- Opowiadanie: WyrmKiller - Pociąg do Jarzenia

Pociąg do Jarzenia

Opowiadanie na konkurs Kolej (na) Grabińskiego.

Hasło biletowe: Proszę wielmożnego pana, położyć się na torach.

 

Zbieżność imion i nazwisk w opowiadaniu przypadkowa. Tak samo zbieżność z Jarzeniem. Po napisaniu opowiadania, dowiedziałem się, że istnieje w Polsce wioska o takiej nazwie. Jakby co, to nie ona jest w tekście. Wszystkich mieszkańców Jarzenia pozdrawiam!

 

Bardzo dziękuję za obszerną betę! Pomogła naprostować opowiadanie, by pociąg mógł wjechać na właściwe tory. Ambush i Holly, jesteście super!

(TW: przemoc fizyczna i seksualna)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla, Użytkownicy IV

Oceny

Pociąg do Jarzenia

Nocna podróż pociągiem sprawiła, że Aleksy zatęsknił za nastoletnimi latami, gdy z paczką przyjaciół przesiadywał w opuszczonych magazynach, palił papierosy i upijał się do nieprzytomności tanim winem. Wzdychał co chwilę przeciągle, wiedząc, że najlepsze czasy już nie wrócą. Jechał właśnie w siną dal, do nieznanego miasta, zapewne będąc w delegacji, chociaż sam nie był już tego pewien. Stawał się coraz bardziej śpiący, jakby na peronie połknął parę tabletek środka nasennego. Przyłożył głowę do szyby i skupił uwagę na migoczących gwiazdach. Odleciał w odmęty marzeń na jawie.

Konduktor dotknął czule jego ramienia.

– Bilet do kontroli – powiedział, zbliżając twarz do okna, przez które wyglądał mężczyzna.

Aleksy wyciągnął bilet z kieszeni spodni.

Konduktor nawet na niego nie spojrzał.

– Piękna noc. Czasami mam nadzieję, że nigdy się nie skończy. Dzień jest zabójcą wyobraźni. Zastanawiał się pan nad tym? Kładziemy się spać z wielkimi nadziejami, myślami, jak to możemy odwrócić swoje życie, a gdy się budzimy, wszystko wraca do codziennego marazmu.

– Zgadzam się – odparł z niechęcią Aleksy. Nie lubił, gdy ktoś przeszkadzał mu w rozmyślaniach.

– Jedzie pan do samego końca – stwierdził konduktor.

– Zdaje się, że tak. – Aleksy podrapał się po siwiejącej czuprynie. – Nie jestem pewien.

– Pociąg kończy bieg na stacji Jarzeń. Nie przewidujemy żadnych opóźnień.

Konduktor odszedł.

Aleksy wrócił do wpatrywania się w ciemną przestrzeń.

Gdyby tylko był młodszy. Wybrałby inną drogę. Nie musiałby udawać się w nocną podróż pociągiem do miejsca, o którym nawet nie słyszał. Jarzeń… Czy to wciąż w Polsce?

Tory prowadziły w głąb lasu. Puszcza przeraziła mężczyznę ponurą atmosferą. Wspomnienie, które nie mogło być prawdziwe, nawiedziło umysł Aleksego. Znalazł się w niewłaściwym miejscu, w ślepej uliczce oświetlanej samotną latarnią, gdzie szmer miejskiego zgiełku milknął i przeobrażał się w potworną ciszę. Stał przy czerwonych drzwiach i oczekiwał. Czarny kot czmychnął przy śmietnikach, zrzucając pokrywę kubła. W oknie pojawiło się światło, a po chwili zgasło. Ciszę przerwał dźwięk, z każdą chwilą coraz głośniejszy, jakby uderzenia łańcuchem o ścianę.

Aleksy wyrwał się ze snu na jawie.

Las się rozrzedzał. Aleksy widział na nowo rozgwieżdżone niebo. Odetchnął z ulgą.

Samotna sarna przemknęła między drzewami. Spojrzała w stronę pociągu, skacząc radośnie na chudych nogach. Wbiegła między krzaki i tam zniknęła. Aleksy mógłby przysiąc, że widział, jak w ostatniej chwili, zanim stracił ją z oczu, runęła na ziemię.

Konduktor wyszedł z wagonu, przed tym życzył wszystkim miłej podróży. Zanim drzwi się zasunęły, Aleksy poczuł na sobie spojrzenie mężczyzny, który po chwili skinął głową z szacunkiem, a następnie zanurzył się w mroku korytarza.

Podróż zdawała się nie kończyć. Aleksy nie wiedział, jak długo jedzie pociągiem, tak jakby znalazł się poza czasem; wyrzucony na bruk i pozbawiony sensu istnienia. Odmierzanie czasu zawsze pomagało Aleksemu. Wiedział, kiedy ma coś zrobić i w którym momencie znaleźć się w innym miejscu. Nieprzerwana wieczność przerażała go niezmiernie.

Pociąg wjechał w tunel. Mrok wlał się do wnętrza wagonu. Światła nad fotelami rozjarzyły się, oświetlając pogrążoną w konsternacji twarz Aleksego.

Mężczyzna zerwał się na równe nogi i przyłożył głowę do okna. Tunel zdawał się nie kończyć. Aleksy miał nawet wrażenie, że pociąg nagle się zatrzymał, chociaż nie poczuł żadnego szarpnięcia. Jedynie przedziwne uczucie męczyło jego starczy umysł.

Poczuł, że potrzebuje udać się do toalety. Wyminął rząd foteli, młodą, przepiękną kobietę siedzącą przy stoliku, z oczami wlepionymi w ekran wyłączonego laptopa i staruszkę trzymającą drżącymi rękoma torebkę.

Korytarz między przedziałami był na tyle słabo oświetlony, że Aleksy musiał dotykać ścian, by odnaleźć drogę do toalety. Zbawcą okazało się niewielkie okienko ze świecącym napisem „WC”. Uradowany rozsunął drzwi.

Pamiętał zapach rozkładającego się truchła. Jako dzieciak udał się z wujkiem do lasu na polowanie. Nie zdołali ustrzelić żadnej zwierzyny, ale natknęli się na leśnej ścieżce na ciało dzika. Odór uderzał w nozdrza, a następnie zostawał na zawsze w pamięci. Ilekroć Aleksy wracał do lat dziecięcych, czuł zapach rozkładu i śmierci.

Odcięta głowa sarny w umywalce nie musiała zabierać Aleksego w podróż w głąb wspomnień. Wystarczył jeden oddech, by zakręciło mu się w głowie. Zamknął czym prędzej drzwi, zanim chmara much zdołała dolecieć w jego stronę.

 

*

 

Kariera Aleksego Dantowskiego była usłana znojami i niepowodzeniami. Skończył filologię polską z nadzieją, że zdoła znaleźć pracę na uniwersytecie jako wykładowca. Pragnął rozmawiać, otwierać młode umysły na świeże idee i nowe spojrzenia na świat. Sukces na uniwersytecie zaprzepaściły plotki niemające poparcia w rzeczywistości. Tułał się od jednego miejsca do kolejnego, łapał prac dorywczych, nie mógł znaleźć tego, czego szukał. Za poleceniem znajomego zdecydował się udać na kurs konduktorski. Nie pokładał w nim żadnych nadziei, ale sam fakt podróżowania po całej Polsce, za całkiem niezłe pieniądze, sprawiał, że było to lepsze niż ciężka praca fizyczna.

Miał trzydzieści pięć lat, gdy został konduktorem. Wszystko zaczynało się powoli układać. Lubił swoją pracę. Nie było to co prawda spełnienie marzeń, ale wystarczało, żeby godnie przeżyć. Mijały lata, setki tysięcy przebytych kilometrów. Niektórych podróżnych zaczął zapamiętywać, witał się z nimi czule, a oni zawsze odwzajemniali się serdecznym uśmiechem. To wystarczyło, by napełnić samotne serce śladową ilością miłości. Nie miał nikogo, szedł przez życie w pojedynkę. Fakt ten sprawiał, że ziarno goryczy kiełkowało i jakiekolwiek przyjemności zmieniały się w okrutne przypomnienie o pozbawionym sensu życiu. Do momentu, aż nie napotkał jej na swojej drodze.

Pewnego dnia otrzymał niespodziewany list od kolegi z lat młodości. Mieli powspominać dawne dzieje z grupą znajomych w opuszczonym magazynie, gdzie po raz pierwszy zapoznał się ze smakiem alkoholu, dymem papierosowym i dotykiem kobiecej dłoni.

Początkowo odłożył list na lodówkę, mając nadzieję, że zdoła o nim zapomnieć. Wychodził z założenia, że nie ma potrzeby wracać do przeszłości, gdyż jedyne, co może go czekać, to rozpacz. Jednak myśl o dawnych czasach nie dawała mu spokoju. Odezwał się do znajomego, kolegi ze szkolnej ławki. Słysząc jego głos w słuchawce, prawie się rozpłakał.

– Sobota, pasuje ci, Aleksy?

Nie potrafił odpowiedzieć. Morze wspomnień wlało w jego ciało nową chęć do życia.

– Jesteś tam?

– Będę! Oczywiście, że będę! Każdy termin mi pasuje, byle tylko się z wami spotkać.

Kupił wino, to samo, które dawno temu pili; zdziwił się, że jeszcze je produkują. Rozradowany nadchodzącym spotkaniem, udał się wieczorem w stronę opuszczonego magazynu, który pomimo lat się nie zmienił. Jakby ludzka świadomość omijała go, by wspomnienia paczki dorosłych już mężczyzn nigdy nie umarły. Było to ich miejsce. I tylko ich.

Szedł wzdłuż torów kolejowych. Myślał o pracy, dzięki której może jednak zdołał odnaleźć sens życia. Wszystko zmieniało się powoli na lepsze.

– Aleksy, nic się nie zmieniłeś!

– Trochę posiwiałem – zaśmiał się. – A ty, Tomek, schudłeś i to bardzo.

– Siłownia i te sprawy. Stara mnie zagoniła, bo już nie mogła patrzeć na mój bebech.

– Aleksy! Jak tam zdrowie? Podobno pociągami jeździsz. Zazdroszczę, ile bym dał, żeby to wszystko rzucić i gdzieś pojechać.

– Wino przyniosłeś? Nie gadaj! I to jeszcze to! Umiesz nas rozpieszczać.

Jak gdyby nigdy się nie rozstali. Czas mógł gnać do przodu, a oni wciąż pozostawali w sercach tymi samymi chłopakami.

Rozsiedli się na murku, sączyli wino i gawędzili o życiu. Rozmawiali na temat rozstań i złamanych serc. Dzielili się historiami miłosnymi, zakończonych, nim zdołały się na dobre rozpocząć. Gdy Aleksy słuchał o kobietach przecinających drogi życiowe kolegów, smutek ogarniał jego serce. Nie był to jednak smutek okrutny, lecz raczej melancholijny, sprawiający, że dostrzegał w oddali światło.

Światło to, jak się po chwili okazało, nadchodziło z nadjeżdżającego pociągu. Lokomotywa parła przed siebie niespiesznie, jakby ociężale.

– Praca przyjechała do ciebie – zażartował Tomek.

– Za chwilę staną. Coś jest nie tak.

– Mistrz się odezwał.

– Czegoś się nauczyłem – odparł, odwdzięczając się uśmiechem.

Tak jak powiedział, pociąg po chwili stanął nieopodal opuszczonego magazynu. Pasażerowie wyglądali na zdenerwowanych. Wiedzieli, że czeka ich spore opóźnienie. Niektórzy wyszli wraz z konduktorem na papierosa. Paru śmiałków zabrało bagaże i przeklinając pod nosem, udało się w siną dal, z dala od przeklętej, wiecznie psującej się maszyny.

– Spójrzcie no, kto tu idzie!

– Niezła sarenka. Długie nogi, blondynka, jeszcze młoda. Żeby Bóg moją żonę taką stworzył, to by łatwiej mi się żyło.

Mężczyźni roześmiali się. Każdy z nich dorzucił od siebie niepotrzebną uwagę na temat wyglądu młodej kobiety. Jedynie Aleksy milczał, wpatrując się w znikającą między krzakami piękność. Zdawało mu się, że ukradkiem spoglądała w jego stronę, uśmiechając się zalotnie i zarzucając włosy za ucho, by podkreślić urodę, jaką została obdarzona przez Matkę Naturę.

Do końca spotkania Aleksy był zawieszony w stanie przypominającym sen na jawie. Kontaktował co nieco, starając się nie wyjść na niewdzięcznego, ale rozmowy o życiu przestały go zupełnie interesować. Nie mógł wypuścić z umysłu twarzy młodej kobiety.

Pożegnali się, gdy wybiła północ. Każdy poszedł we własną stronę, niektórzy odprowadzali tych, którzy z trudem utrzymywali równowagę, a po innych przyjechały żony. Jedynie Aleksy udał się wzdłuż torów kolejowych, mając nadzieję, że spełnią jego marzenie. Chciał jeszcze raz ujrzeć kobietę swoich marzeń.

Mijały kolejne miesiące. Aleksy wrócił do pracy odmieniony. Jakby Fortuna uśmiechnęła się do niego i zesłała boską łaskę powodzenia. Podróże przebiegały bez problemów, żadnych spóźnień czy niefortunnych kraks. Podróżni też zdawali się przyjaźniejsi niż zazwyczaj. Nie spotkał ani jednego gapowicza, ani pijaka.

Pewnego zimowego poranka, gdy pierwszy raz w sezonie spadł śnieg, dosięgło go największe szczęście z możliwych. Nie wierzył oczom, musiał się uszczypnąć, by upewnić się, że nie śni. Przy stoliku siedziała ona. Wpatrzona w ekran laptopa, niczym w Pismo Święte, zdawała się go nie zauważać, lecz Aleksy wiedział, że musi go pamiętać.

Podszedł do piękności z uśmiechem na twarzy.

– Dzień dobry, bilety do kontroli.

Błękitne spojrzenie. Lekko zadarty nos. Długie blond włosy.

– Już daję – odparła śpiewnym głosem.

Wyciągnęła bilet i legitymację studencką.

Aleksy przyjrzał się im uważnie. Iwona Jarzeń. Tak też nazywała się piękność, która nawiedzała go w snach i nie pozwalała o sobie zapomnieć.

– Studiuje pani na Uniwersytecie w Białymstoku?

– Zgadza się – odpowiedziała, pokazując perłowe zęby. – Filologia polska.

– Doprawdy? Jeżeli inaczej los by się potoczył, możliwe, że byłbym pani wykładowcą.

– Och, jaki ten świat mały. Ale ma pan ciekawszą pracę niż siedzenie w książkach i użeranie się ze studentami. Kto wie, może i ja kiedyś zostanę konduktorką.

Roześmiali się wspólnie, zupełnie jakby byli starymi znajomymi. Aleksy nie mógł się pozbyć wrażenia, że Iwona go kokietuje, owija wokół palca. Nie miał jej tego za złe. Kobieta o takiej urodzie powinna korzystać ze wszystkich swoich atrybutów.

Pożegnał ją, ale nie wypuścił z pamięci. Iwona Jarzeń, Wydział Filologiczny na Uniwersytecie w Białymstoku. Najwidoczniej los chciał wszystko naprostować.

 

*

 

Musiał znaleźć konduktora. Pamiętał, że mężczyzna udał się w stronę przedziału służbowego na początku składu pociągu.

Aleksy z trudem łapał oddech. Był za stary na wygłupy, a tym bardziej na coś tak przerażającego. Jaki potwór mógłby potraktować w ten sposób niewinne zwierzę?

Przesunął drzwi i znalazł się w wagonie.

Dziewczyna z laptopem spojrzała na niego i po chwili wróciła do pisania na klawiaturze. Staruszka obejrzała się z grymasem na twarzy.

– To niemożliwe – powiedział do siebie.

Przecież udał się w inną stronę, a jednak jakimś cudem znalazł się w miejscu, z którego wyszedł. Nie był na tyle zmęczony i przerażony, by zupełnie stracić kontakt z rzeczywistością. Przebiegł czym prędzej przez wagon. Rozsunął na chwilę drzwi od toalety, upewniając się, że głowa sarny wciąż tam była. Położył dłoń na klamce od drzwi, wziął głęboki oddech i…

Znów ten sam przeklęty wagon. Musiał doszczętnie postradać zmysły lub wciąż śnił. Zaprzeczało to idei podróżowania. Idąc przed siebie, człowiek nie mógł powrócić do miejsca, z którego przybył. Tak jak pociąg nigdy nie zajeżdżał ponownie na tę samą stację podczas jednego kursu.

Z rozmyślań wyrwał go niespodziewany dźwięk. Jakby uderzenie łańcuchem o wagon pociągu. Zlękniona staruszka ponagliła go ręką, by wrócił na swoje miejsce, a ona sama zastygła w bezruchu, ściskając blisko serca skórzaną torebkę.

Dźwięki zaczęły się powtarzać, z każdym kolejnym uderzeniem stawały się coraz donioślejsze, jakby w stronę ich wagonu coś się zbliżało.

Aleksy wsunął się między mrok foteli, gdzie oświetlenie wagonu nie sięgało. Skulił się przerażony, czując, jak serce zaczyna mu mocniej bić.

Drzwi do wagonu się rozsunęły. Potworność zbliżała się powoli, Aleksy widział jedynie jej zarys – ludzki, ale napuchnięty, niczym trup wyłowiony z jeziora. Ciągnęła za sobą łańcuchy z grubymi ogniwami, których uderzenie o podłogę sprawiało, że Aleksy na chwilę ogłuchł.

Chociaż nadejście istoty zajęło faktycznie parę minut, Aleksy czuł, jakby mijały godziny. Siedział skulony, oczekując na wyrok za niepopełnione zbrodnie. Potwór w końcu przystanął, ukazując w pełni swoją postać – maszkarę owiniętą w spleśniałe szaty, spod których wystawały szpony przypominające szpikulce. Zamiast twarzy miała stalową maskę. Aleksy nie rozumiał, w jaki sposób odnajdywała drogę i otwierała drzwi do wagonu, ale był zbyt przerażony, żeby się nad tym zastanawiać.

Nagle Potworność ruszyła przed siebie, wyczuwając zapach czyjejś krwi. Dopadła do stolika. Wyciągnęła spod niego młodą kobietę. Zacisnęła szpony na jej szyi. Aleksy usłyszał jedynie szmer łańcuchów i słabnący jęk dziewczyny. Potwór rzucił na fotel zwłoki i udał się dalej w głąb pociągu.

Drzwi się zasunęły. Aleksy nie wychodził z ukrycia jeszcze przez chwilę. Pragnął obudzić się z koszmaru, ale nie mógł. Znalazł się w pułapce szaleństwa.

Z letargu wyciągnęło go szlochanie staruszki.

– Była taka młoda i piękna. Jaki potwór mógłby ją skrzywdzić?

– Musimy stąd uciekać. – Aleksy zerwał się na równe nogi. – Jeżeli uda nam się otworzyć drzwi, może zdołamy wyskoczyć.

– Nie ma stąd ucieczki, szanowny panie. Jedziemy aż do końcowej stacji.

– Oszalała pani? Ten potwór zabił przed chwilą młodą kobietę, w toalecie znalazłem głowę sarny, to nie są żarty! Jeżeli nic nie zrobimy, umrzemy.

Staruszka nie odpowiedziała. Wróciła na miejsce. Po raz pierwszy Aleksy mógł się jej lepiej przyjrzeć. Przypominała zamordowaną dziewczynę. Podobne rysy twarzy, tyle że teraz pokryte zmarszczkami, posiwiałe włosy, które za młodu były zapewne pszeniczne, identyczne niebieskie, świdrujące oczy.

Głupotą byłoby iść w tę samą stronę, co potwór, lecz Aleksy nie widział innej drogi. Jeżeli zdołałby odszukać konduktora, powstrzymałby całe szaleństwo. Przynajmniej tak mówił mu wewnętrzny głos.

 

*

 

Nie uznawał tego za śledzenie. Przystanął nieopodal Wydziału Filologicznego. Zapalił jednego papierosa, później kolejnego. Nie był pewien, czy Iwona miała teraz zajęcia, ale przepełniała go determinacja. Jeżeliby jeszcze raz z nią porozmawiał, oswobodziłby się z natrętnych myśli. Nie prosił o wiele. Wystarczyłby mu jej jeden, szczery uśmiech.

Również kolejnego dnia pojawił się pod wydziałem. Tym razem rano, gdy zaczynały się zajęcia. Udawał, że czyta poranną prasę. Przysiadł na murku i co jakiś czas zerkał znad gazety. W końcu dostrzegł Iwonę. Wchodziła wraz z koleżankami do budynku. Rozradowany podskoczył z wrażenia. Zamówił w restauracji nieopodal kawę. Czas mu się nie dłużył. Oczekiwanie na szczęście szczypało w podbrzuszu, sprawiało, że uśmiechał się co chwilę i witał przechodniów.

Minęło parę godzin, w tym czasie wypił cztery kawy, zjadł dwa rogaliki. Nie zraził się uszczypliwymi komentarzami kelnera. W końcu wyszła. Zapłacił czym prędzej. Nie czekając na resztę, udał się za Iwoną. Nie spuszczał z niej wzroku. Gdy śmiała się z żartu koleżanki, on śmiał się również. Gdy prawie się potknęła o kostkę brukową, mimowolnie złapał powietrze, jakby chciał uchronić ją przed upadkiem.

Wsiadł wraz z nią do autobusu. Zbliżył się na tyle, że czuł morelowy zapach jej włosów. Spojrzała na niego przez chwilę, gdy rozglądała się za wolnym miejscem. Zapewne go nie rozpoznała, lecz w głębi duszy Aleksy chciał wierzyć, że go pamięta. Musiała się przecież z nim droczyć. Autobus był wypełniony ludźmi, toteż należało powstrzymać się z czułymi gestami.

Wysiedli na tym samym przystanku. Iwona rozstała się z koleżankami. Posmutniała na chwilę, sądząc zapewne, że czeka ją samotna podróż do mieszkania. Nie mogła przecież wiedzieć, że podąża za nią Aleksy. Założyła słuchawki, z których po chwili wydostała się na zewnątrz donośna muzyka.

Mieszkała na smutnej ulicy, gdzie światło zdawało się nie docierać. W środku dnia panował tam taki mrok, że Aleksy poczuł przerażenie, jakiego dawno już nie doświadczył. Iwona zasługiwała na więcej, gdyby tylko pozwoliła uczuciom działać, odwróciłaby się dokładnie w tym momencie i zapragnęłaby, żeby Aleksy ją stąd zabrał. Życie jednak nie było tak piękne, o czym Aleksy przekonał się wielokrotnie. Iwona zniknęła za czerwonymi drzwiami, których szczęk przypominał brzęczenie łańcucha.

Aleksy powracał tam wielokrotnie. Specjalnie dla Iwony wziął zwolnienie lekarskie (na wyimaginowaną chorobę psychiczną), by każdego dnia móc spojrzeć na jej ciało. Ani razu nie obejrzała się za siebie, nie przywitała Aleksego jak starego przyjaciela, nawet nie założyła figlarnie włosów za ucho. I chociaż gniew zaczynał rodzić się w sercu Aleksego, powstrzymywał to uczucie, byle nie zniszczyć szczęścia.

Pewnego wieczoru odważył się zadzwonić domofonem. Domyślił się, że mieszka pod czwórką. Odliczał, ile może zająć jej wejście po klatce schodowej, a następnie patrzył na pojawienie się światła w oknie.

Nikt się nie odezwał. Poczekał jeszcze chwilę i zadzwonił ponownie.

Światło w mieszkaniu zgasło.

Gdy zjawił się za tydzień, kobieta odezwała się w domofonie. Nie była to jednak Iwona.

– Pan na obejrzenie mieszkania, prawda?

Głos należał do starszej, zapewne otyłej kobiety. Był chrapliwy, okropny, nie tak śpiewny jak Iwony.

– Zgadza się – odparł bez chwili zawahania.

Nie interesowało go mieszkanie. Jedynie osoba, która jeszcze niedawno tam mieszkała.

Człowiek, zatrzymując się nawet na chwilę w jednym miejscu, osiada w nim na zawsze. Jakaś cząstka jego duszy nigdy się z niego nie uwalnia. Mieszkanie pachniało morelami. Gdy Aleksy zbliżał głowę do ściany, słyszał szeptanie Iwony.

Po oglądzie usiadł przy stole z właścicielką mieszkania.

– Kto mieszkał tu wcześniej?

– Bardzo dobra osoba – zapewniła go kobieta. – Studentka. Rodzice wspierali ją finansowo, a sama udzielała korepetycji. Niczego złego by nie zrobiła. Nie musi się pan niczego obawiać, zostawiła mieszkanie w doskonałym stanie.

Idealna w każdym calu. Taką ją sobie wyobrażał.

– Szkoda, że tak szybko się wyprowadziła. Była dobrą lokatorką. – Usta właścicielki się nie zamykały. Aleksy zrozumiał, że zdoła z niej wszystko wyciągnąć.

– Więc co takiego się stało?

– Sama chciałabym wiedzieć. Powiedziała mi tylko, że musi się natychmiastowo wyprowadzić. Wiedziała, że przez to nie będę mogła oddać jej kaucji, ale nic jej nie interesowało. Nie wiem, gdzie teraz mieszka. Zgaduję, że nie powiedziała nawet najbliższym. Zdaje mi się, że była śmiertelnie przerażona.

Aleksy spochmurniał. Któż taki mógł uczynić jej tak wielką niegodziwość?

– Mam nadzieję, że dobrze jej się wiedzie. Zostawiła mnie nieco na lodzie, ale nie mam jej tego za złe. Wróćmy jednak do sprawy wynajmu.

– Jeszcze tylko jedno pytanie. Czy wspominała o kimś, kto mógł być bliski jej sercu?

Właścicielka zamyśliła się.

– Nie wydaje mi się. Ktoś był w jej życiu, to na pewno. Ale nie wiem, czy trzymała go blisko serca. Gdy pewnego razu zaszłam do niej z umówioną wizytą, odebrała domofon dopiero za czwartym razem. Na klatce oglądała się parę razy, zanim wpuściła mnie do środka, a przed tym wypytała, czy na pewno zamknęłam za sobą drzwi wejściowe. Ktokolwiek to był, siedział w najmroczniejszych zakamarkach jej duszy.

Aleksy pożegnał się z właścicielką, mówiąc, że jeszcze się odezwie.

Gdy wyszedł na ulicę, niespodziewany deszcz spadł mu na głowę.

 

*

 

Przemykał w mroku przedziałów. Nie słyszał potwornych dźwięków istoty, ale ciągle miał się na baczności. Sprawdzał po drodze drzwi wyjściowe; żadne z nich nie drgnęły. Z desperacją pociągnął za hamulec bezpieczeństwa, jednak pociąg jechał dalej. Aleksy czuł, że lokomotywa przyspiesza, jakby wszystko było nieśmiesznym żartem.

W końcu odnalazł konduktora w wagonie przedziałowym. Mocował się z drzwiami, które nie chciały się domknąć. Nie zauważył, gdy Aleksy do niego podszedł.

Blada, kobieca dłoń wystawała z przedziału. Sina od ciągłych uderzeń drzwiami, przypominała opalony kawałek drewna. Aleksy rozpoznał dłoń. Należała do istoty bliskiej jego sercu. Los, który ją spotkał, był tak niewdzięczny, że Aleksy zaczął łkać. Łzy nie przestawały płynąć po policzkach, chociaż wspomnienia pokrywała mgła. Nie potrafił przypomnieć sobie imienia dziewczyny. Może gdyby postąpił inaczej, zdołałby ją ocalić.

– Nie powinien pan ronić łez. Już za późno – powiedział konduktor.

Ręka wsunęła się do środka przedziału niczym wąż.

– Co to ma wszystko znaczyć? – wybełkotał Aleksy, dławiąc się łzami.

– Taki urok podróży pociągiem. Jeszcze nie dojechaliśmy do Jarzenia. Najlepiej, jakby wrócił pan na swoje miejsce.

– Widziałem odciętą głowę sarny… potwora, który zamordował niewinną kobietę. Jak mam o tym wszystkim zapomnieć?

– A czy patrząc w okno, widział w nim pan własne odbicie?

– Proszę nam pomóc!

– Nam? Staruszka z pana przedziału już zapewne nie żyje. Umarła na szczęście w sposób naturalny. Zawał. Niejeden na niego umiera, ale gdy dotyka starszych, jakoś lżej nam na sercu. Mieli okazję doświadczyć długiego życia. Bardziej opłakujemy śmierci nagłe i gdy dotykają tych, przed którymi świat stał otworem.

– Nie… żyje?

– Widzę, że uspokoiło to pana serce. – Na twarzy konduktora pojawił się grymas niezadowolenia. – Czyż wszystko nie byłoby lepsze, gdyby mogła dożyć w spokoju starości i odejść ze świata z myślą, że zrobiła to, co chciała?

– Wygłupia się pan! W takiej chwili zebrało się panu na żarty? Potwór grasuje na wolności. Zabije i pana!

– Potwór? – Konduktor rozejrzał się po wagonie. Ostatecznie jego wzrok spoczął na Aleksym. – Mówisz o nim?

Drzwi ostatniego przedziału się rozsunęły. Łańcuchy uderzyły o podłogę. Potworność wypełzła na korytarz.

– Proszę udać się do wagonu maszynisty. Może tam zdoła pan uzyskać pomoc.

Potwór poruszał się w stronę Aleksego. Brzdęk łańcuchów, niczym odgłos zwiastujący nadejście końca świata, zagościł na dobre w umyśle mężczyzny.

Aleks pragnął wydostać się z potwornego snu na jawie, ale jedyne, co mógł zrobić, to uciekać. Przemknął do kolejnego wagonu, nie oglądając się za siebie.

Potworność niespiesznie wyminęła konduktora.

Nie istniała droga ucieczki, którą mógłby obrać Aleksy.

Potwór pozostawił za sobą ślad z sadzy, a sam rozmył się niczym dym papierosowy.

W pociągu zabrakło prądu. Aleksy poruszał się w zupełnych ciemnościach, jedynie co jakiś czas płomyki zapalonych zniczy pojawiały się w zamkniętych przedziałach. Dostrzegał wtedy stosy ludzkich ciał, ułożone jedno na drugim niczym drewno przygotowane pod ognisko. Wszystkie ciała należały do kobiety, tej samej, która została uduszona przez potwora.

Drzwi między wagonami otworzyły się, pozwalając Aleksemu na swobodne przemieszczanie się między nimi. Jeżeli zdoła dostać się na sam przód pociągu, przeżyje. Wiedział, że jest jeszcze dla niego ratunek. Nie zasłużył przecież na to, co go spotkało.

 

*

 

Iwona Jarzeń wracała z korepetycji. Słońce znikało powoli za horyzontem, zanurzając białostockie ulice w półmroku. Była niedziela. Ludzie spędzali ostatnie dni weekendu w domu, ciesząc się wolnym czasem z rodziną. Iwonie jednak nie było to dane. Przez ostatnie parę miesięcy żyła w ciągłym strachu. Początkowo sądziła, że zmęczony uczelnią i pracą umysł płata jej figle. Czuła się obserwowana, jakby para okropnych oczu ciągle ją śledziła. Gdziekolwiek się udała, nieznośne uczucie jej towarzyszyło. Dopiero później, gdy przechodziła obok artystycznej wystawy luster na rynku głównym, dostrzegła, że była śledzona przez mężczyznę w skórzanym płaszczu i przydużym kapeluszu. Kolejnego dnia niespodziewanie zadzwonił domofon. Czym prędzej zmieniła miejsce zamieszkania. Nie mówiła nikomu, że wyprowadza się na drugi koniec miasta. Poinformowała o wszystkim policję, ale nic to nie zmieniło. Powiedziano jej, że mieszka w dużym mieście, przecina drogi z wieloma osobami, może mężczyzna wracał tą samą trasą z pracy, może był sąsiadem, który zgubił klucze do mieszkania.

Starała się być teraz uważniejsza. Wszędzie poruszała się Uberem, a gdy musiała przejść gdzieś pieszo, oglądała się co chwilę za siebie. Zanim weszła do mieszkania, robiła parę rundek wokół bloków. Każdego dnia zmieniała ubiór, długie włosy chowała pod czapką, byle tylko przestać wyglądać tak jak Iwona, którą upatrzył sobie jakiś zwyrodnialec.

Była już nieopodal domu. Niepokoił ją fakt, że żaden z zaufanych sąsiadów nie kręcił się pod blokiem. Pustka, jakby nadszedł koniec świata. Miała już skręcić w stronę drzwi wejściowych, ale niespokojny, wewnętrzny głos powiedział je, że powinna dokończyć swój rytuał. Udała się w stronę śmietników.

Zza winkla wyłonił się niespodziewanie mężczyzna w skórzanym płaszczu.

– Chcę tylko porozmawiać – powiedział, ale Iwona nie chciała słuchać.

Nie zdążyła krzyknąć, jej świat pogrążył się w mroku.

Nie chciał tego robić. Gdyby tylko zachowała się jak rozsądny człowiek i zdecydowała się z nim porozmawiać, zapewne każdy poszedłby w swoją stronę, a Aleksy mógłby wypuścić ją z serca.

Przecież nikogo by nie skrzywdził. Jedynie ją ogłuszył. Wystarczyło zamachnąć się lekko kijem, a ciało dziewczyny padło na trawnik. Wciąż żyła.

Jechali jego autem. Ona, ułożona na tylnym siedzeniu, mamrocząca coś pod nosem, powoli dochodziła do siebie. Nie miała, jak uciec. Aleksy związał ją liną na tyle ciasno, że z trudem mogła oddychać.

Nie chciała rozmawiać pod blokiem, nie mógł ją za to obwiniać. Pojawił się nagle. Każdy mógłby się wystraszyć. Powinni spotkać się tam, gdzie wszystko się zaczęło.

Podróż zajęła prawie godzinę. Iwona leżała nieruchomo, a Aleksy żałował, że nie mogli jechać pociągiem. Auto nie było właściwym środkiem transportu. Zatrzymywało się, gdy właściciel tego potrzebował, mogło zboczyć z właściwej trasy, było wypaczeniem znaczenia podróży. Los poruszał się po wyznaczonym torze, prowadził tam, gdzie miał prowadzić. Przeznaczeniem Aleksego było zobaczenie się z Iwoną. Nie widział dla siebie innej drogi.

Zajechali pod opuszczone magazyny nieopodal torów kolejowych. Pokryte rdzą drzwi jednego z magazynów stały otworem, jakby pragnęły zaprosić ich do środka. Aleksy rzucił przytomną Iwonę na podłogę.

– To tutaj wszystko się zaczęło.

– Proszę… puść mnie wolno – zapłakała Iwona.

– Chcę tylko porozmawiać.

– Porwałeś mnie… wcześniej śledziłeś od miesięcy. O niczym nie będziemy rozmawiać.

Dlaczego musiała się wciąż z nim droczyć? Pamiętał przecież tamten wieczór, gdy wysiadła z pociągu i spojrzała w jego stronę. Uśmiech na twarzy dziewczyny nie mógł być jedynie wytworem umysłu. Zapieczętowała swoją przyszłość. Wprawiła w ruch trybiki i sprawiła, że pociąg przeznaczenia wyruszył.

Myślał o niej słodko od momentu, gdy się spotkali. Różnica wieku nic nie znaczyła. Także fakt, że poznali się dobrze. Gesty są ważniejsze niż deklaracje miłości. A jego oddanie było największym gestem z możliwych.

Chciał z nią jedynie porozmawiać, nie kłamał. Myśli go nie oszukały. Naprawdę tak bardzo chciał z nią tylko porozmawiać…

Jednak gniew, który tlił się w nim od czasu narodzin, zamienił się w pożerający wszystko na swej drodze pożar.

Rzucił się na nią, ale tylko po to, żeby lepiej zobaczyła jego twarz. Może wtedy zrozumiałaby, że są sobie pisani. Jednak pięści, jakby działając wbrew jego woli, uderzyły Iwonę w twarz. Dziewczyna zakrztusiła się krwią, spływającą ze złamanego nosa.

Okładał ją po twarzy bez zastanowienia.

Dlaczego nie widziała w nim tego, co on w niej widział?

Obrócił ją na brzuch. Rozerwał koszulkę i ściągnął spodnie.

Iwona łkała cicho.

Zamknęła oczy.

Aleksy nie czuł rozkoszy, o której tak zawsze fantazjował. Myślał, że jeżeli zdoła ją w końcu posiąść, będą to najlepsze momenty jego życia. Poczuje jej delikatną skórę, ciepły oddech na karku, dźwięczne słowa, pragnące, by ta chwila nigdy się nie skończyła.

Iwona jednak płakała. Z każdym kolejnym ruchem coraz głośniej.

Pustka ogarnęła serce Aleksego. Stał się zwierzęciem. Zgwałcił niewinną dziewczynę, zmienił jej życie w piekło, odebrał przyszłość. Nie zdoła cofnąć czasu. Podróż zawsze musiała dobiec końca.

Ułożył dłonie na jej szyi i zacisnął.

Przestała łkać.

 

*

 

Stosy ciał zalewały wagony. Przesypywały się z jednego miejsca w drugie niczym fale na rozbudzonym morzu. Aleksy wymijał je ze łzami w oczach. Z każdym kolejnym wagonem coraz lepiej przypominał sobie Iwonę. Ból, który jej zadał, pojawiał się w jego ciele. Z trudem oddychał. Jakaś niewidzialna siła zaciskała dłonie na jego szyi.

Dotarł do kabiny maszynisty. Na pulpicie sterującym leżało rozczłonkowane ciało Iwony. Zaklęte w grymasie bólu oczy spoglądały na Aleksego, zmierzającego w stronę nagiego torsu dziewczyny. Ujął jej pierś w dłonie. Rozejrzał się dookoła, szukając kolejnych części ciała, jakby pragnąc złożyć ją na nowo.

– Nie cofniesz czasu. – Głos konduktora wylał się z mroku przejścia. – Pociąg nie skończył jeszcze biegu. Musi dojechać do stacji Jarzeń, a przed nami jeszcze długa droga.

– Chcę wysiąść – powiedział bezsilnie Aleksy.

– Na tę podróż nie musiałeś kupować żadnego biletu. Została stworzona specjalnie dla ciebie.

Twarz konduktora rozmazała się niczym malunek z kredy po deszczu. Po chwili Aleksy patrzył w odbicie lustrzane.

– Wyjeżdżamy z tunelu – oznajmił konduktor.

Jasność dnia wlała się do wnętrza wagonu.

– Jeżeli dobrze się przyjrzysz, tam daleko jest twoja stacja.

Aleksy wyjrzał przez okno. Postać ogromnej kobiety majaczyła na horyzoncie.

– Może kiedyś zostaniesz rozgrzeszony. – Łańcuch wystrzelił z sąsiedniego wagonu i owinął się wokół szyi Aleksego. – Ale teraz czas na karę.

Potężna siła wyciągnęła mężczyznę z kabiny maszynisty. Aleksy resztkami sił złapał za klamkę. Ostatni raz spojrzał na ciało Iwony. Ropiejąca głowa sarny spoczęła na jej szyi.

Po chwili Aleksy runął w odmęty mroku.

 

*

 

Zapadła noc.

Aleksy leżał na torach i oczekiwał. Czuł, jak szyny wibrują. Pociąg się zbliżał.

– Proszę wielmożnego pana położyć się na torach – rozkazał stojący nieopodal konduktor.

Obrazy się zjednoczyły. Przeżywał swoje ostatnie chwile. Aleksy z przeszłości był obok niego.

Nie mógł tego dłużej znieść. Myśl o krzywdzie, jaką wyrządził Iwonie, trawiła go od środka. Nie mógł spać ani pracować. Prędzej, czy później i tak zdołają go odnaleźć. Słyszał w radio, że nastolatki natknęły się na ciało w opuszczonym magazynie. Młoda studentka zgwałcona i zamordowana w brutalny sposób.

Jak mógł do tego dopuścić?

Potworność złapała go za szyję, przycisnęła do torów kolejowych i związała łańcuchami. Widział siebie z przeszłości, swoje zamknięte oczy, niemogące patrzeć na okrutny świat, drżące dłonie, okaleczone nogi, by w ostatniej chwili nie mógł zrezygnować. Czekał na śmierć, na jaką zasługiwał. Przypomniał sobie, że w tamtej chwili myślał tylko o tym, żeby mu wybaczono. Za rok, dwa, dziesięć, nawet za parę tysięcy lat, gdy ludzkość zniknie z powierzchni Ziemi, pragnął, żeby ktokolwiek wybaczył Aleksemu Dantowskiemu.

– Złudne pragnienie – przemówiła Potworność. Zrzuciła w końcu maskę, ukazując twarz Aleksego. – Nie zasługujesz na przebaczenie. Twoja dusza nigdy nie zazna spokoju. Wiedz, że istnieje gorszy los niż śmierć.

Istota rozpłynęła się niczym mgła. Konduktor też zniknął.

Został tylko Aleksy wraz ze swoją karą.

Pociąg nadjechał późną nocą. Maszynista dostrzegł w ostatniej chwili, że ktoś leży na torach. Nie zdążył wyhamować. Aleksy zginął na miejscu.

 

*

 

Nocna podróż pociągiem sprawiła, że Aleksy zatęsknił za nastoletnimi latami, gdy z paczką przyjaciół przesiadywał w opuszczonych magazynach, palił papierosy i upijał się do nieprzytomności tanim winem. Nagle stał się senny. Zbliżył głowę do szyby i zasnął.

Konduktor przystanął przy duszy skazanej na piekło. Nie prosił już jej o bilet, tylko przysiadł na fotelu obok.

– Czeka nas długa trasa. Zapewne będziemy jechać w nieskończoność. – Ucałował starca w czoło. – Czyż to nie należyta kara dla konduktora? Wieczna podróż pociągiem. Z każdą kolejną stacją pamięć wróci ci szybciej. Za jakiś czas nie zdołasz już zasnąć. Będziesz próbował się zabić, ale nieśmiertelną duszę nie tak łatwo zniszczyć. – Konduktor westchnął. – Przedstawienie czas zacząć.

Z sąsiedniego wagonu dobiegło dźwięczenie łańcuchów.

 

Koniec

Komentarze

Troszkę mnie zmęczyło. Narracja jest poprawna, ale taka jakby szkolna (nadmiernie uporządkowana, bez charakteru), nie ma w niej nic porywającego. Dialogi też trochę suche. Jestem pewien, że po przeczytaniu kilu następnych opowiadań, jutro tego nie będę już za bardzo pamiętał.

Równocześnie nie jest to jakiś zły tekst, nic takiego. Zwyczajnie nie znalazłem w nim niczego dla siebie. Powodzenia z innymi czytelnikami.

Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :)

Jak wspominałam potworność mnie razi, ale została. 

Imponuje mi szerokie rozczapierzenie wielu wątków, a potem zebranie ich do kupy. 

Bardziej podobała mi się część kolejowa, chociaż trwała trochę długo, natomiast losy stalkera ujęły mnie mniej. 

Ujęła mnie masakra, bo samej mi czasem trudno opisać rozrywane ciała i wypruwane flaki, u Ciebie poszło sprawnie;)

I jeszcze ważna uwaga na przyszłość. Jeśli chcesz opisywać coś z kilku stron, to musi to być odseparowane. Chodzi mi o stalkera i ofiarę, pojawia się zamieszanie wynikające z za szybkiej zmiany optyki. 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Stalker obrzydliwy, połączenie dwóch wątków ciekawe. Że też czasami facet nie może zrozumieć, że “nie” znaczy nie…

Zbrodnia i kara. Czy adekwatna? Nie mam pojęcia.

Nie powiem, że przyjemnie się czytało, bo bohater za bardzo mnie denerwował, ale coś w tym tekście jest.

Babska logika rządzi!

Trochę komentarzy się zebrało, więc po kolei.

Hej, Marcin_Maksymilian.

Szkoda, że się nie przypadło do gustu. Nie każde opowiadanie jest dla każdego. Co prawda nie sądzę, że to był styl szkolny, ale każdy może mieć swoje zdanie. Oby inne opowiadania przypadły Ci do gustu!

 

Witam, Koalę i dziękuję za przybycie za miłe słowa!

 

Hej, Ambush

Dziękuję jeszcze raz za wnikliwą betę. Potworność została, chociaż początkowo miałem plan ją wyrzucić. Uznałem, że nazwę tak potwora, gdyż samo określenie jakoś przypadło mi do gustu.

Lubię niezłą jatkę, chociaż mogłem polecieć bardziej po bandzie. Opowiadanie nie jest dla ludzi o słabych nerwach.

Będę pilnować się na przyszłość z trzymaniem właściwej optyki. Robię w okularach, więc powinienem bardzo na to uważać.

 

Hej, Finkla!

Dziękuję za przybycie i bardzo, ale to bardzo dziękuję za docenienie i klika. To znak dla mnie, że praca nad opowiadaniem nie poszła na marne.

Aleksy jest antypatycznym, okropnym i obrzydliwym bohaterem, ale jakoś miałem ochotę takiego go stworzyć. Zwłaszcza, że otrzymuje karę (jakąś, to, czy słuszną i adekwatną zależy od czytelnika), co w rzeczywistości nie zawsze ma miejsce. Przynajmniej w twórczości literackiej można dać wyraz swojej frustracji światem.

I raczej słusznie, że Aleksy denerwował, gorzej by było, gdyby ktoś starał się tłumaczyć jego zachowanie i wybielać.

 

Pozdrawiam wszystkich!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Hej, Anet!

Dziękuję za przybycie i komentarz.

Znużyła mnie nieco ta historia.

Obsesja Aleksego nie pozostawiała wątpliwości, że cała sprawa nie może skończyć się dobrze ani dla niego, ani dla Iwony. Mam wrażenie, że wizje, których doznawał w czasie podróży pociągiem nie były niczym aż tak zaskakującym, albowiem Aleksy doskonale zdawał sobie sprawę, że zasłużył na najsroższą karę. Pewnie dlatego jej widmo unoszące się nad bohaterem i wypełniające pociąg nie wystraszyło mnie zbytnio i chyba nie zrobiło należytego wrażenia.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Alek­sy po­dra­pał się po si­wie­ją­cej czu­pry­nie. → Można podrapać się po głowie, ale nie można podrapać się po włosach.

 

Alek­sy nie wie­dział, jak długo je­dzie po­cią­giem… → Wiadomo, że Aleksy jest w pociągu, więc chyba wystarczy: Alek­sy nie wie­dział, jak długo je­dzie

 

Kupił wino, to samo, które dawno temu pili… → Nie mógł kupić tego samego wina, bo ono było już dawno wypite.

Proponuję: Kupił wino, takie samo jak to, które pili dawno temu

 

a oni wciąż po­zo­sta­wa­li w ser­cach tymi sa­my­mi chło­pa­ka­mi. → A może: …a oni, w głębi serca, wciąż po­zo­sta­wa­li tymi sa­my­mi chło­pa­ka­mi.

 

Każdy po­szedł we wła­sną stro­nę… → Obawiam się, że strony nie są czymś, co mamy na własność.

Proponuję: Każdy po­szedł w swoją stro­nę

 

Alek­sy udał się wzdłuż torów ko­le­jo­wych, mając na­dzie­ję, że speł­nią jego ma­rze­nie. → Czy dobrze rozumiem, że tory miały spełnić marzenie Aleksego?

 

czu­jąc, jak serce za­czy­na mu moc­niej bić. → Zbędny zaimek.

 

Po­twór w końcu przy­sta­nął, uka­zu­jąc w pełni swoją po­stać… → Czy zaimek jest konieczny?

Może: Po­twór w końcu przy­sta­nął, uka­zu­jąc całą po­stać

 

Nagle Po­twor­ność ru­szy­ła przed sie­bie… → Dlaczego wielka litera?

 

Za­pa­lił jed­ne­go pa­pie­ro­sa, póź­niej ko­lej­ne­go. → Czy istniała możliwość, aby zapalił dwa papierosy?

Wystarczy: Za­pa­lił pa­pie­ro­sa, póź­niej ko­lej­ne­go.

 

Z de­spe­ra­cją po­cią­gnął za ha­mu­lec bez­pie­czeń­stwa… → Z de­spe­ra­cją po­cią­gnął ha­mu­lec bez­pie­czeń­stwa

 

ni­czym drew­no przy­go­to­wa­ne pod ogni­sko. → …ni­czym drew­no przy­go­to­wa­ne na ogni­sko.

 

Drzwi mię­dzy wa­go­na­mi otwo­rzy­ły się, po­zwa­la­jąc Alek­se­mu na swo­bod­ne prze­miesz­cza­nie się mię­dzy nimi. ->Czy to celowe powtórzenie?

 

Była nie­dzie­la. Lu­dzie spę­dza­li ostat­nie dni week­en­du w domu… → Niedziela jest ostatnim dniem weekendu, więc raczej: Lu­dzie spę­dza­li ostat­nie godziny week­en­du w domu

 

za­pew­ne każdy po­szedł­by w swoją stro­nę… → Piszesz o kobiecie i mężczyźnie, więc: …za­pew­ne każde po­szło­by w swoją stro­nę

 

pro­wa­dził tam, gdzie miał pro­wa­dzić. → …pro­wa­dził tam, dokąd miał pro­wa­dzić.

 

Alek­sy rzu­cił przy­tom­ną Iwonę na pod­ło­gę. → Czy na pewno ją rzucił, czy raczej: …Alek­sy położył przy­tom­ną Iwonę na pod­ło­dze.

 

Róż­ni­ca wieku nic nie zna­czy­ła. Także fakt, że po­zna­li się do­brze. → A kiedyż to oni dobrze się poznali?

 

jego twarz. Może wtedy zro­zu­mia­ła­by, że są sobie pi­sa­ni. Jed­nak pię­ści, jakby dzia­ła­jąc wbrew jego woli, ude­rzy­ły Iwonę w twarz. Dziew­czy­na za­krztu­si­ła się krwią, spły­wa­ją­cą ze zła­ma­ne­go nosa.

Okła­dał ją po twa­rzy bez za­sta­no­wie­nia. → Czy to celowe powtórzenia?

 

Alek­sy reszt­ka­mi sił zła­pał za klam­kę. → Alek­sy reszt­ka­mi sił zła­pał klam­kę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej! 

Stawał się coraz bardziej śpiący, jakby na peronie połknął parę tabletek środka nasennego

Kilka tabletek chyba by go siekło, a nie sprawiło, że stawałby się coraz bardziej śpiący. Nie trzeba brać tabletki nasennej, żeby poczuć senność w pociągu. :) 

 

Okej, jest dziwnie, ten las nasuwający skojarzenia, głowa sarny w zlewie… Ale trochę sporo ozdobników dajesz, tzn. za bardzo rozwlekasz sytuacje, np. wyjście do toalety urasta do rangi wyprawy. 

 

Za dużo też streszczasz: tu dostajemy sarnę w umywalce, więc rośnie napięcie, a następnie ucinasz je, żeby zrobić wielkie ściany tekstu na to, jak wyglądało życie Aleksego. Myślę, że nie jest to najważniejsze. 

 

Brakuje wyważenia. Spotkanie z kolegami też dziwnie opisane: tak płakał, czekał, cieszył się, mało co z tego wynika, pojawia się kobieta i nagle myśli tylko o niej. Trochę mało realne, chyba że miała rzucić urok – to za słabo podkreślone. I jakoś tak ledwo co dwa dialogi, wydaje się, że kolegów może dwóch, a tu nagle jak odchodzą to jakby ich było z dziesięciu. :D

 

Groza powraca w momencie przeniesienia akcji do pociągu i próby ustalenia, co z tą głową sarny. Fajnie budujesz napięcie poprzez tworzenie tych samych przedziałów. W filmie wyglądałoby to rewelacyjnie – otwiera nowy przedział, a tu znowu ten sam. 

 

Zbliżająca się maszkara – ponury, mroczny klimat. 

Śmierć dziewczyny trochę za mało opisana. 

Ciekawe z tą staruszką, czy to jakaś inna wizja przeszłości? 

 

Za to historia śledzenia i te retrospekcje niezbyt mnie ciekawią, mam wrażenie, że oba mocno spowolniły akcję, zwłaszcza że dostaliśmy tylko poszlaki: wcześniej znikała w lesie (a las-sarna), teraz dźwięk łańcuchów. 

 

Na plus historia z Aleksym, który ma obsesję na punkcie Iwony, a ona przed nim ucieka, fajnie tu mieszasz i siejesz niepewność. Aleksy jest tym potworem (mignęło to o chorobie psychicznej), a Iwona przed nim ucieka, aż wreszcie staje się Potwornością, żeby jakoś się bronić? 

 

Kiedy mamy perspektywę Iwony – to staje się aż nazbyt jasne, trochę zbyt jasne i wydłużone, myślę, że można by darować te fragmenty o tym, jak była obserwowana, bo to powtórka z tych z Aleksym, tyle że inna perspektywa, ale sens ten sam. 

 

Gwałtownie zmieniasz perspektywę z Iwony na Aleksego, trochę się to gryzie, może warto zrobić gwiazdkę. 

 

Nie miała, jak uciec.

Bez przecinka. 

 

Aleksy jest mocno porąbany. Ta wzmianka o psychicznej chorobie nie była raczej wzmianką, a kluczem do historii. 

Gwałt, morderstwo, a wszystko za uśmiech. Makabryczne. Ten żal Aleksego – hm, ciężko to jakoś połączyć. 

 

Końcówka dość standardowa – kara za grzechy. Dla mnie tekst można by mocno skrócić, bo masz dobry pomysł, ale przez natłok tych wszystkich opisów, które spowalniają akcję, całość się zbyt rozmywa. 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Nowa Fantastyka