- Opowiadanie: cezary_cezary - Zaserwujemy ich panu wyjątkowo

Zaserwujemy ich panu wyjątkowo

To już mój drugi tekst w prze­cią­gu dwóch dni. Tym razem coś spon­ta­nicz­ne­go, na­pi­sa­ne­go w go­dzi­nę pod wpły­wem kon­cep­cji, która mi się po­ja­wi­ła w dro­dze do pracy. Tytuł shor­ta i pe­wien ogól­ny zarys kon­cep­cji za­in­spi­ro­wa­ny jest opo­wia­da­niem Neila Ga­ima­na – "Za­ła­twi­my ich panu hur­to­wo".

 

Sta­ra­łem się żeby nie było li­te­ró­wek i in­nych błę­dów, ale je­stem jesz­cze nowy w te kloc­ki, więc uprzej­mie pro­szę o wy­ro­zu­mia­łość :) W tek­ście znaj­du­ją się śla­do­we ilo­ści wul­ga­ry­zmów, na co uczu­lam.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zaserwujemy ich panu wyjątkowo

Wy­sia­dłem z sa­mo­cho­du i nie­spiesz­nym kro­kiem ru­szy­łem w kie­run­ku dzi­siej­sze­go celu.

 

Re­stau­ra­cja „Praw­dzi­wa”. Istny ga­stro­no­micz­ny hit w na­szym mie­ście. Zresz­tą, jaki tam hit? Wręcz pier­do­lo­ny fe­no­men. Swoją dzia­łal­ność roz­po­czę­ła około roku temu i prak­tycz­nie z miej­sca pod­bi­ła całą ku­li­nar­ną scenę Sto­li­cy. Miej­sce było nie tylko modne w sen­sie, że wy­pa­da­ło tam bywać. Przede wszyst­kim klu­czem do jego suk­ce­su oka­za­ły się wy­jąt­ko­we, wręcz nie­zwy­kłe dania – wspa­nia­le po­da­ne, pysz­ne oraz in­try­gu­ją­co na­zwa­ne.

 

W ubie­głym ty­go­dniu mo­je­mu zle­ce­nio­daw­cy za­ser­wo­wa­no owo­co­wą zupę krem z babci oraz steki sio­strza­ne. Dania były nie­zrów­na­ne wręcz w smaku, o pre­zen­ta­cji sta­no­wią­cej szczy­to­wy efekt szla­chet­nej sztu­ki ku­li­nar­nej. Dba­łość o de­ta­le, ide­al­na wręcz kom­po­zy­cja. Tak wy­glą­dał wła­śnie prze­pis na udaną ucztę. I pew­nie na do­zna­niach sma­ko­wych i es­te­tycz­nych cały temat by się za­koń­czył, gdyby nie jeden, drob­ny szcze­gół. Na­stęp­ne­go dnia oka­za­ło się bo­wiem, że za­rów­no bab­cia jak i sio­stra zle­ce­nio­daw­cy zwy­czaj­nie znik­nę­ły. Bez żad­ne­go ostrze­że­nia, bez po­wo­du.

 

Oczy­wi­ście, przy­pad­ki się zda­rza­ją, nawet te przy­kre, czy wręcz ma­ka­brycz­ne. Jed­nak w ostat­nim cza­sie po­dob­ne znik­nię­cia po­wtó­rzy­ły się kil­ku­krot­nie, a je­dy­nym wspól­nym mia­now­ni­kiem była wła­śnie „Praw­dzi­wa”.

 

***

Otwo­rzy­łem drzwi do re­stau­ra­cji i prze­kro­czy­łem próg. Przy samym wej­ściu stała, wy­jąt­ko­wej urody, uśmiech­nię­ta kel­ner­ka. Miała śnia­dą cerę, ide­al­ne wręcz kształ­ty i dłu­gie, pięk­ne blond włosy. Dziew­czy­na z ga­tun­ku za­pa­da­ją­cych w pa­mięć na długo. Kel­ner­ka przy­wi­ta­ła mnie uprzej­mie i za­py­ta­ła o numer re­zer­wa­cji. Po­wie­dzia­łem, a ona ski­nę­ła głową i po­pro­wa­dzi­ła na miej­sce. Wcho­dzi­li­śmy scho­da­mi na górną salę, dziew­czy­na szła przo­dem. To był na­praw­dę przy­jem­ny widok. Skar­ci­łem się w my­ślach, byłem tam służ­bo­wo.

 

Już na miej­scu wska­za­ła ge­stem sto­lik. Po­zo­sta­wi­ła fla­ma­ster, menu i, upew­niw­szy się, że na „roz­ruch” wy­star­czy kla­sycz­na kom­po­zy­cja przy­sta­wek ser­wo­wa­nych przez szefa kuch­ni, od­da­li­ła się spo­koj­nie. Zdaje się też, że po­sła­ła w moim kie­run­ku fi­glar­ny uśmiech. Może jed­nak wpa­dłem jej w oko? Ro­bo­ta, ro­bo­tą, ale będę mu­siał zdo­być jej numer te­le­fo­nu.

 

Wzią­łem menu. Było miłe w do­ty­ku, opra­wio­ne w skórę, prze­szy­wa­ne złotą nicią i ozdo­bio­ne ry­sun­ka­mi, zdaje się sta­ro­sło­wiań­skie­go po­cho­dze­nia. Otwo­rzy­łem je i lekko unio­słem brew ze zdzi­wie­nia. W środ­ku było zu­peł­nie puste. Lekka wtopa dla re­stau­ra­cji o tej re­no­mie.

 

Po chwi­li kel­ner­ka wró­ci­ła, nio­sąc przy­dzia­ło­we przy­staw­ki. Wska­za­łem menu i za­py­ta­łem, czy przy­pad­kiem nie za­szła jakaś po­mył­ka? Dziew­czy­na w od­po­wie­dzi uśmiech­nę­ła się i po­krę­ci­ła prze­czą­co głową. Na­stęp­nie uświa­do­mi­ła mnie, że zo­sta­wi­ła fla­ma­ster w okre­ślo­nym celu. A było nim wła­sno­ręcz­ne wpi­sa­nie do menu mo­je­go naj­więk­sze­go ży­cze­nia. Za­py­ta­łem ją, jaki to wła­ści­wie ma zwią­zek z moją wi­zy­tą w re­stau­ra­cji? Kel­ner­ka wy­ja­śni­ła, że treść, którą wpi­szę w pu­stym miej­scu bę­dzie dla szefa kuch­ni wy­star­cza­ją­cą wska­zów­ką, co ma dzi­siaj za­ser­wo­wać. Żebym jej za­ufał, że będę za­do­wo­lo­ny.

 

Po­my­śla­łem w duchu, że to na­praw­dę fajne roz­wią­za­nie, nad wyraz po­my­sło­we i do tego świe­że.

 

Się­gną­łem po fla­ma­ster i za­czą­łem go­rącz­ko­wo wy­peł­niać pustą prze­strzeń menu. Za­pi­sa­łem prak­tycz­nie całą stro­nę, uśmiech­ną­łem się do sie­bie, po czym po­spiesz­nie odło­ży­łem swoje wy­po­ci­ny. W tym mo­men­cie ude­rzy­ła mnie fala eks­cy­ta­cji. Po niej po­ja­wi­ła się ko­lej­na, tym razem wy­czer­pa­nia. W mię­dzy­cza­sie przy­szła kel­ner­ka. Bez słowa za­bra­ła menu i od­da­li­ła się. Przez dłuż­szą chwi­lę do­cho­dzi­łem do sie­bie. Co tu się wła­ści­wie wy­da­rzy­ło? Co ja wła­ści­wie wpi­sa­łem? Za Chiny lu­do­we nie mo­głem sobie przy­po­mnieć.

 

Chcia­łem krzyk­nąć, po­biec do kel­ner­ki i za­trzy­mać ją. Z ja­kie­goś po­wo­du nie byłem w sta­nie zro­bić żad­nej z tych rze­czy. Byłem tak bar­dzo zmę­czo­ny. Czy może bar­dziej znie­chę­co­ny? Trud­no po­wie­dzieć.

 

Ko­la­cję przy­niósł mi wy­so­ki, po­waż­nie wy­glą­da­ją­cy kel­ner o od­py­cha­ją­cej es­te­ty­ce. Od­no­szę wra­że­nie, że to wbrew za­sa­dom, żeby zmie­nio­no mi ob­słu­gę w trak­cie wi­zy­ty w re­stau­ra­cji. Za­py­ta­łem o to męż­czy­znę. Ten uśmiech­nął się i wy­ja­śnił, że prze­cież sam tego za­żą­da­łem. Po­dob­no bar­dzo wy­raź­nie. Nie przy­po­mi­na­łem sobie tego faktu, ale nie będę się prze­cież kłó­cił. Osta­tecz­nie moja wi­zy­ta w „Praw­dzi­wej” nie ma cha­rak­te­ru pry­wat­ne­go ani też to­wa­rzy­skie­go, a co za tym idzie nie po­wi­nie­nem zwra­cać na sie­bie zbęd­nej uwagi.

 

Moje danie kel­ner przed­sta­wił jako fa­sze­ro­wa­ne udka blon­dyn­ki. Było ono wprost nie­sa­mo­wi­te. Jed­no­cze­śnie de­li­kat­ne, ale i wy­ra­zi­ste. Tra­dy­cyj­ne w pre­zen­ta­cji i awan­gar­do­we w smaku. Bo­ga­te aro­ma­ty uno­szą­ce się z dania do­dat­ko­wo po­tę­go­wa­ły głę­bię do­znań ku­li­nar­nych. Moje kubki sma­ko­we eks­plo­do­wa­ły z roz­ko­szy.

 

Z ja­kie­goś po­wo­du wy­jąt­ko­wa uczta przy­po­mnia­ła mi o tej słod­kiej kel­ner­ce, która przy­ję­ła za­mó­wie­nie. Roz­ma­rzy­łem się. Dziew­czy­na też była wy­jąt­ko­wa. Taka do schru­pa­nia.

 

W roz­sąd­nym cza­sie od za­koń­cze­nia uczty za moimi ple­ca­mi po­ja­wił się kel­ner. Za­py­tał, czy życzę sobie jakiś deser. Po­dob­no dzi­siaj re­stau­ra­cja ob­cho­dzi okrą­głą rocz­ni­cę dzia­łal­no­ści i szef kuch­ni pra­gnie za­ser­wo­wać coś wy­jąt­ko­we­go. W wy­ra­zie twa­rzy kel­ne­ra do­strze­głem nie­skry­wa­ną eks­cy­ta­cję. Mówił szyb­ko, jakby był pod wpły­wem nar­ko­ty­ków. Może am­fe­ta­mi­ny? Było to dość nie­pro­fe­sjo­nal­ne i kon­tra­sto­wa­ło wy­raź­nie z moimi do­tych­cza­so­wy­mi wra­że­nia­mi z lo­ka­lu, ale po­now­nie nic nie po­wie­dzia­łem.

 

Za­py­ta­łem męż­czy­znę, czy może mi coś po­le­cić. Z jesz­cze więk­szą eks­cy­ta­cją w gło­sie za­pro­po­no­wał mi rocz­ni­co­wy spe­cjał. Podał także jego nazwę, ale mówił bar­dzo szyb­ko, więc chyba nie cał­kiem go zro­zu­mia­łem. Bo prze­cież „pa­lo­na sto­li­ca pod tru­skaw­ko­wą pie­rzy­ną” to nie mogła być nazwa de­se­ru, praw­da? Nie chcia­łem wyjść na gbura, czy też osobę ogól­nie nie­oby­tą, więc ski­ną­łem tylko głową i po­twier­dzi­łem, że to bę­dzie do­sko­na­ły wybór. Kel­ner roz­pro­mie­nił się i po­biegł w stro­nę kuch­ni.

 

***

Do­tych­cza­so­wą ciszę za­bu­rzył sy­gnał alar­mu bom­bo­we­go. Pod­sze­dłem do okna, było uchy­lo­ne. W po­wie­trzu uno­sił się dziw­ny za­pach. Zdaje się, że… tru­skaw­ko­wy? Chcia­łem za­wo­łać kel­ne­ra, ale w po­ło­wie słowa prze­rwa­ła mi gwał­tow­na eks­plo­zja. Na Sto­li­cę spadł na­palm, wszyst­ko sta­nę­ło w pło­mie­niach.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Kilka li­te­ró­wek fak­tycz­nie było, mi­gnę­ły mi też po­wtó­rze­nia (zwłasz­cza “mi” :) ), a Chiny Lu­do­we za­pi­sa­ła­bym wiel­ki­mi li­te­ra­mi. :)

Nie­mniej opo­wia­da­nie po­wa­la hu­mo­rem i cię­tym ję­zy­kiem, za­chwy­ca po­my­sło­wo­ścią oraz do­bo­rem i świet­nie prze­my­śla­nym ukła­dem scen. :)

Je­stem prze­cie­ka­wa, co by było, gdyby nar­ra­tor za­ży­czył sobie Stek Z Ku­cha­rza. ;) 

Po­zdra­wiam i kli­kam, dzię­ki za taką ucztę oraz za ozna­cze­nie wul­ga­ry­zmów. :)

Pe­cu­nia non olet

Opo­wia­da­nie wcią­ga­ją­ce i za­baw­ne. Za­bra­kło mi tylko pew­ne­go wpro­wa­dze­nia, dla­cze­go tak wła­ści­wie de­tek­tyw udał się do “Praw­dzi­wej”. Zle­ce­nie klien­ta czy nad­miar wol­ne­go czasu i za­wo­do­wa cie­ka­wość?

Witam.

Ma­ka­brycz­ny humor, mam mie­sza­ne uczu­cia po prze­czy­ta­niu szor­ta. Szyb­ko na­pi­sa­ne opo­wia­da­nie, błę­dów za to mało, tylko po­gra­tu­lo­wać. Pod­su­mo­wu­jąc – taka praca de­tek­ty­wa.

Po­zdra­wiam.

au­da­ces for­tu­na iuvat

To już mój drugi tekst w prze­cią­gu dwóch dni. Tym razem coś spon­ta­nicz­ne­go, na­pi­sa­ne­go w go­dzi­nę…

I to nie­ste­ty widać.

Szort, jak mnie­mam, w za­ło­że­niu miał być za­baw­ny, ale widać moje po­czu­cie hu­mo­ru się nie spi­sa­ło, bo nic mnie tu nie roz­ba­wi­ło, a bo­ha­ter, jak na de­tek­ty­wa, zdał mi się wy­jąt­ko­wo nie­roz­gar­nię­ty.

Ce­za­ry­_ce­za­ry, na przy­szłość su­ge­ru­ję, abyś za­miast iść na ilość, po­sta­wił ra­czej na ja­kość i po­świę­cił tek­stom znacz­nie wię­cej niż tylko go­dzi­nę na na­pi­sa­nie. Po­sta­raj się nie tylko pisać, ale zrób wszyst­ko, aby Twoje dzie­ło pre­zen­to­wa­ło się po­rząd­nie, aby, nie tak jak w tym przy­pad­ku, po­zo­sta­wia­ło tak wiele do ży­cze­nia.

 

Za­ser­wu­je­my ich Panu wy­jąt­ko­woZa­ser­wu­je­my ich panu wy­jąt­ko­wo

Za­im­ki pi­sze­my wiel­ką li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie.

 

w nie­zbyt pre­sti­żo­wej czę­ści Sto­li­cy. → Dla­cze­go wiel­ka li­te­ra?

 

Stwier­dze­nie, że miesz­ka­nie za­ra­sta bru­dem bę­dzie może nad wyraz… → Stwier­dze­nie, że miesz­ka­nie za­ra­sta bru­dem bę­dzie może prze­sa­dą/ prze­gię­ciem

Sprawdź zna­cze­nie wy­ra­że­nia nad wyraz.

 

za­ser­wo­wa­no tam Owo­co­wą Zupę Krem „Z” Babci oraz Steki Sio­strza­ne.  → Czemu służą wiel­kie li­te­ry i cu­dzy­słów? Nazw po­traw nie pi­sze­my wiel­ki­mi li­te­ra­mi.

 

Po­da­łem jej go, a ona w od­po­wie­dzi ski­nę­ła głową i po­pro­si­ła mnie, żebym za nią po­dą­żył. → Czy wszyst­kie za­im­ki są ko­niecz­ne?

Pro­po­nu­ję: Po­wie­dzia­łem, a ona ski­nę­ła głową i po­pro­wa­dzi­ła na miej­sce.

 

Już na miej­scu kel­ner­ka wska­za­ła mi ge­stem mój sto­lik. → Zbęd­ne za­im­ki.

 

Wzią­łem do rąk menu. → Czy ist­nia­ła moż­li­wość, aby wziął menu ina­czej, nie rę­ka­mi?

Może wy­star­czy: Wzią­łem menu.

 

Wska­za­łem na menu i za­py­ta­łem … → Wska­zu­je­my coś, nie na coś. Zbęd­ny za­imek.

Wy­star­czy: Wska­za­łem menu i za­py­ta­łem

 

A było nim wła­sno­ręcz­ne wy­peł­nie­nie menu o moje naj­więk­sze ży­cze­nie. → Oba­wiam się, że ni­cze­go nie można wy­peł­nić o coś.

Pro­po­nu­ję: A było nim wła­sno­ręcz­ne wpi­sa­nie do menu mo­je­go naj­więk­sze­go ży­cze­nia.

 

Po­my­śla­łem w duchu, ze to… → Li­te­rów­ka.

 

Za chiny lu­do­we nie mo­głem sobie przy­po­mnieć.Za Chiny lu­do­we nie mo­głem sobie przy­po­mnieć.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Za-Chiny;21720.html

 

Cięż­ko po­wie­dzieć.Trud­no po­wie­dzieć.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

po­waż­nie wy­glą­da­ją­cy kel­ner o dys­ku­syj­nej es­te­ty­ce. → Na czym po­le­ga dys­ku­syj­ność es­te­ty­ki kel­ne­ra?

 

Moje danie kel­ner przed­sta­wił jako Fa­sze­ro­wa­ne Udka Blon­dyn­ki. → Dla­cze­go wiel­kie li­te­ry?

 

pra­gnie za­ser­wo­wać cos wy­jąt­ko­we­go. → Li­te­rów­ka.

 

za­pro­po­no­wał mi rocz­ni­co­wy spe­cjał. Podał nazwę owego spe­cja­łu… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za kon­struk­tyw­ną kry­ty­kę, po week­en­dzie po­pra­cu­ję nad shor­tem i po­pra­wię wszyst­kie błędy sty­li­stycz­ne i ję­zy­ko­we. 

 

@re­gu­la­to­rzy – W kwe­stii nie­tra­fio­ne­go hu­mo­ru nie­ste­ty już nic nie po­ra­dzę. Na swoją obro­nę na­pi­szę tylko, że za­ło­że­niem miała być lekka forma, a nie ko­me­dia :)

 

Zga­dzam się też, że ja­kość jest waż­niej­sza niż ilość, ale za­chę­co­ny nie­naj­gor­szym od­bio­rem pierw­sze­go tek­stu po­czu­łem nagły przy­pływ po­trze­by po­dzie­le­nia się także now­szym po­my­słem. Ot błąd no­wi­cju­sza, za który ser­decz­nie prze­pra­szam.

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Bar­dzo pro­szę, Ce­za­ry­_ce­za­ry. Cie­szę się, że no­sisz się z za­mia­rem do­ko­na­nia po­pra­wek. ;)

 

…za­ło­że­niem miała być lekka forma, a nie ko­me­dia :)

Toteż nie ocze­ki­wa­łam ko­me­dii, a tylko za­baw­nej hi­sto­ryj­ki. ;)

 

Zga­dzam się też, że ja­kość jest waż­niej­sza niż ilość, ale za­chę­co­ny nie­naj­gor­szym od­bio­rem pierw­sze­go tek­stu po­czu­łem nagły przy­pływ po­trze­by po­dzie­le­nia się także now­szym po­my­słem.

Ro­zu­miem Twój en­tu­zjazm po nie­źle przy­ję­tym pierw­szym opo­wia­da­niu, ale cie­szę się, że zda­jesz sobie spra­wę, iż po­śpiech nie jest do­brym do­rad­cą.

I na­praw­dę nie masz za co prze­pra­szać. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Wstęp ra­czej nie­po­trzeb­ny, De­tek­tyw jako po­stać ra­czej nas nie in­te­re­su­je, taki kli­szo­wy, no­iro­wy. Wszyst­kim jest po­mysł na dia­bel­ski re­stau­ra­cję, me­nu-cy­ro­graf. Po­do­bał mi się po­mysł, by cała wi­zy­ta była prze­ży­ciem nieco sen­nym, od­re­al­nio­nym, co nieco uspra­wie­dli­wia brak łą­cze­nia ewi­dent­ny tro­pow przez de­tek­ty­wa. Po­mysł ok, styl mi nie pod­szedł. Humor pro­sty.

Cześć, Ce­za­ry!

Mam mie­sza­ne od­czu­cia co do tego szor­ta, naj­pierw na­pi­szę co mi się po­do­ba­ło:

Humor był pro­sty, ale wy­da­je mi się, że cał­kiem nie­źle pa­so­wał do tego opo­wia­da­nia. Uwie­rzy­łem w po­stać de­tek­ty­wa, a sama idea z taką “dia­bel­ską” re­stau­ra­cją cał­kiem świe­ża, choć mi oso­bi­ście przy­wo­ły­wa­ła na myśl film “Menu” z Ralph’em Fien­ne­sem. 

 

Teraz trze­ba tro­chę po­na­rze­kać :(

 

Uwa­żam, że wul­ga­ry­zmów było odro­bi­nę za dużo, nie słu­ży­ły ni­cze­mu. To zna­czy… Od­nio­słem takie wra­że­nie, bo jest ich dużo na po­cząt­ku, a na końcu wcale, chyba, że mi umknę­ły (a jeśli umknę­ły to zna­czy, że tu za­sto­so­wa­łeś je w po­rząd­ku). 

Myślę, że nie­po­trzeb­nie od­dzie­la­łeś tekst ty­lo­ma prze­rwa­mi (”***”), bo można było na­pi­sać to cią­giem, z dwoma czy trze­ma wy­dzie­lo­ny­mi ak­ta­mi. 

Od razu zdra­dzasz (może nie bez­po­śred­nio, ale czy­tel­ni­cy swój rozum mają :p) co jest nie tak z re­stau­ra­cją, a szko­da, bo su­spens i ta­jem­ni­ca są moim zda­niem nie­zwy­kle ważne w li­te­ra­tu­rze, a szcze­gól­nie w opo­wia­da­niu kry­mi­nal­nym :d

De­tek­tyw mówi, że ledwo star­cza mu na je­dze­nie, więc jak zdo­był re­zer­wa­cję w tak za­cnej re­stau­ra­cji? 

 

Warsz­ta­to­wo w po­rząd­ku, nic mi nie wa­dzi­ło. 

 

W skró­cie – jak na tekst na­pi­sa­ny w go­dzi­nę, bar­dzo do­brze. Ale kon­ku­ren­cje sta­no­wią tu utwo­ry pi­sa­ne cza­sa­mi przez dwa ty­go­dnie, a re­da­go­wa­ne dru­gie tyle. Dla­te­go tylko ok. 

 

Po­zdra­wiam, po­wo­dze­nia! :D

Jeśli Bóg z nami - któż prze­ciw­ko nam?

Nie­któ­re opisy wy­szły moim zda­niem zbyt barw­nie, czyli są prze­ja­skra­wio­ne. Na­to­miast sama idea bar­dzo fajna. Na­nieś pro­szę po­praw­ki wy­ła­pa­ne przed przed­pi­ś­ców, to chęt­nie klik­nę do bi­blio.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

A, no i jesz­cze na co dzień zaj­mu­ję się głów­nie szu­ka­niem do­wo­dów na zdra­dy mał­żeń­skie i za­gi­nio­nych kot­ków.

Coś mi się tu nie po­do­ba to zda­nie, zmie­nił­bym szyk na → szu­ka­niem za­gi­nio­nych kot­ków i do­wo­dów na zdra­dy mał­żeń­skie.

 

Wy­sia­dłem z sa­mo­cho­du i nie­spiesz­nym kro­kiem ru­szy­łem w kie­run­ku mo­je­go dzi­siej­sze­go celu.

Za­im­ki do wy­wa­le­nia, masz ich za­trzę­sie­nie w tek­ście. Nie mu­sisz stale przy­po­mi­nać, że to co się dzie­je, dzie­je się jemu, skoro masz tutaj nar­ra­to­ra pierw­szo­oso­bo­we­go, który sku­pia się na opo­wie­dze­niu hi­sto­rii o sobie.

 

Miej­sce było nie tylko modne, w sen­sie, że wy­pa­da­ło tam bywać.

Tan pierw­szy prze­ci­nek jest chyba nie­po­trzeb­ny.

 

W ubie­głym ty­go­dniu mo­je­mu zle­ce­nio­daw­cy za­ser­wo­wa­no tam Owo­co­wą Zupę Krem „Z” Babci oraz Steki Sio­strza­ne.

Tutaj też do wy­wa­le­nia, bo czy­tel­nik do­my­śli się, że cho­dzi o tę re­stau­ra­cję.

 

Już na miej­scu kel­ner­ka wska­za­ła mi ge­stem mój sto­lik. Po­zo­sta­wi­ła mi fla­ma­ster, menu i, upew­niw­szy się, że na „roz­ruch” wy­star­czy mi kla­sycz­na kom­po­zy­cja przy­sta­wek ser­wo­wa­nych przez szefa kuch­ni, od­da­li­ła się spo­koj­nie. Wy­da­je mi się też, że po­sła­ła mi fi­glar­ny uśmiech.

Spójrz ile masz tutaj “mi”, jest tego o wiele za dużo. Do­dat­ko­wo do­okre­śle­nie kel­ner­ki jest nie­po­trzeb­ne i “mój” do usu­nię­cia.

 

Na­stęp­nie uświa­do­mi­ła mnie, że zo­sta­wi­ła mi fla­ma­ster w okre­ślo­nym celu. A było nim wła­sno­ręcz­ne wy­peł­nie­nie menu o moje naj­więk­sze ży­cze­nie. Za­py­ta­łem ją, jaki to wła­ści­wie ma zwią­zek z moją wi­zy­tą w re­stau­ra­cji? Kel­ner­ka wy­ja­śni­ła mi, że treść, którą wpi­szę w pu­stym miej­scu bę­dzie dla szefa kuch­ni wy­star­cza­ją­cą wska­zów­ką, co ma mi dzi­siaj za­ser­wo­wać.

Tutaj znów na­tę­że­nie “mi”. Wy­peł­nie­nie menu o moje naj­więk­sze ży­cze­nie – to nie ma sensu. Uzu­peł­nie­nie może by­ło­by spoko, albo wy­peł­nie­nie menu moimi naj­więk­szy­mi ży­cze­nia­mi.

 

Po­my­śla­łem w duchu, ze to na­praw­dę fajne roz­wią­za­nie, nad wyraz po­my­sło­we i do tego świe­że.

Li­te­rów­ka.

 

Po niej przy­szła ko­lej­na, tym razem wy­czer­pa­nia. W mię­dzy­cza­sie przy­szła kel­ner­ka. Bez słowa za­bra­ła menu i wy­szła. Ja sam przez dłuż­szą chwi­lę do­cho­dzi­łem do sie­bie.

Po­wtó­rze­nie, w do­dat­ku ry­mu­je się przy­szła – wy­szła. Do­okre­sle­nie głów­ne­go bo­ha­te­ra nie­po­trzeb­ne.

 

Ko­la­cję przy­niósł mi wy­so­ki, po­waż­nie wy­glą­da­ją­cy kel­ner o dys­ku­syj­nej es­te­ty­ce.

 Kel­ner o dys­ku­syj­nej es­te­ty­ce – co to zna­czy? Że jest brzyd­ki? Strasz­nie dziw­ne sfor­mu­ło­wa­nie.

 

Wy­da­je mi się, że to wbrew za­sa­dom, żeby zmie­nio­no mi ob­słu­gę w trak­cie wi­zy­ty w re­stau­ra­cji. Za­py­ta­łem o to męż­czy­znę. Ten uśmiech­nął się i wy­ja­śnił mi, że prze­cież sam tego za­żą­da­łem.

Znów na­tłok “mi”.

 

Z ja­kie­goś po­wo­du moja wy­jąt­ko­wa uczta przy­po­mnia­ła mi o tej słod­kiej kel­ner­ce, która przy­ję­ła ode mnie za­mó­wie­nie.

 

Po­dob­no dzi­siaj aku­rat re­stau­ra­cja ob­cho­dzi okrą­głą rocz­ni­cę dzia­łal­no­ści i szef kuch­ni pra­gnie za­ser­wo­wać cos wy­jąt­ko­we­go.

Li­te­rów­ka.

 

Z jesz­cze więk­szą eks­cy­ta­cją w gło­sie za­pro­po­no­wał mi rocz­ni­co­wy spe­cjał. Podał nazwę owego spe­cja­łu,

Nie le­piej → Podał jego nazwę, ?

 

De­tek­tyw po­cząt­ko­wo wy­da­je się mocno chan­dle­row­ski, ale jego dal­sza nie­po­rad­ność (nie­do­myśl­ność?) de­gra­du­je go w pew­nym mo­men­cie w oko­li­ce, w któ­rych mie­ści się – skoro je­steś ce­za­ry­_ce­za­ry, to na­tu­ral­ną wy­da­je się ten przy­kład ;) – Stę­pień. Nie jest to bo­ha­ter, któ­re­go można po­lu­bić, do sa­me­go w za­sa­dzie końca jego los był mi obo­jęt­ny, a na końcu, przy oknie, wę­sząc w po­wie­trzu za­pach tru­ska­wek, stał się dla mnie re­kwi­zy­tem. Po­mi­mo bac­kro­un­du, który dla niego two­rzysz na samym po­cząt­ku, jest w nim fi­nal­nie tyle oso­bo­wo­ści co w wie­sza­ku. Cho­dzi mi o to, że jest czy­sto funk­cjo­nal­ny, nie na nim się sku­pia sedno po­my­słu, jest wie­sza­kiem, na któ­rym po­wie­si­łeś fa­bu­łę do opo­wie­dze­nia. Mój za­rzut jest taki, że two­rząc po­stać po­sze­dłeś w jakiś sza­blon – i to nie jest złe, ale sza­blo­ny mają to do sie­bie, że są czę­sto wy­ko­rzy­sty­wa­ne i znamy ich wiele, przez co po­czą­tek (ten wstęp przed­sta­wia­ją­cy po­stać) jest nie­po­trzeb­ny, bo cha­rak­ter (a ra­czej jego brak) po­sta­ci widać aż nadto wy­raź­nie w toku wy­da­rzeń.

Sam po­mysł cie­ka­wy, gro­te­sko­wy, nie­smacz­ny. Ktoś tutaj wspo­mi­nał “Menu” z Fien­ne­sem – może tro­szecz­kę, ale to jed­nak inny ka­li­ber. Mnie się tutaj przy­po­mnia­ły opo­wia­da­nia “Gotuj z pa­pie­żem” Ćwie­ka i “Ser­de­lek je­dzie na wa­ka­cje” Du­szyń­skie­go. Motyw, w któ­rym ofia­rą nie­szczę­ścia staje się ktoś bli­ski, lub zna­jo­my bo­ha­te­ra z kolei przy­wiódł mi na myśl film “The box” z Ca­me­ron Diaz.

Po­mi­mo na­rze­ka­nia po­mysł mi się po­do­ba, a jeśli po­pra­wisz tro­chę to tu, to tam, wtedy chęt­nie klik­nę do bi­blio­te­ki :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Po­now­nie dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze, wszyst­kie są bar­dzo cenne bo uświa­da­mia­ją mnie, że da­le­ka jesz­cze przede mną droga w kwe­stii pi­sa­nia :) Jesz­cze nie tak dawno wy­da­wa­ło mi się, że skoro bar­dzo dużo piszę w pracy to i książ­kę był­bym w sta­nie na­pi­sać bez więk­sze­go wy­sił­ku. Nic bar­dziej myl­ne­go. Tutaj do­wie­dzia­łem się, że nawet na­pi­sa­nie shor­ta to nie jest taka pro­sta spra­wa :)

 

Na­nio­słem po­praw­ki, ufam, że teraz lek­tu­ra shor­ta nie bę­dzie już po­wo­do­wa­ła ję­zy­ko­wej zgagi :)

 

Roz­wa­ża­łem też, czy usu­nąć te kilka zdań wstę­pu sta­no­wią­cych zarys głów­ne­go bo­ha­te­ra. Po­sta­no­wi­łem tego nie robić. Po­stać de­tek­ty­wa ma w skali hi­sto­rii zu­peł­nie mar­gi­nal­ne zna­cze­nie. Taka forma wpro­wa­dze­nia ma na celu od­po­wied­nie ukie­run­ko­wa­nie czy­tel­ni­ka.

 

Jesz­cze sło­wem wy­ja­śnie­nia od­no­śnie kosz­tu uczty w kon­tek­ście za­rob­ków de­tek­ty­wa. Menu było puste, tam nie ma żad­nych cen :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Jesz­cze sło­wem wy­ja­śnie­nia od­no­śnie kosz­tu uczty w kon­tek­ście za­rob­ków de­tek­ty­wa. Menu było puste, tam nie ma żad­nych cen :)

Ja w ogóle uwa­żam, że po­win­ni jesz­cze klien­tom do­pła­cać za chęć de­gu­sta­cji owych dań. laugh

Pe­cu­nia non olet

Jesz­cze sło­wem wy­ja­śnie­nia od­no­śnie kosz­tu uczty w kon­tek­ście za­rob­ków de­tek­ty­wa. Menu było puste, tam nie ma żad­nych cen :)

Racja, w po­rząd­ku :)

 

Na­nio­słem po­praw­ki, ufam, że teraz lek­tu­ra shor­ta nie bę­dzie już po­wo­do­wa­ła ję­zy­ko­wej zgagi :)

Ależ ce­za­ry, żad­nej zgagi nie było :P, tekst cał­kiem płyn­ny; może na razie bez fa­jer­wer­ków, ale nie ma (imo) żad­nych po­wo­dów do wsty­du :)

 

Po­zdra­wiam, po­wo­dze­nia.

Jeśli Bóg z nami - któż prze­ciw­ko nam?

Na­nio­słem po­praw­ki, ufam, że teraz lek­tu­ra shor­ta nie bę­dzie już po­wo­do­wa­ła ję­zy­ko­wej zgagi :)

Zgagi nie było, tylko kilka zgrzy­tów. Skoro po­pra­wio­ne, to kli­kam.

 

Prze­le­cia­łem tekst raz jesz­cze i nadal masz tam kilka za­im­ków do wy­wa­le­nia. Na przy­kład:

 

Po chwi­li kel­ner­ka wró­ci­ła, nio­sąc mi przy­dzia­ło­we przy­staw­ki. Wska­za­łem menu i za­py­ta­łem , czy przy­pad­kiem nie za­szła jakaś po­mył­ka? Dziew­czy­na w od­po­wie­dzi uśmiech­nę­ła się i po­krę­ci­ła prze­czą­co głową. Na­stęp­nie uświa­do­mi­ła mnie, że zo­sta­wi­ła mi fla­ma­ster w okre­ślo­nym celu.

Albo:

 

W roz­sąd­nym cza­sie od za­koń­cze­nia uczty za moimi ple­ca­mi po­ja­wił się kel­ner. Za­py­tał mnie, czy życzę sobie jakiś deser. Po­dob­no dzi­siaj re­stau­ra­cja ob­cho­dzi okrą­głą rocz­ni­cę dzia­łal­no­ści i szef kuch­ni pra­gnie za­ser­wo­wać coś wy­jąt­ko­we­go. W wy­ra­zie twa­rzy kel­ne­ra do­strze­głem nie­skry­wa­ną eks­cy­ta­cję. Mówił do mnie szyb­ko, jakby był pod wpły­wem nar­ko­ty­ków.

Ogól­nie jest tak: za każ­dym razem kiedy wsta­wiasz za­imek oso­bo­wy, za­sta­nów się, czy jest on Ci tam po­trzeb­ny. Jeśli po wy­wa­le­niu go tekst nadal jest jasny w prze­ka­zie, to zna­czy, że za­imek po­trzeb­ny nie był :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

Known some call is air am

Ogól­nie jest tak: za każ­dym razem kiedy wsta­wiasz za­imek oso­bo­wy, za­sta­nów się, czy jest on Ci tam po­trzeb­ny. Jeśli po wy­wa­le­niu go tekst nadal jest jasny w prze­ka­zie, to zna­czy, że za­imek po­trzeb­ny nie był :) 

 

Wezmę to sobie do serca na przy­szłość :) Usu­ną­łem też te ko­lej­ne, nad­pro­gra­mo­we za­im­ki :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

No i wi­dzisz, na tym forum czy­tel­ni­cy wy­le­czą cię z wielu cho­rób, mię­dzy in­ny­mi za­im­ko­zy. laugh

Mnie czy­ta­ło się faj­nie, pew­nie po­praw­ki już na­nie­sio­ne. (ja z tych, co i tak nie do­strze­ga­ją bra­ku­ją­cych prze­cin­ków) Za­mysł iście dia­bel­ski ale nie prze­wi­dzia­łeś, że re­stau­ra­cja prze­sta­ła mieć rację bytu skoro ska­so­wa­ła całą sto­li­cę i wła­snych klien­tów. 

Mnie za­sta­na­wia świa­do­mość kel­ne­ra, że jego po­przed­nicz­ka skoń­czy­ła na ta­le­rzu… Ucie­kła­bym na jego miej­scu!

Sam szort mi się bar­dzo po­do­bał. Był lekki, za­baw­ny i ma­ka­brycz­ny także. Ide­al­ny, żeby po­bu­dzić wy­obraź­nię przed snem, ale nie prze­ra­zić, co mo­gło­by ten sen od­pę­dzić. Zgrab­nie na­pi­sa­ne i tra­fia­ją­ce w mój gust, choć krót­kie opko, w mojej opi­nii, za­słu­ży­ło na klika :)

Cześć! Po­mi­mo ma­ka­bre­ski, to wła­ści­wie lek­kie i nijak nią nie cią­żą­ce. Ale też czuć, że in­spi­ro­wa­ne i na­pi­sa­ne na szyb­ko, bez am­bi­cji jakoś po­głę­bie­nia czy więk­sze­go skom­pli­ko­wa­nia/za­sko­cze­nia czy­tel­ni­ka. Pew­nie nie zo­sta­nie mi na długo w pa­mię­ci, to ra­czej hi­sto­ria która wla­tu­je jed­nym uchem, a wy­la­tu­je dru­gim, ale sam pro­ces czy­ta­nia lekki i przy­jem­ny, bez więk­szych zgrzy­tów czy chęci prze­rwa­nia w po­ło­wie :)

Cześć, Ce­za­ry!

 

To ja, Twój piąt­ko­wy dy­żur­ny!

Skar­ci­łem się w my­ślach, je­stem tutaj służ­bo­wo.

W jed­nym zda­niu uży­wasz czasu te­raź­niej­sze­go i prze­szłe­go. Po­win­no być “Skar­ci­łem się w my­ślach, byłem tam służ­bo­wo”, albo “Je­stem tu służ­bo­wo, skar­ci­łem się w my­ślach” (czyli na za­sa­dzie za­pi­su myśli bo­ha­te­ra).

Po­czą­tek to w za­sa­dzie opis de­tek­ty­wa, który jest nie­po­trzeb­ny. Na­to­miast gdyby był istot­ny, to le­piej by­ło­by go wpleść już w treść, czyli np. za­cząć od zda­nia “Wy­sia­dłem z sa­mo­cho­du i nie­spiesz­nym kro­kiem ru­szy­łem w kie­run­ku dzi­siej­sze­go celu.”, po czym przejść do uża­la­nia się nad sobą de­tek­ty­wa, może po­przez ja­kieś sple­ce­nie tego z fa­bu­łą.

Ca­łość jako scen­ka cał­kiem ok, na­to­miast to w za­sa­dzie opis (cał­kiem udany) wła­ści­wo­ści re­stau­ra­cji. Tro­chę jed­nak chciał­bym wię­cej – skoro mamy de­tek­ty­wa, to niech do­pro­wa­dzi spra­wę do końca.

 

Po­zdra­wiam i po­wo­dze­nia w dal­szej pracy twór­czej!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Dzię­ku­ję wszyst­kim za ko­men­ta­rze i cenne uwagi. Cie­szy mnie, że mimo pew­nych nie­do­cią­gnięć z mojej stro­ny od­biór shor­ta jest ra­czej po­zy­tyw­ny :) W wol­nym cza­sie (któ­re­go nie­ste­ty jak na le­kar­stwo!) dłu­bię sobie nad ko­lej­nym tek­stem, może bę­dzie bar­dziej “do­cią­gnię­ty” :P

 

Po­czą­tek to w za­sa­dzie opis de­tek­ty­wa, który jest nie­po­trzeb­ny.

 

Vox po­pu­li, vox Dei :) W za­sa­dzie co drugi ko­men­tarz po­ru­sza tę kwe­stię, więc osta­tecz­nie mini wstęp po­szedł na ży­let­ki.

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Po prze­czy­ta­niu mia­łem sko­ja­rze­nie z fil­mem “Menu” :D Szort dobry, od­po­wied­ni, z mocną pu­en­tą na ko­niec. Aż cie­ka­we, jakie inne dania może za­ofia­ro­wać kel­ner w ko­lej­ną rocz­ni­cę ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No­Whe­re­Man

 

Miło, że za­wi­ta­łeś w skrom­ne progi mo­je­go shor­ci­ka. Cie­szy mnie, że Ci się spodo­bał :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Tytuł tro­chę zbyt wiele zdra­dza. Ale może to syn­drom sta­re­go wy­ja­da­cza por­ta­lo­we­go, który już wszyst­ko czy­tał i wszę­dzie do­strze­ga fo­re­sha­do­wing…

Cie­ka­we, jak re­stau­ra­cja ogar­nia­ła to wszyt­ko or­ga­ni­za­cyj­nie. Bo zanim klient wszedł do lo­ka­lu, trze­ba było znać jego ro­dzi­nę, mieć bab­cię i sio­strę na wi­del­cu… A może tymi szcze­gó­ła­mi zajął się dia­beł? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej

Po­wiedz mi, że to nie jest dość mocno kalka z "Za­ła­twi­my ich panu hur­to­wo" Ga­ima­na. 

Toż C^2 na­pi­sał w przed­mo­wie, że się tym in­spi­ro­wał.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Z wie­kiem czło­wiek ślep­nie, nie było te­ma­tu xD

Fin­klo, nie spo­dzie­wa­lem sie juz ko­men­ta­rzy pod tym tek­stem, więc po­dwój­ne dzię­ki za wi­zy­tę;)

Cie­ka­we, jak re­stau­ra­cja ogar­nia­ła to wszyt­ko or­ga­ni­za­cyj­nie. Bo zanim klient wszedł do lo­ka­lu, trze­ba było znać jego ro­dzi­nę, mieć bab­cię i sio­strę na wi­del­cu

Dia­bel­skie moce ;) Od dłuż­sze­go czasu za­bie­ram się za tekst łą­czą­cy fa­bu­lar­nie kilka star­szych opo­wia­dań, ale idzie jak po gru­dzie… ;)

 

Za­na­isie, kalka to tro­chę zbyt mocne okre­śle­nie, ale (jak slusz­nie za­uwa­zy­la Fin­kla) z in­spi­ra­cję się nie kry­łem:)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Nowa Fantastyka