- Opowiadanie: JolkaK - Na rozstajach

Na rozstajach

Hasła wybrane to:  “Na rozstaju dróg” i “Rozejm bożonarodzeniowy”

Przyznam, że była to męczarnia, ze względu na zbyt obszerny tekst i konieczność usuwania wielu linijek. Jednak dzięki betującym nie poddałam się! Wesołych świąt!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Na rozstajach

Zatrzymali się na rozstaju dróg. Stara chata oświetlała ciepłym blaskiem zaśnieżoną okolicę. Rozsypane po niebie gwiazdy, wyraźne jak rzadko, mrugały świątecznie. Mimo tęgiego mrozu, wędrowcy nie wchodzili jeszcze do środka. 

– Pamiętaj, z ciotką trzeba obchodzić się ostrożnie, jest niebezpieczna. Judyta ma nowego chłopaka i nie wolno go obrażać, Wujek jest jak trzeci naleśnik, ale tylko w opinii Michała, więc jak już się wezmą za łby, to dlatego. Babcia na pewno będzie śpiewać, co wkurzy dziadka, trzeba mu wtedy podać szklaneczkę whisky. No cóż – westchnęła ciężko, widząc jego minę.

Kevin, smukły, blady wampir o pięknej skórze i wypielęgnowanych kłach, stał przed nią w śniegu i słuchał z lekkim niedowierzaniem. Starał się zachować spokój, jednak Olga dostrzegła niewielkie oznaki paniki na jego twarzy. 

– Nie martw się, będzie dobrze, zobaczysz. Tylko uważaj na Jurka, najmłodszy, wcale nie oznacza, że najgłupszy. Kiedyś zamknął babcię w wychodku, miał potem szlaban na matematykę. Smarkacz próbował też porżnąć piłą stare krzesło, Judyta miała wtedy nowego chłopaka, i trzeba było uważać, żeby się nie wystraszył, więc dziadek szybko wyrzucił piłę przez okno. No i za chwilę wszedł wujek, ten co jest trzecim naleśnikiem Michała, z piłą w ręku i zapytał, czy to naprawdę konieczne, żeby rzucać w niego narzędziami, gdy on spokojnie pali na zewnątrz. Nie uwierzył w nasze szczere zapewnienia, że to przez Jurka, popatrzył tylko na nas i, obrażony, wyszedł z powrotem przed chatę. 

– Stój – rzekł skołowany Kevin. – Dlaczego naleśnik?

– Och, Michał twierdzi, że właśnie trzeci nigdy mu się nie udaje, więc rozumiesz, wujek niby taki nieudany… no cóż, tarzanie się w śniegu z odrobiną przemocy, to już ich świąteczna tradycja. Michał jest złośliwy, ma to po ciotce, ona to potrafi dopiec.

Drzwi chaty otworzyły się i na śniegu przed nimi wyrósł długi cień czyjejś sylwetki.

– Olga, to ty? Czego tu stoisz na mrozie? Czekasz, aż ci chłopak zamarznie?– Wujek wyciągnął papierosa i zapalił.

– Wujku, to Kevin, proszę, bądź miły dla niego – powiedziała Olga, pełna najgorszych przeczuć.

Wujek zaciągnął się z przyjemnością i popatrzył na smukłego młodzieńca.

– Witaj – powiedział w uśmiechem – aleś blady. Za mało się ostatnio piło, co? Wiesz, sam lubię świeże mięso, w końcu jestem wilkołakiem, więc jakbyś miał ochotę na coś innego, niż wigilijna wieczerza… Hej, Ola, przestań z tymi pięściami! – zawołał, bo dziewczyna ruszyła na niego ze złością.

– Taki z ciebie wilkołak, jak ze mnie kaczka! – krzyczała wkurzona – Kiedy się ostatnio przemieniałeś, no kiedy?! Pełnia nie działa, co? Nie ciągnie już do lasu! I kiedy wreszcie przyznasz, że nie jesz mięsa?!

Wujek zmarkotniał, a Kevin nie wiedział, gdzie się chwilowo podziać, żeby przypadkiem nie oberwać.

Tymczasem stara chata otworzyła swe podwoje raz jeszcze i pojawił się dziadek ze szklaneczką w ręku. 

– Witajcie! – Pociągnął łyczek mrugając okiem do Kevina. – Olga, jak się masz?

– A dobrze, dziękuję. A ty tak w samej koszuli? – Z ulgą powitała zmianę tematu. 

– Koszula jest świąteczna! Babcia właśnie zaczęła śpiewać, to zawsze jest trudne, a szczególnie w jej wieku . Moje serce kiedyś tego nie wytrzyma. Tak sobie myślę, że będę musiał ją w końcu zakneblować. Tak, wiem, to smutne, ale konieczne.

 Olga była poruszona.

– Dziadku co ty mówisz!? Tak nie można! To przecież babcia. Wiesz, ile ona ma lat?

– No właśnie wiem. Młoda jesteś, nie wiesz, jakim ciężarem jest starość. Ja już swoje lata mam. Broda mi się plącze coraz częściej, a ostatnio dwa razy zgubiłem siekierkę.

– No, ale to babcia! Na pewno jest jakiś sposób. Moczysz ją w wodzie?

– Ależ moczę, moczę. W słonej i słodkiej, na przemian. I z ziołami. Ale ona śpiewać musi, to silniejsze od niej. A ja nie daję rady… Wy młodzi nie rozumiecie.

Wujek uznał za stosowne się wtrącić.

– Babcia już taka lekko nieświeża jest. Moczysz, czy nie moczysz, jedzie od niej jak od stuletniej ryby. Ech, te syreny… – Zapatrzył się w dal, z nostalgią uśmiechając się do własnych wspomnień.

Olga nie dawała za wygraną.

– Dziadku, może noś stopery.

– Myślałem o tym, nawet próbowałem, ale wiesz, wtedy ten młody głupol Jureczek kradnie mi siekierę, bo nie słyszę, jak się skrada. Żaden porządny krasnolud nie istnieje bez siekiery. Po prostu nie wypada. O, idzie ciotka, ona ci powie. 

Wysoka kobieta w ciemnych okularach, z olbrzymim kokiem na głowie, sunęła ku nim z gracją żyrafy. Jej smukła szyja otulona srebrnym tiulem zdawała się żyć własnym życiem.

– Co powiem? Olga! Moja ty zielona baryłeczko! A ty musisz być Kevin. Miło mi, ale nie za bardzo. Czemu stoicie wszyscy na mrozie? I co mam powiedzieć? 

Kevin zapatrzony w hipnotyczne ruchy ciotki, zapomniał odpowiedzieć cokolwiek. Ale nikt jakoś nie zwrócił na to uwagi.

– Jak to, co? Powiedz, jak jest z babcią, bo Olga mi nie wierzy. To dziecko chce, żebym nosił stopery!

– Ach, o to chodzi– odpowiedziała nieco sennie ciotka. – Olu, kochanie, nic tu nie poradzimy. Ostatnio jej śpiew stał się najgorszym koszmarem marynarza. To niemal tak, jakbym ja zdjęła okulary, moja droga. Świat się wtedy kończy, a twoje serce kamienieje. 

– Ja wszystko wiem, ale nie można jej przecież kneblować!

– Możemy schować ją w krypcie Michała! Niech sobie tam odpocznie. – Wujek, zachwycony własnym pomysłem, szukał wzrokiem poparcia w towarzystwie. Nadaremno.

Dziadek za to się wkurzył.

– Co ty myślisz, że babcią tak można pomiatać, do krypty chować, wstydziłbyś się, wyliniały kundlu!

– Ale sam przed chwilą mówiłeś…

– Co mówiłem, to mówiłem, ale tobie nie pozwalam! – Dziadek, robiąc się niebezpiecznie czerwony na twarzy, szybko wypił do końca zawartość szklanki i cisnął daleko w śnieg. – Pamiętajcie, że mówicie o babci! Mojej żonie! Trochę szacunku! Poza tym, krypta to nawet niezły pomysł, ale Michał gdzie będzie wtedy spał? No gdzie, pytam się? Macie drugi grobowiec pod ręką? Katakumby może? Ech, młodzi, nic nie myślą.

– Słuchajcie, ktoś jedzie. – Wujek zmrużył oczy i wpatrywał się w ciemną ścianę pobliskiego lasu.

 Zamilkli. Faktycznie, usłyszeli ciche mruczenie silnika i wkrótce skuter śnieżny wyłonił się z mroków nocy. Podjechał na rozstaje obsypując zgromadzonych puchowym śniegiem.

– O,  Michał przyjechał! –zawołała ucieszona mama, która właśnie nadeszła od strony chaty.

– Dzień dobry pani, jestem Kevin. – Wampir zdecydował w jednej chwili, że tu trzeba się odezwać.

Mama zlustrowała go krytycznie. 

– Miło mi, ale tylko trochę.

– Cholera jasna, z tym chłopakiem. No cały mokry jestem. Czy on musi się tak popisywać?

– Hej, wujku! Co tam dzisiaj ci się udało? – Michał zeskoczył zgrabnie ze skutera prosto w objęcia ciotki. – Oj, przepraszam ciociu, najmocniej! Dobrze, że okulary ci nie spadły! Prawie skamieniałem!

– Prawie. – Ciotka poprawiła ciemne szkła. – Nigdy nie trącaj meduzy, mój drogi.

– Ja go rozwieszę między drzewami. Będzie mi suszył ubranie! –Wujek już chwytał za michałowe bandaże.

– Łapy przy sobie! Nie będzie pieseł pluł mi w bandaż!

– Trzeba by je najpierw wyprać. Brudas z ciebie, Michał. Toż ile one mają lat? – powiedziała ciotka z niesmakiem.

– Gdzie jest moja siekierka!? Zaraz was pogodzę! – Dziadek gorączkowo szukał w spodniach i pod brodą.

I wtedy to się stało. Z nieba, w majestatycznym locie, niczym płatek śniegu, spłynął na towarzystwo bożonarodzeniowy cud. Był niewielki, nieco blady i, oczywiście, cudowny. 

Przyglądali się mu chwilę. Kevin, nagle zdenerwowany, poprawił muszkę i podał ramię Oldze. Dziadek obejrzał się w stronę chaty, gdzie została babcia. Wujek popatrzył na ciotkę z jakąś wilczą tęsknotą. Mama już miała wyciągnąć ręce, by przytulić Michała, gdy usłyszała, że ktoś biegnie od strony wsi.

– Odsuńcie się! Wszyscy się odsuńcie! – przeraźliwie krzyknął nadbiegający Jureczek, trzymający w rękach wielką łopatę. Z rozbiegu, nie zatrzymując się, wziął zamach i z całej siły przyłożył łopatą w bożonarodzeniowy cud.

– A masz! – zawołał z satysfakcją, poprawiając kilkoma uderzeniami dla pewności.

Wstrzymali oddech. Niedowierzanie majaczyło na zmarzniętych już nieco twarzach.

– Coś ty zrobił? Ty smarkaczu! Wiesz, co zrobiłeś?! – Wujek z przejęcia aż obnażył żółte kły, a sierść zaczęła mu wystawać zza kołnierzyka.

Kevin odsunął się nieco zdegustowany.

– Jurek, natychmiast się tłumacz! O nocy jedyna, CZY TY WIESZ, CO ZROBIŁEŚ?! – Mama właśnie użyła swego Matczynego Głosu, co wskazywało, jak bardzo jest wzburzona.

– Ależ mamo, matematycznie obliczyłem, że trzeba paskudztwo ukatrupić. Dla dobra nas wszystkich! Uwierz mi, jak obliczysz wymiar fraktalny tego cudu, to wyraźnie wskazuje że…, zresztą zaraz ci to rozpiszę w równaniach, sama zobaczysz…

– Nic nie zobaczę! Masz szlaban na matematykę do odwołania! Jak mogłeś! Właśnie zabiłeś cud bożonarodzeniowy!

– Ale musiałem! Trzeba zneutralizować…

– MILCZ, NIESZCZĘSNY! W TEJ CHWILI IDZIESZ DO CHATY PILNOWAĆ BABCIĘ! – powiedziała, nie mając już cierpliwości dla nastolatka.

Zwiesił głowę i odszedł, ciągnąc łopatę za sobą po śniegu. Patrzyli za nim chwilę.

– Że też nas pokarało inteligentnym nastolatkiem. Kiedyś nas zgubi – orzekła melancholijnie ciotka.

– A czego się spodziewałaś po puku? Z genami nie wygrasz, trzeba przeczekać to dojrzewanie. – Krasnolud z niepokojem spojrzał w stronę zmasakrowanego cudu.

W tym momencie na drodze wiodącej od jeziora, dwa łokcie nad ziemią, otworzył się portal. Mrugał i wirował zielono, rósł powoli, aż przybrał rozmiary porządnej bramy. Wtedy coś się zaczęło psuć, sypnęło iskrami, zatrzeszczały magiczne przestrzenie i zgasły.

– Tak. No cóż. Coś się komuś nie udało! Wujku, na pewno twoi krewni! – zawołał Michał złośliwie i niemal w tym samym momencie dostał porządnie w łeb. Zatoczył się i, chwytając ręką przekrzywione bandaże, ruszył na wilkołaka. Rzucił się na niego i powalił na śnieg. Tarzali się stękając i okładając zawzięcie.

– No, właśnie o tym ci mówiłam, sam widzisz, to już właściwie tradycja – tłumaczyła Olga konwersacyjnym tonem Kevinowi.

Tymczasem magiczny portal znowu się pojawił, tylko dużo bliżej, bo na samym środku rozstajów. Tym razem poszło lepiej i z wirującej otchłani wyszła z gracją Judyta z jakimś grubym jegomościem. Nim portal rozleciał się na dobre, Wujek z Michałem przetoczyli się do niego i zniknęli.

– Yyy, cześć Judyta, słuchaj, gdzie ich poniosło, wiesz może? – Dziadek nieco się zmartwił.

– Siema rodzinko! Kevin? Judyta. – Przywitała się ciepło. Wysoka, wręcz długa, z pięknymi szpiczastymi uszami, wyciągnęła szczupłą dłoń do Kevina. Rozejrzała się po towarzystwie.

– A gdzie babcia? W środku? A Jurek? Chłopakami się nie przejmujcie, potem ich ściągnę, ten portal trochę szwankuje, ale dam radę. A teraz muszę z wami porozmawiać.

– Och, Judyta, ty nie wiesz, co ten bęcwał zrobił. Wszystko zniszczył…

– Mamo, wszystko jest w porządku.

– Ale cud…

– Pozwólcie, że wam przedstawię, Nikolas, mój chłopak. – Gruby jegomość, nieco zawstydzony, przesunął się do przodu.

– Bardzo nam miło. Chociaż jednak nie. Judyta, on jest siwy – rzekła ciotka – nie będę owijała w bawełnę, jak Michał.

– Jest stary i gruby. Za przeproszeniem. – Zwrócił się dziadek do jegomościa, zachowując pozory uprzejmości. – Poza tym, co by nie mówić, to jest niezły mezalians.

– Popatrzcie! – Judyta wzięła od Nikolasa worek i uchyliła go. Ku górze, majestatycznie wypłynął nowy cud, tym razem ze srebrnymi gwiazdeczkami.

Wszyscy zamilkli zachwyceni. Wpatrywali się chwilę w ciszy, jak zaczarowani.

– Jak to możliwe?! Toż to cud!

– No właśnie, mówiłam dziadku, żebyście posłuchali chwilę…

– Nic takiego nie mówiłaś!

– Nie wytrzymam z wami! Mamy cud? Mamy! Cieszyć się! Doceniać! – Ciotka rzadko podnosiła głos, teraz jednak miała najwyraźniej dosyć. 

Puknęło głucho, i w małej zielonej błyskawicy pojawili się Wujek z Michałem, wciąż spleceni w walecznym uścisku. Mrugali, zdziwieni zmianą scenerii i przez chwilę wydawało się, że nie są wrogami, lecz tulącymi się świątecznie przyjaciółmi. Gdy tylko zdali sobie z tego sprawę, podnieśli się na nogi i odskoczyli od siebie.

W tym momencie Jureczek wybiegł z chaty i machając rękoma przed wejściem krzyczał:

– Szybko, chodźcie wszyscy, coś jest nie tak z babcią! Szybko, szybko!

Rzucili się ku chacie, nie wiedząc, co zastaną w środku, przekonani, że na pewno coś strasznego. Dziadek pędził przodem, za nim reszta, wciskali się przez drzwi do rozświetlonego wnętrza. Zatrzymali się na progu zadziwiająco przestronnej izby.

Babcia, przezornie usadzona na krześle ze swoim syrenim ogonem w niewielkiej miednicy, lewitowała teraz pośrodku pomieszczenia. Razem z miską. Łapała chciwie powietrze i wyraźnie zmieniała sylwetkę. Wirowała pomału i coraz bardziej przypominała rybę.

– Na wszystkie istoty zamieszkujące ten świat! Zapomniałam kupić karpia na święta! Ratujcie! Babcia zmienia się w karpia! – zawołała mama i rzuciła się ściągać miednicę na ziemię. Bez skutku.

– Nie odpowiadam za realizację cudów, to przekracza moje kompetencje – zauważył spokojnie Nikolas rozsiadając się na krześle i sięgając po makiełki. 

– Łapy precz od jedzenia! Judyta, kogo ty przyprowadziłaś, zobacz co narobił!

– To nie on przecież, on tylko zajmuje się dystrybucją! Odczepcie się! Zawsze tak jest! Z każdym chłopakiem! Nawet do grubego i siwego się przyczepicie! Co za rodzina!

– Gdzie jest Jurek? – zapytał przytomnie dziadek, przerywając Judycie potok oskarżeń.

Rozejrzeli się po izbie i zgodnie ruszyli ku wyjściu. Ujrzeli chłopca pochylonego nad osamotnionym cudem, walącego zawzięcie łopatą po puszystym kształcie. Gdy zobaczył towarzystwo u progu chaty wpatrujące się z przerażeniem w jego poczynania, poprawił czapkę i krzyknął do nich przepraszająco:

– No co, mówiłem, ale nie chcieliście słuchać. Obliczyłem, że w tym roku cud się nie uda. Jego struktura fraktalna stanowiła niebezpieczeństwo. Ktoś musiał uratować babcię! Mogę mieć szlaban do końca roku, ale babuni nie dam przemienić! Zawsze pozwalała mi skubać łuski i używać procy, jak nikt nie widział. I tłumaczyła mi kiedyś logarytmy. Nie pozwolę, żeby została karpiem! 

Wujek aż sapnął ze zdumienia.

– No, no, Jureczek uratował święta. Coś takiego! Kevin, u ciebie też takie rzeczy się wyprawiają?

– Nie, ja zawsze sam w domu jestem – odparł Kevin wujkowi z wyraźną niechęcią. Nie miał dobrych wspomnień.

– To niesamowite! Sam?! Trzeba kiedyś spróbować! A wiesz, teraz już nigdy nie będziesz sam. – Zachichotał. – Podziękuj Oldze.

– Wujku!

– Oj tam. – Zbył ją machnięciem ręki. – Chciałbym porozmawiać z Nikolasem. Co on nam w worku przyniósł?! To jakiś wybrakowany towar…

– Wujku!

– Cicho! Wszyscy do środka! Idziemy na kolację! – Mama zawróciła w stronę drzwi i po raz ostatni tej nocy użyła Głosu. – ALE JUŻ!

– To niesprawiedliwe… – rozmowa cichła w miarę, jak wchodzili do środka. Jurek popatrzył na znikającą w chacie rodzinę, wyjął niewielką siekierkę, zamachnął się dla pewności i pobiegł ścieżką do domu. Cisza ogarnęła opuszczone rozstaje. Zmasakrowany cud powoli rozpłynął się w nicości, a na niebie gwiazdy mrugały świątecznie jak szalone. Śpiew babci poniósł się po nocy. 

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Dziękuję także za betę i raz jeszcze gratuluję Ci pomysłu, cierpliwości przy wspomnianym skracaniu oraz poczucia humoru. ;)

Bohaterowie są świetni, a stosunki międzypotworze – rewelacyjne. :))

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Cześć

Taki z Ciebie wilkołak

‘ciebie’ małą literą

 

Brawurowo napisane opowiadanie, niewątpliwie w świątecznym klimacie. Menażeria rodzinna intrygująca, zabawna i pomysłowa. Warsztat językowy sprawia, że czyta się z przyjemnością… Tylko jedno kładzie się cieniem: zamordowanie cudu i ukryty pesymizm w końcowym rozrachunku.

Zgłaszam do biblioteki, oczywiście.

Bruce, bez Waszej pracy, betujących, nie byłoby tego tekstu! Dziękuję też za wsparcie, gdy już się poddałam i chciałam to dać pozakonkursowo! :)

chalbarczyk, bardzo się cieszę, że się podobało! Z tym pesymizmem to nie miało być aż tak! Cud był wybrakowany i trzeba było się nim zająć, żeby babcia przeżyła! A cudem było, że poszli razem na kolację! :) Ale wiesz, limit znaków może nie pozwolił tego pokazać wystarczająco… Baaardzo dziękuję za klika! :)

Ja tu najmniej pracy wniosłam. Cieszę się, że nie zrezygnowałaś. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Trochę się zagubiłam w mnogości postaci i labiryncie koligacji, ale mam to samo także w przypadku własnej rodziny, więc może nie powinnam tego wytykać xD Bardziej mnie zafrapowała kwestia mieszania się gatunków: wnioskuję, że meduzy i wilkołaki mogą się rozmnażać między sobą? W dodatku pojawiają się także puki i krasnoludy. Interesująca kwestia, chociaż coś mnie przestrzega, że nie powinnam wnikać…

Trochę nawiązując do powyższego chaosu: zdarzyło się parokrotnie, że dopiero gdzieś w połowie tekstu informujesz czytelnika, że dana postać jest pukiem, czy krasnoludem – warto by takie informacje podać jak najwcześniej, bo czytelnik ma już w tym momencie jakiś konkretny obraz danej postaci w głowie, a potem wzmianka o innej przynależności gatunkowej całkiem ten obraz burzy.

Przekomarzanki między poszczególnymi, barwnymi postaciami sympatyczne, ale odniosłam wrażenie, że rodzinka zepchnęła dwójkę głównych bohaterów na drugi plan. Moim zdaniem to jest największy minus tego tekstu: za dużo postaci jak na taką objętość. Owszem, przyjemnie się czyta o rodzinnych waśniach w fantastycznej konwencji, ale w pewnym momencie, kiedy kolejna postać wyskoczyła znienacka domagając się uwagi, poczułam się przytłoczona.

Poza tym całe to zamieszanie, hałas i chaos do niczego nie doprowadziły. Nie ma tu właściwie fabuły, tylko pełna gagów scenka. Zabawna i, że tak powiem, życiowa, ale zbyt zatłoczona i pozbawiona puenty.

 

Za to szlaban na matematykę i dialog o moczeniu babci: złoto <3

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Całe szczęście, że babcię udało się uratować!

A przy stole wigilijnym jak zwykle;)

Śliczna opowieść, ale urwałabym te 4 znaki, żeby nie było potem.

Lożanka bezprenumeratowa

Dużom się tam napisał różnych uwag i komentarzy, ale postanowiłem, że pozostawię tylko jeden:

Widzę, że dobrze się bawiłaś pisząc to opowiadanie, ja niestety pogubiłem się na samym początku i nie potrafiłem się odnaleźć do samego końca.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

gravel, dzięki za opinię, może faktycznie lepiej nie wchodzić w problemy rozmnażania laugh, nie ta tematyka, a jednocześnie w moim założeniu to taka rodzina patchworkowa, gdzie każdy obejmuje jakąś funkcję, niekoniecznie związaną z linią biologiczną. W pierwowzorze Wujek, Ciotka, były pisane wielką literą, może powinno to zostać… Jeśli chodzi o mnogość postaci, to faktycznie jest ich dużo, dlatego przycięcie tekstu było takie trudne i może z tej przyczyny lepiej, by było ich mniej… Tak czy siak, wielkie dzięki za podzielenie się opinią, to dla mnie ważne!

Ambush, też się cieszyłam, że babcia żyje! :) Te cztery znaki zostawiłam, bo one mnie obligują do skomentowania czterech opowiadań (za każde opowiadanie jeden znak gratis – Tak Krokus tłumaczył), także wiesz, żeby mnie lenistwo nie opanowało! laugh Dziękuję Ambush za komentarz!

fizyk111, to źle, że się pogubiłeś, to znaczy, że mogłam napisać lepiej, jak Cię znajdę, to Cię zawiadomię, bo tak nie może być! Dziękuję pięknie za komentarz! laugh

Hej, kliknęłam, ale pisanie komentarza w środku nocy z komórki to dopiero byłaby męczarnia…

 

A jest tak: nie pogubiłam się, choć czasem musiałam się wrócić, żeby coś sprawdzić, no i jakoś nie wiem do teraz, jaką istotą jest matka, wiem tylko, że dysponuje Głosem.

I ogólnie zdecydowanie podobało mi się jako żart to wpakowanie do jednej rodziny wszelkich magicznych istot, które z natury swojej bywają ze sobą sprzeczne, więc spotkanie musi być wybuchowe ;)

Kompozycyjnie można by pewnie to opowiadanko podrasować, żeby było czytelniejsze, bo np. na początku mamy sugestię, że Olga i Kevin będą centralnymi postaciami (np. jakiś konflikt wokół wprowadzenia do rodziny wampira), a w zasadzie służą tylko temu, żeby wstępnie przedstawić charakterystykę pozostałych postaci. A tu aż by się prosiło, żeby wpaść od razu in medias res czyli w ten świąteczny chaos, nie skupiać na początku narracji, punktu widzenia, na żadnej postaci, bo potem i tak uprawiasz całkowicie tu uzasadniony head-hopping, tylko po prostu pobawić się narratorem wszechwiedzącym i skakać po obrazku z miejsca w miejsce.

Charakterystyki są fajnie ograne, choć miejsca miałaś mało, najbardziej ubawił mnie w tym wszystkim geniusz matematyczny jako “istota fantastyczna”.

Fabułka (babcia/karp) pretekstowa, ale sympatyczna i wystarczająca.

Rozumiem, że rozstaje potraktowałaś po prostu jako miejsce magiczne, w którym spotykają się różne światy?

Stylistycznie się czasem potykałam na tym i owym i gdybym czytała na komputerze, to pewnie dostałabyś też łapankę, ale bardzo źle nie jest, a czasowo nie dam rady teraz do tego wrócić i wypisać drobnych babolków czy raczej niezręczności.

http://altronapoleone.home.blog

Zabawne opowiadanie, w paru miejscach parsknęłam :) Szkoda, że opisałaś rodzinkę w dialogu na wstępie, przez co nie poczuła się zaskoczona, kiedy zaczęli zachowywać się tak, jak było powiedziane.

Matematyk świetny ;)

Zapachniało Wednesday :)

Jolu, bardzo Cię przepraszam, że nie dotarłem na betę, ale niespodziewanie dojechało mnie życie. W ramach przeprosin przybywam teraz z komentarzem.

Na samym początku pogubiłem się w tłumaczeniach i objaśnieniach dotyczących rodziny, ale nie przyszło mi do głowy, by uznawać to za wadę, bo dokładnie tak samo czuję się, będąc wprowadzanym w jakikolwiek rodzinny krąg w prawdziwym życiu. Wyszło prawdziwie i przekonująco. Ogólnie mam wrażenie, że chociaż w opowiadaniu występuje i meduza, i syrena, i wampir, i wilkołak, to tekst jest jakby o prawdziwej rodzince… :) 

Humor bardzo mi przypasował, kilka razy parsknąłem. Chociaż nie dzieje się wiele, to jakaś tam fabuła jest, koncentruje się głównie na zamieszaniu ze świątecznym cudem. 

Opowieść dostarczyła radości i satysfakcji, zatem polecę ją do zasobów bibliotecznych (dla innych: wiem, że figuruję jako betujący, ale tak naprawdę mój wkład był żaden, dlatego czuję się moralnie upoważniony do klika).

 

Z uwag technicznych – mam wrażenie, że w kilku miejscach jest problem z zapisem dialogów.

 

No cóż– westchnęła ciężko, widząc jego minę.

Brak spacji.

 

– Stój – rzekł skołowany Kevin – dlaczego naleśnik?

Czy nie powinno być – Stój – rzekł skołowany Kevin. – Dlaczego naleśnik?

 

Wujek wyciągnął papierosy i zapalił.

Ile on tych papierosów naraz zapalił? :D Może Wujek wyciągnął papierosa i zapalił, albo Wujek wyciągnął paczkę papierosów i zapalił jednego.

 

– Witaj – powiedział w uśmiechem – aleś blady.

Taka sama uwaga co do zapisu dialogu, jak wyżej. Witaj aleś blady nie jest jednym zdaniem.

 

– O, Michał przyjechał! –zawołała ucieszona mama

Zjadło spację.

 

to wyraźnie wskazuje, że…,

Przecinek niepotrzebny

 

Serdeczne pozdrowienia :)

Czy nie powinno być – Stój – rzekł skołowany Kevin. – Dlaczego naleśnik?

To jest szara strefa, bo jeśli to zamienisz na zdanie, to możesz mieć interpunkcyjnie:

– Stój. Dlaczego naleśnik?

– Stój, dlaczego naleśnik?

– Stój! Dlaczego naleśnik?

– Stój: dlaczego naleśnik?

– Stój… dlaczego naleśnik?

– Stój… Dlaczego naleśnik?

[dwa ostatnie to kwestia przyjętej konwencji i wewnętrzna szara strefa w obrębie szarej strefy ;)]

 

Osobiście skłaniam się ku przedostatniemu, trzeciemu i pierwszemu, więc w sytuacji z didaskalium popieram Twoją uwagę :) Z następnym wskazanym przez Ciebie przypadkiem jest podobnie.

http://altronapoleone.home.blog

Tak, ten przedświąteczny czas… nikt nie ma czasu… zrozumiałe. 

Drakaina, dzięki za klika i komentarz! Pewnie, że dałoby się podrasować, ale wtedy na pewno nie byłoby na konkurs, bo potrzebowałabym więcej znaków! Swoją drogą, niesamowite było w becie (i w poradni językowej), że niektórzy pisali “nie wywalaj znaków opko na tym straci”, a inni “wywal znaki, opko na tym zyska” laughlaughlaugh

ośmiornica, dzięki za komentarz i parsknięcia! To jest niesamowicie ciekawe, że dla Ciebie opisałam za dużo na początku, a ktoś inny narzekał, że za mało na początku! :D Czyli co czytelnik, to inne odczucia. Bardzo ważne!

AmonRa, wybaczam oczywiście, pod warunkiem, że kiedyś coś mi pobetujesz… laugh chociaż w sumie warto było, bo dostałam klika! :) Te dialogi… Zagmatwane to, zwłaszcza, jak Drakaina wypisała możliwości, trochę poprawiłam, ale chyba jeszcze pomyślę nad niektórymi. Dzięki za komentarz i parsknięcia (najbardziej cenne)!

AmonRa, wybaczam oczywiście, pod warunkiem, że kiedyś coś mi pobetujesz…

Następnym razem obiecuję stanąć na wysokości zadania i poświęcić Twojemu tekstowi tyle uwagi, ile będziesz potrzebowała ;D 

Pozdrawiam!

Super! laugh

Fajne:). Ubawiłam się, bo i lubię taki humor. A tekst z Kevinem samym w święta świetny:).

Dzięki Monique.M, bardzo się cieszę! Powodzenia i Wesołych świąt! ????

Podobało mi się. Menażeria rodzinna fantastyczna i niewymuszony humor plus matematyk dostający szlaban na matematykę. Wszystko razem zasługuje na klika.

Zabawne, cudna rodzinka :) Trochę się gubiłam w bohaterach, ale przypuszczam, że Kevin też (swoją drogą fajnie, że wreszcie nie będzie sam w domu). Różnorodność gatunków moim zdaniem na plus, choć wolę nie dociekać, jak oni tego… tam ;) Szlaban na matematykę mnie rozbawił. Utłuczenie bożonarodzeniowego cudu najpierw trochę ostudziło moją sympatię dla rodzinki, ale potem, kiedy się wyjaśniło, że cuda niekoniecznie są takie cudne, to sympatia odżyła :)

Ostatni kop ode mnie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Aaaa, dziękuję, to jak prezent pod choinkę Koala75 i Irka_Luz! Super, że się podobało, tego matematyka to mam w rodzinie. Jeszcze raz dziękuję za wspaniałe wyróżnienie! 

Przeczytałem z niekłamaną przyjemnością.

Porządna impreza z pomyłkami, alkoholem i mordobiciem.

Istne cuda się działy, aż cudem w nie uwierzyłem.

Smaczne gry słowne.

Hej, widzę żeś już zbibliotekowana, ale fajnie! :-)) Historia mi się podobała, każda z postaci charakterystyczna oraz fajna z nich rodzinka. Fantastyczne stworzenia muszą trzymać się razem, ponieważ są fantastyczne. xd

Opowieść nie utraciła nic z pierwotnego czaru i zyskała super zakończenie.

 

Drobiazgi:

,Dziadku(+,) co ty mówisz!?

,szybko wypił do końca zawartość szklanki i cisnął (+ją) daleko w śnieg

Ponieważ jesteśmy w narracji, a nie wypowiedziach, może „dopił do końca i cisnął szklankę daleko w śnieg”. Dlaczego – myślałam o: czynność skończona, lekki kłopot z podmiotem domyślnym (co cisnął zawartość czy szklankę, obie rodzaj żeński), im krócej tym lepiej – ekonomia języka. Czy mam rację – nie wiem. ;-)

,–Wujek już chwytał za michałowe bandaże.

Spacja przed „Wujek”.

,zauważył spokojnie Nikolas(+,) rozsiadając się na krześle i sięgając po makiełki. 

 

pzd srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Uff, święta, dom pełen drogich mi osób, dopiero teraz wolniejszy wieczór. 

PanKratzek, dziękuję za tak miły komentarz, to wspaniałe uczucie, gdy komuś podoba się nasze poczucie humoru! Super!

Asylum, taaak, biblioteka, bardzo się cieszę i wiem, że w dużej mierze dzięki Tobie wrzuciłam to w ogóle na konkurs! Dziękuję!!! Drobiazgi poprawię już po konkursie, bo jeszcze mi znaków przybędzie… :D Dzięki za każdą, najdrobniejszą łapankę!. :D

pozdrawiam!

Dużo i chaotycznie. 

Napisane całkiem płynnie, nie potykałam się czytając, ale muszę przyznać, że opko mnie nieco zmęczyło. Zwykle to nie moje klimaty, ale staram się mieć otwartą głowę. U Ciebie tego chaosu, wypadków, walki, żartów było dla mnie za dużo. Przepakowane to dobre słowo? Cieżko było nadążyć za tym kto, z kim i dlaczego. Choć na plus na pewno wielość hmm gatunkowa :)

Nie ukrywam też, że mocno się gubiłam kto jest kim (no może poza syrenią babcią). 

Shanti, dziękuję za komentarz! Rzadko spotyka się negatywne komentarze napisane rzeczowo i bez złych emocji. Tobie się udało! Dziękuję! Zresztą trzeba przyznać, że na tym forum to niemal norma – ludzie są szczerzy, ale uprzejmi. Czy tak nie mogłoby być na co dzień? 

Dobrze wiedzieć, co komuś nie leży w opowiadaniu i co można poprawić w następnym. 

Pozdrawiam! :)

Jolku!

 

Przyjemne opko, niewątpliwie świąteczne. ^^ 

Środek troszkę mi się dłużył i kusiło przeskanować tekst, ale końcówka na nowo przyspieszyła i wróciła pełna przyjemność z czytania. Fajny pomysł z rodzinką potworów. :D

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Też miałem wrażenie lekkiego pogubienia podczas prezentacji rodzinki, ale również nie uważam tego za mankament tekstu, a dodatkowy smaczek. Nie cofałem się, kiedy coś zaczynało robić się niejasne, tylko brnąłem dalej i to podejście się opłaciło – z chaosu wyłonił się jako-taki ład, więc czułem się chyba tak, jak ktoś, kto wchodzi w nowe, pokręcone środowisko :) Dobrze się bawiłem przy lekturze, szczególnie spodobały mi się postacie Judyty oraz dziadka.

Pozdrawiam! 

Wesoła gromadka zebrała się w chatce na rozstajach, a przy tym jakże różnorodna i niepozbawiona fantazji oraz różnych talentów. Fajnie się to czytało.

Szkoda tylko, że nie dowiedziałam się, co było owym puchatym cudem ze srebrnymi gwiazdkami. ;)

 

Wujek jest jak trze­ci na­le­śnik… → Dlaczego wielka litera?

 

Cze­kasz, aż ci chło­pak za­mar­z­nie?– Wujek… → Brak spacji po pytajniku.

 

a szcze­gól­nie w jej wieku . → Zbędna spacja przed kropką.

 

z ol­brzy­mim ko­kiem na gło­wie… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mogła mieć kok w innym miejscu, nie na głowie?

 

wypił do końca za­war­tość szklan­ki i ci­snął da­le­ko w śnieg. → Co cisnął?

Pewnie miało być: …wypił do końca za­war­tość szklan­ki i ci­snął da­le­ko w śnieg.

 

Wujek już chwy­tał za mi­cha­ło­we ban­da­że. Wujek już chwy­tał Mi­cha­ło­we ban­da­że.

 

to wy­raź­nie wska­zu­je że…, zresz­tą… → Po wielokropku nie stawia się przecinka!

 

Nim por­tal roz­le­ciał się na dobre, Wujek z Mi­cha­łem… → Dlaczego wielka litera?

 

…po­ja­wi­li się Wujek z Mi­cha­łem… → Jak wyżej.

 

wciąż sple­ce­ni w wa­lecz­nym uści­sku. → Uściski nie bywają waleczne.

Proponuję: …wciąż walczący.

 

i rzu­ci­ła się ścią­gać mied­ni­cę na zie­mię. → Rzecz dzieje się w chacie, więc: …i rzu­ci­ła się ścią­gać mied­ni­cę na podłogę.

 

Śpiew babci po­niósł się po nocy. → A może: Śpiew babci po­niósł się przez noc.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobry wieczór!

 

Zacznę od skrótu: Czuję święta, jest mnogo jak w dobrej paczce pod choinką, jest oczekiwanie jak na gwiazdkę, można się pogubić.

 

Czyta się przyjemnie, co każe pozostać z tekstem aż do końca i nie ma momentu, w którym lekturę miałoby się ochotę przełożyć na później. Dużo elementów wciąga, nawet sama postać Kevina. Lubię wampiry, Doriany etc. więc i tutaj zapewne ta osobista preferencja mnie zatrzymała z zasady.

 

Podobają mi się takie drobne elementy jak:

A ty musisz być Kevin. Miło mi, ale nie za bardzo

Ostatnio zauważyłem coś podobnego w tomiku opowiadań Gombrowicza. Te około stołowe nadszarpnięte dziwactwem reguły dworskie są interesujące. Toksyczność przelewająca się w trzewiach formy, zaznaczona delikatnie jest gorzka jak dobrze chmielone piwo. Jest tutaj pewna doza (a może solidna?) chaosu, odnoszę wrażenie, że bohaterowie nie przemieścili się za bardzo, ciągle stojąc gdzieś na progu. To na pewno spowodowało utrzymanie lekkiego napięcia.

 

Na marginesie, gdzieś z tyłu głowy przeleciało mi Wesele w Atomicach. Może przez nagromadzenie fantastyki (również strzępów nauk) w sytuacji teoretycznie znanej i tradycyjnej.

 

Fajnie.

Skojarzenie mogło być tylko jedno…

Hotel Transylvania 2 Movie in 2015 – Merry Christmas and Happy New Year! |Teaser Trailer

 

Btw rozejm bożonarodzeniowy odnosił się w założeniu do pewnego wydarzenia historycznego. Ale to nie szkodzi:P

Слава Україні!

BarbarianCataphract, dziękuję za miły komentarz i wskazanie środka jako przydługiego. Właśnie zdałam sobie sprawę, że miałam problem z wyrzucaniem tekstu pod limit i bałam się, że będzie rwany, a tu, proszę, wręcz odwrotnie… 

Krokus, cieszę się, że jesteś, taki wiosenny i romantyczny

adam _c4, super że się podobało, ten chaos był w zasadzie zamierzony, ale znowu nie aż tak, żeby się gubić, czyli trzeba nad tym popracować…

Regulatorzy, dziękuję za złapanie błędów, poprawię pokonkursowo, bo a nuż jeszcze mi znaków przybędzie… cud był po prostu cudowny i opisywanie go byłoby po prostu odzieraniem czytelnika z jego wyobrażeń cudu… :)

Vacter, nie spodziewałam się, że można tu, w ramach tekstu, o Gombrowiczu, Mrożku, no zaskoczenie, bo znalazłeś w lekkim temacie głębsze pokłady, za co dziękuję! Super, że się podobało!

Golodh, no wygooglałam ten rozejm i faktycznie, mroki pamięci się rozjaśniły! Wcześniej nie przyszło mi to do głowy! A skojarzenie fantastyczne znalazłeś! Wpatrywałam się w ten obrazek i widziałam moich bohaterów! Przynajmniej niektórych! :) 

Bardzo proszę, Jolko. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

A w sprawie cudu – faktycznie, powszechnie wiadomo, że cud jest cudny z definicji i chyba nie ma co deliberować nad szczegółami jego cudowności. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No niezła ta rodzinka :) Postaci trochę dużo, więc można się pogubić, zwłaszcza na początku, ale nie jest to niemiłe zagubienie. Podoba mi się, że cud jest fizycznym obiektem, który można rozwalić łopatą :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Strasznie dużo postaci, ale czytało się całkiem przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Anet, no wiem, dużo osób to pisze, coś musi być w takim razie na rzeczy. Na drugi raz ograniczę się. :)

Dzięki za opinię i cieszę się, że się podobało! :)

Gruszel, fajnie, że wpadłaś! Pozdrawiam! :)

Hej, hej, hej!

Dziękuję Ci, Jolko, za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Była żyrafa, widziałem! xD A więc tak wyglądają niemiłosiernie cięte teksty! (Żartuję – każdy tu wie, jak takie teksty wyglądają…) Ale przyznam, że cięcia jakoś mocno nie widać.

Motyw świąteczny i hasło są bardzo w tle. Zamiast rozejmu jest cud, a rozstaje są dość pretekstowe.

Dostrzegam za to spory chaos obsypany lekkim humorem. Gubiłem się kto co mówi, ale pozwoliłem tekstowi płynąć i chyba niewiele straciłem. To trochę oddaje domniemane przeze mnie zagubienie Kevina przy poznawaniu rodzinki, co jest pewnym plusem.

Żałuję, że z tekstu nie wypadła jakaś wyraźna pointa, choć przyznam, że potworna rodzinka miała swój urok.

Bywały niezręczności językowe i jakieś chochliki, co lekko rzutowało na odbiór, ale nie mogę powiedzieć, żeby mnie to mocno raziło.

Pozdrówka!

 

PS. A, doceniam niezabijanie psa ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej, Krokusie, dziękuję za jurorski komentarz! Niestety, mam wrażenie, że przez cięcia wszyscy się gubią przy czytaniu, bo postacie są mało opisane. Ale to moje wrażenie. No i rozejmem miało być pójście wszystkich na kolację do chaty, też nie wybrzmiało dobrze. No cóż, uczę się pilnie jak pisać i to forum jest chyba najlepszym miejscem to tego!

Też się cieszę, że nie zabiłam psa! :D 

Pozdrowienia!

Hej Jolko!

Lubię historie o potwornych rodzinkach ;) Doceniłam też kilka ukrytych żartów, ten z Kevinem dobry ;P Moczenie babci też cudowne xD W sumie każda z postaci była na swój sposób charakterystyczna i ciekawa, ale oczywiście, mam kilka “ale”.

Mnogość postaci nie pozwala zbudować żadnej, w pewnym momencie poczułam się jak na wybiegu, gdzie z chaty co chwilę wybiegał ktoś nowy, tłumaczył kim jest, robił coś charakterystycznego, a potem wchodziłą nowa postać. Ten schemat przeważa przez większość tekstu. I tak właściwie, to jedyny zarzut, jednak dość duży, bo przez prezentację postaci, fabuła pozostała szczątkowa i pretekstowa. Przez to też gubiłam się w postaciach, zaczynały mi się nieco mylić i cytując klasyk: “To kto jest synem kogo?”. 

Podobał mi się motyw z babcią. Absurdalny, ale i pomysłowy, roześmiałam się ;P Widok wirującej syreniej babci powoli przemieniając się w karpie: bezcenny.

Podsumowując, tekst ma potencjał ale został nieco zagrzebany pod mnogością postaci.

Dziękuję za lekturę!

 

Hej, Gruszel, miło Cię widzieć! Skracanie tego tekstu pod limit ma swoje konsekwencje. I tu przyznaję Ci rację, fabuła siadła, bo było zbyt wiele postaci i nie było czasu ich poznać, bo już był koniec. Lekcja na przyszłość! Dziękuję, że pochyliłaś się nad tekstem, to są dla mnie bardzo cenne uwagi. 

Pozdrawiam serdecznie! laugh

Niezła rodzinka. Też przemknęła mi przez głowę myśl o rozmnażaniu… Nie wiem, czy Kevin nie bawił się lepiej, spędzając święta samotnie. ;-)

Ogólnie – sympatyczny tekst.

Babska logika rządzi!

Finka, dziękuję! Sympatyczność miała być! :)

Nowa Fantastyka