- Opowiadanie: Mme Laufer - Dróżnik

Dróżnik

Hasło prze­wod­nie po­niż­sze­go tek­stu brzmi: “Spóź­nie­ni o dwa stu­le­cia” – o jaką in­ter­pre­ta­cję się po­ku­si­łam? Cóż, za­pra­szam do za­po­zna­nia się z opo­wia­da­niem! Przy­jem­nej (?) lek­tu­ry! :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Dróżnik

Wy­ska­ku­ję z po­cią­gu do­słow­nie w ostat­niej chwi­li. Czuję od­dech kon­duk­to­ra na karku, jego palce trą­ca­ją moje plecy – ale je­stem szyb­sza. Lą­du­ję na pe­ro­nie ja­kiejś ma­leń­kiej sta­cji i bie­giem pusz­czam się przed sie­bie, w kie­run­ku wyj­ścia. Męż­czy­zna krzy­czy coś za mną. Tylko ja wy­sia­dłam, więc nie mija chwi­la, a roz­le­ga się prze­cią­gły gwizd i po­ciąg rusza dalej. Zwal­niam kroku. Kon­duk­tor rzuca mi zło­wro­gie spoj­rze­nie zza szyby, albo tak przy­naj­mniej mi się wy­da­je, bo brud sku­tecz­nie za­ma­zu­je widok. Nie wiem, czy męż­czy­zna na pewno mnie widzi, ale przy­jem­nie jest cho­ciaż przez chwi­lę być dla kogoś naj­waż­niej­szą osobą na świe­cie. Dla kon­duk­to­ra byłam, przez pięć minut, nim wy­sko­czy­łam z wa­go­nu. Rzu­cam ostat­nie spoj­rze­nie w jego stro­nę. On grozi mi pię­ścią, ja po­zdra­wiam go mach­nię­ciem dłoni. Nie sądzę, byśmy się jesz­cze kie­dyś spo­tka­li.

Wzdy­cham głę­bo­ko, kiedy po­ciąg ma­le­je i wresz­cie znika z oczu. Za­pa­da zmierzch, a po­wie­trze wypełnia chłód nocy. Na ho­ry­zon­cie niebo ma li­lio­wą barwę, ale nad głową jest gra­na­to­we. Mi­go­czą pierw­sze gwiaz­dy. Muszę się po­spie­szyć, jeśli chcę do­stać się do mia­sta nim na­sta­nie noc. Dzie­li­ła mnie od niego za­le­d­wie jedna sta­cja. Przez nie­mal całą po­dróż byłam prze­ko­na­na, że uda mi się po­ko­nać tę trasę bez bi­le­tu – nie pierw­szy to raz, kiedy tak robię. Do­tych­czas wy­star­czy­ło, że mo­ści­łam się w kącie sie­dze­nia, w opu­sto­sza­łym prze­dzia­le, owi­nię­ta w za duży płaszcz tak bar­dzo, że widać mi tylko czoło i czu­bek nosa. Uda­wa­łam głę­bo­ki sen. W ośmiu na dzie­sięć przy­pad­ków zo­sta­wia­li mnie w spo­ko­ju. Lu­dzie wy­jąt­ko­wo łatwo pod­da­ją się, kiedy nie re­agu­jesz na ich szar­pa­nie. Od­kry­łam to dawno temu. Po­dob­nie jak to, że mnó­stwo nie­cnych spra­wek ucho­dzi na sucho. Jeśli po­tra­fisz wy­ko­rzy­sty­wać ludz­kie le­ni­stwo, mo­żesz wieść cał­kiem przy­jem­ne życie, nie wy­da­jąc zbyt dużo pie­nię­dzy. Lu­dzie nader czę­sto nie przy­kła­da­ją się do obo­wiąz­ków. A ja nie lubię mar­no­wać forsy, któ­rej zdo­by­cie wy­ma­ga­ło ode mnie wy­sił­ku.

A jed­nak od czasu do czasu przy­da­rza­ją mi się po­dob­ne sy­tu­acje. To wła­śnie te dwa­dzie­ścia pro­cent, o któ­rych mó­wi­łam – nadgorliwy kon­duk­tor. Po­wi­nien był zo­sta­wić mnie w spo­ko­ju, a nie gonić przez całą dłu­gość po­cią­gu. Prze­sia­da­łam się z miej­sca na miej­sce, szu­ka­łam kry­jów­ki w ubi­ka­cji, aż wresz­cie tra­fi­łam do ostat­nie­go wa­go­nu. Za plecami miałam już tylko szybę, a za nią dwie linie torów. Mru­czę pod nosem prze­kleń­stwo. Muszę się do­stać do mia­sta. Nie jest to może spra­wa sto­ją­ca na ostrzu noża, ale pra­wie. Jest na tyle istot­na, że wsia­dłam do po­cią­gu prak­tycz­nie bez ba­ga­żu, je­dy­nie z torbą prze­wie­szo­ną przez ramię. Śpie­szy­łam się tak bar­dzo, że nawet nie zdą­ży­łam kupić bi­le­tu; jest okres wa­ka­cyj­ny, a ko­lej­ki na dwor­cach za­wsze do­pro­wa­dza­ją mnie do szału. Kon­duk­tor nie łyk­nął tego wy­tłu­ma­cze­nia. Punkt dla niego. Zanim skoń­czył wy­sta­wiać mi man­dat, po­ciąg sta­nął, a ja zdo­ła­łam z niego wy­sko­czyć. I tu punkt dla mnie. Remis w osta­tecz­nej roz­gryw­ce to nie ko­niec świa­ta. A ja mam w port­fe­lu tro­chę drob­nych i bank­no­tów, aby zła­pać tak­sów­kę.

Wy­cho­dzę zza rogu ma­leń­kiej sta­cyj­ki i nie­mal wy­bu­cham śmie­chem z ulgi.

Zaledwie jedna ciem­na tak­sów­ka czeka na opu­sto­sza­łym par­kin­gu. Kie­row­ca siedzi we­wnątrz, twarz ma za­sło­nię­tą roz­ło­żo­ną ga­ze­tą. W duchu dzię­ku­ję za farta, jaki mi to­wa­rzy­szy od mo­men­tu, kiedy opu­ści­łam miesz­ka­nie. Roz­glą­dam się, lecz wokół nie ma ani jed­nej żywej duszy. I bar­dzo do­brze. Ru­szam w stro­nę sa­mo­cho­du.

Kie­row­ca do­strze­ga mnie w tej samej chwi­li, kiedy uno­szę dłoń, by za­pu­kać w okien­ko. Od­kła­da ga­ze­tę na sie­dze­nie pa­sa­że­ra i uchy­la drzwi. Jest młody, nieco tylko star­szy ode mnie. Być może po­win­no to wzbu­dzić moją czuj­ność, ale i tak nie mam za du­że­go wy­bo­ru. Albo to, albo nocny spa­cer w stro­nę mia­sta.

– A nie do mia­sta przy­pad­kiem?

Kiwam głową. Dźwięk od­pa­la­ne­go sil­ni­ka roz­cho­dzi się w ciszy let­nie­go wie­czo­ru.

Otwie­ram tylne drzwi, lecz nim gra­mo­lę się do środ­ka, od­wra­cam się, aby po raz ostat­ni rzu­cić okiem na sta­cję ko­le­jo­wą. W bu­dy­necz­ku pali się świa­tło w za­le­d­wie jed­nym oknie. Widzę czar­ną po­stać w po­ma­rań­czo­wym pro­sto­ką­cie. Uno­szę dłoń, nawet się nad tym nie za­sta­na­wia­jąc. Osoba od­ma­chu­je.

– Wsia­da pani czy nie? – Głos tak­sów­ka­rza brzmi po­nu­ro.

Mam­ro­czę prze­pro­si­ny i zaj­mu­ję miej­sce, za­trza­snąw­szy za sobą drzwi. Rzu­cam adres do­ce­lo­wy, a męż­czy­zna je­dy­nie przy­ta­ku­je.

Tak­sów­ka rusza po­wo­li. Jeśli ocze­ki­wa­łam szyb­kiej jazdy po mło­dym kie­row­cy, muszę zwe­ry­fi­ko­wać swoją wiarę w ludzi. Wle­cze­my się szosą po­mię­dzy po­la­mi, w stro­nę, gdzie niebo tuż nad wid­no­krę­giem ma jesz­cze po­ma­rań­czo­wą barwę. Jeśli do­brze pa­mię­tam, od mia­sta dzie­li mnie do­brze ponad dwa­dzie­ścia ki­lo­me­trów. Opie­ram czoło o szybę, ob­ser­wu­ję jak zmierzch obej­mu­je łany zbóż i las czer­nie­ją­cy na ho­ry­zon­cie. Ogar­nia mnie sen­ność.

– Po­my­li­ły się pani sta­cje? Mało kto tutaj wy­sia­da.

Głos kie­row­cy wy­ry­wa mnie z za­my­śle­nia. Po­trzą­sam głową.

– Kon­flik­to­wa sy­tu­acja z innym po­dróż­nym. – Ko­lej­na rzecz, któ­rej się na­uczy­łam, to kłam­stwa. Oszu­ki­wa­nie in­nych to sztu­ka jak ma­lo­wa­nie ob­ra­zów, a ja je­stem w niej mi­strzy­nią. – Za­czę­ło robić się nie­zbyt przy­jem­nie.

– Nie zgło­si­ła pani tego kon­duk­to­ro­wi? Są bar­dzo po­moc­ni, za­zwy­czaj. Nie wspo­mi­na­jąc o tym, że być może wy­star­czy­ło­by po pro­stu zmie­nić prze­dział…?

Jego pre­ten­sjo­nal­ny ton dzia­ła mi na nerwy.

– Dla­cze­go to ja mam zmie­niać miej­sce, po­nie­waż ktoś za­cho­wu­je się cham­sko?

Kie­row­ca pry­cha z roz­ba­wie­niem.

– To jest po­dob­no ozna­ka aser­tyw­no­ści, wie pani.

– Nie wiem. Poza tym… to chyba nie pań­ska spra­wa, hm? Mo­że­my zmie­nić temat?

– Jasne, jasne. Pew­nie, że nie moja. – Męż­czy­zna rzuca mi krót­kie spoj­rze­nie we wstecz­nym lu­ster­ku. – Gdyby nie późna pora, mo­gli­by­śmy po­roz­ma­wiać o po­go­dzie. Cie­pło ostat­nio się zro­bi­ło, za­uwa­ży­ła pani? – Nie zni­żam się do od­po­wie­dzi. – Prze­pra­szam. Głupi żart. Z da­le­ka pani je­cha­ła?

To ostat­nie py­ta­nie brzmi tak za­ska­ku­ją­co… zwy­czaj­nie. Zwy­czaj­ne py­ta­nie, jakie za­da­ją sobie lu­dzie spo­ty­ka­ją­cy się w tra­sie. I to mnie uspo­ka­ja.

– Znad morza.

– Oho, to cał­kiem da­le­ko. Spra­wy ro­dzin­ne, co? – Mru­czę coś w od­po­wie­dzi, a on kiwa głową. – Cho­ciaż pew­nie nie było za dużo ludzi w po­cią­gu. W wa­ka­cje więk­szość je­dzie ra­czej w prze­ciw­nym kie­run­ku.

– Praw­da. Albo w góry – do­rzu­cam.

– Ach tak, w góry… – po­wta­rza kie­row­ca roz­ma­rzo­nym gło­sem. – Uwiel­biam góry. A pani? Niech zgad­nę… pew­nie nie. Skoro miesz­ka pani nad mo­rzem…?

Spo­glą­dam na niego. Ma krót­ko ścię­te włosy, ciem­ną ko­szul­kę i bladą skórę na karku. Pod ra­diem przy­pię­ta jest li­cen­cja tak­sów­kar­ska ze zdję­ciem i na­zwi­skiem. W ciem­no­ści jed­nak nie­zbyt wiele widzę. Opie­ram się wy­god­nie. Praw­dę po­wie­dziaw­szy, nie mam za bar­dzo ocho­ty na cią­gnię­cie tej miał­kiej dys­ku­sji, ale może to lep­sze niż spę­dze­nie kil­ku­dzie­się­ciu minut w zu­peł­nej ciszy. Mało co prze­ra­ża mnie tak jak mil­cze­nie w to­wa­rzy­stwie. To nigdy nie koń­czy się do­brze.

– Nie za bar­dzo. Nie lubię się mę­czyć, a góry ko­ja­rzą mi się z wę­drów­ka­mi.

– Była pani może w Ko­tli­nie Kłodz­kiej? – Kręcę głową, ale prze­cież on i tak nie może tego zo­ba­czyć.

– Nie.

– Szko­da. Po­le­cam. Prze­pięk­nie tam jest. Mój brat tam miesz­ka, w nie­wiel­kim mia­stecz­ku. Sta­cja ko­le­jo­wa, bar­dzo po­dob­na do tej, na któ­rej pani wy­sia­dła. Mój brat miesz­ka pra­wie tuż obok.

– Dla­cze­go pan się prze­pro­wa­dził? Skoro jest tam tak pięk­nie…

– Mogę pani opo­wie­dzieć pewną hi­sto­rię? – cią­gnie kie­row­ca, jak­bym się nie ode­zwa­ła. Nie czeka na moją od­po­wiedź. – To miej­sco­wa le­gen­da, sil­nie zwią­za­na z tam­tym mia­stecz­kiem. I z po­cią­ga­mi – chi­cho­cze pod nosem. – Nie chcę pani wy­stra­szyć, ale opo­wiem, bo to cie­ka­we. W oko­li­cy co jakiś czas do­cho­dzi­ło do ta­jem­ni­czych znik­nięć. Na ogół za­gi­nio­ne osoby miesz­ka­ły w pewnym oddaleniu, ale kil­ka było też miejscowych. Czy wszyst­kich było o wiele wię­cej, nie wiem, ale nie mogę wy­klu­czyć, że nikt prze­jezd­ny się nie tra­fił. Myślę, że tak. W domu nie­da­le­ko sta­cji ko­le­jo­wej miesz­kał pe­wien sa­mot­ny męż­czy­zna. Trzy­mał się na ubo­czu i ra­czej nie utrzy­my­wał żad­nych kon­tak­tów z są­sia­da­mi. Dzie­ci z oko­li­cy wo­ła­ły na niego Dróż­nik. Do­ro­śli zresz­tą też. Już pani tłu­ma­czę, skąd takie miano. To dla­te­go, że co­dzien­nie wi­dzia­ny był, jak wy­cho­dził z domu i szedł w kie­run­ku pe­ro­nów, po czym mijał je i znikał w lesie tuż za sta­cją. Po­wra­cał późno, za­zwy­czaj o tej porze, kiedy nad­cho­dzi­ła noc. I tak dzień w dzień. Przez do­brych kil­ka­dzie­siąt lat.

Kie­row­ca urywa i w sa­mo­cho­dzie za­le­ga mil­cze­nie. Ciem­ność za oknem robi się coraz gęst­sza i wy­da­je mi się, jakby cały świat skur­czył się do wnę­trza tak­sów­ki. Nie wiem, czy je­dzie­my po­wo­li, czy nie. Szosa tonie w mroku, po­dob­nie jak my. Przez chwi­lę słyszę dwa dźwię­ki – pra­cu­ją­cy sil­nik oraz nasze od­de­chy. Wsu­wam palec za koł­nie­rzyk bluz­ki, bo robi mi się nie­zno­śnie dusz­no. Wzdy­cham.

– Co było dalej? – Głos mam za­chryp­nię­ty, jak­bym przez cały kurs krzy­czała. 

Ale za­da­ję to py­ta­nie, bo czuję – czuję, przy­się­gam – że męż­czy­zna wła­śnie tego ode mnie ocze­ku­je. Za­in­te­re­so­wa­nia. Uwagi.

– Sta­ru­szek w końcu znik­nął. Cza­sa­mi tak się robi, wie pani. – Nie poj­mu­ję tej uwagi, ale ton, w jakim męż­czy­zna wy­rzekł słowa su­ge­ru­je roz­ba­wie­nie. – Nie­zbyt czę­sto, ale mimo wszyst­ko… Praca jak każda inna, z cza­sem można od­czu­wać zmę­cze­nie. Szcze­gól­nie na tych bar­dzo uczęsz­cza­nych tra­sach. W gó­rach i nad mo­rzem, gdzie jeź­dzi sporo pa­sa­że­rów, na­praw­dę można się zmę­czyć. Nie to, co tutaj. Tutaj to co in­ne­go.

– Co in­ne­go? – Pró­bu­ję od­chrząk­nąć, bo coś za­czy­na dra­pać mnie w gar­dle.

Wbi­jam wzrok przed sie­bie, w przed­nią szybę. W świe­tle re­flek­to­rów sre­brzą się źdźbła trawy oraz chwa­sty, nisko po­chy­lo­ne nad jezd­nią. Słup­ki na po­bo­czu mi­ja­my na­praw­dę wolno, a może to mnie się zdaje, że czas upły­wa w zwol­nio­nym tem­pie. Płyn­ność sa­mo­cho­du w ni­czym nie przy­po­mi­na trzę­są­ce­go się po­cią­gu, a mimo to głowa za­czy­na mi się chy­bo­tać.

Kie­row­ca po­cią­ga nosem.

– Nie chce pani wie­dzieć, co było dalej?

Nie. Nie chcę. Ale boję się tak od­po­wie­dzieć.

– Co było dalej?

– Kiedy Dróż­nik znik­nął, lu­dzie w mia­stecz­ku od­cze­ka­li kilka dni. Są­sie­dzi we­zwa­li po­li­cję i straż po­żar­ną, i po­go­to­wie, co tam się zwy­kle wzywa w ta­kich sy­tu­acjach…? W każ­dym razie, udało im się wejść do miesz­ka­nia Dróż­ni­ka. Nie zna­leź­li go. Rze­czy­wi­ście znik­nął. Jakby roz­pły­nął się w po­wie­trzu.

– Cza­sa­mi tak się robi…? – po­wta­rzam słowa, które kie­row­ca po­wie­dział chwi­lę temu, a on śmie­je się krót­ko i przy­ta­ku­je.

– Prze­szu­ka­no cały dom. Wresz­cie, kiedy ktoś otwo­rzył szafę i prze­szu­kał rze­czy, od­krył też, że tylna ścian­ka za­sła­nia wej­ście do do­dat­ko­we­go po­miesz­cze­nia. Kilku po­li­cjan­tów we­szło do środ­ka. Wie pani, co tam zo­ba­czy­li?

Ciem­ne niebo na ho­ry­zon­cie ja­śnie­je po­ma­rań­czo­wą łuną. Świa­tła ulicz­nych la­tar­ni od­bi­ja­ją się od chmur, wi­szą­cych nisko nad mia­stem. Cel mojej po­dró­ży. Miej­sce, gdzie w końcu od­pocz­nę. Przy­my­kam na chwi­lę oczy i już widzę, jak za­pa­dam się w mięk­kie łóżko. Za­chę­ca­ją­ca wizja… choć­by dla niej je­stem w sta­nie prze­mę­czyć się z kie­row­cą jesz­cze kilka chwil. Roz­wie­ram po­wie­ki. W aucie nadal pa­nu­je mil­cze­nie.

– Co ta­kie­go zo­ba­czy­li?

Mogę przy­siąc, że kie­row­ca kiwa nie­znacz­nie głową, jakby w apro­ba­cie. Tak­sów­ka przy­spie­sza, co mnie bar­dzo cie­szy.

– Mam na­dzie­ję, że nie ma pani zbyt wraż­li­we­go żo­łąd­ka. – Męż­czy­zna par­ska śmie­chem. – Pro­szę sobie wy­obra­zić, wcho­dzą do środ­ka, a tam pełno wi­szą­cych ludz­kich skór. Nie kła­mię! Wy­obra­ża sobie pani, co to mu­siał być za widok…?

Nie. Nie wy­obra­żam sobie tego. Wolę nie wy­obra­żać. Nie chcę sobie tego wy­obra­żać. Chcę mu od­po­wie­dzieć, ale słowa nijak nie mogą opu­ścić moich ust. Mam wra­że­nie, że w gar­dle utknął kęs je­dze­nia. Od­chrzą­ku­ję więc, ale to nic nie daje. Wnę­trze tak­sów­ki za­czy­na wi­ro­wać, po­dob­nie jak mój żo­łą­dek. Za­mie­ram z ręką na klam­ce. Wy­sią­dę. Nie, nie mogę. Muszę po­pro­sić męż­czy­znę, aby za­trzy­mał sa­mo­chód, ale wiem, że jeśli otwo­rzę usta, zwy­mio­tu­ję. Od­dy­cham gło­śno przez nos, by sku­pić umysł na czymś innym niż mdło­ści.

– Ha! Trud­no to sobie wy­obra­zić, praw­da? – cią­gnie kie­row­ca, jakby wcale nie za­uwa­żył, co prze­ży­wam na tyl­nym sie­dze­niu. – Same skóry, wie pani. Bez resz­ty ciał. Po­wiem pani, co było dalej, bo to cie­ka­we. Po­li­cja za­bra­ła szcząt­ki, rzecz jasna, ale mieli nie­złe trud­no­ści w od­szu­ka­niu, że tak po­wiem, wła­ści­cie­li. – Za­śmie­wa się upior­nie. – Mi­nę­ło tro­chę czasu, nim ich zi­den­ty­fi­ko­wa­li. I wie pani, co się oka­za­ło? Otóż, oka­za­ło się, że więk­szość z nich miała wy­sta­wio­ne man­da­ty za jazdę po­cią­giem bez bi­le­tów.

Kie­row­ca znowu za­wie­sza głos, a mnie mdło­ści ustę­pu­ją jak ręką odjął. Jak­bym wpa­dła do lo­do­wa­tej wody. Po­wo­li uno­szę oczy i pró­bu­ję we wstecz­nym lu­ster­ku zła­pać spoj­rze­nie męż­czy­zny, on jed­nak wbija wzrok w drogę. Wi­dzi­my ciem­ny zarys mia­sta i ota­cza­ją­cą go łunę. Całe szczę­ście.

– Co pani po­wie­dzia­ła? – Kie­row­ca nie­znacz­nie zwal­nia.

– Nic, nic. – Po­trzą­sam głową. – Ile bę­dzie za kurs?

– Spo­koj­nie, jesz­cze nie je­ste­śmy na miej­scu. Nie­zła hi­sto­ria, musi pani przy­znać. Cza­sa­mi opo­wia­dam ją, szcze­gól­nie, kiedy jeż­dżę na tej tra­sie.

– A czę­sto pan jeź­dzi?

– Tak, na ogół kręcę się w po­bli­żu dwor­ca ko­le­jo­we­go, jak nie ta mała sta­cja to dwo­rzec w mie­ście. Kie­dyś jeź­dzi­łem po­cią­ga­mi, ale od pew­ne­go czasu prze­sta­ło się opła­cać. Po­stęp wy­ma­ga od nas pew­ne­go ro­dza­ju ela­stycz­no­ści, wie pani… nie każdy z nas po­tra­fi się do­sto­so­wać do cią­głe­go roz­wo­ju tech­ni­ki. Ostat­nie lata są szcze­gól­nie trudne, ale na szczę­ście na moją bran­żę za­wsze znaj­dzie się za­po­trze­bo­wa­nie.

– Na tak­sów­ki?

Męż­czy­zna kręci po­wo­li głową.

– Na ochro­nę tych, któ­rzy po­dró­żu­ją oraz tych, któ­rzy opie­ku­ją się po­dróż­ny­mi. My nie tylko zaj­mu­je­my się nad­zo­rem prze­jaz­dów ko­le­jo­wych. Daw­niej było ła­twiej. Kiedy wę­dro­wiec się za­gu­bił, mógł nas zna­leźć na roz­sta­jach dróg. Po­ma­ga­li­śmy od­na­leźć wła­ści­wą ścież­kę, po­ma­ga­li­śmy, kiedy koło wozu utknę­ło w rowie lub kiedy wy­pa­dła mu ośka. Zwra­ca­no się do nas, kiedy nie­uczci­wy prze­woź­nik oszu­kał po­dróż­ne­go i wy­rów­ny­wa­li­śmy ra­chun­ki za prze­jazd. Albo od­wrot­nie, oczy­wi­ście, bo od wie­ków zda­rza­ją się ła­chu­dry uwa­ża­ją­ce, że opła­ty za usłu­gę ich nie do­ty­czą. Z tym, że daw­niej było ła­twiej, wie pani, bo było znacz­nie mniej po­dróż­nych, no i od­by­wa­ło się to wszyst­ko dużo wol­niej. Można było sku­pić się na swo­jej ro­bo­cie. Do­sta­wa­li­śmy za nią bar­dzo dobre ofia­ry. Lubię swoją pracę, na­praw­dę ją lubię, ale odkąd zmie­ni­ły się środ­ki trans­por­tu, trud­niej jest ją wy­ko­ny­wać. Sa­mo­cho­dy to nie to samo co dy­li­żan­se. Już nie wspo­mi­na­jąc, że odkąd kolej zmie­ni­ła lo­ko­mo­ty­wy z pa­ro­wych na elek­trycz­ne, za­pa­no­wał strasz­ny chaos. Teraz trze­ba mieć nie­ustan­ny kon­takt z po­zo­sta­ły­mi, bez tego ani rusz. Mu­si­my in­for­mo­wać się wza­jem­nie, kto, co, jak i na któ­rej tra­sie. Urwa­nie głowy, mówię pani! A naj­go­rzej, jak któ­reś z nas nie umie w ko­mu­ni­ka­cję. Nie zła­pie się de­li­kwen­ta, no chyba, że bę­dzie się miało na­praw­dę dużo szczę­ścia. Prze­sia­dłem się na tak­sów­kę, wie pani, bo tak jest szyb­ciej i wy­god­niej. Czy­sta ro­bo­ta. No i lubię mieć bli­ski kon­takt z su­pli­kan­tem. Tak jak teraz. – Męż­czy­zna nie­znacz­nie zwra­ca głowę w moją stro­nę. – Tak jest o wiele pro­ściej. Nie­ste­ty, nie wszy­scy z nas po­szli z du­chem czasu. To na­praw­dę bywa uciąż­li­we, ale muszę przy­znać, że nie­któ­rzy z moich braci są strasz­li­wie upar­ci. Upar­ci i nie­zno­śni. Spóź­nie­ni o dwa stu­le­cia… co naj­mniej. Trzy­ma­ją się przy­zwy­cza­jeń. W więk­szo­ści trzy­ma­ją się po­cią­gów… o, jak ten z Ko­tli­ny Kłodz­kiej, o któ­rym pani opo­wie­dzia­łem. I co mu to dało? Roz­pły­nął się w po­wie­trzu! Praw­da, że na kolei zda­rza się naj­wię­cej prze­wi­nień, ale obec­nie po­trze­ba wię­cej kre­atyw­no­ści. Dla­te­go ta trasa ko­le­jo­wa to jest mój rewir, ale wolę trzy­mać się tak­só­wek. Współ­cze­sne po­cią­gi są dla nas za szyb­kie. Tak­sów­ka dzia­ła, sama pani widzi, prze­cież udało mi się panią zwa­bić do sie­bie, no nie? Dziw­ne czasy teraz są, to praw­da, ale cią­gle po­wta­rzam moim bra­ciom, że mu­si­my się do nich do­sto­so­wać. Nie chcą mnie słu­chać, ich spra­wa. Skoń­czą tak samo jak Dróż­nik z Ko­tli­ny Kłodz­kiej, zo­ba­czy pani! No, ale przy­naj­mniej mamy to szczę­ście, że nie zaj­mu­je­my się sa­mo­lo­ta­mi.

Nie po­tra­fię ode­rwać wzro­ku i jak oszo­ło­mio­na wpa­tru­ję się w tył głowy kie­row­cy, słu­cha­jąc jego słów. Ro­zu­miem, co do mnie mówi i rów­no­cze­śnie zu­peł­nie nie po­tra­fię pojąć, co chce mi prze­ka­zać. Jego mowa przy­po­mi­na opę­tań­czy beł­kot. Nie, to nie może być praw­da. Z pew­no­ścią mu­sia­łam za­snąć, wy­czer­pa­na po­dró­żą i uciecz­ką przed kon­duk­to­rem. Wbi­jam pa­znok­cie w dło­nie. Od­czu­wam ból, ale się nie budzę. A kie­row­ca nadal cią­gnie swą wy­po­wiedź sza­leń­ca.

– No i też cią­gle mamy co robić. Praca jest, bo dobre czasy rodzą w lu­dziach złe in­stynk­ty. Nie mam po­wo­dów do na­rze­ka­nia, pro­szę mi wie­rzyć. Tak mię­dzy nami, jeśli mam być szcze­ry, naj­bar­dziej mi żal po­łu­dnic. Me­dy­cy­na po­szła na­przód, lu­dzie są już świa­do­mi, że jak będą wy­sta­wać latem na słoń­cu w samo po­łu­dnie, to jak nic na­ba­wią się udaru sło­necz­ne­go. Zresz­tą, teraz te ma­szy­ny rol­ni­cze są rów­nie za­awan­so­wa­ne, co po­cią­gi i sa­mo­lo­ty. No i bied­ne po­łu­dni­ce pra­wie zu­peł­nie stra­ci­ły ro­bo­tę!

Tak­sów­ka nagle staje. To nie jest adres, który po­da­łam na po­cząt­ku kursu. Męż­czy­zna za­trzy­mał się w wą­skiej ulicz­ce po­mię­dzy dwoma wy­so­ki­mi bu­dyn­ka­mi, tuż pod la­tar­nią. Pora nie jest jesz­cze na tyle późna, by chod­ni­ki świe­ci­ły pust­ka­mi. Prze­chod­nie jed­nak wcale nie zwra­ca­ją uwagi na sa­mo­chód, za bar­dzo po­chło­nię­ci wła­sny­mi spra­wa­mi. Znów kładę dłoń na klam­ce i pró­bu­ję de­li­kat­nie ją na­ci­snąć, ale nie ustę­pu­je. Może to tylko głu­pie żarty, po­cie­szam się w duchu, ła­piąc się ostat­niej na­dziei. Skoro ten czło­wiek kur­su­je przy kolei, na pewno musi wie­dzieć, że pa­sa­że­ro­wie na gapę się zda­rza­ją. I to cał­kiem czę­sto. Albo to głu­pie żarty, albo po pro­stu stara się mnie na­stra­szyć. Jeśli nie, to spró­bu­ję się bro­nić, spró­bu­ję wybić szybę, spróbuję krzy­czeć tak gło­śno, że ktoś z tłumu wresz­cie zwró­ci na mnie uwagę. Na pewno zwró­ci. Nawet jeśli mi­ja­ją tak­sów­kę wzro­kiem, nawet jeśli prze­cho­dzą tuż obok, jak­by­śmy wcale nie ist­nie­li. Nawet jeśli je­stem zgu­bio­na, będę krzy­czeć.

Po­wo­li przenoszę wzrok z szyby na tak­sów­ka­rza. Za­pa­lił świa­teł­ko, które rzuca we­wnątrz sa­mo­cho­du biały po­blask. Od­bi­ja się w czar­nych oczach. Jego spoj­rze­nie prze­wier­ca mnie na wylot. Męż­czy­zna uśmie­cha się ła­god­nie. Spo­glą­dam na wi­szą­cą przy radiu le­gi­ty­ma­cję i od­czy­tu­ję na­zwi­sko. Dreszcz prze­bie­ga mi po ple­cach, wargi same ukła­da­ją się do krzy­ku. Na­zy­wa się D. Róż­nik.

Nie krzy­czę. Za­miast tego za­czy­nam szu­kać w kie­sze­ni i to­reb­ce pie­nię­dzy.

– Ile bę­dzie za kurs? – Nie mogę znieść jego spoj­rze­nia.

– Prze­cież już pani wie, praw­da? – od­po­wia­da uprzej­mym tonem. – Każda po­dróż ma swoją cenę, dzi­siej­sza rów­nież.

Klam­ka nie pusz­cza, cho­ciaż sza­mo­cę się moc­niej i moc­niej.

 

Koniec

Komentarze

Hej, wow super tekst. Bardzo dobry klimat. Fabuła poprowadzona sprawnie tak, że mimo dialogu i, na pozór, wolnej akcji czyta się z zainteresowaniem, a sam dróżnik nie zdradza się właściwie do samej końcówki. Fajne otwarte zakończenie. Hmm, jedna rzecz, do której mam uwagę, to długa przemowa kierowcy. Wcześniej był dialog i myśli bohaterki, a nagły blok tekstu zaburza rytm opowiadania. Ale to nic, klikam, pozdrawiam i powodzenia w konkursie :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witam. W sumie prosta historia, pierwszy rzut oka na taksówkę i już wiadomo, że coś będzie nie tak. Jednak wyczarowany i klimat i gęstniejąca z każdą chwilą atmosfera sprawiały, że w napięciu przeczytałem do końca. Zabieg z otwartym zakończeniem też przeprowadzony ze smakiem. Bardzo fajna rzecz. Dałbym głos gdybym mógł, a tak tylko pozdrawiam.

Hej, dziękuję bardzo za przeczytanie oraz – a może przede wszystkim – za tak łaskawe słowa! laugh

Co do uwagi, to faktycznie – i ja miałam podobne odczucia, ale nie wpadło mi do głowy, jak inaczej to obejść, zatem… zostało tak. Ale dzięki za zwrócenie uwagi!

Cześć, Mme!

 

Bardzo ciekawy debiut na portalu. Groza odpowiednio dawkowana, widać, że miałaś koncepcję na ten tekst i porozstawiałaś kilka może nie strzelb Czechowa, ale takich… pistolecików ;)

Nie obyło się bez zgrzytów. Było kilka detali, przy których przewróciłem oczami, przykładowo bohaterka patrzy na stację kolejową i widzi jedno zapalone okno – ktoś ją obserwuje. Nie – jak chcesz kogoś obserwować z okna wieczorem/w nocy, to gasisz światło w pokoju, inaczej niewiele widać.

Wspomniany przez Barda monolog również średnio mi się spodobał – nie wiem, czy nie jest zbyt przeciągnięty i czy dałoby się to rozwiązać lepiej.

Zdarzały się literówki i jakieś fikołki z przecinkami, ale to wszystko do wygładzenia.

Natomiast cały klimat opowiadania jest pierwszorzędny. Mimo iż od pewnego momentu wszystko stało się jasne, to wciąż czytało się dobrze i z ciekawością, jak to rozwiążesz. To horror, nie mógł się skończyć dobrze, choć dałaś jeszcze cień nadziei.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :)

Cześć,

 

No i bęc!… tym razem pasażerka na gapę chyba już się nie wywinie:) Przyznam szczerze, że pod kilkoma względami tekst trochę mnie zaskoczył. Po pierwsze primo (jak mawiał klasyk z polskiego serialu komediowego), akcja dzieje się w taksówce, a nie w pociągu, jednak nie jest to minus, bo cały czas motywem przewodnim jest kolej. Po drugie primo, mimo że od razu wiadomo, iż z tą taksówką i jej właścicielem coś jest nie tak, a opowiadana historyjka pojawia się nieprzypadkowo, to udało Ci się przytrzymać czytelnika w zainteresowaniu, a otwarta końcówka dopełniła dzieła (jestem fanem niejednoznacznych zakończeń, zdarza mi się nader często stosować ten motyw). Po trzecie primo, klimat opowiadania rzeczywiście przypomina dość wyraźnie styl Grabińskiego, taka nachodząca, gęstniejąca atmosfera osaczenia.

Dobrze wybrana narracja (pierwszoosobowa), fajnie napisane, schludnie, aczkolwiek gdzieś tam pojawił się jakiś redakcyjny błąd, np. przecinek po kropce.

Z drobnych tylko minusików, jak dla mnie nieco przydługie monologi taksówkarza i jakaś taka zupełnie niesympatyczna bohaterka, w sensie jeśli zamiarem Twoim było chociaż minimalne kibicowanie jej, to absolutnie ja nie mogłem:)

 

Podobało mi się, powodzenia w konkursie i pozdrawiam.

 

Podobało mi się. Jeszcze nie przeczytałem wszystkich konkursowych, ale na razie to jest w czołówce.

Dynamiczny początek, dobrze dopasowana do dynamiki narracja pierwszoosobowa i czas teraźniejszy. Zwolnienie akcji przy wywodach taksówkarza w ogóle mi nie przeszkadzało, pasowało do klimatu.

 

Z drobiazgów: Muszę się pospieszyć., jeśli – zbędna kropka. 

“Zanim skończył wystawiać mi mandat, pociąg stanął, a ja zdołałam z niego wyskoczyć.” – jeśli zaczął to musiał mieć już jej dokumenty w dłoni, więc nie ma się z czego cieszyć (nawet jeśli były fałszywe, to duplikat kosztuje). Chciałem zaproponować “Zanim zaczął wystawiać…”, ale to może stać w kolizji z tym, że ginęli ci, co dostali mandaty. Więc może jedno zdanie o kolejnych straconych fałszywych dokumentach kupionych za grosze w necie?

Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Na razie sami Czytelnicy, ale przyzwyczaiłam się, że niedużo Pań lubi grozę, zatem:

 

Panowie – serdecznie dziękuję za komentarze! Jest mi bardzo miło, że opowiadanie, jak dotychczas, spotyka się z pozytywnym odbiorem. laugh Tym bardziej, że jak Krokus słusznie zauważył, jest to mój debiutancki tekst na forum. Jednak odbiór zdecydowanie zachęca do odwagi i podzielenia się kolejnymi utworami.

 

Dziękuję również za wszystkie uwagi, na ten moment nie będę nanosić zmian do tego tekstu, bo uważam, że skoro wrzuciłam już w temat konkursowy w takim kształcie, to powinien taki zostać. (Może pożałuję tej decyzji, zobaczymy). Na pewno będę miała na względzie w kolejnych tekstach.

(No, powiedzmy, że mam jeszcze chwilę i być może pójdę za Waszymi radami i coś pozmieniam, aczkolwiek mam wrażenie, że to byłoby troszkę nie w porządku… Jestem nowa, więc proszę o wyrozumiałość, jeszcze nie do końca ogarniam zasady dodawania tu czegokolwiek).

 

Jeszcze raz wyrazy wdzięczności – a najbardziej za poświęcony czas i przeczytanie opowiadania! laughheart To dla mnie dużo znaczy!

 

Hej!

Ciekawy tekst, który faktycznie ma w sobie trochę grozy. Ładnie i szybko nakreślasz bohaterkę, jej przemyślenia budują charakter i nie nużą.

Dobrze rozkładasz tempo i umiejętnie wrzucasz fakty, które podnoszą adrenalinę (jak choćby wiadomość, że ci zabici to ci, którzy jeździli na gapę)

Masz trochę długich akapitów szczególnie na początku i na końcu. Ja bym je pociachał :)

Ogólnie dobry tekst więc klikam.

 

I jeszcze trochę drobiazgów:

 

Nie jestem pewien czy istnieje takie słowo jak nadambitny

 

Czy skoro oszczędza na pociągu to z taką lekkością wydaje na taksówkę?

 

Otwieram tylne drzwi, lecz nim gramolę się do środka,

Może po prostu

Otwieram tylne drzwi, lecz nim wejdę do środka,

 

Opieram się wygodnie w siedzeniu

na siedzeniu

 

miejscowościach, ale kilkoro było też miejscowych.

miejscowościach i miejscowych

 

Przez chwilę moich uszu

Zabrakło do

Przez chwilę do moich uszu

 

Głos mam zachrypnięty, jakbym dotychczas cały kurs przebyła, krzycząc. 

Może

Głos mam zachrypnięty, jakbym cały dotychczasowy kurs wrzeszczała.

 

Oddycham urywanie

dziwnie mi to zabrzmiało 

 

Pozdrawiam!

Dość gęsto bywają zaimki, jak tu:

Mężczyzna krzyczy coś za mną. Oprócz mnie nikt nie wysiada,

 

zbyt dużo pieniędzy. Ludzie zbyt często

Jeśli oczekiwałam szybkiej jazdy po młodym kierowcy, muszę zweryfikować swoją wiarę w ludzi.

Wolałabym po młodym kierowcy oczekiwałam, i co ma do tego wiara?;)

 

Potem już nie wiem, bo się wciagnęłam;)

Prześlicznie narastająca groza. Czytałam coraz bardziej się bojąc, a jednocześnie nie chciałam tego przerywać.Plastycznie opisujesz otoczenie i ładnie budujesz klimat.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hej, przeczytałam, fabuła dobra, pomysł też! :) Trochę potykałam się na wypowiedziach taksówkarza, czasem wybijało z rytmu, ale nie było to coś bardzo znaczącego. Jest atmosfera horroru.

Jeśli chodzi o poprawki po wrzuceniu tekstu na konkurs, to są polecane poprawki drobiazgów, zwłaszcza jeżeli ktoś wypisze Ci konkretne sprawy, np. przecinki, czy konstrukcję jakiegoś zdania. Nie poprawia się tylko samej fabuły i większych fragmentów, żeby jury miało zawsze ten sam tekst, który czytało przy pierwszym wejściu. Po ogłoszeniu wyników można oczywiście poprawiać resztę. Teksty bezkonkursowe warto poprawiać, komentujący to docenią. 

Mam nadzieję, że pomogłam. 

Pozdrawiam serdecznie! :)

Cóż, jestem nieco rozczarowana, bo jak na mój gust, za mało tu jazdy pociągiem – zbyt wiele dzieje się poza nią. Opowiedziane wypadki o Dróżniku i dalszy monolog kierowcy stanowią tylko tło jazdy taksówką i choć mogą budzić trwogę bohaterki to, moim zdaniem, są mało „kolejowe”.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

…na ten moment nie będę nanosić zmian do tego tekstu, bo uważam, że skoro wrzuciłam już w temat konkursowy w takim kształcie, to powinien taki zostać.

Mme Laufer, to nie jest dobry pomysł – na tym portalu panuje zwyczaj, że wskazane błędy i usterki należy poprawić. Skoro czytający wyłapali niedoskonałości, autor powinien dokonać poprawek, aby kolejni czytelnicy nie potykali się na nich.  

 

po­ciąg ma­le­je i wresz­cie znika mi z oczu. → Zbędny zaimek.

 

Za­pa­da zmierzch, a w po­wie­trzu roz­no­si się chłód nocy. → A może: Za­pa­da zmierzch, a po­wie­trze wypełnia chłód nocy.

 

Muszę się po­spie­szyć., jeśli chcę… → Zbędna kropka przed przecinkiem.

 

W ośmiu na dzie­sięć przy­pad­ków zo­sta­wia­ją mnie w spo­ko­ju. → Piszesz o przeszłości, więc: W ośmiu na dzie­sięć przy­pad­ków zo­sta­wia­li mnie w spo­ko­ju.

 

To wła­śnie te dwa­dzie­ścia pro­cent, o któ­rych mó­wi­łam nadam­bit­ny kon­duk­tor. → A może: To wła­śnie te dwa­dzie­ścia pro­cent, o któ­rych mó­wi­łam – nadgorliwy kon­duk­tor.

 

Za moimi ple­ca­mi była już tylko szyba… → Czy zaimek jest konieczny?

Proponuję: Za ple­ca­mi miałam już tylko szybę

 

Po­je­dyn­cza, ciem­na tak­sów­ka czeka na opu­sto­sza­łym par­kin­gu. Kie­row­ca czeka we­wnątrz… → A czy bywają taksówki podwójne?

Proponuję: Ciem­na tak­sów­ka czeka na opu­sto­sza­łym par­kin­gu. Kie­row­ca siedzi we­wnątrz

 

uno­szę dłoń, by za­pu­kać w jego okien­ko. → Zbędny zaimek.

 

W wa­ka­cje więk­szośc je­dzie… → Literówka.

 

– Była pani może w Ko­tli­nie Kłodz­kiej? – Kręcę głową, ale prze­cież on i tak nie może tego zo­ba­czyć, więc od­po­wia­dam cicho, że nie. – Szkoda. → Narracji nie zapisujemy tak jak didaskaliów. Winno być:

– Była pani może w Ko­tli­nie Kłodz­kiej?

Kręcę głową, ale prze­cież on i tak nie może tego zo­ba­czyć, więc od­po­wia­dam cicho, że nie.

– Szkoda.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Mogę pani opo­wie­dzieć pewną hi­sto­rię? – Cią­gnie kie­row­ca, jak­bym się nie ode­zwa­ła. Nie czeka na moją od­po­wiedź. – To miej­sco­wa le­gen­da, sil­nie zwią­za­na z tam­tym mia­stecz­kiem. I z po­cią­ga­mi.Chi­cho­cze pod nosem.– Mogę pani opo­wie­dzieć pewną hi­sto­rię? – cią­gnie kie­row­ca, jak­bym się nie ode­zwa­ła. Nie czeka na moją od­po­wiedź. – To miej­sco­wa le­gen­da, sil­nie zwią­za­na z tam­tym mia­stecz­kiem. I z po­cią­ga­mi – chi­cho­cze pod nosem.

 

za­gi­nio­ne osoby miesz­ka­ły w są­sied­nich miej­sco­wo­ściach, ale kil­ko­ro było… → Piszesz o osobach, a te są rodzaju żeńskiego, więc: …za­gi­nio­ne osoby miesz­ka­ły w są­sied­nich miej­sco­wo­ściach, ale kil­ka było

 

Dzie­ci z oko­li­cy wo­ła­ły na niego Dróż­nik do­ro­śli zresz­tą też. → Zamiast wielokropka postawiłaby przecinek.

 

wi­dzia­ny był, jak wy­cho­dzi z domu i idzie w kie­run­ku pe­ro­nów, po czym mija je i znika w lesie tuż za sta­cją. → Piszesz o wydarzeniach, które miały miejsce w przeszłości, więc: …wi­dzia­ny był, jak wy­cho­dził z domu i szedł w kie­run­ku pe­ro­nów, po czym mijał je i znikał w lesie tuż za sta­cją.

 

Przez chwi­lę moich uszu do­bie­ga­ją dwa dźwię­ki… → Czy zaimek jest konieczny – czy mogła słyszeć dźwięki dobiegające cudzych uszu?

Może wystarczy: Przez chwi­lę słyszę dwa dźwię­ki

 

– Sta­ru­szek w końcu znik­nął. Cza­sa­mi tak się robi, wie pani. – Nie poj­mu­ję tej uwagi, ale ton, w jakim męż­czy­zna wy­rzekł słowa su­ge­ru­je roz­ba­wie­nie. – Nie­zbyt czę­sto, ale mimo wszyst­ko… →

– Sta­ru­szek w końcu znik­nął. Cza­sa­mi tak się robi, wie pani.

Nie poj­mu­ję tej uwagi, ale ton, jakim męż­czy­zna wy­rzekł słowa, su­ge­ru­je roz­ba­wie­nie.

– Nie­zbyt czę­sto, ale mimo wszyst­ko

 

Pró­bu­ję od­chrząk­nąć, bo coś za­czy­na dra­pać mi w gar­dle.Pró­bu­ję od­chrząk­nąć, bo coś za­czy­na dra­pać mnie w gar­dle. Lub: Pró­bu­ję od­chrząk­nąć, bo czuję drapanie w gar­dle.

 

a mimo to głowa za­czy­na mi chy­bo­tać. → Co jej chybotała głowa?

A może miało być: …a mimo to głowa za­czy­na się chy­bo­tać.

 

Mogę przy­siądz, że kie­row­ca kiwa nie­znacz­nie głową… → Mogę przy­siąc, że kie­row­ca kiwa nie­znacz­nie głową

 

Mam wra­że­nie, że w gar­dle stoi mi kęs je­dze­nia. → A może: Mam wra­że­nie, że w gar­dle utknął kęs je­dze­nia.

 

Muszę po­pro­sić męż­czy­zny, aby za­trzy­mał sa­mo­chód… → Muszę po­pro­sić męż­czy­znę, aby za­trzy­mał sa­mo­chód

 

co prze­ży­wam na jego tyl­nym sie­dze­niu. → Zbędny zaimek.

 

że więk­szośc z nich… → Literówka.

 

Ostat­nie lata są szcze­gól­nie cięż­kie… → Ostat­nie lata są szcze­gól­nie trudne

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

po pro­stu pró­bu­je mnie na­stra­szyć. Jeśli nie, to spró­bu­ję się bro­nić, spró­bu­ję wybić szybę… → Czy to celowe powtórzenia?

 

Nawet jeśli mi­jają­ tak­sów­kę wzro­kiem, nawet jeśli prze­cho­dzą tuż obok, jak­by­śmy wcale nie ist­nie­li. Nawet jeśli… → Jak wyżej.

 

Od­bi­ja się w jego czar­nych oczach. Jego spoj­rze­nie… → Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarze heart

 

Edward Pitowski – jeśli chodzi o ciachanie akapitów, to potrzebuję konkretniejszych wskazówek, bo mało mi to mówi wink za uwagi dziękuję, pochylę się i rozważę.

 

Ambush – jeśli Czytelniczka wciąga się w tekst tak, że ignoruje niedoskonałości, to jest to dla mnie największy komplement i bardzo BARDZO jestem szczęśliwa, że opowiadanie Cię wciągnęło laugh

 

JolkaK – cieszę się, że atmosfera horroru jest zachowana, myślę, że to najtrudniej uzyskać, a przecież głównie o to chodzi wink 

 

regulatorzy – na początek, bardzo dziękuję za redakcję opowiadania, której nie oczekiwałam. Rozumiem, że na portalu, w dobrym tonie jest uwzględnianie uwag i nanoszenie poprawek, co szanuję. Kwestia tego, czy tak należy (bo jest w regulaminie), czy taki jest zwyczaj, to już rzecz drugorzędna. Mówiąc wprost: Jeśli będę miała na to czas i chęci, to poprawię. Jeżeli nie będę miała, to nie poprawię. Szanuję Czytelników i ich poświęcony mi czas, ale mam inne obowiązki, a to jest – spójrzmy prawdzie w oczy – tylko opowiadanie wink nikt nie umrze, jeśli go nie poprawię. Nawet, jeśli treść sugeruje coś innego winklaugh

Ja z kolei wcale nie czuję się rozczarowana Twoim rozczarowaniem, wręcz przeciwnie. Bardzo się cieszę, że pojawiła się negatywna opinia, głównie z tego względu, że to zawsze tekstowi dodaje wiarygodności. Jak jest za słodko, to coś jest nie tak. Zatem tym bardziej dziękuję za szczerość, którą doceniam. Bardziej się do tego nie odniosę, bo o gustach i tak dalej. wink

…bar­dzo dzię­ku­ję za re­dak­cję opo­wia­da­nia, któ­rej nie ocze­ki­wa­łam.

Bardzo proszę, Mme Laufer. Przykro mi tylko, że moja praca psu na budę się zdała. :(

 

Mó­wiąc wprost: Jeśli będę miała na to czas i chęci, to po­pra­wię. Je­że­li nie będę miała, to nie po­pra­wię.

Mogłabym starać się zrozumieć Twoją postawę, gdybyś poprzestała na warunku, że dokonasz poprawek, kiedy znajdziesz czas. Wszyscy mamy go mało. Ponieważ jednak dodałaś warunek dodatkowy o ewentualnym braku chęci, wiedz, że tym maleńkim wyznaniem skutecznie zniechęciłaś mnie do zajmowania się w przyszłości jakimkolwiek Twoim tekstem.

Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale nie jesteś wyjątkiem. Każdy użytkownik tego portalu, ma swoje obowiązki, rodzinę, pracę zawodowa, własną twórczość, inne pasje, a jednak znajdujemy czas i chęci na wzajemną pomoc, dzięki której każde nowe opowiadanie publikujących tu autorów jest lepsze, staranniej napisane, coraz mniej w nich błędów i potknięć. A przecież to tylko opowiadania… Tylko w przeciwieństwie do tego, jak Ty je postrzegasz, dla naszych użytkowników one są ważne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy – Przykro mi, że Tobie jest przykro, ale jeśli to miała być redakcja, to dobrze byłoby, gdybym wcześniej o tym wiedziała wink Nie potrafię doceniać rzeczy, które wcześniej nie zostały ze mną uzgodnione, musisz mi wybaczyć.. Jestem przyzwyczajona do nieco innej współpracy przy redakcji.

I nie musisz mnie straszyć, że nie będziesz zajmować się w przyszłości jakimkolwiek moim tekstem. Nie zmienia to mojego podejścia, że wciąż są to tylko opowiadania. Bo są. Ja nawet nie wiem, czy ja się będę nimi zajmować (i czy będę je tu wstawiać), a co dopiero mówić o innych ludziach. A jeśli będę, może jakoś przeżyję brak uwag od Ciebie.

Mme Lau­fer – to ciekawe, że jesteś już trzecią nową osobą na portalu, która nie przyjmuje rad innych użytkowników. Domyślam się co może być przyczyną, ale to nie tłumaczy tego, że czytający poświęca czas na wyłapanie błędów. Pisanie, że się ich nie poprawi jest zwyczajnie nieuprzejme. Jeśli to twój pierwszy i ostatni tekst na portalu, to ok. Jeśli zamierzasz zostać, to raczej nie znajdziesz w przyszłości czytelników.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

…jeśli to miała być re­dak­cja, to do­brze by­ło­by, gdy­bym wcze­śniej o tym wie­dzia­ła. 

Nie, Mme Laufer. To nie była redakcja. To tylko zwykła łapanka, czyli wskazanie błędów i sugestie/ propozycje ich poprawek. Nic więcej.

 

Nie po­tra­fię do­ce­niać rze­czy, które wcze­śniej nie zo­sta­ły ze mną uzgod­nio­ne…

Domyślam się, że wszelkie prezenty-niespodzianki, którymi ktoś chciał zrobić Ci przyjemność, rzucasz w kąt, bo nie były z Tobą uzgodnione. No cóż, można i tak, ale to już nie mój problem.

 

…mu­sisz mi wy­ba­czyć..

Nie, Mme Laufer, ja nic nie muszę!

 

I nie mu­sisz mnie stra­szyć, że nie bę­dziesz zaj­mo­wać się w przy­szło­ści ja­kim­kol­wiek moim tek­stem.

A czy ja Cię gdzieś straszyłam??? Napisałam tylko, że swoją wypowiedzią skutecznie zniechęciłaś mnie do lektury Twoich tekstów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy – Oczywiście, że nic nie musisz. Zakładam, że co najwyżej możesz. Na przykład: możesz spróbować przyjąć grzeczną, acz stanowczą odmowę z podziękowaniem za coś, co zrobiłaś, ale o co nie byłaś poproszona wink Choć nawet to nie była z mojej strony odmowa jako taka, raczej podziękowanie z założeniem, że być może nie skorzystam. Podejrzewam, że z takim stażem aktywności i (zakładam, że) z pewną renomą, którą tutaj masz, może być to trudne do przyjęcia i faktycznie, może sprawić przykrość. Ale nie moją rolą jest dbanie o to, żeby nie było Ci przykro, tak samo, jak Twoją rolą nie jest, bym ja sobie poradziła z tym, czy jest przykro mnie.

Wiesz, co jeszcze możesz? Na przykład: zrobić krok w tył i odkryć, że to, że ktoś może nie przejawiać na coś chęci, nie wynika z jego złej woli, tylko z innych przyczyn (np zdrowotnych lub sytuacyjnych) – a że się nie znamy, ja nie mam żadnego obowiązku, aby Ci się z tego publicznie tłumaczyć. I nawet nie zakładałam, że postarasz się “zrozumieć moją postawę”, bo nie ma takiej potrzeby. Nigdzie nie napisałam, że nie masz racji w swoich uwagach, nie podważyłam Twojej wiedzy ani nie napisałam, że cokolwiek odrzucam (tu mrugam w stronę Pana Bardajaskra, który był uprzejmy zwrócić mi uwagę w tym zakresie). Nie mam problemów z przyznaniem, że w większości są słuszne. Z tym, że jeśli to nie redakcja (a moim zdaniem właśnie tak wygląda), to trudno mi pojąć taką formę “łapanki”. Ale tu wejdziemy w temat, czemu komuś znowu zrobiło się przykro. Dyskusja dotyka innej kwestii. Mogę mieć swoje powody, by tekstu nie zmienić – a mój czas i moje chęci są jak dla mnie wystarczającymi powodami. Rozumiem, że powinnam była wykazać się pokorą, bo jak się wchodzi między wrony to wiadomo, co dalej, ale tak jak Ty nic nie musisz, tak samo ja nie muszę wink

Natomiast w tym momencie ktoś mógłby wstawić tu gifa z Jacksonem jedzącym popcorn, zatem czas dopłynąć do brzegu z dyskusją.

Hmmm… A mnie nie przypadło do gustu. Nie lubię używania czasu teraźniejszego w opowiadaniach, jeśli nie ma to jakiegoś dobrego uzasadnienia fabularnego (wyjątek mogę zrobić dla tekstów napisanych przepięknie językowo, a temu trochę jednak do tego brakuje). Dużo zaimków, a o pociągu niewiele. Właściwie akcja mogłaby dotyczyć choćby autobusu, a fabuła by na tym nie ucierpiała.

Na plus pomysł i konstrukcja, klasycznie horrorowa, z narastającym napięciem i mocnym (ale nie przegadanym) finałem.

 

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Sympatyczne :)

 

Przynoszę radość :)

Hej!

 

Początek mnie wynudził, prosta historia, bohaterka w taksówce i historia taksówkarza o mordercy. Ciężko powiedzieć, co ma wspólnego brak biletu do obdarcia ze skóry, czekałam na coś ciekawego, ale tego nie dostałam. Za to na plus ta końcówka i opowieść D. Różnika, która okazuje się historią jego życia. Nietypowy motyw, więc na koniec można poczuć grozę, którą zafundował bohaterce.

Gdyby nie ściany tekstu, czytałoby się o wiele lepiej, choć pod względem językowym nie miałam większych problemów. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

P.S. Moje komentarze najczęściej pisane są na bieżąco, wskazuję błędy, potknięcia, piszę o tym, co mnie ciekawi, co mnie zniechęca itd., ale widziałam, że zignorowałaś rady Reg, więc nie było sensu, żeby komentarz powstał w takiej formie.

I faktycznie, każdy ma obowiązki, rodzinę i mało czasu, a poprawianie błędów to okazanie szacunku innym czytelnikom, którym łatwiej będzie czytać opowiadanie. ;)

Dziękuję za komentarze wink

 

Rossa – przyznam szczerze, że akurat w przypadku wyboru narracji do tej historii czas teraźniejszy był oczywisty i mocno, moim zdaniem, uzasadniony narracyjnie. Przecież nie mógłby być pisany równocześnie w 1 osobie i w czasie przeszłym, bo to źle by zadziałało z końcówką! wink Natomiast jakoś nie miałam ochoty na pisanie w 3 os, zatem wniosek nasunął się sam. 

 

Ananke – dziękuję za uwagi laugh Nie wiem, jak bardziej się odnieść, bo gusta to gusta, każdy szuka czegoś własnego w danym tekście i niektórzy to znajdują, inni nie. Rzecz mocno subiektywna.

Nie zgodzę się tylko z jedną rzeczą. Nie zignorowałam tych rad, wręcz przeciwnie – zastosowałam się do wszystkich, które uznałam za słuszne (czyli z jakimiś 95%). To, że zrobiłam to po cichu i bez ogłaszania wszem i wobec nie oznacza, że tego nie zrobiłam. Jestem wredna, kiedy trzeba i jestem pokorna, jeśli trzeba wink 

Hej!

 

Nie wiem, czy mężczyzna na pewno mnie widzi, ale przyjemnie jest chociaż przez chwilę być dla kogoś najważniejszą rzeczą na świecie.

Nie lepiej “osobą”?

 

W ośmiu na dziesięć przypadków zostawiali mnie w spokoju.

W czterech na pięć? ;)

 

Jego pretensjonalny ton działa mi na nerwy.

Pretensjonalny, czyli jaki?

 

Opieram się wygodnie w siedzeniu.

Wywaliłbym, bo brzmi dziwnie.

 

Nie wiem, czy jedziemy powoli, gdyż szosa tonie w mroku, podobnie jak my. Przez chwilę słyszę dwa dźwięki – pracujący silnik oraz nasze oddechy. Wsuwam palec za kołnierzyk bluzki, gdyż robi mi się nieznośnie duszno.

Gdyż to dość charakterystyczne słowo i użycie go dwa razy w bliskiej odległości zwraca uwagę i źle brzmi. Zamieniłbym choć jedno z nich na – na przykład – ponieważ, lub coś podobnego.

 

Oddycham urywanie, ale kiedy szepczę pod nosem, nie mam ochoty zwrócić obiadu. Powoli unoszę wzrok i próbuję we wstecznym lusterku złapać spojrzenie mężczyzny, on jednak wbija wzrok w drogę.

Brzydkie powtórzenie, ale najbardziej nie podoba mi się to podkreślone. Może lepiej byłoby dać: “Oddech rwie się, ale kiedy szepczę pod nosem…” Inna sprawa, że całe to zdanie jest dziwne. Bo co się dzieje, kiedy szepcze pod nosem? Nic. Przeanalizuj to zdanie, bo jest z nim coś nie tak, jak powinno.

 

Nie potrafię oderwać od niego wzroku i jak oszołomiona wpatruję się w tył głowy kierowcy, słuchając jego słów.

Niepotrzebne dookreślenie.

 

Powoli odwracam wzrok z szyby na taksówkarza.

 

Może “przenoszę”?

 

Fajne. Nie dzieje się tu za wiele, większość “akcji” nie jest akcją, tylko opowieścią Dróżnika, podlewaną sosem odczuć i wrażeń bohaterki, ale mimo to czyta się to dobrze i z zainteresowaniem. Grozy zbyt wiele nie odnalazłem w Twoim tekście, ale jest za to spora dawka niepokoju, co należy pochwalić. Warsztat masz niezły, trochę szlifów i będzie naprawdę dobry. Podobało mi się, więc z przyjemnością doklikuję bibliotekę :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

 

 

Known some call is air am

Outta Sewer – dzięki za przeczytanie i za uwagi, słusznie spostrzeżone laughjuż zmieniłam! Bardzo się cieszę, że lektura Cię nie rozczarowała. Chciałam postawić na niepokój właśnie, bo moimi dwiema ukochanymi autorkami są Shirley Jackson oraz Daphne du Maurier i powiedzmy, że w kwestii pisania grozy chciałabym zbliżyć się właśnie do nich. Zatem – nie “Typowy Horror”, a subtelny niepokój właśnie. (Odkryłam wczoraj zwrot “uncanny valley”, chyba też mogę się utożsamić).

Dodatkowe dziękuję (z serduszkiem heart) za dokliknięcie biblioteki!

Pozdrawiam!

bo gusta to gusta, każdy szuka czegoś własnego w danym tekście i niektórzy to znajdują

Tak właśnie jest. ;)

 

Nie zignorowałam tych rad, wręcz przeciwnie – zastosowałam się do wszystkich, które uznałam za słuszne (czyli z jakimiś 95%). To, że zrobiłam to po cichu i bez ogłaszania wszem i wobec nie oznacza, że tego nie zrobiłam.

Ale jeśli piszesz komentującemu, że z braku czasu być może nie poprawisz tekstu i nikt od tego nie umrze, raczej sugeruje to, że nie jesteś chętna poprawianiu. A uwierz, były na forum osoby, które pisały podobne rzeczy przy wymienianiu błędów i nic nie poprawiały, a nawet usuwały teksty. Dlatego przy takim podejściu i odpisywaniu, wielu osobom szkoda czasu na pisanie komentarza, który autor zignoruje, bo zawiera wypisanie błędów/krytykę. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Ananke oczywiście ma rację a propos poprawiania, ale też szanowna Autorka nigdzie nie napisała, że się do nich nie zastosuje. Tak czy owak, powinnaś Mme Laufer potraktować komentarz Ananke jako istotną informacje na temat tego, jak wyglądają niektóre praktyki dla wielu użytkowników, tworzących tutejszą społeczność :)

Powodzenia w dalszym pisaniu i w konkursie. 

 

Ps. Wymienionych przez Ciebie autorek nie znam, ale pojęcie doliny niesamowitości już tak i choć nie do końca Twoje opowiadanie pasuje pod to określenie, to chyba wiem, co masz na myśli :)

Known some call is air am

Witamy w piekle, pozwoli Pani przodem :)

jego palce trącają moje plecy

Hmmm… angielskawe, ale… hmm.

brud skutecznie zamazuje widok

Mmm, czy widok można zamazać?

Nie wiem, czy mężczyzna na pewno mnie widzi

Uprościłabym: Nie wiem, czy mnie widzi.

Muszę się pospieszyć, jeśli chcę dostać się do miasta nim nastanie noc.

Angielskawe: Muszę się pospieszyć, żeby dotrzeć do miasta, nim nastanie noc.

Dzieliła mnie od niego zaledwie jedna stacja.

A dlaczego nagle czas przeszły?

Przez niemal całą podróż byłam przekonana, że uda mi się pokonać tę trasę bez biletu – nie pierwszy to raz, kiedy tak robię

Tutaj czas przeszły ma sens, bo chodzi o coś, co było wcześniej: Przez niemal całą podróż byłam przekonana, że uda mi się pokonać tę trasę bez biletu – nie pierwszy raz tak robię.

owinięta w za duży płaszcz tak bardzo, że widać mi tylko czoło i czubek nosa

Hmm. Bardzo owinięta?

Ludzie wyjątkowo łatwo poddają się, kiedy nie reagujesz na ich szarpanie

Nie stawiaj jednosylabowców na miejscach akcentowanych: Ludzie bardzo szybko się poddają, kiedy nie reagujesz na szarpanie.

Podobnie jak to, że mnóstwo niecnych sprawek uchodzi na sucho.

Hmm.

Za plecami miałam już tylko szybę, a za nią dwie linie torów. Mruczę pod nosem przekleństwo

Tutaj przeskok z "wtedy" do "teraz" też jest nagły.

Nie jest to może sprawa stojąca na ostrzu noża, ale prawie.

Hmm? https://wsjp.pl/haslo/podglad/25087/ktos-postawil-sprawe-na-ostrzu-noza

jest okres wakacyjny

Naturalniej: są wakacje.

Zanim skończył wystawiać mi mandat

Zanim skończył mi wystawiać mandat.

śmiechem z ulgi

"Z" można wyciąć.

farta, jaki mi towarzyszy

Który.

nie ma ani jednej żywej duszy

Idiom: nie ma żywej duszy.

dostrzega mnie w tej samej chwili, kiedy unoszę dłoń

Ciach: dostrzega mnie w chwili, kiedy unoszę dłoń.

Otwieram tylne drzwi, lecz nim gramolę się do środka, odwracam się

Musi być forma dokonana: Otwieram tylne drzwi, lecz nim wgramolę się do środka, odwracam się.

W budyneczku pali się światło w zaledwie jednym oknie.

Hmmm.

Osoba odmachuje.

Zaczynam mieć alergię na słowo "osoba" – jest nadużywane.

Rzucam adres docelowy

Rzucam adres. Kropka. "Docelowy" jest tu potrzebne jak dziura w moście.

muszę zweryfikować swoją wiarę w ludzi

…? https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842880 Sama konstrukcja zdania jest angielska – u nas takich implikacji raczej się nie spotyka, chyba że w przekładach.

obserwuję jak zmierzch obejmuje

Rym, brak przecinka przed "jak".

Kolejna rzecz, której się nauczyłam, to kłamstwa.

Hmm.

sztuka jak malowanie

Sztuka, jak malowanie.

Zaczęło robić się niezbyt przyjemnie

Zaczęło się robić niezbyt przyjemnie.

Dlaczego to ja mam zmieniać miejsce, ponieważ ktoś zachowuje się chamsko?

Hmm?

powtarza kierowca rozmarzonym głosem

To nie głos jest rozmarzony: z rozmarzeniem.

niezbyt wiele widzę

Może: niewiele widzę.

tak jak milczenie

Tak, jak milczenie.

w niewielkim miasteczku

Miasteczko z definicji jest niewielkie.

To miejscowa legenda, silnie związana z tamtym miasteczkiem.

Hmmm.

Na ogół zaginione osoby mieszkały w pewnym oddaleniu, ale kilka było też miejscowych.

Telewizyjne.

Czy wszystkich było o wiele więcej, nie wiem, ale nie mogę wykluczyć, że nikt przejezdny się nie trafił

?

raczej nie utrzymywał żadnych

Albo raczej, albo żadnych.

Już pani tłumaczę, skąd takie miano

Nienaturalne: Już pani tłumaczę, dlaczego.

To dlatego, że codziennie widziany był, jak wychodził z domu i szedł w kierunku peronów, po czym mijał je i znikał w lesie tuż za stacją

J.w. i consecutio temporum: Codziennie ktoś go widział, jak wychodzi z domu, mija perony i znika w lesie za stacją.

Powracał późno, zazwyczaj o tej porze, kiedy nadchodziła noc.

Zdanie byłoby zbyt książkowe dla profesora uniwersytetu, o taksówkarzu próbującym nastraszyć klientkę nie wspominając: Wracał późno, zwykle o zmierzchu.

wydaje mi się, jakby cały świat skurczył się do wnętrza taksówki

Może tak: mam wrażenie, że świat skurczył się do wnętrza taksówki.

dwa dźwięki – pracujący silnik oraz nasze oddechy

Silnik i oddech to nie dźwięki: dwa dźwięki – warkot silnika i odgłos naszych oddechów.

ton, w jakim mężczyzna wyrzekł słowa sugeruje rozbawienie

Nie przesadzaj z tym ą-ę – to nie jest księżniczka krwi, tylko zwykła cwaniara (która chyba wpadła jak śliwka w kompot, ale co to zmienia?): ton, którym mężczyzna ją wygłosił, sugeruje rozbawienie.

Praca jak każda inna, z czasem można odczuwać zmęczenie

Praca jak każda inna, z czasem można odczuć zmęczenie.

Tutaj to co innego.

Tutaj, to co innego.

bo coś zaczyna drapać mnie w gardle

Bo zaczyna mnie drapać w gardle.

Wbijam wzrok

Spojrzenie.

czas upływa w zwolnionym tempie

Czas płynie wolniej.

Płynność samochodu

? Płynna jazda samochodem.

Światła ulicznych latarni odbijają się od chmur

To jest jedna wielka łuna: Światła ulicznych latarni odbija się od chmur.

Miejsce, gdzie w końcu odpocznę.

A może: Tam w końcu odpocznę.

jak zapadam się w miękkie łóżko

Hmm.

głową, jakby w aprobacie

Z aprobatą.

słowa nijak nie mogą opuścić moich ust

Hmm.

Muszę poprosić mężczyznę, aby zatrzymał samochód,

Muszę poprosić, żeby zatrzymał samochód.

mieli niezłe trudności w odszukaniu, że tak powiem, właścicieli

Ekhm.

Zaśmiewa się upiornie.

"Zaśmiewać się" to rechotać długo i z lubością https://wsjp.pl/haslo/podglad/18250/zasmiewac-sie a on chyba tylko się krótko zaśmiał.

Otóż, okazało się, że większość z nich miała wystawione mandaty za jazdę pociągiem bez biletów.

Bez pierwszego przecinka.

ustępują jak ręką odjął

Ustępują, jak ręką odjął.

wbija wzrok w drogę.

Może: patrzy na drogę. Żeby nie było tyle tego mącącego wbijania.

Czasami opowiadam ją, szczególnie, kiedy jeżdżę na tej trasie.

Nienaturalne: Czasami ją opowiadam, zwłaszcza na tej trasie.

jak nie ta mała stacja to dworzec w mieście

Jak nie ta mała stacja, to dworzec w mieście.

nie każdy z nas potrafi się dostosować

"Z nas" zbędne.

na moją branżę zawsze znajdzie się zapotrzebowanie.

Na usługi mojej branży.

My nie tylko zajmujemy się nadzorem przejazdów kolejowych.

Może tak: My nie tylko nadzorujemy przejazdy kolejowe.

od wieków zdarzają się łachudry uważające, że opłaty za usługę ich nie dotyczą

Hmmm.

Można było skupić się na swojej robocie.

Można było się skupić na robocie.

Samochody to nie to samo co dyliżanse.

Samochody to nie to samo, co dyliżanse.

Teraz trzeba mieć nieustanny kontakt z pozostałymi,

Hmm. Teraz trzeba stale być w kontakcie z innymi.

no chyba, że

No, chyba że.

Tak jak

Tak, jak.

nie wszyscy z nas poszli z duchem czasu

Anglicyzm: nie wszyscy poszliśmy z duchem czasu.

obecnie potrzeba więcej kreatywności

A co kreatywność ma do tego?

panią zwabić do siebie

"Do siebie" zbędne.

powtarzam moim braciom

"Moim" zbędne.

mamy to szczęście, że nie zajmujemy się samolotami

A dlaczego w sumie?

równocześnie zupełnie nie potrafię pojąć, co chce mi przekazać

Aliteracja. Nie mogę pojąć?

Jego mowa przypomina opętańczy bełkot

Mmm, sęk w tym, że nie przypomina. Jest całkiem sensowna. Wycięłabym to zdanie, psuje efekt.

Z pewnością musiałam zasnąć

Anglicyzm i masło maślane: Z pewnością zasnęłam.

A kierowca nadal ciągnie swą wypowiedź szaleńca.

Jeśli ciągnie, to z definicji nadal: A kierowca ciągnie:

dobre czasy rodzą w ludziach złe instynkty

Instynkty raczej budzą.

ludzie są już świadomi, że jak będą wystawać latem na słońcu w samo południe, to jak nic nabawią się udaru słonecznego

Naturalniej: ludzie już wiedzą, że jak będą wystawać latem na słońcu w samo południe, to jak nic nabawią się udaru słonecznego.

równie zaawansowane, co pociągi

Równie zaawansowane, jak pociągi.

za bardzo pochłonięci

"Za bardzo" zbędne, nie można być tylko trochę pochłoniętym.

próbuję delikatnie ją nacisnąć

Ostrożnie próbuję ją nacisnąć.

pocieszam się w duchu, łapiąc się ostatniej nadziei

Wybierz jedno.

na pewno musi wiedzieć

Butter is buttery :D Na pewno wie.

Albo to głupie żarty, albo po prostu stara się mnie nastraszyć.

A czemu nie to i to?

Nawet jeśli mijają taksówkę wzrokiem, nawet jeśli przechodzą tuż obok, jakbyśmy wcale nie istnieli

Nawet, jeśli omijają taksówkę wzrokiem, nawet, jeśli przechodzą tuż obok, jakbyśmy wcale nie istnieli.

Zapalił światełko, które rzuca wewnątrz samochodu biały poblask.

Zapalił lampkę, która rzuca na wnętrze samochodu biały poblask.

wargi same układają się do krzyku

Hmm.

odpowiada uprzejmym tonem

Antropomorfizacja: odpowiada uprzejmie.

szamocę się mocniej i mocniej.

Anglicyzm: szarpię coraz mocniej.

Dobre, dobre. Należycie dreszczyk budzące, choć nie aż tak kolejowe, jak wymagał konkurs, obawiam się. Ale dobre i dydaktyczne ;)

Nie – jak chcesz kogoś obserwować z okna wieczorem/w nocy, to gasisz światło w pokoju, inaczej niewiele widać.

Chyba że podpadasz pod Inną fizykę :D (Mnie to umknęło :D)

jakaś taka zupełnie niesympatyczna bohaterka, w sensie jeśli zamiarem Twoim było chociaż minimalne kibicowanie jej, to absolutnie ja nie mogłem:)

Niesympatyczna, ale z drugiej strony – trafiasz w tę samą pułapkę, co ona. Ona nie lubi ludzi i myśli, że może ich wykorzystywać, pasożytka jedna – a to, że powinieneś człowieka traktować przyzwoicie, nie zależy od tego, czy go lubisz, czy nie. Choć może nadinterpretuję :)

przyzwyczaiłam się, że niedużo Pań lubi grozę

Ja lubię wszystko, byle było dobre :) może oprócz turpizmu i erotyki :D

Tym bardziej, że jak Krokus słusznie zauważył, jest to mój debiutancki tekst na forum

No, to jeden z lepszych debiutów, jakie widziałam.

bo uważam, że skoro wrzuciłam już w temat konkursowy w takim kształcie, to powinien taki zostać.

Zasadniczo przy konkursach duże poprawki wprowadzamy dopiero po ogłoszeniu wyników, żeby jury widziało tylko efekt pracy uczestnika. Ale drobne można od razu.

fakty, które podnoszą adrenalinę (jak choćby wiadomość, że ci zabici to ci, którzy jeździli na gapę)

No, to akurat trochę za oczywiste było, ale może to ja.

Głos mam zachrypnięty, jakbym cały dotychczasowy kurs wrzeszczała.

Nie, zdecydowanie nie.

Piszesz o wydarzeniach, które miały miejsce w przeszłości, więc: …widziany był, jak wychodził z domu i szedł w kierunku peronów, po czym mijał je i znikał w lesie tuż za stacją.

Ale tu mamy consecutio temporum.

Nie potrafię doceniać rzeczy, które wcześniej nie zostały ze mną uzgodnione

A to źle, bo życia nikt z nami nie uzgadniał :P

Ale jeśli piszesz komentującemu, że z braku czasu być może nie poprawisz tekstu i nikt od tego nie umrze, raczej sugeruje to, że nie jesteś chętna poprawianiu

Nie tyle chodzi o brak czasu, co o wymieniony obok brak chęci. Brak czasu zależy od nas w niewielkim stopniu, brak chęci – jednak w sporym. Dlatego brak czasu wybaczamy chętnie, a brak ochoty do porządnego wykończenia czegoś, co zaczęliśmy, już nie. Forum służy samokształceniu – pomagamy sobie pisać coraz lepiej i robimy to w czynie społecznym (a reg jest przodownicą pracy ;D), i zakładamy, że każdy, kto tutaj publikuje, robi to po to, żeby dostać właśnie taki wykaz swoich błędów, na którym będzie mógł się uczyć. Więc kiedy ktoś oświadcza, że się uczyć nie będzie, powoduje zgrzyt w naszej maszynerii poznawczej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tylko na moment zaglądam, żeby napisać, iż bardzo udatnie wyszedł klimat legendy miejskiej. Jeden z tych tekstów, gdzie choć na punkty było niżej, to satysfakcja czytelnicza była wysoko.

Nowa Fantastyka