- Opowiadanie: Storm - Taksydermista

Taksydermista

Mój pierw­szy szort kon­kur­so­wy. Nok­tur­ny bar­dzo mi się spodo­ba­ły pod wzglę­dem te­ma­tu, więc po­sta­no­wi­łem na­pi­sać coś hor­ro­ro­we­go. Miłej lek­tu­ry!  

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Taksydermista

Fran­cis Che­val­lier był do­praw­dy nie­ty­po­wym czło­wie­kiem za­rów­no pod wzglę­dem wy­glą­du, jak i za­cho­wa­nia. Zie­mi­sta cera, wy­łu­pia­ste oczy, wiecz­nie tłu­ste włosy, krzy­we, nie­zgrab­ne palce, śli­no­tok i uty­ka­nie na lewą nogę z pew­no­ścią wy­róż­nia­ły go z tłumu. Mówił sam do sie­bie, ge­sty­ku­lo­wał w nie­na­tu­ral­ny spo­sób, w lo­so­wych mo­men­tach zda­rza­ło mu się pła­kać lub krzy­czeć. Do tego, gdy z kimś roz­ma­wiał (za­wsze z cha­rak­te­ry­stycz­nym fran­cu­skim ak­cen­tem), na­tar­czy­wie utrzy­my­wał kon­takt wzro­ko­wy. Z pew­no­ścią był nie­zwy­kłym czło­wie­kiem i rze­czy­wi­ście nieco od­py­cha­ją­cym, ale to, czym się zaj­mo­wał, wy­cho­dzi­ło mu świet­nie. Fran­cis był tak­sy­der­mi­stą – wy­py­chał zwie­rzę­ta. Jego ro­dzi­na, od wielu lat miesz­ka­ją­ca w Pa­ry­żu, zaj­mo­wa­ła się tak­sy­der­mią od prze­szło trzech po­ko­leń. Wszy­scy, tak jak on, byli swego czasu mi­strza­mi w tej dzie­dzi­nie.

Byłem sta­łym klien­tem Fran­ci­sa Che­val­lie­ra. Za­wsze, gdy zle­ca­łem mu wy­pcha­nie ja­kie­go­kol­wiek zwie­rzę­cia, on w bły­ska­wicz­ny spo­sób (bo w ciągu za­le­d­wie jed­ne­go dnia) i bez za­rzu­tu wy­wią­zy­wał się ze swych obo­wiąz­ków. Gdyby tego było mało, żądał nie­wie­le pie­nię­dzy za swe usłu­gi i za­szczy­cał mnie miłą po­ga­węd­ką choć­by na naj­bar­dziej błahe te­ma­ty, ile­kroć przy­cho­dzi­łem ode­brać wy­pcha­ne tro­feum. Jed­nak sy­tu­acja zmie­ni­ła się dia­me­tral­nie, gdy od­kry­łem ta­jem­ni­cę ar­ty­sty.

 

Wszyst­ko za­czę­ło się pew­ne­go po­po­łu­dnia, gdy wy­sze­dłem z jego za­kła­du po omó­wie­niu szcze­gó­łów ko­lej­ne­go zle­ce­nia. Na­by­łem od po­bli­skie­go ga­ze­cia­rza naj­now­szy numer lon­dyń­skiej prasy i moją uwagę przy­kuł na­głó­wek o za­gi­nię­ciu mło­dej ko­bie­ty. Oka­za­ło się, że był to nie kto inny jak Mary Hig­gins, młoda dama, którą po­zna­łem ty­dzień temu na jed­nym z ban­kie­tów. Przy­po­mnia­łem sobie, że spę­dzi­łem z nią wtedy wy­jąt­ko­wo miły wie­czór. Mary była nie­zwy­kle sym­pa­tycz­ną, ale też uro­dzi­wą ko­bie­tą, więc tym bar­dziej cała spra­wa bar­dzo mnie za­nie­po­ko­iła. Du­ma­łem nad tym, co mogło przy­da­rzyć się temu uro­cze­mu dziew­czę­ciu. Stwier­dzi­łem też, co rów­nież za­uwa­żo­no w ar­ty­ku­le pra­so­wym, że w po­dob­nie za­gad­ko­wych oko­licz­no­ściach za­gi­nął do­kład­nie mie­siąc temu dok­tor John Har­per, uzna­ny w Lon­dy­nie le­karz me­dy­cy­ny. Ta­jem­ni­cza na­tu­ra owej spra­wy po­ru­szy­ła, ale też za­cie­ka­wi­ła mnie do tego stop­nia, że całą resz­tę tam­te­go dnia spę­dzi­łem na roz­my­śla­niu o niej.

Gdy na­stęp­ne­go dnia wstą­pi­łem do Che­val­lie­ra ode­brać mo­je­go wy­pcha­ne­go głusz­ca, nie omiesz­ka­łem za­py­tać go o to nie­wy­ja­śnio­ne zda­rze­nie. Na moje py­ta­nie tak­sy­der­mi­sta uśmiech­nął się pa­skud­nie i od­po­wie­dział, że wie, co się tak na­praw­dę stało. Za­uwa­ży­łem rów­nież, że Fran­cuz nagle za­czął drżeć ni­czym w go­rącz­ce. Po spo­strze­że­niu jego nie­ty­po­wej zmia­ny na­stro­ju za­py­ta­łem, o co cho­dzi, a on spoj­rzał na mnie tymi gro­te­sko­wy­mi ga­dzi­mi śle­pia­mi i uśmiech­nąw­szy się jesz­cze pa­skud­niej, wy­szep­tał:

– Panie Brown, wszyst­ko go­to­we. Pro­szę za mną, po­ka­żę panu.

Za­pro­wa­dził mnie na za­ple­cze swego za­kła­du, po czym wziąw­szy do ręki uprzed­nio za­pa­lo­ną lampę naf­to­wą, otwo­rzył właz w drew­nia­nej pod­ło­dze. Tak­sy­der­mi­sta zszedł na dół po mar­mu­ro­wych scho­dach, pro­sząc, bym po­dą­żał za nim. Skon­fun­do­wa­ny całą sy­tu­acją zro­bi­łem to, o co pro­sił. Idąc za Che­val­lie­rem ko­ry­ta­rzem o wil­got­nych ka­mien­nych ścia­nach, zda­łem sobie spra­wę, że była to jakaś ukry­ta piw­ni­ca. Nagle Fran­cuz sta­nął przed drew­nia­ny­mi drzwia­mi, od­su­nął za­su­wę i je otwo­rzył. Gdy tylko te prze­klę­te wrota zo­sta­ły uchy­lo­ne, po­czu­łem okrop­ny smród zgni­łe­go mięsa tak obrzy­dli­wy, że nie­omal zwy­mio­to­wa­łem na pod­ło­gę. Wi­dząc moją re­ak­cję, Fran­cis Che­val­lier po­wie­dział:

– Prze­pra­szam, to tylko flaki, za­po­mnia­łem wy­rzu­cić po pre­pa­ra­cji.

Wsze­dłem za nim do prze­stron­nej sali i na­tych­miast zlo­ka­li­zo­wa­łem źró­dło strasz­li­we­go fe­to­ru. Fak­tycz­nie tak jak mówił, było to wia­dro gni­ją­cych wnętrz­no­ści, nad któ­rym la­ta­ło stado much. Prze­ko­na­ny, iż są to or­ga­ny zwie­rzę­cia, nieco się uspo­ko­iłem, jed­nak po od­wró­ce­niu się w stro­nę tak­sy­der­mi­sty wo­ła­ją­ce­go „Oto moje dzie­ło!” po pro­stu za­mar­łem. Śli­nią­cy się, obłą­ka­ny ar­ty­sta stał obok dwóch drew­nia­nych sto­łów, wy­krzy­wia­jąc gębę w dum­nym uśmie­chu. Na ich brud­nych bla­tach le­ża­ły dwa spre­pa­ro­wa­ne ludz­kie ciała – ko­bie­ty i męż­czy­zny. Z prze­ra­że­niem roz­po­zna­łem w tym plu­ga­stwie nie­szczę­sną pannę Hig­gins i bied­ne­go dok­to­ra Har­pe­ra. Widok ten zmro­ził mi krew w ży­łach i pa­dłem na zie­mię ni­czym ra­żo­ny pio­ru­nem. Wy­łu­pia­sto­oki mor­der­ca Che­val­lier pod­biegł do mnie, py­ta­jąc, czy wszyst­ko w po­rząd­ku, na co ja zdzie­li­łem go laską w głowę z całej siły i ucie­kłem z tego prze­ra­ża­ją­ce­go miej­sca. Gdy gna­łem na łeb na szyję, sły­sza­łem je­dy­nie za­wo­dze­nie ogłu­szo­ne­go Che­val­lie­ra:

– Pan za­cze­ka! Prze­cież tak się uma­wia­li­śmy, no nie?

Nie­zwłocz­nie za­wia­do­mi­łem po­li­cję o całym zaj­ściu, sza­le­niec zo­stał zła­pa­ny i prze­słu­cha­ny.

Naj­bar­dziej nie­do­rzecz­ne w owej hi­sto­rii jest to, że obłą­ka­ny gad jesz­cze nie tak dawno zwany prze­ze mnie fe­no­me­nal­nym ar­ty­stą ze­znał, iż to ja ka­za­łem mu do­ko­nać wy­pcha­nia zwłok. Co jesz­cze bar­dziej ku­rio­zal­ne, po­li­cja uwie­rzy­ła prze­klę­te­mu ża­bo­ja­do­wi. Przy­szli do mnie mó­wiąc, że mają do­wo­dy. Aresz­to­wa­li mnie tak samo, jak gro­te­sko­we­go po­kur­cza, który do­ko­nał ohyd­nej zbrod­ni, i za­mknę­li tutaj, w obrzy­dli­wej izo­lat­ce. Nic prze­cież nie zro­bi­łem, pa­mię­tam je­dy­nie, że… dok­tor Har­per i panna Hig­gins byli na mojej li­ście, wtedy wzią­łem nóż… mie­siąc temu Har­per, kilka dni temu Hig­gins… O Boże w nie­bio­sach! Byłem tam w piw­ni­cy tak­sy­der­mi­sty… wi­dzia­łem, jak pre­pa­ru­je zwło­ki… śmia­łem się i od­gra­ża­łem, że to jesz­cze nie ko­niec… na li­ście byli inni… jesz­cze czte­ry osoby… Matko Prze­naj­święt­sza! To byłem ja… je­stem mor­der­cą… tylko dla­cze­go nic nie pa­mię­tam… co się ze mną dzie­je?

 

***

 

Po co ta cała pi­sa­ni­na? Teraz już pa­mię­tam, za­bi­łem tę dwój­kę. Nie są­dzi­łem, że znów do­znam amne­zji, na do­da­tek w tak sil­nej po­sta­ci. Za­zwy­czaj od­zy­sku­ję pa­mięć po kilku go­dzi­nach, lecz tym razem przez co naj­mniej kilka dni byłem świę­cie prze­ko­na­ny, że je­stem je­dy­nie nor­mal­nym, sza­rym oby­wa­te­lem Lon­dy­nu. Ta uciecz­ka z piw­ni­cy Fran­ci­sa, we­zwa­nie po­li­cji, ude­rze­nie go laską. Mu­siał być to na­praw­dę gwał­tow­ny in­cy­dent. Naj­wi­docz­niej za­po­mnia­łem wziąć cho­ler­ne le­kar­stwo. Na wszel­ki wy­pa­dek po­wiem dur­niom w bia­łych far­tu­chach, któ­rzy uwa­ża­ją się za tu­tej­szych le­ka­rzy, że łykam te prze­klę­te pi­guł­ki. Nie chcę, by taka sy­tu­acja się po­wtó­rzy­ła. Przez swoją ułom­ność wy­lą­do­wa­łem wśród czub­ków, któ­rzy resz­tę swej bez­na­dziej­nej eg­zy­sten­cji spę­dza­ją na wrzesz­cze­niu i ude­rza­niu głową o ścia­nę. Muszę po­my­śleć, jak stąd uciec.

 

Ci głup­cy mówią, że cier­pię na silną psy­cho­zę i za­ni­ki pa­mię­ci. Może i mają rację, lecz ja i tak stąd uciek­nę!

 

No­ca­mi widzę tych dwoje, Har­pe­ra i Hig­gins, a ra­czej ich wy­pcha­ne zwło­ki. Stoją nad moim łóż­kiem i pa­trzą tymi mar­twy­mi oczy­ma. Pa­trzą wprost na mnie, ma­ne­ki­ny bez życia, pa­ro­die ludz­kie­go ciała. Przy­po­mi­na­ją, co zro­bi­łem, ale ja się nie pod­dam, do­koń­czę to, co za­czą­łem.

 

Za­pi­su­ję te słowa, wpa­tru­jąc się jak co noc w upior­ne zjawy dwoj­ga moich ofiar. Jed­nak tym razem, za­miast się we mnie wpa­try­wać, trzy­ma­ją w rę­kach noże i coś do mnie mówią. Zbli­ża­ją się. Są już tuż-tuż. Hig­gins po­chy­la się nade mną i szep­cze do ucha: Wy­pa­tro­szy­my was, tak jak wy nas…

 

***

 

Rę­ko­pis ów zo­stał zna­le­zio­ny w izo­lat­ce numer osiem­na­ście szpi­ta­la Be­th­lem Royal Ho­spi­tal, w któ­rej od nie­daw­na osa­dzo­ny był mor­der­ca dwoj­ga osób Elias Brown. Brow­na zna­le­zio­no mar­twe­go dziś rano. Leżał na pod­ło­dze rze­czo­ne­go po­miesz­cze­nia. Ciało po­zba­wio­ne było ja­kich­kol­wiek or­ga­nów mięk­kich, m.in.: wnętrz­no­ści, ję­zy­ka, oczu. We­zwa­ny na miej­sce pa­to­log wska­zał wy­pa­tro­sze­nie żyw­cem jako bez­po­śred­nią przy­czy­nę śmier­ci. Co jesz­cze bar­dziej za­gad­ko­we, osa­dzo­ne­go w tym samym ośrod­ku Fran­ci­sa Che­val­lie­ra, współ­od­po­wie­dzial­ne­go za ohyd­ną zbrod­nię, rów­nież zna­le­zio­no mar­twe­go w iden­tycz­nych oko­licz­no­ściach. Po­li­cja ofi­cjal­ne roz­po­czę­ła do­cho­dze­nie w tej spra­wie.

Koniec

Komentarze

Za­czy­na się ba­nal­nie od sztam­po­we­go opisu dzi­wa­ka Che­val­lie­ra i czy­tel­nik nie wie, czego się spo­dzie­wać dalej, ale w pew­nym mo­men­cie robi się coraz bar­dziej za­gad­ko­wo i nie­po­ko­ją­co. Tak, szort trzy­ma się ga­tun­ku, jest strasz­ny i obrzy­dli­wy :) Nar­ra­cja pierw­szo­oso­bo­wa jest tu wy­zwa­niem i chyba się udało.

Od stro­ny warsz­ta­tu można by­ło­by do­szli­fo­wać, dodać prze­cin­ków, zre­du­ko­wać po­wtó­rze­nia, ale ogól­nie jest okej.

Po­zdra­wiam!

Kli­mat nie­zły, lubię tego ro­dza­ju za­ba­wy z mało wia­ry­god­nym nar­ra­to­rem, tylko mam wra­że­nie, że wszyst­ko tro­chę zbyt szyb­ko się dzie­je.

To chyba no­stal­gia, jedna wiel­ka tę­sk­no­ta za tam­ty­mi cza­sa­mi, tamtą modą, mu­zy­ką, sty­lem, ży­ciem...

ge­sty­ku­lo­wał w po­kręt­ny spo­sób

Jak można po­kręt­nie ge­sty­ku­lo­wać.

 

Za­iste nie­zwy­kły był z niego człek i może fak­tycz­nie nieco od­py­cha­ją­cy swoją dziw­no­ścią, ale to, czym się zaj­mo­wał, wy­cho­dzi­ło mu świet­nie.

 

Dziw­ny ten po­czą­tek zda­nia. Może był z pew­no­ścią czło­wie­kiem nie­zwy­kłym i może nawet nieco od­py­cha­ją­cym, ale…

 

Wszyst­ko za­czę­ło się pew­ne­go po­po­łu­dnia, gdy wy­cho­dzi­łem z jego za­kła­du.

Cała opi­sa­na resz­ta nie zda­rzy­ła się, kiedy wy­cho­dził z jego za­kła­du. Bo to za­kła­da­ło­by, że kupił ga­ze­tę w drzwiach za­kła­du.

 

Panie Brown wszyst­ko go­to­we. Pro­szę za mną, po­ka­żę Panu.

To po­win­no być za­pi­sa­ne jak dia­log, czyli tak https://www.fantastyka.pl/loza/14

 

Pa­nu­je­my z dużej je­dy­nie w li­stach.

Dalej dia­lo­gi też są źle na­pi­sa­ne.

 

Mimo tych błę­dów opo­wieść jest nie­zwy­kła. Ko­lej­ne zwro­ty akcji wiodą czy­tel­ni­ka ni­czym rol­ler­co­ster. Po po­pra­wie­niu błę­dów, kli­ka­ła­bym do bi­blio­te­ki.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cześć, Storm!

 

Pierw­sze dwa aka­pi­ty są mocno spra­woz­daw­cze – dają radę, ale faj­niej wy­szły­by jako np. opis spo­tka­nia nar­ra­to­ra z owym tak­sy­der­mi­stą. Coś by się dzia­ło, więc też bar­dziej an­ga­żo­wał­byś czy­tel­ni­ka.

Fajne! Zwięź­le (może aż za­nad­to), ale z po­my­słem, są cie­ka­we twi­sty :) Jest ma­ka­bra, ale opi­sa­na z wy­czu­ciem (choć tu po­mo­gła zwię­złość) – nie po­sze­dłeś w bez­sen­sow­ne krwa­we opisy, a to dla mnie plus.

 

Po­zdrów­ka i po­wo­dze­nia w kro­ku­sie!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

chal­bar­czyk Dzię­ki za miłe słowa! Po­pra­wię in­ter­punk­cję i inne ba­bo­le i po­win­no być okej. Po­zdra­wiam rów­nież! 

 

Kro­kus Dzię­ki za opi­nię, cie­szę się że się spodo­ba­ło. Po­zdrów­ka rów­nież :)

Am­bush Dzię­ki za rady! Po­pra­wię błędy i zmo­dy­fi­ku­je te nie­szczę­sne dia­lo­gi, które przy­zna­ję nie są moją mocną stro­ną. 

fan­tho­mas Po­wiem szcze­rze, że nie za bar­dzo umiem pisać tych wszyst­kich bu­du­ją­cych kli­mat, po­etyc­kich opi­sów i sku­piam się na pcha­niu fa­bu­ły do przo­du, więc może dla­te­go wszyst­ko szyb­ko się dzie­je.

Storm – cześć Ten-Te­go mi­strzu!!

„Aresz­to­wa­li mnie tak samo, jak tego gro­te­sko­we­go po­kur­cza i za­mknę­li tutaj, w tej obrzy­dli­wej izo­lat­ce”.

„…mia­no­wi­cie to, że ten obłą­ka­ny gad ze­znał, iż to ja ka­za­łem mu do­ko­nać tej ohyd­nej zbrod­ni. Co jesz­cze bar­dziej ku­rio­zal­ne po­li­cja uwie­rzy­ła temu prze­klę­te­mu ża­bo­ja­do­wi. Przy­szli do mnie mó­wiąc, że mają do­wo­dy. Aresz­to­wa­li mnie tak samo, jak tego gro­te­sko­we­go po­kur­cza i za­mknę­li tutaj, w tej obrzy­dli­wej izo­lat­ce”.

Nie dzi­wię się. Będąc w wiel­kim stre­sie po wła­snym – pi­sa­rza – aresz­to­wa­niu, nagle za­czą­łeś TE­GO­WAĆ i aż do końca szor­tu zo­sta­ło ci to!!!!!! – to, ten, tej, tego, tam­te­go, temu, tam­te­mu + sto in­nych! Storm – ty je­steś Wi­cher, czy po­łkną­łeś śmier­dzą­ce flaki wy­pcha­nych ludzi (tak, umiem wejść w kli­mat szor­ci­ka) ze stra­szy­dła­mi-słów­ka­mi i prze­sta­łeś być nie­złym pi­sa­rzem lub jest was dwóch…?

To tylko dwa z wielu frag­men­tów – NA­TYCH­MIAST PO­ZBĄDŹ SIĘ TEGO WSZYST­KIE­GO.

Poza tym – nie­zły, in­te­re­su­ją­co przed­sta­wio­ny po­mysł. Choć nie­ste­ty koń­ców­ka tak od 4/5 szor­ta – bar­dzo po­roz­ry­wa­na nar­ra­cyj­nie. Chcesz „na super” za­koń­czyć, zry­wasz zda­nia żeby było b. do­sad­nie. Chęci szcze­re widać!

Do dzie­ła STORM – jutro po po­pra­wach moich „roz­ka­zów”, daj znać, że wró­ci­łeś jak Wi­cher do boju o na­gro­dę Nobla, bo… za­dzwo­nię po po­li­cję li­te­ra-bzdur­no-znaw­czą!!!!!!

Z przy­jaź­nią.

La­bin­naH

Prze­czy­taw­szy.

Hm, mam pro­blem z tym szor­cia­kiem. Z jed­nej stro­ny po­do­ba mi się oś fa­bu­ły i to jak to się roz­wi­ja, bo amne­zja nar­ra­to­ra robi nie­złą hi­sto­rię. Z dru­giej to dzie­je się za szyb­ko, bym mogła wsiąk­nąć w kli­mat. W sumie jest to na moje oko bar­dziej do­kład­ny szkic niż peł­no­praw­na hi­sto­ria, więc mam na­dzie­ję, że kie­dyś roz­wi­niesz to w coś więk­sze­go ob­ję­to­ścio­wo. Rze­czy warsz­ta­to­we wy­punk­to­wa­li przed­pi­ś­cy, więc też warto z tego sko­rzy­stać. Nie­mniej to, co w tym szor­cie sie udało, to za­mknię­cie w mi­ni­mum zna­ków zgrab­nej fa­bu­ły, a to na­praw­dę sztu­ka.

Cześć La­bin­naH, wró­ci­łem jak wi­cher do boju i ogra­ni­czy­łem TE­GO­WA­NIE od mo­men­tu aresz­to­wa­nia. Pi­sząc, kom­plet­nie tego nie za­uwa­ży­łem, ale jak na­pi­sa­łeś nar­ra­tor był ze­stre­so­wa­ny i pod pre­sją więc jakoś TE­GO­WA­NIE się wkra­dło ;) Dzię­ki za wy­ła­pa­nie TEGO wszyst­kie­go! Po­zdra­wiam.

Hej oidrin! Do­pie­ro uczę się pisać hor­ro­ry, więc bu­do­wa­nie kli­ma­tu wy­cho­dzi mi róż­nie. Na pewno mój na­stęp­ny hor­ro­ro­wy tekst bę­dzie już pod tym wzglę­dem lep­szy. Dzię­ki za opi­nię!

Hej Storm

Przy­jem­ny tekst, choć wy­da­je mi się, że jesz­cze wy­ma­ga wy­gła­dze­nia. Moim zda­niem – byłby lep­szy w nieco dłuż­szej for­mie, bo teraz wy­da­je się nieco pę­dzić.

Z plu­sów: jest kli­mat, na po­cząt­ku wszyst­ko wy­da­je się jasne – a potem już nie. Mia­łem taką myśl: aaa, okaże się że tam­ten ich wy­pchał i ko­niec. A tu pro­szę! :) Fajne za­koń­cze­nie.

 

Cześć Ram­shi­ri Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i opi­nię. Na pewno wy­ko­rzy­stam su­ge­stię w przy­szłych tek­stach w hor­ro­ro­wym kli­ma­cie.

Hej, Storm!

Tekst krót­ki, z po­zo­ru sztam­po­wy, ale w końcu pre­zen­tu­je cie­ka­we zwro­ty akcji. Tylko re­ali­za­cja miej­sca­mi boli, jak po­ka­żę:

Fran­cis był tak­sy­der­mi­stą – wy­py­chał zwie­rzę­ta.

Ro­zu­miem, że już przy­ją­łeś ten wyraz za tytuł i nie bę­dziesz zmie­niał, ale to kalka nie­obec­na w naj­waż­niej­szych słow­ni­kach – mówi się po pro­stu “wy­py­chacz zwie­rząt”.

Jego ro­dzi­na od wielu lat zwią­za­na z Pa­ry­żem, zaj­mo­wa­ła się tak­sy­der­mią od prze­szło pięć­dzie­się­ciu lat.

Prze­ci­nek po “ro­dzi­na”. Po­dwój­ne “od lat” wy­pa­da fa­tal­nie pod wzglę­dem sty­li­stycz­nym.

Wszy­scy tak jak on byli swego czasu mi­strza­mi w tej dzie­dzi­nie.

Wy­dzie­lił­bym prze­cin­ka­mi “tak jak on”.

Za­wsze, gdy zle­ca­łem mu wy­pcha­nie ja­kie­go­kol­wiek zwie­rzę­cia on w bły­ska­wicz­ny spo­sób

Prze­ci­nek po “zwie­rzę­cia”.

Oka­za­ło się, że był to nie kto inny jak Mary Hig­gins, dama, którą po­zna­łem ty­dzień temu na jed­nym z ban­kie­tów. Przy­po­mnia­łem sobie, że spę­dzi­łem z nią wtedy wy­jąt­ko­wo miły wie­czór. Mary była nie­zwy­kle sym­pa­tycz­ną, ale też uro­dzi­wą damą więc tym bar­dziej cała spra­wa bar­dzo mnie za­nie­po­ko­iła. Du­ma­łem nad tym, co mogło przy­da­rzyć się temu uro­cze­mu dziew­czę­ciu.

Prze­ci­nek po “damą”. Dwa razy ten wyraz w nie­wiel­kim od­stę­pie. Poza tym sło­wem “dziew­czę” zwy­kłem okre­ślać osób­ki młod­sze niż te, do któ­rych pa­su­je okre­śle­nie “dama”.

Stwier­dzi­łem też, co rów­nież za­uwa­żo­no w ar­ty­ku­le pra­so­wym, że w po­dob­nie za­gad­ko­wych oko­licz­no­ściach za­gi­nął

To chyba nie stwier­dził, tylko prze­czy­tał, do­wie­dział się?

Fran­cuz nagle za­czął drżeć ni­czym w sta­nie go­rącz­ki.

Może po pro­stu: w go­rącz­ce?

-Pa­nie Brown, wszyst­ko go­to­we.

– Panie… – myśl­nik za­miast dy­wi­zu i od­stęp.

Tak­sy­der­mi­sta zszedł na dół po mar­mu­ro­wych scho­dach

Dla­cze­go mar­mu­ro­wych?

-Prze­pra­szam to tylko flaki

Jak wyżej z myśl­ni­kiem; prze­ci­nek po “prze­pra­szam”.

wo­ła­ją­ce­go: Oto moje dzie­ło! po pro­stu za­mar­łem.

Okrzyk po­wi­nien być w cu­dzy­sło­wie i ra­czej bez dwu­krop­ka.

-Pan za­cze­ka! Prze­cież tak się uma­wia­li­śmy no nie?

Jak wyżej z myśl­ni­kiem; prze­ci­nek przed “no nie”.

Co naj­bar­dziej nie­do­rzecz­ne w owej hi­sto­rii mia­no­wi­cie to, że obłą­ka­ny gad jesz­cze nie tak dawno zwany prze­ze mnie fe­no­me­nal­nym ar­ty­stą, ze­znał, iż to ja ka­za­łem mu do­ko­nać wy­pcha­nia zwłok.

Moim zda­niem nie pa­su­je tu wyraz mia­no­wi­cie. Można na­pi­sać po pro­stu: naj­bar­dziej nie­do­rzecz­ne w owej hi­sto­rii jest to… – i zbęd­ny prze­ci­nek przed “ze­znał”, nie od­dzie­la­my pod­mio­tu od orze­cze­nia.

Aresz­to­wa­li mnie tak samo, jak gro­te­sko­we­go po­kur­cza, który do­ko­nał ohyd­nej zbrod­ni i za­mknę­li tutaj, w obrzy­dli­wej izo­lat­ce.

Prze­ci­nek po “zbrod­ni” (mimo że przed “i”), do­mknię­cie wtrą­ce­nia tego wy­ma­ga.

Przez moją ułom­ność wy­lą­do­wa­łem wśród czub­ków

Lep­sze sty­li­stycz­nie by­ło­by “swoją ułom­ność”.

Muszę po­my­śleć jak stąd uciec.

Prze­ci­nek przed “jak”.

Za­pi­su­ję te słowa, wpa­tru­jąc się jak co noc w upior­ne zjawy dwój­ki moich ofiar.

Wła­ści­wiej: dwoj­ga.

Wy­pa­tro­szy­my was tak jak wy nas…

Zapis wy­po­wie­dzi, od myśl­ni­ka. Prze­ci­nek przed całym “tak jak” (ak­cent na akt) lub przed “jak” (ak­cent na spo­sób).

Rę­ko­pis ów zo­stał zna­le­zio­ny w izo­lat­ce nr 18

W pro­zie sta­ra­my się wszyst­ko za­pi­sy­wać bez skró­tów i cyfr, a zatem: izo­lat­ce numer osiem­na­ście.

osa­dzo­ny był mor­der­ca dwój­ki osób Elias Brown.

Jak wyżej.

Ciało po­zba­wio­ne było ja­kich­kol­wiek or­ga­nów mięk­kich m.in.: wnętrz­no­ści, ję­zy­ka, oczu.

Jak wyżej i prze­ci­nek przed “mię­dzy in­ny­mi”.

We­zwa­ny na miej­sce pa­to­log wska­zał wy­pa­tro­sze­nie żyw­cem jako bez­po­śred­nią przy­czy­nę śmier­ci.

Cie­ka­we, zwy­kle wska­zu­ją nie­wy­dol­ność krą­że­nio­wo-od­de­cho­wą, do wszyst­kie­go pa­su­je. Na wy­pa­tro­sze­nie żyw­cem może bra­ko­wać for­mal­ne­go kodu.

 

Dzię­ku­ję za moż­li­wość lek­tu­ry i życzę wiele ra­do­ści z pi­sa­nia!

Witaj Śli­ma­ku Za­gła­dy!

Gra­tu­lu­ję spo­strze­gaw­czo­ści. Mu­sia­łeś chyba ana­li­zo­wać każde zda­nie z osob­na, by wy­ła­pać te wszyst­kie ba­bo­le. Prze­cin­ki i inne ogon­ki to moja zmora i cza­sem po pro­stu tego nie ogar­niam, dla­te­go jest dużo błę­dów ;) 

Biorę się za po­praw­ki. Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i rów­nież życzę ra­do­ści z pi­sa­nia! 

Cześć, Storm.

Twoje opo­wia­da­nie, nie­ste­ty, mnie nie po­rwa­ło. Za dużo tell, za mało show. Ta jedna scena, kiedy rze­czy­wi­ście po­zwa­lasz czy­tel­ni­ko­wi uczest­ni­czyć w wy­da­rze­niach, a nie tylko do­świad­czać ich za po­śred­nic­twem stresz­cza­nia, nie wy­star­czy, żeby od­bior­ca mógł się wcią­gnąć w opo­wieść. Na pewno jest tu po­ten­cjał na coś dłuż­sze­go, bar­dziej roz­bu­do­wa­ne­go i przez to bar­dziej zaj­mu­ją­ce­go. W obec­nej for­mie tekst jest po pro­stu nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy.

Z plu­sów mogę wy­mie­nić na pewno kli­mat i te­ma­ty­kę. Wy­pcha­ne zwie­rzę­ta to jeden z tych mo­ty­wów hor­ro­ro­wych, które na­praw­dę lubię ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Cześć,

 

Dobry po­mysł i rze­czy­wi­ście cie­ka­wy za­bieg z tą amne­zją nar­ra­to­ra i zmia­ną pe­spek­ty­wy z ob­ser­wa­to­ra na mor­der­cę oraz wspól­ni­ka zbrod­ni. Czyta się na­praw­dę nie­źle, jed­nak tak jak za­uwa­ży­li nie­któ­rzy, wszyst­ko dzie­je się bar­dzo szyb­ko, tro­chę za szyb­ko i jest to dobry tekst ba­zo­wy na dłuż­sze opo­wia­da­nie i roz­wi­nię­cie te­ma­tu, więc warto się nad tym za­sta­no­wić. Sam, mam z tym spory pro­blem, tzn. czę­ściej wy­cho­dzi mi kon­cept opo­wia­da­nia niż samo opo­wia­da­nie, więc wiem że nie jest to łatwe;)

 

Po­zdra­wiam!

Cześć, gra­vel. Dzię­ki za ko­men­tarz. Szko­da, że tekst nie przy­padł ci do gustu ale biorę słowa kry­ty­ki na klatę i będę o nich pa­mię­tał two­rząc na­stęp­ny hor­ror.

JPol­sky Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz! Po­zdra­wiam rów­nież ;)

Po­mysł nie­zły. Nie tłu­ma­czysz jak to się stało że oby­dwaj tak nędz­nie skoń­czy­li, taka za­gad­ka może zo­stać, ale przy­da­ła by się jakaś wska­zów­ka, bo opo­wia­da­nie nie su­ge­ru­je żad­nych roz­wią­zań.

 

Druga spra­wa – jest sporo po­tknięć ję­zy­ko­wych, nie cho­dzi mi stric­te o błędy, tylko np.:

 

Jego ro­dzi­na, od wielu lat zwią­za­na z Pa­ry­żem

 

No, po pro­stu tam miesz­ka­li – tak? Zwią­za­ny mogę być z Kra­ko­wem, bo mam tam bab­cię i czę­sto ją od­wie­dzam.

 

Mary była nie­zwy­kle sym­pa­tycz­ną, ale też uro­dzi­wą ko­bie­tą, więc tym bar­dziej cała spra­wa bar­dzo mnie za­nie­po­ko­iła. Du­ma­łem nad tym, co mogło przy­da­rzyć się temu uro­cze­mu dziew­czę­ciu.

To ko­bie­ta czy dziew­czę? wink

 

I można by długo wy­mie­niać. Jest to taki brak pre­cy­zji słow­nej, nad wy­ro­bie­niem któ­rej mu­sisz chyba po­pra­co­wać.

 

 

 

 

 

 

W ko­men­ta­rzach robię li­te­rów­ki.

NaN Wciąż pra­cu­ję nad pre­cy­zją, bo pisać za­czą­łem od nie­daw­na. Dzię­ki za opi­nię.

Hej Storm. A to ładne było. Po­dob­nie jak inni zwró­cę uwagę, że stro­na tech­nicz­na wy­ma­ga nieco do­pra­co­wa­nia. Mia­łem też wra­że­nie, że tro­chę zbyt szyb­ko do­wia­du­je­my się, że to Brown jest mor­der­cą. Faj­nie by­ło­by się tro­chę dłu­żej po­ba­wić tym te­ma­tem, po­wo­dzić czy­tel­ni­ka za nos i do­pie­ro wtedy za­ser­wo­wać mu dru­gie ude­rze­nie w po­sta­ci alter ego pana Brow­na. 

Jest jed­nak kli­ma­tycz­nie, z po­my­słem i z in­te­re­su­ją­cym za­koń­cze­niem :-)

Cześć krzko­t1988!

Dzię­ki za ko­men­tarz, cie­szę się, że tekst się spodo­bał!

Po­czą­tek nie za­po­wia­da tak dra­stycz­nych wy­pad­ków, wiec tok przed­sta­wio­nych zda­rzeń i ma­ka­brycz­ny finał za­ska­ku­ją i robią na­le­ży­te wra­że­nie. ;)

 

-Prze­pra­szam, to tylko flaki, za­po­mnia­łem wy­rzu­cić po pre­pa­ra­cji. → Brak spa­cji po dy­wi­zie, za­miast któ­re­go po­win­na być pół­pau­za.

 

Mu­siał być to na­praw­dę cięż­ki epi­zod. → Na czym po­le­ga cię­żar epi­zo­du? Poza tym epi­zod to drob­ne zda­rze­nie nie­ma­ją­ce więk­sze­go zna­cze­nia, więc nie bar­dzo pa­su­je do tego, czego do­świad­czył bo­ha­ter.

Pro­po­nu­ję: Mu­siało to być na­praw­dę szcze­gól­ne zda­rze­nie/ trud­ne prze­ży­cie.

 

Zbli­ża­ją się. Są już bli­sko. → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: Zbli­ża­ją się. Są już tuż-tuż.

 

Hig­gins po­chy­la się nade mną i szep­cze mi do ucha: → Drugi za­imek jest zbęd­ny.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

re­gu­la­to­rzy Dzię­ki za prze­czy­ta­nie! Ba­bo­le po­pra­wio­ne, cie­szę się, że się spodo­ba­ło.

Po­zdra­wiam ;)

Bar­dzo pro­szę, Strom. Miło mi, że mo­głam się przy­dać. :)

A skoro po­pra­wi­łeś uster­ki, mogę udać się do kli­kar­ni. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cie­ka­wy, wcią­ga­ją­cy szort. Jako hor­ror speł­nił swoje za­da­nie, było od­po­wied­nio strasz­nie i obrzy­dli­wie. Po­do­bał mi się twist z głów­nym bo­ha­te­rem. Po­stać tak­sy­der­mi­sty do­brze zbu­do­wa­na i pa­su­je do kli­ma­tu grozy. Po­dob­nie jak inni, mi też się wy­da­wa­ło, że wszyst­ko zbyt szyb­ko się dzie­je, ale skoro to za­pi­ski, to jest ok. Ge­ne­ral­nie po­do­ba­ło się ;) 

So­na­ta Dzię­ki za ko­men­tarz! Po­zdrów­ki ;)

Warsz­tat może po­zo­sta­wia nieco do ży­cze­nia, na­to­miast kli­mat pa­nu­je tutaj do­sko­na­ły! Być może wpro­wa­dze­nie przed­sta­wia­ją­ce tak­sy­der­mi­stę wy­da­je się przy­dłu­gie w po­rów­na­niu z opi­sem wła­ści­wej akcji – ale z dru­giej stro­ny faj­nie kon­tra­stu­je z dal­szą czę­ścią, która fak­tycz­nie przy­wo­dzi na myśl po­śpiesz­ne za­pi­ski nar­ra­to­ra, a więc cał­kiem do­brze współ­gra z tym, co po­ka­zu­jesz. Przy­cze­pi­ła­bym się do ostat­nie­go aka­pi­tu – wy­glą­da to jak coś w ro­dza­ju no­tat­ki pra­so­wej, jest do­brym i zwię­złym do­po­wie­dze­niem za­koń­cze­nia… Ale nie od­róż­nia się w żaden spo­sób od resz­ty tek­stu (jest je­dy­nie od­dzie­lo­ne gwiazd­ka­mi, po­dob­nie jak po­przed­nia część – jak ro­zu­miem, "rę­ko­pis"), co każe tro­chę do­my­ślać się czy­tel­ni­ko­wi, w któ­rym mo­men­cie nar­ra­cja się zmie­nia… A może to tylko mój ana­li­tycz­ny umysł do­ma­ga się ja­kie­goś upo­rząd­ko­wa­nia. Tak czy ina­czej, po­do­ba­ło mi się, do­brze się czy­ta­ło, taki kli­mat ku­pu­ję :) Po­zdra­wiam!

Spo­dzie­waj się nie­spo­dzie­wa­ne­go

NaNa Dzię­ki za prze­czy­ta­nie! Po­zdra­wiam rów­nież :)

Witaj!

Ale ma­sa­krycz­na ma­sa­kra! :)

Opo­wieść jest tak prze­ra­ża­ją­co wstrzą­sa­ją­ca, że do­słow­nie rzuca na ko­la­na. Za­koń­cze­nie jest naj­lep­sze, brawa. :) Ge­nial­ny hor­ror. :)

Chwi­la­mi czu­łam się, jak­bym oglą­da­ła “Ga­bi­net figur wo­sko­wych”. :)

Klik ode mnie.

Po­zdra­wiam. :)

 

Pe­cu­nia non olet

Cześć bruce!

Super, że tekst ci się spodo­bał. Dzię­ki bar­dzo za klika i po­zy­tyw­ne słowa, mo­ty­wu­ją do dal­sze­go pi­sa­nia w tym ga­tun­ku. Po­zdra­wiam rów­nież ;)

I ja dzię­ku­ję. :)

Pe­cu­nia non olet

Hej,

 

Po­mysł nie­zły, choć nie jest wy­bit­nie ory­gi­nal­ny. Jeśli cho­dzi o formę, to ja nie­ste­ty tro­chę się gu­bi­łam – mo­men­ta­mi nie wie­dzia­łam, co wła­ści­wie się dzie­je. Re­ak­cja bo­ha­te­ra, kiedy zro­zu­miał, co się stało, już w psy­chia­try­ku, wy­da­je mi się tro­chę dziw­na – jakoś nie ma w tym prze­ra­że­nia wła­snym czy­nem.

 

nie omiesz­ka­łem za­py­tać go o to nie­wy­ja­śnio­ne zda­rze­nie

Wła­ści­wie dziw­ne, że za­czy­na taki temat z tak­sy­der­mi­stą… Ale jesz­cze dziw­niej­sze jest to “nie omiesz­ka­łem”, które wła­śnie su­ge­ru­je, że to coś nor­mal­ne­go. Moim zda­niem nie­zbyt traf­ne wy­ra­że­nie.

 

Ogól­nie – mam mie­sza­ne uczu­cia.

 

Po­zdra­wiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Hej DHBW!

Nar­ra­cja jest nieco cha­otycz­na, bo sta­ra­łem się nią za­pre­zen­to­wać nie­sta­bil­ność psy­chicz­ną bo­ha­te­ra. Wy­sze­dłem z za­ło­że­nia, że bę­dzie to cie­ka­wy spo­sób opo­wia­da­nia hi­sto­rii. 

 Wła­ści­wie dziw­ne, że za­czy­na taki temat z tak­sy­der­mi­stą… Ale jesz­cze dziw­niej­sze jest to “nie omiesz­ka­łem”, które wła­śnie su­ge­ru­je, że to coś nor­mal­ne­go. Moim zda­niem nie­zbyt traf­ne wy­ra­że­nie.

Miał kom­plet­ną amne­zję i nie zda­wał sobie spra­wy, że jest mor­der­cą. Za­nie­po­ko­jo­ny wia­do­mo­ścią w ga­ze­cie, po­sta­no­wił po­roz­ma­wiać o niej z pierw­szym lep­szym zna­jo­mym, któ­re­go spo­tka czyli z tak­sy­der­mi­stą. Chcia­łem stwo­rzyć ilu­zję, że nar­ra­tor jest nor­mal­nym ko­wal­skim a na końcu wy­ja­wić jego praw­dzi­wą psy­cho­pa­tycz­ną na­tu­rę :)

 

Dzię­ki za ko­men­tarz i rów­nież po­zdra­wiam ;)

Prze­czy­ta­łem mimo że hor­ror, bo tekst kon­kur­so­wy.

Storm, no wiem, że on sam był cha­otycz­ny, ale jed­nak za­bra­kło mi ja­kie­goś prze­ra­że­nia wła­snym czy­nem. Tę “ilu­zję” stwo­rzy­łeś bar­dzo do­brze, tylko że potem ina­czej wi­dzia­ła­bym tę koń­ców­kę.

 

Nie cze­piam się sa­me­go za­ga­da­nia do tak­sy­der­mi­sty, tylko tego wy­ra­że­nia – “nie omiesz­ka­łem”. Po pro­stu jest tutaj, hm, prze­sa­dzo­ne. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

DHBW hm, we­dług mnie nie omiesz­ka­łem nie jest jakoś prze­sa­dzo­ne ale sza­nu­ję opi­nię :)

Kurde, szko­da, że tak wszyst­ko ści­śnię­te jak w pra­sie na zło­mie, bo gdyby tu wy­cią­gnąć tam roz­cią­gnąć, a jesz­cze gdzieś in­dziej wy­kle­pać, mógł­byś nas za­brać w nie­sa­mo­wi­tą po­dróż. Po­ka­za­łeś nam jed­nak tylko ogró­dek, a mimo wszyst­ko faj­nie było się nim po­prze­cha­dzać:)

vrchamps Przy­zna­ję wy­szło nieco za krót­ko jak na hor­ror. Nie­wy­klu­czo­ne, że kie­dyś roz­wi­nę ten tekst bo wielu użyt­kow­ni­ków do­strze­gło po­ten­cjał w fa­bu­le. Dzię­ki za prze­czy­ta­nie!

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Anet Faj­nie że się spodo­ba­ło :)

Hej, Storm, po­wo­li nad­ra­biam za­le­głe Nok­tur­ny, a tu przy­sła­ła mnie po­le­caj­ka, bo je­stem pies na vin­ta­ge ;)

I ogól­nie mi się po­do­bał po­mysł, zwłasz­cza na wie­lo­po­zio­mo­we za­pę­tle­nie i otwar­te “roz­wią­za­nie”, choć już z wy­ko­na­niem nie jest aż tak świe­tla­nie.

 

W prze­ci­wień­stwie do Gra­vel nie prze­szka­dza mi to, że w dużej mie­rze re­la­cjo­nu­jesz – kon­wen­cja oraz fi­na­ło­wa in­for­ma­cja, że czy­ta­my za­pi­ski, cał­ko­wi­cie to uspra­wie­dli­wia­ją. Nie daj się uwieść fe­ty­szo­wi, że czy­tel­nik za­wsze musi być w środ­ku akcji, a nar­ra­tor/punkt wi­dze­nia musi być “bo­ha­te­rem” i siłą spraw­czą. Każdy inny typ nar­ra­cji i bo­ha­te­ra ma prawo bytu w li­te­ra­tu­rze, pod wa­run­kiem, że jest to prze­my­śla­ne i ce­lo­we.

A u Cie­bie nie widzę błędu typu “tell” za­miast “show”, bo tu nie ma miej­sca na “show”, to opo­wia­da­nie jest z za­ło­że­nia “tell”. I do­brze. Do vin­ta­ge pa­su­je.

 

Fa­bu­ła jak fa­bu­ła, cał­kiem okej. Na­to­miast w nar­ra­cji wzmoc­ni­ła­bym po­czu­cie lęku, taki oso­bi­sty ele­ment, żeby jej ton le­piej współ­grał z wy­ja­śnie­niem, co to jest, na końcu. 

 

Mam na­to­miast kilka uwag do­ty­czą­cych kon­kre­tów.

 

Naj­pierw po­cząt­ko­wa eks­po­zy­cja. Nie wiemy, gdzie to się dzie­je, więc Fran­cuz mó­wią­cy z fran­cu­skim ak­cen­tem, z ro­dzi­ny od po­ko­leń miesz­ka­ją­cej w Pa­ry­żu, wy­da­je się kon­struk­tem dość dzi­wacz­nym, bo mo­że­my się spo­dzie­wać, że rzecz dzie­je się w Pa­ry­żu. Na­praw­dę: vin­ta­ge =/= wik­to­riań­ska An­glia ;) Dla mnie aku­rat na­tu­ral­nym śro­do­wi­skiem, także li­te­rac­kim, jest Fran­cja, więc od­czu­łam to jako zgrzyt eks­po­zy­cji. Gdy­byś za­zna­czył od razu, że rzecz dzie­je się w Lon­dy­nie, to wszyst­kie ele­men­ty wsko­czy­ły­by na miej­sce, choć część in­for­ma­cji (o ro­dzi­nie w Pa­ry­żu) by­ła­by zbęd­na, bo nie mia­ła­by nic do rze­czy, skoro facet prze­niósł się do per­fid­ne­go Al­bio­nu.

Ską­d­inąd Fran­cis to nie jest ty­po­wo fran­cu­skie imię (spraw­dzi­łam sobie: po­ja­wia się do­pie­ro w XX w. we Fran­cji, pod wpły­wem an­giel­skim), co mnie też od razu wy­bi­ło z rytmu, a on się prze­cież chyba w tym Pa­ry­żu uro­dził i wy­cho­wał?

 

od­kry­łem ta­jem­ni­cę ar­ty­sty

Wy­py­cha­cza nikt nie na­zwie nor­mal­nie ar­ty­stą, więc jeśli bo­ha­ter chce tak mówić, to musi to wy­ja­śnić wcze­śniej, nie póź­niej.

 

Skon­fun­do­wa­ny całą sy­tu­acją zro­bi­łem to, o co pro­sił. Idąc za Che­val­lie­rem ko­ry­ta­rzem o wil­got­nych ka­mien­nych ścia­nach, zda­łem sobie spra­wę, że była to jakaś ukry­ta piw­ni­ca.

A nie po pro­stu piw­ni­ca? Na razie nic nie wska­zu­je na jej szcze­gól­ne ukry­cie, bo piw­ni­ce są pod bu­dyn­ka­mi ;)

 

Ci głup­cy mówią, że cier­pię na silną psy­cho­zę i za­ni­ki pa­mię­ci.

Bar­dzo ogól­ni­ko­we re­alia opo­wia­da­nia nie po­zwa­la­ją umiej­sco­wić go na chro­no­lo­gicz­nej mapie, choć ob­sta­wiam stan­dar­do­wy “wik­to­ria­nizm” (choć o ile dla mnie to ostat­nie de­ka­dy XIX w., ludz­kość lubi to roz­cią­gać, więc w sumie nie wiem, co mia­łeś na myśli), ale warto spraw­dzać, czy ter­mi­ny już funk­cjo­no­wa­ły i czy mó­wi­ło się już o “psy­cho­zie”. Nie wy­klu­czam, że tak, ale chcia­ła­bym wie­dzieć, czy spraw­dzi­łeś.

 

Rę­ko­pis ów zo­stał zna­le­zio­ny w izo­lat­ce

Ko­cham rę­ko­pi­sy zna­le­zio­ne w róż­nych miej­scach, ale izo­lat­ka w Be­dlam chyba wska­zu­je na dość późną chro­no­lo­gię. Mam gdzieś chyba książ­kę o tym szpi­ta­lu, choć An­glia to śred­nio moja bajka, więc mogę spraw­dzić, chyba że spraw­dzi­łeś ;) A może to kwe­stia nazwy: to, w czym sie­dzi obłą­ka­ny Ren­field w “Dra­cu­li” Cop­po­li za­słu­gu­je ra­czej na miano celi. Izo­lat­ka może po pro­stu brzmi zbyt no­wo­cze­śnie i “ele­ganc­ko”.

http://altronapoleone.home.blog

Hej dra­ka­ino!

Dzię­ki za ko­men­tarz. Prze­ana­li­zo­wa­łaś po­rząd­nie tekst, wy­ła­pu­jąc masę drob­nych acz waż­nych de­ta­li. Faj­nie, że po­mysł oka­zał się in­te­re­su­ją­cy.

Ską­d­inąd Fran­cis to nie jest ty­po­wo fran­cu­skie imię (spraw­dzi­łam sobie: po­ja­wia się do­pie­ro w XX w. we Fran­cji, pod wpły­wem an­giel­skim), co mnie też od razu wy­bi­ło z rytmu, a on się prze­cież chyba w tym Pa­ry­żu uro­dził i wy­cho­wał?

Przy­znam szcze­rze, że imię wy­bra­łem lo­so­wo nie zwra­ca­jąc uwagi na czas i miej­sce wy­stę­po­wa­nia. Mój błąd.

A nie po pro­stu piw­ni­ca? Na razie nic nie wska­zu­je na jej szcze­gól­ne ukry­cie, bo piw­ni­ce są pod bu­dyn­ka­mi ;)

Tutaj zda­rzył się nie­ste­ty skrót my­ślo­wy. Cho­dzi­ło mi o kla­sycz­ny właz do piw­ni­cy ukry­ty pod dy­wa­nem ;)

Bar­dzo ogól­ni­ko­we re­alia opo­wia­da­nia nie po­zwa­la­ją umiej­sco­wić go na chro­no­lo­gicz­nej mapie, choć ob­sta­wiam stan­dar­do­wy “wik­to­ria­nizm” (choć o ile dla mnie to ostat­nie de­ka­dy XIX w., ludz­kość lubi to roz­cią­gać, więc w sumie nie wiem, co mia­łeś na myśli), ale warto spraw­dzać, czy ter­mi­ny już funk­cjo­no­wa­ły i czy mó­wi­ło się już o “psy­cho­zie”. Nie wy­klu­czam, że tak, ale chcia­ła­bym wie­dzieć, czy spraw­dzi­łeś.

Do­brze ob­sta­wiasz :) Sta­ra­łem się by był to mniej wię­cej rok 1891. Co do psy­cho­zy, to za­uwa­ży­łem ten ter­min bo­daj­że w opo­wia­da­niu Ar­thu­ra Ma­che­na, który akcję osa­dzał wła­śnie w wik­to­riań­skiej An­glii i wy­sze­dłem z za­ło­że­nia, że bę­dzie pa­so­wać. Po prze­czy­ta­niu two­je­go ko­men­ta­rza spraw­dzi­łem i rze­czy­wi­ście ter­min użyty zo­stał po raz pierw­szy w 1845, więc się zga­dza.

 Ko­cham rę­ko­pi­sy zna­le­zio­ne w róż­nych miej­scach, ale izo­lat­ka w Be­dlam chyba wska­zu­je na dość późną chro­no­lo­gię. Mam gdzieś chyba książ­kę o tym szpi­ta­lu, choć An­glia to śred­nio moja bajka, więc mogę spraw­dzić, chyba że spraw­dzi­łeś ;) A może to kwe­stia nazwy: to, w czym sie­dzi obłą­ka­ny Ren­field w “Dra­cu­li” Cop­po­li za­słu­gu­je ra­czej na miano celi. Izo­lat­ka może po pro­stu brzmi zbyt no­wo­cze­śnie i “ele­ganc­ko”.

Przy wy­bo­rze szpi­ta­la Be­dlam znów muszę przy­znać, że kie­ro­wa­łem się dość pro­sty­mi kry­te­ria­mi. 

Duży, znany szpi­tal w Lon­dy­nie z od­dzia­łem psy­chia­trycz­nym funk­cjo­nu­ją­cym w 1891 roku. Spraw­dzi­łem (nie­ste­ty już po fak­cie) i fak­tycz­nie izo­lat­ki sto­so­wa­no w tam­tym cza­sie ;) Oso­bi­ście pre­fe­ru­ję słowo izo­lat­ka niż cela. 

Hej, super :)

 

Tak, szpi­tal­nie izo­lat­ka jest oczy­wi­ście bar­dziej sen­sow­na i w sumie po­dej­rze­wa­ła­bym, że mieli osob­ne po­miesz­cze­nia dla pa­cjen­tów uwa­ża­nych za nie­bez­piecz­nych. Be­dlam cie­szy­ło się jed­na­ko­woż jako miej­sce dość kosz­mar­ną sławą, dla­te­go czy­sto na takie po­pkul­tu­ro­we wy­czu­cie ko­ja­rzą mi się ra­czej cele czy klit­ki, z tym że to nie pa­su­je do kon­tek­stu, ale to oczy­wi­ście moja idio­syn­kra­zja. Na do­da­tek belle epo­que to już nie bar­dzo “moje” czasy, plus An­glia to nie “moje” ob­sza­ry, więc nie mam bar­dzo szcze­gó­ło­wej wie­dzy. Nie­mniej faj­nie, że po­spraw­dza­łeś, wie­dza o “psy­cho­zie” może mi się przy­dać XD

 

Na­to­miast po­nie­waż oczy­wi­ście jako re­se­arch freak za­czę­łam szu­kać, co tam mam o psy­chia­trii w An­glii w XIX wieku, i zna­la­złam, że Twoi pa­cjen­ci ra­czej tra­fi­li­by do Bro­ad­mo­or, które od po­ło­wy wieku było szpi­ta­lem “kar­nym” dla prze­stęp­ców… Przy­znam, że też o tym nie wie­dzia­łam. A oka­za­ło się, że mam o tym od­ręb­na książ­kę…

http://altronapoleone.home.blog

In­te­re­su­ją­ca hi­sto­ria. Fak­tycz­nie, nieco stresz­czo­na, roz­wi­nię­cie pew­nie by jej po­mo­gło.

Amne­zja tro­chę wy­da­je mi się pój­ściem na ła­twi­znę – na­cią­ga­ne za­gra­nie, bez któ­re­go Au­to­ro­wi pi­sa­ło­by się o wiele trud­niej. Ale uj­dzie w tłoku.

Mam jesz­cze pro­blem z rę­ko­pi­sem – jest do­pro­wa­dzo­ny prak­tycz­nie do mo­men­tu śmier­ci. Że też ofia­ra zdą­ży­ła za­pi­sać, co trze­ba i pew­nie jesz­cze ukryć no­tat­ki, żeby się nie za­chla­pa­ły krwią… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Witaj Fin­klo!

Zbyt stresz­czo­na hi­sto­ria to naj­więk­szy pro­blem tego tek­stu. Roz­wi­nię­ta wer­sja na pewno się po­ja­wi, bo widzę, że wielu oso­bom spodo­bał się kli­mat i ogól­na kon­cep­cja a tu nagle hi­sto­ria się koń­czy. To był mój pierw­szy hor­ror z krwi i kości, nie ogar­nia­łem wtedy jesz­cze bu­do­wa­nia na­pię­cia i bar­dziej sku­pia­łem się na pcha­niu hi­sto­rii do przo­du :) 

Co do za­pi­sków, to duchy były po pro­stu bar­dzo kul­tu­ral­ne i za­cze­ka­ły aż Brown skoń­czy pisać ;)

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz!

Nowa Fantastyka