- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - O mocy baśni

O mocy baśni

Opo­wia­da­nie w ścież­ce “krót­kiej” kon­kur­su “Księ­ga Mi­lio­na i Jed­nej Roz­ko­szy”. Mimo, że krót­kie, sta­ra­łem się na­pi­sać je tak, aby do­brze pa­so­wa­ło do za­pro­jek­to­wa­nej szu­flad­ko­wej struk­tu­ry ca­ło­ści.

Cytat po­cho­dzi z wier­sza J. Kacz­mar­skie­go “Wy­zna­nie Ka­li­fa czyli o mocy baśni”

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy V, Użytkownicy III, Finkla

Oceny

O mocy baśni

Upał, pył i ciżba. Że­bra­cy, wróż­bi­ci z tre­so­wa­ny­mi małp­ka­mi, na­cią­ga­cze z ży­wy­mi wę­ża­mi, wy­łu­dza­ją­cy od tu­ry­stów kasę za moż­li­wość zro­bie­nia sobie eg­zo­tycz­nej fotki. Co to było za mia­sto? Tunis, As­su­an, Ma­ra­kesz? Czy to ma zna­cze­nie? M sie­dzia­ła pod mar­ki­zą ulicz­nej ka­wiar­ni, prze­kli­na­jąc w duchu wła­sną de­cy­zję wy­bo­ru tego miej­sca. W kli­ma­ty­zo­wa­nym wnę­trzu by­ło­by chłod­niej, ale przed chwi­lą roz­wrzesz­cza­na wy­ciecz­ka za­ję­ła wszyst­kie sto­li­ki w środ­ku nie­wiel­kie­go lo­ka­lu. M są­czy­ła więc her­ba­tę mię­to­wą, pró­bu­jąc wto­pić się w at­mos­fe­rę oto­cze­nia. Po­mi­mo łatki tu­ry­stycz­nej mekki to miej­sce miało swój kli­mat, swój praw­dzi­wy eg­zo­tycz­ny urok; było jak szla­chet­na ma­ho­nio­wa deska, za­pać­ka­na sied­mio­ma war­stwa­mi olej­nej farby.

M prze­cią­gnę­ła się i przy­mknę­ła oczy. Dźwię­ki wiel­kie­go placu po­czę­ły wle­wać się w jej świa­do­mość – ter­ko­ta­nie sku­te­rów, plusk fon­tan­ny, le­d­wie sły­szal­ne na­wo­ły­wa­nia prze­kup­niów do­cho­dzą­ce z ba­za­ru znaj­du­ją­ce­go się po prze­ciw­le­głej stro­nie placu. Ktoś de­li­kat­nie do­tknął jej ko­la­na. Wzdry­gnę­ła się, ale był to tylko mały chło­piec, naj­wy­żej pię­cio­let­ni, ubra­ny w śnież­no­bia­łą ga­la­bi­ję i wy­szy­wa­ną ko­lo­ro­wy­mi pa­cior­ka­mi cza­pecz­kę. Przy­glą­dał się jej z za­in­te­re­so­wa­niem. Znów do­tknął jej de­li­kat­nie i ode­zwał się:

– Mis­sus, come! I show you, no sell, no shop!

Ciem­ne, in­te­li­gent­ne oczy dzie­cia­ka przy­glą­da­ły się jej bez cie­nia lęku czy za­że­no­wa­nia, a na twa­rzy igrał fi­lu­ter­ny uśmiech. “Jak Puk” – po­my­śla­ła – “Po­stać z in­ne­go czasu, z innej bajki”. Wsta­ła, a on wy­biegł na ulicę, spod bia­łej szaty bły­snę­ły bose pięty. Po­ru­szał się śmiesz­nie, wy­so­ko wy­rzu­ca­jąc nogi. Przy­sta­wał, aby upew­nić się czy M idzie za nim i znów od­bie­gał, pro­wa­dząc ją nie­omyl­nie do bramy Wiel­kie­go Ba­za­ru.

 

Dusz­ne po­wie­trze po­ru­szył nie­spo­dzie­wa­ny po­wiew. Mar­ki­zy roz­cią­gnię­te nad ulicz­ka­mi za­ło­po­ta­ły, pod­trzy­mu­ją­ce je druty i pro­wi­zo­rycz­ne rusz­to­wa­nia za­ję­cza­ły nie­spo­koj­nie. Chło­piec stał kil­ka­dzie­siąt kro­ków dalej, ma­chał ręką i znów wska­zy­wał jej drogę. Bla­sza­ne lampy z po­sre­brza­nej fi­li­gra­no­wej bla­chy i tanie pla­sti­ko­we klap­ki, pod­rób­ki ry­tu­al­nych szty­le­tów i kunsz­tow­nie wy­szy­wa­ne tka­ni­ny – tan­de­ta i praw­dzi­we dzie­ła sztu­ki. Coś jak jej życie. Przy­spie­szy­ła kroku, bojąc się, że zgubi chłop­ca w tym na­tło­ku za­pa­chów, lśnień i spoj­rzeń. Pod­świa­do­mie od­no­to­wa­ła, że coś jest nie tak. Prze­kup­nie! Wy­da­wa­li się jej nie za­uwa­żać – rzecz tu nie­spo­dzie­wa­na, a jed­nak! Po­krzy­ki­wa­li na in­nych tu­ry­stów, prze­ko­ma­rza­li się, kłó­ci­li za­wzię­cie, zu­peł­nie nie zwra­ca­jąc na nią uwagi. Chło­piec skrę­cił tym­cza­sem w jakiś za­ułek, a M po­dą­ży­ła za nim. Gwar sprze­da­ją­cych i ku­pu­ją­cych nagle ucichł; nie było tu sto­isk, pa­no­wał pół­mrok, pod ob­dra­pa­nym, ka­mien­nym murem stały skrzyn­ki po owo­cach, wa­la­ły się śmie­ci. Ulicz­kę za­my­ka­ła bo­ga­to rzeź­bio­na drew­nia­na furta. Spra­wia­ła wra­że­nie bar­dzo so­lid­nej i bar­dzo sta­rej jed­no­cze­śnie.

– La ta­kha­fii, say­akun bi­khe­ir – po­wie­dział we­so­ło chło­piec, po czym pchnął odrzwia i znik­nął za nimi.

“Nie bój się, bę­dzie OK” – zna­jo­mość arab­skie­go oka­za­ła się po­moc­na. Ale czy się bała? Nie, choć może po­win­na. Za­wa­ha­ła się. I wtedy zza wpół otwar­tej furty wy­chy­li­ła się ma­cha­ją­ca do niej śnia­da rącz­ka, tym mi­mo­wol­nie ko­micz­nym ge­stem za­pra­sza­jąc ją do środ­ka.

 

Zna­la­zła się na ob­szer­nym dzie­dziń­cu, oto­czo­nym ze wszyst­kich stron kruż­gan­ka­mi i urzą­dzo­nym z nie­zwy­kłym sta­ro­świec­kim prze­py­chem. Z mar­mu­ro­wo-krysz­ta­ło­wej fon­tan­ny try­ska­ła woda, a jej kro­ple skrzy­ły się zło­ci­ście. Po­sadz­kę wy­ło­żo­no per­ski­mi dy­wa­na­mi, ze ścian zwie­sza­ły się sute tka­ni­ny ha­fto­wa­ne w mi­tycz­ne zwie­rzę­ta i dzi­wacz­nie po­wy­krę­ca­ne ro­śli­ny. Z roz­sta­wio­nych trój­no­gów spły­wał nie­bie­ski dym o oszo­ła­mia­ją­cej woni ambry i drze­wa san­da­ło­we­go. Chłop­ca ni­g­dzie nie było widać.

– Witaj nie­zna­jo­mo!

Dziew­czy­na wy­szła z cie­nia kruż­gan­ków i przy­glą­da­ła się M tro­chę cie­ka­wie, a tro­chę drwią­co.

– Dla­cze­go tak do mnie mó­wisz?

– Bo pra­gnę­łam cię po­wi­tać i je­steś dla nas nie­zna­jo­ma, czyż nie?

– Nas…? Was?

 Stała prze­krzy­wio­na, jedną rękę wspar­ła na bio­drze. Miała nie­by­wa­le wąską talię. Jej pięk­no było nie­ziem­skie. Orien­tal­ny strój, który zda­wał się być utka­ny z pa­ję­czej przę­dzy prze­ty­ka­nej zło­tem, wię­cej od­kry­wał niż za­kry­wał.

– Och nas, czyli słu­żeb­ni­ce Ka­li­fa.

Dziew­czy­na kla­snę­ła, z za­cie­nio­nych wnęk, spo­mię­dzy wi­szą­cych dra­pe­rii, po­czę­ły uka­zy­wać się ko­lej­ne – rów­nie pięk­ne i ubra­ne z rów­nie wy­kwint­nym wy­uz­da­niem.

– A Kalif, czy przy­pad­kiem…?

Reszt­ki roz­sąd­ku pod­su­nę­ły M obraz groź­ne­go i mści­we­go sa­tra­py.

– Kalif? Och… Kalif po­zwa­la. Roz­gość się – wy­szep­ta­ła ku­szą­cym i słod­kim jak miód gło­sem, wska­zu­jąc na jeden z ni­skich szez­lon­gów, na któ­rym nie­dba­le roz­rzu­co­no kilka po­du­szek.

– Jedz, pij, baw się. A może pra­gnę­ła­byś zażyć ką­pie­li? Jego sy­no­wie wkrót­ce przy­bę­dą.

 

Uczy­ni­ła tak, jak po­wie­dzia­ła dziew­czy­na, a gdy wie­czór ko­lo­ru in­dy­go spły­nął na pa­ła­co­we kruż­gan­ki, przy­by­li sy­no­wie Ka­li­fa i M mu­sia­ła przy­znać, że urodą nie ustę­po­wa­li dziew­czę­tom. Jeden z nich, wy­so­ki i śnia­dy, przy­siadł obok niej. Wpa­try­wał się w nią tro­chę smut­ny­mi, ciem­ny­mi ocza­mi, uważ­nie, lecz nie na­tar­czy­wie. Mil­cze­li długo, aż w końcu ode­zwał się:

– Wy­bacz moją śmia­łość, say­ida­ti. Wiedz, że je­stem jak naj­da­lej od chęci wy­war­cia ja­kiej­kol­wiek ujmy na twej cno­cie.

Po dłuż­szym na­my­śle M od­po­wie­dzia­ła:

– Wiel­ki to za­szczyt dla mnie spo­tkać tak wy­so­ko uro­dzo­ne­go mło­dzień­ca. Ma­nie­ry, mą­drość i uroda synów ka­li­fa są mi do­brze znane. Pe­wien poeta z mo­je­go kraju na­pi­sał przed laty wiersz o ty­tu­le: “Wy­zna­nie Ka­li­fa, czyli o mocy baśni”. Szko­da, że nie po­tra­fię przy­to­czyć utwo­ru w ca­ło­ści, sądzę, że ura­do­wał­by twoje serce. Po­zwól, że za­cy­tu­ję ci krót­ki frag­ment:

 

 Wiem, że mam berło, a Ty masz ko­ro­nę,

 W któ­rej ob­rę­czy za­pło­nę, nie spło­nę.

 Bo choć mnie chło­niesz

 Ja Tobą się sycę.

 

Syn Ka­li­fa uśmiech­nął się do M i podał jej dłoń, którą ujęła. Noc spły­nę­ła na dzie­dzi­niec pa­ła­cu.

 

Gdy wra­ca­ła roz­świe­tlo­ny­mi ostrym bla­skiem ja­rze­nió­wek ulicz­ka­mi Wiel­kie­go Ba­za­ru, po­ko­nu­jąc (tak się jej przy­naj­mniej zda­wa­ło) tę samą drogę, co kilka go­dzin wcze­śniej, prze­kup­nie już jej nie igno­ro­wa­li:

– Come to my bazar, be­au­ti­ful girl! I make you spe­cial price!

– All free for you, lady! Hun­dred per­cent di­sco­unt!

Zwy­cza­jo­we za­czep­ki iry­to­wa­ły ją, ale nie z tych po­wo­dów co zwy­kle, to jest na­chal­no­ści i nie­kry­tej mi­zo­gi­nii. Zdała sobie po pro­stu spra­wę, że wró­ci­ła do rze­czy­wi­sto­ści.

 

M zo­sta­ła w tym mie­ście jesz­cze przez dwa ty­go­dnie i w każde po­po­łu­dnie opusz­cza­ła swój kli­ma­ty­zo­wa­ny, za­to­pio­ny w so­czy­stej zie­le­ni wiel­kich liści ba­na­now­ców, pię­cio­gwiazd­ko­wy hotel. W każde po­po­łu­dnie szła na Wiel­ki Bazar wy­pa­tru­jąc re­zo­lut­ne­go chłop­czy­ka, pró­bu­jąc zna­leźć na wła­sną rękę ów za­cza­ro­wa­ny za­ułek. Bez­sku­tecz­nie. I ostat­nie­go dnia po­by­tu, po ostat­nim po­wro­cie z miej­sca jak za­wsze bez­owoc­nych po­szu­ki­wań, sie­dząc na spa­ko­wa­nej już wa­liz­ce, za­pła­ka­ła. Jej łzy nie były jed­nak gorz­kie, nie bo­la­ły i nie pie­kły. Try­ska­ły jak gór­skie źró­deł­ko, które po wielu la­tach sta­rań zna­la­zło w końcu przej­ście przez bez­li­to­sną skałę. Bo wi­dzi­cie – M nigdy dotąd nie pła­ka­ła.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Za­koń­cze­nie mocno za­ska­ku­ją­ce i po­etyc­kie. Ogól­nie tekst moim zda­niem ma nieco za mało ero­ty­ki (aż sama się zdu­mia­łam, że to piszę… :)) ). 

 

Pod­czas czy­ta­nia po­ja­wi­ły się pewne wąt­pli­wo­ści (do prze­my­śle­nia):

M są­czy­ła więc her­ba­tę mię­to­wą, pró­bu­jąc wto­pić się w at­mos­fe­rę oto­cze­nia. Po­mi­mo łatki tu­ry­stycz­nej mekki to miej­sce miało swój kli­mat, swój praw­dzi­wy eg­zo­tycz­ny urok; było jak szla­chet­na ma­ho­nio­wa deska, za­pać­ka­na sied­mio­ma war­stwa­mi olej­nej farby. Prze­cią­gnę­ła się i przy­mknę­ła oczy. – przed­ostat­nio pod­mio­tem było „to miej­sce”, bę­dą­ce „jak ma­ho­nio­wa deska” i potem brzmi tak, jakby to ona (ta deska) „prze­cią­ga­ła się”.

Wsta­ła, a on na­tych­miast od­da­lił się, spod bia­łej szaty bły­snę­ły bose pięty. Bie­gał śmiesz­nie, wy­so­ko wy­rzu­ca­jąc nogi. Przy­sta­wał, aby upew­nić się (prze­ci­nek?) czy M idzie za nim i znów pod­bie­gał, pro­wa­dząc ją nie­omyl­nie do bramy Wiel­kie­go Ba­za­ru. – zro­zu­mia­łam, że się osta­tecz­nie od­da­lił i go nie ma, a jed­nak nadal jest i ją pro­wa­dzi (?)

Bla­sza­ne lampy z po­sre­brza­nej fi­li­gra­no­wej bla­chy i tanie pla­sti­ko­we klap­ki, pod­rób­ki ry­tu­al­nych szty­le­tów i kunsz­tow­nie wy­szy­wa­ne tka­ni­ny – tan­de­ta i praw­dzi­we dzie­ła sztu­ki. – co się z nimi dzia­ło?/co ro­bi­ły? (brak orze­cze­nia)

Gwar sprze­da­ją­cych i ku­pu­ją­cych nagle ucichł; nie było tu sto­isk, pa­no­wał pół­mrok, pod ob­dra­pa­nym (prze­ci­nek?) ka­mien­nym murem stały skrzyn­ki po owo­cach, wa­la­ły się śmie­ci.

Zna­la­zła się na ob­szer­nym dzie­dziń­cu, oto­czo­nym ze wszyst­kich stron kruż­gan­ka­mi i urzą­dzo­nym z nie­zwy­kłym (prze­ci­nek?) sta­ro­świec­kim prze­py­chem.

Z roz­sta­wio­nych trój­no­gów spły­wał nie­bie­ski dym o oszo­ła­mia­ją­ce woni ambry i drze­wa san­da­ło­we­go. – li­te­rów­ka?

– Witaj nie­zna­jo­mo! – nie ma ta­kiej formy Wo­ła­cza

– Och nas, czyli sługi Ka­li­fa. – czy tu miała być licz­ba po­je­dyn­cza?

Reszt­ka roz­sąd­ku pod­su­nę­ły M obraz groź­ne­go i mści­we­go sa­tra­py. – i tutaj?

Uczy­ni­ła tak, jak po­wie­dzia­ła dziew­czy­na, a gdy wie­czór ko­lo­ru in­dy­go spły­nął (prze­ci­nek tu, jeśli oni przy­by­li na kruż­gan­ki…) na pa­ła­co­we kruż­gan­ki (… albo tu, jeśli wie­czór spły­nął na kruż­gan­ki) przy­by­li sy­no­wie Ka­li­fa i M mu­sia­ła przy­znać, że urodą nie ustę­po­wa­li dziew­czę­tom. Jeden z nich, wy­so­ki i śnia­dy (prze­ci­nek?) przy­siadł obok niej.

– Wy­bacz moją śmia­łość (prze­ci­nek?) say­ida­ti.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie, po­wo­dze­nia. :)

Ładne, miło i sym­pa­tycz­nie się czy­ta­ło, tylko:

Gdzie ta ero­ty­ka?!

Jakby ero­ty­ka, nawet very, very soft była, przy­naj­mniej jakiś “ta­niec go­do­wy”, jakaś gra zmy­słów, mię­dzy bo­ha­te­ra­mi, to te łzy na ko­niec by­ły­by prze­ko­nu­ją­ce. A tak? Wier­szyk i po­da­nie ręki? Chyba, że pod “noc spły­nę­ła na dzie­dzi­niec pa­ła­cu” czy­tel­nik ma się do­my­ślić cze­goś wię­cej. Ale wtedy M mu­sia­ła­by wra­cać do ho­te­lu rano, gdy nie ja­rze­niów­ki, a pierw­sze pro­mie­nie wscho­dzą­ce­go wła­śnie słoń­ca roz­świe­tla­ją ulicz­ki, a prze­kup­nie roz­kła­da­ją­cy swoje kramy za­cze­pia­li ją, nie mogąc zi­gno­ro­wać pierw­sze­go po­ten­cjal­ne­go klien­ta.

Wtedy bym to ku­pi­ła.

https://www.youtube.com/watch?v=nJ17pHHXFN0

Hej 

Ero­ty­ka, ero­ty­ką ale mi uciekł gdzieś finał hi­sto­rii. Jakoś nie zła­pa­łem czemu M nigdy nie pła­ka­ła i czemu aku­rat spo­tka­nie z sy­na­mi Ka­li­fa zro­bi­ło na niej takie wra­że­nie. 

No chyba, że na M takie wra­że­nie zro­bił nie­przy­zwo­ity frag­ment, który jej za­ser­wo­wa­no ;)

 

A może opo­wia­da­nie nie jest w moim kli­ma­cie i nie za­ła­pa­łem o co cho­dzi­ło :) 

 

Pod ocenę po­zo­sta­wiam innym i po­zdra­wiam :) 

Za mało ero­ty­ki… Po­nie­waż po­ja­wi­ło się już sporo in­nych utwo­rów kon­kur­so­wych przej­rza­łem/am i nie jest aż ob­fi­cie pod tym wzglę­dem, ale oczy­wi­ście ro­zu­miem za­strze­że­nie. I ow­szem: Bar­dja­skier oraz In­an­na – tutaj tro­chę trze­ba sobie do­po­wie­dzieć i prze­czy­taj­cie/po­słu­chaj­cie ca­łe­go wier­sza… Am­bush smiley . Bruce – dzię­ku­ję, po­pra­wi­my, po­pra­wi­my co trze­ba.

 

Jim – skąd wy bie­rze­cie te świet­ne ob­raz­ki??? cool

Ano­ni­mie, twór­czość Kacz­mar­skie­go znam, w spe­cy­ficz­nym na­stro­ju słu­cham. Aku­rat ten frag­ment przy­to­czo­ny tutaj, nie zo­sta­wia dużo do in­ter­pre­ta­cji i do­po­wie­dze­nia. Dla mnie to samo, co na­pi­sać wprost.

Pro­blem dla mnie w tym, że to ko­bie­ta przy­ta­cza frag­ment wier­sza, który dużo le­piej by wy­brzmiał, gdyby mówił/szep­tał/re­cy­to­wał go męż­czy­zna do ko­bie­ty. Taka gra ero­tycz­na, uwo­dze­nie. No, a tak ko­bie­ta wy­pa­la z wier­szy­kiem, któ­re­go tekst wy­brzmie­wa w jej ustach dość pre­ten­sjo­nal­nie.

Ale naj­waż­niej­szy za­rzut: czy­ta­jąc opo­wia­da­nie ero­tycz­ne Two­je­go au­tor­stwa, ocze­ku­ję Two­je­go wła­sne­go przed­sta­wie­nia kon­cep­cji ero­ty­ki w tek­ście, a nie za­sła­nia­nia się Kacz­mar­skim. Bo, że Kacz­mar­ski po­tra­fił ero­ty­kę ubie­rać w słowa pięk­ne, ale cza­sa­mi też pa­skud­nie do­sad­ne, w za­leż­no­ści od po­trze­by chwi­li, to ja wiem.

Ale to tylko i wy­łącz­nie moje su­biek­tyw­ne zda­nie, oczy­wi­ście.

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie.

Dzię­ki, po­zdra­wiam. :)

Prze­cin­ki, (z)godne pod­mio­ty, licz­by, osoby i inne po­pra­wio­ne.

Prze­cin­ki, (z)godne pod­mio­ty, licz­by, osoby i inne po­pra­wio­ne.

Godne po­chwa­ły; po­wo­dze­nia, Ano­ni­mie. :)

Ład­nie od­da­ny kli­mat arab­skie­go mia­sta, ale wiele wię­cej w tej hi­sto­rii nie do­strze­gam. Chyba tro­chę zbyt dużo in­for­ma­cji po­zo­sta­ło w gło­wie au­to­ra ;P Wszyst­ko wy­da­je się za­wie­szo­ne w ja­kimś nie­do­okre­ślo­nym cza­sie i miej­scu, pod­la­ne jakąś sym­bo­li­ką, któ­rej roz­gryźć nie je­stem w sta­nie, bo nie rzu­casz mi wiele tro­pów. Nie wia­do­mo ani gdzie tra­fi­ła bo­ha­ter­ka, ani dla­cze­go istot­nym jest, że po wy­jeź­dzie z mia­sta po­pła­ka­ła się, cho­ciaż nigdy wcze­śniej tego nie ro­bi­ła.

No i gdzie tu ero­ty­ka? Mam wra­że­nie, że prze­ja­wia się wy­łącz­nie w cy­to­wa­nym frag­men­cie wier­sza, a to chyba jed­nak tro­chę za mało jak na kon­kurs ero­tycz­ny.

Sporo błę­dów, zwłasz­cza prze­cin­ko­wych.

Po­nad­to:

La ta­kha­fuu ha­sa­nan – po­wie­dział we­so­ło chło­piec, po czym pchnął odrzwia i znik­nął za nimi.

“Nie bój się, bę­dzie OK” – zna­jo­mość arab­skie­go oka­za­ła się po­moc­na.

Chło­piec mówi: “Nie bój­cie się, do­brze”. Po­win­no być: “La ta­kha­fii, say­akun ha­sa­nan” albo “La ta­kha­fii, say­akun bi­khe­ir” – opcja druga wy­da­je mi się wła­ściw­sza dla kon­tek­stu.

Ład­nie i kli­ma­tycz­nie. Kilka po­tknięć, nie­po­pra­wio­nych lub nie­wy­ła­pa­nych po ła­pan­ce bruce, ale nie ra­zi­ło nad­mier­nie. Z tego co ja ro­zu­miem, bo­ha­ter­ce się po­do­ba­ło, a pła­ka­ła, bo nie udało jej się tra­fić w to miej­sce po­now­nie, ale może sobie do­po­wia­dam. Fan­ta­sty­ki i ero­ty­ki rze­czy­wi­ście jest tu dość mało, ra­czej wszyst­ko po­zo­sta­je w sfe­rze do­my­słów czy­tel­ni­ka… Ale też to nie nasze zmar­twie­nie, a ju­ro­rów :) Prze­czy­ta­łam nawet z przy­jem­no­ścią:)

Upał, pył i ludz­ka ciżba

ciżba «wiel­ka licz­ba stło­czo­nych ludzi» → PWN

Nie trze­ba do­da­wać, że ludz­ka ta ciżba.

 

Przy­sta­wał, aby upew­nić się czy M idzie za nim i znów pod­bie­gał, pro­wa­dząc ją nie­omyl­nie do bramy Wiel­kie­go Ba­za­ru.

pod obdra­pa­nym, ka­mien­nym murem

Hi­sto­ria bar­dzo fajna. Można się wczuć w kli­mat tego miej­sca, a zwłasz­cza, gdy pi­szesz o tych bo­sych sto­pach chłop­ca. Droga ko­bie­ty do ta­jem­ni­czych odrzwi rów­nież wy­pa­da atrak­cyj­nie, a póź­niej gdzieś mi to umyka. Ero­ty­ki nic, a nic. Nie prze­ko­na­ły mnie jesz­cze dwa ele­men­ty: zwa­bił ją chło­piec do ob­ce­go miej­sca, więc wzię­ła ką­piel i cze­ka­ła na synów Ka­li­fa. Dla­cze­go? Brak mi mo­ty­wu. I ten wspo­mnia­ny brak pła­czu. To in­for­ma­cja od czapy. Chcąc tak za­mknąć, można by roz­po­cząć tekst od in­for­ma­cji, że ko­bie­ta jesz­cze nigdy nie za­pła­ka­ła i zro­bić kla­mer­kę.

Po­do­ba­ło mi się i to bar­dzo, ale z ma­ły­mi za­strze­że­nia­mi.

A skoro to ścież­ka krót­ka, to chyba po­win­no być ozna­cze­nie “szort”. Tym bar­dziej, że jest po­ni­żej 10 ty­się­cy zna­ków.

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie ;)

M.G.Zanadra, NaNa i gra­vel(!!!) – dzię­ki za uwagi, po­praw­ki wrzu­co­ne.

Witaj, Kr… kr… kra­sny au­to­rze!

Wy­da­je mi się, że obie­cu­ją­ce opo­wia­da­nie ucier­pia­ło na krót­ko­ści li­mi­tu, koń­co­wy płacz bo­ha­ter­ki mógł­by zro­bić dużo więk­sze wra­że­nie i moc­niej wy­brzmieć, gdyby star­czy­ło wcze­śniej miej­sca, aby dać jej so­lid­ny rys cha­rak­te­ro­lo­gicz­ny. Ero­ty­ka jest wy­so­ce sub­tel­na, ale bądź co bądź wy­star­cza wska­zó­wek, aby od­gad­nąć, co ukry­ła przed nami wy­ro­zu­mia­ła za­sło­na nocy.

Za­sta­na­wiam się, na ile traf­nie do­bra­ny cytat, słowa “Wiem, że mam berło…” w ustach bo­ha­ter­ki wy­pa­da­ją tro­chę ko­micz­nie – z dru­giej stro­ny za­zna­czy­ła, że to “wy­zna­nie ka­li­fa”, nie jej wła­sne. Poza tym… “Ko­chan­ka trze­ba mi ta­kie­go jak im­pe­rium, co by mnie brał tak, jak ja daję, całą peł­nią” nie budzi za­strze­żeń, choć pier­wot­nie na­pi­sa­ne z myślą o Marii Wier­ni­kow­skiej, na pewno w końcu nie stra­ci­ło na wy­ko­naw­cy.

“Wy­zna­nie” ra­czej lubię, budzi sza­cu­nek choć­by ze wzglę­du na kunszt ry­mo­wa­nia, ale ja­ko­ścio­wo spo­śród ero­ty­ków Kacz­mar­skie­go bar­dziej do­ce­niam na przy­kład “Ewę” czy “Ko­smos i stopę”. A była jesz­cze taka roz­kosz­na dys­ku­sja: https://kaczmarski.art.pl/forum/showthread.php?tid=7480

 

Zna­la­zło­by się parę dro­bia­zgów tech­nicz­nych, na przy­kład:

upew­nić się czy M idzie za nim

Prze­ci­nek przed “czy”.

– Witaj nie­zna­jo­mo!

– Witaj, nie­zna­jo­ma!

wy­war­cia ja­kiej­kol­wiek ujmy na twej cno­cie.

Ujmę to ra­czej się czyni niż wy­wie­ra.

Hej!

Cięż­ki, upal­ny kli­mat, aż można to po­czuć. Mocno ob­ra­zo­wy styl, przy­jem­nie się czyta. Bo­ha­ter­ka na­zwa­na M – chyba ktoś miał dość wy­myśl­nych imion. XD

Tekst jest de­li­kat­ny i w sumie to za­baw­ne, bo prze­czy­ta­łam go po trze­cim tek­ście, o zu­peł­nie innym kli­ma­cie. Tylko – gdzie jest ero­ty­ka? No nie ma jej wcale jak dla mnie. Jest sub­tel­na scena, w któ­rej mamy wiersz i jedno zda­nie, z któ­re­go mo­że­my się do­my­ślić, co dalej. I to wszyst­ko. Chyba za­bra­kło zna­ków przez te wszyst­kie opisy. Opisy ładne, czy­ta­ło się bar­dzo do­brze, ale brak kon­kur­so­we­go wy­znacz­ni­ka tro­chę osła­bia efekt. Po­czy­tać ero­ty­kę takim sty­lem – to by­ło­by na­praw­dę świet­ne! Może po­my­ślisz o tym, Ano­ni­mie? :)

 

Po­zdra­wiam,

Anan­ke

Ładne :)

Fajne na­wią­za­nie do Kacz­mar­skie­go, ale to nie wy­star­czy. Arab­skość mnie nie ujęła, bo była zbyt po­wierz­chow­na, taka z holu pię­cio­gwiazd­ko­we­go ho­te­lu, a ero­ty­ka w ca­ło­ści zo­sta­ła w pio­sen­ce, która nie zdo­ła­ła wy­brzmieć w Two­jej opo­wie­ści.

Jaką moc ma baśń?

W tej zo­sta­je­my za­bra­ni od pierw­szych słów w świat orien­tal­ny, bo­ga­ty, zmy­sło­wy.

Po­do­bać się może też opra­wa po­etyc­ko-mu­zycz­na: Kacz­mar­ski wple­cio­ny w tekst bar­dzo spraw­nie.

Było nieco po­tknięć słow­nych czy błę­dów tech­nicz­nych (pew­nie po­pra­wio­nych już po mych od­wie­dzi­nach), ale nie by­ły­by dla mnie dużym pro­ble­mem.

Pro­ble­mem jest jed­nak, że baśń, ni­czym ka­pry­śna ko­chan­ka obie­cu­je wię­cej niż do­trzy­mu­je.

W tek­ście nie widzę nie­ste­ty ani ele­men­tów fan­ta­stycz­nych, ani ero­tycz­nych.

A szko­da.

Zga­dzam się z przed­pi­ś­ca­mi, że mało tu ero­ty­ki. Fan­ta­sty­ki o kro­plę wię­cej, więc niech bę­dzie.

Ładny kli­mat, ale tro­chę się dzi­wię bo­ha­ter­ce.

Zwy­kle nie czy­tam ano­ni­mów. Tu przy­cią­gnął mnie tytuł. Sub­tel­ne, de­li­kat­ne, na­stro­jo­we, ładne. Po­wo­dze­nia Ano­ni­mie. :)

Nowa Fantastyka