- Opowiadanie: Asylum - Bo przecież Budapeszt wcale nie leży na Węgrzech

Bo przecież Budapeszt wcale nie leży na Węgrzech

Fan­tho­ma­sie, nie jest to pier­wot­ny po­mysł, bo nań nie star­czy­ło czasu, mu­siał­bym jesz­cze upew­nić się co do kilku rze­czy, jed­nak wzię­łam obraz, hasło i b.chciałam się wy­wią­zać. Na­pi­sa­łam hi­sto­rię obok głów­ne­go po­my­słu, a potem przez trzy go­dzi­ny po­pra­wia­łam. Jest po cza­sie, więc bez udzia­łu w kon­kur­sie, mo­żesz nie czy­tać, oce­niać, reaguj.Dla mnie  w za­sa­dzie do­brze się stało, zo­sta­łam zmu­szo­na do wy­pro­du­ko­wa­nia cze­goś, ty nie mu­sisz oce­niać.

Kry­ty­kuj­cie do woli, bo na­praw­dę jest sauté.

 

PS. Z tego wy­bor­cze­go szczę­ścia, za­po­mnia­łam o pod­sta­wie:

obraz “Gol­con­da”; hasło – pi­la­tes dla ne­kro­man­tów.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Bo przecież Budapeszt wcale nie leży na Węgrzech

Moja uko­cha­na,

cze­kam na od­po­wiedź. Wy­pa­tru­ję jej co dnia, idąc z drże­niem serca do skrzyn­ki pocz­to­wej. Gdy klap­ka stoi na sztorc, jest list. Nie­ste­ty nie od Cie­bie. Dla­cze­go, co się stało!? Gdzie je­steś moja umi­ło­wa­na, tak wy­tę­sk­nio­na?

Po­ko­cha­łem Cie­bie przez Twoją mięk­kość i krę­tość, tak różną od sztyw­no­ści moich wło­sów, za to bli­ską ide­ału czcion­ki New Ga­lac­tic. 

Aby zbli­żyć się do Cie­bie, uda­łem się do sieci Sty­li­sha, a tam byli sami nie­mę­scy. Za­po­da­łem:

– Mięk­kie loki i fale.

Bio­styl spry­skał mi głowę czymś pie­ką­cym głowę i wci­snął do kap­su­ły czasu. Unie­ru­cho­mił, wska­zał na przy­cisk awa­ryj­ny. Po­ka­za­łem mu kciu­kiem "Tak trzy­mać", zna­łem te wszyst­kie in­struk­cje i za­bez­pie­cze­nia. To prze­cież była moja ostat­nia szan­sa, aby Cie­bie od­na­leźć! 

Drża­łem. Spy­ta­łem: 

– Jak długo?

– To się jesz­cze zo­ba­czy – od­po­wie­dział wy­mi­ja­ją­co.

Cze­ka­łem w na­pię­ciu. Tkwi­łem wśród in­nych osob­ni­ków płci żeń­skiej. Ci męscy, chyba nie ko­rzy­sta­li z izo­la­to­riów cza­so­wych, lecz mu­sia­łem wy­trzy­mać, bo mia­łem przed sobą cel. Chcia­łem zbli­żyć się do Cie­bie. Wiesz, jak to jest, kiedy uświa­do­misz sobie, że lata lecą, a ty jesz­cze nic nie zro­bi­łeś ze swoim ży­ciem. 

Wresz­cie. Po­ja­wi­li się nie­umar­li. Spa­da­li jak deszcz na tle pa­ste­lo­wej pie­rzei rynku Gol­kon­dy w swo­ich me­lo­ni­kach. Wtedy wie­dzia­łem, że się speł­ni, za­cza­ru­ję rze­czy­wi­stość, wy­krad­ną dla mnie Koh-i Nur, górę świa­tła. 

Morze fa­ce­tów, tro­chę sztyw­nych, twa­rze za­sło­nię­te dla nie­po­zna­ki, wy­dłu­ży­łem ra­mio­na, aby objąć ich wszyst­kich ser­cem i ro­zu­mem. Inni fa­ce­ci Byli tacy jak ja i po­trze­bo­wa­li pi­la­tes. Ich mię­śnie zwiot­cza­ły, ra­mio­na opa­dły, gar­ni­tu­ry spło­wia­ły. 

Żyli, wciąż żyli i po­spie­szy­li z po­mo­cą.

Ocze­ku­ją­cy na kon­takt

An­zelm

 

***

Umi­ło­wa­na,

cią­gle nie mam znaku od Cie­bie. Cze­kam na naj­mniej­szy strzęp wia­do­mo­ści. 

Kie­dyś, a mia­łem wtedy pra­wie skoń­czo­ne trzy­dzie­ści trzy lata i byłem dwa dni po ślu­bie z naj­cu­dow­niej­szą isto­tą, u któ­rej wy­bła­ga­łem za­szczyt uczy­nie­nia mnie mężem, a do­dat­ko­wo cze­kał mnie awans na star­sze­go kru­pie­ra w ka­sy­nie małp i prze­bie­głych szczu­rów, co w tym wieku było nie­zwy­kłe, bo nikt nie za­czy­nał ka­rie­ry tak późno, czu­łem się jak młody bóg. Świat legł u moich stóp i mo­głem się­gać po to, co ze­chcia­łem. 

Się­gną­łem. 

Wtedy roz­ma­rzy­łem się, jakby los ze­słał mi nie dość szczę­ścia. Chcia­łem po­więk­szyć pulę, gdyż była taka jedna spra­wa uwie­ra­ją­ca mnie od dzie­ciń­stwa – sztyw­ne, grube druty za­miast wło­sów. Sam nie lu­bi­łem ich do­ty­kać, nawet grze­bień od­ma­wiał po­słu­szeń­stwa, ła­miąc się na nich. Cho­dzi­łem w czap­kach, co mnie upo­śle­dza­ło jesz­cze bar­dziej. Po nocy ster­cza­ły na wszyst­kie stro­ny. I jak z ta­ki­mi star­to­wać do życia?

Od lat dzie­wię­ciu ro­bi­łem, co mo­głem. Pian­ki, żele, co­dzien­ne ką­pie­le w cuch­ną­cej desz­czów­ce, po któ­rych ponoć miały stać się mięk­sze. Nic z tego, nie wierz­cie re­kla­mom, tward­nia­ły z dnia na dzień coraz bar­dziej. Po kwar­ta­le i dwóch za­pa­le­niach płuc, desz­czów­ko-śnieg prak­ty­ko­wa­łem też zimą, prze­sta­łem. 

Bab­cia przed śmier­cią, ko­cha­na, pod­rzu­ci­ła mi po­mysł z żółt­kiem i przez ko­lej­ny rok za­kra­da­łem się nocką na ro­dzin­ną fermę stru­si, aby wy­kraść ich jaja. Mó­wi­ła o ku­rzych, lecz po­sta­no­wi­łem udo­sko­na­lić prze­pis, bo nie uzna­ję gra­nic, ni kor­do­nów, więc jeśli już, to na maksa. Roz­bi­ja­łem stru­sie jaja na gło­wie, beł­ta­łem je w misce i na­kła­da­łem, a nie wi­dząc re­zul­ta­tów, zwięk­sza­łem czas trzy­ma­nia ich na wło­so­wych prę­tach. Doba i śmier­dzi, uwierz­cie, poza tym nie po­ma­gło! Gdy oj­ciec za­czął szu­kać zło­dzie­ja jaj, od­pu­ści­łem i prze­sze­dłem na jaja kurze, żeby trzy­mać się li­te­ry prze­pi­su.

Za­czą­łem wy­mia­tać ro­dzin­ną lo­dów­kę z ku­rzych jaj. Po­cząt­ko­wo mniej śmier­dzia­ły, choć i tak czap­ka dalej była ko­niecz­no­ścią. Gdy matka za­czę­ła bia­do­lić, gdzie zni­ka­ją jaja i czy na­praw­dę muszę tyle ich jeść, bo jesz­cze mi to za­szko­dzi, zra­zi­łem się do tego spo­so­bu. Efek­tu nie było, więc po co?

Nigdy nie mia­łem od­wa­gi przy­znać się do tego, co robię i jak wiele kosz­tu­je mnie ten pro­blem. Ro­dzi­ce byli do­brzy, lecz to tylko ro­dzi­ce. Wy­wró­ci­li­by do góry ocza­mi, trak­tu­jąc moje zwie­rze­nia jako fa­na­be­rię. Czy wie­cie, jak wy­glą­da­ją włosy po wma­so­wa­niu w nie dwóch stru­sich żół­tek lub czte­rech ku­rzych i jak długo trze­ba to wy­płu­ki­wać w by­strej rzece? Bła­gam, nie pró­buj­cie tego robić, same kosz­ty i cza­so­chłon­ne.

Je­steś dla mnie do­sko­na­ła, uko­cha­na!

 

Od­pisz, cze­kam

An­zelm

 

***

Naj­droż­sza,

minął już rok i nie mam od Cie­bie znaku. 

Po babci deskę ra­tun­ku pod­rzu­cił mi łysy dzia­dek, po­grom­ca słoni, ba­wo­łów i no­so­roż­ców:

– Ko­cha­ny wnuku, znam ten ból. Uro­dzi­łem się w sztucz­nej ma­ci­cy Rep­ti­lian, a oni jak to oni, chcie­li mnie po­pra­wić w tej pro­bów­ce, lecz wy­cię­li nie ten frag­ment i włosy wy­ro­sły za sztyw­ne, a ich licz­ba wiele po­zo­sta­wia­ła do ży­cze­nia. Dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć, li­czy­łem je wprzód i wspak. Pie­lę­gno­wa­łem, lecz kru­szy­ły się szyb­ko, pew­nie i na tym omsknę­ło się Rep­ti­lia­nom, li­ter­ka, błęd­ny znacz­nik. Dla nich to był dro­biazg. Twoja bab­cia po­ko­cha­ła mnie ły­se­go.

– A, po tobie to mam!

– Wy­pluj to słowo, wnuku! Cho­dzi nie­re­gu­lar­nie, może w dru­giej linii, lecz śro­do­wi­sko za bar­dzo się zmie­ni­ło, aby coś wy­ro­ko­wać. Na Rep­ciów nie sta­wiaj, bo spa­pra­ją. Wsz­czep se du­ro­pla­sty albo ter­mo­pla­sty. Choć nie, dru­gie nie wcho­dzą w grę, za dużo po­le­gu­jesz w so­la­riach i na słoń­cu, a i w ka­sy­nie silne świa­tło. Mogą się roz­pu­ścić.

– Nie kom­bi­nuj, mów, co zro­bi­łeś. Ko­cham bab­cię. W kwe­stii dziew­czyn, nie in­te­re­su­ją mnie takie po­cie­sze­nia! – zi­ry­to­wa­łem się współ­czu­ciem, z któ­rym nic nie mo­głem zro­bić.

– Bab­cia jest fajna i moja na wieki, bo jak­żem stary dziad, stanę w szran­ki! 

– Jest też moja, prze­cież wiesz?

– Twoja, ale do łóżka z nią nie pój­dziesz, pla­stra ci nie przy­le­pi i nie bę­dzie gadać. Mu­sisz zna­leźć swoją po­łów­kę po­ma­rań­czy. Nie złość się, znam pewne spo­so­by. Stary, przed­wiecz­ny, ry­zy­kow­ny po­cho­dzą­cy od nie­umar­łych i drugi od ludzi po­cho­dzą­cy. Może ci się spodo­ba, bo ko­lek­cjo­nu­jesz no­win­ki. Każdy ro­dzaj włosa wy­gła­dzi bry­lan­ty­na.

– Masz ją? – Prze­sze­dłem do kon­kre­tów.

– No co ty, ły­si­nę mam sobie na­tłusz­czać, chłop­cze? Zdo­bę­dę po­ma­dę dla cie­bie, nie bój nic.

Prze­sył­ka do­szła po mie­sią­cu. Sto pu­de­łek i w końcu okrą­gły, nie­wiel­ki sta­lo­wy po­jem­nik z na­pi­sem "Sztos". Za­sto­so­wa­łem i świe­ci­łem się jak lu­stro, a cza­sa­mi moje jaja w wy­obraź­ni. Włosy zo­sta­ły ujarz­mio­ne, lecz ocie­ka­ły tłusz­czem, jak­bym je smal­cem po­sma­ro­wał.

Po tym do­świad­cze­niu za­prze­sta­łem eks­pe­ry­men­tów, po­go­dzi­łem się z ksywą „Szczo­ta” i skoń­czy­ło się wzdy­cha­nie do księ­ży­ca: „Eh, gdy­bym miał lut­nię, to jakże pięk­nie bym na niej grał”.

Twój, na za­wsze

An­zelm

 

***

Naj­mi­lej­sza,

uwierz mi, że je­steś naj­waż­niej­sza. 

Wra­cam do sta­re­go wspo­mnie­nia. Przed ślu­bem, po nocy w ka­sy­nie po­sze­dłem do naj­lep­sze­go w mie­ście fry­zje­ra „Ro­co­co” z sieci „Sty­lish”. O tej porze dnia pa­no­wa­ły tam nie­po­dziel­nie mia­sto­we lwice. Sta­łem jak pa­lant przy wej­ściu, a gdy po­de­szła do mnie fry­zjer­ka, po­pro­si­łem o trwa­łą. Była miła, ser­decz­na, za­pro­wa­dzi­ła do fo­te­la, może dla­te­go wie­rzę tej sieci do dzi­siaj i spró­bo­wa­łem po­now­nie. Lep na pchły, a może praw­da.

Za­mkną­łem oczy i pod­da­łem się tor­tu­rze. Na­ło­ży­ła papkę, która pa­li­ła jak dia­bli, gdy ją wma­so­wy­wa­ła. Oczy mia­łem za­mknię­te, wo­la­łem nie spraw­dzać, czy po­zba­wi­ła mnie wło­sów. Roz­ra­do­wa­łem się, gdy prze­sta­ła to robić, do­ce­ni­łem owi­nię­cie cie­płą, zwil­żo­ną szma­tą i w końcu ka­za­ła wstać i usiąść z boku. Jak wtedy wy­glą­da­łem? Chyba wo­la­ła­byś tego nie oglą­dać. Ja też nie chcia­łem, bo ocza­mi wy­obraź­ni wi­dzia­łem te fale ukła­da­ją­ce się wokół twa­rzy i spa­da­ją­ce lekko na ra­mio­na. Tak, byłem eks­cen­try­kiem i uwiel­bia­łem film "Hair". Czu­pry­na, prze­dzia­łek z pra­wej lub lewej, za­leż­nie od na­stro­ju, i ten od­czu­wal­ny je­dwab, gdy będę je cze­sał, a nie szar­pał splą­ta­ne, suche druty.

Za­sia­dłem, chyba, w gro­nie czy­stych samic, jed­nak cza­sa­mi trud­no roz­po­znać płeć w izo­la­to­riach, gdyż ko­ja­rzą się z jed­nym – nie­przej­rzy­stym, umiar­ko­wa­nie smacz­nym mlecz­nym pły­nem. Nada­wa­nie było poza skalą, więc uru­cho­mi­łem Asla­na i za­czą­łem za­czą­łem grać.

Cie­nie prze­bi­ja­ły się przez mleko, może le­piej za­wi­sto­wa­ły. Sil­niej­sze. Ża­ło­wa­łem, że nie mam do­stę­pu do ostat­nie­go zre­kon­stru­owa­ne­go ty­ra­no­zau­ru­sa, naj­le­piej dwóch, które usta­wił­bym z obu stron jak me­cha­nicz­ną za­po­rę. Moja fry­zjer­ka po­de­szła do mnie ze trzy razy i uno­sząc szma­tę wy­dzi­wia­ła:

– No, jakiż to nam się skrę­cik zro­bił? Czy, aby wy­star­cza­ją­co sprę­ży­sty?

Spraw­dza­ła splot.

– Słabo, jesz­cze pięt­na­ście minut. 

Dwie i pół go­dzi­ny, które mo­głem spę­dzić na słoń­cu, wy­le­gi­wać się na skale, swo­bod­nie gra­jąc w Asla­na. Może nawet wspiął­bym się na piąty po­ziom.

Potem była gór­ska ko­lej­ka: zdję­cie szma­ty, roz­cze­sy­wa­nie piór i utrwa­la­nie ich roz­two­rem wol­no-al­ko­ho­lo­wym. Nor­mal­nie bym pro­te­sto­wał, ale było mi już wszyst­ko jedno. Chcia­łem wyjść i my­śla­łem, że każde „tak” przy­bli­ża mnie do tej chwi­li.

Za­pła­ci­łem i po­sze­dłem do domu pie­cho­tą. Wy­sta­wo­we szyby ku­si­ły, aby zer­k­nąć. Po każ­dej ku­li­łem się coraz bar­dziej. Ja, król Lew wy­glą­da­łem po ma­gicz­nej trwa­łej jak Miś ze sta­re­go filmu. Szopa, w do­dat­ku wy­li­nia­ła. 

Po­cie­sza­ła mnie tylko jedna myśl, czego się nie robi dla dru­gie­go czło­wie­ka.

Twój, coraz bar­dziej

An­zelm

 

***

Moja wy­bran­ko,

kiedy sta­ną­łem przed drzwia­mi swo­jej przy­szłej te­ścio­wej, bo wtedy u niej miesz­ka­li­śmy, mój metr sześć­dzie­siąt dzie­więć skur­czył się do jed­ne­go cen­ty­me­tra. Ukło­ni­łem się jak ka­rzeł.

– Bo­żen­ko, po­patrz, nie wy­trzy­mam! Zo­bacz, co on z sie­bie zro­bił! Chodź szyb­ko. – wy­buch­nę­ła śmie­chem przy­szła te­ścio­wa.

Moja przy­szła żona przy­bie­gła i za­wtó­ro­wa­ła. W po­wo­dzi ra­do­ści od­su­ną­łem je i uda­łem się wprost do ła­zien­ki. Nie dało się tego zmyć. Kilka ty­go­dni cho­dzi­łem z fry­zu­rą na „Misia”. 

Bo­że­na ze mną zo­sta­ła, za co je­stem wdzięcz­ny. Ko­cha­ła mnie, lecz już ode­szła, a pro­blem po­zo­stał.

Wy­sła­łem do cie­bie ty­sią­ce li­stów, a po­wie­li­li je za­trud­nie­ni prze­ze mnie ko­pi­ści. Gdzie je­steś? Dla­cze­go się nie od­zy­wasz?

Listy umiesz­czam w bu­tel­kach, wrzu­ca­jąc je do oce­anu, a si­wie­ją­ca, wy­li­nia­ła grzy­wa się usztyw­nia. Nadaj sy­gnał w ko­smos, po­ten­cjal­ny nie­byt. 

Twój na wiek wie­ków,

An­zelm

 

***

Miły An­zel­mie,

do­pie­ro dzi­siaj zdo­ła­łam od­czy­tać Twój list. 

Nie umiem po ludz­kie­mu, je­stem tylko pe­ru­ką, choć coraz bar­dziej za­awan­so­wa­ną dzię­ki ludz­kim twór­com. 

Obec­nie prze­mie­ści­łam się do opusz­czo­nej budy two­je­go psa. Współ­czu­ję, że za­koń­czył żywot, lecz miał na­praw­dę dobre życie z tobą. Nie tre­no­wa­łeś go nad­mier­nie i po­zwa­la­łeś pójść za in­stynk­tem.

Z przy­jem­no­ścią będę Ci słu­ży­ła, jeśli tego po­żą­dasz.

Po­szu­ki­wa­na

 

***

An­zelm za­ło­żył pe­ru­kę. Wresz­cie po­czuł peł­nię. Był kom­plet­ny.

 

***

Sala nie­umar­łych w Gol­kon­dzie.

– Który z was się obu­dził?

Wzdłuż otwar­tych tru­mien nie­umar­łych prze­cha­dzał się nad­zor­ca. Na­słu­chi­wał od­po­wie­dzi.

– Który z was za­po­cząt­ko­wał re­be­lię? Każda zo­sta­nie osza­co­wa­na.

Na­ra­stał szum: "Re­wo­lu­cja peruk? Czy pe­ru­ka jest za­gro­że­niem? Co z mi­ło­ścią".

– Nie ma mi­ło­ści – żach­nął się nad­zor­ca.

Nie­umar­li za­sy­pia­li.

Ne­skan­tos prze­słał do Qu­ive­iry znak zwy­cię­stwa. Dopa dzia­ła.

– Na chwi­lę.

– Wy­star­czy. To była tylko próba.

 

Koniec

Komentarze

Nie zro­zu­mia­łam ty­tu­łu i za­koń­cze­nia, ale listy czy­ta­łam z wy­pie­ka­mi na twa­rzy i wy­ja­śnie­nie ta­jem­ni­cy mnie ujęło i roz­ba­wi­ło.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hej,

 

Drża­łem. Spy­ta­łem: 

– Jak długo?

– To się jesz­cze zo­ba­czy – Od­po­wie­dział wy­mi­ja­ją­co.

Od­po­wie­dział z małej

 

a do­dat­ko­wo cze­kał mnie awans w na star­sze­go kru­pie­ra w ka­sy­nie małp i prze­bie­głych szczu­rów

 

Czy wie­cie, jak wy­glą­da­ją włosy po wma­so­wa­niu w nie dwóch stru­sich żół­tek lub czte­rech ku­rzych i jak długo trze­ba to wy­płu­ki­wać w by­strej rzece?

Ko­men­tarz ży­cio­wy – kie­dyś ba­wi­łam się we wło­sing i chcia­łam prze­te­sto­wać la­mi­no­wa­nie wło­sów. Re­zul­tat mógł być po­dob­ny ^^

 

Moja fry­zjer­ka po­de­szła do mnie ze trzy razy i uno­sząc szma­tę wy­dzi­wia­ła:

prze­ci­nek

 

Chęt­nie bym się do­wie­dzia­ła, jakie było hasło i obraz ;) 

 

Sam tekst, hmm, mam nie­złą za­gad­kę. Listy An­zel­ma sta­no­wią naj­przy­jem­niej­szą część, koń­ców­ka z pe­ru­ką nie do końca do mnie do­tar­ła. W kto­rymś mo­men­cie za­czę­ło mnie też nur­to­wać py­ta­nie – dla­cze­go on nie ze­tnie tych wło­sów? ;)

 

Dzię­ku­ję, Am­bush za prze­czy­ta­nie. Super, że wcią­gnę­ły listy, bo nie mia­łam pew­no­ści. Zaraz prze­czy­tam, i spró­bu­ję po­pra­wić in­ter­punk­cję i błędy, które za­uwa­żę. Tro­chę się tego boję, że bę­dzie ich dużo! Dzię­ku­ję!!! :-))

Tytuł jest zwią­za­ny z mi­ło­ścią, czyli uczu­cie jest nie za­wsze tym czym się na pozór wy­da­je. Co jest lo­gicz­ne, uza­sad­nio­ne. Może być do cze­goś, co nie przy­szło­by nam nawet  do głowy. Silna na­mięt­ność, jak Nia­ga­ra. O, kur­cze, przy­po­mniał mi się film noir z MM. Co w grun­cie rze­czy nas po­ru­sza, czy jest stałe, nie­zmien­ne, czy mo­że­my kie­ro­wać się re­gu­ła­mi, pra­wa­mi? Ostat­nio cho­ler­nie dużo myślę o lo­so­wo­ści, i nie­okre­ślo­no­ści (tu, dłuż­szy przy­pis, bo nie cho­dzi mi o “breję”, czło­wie­ka bez wła­ści­wo­ści, lecz np. wła­sno­ści zgod­ne, które da radę po­mie­rzyć i te nie­zgod­ne. Mamy wła­sno­ści A, B, C, D. A z B da radę po­mie­rzyć tu i teraz, B z C, C z D rów­nież, do­pie­ro A i D są zgod­ne, więc ro­bi­my pętlę, i otrzy­mu­je­my lipę, tj. wynik nie zga­dza się z po­cząt­ko­wym. Niby zro­zu­mia­łe, bo coś się stało po­mię­dzy, nie­mniej zmia­ny A winny dawać okre­ślo­ne zmia­ny w D, jeśli przyj­mu­je­my, że wła­sno­ści są zgod­ne, tj. coś za­le­ży do cze­goś, a nie za­le­ży od cze­goś in­ne­go. Sub­tel­no­ści, bądź cze­goś nie wiemy po­wie­dzą jedni. Nie­ste­ty nie, w sy­tu­acji, gdy mie­rzy­my jed­no­cze­śnie).

Naj­chęt­niej ucie­kła­bym z tej me­ta­fi­zy­ki, gdzie pieprz ro­śnie, gdyż chcia­ła­bym, aby obo­wią­zy­wa­ło prawo racji, tzw. racji do­sta­tecz­nej, pod­sta­wo­wej i nie­pod­wa­żal­nej za­sa­dy me­to­do­lo­gicz­nej. Jed­no­cze­śnie w me­cha­ni­ce kwan­to­wej ona się za­ła­mu­je. Trud­no temu za­prze­czyć, ko­ło­wać. I tutaj mo­że­my przejść do za­koń­cze­nia.

Za­dzia­ła­ły siły, w tym tek­ście zdra­dza­ją  je zmy­sły po­dat­ne­go bo­ha­te­ra i wy­czu­le­nie na nie­umar­łych spa­da­ją­cych z nieba. :D Koń­ców­ka po­ka­zu­je obec­ną sy­tu­ację w Gol­kon­dzie (to praw­dzi­we mia­sto, hi­sto­ria i dia­men­ty), w któ­rym wciąż żyją nie­umar­li. Po co – tego nie wiemy. Są pil­no­wa­ni, lecz kie­dyś wy­kra­dli dopę w trak­cie mo­men­tów ich prze­bu­dza­nia. Te, były ko­niecz­ne dla swo­iste­go pi­la­tes, ćwi­cze­nia mię­śni i umy­słu, gdyż ludz­kie, mar­twe ciało sztyw­nie­je, organ nie­uży­wa­ny uwstecz­nia się. Jeśli pi­szesz tylko na tel. kom­pu­te­rze i spró­bu­jesz  się pod­pi­sać ręcz­nie, prze­ko­nasz się, jak ci idzie.  ;-)

Nie­umar­li za­pla­no­wa­li re­wo­lu­cję. W trak­cie jed­ne­go z prze­bu­dzeń wy­kra­dli dopę, muszą/chcą ćwi­czyć po swo­je­mu, aby wy­rwać się z nie­wo­li/pre­sji. Ta hi­sto­ria jest tego od­pry­skiem, dla­cze­go wła­śnie tutaj za­in­ter­we­nio­wa­li? Może na­mięt­no­ści, wola walki, ak­tyw­ność przy­cią­gnę­ły ich?

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Old­Gard, nie ze­tnie, bo chce mieć włosy, lu­dzie cza­sa­mi upie­ra­ją się przy dzi­wacz­nych spra­wach, lecz dla nich są naj­waż­niej­sze. Dziw­ne, choć ma to sens. Nie za­ry­zy­ko­wa­ła­bym głowy, że za­wsze, ale nie­kie­dy tak.

Za chwi­lę po­pra­wię wska­za­ne, ewi­dent­ne błędy. XD

Jesz­cze raz dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie, że Ci się chcia­ło! :-)) Listy An­zel­ma i dla mnie sta­no­wi­ły clue opo­wie­ści, za­ba­wy, hi­sto­ria o nie­umar­łych oka­za­ła się trud­niej­sza, nie do upa­ko­wa­nia w tek­ście, za małe umie­jęt­no­ści. Obłęd­nią jest dla mnie rze­czy­wi­stość, różne przyj­mo­wa­ne re­al­no­ści, a nie stany psy­chicz­ne, roz­ter­ki i dy­le­ma­ty. 

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Cześć! Bar­dzo po­do­ba­ła mi się przy­ję­ta przez Cie­bie kon­wen­cja, czyli li­stów spod pióra An­zel­ma. Opo­wia­da­nie jest krót­kie, więc prze­czy­ta­łem je prak­tycz­nie jed­nym tchem. Po­mi­mo tego czy­ta­jąc jeden list już za­sta­na­wia­łem się, co bę­dzie w ko­lej­nym :) Lek­tu­ra Two­je­go opo­wia­da­nia była bar­dzo cie­ka­wym i przy­jem­nym do­zna­niem.

 

Zgrzyt po­ja­wił się w mo­men­cie, gdy od­pi­sa­ła pe­ru­ka. Po­czu­łem się, jak­bym zo­stał nagle wy­rwa­ny z bar­dzo przy­jem­nej po­dró­ży. Ten frag­ment nie pa­so­wał mi do resz­ty tek­stu.

 

Za­koń­cze­nia nie oce­niam, nie zro­zu­mia­łem go zu­peł­nie :) (taki to już kon­kurs :P)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

 Witam. Błędy wy­ty­kam ra­czej nie­pew­nie, bo obłęd­nia rzą­dzi się pra­wa­mi, które na­gi­na­ją zdro­wy roz­są­dek, także ten skła­dnio­wy czy zna­cze­nio­wy. 

Nada­wa­nie było poza skalą, więc uru­cho­mi­łem Asla­na i za­czą­łem za­czą­łem grać.

Po­wtó­rze­nie?

 roz­cze­sy­wa­nie piór i utrwa­la­nie ich roz­two­rem wol­no-al­ko­ho­lo­wym.

 wod­no-al­ko­ho­lo­wym?

 

Mi po lek­tu­rze w gło­wie po­zo­sta­ło wię­cej pytań niż od­po­wie­dzi. Wy­ja­śnie­nie “uko­cha­nej” nieco zbyt mało ab­sur­dal­ne w sto­sun­ku do samej formy opo­wia­da­nia o re­la­cji jej i An­zel­ma. Nie widzę jak łączy się wątek nie­umar­łych i wło­sów. Nie mniej – czy­ta­ło się do­brze:)

Oo, jaki wdzięcz­ny obraz. Hasło czy­ta­łam w innym, cie­ka­wa je­stem, jak u Cie­bie się roz­wi­nie.

 

Wiesz, jak to jest, kiedy uświa­do­misz sobie, że lata lecą, a ty jesz­cze nic nie zro­bi­łeś ze swoim ży­ciem.

Skoro zwra­ca się do ko­bie­ty – to nie zro­bi­łaś.

 

Inni fa­ce­ci Byli tacy

byli

Po­mysł na list fajny, nie było jesz­cze w kon­kur­sie. Dzie­ją się dziw­ne rze­czy, więc to już norma przy Obłęd­ni. :D

 

Za to drugi list sporo stresz­cza i wiem, że cięż­ko o coś in­ne­go w kon­wen­cji li­stów, ale nie­ste­ty to za­czy­na mę­czyć.

Nie ro­zu­miem, po co bo­ha­ter robił to wszyst­ko z jaj­ka­mi, skoro nie było efek­tów… Okej, można zgo­nić na ab­sur­dy, no ale… Mało co z tego wy­ni­ka.

Aha, co do wło­sów – sko­ja­rzy­ły mi się z Har­rym Pot­te­rem, on też miał pro­blem z wło­sa­mi, że ster­cza­ły na wszyst­kie stro­ny, a jak Dur­sley­owie ob­ci­na­li, to rosły znowu.

Rep­ti­lia­nie w sumie nie wiem, czy pa­su­ją, ale to świat ab­sur­du, więc okej. Prze­szka­dza mi tro­chę, że oprócz akcji z wło­sa­mi, nie­wie­le tu się dzie­je. (Edy­cja: po ca­ło­ści – okej, Rep­ti­lia­nie pa­su­ją. XD)

 

Chodź szyb­ko. – wy­buch­nę­ła śmie­chem przy­szła te­ścio­wa.

Może:

Chodź szyb­ko. – Przy­szła te­ścio­wa wy­buch­nę­ła śmie­chem.

 

Nie umiem po ludz­kie­mu, je­stem tylko pe­ru­ką, choć coraz bar­dziej za­awan­so­wa­ną dzię­ki ludz­kim twór­com.

Za to ten frag­ment jest fajny, haha, no nigdy bym nie wpa­dła na to, że pisał do pe­ru­ki. XD

 

Myślę, że na plus dla opo­wia­da­nia by­ło­by dać nam coś jesz­cze, co bę­dzie nas moc­niej trzy­ma­ło przy li­stach. Bra­ko­wa­ło mi tutaj wię­cej hi­sto­rii, tego świa­ta. Mocno sku­pi­łaś się na wło­sach i wiem, że dla bo­ha­te­ra te włosy były tak ważne, ale przez to bra­ko­wa­ło szer­szej per­spek­ty­wy.

 

Po­zdra­wiam,

Anan­ke

 

Opo­wia­da­nie dziw­ne. Listy fajne. Ca­łość po­krę­co­na. Ogól­nie nie­źle mi się czy­ta­ło. Twoje wy­ja­śnie­nia można by prze­nieść do opo­wia­da­nia.

Po­zdra­wiam 

 

O, kur­cze, dzię­ki za ko­men­ta­rze. :-)) Zaraz spró­bu­ję od­po­wie­dzieć w tym samym ko­men­ta­rzu, aby  nie mno­żyć bytów. Z re­gu­ła­mi mam tro­chę na ba­kier, sza­nu­ję, lecz nie bez­kry­tycz­nie. Po­pra­wię tekst pew­nie jutro bądź po­ju­trze i udam się po­spiesz­nie do wa­szych opo­wia­dań.

 

@ce­za­ry

Tak, i ja oce­niam przej­ście do pe­ru­ki za zbyt nagłe! Kon­wen­cja­mi zbyt­nio się nie przej­mu­ję, gdy są nie­do­okre­ślo­ne. Chyba nigdy nie po­tra­fi­łam się zmie­ścić w sze­ścia­nie. Ro­dzaj fre­esty­lu wy­mu­sza wolne sko­ja­rze­nia i ba­wi­łam się pi­sząc listy, lecz nie po­tra­fi­łam umie­ścić ich w jed­no­znacz­nym kon­tek­ście. Dzię­ki za po­zy­tyw­ną ocenę od­no­śnie li­stów

 

@ra­fał

Wy­ty­kaj błędy do woli i nie przej­muj się zbyt­nio od­bio­rem. :-)) Pierw­sza po­praw­ka w punkt, z dru­gim sfor­mu­ło­wa­niem się bok­so­wa­łam, więc jeśli wy­ła­pa­łeś – ozna­cza, że jest nie­ja­sne i durne. Chwa­ła bohu, że czy­ta­ło się do­brze, a po­łą­cze­nia? Cóż, py­ta­nia mnożą się jak kró­li­ki, potem ko­ma­ry, lecz ponoć się zmie­nia. 

 

@ Anan­ke

Część po­pra­wek – wpro­wa­dzę. Są super. :-)) Kiedy po­pra­wiasz, za­czy­nasz zmie­niać i za­czy­na się. ma­ka­bra. Jedno, dru­gie i zer­kasz, chcesz lekko coś udo­sko­na­lić i ge­ne­ru­jesz ko­lej­ne błędy.

Za to drugi list sporo stresz­cza i wiem, że cięż­ko o coś in­ne­go w kon­wen­cji li­stów, ale nie­ste­ty to za­czy­na mę­czyć.

Nie ro­zu­miem, po co bo­ha­ter robił to wszyst­ko z jaj­ka­mi, skoro nie było efek­tów… Okej, można zgo­nić na ab­sur­dy, no ale… Mało co z tego wy­ni­ka.

Stresz­cza– nie stresz­cza, dla mnie uza­sad­nia pęd, ob­se­sję. Skąd bo­ha­ter miał wie­dzieć, że nie dzia­ła­ją me­to­dy, jeśli ich nie spró­bo­wał, zwe­ry­fi­ko­wał? XD

I mi, bra­ku­je hi­sto­rii świa­ta peruk i Gol­con­dy. Gdy sku­piasz so­czew­kę na bo­ha­te­rach, za­po­mi­nasz o bożym świe­cie, trak­tu­jąc go jakby ist­niał, był chle­bem po­wsze­dnim dla czy­tel­ni­ków.

 

@AP

Cie­szę się, że listy fajne, a ca­łość po­krę­co­na, w końcu miało być na kon­kurs "Obłęd­ni". :-)) Nie umiem do­brze prze­kształ­cać myśli w fa­bu­ły. Trud­ne – dla mnie.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Hmmm. Wielu rze­czy nie zro­zu­mia­łam, a to, co zro­zu­mia­łam, mi nie po­de­szło.

Same listy za­ko­cha­ne­go po uszy to nie moja bajka.

Tym bar­dziej, że facet jest nar­cy­stycz­ny i bar­dziej skon­cen­tro­wa­ny na swoim wy­glą­dzie niż na­sto­la­tek prze­czu­lo­ny na punk­cie prysz­czy.

Niech sobie kocha, kogo i co chce, ale me­to­da wy­sy­ła­nia li­stów? OK, kon­kurs ma swoje prawa. Oba­wiam się jed­nak, że ja nawet we śnie nie wpa­dła­bym na coś ta­kie­go.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No nie­ste­ty się mocno za­gu­bi­łem i nie od­na­la­złem. Był ab­surd i sza­leń­stwo po­szcze­gól­nych sce­nek ale nie po­tra­fi­łem zle­pić tego w jedną ca­łość, w jedną opo­wieść.

Forma li­stów nawet w tym wy­pad­ku wy­da­ła mi się w po­rząd­ku. Bo niby za­czy­na się jak list a potem idzie­my w obłęd :)

Po­do­ba­ła mi się też pe­ru­ka, któ­rej per­spek­ty­wa cał­kiem mnie za­sko­czy­ła :)

 

Po­zdra­wiam i po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

Dziw­ny tekst (i cie­ka­wy), za to plus, ale mam wra­że­nie, że obec­ność nie­umar­łych wrzu­co­na na siłę albo po pro­stu cze­goś nie zro­zu­mia­łem.

To chyba no­stal­gia, jedna wiel­ka tę­sk­no­ta za tam­ty­mi cza­sa­mi, tamtą modą, mu­zy­ką, sty­lem, ży­ciem...

Hej!

Moje uwagi pew­nie w ja­kiejś czę­ści (może nawet spo­rej) będą się po­kry­wać z przed­pi­ś­ca­mi.

Przede wszyst­kim fajny po­mysł na formę, którą na­zwał­bym opo­wia­da­niem epi­sto­lar­nym. Nawet jakoś mocno, mimo ga­tun­ku, się nie gu­bi­łem (z pew­ny­mi wy­jąt­ka­mi, o czym zaraz bę­dzie) – w każ­dym razie w swo­ich tek­stach po­tra­fi­łaś “pod­ta­piać” swo­je­go czy­tel­ni­ka bar­dziej. ;-)

Pew­nie będę w mniej­szo­ści, ale to wpro­wa­dze­nie pe­ru­ki jako ele­ment za­sko­cze­nia, czy forma zwro­tu, nawet przy­pa­dło mi do gustu. Cho­ciaż myślę, że to pew­nie le­piej by wy­pa­dło, gdyby opo­wia­da­nie było jed­nak nieco bliż­sze hu­mo­ry­stycz­ne­mu (tam tego typu ab­sur­dal­ne wstaw­ki są chyba ła­twiej ak­cep­to­wa­ne).

Na­to­miast muszę przy­znać, że kom­plet­nie po­le­głem na zro­zu­mie­niu ty­tu­łu i za­koń­cze­nia. ;)

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Z koń­cem roku mam coraz mniej czasu. :-(

Fin­klo

Wi­do­mix, że listy za­ko­cha­ne­go po uszy to nie Twoja bajka. Czy facet jest nar­cy­stycz­ny? Nie wiem, na­to­miast dla niego ważny jest wy­gląd, czy prze­czu­lo­ny – praw­da, lecz nie mi go oce­niać, bo dla niego to po­zo­sta­je wy­znacz­ni­kiem, sądzi że po tym oce­nia­ją go inni, tak jak on sie­bie. Łapie się bu­te­lek, bo mu po­zo­sta­ły.

Szko­da, że nie po­de­szło, cho­ciaż ro­zu­miem. Dzi­siaj, gdy czy­tam – ska­so­wa­ła­bym. Pi­sa­łam pod wra­że­niem spek­ta­klu Te­atru Wy­brze­że "Romeo i Julia is not dead". Przy­ja­ciół­ka nie po­zo­sta­wi­ła mi wy­bo­ru, prze­mil­cza­łam więc kry­tycz­ne re­cen­zje i do­łą­czy­łam. Kur­cze, był dobry. Sala pełna, kupa wy­da­nych wej­śció­wek, a na końcu sama wsta­łam i ręce zło­ży­ły się do aplau­zu!

edwar­dzie

Faj­nie że forma li­stów była skład­na i po­ja­wi­ło się za­sko­cze­nie od­no­śnie obiek­tu. :-)

Nie­zro­zu­mia­łość chyba przy­le­ga do mnie jak druga skóra. xd Muszę dać sobie spo­kój z pu­bli­ko­wa­niem, po pro­stu. 

fan­tho­ma­sie

Dzię­ki za ju­ror­ski ko­ment! :-)

Obłę­du się nie ro­zu­mie, zna­czy – ja go nie ro­zu­miem. xd Cho­ler­nie wielu rze­czy nie ro­zu­miem i nawet nie mia­ła­bym śmia­ło­ści, aby tłu­ma­czyć, np. "jest tak i tak". Obłęd, racje nie są ra­cjo­nal­ne, a lo­gi­ka jest je­dy­nie przy­dat­nym na­rzę­dziem, ze wszech miar po­ży­tecz­nym, lecz nie­do­sko­na­łym. Obec­nie świat od­bie­ram jako zwa­rio­wa­ny, a mój kraj – mam na­dzie­ję – tro­chę się usta­bi­li­zu­je, zra­cjo­na­li­zu­je, sta­jąc się bar­dziej prze­wi­dy­wal­nym, cho­ciaż to. ;-)

Wy­tło­ma­czę się (nie ma li­te­rów­ki), bo pi­sa­łam z ob­li­ga­cji dla kon­kur­su i Cie­bie, choć wiem że to nie ma sensu, po­nie­waż tekst jest za­mknię­tą opo­wie­ścią, bez przy­pi­sów i wy­ja­śniac­twa.

Bę­dzie więc tylko teraz i dla Cie­bie.

Hi­sto­ria wzię­ła swój po­czą­tek od ob­ra­zu Ma­grit­ta i nie­umar­łych, któ­rzy muszą wy­ko­ny­wać pi­ru­ety, aby wpra­wiać swoje kości w ruch ina­czej zga­sną, tak na­praw­dę. Gdy duch umie­ra, zbli­ża się ko­niec. Lubię do­pro­wa­dzać rze­czy do krań­ców, więc wy­my­śli­łam sobie dwa świa­ty, w jed­nym lu­dzie są żywi, choć duch w nich umarł i świat nie­umar­łych, eg­zy­stu­ją­cych w Gol­kon­dzie, mie­ście dia­men­tów, w któ­rym duch wciąż żyje i budzi się oka­zjo­nal­nie. "Dusz­ny" ra­chi­tycz­nie eks­plo­du­je przy po­mo­cy "dopy", ten po­zor­nie żywy karmi się samym cia­łem, re­agu­je bez­re­flek­syj­nie, wspo­mi­na­jąc mi­nio­ne. Masz rację: "Tę­sk­ni za tam­ty­mi cza­sa­mi, tamta modą, mu­zy­ką, sty­lem, ży­ciem". Czy słusz­nie czy nie, nie mi to roz­są­dzać, bo od­naj­du­ję się cza­sa­mi w ułam­kach zda­rzeń, a nie nar­ra­cjach. Może coś ich łączy? Cza­sa­mi ob­ser­wu­jąc wojnę w Izra­elu o tym dumam. Sza­le­nie zło­żo­ne, bo węzeł gor­dyj­ski. Przy­glą­dam się od dawna, dzi­siaj za­ku­pi­łam nowe kilka ksią­żek, słu­cham pod­ca­stów i nie po­tra­fię zająć stro­ny

In­cy­den­ty w moim wy­my­ślo­nym świe­cie po­ja­wia­ją się, wtedy, gdy dusze uzy­sku­ją ciało i silna po­trze­ba/drive wy­peł­ni pole czło­wie­ka. Jedni widzą świat dru­gich i re­agu­ją na sie­bie. 

Witaj, CMie. :-)

Miło mi, że sko­men­to­wa­łeś, a pod­ta­piać po­tra­fię, oj, po­tra­fię, choć przy­ga­niał kocił garn­ko­wi. XD

Z hu­mo­rem zro­zu­mia­łym pew­nie bę­dzie ła­twiej, gdy rze­czy­wi­stość wokół sta­nie się ciut bar­dziej prze­wi­dy­wal­na, bo po­ziom ab­sur­du z waż­ki­mi kon­se­kwen­cja­mi wpro­wa­dza­ne­go/przy­kle­pa­ne­go w cza­sie ostat­nich sze­ściu lat wbił mnie głę­bo­ko pod zie­mię. 

Tytuł jest ab­sur­dal­ny i sym­bo­licz­ny: mi­łość można lo­ko­wać wszę­dzie, więc uko­cha­ną może być pe­ru­ka. Za­koń­cze­nie jest spi­sko­wą teo­rią dzie­jów, ze gdzieś ktoś po­cią­ga za sznur­ki – wiwat ra­cjo­nal­ność i przy­czy­no­wość. xd

Dzię­ki za tyle ko­men­ta­rzy! :-))

pzd srd

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Hej Azy­lum. Nic z tego nie zro­zu­mia­łam ale taka jest ob­łed­nia. Naj­waż­niej­sze, że spodo­ba­ło mi się. Chcia­łam wie­dzieć do kogo on pisze, chcia­łam, żeby do­stał list a jak go już do­stał to roz­wa­ża­łam, czy le­piej by­ło­by bez. wink

I teraz naj­waż­niej­sze. Po­bu­dzi­łaś czy­tel­ni­ka do roz­wa­żań. A więc… Po­tra­fisz.  …ergo – pisz dalej. 

Cześć, Nova!

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie, po­wo­li za­czy­nam czuć się głu­pio z po­wo­du tej nie­zro­zu­mia­ło­ści. xd Nic to, naj­waż­niej­sze, że się spodo­ba­ło. :-)

Dzię­ku­ję za za­chę­tę, sama nie wiem. Skro­bać pew­nie będę, gdyż daje mi to od­skocz­nię do wol­nych sko­ja­rzeń, eks­plo­ra­cji rze­czy­wi­sto­ści w zu­peł­nie in­nych spo­sób. Ogrom­nie lubię Was, NF, sf, więc pew­nie nie po­wstrzy­mam się od czasu do czasu przed pu­bli­ko­wa­niem. Kie­dyś jeśli los po­zwo­li stanę się roz­waż­niej­sza, kto wie? 

Dzi­siaj oglą­da­łam “11 minut” Sko­li­mow­skie­go. Obłęd­na mu­zy­ka My­kie­ty­na  męczy i drę­czy, dro­bia­zgo­wo roz­pra­co­wa­ne epi­zo­dy, mega praca ope­ra­to­ra opo­wia­da­ją­ce­go epi­zod z po­zy­cji psa. Ob­ra­zy ro­ze­dr­ga­ne. Dys­ku­sja po fil­mie – burz­li­wa. Do mnie chyba nie tra­fi­ło, do­ce­niam formę, treść lekko prze­brzmia­ła, no, ok, obec­na, lecz nie­wie­le wnosi, to chyba mój pro­blem, nie filmu, bo od­bie­ram jako od­cho­dzą­ce, chcę przy­szło­ści.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Jedno, dru­gie i zer­kasz, chcesz lekko coś udo­sko­na­lić i ge­ne­ru­jesz ko­lej­ne błędy.

Skąd ja to znam… :)

 

Skąd bo­ha­ter miał wie­dzieć, że nie dzia­ła­ją me­to­dy, jeśli ich nie spró­bo­wał, zwe­ry­fi­ko­wał? XD

Ale on w pew­nym mo­men­cie wie­dział, że nie dzia­ła­ją i dalej pró­bo­wał, no chyba że uznał, że musi coś zro­bić tyle razy, aż za­dzia­ła i się w to wplą­tał bez resz­ty… XD

Anan­ke, chyba wresz­cie "zła­pa­łam", o co Ci cho­dzi. :-)

> Skąd bo­ha­ter miał wie­dzieć, że nie dzia­ła­ją me­to­dy, jeśli ich nie spró­bo­wał, zwe­ry­fi­ko­wał? XD

>> Ale on w pew­nym mo­men­cie wie­dział, że nie dzia­ła­ją i dalej pró­bo­wał, no chyba że uznał, że musi coś zro­bić tyle razy, aż za­dzia­ła i się w to wplą­tał bez resz­ty… XD

 

Dla­cze­go facet opi­sy­wał swoje ko­le­je losu, po­stę­po­wa­nie z "kło­po­tem" w li­stach do uko­cha­nej?

Z dzi­siej­sze­go pktu wi­dze­nia, gdy pa­trzę na ten tekst, oczy­wi­ste wy­da­ją mi się dwa po­wo­dy. Pierw­szy,  moja świa­do­ma de­cy­zja: bo­ha­ter prze­ko­nu­je uko­cha­ną o sile swo­ich uczuć przez po­ka­za­nie wagi pro­ble­mu i tego, jak za­cie­kle – w grun­cie rze­czy – wal­czył z prze­ciw­no­ścia­mi, aby z nią być. Jasne, zdaje się lekko ab­sur­dal­ne, bio­rąc pod uwagę uko­cha­ną, lecz nie mnie wy­ro­ko­wać.

Drugi powód wtar­gnął nie­po­strze­że­nie, nie­ja­ko sam z sie­bie, jako ro­dzaj ge­ne­ra­li­za­cji z ob­ser­wa­cji za­lo­tów męż­czyzn do ko­biet, tj. czę­ściej mówią o sobie. :-))

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Dzień dybry,

 

Bio­styl spry­skał mi głowę czymś pie­ką­cym głowę

 

Inni fa­ce­ci Byli tacy jak ja i po­trze­bo­wa­li pi­la­tes.

→ Inni fa­ce­ci byli tacy jak ja i po­trze­bo­wa­li pi­la­te­su.

 

poza tym nie po­ma­gło!

 

Nada­wa­nie było poza skalą, więc uru­cho­mi­łem Asla­na i za­czą­łem za­czą­łem grać.

 

Moja przy­szła żona przy­bie­gła

Zaraz, to do kogo ten An­zelm pisze listy? My­śla­łam, że do swo­jej uko­cha­nej. Leci na dwa fron­ty?

 

Aha, bo on pisał do pe­ru­ki, okej :P

 

 

Ni cho­le­ry, nic z tego opo­wia­da­nia nie sku­ma­łam. Ja ro­zu­miem, że to jest Obłęd­nia, ale nawet sny mają jakąś tam swoją lo­gi­kę.

Tekst jest na­pi­sa­ny nie­ste­ty nie­chluj­nie, chyba go nie prze­czy­ta­łaś przed pu­bli­ka­cją. Jest dużo po­wtó­rzeń, o błę­dach in­ter­punk­cyj­nych już nie wspo­mi­na­jąc, któ­rych nie chcia­ło mi się wy­mie­niać.

No ale za­wsze są ja­kieś plusy – w sumie za­koń­cze­nie jest za­baw­ne :) i po­mysł – bez wąt­pie­nia ory­gi­nal­ny.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie i życzę uda­ne­go Syl­we­stra!

Bez sztu­ki można prze­żyć, ale nie można żyć

Przy­jem­nie się czy­ta­ło :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki, Anetheart 

Sza­le­nie ła­god­na z cie­bie osoba. Gdy prze­czy­ta­łam ten tekst, ręce mi opa­dły, szor­ty i spód­ni­ca tu­dzież. Toć to jest nie­zro­zu­mia­łe. Kosz­mar.

Ci fa­ce­ci i fa­cet­ki – ne­kro­man­ci, le­d­wie wspo­mnia­ni, mieli być straż­ni­ka­mi z Gol­kon­dy, twier­dzy ochra­nia­ją­cej ko­pal­nie dia­men­tów, z któ­rych ponoć po­cho­dzi słyn­ny Koh-i-Nor. Miał być drugi, rów­no­le­gły wątek, który się ulot­nił, choć miał być rów­no­waż­ny do pe­ru­ki, gdyż pra­gnie­nie po­wo­ła­ło/umoż­li­wi­ło re­ak­ty­wa­cję/próbę ne­kro­man­tów. Eh. Słabo.

Czas jest nie­zły w we­ry­fi­ko­wa­niu za­mie­rzeń i tego, co wy­szło. :D

 

pzd srd :-))

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Nie wszyst­ko zro­zu­miał, ale gład­ko, z uśmie­chem czy­tał i dał się za­sko­czyć za­koń­cze­niem. W końcu to Obłęd­nia. :)

Obłęd co do za­sa­dy jest nie­zro­zu­mia­ły ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka