Chapter 1. ,,Kyrisianie”
Ciemność spowiła przestrzeń wokół protagonisty.
W miejscu, z którego nagle zniknął, na ziemię spadło urządzenie identyfikujące obywatela przynależnego do jednej z trzech stron konfliktu politycznego. Jego nazwa powstała na bazie minerału ,,Quasar”, z którego stworzony jest rdzeń urządzenia.
Przypadkowy młodzieniec, wykorzystując okazję, pośpiesznie schował QuIND do kieszeni w srebrno-zielonym płaszczu i robiąc szybki zwrot, pośpieszył na zachód przez wąskie uliczki.
– Teraz zostało mi tylko bezpiecznie dotrzeć do mieszkania bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi – pomyślał zaniepokojony Gris. W końcu uda nam się uciec z tego miejsca siostrzyczko. Daj mi jeszcze tylko parę chwil.
Gris przepychając się przez gęsty i głośny tłum prawie dotarł na miejsce, ale widok, z jakim się spotkał, spowodował u chłopca silne wymioty i gęste łzy spływające po polikach. Ujrzał na rękach jednego z Crisis Guardów zwisające ciało swojej siostry.
– Co tu się stało? – zapytali z niepokojem pobliscy przechodni.
– Pewnie to sprawka grupy Jaeda – wspomniał starszy mężczyzna.
– Tak, to Jaed i jego grupa infiltratorów – krzyczą przechodni.
– Mieliście ich złapać i poddać dezintegracji! – wydziera się gdzieś z tyłu młodzieniec.
– Obecnie strach wyjść z mieszkania, każdy z nas może stać się ich celem. – oznajmia kobieta z dzieckiem u boku.
Gris chciał podbiec do siostry, ale zauważył na jej brzuchu wyświetlający się hologram z wyrazem brzmiącym ,,Kyris”, oznaczającego rasę upadłych i wygnanych ludzi z układu Tytania.
– Proszę się odsunąć, musimy zanieść to ciało do zsypu dezintegracyjnego, jak widzicie to jedna z rasy Kyrisian, Jaed kolejny raz dopiął swego i zaatakował tym razem nieświadome i niewinne dziecko. –
– To moja siostra… – Czy mogę się nią zająć i pochować ją na własną rękę?
– Niestety procedury nie pozwalają na pozostawienie ciała Kyrisiańskiego przedstawiciela tej rasy bez dezintegracji. Masz 2/przestrzenne na pogodzenie się z tym. – Odpowiedział twierdząco strażnik.
– ,,KYRISIANKA?”, zabierzcie ją stąd jak najszybciej i dezintegrujcie! – Wykrzykiwali pobliscy przechodni. – brakuje nam jeszcze katastrof przez waszą rasę, która może doprowadzić tylko do naszej śmierci.
– Przecież dobrze wiecie, że Kyrisianie po śmierci, nie są w stanie wytworzyć zapadającej się masy horyzontu… – wypowiedział gniewnym tonem Gris. – Ona jest moją jedyną nadzieją na tej chorej stacji…
– Przykro nam, możesz jedynie wstawić się po pozostałe ubrania siostry po zakończeniu dezintegracji. – wspomniał strażnik, po czym opuścił strefę wypadkową i wraz z resztą strażników udał się do zsypu.
Młodzieniec, pozostawiając wszelkie uczucia w tyle, jak smutek, gniew i żal postanowił ruszyć za strażnikami.
Do procedury została jedna/przestrzenna. Gris przebrnął przez zastępy stróżujących androidów patrolujących teren bez zwrócenia ich uwagi i dotarł do zrzutu zsypu.
Na miejscu zastał ciało siostry i zautomatyzowaną maszynę wrzucającą do jednej komory, śmieci przeznaczone do recyklingu, a do drugiej martwe ciała Kyrisian, których na szczęście nie było zbyt wiele.
Młodzieniec pośpiesznie zdjął ubrania siostry oraz innej przypadkowej dziewczynie, po czym zamienił ze sobą ich ubrania, ponownie je ubierając.
Po wszystkim Gris uciekł z ciałem siostry na barkach i nagle podczas biegu poczuł, że jego ciało upadło lewym bokiem na ziemię. Przez chwilę widział zamglony obraz czerwonej cieczy pod sobą oraz leżące martwe ciało siostry.
– Ain…a. – Ostatnim tchem wypowiedział jej imię.
Nagle kilka metrów za Grisem wydobył się dźwięk przeładowanej broni snajperskiej oraz naprzemienne głośne kroki ciężkich butów.
– Szkoda, że nie było Cię z siostrą. Przynajmniej zginęlibyście razem i o wiele szybciej. W sumie ciekawie się Ciebie tropiło, więc możesz poczuć się wyróżniony – Oznajmił pewnie Korey. – Wybijemy was co do jednego, słyszysz? Oh…już chyba mnie nie słuchasz…
Korey instynktownie przeszukał ciało chłopca i ku jego zdziwieniu znalazł identyfikator Jaeda.
– Skąd ty to masz szczylu? No właśnie… od rana Jaed nie wydał żadnych rozkazów, a myślałem, że znowu poszedł na androidki…
***
Chapter 2. ,,Jaed”
Nagle z miejsca pełnego ludzi i zaawansowanej technologii znalazł się on na planecie gdzie, piasek pod stopami był koloru czarnego niczym Antracyt, a na niebie widoczna była w dość bliskiej odległości biała sfera z wielką czarną plamą niczym wielki krater sięgający samego jądra.
Bohater czuł się wyobcowany, nawet nie pamiętał, gdzie się znajduje, ani jak się tu pojawił.
Przytłoczony sytuacją, w jakiej się znalazł, spojrzał wokoło siebie i nie mógł skojarzyć co to za miejsce.
Jedyne co pamiętał to swoje imię, przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż w chwili wypowiedzenia imienia na głos:
– Z tego, co pamiętam, nazywam się Ja…
Zamarł i nie potrafił dokończyć, jakby druga część imienia została nagle wymazana i zapomniana.
– (Jae…): Przecież przed chwilą mogłem bez problemu wymówić swoje imię, o co tu chodzi? To jakiś absurd.
Mężczyzna nagle poczuł na swoim karku mrożący chłód, szybko odwrócił się i kątem oka zauważył jak zanikła ciemna sylwetka jakby poszarpany cień bez kończyn.
Bohater przeżył chwilowe omdlenie i po chwili postanowił iść przed siebie, drżąc i czując lęk.
Jedyny cel, jaki mu przyświecał był kierunek blasku po przebudzeniu przy świadomości, że niedawno napotkana istota może pojawić się w każdej chwili.
Postanowił kierować się w stronę rozbłysku w zupełnie inny sposób niż prostą drogą, aby uniknąć potencjalnego zagrożenia.
Wdrapał się na najwyższy punkt w okolicy, rozejrzał się wokół i jego oczom ukazała się dolina wypełniona czarnym piaskiem, w której krążyły zastępy istot niemal identycznych z tą, którą zauważył ówcześnie za swoimi plecami.
Jednak było w nich coś innego, wydawały się one być zdecydowanie mniejsze oraz krążyły wokół jakiegoś małego stworzenia.
– Czy to… dziecko? – Ironicznie zapytał.
Mężczyzna postanowił to sprawdzić i szybkim krokiem ruszył w dół doliny,
wywracając się kilkukrotnie.
Już nie zwracał uwagi na ciemne istoty lecące na niego z każdej strony, chciał tylko uratować maleńką istotę. Ostatkiem sił dotarł do dziecka, zapominając ostatecznie o wszystkim. Kim jest…co robi…po co istnieje.
Upadł na ziemię, sięgając po niemowlaka, który nagle zbrylił się w czarny piasek.
Tymczasem mężczyzna obrócił się na plecy, spoglądając na piękno jasnej sfery na niebie, po czym ponownie poczuł mrożący chłód na ciele.
– Wróciłeś po mnie? W takim razie nie mam co się opierać – wydusił z siebie Jaed, zamieniając się w ciemny piasek, który z lekkim podmuchem wiatru rozprowadził się po dolinie.