- Opowiadanie: GOCHAW - Protokół odbioru

Protokół odbioru

– Jednostka odrębna Mayumi, radzę milczeć, dopóki mam cierpliwość. Było dekadę temu zgłaszane marzenie do Departamentu Uzupełniana Egzystencji? Było. Jest pieczęć z DNA? Jest. Nie dyskutować, przyjąć natychmiast marzenie. Realizować od zaraz program wdrożenia adaptacji nowej rzeczywistości – klepał swoje formułki urzędnik, sztywny, jakby połknął kij.

 

Ogromne podziękowanie dla Tarniny! Ukłon niski. Dziękuję Wam betujący za wszystko!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Protokół odbioru

Około trzeciej nad ranem z całkiem przyjemnego snu wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. Na wpół przytomna zbliżyłam się do nich. Spojrzałam przez wizjer. Po mundurach rozpoznałam Służby Dostarczania Marzeń, w skrócie SDM.

Krzyknęłam przez drzwi:

– To pomyłka! – Obróciłam się na pięcie i wróciłam do ciepłej pościeli. Pukanie trwało nadal.

– Otwierać! Natychmiast!

Pospiesznie narzuciłam szlafrok i, wciąż jeszcze zaspana, ostrożnie uchyliłam drzwi. Przede mną stało dwóch rosłych SDM-owców, między nimi zaś kompletnie obcy facet.

– Nadgarstek lewy, musimy przyłożyć czytnik, że dostarczono… – powiedział urzędnik, ten ociupinkę wyższy. Stałam nieruchomo. Nie potrafiłam z siebie wydusić słowa…

– Ja nie przyjmuję tego marzenia! – zaprotestowałam. Zerknęłam na faceta w środku, na pewno był zniesmaczony moim zachowaniem, poznałam to po jego minie. Przez sekundę zaglądał mi w oczy. Poczułam ciepło na twarzy.

– Jednostka odrębna Mayumi, radzę milczeć, dopóki mam cierpliwość. Było dekadę temu zgłaszane marzenie do Departamentu Uzupełniana Egzystencji? Było. Jest pieczęć z DNA? Jest. Nie dyskutować, przyjąć natychmiast marzenie. Realizować od zaraz program wdrożenia adaptacji nowej rzeczywistości – klepał swoje formułki urzędnik, sztywny, jakby połknął kij.

– Odmawiam! 

Wiedziałam, że podejmuję ogromne ryzyko, może nawet natychmiastowego przewiezienia do Zagrody Pracy. Tam nikt nie chce trafić. Ale przecież nie pamiętam, o czym marzyłam dawno, dawno temu. Dzisiaj, owszem, wiem doskonale, czego potrzebuję…

– Odmowa jest zabroniona. Radzę nie zabierać nam więcej cennego czasu. Za trzy dni ktoś z SDM-owców sprawdzi stan marzenia. Zrobimy szczegółowy wywiad. – Kończąc, niższy facet wepchnął moje zapomniane marzenie, czyli obcego mężczyznę, do środka.

Staliśmy przez chwilę nieruchomo w malutkim przedpokoju. Miałam kompletną pustkę w głowie.

– Juma… – przedstawił się i podał mi ciepłą dłoń. Moje były lodowate i lekko wilgotne, zawsze tak jest, kiedy jestem strasznie spięta.

– Może mnie zaprosisz do pokoju? – zapytał.

– Oczywiście, proszę.

Generalnie, do teraz, dosyć sprawnie radziłam sobie w niekomfortowych sytuacjach, ta mnie przerosła.

Mężczyzna usiadł na dębowym krześle. Nie miał ze sobą nic. Żadnej walizki czy podręcznego bagażu. Przeciągnął powoli ręką po ciemnych włosach, żeby uładzić kosmyki opadające na czoło. Ja tymczasem pomyślałam o tym, że jestem w szlafroku, mam rozczochrane włosy i napuchnięte oczy. Genialnie! Nie marzyłam o pierwszym spotkaniu w takich okolicznościach. To pomyłka! – pomyślałam.

– Chciałbym od razu wyjaśnić, czego oczekuję, bo nie znoszę niedomówień. – Spojrzał na mnie uważnie. – Skoro tak nas dobrano, to musimy wspólnie funkcjonować. Szanuję swój czas i życie, proponuję darować sobie wszelkie żale. Za długo na mnie czekałaś, żeby bawić się w podchody. A ja znam cię, chyba, bardzo dobrze… – westchnął ciężko.

Stałam zdziwiona. Myśli kotłowały się w głowie. Próbowałam sobie przypomnieć marzenie. O jakim facecie mogłam wtedy marzyć? Jaki miał być? Miły, opiekuńczy, czy może zimny drań? Co chwilę miałam kolejną myśl, bałam się sama siebie. Dekadę temu byłam nieobliczalna, może wymyśliłam marzenie po piwie, a wówczas mam niezłą korbę… A może miałam dołek i marzyłam o wiecznym pocieszycielu? Nie zapytam go wprost, jaki ma charakter!

– Mam nadzieję, że nie będziesz tak stać do ósmej rano? – rzucił z uśmiechem. – Jestem zmęczony, chodźmy spać. Liczę na to, że nie chrapiesz?

– Chyba sobie żartujesz? – Poczułam na twarzy falę piekielnego ciepła. Tymczasem Juma zdjął koszulkę, przewiesił ją przez oparcie krzesła, potem rozpiął pasek, zdjął spodnie, skarpety…

Czułam się zawstydzona widokiem jego ciała. Było doskonałe. Mam dzielić łóżko z nieznajomym. Znowu wyciągnął do mnie rękę. Podałam swoją z wahaniem.

– Nie bój się. Naprawdę chce mi się spać – mruknął.

Położyłam się. On obok mnie, odwrócił się plecami i ledwo słyszalnie szepnął:

– Przytul się, wiem, że lubisz. Dobranoc.

Nigdy dotychczas nie leżałam tak sztywna we własnym łóżku. Mętlik w głowie stawał się coraz większy.

 

Jedyne, co mnie pocieszało, to to, że powinnam być przy nim bezpieczna…

 

*

 

Nie minęło kilka minut, a moje nieodgadnione marzenie spało niczym niemowlę. Oczywiście przez kolejne trzy godziny nie zmrużyłam oka. Najostrożniej, jak umiałam, żeby nie zbudzić intruza, wydostałam się z łóżka. Po cichutku ruszyłam w stronę łazienki i weszłam pod prysznic.

Odświeżona, zajęłam się przygotowaniem śniadania. Uświadomiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia o tym, co on jada, a czego nie. Z drugiej strony, co mnie to w ogóle obchodzi? Albo zje, albo nie. Zawsze jest wybór. Przetarłam stół, położyłam serwety, talerze, chleb, jajka ugotowane na miękko, kilka plastrów chudej szynki i miód. Tyle miałam.

No i mam teraz dylemat, czy on pije kawę, czy może herbatę? Po krótkiej chwili namysłu zaparzyłam kawę, tradycyjną, tak jak uczyli mnie kiedyś rodzice. Poza tym nie muszę się w końcu starać dla kogoś, kogo nie zapraszałam.

Aromat kawy rozniósł się po całym mieszkaniu, usłyszałam w głębi ziewnięcie Jumy. Poczułam się nieswojo. Pomyślałam tylko, że naprawdę coś ze mną nie tak. Po krótkiej chwili Juma wszedł do kuchni, jeszcze zaspany. Przeciągnął się jak kocur (natychmiast pomyślałam: bezwstydnik jeden!) i bezczelnie zapytał:

– Nie masz innego pieczywa?

– To znaczy? – wysyczałam przez zęby.

– Lubię żytnie.

Gdybym potrafiła kogoś zabić w afekcie, to chyba właśnie jego. 

Czy z nim da się w ogóle wytrzymać? Był pewny siebie, a mnie tego brakowało. To niemożliwe, żebym ja, taka wyważona, marzyła o impertynencie.

– Ja wiem o tobie sporo, więc masz trudniej – dorzucił.

(W tym momencie zabiłam go w wyobraźni po raz pierwszy).

– Doprawdy? – Nic innego nie przyszło mi do głowy.

– Spodziewałem się bardziej wymagającej kobiety. Twoja biblioteczka też nie jest zbyt okazała. Nie wiem, czy będziemy mieli sobie wiele do powiedzenia.

(Zabiłam go w myślach powtórnie).

– Więc pomilczmy.

– To nie wchodzi w rachubę, musisz dbać o mnie… Wiesz, ktoś, kto nie pielęgnuje swojego marzenia, ponosi karę . A ja nie lubię być przeźroczysty.

– Niestety, zauważyłam – docięłam mu.

– Chyba nie zamierzasz mnie skrzywdzić? – Spojrzał na mnie.

(Zabiłam go po raz trzeci).

 

Przy nim zostanę chyba seryjną morderczynią!

 

Obiecałam sobie, że nigdy, przenigdy nie kupię takiego chleba. I nie będę uległa, zawstydzona, wycofana. A może jednak skoro to ja marzyłam, więc powinnam się bardziej starać? Szlag.

– Twoja przewaga, Juma, dzisiaj jest, jutro może jej nie być. Niebawem sobie wszystko przypomnę, a wtedy… – wysyczałam przez zęby.

– Wtedy nie dasz mi już w ogóle spokoju… – dokończył pewnie.

(Znowu go zabiłam, jestem nienormalna!).

 

*

 

Kiedy Juma mył się pod prysznicem, naszły mnie refleksje. Niby lubię być szczera, ale często nie jestem. Kalkuluję w myślach. On nie. Chyba jest prawdomówny do bólu, a taką formę wypowiedzi najtrudniej zaakceptować. Nie pozostawia marginesu niedopowiedzenia. Oczywiste jest jedno. Prawda. Tyle tylko, że tak na serio, nikt nie chce prawdy wprost. 

Wychodzi się, ot tak, z własnej strefy komfortu i trzeba się zmierzyć z inną koncepcją widzenia rzeczywistości. I to oczami drugiego człowieka. Przypomina to czytanie komuś niewidomemu. Nie wiesz, czego się spodziewa po twojej interpretacji, a musisz to zrobić na tyle dobrze, by zrozumiał sedno utworu i jednocześnie pozostał indywidualnym odbiorcą. To cholernie trudne.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jumy, dochodzący z łazienki.

– Przynieś mi czysty ręcznik!

– Chwila…

Poczłapałam do szafy w przedpokoju, wybrałam mu purpurowy frotte, najmniej używany.

(W takim momencie mój tato powiedziałby „jasna dupa!”).

 

*

 

Juma panoszy się w moim azylu. Wszędzie go pełno, co gorsza, hałasuje i do tego jest skoncentrowany, póki co, tylko na sobie. Jak ja to wytrzymam jeszcze dwie doby?

Mój plan był prosty. Zadzwonię do Wspomagania Sytuacji Marginalnych i zapytam o możliwość zamiany marzenia. No tak, ale jak dostanę w zamian trójkę dzieci?!

O tym nie pomyślałam… Dam sobie spokój z tą zamianą. 

Kiedy ukradkiem zerkałam na Jumę, zauważyłam, że zmieniają mu się rysy twarzy. Tak mnie to zaniepokoiło, że musiałam spytać, o co chodzi.

– Juma?

– Tak? 

– Zmieniasz się? Znaczy, to może zabrzmi głupio, ale twoja twarz zmienia się…

– To normalne. Będę się zmieniał do końca próby. To jest zapisane w umowie SDM, o przyjęcie marzenia. Czytałaś ją? – Spojrzał na mnie zaciekawiony.

– Nie pamiętam, nie mam pojęcia, gdzie ją mam, poszukam…

– Boisz się?

– Czego? – Oddałam pytanie za pytanie.

– Tego, kogo ujrzysz za dwie doby. Będę miał nową twarz. Tak więc nie przywiązuj się zbytnio do aktualnego wyglądu. To, że teraz mam na przykład ciemne włosy, nie oznacza, że jutro nie mogą wszystkie wypaść. Wygląd nie powinien mieć żadnego znaczenia w doborze marzeń. – Obrócił się w stronę dotykowego ekranu. – Szukam sobie zajęcia – poinformował mnie od niechcenia.

– Ale przecież tyle razy słyszałam, że ten pierwszy, najpiękniejszy moment zauroczenia jest wówczas, kiedy spośród milionów twarzy zapamiętujesz właśnie tę jedną, tę, która będzie wpisana w pamięć już zawsze. – Chciałam przeciągnąć naszą rozmowę.

– To głupie. Ludzie przez to są zbyt powierzchowni. Co z tego, że są atrakcyjni fizycznie, skoro nie da się z nimi głębiej porozmawiać na żaden temat? – odpowiedział.

No tak, chciałam – to mam. Same niewiadome. Czy ja to potrafię ogarnąć? Usiłowałam sobie przypomnieć, gdzie mogłam wrzucić umowę na marzenie. Niestety, nadal miałam pustkę w głowie.

Założyłam sweterek i przypomniałam sobie, że muszę zrobić zakupy na weekend.

– Masz na coś ochotę? Idę do sklepu… – rzuciłam.

– Kup żytni chleb i białe wino, dobrze?

– Jasne…

Wyszłam na klatkę schodową, poczułam chłód…

Kiedy tylko znalazłam się w niewielkim sklepie, natychmiast przypomniałam sobie obietnicę, że przenigdy nie kupię żytniego pieczywa. A jednak było pierwszym, co włożyłam do koszyka. Juma prosił. Zdałam sobie sprawę z tego, że myślę o nim non stop.

Na dłuższą chwilę zatrzymałam się przed regałem z winami. Juma życzył sobie białe, nie sprecyzował, ja nie dociekałam. Czyli wytrawne? Może jednak półwytrawne? Albo słodkie? Jednak chyba półsłodkie? Świetnie! – biłam się z myślami.

Wybrałam wytrawne. Zawróciłam i dorzuciłam jeszcze półwytrawne. Może uda mi się trafić w gust. Poza tym wzięłam sporo torebek z suszonymi warzywami, a także inne przetworzone produkty. Bylebyśmy przetrwali następny tydzień. Tutaj robi się zakupy dwa razy w tygodniu. Każdy ma karnet i ograniczoną ilość czasu. 

 

*

 

Wróciłam do mieszkania spokojniejsza, prawie pogodzona z nową sytuacją. Kiedy spojrzałam na Jumę, nadal siedzącego przed ekranem, prawie krzyknęłam. Twarz miał strasznie napuchniętą i czerwoną, oczy ledwo widoczne jak maleńkie szparki.

– Juma, co się dzieje? – zapytałam przez łzy.

– Nic. Twoje marzenie się realizuje… Boli jak cholera…

Niewiele myśląc, postawiłam siatki i pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie nieufnie.

– Przepraszam, przepraszam… – bełkotałam.

– Dam radę. Spokojnie – wyszeptał obolały. – Chcę żyć, być tutaj, mam zadanie do wykonania. Rozumiesz? Pomożesz mi?

– Postaram się… – wybąkałam zaskoczona.

– Oczekuję odpowiedzi: tak lub nie.

– Tak. 

Bezsensowna procedura, pomyślałam, skoro marzenia tak cierpią.

– Mam pracę – powiedział.

– Ciekawa?

– Niezbyt.

– To poszukaj innej – rzuciłam.

– Muszę coś robić, inaczej zwariuję, chyba jestem pracoholikiem… Hmm… – Zamyślił się.

– Poczekaj, przemyśl jeszcze. Lepiej robić coś, co daje satysfakcję – podpowiedziałam tak, jakbym miała ją z własnej pracy.

– Muszę pracować w Archiwum Ziemskich Kataklizmów i Wojen… Zobowiązałem się Braciom Wolności, że pomogę rozwiązać zagadkę korupcji… Nie mam wyjścia – rzekł.

– Masz… Każdy ma…

– To mój cel.

Spędziliśmy kolejny wieczór nie tak, jak pragnęłam, ale nie było gorzej, niż poprzednio. To dobry znak. Za każdym razem, kiedy zerknęłam na jego twarz, ogarniał mnie lęk. Myśl o tym, kogo naprawdę zobaczę, z godziny na godzinę coraz częściej wracała. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak wymyślanie ideału kogoś, w kim chcemy mieć przede wszystkim oparcie w chwilach słabości i w chwilach szczęścia jest idiotyczne. Wtedy jeszcze chyba chciałam wierzyć, że są na świecie ideały…

Niestety moje marzenie – teraz – właśnie siedziało przede mną i raczyło się lampką wytrawnego wina.

– Jak to jest, być marzeniem? – zapytałam wprost.

– Trudno. Staram się dopasować do ciebie, jednocześnie obawiając się odrzucenia z byle powodu. Od ciebie zależy moje być albo nie być. Gorzej trafić nie mogłem… – roześmiał się jak dziecko.

– Gad.

– I dla nich jest miejsce – skwitował.

– A jeśli jestem najprawdziwszą wariatką? Nie boisz się?

– Każdy normalny człowiek się boi, ale nie zapominaj, że mam ogromną cierpliwość. Wytrzymam o wiele więcej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić… Jeśli uznam, że chcesz zbyt wiele, wycofam się, zniknę. Rozumiesz?

– Nie możesz! Nie bez mojej zgody! – zaakcentowałam pierwsze dwa wyrazy.

– Sama mi na to pozwolisz. Dzisiaj jeszcze tego nie rozumiesz – zapewnił i ze stoickim spokojem wypił spory łyk trunku.

– Wielu moim znajomym dostarczono marzenie. Jestem tu od dawna i wiem jedno, co więcej, jestem tego pewna, marzenie samodzielnie nie może podejmować decyzji o odejściu! – wypowiadałam starannie każde słowo.

– Podejmiemy ją wspólnie, kiedy będziesz gotowa…

O co mu chodzi? – to dziwne, bo nie było kontroli z SDM, a już chce odejść? Muszę być czujna, bardzo. Juma ma zapewne jakiś cel, jestem tylko przykrywką…

– Nie kombinuj, mała, głowa cię rozboli. – Uśmiechnął się szelmowsko.

– Pomyślałam, że skoro źle się czujesz, dzisiejszą noc spędzę na sofie w drugim pokoju – zaproponowałam.

– Masz jakiś problem?

– Nie mam problemu, ale jeśli mam być szczera, to ci nie ufam. Najgorsze jest to, że nie pamiętam marzenia. Za Chiny nie mogę sobie przypomnieć akurat tego jednego. Nie mam pojęcia dlaczego. Wiedziałabym, o jakiej marzyłam twarzy, czy cechach charakteru… – W nagłym przypływie emocji zwilgotniały mi oczy.

– Jutro jest kontrola z SDM. Musisz mnie przyjąć, rozumiesz?!

– Przemyślę to…

 

*

 

Smutna ruszyłam do drugiego pokoju z kocem w ręku. Milczał. Słyszałam plusk wody pod prysznicem, a później lekkie kliknięcie zamka w drzwiach. Poszedł spać. I dobrze.

Kolejna nieprzespana noc. Wierciłam się. Dosłownie nic mi nie pasowało. Ze trzy razy otworzyłam okno, by zapalić. Od dawna tak bardzo się nie bałam. Potrafiłam być nieobliczalna. Kogo sobie wymyśliłam? O kogo mogłam prosić? Liczę, że go poznam lepiej.

Juma w środku nocy (zapewne też nie mógł zasnąć) przyszedł do mojego pokoju. Położył się cicho obok, udawałam, że śpię. Przytulił się do mnie delikatnie i zasnęłam po krótkiej chwili.

 Obudziło mnie rytmiczne walenie w drzwi.

– Otwierać, osobniku! Natychmiast! – Echo rozległo się na klatce schodowej.

Wstałam, nie zdążyłam przez noc nic przemyśleć. Czułam, że panikuję. Nie chciałam go stracić. Wbrew pozorom bycie samotną nie służyło mi. Teraz zaczęłam w końcu dzielić się emocjami, prowadzić rozmowy z kimś, kto mnie fascynował. Nie tylko fizycznie, ale – co ważniejsze – intelektualnie.

Narzuciłam wysłużony szlafrok. Podbiegłam do drzwi. Przez judasza zobaczyłam SDM-owca, chyba wyższego rangą, bo ubranego w zielony mundur. Otworzyłam drzwi na oścież i zamaszystym gestem zaprosiłam urzędnika do środka.

– Gdzie osobnik ma marzenie?

– Jeszcze śpi – odpowiedziałam szybko.

– Obudzić, nie tracić czasu innych!

Podeszłam do Jumy, który był w tej chwili obrócony do mnie tyłem, i klepnęłam go w plecy.

– Wstawaj, mamy gościa… – oznajmiłam.

Kiedy się obrócił, zamarłam. Już wiedziałam, że jest moim marzeniem. Skąd? Jego oczy… Były szare, jak deszczowe chmury. Miał siwe włosy, te akurat od zawsze uwielbiałam. I twarz, którą rozpoznałam.

Tymczasem urzędnik zwrócił się do Jumy:

– Marzenie zadowolone?

– Tak – odpowiedział.

– Wszystkie potrzeby zapewnione na należytym poziomie?

– Tak.

– Chciałabym coś powiedzieć – wtrąciłam.

– Służb nie interesuje zdanie osobnika, jestem tu dla marzenia, zrozumiano? To nie wykroczenie marzenia, prawda? – spytał urzędnik, którego nazwałam Korniszon.

– Jasne – wykrzyknęłam jak żołnierz.

– Jak marzenie szacuje swoją przyszłość z osobnikiem? – Korniszon strzelał pytaniami jak z procy.

– Pozytywnie.

– Marzenie nie wygląda zachęcająco, są prześwity w obrazie. Zazwyczaj obraz jest kompletny, czyżby osobnik za mało się starał o komfort marzenia? Seks był? – Korniszon nie dawał za wygraną.

– Tak – skłamał Juma.

– Za szybko. Utemperować osobnika – zarekomendował urzędnik.

Mało mi piana nie poszła z ust. A ten cham dalej swoje:

– Włączyć komunikator, wybrać Komisję Ochrony Marzeń, kanał 1689. Nie tracić cennego czasu.

Włączyłam rzutnik dotykowego obrazu. Na wskazanym ukazało się jakieś piętnaście obcych twarzy. Wszystkie patrzyły na Jumę podejrzliwie. Członkowie z komisji, klony w dziwnych, połyskujących mundurach, wymienili między sobą tajemnicze znaki rękoma i kiwnięcia głów.

– Dzisiaj rozpatrujemy marzenie numer 1689 łamane na 2023 łamane na 04, złożone przez osobnika Mayumi Oshoni na wniosek Wspólnoty Badań Międzyziemskich. Zgadza się?

– Tak – odparłam bez entuzjazmu.

– Osobnik ma jakieś pytania? Przypominam, że odmowa przyjęcia marzenia 1689 jest niemożliwa.

– Wiem – potwierdziłam.

Wtem, ni stąd ni zowąd, wtrącił się Juma.

– Chciałbym zwiększenia poziomu samodecydowania.

– Niemożliwe… Chyba że marzenie czuje się zdominowane – szybko wymamrotał Korniszon. 

– Tak właśnie się czuję. Osobnik jest okropnie despotyczny… – Juma przeszedł samego siebie. Zabiłam go w myślach, nie wiem, który raz.

– Przyznana dodatkowa autonomia, marzenie ma obecnie osiemdziesiąt procent decyzyjności w kwestiach najważniejszych do przetrwania w harmonii.

– Nie zgadzam się, w żadnym razie! – krzyknęłam, po czym natychmiast przeprosiłam komisję za podniesiony ton. – To jest niesprawiedliwe, to moje marzenie, to ja mam je kreować, a nie ono siebie…

– Osobnik czytał umowę? – padło pytanie z komisji.

– Nie…

– Jak osobnik śmie dyskutować, skoro nie zna nawet zasad tworzenia własnych marzeń? – dociął mi Korniszon.

– Marzenie jest pewne, że zostaje? – zapytał Jumę.

– Tak – odpowiadając, rzucił mi zawadiackie spojrzenie.

– Osobnik przyjmuje na własną odpowiedzialność marzenie, bez możliwości reklamacji w przyszłości? – Cała Komisja wpatrywała się we mnie w milczeniu.

– Przyjmuję. – Wyciągnęłam nadgarstek w stronę Korniszona. Wszczepił mi jakiś mikroskopijny chip. I dodał – Dbać należycie o marzenie, następna kontrola za trzysta dni. Każde uchybienie będzie karane.

– Rozumiem, że jeśli marzenie popełni wykroczenie, to także? – zapytałam na koniec.

– Tak, oczywiście. Powodzenia. Można rozłączyć się z Komisją – dodał Korniszon.

 

*

 

Kiedy tylko zostaliśmy sami, miałam szaloną ochotę wykrzyczeć mu całą złość w twarz, ale powstrzymałam się z trudem. W końcu ma się czuć jak u siebie w domu, zobowiązałam się. Czy nie byłoby dla mnie lepiej, gdybym nie była taka uległa? Należało od razu wyznaczyć granice. On mówi dokładnie, czego oczekuje, a ja jestem więźniem tak zwanego „dobrego wychowania”.

Juma spojrzał na mnie przelotnie, idąc do pokoju. Spędził kilka chwil przed ekranem, po czym wrócił zamyślony, podszedł do mnie cicho i poprosił:

– Zabierz mnie do jakiegoś sklepu z ubraniami. Nie mam nic na zmianę. Wiesz, lubię mieć czyste ubrania.

– W porządku, ale mam niewiele na koncie. Muszę cię zmartwić, bo źle trafiłeś, jeśli chodzi o moje finanse…

– Miałem powód, by wymagać dodatkowych punktów samodzielności. Nie będziesz mnie utrzymywać.

– Spokojnie, to na pewno jest w umowie. Ponosi się koszty marzenia – próbowałam jakoś się wytłumaczyć.

– Tak, tego, które się ubezwłasnowolni swoimi oczekiwaniami. Ja, zapamiętaj, jestem prawie autonomiczny – szorstko wycedził.

Wstałam, upięłam włosy w kok. Zmieniłam koszulkę w łazience, wciąż nie czułam się przy nim swobodnie. Weszłam do pokoju.

– Gotowy? – zapytałam.

– Jak zawsze.

Cóż za ideał – pomyślałam zirytowana.

– Zatem ruszamy w miasto…

– Jasne. Tyle, że żadnych butików i lumpeksów nie bierzemy pod uwagę. Najlepiej sklep sportowy – powiedział.

– Jesteś sportowcem? – zapytałam z ironią.

– Kiedyś owszem. Teraz dbam tylko o kondycję. Muszę być w formie.

(Zabiłam go torebką, bo pomyślałam o swoich okrągłych boczkach).

Kiedy wyszliśmy z klatki schodowej, słońce świeciło ostro. Obiecałam sobie, że będę go tylko obserwować bez emocji. Rozglądał się dookoła, zaciekawiony. Wąskie uliczki wybrukowane kamieniami połyskiwały w słońcu niczym rybie łuski. Gdzieniegdzie zieleniły się liście drzew. Wydawał się zachwycony. Spoglądał co rusz w niebo, albo śledził rozświergotane ptaki. To był przyjemny widok. W końcu trafiliśmy do pierwszego sklepu.

– Tu są chyba takie ciuchy, jakie chciałeś… – powiedziałam.

– Przekonajmy się.

Juma rozejrzał się szybko wokół, po czym stwierdził – Tu nic dla mnie nie ma.

Wyszliśmy bez słowa, jak stare, pokłócone małżeństwo. Tak samo potraktował kolejny sklepik i następny. Przyznam, że miałam ochotę zostawić go samego, ale niestety, nie mogłam. Przy, bodajże, ósmym podejściu, znalazł, tak, to nie żart, dwie szare koszulki i jakieś ciemne dżinsy. Dobrał kilka par skarpetek i bieliznę. Wszystko kupił w sklepiku z certyfikowaną ekologiczną bawełną. Odetchnęłam z ulgą.

– Już mam to, czego w tej chwili potrzebuję – powiedział beznamiętnie.

– Więc może wypijemy obok kawę? Lubię tę kawiarenkę – próbowałam się przymilić.

– Chętnie, twoja nie jest zbyt smaczna – zauważył.

Domyśliłam się, że pierwszą cechą, którą wpisałam we wniosek o marzenie, była po prostu szczerość. Nie myślałam, że może być tak trudna na co dzień. Dopiero teraz zauważyłam, jaki jest przystojny. Może nie był typem herosa, ale również nie chucherkiem. Siwa czupryna dodawała mu dostojeństwa. Nie! Odwróciłam wzrok. Na pewno nie będę się w niego wpatrywać! Kropka.

Kiedy w końcu usiedliśmy przy niewielkim stoliku, on nad espresso, ja nad parzoną po turecku, spojrzeliśmy na siebie. Poczułam na twarzy rozlewający się rumieniec. Ależ ze mnie wariatka! Kawę niechcący wylałam sobie na uda, zabolało cholernie.

– Boli?

– Wcale – syknęłam przez zęby.

Pobiegłam do toalety.

Wróciliśmy do mieszkania w ciszy. On z torbą zakupów, ja z poparzonymi udami.

– Powiem tyle, ile musisz wiedzieć. Wkręć mnie do pracy w jakiejś przyzwoitej gazecie. Zależy mi na dostępie do tajnych akt w archiwach. Muszę być śledczym, dostać przepustkę do danych. Równolegle będę pracował w ALKiW. Mam niespełna rok, by rozwikłać sprawę korupcji wśród wielu komisji. To nie jest zabawa w chowanego. Rozumiesz? – spytał.

– A co ja mam z tym wspólnego?

– Tyle, że będziesz moją przykrywką – wyjaśnił.

– To duże ryzyko. Nie chcę się narażać na Zagrodę Pracy…

– Przyjęłaś mnie, od teraz wiesz, że wystarczą trzy moje skargi, żeby ściągnąć na ciebie prawdziwe kłopoty. Ale skoro nie pamiętasz umowy, to tłumaczy twoją ignorancję. (W myślach właśnie rzucałam w niego książkami).

I pomyśleć, że przez chwilę, co prawda krótką i bolesną, byłam nim zauroczona.

– Juma, ty chyba nie rozumiesz, że na dobrą sprawę podlegasz mnie i to mnie rozliczą.

– Nie rozliczą cię, jak udowodnię, że marzenia to tylko utopia. Zarabiają na osobnikach. Zobacz sama, to ty mnie utrzymujesz – mówiąc to, nerwowo chodził po pokoju.

– Nie powiedziałeś mi niczego nowego.

– Tak? To po co wysłałaś marzenie?

– Nawet tego nie pamiętam, wtedy to była nowość.

– Wiesz, ilu odbiorców nic nie pamięta? Komisja Równowagi Rozwoju podrzuca wam marzenia, żebyście je za nich utrzymywali, nie mają żadnych obowiązków i kosztów, bo ponoszą je przestraszeni odbiorcy. Mam braci w różnych resortach, chcemy ich nakryć na gorącym uczynku… Boją się nas, obserwują. Dlatego musimy się ukrywać w takich miejscach, jak na przykład twoje mieszkanie… – Juma mówił z ogromnym przejęciem.

– Daj mi spokój. Poza tym z działalności możesz natychmiast zrezygnować, chyba warto zrobić to dla mnie? Czuję, że pasujemy do siebie… Zachowujesz się inaczej, niż zwykłe marzenie. Jesteś dla mnie ważny.

 

*

 

Do tej pory mieszkanie było dla mnie wystarczająco duże. Od kiedy dzielę je z Jumą, zbyt często stajemy sobie na drodze. Szczerze mówiąc, odzwyczaiłam się od towarzystwa, a kiedy go potrzebowałam, wybierałam się zwyczajnie do pracy. Miałam sprawdzoną „prawie” przyjaciółkę i dwóch kolegów, z którymi od czasu do czasu chodziliśmy na piwo. Nie czułam żadnej pustki, ani smutku popołudniami. Czas zawsze mijał zbyt szybko.

Wiadomo, że teraz ciągle go słyszę. A to tupie za głośno, a to strzelają mu stawy, a to znowu kichnie, i do jasnej cholery, nie ma ciszy. Najgorsze jest to, kiedy zaczyna brać mnie na spytki… Wówczas natychmiast podnosi mi się ciśnienie. Wiem, że muszę być bardzo ostrożna i na wszystko uważać, bo obawiam się, że ma ukryty cel. Niby chcę mu ufać, ale podświadomość każe mi milczeć.

 

*

 

Od dnia odbioru marzenia nie poznaję sama siebie. Nie wiem, czy on czasem nie dosypuje mi do kawy jakiś środków psychoaktywnych? Poza tym, jeżeli przez tyle lat nie potrzebowałam żadnego faceta, wręcz trzymałam się od nich z daleka, dlaczego akurat ten przypadł mi do gustu? Czyżbym była taka zdesperowana?

Stoję przed lustrem i wyrywam pincetą włosy z nosa. Cholerny ból, łzy lecą jedna po drugiej. I tak patrzę na siebie i myślę, ty durna kobieto, co robisz? Po co?

Wklepując krem pod oczy rzuciłam komendę głosową do komórki: podaj etymologię imienia Juma… Natychmiast usłyszałam odpowiedź: po japońsku Yuma, czyli ten, który kroczy swoją drogą, światły, wytrwały. Akurat, póki co, nic takiego w nim nie zauważyłam… Głupoty jakieś.

 

*

 

Juma właśnie skończył przygotowywać obiad, pachniało naprawdę smakowicie. Co do wyglądu, było już gorzej, zupa przypominała ciemną breję, ale udawałam, że mnie to nie zraziło. No i patrzę na niego, i patrzę, a on stawia talerz na stole. Nic właściwie już nie musi robić, bo gdyby tylko chciał, od razu wskoczyłabym z nim do łóżka. I to są zapewne te dosypywane proszki, które sprawiają, że tak myślę.

Przemieszałam w talerzu łyżką, posmakowałam.

– Pyszna ta zupa – pochwaliłam.

– Wiem, to przepis mojej mamy. Gotuje się ją na proszku z nutrii.

– Żartujesz? – Prawie się zakrztusiłam.

– Pewnie, ależ ty jesteś dziecinnie naiwna, a masz tyle lat. Nie wstyd ci? – Pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Komplement to nie jest. Wiesz, co oznaczają słowa „kultura osobista”?

– Skąd, to bzdury… – Juma roześmiał się na głos.

 

*

 

Te trzy dni były totalną katastrofą. Juma podjął wymarzoną konspiracyjną pracę i przestał mnie zauważać. Czułam się jak kołek w płocie. Ale przekonywałam się, że dam radę, nie pozwolę się we własnym kącie osaczyć obojętnością. Do pracy przygotowywał się sumiennie, zawsze świeżo ogolony i schludnie ubrany. Siedział do późnych godzin przy komputerze. Skończyły się wspólne posiłki i ogólnie czas, jak zwał, tak zwał, dla nas. Roznosiło mnie od środka.

Wypaliłam trzy papierosy pod rząd i wpadłam jak huragan do gabinetu. Nagle stanęłam jak wryta, wbiłam wzrok w obraz, i wymsknęło mi się pytanie:

– I jak ci się pracuje?

– Doskonale – wymruczał, nawet na mnie nie zerkając.

– Jest wymagająca? – drążyłam.

– Bardzo wymagająca praca i interesująca, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie…

– Doprawdy?

– Masz osobistego asystenta? A może asystentkę?

– Owszem. Długonogą asystentkę.

– W takim razie gratuluję, z tego, co wiem, masz bardzo dobry gust – skwitowałam.

– Jesteś zazdrosna?

– Skąd. Niby dlaczego? Wiesz, że w każdej chwili mogę na ciebie złożyć zażalenie. Komisja czeka.

– A więc, jesteś bardzo zazdrosna… – zaśmiał się. Obróciłam się na pięcie i wyszłam, trzaskając drzwiami.

Żegnaj, mądra kobieto, witaj, idiotko. Tą drogą zajdę tylko na rozstaje własnej klęski.

Nic nie jest takie, na jakie wygląda, nikt, nie jest tym, kogo naprawdę widzimy przez swoje wyobrażenia. Świat to nie wylęgarnia marzeń, a wieczna ułuda i szukanie w nim swojego miejsca. Dla przeciętnych ludzi go nie ma, są tłem wydarzeń, tylko jednostki z ogromnym potencjałem mają czasami to szczęście, że za życia uda się im przemycić ideologię, która porwie tłumy. Zmieni codzienność na lepszą.

 

*

 

Nie spałam całą noc. Po prostu nie mogłam, ciągle myślałam o marzeniu. Jest mi z nim tak dobrze. Od dawna nie byłam z nikim tak blisko. Nie oddam go nikomu, tym bardziej jakiejś asystentce.

 

*

Około szóstej trzydzieści Juma zajrzał do mnie. Salon był w okropnym nieładzie, jak i ja. Było mi to doskonale obojętne. Spojrzał na moje łóżko i rzekł:

– Rozczarowujesz mnie. Z każdym dniem bardziej.

– Z wzajemnością – odparłam.

– Nie zauważyłem. Skupiłaś się na mojej cielesności jak niewyżyta nastolatka, a mnie przecież chodzi o poważne rzeczy, o nasz związek.

– Gratuluję!

– Zdaje się, że to nasz pierwszy kryzys?

 

*

 

Wszedł na balkon, spojrzał na mnie i kiwnął, żebym weszła do mieszkania. Nie miałam w ogóle ochoty z nim rozmawiać, ale potrafił, jak nikt, mnie zaciekawić.

– Wiesz, chyba najwyższy czas, bym ci co nieco wyjaśnił. Opowiem o sobie, zrobisz z tą wiedzą to, co uważasz za właściwe. Jestem rebeliantem. Pracuję nad ujawnieniem korupcji wśród polityków. Byłem skazany na zamrożenie, potem na totalny reset mózgu i wgranie programu „Osobnik – Marzenie”, wiesz, na czym to polega, prawda? – mówiąc, chodził nerwowo po pokoju… – Na szczęście, twoja matka włamała się do systemu Komisji, znalazła twoje podanie o marzenie, i się zaczęło… Nie mogła pozwolić, by cię namierzono.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że matka…

– Niestety. Uruchomiła swoje wpływy, by nas ratować. Wiem, jak to brzmi. Przeczytała wszystkie pamiętniki, wiedziała doskonale, czego pragniesz w życiu. Podmieniła ciała w Kopule Odrodzenia. Miałaś otrzymać typowe marzenie, służalcze. Po trzech latach miało wszczepić ci śmiertelną chorobę…

– A ty, co mi zamierzasz zgotować?

– Mnie nie resetowano. Jestem sobą. Przyjaciółka twojej matki zamieniła szuflady, tamto ciało trafiło do kogoś innego. Ja miałem drobne zasługi dla podziemia, nie chcieli mnie stracić, pracowałem również dla twojej matki. Żeby oszukać tych rządowych wałów, przekazano mi wszystko na twój temat, by przejść komisję. Łyknęli. Tym sposobem trafiłem do ciebie nad ranem w asyście tych osiłków. Matka kazała mi cię chronić – wyznał z troską.

– Ale przecież zmieniła ci się twarz, widziałam transformację…

– To prezent od matki, chciała, żebym na pewno ci się spodobał. – Uśmiechnął się jak szelma. – Wstrzyknęli mi tylko część preparatu, żeby uwiarygodnić marzenie.

– Teraz rozumiem twoją przewagę…

– Po prostu chciałem, żebyś mnie poznała, zwyczajnie, jak to bywało kiedyś, gdy dwoje obcych ludzi stawało sobie na drodze. Musieli odkrywać się krok po kroku… Teraz te cholerne marzenia całkowicie degradują resztki moralności ludzi, mówisz i masz… A gdzie głębsze uczucia? Rozumiesz?

– Chcesz powiedzieć, że jestem dla ciebie ważna, tak naprawdę? – zapytałam.

– To chyba jasne… Chociaż trzeba nad tobą jeszcze sporo popracować.

– Gad.

Wszystko zaczęło się powoli układać w obraz. Więc w końcu rozumiem, dlaczego Juma nie jest taki, jak inne marzenia. Wyprodukowane marzenia po prostu są służalcze. Wykonują polecenia swoich osobników, chociażby wyręczając w zakupach. Nie przypuszczałam jednak, że rząd przy ich pomocy rozsyła śmiertelne choroby. To w ten sposób pozyskują nieruchomości, by tworzyć na obrzeżach kolejne zamrażalnie. Bez kosztów. Śmiertelnik do utylizacji, a marzenie do kolejnego resetu i tak tworzy się nieskończony łańcuszek bogactwa polityków.

Byłam oszołomiona tą wiedzą i przyznam, że teraz zaczęłam w końcu doceniać pracę matki. W domu jako dzieciak wiele razy byłam świadkiem kłótni między ojcem a matką. Zwyczajnie martwił się o nasz los. Nie chciał mnie narażać. Matka zawsze była idealistką, musiała mieć wygórowane cele, by czuć się spełniona i przede wszystkim przydatna innym.

 Jak bym nie postąpiła, będzie źle. Jedyne, czego teraz pragnęłam, to by Juma wszedł do pokoju i przytulił mnie tak, jak potrafi to zrobić człowiek, w którego ramionach poczuję się bezpiecznie.

 

Im dłużej myślałam, tym bardziej ogarniał mnie podziw wobec ideologii Jumy.

 

*

 

Dni mijały szybko, zawsze coś się u nas działo. Wspólne życie nabierało rumieńców, co prawda wciąż było mnóstwo powodów, by się kłócić, natomiast chwile pojednania – rozkoszne. Miesiąc po miesiącu kochałam go coraz bardziej. To niezwykle wartościowy człowiek, często w myślach dziękowałam za to mamie. Warto było mieć mężczyznę, który na każdy temat ma własne zdanie.

 

*

 

Kręciłam się po kuchni dziwnie niespokojna, czułam, że coś wisi w powietrzu.

Juma jeszcze spał. Nagle rozległo się złowieszcze łomotanie do drzwi. Zamarłam.

W końcu do odwiedzin komisji SDM został nam ponad miesiąc z tych trzystu wyznaczonych dni.

Narzuciłam szlafrok i otworzyłam, innej opcji nie było. Dwóch osiłków w zielonych mundurach pewnie przekroczyło próg.

– Osobnik Mayumi Oshina, za nielojalność wobec Komisji Życia w Dostatku i Pokoju, skazana na utylizację na Placu Zdrajców o godzinie trzynastej. Gdzie osobnik-marzenie?

W tej chwili z pokoju wyszedł zdezorientowany Juma, przecierając oczy ze zdziwienia. Podszedł do mnie i przytulił tak, jak tylko on potrafi. Odciągnęli go ode mnie.

– Juma Panes, za nielojalność wobec Komisji Dostarczania Marzeń i sprzeniewierzenie się narzuconej roli, skazany na wieczne zamrożenie. Osobnicy, macie pięć minut, by się ubrać. Przypominam, że jakiekolwiek stawianie oporu nie ma sensu.

 

W tej chwili rozległ się sygnał telefoniczny. Pozwolili mi odebrać.

 

– Mayumi, właśnie Komisja wyprowadziła twoich rodziców, tak mi przykro – w słuchawce rozległ się głos zaprzyjaźnionej sąsiadki. – Mama kazała ci przekazać, że było warto.

Tego, co czułam w tej chwili, nie da się opisać. A więc to tak kończy się samodzielne myślenie?

Czy żałuję? Nie, bo zabieram ze sobą, dokądkolwiek zawędruję, życie, którego nie muszę się wstydzić. Miłość, która dała mi spełnienie, rodziców, którzy mieli idee.

 

*

 

Ubieraliśmy się z Jumą w pośpiechu. Szepnął do mnie w przelocie – Znajdę cię wszędzie, kiedyś, w innym wymiarze na pewno będziemy razem. Nie zapomnij o mnie…

 

– Jesteś mój, pamiętaj.

 

Wyprowadzili nas, jak psy w elektronicznych obrożach założonych na szyje. Juma miał osobny transport do zamrażalni, mnie wrzucili do minibusa, było tam kilka osób w takich samych obrożach…

 

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

 

Co do kwestii technicznych mam wątpliwości przy następujących fragmentach (tylko do przemyślenia):

Tam, nikt nie chce trafić. – zbędny przecinek?

 

Mam wątpliwości co do wyrażenia, powstałego od skrótu SDM:

Przede mną stało dwóch rosłych esdemowców, między nimi zaś kompletnie obcy facet.

Za trzy dni ktoś z esdeemów sprawdzi stan marzenia.

Przez judasza zobaczyłam esdeemowca

 

– Mam nadzieję, że nie będziesz tak stać do ósmej rano? – rzucił z uśmiechem – Jestem zmęczony, chodźmy spać. – brak kropki w dialogu?

– To prezent od matki, chciała, żebym na pewno ci się spodobał – Uśmiechnął się jak szelma. – i tu?

 

A może jednak (przecinek?) skoro to ja marzyłam, więc powinnam się bardziej starać?

 

(Znowu go zabiłam, jestem nienormalna!) – brak kropki?

– Gad. – czy bohaterka powiedziała to na głos do Jumy?

O co mu chodzi, coś jest na rzeczy… To dziwne, bo nie było kontroli z SDM, a już chce odejść? – mam dylemat, które z tych zdań jest pytające (?)

Juma ma zapewne jakiś cel, jestem pewnie tylko przykrywką… – czy celowe powtórzenie?

Nie tylko fizycznie (przecinek?) ale – co ważniejsze – intelektualnie.

Kiedy wyszliśmy z klatki schodowej, Słońce świeciło ostro. – celowo wielka litera?; dalej jest mała:

Wąskie uliczki wybrukowane kamieniami połyskiwały w słońcu niczym rybie łuski.

Nie wstyd ci? – pokręcił głową z niedowierzaniem. – wielką literą?

 

– I jak ci się pracuje?

– Doskonale – wymruczał, nawet na mnie nie zerkając.

– Jest wymagająca? – drążyłam.

– Bardzo wymagająca i interesująca, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie…

– tutaj trochę niejasne, do czego/kogo odnosi się pytanie „Jest wymagająca?”

 

– A więc, jesteś bardzo zazdrosna… – Zaśmiał się. – małą literą?

 

Nic nie jest takie (przecinek?) na jakie wygląda, nikt, nie jest tym, kogo naprawdę widzimy przez swoje wyobrażenia.

Wszedł na balkon i kiwnął, żebym weszła do mieszkania. – powtórzenie?

Po trzech latach miało ci wszczepić ci śmiertelną chorobę… – omyłkowe powtórzenie?

Podszedł do mnie i przytulił mnie tak, jak tylko on potrafi. Odciągnęli go ode mnie. – powtórzenia?

 

– Mayumi, właśnie Komisja wyprowadziła twoich rodziców, tak mi przykro – w słuchawce rozległ się głos zaprzyjaźnionej sąsiadki. – błędny zapis wypowiedzi?

 

Wyprowadzili nas, jak psy na elektronicznych w obrożach założonych na szyje. – tu całkiem posypała się składnia zdania.

 

Tekst jest dla mnie dużym zaskoczeniem, czytałam go bardzo zdumiona i zdezorientowana. Pomysł na plus, to na pewno. To samo świat fantastyczny. Emocje bohaterki wydają mi się nieprawdopodobne, jednak każdy ma je inne, zatem przyjmuję i takie jako możliwe. Tłumaczenia Jumy, ciągle inne i ciągle szokujące, tak bardzo powalały cały układ fabuły, jaki układałam sobie w głowie podczas czytania, że non stop się w tym gubiłam. Może jednak o to właśnie chodziło, aby pokazać taki dziwny świat, który wykreowałaś?

Koniec mocno dołujący. 

Klikam i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Na początku, bo zapomnę: sprawdź nazwę tej instytucji, w której pracuje Juma, bo później skrót jest inny.

A teraz wrażenia: czyta się! Jest akcja, są pomysły, przekonująca i sympatyczna bohaterka, a to wszystko na tle systemu, niby spełniającego marzenia, a po cichu oferującego Zagrodę Pracy albo zamrożenie. Dobrze opisałaś, jak zmieniają się marzenia i związki – samo życie. Jest dużo humoru i pogody ducha – wbrew okolicznościom. Korniszon – Nagroda Specjalna!

Gocho, jak Ty umiesz pisać takie rzeczy, to po co zawracasz sobie głowę jakimś Szopenem?

Pozdrawiam Cię serdecznie:)

bruce – dziękuję za uwagi. Postaram się poprawić, bywam roztargniona. Cieszę się, że się podobało.heart

 

– ale z Ciebie miły czytelnik!!! Podniosłeś mnie na duchu, bardzo!

A Szopena uwielbiam słuchać! Kłaniam się nisko z uśmiechem na twarzy.smiley

 

Cudownego dnia!

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

GOCHAW, ale to jest wszystko tylko do przemyślenia, mogę się mylić, zatem z góry przepraszam. :)

Podobało się bardzo, bo to iście zaskakujący świat! :)

Pozdrawiam serdecznie. kiss

Pecunia non olet

– uff, poprawiłam. Teraz jest chyba dobrze. Jeszcze raz Ci dziękuję za wyłapanie moich błędów. Jestem po prostu niecierpliwa i zawsze coś przeoczę. Bardzo dziękujęheartheartheart

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Co to za błędy, raptem kilka spraw i to – jedynie do rozważenia. :) 

Jestem po prostu niecierpliwa i zawsze coś przeoczę.

Mnie to mówisz/piszesz? To – wypisz, wymaluj – cała ja! heart

Pecunia non olet

Świat, w jakim osadzona została akcja, wydaje mi się mało zrozumiały, słabo, właściwie wcale nie uargumentowany. Obozy pracy, zamrażanie, jednocześnie dostarczanie odpowiednio spreparowanych psychicznie i umysłowo osób, mających być spełnieniem marzeń. Co mogło doprowadzić do takich przemian we funkcjonowaniu społeczeństwa, całego świata? Nie wiem.

Działa konspiracja. Juma mówi wprost o jej istnieniu, swoim zaangażowaniu i na jakim polu. A Mayumi nic na to… W ogóle umie tylko złościć się na Jumę, na siebie też. A powinna wynieść z domu jakieś konkretne przekonania, obojętne, pro czy kontra panującemu porządkowi, wszak jej matka musiała dużo wiedzieć i dużo móc, skoro doprowadziła do zamiany osobników, mających być spełnionym marzeniem Mayumi, wpłynęła na procesy przygotowania Jumy do tej roli, tak, aby zachował samodzielność myślenia i postępowania. I co, w krytycznym czasie i w krytycznej sytuacji nie otrzymała ostrzeżenia, że jakaś tam służba szykuje się do zgarnięcia jej, męża, córki, Jumy? Ucieczka, chociaż próba ucieczki, była by według mnie zakończeniem lepszym niż grzeczne pójście baranów na rzeź.

Jednocześnie przyznaję jedno: świat, o którym praktycznie nic nie wiemy, wydaje się gorszy, groźniejszy od w pełni objaśnionego.

Zdumiewające, że jestem trzecia osobą, zamieszczająca komentarz. Kilka dni minęło – i praktycznie nic pod tak intrygującym tekstem?

Pozdrawiam

 – bardzo dziękuję za zamieszczone w komentarzu odczucia, co do tekstu. To dla mnie ważne, bo mam jakikolwiek ogląd na odbiór opowiadania.

 

smiley Serdecznie pozdrawiam, dziękuję i życzę dobrego dnia!

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Ciekawie piszesz, z pomysłem. Żal, że taki koniec spotkał bohaterów, bo im kibicowałem. Paskudny świat, oby tylko wymyślony. Humor dyskretny. Podobało się. Klik. :)

 

Juma miał osobny transport do zamrażalni, mnie wrzucił do minibusa, było tam kilka osób w takich samych obrożach…

 

Nie miało być: wrzucili ?

 

– dziękuję, poprawiłam.

Pozdrawiam serdeczniesmiley

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Gocho, spodobał mi się pomysł „Protokółu odbioru”. Opowiadanie czytałam z dużym zainteresowaniem, ale ogromnie żałuję, że tak skąpo przedstawiłaś świat, w którym mają miejsce opisane niebywałe wydarzenia i pewnie dlatego wyznaję z żalem, że chyba nie wszystko należycie pojęłam.

Nie wykluczam, że na taki stan rzeczy miało wpływ nie najlepsze wykonanie, że zajęta wyłapywaniem usterek nie mogłam z należytą uwagą śledzić akcji.

 

Krzyknęłam przez drzwi – To pomyłka! – Obróciłam się na pięcie i wróciłam do ciepłej pościeli. → Wypowiedź dialogową zapisujemy w nowym wierszu. Winno być:

Krzyknęłam przez drzwi:

– To pomyłka! – Obróciłam się na pięcie i wróciłam do ciepłej pościeli.

 

Przede mną stało dwóch rosłych esdeemowców… → Przede mną stało dwóch rosłych SDM-owców

 

– Odmawiam! – Wiedziałam, że podejmuję ogromne ryzyko, może nawet natychmiastowego przewiezienia do Zagrody Pracy. → Narracji nie zapisujemy jak didaskaliów. Winno być:

– Odmawiam! 

Wiedziałam, że podejmuję ogromne ryzyko, może nawet natychmiastowego przewiezienia do Zagrody Pracy.

 

Za trzy dni ktoś z esdeemowców sprawdzi stan marzenia. → Za trzy dni ktoś z SDM-owców sprawdzi stan marzenia.

 

– Juma…– przedstawił się… → Brak spacji po wielokropku.

 

To pomyłka! – pomyślałam. → A może: To pomyłka! – pomyślałam.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

A ja znam cię, chyba, bardzo dobrze… – Westchnął ciężko. → Westchnienie jest odgłosem paszczowy, więc: A ja znam cię, chyba, bardzo dobrze… – westchnął ciężko.

 

Stałam zdziwiona. Myśli kotłowały mi się w głowie. → Zbędny zaimek.

 

Położyłam się. On obok mnie, odwrócił się plecami i ledwo słyszalnie szepnął – Przytul się, wiem, że lubisz. Dobranoc.

Położyłam się. On obok mnie, odwrócił się plecami i ledwo słyszalnie szepnął: 

– Przytul się, wiem, że lubisz. Dobranoc.

 

Wiesz, ktoś, kto nie pielęgnuje swojego marzenia, ponosi karę . → Zbędna spacja przed kropką.

 

zmieniają mu się rysy twarzy. Twarz staje się… → Czy to celowe powtórzenie?

 

nie da się z nimi głębiej porozmawiać na żaden temat ? → Zbędna spacja przed pytajnikiem.

 

gdzie mogłam wrzucić umowę na marzenie. Niestety, nadal miałam pustkę w głowie.

Narzuciłam sweterek… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Nie możesz! Nie bez mojej zgody! – Zaakcentowałam pierwsze dwa wyrazy. → – Nie możesz! Nie bez mojej zgody! – zaakcentowałam pierwsze dwa wyrazy.

 

ze stoickim spokojem wziął spory łyk trunku. → …ze stoickim spokojem wypił spory łyk trunku.

Łyków się nie bierze.

 

Przez judasza zobaczyłam esdeemowca… → Przez judasza zobaczyłam SDM-owca

 

wymienili między sobą tajemnicze znaki rękoma i kiwnięcia głowami. → Rozumiem, że wymieniali znaki, nie kiwnięcia głowami, więc: …wymienili między sobą tajemnicze znaki rękoma i kiwnięciami głów.

 

– Przyjmuję.– Wyciągnęłam nadgarstek… → Brak spacji po kropce.

 

Wstałam, związałam włosy w kok. → Koka się nie wiąże, kok się upina.

 

Juma około szóstej trzydzieści zajrzał do mnie. → A może: Około szóstej trzydzieści Juma zajrzał do mnie.

 

Spojrzał na moje łóżko i rzekł : → Zbędna spacja przed dwukropkiem.

 

Wszedł na balkon i kiwnął, żebym weszła do mieszkania. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Po trzech latach miało ci wszczepić ci śmiertelną chorobę… → Dwa grzybki w barszczyku.

 

i tak tworzy się niekończący łańcuszek bogactwa polityków. → …i tak tworzy się nieskończony łańcuszek bogactwa polityków.

 

musiała mieć wygórowane cele, by czuć się spełnioną i przede wszystkim przydatną innym. → …musiała mieć wygórowane cele, by czuć się spełniona i przede wszystkim przydatna innym.

 

Czym dłużej myślałam, tym bardziej… → Im dłużej myślałam, tym bardziej

 

Dwóch rosłych osiłków w zielonych mundurach… → Zbędne dookreślenie. Osiłek jest rosły z definicji.

 

Pozwolili mi odebrać.. → Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy – sądziłam, że tekst jest dopracowany przeze mnie, jak widać, pomyliłam się. Poprawiłam wszystko. Teraz powinno być już naprawdę prawie dobrze.smiley 

Co do świata, który przedstawiłam, to lubię pozostawiać niedopowiedzenia, by czytający mógł stworzyć własne wyobrażenie, jaki to jest świat.

Pięknie dziękuję za czytanie i pozdrawiam ciepło – Gochaheart

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Bardzo prosze, Gocho. Miło mi, że uznałaś uwagi za przydatne. :)

 

Co do świata, który przedstawiłam, to lubię pozostawiać niedopowiedzenia, by czytający mógł stworzyć własne wyobrażenie, jaki to jest świat.

Wybacz, Gocho, ale moja wyobraźnia całkiem wysiadła przy lekturze „Protokółu odbioru” – nie jest zdolna do imaginowania podobnych okropności.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na początku dostajemy pełen humoru absurd. Potem historia mocno się gmatwa. A w końcówce bohaterowie zostają ukarani za przeciwstawienie się totalitarnemu systemowi.

Nie za bardzo zrozumiałem, kim czy też czym są marzenia i osobnicy. Chyba nie są ludźmi.

Przemianę Jumy rozumiem w ten sposób, że bohaterka najpierw chciała dobrze zbudowanego młodego faceta (upraszczam), a potem dojrzała i marzyła o statecznym mężczyźnie z ambicjami, który będzie robił ważne rzeczy, takie jak ratowanie świata. I właściwie można by uznać, że ta historia zakończyła się zgodnie z marzeniem bohaterki. Ale jeśli tak, to czy podanie o marzenie było jedno, czy zawierało jakieś aneksy, zmiany itp., dzięki którym ewoluowało?

Historia wciągnęła. Czytało się dobrze.

 

Pozdrawiam!

 

– serdecznie dziękuję za miły komentarz i cieszę się przede wszystkim z tego, że dobrze się czyta.

 

Pozdrawiam piątkowosmiley

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Witaj GOCHAW,

Przeczytałem z przyjemnością. Żeby nie przynudzać, postaram się streścić wrażenia w punktach:

Co mi się podobało:

Język, który czyta się z przyjemnością.

Bardzo fajny pomysł na instytucje dystopijnego systemu.

Masz łatwość tworzenia ciekawych scen i pisania dialogów.

Fajne interakcje między postaciami.

Dobre opisy emocji.

Co mi zgrzytało:

Moim zdaniem zabrakło refleksji na temat tego, co chcesz opowiedzieć, planu.

Świat jest wprowadzany chaotycznie i moim zdaniem, brakuje mu wiarygodnych fundamentów.

Jak wyglądała główna bohaterka? Po lekturze nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, poza tym, że miała wałeczki.

Bohaterka jest popychadłem fabuły – reaktywna, bez własnej inicjatywy.

 

Podsumowanie:

Powinnaś zaprzyjaźnić się z Abbie Emmons a wtedy możesz dokonać rzeczy wielkich, jeśli nie braknie ci determinacji laugh

Opowiadanie ma wady ale jak najbardziej powinno trafić do biblioteki!

Pozdrawiam serdecznie!

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

– dziękuję za bardzo konstruktywny komentarz.smiley

Serdeczności posyłamsmiley

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

piotr_jbk – dziękuję za bardzo konstruktywny komentarz.smiley

Bardzo miło, że doceniasz. Wiem o czym piszę, bo sam zmagam się z podobnymi problemami.

Serdeczności posyłamsmiley

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

– wiesz, piszę, bo wierzę, że ludzie myślą. Mam własny styl wypowiedzi, nie chcę być podporządkowana regułom. To służy moim pomysłom. Nie chcę być w tłumie dobrze piszących, chcę być tylko sobą.

Pozdrawiam raz jeszczesmiley

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

piotr_jbk – wiesz, piszę, bo wierzę, że ludzie myślą. Mam własny styl wypowiedzi, nie chcę być podporządkowana regułom. To służy moim pomysłom. Nie chcę być w tłumie dobrze piszących, chcę być tylko sobą.

Nie chciałbym, byś opatrznie zinterpretowała moje uwagi. Pisząc, wkładamy w każdy utwór fragment naszej duszy i puszczamy go w świat, jak świecę w lampionie. Piszemy, by czytelnicy te okruchy ujęli w dłonie i by ich ogrzały, zdziwiły, zaciekawiły czy przestraszyły.

Wskazałem ci Abbie Emmons nie po to, byś tworzyła swoje lampiony z plastiku, jak te, których miliony są w supermarketach, lecz by Twoje lampiony łatwiej było czytelnikom ująć w dłonie. Tylko tyle.

 

Zawsze Serdeczności posyłam, szczególnie Wilczycy smiley

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

smiley

Woow! Zatem wszystko jasne. Wilczycą jestem, byłam i zostanę.

 

I ja Tobie posyłam autorskie wycie…smiley

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Pisząc, wkładamy w każdy utwór fragment naszej duszy i puszczamy go w świat, jak świecę w lampionie. Piszemy, by czytelnicy te okruchy ujęli w dłonie i by ich ogrzały, zdziwiły, zaciekawiły czy przestraszyły.

Mmmm, ładne ^^

Wskazałem ci Abbie Emmons nie po to, byś tworzyła swoje lampiony z plastiku, jak te, których miliony są w supermarketach, lecz by Twoje lampiony łatwiej było czytelnikom ująć w dłonie.

I to też miłe, tylko czuję się w obowiązku zaznaczyć, że każdy robi lampiony troszkę inaczej – także dlatego, że mają inny ładunek heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

– Ty i tak wszystko wiesz heartheartheart

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Nikt nie wie wszystkiego heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mmmm, ładne ^^

Wskazałem ci Abbie Emmons nie po to, byś tworzyła swoje lampiony z plastiku, jak te, których miliony są w supermarketach, lecz by Twoje lampiony łatwiej było czytelnikom ująć w dłonie.

I to też miłe, tylko czuję się w obowiązku zaznaczyć, że każdy robi lampiony troszkę inaczej – także dlatego, że mają inny ładunek heart

 

Tarnino, Dziękuję za dobre słowo. Jak widać każdemu czasem udaje się coś ładniej napisać smiley

 

Masz rację, że każdy robi lampiony inaczej, jednak i tutaj, podobnie jak w przypadku języka, którego poprawność chwalebnie propagujesz (czytałem wszystkie Twoje poradniki) są technikalia, pomagające lampionowi wznieś się w powietrze, by potem miał szansę spocząć w dłoniach czytelnika i spełnić swoją rolę. Technikalia, o których mówi Abbie, nie przekreślają ani indywidualnego charakteru procesu twórczego ani ładunku lampionu, bo każdy może stamtąd wybrać to, co mu odpowiada.

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Technikalia, o których mówi Abbie, nie przekreślają ani indywidualnego charakteru procesu twórczego ani ładunku lampionu, bo każdy może stamtąd wybrać to, co mu odpowiada.

Naturalnie i zgadzam się w zupełności, ale ważne jest nie tylko to, co się mówi, ale też to, co odbiorca zrozumie – sama się wpakowałam w długotrwałą blokadę przez nadmierną wiarę w poradniki. A tu trzeba skoczyć na głęboką wodę. Ostatecznie jesteś w pisaniu sam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Naturalnie i zgadzam się w zupełności, ale ważne jest nie tylko to, co się mówi, ale też to, co odbiorca zrozumie – sama się wpakowałam w długotrwałą blokadę przez nadmierną wiarę w poradniki. A tu trzeba skoczyć na głęboką wodę. Ostatecznie jesteś w pisaniu sam.

To, co powiedziałaś, jest ważne – poradniki to tylko narzędzie, i to nie zawsze użyteczne. Jednak, jak każde narzędzie, bez niego czasem trudno coś zrobić. Ostatnie zdanie jest do bólu prawdziwe.

 

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Co tu dużo mówić. Może tylko to, że czasami trzeba takie rzeczy powtarzać, bo dziwnie łatwo się je zapomina…

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej,

 

powtórzę się nieco z bety – ja tę historię kupuję niemal w całości. Tę relację opartą na socjalistycznym zarządzeniu, na skierowaniu, które przypomina mi dawne nakazy pracy, które mieli choćby moi dziadkowie (babcia z nakazem pracy jako nauczyciela na Ziemiach Odzyskanych w ten sposób poznała dziadka). Jednocześnie ten postkomunizm jest u Ciebie przyprószony nowym społecznym i technologicznym ładem, który osiadł niczym radioaktywny opad. Na pozór jest lepiej, wszystko wydaje się działać sprawniej i dla dobra jednostki (spełniają się przecież marzenia), ale to pozory. Marzenia to manipulacja, wytrych podtrzymujący niewydolny system przy życiu.

I właśnie z obalaniem tych pozorów mam największy kłopot, wg mojej opinii końcówka jest zbyt szybka i za wiele się w niej dzieje. Życzyłbym sobie tekstu bardziej kameralnego, o marzeniu, o miłości – i o socjalistycznym połączeniu tych dwóch idei pod postacią “przydziału”. Z ledwie zarysowanymi kwestiami systemowymi. Ale to ja ;)

Poza tymi dąsami, tekst uważam za dobry, zasługujący bez wątpienia na bibliotekę, dlatego dokładam ostatniego kliczka.

 

Pozdrawiam ciepło!

 

Che mi sento di morir

heart, brak mi słów, bo czytasz mnie w punkt…

Ukłon niski:)

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Cześć, GOCHAW!

Napiszę od razu – niestety, tekst nie przekonał mnie do siebie, za co z góry przepraszam. 

Koncepcja całości wydaje mi się szalenie interesująca. Marzenie z przeszłości, już zapomniane, materializuje się w teraźniejszości, stajemy z nim oko w oko na ubitej ziemi i dochodzi do konfrontacji. Ciekawy jest również pomysł socjo sf zmuszający bohaterkę do przyjęcia określonych reguł gry, zwłaszcza że,  szczególnie na początku tekstu, odbierałam go jako groteskowe rozwinięcie obecnej rzeczywistości, w którym potrzeby, pragnienia, doświadczenia sprowadzają się do kliknięcia czy przesunięcia palcem. Ot, nowy rodzaj zarządzania "mocarnością" pojedynczego człowieka i społeczeństwa. Czekałam na konfrontację, na świat i obiecankę tytułową – protokół odbioru. Może to początek tekstu za silnie podbił moje oczekiwania.

 

Co poszło nie tak, moim zdaniem?

Tekst wydaje się ślizgiem po powierzchni. Stara, wciąż jara Bridget Jones z “W pogoni za rozumem” skrzyżowana z "Green Card" (Zielona Karta) w delikatnym makijażu socjo sf. 

Najsilniej eksplorowaną kwestią w opowiadaniu  stanowiła konfrontacja bohaterki z własnym marzeniem, miała unieść fabułę. Dla mnie, nie zdołała tego zrobić, gdyż za dużo było w tym gagów, stereotypów, a za mało odczuć, przeżyć, czegoś odmiennego, nawet zwykłej ciekawości, może też rozwoju bohaterki, zainteresowania się czymkolwiek innym, np. dotarciem do zapomnianej umowy, dopytaniem faceta o przeszłość, przygotowaniem się do rozmów z SDM. Mało zaskoczeń, dużą powtórzeń (reakcje bohaterki). Jednowymiarowość bohaterki po kilku akapitach przestała być zabawna. 

Świata, w którym żyje bohaterka i Juma, w zasadzie nie ma. Ujawniane elementy są pretekstowe, trochę komiksowe np. sposób wypowiadania się urzędników SDM, co podsuwa mi myśl, że może stawiałaś na humor.

 

Fabularnie zwracałabym uwagę na luki i nielogiczności. Kilka przykładów:

> "…Skupiłaś się na mojej cielesności jak niewyżyta nastolatka, a mnie przecież chodzi o poważne rzeczy, o nasz związek. – skąd ten pomysł, w tekście o seksualności nic nie ma, nawet rozważania bohaterki nie tykają cielesności, seksu?

> gdzie spał Juma – w osobnym pokoju, po tym gdy na początku wpakował się do jej łóżka?

> Juma fascynował ją fizycznie i intelektualnie? – przecież z tekstu to nie wynika?

> Nie przypomina sobie umowy i nagle zna przebieg procesu? Czy w umowie były jej zasady, czy umowa była standardowa SDM

> Ona była uległa?, w opisywanym socjo świecie, w relacjach z Jumą?

> "Wszedł na balkon, spojrzał na mnie i kiwnął, żebym weszła do mieszkania” – nie rozumiem: czy on wyszedł na balkon, bo wejść jak na pudło/wzniesienie nie mógł i gdzie była bohaterka – na balkonie, na który on właśnie wyszedł i poprosił, żeby ona go opuściła i wróciła do mieszkania? A potem rozmawiali przez drzwi balkonowe, otwarte? :D

 

Techniczne zatrzymania:

> w całym tekście myśli, okrzyki wewnętrzne bohaterki zapisujesz wewnątrz narracji, w jednym przypadku tak nie jest, zerknij – "Genialnie" jest tym samym, co "To pomyłka".

Ujednoliciłabym, czyli tutaj podmieniła kursywę na zwykły tekst.

"Ja tymczasem pomyślałam o tym, że jestem w szlafroku, mam rozczochrane włosy i napuchnięte oczy. Genialnie! Nie marzyłam o pierwszym spotkaniu w takich okolicznościach. To pomyłka! – pomyślałam".

 

> dziwne językowo, chyba chodzi o składnię (gramatycznie jestem osłem) i znaczenie słów/wyrażeń

"Zobowiązałem się Braciom Wolności, że pomogę rozwiązać zagadkę korupcji…"

Zobowiązujesz się do zrobienia czegoś, wykonania zadania, robisz to wobec kogoś, lub obiecujesz komuś, składasz przyrzeczenie

https://wsjp.pl/haslo/podglad/15237/zobowiazac-sie

 

"rozwikłać sprawę korupcji wśród wielu komisji" – bez "wśród", może "w" lub "na styku wielu komisji", lub inaczej, gdyż nie wiem co masz na myśli.

 

"Juma podjął wymarzoną konspiracyjną pracę i przestał mnie zauważać"

Pracę podjął chyba legalnie, załatwiła mu ją, lecz stanowiła ona przykrywkę do wykonywania innych zadań, tych tajnych, przecież w konspiracji już był, co więcej jednym z zadań była zgoda na stanie się marzeniem bohaterki.

 

> ""totalny reset mózgu – może wystarczy sam reset?

> "ogarniał mnie podziw wobec ideologii Jumy" – niejasne, co masz na myśli "ideologia"Jumy. Czy on był przywódcą, myślicielem, stworzył jakiś system poglądów, przecież przyłączył się do Bractwa Wolności, więc chyba podzielał ich przekonania.

 

Posumowując: pomysł ciekawy, nad warstwą koncepcyjną i fabularną popracowałabym. Szkoda, że nie pojawił się nawet w szczątkowej formie dokument "Protokół odbioru", mógłby dookreślić świat.

 

pzd srd :-))

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

– przepięknie dziękuję za merytoryczny i konstruktywny komentarz, wiele poprawek przyjmuję do wiadomości i jutro je naniosę do tekstu.

Na swoją obronę mogę napisać tylko tyle, że jestem okrutnie niecierpliwą osobą, zatem gnam pisząc… Mimo, że Tarnina stara się mnie stopować i wciąż tłumaczy to samo, ja jak osioł swoje. Myślę, że za jakiś czas wrócę do tego opowiadania, bo je lubię i nieco rozbuduję.

Dzięki raz jeszcze za tyle uwagi, to dla mnie bardzo ważne i doceniam.smileyheart

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Cześć Gochaw,

po przerwie od forum wróciłem do tego, co miałem na liście – czyli to, świetne opowiadanie. A takie niewyjaśnione, niedopowiedziane wymiary / uniwersa – są moje ulubione. I dołujące zakończenie, bo dobre by tutaj wszystko zepsuło. Tekst będzie mi chodził po głowie jeszcze przez jakiś czas, więc nie wykluczam, że wpadne i coś jeszcze skomentuję – jak mi coś wpadnie.

Mam wrażenie, że akcja w pewnej chwili bardzo przyśpieszyła tempo (może nawet trochę za bardzo), ale to równie dobrze może być taki zamysł kompozycyjny – nie krytykuję, jedynie zwracam uwagę.

Pozdrawiam,

Zygi

ZygiSonar.com

Cześć Gochaw,

po przerwie od forum wróciłem do tego, co miałem na liście – czyli to, świetne opowiadanie. A takie niewyjaśnione, niedopowiedziane wymiary / uniwersa – są moje ulubione. I dołujące zakończenie, bo dobre by tutaj wszystko zepsuło. Tekst będzie mi chodził po głowie jeszcze przez jakiś czas, więc nie wykluczam, że wpadne i coś jeszcze skomentuję – jak mi coś wpadnie.

Mam wrażenie, że akcja w pewnej chwili bardzo przyśpieszyła tempo (może nawet trochę za bardzo), ale to równie dobrze może być taki zamysł kompozycyjny – nie krytykuję, jedynie zwracam uwagę.

Pozdrawiam,

Zygi

ZygiSonar.com

 – dziękuję za podzielenie się opinią, to dla mnie ważne. Opowiadanie pisałam bez plany, zatem mam różne porywy w wątkach:)

Miło, że doceniłeś zakończenia, mnie też się podobasmiley

 

Pozdrawiam, życzę wspaniałego dniasmiley 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Nowa Fantastyka