Część pierwsza: Czyli dlaczego nie warto zakładać się po pijaku.
Teutates prowadził za cugle okulałego konia i ociekał wodą. Zobaczył w końcu karczmę, o której wspominali spotkani po drodze pasterze. Odetchnął. Miał dość wędrowania na piechotę, na głodnego i do tego przemoczony do suchej nitki od upierdliwego deszczu. Chłopcu stajennemu wcisnął w rękę nierżniętego denara, żeby mieć pewność, że ten dobrze zaopiekuje się wierzchowcem. Wszedł do gospody z rozmachem otwierając drzwi, przy jego potężnej, wręcz zwalistej sylwetce izba jakby zmalała. Miał byczy kark, szerokie bary i mocno umięśnione ramiona. Na plecach przytroczył wielki topór bojowy, a u pasa miecz. Nieliczni goście obrócili się obrzucając przybysza zaciekawionymi spojrzeniami, ale zaraz zaczęli odwracać głowy i wracać do przerwanych rozmów, żeby czasami nie zasłużyć na uwagę ogromnego wojownika i za żadne skarby go nie sprowokować.
Ze zdziwieniem dostrzegł znajomą sylwetkę przy stole pod oknem. Podszedł bliżej i rozpoznał twarz starego druha.
– Cześć Kenneth, co robisz w tej podłej dziurze? – zagadnął.
– Piję – odpowiedział zapytany unosząc i prezentując konkretną szklankę.
– Tutejsza wóda jest podła, ma kolor rozcieńczonej gnojówki i śmierdzi myszami – stwierdził przybysz, a drugi mężczyzna w odpowiedzi kiwnął głową i rozpoczął tyradę narzekania.
– Ech, ani nie gadaj. Ciągle tu leje, kobiety są przeważnie brzydkie, grube i rude, te w miarę ładne szybko znajdują mężów i gdy wreszcie, według moich standardów, osiągną wiek użytkowy, to akurat chodzą w ciąży z drugim, a czasem i trzecim dzieckiem. Faceci łażą w spódnicach pod którymi nic nie mają, lubują się w owcach, co mnie wcale nie dziwi, skoro mają takie paskudne baby – machnął zrezygnowany ręką. – Choć trzeba im przyznać, że mają mocne głowy, poczucie humoru i nigdy nie pogardzą dobrą bitką, a i urazy za obitą mordę długo nie trzymają.
– To po co tu siedzisz? Ja przejazdem jestem, bo interesy z Dannanami załatwiałem i już mam dość. Spadam do cywilizacji i tobie radzę to samo.
– Nie mogę – podrapał się po szczęce Kenneth – Przegrałem zakład i pilnuję królewny.
– Co?! A to dobre – Teutates zaczął śmiać się tak serdecznie, aż mu łzy pociekły. Siadł przy stole i skinął na dziewkę, żeby ta przyniosła mu jadło oraz gąsiorek z trunkiem i szkło.
– Z kim się założyłeś?
– Z Balagosem.
– No, zakładanie się z Czerwonym Smokiem jest równie mądre jak wchodzenie w kurzy interes z lisem, nikt przy zdrowych zmysłach tego nie robi.
– Nie byłem przy zdrowych zmysłach. Byłem uchlany w sztok.
– Jeszcze z nim do gorzały siadłeś?! Przecież to czerwony nerd, wszystkich przepije i poroznosi do łóżek, a jak go chętka najdzie, to jeszcze wychędoży.
– Właśnie o to się założyliśmy – wycedził przez zęby Kenneth, a Teutates wolał nie wnikać, czy o to kto kogo przepije, kto kogo położy do spania, czy może kto kogo wychędoży.
***
– Co to za księżniczka? – spytał Teutates i czknął.
– Królewna – sprostował Kenneth. – Choć bez królestwa, z tego co wiem. Balagos chciał się z nią żenić, ale mu odmówiła wylewając przy tym czarną polewkę na jego rudy łeb. No to się wściekł i ją uwięził, żeby zmiękła. No, ale nie zmiękła, a jemu po pół roku znudziło się siedzenie w zamku ze zmierzłą, obrażoną babą. Postanowił pouganiać się za jakąś inną spódnicą, ale honor, a raczej urażona męska duma, nie pozwoliła mu jej wypuścić. No to wrobił mnie w ten durny zakład i kazał pilnować, aż ktoś mnie nie pokona i jej nie uwolni.
– Ma chłop poczucie humoru, trzeba mu przyznać.
Kenneth tylko ręką machnął w odpowiedzi i wychylił kolejną szklanicę podłej gorzały.
– A teraz, to kto ją pilnuje? – Dopytywał wielkolud.
Drugi mężczyzna skrzywił się, szybko nalał następną kolejkę i opróżnił swoje szkło bez oglądania się na kompana.
– Nikt. Nerd tak obłożył zamek czarami, że nie da się wyciągnąć z niego dziewczyny bez spełnienia warunku wygrania ze mną w walce jeden na jednego, a ona sama też nie może z niego wyjść.
– Ach, tak. Powiedz, czy rzeczywiście jest aż tak zmierzła?
– Już nie. Z początku była dla mnie okropna i traktowała jak zło konieczne oraz bezpośredni powód jej udręki. Wyniosła, oschła i protekcjonalna. Kiedy wreszcie dotarło do niej, że ja też jestem ofiarą Czerwonego Smoka, to odpuściła. Wspólny wróg jednak łączy najszybciej. Teraz to i pogada, i pośmieje się z moich żartów, czasem mi śpiewa, a ładnie śpiewa, książkę na głos czyta wieczorami przy kominku, wie, że lubię jej placki z jabłkami, to piecze często, choć przecież nie musi. Nawet w szachy nauczyłem ją grać. Miła dziewczyna.
– A łoże ci grzeje?
– To prawdziwa królewna z urodzenia i zachowania, baranie. Nie pierwsza lepsza karczemna dziewka – mężczyzna skrzywił się na sugestie przyjaciela. – Zaprzyjaźniliśmy się i tyle. Poza tym jest ruda, zupełnie nie w moim typie.
– No tak – zamyślił się Teutates. – To mówisz, że dysponujesz zamkiem? Może byś mnie przenocował? Nie wiem, czy mają tu wolne izby, a nawet jak mają, to obudzę się pogryziony przez pluskwy i z wszami.
– Żeby tylko z wszami… Pewnie, zapraszam, czym chata bogata.
– A masz tam jakieś baby oprócz królewny? Kucharkę, pokojówkę, posługaczkę?
– Nie. Balagos wynajął skrzaty do obsługi. Są dyskretne i potrafią zrobić baraninę na tyle sposobów, że jeszcze nie zdążyła mi się znudzić.
– Skrzaty, mówisz. A one są jakiej płci? Rodzaj żeński może się znajdzie?
– Ja pierdolę, czy ty zawsze tylko o jednym myślisz? Przeciętny skrzat jest wielkości szczura, a to znaczy, że jest mniejszy od twojego…
– No tak, masz rację, to co najmniej cztery na raz by musiały mnie obrabiać. Trudno, trzeba się nawalić. Bez baby przykro się zasypia, a po pijaku wszystko mi jedno.
***
Nie mieli pojęcia jak znaleźli się w zamku. W południe obudzili się niemiłosiernie skacowani, wciąż we wczorajszych, sponiewieranych ubraniach. Wstali z podłogi, bo choć udało im się dotrzeć do komnaty Kennetha, to łoże pod ścianą okazało się dla nich zbyt odległe. Natychmiast ruszyli szukać remedium na okrutnie męczący ich syndrom dnia wczorajszego. Zatrzymali się raz na blankach i sikali długo z muru wprost do bagnistej fosy.
***
Siedzieli właśnie w sali jadalnej i popijali piwo z ogromnych kufli, gdy pojawiła się królewna. Stanęła przed nimi, podparła się pod boki i zmarszczyła nos wykrzywiając przy tym usta. Kenneth udawał, że jej nie zauważył i zaczął zaglądać, nie wiedzieć czemu, pod ławę, natomiast Teutates wpatrywał się w dziewczynę intensywnie, całkowicie oniemiały. Kenneth coś szeptał do niego, ale ten go nie słyszał. W uszach brzmiało mu tylko przyspieszone bicie serca. Patrzył na jej miłą, szczupłą buzię, otoczoną kaskadą ciemnorudych włosów i myślał: lisiczka. Najpiękniejsza lisiczka, jaką w życiu widziałem.
Spojrzał jej prosto w oczy i całkiem zatonął w ich niebieskiej, jak wiosenne niebo, toni.
– Rosół z rana nastawiłam, bo przypuszczałam, że będziecie zdychać – powiedziała dziewczyna uśmiechając się kpiąco. – Kenneth, wypadałoby, żebyś przestał szukać nie wiedzieć czego pod stołem i przedstawił mi naszego, miłego gościa.
– Nesso – zaczął w końcu podnosząc przekrwione oczy – to Teutates, mój wojenny druh i przyjaciel. Teutatesie, poznaj Nessę.
– Cała przyjemność po mojej stronie – wydukał przedstawiony z imienia, uśmiechając się idiotycznie.
– Również mi miło cię poznać. Już niedługo posiłek będzie gotowy, na który serdecznie zapraszam. Teraz jeszcze zostawię was samych i pójdę dopilnować skrzatów – dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i odwróciła, by odejść do kuchni. Przystanęła jednak w pół kroku i spojrzała przez ramię na obu mężczyzn.
– Chłopaki, mam drobną prośbę do was.
– Tak? – Spytał Kenneth, bo jego towarzysz robił maślane oczy i nie był w stanie nic wydukać.
– Odświeżcie się – Poprosiła Nessa marszcząc śliczny nosek, choć uśmiech nie zszedł z jej pełnych ust.
– Wiesz – mruknął wojak do przyjaciela, nie odrywając nieprzytomnego wzroku od rozkołysanych bioder oddalającej się królewny – może ja tu zostanę trochę z tobą. Nigdzie mi się w sumie nie spieszy. Co tu będziesz tak sam siedział w tym zamku? Towarzystwa ci dotrzymam, napijemy się jeszcze, powspominamy dawne czasy.
– Taaa – Kenneth przewrócił oczami, ale nie oponował.
Część druga: Związany los.
Siedzieli przy stole w trójkę: Kenneth – Czarny Smok Ognisty, a naprzeciwko Teutates – Bóg Wojny i Nessa – Królewna Bez Królestwa. Mężczyźni rozmawiali na temat możliwości uwolnienia dziewczyny, a ona w milczeniu jadła, spoglądając raz po raz ciepło na Teutatesa.
– Niby jak chcesz mnie pokonać? – spytał Kenneth. – Wiesz, że to jest warunek konieczny do spełnienia, żeby uwolnić królewnę i tego nie ominiemy.
– Przecież nie muszę walczyć z tobą jako smokiem. Możemy stanąć naprzeciw siebie w ludzkich postaciach – stwierdził wesoło drugi z mężczyzn. – Bez broni, bez magii, tylko ja i ty. W zapasach jestem od ciebie o niebo lepszy, wygraną mam w kieszeni.
Smok myślał obserwując przyjaciela spod przymrużonych powiek i przeżuwał kolejne kawałki baraniny. Bóg niby miał rację. Warunkiem było pokonanie go, bez dodatkowych obostrzeń. Gdyby Czerwony Smok tyle wtedy nie wychlał, nigdy by tego nie przeoczył.
– Proszę cię, Kenneth, zrób to. Nawet jeśli nie dla mnie i Nessy to na złość Balagosowi – wielkolud wiedział, że akurat taki argument ma szanse przekonać smoka, bo ten był wciąż wściekły na pobratymca za wrobienie w rolę stróża. – Dam ci co zechcesz.
– Skoro tak, to ja chcę to, co masz najcenniejszego – stwierdził smok z przekąsem. Przed oczami stanął mu obraz skrzyń pełnych drogich kamieni i złota, a oczy od razu mu rozbłysły, na wargach pojawił się błogi uśmiech. Uwielbiał wylegiwać się w stercie kosztowności w swojej przyrodzonej postaci. Promieniowanie energii drogich kamieni i szlachetnych kruszców dodawało mu sił witalnych i rozpieszczało miłymi doznaniami.
– Najcenniejszy dla mnie jest mój topór. Mogę ci go oddać. To dobra broń.
– A na chuj mi topór? Na pewno posiadasz coś cenniejszego, ale nie zdajesz sobie z tego sprawy. Wiem, że masz mentalność wojaka i nie przywiązujesz wagi do bogactwa, ale pomyśl chwilę, jesteś bogiem, do kroćset, musisz mieć jakiś skarb.
W tym momencie dziewczyna zbladła, przycisnęła rękę do ust, spojrzała z przerażeniem na zastawiony stół i zaraz bez zastanowienia chwyciła stojącą najbliżej, prawie pustą misę, do której wyrzygała posiłek. Mężczyźni zamilkli i jednocześnie zaczęli się jej przyglądać z konsternacją. Dziewczyna westchnęła odstawiając naczynie na podłogę, po czym wytarła usta w serwetę i upiła wody z kubka.
– Coś ci zaszkodziło, kochanie? – spytał Teutates niepewnie. Kenneth parsknął śmiechem i powiedział z wyraźną kpiną.
– Na pewno coś jej zaszkodziło, a ja nawet doskonale wiem co. Twój własny siusiak.
Dziewczyna patrzyła na siedzącego obok niej mężczyznę z miłością. Ten zaglądnął jej głęboko w oczy, jakby z nich chciał wyczytać odpowiedź.
– Miałam ci powiedzieć wieczorem, Teut – rzekła do niego miękko, głaszcząc go po umięśnionym przedramieniu. – Będziemy rodzicami.
– Jesteś… jesteś…
– Tak, jest w ciąży! – ryknął smok nie wytrzymując. – Z tobą! Aleluja!
Teutates spojrzał zaskoczony na towarzysza, potem na dziewczynę, próbował się do niej uśmiechnąć, ale po chwili znów wbił oczy w Kennetha, a ten dostrzegł w nich pierwsze przebłyski paniki. Zwalisty mężczyzna zerwał się nagle zza stołu przewracając krzesło, po czym wybiegł z jadalni.
Smok westchnął ciężko kręcąc z niedowierzaniem, a może bardziej z dezaprobatą głową. Powoli wstał z krzesła i ruszył w kierunku wyjścia. Zatrzymał się przy dziewczynie, widząc, że patrzy na niego oczami pełnymi łez i cierpienia, nic nie rozumiejąc. Ścisnął jej ramię w geście pocieszenia, zastanawiając się, cóż ona winna, że ukochany okazał się skończonym ciulem.
***
Znalazł boga na dziedzińcu. Ten wyglądał na zagubionego. Skulił się, garbiąc potężne plecy i wciskając głowę w umięśnione ramiona.
– Ona jest brzemienna – wyszeptał do przyjaciela, gdy ten stanął obok.
– A czego się, kurwa, spodziewałeś?! Siedzimy w tym zamku razem już pół roku, a wy żyjecie jak mąż z żoną od przeszło czterech miesięcy i to mąż ze świeżo poślubioną, młodą i chętną żoną. Prawdziwe, regularne cztery miodowe miesiące tęgiego chędożenia! Nie ma się gdzie ruszyć, żeby nie natknąć się na was połączonych w miłosnych uściskach – wyrzucił teatralnie rękę w górę, po czym odetchnął głęboko i zamykając oczy, chwycił się za nasadę nosa. – Trzeba było myśleć wcześniej. Teraz bądź facetem i weź to na klatę. Będziesz ojcem.
– Ty nic nie rozumiesz, Kenneth, czy rżniesz głupa? – warknął Teutates wyraźnie rozeźlony. – Znasz chyba wróżbę Chorsiny, wszyscy ją znają. Po tym jak przepowiedziała, że kolejny heros uczyni ludzi pierwszymi w tym świecie, wszyscy bogowie i boskie istoty zgodzili się, że nie może być więcej żadnych półbogów na Ziemi. Wszyscy podpisaliśmy pakt, z bajkowymi jako gwarantami, że żadne z nas nie sprowadzi na ziemię potomka z ludzkiej krwi, a gdyby ktoś się wyłamał, cała reszta ma obowiązek rozwiązać problem jak najszybciej. Wiesz co to znaczy? Oni zrobią wszystko, żeby to dziecko się nie urodziło. Nawet jeśli uda mi się ukrywać Nessę do rozwiązania, to zgodnie ze złożonym przyrzeczenie sam powinienem natychmiast zabić noworodka.
– Jesteś bogiem, wy akurat jesteście całkiem nieźli w łamaniu danego słowa. Zrobisz, co zechcesz.
– Nie jestem na tyle potężny, żeby móc ich ochronić. Nikt z moich mnie nie poprze i nie pomogą mi. Wszyscy będą przeciw nam – zwiesił smutno głowę. Po chwili wyprostował się i spojrzał na przyjaciela twardo. – Ale ty mógłbyś to zrobić, prawda Kenneth? Nie jesteś związany paktem. Wasza rasa jest najstarszą i najpotężniejszą w tym świecie.
– Ochujałeś, Teut! Od nadmiaru wrażeń pojebało ci się całkowicie we łbie. Chcesz mnie wrobić w opiekę nad ciężarną, a potem nad noworodkiem?! Ani ze mnie akuszerka, ani niańka. Zauważ, że z powodu braku cycków na mamkę też się nie nadaję. Jestem cynikiem z charakteru i żołdakiem z zamiłowania, lubię dobrą bitkę, dobrze zjeść i wypić, a na koniec dobrze podupczyć, nie ma w moim życiu miejsca na bawienie dzieci – sapnął ze złością smok, po czym odetchnął głęboko, żeby się uspokoić. – Poza tym doskonale wiesz, że my smoki unikamy angażowania się w nie swoje sprawy. W dupie mamy te wasze rozgrywki i przepychanki. Wali mnie, która rasa będzie pierwsza, a która ostatnia, bo smoki i tak zawsze są ponad. Mogę z sympatii do ciebie lub dla rozrywki stanąć u twojego boku w jakiejś wojnie, ale na nic więcej nie licz. Nie mam zamiaru dać się wplątać w tę awanturę z idiotyczną przepowiednią, która może oznaczać równie dobrze, że ludzie będą pierwszą rasą, która wymrze, albo kompleksowo się zesra.
– Już się wplątałeś – rzucił bóg twardo prostując potężną sylwetkę. Wiedział co musi uczynić i już zdecydował. – Za możliwość uwolnienia królewny, zażądałeś ode mnie tego co mam najcenniejszego, a z czego nie zdaję sobie sprawy. Do tej pory nie wiedziałem, że Nessa nosi pod sercem owoc naszej miłości i tak się składa, że właśnie to jest najcenniejsza rzecz, którą posiadam. Oddaję ci moje nienarodzone dziecko w darze, Smoku, z własnej nieprzymuszonej woli i związuję wasze losy na zawsze, w tym życiu i w kolejnych, w tym świecie i wszystkich innych – pewnie i z mocą wygłosił magiczną sentencję, odpowiednio intonując. Zaraz jednak dodał już miękko – Chroń je, proszę.
Kenneth chwycił przyjaciela za gardło zaciskając mocno palce. Zadarł głowę do góry i zaryczał iście po smoczemu, dając upust frustracji, złości i bezsilności.
– Ty wredny, samolubny skurwielu – wychrypiał bogu w twarz rozluźniając w końcu chwyt.
Ten się tylko roześmiał sucho, bez cienia wesołości. Wiedział, że splątał los dziecka ze smoczym już wtedy, gdy tylko uzmysłowił sobie, że jest ono dla niego najcenniejsze na świecie. To mu jednak nie wystarczyło, bo smok znał się na czarach, a na tym świecie nikt nie dysponował równie silną magiczną mocą co on, no może poza Kościejem. W swoim, smoczym świecie dysponował magią niepojętą i niewyobrażalną nawet dla najpotężniejszych z bogów, mógłby złamać zaklęcie prawa niespodzianki. Wiedział, że istnieje tylko jedna możliwość, żeby smok wbrew swej woli był zmuszony chronić jego potomka. Związał oboje nierozerwalnym węzłem rzucając prastary czar, którego nie dało się zdjąć ani odczynić, który w każdym ze światów i w każdym wymiarze był tak samo mocny. Zrobił to z premedytacją, żeby ratować ukochaną i ich nienarodzone dziecko.
– I kto to mówi – zakpił Teutates, za chwilę jednak spoważniał. – Obiecaj mi, smoku, obiecaj, że będziesz chronił oboje i strzegł tajemnicy. Nikt nie może się dowiedzieć, że w tym dziecku płynie boska krew. Nigdy mu nie powiesz, że wasze losy są związane, nie wyjawisz, że jest potomkiem boga i nie powtórzysz słów wróżby. Przyrzeknij!
Smok opuścił ręce i przyglądał się prze chwilę swoim butom, jakby szukał w nich odpowiedzi, po czym podniósł głowę i z mocą spojrzał w oczy przyjaciela. Położył mu dłoń na ramieniu i kiwnął głową. Teutates odetchnął głęboko z ulgą. Smocze słowo, to smocze słowo, żadne nigdy nie zostało złamane, w przeciwieństwie do boskich obietnic. Kenneth po dłuższej chwili wyszczerzył zęby w uśmiechu i po przyjacielsku klepnął wielkoluda w bok głowy.
– Dobra, koniec pierdolenia, rozbieraj się i stawaj do zapasów. Potem musisz swoją dziewczynę pocieszyć i wytłumaczyć jej, że nie jesteś takim fiutem za jakiego cię właśnie zaczęła uważać.
I tak to właśnie było z królewną uwięzioną przez smoka i jej uwolnieniem. Niestety, nie mogę napisać na koniec, że żyli długo, bo życie to nie bajka i Nessa zmarła wydając na świat dziecko, choć na pewno przez te kolejne kilka miesięcy byli ze sobą szczęśliwi. Natomiast dalsze, splątane losy boskiego potomka i smoka, no cóż, to już zupełnie inna historia.
Osoby dramatu:
Bogowie – tu przedstawiciele panteonów galijskiego, słowiańskiego i celtyckiego:
Teutates – galijski bóg wojny
Chorsina – słowiańska bogini wróżb, przeczuć, tańca
Tuatha Dé Danann – lud bogini Danu, bogowie celtyccy
Bajkowe stwory
Skrzaty – małe, pomocne i zaradne, takie jakie znamy z bajek naszego dzieciństwa
Smoki – najstarsza i najpotężniejsza rasa. Mieszkają we wszystkich światach i wymiarach przemieszczając się bez trudu między nimi. Nie angażują się, nie mieszają do spraw innych, chyba, że się wybitnie nudzą, albo mają taki kaprys lub los spłata im złośliwego figla, jak właśnie to zrobił Kennethowi
Kenneth – „sprawiedliwy i ognisty” Czarny Smok Ognisty
Balagos – „czerwony nerd” Czerwony Smok Ognisty
Ludzie
Nessa – Królewna Bez Królestwa, porwana i uwięziona przez Balagosa, bo nie chciała go poślubić. Nikt jej nie ratował, bo żadnego królestwa, ani nawet pół, nie było w nagrodę.
Nie wymienieni z imienia mieszkańcy Szkocji „tego” świata