- Opowiadanie: avei - Szczyt

Szczyt

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czy w kon­kur­sie „Na kra­wę­dzi poj­mo­wa­nia” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny: https://www.zapomnianesny.pl

 

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Mu­di­ta: https://stowarzyszeniemudita.pl, które po­ma­ga ro­dzi­nom osób z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Ambush, Outta Sewer, Użytkownicy V

Oceny

Szczyt

Mówią, że peł­nia księ­ży­ca na Szczy­cie to naj­pięk­niej­szy widok, jaki można zo­ba­czyć przed śmier­cią. Mówią rów­nież, że Szczy­tu nie da się zdo­być.

Wiele mówią. Za­wsze mó­wi­li. Ale ty wiesz, że nie ma co ich słu­chać.

Ekwi­pu­nek szy­ku­jesz skrom­ny, bo wiara w po­wo­dze­nie jest naj­waż­niej­sza, a każdy do­dat­ko­wy gram tylko ścią­ga w dół. Mimo to za­bie­rasz ze sobą klat­kę z Re­ve­lo – uwie­szasz ją u to­boł­ka. Że­gnasz się z naj­bliż­szy­mi. Ca­łu­jesz matkę, ści­skasz ojca. Wrócę, mó­wisz. Bę­dzie­cie dumni. Matka pła­cze, ojcu trud­no wy­pu­ścić cię z objęć. Ale oboje wie­rzą tak samo mocno jak ty.

Sta­jesz u pod­nó­ża. Szczyt mu­ska­ją pierw­sze pro­mie­nie słoń­ca, a dół otula mlecz­na mgła. Wcią­gasz w płuca mocny za­pach mo­cza­rów. Czu­jesz, że ży­jesz.

Już czas.

Mo­kra­dła przy­po­mi­na­ją pa­ru­ją­cy ko­cioł smoły. Czar­ny szlam klei ci się do butów. Ska­czesz z kępy na kępę, cały czas na kra­wę­dzi śmier­ci. Wy­si­łek roz­grze­wa, ad­re­na­li­na bu­zu­je w ży­łach. Re­ve­lo gru­cha przy ple­cach. Jest do­brze. Wszyst­ko jest do­brze.

Wi­ta­ją cię oplą­ta­ne cier­nia­mi i bia­ły­mi ró­ża­mi wrota lasu. Za­pra­sza­ją cię kwia­to­wym za­pa­chem do cią­gną­ce­go się ku górze tu­ne­lu z liści. Roz­po­czy­nasz wspi­nacz­kę. Mięk­ka ściół­ka i od­le­głe świa­tło w ko­ro­nach drzew usy­pia­ją cię, ale twar­de ko­rze­nie co rusz wy­bu­dza­ją z mar­szo­we­go transu. Woń róż szyb­ko prze­sta­je cie­szyć – ro­ze­to­we za­ro­śla dra­pią skórę i cią­gną ubra­nie. Twoja ręka pali od mo­zol­nych cięć nożem. Ale cho­ciaż znaj­du­jesz dobre schro­nie­nie do spa­nia.

Noc jest spo­koj­na. Ró­ża­na jama od­stra­sza kol­ca­mi dra­pież­ni­ki. Gła­skasz Re­ve­lo, wsłu­chu­jąc się w po­chra­py­wa­nia i stą­pa­nia le­śne­go życia. Koi cię za­pach lasu i cie­pło to­wa­rzy­sza wę­drów­ki.

Czwar­te­go dnia prze­bi­jasz się przez las i wy­cho­dzisz na po­la­nę. Morze trzcin fa­lu­je, jakby gła­ska­ne wiel­ką dło­nią z oło­wia­ne­go nieba. Teren jest jesz­cze bar­dziej grzą­ski niż w lesie. To tutaj znaj­du­jesz pierw­sze kości – wy­sta­ją­ce z ziemi krzy­że z su­chych rąk. Pró­bu­jesz je omi­jać, ale za­czy­nasz tonąć. Re­ve­lo trze­po­cze skrzy­dła­mi mię­dzy prę­ta­mi klat­ki. Wy­do­sta­jesz się z grzę­za­wi­ska, wspo­ma­ga­jąc się jed­nym z ko­ści­stych ra­mion. Poj­mu­jesz. To jest droga. Mu­sisz iść po tru­pach do celu.

Ko­lej­ny las jest uboż­szy. Ni­skie krze­wy tnie zimny wiatr. Nocą kłuje mróz i szczę­ka­ją zęby – nie tylko twoje. Ota­cza­ją cię mlasz­czą­ce dźwię­ki. Sły­szysz kroki w mroku. Wiesz, że ukry­wa­nie przed ob­cy­mi nie ma już sensu. Niech wie­dzą, że idziesz. Niech się oba­wia­ją. Ci­skasz jedną z fio­lek z ekwi­pun­ku w zie­mię – bły­ska świa­tło i gry­zie dym. Szczę­ka­nia cich­ną. Jed­nak co jakiś czas w po­wie­trzu re­zo­nu­je dziki re­chot. Masz wra­że­nie, że miesz­kań­cy lasu nie trak­tu­ją cię po­waż­nie, ale na wszel­ki wy­pa­dek nie pod­cho­dzą bli­żej.

Mi­ja­ją­ce dni przy­no­szą zmę­cze­nie i głód. Koń­czą ci się za­pa­sy je­dze­nia, a ubogi las ob­da­ro­wu­je cię tylko ja­go­da­mi. W do­dat­ku pada. Ocie­kasz od desz­czu, kry­jąc się pod pa­ra­so­lem z ły­sych ga­łę­zi, który ledwo chro­ni. Nie masz siły iść dalej, po­trze­bu­jesz ener­gii. Re­ve­lo gru­cha ci w ra­mio­nach. Kusi cię, aby po­świę­cić to­wa­rzy­sza, ale wiesz, że nie taka jest jego rola. Trzy­masz w ry­zach głód, wie­rząc w lep­sze jutro, choć ze­wsząd ota­cza­ją cię trupy. Wtu­lo­ne w mech leżą w róż­nych po­zy­cjach i nie są tak wy­su­szo­ne, jak te u pod­nó­ża. Jakby lu­dzie tylko po­snę­li.

Gdy udaje ci się ustrze­lić szopa, ogar­nia cię eu­fo­ria. Jed­nak wy­star­czy wie­rzyć. Bez­chmur­nej nocy pa­lisz ogni­sko. Pło­mie­nie od­bi­ja­ją się w ota­cza­ją­cych cię dzie­siąt­kach oczu. Ale je­steś w tak do­brym na­stro­ju, że nie strasz­ne ci trupy czy od­le­głe śmie­chy. Nie­pro­szo­nych gości za­czy­nasz trak­to­wać jak swoją pu­bli­kę.

Choć ranek znów przy­no­si deszcz, ru­szasz z uśmie­chem dalej.

Po cza­sie grzą­ski teren za­mie­nia się w ka­mien­ne płyty. Czyż­by le­gen­da o pod­ziem­nej bi­blio­te­ce była praw­dą?

Spę­dzasz dużo czasu na zna­le­zie­niu wej­ścia – za­rósł je mech i krze­wy. Tniesz za­ro­śla z takim samym za­pa­łem, jak w pierw­szych dniach. Scho­dy kie­ru­ją cię do kom­na­ty z rzę­dem półek – setki wą­skich cieni cią­gną się przed tobą. Pró­bu­jesz prze­glą­dać księ­gi, ale roz­sy­pu­ją się w dło­niach. Gro­ma­dzisz za­pa­sy wody i je­dze­nia i za­su­wasz wej­ście. Przez ko­lej­ne dni spi­su­jesz wszyst­ko, co je­steś w sta­nie – opra­wy, kopie rycin. Pi­szesz, póki nie koń­czy ci się pa­pier. Potem wy­cho­dzisz na po­wierzch­nię i de­spe­rac­ko szu­kasz po­ży­wie­nia. Pi­jesz wodę ze stru­mie­nia i wpa­tru­jesz się w otu­lo­ny chmu­ra­mi Szczyt. Czu­jesz, że nie mo­żesz po­prze­stać. Mu­sisz do­trzeć do końca.

Więc idziesz dalej.

Skoń­czy­ły ci się od­stra­sza­ją­ce mik­stu­ry, ale re­cho­czą­cych kre­atur ni widu, ni sły­chu. No­ca­mi ota­cza cię przej­mu­ją­ca cisza. Sły­chać tylko wiatr.

Dalej po­ja­wia się ko­lej­ne mo­kra­dło, ale tym razem jest ina­czej. W grzę­za­wi­sku nie ma tru­pów. Poj­mu­jesz, że nikt dotąd tu nie do­tarł. Od­kry­wasz ten rejon jako pierw­szy czło­wiek. Nie ma ścież­ki. To ty ją mu­sisz stwo­rzyć.

Co­fasz się i ścią­gasz do bagna ka­mie­nie, ga­łę­zie, li­ście, co­kol­wiek, co wpad­nie ci w ręce i je­steś w sta­nie unieść. Byle tylko móc przejść dalej. Wciąż masz siły po­mi­mo wy­czer­pa­nia – nie­sie cię wiara, że zbli­żasz się do celu.

Do­cie­rasz do twar­de­go grun­tu, dy­sząc ze zmę­cze­nia. Las jest coraz rzad­szy – świa­tło w ko­ro­nach drzew razi oczy. Idziesz dalej, coraz szyb­ciej. To dobra droga – zie­mia wy­god­nie ukła­da się pod sto­pa­mi. Wi­dzisz, że mgli­sty Szczyt jest już nie­da­le­ko. Za­czy­nasz biec. Re­ve­lo gru­cha we­so­ło, jakby czuł twoje pod­eks­cy­to­wa­nie.

Wresz­cie mgła roz­wie­wa się. A tam, na nie­wiel­kiej po­la­nie, stoi dra­bi­na. Wy­so­ka dra­bi­na, któ­rej ko­niec ginie w chmu­rach.

Nie ro­zu­miesz. To prze­cież nie­moż­li­we. Czy to sza­leń­stwo z wy­czer­pa­nia?

Ale drew­no w dło­niach wy­da­je się jak naj­bar­dziej praw­dzi­we. Pach­nie i jest gład­kie pod pal­ca­mi – wy­po­le­ro­wa­ne, acz nie­ma­lo­wa­ne.

To praw­da, szep­czesz do sie­bie.

Wy­cią­gasz nóż i wy­ci­nasz w drew­nie datę oraz swoje imię i na­zwi­sko. Pa­trzysz do góry. Dra­bi­na zdaje się nie mieć końca.

Za­czy­nasz się wspi­nać, a czas mknie. Szyb­ko robi się ciem­no. Bra­ku­je ci tchu, lecz końca wciąż nie widać. Za­trzy­mu­jesz się i zer­kasz na Re­ve­lo. Jest na skra­ju wy­czer­pa­nia. Otwie­rasz klat­kę, która wisi przy pu­stej tor­bie. Za­pi­su­jesz ostat­nią no­tat­kę.

Szczyt się nie koń­czy. Droga pro­wa­dzi po dra­bi­nie do sa­me­go nieba.

Do­da­jesz ją do ru­lo­nu przy nodze Re­ve­lo i wy­pusz­czasz ptaka. Szy­bu­je w dół i szyb­ko znika w po­kry­wie chmur.

A ty wspi­nasz się dalej, z ulgą w sercu, bo wiesz, że nie je­steś tylko ko­lej­nym tru­pem do celu, ale tym, któ­re­mu po­przez Re­ve­lo udało się po­wró­cić z nie­moż­li­we­go. Wra­casz do domu ro­dzi­ców, a nawet wi­tasz wszyst­kie osady, mia­sta, sto­li­ce…

I my­ślisz sobie, że peł­nia księ­ży­ca na Szczy­cie to rze­czy­wi­ście nie­zły widok.

Koniec

Komentarze

Opo­wieść pla­stycz­na i ładna, aż po­czu­łam za­pach bagna i drew­na, ale nie zro­zu­mia­łam za­koń­cze­nia.

Pod­pie­ra­nie się ręką tru­po­sza na­praw­dę mocne;)

Kiedy ru­szy­ła po dra­bi­nie, my­śla­łam że to droga bez po­wro­tu, a tu nagle wraca do domu. Tylko to wra­ca­nie jest takie ni­ja­kie.

No i po co był pta­szek?

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cześć Am­bush!

 

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję za wi­zy­tę :) Miło, że kli­mat pod­pa­so­wał, a co do za­koń­cze­nia, ach, ogól­nie to nie chcia­łam, żeby wy­brzmia­ło zbyt ło­pa­to­lo­gicz­nie, ale teraz, jak tak czy­tam, to chyba rze­czy­wi­ście może być ciut nie­ja­sne… Tak to jest, kiedy za­czy­na się pisać w dniu de­adli­nu :D. Na­stęp­nym razem muszę tu za­glą­dać czę­ściej :P Na razie nie będę zmie­niać, bo chyba nie można, ale wy­tłu­ma­czę, co mi cho­dzi­ło po gło­wie. Każde od­kry­cie musi zo­stać prze­ka­za­ne dalej ina­czej nikt nie bę­dzie wie­dział, że coś zo­sta­ło od­kry­te. Od­kry­ciem jest bi­blio­te­ka, o któ­rej były le­gen­dy oraz dra­bi­na, do któ­rej nikt dotąd nie do­tarł. Lu­dzie do­cho­dzi­li do pew­ne­go punk­tu (bi­blio­te­ki), ale nikt nie wra­cał. Głów­ny bo­ha­ter, jeśli można go tak na­zwać, też nie wró­cił. Jed­nak udało mu się prze­ka­zać to, co od­krył za po­mo­cą po­słań­ca – ptaka (go­łę­bia), który po­wró­cił do domu ro­dzi­ców. Więc to tak jakby głów­ny bo­ha­ter “wró­cił”. Ale przy­zna­ję, że można było to ja­śniej na­pi­sać, ech…

Dzię­ki za lek­tu­rę i po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Wcią­gasz rześ­ki za­pach mo­czar w płuca. ← ???

Na dowód, że czy­ta­łem. :)

Nie­po­trzeb­ne mi Twoje tłu­ma­cze­nie, bo tak to zro­zu­mia­łem. Myślę, że nie wy­ko­rzy­sta­łaś ‘po­ten­cja­łu’ po­my­słu, Limit, limit…ob­ję­to­ścio­wy i cza­so­wy. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie. :)

 

Oba­wiam się, Avei, że nie udało mi się pojąć po­wo­dów kie­ru­ją­cych bo­ha­te­rem. Wy­ja­śnie­nia za­war­te w Twoim ko­men­ta­rzu nieco roz­ja­śni­ły spra­wę, ale nie mogę po­wie­dzieć, że do­sta­tecz­nie.

Wy­ko­na­nie, nie­ste­ty, do naj­lep­szych nie na­le­ży. :(

 

oj­ciec ma pro­blem wy­pu­ścić się z objęć. → A może zwy­czaj­nie: …oj­cu trud­no wy­pu­ścić cię z objęć.

 

Wcią­gasz rześ­ki za­pach mo­czar w płuca.Wcią­gasz w płuca rześ­ki za­pach mo­czarów.

 

Re­ve­lo gru­cho­cze przy ple­cach. → Co gru­cho­cze Re­ve­lo?

Do­my­ślam się, że Re­ve­lo jest go­łę­biem, więc po­win­no być: Re­ve­lo gru­cha przy ple­cach.

 

prze­bi­jasz się przez leśną po­kry­wę… → to jest leśna po­kry­wa?

 

Wiesz, że ukry­wa­nie nie ma już sensu. → Ukry­wa­nie czego?

 

Re­ve­lo gru­cho­cze ci w ra­mio­nach.Re­ve­lo gru­cha ci w ra­mio­nach.

 

Po cza­sie zie­mia ka­mie­nie­je. → Co to zna­czy? Czy zie­mia miała jakiś okre­ślo­ny czas by ka­mie­nieć, ale go prze­kro­czy­ła i ka­mie­nia­ła już po nim?

 

Tniesz za­ro­śla z tym samym za­pa­łem, co w pierw­szych dniach.Tniesz za­ro­śla z takim samym za­pa­łem, jak w pierw­szych dniach.

 

Byle żeby móc iść dalej.Byle tylko móc iść dalej.

 

Re­ve­lo gru­cho­cze we­so­ło… -> Re­ve­lo gru­cha we­so­ło

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po­do­ba­ło mi się. Ład­nie na­pi­sa­ne. Tłu­ma­cze­nie prze­czy­ta­łem, ale chyba nie­po­trzeb­nie, bo sens prze­gry­wa z na­stro­jem, w jakie wpra­wia opo­wia­da­nie. Po­etyc­kie, ta­jem­ni­cze, wcią­ga­ją­ce. 

 

No­mi­nu­ję. Po­zdra­wiam.

Pla­stycz­ne, naj­pierw wy­go­ogla­łem, co to re­ve­lo i po­ka­za­ło mi, że taki rower. Co przy­znam na mo­ment zbiło mnie z pan­ta­ły­ku. :P I dla mnie cel po­dró­ży i za­koń­cze­nie nie było zro­zu­mia­łe.

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Ko­ala­75

re­gu­la­to­rzy

AP

Szysz­ko­wy­Dzia­dek

 

Bar­dzo Wam dzię­ku­ję za wi­zy­tę!

Czuję, że muszę po­pra­co­wać nad pi­sa­niem za­koń­czeń w taki spo­sób, aby były zro­zu­mia­łe, a jed­no­cze­śnie da­wa­ły do my­śle­nia. Sądzę, że to nie lada wy­zwa­nie. Nie lubię ło­pa­to­lo­gicz­nych wy­ja­śnień na końcu, ale bar­dzo łatwo skrę­cić w drugą stro­nę, kiedy nie wia­do­mo, o co cho­dzi­ło au­to­ro­wi. Nie je­stem pewna w sumie, co robi gor­sze wra­że­nie.

 

Ko­ala­75

Misiu, czy je­steś w sta­nie spre­cy­zo­wać, czego Ci za­bra­kło? :) Zna­czy w jaki spo­sób mo­gła­bym le­piej wy­ko­rzy­stać po­ten­cjał po­my­słu?

 

Reg

Za­wsze cenię Twoje uwagi ję­zy­ko­we, bar­dzo za nie dzię­ku­ję, wpro­wa­dzi­łam po­praw­ki. I mam na­dzie­ję, że po­mi­mo nie­ja­sno­ści lek­tu­ra była choć tro­chę przy­jem­na :)

 

AP

Miło, że at­mos­fe­rą wy­na­gro­dzi­łam Ci sens tek­stu. Dzię­ki! :)

 

Szysz­ko­wy­Dzia­dek

Cho­dzi­ło za­le­d­wie o ła­ci­nę :)

 

 

Po­zdra­wiam!

Avei, skoro wiesz, co jest po­wo­dem za­rzu­ca­nych nie­ja­sno­ści, ła­twiej Ci bę­dzie pra­co­wać nad za­pre­zen­to­wa­niem ta­kie­go opo­wia­da­nia, z któ­re­go Ty bę­dziesz za­do­wo­lo­na, a czy­tel­ni­cy będą wie­dzieć co prze­czy­ta­li.

Cie­szę się, że uzna­łaś uwagi za przy­dat­ne. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hej.

 

Od­kry­wasz ten rejon jako pierw­szy czło­wiek. Nie ma ścież­ki. To ty ją mu­sisz stwo­rzyć.

Może le­piej brzmia­ło­by “wy­ty­czyć”?

 

No i jak to u Cie­bie, bar­dzo ład­nie, pla­stycz­nie na­pi­sa­ne. Po­wie­dział­bym nawet, że po­etyc­ko :)

Hi­sto­ria pro­sta i pod­pi­su­ję się pod uwagą Misia – zro­zu­mia­ła od po­cząt­ku do końca. Tylko nie wiem, po co on tam wła­ził. To zna­czy, wiem, że chciał przed śmier­cią zo­ba­czyć szczyt i peł­nię, tylko po jaką cho­le­rę? Jakiś ry­tu­ał lo­kal­ny? W ogóle ta wspi­nacz­ka sko­ja­rzy­ła mi się z “Kró­le­stwa­mi ścia­ny” Si­lver­ber­ga, które są jed­nym z lep­szych scien­ce fan­ta­sy, jakie w życiu prze­czy­ta­łem. Prze­czy­taj opis z po­de­sła­ne­go linku, to do­wiesz się kon­kret­nie, czego mi tutaj za­bra­kło u Cie­bie.

Nie­mniej jed­nak, po­do­ba mi się język i kli­mat, a to, że na­pi­sa­łaś to w nar­ra­cji z per­spek­ty­wy dru­giej osoby (i zro­bi­łaś to do­brze, co IMO uwa­żam za rzad­kość) ka­za­ło mi przez cały, krót­ki na szczę­scie, tekst kiwać głową z uzna­niem. Kli­kam.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

Known some call is air am

Sens też jest ok. Cho­dzi­ło mi je­dy­nie o wska­za­nie, co we­dług mnie było naj­moc­niej­szą stro­ną opo­wie­ści.

Język i opisy ładne, go­rzej z re­al­no­ścią.

Tu idzie, tu przy­sta­je, czas to się śli­ma­czy, to mknie do przo­du, trud­ność drogi nie wska­zu­je na te ilo­ści tru­pów, a do­tar­cie do dra­bi­ny nie wy­da­je się trud­ne.

Wiem, limit…

Ale może coś byś do­pi­sa­ła i po­sła­ła na ścież­kę B? Bo ten tekst ma po­ten­cjał!

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Outta

 

Witaj!

Miło, że do mnie zaj­rza­łeś i bar­dzo dzię­ku­ję za cie­płe słowa :) O Kró­le­stwie Ścia­ny nie sły­sza­łam, ale do­sko­na­le ro­zu­miem, że mogło się sko­ja­rzyć. Zresz­tą wątek po­dró­ży/wspi­nacz­ki to w li­te­ra­tu­rze nic no­we­go. W przy­pad­ku mo­je­go tek­stu chcia­łam, aby czy­tel­nik wpadł w pe­wien na­strój i ogól­nie wy­da­je mi się, że mi się to udało. Je­dy­nie pro­blem z tym sen­sem, ale może wy­ni­ka to z tego, że jako lu­dzie wciąż chce­my od­po­wie­dzi? Brak nie­któ­rych od­po­wie­dzi to za­wsze pe­wien nie­do­syt. Z dru­giej stro­ny wy­da­je mi się, że lekki nie­do­syt to lep­sze z czymś można po­zo­stać po lek­tu­rze niż prze­syt. No ale wia­do­mo, naj­le­piej tra­fić ide­al­nie, tak że czy­tel­nik zro­zu­mie wszyst­ko, co i jak i po­my­śli ‘aha!’. Choć mi chyba bar­dziej cho­dzi­ło o na­strój i me­ta­fo­rę wspi­na­nia się na szczyt niż do­kład­ne przy­czy­ny. No ale jeśli już mamy roz­wa­żać przy­czy­ny, po­zwo­lę sobie sko­pio­wać opis Kró­le­stwa Ścia­ny ;)

“Dla Po­lia­ra i jego przy­ja­cie­la Tra­ibe­na piel­grzym­ką ta sta­no­wi jed­nak re­ali­za­cję ży­cio­we­go ma­rze­nia. Przy­go­to­wu­ją się od niej do dzie­ciń­stwa. Chcą z niej wyjść cało, nie jako sza­leń­cy, ale na­uczy­cie­le mą­dro­ści dla swego ludu.”

W przy­pad­ku mo­je­go opo­wia­da­nia nic nie jest wspo­mnia­ne o tym, aby wyjść cało. Ra­czej bar­dziej zro­zu­mia­łe jest za­ło­że­nie, że się umie­ra na tym szczy­cie i wtedy rze­czy­wi­ście rodzą się py­ta­nia, ale po co? Ja pró­bo­wa­łam tu tro­chę my­śleć jak al­pi­ni­sta. Po co oni się wspi­na­ją? Aby po­ko­ny­wać swoje ba­rie­ry, aby od­kry­wać nowe miej­sca, aby zo­stać za­pa­mię­ta­nym, za­pi­sa­nym w hi­sto­rii. Cho­ciaż wró­cić z wy­pra­wy też pew­nie chcą ;) Chyba na samym po­cząt­ku mia­łam gdzieś zda­nie, że ‘udo­wod­nisz im, że się uda’ czy coś ta­kie­go, ale w toku po­pra­wek zda­nie znik­nę­ło. Teraz myślę, że może jed­nak le­piej, gdyby zo­sta­ło.

Dzię­ku­ję za (jak zwy­kle u Cie­bie) bo­ga­te roz­wa­ża­nia po lek­tu­rze. I miło, że do­ce­ni­łeś nar­ra­cję dru­go­oso­bą :)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

 

 

Sta­ruch

 

Cześć!

Masz rację, że poza gło­dem czy zmę­cze­niem to za dużo trud­no­ści we wspi­nacz­ce nie było. Ja­kieś wy­zwa­nie po dro­dze na pewno by wzbo­ga­ci­ło tekst, ale jak sam przy­zna­jesz, z li­mi­tem cięż­ko, cho­ciaż to (oczy­wi­ście) naj­ła­twiej­sze wy­tłu­ma­cze­nie ;)

Masz na myśli, żeby na­pi­sać roz­sze­rzo­ną wer­sję tej wspi­nacz­ki na ścież­kę B? Hmm nie bra­łam ta­kiej opcji pod uwagę, wy­da­je mi się, że w za­sa­dzie prze­pa­da wtedy to opo­wia­da­nie w kon­kur­sie. Chyba że opi­sa­ła­bym wspi­nacz­kę z punk­tu wi­dze­nia kogoś in­ne­go i tek­sty mo­gły­by (ale nie mu­sia­ły­by być) kom­ple­men­tar­ne. No dałeś mi do my­śle­nia…

W każ­dym razie dzię­ki za lek­tu­rę i ko­men­tarz! Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Hej! 

 

No to tak – kli­ma­tu Ci tu nie brak, co prze­cież wiesz i to Ci się udało. Co do celu i po­wo­dów, to ro­zu­miem o co Ci cho­dzi i choć dla czy­tel­ni­ka i jego wra­żeń po lek­tu­rze ma to być utwór w stylu "chase is bet­ter than the catch", bo nie o cel cho­dzi, tylko o po­dróż, to nadal bra­ku­je mi tego, co pcha bo­ha­te­ra do od­by­cia tej po­dró­ży.

Pi­szesz, że pró­bo­wa­łaś my­śleć jak al­pi­ni­sta, i to też ro­zu­miem, ale nie po­chwa­lam – od dawna twier­dzę, że al­pi­ni­ści i inne osoby, które się wspi­na­ją to w wiekz­zo­sci ego­iści, w do­dat­ku czę­sto oso­bo­wo­ści nar­cy­stycz­ne. Oczy­wi­ście cho­dzi mi o tych "za­wo­do­wych" – za­wsze mier­zi mnie la­ment, kiedy któ­ryś zgi­nie, po­zo­sta­wia­jąc mał­żon­ka i dzie­ci. Skoro masz ro­dzi­nę, to re­zy­gnu­jesz z hobby, które może cię zabić – na tym po­le­ga od­po­wie­dzial­ność, któ­rej tym lu­dziom czę­sto bra­ku­je. Teraz wyjdę na dupka, któ­re­mu brak em­pa­tii, ale mi tych ludzi nie żal – sami pod­ję­li de­cy­zję, zgi­nę­li z tego po­wo­du, więc nie ma co po nich pła­kać. 

W kró­le­stwach ścia­ny po­dróż jest ry­tu­ałem, który jest cy­klicz­ny. Oczy­wi­ście to, że dla bo­ha­te­rów wspi­nacz­ka jest też ma­rze­niem, wcale nie wy­klu­cza faktu, że do po­dró­ży zo­sta­ją zmu­sze­ni przez tra­dy­cję, re­li­gię, wie­rze­nia. Oni po pro­stu wie­rzą, że im aku­rat się uda i o tym marzą, by móc po­wró­cić jako na­uczy­cie­le – w opi­sie tego nie ma, ale le­gen­da głosi, że na szczy­cie miesz­ka bóg, który w prze­szło­ści wiele razy po­ma­gał ludom z pod­nó­ża, prze­ka­zu­jąc im wie­dzę i wy­na­laz­ki, które po­zwo­li­ły im na roz­wój. Tylko od wielu już po­ko­leń ni­ko­mu nie udało się do­trzeć na szczyt i wró­cić, taj jak to by­wa­ło oneg­daj. Stąd ich ma­rze­nie – tam już ktoś do­tarł wcze­śniej, więc oni mają re­al­ną szan­sę na po­wrót. Twój bo­ha­ter nie ma. Chyba. 

No, ale ja się cse­piam, a to prze­cież za­le­d­wie szort i nie mo­głaś w nim roz­wi­jać wąt­ków, na które można sobie po­zwo­lić w po­wie­ści :) 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie 

Q

 

PS. Jak bę­dzisz miała chwi­lę, to za­pra­szam pod mój ostat­ni szort, w któ­rym mamy to co u Cie­bie – kli­mat jest ważny, nie­ko­niecz­nie hi­sto­ria ;) 

Link:

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/31524

Known some call is air am

Fajne, pla­stycz­ne opisy :) Za­koń­cze­nia nie zro­zu­mia­łem (na szczę­ście na ra­tu­nek przy­szedł Twój ko­men­tarz) ;)

 

Mo­kra­dła przy­po­mi­na­ją pa­ru­ją­cy ko­cioł smoły

heart

Wresz­cie mgła roz­pły­wa się.

To się na końcu mi jakoś nie gra.

Outta

 

Ro­zu­miem Twoje za­strze­że­nia. Chyba naj­więk­szym za­rzu­tem tego opo­wia­da­nia jest to, że to za am­bit­ny po­mysł na tę licz­bę zna­ków :) Oczy­wi­ście za­wsze można coś wy­wa­lić, żeby coś in­ne­go dodać, tylko py­ta­nie, czy to ma sens w tym li­mi­cie. Tak czy siak, dzię­ki za po­dzie­le­nie się Two­imi prze­my­śle­nia­mi, wezmę je do serca.

Za­uwa­ży­łam także Twoją uwagę, co do ‘stwo­rzyć ścież­kę’ – tak, ‘wy­ty­czyć’ brzmi znacz­nie po­praw­niej, po­pra­wio­ne. Dzię­ki!

Co do Two­je­go szor­ta, przy­znam się, że czy­ta­łam je jakiś ty­dzień temu, ale w po­śpie­chu za­po­mnia­łam sko­men­to­wać. W każ­dym razie tekst na­pi­sa­łeś re­we­la­cyj­ny i nie dzi­wię się, że do­sta­łeś piór­ko :) Kli­mat na­praw­dę gęsty. Zaraz idę jesz­cze pod ten szort, żeby Ci to na­pi­sać ;)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

 

grze­lu­lu­kas

 

Cześć!

Dzię­ki za wi­zy­tę! Miło, że kli­mat przy­pa­so­wał, choć szko­da, że po­trzeb­ny jest za­łącz­nik, żeby zro­zu­mieć tekst :P

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Prze­czy­ta­łem tekst, potem ko­men­ta­rze. I przed chwi­lą prze­czy­ta­łem tekst raz jesz­cze. Jest cie­ka­wy i na­pi­sa­ny nie­złym pió­rem. Dzię­ki nar­ra­cji kli­ma­cik rze­czy­wi­ście jest, ale fa­bu­ła po­zo­sta­wia wiele nie­ja­sno­ści. Nawet z przy­pi­sem au­tor­ki jej in­ten­cje po­zo­sta­ły dla mnie mgli­ste. Wy­zwa­nie pod­ję­te przez bo­ha­te­ra nie wy­da­je się aż tak bar­dzo trud­ne, jak tego chce nar­ra­tor. Po­dob­nie jak kil­kor­gu ko­men­tu­ją­cych, za­koń­cze­nie jest dla mnie nie zro­zu­mia­łe, tro­chę jakby do­kle­jo­ne z innej pla­ste­li­ny.

Nar­ra­cja w dru­giej oso­bie w cza­sie te­raź­niej­szym wcią­ga czy­tel­ni­ka, jest bar­dziej oso­bi­sta, in­tym­na, a jed­no­cze­śnie z za­sa­dy nieco schi­zo­fre­nicz­na, jakby bo­ha­ter miał przy sobie mó­wią­ce­go do niego i zna­ją­ce­go jego od­czu­cia ob­ser­wa­to­ra. I chyba ten ostat­ni aspekt jest tutaj tro­chę nie­wy­ko­rzy­sta­ny.

Jak wspo­mnia­łem, jest do­brze. Pew­nie czasu za­bra­kło, aby było bar­dzo do­brze.

Kilka uwag szcze­gó­ło­wych.

Mówią, że peł­nia księ­ży­ca na Szczy­cie to naj­pięk­niej­szy widok, jaki można zo­ba­czyć przed śmier­cią.

Nie­pre­cy­zyj­ne jest to stwier­dze­nie. Nie le­piej brzmi np. “peł­nia Księ­ży­ca oglą­da­na ze Szczy­tu to naj­pięk­niej­szy widok […]”? A wła­śnie, Księ­życ to, czy księ­życ?

Skoro Szczyt to góra godna wie­lo­dnio­wej wspi­nacz­ki, to naj­wła­ści­wiej by­ło­by “oglą­da­na ze szczy­tu Szczy­tu”. Ry­zy­kow­na nazwa jak na górę.

Ekwi­pu­nek szy­ku­jesz skrom­ny, bo wiara jest naj­waż­niej­sza, a każdy do­dat­ko­wy gram tylko ścią­ga w dół.

Czy bo­ha­ter za­mie­rza latać? W co wie­rzy? I dla­cze­go owa wiara po­zwa­la na ogra­ni­cze­nie ekwi­pun­ku? Za dużo skró­tów my­ślo­wych.

Wrócę, mó­wisz. Bę­dzie­cie dumni.

Za­sto­so­wa­łaś dia­log, ale nie za­pi­sa­łaś go zgod­nie z kon­wen­cją. Jeśli chcesz unik­nąć dia­lo­gów, to może oznaj­misz, co zo­sta­ło po­wie­dzia­ne. Np. “Mó­wisz, że wró­cisz. Że będą dumni”.

Szczyt mu­ska­ją pierw­sze pro­mie­nie słoń­ca, a dół otula mlecz­na mgła.

Kon­tekst wska­zu­je, że cho­dzi o pod­sta­wę, pod­nó­że. “Dół góry” jakoś nie pa­su­je.

Wcią­gasz w płuca rześ­ki za­pach mo­cza­rów.

Tak, już zwra­ca­no na to uwagę. Mo­cza­ry pach­ną cza­sem in­ten­syw­nie, ale nawet w na­pa­dzie eu­fe­mi­zmu nie na­zwał­bym tego za­pa­chu rześ­kim.

La­wi­ru­jesz na łup­kach

La­wi­ro­wać można po­mię­dzy prze­szko­da­mi, a bo­ha­ter może np. ska­kać z łupka na łupek. Zresz­tą łupek to też nie­zbyt szczę­śli­wy wybór. Na mo­kra­dłach spo­dzie­wał­bym się ska­ka­nia z kępy na kępę lub na ko­rzeń, ew. ka­mień, skałę.

ad­re­na­li­na pruje w ży­łach

Albo np. “pędzi w ży­łach” lub “bu­zu­je w ży­łach”. Pruje to ra­czej żyły, ale to dość gwał­tow­nie za­koń­czy­ło­by przy­go­dę.

Wi­ta­ją cię oplą­ta­ne cier­nia­mi i bia­ły­mi ró­ża­mi wrota lasu.

Płyn­niej by było “Wi­ta­ją cię wrota lasu oplą­ta­ne cier­nia­mi i bia­ły­mi ró­ża­mi”.

Za­pra­sza­ją kwia­to­wym za­pa­chem w cią­gną­cy się ku górze tunel liści.

Albo np. “Kwia­to­wym za­pa­chem za­pra­sza­ją do cią­gną­ce­go się ku górze tu­ne­lu z liści”, albo np. “Kwia­to­wym za­pa­chem wcią­ga­ją w cią­gną­cy się ku górze tunel z liści”. Nie za­pra­sza się “w coś”. Tunel li­ścia­sty lub z liści.

Mięk­ka ściół­ka i od­le­głe świa­tło w ko­ro­nach drzew usy­pia­ją cię, ale twar­de ko­rze­nie co rusz wy­bu­dza­ją z mar­szo­we­go transu.

Mam kło­pot z tym zda­niem. “od­le­głe świa­tło”, czy ra­czej roz­pro­szo­ne, stłu­mio­ne? Pół­mrok i łatwa droga mogą ra­czej uspo­ka­jać, koić. Usy­piać w sumie też mogą, ale to ra­czej nie­wska­za­ne w cza­sie mar­szu. I w jaki spo­sób ko­rze­nie wy­bu­dza­ją z transu?

Woń róż szyb­ko prze­sta­je cie­szyć

A wcze­śniej cie­szy­ła, czy za­pra­sza­ła? A pro­pos róż, w pół­cie­niu by ra­czej nie rosły.

ro­ze­to­we za­ro­śla

Są takie?

cią­gną ubra­nia

Cią­gną ubra­nie. Lub cze­pia­ją się ubra­nia.

Twoja ręka pali od mo­zol­nych cięć nożem.

“Od mo­zol­ne­go cię­cia (l.p., czyn­ność) nożem”, bo­wiem cię­cia (l.m.) to np. rany. A może od “mo­zol­ne­go czysz­cze­nia drogi nożem”?

Ale cho­ciaż znaj­du­jesz dobre schro­nie­nie na sen.

Na sen pro­po­nu­ję dobrą książ­kę, a schro­nie­nie na noc­leg, albo do spa­nia.

Pierw­sza noc jest spo­koj­na.

Nar­ra­cja jest w cza­sie te­raź­niej­szym, więc “pierw­sza” jest nie­po­trzeb­ne.

Re­ve­lo trze­po­cze skrzy­dła­mi o pręty klat­ki.

Ra­czej np. “Trze­po­cząc skrzy­dła­mi Re­ve­lo ude­rza o pręty klat­ki.”

Ko­lej­na war­stwa lasu jest uboż­sza.

Cho­dzi za­pew­ne o “ko­lej­ny las” lub “las ko­lej­nej war­stwy góry” lub “stre­fy góry”.

Ni­skie krze­wy tnie zimny wiatr.

Mróz tnie, deszcz za­ci­na, a wiatr? Nie spo­tka­łem się z tną­cym wia­trem.

Ota­cza­ją cię mlasz­czą­ce szczę­ki.

Mla­skać można ję­zy­kiem, ew. py­skiem.

w po­wie­trzu re­zo­nu­je dziki re­chot.

W samym po­wie­trzu ra­czej nic nie za­re­zo­nu­je. Może po­mię­dzy drze­wa­mi, ale też ra­czej nie. A może “w lesie od­bi­ja się echem”?

Masz wra­że­nie, że miesz­kań­cy lasu nie trak­tu­ją cię po­waż­nie, ale na wszel­ki wy­pa­dek nie pod­cho­dzą bli­żej.

Po­gru­bio­na część nie leży mi w kon­tek­ście. Jeśli ma to być sy­no­nim “nie boją się cie­bie”, to bar­dzo od­le­gły i try­wia­li­zu­ją­cy.

Po cza­sie grzą­ski teren za­mie­nia się w ka­mien­ne płyty.

Po ja­kimś kon­kret­nym cza­sie? A może to od­nie­sie­nie do “cza­so­prze­strze­ni”, czyli za­mia­na do­me­ny prze­strzen­nej na cza­so­wą? Jeśli tak, to nie­for­tun­na.

Scho­dy kie­ru­ją cię do kom­na­ty z sze­re­giem półek – setki wą­skich cieni cią­gną się przed tobą.

A może z “rzę­dem (rzę­da­mi) re­ga­łów (szaf)”. Półka jest jedna, może być ścien­na lub być ele­men­tem np. re­ga­łu.

Gro­ma­dzisz za­pa­sy wody i je­dze­nia

Jeśli była tam spi­żar­nia tak stara, jak książ­ki, to je­dze­nie też by się w proch roz­pa­dło. A jeśli bo­ha­ter za­opa­tru­je się na ze­wnątrz, to nie wy­ni­ka to z kon­tek­stu.

wpa­tru­jesz się w za­nu­rzo­ny w chmu­rach Szczyt

Jeśli Szczyt jest wyżej od ob­ser­wa­to­ra, to ra­czej “otu­lo­ny chmu­ra­mi” lub “ginie w chmu­rach”. Kra­jo­braz za­nu­rzo­ny w chmu­rach można by oglą­dać np. z sa­mo­lo­tu.

Co­fasz się i ścią­gasz (zno­sisz) do bagna ka­mie­nie, ga­łę­zie, li­ście, co­kol­wiek, co wpad­nie ci w ręce i je­steś w sta­nie unieść. Byle tylko móc przejść dalej. Wciąż masz siły po­mi­mo wy­czer­pa­nia – nie­sie cię wiara, że zbli­żasz się do celu.

Wresz­cie mgła roz­wie­wa się

Wy­cią­gasz nóż i gra­we­ru­jesz w drew­nie datę oraz swoje imię i na­zwi­sko.

Ra­czej “wy­ci­nasz”, bo za­pew­ne “na szyb­ko” pod wpły­wem chwi­li, emo­cji. Gra­we­ro­wa­nie to wg mnie sztu­ka or­na­men­ta­cji.

pu­stym ekwi­pun­ku.

Ekwi­pu­nek to ca­łość wy­po­sa­że­nia, pro­wian­tu. Pusty może być np. ple­cak lub torba.

Szczyt się nie koń­czy. Droga pro­wa­dzi po dra­bi­nie do sa­me­go nieba.

Skoro Szczyt to góra, to góra jed­nak się koń­czy. Le­piej by było np. “Szczyt to nie ko­niec drogi. Pro­wa­dzi ona bo­wiem po dra­bi­nie do sa­me­go nieba”.

Do­da­jesz ją do ru­lo­nu przy nodze Re­ve­lo i wy­pusz­czasz ptaka. Szy­bu­je w dół i szyb­ko znika w po­kry­wie chmur.

To chyba bar­dzo duży ptak, skoro jest w sta­nie unieść rulon z no­tat­ka­mi wie­lo­dnio­wych badań bi­blio­te­ki…

O koń­ców­ce już pi­sa­łem. Po ko­lej­nym czy­ta­niu nadal nie ro­zu­miem. Ucie­ka­nie się w mgłę mi­sty­cy­zmu?

 

Ser­decz­nie po­zdra­wiam z Bla­do­błę­kit­nej Krop­ki, तारान्तरयात्री [tɑːrɑːntərəjɑːtri]

Opo­wia­da­nie mi się po­do­ba­ło i nar­ra­cja w dru­giej oso­bie też. Za­koń­cze­nie było dal mnie zro­zu­mia­łe. Je­dy­na uwaga to, że szczyt się skoń­czył, wspi­nacz­ka trwa­ła nadal.

Po­zdra­wiamsmiley

devil

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Tārānta­rayātrī

Milis

yan­tri

Anet

 

Dzię­ku­ję Wam bar­dzo za lek­tu­rę! :)

 

Tārānta­rayātrī

Tobie jesz­cze do­dat­ko­wo dzię­ku­ję za cięż­ką pracę przy tak szcze­gó­ło­wej ana­li­zie tek­stu. Nie­któ­re z Two­ich su­ge­stii były bar­dzo słusz­ne i je wpro­wa­dzi­łam. Z czę­ścią się nie zga­dzam albo są zbyt in­ge­ren­cyj­ne w tekst – tych nie wpro­wa­dzi­łam z po­wo­du wy­mo­gów kon­kur­su, a także gdyż uwa­żam, że cza­sem nie można tylko my­śleć o super do­słow­no­ści i po­praw­no­ści wy­ra­zów. Cza­sem o to cho­dzi, żeby coś było inne, nie pa­so­wa­ło, żeby da­wa­ło do my­śle­nia, żeby od­no­si­ło się do cze­goś in­ne­go. Tekst może być ro­zu­mia­ny do­słow­nie, ale bar­dziej mi za­le­ża­ło na me­ta­fo­rze, o czym wspo­mnia­łam w moim po­przed­nim ko­men­ta­rzu. Szko­da, że tekst nie był dla Cie­bie cał­kiem zro­zu­mia­ły, ale liczę, że nawet jeśli część czy­tel­ni­ków mojej me­ta­fo­ry nie zro­zu­mie, to do­ce­ni opo­wia­da­nie ze wzglę­du na swój na­strój.

Po­zdra­wiam!

 

Milis

Bar­dzo mnie cie­szy, że za­koń­cze­nie było dla Cie­bie zro­zu­mia­łe :) Po­zdra­wiam!

Nowa Fantastyka