­nej klasy fo­te­lu, „Gold Fine” ho­te­lu. I śpi, wal­czy­kiem do taktu sen­ne­go po­chra­pu­jąc. Czas do przo­du, ona le­wi­tu­je, a ja spo­koj­nie, bez utar­czek słu­cho­wych zjem smacz­ny po­si­łek.

Po ja­kimś cza­sie kel­ner w wiel­ko­pań­skim ukło­nie, po­sta­wił przede mną, po­la­ne aro­ma­tycz­nym sosem – de­li­kat­ne mię­sko ja­gnię­cia. Przy­kry­łem ko­la­na białą ser­wet­ką, pod­nio­słem srebr­ne sztuć­ce…

– Prze­pra­szam, po­zwo­lisz, że coś po­wiem. – Usły­sza­łem.

– Oczy­wi­ście, słu­cham – od­po­wie­dzia­łem, pa­trząc na Mary. A tam cisza, brak kon­tak­tu.

– To ja do cie­bie mówię – szep­nę­ło bli­sko ta­le­rza, a nawet z… – do­brze pa­trzysz… młode ja­gnię.

Zdrę­twia­łem. Kilka kie­lisz­ków nigdy wcze­śniej nie da­wa­ło ta­kich sen­sa­cji. Znam do­bre­go psy­chia­trę, ow­szem, ale, czy czas już na­stał? Je­stem młody, pro­wa­dzę firmę, cza­sem skro­bię nie­złe tek­sty. Jed­nak nie każdy śred­nio zdol­ny pi­sarz ama­tor jest od razu pa­ra­no­ikiem. Więc?

– Wiesz, ty­dzień temu mia­łem pierw­sze uro­dzi­ny – ten sam głos po­bu­dził moją uwagę. – Za­bra­kło tortu i jed­nej świecz­ki. Nie szko­dzi. Mama i tata zło­ży­li mi ważne ży­cze­nia: Naj­waż­niej­sze synu, abyś długo żył, miał dobrą paszę, lubił braci i sio­stry. Po­li­za­li mnie po pysiu i lekko stuk­nę­li­śmy się gło­wa­mi. Byłem szczę­śli­wy. Pierw­sze w życiu uro­dzi­ny i ży­cze­nia dłu­gie­go życia. A na­stęp­ne­go dnia, na pa­stwi­sku – Milli od są­sia­da, pasie się z nami, a ona mi się ra­czej po­do­ba – oświad­czy­łem się jej. Za rok, czyli, jak do­ro­snę, po­sta­ram się o jej rękę, no, ra­czej o ko­pyt­ko – ma wy­jąt­ko­wo zgrab­ne. Nie­mniej, czy nie jest dla cie­bie dziw­ne, że ja… tutaj… z tobą…?

– Nie szko­dzi, smacz­ne wino czyni cuda. Tak. Przy­po­mi­nam sobie. Byłem w ze­szłym roku u ciot­ki w dniu, w któ­rym się po­ja­wi­łeś na świe­cie. Ładne imię. Na­zwa­li cię Maxi, bo byłeś do­rod­ny i ostro bry­ka­ją­cy. Od razu sta­ną­łeś pro­sto, choć potem – mocno się ki­wa­jąc jak małe, rocz­ne dziec­ko – bęc na ko­pyt­ka. Po­dob­na nie­pew­ność, a za chwi­lę sto­isz. Wuj mi cię po­ka­zy­wał. Był z cie­bie dumny. Po­wie­dział, że two­ich ro­dzi­ców spro­wa­dził z Ho­lan­dii i że to świet­ny in­te­res, bo szyb­ko ła­piesz ciało i… A, nie­waż­ne.

– Że będę smacz­ny?

– Jasna cho­le­ra. Prze­stań. Nic nie ka­pu­jesz. Byłem tym wku­rzo­ny. A dwa dni temu, gdy przy­je­cha­łem po ciot­kę, wuj po­wie­dział, że za­mó­wił trans­port, bo w po­bli­skim ho­te­lu bę­dzie we­se­le i lu­dzie chcą coś do­bre­go zjeść… Ja go pytam, co za­mie­rza? A on z uśmie­chem, że ma dla no­wo­żeń­ców, ale oczy­wi­ście także dla klien­tów ho­te­lo­wej re­stau­ra­cji, czyli dla mnie, coś wspa­nia­łe­go, o wiel­kiej de­li­kat­no­ści… Za­koń­czy­łem z nim roz­mo­wę.

– Dla mnie, wła­śnie wtedy się za­czę­ło.

– Co ta­kie­go?

– No, że je­stem teraz… tutaj…

Wczo­raj, z sa­me­go rana, ko­cha­na mama po­de­szła do mnie i za­czę­ła po­cie­rać moje czoło, lizać opie­kuń­czo cie­płym ję­zy­kiem i miło na mnie pa­trzeć. Byłem za­dzi­wio­ny, bo jed­no­rocz­niak to już ktoś. A ona nic… liże i oczy ma ja­kieś dziw­ne, mokre. I tak mi mówi. – Po­je­dziesz dzi­siaj w od­wie­dzi­ny do ko­le­gi na­sze­go wła­ści­cie­la. Nie­da­le­ko. On pra­cu­je w miej­scu, gdzie…

– W jakim miej­scu, mamo, mów mi zaraz.

– To wszyst­ko, co mogę po­wie­dzieć, bądź spo­koj­ny. Nie po­zwo­lę, żeby cię to spo­tka­ło. Obie­cu­ję. A teraz, muszę cię po­że­gnać. Do nie­dłu­gie­go zo­ba­cze­nia synku…

A potem, nad­zwy­czaj­ną mocą, na dwóch tyl­nych no­gach unio­sła się w górę i… jak mogła naj­moc­niej, kop­nę­ła mnie swoim twar­dym ko­py­tem w głowę. Stra­ci­łem przy­tom­ność, a za chwi­lę… – po odej­ściu my także mamy kon­takt z tymi, któ­rzy po­zo­sta­li – prze­ka­za­ła mi, że nie mogła po­zwo­lić, żebym mu­siał przez to przejść. Bez­względ­ną, bez­li­to­sną drogą na rzeź.

– Co się dzie­je? Ja mam chyba strasz­ny sen. Stop. Maxi… Wy­star­czy.

– Ro­zu­miem cię. Więc nie zadam py­ta­nia, czy… ze­chcesz… mnie…

Koniec

Komentarze

Hej, La­bin­na­Hu!

Cie­szę się, mając oka­zję zy­skać przy­wi­lej pier­wo­pi­ś­ca – przy­naj­mniej na mo­ment, kiedy piszę te słowa – sko­men­to­wać Twoje opo­wia­da­nie. Na pierw­szy rzut wsta­wię to, co mi się rzu­ci­ło w oczy, dro­bia­zgi, żeby już mieć to z głowy i przejść do cie­kaw­szych rze­czy:

Uro­dzi­ny, są wspa­nia­łym cza­sem, zwłasz­cza dla jed­no­rocz­nych ma­lu­chów.

Sam w prze­cin­kach się nie spe­cja­li­zu­ję, tym nie­mniej cze­goś się już tutaj na­uczy­łem i wiem, że nie od­dzie­la się prze­cin­kiem grupy pod­mio­tu od grupy orze­cze­nia. “Uro­dzi­ny” wy­glą­da­ją mi na pod­miot, “są” na­to­miast – na orze­cze­nie i w tym kon­kret­nym przy­pad­ku, który chyba nie może być prost­szy, mam na­dzie­ję nie omy­lić się jeśli stwier­dzę, że prze­ci­nek mię­dzy nimi jest tu zbęd­ny i ka­le­czy to zda­nie.

Po­li­za­li mnie po – prze­pra­szam, pysku i lekko stuk­nę­li­śmy się gło­wa­mi.

Przy­pusz­czam, że mia­łeś jakiś cel z tym py­skiem, jed­nak w moim od­czu­ciu kłóci się on z resz­ta wy­po­wie­dzi, gdzie sto­su­jesz jeśli nie zdrob­nie­nia, to bar­dziej ła­god­ne okre­śle­nia (”mama”, “tata”). Zwa­żyw­szy na to, bar­dziej by mi tu pa­so­wał “pysz­czek”.

– Wiesz, ty­dzień temu mia­łem pierw­sze uro­dzi­ny – ten sam głos po­bu­dził moją uwagę. [-] Za­bra­kło tortu i jed­nej świecz­ki. Nie szko­dzi.

Tutaj bra­ku­je pół­pau­zy.

I to by chyba było na tyle, jeśli cho­dzi o moje su­ge­stie. Poza tym czy­ta­ło mi się bar­dzo przy­jem­nie. Nie wiem, jak sy­tu­uje się ten tekst chro­no­lo­gicz­nie wzglę­dem po­przed­nich, tym nie­mniej widzę po­wrót do tego, do czego przy­zwy­cza­iłeś mnie ze swo­ich pierw­szych tek­stów, jeśli cho­dzi o psy­cho­lo­gię po­sta­ci, która tutaj wy­da­je mi się sa­tys­fak­cjo­nu­ją­co wia­ry­god­na. Po­do­ba mi się też, że zna­la­złeś ba­lans mię­dzy tre­ścią a sty­li­za­cją, mam wra­że­nie, że tro­chę okieł­zna­łeś swoje konie. Jed­no­cze­śnie więc tekst jest swo­iście Twój a przy tym forma nie prze­sła­nia nam akcji.

A ta jest, no cóż, w for­mie za­wiąz­ka, jak to w szor­cie. Ale prze­cież nie o to cho­dzi. W bar­dzo in­te­re­su­ją­cy spo­sób przed­sta­wi­łeś wie­lo­krot­nie po­ru­sza­ny pro­blem ma­so­wej pro­duk­cji zwie­rząt ho­dow­la­nych, tego jak nie­ludz­ka ona jest. Przy tym wcale nie mu­sia­łeś czę­sto­wać czy­tel­ni­ka dra­stycz­ny­mi szcze­gó­ła­mi – dra­ma­tyzm do­sko­na­le wy­pły­wa z samej opo­wie­ści ja­gnię­cia. To na tle jakże ludz­kie­go od­ru­chu jego ro­dzi­ców – pa­ra­dok­sal­nie – uwy­pu­kla się (nie?)ludz­kie okru­cień­stwo, na jakim zbu­do­wa­no prze­my­sło­wą pro­duk­cję po­gło­wia. Wiemy, że w Wi­gi­lię zwie­rzę­ta mówią ludz­kim gło­sem, nie spo­dzie­wa­my się jed­nak, że mo­gły­by prze­mó­wić do nas wprost z ta­le­rza. Można więc zro­zu­mieć szok bo­ha­te­ra-nar­ra­to­ra a także jego za­kło­po­ta­nie, kiedy jego sma­ko­wi­ty obiad nie za­da­je mu py­ta­nia – do­my­ślam się – czy ze­chce je zjeść.

Po­zdra­wiam, 

Maldi.

 

Bar­dzo dobre. Wcią­gnę­ło mnie tak. że nie pa­trzy­łem, czy są ja­kieś ba­bo­le. Czy­ta­ło mi się do­brze. Jest to ostra rzecz za­ser­wo­wa­na w je­dwab­nych rę­ka­wicz­kach.

Maldi

Dzię­ki, że po­czy­ta­łeś. Na­pi­sa­łeś ko­lej­ny raz, praw­dzi­wy, pełen szcze­gó­łów, wspa­nia­ły ko­men­tarz.

La­bin­na­Hu:

1.„(…) przy­zwy­cza­iłeś mnie ze swo­ich pierw­szych tek­stów, jeśli cho­dzi o psy­cho­lo­gię po­sta­ci (…), która tutaj wy­da­je się sa­tys­fak­cjo­nu­ją­co wia­ry­god­na.

2.„(…) zna­la­złeś ba­lans mię­dzy tre­ścią a sty­li­za­cją (…) Tekst jest swo­iście Twój, a przy tym forma nie­prze­sła­nia nam akcji”.

3.„W bar­dzo in­te­re­su­ją­cy spo­sób przed­sta­wi­łeś (…) pro­blem ma­so­wej pro­duk­cji zwie­rząt (…) nie mu­sia­łeś czę­sto­wać czy­tel­ni­ka dra­stycz­ny­mi szcze­gó­ła­mi – dra­ma­tyzm do­sko­na­le wy­pły­wa z samej opo­wie­ści ja­gnię­cia.

4.„…to na tle jakże ludz­kie­go od­ru­chu jego ro­dzi­ców – pa­ra­dok­sal­nie – uwy­pu­kla (…) ludz­kie okru­cień­stwo, na jakim zbu­do­wa­no prze­my­sło­wą pro­duk­cję po­gło­wia.

5.„Wiemy, że w Wi­gi­lię zwie­rzę­ta mówią ludz­kim… (…) Można więc zro­zu­mieć szok bo­ha­te­ra-nar­ra­to­ra, a także jego za­kło­po­ta­nie, kiedy jego sma­ko­wi­ty obiad nie za­da­je mu py­ta­nia – do­my­ślam się – czy ze­chce je zjeść”.

Maldi – twój po­wyż­szy ko­men­tarz, ko­lej­ny raz po­ka­zu­je (także na­szym ko­le­gom) – jak wspa­nia­le po­tra­fisz wy­do­być z tek­stu naj­waż­niej­sze tym razem plu­so­we war­to­ści. Bar­dzo za to dzię­ku­ję.

Wi­dząc twoje zro­zu­mie­nie i od­czu­cie mojej opo­wie­ści, wiem, że nadal warto pisać – mam na­dzie­ję – war­to­ścio­we i pełne emo­cji opo­wie­ści, także w ga­tun­ku fan­ta­sty­ki.

Po­zdra­wiam

La­bin­naH

 

 

Ko­ala­75

„Bar­dzo dobre. Wcią­gnę­ło mnie (…) ostra rzecz za­ser­wo­wa­na w je­dwab­nych rę­ka­wicz­kach”.

Twój ko­men­tarz – to DIA­MEN­TO­WE zda­nie o mojej opo­wie­ści – nie po­tra­fił­bym tego le­piej uło­żyć.

Wiel­kie dzię­ki Misiu. Po­zdra­wiam.

La­bin­naH

Witaj.

Szort szo­ku­ją­cy, znowu jako czy­tel­nik mam nie­wie­le do po­wie­dze­nia/na­pi­sa­nia, po­nie­waż muszę to sobie na spo­koj­nie prze­my­śleć…

Z tek­stu w moim od­czu­ciu prze­bi­ja bar­dzo sil­nie po­twor­na tra­ge­dia. Uży­łeś wielu zdrob­nień, żar­tów, za­mie­ści­łeś nawet tag: “gro­te­ska”, nie­mniej opo­wia­da­nie sta­no­wi spory za­rzut wobec świa­ta i wszel­kich – że tak to ujmę – mię­so­żer­ców, czy też rzeź­ni­ków. Ma­ka­brycz­ne wy­da­je mi się pro­wa­dze­nie tej opi­sa­nej roz­mo­wy, od­czu­cia po lek­tu­rze w moim przy­pad­ku to ża­łość wy­mie­sza­na ze wstrę­tem i współ­czu­ciem. W żad­nym wy­pad­ku ja nie czuję tutaj za­po­wie­dzia­ne­go w przed­mo­wie wzru­sze­nia, cho­ciaż wzru­szam się bar­dzo czę­sto. Wiel­ka szko­da, że w ta­gach za­bra­kło tak istot­nej tutaj “śmier­ci”. 

To jest wła­śnie jeden z przy­kła­dów opo­wie­ści, do któ­rych nigdy w życiu nie po­wró­cę, bo (jak pi­sa­łam przy ko­men­to­wa­niu po­przed­nie­go Two­je­go tek­stu) “mocno boli”. 

Po­zdra­wiam. 

 

Pe­cu­nia non olet

Ko­tlet ja­gnię­cy prze­ma­wia­ją­cy z ta­le­rza ludz­kim gło­sem. Sy­tu­acja ta jest tak ab­sur­dal­na, że, moim zda­niem, chyba za­tra­ca się część prze­sła­nia, które Ci za­pew­ne przy­świe­ca­ło.

 

Po ja­kimś cza­sie kel­ner w wiel­ko­pań­skim dygu… → Dyg nie bywa wiel­ko­pań­ski,  a już na pewno nie w wy­ko­na­niu kel­ne­ra, al­bo­wiem męż­czyź­ni w ogóle nie dy­ga­ją.

Za SJP PWN: dy­gnię­cie «ukłon dziew­czę­cy po­le­ga­ją­cy na lek­kim ugię­ciu kolan»

 

po­la­ne aro­ma­tycz­nym sosem – de­li­kat­ne mię­sko mło­de­go ja­gnię­cia. → Masło ma­śla­ne – ja­gnię jest młode z de­fi­ni­cji.

 

Przy­kry­łem ko­la­na białą chu­s­tą, pod­nio­słem srebr­ne sztuć­ce… → Przy­kry­łem ko­la­na białą ser­we­tą/ ser­wet­ką, pod­nio­słem srebr­ne sztuć­ce

 

– Prze­pra­szam, po­zwo­lisz, że coś po­wiem – usły­sza­łem.– Prze­pra­szam, po­zwo­lisz, że coś po­wiem.Usły­sza­łem.

Przy­po­mnij sobie wia­do­mo­ści o za­pi­sy­wa­niu dia­lo­gów.

 

nie da­wa­ło ta­kich nie­zwy­kłych sen­sa­cji. → Masło ma­śla­ne – sen­sa­cja jest nie­zwy­kła z de­fi­ni­cji.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

bruce

Witaj bruce.

„Szort szo­ku­ją­cy (…) muszę to sobie na spo­koj­nie prze­my­śleć…”.

„Z tek­stu w moim od­czu­ciu prze­bi­ja bar­dzo sil­nie po­twor­na tra­ge­dia (…) opo­wia­da­nie sta­no­wi spory za­rzut wobec świa­ta i wszel­kich – że tak to ujmę – mię­so­żer­ców, czy też rzeź­ni­ków (…) Ma­ka­brycz­ne wy­da­je mi się pro­wa­dze­nie tej opi­sa­nej roz­mo­wy”.

„…od­czu­cia po lek­tu­rze w moim przy­pad­ku to ża­łość wy­mie­sza­na ze wstrę­tem i współ­czu­ciem”.

„To jest wła­śnie jeden z przy­kła­dów opo­wie­ści, do któ­rych nigdy w życiu nie po­wró­cę, bo (jak pi­sa­łam przy ko­men­to­wa­niu po­przed­nie­go Two­je­go tek­stu) “mocno boli”.

Wie­dzia­łem. W trud­nych te­ma­tach – na cie­bie za­wsze można li­czyć. Po­tra­fisz to wła­ści­wie ode­brać, zro­zu­mieć i od­czuć.

Dzię­ku­ję bruce za czu­cio­wy, do­głęb­ny, wspa­nia­ły ko­men­tarz.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie.

La­bin­naH

 

 

re­gu­la­to­rzy

Dzię­ku­ję Reg. za ko­men­tarz oraz ważne pod­po­wie­dzi – już je zmie­niam.

We­dług mnie wła­śnie ten ab­surd (jak go słusz­nie na­zy­wasz) był po­trzeb­ny, żeby tym bar­dziej po­ru­szyć czy­tel­ni­ka.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie.

La­bin­naH

Bar­dzo pro­szę, La­bin­na­Hu. Nie­zmier­nie mi miło, że uzna­łeś uwagi za ważne. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

I ja bar­dzo dzię­ku­ję oraz ser­decz­nie Cię po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Hej, hej,

 

mam od­czu­cie po­dob­ne jak Bruce, dla mnie jest to dość mocny tekst.

Ro­zu­miem rów­nież per­spek­ty­wę Reg, ja tutaj w trak­cie czy­ta­nia ra­czej w wy­obraź­ni mia­łem “byt ja­gnię­cy” za­wie­szo­ny po­mię­dzy ży­ciem a śmier­cią i z tej po­zy­cji prze­ma­wia­ją­cy do bo­ha­te­ra, niż pie­czeń ob­la­ną sosem i bul­go­ta­ją­cą coś z ta­le­rza ;)

Moc tek­stu wy­ra­ża się emo­cja­mi, na­wią­za­niem do pierw­szych uro­dzin, po­rów­na­niem życia ja­gnię­cia do życia ludz­kie­go – z pierw­szy­mi suk­ce­sa­mi, mi­ło­ścią, itp. Cios młot­kiem w łeb od przy­szy­wa­nej matki wy­da­je się tutaj nie tyle nie­psra­wie­dli­wo­ścią czy złym losem, co wręcz zdra­dą, Pew­nie za­sto­so­wa­nie znaj­du­je stara praw­da, że je­steś od­po­wie­dzial­ny za to co oswo­iłeś, czło­wiek w Twoim tek­ście tę za­sa­dę łamie. Z dru­giej stro­ny, pew­nie jesz­cze strasz­niej­szy los spo­ty­ka zwie­rzę­ta, które nigdy nie do­świad­czy­ły luk­su­su zo­ba­cze­nia nieba, całe życie spę­dza­jąc w ja­kiejś za­mknię­tej prze­strze­ni, eks­plo­ato­wa­ne dla jajek czy mleka.

Cie­ka­wie to splo­tłeś rów­nież fa­bu­lar­nie, na­wią­zu­jąc do mo­ty­wy uro­dzin, ich ce­le­bro­wa­nia, mie­sza­jąc świat ludz­ki ze zwie­rzę­cym i po­ka­zu­jąc jak szczę­ście jed­nych wiąże się z tra­ge­dią in­nych. Po­do­ba mi się to.

 

Kli­czek ode mnie.

 

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

Ba­se­ment­Key

„…dla mnie jest to dość mocny tekst”.

„…w trak­cie czy­ta­nia ra­czej w wy­obraź­ni mia­łem “byt ja­gnię­cy” za­wie­szo­ny po­mię­dzy ży­ciem a śmier­cią i z tej po­zy­cji prze­ma­wia­ją­cy do bo­ha­te­ra…” – bar­dzo cie­ka­wy, in­te­re­su­ją­cy po­mysł mi przed­sta­wi­łeś, Base! Chęt­nie spró­bu­ję 'w niego' wejść i po­my­śleć o ewent. zmia­nie. Proś­ba. Spró­buj prze­tłu­ma­czyć mi go „na nasze”, bar­dziej wy­raź­nie i być może na takim, czy innym przy­kła­dzie.

Moc tek­stu wy­ra­ża się emo­cja­mi, na­wią­za­niem do pierw­szych uro­dzin, po­rów­na­niem życia ja­gnię­cia do życia ludz­kie­go – z pierw­szy­mi suk­ce­sa­mi, mi­ło­ścią” – to mi się nie­źle splo­tło.

„Cie­ka­wie to splo­tłeś rów­nież fa­bu­lar­nie, na­wią­zu­jąc do mo­ty­wu uro­dzin, ich ce­le­bro­wa­nia, mie­sza­jąc świat ludz­ki ze zwie­rzę­cym i po­ka­zu­jąc, jak szczę­ście jed­nych wiąże się z tra­ge­dią in­nych. Po­do­ba mi się to”– cza­sa­mi wena coś nie­złe­go przy­no­si…

„Cios młot­kiem w łeb od przy­szy­wa­nej matki wy­da­je się tutaj nie tyle nie­spra­wie­dli­wo­ścią czy złym losem, co wręcz zdra­dą” – to była jego matka – „Wczo­raj, z sa­me­go rana, ko­cha­na mama po­de­szła do mnie i za­czę­ła po­cie­rać moje czoło, lizać opie­kuń­czo cie­płym ję­zy­kiem i miło na mnie pa­trzeć”.

****I tu po­ja­wia się ważny, do­dat­ko­wy temat: Przez za­bi­cie – ochro­na syn­ka-ja­gnię­cia przed mę­czeń­ską śmier­cią. Sam do końca nie wiem, czy po­mysł po­ra­dze­nia sobie z po­twor­nym dy­le­ma­tem, który za­pro­po­no­wa­łem, jest sen­sow­ny – choć, tak, a nie ina­czej to roz­wią­za­łem.

Może ktoś z was, ko­le­gów, ze­chce po­dzie­lić się kil­ko­ma zda­nia­mi prze­my­śle­nia na tak szcze­gól­ny temat – chyba nie ważne, że to zda­rzy­ło się tylko wśród zwie­rząt – i w opo­wie­ści…

 

Drogi Base.

Bar­dzo dzię­ku­ję, że ze­chcia­łeś prze­czy­tać moją opo­wieść i na­pi­sać tak wni­ka­ją­cy w treść, głę­bo­ki ko­men­tarz.

Ko­lej­ny raz je­steś ze mną, gdy udaje mi się przed­sta­wić na NF ważny dla mnie temat.

Dzię­ki za klik. Po­zdra­wiam ser­decz­nie.

La­bin­naH

In­te­re­su­ją­cy po­mysł. Gdyby tak się fak­tycz­nie za­dzia­ło, we­ge­ta­ria­nie z dnia na dzień po­tro­ili­by swoją licz­bę…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka