
Przedmowy nie uznano za konieczną.
Przedmowy nie uznano za konieczną.
W domu, kiedy zostawałem w nocy sam, skupiałem się na dźwiękach, na tych wszystkich odgłosach, które są zbyt ciche i nieistotne, aby rejestrować je za dnia.
Siadałem wtedy w fotelu i słuchałem nocy. Szklanych pyknięć stygnących żarówek, elektrycznego pisku wyłączonego telewizora, skrzypnięć i drewnianych trzasków schodów prowadzących na piętro. Szurnięć w ścianach, agregatorowych zawodzeń lodówki, basowego szumu wody, pchanej ciśnieniem wewnątrz stalowych paneli kaloryferów.
I choć znałem pochodzenie tych wszystkich dźwięków, to zawsze powodowały we mnie dziwny lęk, nieskonkretyzowany niepokój.
Nocą każdy odgłos brzmi obco.
Tutaj również siedzę na fotelu, a za oknami mam noc. Jest przede mną, za mną, nad i pod, wszędzie dookoła. Tutaj wszystko brzmi obco.
Nie tak dawno dźwięki wokół niosły za sobą zapewnienie, że wszystko jest w porządku. Popiskiwanie pulpitu sterowniczego, szum systemów napowietrzających, syknięcia zaworów bezpieczeństwa. Nawet sporadyczne trzaski konstrukcji, zawodzenia powodowane chwilowymi naprężeniami i jednostajny, odległy huk silników mówiły nam, że wszystko jest OK, że nie mamy się czym martwić. Ale wtedy byliśmy my, a teraz jestem już tylko ja. A ze mną śpiew kosmosu, łapany przez anteny i wtłaczany przez głośniki do wnętrza mojej puszki. Do wnętrza moich uszu. Do wnętrza czaszki.
Jak nazwać mnie i moją łupinę jednym słowem? Naszą sytuację, położenie w kontekście środowiska, przez które dryfujemy? Jak nazwać pojedyncze drzewo na środku pustyni? Pionową skałę wystającą ponad wody bezkresnego oceanu? Samotnego człowieka pośród zimnej bieli Antarktydy?
Obcym?
Kiedyś myślałem, że obcość wynika z niezrozumienia. Teraz już wiem, że bardziej z niedopasowania. Lecz też nie do końca. Czy tysiąc drzew na środku pustyni jest obcym widokiem? Czy jest nim skupisko setek skał i wysepek na oceanie? A stuosobowa ekspedycja arktyczna? Obcość bierze się z samotności, z jednostkowości, z unikatowości wobec otoczenia.
Odkąd reszta zginęła, ja jestem obcym.
Nie wiem, ile to już trwa, ile jeszcze wytrzymam, nie wiem, czy ktoś mnie szuka, nie wiem, nie wiem, nie wiem…
Wstaję z fotela, odbijam się i w zerowej grawitacji przepływam tunelem do śluzy, otwieram ją, lecę do najbliższego rozgałęzienia. Ostrożnie, żeby nie zakłócić panującej wokół ciszy, aby jej nie sprofanować.
We własnych domach nocą też zachowujemy się ciszej. Kiedy jesteśmy w nich sami, ostrożniej zamykamy drzwi, stąpamy delikatniej, z mniejszą nonszalancją wkładamy naczynia do zlewozmywaka. Mamy wdrukowany w umysły atawistyczny lęk przed tym, co może czaić się w mroku, choć w bezpiecznych domach nic czaić się przecież nie może. Jesteśmy cichymi ofiarami, które nie chcą zwrócić na siebie uwagi równie cichych drapieżników.
Chwytam drabinkę, wyhamowuję, zmieniam kierunek. W lewo do ładowni. Nie jadłem od… Nie wiem. Mam jeszcze całkiem sporo zapasów, jednak kiedyś się skończą.
Pięć tubek. Dwie żółte, dwie brązowe i jedna czerwona. Czym się zaskoczę? Niczym. Pamiętam, co kryje każdy kolor, każdy odcień: kanarkowe tofu, szafranowy makaron, dębowe ragout, kasztanowy stek, cynobrowa panna cotta.
Wracam do kokpitu, płynę do rozgałęzienia.
Wtem syk zza poliwęglanowego panelu. To tylko zawór, a mimo to wzdrygam się i wbijam głowę w ramiona. Byle do kokpitu, do fotela, tam jest inaczej, bardziej znajomo, bezpieczniej.
I nagle słyszę, jak coś stuknęło metalicznie, gdzieś z korytarza prowadzącego do silników.
Łapię drabinkę, staję w miejscu. Z mocno bijącym sercem nasłuchuję. Ten dźwięk jest nowy, inny niż te, które znam, których przyczynę mogę nazwać. Jest obcy podwójnie, bo obcy dla ciszy otaczającej mnie pustki i obcy dla mnie. Czekam na jego powtórzenie, oddycham płytko, by go nie zagłuszyć, jeśli znów się pojawi.
Mijają minuty. Śmieję się z samego siebie, z moich obaw, bo przecież jestem tutaj sam, a mimo to lęk nie pozwala mi się ruszyć. Mija godzina, dźwięk nie nadchodzi. Przełamuję paraliż, odpycham się i znów płynę.
Na rozgałęzieniu do kokpitu.
Kątem oka dostrzegam ruch na końcu tunelu do maszynowni. Puls zamiera, wraz z nim oddech, włosy stają dęba.
Uciekać. Myśli wirują, pędzą po spiralnej trajektorii, wciągane przez czarną dziurę paniki, nieskonkretyzowane, nieuformowane. Nie da się z nich stworzyć niczego, co ma początek i koniec, co można nazwać i określić, co można zapamiętać i rozważyć.
Wpadam do kokpitu. Upuszczam tubki, które rozlatują się na wszystkie strony. Odwracam się i uderzam w przycisk zamykający śluzę. Wyobraźnia podsuwa macki, szpony, szypułki, długie palce, ostre pyski, metalowe ramiona blokujące właz, ale nic się nie dzieje. Drzwi zasuwają się, a ja stoję przy wizjerze, wpatrując się w pusty korytarz za kilkoma centymetrami stali. Szukam ruchu, ale nie znajduję, nasłuchuję nowych dźwięków, ale żadne nie nadchodzą.
Wyłapałem wszystkie tubki.
Jem, wyciskam je i patrzę na śluzę. Czekam na metaliczny odgłos. Pulpit sterujący piszczy bezustannie, od dawna sygnalizując awarię, której nie jestem w stanie zaradzić. Nikt nie jest i nikt nigdy nie był.
Zasypiam. Budzę się zmęczony. Zamykam oczy i znów zasypiam. Budzę się, choć nie chcę, zaciskam powieki, zwijam się w kłębek na fotelu. Zasypiam, budzi mnie pęcherz, robię, co muszę, wracam na fotel. Zasypiam. Budzi mnie głód.
Od jak dawna nie jadłem? Nie wiem, chcę zasnąć, ale nie mogę. Muszę coś zjeść.
Odbijam się od fotela i słyszę, jak coś uderza o gródź, dzielącą kokpit od reszty. Metaliczne stuknięcie, a w rogu iluminatora przesuwa się fragment czegoś – cień, kształt.
Chcę złapać podłokietnik fotela, ale jest na to za późno. Dryfuję, macham rękami, choć wiem, że nic to nie da. Wyciągam dłoń przed siebie, by wyhamować przed śluzą, palce prawie dotykają grodzi. Pulpit drwi ze mnie popiskiwaniem, systemy podtrzymywania życia, hucząc, naigrawają się z mojego strachu, zawory syczą z pogardą.
I wtedy ponownie dołącza do nich metalowe stuknięcie.
Rozpłaszczam się na grodzi, twarz przywiera do szkła. Nic. Tylko pusty tunel.
Mam tego dość. Nie ma we mnie odwagi, jest tylko desperackie pragnienie, żeby to się skończyło. Uderzam dłonią w przycisk, śluza rozsuwa się, a ja czuję mrowienie w całym ciele. Myśli ulatują, przeciekając przez czaszkę, jak woda przez durszlak, źrenice rozszerzają się, widzę ostrzej i wyraźniej. Wypatruję cichego drapieżnika, który czai się za progiem. A zamiast niego dostrzegam narzędzie.
Akumulatorową wiertarkę. Udarowy wkrętak z wiertłem dziesiątką.
Wstrząsają mną spazmy, śmieję się, rwąc każdy chichot w połowie i zamieniając go w ciężki oddech. Biorę narzędzie do ręki i wracam na fotel.
Dopiero teraz dostrzegam, że na pulpicie przybyło mrugających rubinowo kontrolek. Czujniki bliskiego zasięgu.
Podnoszę wzrok, spoglądając przez grube szyby kokpitu w przestrzeń, i widzę. To wisi przed dziobem statku. Jest czarniejsze od kosmosu, opalizuje, kiedy drga i wypuszcza przed siebie hebanowe sploty, pełznące do mnie przez pustkę.
I nagle nowy dźwięk. Głośny, ostry, rozrywający ciszę. Nowy rubin na pulpicie. Rozszczelnienie kadłuba w magazynie.
Zaciskam dłoń na wkrętaku, palec kładę na spuście. Naciskam go i wpatruję się w czoło wirującego, srebrnego wiertła, słucham wizgu elektrycznego silnika. Nie dźwięczy obco. Jest dzień, już nie jestem sam w domu.
Uśmiecham się. Czy nawoływanie po imieniu nie brzmi inaczej na osiedlowej uliczce w blasku dnia, a inaczej na tej samej uliczce, ale o północy? Niesie za sobą inną paletę możliwości, inną gamę emocji.
Odwracam się wraz z fotelem w stronę korytarza, wkrętak ciągle działa, trzeszczy elektrycznie.
Nie zamknąłem śluzy, ale to nie ma znaczenia. To idzie do mnie, przelewa się tunelem, wypełniając go mrokiem. Czepia się drobnymi mackami wszystkich powierzchni, jakby je badało. Pochłania metr za metrem.
To nie jest obce. Jest u siebie. Ja jestem obcym. W nie swoim domu.
Wizg zwalnia i zamiera.
A noc na powrót staje się zupełnie cicha.
Kiedyś czytałam „Objawienie” Ferreiry. Dawno temu. Nic już nie pamiętam, poza tym, że podczas lektury towarzyszyła mi myśl, jak perfekcyjnie i precyzyjnie autor nazwał TO (nawet nie wiem co), co ja czułam/o czym wówczas myślałam, ale skonkretyzować swoich ulotnych wrażeń nie potrafiłam. Nigdy już nie wróciłam do tej książki, może z obawy, że moje „objawienie”, po latach, okaże się jakąś pomyłką albo złudą, albo że się rozczaruję. Niech lepiej sobie trwa w dawnej formie.
Dziś, czytając A noc na powrót staje się zupełnie cicha, przypomniałam sobie tamte moje odczucia i tamten, pełen zdumienia podziw dla subtelności i absolutnie zaskakującej trafności, z jaką niektórzy potrafią ująć w słowa przeróżne człowiecze enigmy. Bardzo piękny tekst napisałeś, Anonimie. Piękny – w tym najprostszym, szlachetnym znaczeniu i niezwykle uniwersalny. Poruszył mnie, przeraził, pozwolił pomyśleć, pogrzebać „w sobie”. Podziwiam. Pzdr.
Czytając poczułam dość szeroką gamę doznań. Na początku przypomniało mi się nocowanie u dziadków. Mieszkali na ostatnim piętrze starej kamienicy i w nocy słyszałam gruchanie gołębi, trzeszczenie desek i szum wiatru. A poza tym oczywiście jęk duchów, lepki ślizg ektoplazmy i takie tam;)
Potem była część sf, taka dość konwencjonalna, samotny kosmonauta, zagubiony gdzieś w przestrzeni. Czytało się dobrze, ale bez rewelacji.
Za to końcówka mnie sponiewierała. Poczułam ten klaustrofobiczny lęk, świadomość zbliżania się nieuniknionego. Krótkie, a mocne.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Witajcie :)
@w_baskerville
Dziękuję Ci bardzo za te niesamowicie miłe słowa. Cieszę się, że tekst Ci się spodobał. Napisałom go, ponieważ ostatnio próbowałom swoich sił w stylistyce i konwencji, która zupełnie mi nie leżała, przez co męczyłom się okrutnie w trakcie procesu twórczego. Ten tekst to taki detoks od tamtego, wcześniejszego – jest mój, napisany tak jak ja chcę i czuję.
Wspomnianego przez Ciebie “Objawienia” nie czytałom, ale dla mnie takimi powieściami, które dotykają mnie, pozwalają na refleksję, pogrzebanie w sobie i w ogóle zachwyt nad umiejętnością autora do opisywania stanów duszy są te napisane przez Murakamiego, w szczególności “Koniec świata i hard-boiled wonderland”. Oczywiście nie porównuję siebie i mojej pisaniny do czegoś tak wybitnego jak cokolwiek, co wyszło spod pióra Murakamiego, ale staram się czasem oddać stany mojej duszy w tym co piszę. I cieszy mnie bardzo Twoja opinia. Bardzo za nią dziękuję. No i za klika, a także za reklamację, którą złożyłaś w odpowiednim wątku nominacyjnym ;)
@Ambush
Tylko nocowanie u dziadków? Mieszkałom w kliku domach, w tym na gospodarstwie rolnym i w kamienicy, i te dźwięki są wszędzie, te zwyczajne, których nie słyszymy w dzień, bo dzień to domena gwaru. I dopiero nocą, kiedy gwar ustępuje miejsca ciszy, możemy się wsłuchać w tykanie licznika gazowego podczas poboru, w śpiew agregatu chłodziarki, w te odgłosy, które spokój nocy odkrywa przed nami, stanowiąc swoją ciszą odpowiednie dla nich tło.
Część sf jest, owszem, konwencjonalna, ale samotny kosmonauta w cichej i ciemnej pustce kosmosu to odpowiednie postać i środowisko do tego, by wsłuchać się w ciszę, w to co ją zakłóca, to co znajome i to, co obce. Kosmonauta wsłuchuje się również w siebie, w swoje lęki i obawy, wynikające z beznadziejności swojego położenia. Nic innego mu nie zostało. Ta część też jest odpowiednim preludium dla zakończenia, w którym lęk się materializuje, okazuje się bezpodstawnym, a chwilę później materializuje się w dwójnasób. Można zakończenie odczytywać dosłownie, można też mniej dosłownie, ale to należy – jak zawsze zresztą – do odbiorcy.
Nie miałom na celu sponiewierania Cię, droga Ambush, ale po przeczytaniu Twojego komentarza, poczułom się szczęśliwe, że jednak tak się stało, że to, co samo odczuwam każdym nerwem i starałom się pokazać, nie trafiło kulą w płot ;) Dziękuję za klika i za odwiedziny.
Known some call is air am
Inspirujące do zastanowienia się nad samotnością, obcością, ich odbieraniem i odczuwaniem. Dobre.
Cieszę się, Koalo, żeś zawitał w me skromne progi :)
I raduje mnie, że uważasz szorta za dobry.
Dziękuję za odwiedziny.
Known some call is air am
Podpisuję się pod komentarzem w_baskerville.
Piękny tekst. Uderzenie w te wszystkie zmysły to jest to, co lubię, no i do tego (a raczej przede wszystkim) świetnie opisany ten klaustrofobiczny lęk przed… no właśnie, przed czym? (to nie jest pytanie do autorki).
Akumulatorową wiertarkę. Udarowy wkrętak z wiertłem dziesiatką.
Literówka w ostatnim słowie.
Klikam, szorcik już dawno powinien być w bibliotece ;)
PS Przedmowa o braku przedmowy trochę zdradza autora ;)) (przynajmniej tak mi się wydaje).
Cześć, grzelulukasie.
Dziękuję za odwiedziny i cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu. Literówkę, którą zauważyłeś, już poprawiłom. Dziękuję za miłe słowa i za klika.
Nie wiem czy przedmowa o braku przedmowy kogoś konkretnego sugeruje i zdradza anonima, ale skoro twierdzisz, że coś podejrzewasz, to – kto wie? – może masz rację ;)
Known some call is air am
Istnie lovecraftowe: mizantopijne i bezpretensjonalne (w dobrym znaczeniu), żywe i klaustrofobiczne. Lubię, więc czytało się bardzo przyjemnie. Szkoda, że nie jest to część większej całości, bo tekst przypomina kształtem zakończenie powieści, wynikające z fabularnego fiaska bohaterów. Z tego powodu ponownie ubolewam nad brakiem dłuższego sci-fi w tym klimacie – z zachowaniem atmosfery beznadziei, aczkolwiek w gatunku science właśnie. Nie planujesz popełnić czegoś obszerniejszego w tym stylu, Anonimie? ;)
Dziękuję za wizytę i klika, Żonglerko. I raz jeszcze gratsy za świeżo zdobyte piórko :)
No, niestety nie jest to część większej całości. Może dałoby radę coś dopisać, jakiś kontekst, wcześniejsze wydarzenia, ale nawet nad tym nie pomyślałom w trakcie pisania, bo to tylko szort, w którym ważne jest to, jak się kończy, a nie to, jak do tego końca doszło. Poza tym mam lęk przed dłuższymi tekstami, strasznie się nad nimi męczę i spinam, żeby konwencja była jednolita i spójna z treścią. Więc tylko to mogę zaoferować tym razem.
Dzięki za miłe słowa :)
Known some call is air am
Rozumiem. Szort sam w sobie całkowicie satysfakcjonuje, mam nadzieję, że moja uwaga co do całości nie zasugerowała, że czegoś w nim brakuje. No i – jak mówią niektórzy – dobre kończenie jest najważniejsze.
Tak czy siak, nabieram podejrzeń, kim jesteś.
Dzięki za gratsy ;)
Nie, niczego nie zasugerowała, została przyjęta jako komplement ;)
No i – jak mówią niektórzy – dobre kończenie jest najważniejsze.
Na przykład Leszek Miller :)
PS. Jakby co, to nie jestem Leszkiem Millerem.
Known some call is air am
Tak właśnie powiedziałby Leszek Miller…
Leszek Miller powiedziałby, że milczenie jest szansą ;)
Known some call is air am
No proszę kto tu się ujawnił ;) Moja predykcja była jednak błędna.
Świetne napisałeś opowiadanie Outta Sewer :)
Dzięki, grzelu :)
Kogo obstawiałeś?
Known some call is air am
Cześć Outta Sewer!
Bardzo dobry, klimatyczny szort. Samotność i beznadzieja zawładnęły narratorem, naprawdę zgrabnie udało Ci się przelać na papier (czy tam, do pamięci komputera) emocje mu towarzyszące. Końcówka pod względem klimatu jak w dobrym horrorze, poczucie nieuniknionego i tragicznego końca wręcz przytłacza. To niesamowite, jak udało Ci się przekazać tak dużo treści w tak niewielkiej ilości znaków
Językowo też bez najmniejszego zarzutu :) Biegnę klikać:)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Poruszające. Nie wiem, w czyją duszę zaglądałeś, ale mam wrażenie, że udało Ci się odnaleźć coś uniwersalnego. Wysyłam szorcika, gdzie jego miejsce :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cześć, Outta.
No, muszę przyznać, że mnie nieźle sponiewierałeś tym opowiadaniem (w jak najbardziej pozytywnym sensie).
Przede wszystkim, pomijając samą treść, jest po prostu w świetny sposób napisane. Zdania pełne zrywkowych, ale jakże obrazkowych określeń. Mam wrażenie, że mógłbyś w tym przypadku pisać o Januszu z czwartego piętra, który smaruje na kolację kanapkę z pasztetem, otwierając przy tym browara, a i tak czytałbym z przyjemnością.
Treść jest pełna i harmonijna, mimo że znaków niewiele. Nawiązania astronauty do życia w domu znakomite, poczucie samotności i obcości w kosmosie mocno odczuwalne. Końcówka satysfakcjonująca.
Czy tak krótki tekst, bez dialogów, może być nominowany do najlepszego z miesiąca? Mam nadzieję, że tak, bo idę zgłaszać.
P.S.
Rzadko to robię, a w zasadzie prawie nigdy, ale jeśli znajdziesz chwilę, aby pochylić się nad moim pierwszym tekstem po powrocie, byłbym niezmiernie wdzięczny za Twoją opinię:
https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/31416
Pozdrawiam!
Nie wiem ile to już trwa
Tu chyba przecinek.
robię co muszę
I tu.
Hej, Outta
Bardzo dobre. Zrównoważyłeś tajemnicę, akcję i przemyślenia. I nawet się cieszę, że to nie jest dłuższe – wprowadzenie kolejnych postaci czy dialogów rozmyłyby ten wewnętrzny monolog o samotności i obcości. Nieważne, co było wcześniej, ale co jest teraz i dokąd zmierza smutny los bohatera.
Właściwie mógłbyś taką akcję osadzić na pustyni, lodowcu, w głębinach czy gdziekolwiek człowiek jest tym obcym, ale to tylko świadczy o uniwersalności i sile tekstu.
Idę nominować.
Pozdrawiam
Cześć, Outta!
A to dopiero szort science-fiction, dość odległy od stereotypów o tym gatunku literackim. Właściwie to science-fiction jest niemal pretekstowe, mógłbyś pisać o turyście na strychu zasypanego lawiną schroniska, tyle że zręcznymi nawiązaniami wyzyskujesz tropy grozy, które wielu czytelników może kojarzyć z filmu Obcy, często jako pierwsze poważne doświadczenie z horrorem.
Jednak wydaje mi się, że to może być nowy poziom Twojej twórczości, robi na mnie wrażenie pilność narratora (nie polecam modnego słówka “uważność”), poziom skupienia na doświadczaniu zmysłowym świata, w tym przypadku głównie na słuchu. Fantastyczna melodia języka. Bardzo trafne obserwacje co do tego, w jaki sposób odbiera się dźwięki zależnie od kontekstu i jak wpływa to na stan emocjonalny. Mam już dostateczne kłopoty z zasypianiem i Twój utwór na pewno mi w tym dzisiaj nie pomoże. Ty aby na pewno nie zamierzasz zostać poetą?
I wreszcie – kapitalnie zrobione zakończenie ze względu na tę troistość interpretacji: czy bohaterowi się wszystko tylko wydawało, czy nic mu się nie wydawało, czy wreszcie istota z przestrzeni kosmicznej była złudzeniem, ale kabinę rozszczelnił sobie mimowolnie wkrętakiem udarowym z wiertłem dziesiątką. Dopiero co krytykowałem tekst za brak klamry, ale tutaj to nie jest narracja urwana w losowym miejscu, tylko trzy wyraźnie zaznaczone możliwości, a każda wnosi coś do rozumienia opowiadania.
To jeszcze malutki przegląd językowo-interpunkcyjny, aby już to dopieścić…
Nawet sporadyczne trzaski konstrukcji, zawodzenia powodowane chwilowymi naprężeniami i jednostajny, odległy huk silników, mówiły nam, że wszystko jest OK, że nie mamy się czym martwić.
Nie oddzielamy przecinkiem grupy podmiotu od grupy orzeczenia (ta pierwsza ma tutaj postać wyliczenia, nie ma tam wtrącenia).
unikalności wobec otoczenia.
Proponowałbym “unikatowość”, teraz to się zaciera, ale tradycyjnie unikalny znaczyło “taki, którego można uniknąć”.
naigrywają się z mojego strachu
Naigrawają (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/naigrawac-sie;8679.html).
Podnoszę wzrok, spoglądając przez grube szyby kokpitu w przestrzeń, i widzę.
Domknięcie wtrącenia.
Nie tak dawno dźwięki wokół niosły ze sobą zapewnienie
Niesie ze sobą inną paletę możliwości
Istnieją tutaj dwie zasadnicze opinie: jedna jest taka, że forma “nieść za sobą” jest zawsze właściwsza (dla abstraktu, bo oczywiście “Jurek niósł ze sobą trzy bańki mleka”), druga taka, że “za sobą” dla związku przyczynowo-skutkowego, a “ze sobą” dla zawierania. W drugim wariancie Twoich wersji dałoby się bronić.
Masz jeszcze szereg miejsc, w których nie wydzielasz przecinkami drobnych zdań podrzędnych:
Nie wiem, ile to już trwa, ile jeszcze wytrzymam, nie wiem, czy ktoś mnie szuka
Pamiętam, co kryje każdy kolor, każdy odcień
Ten dźwięk jest nowy, inny niż te, które znam
robię, co muszę
Odbijam się od fotela i słyszę, jak coś uderza o gródź
systemy podtrzymywania życia, hucząc, naigrawają się z mojego strachu
Jest czarniejsze od kosmosu, opalizuje, kiedy drga i wypuszcza przed siebie hebanowe sploty
Nie chcę kategorycznie zalecać dodania tych przecinków, bo pominięcie ich wygląda już na cechę języka osobniczego, przemyślaną decyzję autorską pasującą do kształtu utworu, ukazujesz wzajemne powiązanie zjawisk zamiast drobić myśli interpunkcją. Formalnie poprawne to jednak nie jest, w większości przypadków (“nie wiem ile” i “robię co muszę” jest raczej dopuszczalne jako utarte frazy). Ostatnie z tych zdań to także ciekawy przypadek, bo jeżeli wypuszczanie hebanowych splotów występuje niezależnie od drgań i opalizacji, należy dla jednoznaczności ukazywanej wizji postawić przecinek przed “i”.
Dziękuję za podzielenie się znakomitym tekstem, pozdrawiam i życzę mnóstwo weny!
Kogo obstawiałeś?
Niech pozostanie na tym, że autorkę ;)
Cześć
Krótko i konkretnie. Bardzo plastycznie pokazujesz położenie bohatera, bez zbędnych – w tym przypadku – detali, skupiając się wyłącznie na jego perspektywie, co doskonale pasuje do sytuacji ostatniego na stanowisku. Coś się nie udało i jeden miał to nieszczęście, że przeżył.
Świetnie wypada też spotkanie z nieznanym, które – jak słusznie zauważa bohater – może być u siebie, mniej tu obce niż on sam. On, człowiek który wciąż trwa, nie widzący już sensu czy celu, czekający aż trwanie się zakończy.
Przedni szorcik, zdecydowanie lepiej smakujący rano niż wieczorem.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Hmmm. Sorry, Winnetou, ale będę na NIE.
Przede wszystkim czuję się niedopieszczona fabularnie. To niewielka impresja, pierwsze skrzypce odgrywają odczucia bohatera, czyli… Wiadomo, jak mocno Finkle reagują na uczucia. Nic istotnego się przez większość tekstu nie dzieje – bohater wsłuchuje się w swoją kosmiczną łupinkę, idzie po jedzenie, śpi, boi się… A jak wreszcie pojawia się coś naprawdę interesującego, to kończysz tekst.
Sam bohater nie wygląda na kogoś, z kim chciałabym się zadawać. Właściwie to IMO balansuje na granicy szaleństwa. W sumie, trudno się dziwić w jego sytuacji, więc pewne napisany jest dobrze. Usprawiedliwiam go, ale nie rozumiem i boję się próbować zrozumieć.
Fantastyka pełni funkcje dekoracyjne. Samotny człowiek w jakiejś stacji kosmicznej czy rakietce nie łamie praw fizyki. Na końcu to się zmienia, ale po pierwsze, nie wiadomo, czy to aby nie halucynacje, a po drugie, szort się kończy na pojawieniu.
Ale żeby nie było, że tylko marudzę – napisane ładnie.
Babska logika rządzi!
Dobrze się czyta to napisane wprawnym piórem studium szaleństwa. Bohater posługujący się w rejsie kosmicznym metaforą nocnych odgłosów zwykłego ziemskiego domostwa – podziwiam! Tekst zdobywa wiarogodność doświadczeniami czytelnika.
Zakończenie godnie wieńczy całość.
Choć nie do końca wiadomo czy ów alien nie urodził się w socjalnie zdeprywowanej jaźni astronauty… bo może on się po prostu zbyt długo nad obcością rozwodził?
Kilka uwag jednak mam. Primo, dywagacje nad znaczeniem słowa “obcy” są na tyle rozbudowane, że stanowią niemal spojler, naprowadzają na możliwe zakończenie. Ponadto kontekst tych rozważań opiera się raczej na angielskim znaczeniu tego słowa.
Secundo, gródź to ściana, przegroda. Może być pełna, częściowa lub z otworem, ale się nie otwiera. Przez szczelną gródź można przejść np. włazem lub śluzą.
Tertio, wiertła mają czoło, czubek lub krawędź natarcia. Mogą też być zastosowane jako grot np. prowizorycznej włóczni, ale grotu nie mają.
Serdecznie pozdrawiam z Bladobłękitnej Kropki, तारान्तरयात्री [tɑːrɑːntərəjɑːtri]
Ładne, bardzo ładne!
Mamy insight, potrzeba out’u.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Hej!
@Cezary_cezary, dzięki za wizytę i miłe słowo :)
@Irko, Tobie również dziękuję za wizytę.
Nie wiem, w czyją duszę zaglądałeś, ale mam wrażenie, że udało Ci się odnaleźć coś uniwersalnego.
Zaglądam tylko w resztki własnej i czasem zdarza mi się nawet odnaleźć coś, co mogę pokazać, częściej jednak znajduję tam rzeczy, których wolałbym jednak nie znajdywać.
@Realucu, dzięki za wizytę, miły komentarz i nominację.
Do Twojego tekstu zajrzę dziś, a jeśli nie dziś, to najpóźniej jutro w nocy.
@Zan, i Tobie dziękuję za miłe słowa i nominację. A co do osadzania tekstu w innych warunkach, to może i racja, jednak relacja noc – pustka kosmiczna najlepiej tutaj pasowała.
@Ślimaku, dzięki za komentarz i życzenie mi weny – przyda się, bo ostatnio z nią krucho. Wszelkie uchybienia językowe i interpunkcyjne poprawiłem podług Twoich zaleceń.
Mam już dostateczne kłopoty z zasypianiem i Twój utwór na pewno mi w tym dzisiaj nie pomoże. Ty aby na pewno nie zamierzasz zostać poetą?
Na problemy z zasypianiem Ci niestety niczego nie polecę – chyba, że jakiś nudnawy, przeciągnięty tekst mojego autorstwa ;) Poetą nie zamierzam zostać, bo z poezją mi nie bardzo po drodze. Ten tekst jest próbą spojrzenia w siebie, nazwania tego, co trudno nazwać. Pisałem go, starając się podążać za radami Darcona, których udzielał mi już niejednokrotnie, a których dotychczas nie potrafiłem właściwie zastosować – w przypadku tego tekstu myślę jednak, że odniosłem jakiś – umiarkowany – sukces :)
czy bohaterowi się wszystko tylko wydawało, czy nic mu się nie wydawało, czy wreszcie istota z przestrzeni kosmicznej była złudzeniem, ale kabinę rozszczelnił sobie mimowolnie wkrętakiem udarowym z wiertłem dziesiątką.
Albo rozszczelnił sobie czaszkę, dokonując trepanacji ;) Powiem szczerze, że sam nie do końca wiem, czy bardziej na myśli miałem dosłowność w zakończeniu, czy bardziej chodziło mi o inny wymiar. Możliwe, że o wszystkie opcje naraz, a troistość jest efektem mojego niezdecydowania :)
@Grzelu, OK, zostawmy to, jak jest ;)
@Krarze, dzięki za wizytę i dobre słowo. A co do smaku, to najlepiej chyba wypada w nocy, kiedy jest cicho :)
@Finklo, nie ma sprawy Ribanno, nie każdemu musi się podobać. Nie wiem jak mocno Finkle reagują na uczucia, ale nie zgodzę się, że nie dzieje się nic istotnego. Chyba, że chodzi Ci o to, że nic istotnego nie dzieje się na zewnątrz bohatera, to wtedy spoko, przyznaję rację – tylko czasem rzeczy istotne dzieją się w środku, kiedy na zewnątrz jest cisza, pustka i spokój.
Sam bohater nie wygląda na kogoś, z kim chciałabym się zadawać.
A to dlaczego?
Usprawiedliwiam go, ale nie rozumiem i boję się próbować zrozumieć.
Czemu boisz się próbować zrozumieć?
Fantastyka pełni funkcje dekoracyjne. Samotny człowiek w jakiejś stacji kosmicznej czy rakietce nie łamie praw fizyki.
No, niby tak. Ale czy łamanie praw fizyki jest konieczne? Ja rozumiem, że Tobie mogą bardziej odpowiadać opowiadania, w których fizyka bierze urlop ;), ale czy to warunek konieczny, aby zakwalifikować tekst jako fantastykę?
Na końcu to się zmienia, ale po pierwsze, nie wiadomo, czy to aby nie halucynacje, a po drugie, szort się kończy na pojawieniu.
Interpretować możesz jak chcesz. Moga być halucynacje, może być dosłownośc, a może cały tekst nie zawiera ani grama fantastyki i nawet żadnych halucynacji nie ma, jest tylko jedna wielka metafora, której boisz się próbować zrozumieć.
Dzięki wielkie za rozbudowany komentarz i podzielenie się wątpliwościami.
@Tārāntarayātrī – czy obcy jest tylko w głowie bohatera? Na to odpowiedzieć musisz sobie sam, ja tylko to napisałem ;)
Ponadto kontekst tych rozważań opiera się raczej na angielskim znaczeniu tego słowa.
Eee… Nie. Dlaczego na angielskim? Nie rozumiem tego zarzutu. Zechcesz doprecyzować?
Pozostałe dwie uwagi słuszne, naniosłem poprawki.
Dzięki za wizytę i komentarz.
@Asylum – Dzięki za wizytę. Jakiego outu potrzeba? Outtu seweru? ;)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Dzie tam, absolutnie nie – Outtu seweru. ;-) Nie, nie, i nie! Potrzebny kontekst, historia i mini, mini bohatera wraz z sytuacją (nie psychiczną, lecz rzeczywistą).
PS. A, dodam, mi brakuje.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Chyba, że chodzi Ci o to, że nic istotnego nie dzieje się na zewnątrz bohatera, to wtedy spoko, przyznaję rację – tylko czasem rzeczy istotne dzieją się w środku, kiedy na zewnątrz jest cisza, pustka i spokój.
Tak, świetnie to ująłeś. Dla mnie rzeczy wewnątrz człowieka nie są istotne, bo nie mają wpływu na pozostałych ludzi, na historię. Wewnętrzne doznania stanowią prywatną sprawę bohatera.
A to dlaczego?
Czemu boisz się próbować zrozumieć?
Może to irracjonalne, ale wydaje mi się, że to trochę jak z upojeniem – trzeźwy nie zrozumie pijanego. Bohater ślizga się po granicy szaleństwa, IMO. I, żeby go zrozumieć, trzeba tam za nim pójść. Tylko że powrót z tej granicy może być trudniejszy niż wytrzeźwienie, a ja bardzo szanuję swój umysł i nie chcę wysyłać go w takie tripy. Wyjaśniłam?
No, niby tak. Ale czy łamanie praw fizyki jest konieczne? Ja rozumiem, że Tobie mogą bardziej odpowiadać opowiadania, w których fizyka bierze urlop ;), ale czy to warunek konieczny, aby zakwalifikować tekst jako fantastykę?
Nieprecyzyjnie się wyraziłam – Twój bohater nie łamie żadnych praw, wszystko to wydaje się możliwe, na upartego wystarczy na przykład epidemia na stacji kosmicznej plus problem z ewakuacją. Urlop/łamanie praw fizyki to nie jedyny możliwy element fantastyczny – socjo SF też lubię. Alternatywna historia również może być. Ale długie rozważania o smaku herbaty wyglądają na strasznie nudne.
Babska logika rządzi!
@Asylum
Potrzebny kontekst, historia i mini, mini bohatera wraz z sytuacją (nie psychiczną, lecz rzeczywistą).
PS. A, dodam, mi brakuje.
Rozumiem. Ale to nie tutaj niestety, tylko gdzieś tam, kiedyś. Może.
@Finklo
Dla mnie rzeczy wewnątrz człowieka nie są istotne, bo nie mają wpływu na pozostałych ludzi, na historię. Wewnętrzne doznania stanowią prywatną sprawę bohatera.
OK. Rozumiem Twój punkt widzenia, ale to moim zdaniem też nie do końca tak. Rzeczy wewnątrz człowieka mają ogromny wpływ na ludzi, z którymi człowiek ma kontakt – to co siedzi w środku przekłada się na relacje, na działania tego człowieka, na to kim on jest i jakim się pokazuje innym ludziom. Ale spoko, jestem w stanie spojrzeć na to pod Twoim kątem i uznać, że rdzeń opowiadania ma stanowić historia. A już tak podchodząc do poruszonej kwestii od czysto literackiej strony, to czy nie jest tak, że wewnętrzne przemyślenia i wynikające z nich decyzje budują postać?
Wyjaśniłam?
Jasno i zrozumiale. I nie, nie brzmi to irracjonalnie, bo nurkując za bohaterem literackim, żeby poznać głębiny, z których wypływają na powierzchnię jego decyzje, rzeczywiście można się zgubić i nagle znaleźć w miejscu, do którego wcale się nie chciało trafić.
Ale długie rozważania o smaku herbaty wyglądają na strasznie nudne.
No I get it :) Też nie przepadam za tekstami zahaczającymi o proustowość, ale jak są krótkie to mogą być ;)
Pozdrawiam serdeczine
Q
Known some call is air am
to co siedzi w środku przekłada się na relacje, na działania tego człowieka, na to kim on jest i jakim się pokazuje innym ludziom.
Pełna zgoda. Ale działania człowieka i pokazywanie innym ludziom to już coś, co znajduje się na zewnątrz.
to czy nie jest tak, że wewnętrzne przemyślenia i wynikające z nich decyzje budują postać?
Pewnie tak jest. To by wyjaśniało, dlaczego moje teksty są zabawne i treściwe.
Babska logika rządzi!
@Outta Sewer
Moje pytanie o obcego nie wymagało odpowiedzi, bowiem było retoryczne. W rzeczy samej, czytelnik wybierze: prawdziwy, wymyślony. Albo nie wybierze, uznając obie wersje prawdopodobnymi niczym kot Schrödingera.
Mój komentarz o rozważaniach nad obcością dotyczył kwestii tego, że czytając je niemal domyśliłem się zakończenia. Nie w detalach, oczywiście. W oczekiwaniu, że kosmita w końcu się pojawi.
Skoro jednak zapraszasz, chętnie podyskutuję.
“Obco, obcy” ma kilka znaczeń, a bohater (autor, Ty) rozkminia to słowo jako słowo, jako jego brzmienie, w oderwaniu od wpływu różnych jego znaczeń na logikę takich porównań. Np. nieznany, nierozpoznany (Nocą każdy odgłos brzmi obco), nienaturalnie (Tutaj wszystko brzmi obco), dziwny lub niezgodny z doświadczeniem (Czy tysiąc drzew na środku pustyni jest obcym widokiem), izolowany lub odosobniony (Odkąd reszta zginęła, ja jestem obcym) itp.
Obcy w rozumieniu kosmita, pozaziemska forma życia, trafił do języka polskiego trochę okrężną drogą stosunkowo niedawno. W angielskim alien obejmuje znaczeniowo “obcokrajowca”. Alien poszerzył stosowalność o istoty pozaziemskie i właśnie to nowe, poszerzone znaczenie trafiło do polskiego poprzez kalkę na “obcego”. Nie mamy “obcoświatowca”, więc takie znaczenie też się przyjęło obok “kosmity” i “ufoludka”.
Bohater Twojego opowiadania buduje swój wywód w sposób semantycznie niespójny. Ale nie stawiam tu zarzutu, bo przecież jemu wolno! Ledwie zauważam sam fakt.
Nb. po angielsku owe rozważania wyglądałyby jeszcze bardziej wieloznacznie. Wszak alien się nie odmienia.
Serdecznie pozdrawiam z Bladobłękitnej Kropki, तारान्तरयात्री [tɑːrɑːntərəjɑːtri]
@Finklo
To by wyjaśniało, dlaczego moje teksty są zabawne i treściwe.
Nie do końca rozumiem, jak mam odczytać to spostrzeżenie :/
@Tārāntarayātrī
OK, teraz rozumiem o co Ci chodziło. I nie będę dalej dyskutował na ten temat, bo w zasadzie już nie ma o czym ;)
Known some call is air am
Bardzo zacny szort.
Klimat i opis kolejnych wrażeń bohatera jest świetny i, moim zdaniem, może stanowić wzór dla tworzących horrory. Uważam, że siła tego dziełka tkwi w tym, że dzieje się tu coś, co nie powinno się dziać, a jednak bohater tego doświadcza i to w sposób wręcz namacalny.
Dziękuję za świetną lekturę i wyrażam nadzieję granicząca z pewnością, że każde Twoje przyszłe opowiadanie będzie lepsze od poprzedniego.
Idę do nominowalni. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To by wyjaśniało, dlaczego moje teksty są zabawne i treściwe.
Nie do końca rozumiem, jak mam odczytać to spostrzeżenie :/
Jako się rzekło, nie przepadam za długimi wewnętrznymi rozkminami bohatera, więc ich w moich tekstach nie ma. W ten sposób moje teksty przy wielu wydarzeniach zewnętrznych są stosunkowo krótkie. A przy tym słabo zbudowani bohaterowie mogą sprawiać, że opko odbierane jest jako powierzchowne, a w konsekwencji lekkie i zabawne, nawet jeśli mnie wydaje się, że pisałam na poważnie.
Babska logika rządzi!
Rozumiem. Ale to nie tutaj niestety, tylko gdzieś tam, kiedyś. Może.
Dzięki, ja też rozumiem i nie potrafię tego ugryźć, tzn. tego: “może”, “kiedyś” itp itd. Rzeczy nie rodzą się w międzyczasie, lecz są związane z wysiłkiem, potem, pracą, siedzeniem na przysłowiowej “d”, jednocześnie na myśleniu i błądzeniu. Dzisiaj z ciekawością przysłuchiwałam się różnym wypowiedziom nt. “umiejętności”, uzyskania poziomu bliskiego “master”. Przeciwstawiono dwie tezy (częściowo zweryfikowane psychologicznie, jak nie wnikajmy, bo niekoniecznie każda z nich – przekonywująco): w 10k godzin nauczysz się czegoś versus 20h współcześnie, bo więcej nie da rady. Na wioski i podsumowanie jak zwykle zabrakło czasu, znamienne. Niemniej coś się wyłaniało powolutku: pewien rodzaj niespieszności, uważności, społeczności wokół – tych, którzy naprawdę potrafią, własnych odczuć, radości, dystansu…
srd
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Hej!
@Reg
Dziękuję za przemiły komentarz i nominację :) Cieszę się, że Ci się podobało, natomiast Twoja granicząca z pewnością nadzieja mnie buduje, jednak nie przeceniałbym moich umiejętności, bo tylko czasem mam takie zrywy ;)
@Finklo
Aha. Dziękuję za doprecyzowanie, co miałaś na myśli :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
…nie przeceniałbym moich umiejętności, bo tylko czasem mam takie zrywy ;)
Miej takie zrywy, ale między nimi pisz, niczego nie zrywając. Wiem, że i tak nie zejdziesz poniżej właściwego sobie poziomu. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Najbliżej mi z opinią do w_baskerville i Reg. Klimat. Przede wszystkim klimat. Lektura przywiodła mnie we wspomnieniu do opowiadania Młot S. Lema. Właśnie przez ten klimat, bo pod względem treści i warsztatu teksty są odmienne (koniec końców między nimi jest przepaść czasowa, prawie tak duża jak mój wiek).
Podziwiam i gratuluję.
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Ja przede wszystkim pochwalę tytuł, który mi podpowiedział, że to będzie bardzo dobre opowiadanie, gratuluję ;)
Kilkukrotnie próbowałem się zarejestrować, żona raz spróbowała – oto jestem Sanderką.
Bardzo dobry, klimatyczny tekst. Od początku do końca chwycił. Ładnie rozłożyłeś napięcie, które powoli wzrastało, ale najważniejszy jest właśnie dla mnie klimat. Stworzyłeś świetne opisy filtrowane przez narratora, pozwalające na obserwowanie świata przez oczy i uszy głównego bohatera. Takie opka mogę czytać :D
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Hej!
@Asylum
Rzeczy nie rodzą się w międzyczasie, lecz są związane z wysiłkiem, potem, pracą, siedzeniem na przysłowiowej “d”, jednocześnie na myśleniu i błądzeniu.
Otóż to. W życiu nie ma opcji na – pozwolę sobie zacytować Strachy na lachy – “wszystko samo za mnie się robi, wszystko samo za mnie się dzieje”. Więc może i kiedyś są uzależnione od ciągłego na pewno i teraz, któremu trzeba stawiać czoło. Mimo wszystko urodził mi się przez dwa ostatnie dni pomysł na horror, taki króciutki, w którym ten out będzie musiał być, bo widzę ten tekst w narracji trzecioosobowej, narrator wszechwiedzący. Stay tuned ;)
@Reg
Miej takie zrywy, ale między nimi pisz, niczego nie zrywając. Wiem, że i tak nie zejdziesz poniżej właściwego sobie poziomu. :)
Żebym to ja chociaż wiedział, gdzie jest ten poziom… :)
@Tsole
Panie Tadeuszu, bardzo mnie cieszy, żeś w rewanżu zawitał pod mojego króciaka. A cieszy jeszcze bardziej wyrażona opinia. Akurat tego opowiadania Lema nie miałem przyjemności czytać, ale zanotuję sobie i sprawdzę. Od zawsze, czyli od czasu kiedy zobaczyłem “Aliena” i “Coś”, uważam, że najlepszy i najbardziej niepokojący klimat mają te dzieła, w których bohaterowie zamknięci są w jakiejś ograniczonej przestrzeni, bez jakiejkolwiek możliwości wydostania się poza nią – i nieważne, czy jest to statek kosmiczny podróżujący przez kosmos, czy wycieczkowiec dryfujący na środku oceanu, oddalona od cywilizacji arktyczna baza, albo podwodna stacja badawcza. Niepokój wzbudza samo klaustrofobiczne środowisko.
@Sanderka
Ujęła mnie historia Twojego nicka :)
Dzięki za miłe słowa, a tytułu nie było do samego końca – został nadany wraz z ostatnim zdaniem szorta, które wyklarowało się na zakończenie procesu twórczego.
@Młody pisarz
I Tobie dziękuję za miłe słowa. Cieszy mnie, że szort Ci się podobał, a pochwała klimatu cieszy najbardziej :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Żebym to ja chociaż wiedział, gdzie jest ten poziom… :)
Outto, osiągnąłeś wysoki poziom i wcale nie musisz wiedzieć, gdzie on jest. Wystarczy że będziesz się starać pisać jak najlepiej – a to potrafisz. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zawsze się staram, Reg, ale nie zawsze wychodzi :)
Known some call is air am
Tym większa satysfakcja gdy uznasz, że wyszło. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Z jednej strony napisane pięknie, bardzo gęsty klimat grozy, działające na wyobraźnie opisy, granie niepokojem na najwyższym poziomie. Z drugiej strony to tekst o gościu, który siedzi sam w kosmosie i atakuje go potwór :) Walory z nawiązką rekompensują braki i tekst oceniam jako bardzo dobry, ale czy na piórko? Jeszcze się pozastanawiam.
Hej!
@zygfryd89
Z drugiej strony to tekst o gościu, który siedzi sam w kosmosie i atakuje go potwór :)
No, jeśli by to spłycić, to rzeczywiście tylko tekst o gościu, który siedzi sam w kosmosie i atakuje go potwór. Czyli jesteś chyba, zygfrydzie, team Finkla – tu nie ma fabuły ¯\_(ツ)_/¯
De gustibus non est disputandum.
Cieszę się, że uważasz, że tekst jest napisany dobrze i widać ten niepokój :) Dzięki za odwiedziny i komentarz.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Otóż to. W życiu nie ma opcji na – pozwolę sobie zacytować Strachy na lachy – “wszystko samo za mnie się robi, wszystko samo za mnie się dzieje”. Więc może i kiedyś są uzależnione od ciągłego na pewno i teraz, któremu trzeba stawiać czoło.
Stawiaj i zapisuj (najlepiej z kontekstem), są fotografiami. chwili i czasu. Zżymałam się, gdy nauczyciel kazał mi podpisywać prace z datą. Teraz, sądzę, że miał rację – ciekawe jest zobaczyć ten kalejdoskop, tendencje i, o dziwo, rozwój i ujarzmianie rumaka słowa, opowieści.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dzięki za miłe słowa, a tytułu nie było do samego końca – został nadany wraz z ostatnim zdaniem szorta, które wyklarowało się na zakończenie procesu twórczego.
Albo się piszę do tytułu, albo się pisze o czymś i tytuł jest przysłowiową kropką nad i – tak przynajmniej ja mam. Nie wiem, który sposób jest lepszy :)
Ujęła mnie historia Twojego nicka :)
Cóż, złośliwość rzeczy martwych… Czasem coś trzeszczy w kosmosie, czasem maile nie przychodzą :D
Kilkukrotnie próbowałem się zarejestrować, żona raz spróbowała – oto jestem Sanderką.
@Asylum
Zacząłem zapisywać tamten pomysł, potem skasowałem, potem zacząłem od nowa, znów skasowałem, zacząłem trzeci raz i tym razem skasowałem tylko połowę. Może coś z tego będzie ;)
@Sanderka
Pewnie wszystkie są dobre, tylko trzeba wybrać swój, ten który będzie Tobie pasował. Zaś od złośliwości rzeczy martwych bardziej obawiam się złośliwości rzeczy żywych ;)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Świetny tekst. Szkoda, że taki krótki. Opis samotności wręcz przytłaczający.
Dzięki.
Dziękuję za odwiedziny i miły komentarz, Marwoodzie. W dłuższym tekście chyba nie dałbym rady pociągnąć tego klimatu :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Hej,
tekst bardzo dobry i słuszne są zachwyty wpisane wyżej. Dlatego nie będę ich powielał, a powiem co dla mnie (subiektywnie) jeszcze lepiej by zagrało. Myślałem, że będzie to tekst o samotności, o pustce, która doprowadza do szaleństwa, takiego szaleństwa drobnych rzeczy, kiedy dźwięk unoszącej się w nieważkości wiertarki sprawia, że nie wychodzisz z kabiny przez trzy dni. W tym kontekście zakończenie “psuje” mi tę opowieść. Statek obcych, hebanowe macki – moim zdaniem wszystko jest lepsze od samotności; namacalny strach jest stokroć gorszy (porawka: lepszy) od tego wyobrażonego, urojonego. Szczegół, który w moich oczach oddziela ten bardzo dobry szort od wybitnego ;)
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Cześć, BK :)
Myślałem, że będzie to tekst o samotności, o pustce, która doprowadza do szaleństwa, takiego szaleństwa drobnych rzeczy, kiedy dźwięk unoszącej się w nieważkości wiertarki sprawia, że nie wychodzisz z kabiny przez trzy dni.
Poniekąd tak właśnie jest, ale bohater jeść musi i dlatego wyłazi z kabiny co jakiś czas, żeby uzupełnić zapasy.
Statek obcych, hebanowe macki – moim zdaniem wszystko jest lepsze od samotności; namacalny strach jest stokroć gorszy od tego wyobrażonego, urojonego.
Czy statek obcych jest lepszy od samotności? Dla bohatera już tak. Bo to nie chodzi o to, że on się nie boi – on jest nadal przerażony, ale również zmęczony tym strachem, więc wszystko, nawet śmierć, , jest dla niego lepsze od męczącego, wysysającego siły i chęci istnienia strachu.
No i nie do końca też zrozumiałem, o co Ci chodzi z tym co Ci “psuje” tego szorta – ten namacalny strach? Bo piszesz, że on jest gorszy od urojonego – to źle, że on się pojawia? Czy jednak dobrze. Wybacz, ale albo ja już nie myślę dzisiaj i nie potrafię dobrze zinterpretować Twoich słów, albo nie wiem o co kaman :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Całkiem niezłe, klimatyczne. I skoncentrowane, co wyszło opku tylko na dobre. Ale… Czy prawdopodobne? Bohater to bardziej poeta niż astronauta. Astronauci bardziej pasują mi tacy jak w "Marsjaninie" lub "Apollo 13". I specjalnie się ich dobiera, by tacy byli. Mega pragmatyczni. Rozwiązujący kolejne problemy. Rzeczowo do bólu. Od dylematów egzystencjalnych trzymający się z daleka. Ale i tak fajne.
Już tylko spokój może nas uratować
Cześć, Rybaku :)
Fajnie, że wróciłeś na portal i fajnie, że zajrzałeś do mnie :)
Czy prawdopodobne? Bohater to bardziej poeta niż astronauta. Astronauci bardziej pasują mi tacy jak w "Marsjaninie" lub "Apollo 13". I specjalnie się ich dobiera, by tacy byli. Mega pragmatyczni. Rozwiązujący kolejne problemy. Rzeczowo do bólu. Od dylematów egzystencjalnych trzymający się z daleka.
Może w tej misji był im potrzebny poeta ;) No i to by tłumaczyło, dlaczego on przeżył – reszta, pragmatyczna do bólu, próbowała rozwiązać problem i ginęła jeden po drugim, a panu poecie nic się nie stało, bo on problemów nie rozwiązywał :P
Dziękuję bardzo za podzielenie się opinią i pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Może coś z tego będzie ;)
Trzymam kciuki, poruszenia duszy, wątpliwości, dylematy są czymś. Dla mnie nawet są materialne, tj. istnieją! :-)) Tylko z nimi nie przesadzajmy, tj. hamletyzowaniu, babraniu się. Wczoraj wyciągnięto mnie na “Anatomię upadku”. Ok, niezły film, czy psychologiczny – nie przesadzałabym z tym, raczej psychologizujący, natomiast przynajmniej o 1/3 za długi – montaż. Jakoś na pierwszej Diunie mogłam wysiedzieć bez problemu, czy na Lanthimosie (nie na tym ostatnim tj. “Biednych istotach”).
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Outta, faktycznie pomyliłem się, miałem na myśli lepszy – to urojony strach jest najgorszy i ta dojmuaca pustka i samotność. Dlatego życzyłbym sobie opowieści o urojonym strachu, o samotności o grozie rzeczy małych, nienazwanych, do bólu zwykłych. W tym kontekście psuje mi tę historię statek obcych ;) I psuje na zasadzie, że wywaliłoby mnie z kapci pewnie bez tego, a tak tylko zachwyca :D
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
@Asylum
Tylko z nimi nie przesadzajmy, tj. hamletyzowaniu, babraniu się.
Będę miał na uwadze :)
@BK
No, to teraz wszystko jasne :)
Zaś jeśli chodzi o szorta, to nie trzeba tych ostatnich zdarzeń odczytywać dosłownie – tam wcale nie musiało być fizycznej manifestacji obcej istoty/statku kosmitów. Jak zauważył wcześniej Ślimak, zakończenie można odczytywać tak, że żadnej istoty tam nie ma, są tylko urojenia bohatera, który oszalał z powodu samotności i braku nadziei na ratunek. Zresztą, odczytasz jak Ty chcesz, ja to tylko napisałem :)
Raz jeszcze dzięki za odwiedziny i za doprecyzowanie wypowiedzi :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Przychodzę spóźniony, ale przychodzę.
Wow język. Przyznam, że przed lekturą przeleciałem wzrokiem po komentarzach. Nastawiłem się, że język będzie lovecraftowski. Jego styl wydaje mi się naukowy, skupiający się na analizie, niż na emocjach. A tutaj dostałem słowa przesycone uczuciami. Zdania tworzyły obrazy i lektura tego tekstu była przyjemnością. Tekst zdecydowanie na piórko.
Pozdrawiam
Kto wie? >;
Cześć, skryty :)
Cieszy mnie, że wpadłeś i cieszy mnie wyrażona w komentarzu opinia. Czy tekst zasługuje na piórko? To już leży w gestii loży :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Hej!
Co tu dużo pisać bardzo dobry, klimatyczny szorciak. Robi robotę i pozostaje w głowie na dłużej. Pięknie napisany, dzięki czemu studium samotności i postępującego szaleństwa wypada znakomicie.
Podobała mi się niejednoznaczność bo mimo względnie jasno opisanej końcówki ja to bardziej odczytywałem jako omam bohatera niż faktycznie złego obcego atakującego bohatera. :)
Pozdrawiam!
Cześć, Outta!
To taki rodzaj tekstu, który widuje się raczej w anturażu starych domów, czy jakichś ciemnych gajów. Czy przeszkadza mi otoczka SF? Nie. Wręcz chylę czoła przed tym, jak wpasowałeś to pod ten gatunek. Zgodzę się, że jest to może trochę pretekstowe i dało się to opowiedzieć w bezfantastyczny sposób, ale nie ma co ostrzyć brzytwy ;)
Rozważania nad obcością (ten konkurs był rok temu!) to nie moja bajka, ale bardzo fajnie wpasowałeś je w końcówkę. Miałem obawę, czy nie będą samymi rozważaniami dla rozważań, ale bardzo ładnie to domknąłeś.
W ogóle dobrze to rozplanowałeś. Widać dojrzałość pióra. Bardzo fajny tekst!
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Hej!
@Edwardzie
Podobała mi się niejednoznaczność bo mimo względnie jasno opisanej końcówki ja to bardziej odczytywałem jako omam bohatera niż faktycznie złego obcego atakującego bohatera. :)
Możesz to tak odczytywać, ta ścieżka jest równie dostępna, jak ta dosłowna.
Cieszę się, że szort przypadł Ci do gustu.
@Krokusie
Rozważania nad obcością (ten konkurs był rok temu!) to nie moja bajka, ale bardzo fajnie wpasowałeś je w końcówkę. Miałem obawę, czy nie będą samymi rozważaniami dla rozważań, ale bardzo ładnie to domknąłeś.
No, i w tamtym konkursie mi nie poszło, bo odniossłem się w nim do chrześcijaństwa, a tu sami heretycy ;) Cieszy mnie, że tak to widzisz, bo mam tendencję do rozważań dla samych rozważań, jednak staram się tego unikać w pisanych opowiadaniach, a nawet zdarza mi się usuwać przed publikacją takie motywy :)
Fajnnie, że wpadłeś i cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Dobrze, że wpadłem kilka tygodni po publikacji bo wtedy wiem, że emocje już opadły. Łatwiej wchłaniać kolejne komentarze.
Dobry szort. Główną zaletą jest niewątpliwe studium psychologiczne samotnego człowieka, które raz, że Ci się udało, i drugi raz, że upchnąłeś to w niewielkiej ilości znaków. A to lubię najbardziej, mało pisania, duży skutek. Wszystko jest na plus, pustka kosmosu, statek, dźwięki, zachowanie bohatera, drobiazgi i jego spostrzeżenia/rozmyślania. Jedynie forma przedstawienia, w niektórych fragmentach, nie jest moją ulubioną. Mam na myśli na przykład to:
Jak nazwać mnie i moją łupinę jednym słowem? Naszą sytuację, położenie w kontekście środowiska, przez które dryfujemy? Jak nazwać pojedyncze drzewo na środku pustyni? Pionową skałę wystającą ponad wody bezkresnego oceanu? Samotnego człowieka pośród zimnej bieli Antarktydy?
Obcym? (…)
We własnych domach nocą też zachowujemy się ciszej. Kiedy jesteśmy w nich sami, ostrożniej zamykamy drzwi, stąpamy delikatniej, z mniejszą nonszalancją wkładamy naczynia do zlewozmywaka. Mamy wdrukowany w umysły atawistyczny lęk przed tym, co może czaić się w mroku, choć w bezpiecznych domach nic czaić się przecież nie może. Jesteśmy cichymi ofiarami, które nie chcą zwrócić na siebie uwagi równie cichych drapieżników.
Wchodzisz pytaniami (narrator czy też bohater) niejako w interakcję z czytelnikiem, jakbyś szukał dialogu, a “najgorsze” (wziąłem w cudzysłów, żeby nie zabrzmiało tak dramatycznie) – owymi “my” szukasz potwierdzenia u czytelnika, przytaknięcia. A ja, jako czytelnik, absolutnie nie chcę z “Tobą” czy bohaterem kontaktu. Chcę go bezwstydnie podglądać, samemu będąc niezauważonym, patrzeć na jego najintymniejsze chwile, aż jego emocje i mi się UDZIELĄ.
Nie wiem, czy wyraziłem się dosyć jasno, więc dla rozluźnienia powiem tak. Siedzę, jem smaczny obiad, czytam sobie i nie chcę dostawać pytań typu:
Jak nazwać pojedyncze drzewo na środku pustyni?
Bo ja nie wiem, jak je nazwać. Ale jeśli bohater je zobaczy, i zobaczy to wszystko, o co zapytałeś, ten przenikliwy chłód i mróz na Antarktydzie, gdy dostanie dreszczy z zimna, a z oddechu pójdzie para i pojawi się szron na ustach – wtedy to co innego, wtedy może i ja to zobaczę.
Stawiaj czytelnika przed faktami, nawet jeśli dzieją się tylko w głowie bohatera, a wtedy czytelnik sam sobie postawi pytania. A jeśli postawi, to zapamięta opowiadanie. Bo będzie go gryzło, czy umie na nie odpowiedzieć.
Twoim najlepszym tekstem jest Ruch jest życiem, i nie ma to nic wspólnego z rodzajem utworu, tematyką, czy fabułą. Tam o nic nie pytasz, tylko napier… do przodu, na nikogo się nie oglądając. I nie chodzi o akcję, bohatera powyżej też można przedstawić w jego własnej schizie bez jednego pytania.
Co nie zmianie faktu, że lubię Twoje pisanie. :) Takie uwagi to w zasadzie nie uwagi. :)
Pozdrawiam.
PS. Ktoś wie, co oznaczyć w profilu, żeby przychodziły na meila powiadomienia o prywatnej wiadomości na NF?
Cześć, Darconie, fajnie, że wpadłeś i przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi, ale ten tydzień był jak z koszmaru i jedyna aktywność na NF, na jaką miałem czas, była związana z betami Marasa i Rafaela.
No, ale w końcu odpowiadam.
studium psychologiczne samotnego człowieka, które raz, że Ci się udało, i drugi raz, że upchnąłeś to w niewielkiej ilości znaków
Bardzo mnie cieszy taka ocena :)
Wchodzisz pytaniami (narrator czy też bohater) niejako w interakcję z czytelnikiem, jakbyś szukał dialogu, a “najgorsze” (wziąłem w cudzysłów, żeby nie zabrzmiało tak dramatycznie) – owymi “my” szukasz potwierdzenia u czytelnika, przytaknięcia.
Rozumiem uwagę, natomiast muszę powiedziec, że to jest celowe. Nie tyle szukam potwierdzenia, co chcę, żeby czytelnik przyłożył to co napisałem do własnych doświadczeń, do tego jakie emocje i skojarzenia wywołują u niego sytuacje, o których mówi bohater. Myślę, że część z nich jest dość uniwersalna, a próba wymuszenia na odbiorcy sięgnięcia w głąb siebie ma na celu wywołanie konkretnego wrażenia.
Chcę go bezwstydnie podglądać, samemu będąc niezauważonym, patrzeć na jego najintymniejsze chwile, aż jego emocje i mi się UDZIELĄ.
No i właśnie w ten sposób chcę, żeby te emocje się udzieliły – poprzez skorelowanie tego, co czuje bohater z tym, co mógłby/może odczuwać odbiorca, jeśli się nad tym zastanowi. Kiedy kogoś podglądamy też możemy przecież empatyzować z osobą podglądaną, a im lepiej wiemy co czuje, jak widzi rzeczywostość wokół ten podglądany, tym mocniej jego stany emocjonalne będą rzutować na podglądającego.
Bo ja nie wiem, jak je nazwać. Ale jeśli bohater je zobaczy, i zobaczy to wszystko, o co zapytałeś, ten przenikliwy chłód i mróz na Antarktydzie, gdy dostanie dreszczy z zimna, a z oddechu pójdzie para i pojawi się szron na ustach – wtedy to co innego, wtedy może i ja to zobaczę.
Tylko ja nie chcę, żeby odbiorca skupiał się na zimnie, na dreszczach, na buchającej z ust parze – on ma się skupić na samym, nieruchomym obrazie, na tym jakie emocje wzbudzi u niego. Samotne drzewo na środku pustyni wydaje się być nie na miejscu, bo po co tam ono? Samotny człowiek pośród białej pustki Antarktydy też jest nie an miejscu, to nie jest jego środowisko. To czysta unikatowość na tle niepasującego do obiektu krajobrazu, cała reszta, czy to zimno, czy spiekota, czy zalegająca cisza, to są bodźce, które nie są tutaj potrzebne, bo uzupełniają samotność, a mnie o samą, czystą samotność chodziło. Nie wiem, czy wyraziłem się jasno – jakby co, pytaj :)
Raz jeszcze dziękuję za kolejne cenne wskazówki i za to, że znalazłeś chwilę dla tego szorta :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
żeby czytelnik przyłożył to co napisałem do własnych doświadczeń, do tego jakie emocje i skojarzenia wywołują u niego sytuacje, o których mówi bohater. Myślę, że część z nich jest dość uniwersalna, a próba wymuszenia na odbiorcy sięgnięcia w głąb siebie ma na celu wywołanie konkretnego wrażenia.
I tu jest pies pogrzebany. Bo zarówno Ty, jako Autor, jak i my, odbiorcy, sięgamy wgłąb siebie z pozycji ciepłego fotela. A to zmienia sposób postrzegania.
Nie bardzo przekonują mnie filozoficzne i egzystencjalne przemyślenia samotnych osób w środowiskach post-apo i temu podobnych. Nie uważam, że egzystencja takich osób składała by się z filozoficznych rozmyślań. Znacznie bliżej mi do zachowania np. Toma Hanksa w Cast away, pewnie widziałeś. Wątek rozmów z piłką, której “twarz” to odbita dłoń umazana od krwi – jest genialny. Tak właśnie widzę człowieka skazanego na samotność do końca życia. Gdyby Hanks zamiast rozmawiać z piłką, leżał na plaży i rozmyślał o samotnym drzewie na pustyni albo o bezkresnej bieli Antarktydy, byłby dla mnie znaczenie mniej wiarygodny. Dlatego mówiłem, wolę czyny, bo takowe na ogół się dzieją, zamiast rozmyślań. Rozmyślania są domeną osób piszących.
Nie znaczy, że nie można poprowadzić opowiadania tak, jak napisałeś, ale paradoksalnie, rozmyślania Twojego bohatera widzę prędzej w sytuacjach, z których jest wyjście. Bardzo rzadko wtrącam się w fabułę, ale gdybyś nie wrzucił samotnego bohatera do rakiety, a przykładowo zamknął go w czasie pandemii i lock downu tu, u nas, na Przymorzu, w największym falowcu w Polsce, w którym mieszka 5 tysięcy osób, w środkowej klatce, na środkowym piętrze, samotnego w kawalerce, z której nie wychodzi od 4 lat, z nikim nie utrzymuje kontaktu i wszystko zamawia przez internet, włącznie z jedzeniem, paradoksalnie Twój bohater ze swoimi rozmyślaniami o samotności pośrodku wielkiej zatłoczonej dzielnicy, byłby dla mnie bardziej interesujący niż samotny astronauta.
Nie zrozum mnie źle, Outta, nie staram się udowodnić, że “ja mam rację”. Raczej chcę przedstawić swój głos w dyskusji, jak wygląda według mnie, a jak nie wygląda wiarygodny bohater – i jak duże znaczenie ma (właśnie) sposób prowadzenia narracji i fabuły. W powyższym przypadku – wolałbym czyny, zamiast rozmyślań.
Pozdrawiam!
Bo zarówno Ty, jako Autor, jak i my, odbiorcy, sięgamy wgłąb siebie z pozycji ciepłego fotela. A to zmienia sposób postrzegania.
Pełna zgoda, ale skoro mamy ten komfort, to czemu nie? :) Nie wiem jak to działa u innych, bo kiedy ja czytam coś, co mam mnie przestraszyć, zastanowić, rozbawić, sam stawiam się w sytuacji postaci, przykładam najbardziej zbliżone własne doświadczenie i nierzadko udaje mi się przez to wywołać u siebie konkretne wrażenie, tylko musi iść za tym to, co czytam, bo jeśli rozrzut pomiędzy tym co pisze autor a tym, co ja chcę czuć jest zbyt wielki, to i tak nic z tego nie wyjdzie.
Wątek rozmów z piłką, której “twarz” to odbita dłoń umazana od krwi – jest genialny. Tak właśnie widzę człowieka skazanego na samotność do końca życia. Gdyby Hanks zamiast rozmawiać z piłką, leżał na plaży i rozmyślał o samotnym drzewie na pustyni albo o bezkresnej bieli Antarktydy, byłby dla mnie znaczenie mniej wiarygodny.
Też racja, tylko położenie Hanksa z filmu nie jest tak beznadziejne jak położenie protagonisty z tego szorta – o wiele mniej zagrożeń i jakaś szansa na ratunek. Choć to chyba akurat działa na korzyść Twojego podejścia :)
Nie znaczy, że nie można poprowadzić opowiadania tak, jak napisałeś, ale paradoksalnie, rozmyślania Twojego bohatera widzę prędzej w sytuacjach, z których jest wyjście.
No, własnie o tym mowa :) I nie ma tutaj żadnego paradoksu.
Nie zrozum mnie źle, Outta, nie staram się udowodnić, że “ja mam rację”. Raczej chcę przedstawić swój głos w dyskusji, jak wygląda według mnie, a jak nie wygląda wiarygodny bohater – i jak duże znaczenie ma (właśnie) sposób prowadzenia narracji i fabuły. W powyższym przypadku – wolałbym czyny, zamiast rozmyślań.
Aye, jasne, że rozumiem, że dyskutujemy, a nie próbujemy wtłoczyć na siłę sobie do głów własnych punktów widzenia. Dlatego tak bardzo cenię sobie Twoje rady.
Dzięki, Darconie i pozdrawiam serdecznie!
Q
Known some call is air am
No, dobrze napisane. Nie ma za bardzo historii, ale w wypadku tekstu tej długości nie czuję, żeby mi jej brakowało – trochę taki urok krótkich tekstów, że można odpuścić któryś element literacki:D Jeśli chodzi o samą fantastykę, to nie mam wrażenia, żeby pełniła funkcję dekoracyjną; przestrzeń kosmiczna wybitnie współgra tu z tematem samotności imho.
Samo napięcie budujesz konsekwentnie i bardzo sprawnie. Elementy obcego wprowadzasz powoli, a w kontekście wcześniej zarysowanej samotności nie da się do końca określić, czy to coś po narratora idzie, czy jednak wszystko nie dzieje się w jego własnej głowie. Przynajmniej tak odebrałem tekst:P
Piórkowo będę na TAK.
Слава Україні!
Cześć, Golodhu!
Jeśli chodzi o samą fantastykę, to nie mam wrażenia, żeby pełniła funkcję dekoracyjną; przestrzeń kosmiczna wybitnie współgra tu z tematem samotności imho.
No właśnie :) Mnie też to bardzo pasuje, tym bardziej, że na ratunek w takim środowisku trudno liczyć – no, chyba, że to space opera.
To, że nie da się określić, czy obcy jest, czy go nie ma, i to tylko paranoja bohatera, jest jak najbardziej celowe.
Dzięki za wizytę, komentarz i TAKa :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Hej!
Jak już wiesz, w głosowaniu piórkowym byłam na TAK i z tego miejsca serdecznie gratuluję wyróżnienia. Mnie osobiście tekst kupił klimatem i językiem. Oparcie fabuły o prosty motyw odgłosów lub ich braku wprowadziło dobrą porcję napięcia, którym stabilnie grałeś przez całe opowiadanie. To fajny przykład, że tekst nie musi być długi, aby trącić emocje czytelnika i zapaść w pamięć.
O świecie i bohaterach trudno się tu wypowiadać przez formę, ale mimo to spróbuję. Wybranie narracji pierwszoosobowej pozwoliło obserwować, jak bohater powoli ześlizguje się w stronę szaleństwa i jak duży wpływ ma na niego samotność czy bezruch kosmosu oraz statku. Choć nie wiemy do końca, co się stało (i tego osobiście żałuję, choć rozumiem, że tekstowi niekoniecznie było potrzebne), to jednak rozumiemy przyczyny popadania w obłęd – i to również na plus.
A świat mogę skomentować chyba jedynie przez końcówkę, więc powiem, że kosmiczni przedwieczni, bogowie czy potwory mają ciepły kąt w moim sercu i jestem zdania, że choć nie są kartą nową, to jednak jeśli zostanie ona dobrze zagrana, ma ogromny potencjał.
To chyba tyle. :D Podsumowując, wielki plus za hałas i ciszę, które stanowiły klamrę dla tekstu, i za całą atmosferę. Och, i jeszcze za sam motyw tego, czym jest obcy. Dla klimatu zrobiło to wiele.
Końcówka również znakomita.
A noc na powrót staje się zupełnie cicha.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Cześć, Verus :)
Cieszy mnie tak pochlebny komentarz, a także Twój TAK :)
Choć nie wiemy do końca, co się stało (i tego osobiście żałuję, choć rozumiem, że tekstowi niekoniecznie było potrzebne), to jednak rozumiemy przyczyny popadania w obłęd – i to również na plus.
Prawda jest taka, że ja sam nie wiem co się stało. Jak normalnie zagłębiam się w przyczyny na potrzeby własne, niekoniecznie ujęte w tekście, żeby mieć solidny background dla historii, tak tym razem nie poświęciłem powodom sytuacji, w której znalazł się bohater ani chwili. Bo to po prostu nie było mi do niczego potrzebne. Ale rozumiem zaciekawienie :)
kosmiczni przedwieczni, bogowie czy potwory mają ciepły kąt w moim sercu
To jak i w moim :)
Och, i jeszcze za sam motyw tego, czym jest obcy. Dla klimatu zrobiło to wiele.
Azathoth – tak mniej więcej widzę tego kosmitę. O! I nawet znalazłem prawie że odpowiednią grafikę (w mojej głowie jest o wiele mroczniejszy):
Dzięki za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
Hej, Outta Sewer.
Fajny szort, przyjemnie się czytało. Rozważania nad samotnością i obcością niczego sobie. Rzeczywiście, ktoś, kto jest sam, zawsze jest wszędzie obcy. Przypomina mi się jakiś tekst Dicka o przebywaniu nocą w pojedynkę w pustym mieszkaniu. On chyba pisał, że każdy odgłos brzmiał nieziemsko, kosmicznie, nie pamiętam już, dawno czytałem.
Pozdrawiam.
Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
Cześć, feniksie.
Tekstu, który przywołujesz nie czytałem, ale Dick miał rację, że niektóre dźwięki w nocy brzmią nieziemsko :) Cieszę się, że szort przypadł do gustu. Dziękuję za odwiedziny, lekturę i komentarz.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Fajny klimat stanu psychicznego bohatera. Podobało się.
Przyznam, że zakończyłbym inaczej. Pozwoliłbym mu się zabić pod wpływem paniki, na moment zanim ekipa ratunkowa dostanie się do wnętrza.
Cześć!
Rewelacyjna atmosfera samotności i obcości, bardzo klimatyczne opisy, naprawdę weszłam w ten gęsty klimat. Sama przyjemność czytać takie teksty :) Przypomniałam sobie te wieczory, kiedy sama byłam w domu, gdy rzeczywiście każdy dźwięk, choć za dnia cichutki, wieczorem wydawał się znacznie głośniejszy, gdy wyobraźnia potrafiła podpowiadać więcej niż było naprawdę. Zdania, kiedy trzeba są krótkie, a kiedy trzeba długie, bardzo działające na wyobraźnię, np to:
Wstrząsają mną spazmy, śmieję się, rwąc każdy chichot w połowie i zamieniając go w ciężki oddech.
Podoba mi się, że tak rozciągasz ten śmiech, bardzo widziałam ten moment.
Zastanawiam się jedynie nad zakończeniem. Wpierw myślałam, że lepiej, jakby się skończyło inaczej, tzn. bardziej przerażające byłoby na przykład, gdyby pozostał w tej ciszy. Potwór w kosmosie wydaje się dość trywialnym zakończeniem. Ale potem sobie pomyślałam, że jest to dość przewrotne, że właśnie ten potwór wydaje się wybawieniem, bo przerwał ciszę i niewiadomą. Wcześniej niebezpieczeństwo nie było zdefiniowane/sprecyzowane, nie wiadomo było, czego się bać i to jest najbardziej przerażające. W momencie, kiedy niebezpieczeństwo/strach uzyskuje zdefiniowaną formę, nagle czujemy się pewniej, bo wreszcie wiemy, co robić – ucieczka albo walka. Wcześniej to właśnie ta niewiedza doprowadza do szaleństwa. Gdyby nie to zakończenie, trudniej byłoby dojść do tego stwierdzenia, więc chyba jednak powinno takie zostać ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Cześć!
@MichałBronisław
Dzięki za odwiedziny i miłe słowa. Zastanawiałem się przez moment nad tym, czy nie zakończyć śmiercią bohatera, ale tylko przez pikosekundę. Motyw tego typu, który przywołujesz jest mocny i trzeba mieć dla niego mocniejszy fundament, żeby dobrze wybrzmiał – na przykład w filmie “Mgła” zakończenie tego typu niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Tutaj tego ładunku zabrakłoby, bo postać protagonisty nie posiada mocno zarysowanego tła.
@avei
Przypomniałam sobie te wieczory, kiedy sama byłam w domu, gdy rzeczywiście każdy dźwięk, choć za dnia cichutki, wieczorem wydawał się znacznie głośniejszy, gdy wyobraźnia potrafiła podpowiadać więcej niż było naprawdę.
Mamy w sobie właśnie taki lęk, który włazi na wierzch, kiedy jesteśmy sami, w nocy, a dźwięki, na które nie zwracamy uwagi nagle stają się głośne i z powodu warunków zaczynają brzmieć groźnie :)
Ale potem sobie pomyślałam, że jest to dość przewrotne, że właśnie ten potwór wydaje się wybawieniem, bo przerwał ciszę i niewiadomą.
Właśnie o to chodziło. Lęk przed nieokreślonym, w zasadzie przed wytworami wyobraźni, który znika, kiedy pojawia się konkret, jest IMO dość przewrotny – bohater boi się czegoś, ale nie wie czego, a kiedy pojawia się coś namacalnego, czego powinien się bać, lęk znika. Niepewność losu powoduje lęk, pewność zagłady w jakiś sposób oczyszcza.
Dzięki za wizytę i dobre słowa :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Hej, hej.
Świetny tekst o lęku przed samotnością. Przynajmniej ja go tak interpretuję. Bo gdzie człowiek może być bardziej samotni niż w kosmicznej pustce? Co ma zrobić, jeśli samotność jest nieuchronna? Czy nie łatwiej jest stworzyć w głowie potwora zamiast mierzyć się z czymś, czego i tak nie da się pokonać? Wypierać to, co jest tak boleśnie oczywiste do samego końca, kiedy to ostateczną drogą ucieczki zostaje śmierć.
Bardzo ładnie napisane, lekko, poetycko, ze smakiem.
Gratuluję!
Cześć, Palaio :)
Fajnie, że znajdujesz tekst dobrze napisanym :)
Cieszy mnie również, że pomyślałeś nad tymi pytaniami o samotność, które zadałeś w komentarzu, bo to oznacza, że tekst sprowokował Cię do jakichś przemyśleń. A to chyba autora cieszy najbardziej :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Przejrzałem komentarze, w niektórych pojawiły się zarzuty, że fantastyka jest pretekstowa. Bynajmniej, moim zdaniem służy ona nie tylko w budowaniu klimatu, ale również w oddaniu skali wyobcowania bohatera. A przecież o tym jest opowiadanie.
Podobało mi się. Klimatyczne, ładnie budujesz napięcie, czuć ten lęk przed… nie wiadomo czym, i to, że bohater zdaje sobie sprawę z jego irracjonalności. Jest źle, smutno, samotnie i strasznie.
Świetnie się czytało.
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Cześć, Anet!
Dziękuję za bardzo miły komentarz. Zaprawdę przynosisz radość :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am