- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - O mocy baśni

O mocy baśni

Opo­wia­da­nie w ścież­ce “krót­kiej” kon­kur­su “Księ­ga Mi­lio­na i Jed­nej Roz­ko­szy”. Mimo, że krót­kie, sta­ra­łem się na­pi­sać je tak, aby do­brze pa­so­wa­ło do za­pro­jek­to­wa­nej szu­flad­ko­wej struk­tu­ry ca­ło­ści.

Cytat po­cho­dzi z wier­sza J. Kacz­mar­skie­go “Wy­zna­nie Ka­li­fa czyli o mocy baśni”

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy V, Użytkownicy III

Oceny

O mocy baśni

Upał, pył i ciżba. Że­bra­cy, wróż­bi­ci z tre­so­wa­ny­mi małp­ka­mi, na­cią­ga­cze z ży­wy­mi wę­ża­mi, wy­łu­dza­ją­cy od tu­ry­stów kasę za moż­li­wość zro­bie­nia sobie eg­zo­tycz­nej fotki. Co to było za mia­sto? Tunis, As­su­an, Ma­ra­kesz? Czy to ma zna­cze­nie? M sie­dzia­ła pod mar­ki­zą ulicz­nej ka­wiar­ni, prze­kli­na­jąc w duchu wła­sną de­cy­zję wy­bo­ru tego miej­sca. W kli­ma­ty­zo­wa­nym wnę­trzu by­ło­by chłod­niej, ale przed chwi­lą roz­wrzesz­cza­na wy­ciecz­ka za­ję­ła wszyst­kie sto­li­ki w środ­ku nie­wiel­kie­go lo­ka­lu. M są­czy­ła więc her­ba­tę mię­to­wą, pró­bu­jąc wto­pić się w at­mos­fe­rę oto­cze­nia. Po­mi­mo łatki tu­ry­stycz­nej mekki to miej­sce miało swój kli­mat, swój praw­dzi­wy eg­zo­tycz­ny urok; było jak szla­chet­na ma­ho­nio­wa deska, za­pać­ka­na sied­mio­ma war­stwa­mi olej­nej farby.

M prze­cią­gnę­ła się i przy­mknę­ła oczy. Dźwię­ki wiel­kie­go placu po­czę­ły wle­wać się w jej świa­do­mość – ter­ko­ta­nie sku­te­rów, plusk fon­tan­ny, le­d­wie sły­szal­ne na­wo­ły­wa­nia prze­kup­niów do­cho­dzą­ce z ba­za­ru znaj­du­ją­ce­go się po prze­ciw­le­głej stro­nie placu. Ktoś de­li­kat­nie do­tknął jej ko­la­na. Wzdry­gnę­ła się, ale był to tylko mały chło­piec, naj­wy­żej pię­cio­let­ni, ubra­ny w śnież­no­bia­łą ga­la­bi­ję i wy­szy­wa­ną ko­lo­ro­wy­mi pa­cior­ka­mi cza­pecz­kę. Przy­glą­dał się jej z za­in­te­re­so­wa­niem. Znów do­tknął jej de­li­kat­nie i ode­zwał się:

– Mis­sus, come! I show you, no sell, no shop!

Ciem­ne, in­te­li­gent­ne oczy dzie­cia­ka przy­glą­da­ły się jej bez cie­nia lęku czy za­że­no­wa­nia, a na twa­rzy igrał fi­lu­ter­ny uśmiech. “Jak Puk” – po­my­śla­ła – “Po­stać z in­ne­go czasu, z innej bajki”. Wsta­ła, a on wybiegł na ulicę, spod bia­łej szaty bły­snę­ły bose pięty. Poruszał się śmiesz­nie, wy­so­ko wy­rzu­ca­jąc nogi. Przy­sta­wał, aby upew­nić się czy M idzie za nim i znów od­bie­gał, pro­wa­dząc ją nie­omyl­nie do bramy Wiel­kie­go Ba­za­ru.

 

Dusz­ne po­wie­trze po­ru­szył nie­spo­dzie­wa­ny po­wiew. Mar­ki­zy roz­cią­gnię­te nad ulicz­ka­mi za­ło­po­ta­ły, pod­trzy­mu­ją­ce je druty i pro­wi­zo­rycz­ne rusz­to­wa­nia za­ję­cza­ły nie­spo­koj­nie. Chło­piec stał kil­ka­dzie­siąt kro­ków dalej, ma­chał ręką i znów wska­zy­wał jej drogę. Bla­sza­ne lampy z po­sre­brza­nej fi­li­gra­no­wej bla­chy i tanie pla­sti­ko­we klap­ki, pod­rób­ki ry­tu­al­nych szty­le­tów i kunsz­tow­nie wy­szy­wa­ne tka­ni­ny – tan­de­ta i praw­dzi­we dzie­ła sztu­ki. Coś jak jej życie. Przy­spie­szy­ła kroku, bojąc się, że zgubi chłop­ca w tym na­tło­ku za­pa­chów, lśnień i spoj­rzeń. Pod­świa­do­mie od­no­to­wa­ła, że coś jest nie tak. Prze­kup­nie! Wy­da­wa­li się jej nie za­uwa­żać – rzecz tu nie­spo­dzie­wa­na, a jed­nak! Po­krzy­ki­wa­li na in­nych tu­ry­stów, prze­ko­ma­rza­li się, kłó­ci­li za­wzię­cie, zu­peł­nie nie zwra­ca­jąc na nią uwagi. Chło­piec skrę­cił tym­cza­sem w jakiś za­ułek, a M po­dą­ży­ła za nim. Gwar sprze­da­ją­cych i ku­pu­ją­cych nagle ucichł; nie było tu sto­isk, pa­no­wał pół­mrok, pod ob­dra­pa­nym, ka­mien­nym murem stały skrzyn­ki po owo­cach, wa­la­ły się śmie­ci. Ulicz­kę za­my­ka­ła bo­ga­to rzeź­bio­na drew­nia­na furta. Spra­wia­ła wra­że­nie bar­dzo so­lid­nej i bar­dzo sta­rej jed­no­cze­śnie.

– La takhafii, sayakun bikheir – po­wie­dział we­so­ło chło­piec, po czym pchnął odrzwia i znik­nął za nimi.

“Nie bój się, bę­dzie OK” – zna­jo­mość arab­skie­go oka­za­ła się po­moc­na. Ale czy się bała? Nie, choć może po­win­na. Za­wa­ha­ła się. I wtedy zza wpół otwar­tej furty wy­chy­li­ła się ma­cha­ją­ca do niej śnia­da rącz­ka, tym mi­mo­wol­nie ko­micz­nym ge­stem za­pra­sza­jąc ją do środ­ka.

 

Zna­la­zła się na ob­szer­nym dzie­dziń­cu, oto­czo­nym ze wszyst­kich stron kruż­gan­ka­mi i urzą­dzo­nym z nie­zwy­kłym sta­ro­świec­kim prze­py­chem. Z mar­mu­ro­wo-krysz­ta­ło­wej fon­tan­ny try­ska­ła woda, a jej kro­ple skrzy­ły się zło­ci­ście. Po­sadz­kę wy­ło­żo­no per­ski­mi dy­wa­na­mi, ze ścian zwie­sza­ły się sute tka­ni­ny ha­fto­wa­ne w mi­tycz­ne zwie­rzę­ta i dzi­wacz­nie po­wy­krę­ca­ne ro­śli­ny. Z roz­sta­wio­nych trój­no­gów spły­wał nie­bie­ski dym o oszo­ła­mia­ją­cej woni ambry i drze­wa san­da­ło­we­go. Chłop­ca ni­g­dzie nie było widać.

– Witaj nie­zna­jo­mo!

Dziew­czy­na wy­szła z cie­nia kruż­gan­ków i przy­glą­da­ła się M tro­chę cie­ka­wie, a tro­chę drwią­co.

– Dla­cze­go tak do mnie mó­wisz?

– Bo pra­gnę­łam cię po­wi­tać i je­steś dla nas nie­zna­jo­ma, czyż nie?

– Nas…? Was?

 Stała prze­krzy­wio­na, jedną rękę wspar­ła na bio­drze. Miała nie­by­wa­le wąską talię. Jej pięk­no było nie­ziem­skie. Orien­tal­ny strój, który zda­wał się być utka­ny z pa­ję­czej przę­dzy prze­ty­ka­nej zło­tem, wię­cej od­kry­wał niż za­kry­wał.

– Och nas, czyli służebnice Ka­li­fa.

Dziew­czy­na kla­snę­ła, z za­cie­nio­nych wnęk, spo­mię­dzy wi­szą­cych dra­pe­rii, po­czę­ły uka­zy­wać się ko­lej­ne – rów­nie pięk­ne i ubra­ne z rów­nie wy­kwint­nym wy­uz­da­niem.

– A Kalif, czy przy­pad­kiem…?

Reszt­ki roz­sąd­ku pod­su­nę­ły M obraz groź­ne­go i mści­we­go sa­tra­py.

– Kalif? Och… Kalif po­zwa­la. Roz­gość się – wy­szep­ta­ła ku­szą­cym i słod­kim jak miód gło­sem, wska­zu­jąc na jeden z ni­skich szez­lon­gów, na któ­rym nie­dba­le roz­rzu­co­no kilka po­du­szek.

– Jedz, pij, baw się. A może pra­gnę­ła­byś zażyć ką­pie­li? Jego sy­no­wie wkrót­ce przy­bę­dą.

 

Uczy­ni­ła tak, jak po­wie­dzia­ła dziew­czy­na, a gdy wie­czór ko­lo­ru in­dy­go spły­nął na pa­ła­co­we kruż­gan­ki, przy­by­li sy­no­wie Ka­li­fa i M mu­sia­ła przy­znać, że urodą nie ustę­po­wa­li dziew­czę­tom. Jeden z nich, wy­so­ki i śnia­dy, przy­siadł obok niej. Wpa­try­wał się w nią tro­chę smut­ny­mi, ciem­ny­mi ocza­mi, uważnie, lecz nie na­tar­czy­wie. Mil­cze­li długo, aż w końcu ode­zwał się:

– Wy­bacz moją śmia­łość, say­ida­ti. Wiedz, że je­stem jak naj­da­lej od chęci wy­war­cia ja­kiej­kol­wiek ujmy na twej cno­cie.

Po dłuż­szym na­my­śle M od­po­wie­dzia­ła:

– Wiel­ki to za­szczyt dla mnie spo­tkać tak wy­so­ko uro­dzo­ne­go mło­dzień­ca. Ma­nie­ry, mą­drość i uroda synów ka­li­fa są mi do­brze znane. Pe­wien poeta z mo­je­go kraju na­pi­sał przed laty wiersz o ty­tu­le: “Wy­zna­nie Ka­li­fa, czyli o mocy baśni”. Szko­da, że nie po­tra­fię przy­to­czyć utwo­ru w ca­ło­ści, sądzę, że ura­do­wał­by twoje serce. Po­zwól, że za­cy­tu­ję ci krót­ki frag­ment:

 

 Wiem, że mam berło, a Ty masz ko­ro­nę,

 W któ­rej ob­rę­czy za­pło­nę, nie spło­nę.

 Bo choć mnie chło­niesz

 Ja Tobą się sycę.

 

Syn Ka­li­fa uśmiech­nął się do M i podał jej dłoń, którą ujęła. Noc spły­nę­ła na dzie­dzi­niec pa­ła­cu.

 

Gdy wra­ca­ła roz­świe­tlo­ny­mi ostrym bla­skiem ja­rze­nió­wek ulicz­ka­mi Wiel­kie­go Ba­za­ru, po­ko­nu­jąc (tak się jej przy­naj­mniej zda­wa­ło) tę samą drogę, co kilka go­dzin wcze­śniej, prze­kup­nie już jej nie igno­ro­wa­li:

– Come to my bazar, be­au­ti­ful girl! I make you spe­cial price!

– All free for you, lady! Hun­dred per­cent di­sco­unt!

Zwy­cza­jo­we za­czep­ki iry­to­wa­ły ją, ale nie z tych po­wo­dów co zwy­kle, to jest na­chal­no­ści i nie­kry­tej mi­zo­gi­nii. Zdała sobie po pro­stu spra­wę, że wró­ci­ła do rze­czy­wi­sto­ści.

 

M zo­sta­ła w tym mie­ście jesz­cze przez dwa ty­go­dnie i w każde po­po­łu­dnie opusz­cza­ła swój kli­ma­ty­zo­wa­ny, za­to­pio­ny w so­czy­stej zie­le­ni wiel­kich liści ba­na­now­ców, pię­cio­gwiazd­ko­wy hotel. W każde po­po­łu­dnie szła na Wiel­ki Bazar wy­pa­tru­jąc re­zo­lut­ne­go chłop­czy­ka, pró­bu­jąc zna­leźć na wła­sną rękę ów za­cza­ro­wa­ny za­ułek. Bez­sku­tecz­nie. I ostat­nie­go dnia po­by­tu, po ostat­nim po­wro­cie z miej­sca jak za­wsze bez­owoc­nych po­szu­ki­wań, sie­dząc na spa­ko­wa­nej już wa­liz­ce, za­pła­ka­ła. Jej łzy nie były jed­nak gorz­kie, nie bo­la­ły i nie pie­kły. Try­ska­ły jak gór­skie źró­deł­ko, które po wielu la­tach sta­rań zna­la­zło w końcu przej­ście przez bez­li­to­sną skałę. Bo wi­dzi­cie – M nigdy dotąd nie pła­ka­ła.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Zakończenie mocno zaskakujące i poetyckie. Ogólnie tekst moim zdaniem ma nieco za mało erotyki (aż sama się zdumiałam, że to piszę… :)) ). 

 

Podczas czytania pojawiły się pewne wątpliwości (do przemyślenia):

M sączyła więc herbatę miętową, próbując wtopić się w atmosferę otoczenia. Pomimo łatki turystycznej mekki to miejsce miało swój klimat, swój prawdziwy egzotyczny urok; było jak szlachetna mahoniowa deska, zapaćkana siedmioma warstwami olejnej farby. Przeciągnęła się i przymknęła oczy. – przedostatnio podmiotem było „to miejsce”, będące „jak mahoniowa deska” i potem brzmi tak, jakby to ona (ta deska) „przeciągała się”.

Wstała, a on natychmiast oddalił się, spod białej szaty błysnęły bose pięty. Biegał śmiesznie, wysoko wyrzucając nogi. Przystawał, aby upewnić się (przecinek?) czy M idzie za nim i znów podbiegał, prowadząc ją nieomylnie do bramy Wielkiego Bazaru. – zrozumiałam, że się ostatecznie oddalił i go nie ma, a jednak nadal jest i ją prowadzi (?)

Blaszane lampy z posrebrzanej filigranowej blachy i tanie plastikowe klapki, podróbki rytualnych sztyletów i kunsztownie wyszywane tkaniny – tandeta i prawdziwe dzieła sztuki. – co się z nimi działo?/co robiły? (brak orzeczenia)

Gwar sprzedających i kupujących nagle ucichł; nie było tu stoisk, panował półmrok, pod obdrapanym (przecinek?) kamiennym murem stały skrzynki po owocach, walały się śmieci.

Znalazła się na obszernym dziedzińcu, otoczonym ze wszystkich stron krużgankami i urządzonym z niezwykłym (przecinek?) staroświeckim przepychem.

Z rozstawionych trójnogów spływał niebieski dym o oszołamiające woni ambry i drzewa sandałowego. – literówka?

– Witaj nieznajomo! – nie ma takiej formy Wołacza

– Och nas, czyli sługi Kalifa. – czy tu miała być liczba pojedyncza?

Resztka rozsądku podsunęły M obraz groźnego i mściwego satrapy. – i tutaj?

Uczyniła tak, jak powiedziała dziewczyna, a gdy wieczór koloru indygo spłynął (przecinek tu, jeśli oni przybyli na krużganki…) na pałacowe krużganki (… albo tu, jeśli wieczór spłynął na krużganki) przybyli synowie Kalifa i M musiała przyznać, że urodą nie ustępowali dziewczętom. Jeden z nich, wysoki i śniady (przecinek?) przysiadł obok niej.

– Wybacz moją śmiałość (przecinek?) sayidati.

 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Ładne, miło i sympatycznie się czytało, tylko:

Gdzie ta erotyka?!

Jakby erotyka, nawet very, very soft była, przynajmniej jakiś “taniec godowy”, jakaś gra zmysłów, między bohaterami, to te łzy na koniec byłyby przekonujące. A tak? Wierszyk i podanie ręki? Chyba, że pod “noc spłynęła na dziedziniec pałacu” czytelnik ma się domyślić czegoś więcej. Ale wtedy M musiałaby wracać do hotelu rano, gdy nie jarzeniówki, a pierwsze promienie wschodzącego właśnie słońca rozświetlają uliczki, a przekupnie rozkładający swoje kramy zaczepiali ją, nie mogąc zignorować pierwszego potencjalnego klienta.

Wtedy bym to kupiła.

https://www.youtube.com/watch?v=nJ17pHHXFN0

Hej 

Erotyka, erotyką ale mi uciekł gdzieś finał historii. Jakoś nie złapałem czemu M nigdy nie płakała i czemu akurat spotkanie z synami Kalifa zrobiło na niej takie wrażenie. 

No chyba, że na M takie wrażenie zrobił nieprzyzwoity fragment, który jej zaserwowano ;)

 

A może opowiadanie nie jest w moim klimacie i nie załapałem o co chodziło :) 

 

Pod ocenę pozostawiam innym i pozdrawiam :) 

Za mało erotyki… Ponieważ pojawiło się już sporo innych utworów konkursowych przejrzałem/am i nie jest aż obficie pod tym względem, ale oczywiście rozumiem zastrzeżenie. I owszem: Bardjaskier oraz Inanna – tutaj trochę trzeba sobie dopowiedzieć i przeczytajcie/posłuchajcie całego wiersza… Ambush smiley . Bruce – dziękuję, poprawimy, poprawimy co trzeba.

 

Jim – skąd wy bierzecie te świetne obrazki??? cool

Anonimie, twórczość Kaczmarskiego znam, w specyficznym nastroju słucham. Akurat ten fragment przytoczony tutaj, nie zostawia dużo do interpretacji i dopowiedzenia. Dla mnie to samo, co napisać wprost.

Problem dla mnie w tym, że to kobieta przytacza fragment wiersza, który dużo lepiej by wybrzmiał, gdyby mówił/szeptał/recytował go mężczyzna do kobiety. Taka gra erotyczna, uwodzenie. No, a tak kobieta wypala z wierszykiem, którego tekst wybrzmiewa w jej ustach dość pretensjonalnie.

Ale najważniejszy zarzut: czytając opowiadanie erotyczne Twojego autorstwa, oczekuję Twojego własnego przedstawienia koncepcji erotyki w tekście, a nie zasłaniania się Kaczmarskim. Bo, że Kaczmarski potrafił erotykę ubierać w słowa piękne, ale czasami też paskudnie dosadne, w zależności od potrzeby chwili, to ja wiem.

Ale to tylko i wyłącznie moje subiektywne zdanie, oczywiście.

Powodzenia w konkursie.

Dzięki, pozdrawiam. :)

Przecinki, (z)godne podmioty, liczby, osoby i inne poprawione.

Przecinki, (z)godne podmioty, liczby, osoby i inne poprawione.

Godne pochwały; powodzenia, Anonimie. :)

Ładnie oddany klimat arabskiego miasta, ale wiele więcej w tej historii nie dostrzegam. Chyba trochę zbyt dużo informacji pozostało w głowie autora ;P Wszystko wydaje się zawieszone w jakimś niedookreślonym czasie i miejscu, podlane jakąś symboliką, której rozgryźć nie jestem w stanie, bo nie rzucasz mi wiele tropów. Nie wiadomo ani gdzie trafiła bohaterka, ani dlaczego istotnym jest, że po wyjeździe z miasta popłakała się, chociaż nigdy wcześniej tego nie robiła.

No i gdzie tu erotyka? Mam wrażenie, że przejawia się wyłącznie w cytowanym fragmencie wiersza, a to chyba jednak trochę za mało jak na konkurs erotyczny.

Sporo błędów, zwłaszcza przecinkowych.

Ponadto:

La takhafuu hasanan – powiedział wesoło chłopiec, po czym pchnął odrzwia i zniknął za nimi.

“Nie bój się, będzie OK” – znajomość arabskiego okazała się pomocna.

Chłopiec mówi: “Nie bójcie się, dobrze”. Powinno być: “La takhafii, sayakun hasanan” albo “La takhafii, sayakun bikheir” – opcja druga wydaje mi się właściwsza dla kontekstu.

Ładnie i klimatycznie. Kilka potknięć, niepoprawionych lub niewyłapanych po łapance bruce, ale nie raziło nadmiernie. Z tego co ja rozumiem, bohaterce się podobało, a płakała, bo nie udało jej się trafić w to miejsce ponownie, ale może sobie dopowiadam. Fantastyki i erotyki rzeczywiście jest tu dość mało, raczej wszystko pozostaje w sferze domysłów czytelnika… Ale też to nie nasze zmartwienie, a jurorów :) Przeczytałam nawet z przyjemnością:)

Upał, pył i ludzka ciżba

ciżba «wielka liczba stłoczonych ludzi» → PWN

Nie trzeba dodawać, że ludzka ta ciżba.

 

Przystawał, aby upewnić się czy M idzie za nim i znów podbiegał, prowadząc ją nieomylnie do bramy Wielkiego Bazaru.

pod obdrapanym, kamiennym murem

Historia bardzo fajna. Można się wczuć w klimat tego miejsca, a zwłaszcza, gdy piszesz o tych bosych stopach chłopca. Droga kobiety do tajemniczych odrzwi również wypada atrakcyjnie, a później gdzieś mi to umyka. Erotyki nic, a nic. Nie przekonały mnie jeszcze dwa elementy: zwabił ją chłopiec do obcego miejsca, więc wzięła kąpiel i czekała na synów Kalifa. Dlaczego? Brak mi motywu. I ten wspomniany brak płaczu. To informacja od czapy. Chcąc tak zamknąć, można by rozpocząć tekst od informacji, że kobieta jeszcze nigdy nie zapłakała i zrobić klamerkę.

Podobało mi się i to bardzo, ale z małymi zastrzeżeniami.

A skoro to ścieżka krótka, to chyba powinno być oznaczenie “szort”. Tym bardziej, że jest poniżej 10 tysięcy znaków.

Powodzenia w konkursie ;)

M.G.Zanadra, NaNa i gravel(!!!) – dzięki za uwagi, poprawki wrzucone.

Witaj, Kr… kr… krasny autorze!

Wydaje mi się, że obiecujące opowiadanie ucierpiało na krótkości limitu, końcowy płacz bohaterki mógłby zrobić dużo większe wrażenie i mocniej wybrzmieć, gdyby starczyło wcześniej miejsca, aby dać jej solidny rys charakterologiczny. Erotyka jest wysoce subtelna, ale bądź co bądź wystarcza wskazówek, aby odgadnąć, co ukryła przed nami wyrozumiała zasłona nocy.

Zastanawiam się, na ile trafnie dobrany cytat, słowa “Wiem, że mam berło…” w ustach bohaterki wypadają trochę komicznie – z drugiej strony zaznaczyła, że to “wyznanie kalifa”, nie jej własne. Poza tym… “Kochanka trzeba mi takiego jak imperium, co by mnie brał tak, jak ja daję, całą pełnią” nie budzi zastrzeżeń, choć pierwotnie napisane z myślą o Marii Wiernikowskiej, na pewno w końcu nie straciło na wykonawcy.

“Wyznanie” raczej lubię, budzi szacunek choćby ze względu na kunszt rymowania, ale jakościowo spośród erotyków Kaczmarskiego bardziej doceniam na przykład “Ewę” czy “Kosmos i stopę”. A była jeszcze taka rozkoszna dyskusja: https://kaczmarski.art.pl/forum/showthread.php?tid=7480

 

Znalazłoby się parę drobiazgów technicznych, na przykład:

upewnić się czy M idzie za nim

Przecinek przed “czy”.

– Witaj nieznajomo!

– Witaj, nieznajoma!

wywarcia jakiejkolwiek ujmy na twej cnocie.

Ujmę to raczej się czyni niż wywiera.

Hej!

Ciężki, upalny klimat, aż można to poczuć. Mocno obrazowy styl, przyjemnie się czyta. Bohaterka nazwana M – chyba ktoś miał dość wymyślnych imion. XD

Tekst jest delikatny i w sumie to zabawne, bo przeczytałam go po trzecim tekście, o zupełnie innym klimacie. Tylko – gdzie jest erotyka? No nie ma jej wcale jak dla mnie. Jest subtelna scena, w której mamy wiersz i jedno zdanie, z którego możemy się domyślić, co dalej. I to wszystko. Chyba zabrakło znaków przez te wszystkie opisy. Opisy ładne, czytało się bardzo dobrze, ale brak konkursowego wyznacznika trochę osłabia efekt. Poczytać erotykę takim stylem – to byłoby naprawdę świetne! Może pomyślisz o tym, Anonimie? :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Ładne :)

Fajne nawiązanie do Kaczmarskiego, ale to nie wystarczy. Arabskość mnie nie ujęła, bo była zbyt powierzchowna, taka z holu pięciogwiazdkowego hotelu, a erotyka w całości została w piosence, która nie zdołała wybrzmieć w Twojej opowieści.

Jaką moc ma baśń?

W tej zostajemy zabrani od pierwszych słów w świat orientalny, bogaty, zmysłowy.

Podobać się może też oprawa poetycko-muzyczna: Kaczmarski wpleciony w tekst bardzo sprawnie.

Było nieco potknięć słownych czy błędów technicznych (pewnie poprawionych już po mych odwiedzinach), ale nie byłyby dla mnie dużym problemem.

Problemem jest jednak, że baśń, niczym kapryśna kochanka obiecuje więcej niż dotrzymuje.

W tekście nie widzę niestety ani elementów fantastycznych, ani erotycznych.

A szkoda.

Nowa Fantastyka