- Opowiadanie: dawidiq150 - Obóz klubu książki

Obóz klubu książki

Pomysł na to opowiadanie wpadł mi do głowy bardzo dawno temu. Ale to był tylko jakby malutki urywek. Opowiadanie jest jak świeża bułka, nie żaden odgrzewany kotlet :)

 

Proszę zostawcie komentarz :)))

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Obóz klubu książki

Dwa tygodnie temu dostałem niespodziewany list. Z wielką ciekawością otwarłem go, gdyż niezwykle rzadko ktoś do mnie pisze. Okazało się, że wygrałem w jakiejś loterii organizowanej przez klub książki o nazwie „Fantastik” do którego od dwóch lat należę. Nagrodą był wyjazd na obóz, samemu, bądź z osobą towarzyszącą. W liście podano telefon kontaktowy, więc moja mama zadzwoniła na niego, by dowiedzieć się szczegółów. Wyglądało na to, że uśmiechnęło się do mnie szczęście. Po krótkiej naradzie z rodzicami, ustaliliśmy, że pojadę.

Wypoczynek miał trwać pięć dni, w najbliższą sobotę o dwunastej w południe należało stawić się w pewnej malutkiej miejscowości Gryczana, około trzydzieści kilometrów od Krakowa.

Powiedziałem w szkole mojemu najlepszemu przyjacielowi Danielowi o liście i złożyłem propozycję wspólnego wyjazdu. Wyjaśniłem wszystkie znane mi szczegóły, a on porozmawiał z rodzicami i następnego dnia oświadczył, że się zgadza.

Od tamtej chwili z niecierpliwością wyczekiwaliśmy soboty. Nie wiem czy bardziej z powodu samego wyjazdu, czy że opuścimy trzy dni w szkole.

 

&&&

 

Ten dzień nareszcie nadszedł, dodatkowo pogoda dopisywała, a my byliśmy bardzo podekscytowani i w świetnych humorach.

Jadąc do Gryczany, samochód podskakiwał na pełnej dziur drodze.

– Widzę już waszą grupę – powiedział mój tata, który nas odwoził. Wychyliłem się z tylnego siedzenia i również ujrzałem uśmiechniętych ludzi z plecakami.

Chwilę później ja i Daniel braliśmy już z bagażnika swoje niewielkie bagaże.

– Bawcie się dobrze – rzucił mój ojciec, następnie zawrócił samochód i odjechał.

Policzyłem wszystkich. Grupa razem ze mną i Danielem, a także z organizatorem liczyła jedenaście osób. Byliśmy w różnym wieku, ale wszyscy mieli radosne, uśmiechnięte buzie.

– Widzę, że nikogo nie brakuje – powiedział wysoki i szczupły mężczyzna o blond włosach. Tylko on nie miał ze sobą żadnego bagażu. – W takim razie chodźcie!

Ruszyliśmy przez trawę, nie było tu żadnej ścieżki co mnie trochę zdziwiło. Szliśmy w parach i słysząc rozmowy szybko wywnioskowałem, że każdy ma tylko jednego znajomego. Czyli zwycięzców w loterii było pięciu i każdy wziął ze sobą kompana, zgodnie z regulaminem – rozmyślałem.

Spacer trwał dość długo. Doszliśmy do końca łąki, potem jeszcze przez las. Gdy w końcu wyłoniliśmy się z niego, naszym oczom ukazała się polanka, na której stały trzy małe drewniane chatki.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział nasz opiekun. – Możecie teraz ulokować się w domkach. Każdy z nich posiada dwa dwuosobowe pokoje. Od razu informuję, że nie mają ubikacji i za potrzebą trzeba wychodzić do lasu. Macie teraz czas wolny, a o osiemnastej robimy ognisko, na którym lepiej się poznamy.

Wszyscy się rozeszli do swoich kwater. Ja z Danielem zajęliśmy środkowy domek, który wybrały też dwie dziewczyny wyglądające na nieco od nas starsze. Pokoje okazały się absurdalnie małe, do tego na łóżkach nie było żadnej pościeli, ani poduszki jedynie materac.

– Ależ spartańskie warunki – powiedziałem do Daniela.

– To jest chyba jakiś obóz przetrwana. – odparł mój przyjaciel.

Położyliśmy swoje plecaki na podłodze i usiedliśmy na łóżkach, rozglądając się po pomieszczeniu.

– To wszystko to jakaś pomyłka, na razie nic mi się tu nie podoba. – pożalił się Daniel.

– Jeszcze zobaczymy, gorzej być już nie może – próbowałem podnieść go na duchu.

Rozmawialiśmy chwile, aż ktoś zapukał do drzwi.

– Proszę – powiedziałem.

Weszła jedna z dziewczyn, które zajęły sąsiedni pokój. Bardzo ładna brunetka z włosami związanymi w dwa warkoczyki.

– Cześć chłopaki! Może wpadniecie do nas?

– Bardzo chętnie – powiedziałem.

Przeszliśmy przez miniaturowy korytarz, następnie do pokoju dziewczyn.

– Siadajcie! Ja jestem Beata a to jest Krysia.

– Dawid i Daniel.

Wymieniliśmy uściski dłoni. Potem każdy opowiedział trochę o sobie. Beata oznajmiła, że jej mama wróży z kart w telewizji. Program nazywa się „Arkany magii” i jest emitowany późno w nocy na TVN. Zaproponowała, że postawi mi tarota. Chętnie się zgodziłem.

Wyjęła karty, które były duże, bardzo ładne i kolorowe, z fajnymi obrazkami. Potem kazała mi wylosować z talii osiem i zapytała co chcę wiedzieć.

– Powiedz, czy będę miał szczęście w miłości. – odparłem po chwili namysłu.

Była z tego kupa zabawy i śmiechu. Następny do wróżenia był Daniel. Tak minęło nam jakieś półtorej godziny. Dziewczyny okazały się bardzo fajne.

Daniel zaproponował byśmy przeszli się po okolicy.

– Zróbmy zawody, kto znajdzie najwięcej grzybów – rzuciła pomysł Krysia.

– Dobrze, my przeciwko wam – powiedziałem.

Opuściliśmy chatkę, która nie posiadała żadnego zamka w drzwiach i ruszyliśmy w stronę, gdzie najbliżej zaczynał się las. Nikomu nie udało się znaleźć choćby jednego jadalnego grzyba, jedynie kilka muchomorów, ale niedaleko natrafiliśmy na jezioro.

– Można by się pokąpać – zaproponowałem, ale nikt poza mną nie miał ochoty.

– Może jutro – powiedział Daniel.

Pałętaliśmy się po okolicy, aż do osiemnastej, kiedy zgodnie z obietnicą miało być ognisko. Facet, który był naszym opiekunem wsiąknął gdzieś i ognisko nie odbyło się. Zamiast tego w swoich pokojach znaleźliśmy bagietki z szynką, jajkiem i majonezem zapakowane w folie, dokładnie takie jak sprzedają w Żabce. Po dwie na osobę. A także półtoralitrową butelkę coli.

Mieliśmy z Danielem takie samo zdanie, że to już było przegięcie. O powrocie do domu jeszcze dzisiaj niestety nie mogło być mowy, bo w tej okolicy komórki nie miały zasięgu. Ustaliłem z Danielem, że rano idziemy szukać miejsca z zasięgiem i jak najszybciej wracamy do domu.

Potem, gdy zrobiło się ciemno, udaliśmy się do naszych „apartamentów” by położyć się na łóżkach i jak najszybciej zasnąć. Okazało się to jednak torturą z kilku powodów. Pierwszym były komary, które kąsały i bzyczały nad uchem, drugim to, że materace okazały się sakramencko niewygodne, a trzecim, że z domku obok dochodził głośny śpiew wychwalający Boga. Wyglądało na to, że ktoś przed zaśnięciem żarliwie się modlił.

– Do cholery, idę powiedzieć, by się uciszył – zdenerwowany Daniel wstał z łóżka i poszedł walczyć o swoje.

Po chwili śpiew ustał, a mój przyjaciel wrócił. Myśleliśmy, że może teraz zaśniemy, ale kwadrans później znowu się zaczęło.

 

&&&

 

Obudziłem się z pełnym pęcherzem bardzo wcześnie, bo o piątej czterdzieści. Daniel smacznie spał. Nie budząc go wyszedłem na zewnątrz, było zimno ale oddychając pełną piersią poczułem się rześko i wspaniale. Pomyślałem, że taki obóz nie jest do końca głupim pomysłem. Z pewnością takich przeżyć jeszcze nie miałem. Po prostu nikt z nas czegoś takiego się nie spodziewał.

Gdy się załatwiłem, zapragnąłem pójść na spacer. Rozglądając się i obserwując przyrodę ruszyłem w stronę lasu tam, gdzie wczoraj szukaliśmy grzybów.

Wszedłem między drzewa i nagle ujrzałem coś niezwykle interesującego, ale też obrzydliwego. Były to zwłoki dzika. Całkiem zmasakrowane i chyba po części zjedzone. Dłuższą chwilę się temu przyglądałem, potem zawróciłem kierując się do swojego domku.

Położyłem się na imitacji łóżka, które należało do mnie i po dłuższej chwili ponownie zasnąłem.

 

&&&

 

– Wiesz co znalazłem niedaleko w lesie? – zagadnąłem przyjaciela gdy wstaliśmy. Była godzina za dziesięć ósma.

– Co? – zapytał mój kompan ziewając.

– Na wpół zjedzone ciało dzika. Bardzo zmasakrowane. Podejrzewam, że to robota niedźwiedzia.

– Stary nie strasz. Jeszcze tego by brakowało, żeby grasował tu niedźwiedź.

– Chodź sam zobaczysz.

I wyszliśmy na zewnątrz, następnie zaprowadziłem go w miejsce, gdzie znalazłem martwego dzika.

– Lepiej jak najszybciej się stąd zmywajmy – powiedział, a ja się z nim zgodziłem.

Niezwłocznie zabraliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy tą drogą którą wczoraj tu przyszliśmy.

Jakież wielkie było nasze zdziwienie, kiedy po kilku minutach marszu natrafiliśmy na wysoki na ponad metr płot z drutu kolczastego.

– Wydawało mi się, że dobrze idziemy. – powiedział Daniel.

– Jestem prawie w stu procentach pewny, że wczoraj szliśmy tędy – zgodziłem się. Następnie wyjąłem telefon komórkowy. Niestety tu jeszcze nie było zasięgu.

– Może trzeba pójść nieco w lewo? – zastanawiał się mój przyjaciel.

Sprawdziliśmy to idąc wzdłuż płotu.

– Czy możliwe, żeby ktoś w nocy postawił ten płot? – powiedziałem.

– Ale to przecież absurdalne.

Pół godziny później po poszukiwaniach przejścia daliśmy z wygraną i ruszyliśmy z powrotem na polanę z domkami.

Zastaliśmy tam pięcioosobową grupę uczestników naszego obozu, siedzących na trawie. Musiało stać się coś złego, bo Beata zrozpaczona szlochała, a jeden z mężczyzn przystojniak w wieku na oko trzydziestu paru lat pocieszał ją.

– Co się stało? – zapytałem ze współczuciem, ale też bardzo zaciekawiony.

– Krysia nie żyje! – krzyknęła i jeszcze mocniej wybuchła płaczem.

Dałem jej chwilę i poprosiłem:

– Możesz nam też opowiedzieć jak do tego doszło?

W końcu się trochę uspokoiła i zaczęła opowiadać:

– Obudziłam się o ósmej trzydzieści, wstałam i wyszłam za potrzebą. Było tak przyjemnie, więc gdy się załatwiłam zdecydowałam pospacerować po okolicy. Wzięłam ze sobą mój nowy polaroid, żeby porobić parę zdjęć. Gdy wróciłam drzwi były otwarte, zarówno do domku jak i do naszego pokoju.

Mając jakieś dziwne przeczucie szybko weszłam do środka. Ujrzałam jak jeden z tych, którzy tu przyjechali na obóz pochyla się nad moją przyjaciółką leżącą na łóżku. Najpierw przyszło mi na myśl, że się całują, ale zobaczyłam niewielką kałużę krwi na podłodze. Krzyknęłam. Ten momentalnie odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Doznałam szoku, bo pierwszy raz zobaczyłam wampira. Spod górnej wargi wystawały mu ogromnie długie, przerażające kły. Jego twarz była brudna od krwi. Za nim uciekł zrobiłam mu zdjęcie. Proszę!

Podała mi je i ujrzałem dokładnie to co mi opisała. Dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie, bo nie wiedziałem, że wampiry naprawdę istnieją, a zdjęcie było przerażające.

– Muszę wam powiedzieć, że to nie jedyna ofiara tego wampira. Niedaleko stąd są zwłoki dzika. Chodźcie sami zobaczycie – powiedziałem i wszyscy razem udaliśmy się w tamto miejsce.

– Ale to nie jest robota wampira – powiedział nieco korpulentny facet, kompan tego, który chwilę wcześniej pocieszał Beatę. – tylko wilkołaka.

Daniel popatrzył na mnie z lękiem w oczach:

– Wampiry, wilkołaki? Myślałem, że te istoty istnieją wyłącznie w książkach i filmach.

– Ja również tak myślałem – powiedziałem.

– W waszym wieku wielu rzeczy jeszcze się nie wie – podsumował ten sam lekko otyły mężczyzna.

Już chciałem się z nim zgodzić, kiedy nagle wszyscy usłyszeliśmy dziwny buczący odgłos dochodzący z tyłu. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. Naszym oczom ukazał się srebrzysty, przypominający kolumnę obiekt, który w podstawie miał może dwadzieścia metrów średnicy. Wysoki był na jakieś czterdzieści. Posiadał po bokach silniki odrzutowe, które teraz pracowały by pojazd mógł delikatnie osiąść na ziemi.

Patrzyliśmy zdumieni. Pojazd powoli wylądował rozkładając wcześniej osiem solidnych mechanicznych „nóg”. Drzwi otwarły się i po schodkach wyszedł ten, którego uznawaliśmy za naszego opiekuna. Gestykulował byśmy do niego podeszli. Nikt z nas się nie ruszył, więc mężczyzna sam musiał podejść.

– Zanim wsiądziecie do statku, czy to dobrowolnie, czy pod przymusem winien jestem wam wyjaśnienie; młodzi – wskazał mnie, Daniela i Beatę – pewnie nie wiedzą, że naszą planetę bada wiele obcych cywilizacji. Niektóre przybyły z bardzo daleka inne nie. Nie wszystkie też są ze sobą w sojuszu. Jedna z ras, której podróż do nas trwała bardzo długo, zamiast wysyłać sondy, porywać ludzi w celu ich zbadania, wpadła na pomysł wynajęcia firmy detektywistycznej, która za ogromną ilość złota, zgromadziła by w jednym miejscu kilka najbardziej osobliwych przypadków ludzi i tym samym oszczędziła sobie sporo czasu i wysiłku. Gdy złożyli tą propozycję firmie, której jestem właścicielem, zgodziłem się od razu. Zaczęliśmy poszukiwania. To nasza praca, więc bez większych problemów udało nam się zlokalizować, a później, co okazało się znacznie trudniejsze zwabić; kilku zwykłych ludzi, wampira, wilkołaka, wiedźmę, i dwóch pacjentów szpitala psychiatrycznego. Na początek tyle, to miało rozpocząć naszą współpracę. Nie wszystko poszło jednak dobrze, mieliście zostać zabrani wczoraj o osiemnastej, ale po tak długiej podróży ten oto statek, który znajdował się w ładowni statku-matki nieużywany tak długi czas, doznał kilku awarii. Potrzeba było kilkunastu godzin by go naprawić. Trochę się pokiełbasiło bo wampir wyssał wiedźmę.

Teraz proszę wejdźcie na statek. Zostaniecie poddani badaniom, a później wasza pamięć zostanie wymazana i wrócicie do domów.

 

EPILOG

 

Ani ja, ani inni nie chcieliśmy dobrowolnie wejść na pokład statku obcych. Dlatego zmuszono nas do tego rozpylając niewidoczny gaz usypiający. Wewnątrz ujrzałem rzeczy niezwykłe; bardzo zaawansowane technologicznie maszyny i samych obcych. Część z tego pamiętam a część nie, bo sprzęt do wymazywania pamięci okazał się nie do końca sprawny tak jak ich statek. Razem z Danielem próbujemy poskładać całą historię by miała logiczny ciąg. Mój przyjaciel ma w głowie rzeczy, których nie pamiętam ja i na odwrót. Gdy opowieść będzie gotowa damy ją do jakiejś gazety, albo lepiej do telewizji.

Uświadomiłem sobie w tym wszystkim jedną ważną rzecz; w moim wieku o świecie wie się niewiele. Ja nie miałem pojęcia, że wampiry, wilkołaki i obcy istnieją naprawdę.

Koniec

Komentarze

Cześć, 

 

takie uwagi na początek:

 

Powiedziałem w szkole mojemu najlepszemu przyjacielowi Danielowi o liście i złożyłem propozycję wspólnego wyjazdu. Wyjaśniłem wszystkie znane mi szczegóły, a on porozmawiał ze swoimi rodzicami i następnego dnia oświadczył mi, że się zgadza.

 

Nie tylko w tym fragmencie, ale i w całym tekście masz bardzo wiele zbędnych zaimków. Znacząco wpływają one na płynność tekstu, lepiej się ich pozbyć.

 

Tylko on nie miał ze sobą żadnego bagażu. – w takim razie chodźcie! < – Chochlik zmniejszył “w”.

(…) powiedział nasz opiekun. – możecie teraz ulokować się <– tu tak samo. Ogólnie, w wielu dialogach są te błędy.

 

Szliśmy w parach i słysząc rozmowy szybko wywnioskowałem, że każdy ma tylko jednego znajomego.

 

Z kontekstu wiem o co chodziło, ale jednak to zdanie jest zdumiewająco pocieszne. Może “szybko wywnioskowałem, że każdy przyjechał z osobą towarzyszącą”?

 

Program nazywa się „Arkany magii” i jest emitowany późno w nocy na TVN. Zaproponowała, że postawi mi tarota. < – zgubiony podmiot w drugim zdaniu

 

Zamiast tego w swoich pokojach znaleźliśmy bagietki z szynką, jajkiem i majonezem zapakowane w folie, dokładnie takie jak sprzedają w żabce. <– “Żabce”, bo to nazwa własna serii sklepów.

 

Trochę też pogubiło się przecinków, ale to drobiazgi. 

 

Z mniej warsztatowych uwag:

 

“– Krysia nie żyje! – krzyknęła i jeszcze mocniej wybuchła płaczem.

Dałem jej chwilę i poprosiłem:

– Możesz nam też opowiedzieć jak do tego doszło?

W końcu się trochę uspokoiła i zaczęła opowiadać:

– Obudziłam się o ósmej trzydzieści, wstałam i wyszłam za potrzebą. Było tak przyjemnie, więc gdy się załatwiłam zdecydowałam pospacerować po okolicy. Wzięłam ze sobą mój nowy polaroid, żeby porobić parę zdjęć. Gdy wróciłam drzwi były otwarte, zarówno do domku jak i do naszego pokoju. (…)”. 

 

Podobnie jak i z końcową mową opiekuna, brzmi to groteskowo niezręcznie i niesamowicie nienaturalnie. Ani przez chwilę nie byłam w stanie uwierzyć, że opowieść Krysi nie jest parodią zbrodni, napisaną w ramach kpiny z telewizyjnych paradokumentów. Proszę, przeczytaj ten fragment na głos i zastanów się, czy tak rozmawiają roztrzęsieni nastolatkowie? Jak z kolei zachowują się opiekunowie? Jak kukiełki w teatrzyku, czekając, aby rzucić swoją kwestię, a potem “pora na CS’a”? 

 

Na sam koniec tak krótkiego tekstu rzucasz z kolei za dużo ekspozycji. Tekst naprawdę by zyskał na tym, jakby albo skupić się na subtelnym odsłanianiu świata przedstawionego, albo pozostawić pewne niedopowiedzenia. Bo tak wyszedł taki miszmasz, że aż dziw, że nie szczeka :)

 

 

Nie ma Boga, wszechświata, rodzaju ludzkiego, ziemskiego życia, nieba i piekła. To wszystko jest snem - groteskowym i głupim snem. Nic nie istnieje prócz ciebie. Ty zaś jesteś jedynie myślą, bezdomną myślą, wędrującą samotnie wśród pustej wieczności.

Witaj, Dawidzie.

Fajna opowieść, dużo akcji, szybkich jej zwrotów, sporo fantastyki, która czasami wydaje się wręcz absurdalną. :)

Gratuluję pomysłowości, pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Witam Persefona ,

 

dzięki za przeczytanie i komentarz :) co dam radę to pozmieniam zgodnie z sugestiami :)

 

Hej bruce !!!

 

przesyłam całusy :)))

Jestem niepełnosprawny...

Persefona z tym podmiotem nie wiem jak mam zmienić.

Jestem niepełnosprawny...

Wzajemnie, Dawidzie, pisz dalej! :)

Pecunia non olet

Opowiadanie dla dzieci, wiec zastanawiam się, czy kilka drastycznych scen tu pasuje. W opowieściach dla dzieci, tak mi się wydaje, nie powinno się też krytykować ekspresji religijnej.

 

Pozdrawiam

AP opowiadanie nie jest dla dzieci. Widzisz w tekście gdzieś Pinokia któremu od kłamania rośnie nos? :)

Jestem niepełnosprawny...

dawidiq150, przepraszam. Ależ wpadka. Nie wiem, co mi przyszło do głowy.

 

A co do Pinokia, to wyobrażam sobie, że gdybym był dzieckiem, to wolałbym poczytać coś o wampirach, wilkołakach i kosmitach niż o drewnianej lalce. 

 

 

No, dużo Twoich ulubionych tematów – kosmici testujący ludzi, wampir się trafił. Ciekawe, czego się z tych badań dowiedzieli. I czy nie więcej dałaby im zwyczajna obserwacja.

A co do Pinokia i wampira, to dlaczego ich nie połączyć? Drewniany wampir pobierający krew (może być nosem) i zanoszący ją swojemu stwórcy… ;-)

Babska logika rządzi!

Hej Finkla

 

Tak, na taki właśnie wpadłem pomysł, żeby te różne rzeczy występujące w literaturze osobno umieścić w jednym opku. Chyba nikt takiego czegoś jeszcze nie zrobił??? Czy może kojarzysz coś? Było już coś takiego? :)))

Jestem niepełnosprawny...

Tutaj, chyba z dziesięć lat temu czytałam opowiadanie o wampirach na statku kosmicznym, więc chyba wszystko już było.

Babska logika rządzi!

To jest chyba jakiś obóz przetrwana. ← chochlik

Położyłem się na imitacji łóżka, które należało do mnie ← napisałbym: Położyłem się na imitacji łóżka, która należała do mnie

Razem z Danielem próbujemy poskładać całą historięPRZECINEK by miała logiczny ciąg.

Dlatego zmuszono nas do tego rozpylając niewidoczny gaz usypiający. Wewnątrz ujrzałem rzeczy niezwykłe; bardzo zaawansowane technologicznie maszyny i samych obcych. ← ?

Takie młodzieżowe, dla trochę starszych dzieci. Nie porwało. Stać Cię na lepsze. Sorry.

Za co sorry? Jak napisałeś, że stać mnie na lepsze, to mnie to bardzo cieszy. Równowaga w przyrodzie została zachowana. :)

Jestem niepełnosprawny...

Według mnie chciałeś połączyć zbyt dużo pomysłów w tym tekście. Wampiry, wiedźmy, obcy, wilkołaki. Tekst zyskałby wiele gdyby był tylko o obcych albo tylko o wilkołakach. Czytało się przyjemnie do momentu wyjaśnienia sytuacji przez opiekuna obozu. Wtedy poczułem się trochę przytłoczony tymi wszystkimi motywami naraz i przyjemność uleciała. Za to osadzenie fabuły podczas obozu w lesie to dobry pomysł. Osobiście bardzo lubię takie klimaty. Gdyby nie ten końcowy kolaż pomysłów opowiadanie byłoby znacznie lepsze. Pozdro!

Dziękuję Storm !!!!!

 

Zapamiętam rady :) Nadal się uczę…

Jestem niepełnosprawny...

Nie ma sprawy Dawidzie! Wierzę, że twoje następne teksty będą tylko lepsze :)

Nowa Fantastyka