
Szorcik powstał jako dziwny koncept związany z rozwojem technologii i ludzkiej pomysłowości. Mam nadzieję, że przypadnie komuś do gustu i nie będzie po prostu dziwnym tworem mojego umysłu z gore w roli głównej.
Szorcik powstał jako dziwny koncept związany z rozwojem technologii i ludzkiej pomysłowości. Mam nadzieję, że przypadnie komuś do gustu i nie będzie po prostu dziwnym tworem mojego umysłu z gore w roli głównej.
Wchodzę do mojego ulubionego baru. Wszystko wygląda jak zwykle. Podchodzę do lady, siadam na stołku i zamawiam swojego drinka. Long island ice tea. Najlepszy napój we wszechświecie.
Mam piętnaście minut.
Barman, młody chłopak, może dwadzieścia lat, podaje mi szklankę z brunatną ambrozją. Piję i rozglądam się. Oprócz naszej dwójki nikogo tu nie ma. Ile to jeszcze potrwa?
Nagle ktoś traktuje drzwi z buta. Słyszę paskudny rechot i wulgaryzmy. Barman robi kwaśną minę i wbija wzrok w szklankę.
To oni.
Lokalny gang, który straszy wszystko i wszystkich. Jeśli ktoś prowadzi otwartą wojnę z kibolami to wiedz, że się nie patyczkuje. Tak się składa, że mam z nimi osobisty zatarg. Wczoraj ukradli mi portfel i przy okazji mocno przefasonowali twarz. Jestem tutaj, żeby wyrównać rachunki.
– Ej, młody! – krzyczy do barmana jeden z nich, stając obok mnie. – Daj nam po piwie!
Chłopak posłusznie nalewa im warkę. Nie dziwię mu się. W końcu jaki ma wybór?
– Cz-czterdzieści złotych… – mówi niepewnie, stawiając na blacie szklanki.
– Hę? Słyszeliście to? Co on powiedział? – śmieje się najniższy z nich, przykładając dłoń do ucha.
– Chyba chce pieniędzy, szefie, hehehe – odpowiada mu wysoki łysol bez szyi.
– Hahaha! Nie żartuj! Przecież wszyscy nas tu znają! – mówi i bierze do ręki piwo. – Ej, ty! Spadaj, to moje miejsce! – rzuca do mnie.
Lepiej być nie może.
– Ej, głuchy jesteś?! Chłopcy, mamy tutaj głuchoniemego! Może przeczyścicie mu trochę uszy, co?
Dwóch bandytów staje przy mnie i przykłada mi pistolety po obu stronach głowy. Odwracam się w stronę ich szefa.
– O, patrzcie! Odzyskał słuch! Możecie być ortopedami, chłopaki!
– Chciałeś chyba powiedzieć laryngologami, konusie – poprawiam go.
Bandzior patrzy na mnie obłąkanym wzrokiem. Barman kryje się za ladą. Pozostali członkowie gangu wymieniają przerażone spojrzenia.
Szef zgrzyta zębami i ściska szklankę piwa tak mocno, że pęka, a napój rozlewa się po blacie.
– Zastrzelić go! Nikt mnie nie będzie tak obrażał! Strzelać! Strzelać!!! – wrzeszczy.
Stojąca obok dwójka z lekkim ociąganiem mierzy we mnie pistoletami.
W końcu coś się dzieje.
Zsuwam się z krzesła w odpowiednim momencie, sprawiając, że ich strzały chybiły celu. Podnoszę się z ziemi sprężynką i chwytam jednego z nich, wbijając mu palce w oczy.
Mężczyzna wydziera się okropnie, ale słyszę go jakby zza ściany. Biorę od niego pistolet i oddaję serię strzałów w jego kolegę, który już we mnie celował. Krew bryzga z przedziurawionego torsu, a on osuwa się bezwładnie na podłogę.
Oślepiony dryblas dalej zwija się z bólu. Dwójka stojąca gdzieś z tyłu stara się coś zrobić, próbują do mnie podbiec, ale poruszają się jak w basenie.
Ja tymczasem łapię za kark oszołomionego szefa gangu i przejeżdżam jego twarzą po blacie, wycierając jego zakazaną mordą rozlane piwo, klejące się drewno i odłamki szkła. Konus zlatuje ze stołka i ginie mi z oczu.
Tymczasem pozostała dwójka w końcu do mnie dociera, a oślepiony wcześniej typ odzyskuje wzrok i też rusza wściekle.
– No dobra, wypróbujmy coś więcej – mówię do siebie.
Biorę potężny zamach i uderzam prawym sierpowym. W trakcie lotu nie wiedzieć skąd na mojej dłoni pojawia się kolczasty kastet, co w efekcie zamienia twarz najbliższego bandyty w kotlet. Słychać łamiące się kości. W końcu odczuwam satysfakcję.
Pozostała dwójka rzuca się na mnie z nożami. Wyciągam zza pleców ostrą jak brzytwa katanę i wykonuję cięcie. Jeden traci rękę, drugi głowę. Posoka oblewa wszystko oprócz mnie. Cudowne uczucie. Widok tarzających się w konwulsjach bandziorów zaczynał mnie coraz bardziej bawić.
– To za mój portfel, wy skurwysyny! Wiecie, ile się czeka na dowód?! Oddawajcie te stówki, które w nim były! Moje dokumenty, moje pieniądze, moja godność! – drę się jak nienormalny.
Wtedy słyszę wściekłe rzężenie szefa niziołka. Podnosi się i mierzy we mnie… z bazooki!
– To twój koniec, kutasie! – rechocze, szczerząc poranioną szkłem twarz.
Wciska spust, ale nic się nie dzieje. Raz i drugi. Tylko klik.
A więc zadbali też o to.
Spoglądam na jego twarz. Wyraża wściekłość, a jednocześnie smutek i bezradność. Zupełnie jak moja wczoraj.
Zaczynam się do niego zbliżać. Przestraszony kurdupel odrzuca od siebie wyrzutnię rakiet i zaczyna uciekać.
Szybki strzał w łydkę ze strzelby powstrzymuje go.
Podchodzę do wijącego się z bólu mężczyzny i rzucam się na niego. Mogę użyć jakiejkolwiek broni, ale wolę tak po prostu go pobić. Zupełnie jak on mnie wczoraj. Zemsta jest słodka.
Prosi i błaga, ale ja jestem jak w transie. Uderzenia moich pięści są jakieś nadludzko silne. Za każdym razem wypada mu ząb, gruchotają złamane kości czaszki, leje się krew z ust i nosa.
W końcu, gdy jego twarz przestaje przypominać ludzką, wstaję i spoglądam na niego.
– Już nie jesteś taki cwany, co?! – wrzeszczę.
Nagle otwierają się drzwi do baru i wbiega kilkunastu nowych ludzi. Wszyscy patrzą na mnie nienawistnym wzrokiem.
– To on! To on zabił szefa! Na niego!
– Co prawda już skończyłem… Ale skoro dalej mam czas…
Biorę piłę łańcuchową i wbijam się w tłum wandali. Łańcuch rozrywa ich ciała w mgnieniu oka. Powietrze wypełnia wrzask bólu i cierpienia. Padają na podłogę jeden po drugim, a mój mózg ogarnia coraz większe delirium.
Nagle, gdy właśnie mam przeciąć w pół ostatniego z bandytów, wszystko się zatrzymało. Mężczyzna przede mną zastyga w nienaturalnej pozie i nawet nie mruga. W głowie słyszę głos:
– Upłynął czas sesji. Nastąpi teraz rozłączenie z systemem.
Budzę się na fotelu. Dziewczyna w mundurku robi mi zastrzyk.
– Proszę się nie ruszać. Dostanie pan tylko coś na uspokojenie. Mam nadzieję, że się podobało i zapraszamy ponownie – powiedziała wesoło.
– Dziękuję, na pewno skorzystam. Trochę polecieliście na koniec, ale nie powiem, że mi się nie podobało.
Wychodzę z gabinetu. Ktoś inny zajmuje moje miejsce. W poczekalni widzę wielu złych, smutnych, rozgoryczonych i wściekłych ludzi. Ale mnie to już nie dotyczy.
Przechodzę obok recepcji i przypadkowo podsłuchuję rozmowę.
– Dzień dobry, ja byłam dzisiaj umówiona na piętnastą – mówi kobieta w średnim wieku.
– Pani Chudzińska, tak? Trzydzieści minut, pokój tortur…
– Tak, tak. Wczoraj przesłałam zdjęcia byłego męża i wymagane informacje.
– A tak, widzę. Zapraszam, gabinet szesnasty. Mam nadzieję, że miło spędzi pani czas.
– Ja również, dziękuję. – Kobieta odchodzi w głąb korytarza z uśmiechem satysfakcji.
Wychodzę z kliniki i oddycham świeżym powietrzem. Środek uspokajający zaczyna powoli działać. Wszystko wydaje mi się jakieś piękniejsze. I już prawie nie pamiętam o tym, jak ukradli mi portfel. Przecież własnoręcznie się zemściłem.
Uwielbiam kliniki antynerwowe.
To ma bardzo dobre tempo!
Czyta się to w rytm wystrzałów z karabinu! Może i to nie są moje klimaty, ale przeczytałem bez oporów. Finał zaskoczył.
Udany szort!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Hej :)
Na początek napiszę, że w niektórych miejscach czas akcji masz pomieszany – teraźniejszość, a potem nagle przeszłość.
Co do samego szorta – pomysł mnie zainteresował i myślę, że w chwilach bezsilności i frustracji niejedna osoba choć przez moment chciałaby się wyżyć, odreagować w podobny sposób. Niestety (albo i na szczęście) nie możemy pójść do takiej kliniki, póki co ;)
Wydaje mi się, że taka forma terapii na dłuższą metę nie zadziałałaby pozytywnie na pacjenta / klienta (w sumie ciekawy temat do rozmowy xd ).
Sam pomysł terapii na bazie wirtualnej rzeczywistości bardzo mi się spodobał :)
Pozdrawiam
tegarsini pu taheerni tvaernnat
Mam nadzieję, że przypadnie komuś do gustu i nie będzie po prostu dziwnym tworem mojego umysłu
Zgrabnie napisane. To nie jest dziwny wytwór Twojego umysłu. To po prostu psychologia stosowana.
Niektóre japońskie korporacje mają w podziemiach tzw. wyszalnie, czyli pokoje w których stoją
gumowe kukły szefa (szefów) i każdy pracownik może podczas przerwy czy też po pracy walnąć go
w oko lub nakopać w co chce. Bez konsekwencji. Choć nie ma gwarancji, że dyskretne kamerki
nie donoszą gdzie trzeba…heh. To działa.
Pozdrawiam
dum spiro spero
Cytat: […] co w efekcie zamienia twarz najbliższego bandyty w ubitego kotleta. […].
W tekstach literackich wypada przestrzegać zgodności przypadka. Poza tym jaki to rodzaj kotleta “ubity”? Scenografia jest dzisiejsza, więc i menu powinno współczesności odpowiadać.
Lem był pierwszy. Tyle że skromniejsze zastosował środki, służące rozładowaniu złości.
Witaj.
Hahaha, fajny twist! :) Bodajże w “F/X” był taki początek, że masakra na całego, dokonywana w dodatku przez seksowna blondynkę, trup ścielił się naprawdę gęsto, a okazało się, że to kręcenie kryminalnego filmu jedynie było. ;)
Myślę, że pomysł na taką klinikę zasługuje na klik, bo jest nowatorski i niejeden by z niego skorzystał. Twórca praktycznego wynalazku zarabiałby krocie. :)
Pozdrawiam serdecznie, gratuluję poczucia humoru. :)
Pecunia non olet
Hej wszystkim!
Nazgul
Całe szczęście, że ta dynamika jakoś zadziałała. Zawsze boję się, że pisząc takie sceny moja tendencja do nadmiernych opisów zepsuje tempo. Tym bardziej cieszę się, że się podobało.
Ermirie
Czasy poprawione, dzięki.
Też wydaje mi się, że przeniesienie w wirtualny świat i odreagowanie tam wszystkiego byłoby dobrym pomysłem. Oczywiście nadmierne korzystanie ze zbyt realistycznych symulacji byłoby niebezpieczne (kojarzy się braindance z Cyberpunka), ale jako ciekawostka i przyszła forma rozrywki, nie zawsze brutalnej, myślę, że mogłoby zadziałać.
Fascynator
Faktycznie jak o tym wspomniałeś to mam wrażenie, że gdzieś już to słyszałem. Co prawda kukła nie zastąpi człowieka, ale dopóki ceny sprzętu do VR są jakie są, jest to dobra alternatywa. Jak zwykle Japończycy w kwestii niekonwencjonalności biją wszystkich na głowę.
AdamKB
Kotlet poprawiony XD
A co do Lema to jestem w stanie uwierzyć, że wpadł na coś takiego, choć czytałem tylko dwie pozycje. Facet był naprawdę genialny w tej kwestii.
bruce
Najwidoczniej nie tylko ja lubię takie sceny połączone z absurdem. Faktycznie mam wrażenie, że to byłby strzał w dziesiątkę, jeśli chodzi o rynek zbytu. Cieszę się, że ktoś podziela mój nienormalny humor :P
Dziękuję wszystkim za przeczytanie i pozdrawiam
NP
Zapraszam na mój kanał YouTube
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Barman, młody chłopak, może dwadzieścia latPRZECINEK? podaje mi szklankę z brunatną ambrozją.
Tytuł spojleruje, poza tym wszystko ok. Byłoby większe zaskoczenie przy innym tytule, ale całość dobrze się czyta. Taka klinika jest bardziej uniwersalna od japońskich wyszalni, bo mogą z niej skorzystać nawet osoby niedołężne fizycznie. Klik
Koala75
Może faktycznie tytuł jest pewnego rodzaju spoilerem. Dzięki za komentarz, pomyślę nad czymś innym. Cieszę się, że się podobało.
Pozdro
NP
Zapraszam na mój kanał YouTube
Imo, bez konsultacji psychiatrycznej, tak jest lepiej. Pozdrawiam :)
Nigdy nie byłam zwolenniczką przemocy i używania siły, więc opisany sposób przywrócenia sobie dobrego samopoczucia zupełnie do mnie nie przemówił.
Biorę łyk i rozglądam się. → Wypijam łyk i rozglądam się.
Łyków nie bierze się.
Chłopak posłusznie nalewa im Warki. → Chłopak posłusznie nalewa im warkę.
Szef zgrzyta zębami i ściska szklankę piwa tak mocno… → Wcześniej napisałeś: …mówi niepewnie, stawiając na blacie kufle. → Skoro podał piwo w kuflach, to dlaczego szef ściska szklankę?
Stojąca obok mnie dwójka z lekkim ociąganiem mierzy we mnie pistoletami. → Czy oba zaimki są konieczne?
Proponuję: Stojąca obok dwójka z lekkim ociąganiem mierzy we mnie z pistoletów.
Krew rozbryzga z przedziurawionego torsu… → Krew bryzga z przedziurawionego torsu… Lub: Krew rozbryzguje się z przedziurawionego torsu…
…a on osuwa się bezwładnie na ziemię. → Rzecz dzieje się w barze, więc: …a on osuwa się bezwładnie na podłogę.
…i przejeżdżam jego twarzą o blat, wycierając jego zakazaną mordę o rozlane piwo… → Czy oba zaimki są konieczne?
Proponuję: …i przejeżdżam jego twarzą po blacie, wycierając zakazaną mordą rozlane piwo…
Konus zlatuje ze stołka gdzieś na dół, ginąc mi z oczu. → Zbędne dookreślenie – czy mógł zlecieć ze stołka do góry? Czy mógł zlecieć gdzieś indziej niż na podłogę?
Proponuję: Konus zlatuje ze stołka i ginie mi z oczu.
– No dobra, wypróbujmy coś więcej – mówię sam do siebie. → – No dobra, wypróbujmy coś więcej – mówię do siebie.
Biorę potężny zamach i uderzam z prawego sierpowego. → Biorę potężny zamach i uderzam prawym sierpowym.
Padają na ziemię jeden po drugim… → Padają na podłogę jeden po drugim…
Mężczyzna przede mną zastyga w nienaturalnej pozie i nawet nie mrugał. → Literówka.
Młoda dziewczyna w mundurku robi mi zastrzyk. → Czy dookreślenie jest konieczne? Dziewczyna jest młoda z definicji.
Uwielbiam kliniki upuszczania nerwów. → Nie wydaje mi się, aby nerwy można było upuszczać.
Może: Uwielbiam kliniki rozładowywania napięć.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cóż, regulatorzy, jak to bywa z pomysłami świadczenia dziwnych usług, nie każdemu muszą się podobać i jest to w pełni zrozumiałe. Dzięki za łapankę.
Pozdrawiam
NP
Zapraszam na mój kanał YouTube
Nikodemie, dziękuję za wyrozumiałość. I miło mi, że mogłam się przydać. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ostatnio czytałam jakieś płakania, że “za wybuch przemocy wśród młodzieży” odpowiedzialne mają być jakoby soszyl media. Bo ktoś nagrał i wrzucił do internetu. Kiedyś nie było internetu, więc nikt nikogo nie bił, wiadomo.
Ah, zwalanie odpowiedzialności za wychowawcze porażki na czynnik zewnętrzny. Kiedyś była to muzyka, potem komiksy, potem gry planszowe, potem gry komputerowe; jeszcze w moim nastolęctwie był kwik o gry pełne przemocy, które napędzajooo!!! skalę przemocy!!!.
Tymczasem okazuje się, że w 1990 nieletni byli odpowiedzialni za 15,8% przestępstw, podczas gdy w 2012 za 8,8% (za: statystyka.policja.gov). W 2013 odsetek był jeszcze mniejszy, ale zmieniła się metodologia, więc nie uważam za miarodajne. Trend jest spadkowy.
Wracając do meritum – taka rzeczywistość wirtualna byłaby czymś świetnym; trochę jak symulator w The Orville.
Może niekoniecznie przedstawiający konkretne osoby, bo tu już widzę pole do nadużyć i dehumanizacji – pierwszy sezon Westworld dobrze eksploruje ten temat - ale miejsce, w którym można się wyżyć; niekoniecznie strzelaniem czy zabijaniem ludzi, może też walką z zombiakami, albo żeby poharatać w gałę, postrzelać z łuku czy cokolwiek. Jasne, można iść pod blok albo na orlika, ale…
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Cześć czyta się płynnie. Zaskoczenie zaskakuje. Całość jest dobrze napisana, podobało mi się. Klikam, pozdrawiam.
Kto wie? >;
Końcówka ładnie wyjaśnia rosnącą niewiarygodność scen walki.
Szorcik w porządku, chociaż mam wątpliwości, czy to by zadziałało, zwłaszcza na dłuższą metę.
Ale z drugiej strony… Jak mi kiedyś szef strasznie podpadł, to powiesiłam w pokoju tarczę do dartsów, do której przypięłam jego zdjęcie. I wszystkim w robocie sprawiło to wiele radości.
Babska logika rządzi!
Czy mogę poprosić o adres kliniki?!;)
Czasem żałuję, że nie mam za fotelem kija bejsbolowego i nie ważę stu kilo…
Niemniej Warkę zapisałabym z dużej.
I mam wrażenie, że dałoby się ująć nieco zaimków.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
A ja nie jestem pewna, czy ta warka powinna być dużą literą. Czy to chodzi o nazwę marki/firmy, czy o jedno z wielu piw: “Wczoraj wypiłem trzy warki”, ale “W moim mieście Warka buduje nowy browar” lub “Uwielbiam piwo marki Warka”.
Babska logika rządzi!