
Zaczęła od przegryzienia główki, szybko wciągała do paszczy pozostałe części ciała. Kiedy zabierała się do suchego tułowia, jeszcze się ruszało. Musiała dokładnie przeżuć. Zostawiła nóżki, zwykle są cienkie i niesmaczne. Po przełknięciu pysk jeszcze kleił się od mazi, która z tego wypłynęła – słodka.
Posiłek dobrze jej zrobił, im też. Znalazła to w gąszczu. Wyczuła i zabiła. Próbowało uciekać ale na szczęście mimo stanu w jakim się znajdowała nie straciła zwinności potrzebnej do żerowanie. Przed wyprawą warto się pożywić.
To była dobra noc by wyruszyć. Szła przeczesując teren. Może znowu natknie się na coś do jedzenia. Po chwili jednak zrezygnowała ze skrupulatnego obwąchiwania by przyśpieszyć kroku. Tej nocy priorytetem nie było jedzenie. Od dawna się na nią przygotowywała. Realizacja planu wymagała pełnego skupienia. Krocząc, rozgarniała przed sobą kolejne źdźbła trawy.
– Trzeba uważać, trzeba uważać, trzeba uważać.
Ten fragment trasy znała na pamięć. Przechodziła tędy już wiele razy. Wiedziała, że najniebezpieczniejsze dopiero przed nią.
Doszła do podziurawionej wysokiej bariery. Często siadały na niej skrzydlate. W bezruchu czekała czy któreś z nich się pojawi. Wzrok miała słaby, dlatego wyostrzyła wszystkie zmysły.
Cisza.
Nic nie wyczuła. Przeszła przez jedną z dziur w barierze. Kiedyś zrobiłaby to bez większego wysiłku, ale dziś nie była sama w swoim ciele.
Na twardym gruncie pozbawionym trawy nic jej nie osłaniało. Piasek kuł w łapy. Przed nią wyrósł wielki byt. Nie da się inaczej nazwać tego z czego korzystali Oni. Miała za słaby wzrok by rozglądając się dostrzec jego końce. Onych jeszcze niedawno było tu mnóstwo a słońce świeciło nawet gdy w lesie dominował mrok. Na szczęście to coś obumarło. W sumie trudno określić czy „na szczęście”. Brak Onych sprawiał, że mogła się swobodniej poruszać. Niestety osobniki większe od niej też mogły to robić.
– Szybko, szybko, szybko.
Biegła do najbliższych krzaków. Zdążyła. Sama nie wiedziała czego powinna najbardziej się obawiać. Tu mogło być wszystko. Mizerna kępka trawy, w której się ukryła nie wystarczała na dłuższy postój. Wiedziała, że musi się śpieszyć.
Cisza.
Nic nie wyczuła. Wysunęła pysk poza źdźbła a następnie łapę.
Tszur tszur tszur tszur. Słyszała szybko przebierające w piasku łapy.
Coś się zbliżało.
Cofnęła się i skuliła w pozycję obronną.
– Idą tutaj, idą tutaj, idą tutaj, idą tutaj, idą tutaj. Po mnie, na pewno po mnie.
W jej stronę biegło więcej niż jedno zwierzę, przynajmniej dwa. Z dwoma osobnikami jakiejkolwiek wielkości nie miała szans. Zbliżały się. Tupot był co raz wyraźniejszy. Czuła wibrację gruntu.
– Zła droga, zła droga, zła droga, idą tutaj.
Teraz jej wyprawa skończy się zanim się w ogóle zaczęła. Wibracje nasiliły się tak jakby biegnące istoty znajdowały się tuż pod nią, lub ziemia razem z nią trzęsła się ze strachu. Serie uderzeń łap o grunt były bardzo wyraźne. Zaraz do niej przyjdą. Skulona, z głową pod brzuchem, nie wiedziała z której strony nadciąga zagrożenie.
tszur tszur tszur tszur tszur tszur tszur
Nagle grunt zaczął się uspokajać, a ona razem z nim. Odgłosy pogoni choć wciąż wyraźne oddalały się.
Tym razem nie przyszli po nią. Odwinęła się chcąc zobaczyć co ją tak nastraszyło. Rozejrzała się. W bezpiecznej odległości od niej futrzasty osobnik złapał piszczącego za nieowłosiony ogon, gdy ten próbował przecisnąć się przez dziurę w pokrywie bytu. Ugryziony wydawał z siebie paniczne piski.
piiiiiiiiipiiiiiiiiiiiiipiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
Chciał dalej uciekać. Przerażony machał łapkami we wszystkie strony dopóki napastnik go nie rozszarpał.
Okazał się zbyt duży do połknięcia. Myśliwy wgryzł się w jego brzuch. Wyjadał wnętrze donośnie przy tym mlaszcząc. Pazurami przytrzymał martwe ciało. Podłużne odstające na boki od krótkiego pyszczka wąsiki kleiły się od krwi.
Ona obserwowała całe zajście z kryjówki, spokojna.
Futrzasty po skończonym jedzeniu rozejrzał się tak jakby chciał jeszcze coś upolować. Nie miał chyba jednak siły teraz nikogo gonić. Odwrócił się i zniknął w pobliskich krzakach pozostawiając truchło z wystającymi kośćmi.
– Hura hura hura. Poszedł. Mieliśmy szczęście, duże szczęście. Oj tak… mieliśmy szczęście moje drogie i drodzy.
Chwilę jeszcze czekała. W końcu odważyła się znów wystawić przednią łapę i pysk.
– Szybko, szybko, szybko.
Biegła do kolejnej kępki trawy. Była bujniejsza od poprzedniej.
Dotarła. Cel znajdował się przed nią. Wejście do wielkiego bytu – cienka szparka w odstającej pokrywie. Tędy wchodzili Oni. Tuż przed wejściem odwróciła się jeszcze by sprawdzić czy coś jej nie śledziło. Na barierze siedział jeden ze skrzydlatych. Patrzył w kierunku łąki. Skoro ona jeszcze żyje musiał przylecieć przed chwilą. Nie zdążył jej zauważyć.
– Mieliśmy szczęście, duże szczęście. Oj tak… mieliśmy szczęście moje drogie i drodzy.
Weszła do środka.
Wewnątrz było ciemniej, wilgotniej, twardziej. Pod łapami czuła mniej piachu. Znajdowało się tu mnóstwo martwych bytów. Kiedyś się poruszały. Oni przeważnie obcują z martwymi bytami. Raz już tu weszła, była wtedy młodsza, odważniejsza, wyszła z trawy za dnia a i tak prawie została zeżarta. Zrobiła to by upolować wielonożnego i w jej pamięci to miejsce wyglądało zupełnie inaczej. W pewnym sensie nic tak nigdzie nie wyglądało. Jakby wiele cienkich drzew bez gałęzi tworzyło jedną ogromną koronę. Musieli tu robić dziwne rzeczy.
Wzrok mało mógł jej pomóc. Tutaj liczyło się czucie, a w tamtym momencie czuła, że nie jest sama.
Było ich tam mnóstwo. Słyszała je. Takich samych jak ten, którego przed chwilą rozerwał futrzasty – podłużnych, piszczących, z nieowłosionym ogonkiem. One nie powinny stanowić zagrożenia, chyba. To zależy od tego czy były głodne. Często chodziły w grupach. Z kilkoma osobnikami nie miała szans. Piszczące szczególnie przepadały za przestrzeniami Onych. Nieważne czy opuszczonymi czy wciąż przez nich zajętymi. Postrzegały je chyba jako źródło łatwego do zdobycia pożywienia. W jej opinii te dwa gatunki – Onych i piszczących miały ze sobą bardzo dużo wspólnego. Też lubią grupy, też są niebezpieczni, też potrafią dostosować się do każdych warunków.
Niezależnie od tego czy te, które tutaj mieszkały były głodne, czy nie, powinna się śpieszyć. One nie stanowiły jedynego zagrożenie w tym dawnym siedlisku Onych.
Kroczyła prawie na oślep słysząc ich kroki i piski. Przebiegała w ciemności marząc o schowaniu się w trawie. Oni niestety nie lubią trawy. Nasłuchiwała i czuwała.
Nagle jeden dźwięk zaczął wybijać się spośród kapania wody, pisków i skrzypień. Rytmiczny, coraz głośniejszy, wprawiający grunt w wibracje. Miało cztery łapy ale chodziło inaczej niż ten, który upolował jednego z piszczących. Trzeba się ukryć. Weszła pod jeden z wielu bytów pozostawionych przez Onych. Stał na czterech okrągłych cienkich słupkach. Przez chwilę zastanawiała się, czy używali tego do rozmnażania czy szukania pożywienia… Szybko jednak odzyskała skupienie. Takie rzeczy nie miały znaczenia, trzeba nie zostać zjedzonym. Ciemność przybrała kontury czegoś dużego. Poruszało się szybkim truchtem, sapało, obwąchiwało. Z powodu dużej odległości nie zauważyło jej. Już raz widziała coś podobnego kiedy w lesie natknęła się na Onych. Ciągle coś mu komunikowali a ono ich rozumiało. Miało długi pysk i szpiczaste uszy. Wyczuło ją w krzakach. Na szczęście wtedy Oni go zawołali i ją zostawił.
Ten chodził bez Onych, a to oznaczało, że był groźniejszy. Dokładne obwąchiwanie otoczenia wskazywało na duży głód. Podszedł do jednego z cienkich drzew i oznaczył je moczem. Zatrzymał się przechodząc w pobliżu bytu, pod którym się schowała, ale po chwili ruszył dalej. On też pewnie liczył na upolowanie jednego z piszczących.
Rozpłynął się w mroku. Mogła iść dalej.
– Mieliśmy szczęście, duże szczęście. Oj tak… mieliśmy szczęście moje drogie i drodzy.
W pewnym momencie była pewna, że piszczące się jej przyglądają. Nie widziała ich ale na pewno to robiły, czuła to. Udawała, że nie jest tego świadoma, gotowa w każdej chwili skulić się eksponując kolce. Kroczyła dalej. W oddali usłyszała warknięcia, a po nich piski, nie należały do piszczących. To działo się jednak daleko, nie musiała się tym przejmować.
W końcu dotarła do powłoki. Szła wzdłuż niej. Gdzieś tutaj miało znajdować się przejście. Złe miejsce – w razie gdyby coś ją tu znalazło nie miała możliwości ucieczki. Musiała się śpieszyć. To głodne mogło przecież wrócić. Ze strony przeciwnej do powłoki piski nasiliły się. Nie było możliwości powrotu.
– Szybko, szybko, szybko.
W końcu doszła do wody. Za nią powinno być przejście. Nie widziała go ale czuła, że musi tam być. Im dalej szła, tym co raz większą część jej ciała zakrywała woda. Przestała czuć grunt pod łapami. Była ciężka. Gdyby opuściła zadarty pysk nie miałaby czym oddychać. Dopłynęła do dziury w powłoce. Po drugiej stronie brzeg był łagodny. Bez większego wysiłku wyszła na twardy grunt.
Stała wśród traw. Pojedyncze źdźbła wyrastały z piaszczystego gruntu, ale to wystarczyło by zwiększyć jej poczucie bezpieczeństwa. Musiała odsapnąć. Wszystkie piski, kapnięcia, skrzypienia ucichły. Zrobiło się ciszej niż w lesie i to też zaczęło być niepokojące. Ruszyła przed siebie. Po długim marszu pokonała druga dziurawą barierę. Zza źdźbeł ukazało się grunt: bez trawy, bez drzew, bez życia.
Jest!
Biło od niego ciepło. Mógł to być najspokojniejszy jak i najniebezpieczniejszy fragment wyprawy, mógł to być ostatni fragment wyprawy. Za nim zobaczyła coś co było równie przerażające co dające nadzieję – las wielkich bytów stworzonych przez Onych. „Drzewa” to jedyne z czym jej się kojarzyły. W nich niezliczone ilości świecących dziupli. Oni zachowaniem przypominają piszczące ale osiadają jak skrzydlate. Czuła skrajnie różne emocje.
– A więc jesteśmy moje drogie i drodzy, oto jesteśmy.
Stała przed ciepłą przestrzenią bez życia, która prowokował by się na niej położyć i ogrzać brzuch. Ale takie myśli to pułapka, wiedziała o tym.
Stała.
Trzeba zrobić pierwszy krok. Głęboki wdech. Położyła przednią łapę na ciepłym gruncie.
Dźwięk. Pisk… Nie. Skamlenie… Nie. Wycie… Nie. Tupot… Nie. DŹWIĘK.
Dwa światła. Blask.
Zwinęła się w kulkę. Coś silnie ją pchnęło i przeturlało w głąb trawy. Nie miała nad sobą kontroli. Wszystko wirowało. Nagły wiatr ustał zostawiając ją położoną na plecach. Mimo bezruchu musiała poczekać zanim otoczenie przestało się obracać – z jej wnętrza przez pysk wypłynęło dużo płynów. Kiedy poczuła się lepiej przewróciła się na cztery łapy.
Teraz czuła jeszcze większy lęk niż wcześniej. Nigdy nie widział ich z bliska. Strach przekreślił myśl o kolejnym podejściu. Wrócić? Ale jak? Znowu przechodzić przez teren piszczących? To też wydawało się niewykonalne. Zostać? Tak. Zostać tutaj i zniknąć. Tego właśnie chciała.
Coś się zbliża. To nie były dwa światła. Wyczuła szybki tupot czegoś z czterema łapami.
– Szybko, szybko, szybko.
W ostatniej chwili zwinęła się eksponując kolce.
Podeszło. Nie widziała go. Dokładnie obwąchało ją z każdej strony. Czuła gorący oddech na swoich plecach oraz smród krwi, który przyszedł wraz z tym. Oboje ją okrążyli.
Sapało. Kolce zniechęcały do próby ugryzienia. Nie starało się. Chodząc wokół niej spróbowało ją podważyć pyskiem, bezskutecznie. Raz odstraszyła to pazurami i więcej nie próbowało. Nie było zdeterminowany do zabicia jej. Pochodziło jeszcze chwilę, aż oddaliło się i położyło ciężkie cielsko w trawie.
DŹWIĘK.
Dwa światła. Blask. Lekkie pchnięcie.
W trawie nie musiała obawiać się dwóch świateł. Groźniejsze było ono. Leżało nieopodal sapiąc. Czekało. Zapadła cisza jakiej nie da doświadczyć się w lesie.
– Nie mam siły się z tobą użerać. Możesz odejść nic ci nie zrobię. Poszedłbym, ale musze odpocząć.
Nie odwinęła się. To na pewno pułapka. Czekali.
– Widziałem jak próbowałaś przejść. Nie masz szans, jesteś za wolna, tym bardziej z takim ciężarem…
Milczała.
– Sam próbowałem tutaj raz przejść, ale rozumiem, że ty możesz być bardziej zdeterminowana. W końcu młode w brzuchu to nie byle co.
Przestrzeń wokół milczała.
– Mnóstwo tam Onych. Trudno o bezpieczny teren, a w dodatku z Onymi zawsze chodzą różne duże osobniki. Z jednym z nich przed chwilą walczyłem.
Przez to, że ciągle była w pozycji obronnej nie wiedziała jak on wyglądał. Czuła tylko woń krwi.
– Tam wcale nie jest bezpieczniej.
DŹWIĘK.
Dwa światła. Blask. Lekkie pchnięcie.
Cisza.
– Możesz się odwinąć i spróbować przejść, nie chce mi się atakować. Zjem cię jak już będziesz martwa.
Już nie chciała przechodzić. Już nic nie chciała.
Oboje czekali. Czuła rosnące napięcie.
DŹWIĘK.
Dwa światła. Blask. Lekkie pchnięcie.
Cisza.
Nagle zakomunikował.
Mogę ci pokazać bezpieczne przejście, sam tamtędy chodzę.
Słyszała, że się liże. Musi go coś boleć.
– Dlaczego to zrobisz?
– Nie wiem, tak jakoś.
– Chcesz bym się odwinęła i szybko zaatakować.
– Dobry pomysł, ale nie chcę mi się. Jeśli postanowisz przejść zjem cię dopiero kiedy będziesz martwa.
– To dlaczego chcesz mnie tam zabrać?
Zapadła cisza.
– Nie wiem, tak jakoś…
– Mam z tobą pójść bo “tak jakoś”?
– Rób jak chcesz, nie zamierzam cię zjeść, więc wszystko mi jedno.
DŹWIĘK.
Dwa światła. Blask. Lekkie pchnięcie.
– Mogłeś przecież poczekać aż sama zginę przechodząc i nie mówić mi o tym miejscu.
– Już się dzisiaj najadłem.
Pomyślała o nich. Jeśli nie zginą od świateł to przez to, że on ją zje. Co daje większe szanse przeżycia? Była gotowa zginąć, oszczędzi jej to trudów.
Cisza bezlitośnie na nią napierała.
– Ale ty idziesz pierwszy, ja za tobą.
– Jak wolisz.
Podniósł się. Przeszedł za nią i kroczył dalej. Kiedy wyczuła, że oddalił się na bezpieczną odległość powoli się odwinęła. Spojrzała w jego stronę. Miał dużo futra, które skracało się przy kończynach. Opuścił puszysty ogon. Linię szyi kończyła głowa ze szpiczastymi uszami. Za nimi skierowany w stronę ziemi znajdował się pysk. Od tyłu nie widziała jego oczu. Zauważyła skąd pochodził zapach krwi – był nią cały umazany. Futro częściowo zasłaniało cztery podłużne rany po prawej stronie żeber. Chyba wciąż sączyła się z nich ciemna maź. Choć z pewnością nie cała, którą był ubrudzony pochodziła z jego wnętrza. Szedł bardzo powoli. Mimo swojego przerażenia ruszyła za nim, ale nie robiła tego sama. Miała wrażenie jakby ktoś za nią ruszał jej łapami. Nigdy nie przeszło jej przez myśl, że będzie tak zdesperowana by dać się prowadzić łowcy.
Szli jedno za drugim po pasie trawy między wysoką barierą i ciepłym gruntem, za którym ciągnęły się drzewa Onych ze świecącymi dziuplami. Mijały ich światła. Przeszli obok dziury w barierze, którą zapewne on wykorzystał do przejścia na drugą stronę.
– Jesteś tam?
Nie odpowiedziała licząc, że reakcja na milczenie powie jej coś o jego zamiarach. Nie odwracał się idąc przed siebie. Dopiero po tym jak minęły ich kolejne świata skręcił szyję by się obejrzeć. Skierował w jej stronę dwa wielkie ślepia z podłużnymi czarnymi plamkami po środku. Przeszył ją dreszcz.
– A już myślałem że tam zostałaś.
– Co robiłeś przy gruncie?
– Szukałem trupów. Myślałem że jesteś jednym z nich.
Szli dalej. W pewnym momencie dostrzegła cztery wąskie dziury. Znajdowały się tuż przy gorącym gruncie. Kiedy mijały je światła błyszczały wielością małych punkcików, które znikały wraz z nawrotem mroku. Nie wydawały się groźne. O dziwo przez chwilę poczuła się bezpieczniej ze swoim przewodnikiem. On powinien odstraszać wszystkich potencjalnych agresorów. Niestety coś było w tych leżących równolegle do siebie dziurach. Próbowała wytężyć słuch, ale ten okazał się równie przydatny co wzrok. Im bliżej punkcików tym coraz bardziej przypominały oczy. Niepokoiło ją to. Zmniejszyła dystans między sobą a prowadzącym ją łowcą. A może to element jego pułapki?
Kiedy dziury znajdowały się dokładnie między nim a nią, z jednej z nich wyskoczył piszczący. Wyglądał tak jak wszystkie inne piszczące.
– Dokąd idziesz?
– Nie twoja spraw.
– Chyba nie zdajesz się na łaskę tego dużego…
– Zostaw mnie.
– Spokojnie, my mniejsze musimy sobie pomagać. Prawda?
W tym momencie przewodnik odwrócił się by sprawdzić z kim ona komunikuje się w takim miejscu.
– My ciągle przechodzimy na druga stronę.
– Nic mi do tego.
– No nie wiem… Bracia widzieli jak próbowałaś się przedostać, my znamy łatwiejszą drogę niż tą którą obrałaś.
– Idę dobrą drogą, wracaj do dziury.
– To właśnie w nich kryje się przejście. My ciągle przechodzimy na drugą stronę.
Myśl o tym, że piszczące „ciągle” przechodzą na drugą stronę potęgowała strach.
– On chce cię zaciągnąć do miejsca, w którym nie będziesz mogła się bronić to pułapka!
– Skąd wiesz?
– To przecież łowca. Tylko spójrz na niego.
On stał nad nimi. Z dziur przy rozgrzanym gruncie patrzyło na ich trójkę wiele małych oczek.
– Dlaczego chcecie mi pokazać drogę?
– My mniejsze musimy sobie pomagać. W dodatku masz małe, każdy chyba zasługuje by wydać swoje małe w bezpiecznym miejscu.
– Zostaw mnie.
– W miejscu, do którego on cię prowadzi światła już dotarły. Zwodzi, by cię zabić. Prowadzi do miejsca, w którym będzie mu łatwiej to zrobić.
Piszczący musiał wyczuwać jego osłabienie skoro nie uciekał mając go tuż za swoimi plecami. Ten milczał.
– Pójdź z nami, pomyśl o małych.
Dobry wybór nie istniał.
DŹWIĘK.
Dwa światła. Blask. Lekkie pchnięcie.
– Zostawcie mnie.
Ominęła piszczącego idąc przed siebie.
Duży odwrócił się ruszając we wcześniej obranym kierunku. Ona szła za nim. Piszczący patrzył na nich jeszcze chwilę. Tuż przed przeciśnięciem się przez jedną z czterech dziur odezwał się.
– Tam wcale nie jest bezpieczniej.
Zniknął w ciemności.
Szli jedno za drugim, po pasie trawy między wysoką barierą i ciepłym gruntem, za którym ciągnęły się drzewa Onych ze świecącymi dziuplami. Minęli już dawno wielki byt. Światła pojawiały się co raz rzadziej.
Wciąż utrzymywała bezpieczny dystans. Nagle zrobiło się mroczniej. Coś wielkiego zasłoniło niebo. Nadlatuje skrzydlaty. Szybko przyjęła pozycję obronną eksponując kolce. Czekała. Skrzydlaty musiał być wielki i krążyć nad nią, ponieważ nie atakował a wciąż przykrywał ją cień. Kolce powinny go odstraszyć, ale jeśli jest duży i głodny to łatwo się nie podda – jak wszystkie duże i głodne istoty.
– Co robisz?
– Skrzydlaty… Zbliża się!
– Przestań, idziemy dalej.
Powoli się odwinęła. Spojrzała w górę. Nad ciepłym gruntem znajdowało się coś co przykryło nocne niebo. Na pewno stworzone przez Onych. Zwykle jak coś jest dziwne to wiąże się z Onymi. Pod nowym bytem panowała jeszcze większa ciemność niż przed nim i za nim. Mrok w mroku. Łowca już prawie znajdował się po drugiej stronie. Ona zrobiła to najszybciej jak tylko mogła. Dogoniła go. Niebo wróciło.
– Po tym też przemieszczają się światła. – Tak też podejrzewała. – Jesteśmy już niedaleko.
Nagle zauważyła, że ich trasę przeciął szeroki i ciepły pas przeznaczony dla świateł. Odchodził od gruntu wzdłuż którego szli wcześniej.
– To tutaj.
DŹWIĘK.
Dwa światła. Blask. Lekkie pchnięcie.
Spojrzał na nią. Skoro minęły ich światła to przejście jest tutaj równie niebezpieczne. A przecież świateł miało tu nie być. To wszystko było pułapką. Tak przeczuwała. Na pewno zamierza ją teraz zjeść. Piszczący miał rację. W miejscu, w którym jedna droga ucieczki jest odcięta nawet osłabionemu będzie łatwiej ją upolować. Zwinęła się eksponując kolce. Czekała na pierwszy atak.
– Jesteśmy zgubieni! Jesteśmy zgubieni!
Cisza.
Nic się nie działo. W końcu odsłoniła jedno oko.
On stał wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Powoli prostowała się czując, że nie jest nią zainteresowany. Skierowała oczy w to samo miejsce co on.
Na wąskim pasie trawy przedzielającym wzdłuż nagrzany grunt coś leżało. Coś wielkości jej przewodnika, miało puszysty długi ogon jak on, słabo owłosione łapki jak on, podłużny pysk jak on, długie szpiczaste uszy jak on – wyglądali tak samo. Ciało leżało bez żadnego ruchu. Było już martwe.
Długo się w nie wpatrywał, aż ciężko opadł na ziemię.
– Kiedy przyszedłem tu ostatnim razem nie było świateł. Za dnia chodziło mnóstwo Onych z większymi od siebie bytami, w nocy zostawiali je i dało się bezpiecznie przejść. Nie wiem co się zmieniło.
Zaczął oblizywać rany.
Nie zamierzał jej zjeść to najważniejsze. Wpatrywała się w martwe ciało po drugiej stronie. Możliwość jakiegokolwiek wyboru przestała istnieć, a co dopiero możliwość dobrego wyboru. Choć ten ostatni i tak chyba nigdy nie istniał.
– Dlaczego postanowiłeś pokazać mi przejście?
– Nie wiem… Sam nie rozumiem dlaczego to zrobiłem.
Ruszyła w stronę trupa.
– Tam wcale nie jest bezpieczniej.
Kroczyła dalej ignorując jego komentarz. Doszła już do końca trawy. Jakby w transie pozbawiona jakichkolwiek emocji oraz refleksji postawiła przednią łapę na twardej nawierzchni.
– Pozwolisz że zjem cię kiedy będziesz martwa?
Cześć, ciekawy pomysł, ciekawy świat – dziwny i brutalny. Wykonanie jest równie dziwne, miejscami fajnie opisujące zmysły odczuwane przez bohaterkę, onomatopeje też dobrze działają na klimat, jednak z drugiej strony naprawdę utrudnia czytanie.
Kilka literówek, brak przecinków (nie jestem w tym wcale dobry, ale w zdaniu np. “idą tutaj idą tutaj idą tutaj idą tutaj idą tutaj po mnie na pewno po mnie” – brak przecinków wygląda na celowy, czego nie rozumiem) bardzo dziwnie zapisane dialogi. Nie wiem, czy zrobiłeś to świadomie, ale kwestie bohaterów są z małej litery, bez myślnika, bez kropki i bez jakichkolwiek didaskaliów. Dodatkowo po pytaniach nie dajesz znaku zapytania.
“ciekaw czy używali tego do rozmnażaniu czy szukaniu pożywienia”
– Nie wiem, jak działa to zdanie. To myśli bohaterki?
Pozdrawiam i powodzenia,
Grzechotnik
Cześć, dziękuję za komentarz. Sposób zapisania dialogów i myśli bohaterki miał być niestandartowy by oddać komunikację zwierząt, która nie opiera się na takiej samej formie języka jak ten ludzki. Całkowicie rozumiem, że może to utrudniać czytanie, sam zastanawiałem się czy to dobry pomysł, ale postanowiłem spróbować i sprawdzić reakcję czytelników. Usiądę jeszcze nad tym opowiadaniem, zmienię części dialogowe by ułatwić odbiór.
Jan Wieloch
Dość eksperymentalny tekst, IMO. Nie lubię takich, doczytałem do końca tylko dlatego, że… chciałem się dowiedzieć, jakim zwierzątkiem jest główna bohaterka. Od strony technicznej ogólnie nie jest najgorzej, poza tym, że interpunkcja leży. Możliwe, że coś poprawiłeś, bo wydaje mi się, że wczoraj było gorzej, ale nadal sporo przecinków brakuje.
Ponadto:
– zastanawia mnie zasób jeżykowego słownictwa – z jednej strony wprowadzasz nazwy różnych ,,kategorii istot” i takie poetyckie bez mała określenia jak ,,wnętrze” czy ,,bezdźwięk” (nie może być po prostu ,,cisza”?). Z drugiej – jeże znają technicznie brzmiące słowa ,,priorytet”, ,,osobnik”, ,,komunikować”. Rozumiem, że próbowałeś przedstawić świat z perspektywy stworzenia postrzegającego go w zupełnie inny sposób niż ludzie, ale chyba nie do końca się udało.
– onomatopeje – budują klimat, ale niektóre są denerwujące. Jak ta:
piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
Kilkadziesiąt ,,i” na pewno jest konieczne? To samo dotyczy kropek reprezentujących ciszę.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Dziękuję za komentarz. Całkowicie rozumiem, że elementy “eksperymentalne” mojego opowiadania, które wymieniłaś mogą odbierać przyjemność z czytania go.
Jan Wieloch
Cóż, Franku, miałeś pomysł na opowiadanie o pewnym zdarzeniu, pokazanym z punktu widzenia – jeśli się dobrze zorientowałam – samiczki jeża, ale opisałeś jej wędrówkę w sposób doskonale utrudniający czytanie. Część niedoskonałości wypisałam w łapance, ale do poprawienia jest znacznie więcej. Masa błędów i usterek sprawiła, że lektury nie mogę uznać za satysfakcjonującą.
Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17
Kiedy zabierała się za suchy tułów jeszcze się ruszało. → Kiedy zabierała się do suchego tułowia, jeszcze się ruszał.
Po przełknięciu pysk jeszcze kleiła się od mazi, która z tego wypłynęła… → Piszesz o pysku, który jest rodzaju męskiego, więc: Po przełknięciu pysk jeszcze kleił się od mazi, która z tego wypłynęła…
Krocząc rozwierała przed sobą kolejne źdźbła trawy. → Krocząc, rozgarniała przed sobą kolejne źdźbła trawy.
Przechodziła tędy już wile razy. → Literówka.
Doszła do podziurawionej bariery piętrzącej się wysoko w górę. → Masło maślane – czy coś może piętrzyć się wysoko w dół?
Wystarczy: Doszła do podziurawionej wysokiej bariery.
Bezdźwięk. → A może: Cisza. Lub: Spokój.
Na twardym gruncie, przez brak trawy, nic jej nie osłaniało. → A może: Na twardym gruncie pozbawionym trawy nic jej nie osłaniało.
W sumie ciężko określić czy „na szczęście”. → W sumie trudno określić czy „na szczęście”.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
…jakby biegnące istoty znajdowało się tuż pod nią… → …jakby biegnące istoty znajdowały się tuż pod nią…
Tędy wchodzili oni. → Czy nie powinno być: Tędy wchodzili Oni.
Tutaj liczyło się czucie, a w tamtym momencie czuła, że nie jest sama.
Było ich tam mnóstwo. Nie tylko je czuła ale też słyszała. → Czy to celowe powtórzenia?
Nie ważne czy opuszczonymi… → Nieważne czy opuszczonymi…
Przebierała w ciemności marząc o schowaniu się w trawie. → Co przebierała?
A może miało być: Przebiegała w ciemności, marząc o schowaniu się w trawie.
Rytmiczny, co raz głośniejszy… → Rytmiczny, coraz głośniejszy…
…czy używali tego do rozmnażaniu czy szukaniu pożywienia… → …czy używali tego do rozmnażania, czy szukania pożywienia…
Ciemność przybrał kontury czegoś dużego. → Ciemność przybrała kontury czegoś dużego.
Poruszało się szybkim truchtem, sapało, obwąchiwało. Z powodu dużej odległości nie zauważyło jej. Już raz widziała coś podobnego kiedy w lesie natknęła się na Onych. Ciągle coś mu komunikowali a on ich rozumiał. Miał długi pysk i szpiczaste uszy. Wyczuł ją w krzakach. → Piszesz o czymś w rodzaju nijakim, więc bądź konsekwentny: Poruszało się szybkim truchtem, sapało, obwąchiwało. Z powodu dużej odległości nie zauważyło jej. Już raz widziała coś podobnego, kiedy w lesie natknęła się na Onych. Ciągle coś mu komunikowali a ono ich rozumiało. Miało długi pysk i szpiczaste uszy. Wyczuło ją w krzakach.
W końcu dotarła do drugiej powłoki. → A kiedy dotarła do pierwszej?
Im szła dalej tym co raz większą część jej ciała zakrywała woda. → Im dalej szła, tym większą część ciała zakrywała woda.
…i pływanie wymagało dużego wysiłku. Gdyby opuściła zadarty pysk nie miałaby czym oddychać. Dopłynęła do dziury w powłoce. Przepłynęła na drugą stronę. → Czy to celowe powtórzenia?
Stała wśród traw. Pojedyncze włoski wyrastały z piaszczystego gruntu… -> Stała wśród traw. Pojedyncze źdźbła wyrastały z piaszczystego gruntu…
W nich niezliczone ilości świecących dziupl. → W nich niezliczone ilości świecących dziupli.
Tu znajdziesz odmianę rzeczownika dziupla.
– A więc jesteśmy moje drogie i drodzy, o to jesteśmy. → – A więc jesteśmy moje drogie i drodzy, oto jesteśmy.
Tupot… Nie. DŹWIĘK → Dlaczego wielkie litery. Brak kropki.
Czuła gorący oddech na swoich plecach oraz smród krwi, który przyszedł wraz z tym. Oboje ją okrążyli. → Oboje, czyli kto?
Groźniejszy było ono. → Groźniejsze było ono.
Ciężko o bezpieczny teren… → Trudno o bezpieczny teren…
.
.
.
.
. → Czemu służą te kropki? Pytanie dotyczy też podobnych kropek w dalszej części tekstu.
Linię szyi kończyły szpiczaste uszy. → Czy uszy na pewno wyrastały z szyi?
Przeszli obok dziury w barierze, którą za pewne on wykorzystał… -> Przeszli obok dziury w barierze, którą zapewne on wykorzystał…
…jak minęły ich kolejne świata skręcił szyję by obejrzeć się za siebie. → Czy mógł obejrzeć się przed siebie?
Proponuję…jak minęły ich kolejne światła, skręcił szyję by się obejrzeć. Lub: …jak minęły ich kolejne światła, skręcił szyję by spojrzeć za siebie.
Im bliżej punkcików tym co raz bardziej przypominały one oczy. → Im bliżej punkcików, tym coraz bardziej przypominały oczy.
Kiedy dziury znajdowały się dokładnie między nim a nią. Z jednej z nich wyskoczył piszczący. → Kiedy dziury znajdowały się dokładnie między nim a nią, z jednej z nich wyskoczył piszczący.
– Właśnie to w nich kryje się przejście. → – To właśnie w nich kryje się przejście.
Ominęła Piszczącego idąc przed siebie. → Dlaczego wielka litera?
Światła pojawiły się co raz rzadziej. → Światła pojawiały się co raz rzadziej.
Pod nowym bytem panował jeszcze większa ciemność… → Pod nowym bytem panowała jeszcze większa ciemność…
…wyglądali dokładnie tak samo. → …wyglądali tak samo.
Za dnia chodziło mnóstwo onych… → Chyba miało być: Za dnia chodziło mnóstwo Onych…
…a co dopiero możliwość dobrego wybory. → …a co dopiero możliwość dobrego wyboru.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mi się podobało. Popraw błędy wytknięte przez Reg to kliknę do biblio.
Miałam niezłą zabawę próbując odgadnąć kim jest główna i bohaterka i co z nią jest nie tak.
Niektóre sceny obrzydliwe, ale uzasadnione fabularnie.
Dodatkowo na plus policzyłabym prześliczny tytuł;)
Oczekiwałam zombie, wampirów, a tu proszę…
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Regulatorzy dziękuję za wszystkie uwagi, były bardzo pomocne. Ambush, bardzo dziękuję za pozytywną recenzję. Było mi niezmiernie miło. Wszystkie wskazane błędy poprawiłem. :)
Jan Wieloch
Bardzo proszę, Franku. Miło mi, że mogłam się przydać. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.