- Opowiadanie: HollyHell91 - Zabawa w dom

Zabawa w dom

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zabawa w dom

– Sara, kochanie!

Zawołałam córkę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza. Wyszłam z kuchni i skierowałam się na górę. Drzwi pokoju córki były uchylone.

– Kochanie, zrobiłam twój ulubiony obiad, zapiekankę z se…

Sara leżała na łóżku i milcząc, patrzyła w sufit.

Podeszłam do niej nieco rozzłoszczona, że mnie tak przestraszyła.

– Sara! Będzie zimne…

Przerwałam, bo córka ani drgnęła. Jej pierś unosiła się miarowo, jakby spała. Oczy miała nienaturalnie szeroko otwarte.

– Boże święty… – Przypadłam do niej i szturchnęłam lekko.

– Sara! Obudź się! Obudź się, dziecko!

Nagle obok siebie dostrzegłam Kevina.

– Co się stało?

– Nie wiem! Wołałam ją na obiad i… ona chyba nie żyje! Boże… Córeczko, obudź się! – Zaczęłam gwałtownie potrząsać ciałem Sary.

Mąż odsunął mnie delikatnym, ale zdecydowanym ruchem i przysunął ucho do ust córeczki, a dłoń położył na brzuchu.

– Oddycha – powiedział z ulgą. – Na szczęście oddycha. Ale czemu nie reaguje…?

– Trzeba wezwać pomoc! Karetkę!

Pobiegłam do przedpokoju i rzuciłam się do telefonu. Drżącymi rękami wykręciłam numer pogotowia i przyłożyłam do ucha słuchawkę. Nikt się nie odzywał. Nie usłyszałam nawet sygnału. Nogi mi się ugięły, ledwo stałam.

Kevin stanął w drzwiach. Uniósł pytająco i błagalnie brwi. Potrząsnęłam głową.

– Nikt… Nic… Nic nie słychać…

Podbiegł i wyrwał mi słuchawkę z ręki. Był blady jak ściana.

– Pobiegnę do sąsiadów – zdecydował Kevin.

Wybiegł tak szybko, że nawet nie zdążyłam za nim krzyknąć, by założył kurtkę. Zaspy śniegu za oknem przesłaniały cały widnokrąg.

Zobaczyłam przez okno, że mąż nagle przystanął na werandzie. Rozglądał się gorączkowo na boki.

Serce waliło mi tak mocno, jak nigdy wcześniej. Zbiegłam na dół, prawie łamiąc sobie nogi. Wyszłam na werandę i… zastygłam.

Biel. Otaczała nas tylko biel. Obserwowałam ją od kilku dni, ale byłam pewna, że to po prostu śnieg.

Jednak naszego domu nie otaczał śnieg, a gęsta jak mleko mgła. Tak gęsta, że gdy Kevin niepewnie wyciągnął rękę, ta natychmiast w niej zniknęła. Chciał ją cofnąć, ale…

Już jej nie miał. Całej ręki, aż po obojczyk.

Kevin wybałuszył oczy.

– Moja ręka! – wykrzyknął. – Jezu, moja ręka! Widziałaś to? Zniknęła! Ta mgła…

Natychmiast wpadliśmy do salonu i zamknęliśmy drzwi. Dopiero wtedy zauważyłam, że rana, po której mgła ucięła rękę Kevinowi, wcale nie krwawiła.

Spojrzał tam, gdzie ja. Przerażony wpatrywał się w dziurę przy obojczyku.

– Boli cię w ogóle? – zapytałam głupio. Wyrwało mu rękę. Na pewno go bolało.

– Nie. Nie boli – odpowiedział przerażony. – Właśnie nie boli! Co tu się odpier…

Potężna siła wstrząsnęła domem i przewróciła nas na podłogę. Z półek spadły książki, z kuchni dobiegł brzdęk tłuczonych naczyń.

– Trzęsienie ziemi! – krzyknął Kevin i jedną ręką zaczął czołgać się w stronę stołu. Krzyknął, bym zrobiła to samo.

Odetchnęłam z ulgą gdy znalazłam się pod masywnym, dębowym meblem. A potem przypomniałam sobie…

– Sara…! – wymamrotałam i już chciałam się wyrwać, ale Kevin mnie powstrzymał. Tuż przed moim nosem wylądowała ogromna biblioteczka. Kichnęłam i zakaszlałam od kurzu.

Zdawało mi się, że trzęsienie ziemi trwa wieczność, ale na szczęście w końcu ustało. Choć jeszcze przez dłuższą chwilę drżały ręce i bębniło w uszach.

Odczekaliśmy chwilę i pobiegliśmy na górę, do pokoju Sary.

Nasza córka nadal leżała w łóżku. I wciąż miała otwarte oczy.

 

 

Przez kilka kolejnych dni ledwo funkcjonowałam. Robiłam wszystko automatycznie. Próbowałam gotować i sprzątać, ale byłam tak przerażona, że nie pamiętałam wykonywanych czynności. Kevin przechodził przez to samo. Chciał pracować, siedział po kilka godzin przed komputerem, ale patrząc w ekran, niczego nie rozumiał, niczego nie widział. Ostatecznie dał sobie spokój.

Z niepokojem obserwowałam mgłę przez okno. Dręczyły mnie koszmary, że przenika ona przez szczeliny. Chodziłam więc po całym domu z uszczelniaczem. Kevin przyglądał się mojej walce, ale nic nie mówił. Nie mogłam patrzeć na puste miejsce po jego ramieniu.

Jednak najgorsza była świadomość, że Sara nadal nie odzyskała przytomności. I że nie wiedzieliśmy, co jest przyczyną tej przedziwnej śpiączki.

Każde z nas sprawdzało pokój córki. Dwa, trzy razy dziennie. Nie lubiliśmy tam wchodzić. Kevin zdecydowanie gorzej znosił te odwiedziny.

– Barbaro… – zagaił pewnego wieczoru, gdy jedliśmy kolację. – Byłaś u Sary?

Znienawidziłam go w tamtym momencie.

– Nie – odpowiedziałam chłodno. – Przecież dzisiaj twoja kolej.

Przestał żuć. Nie miałam zamiaru się nad nim litować. Przez pierwsze dwa dni tylko ja sprawdzałam, czy córka nadal żyje. Potem przymusiłam go, by też to robił, ale za każdym razem próbował się wymigać. Dlaczego tylko ja miałam to znosić? Przecież Sara jest też jego dzieckiem.

– Idź i sprawdź – wycedziłam z naciskiem na każde słowo.

Odłożył powoli kawałek zapiekanki na talerz. Wpatrywał się tępo w środek stołu. Ja starałam się jeść z obojętną miną, ale każdy kęs stawał mi w gardle.

Zerwałam się z krzesła, żeby nalać sobie wody i w tym samym momencie Kevin również się poderwał. Podbiegł do schodów, ale po wejściu na stopnie zwolnił. Szedł jak na ścięcie.

Na górze zaskrzypiały drzwi. Kevin otwierał je zawsze bardzo powoli.

Przysłuchiwałam się trzeszczącym deskom w pokoju córki. Nagle ucichły. Zapewne Kevin stanął przy łóżku Sary. Przez chwilę podziwiałam jego odwagę, bo zazwyczaj otwierał tylko drzwi i po chwili je zamykał, nie podchodząc do córki.

Przeżuwałam posiłek i popijałam wodę, czekając na dźwięk zawracających kroków i zamykania pokoju. Odczekałam jeszcze dłuższą chwilę, ale nic się nie wydarzyło.

Cisza stawała się nie do zniesienia. Odłożyłam zapiekankę, jednocześnie z trudem połykając resztkę zawartości w ustach. Otrzepałam dłonie z okruszków, modląc się, by z pokoju córki w końcu dobiegł jakiś dźwięk.

Nagle drzwi na górze jęknęły tak, że omal nie spadłam z krzesła.

Kevin schodził na dół. Odetchnęłam z ulgą.

Wbiłam spojrzenie w zapiekankę. Niech sobie nie myśli, że się denerwuję.

Dopiero gdy usiadł przy stole, spojrzałam na niego. Wtedy zamarłam. Jedzenie wypadło mi z ręki, nie mogłam nic powiedzieć.

– Co się dzieje, Barbaro? – zapytał przestraszony. – Mam coś na twarzy?

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

– Więc co się dzieje?

Pokazałam na własne oczy.

On swoich nie miał.

Nie miał, po prostu. Zniknęły.

Kevin zaczął dotykać policzków, podbródka, coraz szybszymi ruchami. Palce trafiły w puste oczodoły, szukały dalej, coraz szybciej i szybciej, spadł z krzesła, nadal się szarpiąc.

– Kevin!

Natychmiast do niego podbiegłam. Łzy ciekły mi po policzku, w głowie miałam pustkę. Chciałam go uspokoić, ale nie mogłam znaleźć żadnych słów.

Uczucie bezradności nagle przerodziło się w złość.

– Dosyć tego! – warknęłam. Pobiegłam do przedpokoju i wykręciłam numer na pogotowie. Tak jak ostatnio, odpowiedziała mi głucha cisza. Przeklęłam głośno i spróbowałam zadzwonić do sąsiadki. Cisza.

Zacisnęłam zęby tak mocno, że mnie zabolały.

– Kurrrwaa!!!

Wyrwałam słuchawkę razem z kablem ze ściany. Aparat spadł na podłogę – zaczęłam go kopać, wbijać w niego pięty. Roztrzaskałam telefon.

Bezsilność ścięła mnie z nóg. Opadłam na podłogę i wybuchnęłam płaczem.

Płacz przechodził w wycie. Przez chwilkę miałam nadzieję, że mój krzyk coś zmieni. Że obudzi Sarę z tej dziwnej śpiączki. Albo jakiś bóg się ulituje i sprawi, że wszystko będzie jak dawniej.

Gdy się uspokoiłam, poczułam wstyd, że tak krzyczałam. Jednocześnie było mi trochę lżej, przybyło mi sił.

Wstałam powoli, przez potok łez nie widziałam wyraźnie. Wróciłam do jadalni, choć bałam się znów ujrzeć bezokiego Kevina.

Niestety, jego tam nie było.

Ani na podłodze przy stole, ani nigdzie indziej.

 

 

Gdybym mogła jakoś wydostać się z tego koszmaru, zrobiłabym to. Mgła jednak uparcie nie znikała.

Cisza zawładnęła domem. Telewizor, radio, komputer, nic nie działało. Próbowałam podśpiewywać, ale zduszony strachem śpiew brzmiał jeszcze upiorniej niż ta przeklęta cisza.

Od dwóch dni nie sprawdzałam pokoju Sary. Bałam się, że stracę oczy jak Kevin.

Właśnie, Kevin. Gdzie się podział mój mąż? Jego też nie widziałam od dwóch dni.

Nadszedł moment, w którym kompletnie się załamałam. Chciałam opuścić mieszkanie, wejść w mgłę. Zniknąć.

Podjęłam tę decyzję, czytając książkę, a raczej próbując ją czytać.

– Nie dam rady – szepnęłam.

Wstałam powoli i odłożyłam książkę do biblioteki. Skierowałam się do drzwi wyjściowych.

Nagle zechciałam ostatni raz sprawdzić, co się dzieje z Sarą.

Ostatni raz. To moja córka. Musiałam się pożegnać. Nawet jeśli mnie nie słyszała i nie widziała.

Westchnęłam ciężko. Zawróciłam w stronę schodów i weszłam po nich powolnym krokiem.

Zawahałam się przed wejściem do pokoju. Przeciąg zmroził mi stopy, przez szpary w drzwiach świstał wiatr. Przełknęłam gulę w gardle, i z dłonią na klamce zamarłam. Już naciskałam klamkę, gdy zobaczyłam coś kątem oka u szczytu schodów.

Sparaliżowało mnie. Na plecach poczułam ciarki, zimne jak lód. Jednak nie mogłam dłużej wytrwać w tej niepewności.

Zebrałam całą odwagę i odwróciłam się, ale niczego nie zauważyłam. Stwierdziłam, że od tego stresu miesza mi się w głowie.

Nacisnęłam klamkę i bardzo powoli pchałam drzwi. Wiatr ucichł. Od progu widziałam córkę leżącą w łóżku, wciąż wpatrującą się w sufit.

Nagle zza uchylonych drzwi ukazał mi się Kevin, który podchodził do biurka Sary. Krzyknęłam tak głośno, że zabolało mnie gardło. Gwałtownie odwrócił się w moją stronę. Kevin… nie miał twarzy.

Z wrzaskiem dopadłam schodów. Cholera! Moja kostka! Złapałam się barierki, zaczęłam rozcierać nogę i odruchowo podniosłam wzrok. Kevin stał na górze.

– Kevinie… nie wiem, co się dzieje… Co się stało z tobą…

Milczał. Powoli schodził, trzymając się balustrady.

Chciałam pobiec do spiżarni, ale zatrzymało mnie ukłucie bólu w kostce. Kuśtykałam, podpierałam się o blat stołu i szafek. Obejrzałam się, niczego nie dojrzałam, jednak słyszałam kroki Kevina coraz wyraźniej. Dotarłam do spiżarni, wpadłam do środka i zamknęłam drzwiczki.

Oddychałam najciszej, jak potrafiłam. Nasłuchiwałam.

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Kevin pewnie był już obok kredensu w jadalni. Coraz wyraźniej słyszałam niezdarne szuranie jego nóg.

Coś uderzyło w drzwi. Po drugiej stronie usłyszałam szamotanie.

Skuliłam się, przygryzając pięść. Łzy ciekły mi po policzku.

Kevin napierał na drzwi. Wygięły się i przez ułamek sekundy go widziałam. To już nie był mój mąż – to jakieś dziwne ducho-zombie-widmo. Musiałam się jakoś wydostać.

Podeszłam do przeciwległej ściany. Wzięłam głęboki wdech. Dygotałam z przerażenia.

Teraz albo nigdy.

Rozpędziłam się na tyle, na ile pozwoliła mi długość wąskiej spiżarni. Z rozpędu wpadłam na drzwi.

Byłam wolna. Oszołomiłam Kevina potężnym uderzeniem i dzięki temu miałam przynajmniej kilkanaście sekund przewagi.

Dopadłam drzwi wyjściowych i pchnęłam.

– Żegnaj, Saro, kochanie – wykrztusiłam. Łzy nadal leciały obficie po policzkach. Spojrzałam za siebie, na podnoszącego się z podłogi Kevina. – Żegnaj, mężu. Kochałam cię.

Wybiegłam na werandę.

Zbawienna mgła otaczała mnie z każdej strony. Nie wahałam się ani chwili. Słyszałam, jak Kevin obija się o coś w przedpokoju.

Wkroczyłam w gęstą biel i dopiero wtedy odważyłam się odwrócić. Kevin właśnie wyszedł na zewnątrz. Nie miał już głowy. Po omacku próbował mnie znaleźć, ale ja już znikałam. Widziałam go jeszcze przez chwilę, aż obraz zaczął się rozmywać.

Zniknęłam.

 

***

 

Chłopiec wszedł do śnieżnobiałego pokoju. Chciał dokuczyć siostrze, która bezustannie donosiła na niego rodzicom.

Spomiędzy wielu zabawek rzucił mu się w oczy różowo-biały domek. W środku leżały Barbie, Ken i mała lalka.

Chłopiec zachichotał. Natychmiast przeszedł do działania.

Wyjął z kieszeni klej i zmywacz do paznokci. Chwycił najmniejszą laleczkę i przykleił ją do małego łóżeczka. Zaśmiał się głośno na myśl, jak siostra się zdziwi, kiedy nie będzie mogła oderwać lalki.

Myślał. Co tu jeszcze…? Wziął do ręki Kena i wyrwał mu rękę. Jednak czuł niedosyt. Obchodząc domek, nieumyślnie go kopnął. Wszystkie mebelki w środku się poprzewracały. Chłopiec się uśmiechnął. W sumie może być.

Nagle wpadł na pomysł. Przyniósł z łazienki zmywacz do paznokci i nasączył nim wacik, po czym zamazał oczy Kenowi. Wyciągnął rękę, przypatrując się zabawce i po chwili doszedł do wniosku, że wymaże jej całą twarz.

Barbie wygiął nogę – dzięki temu wyglądała śmiesznie i pokracznie. Siostra na pewno się rozzłości. Spojrzał jeszcze raz na zmaltretowanego Kena. Wiedział, że siostra bardzo go lubi, więc urwał mu głowę.

Zadowolony patrzył chwilę na swoje dzieło, po czym opuścił pokój.

Koniec

Komentarze

Cześć, HollyHell!

Zawołałam Sarę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza.

– Sara, kochanie!

Sugeruję albo zamienić zdania kolejnością, albo usunąć kwestię mówioną. No, chyba że Barbara woła po raz drugi.

Już jej nie miał. Całej ręki, aż po obojczyk.

Kevin stracił rękę we mgle. Czy nie powinno to bardziej przerazić Barbary niż stan córki? Z dwóch dziwnych sytuacji odcięta ręka wydaja mi się lepszym powodem do paniki. Stan córki można tłumaczyć chorobą, rękę odciętą przez mgłę – chyba czarami.

Wstałam powoli, widoczność wciąż była zamazana przez łzy.

Nie brzmi to najlepiej; ta widoczność.

Rozpędziłam się na tyle, na ile pozwoliła mi długość wąskiej spiżarni. Uderzyłam w drzwi z całą mocą; zawyłam z bólu, od którego pulsowało mi ramię.

Ale byłam wolna. Oszołomiłam Kevina potężnym uderzeniem i dzięki temu miałam przynajmniej kilkanaście sekund przewagi.

Uderzyła w drzwi i to oszołomiło Kevina, czy Kevina oszołomiła potem? Coś tu nie gra. Jakby brakuje zdania. Te dwa "uderzenia" trochę mylą.

 

Opowiadanie jest w porządku, ale całość zdaje się jedynie fantazją brata niszczącego domek dla lalek lub siostry, która stara sobie wytłumaczyć w ten sposób szkody. Czyli coś w rodzaju: to tylko był sen. No, nie powiem, aby mnie to przestraszyło, ale nigdy nie bawiłem się lalkami. ;p

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Opowiadanie w porządku, ale końcówka mnie nie zaskoczyła. Jakoś wcześniej Kevin skojarzył mi się z Kenem i już nie potrafiłam wyrzucić tej hipotezy z mózgu.

Nie wiedziałam, że zwykły zmywacz wystarczy.

A dlaczego córeczka się nie ruszała ani nie odzywała? Przyklejenie to jeszcze nie koniec świata.

Babska logika rządzi!

Fajne, a nawet bardzo. Surrealistyczne, niepokojące, ekscytujące. Wciągnęło mnie. Horror jak się patrzy. 

Nie lubię tego imienia Kevin i muszę przyznać, że przez większość opowiadania mnie drażniło. Czytając, myślałem, by Ci je wytknąć w komentarzu (że fajnie się czyta, ale czemu Kevin?). Zakończenie jednak zaskoczyło. W przeciwieństwie do Finkli (nie zwróciłem uwagi na tytuł), która szybko się połapała w intrydze, ja do końca (a ściślej do ‘***’) nie się zorientowałem w czym rzecz.

Brawo. Podobało mi się.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Cześć, Atreju!

Sugeruję albo zamienić zdania kolejnością, albo usunąć kwestię mówioną. No, chyba że Barbara woła po raz drugi.

A jeśli dam dwukropek po kwestii mówionej, to będzie ok?

Zawołałam Sarę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza:

– Sara, kochanie!

 

Kevin stracił rękę we mgle. Czy nie powinno to bardziej przerazić Barbary niż stan córki? Z dwóch dziwnych sytuacji odcięta ręka wydaja mi się lepszym powodem do paniki.

Już bardziej nie mogła panikować. Wydaje mi się, że jest coś takiego jak “limit” paniki. Zdaję sobie sprawę, że to śmiesznie brzmi, ale wiem, o czym mówię: mam za sobą dwa wypadki samochodowe (jako pasażer, żeby nie było) i kilkadziesiąt ataków paniki.

 

Nie brzmi to najlepiej; ta widoczność.

Zastanowię się nad tym.

 

Uderzyła w drzwi i to oszołomiło Kevina, czy Kevina oszołomiła potem? Coś tu nie gra. Jakby brakuje zdania. Te dwa "uderzenia" trochę mylą.

Może usunę to zdanie o oszołomieniu po prostu…

 

Opowiadanie jest w porządku, ale całość zdaje się jedynie fantazją brata niszczącego domek dla lalek lub siostry, która stara sobie wytłumaczyć w ten sposób szkody.

Ale o tym się dowiadujemy dopiero na końcu.

 

No, nie powiem, aby mnie to przestraszyło, ale nigdy nie bawiłem się lalkami. ;p

Jedno z drugim nie ma nic wspólnego, gdyby czytelnik od początku wiedział, że chodzi o lalki, to by żaden się nie przestraszył. Tak czy siak, dziękuję za komentarz.

 

Pozdrawiam.

Pozdrawiam również!

 


 

Dzień dobry, Finklo!

 

Jakoś wcześniej Kevin skojarzył mi się z Kenem i już nie potrafiłam wyrzucić tej hipotezy z mózgu.

 

Nie wiedziałam, że zwykły zmywacz wystarczy.

O pani, zmywaczem wyczyścisz wszystko!

 

A dlaczego córeczka się nie ruszała ani nie odzywała? Przyklejenie to jeszcze nie koniec świata.

No, nie mogła wstać, jak była przyklejona przecież, więc to trochę koniec świata.

 

Dziękuję za nominację heart

 


 

Witaj AP,

 

Fajne, a nawet bardzo. Surrealistyczne, niepokojące, ekscytujące. Wciągnęło mnie. Horror jak się patrzy. 

 

Nie lubię tego imienia Kevin i muszę przyznać, że przez większość opowiadania mnie drażniło. Czytając, myślałem, by Ci je wytknąć w komentarzu (że fajnie się czyta, ale czemu Kevin?)

:D

 

Zakończenie jednak zaskoczyło. W przeciwieństwie do Finkli (nie zwróciłem uwagi na tytuł), która szybko się połapała w intrydze, ja do końca (a ściślej do ‘***’) nie się zorientowałem w czym rzecz.

No i cieszę się, że wpadłeś w intrygę, mnie to bardzo cieszy.

 

Brawo. Podobało mi się.

I to też mnie bardzo cieszy.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Dzięki piękne i pozdrawiam również!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Hej, HollyHell91!

 

Ciekawe, fajnie napisane i ogólnie pomysłowe opowiadanie. Od sceny, gdy Kevinowi i Barbarze zniknęły oczy zrozumiałem OCB, więc twist na koniec nie był zaskoczeniem.

 

I zasadniczo tutaj mam lekki problem z tekstem. W momencie, gdy dociera, że postacie są tak naprawdę lalkami, wszelkie emocje związane z lekturą ustępują. Dla porównania, przy ponownej lekturze Fight Clubu Palahniuka znamy już wielki twist i wiemy, kim naprawdę jest Tyler. Paradoksalnie, ta wiedza dodaje dodatkowej głębi “drugiemu podejściu”, bo możemy z nowej perspektywy spojrzeć na przedstawione wydarzenia, a także lepiej je zrozumieć. 

 

Dziękuję za podzielenie się lekturą i pozdrawiam serdecznie :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć cezary_cezary,

 

Od sceny, gdy Kevinowi i Barbarze zniknęły oczy zrozumiałem OCB

OCB to skrót od “o co biega”?

 

W momencie, gdy dociera, że postacie są tak naprawdę lalkami, wszelkie emocje związane z lekturą ustępują. Dla porównania, przy ponownej lekturze Fight Clubu Palahniuka znamy już wielki twist i wiemy, kim naprawdę jest Tyler. Paradoksalnie, ta wiedza dodaje dodatkowej głębi “drugiemu podejściu”, bo możemy z nowej perspektywy spojrzeć na przedstawione wydarzenia, a także lepiej je zrozumieć. 

Masz rację, tutaj nie ma żadnej dodatkowej głębi, ale też w nią nie celowałam. Poniekąd schlebia mi, że postrzegasz mnie jako autorkę o takich ambicjach :) Może kiedyś się uda.

 

Dziękuję za podzielenie się lekturą i pozdrawiam serdecznie :)

A ja za komentarz i pozdrawiam serdecznie :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

OCB to skrót od “o co biega”?

Tak, dokładnie :P

 

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

No, nie mogła wstać, jak była przyklejona przecież, więc to trochę koniec świata.

Ale jeśli była przyklejona plecami (ja bym tak przykleiła lalkę do podłoża), to mogła machać kończynami. Albo chociaż rękami. Palcami. Krzyczeć, robić miny…

Babska logika rządzi!

Ale jeśli była przyklejona plecami (ja bym tak przykleiła lalkę do podłoża), to mogła machać kończynami. Albo chociaż rękami. Palcami. Krzyczeć, robić miny…

Chłopiec przykleił ją nie tylko plecami, ręce i nogi też przykleił.

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Zaintrygowałaś mnie sytuacją, która stała się udziałem Barbary i Kevina. Najbardziej niepokoiła mnie osobliwa mgła, albowiem mam w pamięci tak zatytułowane opowiadanie S. Kinga. I choć finał Twojej historii nieco zaskoczył, to jednocześnie poczułam pewne rozczarowanie, że to tylko złośliwy psikus brata posiadaczki domku dla lalek.

 

zo­ba­czy­łam córkę w łóżku. Nie ru­sza­ła się i pa­trzy­ła w sufit.

Po­de­szłam do łóżka nieco roz­złosz­czo­na… → Czy drugie łóżko jest konieczne?

 

Zaspy bia­łe­go śnie­gu za oknem prze­sła­nia­ły cały wid­no­krąg. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy śnieg mógł mieć inny kolor?

 

Pró­bo­wa­łam go­to­wać i sprzą­tać, ale byłam tak za­my­ślo­na, że nie pa­mię­ta­łam wy­ko­ny­wa­nych czyn­no­ści. → Czy w opisanej sytuacji „zamyślona” na pewno należycie oddaje stan matki?

 

– Mam coś na gło­wie?

Za­prze­czy­łam głową. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Nie­ste­ty go tam nie było.Nie­ste­ty, jego tam nie było. Lub: Nie­ste­ty, tam go nie było.

 

Spa­ra­li­żo­wa­ło mnie. Po ple­cach prze­szły mi ciar­ki… → Czy drugi zaimek jest konieczny?

Proponuję drugie zdanie: Na ple­cach poczułam ciar­ki

 

Za­czął po­wo­li scho­dzić na dół… → Masło maślane – czy mógł schodzić na górę?

 

Za­my­ślił się. Co tu jesz­cze? Wziął do ręki Kena i wy­rwał mu rękę. Jed­nak czuł nie­do­syt. Ob­ra­ca­jąc się, nie­umyśl­nie kop­nął domek. Wszyst­kie me­bel­ki w środ­ku się po­przew­ra­ca­ły. Uśmiech­nął się. → Lekka siękoza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chłopiec przykleił ją nie tylko plecami, ręce i nogi też przykleił.

No to jeszcze zostają palce, miny i wrzask.

Babska logika rządzi!

regulatorzy,

 

cieszę się, że mnie odwiedziłaś, stęskniłam się!

 

Cieszę się też, że udało mi się wywołać w Tobie lekki niepokój. A rozczarowanie na końcu rozumiem jak najbardziej – bo najpierw jest niepokojąco, a potem robi się prozaicznie aż do bólu.

 

Zaspy białego śniegu za oknem przesłaniały cały widnokrąg. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy śnieg mógł mieć inny kolor?

Nie mógłby :P Ten błąd pewnie wynika z faktu, że wcześniej to zdanie brzmiało całkiem inaczej, było podzielone na dwa i z tego, co pamiętam, w jednym zdaniu była biel, a w drugim śnieg. Usunęłam biały.

 

Próbowałam gotować i sprzątać, ale byłam tak zamyślona, że nie pamiętałam wykonywanych czynności. → Czy w opisanej sytuacji „zamyślona” na pewno należycie oddaje stan matki?

Eee, nie rozumiem?

 

– Mam coś na głowie?

Zaprzeczyłam głową. → Nie brzmi to najlepiej.

Wcześniej było: – Mam coś na twarzy? A twarz też się pojawia niedługo potem. Chcąc uniknąć powtórzenia, zrobiłam je ponownie.

 

Wszystkie błędy poprawione, dziękuję za ich wskazanie!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

…cie­szę się, że mnie od­wie­dzi­łaś, stę­sk­ni­łam się!

Holly, miła mi Twoja tęsknota, ale niemal codziennie komentuję czyjeś opowiadanie, zawsze możesz zajrzeć. ;) A jeśli to tęsknota za wizytami po Twoimi tekstami, wszystko zależy tylko od Ciebie – pisz częściej, a częściej będę Cię odwiedzać. :)

 

Eee, nie ro­zu­miem?

W sytuacji, kiedy córka od pewnego czasu niemal nie daje oznak życia, wokół mają miejsce niewytłumaczalne wypadki, matka, moim zdaniem, powinna odchodzić od zmysłów, a nie zamyślać się. Innymi słowy – uważam, że powinnaś oddać jej stan określeniem dobitniejszym niż …ale byłam zamyślona.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy,

 

Holly, miła mi Twoja tęsknota, ale niemal codziennie komentuję czyjeś opowiadanie, zawsze możesz zajrzeć. ;

ale to nie to samo, jak…

A jeśli to tęsknota za wizytami po Twoimi tekstami

o, właśnie

wszystko zależy tylko od Ciebie – pisz częściej, a częściej będę Cię odwiedzać. :)

No, jest to jakiś sposób :) 

 

 

Innymi słowy – uważam, że powinnaś oddać jej stan określeniem dobitniejszym niż …ale byłam zamyślona.

Ach, no tak, racja. Teraz rozumiem, dziękuję!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Bardzo proszę, Holly. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może w ten sposób?

 

Zawołałam Sarę na obiad:

– Sara, kochanie! – ale odpowiedziała mi cisza.

 

Już bardziej nie mogła panikować.

Może za pierwszym razem trzeba ją było trochę pohamować? :p

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Fajne, trzymające w niepewności. Nie spodziewałem się takiego zakończenia, choć imię Kevin od początku wydało mi się nieprzypadkowe.

 

Drobnostki:

Wyszłam z kuchni i skierowałam się do pokoju córki. Poczułam bardzo silny niepokój. Szłam coraz szybciej.

 

Wiem, że to narracja 1 os. i bohaterka może odczuwać, co jej się podoba, ale wyboldowane zdanie IMO pojawia się za szybko. Daj nam poczuć ten niepokój – a on, zapewniam Cię, się pojawia (motyw dziecka dosyć mocno działa, przynajmniej na mnie). 

 

Nagle ogarnęła mnie bezsilność, ścięła mnie w kolanach

 

Gdy się uspokoiłam, poczułam wstyd, że tak krzyczałam. Jednocześnie było mi trochę lżej i poczułam nieznaczny przypływ siły.

 

 że wyczekiwałam jego powrotu. Tylko potwierdziłoby to jego obawy i wzmocniło paranoję.

Cześć Atreju,

 

Już bardziej nie mogła panikować.

Może za pierwszym razem trzeba ją było trochę pohamować? :p

Może. Ale na razie nie zmienię tego.

 


Cześć grzelulukas,

 

Fajne, trzymające w niepewności.

I o to chodzi.

 

Wiem, że to narracja 1 os. i bohaterka może odczuwać, co jej się podoba, ale wyboldowane zdanie IMO pojawia się za szybko. Daj nam poczuć ten niepokój – a on, zapewniam Cię, się pojawia (motyw dziecka dosyć mocno działa, przynajmniej na mnie). 

Hm, w sumie racja.

 

Odynie, ile powtórzeń! Już poprawiam.

 

Dziękuję Ci bardzo za przeczytanie i komentarz!

 

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Fajne, ciekawe opowiadanie. Naprawdę się wciągnąłem. Może nie mega straszne, ale dobrze trzymające w napięciu. Wbrew opiniom końcowy twist mi się podobał, choć przyznam, że faktycznie przy drugim podejściu nie będzie wywoływał takiego wrażenia jak za pierwszym razem, ale to już czepialstwo ;)

Pozdrawiam i klikam! 

 

Cześć Storm,

 

Fajne, ciekawe opowiadanie. Naprawdę się wciągnąłem.

To bardzo się cieszę :)

 

Dziękuję za komentarz i klika, również pozdrawiam!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Cześć HollyHell91

Sprawnie napisane. Jak zwykle w krótkich formach nie mogę poczuć grozy, co nie zmienia faktu, że to dobry tekst. Ode mnie leci klik.

Pozdrawiam

Cześć Hesket,

 

dziękuję Ci za miłe słowa, choć szkoda, że nie odczułeś grozy.

Klik nie jest już potrzebny, ale doceniam gest :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Hej HollyHell

Drżą­cy­mi rę­ka­mi wy­krę­ci­łam numer po­go­to­wia i przy­ło­ży­łam do ucha słu­chaw­kę.

To nie jest błąd, ale jeśli pousuwać zbędne dopowiedzenia to można oszczędzać znaki. Tak jak tutaj – "do ucha" jest niepotrzebne, bo wiadomo, że słuchawka trafi właśnie tam. :) Podobnie jakby napisać "chwycił klamkę dłonią", "rozgryzł zębami" itp.

Ogrom­ny, dę­bo­wy mebel wy­da­wał się naj­lep­szą kry­jów­ką. Przez chwi­lę czu­łam się względ­nie bez­piecz­nie. Wtedy przy­po­mnia­łam sobie o córce.

– Sara…! – wy­mam­ro­ta­łam i już chcia­łam się wy­rwać, ale Kevin mnie po­wstrzy­mał. Tuż przed moim nosem wy­lą­do­wa­ła ogrom­na bi­blio­tecz­ka.

Powtórzenia. I jakby się nad tym zastanowić, to niewiele to mówi. Ogromna biblioteczka = 3 x 2 metry? Nie chodzi mi, że muszą być wymiary, ale dla każdego to będzie znaczyło co innego.

Ze­rwa­łam się z krze­sła, aby nalać sobie wody i w tym samym mo­men­cie Kevin rów­nież się po­de­rwał. Pod­biegł do scho­dów, ale po wej­ściu na stop­nie zwol­nił. Szedł jak na ścię­cie.

Zerwała się z krzesła do tak prozaicznej czynności? Mąż również się zerwał, jakby się czegoś przestraszył. W takim zestawie czasowników dziwnie to brzmi, bo nie pojawiło się nowe zagrożenie. Może wstała? Również się podniósł?

Bardziej mi to przypomina moje koty – jednego z nich zaskoczy koszulka leżąca na podłodze, przestraszy się, a drugi od razu za nim. xD

 

Opowiadanie klimatem w pierwszej części przypomina mi trochę Kolor z przestworzy Lovecrafta, które bardzo dobrze wspominam. I mam pewien problem z zakończeniem – nie chodzi o sposób poprowadzenia i wytłumaczenia, bo jest zaskakujące, a raczej o to, że w moim odczuciu jest zbyt oderwane. Myślę, że wartym rozważenia zabiegiem mogłoby być dodanie unoszącego się, duszącego, chemicznego zapachu gdy Kevin traci oczy czy cichego chichotu, gdy bohaterka upada i skręca sobie kostkę. Takie elementy, które w zakończeniu "oświecają" czytelnika składając fikcję i prawdę jeszcze ściślej.

Pozdrawiam!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Hej Sagitt,

 

Drżącymi rękami wykręciłam numer pogotowia i przyłożyłam do ucha słuchawkę.

To nie jest błąd, ale jeśli pousuwać zbędne dopowiedzenia to można oszczędzać znaki. Tak jak tutaj – "do ucha" jest niepotrzebne, bo wiadomo, że słuchawka trafi właśnie tam. :) Podobnie jakby napisać "chwycił klamkę dłonią", "rozgryzł zębami" itp.

Słuszna uwaga.

 

Ogromna biblioteczka = 3 x 2 metry? Nie chodzi mi, że muszą być wymiary, ale dla każdego to będzie znaczyło co innego.

Racja. Tylko nie przychodzi mi do głowy, jak inaczej ten ogrom określić? Na przykład “biblioteczka sięgająca do sufitu…”? Chociaż wtedy mógłbyś zadać pytanie, jak wysoki jest ten sufit :)

 

 Zerwała się z krzesła do tak prozaicznej czynności? Mąż również się zerwał, jakby się czegoś przestraszył. W takim zestawie czasowników dziwnie to brzmi, bo nie pojawiło się nowe zagrożenie.

Zerwali się tak z nerwów i napięcia.

 

Myślę, że wartym rozważenia zabiegiem mogłoby być dodanie unoszącego się, duszącego, chemicznego zapachu gdy Kevin traci oczy czy cichego chichotu, gdy bohaterka upada i skręca sobie kostkę.

A mi właśnie takie zabiegi wydawałyby się cliché…

 

Dziękuję za komentarz, pozdrawiam również!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Racja. Tylko nie przychodzi mi do głowy, jak inaczej ten ogrom określić? Na przykład “biblioteczka sięgająca do sufitu…”? Chociaż wtedy mógłbyś zadać pytanie, jak wysoki jest ten sufit :)

Byłoby to już jakieś wyobrażenie, nie mam miarki w oku, że ten sufit to 2,60 jak nic. Nie czepiałbym się. ;)

A mi właśnie takie zabiegi wydawałyby się cliché…

No cóż, rozumiem. Tutaj nie mam już argumentów na dalsze drążenie, bo weszliśmy na poziom indywidualnego odbioru. :D

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Przyznam, że nie skojarzyłam, że bohaterowie opowiadania to lalki, więc zakończenie było zaskoczeniem. Ale jednocześnie trochę mnie rozczarowało. Właściwie sama nie wiem dlaczego. Może po prostu lalki to nie ludzie. Zaangażowałam się w losy bohaterów, a potem okazało się, że nie są prawdziwi. Czegoś mi zabrakło, jakiegoś haczyka, czegoś, co na koniec sprawiłoby, że na koniec potraktowałabym lalki poważnie, że stałyby się autentycznie ludzkie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Irka_Luz,

 

nic dziwnego, że tak odebrałaś tekst, bo nie celowałam w nic głębszego, ba – nawet nie planowałam. Skupiłam się jedynie na twiście. Uznam za komplement fakt, że zaangażowałaś się w losy bohaterów. Dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie i pozostawienie mi komentarza!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Mam do wyboru pisanie czegoś od siebie lub masakrę cudzego. Wiesz, co nastąpi teraz :D

Zawołałam córkę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza. Wyszłam z kuchni i skierowałam się do jej pokoju.

Zdania są poprawne (chociaż w drugim zaimek odnosi się semantycznie do córki, a gramatycznie do ciszy…), ale bez ikry. Nie malują tła.

Kochanie, zrobiłam twoje ulubione danie

Rym.

Przekroczyłam próg i zobaczyłam Sarę w łóżku. Nie ruszała się i patrzyła w sufit.

I znowu – poprawne zdania, które nie malują tła. Spróbujmy to podkręcić:

Cisza. Wytarłam ręce i weszłam po schodach. Drzwi pokoju małej były uchylone.

– Kotku, obiad. Twoja ulubiona zapiekanka z se…

Sara, ubrana, leżała na łóżku, na swojej kołdrze w kwiatki, patrząc w sufit.

To oczywiście tylko jedna z miriad możliwości, ale chyba ukazuje to, co mam na myśli – konstrukcję zdań dobrze jest zróżnicować, a informację ukryć (jak brokuły pod serem).

Podeszłam do niej nieco rozzłoszczona, że mnie tak przestraszyła swoim milczeniem.

Pokaż to. W dialogu, albo w myślach narratorki, jeśli wolisz. Ale pokaż to.

– Kochanie, będzie zimne…

O, właśnie – czy rozgniewana kobieta tak mówi? Ponieważ jest matką, raczej nie będzie się (bardzo) wyzłośliwiać, ale malutki przytyk zagra jak najbardziej.

Znów przerwałam, bo niepokój powrócił i to ze zdwojoną siłą. Moja córeczka w ogóle nie reagowała, chociaż oczy miała szeroko otwarte.

Zapewniasz. Pokaż to, na przykład tak:

– Hej, śpisz? Wszystko wysty… – Moja córeczka ani drgnęła. Oczy miała wielkie, szeroko otwarte, nieruchome.

Przypadłam do niej i poszturchałam lekko. Dalej nic.

Wpadłam w panikę. Zaczęłam krzyczeć.

Szturchnęłam. Resztę zdań ciachnij – panikę bohaterki widać z dialogu.

Do pokoju wpadł Kevin i natychmiast podbiegł do łóżka.

Tutaj też można bardziej wejść w głowę narratorki: Nagle obok mnie klęczał Kevin.

– Zaczęłam potrząsać ciałem Sary zbyt gwałtownie.

Hmmm. Czemu podkreślasz "zbyt"?

przybliżył głowę do jej ucha, a dłoń położył na brzuchu.

Może tak (nie oddycha się uszami): przysunął ucho do jej ust, a dłoń położył na brzuchu.

Ale to bardzo dziwne…

Komentarz treściowo pusty – jasne, ludzie mówią różne rzeczy w takiej sytuacji, ale proza to nie życie – ma wyglądać wiarygodnie, a nie taka być (wiem, wiem). Kevin mógłby się głośno zastanawiać, co się dzieje, na przykład.

Pobiegłam do przedpokoju i rzuciłam się do telefonu. Drżącymi rękami wykręciłam numer pogotowia i przyłożyłam do ucha słuchawkę. Nikt się nie odzywał. Nie usłyszałam nawet sygnału.

Poza sprawą zróżnicowania zdań – tutaj bohaterka już przeszła etap wyrzutu adrenaliny i powinien się włączyć układ przywspółczulny – trzęsące się ręce, tak. Mogą się też pod nią ugiąć nogi. Słuchawka ślizgająca się w spoconych dłoniach, jak najbardziej. Dodaj po prostu jakieś sygnały od zmysłów.

Przyglądał mi się z nadzieją w oczach.

Bohaterowie mający w oczach cokolwiek (w szczególności… eee… owies) podlegają karze głównej, a niekiedy i pobocznej. A serio – to jest zrzucanie na czytelnika zadania domyślenia się, co autor ma na myśli. Nie lubimy tego.

Podbiegł i wyrwał mi słuchawkę z ręki. Jego twarz zbladła.

Autonomia organów też psuje zawieszenie niewiary. Zbladł, po prostu.

Mój biedny mąż. Moja biedna córka. Moja rodzina…

Jaki cel przyświeca temu wtrętowi?

Wybiegł tak szybko, że nawet nie zdążyłam za nim krzyknąć, by założył kurtkę. Zaspy śniegu za oknem przesłaniały cały widnokrąg. Musiało padać nieprzerwanie od kilku dni.

Zaraz, to ona nie wie, że od paru dni pada śnieg? Jak? Mam tu czuć szczura? (Już widzę, jak pytasz, gdzie w takim razie masz dać tę informację. Odpowiadam – tu. Ale nie poprzez zdumienie bohaterki, bo to – o ile nie wskazuje na coś bardzo dziwnego – jest bezsensu. Patrz w "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach", dialog Deckarda z Rachael, w którym dowiadujemy się, ile ona ma lat. Deckard nie jest nijak zdziwiony, bo mowa o rzeczach normalnych w jego świecie. My możemy się zdziwić).

Serce waliło mi tak mocno, jak nigdy wcześniej. Zbiegłam na dół, prawie łamiąc sobie nogi. Wyszłam na werandę i… zastygłam.

Brakuje mi tu zarysowania tła – myślałam, że telefon jest na parterze. Zdumienie bohaterki też jest mało naturalne – pokaż nie wniosek, ale przesłanki, z których ona do wniosku dochodzi.

Biel. Otaczała nas tylko biel. I to nie był śnieg.

Nasz dom spowijała mgła.

O, właśnie – tutaj najpierw sugerujesz śnieg (te zaspy), a potem nagle się z tego wycofujesz. Autor zastępuje czytelnikowi aparat poznawczy, a nie jesteśmy skłonni wierzyć aparatowi poznawczemu, który bez powodu zmienia zdanie.

Tak gęsta, że gdy Kevin niepewnie wyciągnął rękę, ta natychmiast w niej zniknęła. Chciał ją cofnąć, ale…

Nie za dobrze się to parsuje. Przydałoby się trochę obrazowego opisu, nawet "mgła gęsta jak mleko", choć jest zgrana.

Już jej nie miał. Całej ręki, aż po obojczyk.

… to mgła prawie dotknęła mu nosa. (Sprawdziłam za pomocą kartki.)

Dopiero wtedy zauważyłam, że miejsce, w którym mgła urwała rękę Kevinowi, wcale nie krwawiło.

Ucięła, nie urwała. To nie wookie. Nie krwawi miejsce, tylko rana.

Podążył za moim wzrokiem.

Anglicyzm.

Przerażony obserwował dziurę przy obojczyku.

Obserwuje się raczej procesy, a on ogląda… mm, nie wiem, co, bo ja się tak nie wygnę, żeby zobaczyć własne ramię z boku.

odpowiedział jeszcze bardziej zaniepokojony.

Co mówiłam o słabych słowach?

Potężna siła wstrząsnęła domem i przewróciła nas na podłogę.

Domyślam się, że wszystkie trzy dziwne fenomeny w rzeczywistości są jednym fenomenem, ale i tak – za dużo tego. To za krótki tekst na taką masę różności.

Z półek spadły książki, z kuchni dobiegł brzdęk tłuczonych naczyń.

Czy oni nie siedzą na korytarzu? Więc może wystarczy rumor i korytarzowe rzeczy spadające z półek? Postaw się na miejscu bohaterów.

jedną ręką zaczął czołgać się w stronę stołu

… Mmmm. I poczołgał się pod stół? I co robi stół w korytarzu? Czy oni są gdzie indziej?

Machał do mnie, bym zrobiła to samo.

Czym machał, skoro czołga się na jedynej ręce? Nie może po prostu zawołać bohaterki? (Przy okazji dowiedzielibyśmy się, jak ona ma na imię, jeśli to będzie potrzebne.)

Ogromny, dębowy mebel wydawał się najlepszą kryjówką.

Mebel nie może być kryjówką. No, może szafa.

Przez chwilę czułam się względnie bezpiecznie. Wtedy przypomniałam sobie o córce.

Za dużo komentarzy, za mało akcji. Np.: Odetchnęłam. A potem pomyślałam… – Sara!

wymamrotałam i już chciałam się wyrwać, ale Kevin mnie powstrzymał.

Hmmm.

Tuż przed moim nosem wylądowała ogromna biblioteczka.

Dobra, układ tego domu jest całkowicie nieeuklidesowy (punkt, jeśli to jest coś a'la "I zbudował krzywy dom" i za wszystko odpowiadają inne wymiary).

Kichnęłam i zakaszlałam od kurzu.

Hmm.

Na szczęście trzęsienie nie trwało długo. Po kilku sekundach, które zdawały się wiecznością, wszystko się uspokoiło.

Pokaż to. Nie streszczaj.

Przez kilka kolejnych dni ledwo funkcjonowałam. Robiłam wszystko automatycznie. Próbowałam gotować i sprzątać, ale byłam tak przerażona, że nie pamiętałam wykonywanych czynności. Kevin przechodził przez to samo. Chciał pracować, siedział po kilka godzin przed komputerem, ale patrząc w ekran, niczego nie rozumiał, niczego nie widział. Ostatecznie dał sobie spokój.

Dobra, rytm zdań może odzwierciedlać stan psychofizyczny bohaterki, więc niech mu będzie (ale "przechodził przez to samo"?). Najważniejsze w tym akapicie jest to, że nie tyle wskazuje na Coś Dziwnego, ile łapie czytelnika i przykładając mu pistolet do głowy, każe na to Coś patrzeć. To niekoniecznie źle. Ale na razie nie widać, czy to dobrze.

Z niepokojem obserwowałam mgłę przez okno. Dręczyły mnie koszmary, że przenika ona przez szczeliny. Chodziłam więc po całym domu z uszczelniaczem. Kevin przyglądał się mojej walce, ale nic nie mówił. Nie mogłam się przyzwyczaić do braku jego ręki.

M-m. Po pierwsze, streszczasz. I nazywasz uczucia. Po drugie – dlaczego miałaby się przyzwyczaić? Moja wersja: Za każdym razem, kiedy spojrzałam na okno, czułam, że mgła wciska się do środka wszystkimi możliwymi szczelinami, i kończyło się na tym, że obchodziłam cały dom z pistoletem do silikonu. Kevin obserwował, ale nic nie mówił. Nie mogłam patrzeć na puste miejsce po jego ramieniu.

Jednak najgorsza była świadomość, że Sara nadal nie odzyskała przytomności. I że nie wiedzieliśmy, co jest przyczyną tej przedziwnej śpiączki.

Rym, można to pokazać, i znowu bardzo jednoznacznie wskazujesz na Coś Dziwnego (moja teoria w tej chwili – umarli, ale tylko rodzice, Sara nie, i to jest czyściec czy coś). Ludzie leżą nieprzytomni przez parę dni tylko w powieściach (bez dobrodziejstw współczesnej medycyny, oczywiście). A, i c.t.: nie wiemy, co jest przyczyną.

Każde z nas sprawdzało pokój córki. Dwa, trzy razy dziennie. Nie lubiliśmy tam wchodzić. Kevin zdecydowanie gorzej znosił te odwiedziny.

Rozumiem, że żadne procesy fizjologiczne (poza oddychaniem) nie zachodzą?

Znienawidziłam go w tamtym momencie.

Niech to wynika z dialogu.

Usłyszałam wyraźnie, że przestał przeżuwać jedzenie

Ciach: Przestał żuć.

Przez pierwsze dwa dni jedynie ja sprawdzałam, czy córka nadal żyje.

Mmmm… Przez pierwsze dwa dni tylko ja sprawdzałam, czy córka nadal żyje.

Potem przymusiłam go, by też to robił, ale za każdym razem próbował się wymigać.

Można by to wzmocnić. Ona jest zamknięta z facetem w stresującej sytuacji. Głowy mają dużą szansę polecieć.

powiedziałam arbitralnym tonem, z naciskiem na każde słowo.

Wygląda na to, że https://wsjp.pl/haslo/podglad/67782/arbitralny można stosować jako synonim "apodyktycznego", ale zdziwiła mnie ta informacja. W każdym razie – didascalia lepiej przedestylować:

– Idź. I sprawdź – wycedziłam.

Odłożył powoli kawałek zapiekanki na talerz.

Mmmm… A może: Powoli odłożył widelec z kawałkiem zapiekanki?

Ja starałam się jeść z obojętną miną, ale każdy kęs stawał mi w gardle.

Hmmm. Jak długo to trwało? Ile kęsów ona zjadła?

Zerwałam się z krzesła, aby nalać sobie wody

Żeby.

Podbiegł do schodów, ale po wejściu na stopnie zwolnił. Szedł jak na ścięcie.

Ciach: Wbiegł na schody i przystanął. Powlókł się na górę jak na ścięcie.

Po chwili usłyszałam jego ciężkie kroki na piętrze

A na schodach nie słyszała?

Nasłuchiwałam trzeszczenia desek w pokoju córki, który znajdował się nad moją głową. Nagle ucichły.

"Nasłuchiwać" to czekać, aż się rozlegnie jakiś dźwięk. Więc coś tu nie gra.

Przez chwilę podziwiałam jego odwagę, bo zazwyczaj otwierał tylko drzwi i po chwili je zamykał, nie podchodząc do córki.

Hmm.

Przeżuwałam posiłek i popijałam wodę

Mało naturalne. Zresztą spróbuj tak zrobić.

Odłożyłam zapiekankę, jednocześnie z trudem połykając resztkę zawartości w ustach.

Hmmmmmmm. Może: Odłożyłam widelec. Przełknęłam to, co miałam w ustach. Jakbym połykała wióry.

by w końcu z pokoju córki dobiegł jakiś dźwięk.

Szyk: by z pokoju córki w końcu dobiegł jakiś dźwięk.

Nagle z przeraźliwym piskiem otworzyły się drzwi na górze.

?

Podskoczyłam ze strachu, bo takiego dźwięku w tym domu jeszcze nie słyszałam.

Połącz to: Nagle drzwi na górze jęknęły tak, że omal nie spadłam z krzesła.

Wbiłam wzrok w zapiekankę – nie chciałam dać po sobie poznać, że tak go wyczekiwałam. Tylko potwierdziłoby to jego obawy i wzmocniło paranoję.

Tłumaczysz: Wbiłam spojrzenie w zapiekankę. Niech sobie nie myśli, że się denerwuję.

Dopiero gdy usiadł przy stole, spojrzałam na niego. Wtedy zamarłam. Jedzenie wypadło mi z ręki, nie mogłam nic powiedzieć.

Zapewniasz.

Zaprzeczyłam głową.

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

Pokazałam na moje oczy.

Pokazałam na własne oczy.

Kevin zaczął dotykać się po twarzy. Wpadł w panikę. Desperacko próbował odnaleźć swoje oczy. Po chwili szamotał się już tak gwałtownie, że spadł z krzesła.

I wcześniej się nie połapał… to jak z tą ręką? Ona gdzieś nadal jest? I oczywiście – pokaż to: Kevin zaczął dotykać policzków, podbródka, coraz szybszymi ruchami. Palce trafiły w puste oczodoły, szukały dalej, coraz szybciej, szybciej, spadł z krzesła i nadal się szarpał.

Natychmiast do niego podbiegłam. Łzy ciekły mi po policzku, poczułam się bezsilna. Chciałam go uspokoić, ale jak? Sama byłam przerażona.

Nie tłumacz – pokaż, co ona robi. Postaw się w tej sytuacji. Odegraj scenkę (nie przejmuj się współlokatorami – takie jest życie z artystą, niech się przyzwyczajają).

– Dosyć tego! – warknęłam wściekła

Spróbuj to warknąć, i to z wykrzyknikiem. I tnij przymiotniki – wyobraź sobie, że za każdy musisz płacić.

Pobiegłam do przedpokoju i wykręciłam numer na pogotowie. Tak jak ostatnio, odpowiedziała mi głucha cisza. Przeklęłam głośno i spróbowałam zadzwonić do sąsiadki. Cisza.

Nie pomyślała o tym wcześniej? Pokaż to.

Zacisnęłam zęby tak mocno, że mnie zabolały.

O, na przykład tak.

wbijać w niego pięty

…?

Bezsilność ścięła mnie w kolanach.

Hmmmmmmmmmmmmmmm. Ścięła mnie z nóg, tak.

Opadłam na podłogę i opierając się o nią rękami, zaczęłam głośno płakać.

Less is more: Klapnęłam na parkiet i wybuchnęłam płaczem.

Płacz przechodził w wycie. Przez chwilkę miałam nadzieję, że mój krzyk coś zmieni. Że obudzi Sarę z tej dziwnej śpiączki. Albo jakiś bóg się ulituje i sprawi, że wszystko będzie jak dawniej.

Jakoś mnie to nie przekonuje. Może dlatego, że bohaterka poddaje swoje zachowanie analizie nieledwie naukowej.

Gdy się uspokoiłam, poczułam wstyd, że tak krzyczałam. Jednocześnie było mi trochę lżej, przybyło mi sił.

Mmmm… nigdy nie płakałaś, aż się zmęczyłaś?

widoczność wciąż była zamazana przez łzy

Nie. "Widoczność" to nie to samo, co widok. https://wsjp.pl/haslo/podglad/74169/widocznosc

Wróciłam do jadalni, choć bałam się znów ujrzeć bezokiego Kevina.

Pokaż to. Niech ona sobie przypomni, jak go zostawiła, niech się wzdrygnie.

Niestety jego tam nie było.

Niestety, jego tam nie było.

Gdybym mogła jakoś wydostać się z tego koszmaru, zrobiłabym to. Mgła jednak uparcie nie znikała.

Brak wynikania. Mgła nie zniknie od pragnienia bohaterki.

Telewizor, radio, komputer: nic z tych sprzętów nie funkcjonowało.

Nie wariuj: Telewizor, radio, komputer, nic nie działało. Czyli co, nie ma prądu?

Jego też nie widziałam od dwóch dni.

Mmmm…

Nadszedł moment, w którym kompletnie się załamałam.

Komentarze psują zawieszenie niewiary.

szepnęłam wtedy do siebie.

Tnij: szepnęłam.

odłożyłam książkę do biblioteki

Biblioteka? Toż to hrabiowski dom!

Nagle zechciałam ostatni raz sprawdzić, co się dzieje z Sarą.

Hmmmm.

Zasługiwała na pożegnanie. Nawet jeśli mnie nie słyszała i nie widziała.

Nie wiem, o co chodzi z tym zasługiwaniem – to modne słowo, które już nic nie znaczy.

Zawróciłam w stronę schodów i weszłam po nich powolnym krokiem.

W sumie przedłużanie oddaje stan psychiczny bohaterki…

Poczułam okropny chłód na stopach, usłyszałam wiatr świszczący przez szpary w drzwiach. W gardle zaczęła dusić mnie ogromna gula. Już naciskałam klamkę, gdy zobaczyłam coś kątem oka u szczytu schodów.

Szyk, i tnij: Przeciąg zmroził mi stopy. Przez szpary w drzwiach świstał wiatr. Przełknęłam gulę w gardle, i jeszcze raz, i z dłonią na klamce zamarłam. Co to było, u szczytu schodów?

Sparaliżowało mnie. Na plecach poczułam ciarki, zimne jak lód. Serce waliło mocno, puls dudnił w uszach. Jednak nie mogłam dłużej wytrwać w tej niepewności.

Tego jest za dużo.

Stwierdziłam, że od tego stresu i przedziwnych wydarzeń miesza mi się w głowie.

… przedziwnych wydarzeń. Seeerio. Uwierz w czytelnika!

Nacisnęłam klamkę i otwierałam drzwi bardzo powoli.

Nacisnęłam klamkę i bardzo powoli pchałam drzwi.

Z progu widziałam córkę

Od progu.

Rozejrzałam się po pokoju, ale nie zauważyłam niczego podejrzanego.

W sumie po co to zastrzeżenie?

Nagle zza uchylonych drzwi ukazał mi się Kevin, który podchodził do biurka Sary.

Hmm…

Kevin… nie miał twarzy.

A co miał?

Rzuciłam się w stronę schodów, wciąż krzycząc z przerażenia. Biegłam tak szybko, że skręciłam sobie kostkę. Przystanęłam, jęcząc z bólu. Uniosłam wzrok – na górze stał Kevin.

A może tak: Z wrzaskiem dopadłam schodów. Cholera! Moja kostka! Złapałam się barierki, zaczęłam rozcierać nogę i odruchowo podniosłam wzrok. Kevin stał na górze.

– Próbowałam z nim rozmawiać. –

Oczywiste, wytnij.

Milczał. Zaczął powoli schodzić, przytrzymując się balustrady.

Natychmiast pokuśtykałam w stronę spiżarni przylegającej do kuchni. Syczałam z bólu, czułam pieczenie w nodze. Zdołałam się schować, zamknęłam za sobą drzwiczki.

Bardzo beznamiętne. Postaw się w jej położeniu. Spójrz: https://www.youtube.com/watch?v=O2Yea-nuoZs (Tak, dialog jest głupi. I w sumie reszta też. Ale…)

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Kevin musiał więc przechodzić obok kredensu w jadalni.

"Więc" to kwiatek do kożucha, a konstrukcja z "musiał" jest angielska.

Przypomniałam sobie, że gdy zniknęły mu oczy, też jeszcze przez chwilę widział.

Bardzo analityczna ta bohaterka.

Co to za dziwna błona pokrywa jego twarz?

To on ma twarz, czy nie?

Dlaczego i co zabierało mu powoli wszystko: najpierw rękę, potem oczy, usta, nos…

Właśnie – dlaczego?

Coś uderzyło w drzwi, wyrywając mnie z zamyślenia.

Coś uderzyło w drzwi. Kropka. Im zdania dłuższe, tym mniej napięcia (to taka ogólna reguła).

Skuliłam się, przygryzając pięść, łzy ciekły mi po policzku.

Na przykład to zdanie dobrze będzie podzielić na dwa.

Kevin napierał na drzwi coraz mocniej. Wyginały się tak bardzo, że na ułamek sekundy mogłam go zobaczyć.

Ciach: Kevin napierał na drzwi. Wgięły się i przez ułamek sekundy widziałam…

To już nie był mój mąż – to jakieś dziwne ducho-zombie-widmo.

I taki mniej więcej efekt miały te świecące oczy i wrzaski w podlinkowanym filmiku…

Wolałam nie dowiadywać się, co ze mną zrobi, jak już wyłamie drzwiczki. Musiałam jakoś się wydostać.

Ona jest zbyt analityczna. To mało wiarygodne – sam pan Spock nie zachowałby takiej zimnej krwi. Ponadto: musiałam się jakoś wydostać.

Podeszłam do przeciwległej ściany. Wzięłam głęboki wdech. Dygotałam z przerażenia.

Bo w spiżarce nie ma półek… A może tak: Wycofałam się, aż plecy trafiły w półkę. Wzięłam głęboki wdech. Zacisnęłam pięści. (Dodane po przeczytaniu: no, w domku dla lalek półek może nie być, ale jadalnego jedzenia też nie ma, więc…)

Rozpędziłam się na tyle, na ile pozwoliła mi długość wąskiej spiżarni. Uderzyłam w drzwi z całą mocą; zawyłam z bólu, od którego pulsowało mi ramię.

Ciach: Z rozpędu wpadłam na drzwi. (Adrenalina, nie zapominaj, hamuje ból.)

Ale byłam wolna. Oszołomiłam Kevina potężnym uderzeniem i dzięki temu miałam przynajmniej kilkanaście sekund przewagi.

Hmm.

Pobiegłam w stronę drzwi wyjściowych. Otworzyłam je na oścież.

Tnij: Dopadłam drzwi wyjściowych i pchnęłam.

Łzy nadal leciały obficie po policzku.

Jednym? Przypomnij sobie, kiedy ostatnio płakałaś.

Spojrzałam w stronę kuchni,

A może po prostu: za siebie?

Zbawienna mgła otaczała mnie z każdej strony. Nie mogłam się wahać.

Jakby mało zbawienna, ale co tam. "Nie mogłam się wahać." to komentarz z perspektywy czasu, co trochę psuje suspens.

Wkroczyłam w gęstą biel i dopiero wtedy odważyłam się odwrócić.

Hmmmmm.

Kevin właśnie wyszedł na zewnątrz.

Ona go widzi?

Próbował odnaleźć mnie po omacku, ale ja już znikałam.

Po omacku próbował mnie znaleźć, ale ja już znikałam.

Widziałam go jeszcze przez chwilę, aż obraz zaczął się rozmywać.

A może tak: Przez chwilę patrzyłam, jak rozpływa się we mgle.

W środku leżała Barbie, Ken i mała lalka.

Leżały.

Zaśmiał się głośno ze swojego dowcipu, wyobrażając sobie, jak siostra się zdziwi, gdy nie będzie mogła oderwać lalki.

… okej, to na to nie wpadłam. Zdanie do przystrzyżenia: Zaśmiał się głośno na myśl, jak siostra się zdziwi, kiedy nie będzie mogła oderwać lalki.

Myślał. Co tu jeszcze…?

Mmm…

Wziął do ręki Kena i wyrwał mu rękę.

Dobra, fajnie – tylko jak to się ma do mgły?

Jednak czuł niedosyt.

Hmmm.

Na twarzy chłopca wystąpił uśmiech.

Na twarz chłopca wystąpił uśmiech. Ale nie brzmi to naturalnie.

Zmywaczem do paznokci nasączył wacik

Szyk: nasączył wacik zmywaczem do paznokci. Skąd wziął zmywacz i po co? To są niebezpieczne (i śmierdzące) chemikalia.

po chwili doszedł do wniosku, że wymaże jej całą twarz.

Nos Kena chyba nie jest namalowany… chociaż aceton rozpuszcza wszystko. Ale w takiej ilości?

Spojrzał jeszcze raz na zmaltretowanego już Kena.

"Już" można wyciąć.

Wiedział, że siostra szczególnie go ceni, więc urwał mu głowę.

Zderzenie tonów – proste "urwał mu głowę" z wysokim "wiedział, że siostra szczególnie go ceni".

Dopiero wtedy poczuł satysfakcję. Zadowolony opuścił pokój.

Średnio pasuje do otoczenia.

 

Hmmmmmmmmmmmmm. No, dobra, z jednej strony – zaskoczyłaś mnie. Ale z drugiej – to nie bardzo się trzyma kupy. Zdarzenia w świecie lalek niby mają przełożenie na to, co chłopczyna (ażeby mu samochodziki pies zjadł ;P) robi – tylko jakieś takie… arbitralne. Lalki najwyraźniej się spodziewają, że telefon będzie działał – komputer nawet działa! aż przestaje – że ich świat zachowuje się tak, jak nasz. Spodziewają się krwi z ran, jedzą, ale (chyba) nie wydalają. Dlaczego? I dlaczego przyklejenie lalki do łóżeczka ma ją wprowadzić w katatonię? Paraliż, tak, ale katatonię? Mgła zupełnie z niczym nie pasuje – gdyby do domu podszedł olbrzym i zaczął urywać kończyny, można by się było czegoś domyślić, ale tak? Zzombienie Kena jest już w ogóle niewytłumaczalne. Czas w świecie lalek też płynie dziwnie – ich dni to dla chłopca minuty. Czemu?

 

Tak więc zagadka jest nie do odgadnięcia.

Nie brzmi to najlepiej; ta widoczność.

To nie kwestia brzmienia, p. wyżej.

Czyli coś w rodzaju: to tylko był sen.

Właśnie.

Nie wiedziałam, że zwykły zmywacz wystarczy.

Aceton właściwie rozpuszcza bardzo dużo różnych rzeczy, tylko nie wiem, czy na waciku nie byłoby go za mało, żeby porządnie zniszczyć lalkę.

Jakoś wcześniej Kevin skojarzył mi się z Kenem

Zdaje się, że "Ken" nie jest zdrobnieniem od niczego.

Już bardziej nie mogła panikować. Wydaje mi się, że jest coś takiego jak “limit” paniki.

Chyba jest, ale nie wiem, czy to ma zastosowanie do tej sytuacji.

Jedno z drugim nie ma nic wspólnego, gdyby czytelnik od początku wiedział, że chodzi o lalki, to by żaden się nie przestraszył.

Mógłby się przestraszyć. Dobry pisarz potrafi przejąć czytelnika nawet losami ołówka ;)

No, nie mogła wstać, jak była przyklejona przecież, więc to trochę koniec świata.

Ale czemu nie mogła mówić? Panikować? Albo zdjąć sukienki i wstać? XD

Od sceny, gdy Kevinowi i Barbarze zniknęły oczy zrozumiałem OCB

… mnie się przypomniał "Sok z żuka", ale ja jestem dziwna :)

możemy z nowej perspektywy spojrzeć na przedstawione wydarzenia, a także lepiej je zrozumieć.

Tak, tylko wtedy wychodzi ta arbitralność powiązań (tutaj, oczywiście).

Chłopiec przykleił ją nie tylko plecami, ręce i nogi też przykleił.

Ale możliwości robienia min jej to nie odebrało ;)

Może za pierwszym razem trzeba ją było trochę pohamować? :p

Może, może… ;)

Daj nam poczuć ten niepokój – a on, zapewniam Cię, się pojawia (motyw dziecka dosyć mocno działa, przynajmniej na mnie).

Tak (chociaż potem to dziecko jakoś… znika).

To nie jest błąd, ale jeśli pousuwać zbędne dopowiedzenia to można oszczędzać znaki.

Tak, albo można je wykorzystać, żeby dopowiedzieć coś przydatnego, np. bohaterka mogłaby przycisnąć słuchawkę tak mocno, że ucho zaboli.

I jakby się nad tym zastanowić, to niewiele to mówi. Ogromna biblioteczka = 3 x 2 metry? Nie chodzi mi, że muszą być wymiary, ale dla każdego to będzie znaczyło co innego.

Właśnie dlatego lepiej dać wrażenie zmysłowe – biblioteczka gruchnęła o podłogę, na przykład.

Myślę, że wartym rozważenia zabiegiem mogłoby być dodanie unoszącego się, duszącego, chemicznego zapachu gdy Kevin traci oczy czy cichego chichotu, gdy bohaterka upada i skręca sobie kostkę.

Dobra myśl.

Tylko nie przychodzi mi do głowy, jak inaczej ten ogrom określić? Na przykład “biblioteczka sięgająca do sufitu…”? Chociaż wtedy mógłbyś zadać pytanie, jak wysoki jest ten sufit :)

Skup się nie na noumenach, a na fenomenach XD (he, he, he, podstępnie edukuję Was w filozofii XD).

A mi właśnie takie zabiegi wydawałyby się cliché…

Dlaczego?

Zaangażowałam się w losy bohaterów, a potem okazało się, że nie są prawdziwi.

W sumie są prawdziwi… na tyle, na ile mogą być bohaterowie szorta XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mam do wyboru pisanie czegoś od siebie lub masakrę cudzego. Wiesz, co nastąpi teraz :D

 

Wspaniale, już mi brakowało tych naszych długich analiz! heartsmiley

 

Wezmę się za to jutro, bo dziś już niestety nie znajdę czasu.

Do jutra!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja się domyśliłem, że to zabawa (niegrzecznego) dziecka po tytule i scenie z ręką. Ogólnie było nawet strasznie, pomimo że na los lalek teoretycznie można mieć wywalone (wszak lalki da się naprawić). ;) Z drugiej strony, końcówka trochę zepsuła historyjkę, bo zmienia perspektywę i idzie w porządkowanie i tłumaczenie wszystkiego po kolei. Ja bym poszedł raczej w coś w stylu ,,Toy Story” i skupił się na zabawkach, bez człowieków.

Aha, punkcik do oceny za wywołanie emocji. Zatem wybaczcie, teraz muszę utoczyć trochę jadu – nie cierpię chuligaństwa. Powiesić gnoja za majty na drzewie i zostawić na noc, odechce się takich akcji. Wrr… angry Przepraszam, poniosło mnie.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

SNDWLKR,

 

Ja się domyśliłem, że to zabawa (niegrzecznego) dziecka po tytule i scenie z ręką.

Hmm.

 

Ogólnie było nawet strasznie, pomimo że na los lalek teoretycznie można mieć wywalone (wszak lalki da się naprawić)

Hm, no to chyba dobrze, że trochę było straszno, mimo że wiedziałeś już, że to tylko lalki.

 

Z drugiej strony, końcówka trochę zepsuła historyjkę, bo zmienia perspektywę i idzie w porządkowanie i tłumaczenie wszystkiego po kolei.

Tak to odczułeś, bo wcześnie się domyśliłeś, że chodzi o lalki. Większość jednak się nie domyśliła (co było moim zamiarem) i na końcu wyjaśnić musiałam.

 

Aha, punkcik do oceny za wywołanie emocji. Zatem wybaczcie, teraz muszę utoczyć trochę jadu – nie cierpię chuligaństwa. Powiesić gnoja za majty na drzewie i zostawić na noc, odechce się takich akcji. Wrr… angry Przepraszam, poniosło mnie.

Ahahha, zgadzam się :)

 

Dziękuję za odwiedziny i komentarz!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Tarnino,

 

Zawołałam córkę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza. Wyszłam z kuchni i skierowałam się do jej pokoju.

Zdania są poprawne (chociaż w drugim zaimek odnosi się semantycznie do córki, a gramatycznie do ciszy…), ale bez ikry. Nie malują tła.

Hmm… A nie jesteś zbyt surowa? To dopiero drugie i trzecie zdanie. Większość książek, jakie czytam, rozkręcają się dopiero po dwudziestej stronie, albo nawet później. (Wiem, że nie należy brać z nich przykładu, ale jednak trochę tej cierpliwości jako czytelnik trzeba mieć).

 

 

Kochanie, zrobiłam twoje ulubione danie

Rym.

A co jest złego w rymach?

 

 

I znowu – poprawne zdania, które nie malują tła. Spróbujmy to podkręcić:

Cisza. Wytarłam ręce i weszłam po schodach. Drzwi pokoju małej były uchylone.

– Kotku, obiad. Twoja ulubiona zapiekanka z se…

Sara, ubrana, leżała na łóżku, na swojej kołdrze w kwiatki, patrząc w sufit.

To oczywiście tylko jedna z miriad możliwości, ale chyba ukazuje to, co mam na myśli – konstrukcję zdań dobrze jest zróżnicować, a informację ukryć (jak brokuły pod serem).

Trochę zmieniłam. Jaką informację ukryć?

 

 

Podeszłam do niej nieco rozzłoszczona, że mnie tak przestraszyła swoim milczeniem.

Pokaż to. W dialogu, albo w myślach narratorki, jeśli wolisz. Ale pokaż to.

– Kochanie, będzie zimne…

O, właśnie – czy rozgniewana kobieta tak mówi? Ponieważ jest matką, raczej nie będzie się (bardzo) wyzłośliwiać, ale malutki przytyk zagra jak najbardziej.

Zmieniłam na:

Podeszłam do niej nieco rozzłoszczona, że mnie tak przestraszyła.

– Sara! Będzie zimne…

Czy jest lepiej?

 

 

Znów przerwałam, bo niepokój powrócił i to ze zdwojoną siłą. Moja córeczka w ogóle nie reagowała, chociaż oczy miała szeroko otwarte.

Zapewniasz. Pokaż to, na przykład tak:

Hej, śpisz? Wszystko wysty… – Moja córeczka ani drgnęła. Oczy miała wielkie, szeroko otwarte, nieruchome.

Moim zdaniem to jest bez sensu. Nikt nie śpi przecież z szeroko otwartymi oczami. Wiem, że się zdarzają przypadki, że ludzie śpią z otwartymi oczami (sama taki przypadek widziałam), ale wtedy te oczy raczej są półprzymknięte, a nie szeroko otwarte.

Ale rozumiem, że trzeba to pokazać. Zmieniłam na:

Przerwałam, bo Sara ani drgnęła. Nie zamrugała, nie zawierciła się. Oczy miała nienaturalnie szeroko otwarte.

Co myślisz?

 

 

Przypadłam do niej i poszturchałam lekko. Dalej nic.

Wpadłam w panikę. Zaczęłam krzyczeć.

Szturchnęłam. Resztę zdań ciachnij – panikę bohaterki widać z dialogu.

Racja.

 

 

– Zaczęłam potrząsać ciałem Sary zbyt gwałtownie.

Hmmm. Czemu podkreślasz "zbyt"?

Hmm, bo jej odpadła głowa? :D Usuwam.

 

 

Może tak (nie oddycha się uszami): przysunął ucho do jej ust, a dłoń położył na brzuchu.

No właśnie tak miało być! Kurczę, że nikt tego przy becie ani później nie zauważył… ;p

 

 

Ale to bardzo dziwne…

Komentarz treściowo pusty – jasne, ludzie mówią różne rzeczy w takiej sytuacji, ale proza to nie życie – ma wyglądać wiarygodnie, a nie taka być (wiem, wiem). Kevin mógłby się głośno zastanawiać, co się dzieje, na przykład.

→ – Oddycha – powiedział z ulgą. – Na szczęście oddycha. Ale czemu nie reaguje…?

Lepiej?

 

 

Pobiegłam do przedpokoju i rzuciłam się do telefonu. Drżącymi rękami wykręciłam numer pogotowia i przyłożyłam do ucha słuchawkę. Nikt się nie odzywał. Nie usłyszałam nawet sygnału.

Poza sprawą zróżnicowania zdań – tutaj bohaterka już przeszła etap wyrzutu adrenaliny i powinien się włączyć układ przywspółczulny – trzęsące się ręce, tak. Mogą się też pod nią ugiąć nogi. Słuchawka ślizgająca się w spoconych dłoniach, jak najbardziej. Dodaj po prostu jakieś sygnały od zmysłów.

Nie rozumiem. Od zmysłów, czyli co, że ma zaburzenia widzenia? Ale nie zawsze ze stresu ma się zaburzenia widzenia. Nie wiem.

 

 

Przyglądał mi się z nadzieją w oczach.

Bohaterowie mający w oczach cokolwiek (w szczególności… eee… owies)

podlegają karze głównej, a niekiedy i pobocznej. A serio – to jest zrzucanie na czytelnika zadania domyślenia się, co autor ma na myśli. Nie lubimy tego.

Ok, poświęćmy temu zagadnieniu chwilkę.

Wypiszę sobie najczęściej spotykane obiekty w oczach, jakie wyczytałam w książkach.

Na pewno była nadzieja właśnie, zakłopotanie, rozpacz, pragnienie zemsty

→ W jego oczach ujrzałam rozpacz.

→ W jego oczach ujrzałam pragnienie zemsty.

Nie wiem, ja nic złego nie widzę w tych zdaniach… Moim zdaniem też wszystko jest powiedziane, w oczach naprawdę można wiele dojrzeć. Nie uważam, że czytelnik musi się wtedy domyślać. Nie rozumiem więc tego zarzutu. Czy, jako osoba bardziej wprawiona w sztuce pisania, mogłabyś mi to jakoś rozwinąć? Chodzi tu o koncepcję Show, don’t tell czy o coś innego?

 

 

Podbiegł i wyrwał mi słuchawkę z ręki. Jego twarz zbladła.

Autonomia organów też psuje zawieszenie niewiary. Zbladł, po prostu.

→ Podbiegł i wyrwał mi słuchawkę z ręki. Zbladł.

Moim zdaniem dziwnie to wygląda. A może być:

Blady jak ściana, podbiegł i wyrwał mi słuchawkę z ręki.?

 

 

Mój biedny mąż. Moja biedna córka. Moja rodzina…

Jaki cel przyświeca temu wtrętowi?

W sumie, jak teraz na to patrzę, to nie wiem. Faktycznie to jest jakieś nie powiem skąd.

 

 

Wybiegł tak szybko, że nawet nie zdążyłam za nim krzyknąć, by założył kurtkę. Zaspy śniegu za oknem przesłaniały cały widnokrąg. Musiało padać nieprzerwanie od kilku dni.

Zaraz, to ona nie wie, że od paru dni pada śnieg? Jak? Mam tu czuć szczura? (Już widzę, jak pytasz, gdzie w takim razie masz dać tę informację. Odpowiadam – tu. Ale nie poprzez zdumienie bohaterki, bo to – o ile nie wskazuje na coś bardzo dziwnego – jest bezsensu. Patrz w "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach", dialog Deckarda z Rachael, w którym dowiadujemy się, ile ona ma lat. Deckard nie jest nijak zdziwiony, bo mowa o rzeczach normalnych w jego świecie. My możemy się zdziwić).

O, Dick, fajnie, na pewno przeczytam. Usunęłam pogrubione zdanie. Czy to wystarczy?

 

 

Serce waliło mi tak mocno, jak nigdy wcześniej. Zbiegłam na dół, prawie łamiąc sobie nogi. Wyszłam na werandę i… zastygłam.

Brakuje mi tu zarysowania tła – myślałam, że telefon jest na parterze.

Na samym początku opowiadania napisałam, że bohaterka weszła na górę, do pokoju córki. Potem z tego pokoju wybiegła na korytarz do telefonu. Więc nadal była na piętrze wtedy.

Zdumienie bohaterki też jest mało naturalne – pokaż nie wniosek, ale przesłanki, z których ona do wniosku dochodzi.

Nie rozumiem.

 

 

O, właśnie – tutaj najpierw sugerujesz śnieg (te zaspy), a potem nagle się z tego wycofujesz. Autor zastępuje czytelnikowi aparat poznawczy, a nie jesteśmy skłonni wierzyć aparatowi poznawczemu, który bez powodu zmienia zdanie.

Hm, ale narratorem jest bohaterka i ona też jest zaskoczona. A gdybym to ujęła tak:

Biel. Otaczała nas tylko biel. Obserwowałam ją od kilku dni, ale byłam pewna, że to po prostu śnieg.

Jednak naszego domu nie otaczał śnieg, a gęsta jak mleko mgła.

?

 

 

Już jej nie miał. Całej ręki, aż po obojczyk.

… to mgła prawie dotknęła mu nosa. (Sprawdziłam za pomocą kartki.)

Chodzi Ci o to, że wraz z obojczykiem zniknąłby mu nos?

 

 

Podążył za moim wzrokiem.

Anglicyzm.

OMG :P

Pamiętam, że miałyśmy dyskusję na ten temat, ale już jej dobrze nie pamiętam. Nie będę Cię męczyć i znowu prosić o rozwinięcie, po prostu odkopię tamtą rozmowę.

To jak będzie po polsku?

Spojrzał tam, gdzie ja.

Nie wiem, jakoś dupowo mi to brzmi. Pomyślę jeszcze.

 

 

odpowiedział jeszcze bardziej zaniepokojony.

Co mówiłam o słabych słowach?

Nie pamiętam, psze pani.

Show, don’t tell?

 

 

Ok, tu zrobię sobie przerwę. Do zobaczenia!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

A nie jesteś zbyt surowa?

:)

To dopiero drugie i trzecie zdanie. Większość książek, jakie czytam, rozkręcają się dopiero po dwudziestej stronie, albo nawet później.

A jakie książki czytasz?

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/makuszynski-panna-z-mokra-glowa.html

Życie słynnych ludzi opisuje się zwykle od chwili ich narodzin; jest zatem rzeczą słuszną, by żywot „Panny z mokrą głową”, którą należy zaliczyć do najwybitniejszych postaci naszego wieku, rozpocząć od owego dnia, kiedy ujrzała ona światło słoneczne.

Tutaj pierwsze zdanie nadaje ton narracji. Widać, że będzie wesoło.

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/krolowa-sniegu.html

Żył sobie niegdyś bardzo złośliwy czarodziej.

Prosto i bez ogródek – dowiadujemy się pewnego faktu. Ale Andersen też nadaje ton narracji.

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/capek-inwazja-jaszczurow.html

Gdybyście szukali na mapie wysepki Tana Masa, znaleźlibyście ją na równiku, nieco na zachód od Sumatry; ale gdybyście zapytali na pokładzie statku „Kandong Bandoeng” kapitana J. van Tocha, co to jest ta Tana Masa, przed którą właśnie zakotwiczył, przeklinałby przez chwilę, a potem powiedziałby wam, że to najohydniejsza dziura w całym Archipelagu Sundajskim, jeszcze bardziej obrzydliwa niż Tana Bala i co najmniej tak podła jak Pini albo Banjak; że jedynym, za przeproszeniem, człowiekiem, który tam żyje – nie licząc wszawych Bataków – jest wiecznie pijany agent handlowy, mieszaniec Kubanki i Portugalczyka, jeszcze większy złodziej, poganin i prosię niż każde z nich z osobna; i że jeśli jest na świecie coś przeklętego, to jest to przeklęte życie na tej przeklętej Tana Masa.

Bardzo długie pierwsze zdanie, za to mówi sporo i o tym, co przyjdzie nam czytać (satyra!), i o charakterze kapitana.

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/zwierciadlana-zagadka.html

Dawniej patrzyłam na zwierciadła tak, jak wy wszyscy patrzycie, wzrokiem roztargnionym, obojętnym, bo i czymże ma zaciekawiać sztuczne odbicie przedmiotów, które możemy widzieć w ich prawdzie i rzeczywistości?

A tutaj autorka od razu wskazuje na weird (choć wtedy tak się to nie nazywało) – wspomina coś normalnego (lustra) i wyjawia, że dla narratorki to nie jest wcale takie normalne.

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/orwell-rok-1984.html

Był jasny, zimny kwietniowy dzień, zegary wybijały trzynastą.

Od razu robi się zimno, szaro i nieprzyjemnie (i – "trzynastą"? Kiedy ta powieść powstawała, normalni ludzie mówili "pierwszą po południu", więc to już na coś wskazuje).

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/lord-jim-tom-pierwszy.html

Brakował mu cal – może dwa – do sześciu stóp wzrostu, był potężnie zbudowany, a gdy szedł prosto na kogoś, patrząc nieruchomo spode łba, z pochylonymi nieco plecami i wysuniętą głową, przypominał nacierającego byka.

A Conrad opisuje bohatera – ale zaczyna od spraw istotnych, nie od rysopisu.

 

Podsumowując – tak, pierwsze zdania powinny już o czymś mówić. Poza tym – każde zdanie może spełniać kilka ról.

A co jest złego w rymach?

Jak zwykle – to zależy. Rymy zwracają na siebie uwagę. Pójdziesz do biura w sukience z cekinami? Nie. Czy to znaczy, że sukienka z cekinami jest czymś złym? Nie. Ale do biura jest nieodpowiednia, bo zwraca na siebie uwagę tam, gdzie nie jest to stosowne. Rym, i w ogóle instrumentacja głoskowa, jest potężnym narzędziem, którego należy używać świadomie i z umiarem. Przypadkowe rymy, cóż. Widać.

Trochę zmieniłam. Jaką informację ukryć?

Mówiłam ogólnie. Tutaj podejrzewałam coś, co jednak się w tekście nie znalazło. Czytałaś pierwszy kryminał z Peterem Grantem? ("Rzeki Londynu") Otóż tam dobre trzy czwarte książki zajmuje poszukiwanie psychopatycznego mordercy, który… mmm… spoilers! ale zwróć przy czytaniu uwagę na drobiazgi, które nie dają się wytłumaczyć – dopiero za drugim razem je zauważasz i robisz "aaa!".

Czy jest lepiej?

Trochę lepiej, ale ogólnie chodzi mi o to, że musisz się trochę wczuć.

Nikt nie śpi przecież z szeroko otwartymi oczami.

A ona śpi? Bo ja zrozumiałam, że stan jest nienaturalny (tj. nie śpi).

Co myślisz?

Nieźle, tylko "wiercić się" nie ma formy dokonanej (tzw. czasownik ułomny).

Hmm, bo jej odpadła głowa? :D

Oj, tam XD

Kurczę, że nikt tego przy becie ani później nie zauważył… ;p

Co znaczy świeże oko XD

Lepiej?

Teraz wnosi jakąś treść.

Od zmysłów, czyli co, że ma zaburzenia widzenia? Ale nie zawsze ze stresu ma się zaburzenia widzenia. Nie wiem.

Nie. Nie musi mieć zaburzeń widzenia, ale powinna mieć jakieś percepcje.

Ok, poświęćmy temu zagadnieniu chwilkę.

OK, poświęćmy.

Nie wiem, ja nic złego nie widzę w tych zdaniach…

Znowu – to jest kwestia relatywna. Chodzi o show, don't tell, owszem, ale też o to, żeby tego nie nadużywać. Tych oczu. Bo to pójście po linii najmniejszego oporu, naprawdę.

Nie uważam, że czytelnik musi się wtedy domyślać.

Właśnie o to chodzi, że nie musi. Bawisz się za niego. No, zabrałaś mu piłkę i dryblujesz, a on stoi pod płotem i nuda go ogarnia ;) Mythcreants mają wkurzające lewicowe ciągoty, ale tu akurat się z nimi zgadzam: https://mythcreants.com/blog/six-unrealistic-tropes-and-how-to-avoid-them/ ("Dobry Omen" skończyłby się bardzo szybko, gdyby Pratchett i Gaiman tak zrobili).

Moim zdaniem dziwnie to wygląda. A może być:

Mmm, fakt, że dziwnie to wyszło. Ale znowu, kiedy zaczynasz od bladości, dezorganizuje się opis… Może: Podbiegł i wyrwał mi słuchawkę z ręki. Był blady jak ściana.

Usunęłam pogrubione zdanie. Czy to wystarczy?

Wystarczy. Teraz bohaterka nie wygląda na zupełną blondynkę ;)

Na samym początku opowiadania napisałam, że bohaterka weszła na górę, do pokoju córki. Potem z tego pokoju wybiegła na korytarz do telefonu. Więc nadal była na piętrze wtedy.

Hmm, no, dobrze. Sama biegam po schodach bez zastanowienia, ale niech tam.

Nie rozumiem.

To niezrozumienie jest powszechne. (przerwa na epistemiczne wyżycie się) Idzie zasadniczo o to, że autor zastępuje czytelnikowi aparat zmysłów – ale nie cały aparat poznawczy. Kiedy wnioskujesz za czytelnika, kiedy nie pozwalasz mu myśleć samodzielnie, czytelnik się nudzi.

Hm, ale narratorem jest bohaterka i ona też jest zaskoczona.

Ona jest zaskoczona, ale czy to ma sens?

A gdybym to ujęła tak:

Zdecydowanie lepiej.

Chodzi Ci o to, że wraz z obojczykiem zniknąłby mu nos?

Tak, gdyby to naprawdę była mgła, a nie ukochany braciszek. Hmm. W sumie można to uznać za wskazówkę, że to nie mgła…

To jak będzie po polsku?

Spojrzał tam, gdzie ja. Ulubiona_emotka_Baila.

Nie pamiętam, psze pani.

Przypominam:

Głównie dlatego, że pierwsze jest bardzo mocne (to wycie…), a drugie zapewniające i słabe. Trochę tak, jakbyś powiedziała: Choruję na raka, straciłam mieszkanie i skończył mi się lakier do włosów. Najsłabsze na końcu – i już czytelnik się chichra.

Zasadniczo – słowa wskazują na różne rzeczy. Te rzeczy mogą być małe, a mogą być duże. Jeżeli ktoś jest "zaniepokojony", to zupełnie nie to samo, co gdyby był "przerażony". I odwrotnie. Trzeba rzeczy właściwe dać imię, nie za duże (bo góra urodzi mysz) i nie za małe (bo wyjdzie jak raport brytyjskich komandosów).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Z półek spadły książki, z kuchni dobiegł brzdęk tłuczonych naczyń.

Czy oni nie siedzą na korytarzu? Więc może wystarczy rumor i korytarzowe rzeczy spadające z półek? Postaw się na miejscu bohaterów.

Są w salonie/jadalni. No właśnie postawiłam się: widzę, że z półek spadają książki i słyszę, że w kuchni tłuką się naczynia.

 

jedną ręką zaczął czołgać się w stronę stołu

… Mmmm. I poczołgał się pod stół? I co robi stół w korytarzu? Czy oni są gdzie indziej?

W mojej głowie korytarz był duży i pełnił funkcję jednocześnie jadalni i salonu. Właśnie – w mojej głowie.

– Moja ręka! – wykrzyknął. – Jezu, moja ręka! Widziałaś to? Zniknęła! Ta mgła…

Natychmiast wpadliśmy do salonu i zamknęliśmy drzwi.

Czy to wystarczy, by uniknąć zamotania?

 

Ogromny, dębowy mebel wydawał się najlepszą kryjówką.

Mebel nie może być kryjówką. No, może szafa.

Schronieniem?

 

wymamrotałam i już chciałam się wyrwać, ale Kevin mnie powstrzymał.

Hmmm.

Już wiesz, co Ci tu nie pasuje?

 

Kichnęłam i zakaszlałam od kurzu.

Hmm.

I tu?

 

Na szczęście trzęsienie nie trwało długo. Po kilku sekundach, które zdawały się wiecznością, wszystko się uspokoiło.

Pokaż to. Nie streszczaj.

Zdawało mi się, że trzęsienie ziemi trwa wieczność, ale na szczęście w końcu ustało. Choć jeszcze przez dłuższą chwilę drżały ręce i bębniło w uszach.

Co o tym myślisz?

 

Przez kilka kolejnych dni ledwo funkcjonowałam. Robiłam wszystko automatycznie. Próbowałam gotować i sprzątać, ale byłam tak przerażona, że nie pamiętałam wykonywanych czynności. Kevin przechodził przez to samo. Chciał pracować, siedział po kilka godzin przed komputerem, ale patrząc w ekran, niczego nie rozumiał, niczego nie widział. Ostatecznie dał sobie spokój.

Dobra, rytm zdań może odzwierciedlać stan psychofizyczny bohaterki, więc niech mu będzie (ale "przechodził przez to samo"?)

A co z tym stwierdzeniem jest nie tak? Jest błędne stylistycznie, czy narrator jako bohaterka nie może wejść do głowy innemu bohaterowi?

 

I nazywasz uczucia.

Też już zapomniałam o co chodziło z nazywaniem uczuć… Ale odkopię to, spokojnie, nie będę Cię zamęczać.

 

Jednak najgorsza była świadomość, że Sara nadal nie odzyskała przytomności. I że nie wiedzieliśmy, co jest przyczyną tej przedziwnej śpiączki.

Rym, można to pokazać, i znowu bardzo jednoznacznie wskazujesz na Coś Dziwnego

Ale czemu to jest złe?

 

Każde z nas sprawdzało pokój córki. Dwa, trzy razy dziennie. Nie lubiliśmy tam wchodzić. Kevin zdecydowanie gorzej znosił te odwiedziny.

Rozumiem, że żadne procesy fizjologiczne (poza oddychaniem) nie zachodzą?

Nie, bo to lalka.

 

Znienawidziłam go w tamtym momencie.

Niech to wynika z dialogu.

Odnoszę wrażenie, może mylne, że uważasz, iż dosłownie każdą scenę trzeba pokazywać.

 

Usłyszałam wyraźnie, że przestał przeżuwać jedzenie

Ciach: Przestał żuć.

No tak, im prościej, tym lepiej.

 

Przez pierwsze dwa dni jedynie ja sprawdzałam, czy córka nadal żyje.

Mmmm… Przez pierwsze dwa dni tylko ja sprawdzałam, czy córka nadal żyje.

A co jest nie tak z jedynie? Chodzi o lekką aliterację?

 

Potem przymusiłam go, by też to robił, ale za każdym razem próbował się wymigać.

Można by to wzmocnić. Ona jest zamknięta z facetem w stresującej sytuacji. Głowy mają dużą szansę polecieć.

Nienawidzi go w tamtym momencie, cedzi słowa. Jak mam to jeszcze wzmocnić? Bohaterka ma rzucać w niego talerzami? Wybrzmiałoby to melodramatycznie.

 

powiedziałam arbitralnym tonem, z naciskiem na każde słowo.

Wygląda na to, że https://wsjp.pl/haslo/podglad/67782/arbitralny można stosować jako synonim "apodyktycznego", ale zdziwiła mnie ta informacja. W każdym razie – didascalia lepiej przedestylować:

– Idź. I sprawdź – wycedziłam.

Dlaczego? Bo nie każdy zna słowo arbitralny? I trzeba pisać jak najprościej?

 

Odłożył powoli kawałek zapiekanki na talerz.

Mmmm… A może: Powoli odłożył widelec z kawałkiem zapiekanki?

Jadł łapką :) Jako lalka miał zapiekankę i talerz przed sobą. Nie wiem, czy są sztućce dla lalek.

 

Ja starałam się jeść z obojętną miną, ale każdy kęs stawał mi w gardle.

Hmmm. Jak długo to trwało? Ile kęsów ona zjadła?

No właśnie parę chwil to trwało, o to chodzi.

 

Zerwałam się z krzesła, aby nalać sobie wody

Żeby.

Aby jest zbyt archaiczne?

 

Podbiegł do schodów, ale po wejściu na stopnie zwolnił. Szedł jak na ścięcie.

Ciach: Wbiegł na schody i przystanął. Powlókł się na górę jak na ścięcie.

Wtedy następuje aliteracja, której można uniknąć.

 

Po chwili usłyszałam jego ciężkie kroki na piętrze

A na schodach nie słyszała?

Słyszała.

Chodziło mi o dźwięk skrzypiącej podłogi dobiegający z góry. W sumie jest o tym za chwilę, więc usunęłam ciężkie kroki.

Nasłuchiwałam trzeszczenia desek w pokoju córki, który znajdował się nad moją głową. Nagle ucichły.

"Nasłuchiwać" to czekać, aż się rozlegnie jakiś dźwięk. Więc coś tu nie gra.

Na górze zaskrzypiały drzwi. Kevin otwierał je zawsze bardzo powoli.

Przysłuchiwałam się trzeszczącym deskom w pokoju córki. Nagle ucichły.

Lepiej?

 

Przez chwilę podziwiałam jego odwagę, bo zazwyczaj otwierał tylko drzwi i po chwili je zamykał, nie podchodząc do córki.

Hmm

?

 

Przeżuwałam posiłek i popijałam wodę

Mało naturalne. Zresztą spróbuj tak zrobić.

Dużo osób je jak kaczka.

 

Nagle z przeraźliwym piskiem otworzyły się drzwi na górze.

?

Chodzi o to, że drzwi nie mogą się otworzyć z piskiem?

 

Podskoczyłam ze strachu, bo takiego dźwięku w tym domu jeszcze nie słyszałam.

Połącz to: Nagle drzwi na górze jęknęły tak, że omal nie spadłam z krzesła.

Hm. A drzwi mogą jęczeć?

 

Wbiłam wzrok w zapiekankę – nie chciałam dać po sobie poznać, że tak go wyczekiwałam. Tylko potwierdziłoby to jego obawy i wzmocniło paranoję.

Tłumaczysz: Wbiłam spojrzenie w zapiekankę. Niech sobie nie myśli, że się denerwuję.

Trzy sprawy:

  1. Można wbić spojrzenie, ale nie wzrok? Dlaczego?
  2. Niech sobie nie myśli, że się denerwuję nie jest już tłumaczeniem?
  3. Czy przez to zdanie Niech sobie nie myśli, że się denerwuję. nie następuje czasem konflikt czasowy? Opowiadanie jest w czasie przeszłym, a tu nagle wtrącamy czas teraźniejszy.

 

Kevin zaczął dotykać się po twarzy. Wpadł w panikę. Desperacko próbował odnaleźć swoje oczy. Po chwili szamotał się już tak gwałtownie, że spadł z krzesła.

I wcześniej się nie połapał… to jak z tą ręką? Ona gdzieś nadal jest?

Jedną rękę cały czas miał.

 

 

Tutaj zrobię sobie przerwę. Do zobaczenia niedługo!

 

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Są w salonie/jadalni. No właśnie postawiłam się: widzę, że z półek spadają książki i słyszę, że w kuchni tłuką się naczynia.

Ha, problem polega na tym, że nie wiem w tej chwili, gdzie oni są.

W mojej głowie korytarz był duży i pełnił funkcję jednocześnie jadalni i salonu. Właśnie – w mojej głowie.

Ale słowo "korytarz" oznacza wąskie pomieszczenie łączące inne pomieszczenia w domu… https://sjp.pwn.pl/sjp/korytarz;2474224.html Oczywiście, domki dla lalek korytarzy nie mają. Ale w takim razie – po co wstawiać korytarz tam, gdzie nie ma sensu, żeby był?

Czy to wystarczy, by uniknąć zamotania?

Hmm.

Schronieniem?

Nie, bo to nadal to samo. Można ewentualnie znaleźć schronienie pod stołem.

Zdawało mi się, że trzęsienie ziemi trwa wieczność, ale na szczęście w końcu ustało. Choć jeszcze przez dłuższą chwilę drżały ręce i bębniło w uszach.

Co o tym myślisz?

Lepiej.

A co z tym stwierdzeniem jest nie tak? Jest błędne stylistycznie, czy narrator jako bohaterka nie może wejść do głowy innemu bohaterowi?

Ona nie wchodzi Kevinowi do głowy, tylko opisuje ze swojej perspektywy, co jak najbardziej może robić. Za to fraza jest amerykańska.

Ale czemu to jest złe?

Jako takie – nie jest złe. Ale musi się trzymać kupy.

Nie, bo to lalka.

No, właśnie. Tyle że lalki w Twoim lalkowym świecie jedzą…

Odnoszę wrażenie, może mylne, że uważasz, iż dosłownie każdą scenę trzeba pokazywać.

Każdej nie. Ale większość. W sumie uczucia bohaterki można też pokazać przez jej monolog wewnętrzny, niekoniecznie w dialogu.

A co jest nie tak z jedynie? Chodzi o lekką aliterację?

Też, ale przede wszystkim – "jedynie" jest nacechowane książkowo, formalnie. Nie pasuje do wkurzonej kobiety (nigdy nie zostałaś sama z jakimś nieprzyjemnym zadaniem?).

Bohaterka ma rzucać w niego talerzami? Wybrzmiałoby to melodramatycznie.

Nie, bez przesady. Sięgaj do swoich doświadczeń.

Dlaczego? Bo nie każdy zna słowo arbitralny? I trzeba pisać jak najprościej?

Bo słowo "arbitralny" jest nacechowane książkowo. Że nie każdy je zna, to swoją drogą (naprawdę mnie zdziwiła dopuszczalność jego użycia w sensie "apodyktyczny" – sama bym tak nie zrobiła).

Jadł łapką :) Jako lalka miał zapiekankę i talerz przed sobą. Nie wiem, czy są sztućce dla lalek.

Ja miałam :) ale chyba nie dla Barbie, toć to by było takie tyciutkie.

No właśnie parę chwil to trwało, o to chodzi.

Mhm.

Aby jest zbyt archaiczne?

Tak, jest nacechowane.

Wtedy następuje aliteracja, której można uniknąć.

Jak mawiała prababunia, tak źle i tak niedobrze. Kurczę, nie przychodzi mi do głowy żadna fraza, która ani by nie aliterowała, ani nie przedłużała…

Przysłuchiwałam się trzeszczącym deskom w pokoju córki. Nagle ucichły.

Lepiej?

Lepiej, tylko szyk wyszedł dziwny.

Dużo osób je jak kaczka.

Znaczy, skubią te liście nad stawem i nurkują po rzęsę? XD

Chodzi o to, że drzwi nie mogą się otworzyć z piskiem?

Mogą, ale szyk jest mylący.

A drzwi mogą jęczeć?

Tak. Drzwi, deski podłogi etc.

Można wbić spojrzenie, ale nie wzrok? Dlaczego?

Łączliwość frazeologiczna.

Niech sobie nie myśli, że się denerwuję nie jest już tłumaczeniem?

Nie, referowanie myśli bohatera nie jest tłumaczeniem. Tłumaczeniem jest ich streszczanie, zwłaszcza językiem, którego bohater sam by nie użył.

Czy przez to zdanie Niech sobie nie myśli, że się denerwuję. nie następuje czasem konflikt czasowy? Opowiadanie jest w czasie przeszłym, a tu nagle wtrącamy czas teraźniejszy.

Nie. Referujemy myśli bohaterki, które są w czasie teraźniejszym.

Jedną rękę cały czas miał.

Nie to miałam na myśli – chodziło mi o to, czy ta ręka rozpłynęła się w niebycie, czy jakoś gdzieś jeszcze istnieje.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A mnie twist akurat zaskoczył, jakoś nie skojarzyłem imion. Może to wina późnej pory, ale dzięki temu tekst wypadł dla mnie ciekawiej. I zdecydowanie świetny początek, wciąga. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody Pisarzu,

bardzo Ci dziękuję za pozytywny komentarz.

 

 

Tarnino kochana,

wpadłam to tylko dać Ci znać, że na razie skupiam się na próbie sklecenia czegoś na konkurs Polski Horror, dlatego tu na razie hula wiatr. Jak tylko skończę, z radością wrócę do naszej analizy. Żebyś nie myślała, że już mi się odechciało ;p Nigdy!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Ależ nie ma sprawy, nie ma sprawy! Ja mam dwóch spóźnialskich i popsuty serwer do wysyłki jotpeków (coraz bardziej mam ochotę napisać satyrę na biura rachunkowe XD).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ach, na Lokiego i wszystkie jego psikusy, jak mi się nie chce wracać do tego opka… Wydaje mi się teraz taaaakie złe ;p

 

Ale wrócę na dniach na pewno, bo nie chcę zmarnować Twojej mrówczej pracy, Tarnino heart

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Wydaje mi się teraz taaaakie złe ;p

Welcome to my world XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uch, ale cholernie ciężko był mi się tu odszukać. Musiałam czytać wszystko od początku, bo już zapomniałam, o czym w ogóle była mowa.

 

Poza sprawą zróżnicowania zdań – tutaj bohaterka już przeszła etap wyrzutu adrenaliny i powinien się włączyć układ przywspółczulny – trzęsące się ręce, tak. Mogą się też pod nią ugiąć nogi. Słuchawka ślizgająca się w spoconych dłoniach, jak najbardziej. Dodaj po prostu jakieś sygnały od zmysłów.

Nie rozumiem. Od zmysłów, czyli co, że ma zaburzenia widzenia? Ale nie zawsze ze stresu ma się zaburzenia widzenia. Nie wiem.

Ojeju, jaka ja byłam głupia, jak ja mogłam tego nie zrozumieć. Przecież nawet podałaś wcześniej przykłady :P

 

Dodałam coś takiego:

Pobiegłam do przedpokoju i rzuciłam się do telefonu. Drżącymi rękami wykręciłam numer pogotowia i przyłożyłam do ucha słuchawkę. Nikt się nie odzywał. Nie usłyszałam nawet sygnału. Nogi mi się ugięły, ledwo stałam.

 

Zdumienie bohaterki też jest mało naturalne – pokaż nie wniosek, ale przesłanki, z których ona do wniosku dochodzi.

Nie rozumiem.

Boże, jaka ja byłam głupia wtedy. Powinnaś dostać jakiś order, nawet jeśli nie za pracowitość, to za cierpliwość do takich matołów jak ja :P

 

Usłyszałam wyraźnie, że przestał przeżuwać jedzenie

Ciach: Przestał żuć.

Widzę, że zmieniłam na Twoją wersję, ale nadal coś mi nie gra. Oczywiście jestem za skróceniem wypowiedzi, ale jednak czegoś mi tu brakuje.

Może: Znieruchomiał?

 

Natychmiast do niego podbiegłam. Łzy ciekły mi po policzku, poczułam się bezsilna. Chciałam go uspokoić, ale jak? Sama byłam przerażona.

Nie tłumacz – pokaż, co ona robi. Postaw się w tej sytuacji. Odegraj scenkę (nie przejmuj się współlokatorami – takie jest życie z artystą, niech się przyzwyczajają).

Ale że w domu mam odegrać taką scenkę? Jakbym była aktorką, o to chodzi? Tak robią pisarze?

Zmieniłam na:

Natychmiast do niego podbiegłam. Łzy ciekły mi po policzku, w głowie miałam pustkę. Chciałam go uspokoić, ale nie mogłam znaleźć żadnych słów.

Nieco lepiej?

 

– Dosyć tego! – warknęłam wściekła

Spróbuj to warknąć, i to z wykrzyknikiem. I tnij przymiotniki – wyobraź sobie, że za każdy musisz płacić.

Ło panie. No ale nie powiem, to dobra motywacja.

 

Pobiegłam do przedpokoju i wykręciłam numer na pogotowie. Tak jak ostatnio, odpowiedziała mi głucha cisza. Przeklęłam głośno i spróbowałam zadzwonić do sąsiadki. Cisza.

Nie pomyślała o tym wcześniej? Pokaż to.

Mam pokazać to, że nie pomyślała o tym wcześniej?

 

Opadłam na podłogę i opierając się o nią rękami, zaczęłam głośno płakać.

Less is more: Klapnęłam na parkiet i wybuchnęłam płaczem.

Skróciłam, ale podkreśliło mi wybuchnęłam. Zmieniłam na wybuchłam i podkreślenie zniknęło. Kiedyś regulatorzy coś pisała na ten temat, że inaczej wygląda forma czasu przeszłego, zależnie od tego, co lub kto wybucha.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Wybuchnal-czy-wybuchl;20514.html

PWN twierdzi, że obie formy są poprawne. No to już nie wiem ;p

 

Płacz przechodził w wycie. Przez chwilkę miałam nadzieję, że mój krzyk coś zmieni. Że obudzi Sarę z tej dziwnej śpiączki. Albo jakiś bóg się ulituje i sprawi, że wszystko będzie jak dawniej.

Jakoś mnie to nie przekonuje. Może dlatego, że bohaterka poddaje swoje zachowanie analizie nieledwie naukowej.

Ach, już bez przesady ;p

 

Gdy się uspokoiłam, poczułam wstyd, że tak krzyczałam. Jednocześnie było mi trochę lżej, przybyło mi sił.

Mmmm… nigdy nie płakałaś, aż się zmęczyłaś?

Owszem. Chodzi Ci o to, że nie powinno przybyć jej sił?

 

widoczność wciąż była zamazana przez łzy

Nie. "Widoczność" to nie to samo, co widok. https://wsjp.pl/haslo/podglad/74169/widocznosc

Więc ma być widok?

Kurczę, jak to ładnie opisać, że świat widziany oczami bohatera jest niewyraźny od łez?

Łzy zniekształciły mi pole widzenia.

Natłok łez zniekształcił mi obraz.

Przez potok łez nie widziałam wyraźnie.

Czy któreś z tych zdań spotyka się z Twoją aprobatą?

 

Wróciłam do jadalni, choć bałam się znów ujrzeć bezokiego Kevina.

Pokaż to. Niech ona sobie przypomni, jak go zostawiła, niech się wzdrygnie.

Chciałam wrócić do jadalni, ale przypomniałam sobie, że wciąż leży tam Kevin, wciąż bez oczu. Zaparło mi dech w piersiach, zastygłam.

Dobrze?

 

Gdybym mogła jakoś wydostać się z tego koszmaru, zrobiłabym to. Mgła jednak uparcie nie znikała.

Brak wynikania. Mgła nie zniknie od pragnienia bohaterki.

A jakbym rozdzieliła te dwa zdania na oddzielne akapity i usunęła jednak?:

Gdybym mogła jakoś wydostać się z tego koszmaru, zrobiłabym to.

Mgła uparcie nie znikała.

 

Nadszedł moment, w którym kompletnie się załamałam.

Komentarze psują zawieszenie niewiary.

Czyli znowu zrobiłam tell zamiast show?

Hmm.

A jak mam rozpoznać komentarz na przyszłość? Czy to jest po prostu to samo co tell?

 

Zasługiwała na pożegnanie. Nawet jeśli mnie nie słyszała i nie widziała.

Nie wiem, o co chodzi z tym zasługiwaniem – to modne słowo, które już nic nie znaczy.

Jak to? Nie rozumieć.

 

Co to było, u szczytu schodów?

W tamtej mikrosekundzie nie wiadomo, coś śmignęło.

 

Sparaliżowało mnie. Na plecach poczułam ciarki, zimne jak lód. Serce waliło mocno, puls dudnił w uszach. Jednak nie mogłam dłużej wytrwać w tej niepewności.

Tego jest za dużo.

Za dużo emocji?

 

Stwierdziłam, że od tego stresu i przedziwnych wydarzeń miesza mi się w głowie.

… przedziwnych wydarzeń. Seeerio. Uwierz w czytelnika!

Chodzi o to, że za bardzo tłumaczę?

Ale jeśli skończę zdanie na przedziwnych wydarzeń, to będzie ono urwane. Patrz:

Zebrałam całą odwagę i odwróciłam się, ale niczego nie zauważyłam. Stwierdziłam, że od tego stresu i przedziwnych wydarzeń.

Chyba że dodam to:

Zebrałam całą odwagę i odwróciłam się, ale niczego nie zauważyłam. Stwierdziłam, że to od tego stresu i przedziwnych wydarzeń.

 

Z progu widziałam córkę

Od progu.

Dlaczego nie z? Można powiedzieć z miejsca, a nie można powiedzieć z progu?

 

Rozejrzałam się po pokoju, ale nie zauważyłam niczego podejrzanego.

W sumie po co to zastrzeżenie?

W sumie to nie wiem.

 

Kevin… nie miał twarzy.

A co miał?

Hmm.

Boże, jakie to jest trudne.

Z twarzy Kevina… wszystko zniknęło. Nie miał oczu, ust, nosa.

[A tak na marginesie: jak to jest w końcu z wielokropkami? Czy po nich wyrażenie ma być z dużej litery?]

 

Milczał. Zaczął powoli schodzić, przytrzymując się balustrady.

Natychmiast pokuśtykałam w stronę spiżarni przylegającej do kuchni. Syczałam z bólu, czułam pieczenie w nodze. Zdołałam się schować, zamknęłam za sobą drzwiczki.

Bardzo beznamiętne. Postaw się w jej położeniu. Spójrz: https://www.youtube.com/watch?v=O2Yea-nuoZs (Tak, dialog jest głupi. I w sumie reszta też. Ale…)

Jejku, dawno nie czułam takich ciar wstydu ;p But I get your point.

 

Milczał. Powoli schodził, trzymając się balustrady.

Chciałam pobiec do spiżarni, ale zatrzymało mnie ukłucie bólu w kostce. Kuśtykałam, podpierałam się o blat stołu i aneksu kuchennego. Obejrzałam się, niczego nie dojrzałam, jednak słyszałam kroki Kevina coraz wyraźniej. Dotarłam do spiżarni, wpadłam do środka i zamknęłam drzwiczki.

Co tym myślisz?

 

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Kevin musiał więc przechodzić obok kredensu w jadalni.

"Więc" to kwiatek do kożucha, a konstrukcja z "musiał" jest angielska.

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Kevin pewnie był już obok kredensu w jadalni.

 

Przypomniałam sobie, że gdy zniknęły mu oczy, też jeszcze przez chwilę widział.

Bardzo analityczna ta bohaterka.

Usunęłam to całe rozmyślanie i to, że Kevin cokolwiek mamrotał.

 

To już nie był mój mąż – to jakieś dziwne ducho-zombie-widmo.

I taki mniej więcej efekt miały te świecące oczy i wrzaski w podlinkowanym filmiku…

Ech. W sensie chodzi Ci o cały opis tego męża-zombie?

 

Zbawienna mgła otaczała mnie z każdej strony. Nie mogłam się wahać.

Jakby mało zbawienna, ale co tam. "Nie mogłam się wahać." to komentarz z perspektywy czasu, co trochę psuje suspens.

→ Nie wahałam się ani chwili.

Lepiej?

 

Kevin właśnie wyszedł na zewnątrz.

Ona go widzi?

Tak, a czemu nie?

 

Wziął do ręki Kena i wyrwał mu rękę.

Dobra, fajnie – tylko jak to się ma do mgły?

Mgła to śnieżnobiały pokój. Wiem, wiem. Teraz też to widzę.

 

Na twarzy chłopca wystąpił uśmiech.

Na twarz chłopca wystąpił uśmiech. Ale nie brzmi to naturalnie.

Czyli co, zwykłe: Chłopiec się uśmiechnął?

 

Zmywaczem do paznokci nasączył wacik

Szyk: nasączył wacik zmywaczem do paznokci. Skąd wziął zmywacz i po co? To są niebezpieczne (i śmierdzące) chemikalia.

Zmieniłam na:

→ Przyniósł z łazienki zmywacz do paznokci i nasączył nim wacik, po czym zamazał oczy Kenowi.

Łażenie po drzewach też było niebezpieczne. Dzieci nie upilnujesz na każdym kroku.

 

Wiedział, że siostra szczególnie go ceni, więc urwał mu głowę.

Zderzenie tonów – proste "urwał mu głowę" z wysokim "wiedział, że siostra szczególnie go ceni".

→ Wiedział, że siostra bardzo go lubi, więc urwał mu głowę.

 

Dopiero wtedy poczuł satysfakcję. Zadowolony opuścił pokój.

Średnio pasuje do otoczenia.

Hę? 

 

No, nie mogła wstać, jak była przyklejona przecież, więc to trochę koniec świata.

Ale czemu nie mogła mówić? Panikować? Albo zdjąć sukienki i wstać? XD

Chłopiec zakleił też jej usta ;p Dobra, przyznaję się, o tym nie pomyślałam.

 

Od sceny, gdy Kevinowi i Barbarze zniknęły oczy zrozumiałem OCB

Ale jej nie zniknęły oczy, tylko Kevinowi.

 

Daj nam poczuć ten niepokój – a on, zapewniam Cię, się pojawia (motyw dziecka dosyć mocno działa, przynajmniej na mnie).

Tak (chociaż potem to dziecko jakoś… znika).

To prawda.

 

To nie jest błąd, ale jeśli pousuwać zbędne dopowiedzenia to można oszczędzać znaki.

Tak, albo można je wykorzystać, żeby dopowiedzieć coś przydatnego, np. bohaterka mogłaby przycisnąć słuchawkę tak mocno, że ucho zaboli.

Hm.

 

Myślę, że wartym rozważenia zabiegiem mogłoby być dodanie unoszącego się, duszącego, chemicznego zapachu gdy Kevin traci oczy czy cichego chichotu, gdy bohaterka upada i skręca sobie kostkę.

Dobra myśl.

Hm. Tak :P

 

Tylko nie przychodzi mi do głowy, jak inaczej ten ogrom określić? Na przykład “biblioteczka sięgająca do sufitu…”? Chociaż wtedy mógłbyś zadać pytanie, jak wysoki jest ten sufit :)

Skup się nie na noumenach, a na fenomenach XD (he, he, he, podstępnie edukuję Was w filozofii XD).

Boże, nie, nie udźwignę tego, na pewno już nie dzisiaj ;p

 

Na odpowiedzi Twoje do moich pytań zajrzę… niebawem.

Ale i tak jestem z siebie dumna, że w końcu do tego wróciłam :P Długo się zbierałam, oj długo.

I po raz tysięczny dziękuję za Twoją tytaniczną pracę, Tarnino!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

bo już zapomniałam, o czym w ogóle była mowa.

Welcome to my world XD

Przecież nawet podałaś wcześniej przykłady :P

Czasami przetworzenie nowej informacji trochę trwa :)

Widzę, że zmieniłam na Twoją wersję, ale nadal coś mi nie gra. Oczywiście jestem za skróceniem wypowiedzi, ale jednak czegoś mi tu brakuje.

Może: Znieruchomiał?

Hmm. Nie wiem. Żucie mieści się w kategorii ruch, ale to, że ktoś nie żuje, nie oznacza, że się nie rusza. Co prawda, ktoś, kto się nie rusza, nie może żuć…

Ale że w domu mam odegrać taką scenkę? Jakbym była aktorką, o to chodzi? Tak robią pisarze?

Czasami robią :D

Nieco lepiej?

Ładniej.

No ale nie powiem, to dobra motywacja.

:D

Mam pokazać to, że nie pomyślała o tym wcześniej?

Nie, zlepiły mi się dwie myśli. Pierwsza, że bohaterka dopiero teraz na to wpadła, i druga, że scena jest trochę streszczona.

Kiedyś regulatorzy coś pisała na ten temat, że inaczej wygląda forma czasu przeszłego, zależnie od tego, co lub kto wybucha.

Obie formy są poprawne, ale zależnie od znaczenia (PWN coś się plącze w zeznaniach):

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/wybuchnac;15713.html

Po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że bodaj wszystkie przykłady z formą wybuchnęła dotyczą śmiechu lub płaczu. Na kilkaset wystąpień ciągu bomba wybuchła NKJP nie ma ani jednego przykładu na bomba wybuchnęła.

Więc sprawdziłam jeszcze w PELCRA:

Wybuchła: panika, bomba, awantura, wojna, epidemia, wrzawa i tak dalej https://pelcra-nkjp.clarin-pl.eu/?q=248mm8ry – ta forma jest częstsza.

Wybuchnęła: dziewczyna śmiechem/płaczem https://pelcra-nkjp.clarin-pl.eu/?q=2yb3khua

Akurat to, że edytor coś podkreśla, oznacza tylko tyle, że nie ma tego słowa w bazie poprawnych słów (tak działa autokorekta).

Ach, już bez przesady ;p

XD

Chodzi Ci o to, że nie powinno przybyć jej sił?

Tak, przynajmniej nie od razu.

Kurczę, jak to ładnie opisać, że świat widziany oczami bohatera jest niewyraźny od łez?

O, choćby tak :)

Czy któreś z tych zdań spotyka się z Twoją aprobatą?

Z tych trzech zdecydowanie najlepsze jest: Przez potok łez nie widziałam wyraźnie.

Dobrze?

Nieźle.

A jakbym rozdzieliła te dwa zdania na oddzielne akapity i usunęła jednak?

Hmm. Może jednak lepiej jakoś powiązać tę mgłę z koszmarem? Bo tak ciągle spada z sufitu.

Czyli znowu zrobiłam tell zamiast show?

Otóż to.

A jak mam rozpoznać komentarz na przyszłość? Czy to jest po prostu to samo co tell?

Nie do końca to samo, ale blisko.

Jak to? Nie rozumieć.

Wszyscy zasługują i zasługują, jakby na pożegnanie trzeba było specjalnie pracować.

Za dużo emocji?

Tak, wychodzi melodramatycznie.

Ale jeśli skończę zdanie na przedziwnych wydarzeń, to będzie ono urwane.

Really :) Urywanie zdaniu orzeczenia – zawsze je zalecam :P Dobra, dobra, już się nie śmieję. Nie, nie chodziło mi o urwanie zdania – chodziło o te "przedziwne wydarzenia", które są kwintesencją łopaty.

Można powiedzieć z miejsca, a nie można powiedzieć z progu?

Arbitrariness of the sign :)

A tak na marginesie: jak to jest w końcu z wielokropkami? Czy po nich wyrażenie ma być z dużej litery?

Jeśli kończą zdanie, to tak. Jeśli nie kończą, to nie ^^ https://sjp.pwn.pl/zasady/393-92-1-Zasady-uzycia-wielokropka;629815.html Czyli – jeżeli wypowiedź kończy się takim niedopowiedzeniem, ale się kończy, następne zdanie zaczniesz dużą literą. Jeśli mówiący dyszy, to wielokropki przerywają pojedyncze zdanie – wtedy jego kolejne części nie będą się zaczynały dużą literą.

Co tym myślisz?

Hmm. Musiałabym to jeszcze raz zobaczyć w kontekście, może później. Tylko uważaj na rymy, i czy "aneks kuchenny" na pewno jest tu lepszy od zwykłych szafek?

Lepiej?

Zdecydowanie.

Tak, a czemu nie?

Wydawało mi się, że mgła powinna w tym przeszkadzać.

Czyli co, zwykłe: Chłopiec się uśmiechnął?

Less is more :)

Łażenie po drzewach też było niebezpieczne. Dzieci nie upilnujesz na każdym kroku.

Fakt.

Średnio pasuje do otoczenia.

Hę?

Słowa w rodzaju "satysfakcja" są wysokie w tonie, formalne, nawet urzędowe. A sytuacja – niezbyt.

Chłopiec zakleił też jej usta ;p

Drań XD

Boże, nie, nie udźwignę tego, na pewno już nie dzisiaj ;p

<zły śmiech> XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Podsumowując – tak, pierwsze zdania powinny już o czymś mówić. Poza tym – każde zdanie może spełniać kilka ról.

Hm, uważam, że masz rację, ale nie zmienia to faktu, że większość książek zaczyna się podobnie jak to moje opowiadanie. Podobnie zaczął się “Bastion” Kinga: ktoś woła, bohaterowie ubierają się pospiesznie i gdzieś jadą. I u mnie jest podobnie: ktoś woła, bohaterowie nie są zarysowani, jest tylko nerwowa atmosfera.

Oczywiście nie uważam, że należy naśladować Kinga, bo mało która książka jego autorstwa mi się podoba… Tak tylko chciałam zaznaczyć, że wiele książek nie maluje tła od samego początku, co nie znaczy oczywiście, że to jest w porządku. Poprzeczkę trzeba zawieszać wysoko, tu się zgadzam.

 

Rym, i w ogóle instrumentacja głoskowa, jest potężnym narzędziem, którego należy używać świadomie i z umiarem. Przypadkowe rymy, cóż. Widać.

Rozumiem.

 

Mówiłam ogólnie. Tutaj podejrzewałam coś, co jednak się w tekście nie znalazło. Czytałaś pierwszy kryminał z Peterem Grantem? ("Rzeki Londynu") Otóż tam dobre trzy czwarte książki zajmuje poszukiwanie psychopatycznego mordercy, który… mmm… spoilers! ale zwróć przy czytaniu uwagę na drobiazgi, które nie dają się wytłumaczyć – dopiero za drugim razem je zauważasz i robisz "aaa!".

Nie czytałam, ale przeczytam.

 

A ona śpi? Bo ja zrozumiałam, że stan jest nienaturalny (tj. nie śpi).

Śpi. No ale kurnia, faktycznie tego nie pokazałam.

 

 

Chodzi o show, don't tell, owszem, ale też o to, żeby tego nie nadużywać. Tych oczu. Bo to pójście po linii najmniejszego oporu, naprawdę.

Teraz lepiej rozumiem.

No bo w sumie jak wygląda nadzieja w oczach?

Tylko teraz zaczynają się schody: jak to opisać?

Hm, hm, hm.

Mózgu, pracuj.

<mózg odmawia i wyświetla komunikat: TGIF>

Damn. Będzie ciężko.

Kevin stanął w drzwiach. Przyglądał mi się z nadzieją w oczach. Potrząsnęłam głową.

– Nikt… Nic… Nic nie słychać…

Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.

Aha, nie można patrzeć wzrokiem, tak? Bo to tak, jakby słuchać słuchem?

O, wiem:

Patrzył na mnie błagalnie.

Ale wtedy zdanie brzmi, jakby było urwane.

Uniósł pytająco i błagalnie brwi.

O, co o tym myślisz?

Kevin stanął w drzwiach. Uniósł pytająco i błagalnie brwi. Potrząsnęłam głową.

 

Mythcreants mają wkurzające lewicowe ciągoty, ale tu akurat się z nimi zgadzam: https://mythcreants.com/blog/six-unrealistic-tropes-and-how-to-avoid-them/ ("Dobry Omen" skończyłby się bardzo szybko, gdyby Pratchett i Gaiman tak zrobili).

Przeczytam.

 

Może: Podbiegł i wyrwał mi słuchawkę z ręki. Był blady jak ściana.

O, no i wybrnęłyśmy.

 

Usunęłam pogrubione zdanie. Czy to wystarczy?

Wystarczy. Teraz bohaterka nie wygląda na zupełną blondynkę ;)

No to uff. Wykreślać zdania też trzeba umieć, więc robię postępy, jeeej :)

 

Chodzi Ci o to, że wraz z obojczykiem zniknąłby mu nos?

Tak, gdyby to naprawdę była mgła, a nie ukochany braciszek. Hmm. W sumie można to uznać za wskazówkę, że to nie mgła…

A, widzisz ;p no ale to nie było planowane, nie myślałam o odmierzaniu odległości.

 

To jak będzie po polsku?

Spojrzał tam, gdzie ja. Ulubiona_emotka_Baila.

O co chodzi z tym Bailem?

 

Zasadniczo – słowa wskazują na różne rzeczy. Te rzeczy mogą być małe, a mogą być duże. Jeżeli ktoś jest "zaniepokojony", to zupełnie nie to samo, co gdyby był "przerażony". I odwrotnie. Trzeba rzeczy właściwe dać imię, nie za duże (bo góra urodzi mysz) i nie za małe (bo wyjdzie jak raport brytyjskich komandosów).

Aaa, chodzi o odpowiednią moc!

Oderwało mu rękę. Był przerażony, a nie zaniepokojony.

No ale. Czy przerażony to też nie jest tell w tym przypadku? Może powinnam pokazać?

Ale w sumie, z tego co czytałam w artykułach o Show, don’t tell, którymi mnie częstowałaś, nie zawsze należy pokazywać, czasem trzeba opowiadać. Jednak ta scena jest dość kluczowa (no, w końcu chłopu rękę oderwało), więc może powinnam opisać, zamiast mówić, że jest przerażony?

– Nie. Nie boli – odpowiedział przerażony. – Właśnie nie boli! Co tu się odpier…

→ – Nie. Nie boli – głos mu drżał – właśnie nie boli! Co tu się odpier…

Co uważasz?

 

Ale słowo "korytarz" oznacza wąskie pomieszczenie łączące inne pomieszczenia w domu… https://sjp.pwn.pl/sjp/korytarz;2474224.html Oczywiście, domki dla lalek korytarzy nie mają. Ale w takim razie – po co wstawiać korytarz tam, gdzie nie ma sensu, żeby był?

Hmm, racja.

 

Schronieniem?

Nie, bo to nadal to samo. Można ewentualnie znaleźć schronienie pod stołem.

Zmienię to całkiem:

→ Odetchnęłam z ulgą gdy znalazłam się pod masywnym, dębowym meblem.

 

Dobra, rytm zdań może odzwierciedlać stan psychofizyczny bohaterki, więc niech mu będzie (ale "przechodził przez to samo"?)

A co z tym stwierdzeniem jest nie tak? Jest błędne stylistycznie, czy narrator jako bohaterka nie może wejść do głowy innemu bohaterowi?

Ona nie wchodzi Kevinowi do głowy, tylko opisuje ze swojej perspektywy, co jak najbardziej może robić. Za to fraza jest amerykańska.

Boże, nie, have mercy.

 

Nie, bo to lalka.

No, właśnie. Tyle że lalki w Twoim lalkowym świecie jedzą…

I tu mnie masz.

 

Też, ale przede wszystkim – "jedynie" jest nacechowane książkowo, formalnie. Nie pasuje do wkurzonej kobiety (nigdy nie zostałaś sama z jakimś nieprzyjemnym zadaniem?).

Aha, czyli chodzi o styl. Oj, tak, żeby to raz.

 

Bohaterka ma rzucać w niego talerzami? Wybrzmiałoby to melodramatycznie.

Nie, bez przesady. Sięgaj do swoich doświadczeń.

A co, jeśli sama rzucałam kiedyś talerzami? :P

Żarcik. Byłoby mi szkoda pieniędzy.

 

Dużo osób je jak kaczka.

Znaczy, skubią te liście nad stawem i nurkują po rzęsę? XD

Haha :)

 

Jedną rękę cały czas miał.

Nie to miałam na myśli – chodziło mi o to, czy ta ręka rozpłynęła się w niebycie, czy jakoś gdzieś jeszcze istnieje.

Nie wiem. A czemu to ma być istotne akurat w tym momencie?

Przypomnę fragment:

Kevin zaczął dotykać się po twarzy. Wpadł w panikę. Desperacko próbował odnaleźć swoje oczy. Po chwili szamotał się już tak gwałtownie, że spadł z krzesła.

 

Wybuchła: panika, bomba, awantura, wojna, epidemia, wrzawa i tak dalej https://pelcra-nkjp.clarin-pl.eu/?q=248mm8ry – ta forma jest częstsza.

Wybuchnęła: dziewczyna śmiechem/płaczem https://pelcra-nkjp.clarin-pl.eu/?q=2yb3khua

O kurczę, jakie wspaniałe narzędzie, czemu ja tego nie znałam.

 

Czy któreś z tych zdań spotyka się z Twoją aprobatą?

Z tych trzech zdecydowanie najlepsze jest: Przez potok łez nie widziałam wyraźnie.

No i pięknie!

 

Gdybym mogła jakoś wydostać się z tego koszmaru, zrobiłabym to. Mgła jednak uparcie nie znikała.

Brak wynikania. Mgła nie zniknie od pragnienia bohaterki.

A jakbym rozdzieliła te dwa zdania na oddzielne akapity i usunęła jednak?:

Gdybym mogła jakoś wydostać się z tego koszmaru, zrobiłabym to.

Mgła uparcie nie znikała.

Hmm. Może jednak lepiej jakoś powiązać tę mgłę z koszmarem? Bo tak ciągle spada z sufitu.

O, to pa tera:

→ Gdybym mogła jakoś wydostać się z tego koszmaru obleczonego mgłą, zrobiłabym to.

 

Czyli znowu zrobiłam tell zamiast show?

Otóż to.

A jeśli wyjaśniam zaraz, na czym to załamanie polega, to może być?

Nadszedł moment, w którym kompletnie się załamałam. Chciałam opuścić mieszkanie, wejść w mgłę. Zniknąć.

 

Wszyscy zasługują i zasługują, jakby na pożegnanie trzeba było specjalnie pracować.

Mhm.

Zmieniłam na:

→ Ostatni raz. To moja córka. Musiałam się pożegnać. Nawet jeśli mnie nie słyszała i nie widziała.

 

Really :) Urywanie zdaniu orzeczenia – zawsze je zalecam :P Dobra, dobra, już się nie śmieję. Nie, nie chodziło mi o urwanie zdania – chodziło o te "przedziwne wydarzenia", które są kwintesencją łopaty.

No tak. Usunęłam je.

 

Można powiedzieć z miejsca, a nie można powiedzieć z progu?

Arbitrariness of the sign :)

Nie rozumieć.

 

Jeśli kończą zdanie, to tak. Jeśli nie kończą, to nie ^^ https://sjp.pwn.pl/zasady/393-92-1-Zasady-uzycia-wielokropka;629815.html Czyli – jeżeli wypowiedź kończy się takim niedopowiedzeniem, ale się kończy, następne zdanie zaczniesz dużą literą. Jeśli mówiący dyszy, to wielokropki przerywają pojedyncze zdanie – wtedy jego kolejne części nie będą się zaczynały dużą literą.

Aha, dziękuję.

 

Hmm. Musiałabym to jeszcze raz zobaczyć w kontekście, może później. Tylko uważaj na rymy, i czy "aneks kuchenny" na pewno jest tu lepszy od zwykłych szafek?

Faktycznie, aneks, hm.

 

Tak, a czemu nie?

Wydawało mi się, że mgła powinna w tym przeszkadzać.

Mgła powoli gęstniała, więc przez chwilę jeszcze go widziała.

 

Średnio pasuje do otoczenia.

Hę?

Słowa w rodzaju "satysfakcja" są wysokie w tonie, formalne, nawet urzędowe. A sytuacja – niezbyt.

Aha, więc tak:

→ Zadowolony patrzył chwilę na swoje dzieło, po czym opuścił pokój.

jest lepiej?

 

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

nie zmienia to faktu, że większość książek zaczyna się podobnie jak to moje opowiadanie

Hmmm.

bohaterowie nie są zarysowani, jest tylko nerwowa atmosfera.

Ale nerwowa atmosfera – to już jest coś. Pewnie, nie da się od razu scharakteryzować całego świata przedstawionego w pierwszym zdaniu, sęk w tym, żeby jakoś to zacząć.

Tylko teraz zaczynają się schody: jak to opisać?

Witamy w piekle, pozwoli pani przodem XD A serio, wcale niełatwo. Nie zawsze nawet koniecznie trzeba, ale czasami można się zdać na kontekst. A czasami nie…

Aha, nie można patrzeć wzrokiem, tak? Bo to tak, jakby słuchać słuchem?

Otóż to.

Ale wtedy zdanie brzmi, jakby było urwane.

Hmm, może troszkę.

Kevin stanął w drzwiach. Uniósł pytająco i błagalnie brwi. Potrząsnęłam głową.

Hmmmmmmmmmmmm.

Wykreślać zdania też trzeba umieć, więc robię postępy, jeeej :)

yes

A, widzisz ;p no ale to nie było planowane, nie myślałam o odmierzaniu odległości.

Hurra dla szczęśliwych przypadków :D

O co chodzi z tym Bailem?

Tak zupełnie w zaufaniu – nie umiem wpisać tej emotki z klawiatury XD

Czy przerażony to też nie jest tell w tym przypadku? Może powinnam pokazać?

Myślę, że warto by było, o ile to udźwigniesz, bo – no, nie jest to lekkie zdarzenie.

Co uważasz?

Zdecydowanie lepiej.

Odetchnęłam z ulgą gdy znalazłam się pod masywnym, dębowym meblem.

Tylko dorzuć przecinek i będzie grało.

Boże, nie, have mercy.

I shall not :)

A co, jeśli sama rzucałam kiedyś talerzami? :P

XD

Nie wiem. A czemu to ma być istotne akurat w tym momencie?

Kurczę, teraz nie mogę tego znaleźć…

A jeśli wyjaśniam zaraz, na czym to załamanie polega, to może być?

OK.

Zmieniłam na:

Ładne.

Nie rozumieć.

Czasami po prostu jest tak i nikt nie wie, dlaczego.

Mgła powoli gęstniała, więc przez chwilę jeszcze go widziała.

Aha.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka