- Opowiadanie: cezary_cezary - Sen faraona rabusia, czyli rzecz o samogwałcie, melodiach i napadzie na bank [16+]

Sen faraona rabusia, czyli rzecz o samogwałcie, melodiach i napadzie na bank [16+]

Tekst kon­kur­so­wy, moje hasło to “or­ga­ni­sta-ona­ni­sta na­pa­da na bank na­sie­nia”.

 

Z kolei obraz: https://fineartamerica.com/featured/delirium-brian-mccarthy.html?product=art-print

 

Wpraw­dzie opo­wia­da­nie nie za­wie­ra wul­ga­ry­zmów, a motyw kon­kur­so­wy wple­cio­ny jest ra­czej nie w cha­rak­te­rze por­no­gra­fii, ale pro­fi­lak­tycz­nie ozna­czam jako 16+ :)

 

@Bar­dja­skier zwró­cił mi uwagę, że temat może nie być dla każ­de­go jasny, więc po­da­ję (mało ape­tycz­ną) cie­ka­wost­kę hi­sto­rycz­ną: sta­ro­żyt­ni egip­scy fa­ra­ono­wie ry­tu­al­nie ma­stur­bo­wa­li się w Nilu, aby za­pew­nić uro­dzaj i płod­ność plo­nów.

 

Ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia dla Barda i Osta­ma za nie­oce­nio­ne rady pod­czas edy­cji tek­stu, w tym także do­ty­czą­ce funk­cjo­no­wa­nia por­ta­lu :)

 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Edward Pitowski, Użytkownicy, Użytkownicy V

Oceny

Sen faraona rabusia, czyli rzecz o samogwałcie, melodiach i napadzie na bank [16+]

Ota­cza mnie wszech­ogar­nia­ją­ca ciem­ność. Przez dłuż­szą chwi­lę bro­dzę w niej. Nie­spo­dzie­wa­nie wo­ko­ło ja­śnie­je, cały świat jest biały.

Przed sobą do­strze­gam kształt, coś jakby ko­ry­to rzeki. Jest nie­bie­ska zu­peł­nie jak woda. Na­chy­lam się, mogę usły­szeć jej kolor. Woła, żebym ją na­sy­cił, nadał jej sens. Stoję na samym brze­gu, woda de­li­kat­nie muska moje stopy. 

Przede mną po­ja­wia się po­stać o zie­lo­nej twa­rzy, jej głowę przy­ozda­bia kró­lew­ska ko­ro­na. W jed­nej dłoni dzier­ży berło, w dru­giej bicz. Ogar­nia mnie prze­ra­że­nie. Mimo tego pod­cho­dzę i przy­glą­dam się po­sta­ci, po­zna­ję w niej Ozy­ry­sa, boga plo­nów. Prze­ma­wia do mnie spo­koj­nie, lecz sta­now­czo. Już wiem, co tutaj robię. Je­stem fa­ra­onem, a moim obo­wiąz­kiem jest wła­sno­ręcz­nie wy­peł­nić na­sie­niem wody Nilu.

Pra­gnę odejść, ale Ozy­rys mnie za­trzy­mu­je. Spo­glą­da mi głę­bo­ko w oczy i pół­szep­tem prze­ma­wia w prze­dziw­nym ję­zy­ku. Praw­do­po­dob­nie po­słu­gu­ją się nim współ­cze­sne kor­po­ra­cje, ale nie mam pew­no­ści. Moich uszu do­bie­ga garść in­for­ma­cji, ale jak się wy­da­je, naj­waż­niej­sza po­ja­wia się na sam ko­niec. Naj­wy­raź­niej nie mogę do­pu­ścić do "fa­ka­pu na de­dlaj­nie". Co­kol­wiek to zna­czy. 

Bó­stwo do­strze­ga moją kon­ster­na­cję, więc zwra­ca się do mnie po­now­nie. Tym razem nor­mal­nie, tak żebym zro­zu­miał. Do­cie­ra do mnie w pełni po­wa­ga sy­tu­acji. Teraz ro­zu­miem, że je­że­li przed upły­wem dnia nie wy­peł­nię wód Nilu na­sie­niem to na ziemi już za­wsze bę­dzie pa­no­wał nie­uro­dzaj. Ilość przy­swo­jo­nych na­pręd­ce in­for­ma­cji mnie przy­tła­cza, ale chyba po­do­łam za­da­niu. Spo­glą­dam na ze­ga­rek. Mam jesz­cze kilka go­dzin.

 

***

Mam w sobie duszę mu­zy­ka. I oto przede mną po­ja­wia­ją się złote or­ga­ny. Kolor szla­chet­ne­go krusz­cu wy­da­je przy­jem­ny, ko­ją­cy dźwięk. Na­pa­wam się nim. Po­zwa­lam mu się unieść. Sia­dam przy in­stru­men­cie, na­ci­skam kla­wisz. Z po­cząt­ku de­li­kat­nie, muszę prze­cież roz­grzać palce. Z cza­sem stu­kam od­waż­niej, szyb­ciej. Je­stem już pra­wie gotów, wy­brzmie­wa nie­mal­że pra­wi­dło­wa me­lo­dia. Je­stem do­słow­nie na fi­ni­szu, ale za­czy­nam gubić nuty. Nie osią­gam har­mo­nii, speł­nie­nie nie nad­cho­dzi. Ozy­rys nie jest za­do­wo­lo­ny.

Roz­le­ga się dziw­ny, nie­po­ko­ją­cy dźwięk. Roz­glą­dam się do­oko­ła, nie ma już rzeki, nie ma boga. Co gor­sza, nie ma także or­ga­nów. Je­stem sam, w pu­stym, smut­nym po­miesz­cze­niu. Znaj­du­ją się w nim je­dy­nie białe ścia­ny, za­bez­pie­czo­ne przed ubru­dze­niem bez­barw­ną taśmą ma­lar­ską. Nie wy­da­ją żad­ne­go dźwię­ku, jest mi wy­jąt­ko­wo przy­kro. Ro­zu­miem, że nie chcę już tu być. Z od­da­li sły­szę jak Nil do­ma­ga się speł­nie­nia, ja z kolei do­ma­gam się wła­ści­wej me­lo­dii. Naj­wy­raź­niej jedno nie może na­stą­pić bez dru­gie­go.

Od­ru­cho­wo spraw­dzam czas, oka­zu­je się, że gra­łem pra­wie przez go­dzi­nę. Po­sta­na­wiam uciec z po­miesz­cze­nia. Bie­gnę ulicą, jest szara i wy­da­je krzy­kli­we, nie­pa­su­ją­ce do sie­bie dźwię­ki. Nie­zno­śna ka­ko­fo­nia trwa w naj­lep­sze. De­spe­rac­ko wy­pa­tru­ję ko­lo­rów, z na­dzie­ją szu­kam wła­ści­wych dźwię­ków. Nie od­naj­du­ję ich.

Skracam drogę, wbie­gam na czy­jąś po­se­sję. Traw­nik jest zie­lo­ny, ale kolor jakby lekko przy­bladł. Padam na ko­la­na i przy­sta­wiam ucho do ziemi. Nie sły­szę żad­nej me­lo­dii, trawa jest sztucz­na i bez­dź­więcz­na. Kie­ru­ję się w stro­nę ogro­du, może tam spo­tka mnie szczę­ście. Osta­tecz­nie ogar­nia mnie zdu­mie­nie. Moim oczom uka­zu­je się okrąg utwo­rzo­ny z au­to­ma­tów do gry – jed­no­rę­kich ban­dy­tów. Po­środ­ku tej oso­bli­wej in­sta­la­cji ar­ty­stycz­nej znaj­du­je się śnież­no­bia­ły posąg przed­sta­wia­ją­cy fal­lu­sa we wzwo­dzie. Wy­ko­na­ny naj­pew­niej z gipsu. Prze­cho­dzę po­mię­dzy au­to­ma­ta­mi, muszę mieć pew­ność. Ener­gicz­ny­mi ru­cha­mi po­cie­ram mo­nu­ment i uśmie­cham się, moja dłoń jest cała biała. Nie my­li­łem się.

Wy­bie­gam z po­dwó­rza i po­now­nie wpa­dam na ulicę. In­stynk­tow­nie wiem, że do­tar­łem na Easy Stre­et. Mo­men­tal­nie spo­strze­gam wście­kle czer­wo­ny szyld z żół­tym na­pi­sem. Nie mogę go od­czy­tać, wstrzą­sa mną de­li­rium. Czy to z nad­mia­ru, czy może nie­do­bo­ru al­ko­ho­lu? Nie mam po­ję­cia. De­spe­rac­ko bie­gnę w stro­nę drzwi. Przy­tu­lam się do nich, ich me­lo­dia roz­pa­la mnie nie­mal do czer­wo­no­ści. Gdy­bym tylko miał wię­cej czasu to może po­mo­gła­by mi wy­peł­nić prze­zna­cze­nie fa­ra­ona. A tak…

Przekraczam próg. Wstęp jest tylko dla człon­ków, ale ja muszę do­stać się do środ­ka. Mam pew­ność, że we­wnątrz znaj­du­je się wła­ści­wy kolor, a wraz z nim od­po­wied­ni dźwięk. Je­stem nie­zwy­kle dumny, po­pa­dam w sa­mo­za­chwyt. A może bar­dziej w sa­mo­gwałt? 

Wła­ści­cie­la lo­ka­lu nie ma, chwi­lę wcze­śniej wy­szedł na lunch. Pod­cho­dzę do półki i się­gam po ma­skot­kę ty­gry­sa. Wy­glą­da po­kracz­nie, nie­praw­dzi­wie. Ma zie­lo­ne paski, to nie jest wła­ści­wy kolor. W de­spe­rac­kim po­szu­ki­wa­niu dźwię­ków przy­kła­dam plu­sza­ka do ucha. Nikłe po­ję­ki­wa­nia nijak nie przy­po­mi­na­ją me­lo­dii. Jed­nak nie ma mu­zycz­ne­go speł­nie­nia. Osią­gam naj­wy­żej smut­ny, bez­dź­więcz­ny ona­nizm po­zba­wio­ny kon­klu­zji. Je­stem w krop­ce. Nie­bie­ski Nil czeka, czasu wciąż ubywa.

Coś przy­ku­wa mój wzrok. Na pod­ło­dze leży stara, po­żół­kła już ga­ze­ta. Pod­cho­dzę i biorę ją do rąk. Otwie­ram pe­rio­dyk, mniej wię­cej na środ­ku, w oczy ude­rza mnie zdję­cie przed­sta­wia­ją­ce nie­bie­ski gmach. Wy­da­je cichą me­lo­dię, po­cząt­ko­wo jej nie roz­po­zna­ję. Tym razem sły­szę inny dźwięk. Czy to moż­li­we? Czy to… wła­ści­we speł­nie­nie? Fo­to­gra­fia przed­sta­wia bank na­sie­nia. W jed­nej chwi­li do­zna­ję oświe­ce­nia. Do­cie­ra do mnie, że nie muszę wcale szu­kać wła­ści­wych me­lo­dii. Mogę na­sy­cić Nil wła­sno­ręcz­nie i nie zo­stać ofia­rą sa­mo­gwał­tu.

Wy­cho­dzę z lo­ka­lu i bie­gnę ile sił. Nie prze­szka­dza­ją mi już smęt­ne me­lo­die ulicy, igno­ru­ję je. Wresz­cie do­cie­ram do drzwi banku. Się­gam ręką po mo­sięż­ną klam­kę. Jest za­bru­dzo­na, więc po­cie­ram ją in­ten­syw­nie dło­nią. Pod war­stwą kurzu kryje się pur­pu­ro­wa farba. Przy­su­wam ucho, sły­szę dźwięk ga­lo­pu­ją­ce­go konia. Fala cie­pła prze­cho­dzi przez moje po­licz­ki. Je­stem go­to­wy, otwie­ram drzwi i wcho­dzę na ko­ry­tarz.

Idę przed sie­bie, droga nie­mi­ło­sier­nie się dłuży. Przede mną, ni­czym grzy­by po desz­czu, wy­ra­sta­ją czte­ry po­tęż­nie zbu­do­wa­ne za­kon­ni­ce.

– Oślep­niesz! Oślep­niesz! – skan­du­ją w moim kie­run­ku. Są uzbro­jo­ne po zęby. Nie jest do­brze, ro­zu­miem, że tą drogą się nie prze­do­sta­nę.

Od­wra­cam się i bie­gnę sza­leń­czo w kie­run­ku drzwi. Z czu­ło­ścią na­ci­skam pur­pu­ro­wą klam­kę i znowu je­stem na ulicy. Mam coraz mniej czasu. Roz­glą­dam się ner­wo­wo. Nie­opo­dal do­strze­gam kon­te­ner na śmie­ci. Cały ema­nu­je wy­raź­ną, złotą po­świa­tą. Zu­peł­nie jak moje or­ga­ny, ale czy to moż­li­we?

Pod­cho­dzę bli­żej. Rze­czy­wi­ście, do środ­ka ktoś wy­rzu­cił naj­święt­szy z in­stru­men­tów. Na Ozy­ry­sa, co za be­stial­stwo! Prawą rękę mam nie­zwy­kle silną. Odkąd skoń­czy­łem trzy­na­ście lat, nie­ustan­nie ją ćwi­czę. Bez naj­mniej­sze­go wy­sił­ku wy­cią­gam in­stru­ment z kon­te­ne­ra.

Zer­kam na ze­ga­rek, do pół­no­cy zo­sta­ły nie­ca­łe dwie go­dzi­ny. Ja jed­nak za­czy­nam grać, czuję na­tchnie­nie ze­sła­ne przez samą Ha­thor. Z wnę­trza banku na­sie­nia do­bie­ga­ją mnie nie­spo­koj­ne dźwię­ki. Za­głu­sza­ją me­lo­dię. W tym mo­men­cie drzwi gwał­tow­nie się otwie­ra­ją. Bie­gną za­kon­ni­ce, wy­po­sa­żo­ne w pałki, noże i ka­ste­ty. Po­dą­ża­ją w moim kie­run­ku. Ich celem jest walka z he­re­zją i bluź­nier­stwem.

Słu­żeb­ni­ce boże ata­ku­ją wła­śnie źró­dło ze­psu­cia, za które biorą złote or­ga­ny. Nie ronię ani jed­nej łzy. Je­stem mu­zy­kiem, ow­szem. Ale mam także obo­wiąz­ki jako fa­ra­on. Wbie­gam do banku i ru­szam przed sie­bie, na oślep. Wresz­cie do­cie­ram do ma­ga­zy­nu, który wy­glą­da jak mle­czar­nia. Na re­ga­łach do­strze­gam srebr­ne ba­nia­ki. Pod­cho­dzę bli­żej i na­chy­lam się. Sły­szę me­lo­dię przy­po­mi­na­ją­cą mar­sza. Z wnę­trza usi­łu­je się jed­nak prze­bić inny dźwięk. Moją twarz ozdabia sze­ro­ki uśmiech. Opa­ko­wa­nie nie jest w sta­nie cał­ko­wi­cie stłu­mić ryt­micz­nych nut śnież­no­bia­łe­go na­wo­zu.

W kącie po­miesz­cze­nia stoi za­par­ko­wa­ny sa­mo­chód do­staw­czy marki ford trans­it. Jego la­kier to szary me­ta­lik, wy­da­je po­krze­pia­ją­cy dźwięk. W tym mo­men­cie je­stem pe­wien, że mój napad na bank za­koń­czy się suk­ce­sem. Po­now­nie za­czy­nam wpa­dać w sa­mo­za­chwyt, ale wiem, że nie czas teraz na figle.

Koń­czę ła­do­wać do­staw­cza­ka, teraz muszę jesz­cze tylko wy­je­chać z banku. Z ple­ca­ka wy­cią­gam czer­wo­ny dy­na­mit. Od­ru­cho­wo przy­sta­wiam go do ucha, cho­ciaż tym razem nie muszę. Dźwięk jest bar­dzo wy­raź­ny i cha­rak­te­ry­stycz­ny. Roz­po­zna­ję w nim motyw prze­wod­ni z se­ria­lu Bo­nan­za. Jed­no­cze­śnie z od­da­li sły­szę, że za­kon­ni­ce od­kry­ły wła­ma­nie. Sy­tu­acja robi się na­pię­ta. Przy­kła­dam ma­te­ria­ły wy­bu­cho­we do ścia­ny i uru­cha­miam za­pal­nik. W tym mo­men­cie do po­miesz­cze­nia wbie­ga­ją słu­żeb­ni­ce boże. Bie­gną w stro­nę dy­na­mi­tu, ale nie udaje im się roz­bro­ić ła­dun­ku. Eks­plo­zja wstrzą­sa bu­dyn­kiem. Po­wsta­je jeden wiel­ki chaos. Set byłby ura­do­wa­ny.

Otrze­pu­ję się z kurzu i otwie­ram oczy. W ścia­nie po­wsta­ła ogrom­na dziu­ra, w sam raz, żebym mógł prze­je­chać for­dem. Na pod­ło­dze wa­la­ją się po­szar­pa­ne zwło­ki za­kon­nic, ich krew ma kolor ró­żo­wych lan­dry­nek. Pod­cho­dzę bli­żej i na­chy­lam się. Tak jak po­dej­rze­wa­łem. Do moich uszu do­cie­ra zna­jo­ma me­lo­dia, Joe Coc­ker w swoim szla­gie­rze – „You can leave your hat on”. Jed­nak słu­żeb­ni­ce boże nie były takie cał­kiem świę­te. Któż mógł­by się spo­dzie­wać?

 

***

Jest dwu­dzie­sta trze­cia pięt­na­ście. Wsia­dam do sa­mo­cho­du, od­pa­lam za­płon i wy­do­sta­ję się z banku na­sie­nia. Jadę ulicą. Prze­kra­czam do­zwo­lo­ną pręd­kość i to znacz­nie. Mimo tego czuję się pew­nie, kie­row­ni­cę trzy­mam jedną ręką, drugą mam za­ję­tą. Wnę­trze ka­bi­ny jest ko­lo­ru ró­żo­we­go, ade­kwat­nie do mo­je­go na­stro­ju. Cięż­ko jest za­pa­no­wać nad żądzą w ta­kich wa­run­kach, nie udaje mi się ta sztu­ka. Po chwi­li sły­szę sy­gnał po­li­cji, do­strze­gam także mi­ga­ją­ce świa­tła. Na zmia­nę nie­bie­skie i czer­wo­ne, wy­bor­ne. Zjeż­dżam na po­bo­cze, po­li­cjan­ci na­ka­zu­ją mi wy­cią­gnąć do­ku­men­ty.

Nie opo­nu­ję i po­da­ję naj­bliż­szej funk­cjo­na­riusz­ce le­gi­ty­ma­cję fa­ra­ona. Przy­glą­dam się fo­to­gra­fii na do­ku­men­cie. Przy­zna­ję, że na­praw­dę do­brze na niej wy­sze­dłem. Tak, fo­to­gra­fo­wi udało się ująć mnie w peł­nej oka­za­ło­ści. W tym mo­men­cie do­strze­gam, że twarz po­li­cjant­ki przy­bie­ra fio­le­to­wy kolor, taki wy­da­ją­cy nie­po­ko­ją­ce dźwię­ki.

– Precz z pa­triar­cha­tem! – krzy­czy.

Ko­bie­ta bez ostrze­że­nia wy­cią­ga służ­bo­wą kuszę, wszyst­ko roz­gry­wa się w za­wrot­nym tem­pie. Jesz­cze nie­daw­no ra­to­wa­łem Nil, obec­nie że­gnam się z ży­ciem. Nie na wszyst­ko mam wpływ, za­my­kam oczy. Cze­kam w na­pię­ciu, ale śmierć nie nad­cho­dzi. Sły­szę wy­strzał i dźwięk ciała bez­wład­nie upa­da­ją­ce­go na zie­mię. Otwie­ram oczy. W lot poj­mu­ję, że funk­cjo­na­riu­sze po­zby­li się ko­le­żan­ki. Teraz mnie prze­pra­sza­ją. Twier­dzą, że nie wie­dzie­li, że do służ­by do­pusz­czo­no fe­mi­nist­kę. To strasz­ne nie­do­pa­trze­nie, ale nie wno­szę skar­gi. Czer­wo­na ka­łu­ża krwi na ziemi od­gry­wa przy­jem­ną i cie­płą me­lo­dię. Chciał­bym za­grać razem z nią, ale bra­ku­je mi czasu. Ni­g­dzie nie widzę także or­ga­nów.

Po­li­cjan­ci od­jeż­dża­ją, ja ner­wo­wo spo­glą­dam na ze­ga­rek. Do pół­no­cy po­zo­stał już tylko kwa­drans. Od­pa­lam za­płon i ru­szam z pi­skiem opon. Z za­wrot­ną pręd­ko­ścią prze­mie­rzam ulice.

Wresz­cie do­cie­ram do celu. Przed sobą po­now­nie do­strze­gam nie­bie­skie ko­ry­to rzeki. Wy­bie­gam z forda i w biegu otwie­ram pakę. Ener­gicz­ny­mi ru­cha­mi wy­cią­gam ka­ni­stry z na­sie­niem i rzu­tem na taśmę wle­wam je do wody. Ze­ga­rek wska­zu­je równo pół­noc. Nil zmie­nia kolor. Przy­bie­ra ła­god­ny, błę­kit­ny od­cień. Zdą­ży­łem, Ozy­rys jest za­do­wo­lo­ny, a ja sły­szę zna­jo­mą me­lo­dię.

Od­naj­du­ję złote or­ga­ny, za­czy­nam in­to­no­wać „We are the cham­pions”. Obok mnie staje Fred­die Mer­cu­ry. Także i on jest wy­raź­nie za­do­wo­lo­ny. Jest ubra­ny w żółtą, skó­rza­ną kurt­kę i białe spodnie. Wy­glą­da­ją wspa­nia­le, brzmią jesz­cze le­piej. Wo­ka­li­sta kła­dzie mi rękę na ra­mie­niu i za­czy­na śpie­wać. Wszyst­kie ko­lo­ry i dźwię­ki wresz­cie sca­la­ją się. Pa­nu­je pełna har­mo­nia, nic już nie stoi na dro­dze do sa­mo­speł­nie­nia. Nil jest już wpraw­dzie wy­peł­nio­ny na­sie­niem, ale prze­cież i mi się coś od życia na­le­ży.

Uśmie­cham się, w tym roku plony będą wy­jąt­ko­wo owoc­ne. Je­stem do­brym i speł­nio­nym fa­ra­onem.

Koniec

Komentarze

Hej 

Jak w becie uważam, że pomysł jest ciekawy ale tez zbyt chaotyczny jak dla mnie :) 

 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Fajnie poradziłeś sobie z hasłem oraz obrazem. Hasło mogło być pułapką, ale nie wpadłeś w nią. Kilka razy mrugnąłeś okiem, ale zrobiłeś to delikatnie i z gustem. Opowiadanie jest swego rodzaju relacją z przebiegu zdarzeń i trochę to mnie uwierało. Spodobało mi się zastosowanie synestezji (jeśli dobrze rozpoznałem zamysł). 

Pozdrawiam

Bardzo oryginalny pomysl smiley Dosc wysoki poziom abstrakcji, kilka razy sie pogubilem (byc moze z wlasnej winy, bo zbyt szybko czytalem).

– Oślepniesz! Oślepniesz! – skandują w moim kierunku

W tym momencie drzwi gwałtownie się otwierają. Biegną zakonnice, wyposażone w pałki, noże i kastety

To dwa “hajlajty”, momentalnie wywolaly usmiech na mojej twarzy!

Bardjaskier

 

A ja podobnie jak w becie dziękuję Ci za pomoc w nadawaniu opowiadaniu właściwego kształtu. A, że dalej pozostało lekko chaotyczne? Jak dla mnie wszystkie sny są, w jakimś tam stopniu, chaotyczne właśnie :)

 

AP

 

Dziękuję za komentarz :) Synestezję rozpoznałeś bez pudła. Musiałem jakoś wpleść do opowiadania wątek organisty (bo sam onanista to ble!) stąd zabieg ze “słyszeniem kolorów”. Przy okazji pozwoliło to na wprowadzenie lekkiej psychodeli, coś na wzór efektów zażywania LSD.

 

tomasz.fromasz

 

Miło, że wpadłeś! Cieszę się, że opowiadanie wywołało u Ciebie uśmiech :) Z tym pogubieniem się to nic dziwnego, taki jest naturalny efekt narzuconego zasadami konkursu wysokiego poziomu abstrakcji. Dzieje się dużo, często zachodzą zmiany i to nie zawsze logiczne. Jak tu się nie pogubić? ;]

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej,

bez ciekawostki ze wstępu ciężko byłoby się połapać, o co chodzi w opowiadaniu. Przedmowa nieco to rozjaśnia, chociaż w tekstach absurdalnych dosłowność nie jest potrzebna.

Dzieje się sporo, napad na bank spermy, zakonnice assassynki, tu faraon, tam samogwałt. Jest zachowana logika snu, czyli w sumie brak spójności. No i jest chaotycznie, nie ma co ukrywać. Jak dla mnie nie jest to żaden minus. Raczej pewnego rodzaju konwencja gatunku, ale pewnie sporo osób może się od tekstu odbić.

W tekście przeważają metafory (główna odnoszące się do masturbacji). Czasami traciłem wątek i musiałem poukładać sobie w głowie, co przed chwilą przeczytałem.

Ogółem tekst napisany sprawnie, jest ładnie językowo, chociaż momentami idzie się zagubić. Tekst trzyma się tematu konkursowego i nawet przez chwilę nie zbacza z toru, więc za to plus.

Cześć WyrmKiller, dziękuję za przeczytanie opowiadania i za Twoj komentarz. Wyjaśnienia z przedmowy oryginalnie w ogóle nie planowałem, z jakiegoś względu założyłem, że figle faraonów to wiedza powszechna… ;)

 

Pewien sweter został kiedyś określony mianem wieśniackiego, ale taki właśnie miał być. Z kolei opowiadanie może i jest lekko chaotyczne, ale… takie właśnie miało być :)

 

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Podobało mi się, jest to na swój sposób spójne, całość dokądś zmierza z absurdalną konsekwencją. Językowo pasowałoby jeszcze tekst doszlifować, ale poza tym konkursowo wypada dobrze.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Fanthomasie, cieszę się, że tekst Ci się spodobał. W wolnej chwili przejrzę opowiadanie i postaram się poprawić je od strony językowej :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej, przeczytałam, szalone, jak wszystkie w tym konkursie, niektóre pomysły bardzo ciekawe!

 

Odnajduję złote organy, zaczynam intonować „We are the champions”. Obok mnie staje Freddy Mercury. Także i on jest wyraźnie zadowolony. Jest ubrany w żółtą, skórzaną kurtkę i białe spodnie. Wyglądają wspaniale, brzmią jeszcze lepiej.

W takim zestawieniu brzmi, jakby białe spodnie brzmiały wspaniale. Czy tak miało być? 

 

Dobrze się czytało, wiem, że trzeba się było trzymać hasła i obrazu, a to nie pomaga… Także myślę, że fajnie wybrnąłeś!

Powodzenia! 

Hej, JolkaK, miło mi, że mój tekst przypadł Ci do gustu :)

 

W takim zestawieniu brzmi, jakby białe spodnie brzmiały wspaniale. Czy tak miało być? 

Naturalnie! Jak takie piękne, białe spodnie nie miałyby brzmieć wspaniale? ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Po pierwsze, dobrze, że posłuchałeś Bardjaskiera, bo informacja ta zasadniczo wpływa na odbiór tekstu.

Po drugie, były fragmenty, gdzie płynąłem za narracją, zupełnie nie przejmując się senną niewiarygodnością. Tłumacząc na język komentarzy, czytało mi się dobrze. Bohaterkami tekstu były dla mnie, oczywiście, zakonnice.

Największy problem mam jednak z obrazem. Wydaje mi się, że opowiadanie napisałeś zafascynowany hasłem a dopiero potem dopisałeś sceny z obrazu.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Fizyk111, fajnie, że zawitałeś, a opowiadanie czytalo Co się dobrze:) Dziękuję za Twój komentarz.

 

Odnośnie obrazu to problem był inny. Oryginalnie miałem aż za dużo nawiązań do elementów na nim przedstawionych i nie bylo to czytelne. Musiałbym chyba linkować wikipedię żeby czytelnik się połapał w celtyckich tygrysach i innych takich ;) Ostatecznie motywy z obrazu wykastrowałam dość poważnie, ale za to w "delirium" następuje przełomowe "odkrycie" faraona dotyczące banku ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Tu chyba jest literówka: "wyciągam kanistry z nasieniem i rzutem na taśmę wlewam je GO wody" ;) Bardzo spodobało mi się zastosowanie synestezji, te wszystkie subtelne metafory i humor :) Było może chaotycznie, ale tak w sam raz, po lekturze czuję się ukontentowana :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć Nana! Dziękuję za przeczytanie mojego opowiadania i za Twój komentarz. Super, że Ci się spodobało :)

 

Tu chyba jest literówka: "wyciągam kanistry z nasieniem i rzutem na taśmę wlewam je GO wody"

Ależ oczywiście! Już poprawione :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Fajny tytuł. :D

 

Obraz już był u Jima, to ciekawe, że te same obrazy akurat tak blisko siebie, w poprzednim przypadku było tak samo z hasłem. ;) W ogóle w mojej opinii wszyscy powinniśmy mieć ten sam obraz i to samo hasło, bo wtedy dopiero można zobaczyć, jak dziwnie, oryginalnie i zupełnie inaczej interpretujemy to samo, podchodzimy do tych samych wyzwań.

 

ale nie jestem w stanie dostrzec pojedynczego kształtu. Otacza mnie wszechogarniająca ciemność.

Skoro nie jest w stanie dostrzec kształtu, a dalej mamy, że otacza go ciemność – ja bym tę informację o kształcie wyrzuciła. Jak ciemność to ciemność. Ledwie cztery zdania dalej mamy znowu słowo „kształt”. ;)

 

woda delikatnie muska moje stopy.

Tarnina by nakrzyczała. ;p

 

Odnośnie fabuły – podoba mi się pomysł, z takiego tematu dość zwyczajnego (bo organista-onaninsta kojarzy się z teraźniejszością) zrobiłeś bardzo ciekawy przeskok w przeszłość i wplotłeś bóstwo, Nil, to wypełnianie rzeki nasieniem. :D Jest tak egzotycznie, dziwnie, ciekawie… Tylko razi mnie zapis w formie streszczenia.

 

W następnym akapicie jest już zupełnie inaczej – piszesz o wszystkim, co się dzieje, na bieżąco, a to wciąga. Jest szalenie, różne rzeczy widzimy, różne niespokojne obrazy przebiegają przed oczami. Gnam z bohaterem i to jest fajne. Czasami zdania mają powtórzenia albo podobne formy, np.

nich, ich

tu taki zgrzyt

 

Postanawiam przekroczyć próg. Wstęp jest tylko dla członków, ale ja muszę dostać się do środka. Mam pewność, że wewnątrz znajduje się właściwy kolor, a wraz z nim odpowiedni dźwięk. Jestem niezwykle dumny, popadam w samozachwyt. A może bardziej w samogwałt?

Ja nie wiem, czy zdanie zamierzone, ale jeśli tak – świetne. XD

I ogólnie bardzo dobry akapit. :)

 

Przede mną, niczym grzyby po deszczu, wyrastają cztery potężnie zbudowane zakonnice.

– Oślepniesz! Oślepniesz!

 

Fajne nawiązanie, a zakonnice mnie rozbawiły. XD

 

Biegną zakonnice, wyposażone w pałki, noże i kastety.

Kurczę, aż bym chciała trochę więcej opisów tych zakonnic. :D

 

Poza tym – akcja pędzi, bohater pędzi, ja też pędzę przez tekst. Tylko trochę przeszkadzają mi te niepotrzebne wstawki, np.

Sytuacja robi się napięta.

To trochę spowalnia akcję, bo sami możemy domyślić się, że skoro zakonnice na tropie, sytuacja robi się napięta. To przykład, ale warto przejrzeć tekst pod tym kątem.

 

Dalej mamy pościg, policję, czuć tu klimat snu, te zmieniające się klatki fajnie wyszły.

 

Czerwona kałuża krwi na ziemi odgrywa przyjemną i ciepłą melodię.

Ach, no i zapomniałam powiedzieć, że podoba mi się motyw rzeczy, które wydają dźwięki. I ten pomysł, że „organista” to nie konkretnie kościelny organista, a gość, co gra na różnych przedmiotach.

 

Policjanci odjeżdżają, ja nerwowo spoglądam na zegarek. Do północy pozostał już tylko kwadrans.

Motyw zegarka jest jak dla mnie najsłabszy, bo w snach czas jest raczej płynny, nie wiemy, ile minęło, sny są dziwne i tak bardziej… płyną przez nas, a nie z nami. A napisałam to, bo cały tekst ma więcej ze snu, więc ten zegarek mi nie pasował.

 

Końcówka dość zwyczajna, tzn. jedzie, dojeżdża do Nilu, wszystko się udaje, pełna harmonia. Trochę to za proste. Ale ogólnie dobrze się bawiłam. :)

 

Freddy Mercury

Freddie Mercury

 

No ale nawet Mercury zagrał, także fajnie. :D

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej, Ananke! Dzięki za odwiedziny i za Twój komentarz :) 

 

Skoro nie jest w stanie dostrzec kształtu, a dalej mamy, że otacza go ciemność – ja bym tę informację o kształcie wyrzuciła. Jak ciemność to ciemność. Ledwie cztery zdania dalej mamy znowu słowo „kształt”. ;)

W sumie masz rację, wywaliłem :)

 

Ja nie wiem, czy zdanie zamierzone, ale jeśli tak – świetne. XD

Wszystkie mniej lub bardziej subtelne nawiązania do kwestii onanizmu i członków były zamierzone :)

 

Kurczę, aż bym chciała trochę więcej opisów tych zakonnic. :D

One miały być tylko skromnym dodatkiem, a czytając komentarze mam wrażenie, że skradły show :P Cóż mogę napisać, następne opowiadanie będzie poświęcone zakonnicom właśnie :)

 

Motyw zegarka jest jak dla mnie najsłabszy, bo w snach czas jest raczej płynny, nie wiemy, ile minęło, sny są dziwne i tak bardziej… płyną przez nas, a nie z nami. A napisałam to, bo cały tekst ma więcej ze snu, więc ten zegarek mi nie pasował.

Tutaj przyznam bez bicia, że nie miałem lepszego pomysłu na uzasadnienie konieczności działania “tu i teraz” ;]

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Skoro nawiązania celowe – tym bardziej fajnie. :) 

Co do zakonnic – widzisz, czasami tak bywa, że dodajemy nie myśląc, jakie to wywoła poruszenie. :D

Hejka, dopłynęłam do Nilu z tą opowieścią. Dobrze, że przeczytałam wstęp bo byłoby ciężko ze zrozumieniem. A skąd znasz motyw z Bonanzy?

Ananke

Skoro nawiązania celowe – tym bardziej fajnie. :) 

Cieszę się, że Ci się spodobały :)

 

Nova

 

Dziękuję za lekturę i za Twój komentarz.

 

A skąd znasz motyw z Bonanzy?

Cóż… z telewizji :) A tak poza tym to ta melodia jest bardzo znana, prawie ikoniczna.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć

Mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony niezmiernie spodobały mi się takie estetycznie dopracowane momenty, jak słyszenie kolorów albo zauważanie przez bohatera barw. Ciekawa też jest jego podwójna “osobowość”, faraona i organisty. Ale z drugiej żałuję, że opowiadanie poszło w innym kierunku i mamy dosyć prosty w sumie napad na bank :)

Pozdrawiam!

Dziękuję chalbarczyk za odwiedziny I komentarz :) milo mi, że przynajmniej częściowo opowiadanie Ci się spodobało;) 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć!

 

Sporo się tutaj dzie­je. Mocno ska­cze­my z drze­wa na drze­wo, więc fak­tycz­nie jest jak we śnie. Idzie na­dą­żyć, choć mo­men­ta­mi mu­sia­łem się za­trzy­my­wać, by złapać oddech. Miejscami zdarzały się też potknięcia, nieco wybijające z rytmu. Nie do końca tra­fił do mnie humor, bo był z róż­nych pa­ra­fii i nie potrafiłem stwierdzić, do kogo jest kierowany, brakowało jakiegoś elementu spinającego (coś jak pizza ze zbyt dużą ilością dodatków). Czytając, maiłem wrażenie, że miałeś sporo frajdy płynąc z tekstem, przez co trochę zapomniałeś o czytelniku (to tylko moje subiektywne odczucie). Może następnym razem warto trochę przyhamować i dać odetchnąć (oraz przygotować grunt pod kolejne harce ;-) )

 

Po­zdra­wiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć Krar85, dziękuję za odwiedziny I konstruktywną krytykę. Mój problem z opowiadaniem polegał na tym, że skupiłem się zbytnio na realizacji zadania konkursowego, a cała reszta była dodawana jako wypełnienie w treść. Czytając komentarze takie jak Twój rozumiem, co poszło nie tak i jak poprawić się w przyszłości, także jeszcze raz dziękuję;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

No okropecznie zakręcona historia, choć jakaś szalona logika jest w niej obecna;)

Podoba mi się plastyczność opowieści. Przedstawiasz kolejne wielobarwne obrazy, czasem nieco przerażające, które pozwalają czytelnikowi zanurzyć się. Nawet jeśli zwroty akcji są szokujące.

Momentami był taki rollercoaster, że się gubiłam i to jest zarzut, ale z drugiej strony to wina jurków;)

Lożanka bezprenumeratowa

Hej Ambush! Dziękuję za lekturę i za Twój komentarz. Milo mi, ze opowiadanie zawiera elementy, które Ci sie spodobaly. Tekst rzeczywiście wyszedł dość szalony i chyba jednak zbyt mocno. No, ale taki to już był konkurs… ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Temat nie do końca mnie zachęcał, ale ogólnie to mi się podobało. Jest sporo zwariowanych scenek ale tekst na jakimś ogólnym poziomie jest spójny i ma kilka ogólnych założeń które spajają tekst. Sporo jest też do tego głównego założenia sprytnych odniesień. Chociażby zakonnice grożące oślepnięciem, czy sporo zabawy słownej sugerującej pewną czynność, które nie są jednak wulgarne.

Napisane często na jedno tempo, krótkimi zdaniami, ale dobrze się to czytało więc klikam.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

Cześć Edwardzie, cieszy mnie, że pomimo niezbyt zachęcającego tematu, przysiadłeś do opowiadania. Bardzo mi miło, że tekst Ci się spodobał :) Serdeczne podziękowanie za klika! :)

 

Napisane często na jedno tempo, krótkimi zdaniami,

To akurat celowo, moim założeniem było podkręcenie tempa historii żeby stworzyć wrażenie, że bohater/narrator jest w ciągłym pędzie :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej,

 

najpierw garść uwag :)

 

Postanawiam przekroczyć próg. Wstęp jest tylko dla członków, ale ja muszę dostać się do środka.

Któryś raz zaczynasz kolejny akapit od postanawiam. Nie jest to błąd jako taki, ale tekst traci przez to rytm. Zresztą skoro przekroczy ten próg, to domyślnie wiemy, że musiał to mniej lub bardziej świadomie postanowić.

 

Fotografia przedstawia bank nasienia. W jednej chwili doznaję oświecenia.

Jak wyżej, nie jest to pewnie błąd sam w sobie, ale trochę zakłóca rytm tekstu (paradoksalnie)

 

Moją twarz wypełnia szeroki uśmiech.

Trudno mi sobie to wyobrazić, może lepiej ozdabia lub rozjaśnia? Słowo "wypełnia" jest częściej używane w kontekście wypełnienia jakiejś przestrzeni czy pojemnika czymś, w przypadku twarzy brzmi trochę niezręcznie

 

W lot pojmuję, że funkcjonariusze pozbyli się koleżanki. Teraz mnie przepraszają. Twierdzą, że nie wiedzieli, że do służby dopuszczono feministkę. To straszne niedopatrzenie

Zabawne xD

 

Hasło mogło być trudne do ogrania, ale udało Ci się zrobić z tego opowiadanie ze smakiem, momentami zabawne. Bardzo podobał mi się motyw muzyczno-kolorystyczny.

 

Całkiem przyjemna lektura, podrzucę do biblioteki :)

Witaj OldGuard! Bardzo mi miło, że opowiadanie Ci się spodobało i dziękuję za klika oraz uwagi ;) 

 

Któryś raz zaczynasz kolejny akapit od postanawiam. 

Nawet nie zwróciłem na to uwagi :) Usunąłem dwa takie przypadki :)

 

Jak wyżej, nie jest to pewnie błąd sam w sobie, ale trochę zakłóca rytm tekstu (paradoksalnie)

W tym miejscu nawet po czasie mam problem z jakąś sensowną podmianą. Wszystkie synonimy też się rymują, a zmiana szyku i formy powoduje, że fragment gryzie się z dalszą częścią… Słowem, tak źle i tak niedobrze :)

Trudno mi sobie to wyobrazić, może lepiej ozdabia lub rozjaśnia? Słowo "wypełnia" jest częściej używane w kontekście wypełnienia jakiejś przestrzeni czy pojemnika czymś, w przypadku twarzy brzmi trochę niezręcznie

Słusznie, podmieniłem :)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cholernie podoba mi się zastosowanie obrazu i hasła! :-))

Jest opowieść, niekiedy ciut "przyładowana" akcją i gadżetami w rodzaju zakonnic, których krew ma kolor i smak różowych landrynek, tygrys i pluszaki bardziej do mnie trafiły. Kolory, barwy, szybkość przemyślałabym i wstrzymywałabym konia:

Sięgam ręką po mosiężną klamkę. Jest zabrudzona, więc pocieram ją intensywnie dłonią. Pod warstwą kurzu kryje się purpurowa farba.

Tutaj, na przykład: "mosiężną", "zabrudzoną", "purpurową". 

Jestem niezwykle dumny, popadam w samozachwyt. A może bardziej w samogwałt? 

Jak przekroczył próg sklepu? Drzwi były zamknięte? Wdarł się, wyłamał zamek, drzwi były otwarte, więc wszedł? Skąd samozachwyt? Do samogwałtu droga daleka, przynajmniej powinien być zadowolony z wdarcia się i sklepu.

Akcję rodzi – dla mnie – kilka rzeczy: ruch, klimat, sytuacja, kontekst oraz brak pośpiechu, gdyż słowo nie jest filmem, czy klipem.

 

Skarżypytuję za pomysł, elementy, które składają się na spójną historię, choć z przysłówkami przesadzasz niemożebnie.

Powodzenia w konkursie!

pzd srd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć Asylum! Dziękuję serdecznie za odwiedziny I komentarz. Super, ze byly elementy, które Ci zie spodobaly ;)

Jak przekroczył próg sklepu? Drzwi były zamknięte?

Drzwi nie były zamknięte. Nieproszonych gości odstraszał znak "tylko dla członków" :)

Skąd samozachwyt?

W tym momencie bohatera ogarnia pewność, że w lokalu znajdzie rozwiązanie swojego problemu. Jak tu nie wpaść w samozachwyt będąc faraonem masturbatorem? ;)

choć z przysłówkami przesadzasz niemożebnie.

Nie ma tygodnia żebym na tym forum nie dowiedział się o jakiejś nowej przypadłości. ;) aktualnie leczę się z zaimkozy, siękozy, mężczyznozy to i zafunduję sobie terapię na przysłowiozę ;) i wrócę silniejszy! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Pozostań sobą i nie lecz się się sam. 

Mogło tak być, czasami jeszcze nie przekręcamy klucza, choć coraz częściej już tak. Samozachwyt popadający w samogwałt? Dla tego drugiego potrzeba byłoby wizji sklepowej. wink

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Samozachwyt popadający w samogwałt? Dla tego drugiego potrzeba byłoby wizji sklepowej.

We śnie wszystkie chwyty są dozwolone ;) Przy okazji jeszcze, dziękuję serdecznie za klika :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Naprawdę nie wiem co Ci napisać.

Z jednej strony opowieść ma tak jednostajny rytm, wszystko pisane krótkimi, jakby rwanymi w połowie zdaniami i źle mi się to czytało, a z drugiej strony ciekawie ujęta synestezja, która gra pierwsze skrzypce, jesli chodzi o zamysł, ale też niezła realizacja konkursowego hasła.

Ogólnie to fanem tego tekstu nie zostaję, jednak uważam, że jest w nim jakiś pomysł i kreatywnie wykorzystane rekwizyty, które dostałeś od organizatora. Moim zdaniem po doszlifowaniu warsztatu możesz zacząć pisać co najmniej niezłe rzeczy, bo masz do tego warunki, i czego Ci życzę. Może spotkamy się pod jakimś innym Twoim tekstem, bo to bodaj pierwszy raz, kiedy czytam coś Twojego autorstwa :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej Outta Sewer! Dziękuję Ci za odwiedziny, komentarz i dobre słowo na przyszłość. Tekst jest bardzo specyficzny, nawet jak na warunki konkursu, stąd nie jest dla mnie szokiem, że Ci nie podszedł;) Grunt, że jakieś tam pozytywy dostrzegasz :)

 

Może spotkamy się pod jakimś innym Twoim tekstem, bo to bodaj pierwszy raz, kiedy czytam coś Twojego autorstwa :)

To akurat nie do końca prawda. Komentowałeś już mój tekst o restauracji serwującej ludzinę i nawet dałeś klika ;) Nie mniej, do zobaczenia! 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Ej, no rzeczywiście :) Wybacz, ale pamięć już nie ta ;)

Known some call is air am

Wybacz, ale pamięć już nie ta ;)

Tu nie ma czego wybaczać, jestem na forum nowy, więc na rozpoznawalność muszę jeszcze zapracować ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nowa Fantastyka