
Udało się dojechać na czas. Dziękuję Jurorom za przedłużenie terminu.
A, gdzieś tu miałam bilet z napisem “Nieskończona stalowa wstęga wozów”. Planowy odjazd: zima, 17.00.
Udało się dojechać na czas. Dziękuję Jurorom za przedłużenie terminu.
A, gdzieś tu miałam bilet z napisem “Nieskończona stalowa wstęga wozów”. Planowy odjazd: zima, 17.00.
Zaczęło się od wraków znajdowanych przez sokistów na torach. Zawsze w złym stanie – pozgniatane i niejednokrotnie pordzewiałe – ale to bodaj jedyna cecha wspólna dla wszystkich. Różniła je wielkość i pierwotny budulec: od spacerowych wózków przez walizki i drezyny do samochodów a nawet wagonów kolejowych. Bez ofiar katastrofy w środku, żadnych śladów krwi, co najwyżej pojedyncze włosy i złuszczony naskórek – jak to w używanym przez co najmniej rok pojeździe. W ogóle wraki prawie nie zawierały szczątków organicznych, składały się głównie z metalu.
Specjaliści nie mogli znaleźć śladów ani jednego raptownego uderzenia – żadnych dziur i zarysowań na wierzchu, tylko w środku. Jak wyraził się znajomy technik z komendy wojewódzkiej – „to wygląda, jakby olbrzym podniósł samochód, wytrząsnął ludzi, wydłubał siedzenia i zmiażdżył go w garści”.
Z początku wraki pojawiały się sporadycznie, ale częstotliwość ich znajdowania narastała. Wkrótce, gdyby ktoś ułożył wszystkie w rzędzie, powstałaby wyglądająca na nieskończoną stalowa wstęga zniszczonych wozów. Wreszcie wydarzyło się nieuniknione – kolejne pogruchotane szczątki „znalazł” maszynista. Nie zdążył wyhamować. Szczęście w nieszczęściu, że trafiło na pociąg towarowy, więc liczba ofiar ograniczyła się do dwuosobowej drużyny trakcyjnej. Od tej pory nerwowość kolejarzy i policjantów wzrosła.
Kolejny skok w podejściu do sprawy miał miejsce, gdy ktoś skojarzył, że zaszły ogromne zmiany w statystykach zaginięć. Zwiększyła się ich ogólna liczba, zmalał udział nastolatków na gigancie kosztem statecznych dorosłych bez widocznych powodów do porzucania rodziny i pracy. Co najważniejsze – samochody przepadłych bez wieści podejrzanie często stały na parkingach przy dworcach.
Nieliczni świadkowie opowiadali o podjeżdżającym do peronów pociągu, który nie figurował w żadnym rozkładzie. Pojawiał się zawsze po zmroku, bezbłędnie wybierając najgorzej oświetlone części dworców. Zapewne z tego powodu przesłuchiwani nie mogli się zdecydować co do wyglądu składu: od dziewiętnastowiecznego okopconego parowozu do kolorowego i połyskującego pendolino, a na sporadycznie powstających amatorskich nagraniach nie dało się wypatrzeć nic ciekawego. Media natychmiast ochrzciły widmowy pociąg „Jeżdżącym Holendrem”.
Te wszystkie informacje buzowały w głowie aspiranta Mariusza Tomickiego, kiedy z niewielką walizką w ręku spacerował po peronie. Wiedział, że w całej Polsce setki policjantów w cywilnych ciuchach marzną na dworcach i czatują na „Jeżdżącego Holendra”. Dochodziła siedemnasta, słońce zaszło niedawno, ale prószący śnieg przyśpieszył zmierzch.
Z samego krańca peronu było widać może dwadzieścia metrów torów, za plecami irytująco mrugała ostatnia z szeregu latarni. Z tyłu, nieco z prawej dochodził grzechot tablicy peronowej. Najprawdopodobniej zapowiadała pośpieszny do Krakowa, który powinien przyjechać na stację za trzydzieści kilka minut. Rozkład nie przewidywał żadnego innego pociągu w ciągu najbliższych dwóch godzin. Śnieg wytłumiał wszystkie inne dźwięki, mróz podszczypywał w stopy. Tomicki uznał, że założył zbyt cienkie buty. Zima niby lekka, ale noce nie rozpieszczały. Potupał i odrobinę przyśpieszył kroku, żeby pobudzić krążenie.
Przy kolejnym nawrocie dostrzegł światła zbliżającej się lokomotywy. To jeszcze nie mógł być pociąg do Krakowa. Albo jakiś towarowy, albo… Aspirant poczuł, jak adrenalina podnosi mu tętno.
– Na stację wjeżdża pociąg nieprzewidziany w rozkładzie – szepnął do mikrofonu ukrytego w kołnierzu kurtki. – Od strony północnej. Widzę światła w oknach, to musi być osobowy.
– Przyjąłem – odpowiedziała słuchawka w uchu. – Pogoda wyklucza użycie drona, powiadamiam patrole naziemne.
– Podejmuję próbę dostania się do środka, kontakt w miarę możliwości.
– Powodzenia.
O dziwo, świadkowie zeznawali prawdę – każdy wagon widmowego pociągu był inny. Trafiały się stare, ale zadbane jak eksponaty muzealne i na wskroś nowoczesne, z metalu i szkła. Tomickiemu mignął nawet drewniany wagon towarowy. Kiedy skład wyhamował, jakieś dwa metry od policjanta otworzyły się drzwi. Stał w nich konduktor w granatowym mundurze z ciemnoczerwonymi naszywkami. Na krawacie miał wyhaftowaną złotą lokomotywę.
– Dzień dobry. Chciałbym kupić bilet – oznajmił Tomicki.
– Dobry wieczór. Oczywiście, zapraszam.
Konduktor cofnął się, przepuszczając aspiranta. Ten rozpiął nieco kurtkę i odchylił kołnierz, aby mikrofon zbierał dźwięki z otoczenia. Kolejarz już trzymał w dłoni bilet; małą tekturkę z dziurką na środku. Tomicki nie widział niczego podobnego od dzieciństwa – dziadek używał ich jako zakładek i strasznie się denerwował, kiedy Mariuszek z kuzynami wyjmowali je z książek, by zagrać w „pokera”.
– Nie pyta pan, dokąd jadę?
– Wszystkie bilety kosztują tyle samo. Osiemdziesiąt sześć złotych i sześćdziesiąt sześć groszy.
– Mogę zapłacić blikiem?
– Niestety, mamy awarię terminala. Tylko gotówka albo na kredyt. Spodziewam się, że usterka wkrótce zostanie usunięta.
Tomicki sięgnął po portfel. Rzadko używał gotówki, ale tyle powinien mieć. Ktoś na zewnątrz zagwizdał i pociąg ruszył. Konduktor skrupulatnie wydał resztę i zaprowadził pasażera do przedziału. Jak się okazało – sypialnego, jednoosobowego i bardzo luksusowego. Aspirant poczuł się jak Poirot w Orient Ekspresie. Odłożył walizkę na półkę, zdjął kurtkę i szepnął do mikrofonu:
– Przedział jak z filmu historycznego; siedzenia chyba z prawdziwej skóry, nad nimi łóżko, w rogu malutka umywalka… O, nawet woda leci. I to ciepła! Daję pięć gwiazdek.
Słuchawka milczała.
– Halo! Centrala, jak mnie słyszycie?
Dobry nastrój natychmiast się ulotnił.
Za oknem przesuwały się niewyraźne kształty. Ciemne, widocznie śnieg zgęstniał i skutecznie zasłonił światła samochodów i domów mijanych miasteczek. Tomicki zdjął kurtkę. Wyjął z kieszeni telefon i dopiero teraz się zdziwił – brak zasięgu, WhatsApp nie działał, nie dało się sprawdzić maila, żadnej komunikacji… Awaria, o której wspomniał konduktor, wyglądała na poważną.
Policjant westchnął i postanowił poszukać wagonu restauracyjnego.
Poszukiwania okazały się niedługie, a WARS nie rozczarował. Biel obrusów raziła w oczy, spod niej wyglądało coś przypominającego kość słoniową (aspirant obstawiał raczej gutaperkę lub jakieś tworzywo sztuczne), mosiężne kinkiety z zielonymi kloszami lśniły jak świeżo wypucowane, blat bufetu wykonano z drewna, a nie jakiejś plastikowej podróbki. Tomicki nie znał się na hebanach i palisandrach, ale był pewien, że to nie tania sosna czy brzoza. Kelner nosił mundur podobny do konduktorskiego, tylko dodatki miał zielone zamiast ciemnoczerwonych.
– Poproszę kawę. Duże americano.
– Arabica czy robusta?
– Arabica.
– Oczywiście, za moment podam do stolika.
– Płatność blikiem w dalszym ciągu nie działa?
– Niestety, nadal tylko gotówka lub na kredyt.
Pieniędzy jeszcze wystarczyło, ale został już tylko bilon. Tomicki wybrał miejsce przy oknie. Skórzane obicie zaskrzypiało. Oprócz policjanta w wagonie siedziały jeszcze dwie osoby. Mało, jak na taki długi skład i wczesny zimowy wieczór.
Przyniesiona wkrótce kawa okazała się doskonała, smak palonych ziaren rozlał się po języku i podniebieniu jak fala przypływu po rozpalonych słońcem kamieniach. Za oknem przesuwały się niewyraźne kształty. Może drzewa, może budynki, a może ich ruiny…
Minuty nieśpiesznie skraplały się w godziny, a łączność ze światem nie wracała. Mniej więcej trzydziestoletnia dziewczyna z brązowym warkoczem skończyła zupę i wyszła, jakiś czas później pojawił się siwy mężczyzna w granatowej marynarce. Skuszony pyszną kawą Tomicki zdecydował się na pierogi z mięsem i ponownie podszedł do kontuaru.
– Americano było świetne.
– Dziękuję. Dodajemy wiele serca do napojów i posiłków.
Czy Tomickiemu się wydawało, czy przez twarz kelnera przemknęła chmura? Zamówił pierogi i wrócił na miejsce.
Po kolacji poszedł do swojego przedziału, rozglądając się po drodze. Przechodził przez wagony z różnych epok, urządzone w różnych stylach i kolorach, ale zawsze luksusowo. Nigdzie nie dostrzegł oznaczenia klasy; ani pierwszej, ani drugiej, ani żadnej innej. Jakby pierwsza była opcją domyślną, a nawet jedyną dopuszczalną. Gdzieś z zakamarków pamięci wypłynęło słowo „pulman”. Ale nie spotkał żadnego pasażera, którego mógłby przepytać. Zresztą, jeśli pasażerowie byli ofiarami, to pewnie nie mogli mu podać wiele faktów, których już by nie znał. Straszliwie brakowało mu wsparcia z centrali.
Szybko odprawił wieczorne rytuały łazienkowo-piżamowe, wdrapał się na bardzo wygodne łóżko, chwilę poświęcił na planowanie jutrzejszych działań (z mocnym akcentem na odzyskanie kontaktu z komendą) i wkrótce usnął.
Rano niewiele się zmieniło – łączności ze światem wciąż brakowało, tylko za oknami pojaśniało, ale świat tonął w gęstej mgle zacierającej szczegóły mijanych kształtów i utrudniającej oszacowanie prędkości pociągu. Tomicki miał nadzieję, że ciągle ma wsparcie patroli naziemnych, które, kierując się stukotem kół, gdzieś w tym mlecznym oparze jadą równolegle do składu.
Dzienne światło, chociaż przytłumione mgłą, wydobyło obrazek róży na jednym z siedzeń w przedziale. Aspirant sądził, że wzory na skórze, zwłaszcza ciemnej, raczej się wytłacza niż maluje, ale nie upierał się przy swoich przekonaniach. Aż przejechał opuszkami po kwiatku, jednak nie wyczuł żadnych zmian w fakturze. Czyli nawet nie farba, tylko mazak lub coś podobnego. Albo rysunek wykonano od spodu. Róża nasunęła Tomickiemu skojarzenia z czytaną kiedyś powieścią Eco. Tam też prowadzono śledztwo w bardzo mętnej sprawie.
Policjant przespacerował się do WARS-u na śniadanie. Wydało mu się, że wagon znajduje się dalej niż wczoraj, jakby w nocy ktoś pozmieniał kolejność w składzie. Zapewne poprzednio źle ocenił odległość lub czegoś nie zapamiętał.
Aspirant zwrócił również uwagę, że prawie nie widzi innych podróżnych, a gdyby te wszystkie setki i tysiące zaginionych jechały razem z nim, to ludzie powinni tłoczyć się w każdym korytarzu i siedzieć sobie na głowach w każdym przedziale. Zegarek pokazywał ponad dwadzieścia minut po ósmej, niemożliwe, żeby wszyscy jeszcze spali. Chyba że „Jeżdżących Holendrów” krążyło po Polsce więcej. Tymczasem w wagonie restauracyjnym oprócz tego samego kelnera, który dyżurował wczoraj, znajdowała się tylko jedna kobieta. Blondynka, kilka lat po czterdziestce, w fioletowej sukience o wiele za cienkiej na styczeń. Buty też miała zdecydowanie nie zimowe. Widocznie lubiła chłód albo zależało jej na wyeksponowaniu nóg. A miała co pokazywać… Bez entuzjazmu mieszała łyżeczką w owsiance z jakimiś czerwonymi owocami.
Tomicki zamówił jajecznicę i podszedł do zajętego stolika.
– Mogę się przysiąść?
– Tak, proszę. – Blondynka wskazała krzesło naprzeciwko.
– Wspaniały pociąg. Bardzo luksusowy.
Kobieta bez przekonania kiwnęła głową.
– Dokąd pani jedzie? – indagował Tomicki.
Rozmówczyni drgnęła, jakby coś ją wystraszyło, rozejrzała się.
– Nie wolno mówić o podróży – szepnęła.
– Dlaczego nie?
Kelner podszedł z zamówieniem:
– Przepraszam, że się wtrącam, ale Regulamin Kolei zabrania rozmawiania o pociągu oraz podróży.
Tomicki pomyślał, że to idiotyczna zasada, ale nie skomentował. Podziękował za jajecznicę (pachniała tak, że zaczął się ślinić nie gorzej od psa Pawłowa) i gorączkowo zastanawiał się nad tematem rozmowy, który nie łamałby cudacznego regulaminu, a jednocześnie nie wyglądał na tani podryw.
– Pani pozwoli, że się przedstawię, Mariusz Tomicki. – Niby był na służbie, ale postanowił pominąć „aspiranta”.
– Beata Sosnkowska, miło mi.
– Nietypową mamy pogodę, prawda?
– Tak, wyjątkowo ciepły ten październik.
Październik? Jaki październik?! Przecież jest styczeń. Kobieta oszalała czy nie zauważyła trzech ostatnich miesięcy? Odpowiedź tak wytrąciła policjanta z równowagi, że przez dłuższą chwilę jadł w milczeniu.
– Jaki mamy dzisiaj dzień tygodnia? – Tomicki wreszcie wymyślił mało agresywne pytanie kontrolne.
– Nie jestem pewna, przedwczoraj padła mi bateria w telefonie. Chyba wtorek.
O nie, policjant był święcie przekonany, że to czwartek. Ale uderzyło go co innego – czy ona naprawdę jechała tym widmowym pociągiem od co najmniej dwóch dni? Uświadomił sobie, że do tej pory nie zauważył ani jednej stacji. Chyba nawet w Kolei Transsyberyjskiej miasta trafiały się częściej niż – spojrzał na zegarek – co szesnaście godzin. Jeśli jadą z prędkością około stu na godzinę, niechby chociaż osiemdziesiąt, to już dawno opuścili terytorium Polski. Niezależnie od kierunku jazdy. Zerknął przez okno, ale nie zdołał zlokalizować słońca. I żadnej granicy nie zauważył. Strefa Schengen czy nie, jakiś celnik chyba powinien przejść wzdłuż wagonów, zajrzeć do każdego przedziału? Tomicki nie miał pojęcia. I obsługa mogłaby się zmienić na lokalną, nowy konduktor – sprawdzić bilety, a tu kelner ciągle ten sam… Chyba że krążyli w kółko po kraju. Opcja bezsensowna, ale możliwa.
Zadał jeszcze kilka pytań o zwyczaje panujące w pociągu, ale rozmówczyni pobladła i zdawała się balansować na krawędzi paniki. Zrezygnował z dalszych nacisków, żeby nie zniechęcić potencjalnego świadka. Skierował rozmowę na neutralne tematy – drożyznę w sklepach, zimy w czasach dzieciństwa oraz omówienie zalet czekolady mlecznej i gorzkiej. Sosnkowska jednak pośpiesznie skończyła swoją owsiankę, dokładnie wyskrobała miseczkę i uciekła, mamrocząc grzecznościowe formułki.
Po powrocie do przedziału Tomicki najpierw przestudiował regulamin, który wisiał na prawo od niewielkiego lusterka nad umywalką. Nie znalazł tam nic zaskakującego; ot, uświęcone tradycją formułki na temat miejsc, biletów, kontroli… Spisane może nieco archaicznym językiem, ale nadal zwyczajne zasady obowiązujące w pociągu. Żadnych ograniczeń co do tematów rozmów między pasażerami.
Potem, po długim wpatrywaniu się w niebo, policjant uznał, że nieco jaśniejsze miejsce wskazuje położenie słońca. Skonfrontowawszy je z zegarkiem, doszedł do wniosku, że jadą gdzieś na północny wschód.
Przez dłuższą chwilę Tomicki zastanawiał się, jakie pytania mógłby zadać pasażerom, żeby uzyskać jakieś informacje o „Jeżdżącym Holendrze”, a nie wkraczać w zakazane rewiry. Sosnkowska wydawała się autentycznie przestraszona… Nic ciekawego nie wymyślił, więc sięgnął po książkę wrzuconą do walizki. Podczas pakowania na chybcika złapał coś ze stosiku wstydu, bodajże prezent gwiazdkowy, teraz poczuł się rozczarowany wyborem. Padło na coś, co na okładce nazwano kryminałem, ale w dwóch pierwszych rozdziałach znalazło się więcej rozważań pani prokurator nad atrakcyjnością rozmówców niż zbrodni. Wreszcie rzucił książkę na siedzenie i postanowił przejść się korytarzem, w nadziei, że trafi się okazja, by z kimś pogawędzić.
Nim minęła godzina, mógłby przysiąc, że jest jedynym pasażerem w tym wagonie. Nikt nie chodził do toalety ani do restauracji. Policjant zorientował się jedynie, że teraz jadą na południe. W końcu zaczął spacerować po pociągu, by zwiększyć szanse na spotkanie rozmówcy.
Bardzo długo nie widział nikogo poza kobietą sprzątającą korytarz kilka wagonów w stronę lokomotywy. Miała na sobie znajomy mundur, lecz z żółtymi naszywkami. Tomicki zaczął szukać różnic i podobieństw w wystrojach poszczególnych pulmanów. Luksus wydawał się wspólnym mianownikiem. Firanki zawsze zaprasowane w harmonijkę, na ogół w różnych odcieniach niebieskiego, ale identyczne w całym wagonie. Wyłącznie kuszetki. Bardziej nowoczesne pulmany miały wielkie okna, których nie dało się otworzyć. Starsze wyposażono w okna dwudzielne, z przesuwaną górną połową lub z lufcikiem. Na podłogach chodniki ładnie współgrające z firankami. Drzwi i ścianki przedziałów pokryto ni to mozaiką, ni to intarsją z drobnych, gładkich elementów.
Po drodze Tomicki pukał do przedziałów – żadnej reakcji, więc zaczął szarpać klamki. Nie udało mu się otworzyć ani jednych drzwi.
Kiedy uznał, że na pewno minął lokomotywę już co najmniej dwa razy (czuł, że przeszedł dystans o wiele większy niż długość dowolnego peronu), zobaczył w końcu korytarza niezwykłą scenkę. Dwóch osiłków w mundurach z krwistoczerwonymi dodatkami, zapewne sokistów, ciągnęło wierzgającego i wrzeszczącego pasażera. Policjant natychmiast do nich podbiegł.
– Panowie! Co tu się dzieje?
– Proszę się nie wtrącać – odpowiedział bliższy mięśniak. – Ten człowiek złamał regulamin.
– Ale co z nim chcecie zrobić?!
– To, co przewiduje regulamin. Proszę się odsunąć!
Pasażer kurczowo wczepił się w rękę Tomickiego.
– Ratunku! Oni mnie zamordują!
Jeden sokista brutalnie walnął jeńca w przedramię, aspirant usłyszał trzask kości, zraniony mężczyzna zawył. Drugi barkiem odepchnął Tomickiego. W tym samym momencie wagonem zatrzęsło, jakby mieli się wykoleić, i aspirant wylądował na podłodze. Zanim zerwał się na nogi, moment na skuteczną interwencję już minął. Kolejarze na wpół wyprowadzili, na wpół wynieśli spacyfikowanego pasażera do następnego wagonu, drzwi same się za nimi zamknęły i rozległ się dźwięk rygli. Policjant przez chwilę szarpał wajchę otwierającą, ale bezskutecznie.
To częściowo tłumaczyło przerażenie Sosnkowskiej. Zamordowanie podróżnego? Co takiego znajdowało się w tajemniczym regulaminie?!
Tomicki jak w transie wrócił do własnego przedziału.
Próbował czytać swój kiepski kryminał, ale tylko przesuwał wzrokiem po słowach, ich znaczenie nie docierało do mózgu. Przedarła się za to zmiana rytmu kół i zwalnianie pociągu. Policjant złapał kurtkę, komórkę i rzucił się do wyjścia z wagonu…
…by zostać zatrzymanym przez konduktora.
– Pasażerowi nie wolno opuszczać składu, dopóki nie ureguluje swojego długu!
Ciekawe, skąd wie, że jadłem na krechę w WARS-ie? – przemknęło przez głowę Tomickiemu. Na głos powiedział:
– Chciałem tylko znaleźć bankomat i pobrać trochę gotówki. Jak długo będziemy stali na tej stacji?
– Wysiadanie ze składu w pana sytuacji jest zabronione!
– Człowieku! Przecież za moment wrócę! Zostawiłem w przedziale cały bagaż! Sama maszynka do golenia jest warta więcej niż dwa posiłki!
– Zabronione!
Konduktor pozostawał niezłomny, zresztą już postawił na swoim – podczas scysji drzwi same się zatrzasnęły, gdzieś na zewnątrz zabrzmiał gwizdek i pociąg powoli się rozpędzał, a Tomicki nawet nie zdołał przeczytać nazwy stacji. Wściekły wrócił do siebie, a potem powlókł się na obiadokolację. Tym razem oprócz niego i kelnera w WARS-ie nikogo nie było. Policjant z nudów analizował szczegóły wystroju i zauważył, że obicie krzesła przy sąsiednim stoliku ozdobiono jakimś napisem. Aż podszedł bliżej, żeby przeczytać: „Fortes Fortuna Adiuvat”. Litery wykonano tą samą techniką, co różę w jego przedziale, chyba nawet kolor był podobny. Tylko kto umieszcza napis w obcym języku (aspirant podejrzewał, że to łacina) na krześle? Nie wyglądało to na logo producenta. I dlaczego dekoracja znajdowała się tylko na jednym meblu spośród kilkunastu, które ewidentnie stanowiły komplet? Może komplety były dwa i nieco się przemieszały?
Tomicki wzruszył ramionami i skoncentrował się na kotlecie pożarskim. Jak wszystko tutaj, smakował świetnie, ale aspirant nie potrafił określić, co to za mięso. Jakby wieprzowina, ale niezupełnie. Może jakaś mieszanka, a może na przykład jagnięcina, której próbował może ze dwa razy w życiu.
W następnych dniach Tomicki skupił się na zdobywaniu informacji nie wymagających rozmów z innymi podróżnymi. Czatował na stacje. Skrzętnie notował czas i szukał regularności. Nie mógł znaleźć – czasami pociąg zatrzymywał się co dwie lub trzy godziny, a czasami pędził bez zwalniania przez całą dobę lub jeszcze dłużej. Raz stanął, kiedy zegar pokazywał kilka minut po wpół do dziesiątej. Zdaniem policjanta – w nocy. Ale na zewnątrz było jasno, chociaż mgliście. Możliwych wyjaśnień było kilka: stacja i jej otoczenie zostały sztucznie doświetlone, znajdowali się w pobliżu bieguna południowego, w innym świecie (być może tym lepszym, choć nic nie wskazywało na tę dobroć), Tomicki się pomylił. Żadna z wersji go nie przekonywała.
Spisywał nazwy stacji. Niewiele mu to dało – ani jedna nie należała do dużego miasta, które potrafiłby pokazać na mapie Polski. Ba, nie miał pewności, czy to zawsze jest Polska. Obfitość „sz” i „cz” raczej rozwiewała wątpliwości, ale Okoli czy Adony mogły leżeć wszędzie. Niekiedy Tomicki zastanawiał się, czy szlaczek, który widział tylko przez moment, to napis w egzotycznym alfabecie, czy też efekt wysiłków graficiarza.
Notował również kolejność wagonów, bo potrafiła się zmieniać nawet w trakcie jazdy. WARS czasami był przed przedziałem policjanta, czasami za. Kilkanaście wagonów dalej, a niekiedy raptem dwa. Tomicki spacerował więc z notesem wzdłuż składu, wyszukiwał znaki szczególne – czerwonawy połysk mozaikowej wykładziny, dziwny wzorek na firankach albo dywanie, pęknięta szyba w drugim oknie od strony lokomotywy… Wszystko to lądowało na kartkach. I nic nie sugerowało metody w tym szaleństwie.
Aspirant co godzinę sprawdzał, w jakim kierunku jedzie pociąg i spisywał rezultaty. Mgła utrzymywała się codziennie, więc nie zawsze próby kończyły się sukcesem. Uzyskane wyniki zdawały się całkowicie przypadkowe – w ciągu doby składowi zdarzało się zaliczyć pełną różę wiatrów. I to bynajmniej nie po kolei, jak podczas jazdy po okręgu. Chaotycznie. Ze dwa razy miał wrażenie, że słońce przesuwa się z zachodu na wschód. Zapewne „Jeżdżący Holender” skręcał, ale… Majaczące na granicy widoczności ciemniejsze kształty sugerowały, że wcale nie. Jednak mogły to być gnane wiatrem chmury.
Pewnej nocy mgła zniknęła, ukazując tysiące gwiazd. Tomicki pluł sobie w brodę, że nie potrafi rozpoznać nic oprócz Wielkiego Wozu, który akurat był niewidoczny. Sfotografował tyle nieba, ile zdołał uchwycić, wychylając się przez okno w przedziale. Miał nadzieję, że kolejne zdjęcie pozwoli ustalić, gdzie znajduje się biegun niebieski i północ. Tylko że na fotografii zrobionej dwie godziny później nie potrafił znaleźć ani jednego układu gwiazd występującego na pierwszej. Wpatrywał się w oba zdjęcia na przemian, aż padła bateria w telefonie. Oczywiście, że zabrał ze sobą ładowarkę, ale mimo wszechobecnego przepychu, ta kolej nie oferowała miejsca, gdzie dałoby się ją podłączyć.
Ćwiczenia z geografii przypadkiem doprowadziły do odkrycia. Stał na korytarzu, z twarzą przyciśniętą do szyby, bo wydawało mu się, że słońce znajduje się nisko, z tyłu pociągu. I nagle zobaczył coś, czego nie dostrzegał wcześniej. Coś pojawiło się na przytwierdzonej do ściany kartce z Regulaminem Kolei – mały napis „verte”, widoczny tylko pod bardzo ostrym kątem.
Tomicki natychmiast wrócił do swojego przedziału i zaczął oglądać regulamin w pobliżu umywalki. Tu też, kiedy człowiek przytulił policzek do lusterka, pojawiało się polecenie odwrócenia. Scyzoryk z małym śrubokrętem gwiazdkowym pozwolił zdjąć szybkę i dorwać się do kartki. Jak się okazało – na odwrocie gęsto zapisanej drobnym druczkiem. Treść sprawiła, że policjantowi zrobiło się zimno, a potem gorąco.
Znalazł się tu i „absolutny zakaz informowania innych pasażerów o szczegółach własnej podróży”, i zakaz opuszczania składu, dopóki zadłużenie wobec Kolei nie zostanie uregulowane, i wiele innych zapisów. Kiedy dług przekroczył półtora tysiąca złotych, pasażerowi konfiskowano bagaż. Tomicki zakarbował sobie, żeby poupychać najważniejsze rzeczy po kieszeniach i nigdy nie wychodzić z przedziału bez kurtki. A kiedy zadłużenie osiągnie pięć tysięcy lub tył składu dogoni wagon podróżnego (cokolwiek miałoby to znaczyć), zapada decyzja, czy pasażer ma dołączyć do personelu, czy też zostać wcielony do składu. Przymusowe wcielenie do składu groziło również za „rażące naruszenie niniejszego regulaminu”.
WCIELENIE DO SKŁADU.
Tomicki przez chwilę wypierał znaczenie tych słów, ale przypadkiem rzucił okiem na różę na siedzeniu. To musiał być tatuaż! Tak samo, jak dziwne hasło o fortunie w wagonie jadalnym. Tatuażowy kamyczek wywołał lawinę, której nie dało się już powstrzymać. Krzeseł w WARS-ie nie zrobiono z żadnego ebonitu czy bakelitu. To była kość, tylko wcale nie słoniowa. Dziwaczne kotlety w smaku przypominające wieprzowinę, ale nie do końca, słowa kelnera o dodawaniu serca do posiłków…
Dopadł umywalki i gwałtownie zwymiotował. Podobno człowiek anatomicznie przypomina świnię. Ale w odróżnieniu od niej na ogół ma tabu związane z kanibalizmem.
Czyli to tak skończył nieszczęśnik wleczony przez dwóch sokistów. Być może jakaś jego część właśnie spływała rurami z umywalki na tory… A może proces przetwarzania trwał na tyle długo, że znajdzie się na talerzach dopiero za tydzień. W każdym razie Tomicki zamierzał od dzisiaj przejść na wegetarianizm. No, ryba powinna być w miarę bezpieczna – mięso ssaków wygląda całkiem inaczej.
Wdrapał się na łóżko i ostrożnie rozpruł scyzorykiem róg materaca, ten najmniej widoczny, od wejścia, przy ścianie. Tak, jak podejrzewał – wypchano go ludzkimi włosami. Co za cholerni naziści to wymyślili?!
Co z nim się stanie, kiedy zadłużenie przekroczy pięć tysięcy? A kiedyś w końcu musi, choćby nawet żywił się wyłącznie suchym chlebem i popijał wodą z kranu. Jaką funkcję mógłby pełnić? Konduktora, sokisty? Byle nie to drugie! Kto dokonuje wyboru? Zawód predestynował go raczej do roli mięśniaka ciągnącego współpasażerów na rzeź. Czy „Jeżdżący Holender” wie, czym człowiek się zajmował, zanim wsiadł do tego przeklętego pociągu?
Dwa dni później aspirant zobaczył nowego pasażera w wejściu do WARS-u. Praktycznie każdy byłby dla niego nowy, rozpoznawał może pięcioro ludzi, ale w tym obok obcej twarzy tkwiło coś znajomego. Przez chwilę nie mógł zgadnąć, o co chodzi, aż wreszcie nastąpiło olśnienie – ten sam sposób obserwowania świata widział u kolegów z komendy. Z ucha nowego sterczała słuchawka, identyczna z tą, którą wciąż miał w kieszeni kurtki Tomicki. Przybysz udawał, że słucha muzyki z playlisty, chociaż w tym pociągu nigdy nie było Internetu. Mężczyzna patrzył na Tomickiego, jakby przeglądał mentalną kartotekę i zastanawiał się, skąd go zna. To po prostu był policjant na służbie. Sprzymierzeniec! Aspirant postanowił się przedstawić:
– Mariusz Tomicki.
Nowy wybałuszył oczy, a potem się ucieszył:
– To ty jesteś tym facetem, który zaginął pół roku temu! Żyjesz! Wszystko w porządku!
– Jeszcze żyję i nic nie jest w porządku. Jak ci na imię?
– Przepraszam, nie zameldowałem się. – Przybysz wyprężył się jak na apelu. – Młodszy aspirant Wojciech Mibora!
– Spocznij – syknął Tomicki. – I przestań się wydurniać. Zaraz zaczniesz machać blachą… Kiedy wsiadłeś?
– Jakieś pół godziny temu. Dlaczego…
– Zapłaciłeś za bilet czy wziąłeś na kredyt?
– Zapłaciłem…
– Uff! Pod żadnym pozorem nie kupuj nic na krechę! To rozkaz! Jasne?
– Dobrze. Skoro nalegasz… Ale nic nie rozumiem.
– I wyjaśnienie tego wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Zapraszam na kawę, podają tu naprawdę świetną. Ale mięso odradzam. – Razem podeszli do kontuaru. – Poproszę dwie kawy. I proszę dopisać do mojego rachunku. Jaką chcesz? – zwrócił się do Wojtka.
– Latte. Ale przecież mówiłeś…
– Porozmawiamy za chwilę – uciął Tomicki.
Usiedli przy stoliku, poczekali na kawę. Milczeli, dopóki kelner nie odszedł. Dopiero wtedy starszy policjant się odezwał:
– Wróćmy do czegoś, co powiedziałeś przedtem… Że zaginąłem pół roku temu. Przejęzyczyłeś się, prawda?
Brwi Wojtka powędrowały w górę.
– Nie. Mamy lipiec, a ty przepadłeś pod koniec stycznia. No, jeszcze pół roku nie ma, ale lada moment minie.
– Wsiadłem do pociągu osiem dni temu. Baterie w mojej turystycznej golarce jeszcze się trzymają. Czy wyglądam, jakbym zapuszczał brodę od sześciu miesięcy? – Tomicki przypomniał sobie Sosnkowską, ubraną w cienką sukienkę i wspominającą coś o październiku, i zwątpił we własne słowa. – Nieważne.
– A twojej golarki nie da się podładować?
– Da się, oczywiście. A widzisz tu gdzieś gniazdko?
Nowy rozejrzał się.
– Faktycznie, nie widzę. Chociaż wystrój bardzo elegancki.
– Prawda? I bardzo wyjątkowy. Na przykład to krzesło. – Tomicki wskazał kciukiem za plecy. – Ma ciekawy napis, nie sądzisz?
Wojtek wychylił się i przymrużył oczy.
– Fortuna sprzyja… silnym?
– Możliwe. Widziałem kiedyś podobny tatuaż.
– Rzeczywiście, nawet czcionka pasuje.
– A nogi krzeseł mają taką wysokość, jak piszczele przeciętnego człowieka. Bardzo wygodne… – To nie łamie regulaminu, prawda?
Wojtek spojrzał na rozmówcę podejrzliwie, ale uznał te słowa za przejawy dziwacznego poczucia humoru i postanowił zmienić temat:
– Dlaczego zabroniłeś mi kupować na krechę, ale sam to robisz?
– Ten pociąg bardzo nie lubi dłużników, a dla ciebie jeszcze jest nadzieja.
– Mogę płacić sam za siebie.
– A ile masz gotówki?
– No, niezbyt wiele, ale mam przy sobie dwie karty i…
– Problem w tym, że w tym przeklętym pociągu terminal trzymają tam, gdzie gniazdka. Jeśli góra postanowi wysłać tu kogoś jeszcze, to niech ten człowiek ma przy sobie co najmniej kilka stów. I może jeszcze sprzęt do nagrywania. Koniecznie na baterie i na wszelki wypadek analogowy…
– Czekaj! W moim przedziale jest lampka! Działa i to na prąd. Jestem tego pewien.
– Owszem, u siebie też mam lampkę nocną. A jej kabelek prowadzi prosto do ściany, bez żadnego kontaktu po drodze.
– Nie próbowałeś wpiąć się ładowarką bezpośrednio do kabla?
– Daj spokój, moje talenty elektryka kończą się na wymianie baterii. – Tomicki ani myślał wspominać przy kelnerze, czym grozi niszczenie wyposażenia przedziałów. – Zresztą, jesteś pewien, że tutejsze napięcie nie rozwali sprzętu? – dodał, żeby zniechęcić Wojtka do samodzielnych działań i na wszelki wypadek zmienił temat: – Wiesz, że hamulca bezpieczeństwa też tu nie widziałem? A możesz mi wierzyć, że szukałem.
– Mariusz, naprawdę subiektywnie uważasz, że jesteś tu od kilku dni?
– Naprawdę.
– Potrafisz to jakoś wyjaśnić?
– Stary, jeśli mi powiesz, że ten „Jeżdżący Holender”… A właśnie, dziennikarze nadal używają tej nazwy?
– Temat trochę przygasł, ostatnio zaginięć jest mniej, a na świecie mnóstwo się dzieje, ale zasadniczo tak; „Jeżdżący Holender” ciągle jest w obiegu.
– No, to gdybyś mi powiedział, że ten pociąg osiągnął prawie prędkość światła i przez to czas dziwacznie płynie, uwierzyłbym bez mrugnięcia okiem. A gdybyś uznał, że umarliśmy i trafiliśmy do piekła, to też bym z tym nie dyskutował.
Zapadła ciężka cisza, którą wreszcie przerwał Mibora:
– Miałeś rację, kawa była doskonała.
– Wypiłeś? To chodźmy, chciałbym ci coś pokazać.
Po drodze rozmawiali o lekturach. Tomicki skarżył się, że zabrał tylko jeden kryminał, a na dodatek słaby, ale czyta go w kółko z braku innych opcji. Z nadzieją spytał kolegi o jego zasoby. Niestety, Mibora nie przepadał za książkami i miał przy sobie tylko jakieś babskie czasopismo, o które poprosiła go żona. Starszy policjant westchnął, że chętnie pożyczyłby i to, bo nuda długich godzin podróży staje się torturą. Wreszcie dotarli do celu – okna sąsiadującego z Regulaminem Kolei. Tomicki wskazał go palcem i rzucił mimochodem:
– Pamiętaj, że zawsze warto zaznajomić się z obowiązującymi tu zasadami. A teraz popatrz na koniec pociągu i sprawdź, czy zdołasz znaleźć Gwiazdę Polarną. Kiedy ostatnio sprawdzałem, pociąg jechał na południe – skłamał.
Mibora posłusznie przytulił się do szyby. Niestety, nie wypatrzył ani bieguna niebieskiego, ani błysku tego magicznego słówka „verte”. Inna sprawa, że w półmroku panującym na korytarzu było to jeszcze trudniejsze do dostrzeżenia niż zwykle. Nie pomogło nawet stukanie paznokciami w odpowiednim miejscu regulaminu. Nagle Tomicki zauważył, że coś się zmienia.
– Zwalniamy! Zaraz stacja. Zostawiłeś w przedziale jakieś rzeczy, które są ci niezbędne?
– Walizkę z ciuchami. Obędę się bez niej.
– To uciekaj, póki możesz! Pamiętaj, żeby chłopcy mieli przy sobie gotówkę!
Obaj ruszyli w stronę drzwi, konduktor (nie ten opiekujący się wagonem Tomickiego, tylko jakiś obcy) spoglądał na nich podejrzliwie, ale nie interweniował, gdy Mibora położył dłoń na wajsze do otwierania drzwi, tylko stanął między policjantami, aby zapobiec ewentualnej ucieczce dłużnika. Tomicki myślał chwilę, czy nie próbować się przedrzeć przez tę barierę, ale bał się niepowodzenia – sokiści dziwnie łatwo uniemożliwili mu odbicie wleczonego na śmierć człowieka. Jakby pociąg im pomagał. A atak na kolejarza z pewnością stanowił “rażące naruszenie regulaminu”. Policjant zdecydowanie nie zamierzał skończyć jako obicie siedzenia i kotlety w WARS-ie.
– Miałem ci pożyczyć to pisemko żony! – przypomniał sobie młodszy aspirant.
– Nieważne! To i tak niewiele zmieni w mojej sytuacji. Nie wiadomo, kiedy trafi się następna stacja. Pozdrów wszystkich ode mnie!
Pociąg stanął, a Mibora otworzył drzwi i wyskoczył na peron. Jakby coś sobie przypomniał, wyjął z kieszeni portfel, wyszarpnął z niego dokumenty i karty, a resztę rzucił nad ramieniem konduktora prosto w ręce zaskoczonego Tomickiego.
– Dzięki, Wojtek! Nigdy ci tego nie zapomnę.
Machali sobie na pożegnanie, póki „Jeżdżący Holender” znów nie ruszył. Dopiero wtedy policjant obejrzał zawartość portfela. Najpierw zauważył zdjęcia uśmiechniętej kobiety i może dwuletniego berbecia. Świetnie, że Wojtek się uratował, dzieciak będzie potrzebował ojca. Później znalazł sto sześćdziesiąt złotych w banknotach i garstkę monet. Pieniądze już niewiele mogły mu pomóc – zadłużenie wobec Kolei grubo przekraczało pół tysiąca – ale rozczulił go gest kolegi.
Po ucieczce Wojtka dni ciągnęły się bez końca jak szyny pod kołami. Tomicki w długie wieczory czytał odpychający niby-kryminał. Kończył ostatnią stronę i wracał do pierwszej. Dla zabicia czasu zaczął liczyć, ile wyrazów zaczyna się na a, ile na b i tak dalej. Jednocześnie nienawidził tej książki i pragnął jak chłodnej wody w upale. Bał się, że oszaleje, jeśli nie będzie miał czym zapchać bezdennej studni nudy. Na walizce z coraz brudniejszymi ubraniami aż tak mu nie zależało. Wiedział, że lada moment kolej ją skonfiskuje i już pogodził się ze stratą. Ale książkę chronił – gdy wychodził, wciskał ją do kieszeni kurtki lub za pasek spodni.
Całymi godzinami analizował rozmowy z Wojtkiem. Co zdążył mu przekazać, a czego nie. Co Wojtek z tego zrozumiał i zapamiętał. Co powtórzy kolegom. W co mu uwierzą… Tomicki uświadomił sobie, że zaniedbał wysyłanie informacji do normalnego świata, a przecież istnieją dla nich inne pojemniki niż ludzki mózg. Mógł pisać na kartkach i wyrzucać je przez okno. Tylko że w policyjnym notesie zostało ich żałośnie mało. Aspirant żałował, że aż tyle stron zabazgrał zapiskami o kierunku jazdy, z których absolutnie nic nie wynikało. Przemknęło mu przez głowę, że mógłby wydzierać kartki z książki, ale bez dłuższego wahania odrzucił ten pomysł. Wydarł tylko te puste i z niewielką ilością druku.
Jak sprawić, żeby papierek ciśnięty z pociągu został przeczytany, a nie potraktowany jak śmieć? Początkowo robił samolociki, ale słabo latały – za mała powierzchnia skrzydeł w stosunku do masy. Raz przypiął liścik do koszuli, zawinął ją dookoła wiadomości i wyrzucił podczas postoju. Istniało ryzyko, że ta nietypowa koperta trafi do bezdomnego. Następną kartkę upchnął do butelki po wodzie kolońskiej. Pastą do zębów napisał na niej „POLICJA”, odczekał, aż wyschnie, i delikatnie opuścił na sznurku skręconym ze sprutych skarpet.
Oczywiście, że próbował uciec podczas postoju, ale wtedy nie dawało się otworzyć żadnego okna. W korytarzach też się blokowały. Potem jeszcze specjalnie zostawił okno szeroko otwarte i przez kilka godzin czekał na stację. Niestety, upiorny pociąg przewidywał i taką sytuację – zanim skład zaczął zwalniać, szyba sama z siebie podjechała do góry.
Po skonfiskowaniu walizki Tomicki znalazł sobie nowe hobby. Przypomniał mu się czytany w młodości „Wielki skok na pociąg” Crichtona. Skoro złodziej mógł łazić po jadącym pociągu, to dlaczego nie policjant? A jeśli człowiek już wie, że nie wyjdzie cało z przeżywanej przygody, to ryzyko upadku przy wychodzeniu przez okno przedziału (na szczęście podczas jazdy otwierało się bez przeszkód) albo przeskakiwaniu z jednego wagonu na drugi staje się w pełni akceptowalne.
Spacer po dachach napełnił go euforycznym poczuciem wolności. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo się dusił jako więzień „Jeżdżącego Holendra”. Wychodził nocą i mógł godzinami po prostu leżeć i gapić się w niebo.
Któregoś wieczoru zaobserwował niezwykłe zjawisko: z przejazdu kolejowo-drogowego korzystał samochód dostawczy z kolorowymi owocami i warzywami namalowanymi na pace. Kierowca wydawał się w ogóle nie widzieć zbliżającego się upiornego pociągu. Rogatki beztrosko celowały w niebo. Tuż przed nieuniknionym zderzeniem Tomicki złapał się, czego tylko mógł, by nie spaść, ale wstrząs nie nastąpił. Dostawczak bezszelestnie wtopił się w przejeżdżające wagony, jakby był hologramem. A następnego dnia w menu WARS-u pojawiły się dania ze świeżych warzyw…
Policjant mógł również po dachach dotrzeć do tych części pociągu, które były niedostępne z korytarza dla pasażerów – początku i końca składu. Kiedy już porzucił nierealne bez wsparcia i narzędzi plany zdobywania lokomotywy przez przednie okna, niczym komandos, i przejęcia kontroli nad pojazdem, o wiele ciekawsze okazały się ostatnie wagony. Na ile mógł się zorientować, to tam umieszczonych zostało kilka bezprzedziałowych brankardów, gdzie skoszarowano personel.
Jeszcze dalej, w miarę zbliżania się do końca pociągu, wagony stawały się coraz bardziej ascetyczne, metalowe i gołe. Znikało wszystko, co zawierało jakiekolwiek organiczne części. Aż wreszcie obdarty z wszelkich miękkich i palnych substancji metalowy szkielet pewnego dnia znikał, odczepiony od składu i porzucony na torach. Wyjaśniła się zagadka wraków…
Tomicki bardzo chciał zobaczyć, jak wygląda proces odłączania, pamiętał przecież, że znajdowane metalowe szczątki były powyginane bardziej niż paragrafy, ale nigdy nie mógł trafić na właściwy moment. Marzył, by położyć się na takim ostatnim wagonie i spokojnie poczekać, aż ten się zatrzyma lub zostanie znaleziony, ale pojmował, że po zgniataniu człowiek na powierzchni przekształciłby się w mokrą plamę.
Na razie zostawiał inne mokre plamy – śliną i krwią pisał po dachach i górnych częściach ścian wiadomości. Gorąco wierzył, że technicy potraktują wraki luminolem i przesłanie dotrze do adresata.
Uwolniony od duchoty przedziału, zastanawiał się nad swoim końcem. Nie zamierzał pozwolić na przymusowe wcielenie do składu. Postanowił, że nigdy nie dołączy do personelu na różne sposoby omotującego kolejne ofiary. Jakimś fragmentem umysłu dumał, czy zdoła dotrzymać danej samemu sobie obietnicy, czy też instynkt samozachowawczy postawi na swoim.
Dawno przestał wierzyć, że Wojtek sprowadzi pomoc. Gdyby tak miało być, już wiele dni temu w WARS-ie zjawiłby się jakiś policjant zaopatrzony w fotografię Tomickiego i gruby plik banknotów. Jakie jeszcze miał możliwości? Najlepsza to zeskoczenie z tylnej części pociągu podczas postoju. Ale „Jeżdżący Holender” nigdy jeszcze nie zatrzymał się, kiedy aspirant przebywał na dachu. Mógł również skakać z pędzącego pociągu. Zanim zadłużenie przekroczy pięć tysięcy lub jego pulman stanie się ostatnim wagonem dostępnym dla pasażerów.
To jedyny wybór, który mu jeszcze pozostał.
Bardzo mi się podobało. Czytałem na raty, ale w ogóle nie miałem problemu z ponownym wejściem w opowieść. Wszystko pięknie i klarownie przedstawiłaś. Do końca nie upuszczało mnie zainteresowanie. Bogactwo języka, a jednocześnie bez stylistycznych i intelektualnych wygibasów. Historia straszna, ale oszczędziłaś czytelnikowi makabry. Do tego różne wątpliwości, które w czasie czytanie pojawiały mi się (na przykład, czemu po prostu Tomicki nie wyskoczył z pociągu), szybko rozwiewałaś.
Cieszy też wiara w policję. Aspirant Tomicki nie dość, że lubi czytać, to jeszcze nie stroni od tak trudnych autorów, jak Eco, deklaruje, że na niebie rozpoznaje tylko Wielki Wóz, a jednocześnie wie, co to jest biegun niebieski.
Klikam. Pozdrawiam.
Dzięki, AP. :-)
Miło mi, że Ci się podobało.
A bo ja nie przepadam za językowymi falbankami i dekoracjami.
Z wiarą w policję nie przesadzajmy. Jeden lubi czytać, drugi nie przepada i miał przy sobie tylko czasopisemko dla żony. Pewnie o dietach, makijażach i romansach celebrytów…
Biegun niebieski rozpoznaje właściwie narrator (fakt, że on trochę siedzi na ramieniu Tomickiemu), bo chciała uniknąć powtarzania Gwiazdy Polarnej.
Babska logika rządzi!
Z jednej strony bardzo mi się podobało – intryguje już sam początek o wrakach, a moje zainteresowanie utrzymało się do samego końca. Napisane bardzo zgrabnie, czyta się przyjemnie i dotarłem do ostatniego wagonu nawet z pewną przyjemnością. Ale…
Minusy: “Szybko odprawił wieczorne rytuały łazienkowo-piżamowe, wdrapał się na bardzo wygodne łóżko i wkrótce usnął”. W tym miejscu trochę się zdziwiłem i zirytowałem, a irytacja nie mijała.
Policjant, który robi rozpoznanie najpierw idzie na kawę – ok, rozgląda się, ale potem co? Nie węszy, nie szuka innych podróżnych? Nikogo nie przepytuje? Idzie spać. Przecież to nie ma sensu.
Potem znów nie prowadzi żadnych sensownych czynności operacyjnych. Jak kelner każe mu nie rozmawiać o pociągu, to on grzecznie kładzie uszy po sobie i go słucha. Nie próbuje złamać tego zakazu. Policjant na akcji słucha kelnera. Zero buntu. Zero inwencji. Mało wiarygodne.
Poza tym on jest w ogóle “bezjajeczny” – nie próbuje walczyć, nie próbuje się wydostać na stacjach. Dlaczego nie staranował konduktora i nie wybiegł, gdy wysiadał jego kolega? Dlaczego nie próbował? Wychodzi na dach, ale wcześniej nie szuka hamulca bezpieczeństwa?
Pomysł o skakaniu z pędzącego pociągu pojawia mu się dopiero po dłuuuuuugim czasie. Mało wiarygodne.
Facet nie przejawia nawet jakichś drobnych prób buntu – nie próbuje się podłączyć do prądu (kabel znikający w ścianie to mały kłopot, nawet nie przychodzi mu do głowy, żeby go odciąć, spiąć na krótko i próbować podłączyć ładowarkę), nie podejmuje żadnych prób komunikacji ze światem zewnętrznym (dopiero potem), tylko siedzi na tyłku i czyta w kółko kryminał.
Wszystko to wydawało mi się nielogiczne i dość głupie.
Można jego zachowanie wytłumaczyć jakimś czarodziejskim działaniem pociągu, lecz nigdzie tego nie zasugerowałaś.
Dlatego – mimo fajnego pomysłu, dużego potencjału i fajnego języka – tekst wypadł moim zdaniem mało wiarygodnie.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Dziękuję, Marcinie_Maksymilianie. :-)
Fajnie, że widzisz zalety.
Zgadzam się z zarzutami. Do tego stopnia, że wkrótce spróbuję dopisać parę słów, wyjaśniających “dlaczego nie”.
Babska logika rządzi!
Cześć, Finklo.
Podobało mi się. Czytało się świetnie – największy plus za gęstą atmosferę (być może domyślasz się, które elementy mogły szczególnie mnie urzec ^^) i samą wizję pociągu. Skojarzył mi się trochę z tasiemcem ;)
Sympatyczne akcenty pod postacią Wielkiego skoku i Imienia róży.
W przeciwieństwie do Marcina, ja nie czepiałem się szczególnie bohatera – może dlatego, że generalnie mam złe zdanie o zaradności policji (nadają się szczególnie do suszenia na drodze i wystawianie mandatów za przechodzenie na czerwonym świetle), a Mariuszek to na dodatek aspirant.
Z minusów – jednostajne, nieco monotonne tempo.
Można spekulować, dlaczego nie pojawiło się więcej agentów, dlaczego nie miał miejsce bunt pasażerów, itd., ale moim zdaniem tutaj broni Cię fantastyka. Pociąg, jako byt obcy i nadnaturalny, zapewne też wywierał wpływ i mógł chociażby stać się niewidzialny dla funkcjonariuszy, jak dla dostawy świeżych warzyw.
Z technikaliów – wyłapałem kilka drobnostek:
Dochodziła siedemnasta, słońce zaszło niedawno, ale prószący drobny śnieg przyśpieszył zmierzch. → prószący śnieg nie jest domyślnie drobny?
Nie jestem pewna, przedwczoraj padły mi baterie w telefonie. → może chciałaś tak celowo, ale czy są telefony na mnogie baterie?
postanowił przenieść się korytarzem, w nadziei, że trafi się okazja, by z kimś pogadać. → to intencjonalne, czy miało być przejść?
Oczywiście, że zabrał ze sobą ładowarkę, ale mimo wszechobecnego przepychu, ta kolej nie oferowała elektryczności. → jak się okazuje, elektryczność jednak było, tylko dostępu do gniazdek niet ;)
Pamiętaj, że zawsze warto zaznajomić się (+z) obowiązującymi tu zasadami.
Tyle ode mnie, powodzenia w konkursie. Stempel jakości stawiam z przyjemnością :)
"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."
Dzięki, Luki. :-)
Miło, że widzisz zalety i dobrze się czytało.
Policjanci mieli być bohaterami pozytywnymi, chociaż nie herosami. Nie zwykłe krawężniki, ale daleko im do generalicji. Wydaje mi się, że właśnie takich można wysłać na polowanie na coś dziwacznego.
A Marcin ma dużo racji.
Dlaczego nie pojawiło się ich więcej? Pociąg nie do każdego przyjeżdża. I chęć wsiadania (a także wydawania ludziom takich rozkazów) mogła znacząco spaść, kiedy jeden gliniarz zaginął, a drugi wrócił po kilku dniach, ale może ze zwichniętą psychiką, bo straszne bzdury wygadywał…
Usterki obiecuję poprawić. A z baterią… No, zdarza mi się używać liczby mnogiej. A najczęściej chyba mówię o padaniu bakterii. ;-)
Babska logika rządzi!
Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :) (Nie komentuję tekstów aż do wyników)
Dzięki, Misiu. :-)
OK, w takim razie czekam na Twój powynikowy komentarz.
Babska logika rządzi!
Koala75 – a robisz jakieś notatki? ;)
Finkla, CountPrimagen – brak innych policjantów mi nie przeszkadza. Tu może działać właśnie fantastyka, o której pisze CountPrimagen i jak wyjaśnia Finkla: nie każdy może go widzieć i tak dalej.
Ale fantastyką z założenia nie można bronić słabej literacko konstrukcji psychicznej bohatera. To nie jest nieudolność policji tylko pasywność samobójcy;)
Finklo, podkreślam, że mimo wszystko tekst mi się podobał i chyba bardzo łatwo go uratować.
Jakimś uczuciem zamętu w głowie po wejściu do pociągu? Nadnaturalnym nagłym zmęczeniem (dlatego położył się spać)? Potem jakiś dodatek dialogu z kelnerem w stylu, że się kłóci, a kelner: “Jeszcze kilka godzin i przejdą panu te buntownicze pomysły”. Kilka takich drobiazgów i sprawa załatwiona. Tylko potem przy wyjściu na dach trzeba go trochę zmotywować, żeby jakoś może nie wyrwał się z pajęczyny, ale trochę wychylił.
Pozdrawiam :)
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Marcinie, trochę już pozmieniałam. Dopisałam, że nie ma hamulców bezpieczeństwa, że nie naciska na Sosnkowską, bo ona za bardzo się boi. A gdy wysiada Wojtek, boi się sam Tomicki. Bo już zdążył sobie poczytać cały regulamin. Mam nadzieję, że te łatki na szybko coś poprawią. Z wcześniejszym wyrzucaniem kartek z pociągu już nic nie będę robić.
Babska logika rządzi!
Finklo, zobaczysz, co inni powiedzą. Może po prostu ja taka maruda jestem ;)
A może te łatki uratują trochę (wątpliwy) honor policji:)
Dobrej nocy.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Czekam na innych, czekam. Ale Twoje uwagi miały wiele sensu.
Łatany honor, dobre. :-)
Dobranoc.
Babska logika rządzi!
Hej
Początek dobry. Jest zagadka, która od razu wzbudza zainteresowanie. Potem też jest dobrze, ale zdziwiło mnie trochę zachowanie policjanta. Trochę za łatwo odpuszcza, przechodzi do porządku dziennego. Skoro wszedł od razu powinien łazić, szukać, wypytywać. A tu kawka i spanko (w ogóle że zasnął po kawie to też jest pytanie :)). A w sytuacji kiedy sokiści ciągną pasażera wydaje mi się, że powinien zareagować jako policjant na służbie. Może nawet wyciągnąć broń, którą powinien mieć przy sobie jak podejrzewam?
Wydaje mi się, że pierwszą rzecz dosyć łatwo wyjaśnić, że np. po zjedzeniu, albo po prostu przez dziwną atmosferę w pociągu robił się bardziej senny albo mniej dociekający. Może wystarczy dodać jedno zdanie, że sam się łaja za to że poszedł spać zamiast szukać dalej czy coś takiego? I orientuje się, że to przez pociąg a może przez jedzenie? Przy sokistach niby pociąg zamyka mu drzwi przed nosem, ale może też niech zatrzęsie wagonem i niech się bohater wywróci zanim sięgnie po broń?
Oczywiście to tylko sugestie do swobodnego odrzucenia :).
Bardzo podobał mi się pomysł na włączenie do składu. Mocne!
W sumie ciekawe rozwiązanie że z pociągu można po prostu wyjść jak się nie ma długu. Końcówka trochę otwarta i może nie za bardzo mroczna, ale nie będę narzekał.
Ogólnie podobało mi się i to zdecydowanie biblioteczny tekst więc klikam :)
Znaleziony drobiazg:
Jakę funkcję mógłby pełnić?
Jaką
Pozdrawiam!
Dziękuję, Edwardzie. :-)
Fajnie, że coś Ci się podoba.
Reakcje policjanta już podkręcałam, OK, dodam jeszcze coś, żeby wyjaśnić jego niemoc sprawczą.
Nie wiem, czy łaziłby po pociągu z gnatem. Niby jest na służbie, ale udaje zwykłego pasażera… Hmmm.
On po kawie zamówił jeszcze pierogi, więc chwilka minęła, zanim dotarł do wyra.
Dzięki za literówkę, zaraz zmienię.
Babska logika rządzi!
Edward Pitowski – o to, to. Ten brak reakcji przy szarpaniu pasażera też mnie zdziwił, ale zapomniałem to wyliczyć. Jakaś reakcja powinna być wyuczonym, naturalnym odruchem. Hm… a równocześnie może wystarczy, jak pomyśli, że się nie miesza, bo nie chce się zdemaskować? Nie wiem.
Finklo, nie poddawaj się, łataj, łataj, masz horror idealny – opowiadanie Frankensteina ;)
Ale robi się lepiej. Też daję kilka.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Też miałam wątpliwości przy pisaniu tej sceny, ale na szybko nic ciekawego nie wykombinowałam. Ech, to pisanie w pośpiechu.
Łatam, łatam… Organiczny ludożerczy połatany Frankenstein, który wydala z siebie metal. Może i to jest horror. ;-)
Babska logika rządzi!
Wciągający, nietypowy kryminał. Dość długo nic się nie działo, ale atmosferę niepokoju czuć było przez cały tekst. Pewne zachowania głównego bohatera wydały mi się nielogiczne – nie próbował wypytywać obsługi, był dość mało dociekliwy w rozmowie z pasażerką i w zasadzie nie badał zbyt dokładnie pociągu. Sam pociąg mi się bardzo podobał – tajemniczy, z subtelnymi szczegółami, które po dokładniejszym zbadaniu okazują się potworne, dziwaczna obsługa i zlęknieni, małomówni pasażerowie – to wszystko bardzo pasuje do pociągu-widmo. Odpowiednia liczba niedopowiedzeń. Klikam.
Dziękuję, Sonato. :-)
Dobrze, że kryminał wciągnął.
No, nie ma się co czarować – nie mam wewnętrznego policjanta i słabo się wczułam w Tomickiego. Mam za to gdzieś wewnętrznego naukowca, więc posłałam Mariusza, żeby robił badania. Jak to człowiek może wyjść z uczelni, ale uczelni trudniej wyjść z człowieka. ;-) Przynajmniej czegoś się nauczyłam.
Dobrze, że przynajmniej pociąg porządnie zbudowałam. Tak, tak miało być, że szczegóły dostrzegane na początku później nabierają innego znaczenia. Ot, różyczka na siedzeniu, czemu nie…
Babska logika rządzi!
Hej, Finklo!
Pod względem językowym, rewelacja. Lektura była płynna i przyjemna. Zaliczyłem jedno drobne potknięcie na przypadkowym artefakcie:
Zanim zerwał się na nogi, ]moment na skuteczną interwencję już minął.
Opowiadanie z pewnością stoi klimatem. Jest dość gęsto, atmosfera kryminalno-fantastycznej zagadki pociągu unosi się w powietrzu od początku do samego końca. Nie powiem żebym odczuł jakąś większą grozę, ale z pewnością obecne było napięcie.
– Przepraszam, że się wtrącam, ale Regulamin Kolei zabrania rozmawiania o pociągu oraz podróży.
Pierwsza zasada Fight Clubu – nie rozmawiamy o Fight Clubie :D
Pod względem fabularnym mam dwie wątpliwości:
Niezależnie od powyższego, tekst czytało się bardzo dobrze, więc pozwolę sobie dobić do biblioteki :) Powodzenia w konkursie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Dzięki, Cezary Kwadracie. :-)
Och, ten artefakt to efekt jakichś poprawek na szybko i przypadkowego walnięcia w klawisz. Chyba już nie wypada tego poprawiać.
To groza różni się bardzo od napięcia? Nie wiem, nie znam się.
Pierwsza zasada Fight Clubu – nie rozmawiamy o Fight Clubie :D
No, niby tak. Ale bez tego protagonista nie miałby powodu, żeby czytać regulamin, szukać jego drugiej strony i w rezultacie nie dowiedziałby się, co grozi za łamanie… I chyba wypada podać jakąś podstawę prawną, jeśli mówi się ludziom, że nie mogą robić czegoś całkiem normalnego.
Nie wiemy, co robili inni pasażerowie. Tomicki próbuje wyskoczyć do bankomatu (przynajmniej tak mówi), ale mu się nie udaje.
Stężenie śledztwa w śledztwie. No dobrze, wyżej już ustaliliśmy, że nie potrafię w policjanta. Za słabo się wczułam w tę rolę. Tak naprawdę nie wiem, jak powinien zachowywać się gliniarz w tej sytuacji.
Babska logika rządzi!
To groza różni się bardzo od napięcia?
Hmm, zawsze myslalem, ze groza jest "poziom wyżej" w skali horroru niz napięcie :)
No, niby tak. Ale bez tego protagonista nie miałby powodu, żeby czytać regulamin, szukać jego drugiej strony i w rezultacie nie dowiedziałby się, co grozi za łamanie… I chyba wypada podać jakąś podstawę prawną, jeśli mówi się ludziom, że nie mogą robić czegoś całkiem normalnego
Celem wyjaśnienia, to nie był zarzut, tylko fajne skojarzenie ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Nie znam się na horrorach, ja się wolę śmiać niż bać.
A, jak skojarzenie, to spoko, możesz mieć dowolne. :-) Zwłaszcza fajne.
Babska logika rządzi!
Opowiadanie napisane dynamicznie, subtelny humor w niektórych zdaniach tylko dodawał smaczku. Bardzo mi się podoba opis Jeżdżącego Holendra, a policjant z instynktami samobójcy zdawał się dość wiarygodny – wcale się nie dziwię, że tracił ducha w dziwacznym pociągu.
Natomiast chciałabym bardziej rozbudowanego zakończenia. Nie mówię, że to, które zaserwowałaś, jest słabe, ale jednak chętnie dowiedziałabym się o Holendrze czegoś więcej.
Pociąg, niejako zbudowany z ludzi, dał mi tyle horroru ile trzeba.
Bardzo dobre opowiadanie. :-)
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Dziękuję, Rosso. :-)
Ale dlaczego samobójcy? Przecież właśnie nie ryzykował, nie bił się sam jeden z kolejarzami. Chyba że o kicanie po dachach Ci chodzi…
Zakończenie. Ja myślę, że pociąg nie będzie miły i nie zatrzyma się, kiedy Tomicki czeka na dachu. Może uda się dostać na wrak przed odłączeniem, ale wątpię. Więc kiedy gliniarz dojdzie do wniosku, że dług dochodzi do poziomu krytycznego, to skoczy. Jeśli będzie miał farta, trafi się most nad rzeką i facet przeżyje. Ale to już temat na inny tekst…
Fajnie, że doceniasz budulec. Mnie to się wydawało dość creepy.
Babska logika rządzi!
Ale dlaczego samobójcy? Przecież właśnie nie ryzykował, nie bił się sam jeden z kolejarzami. Chyba że o kicanie po dachach Ci chodzi…
Ano, właśnie o to. No i przemknęło mi przez myśl, że pan gliniarz zrobi Rambo w pociągu, choć może lepiej, że nie zrobił. ;-)
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Ale komu on może zrobić Rambo? Pasażerowie to takie same ofiary jak on, a personel został zaszantażowany…
Chociaż, zabicie wszystkich sokistów to może być interesujące rozwiązanie.
Babska logika rządzi!
Nie wiem, Finklo, taka luźna myśl. Może ostatnio za dużo sensacyjniaków klasy B wpadło mi do obejrzenia ;-)
Cóż, ważne, że te dziwaczne rozkminy nie zabrały mi przyjemności z lektury. :-)
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Przyjemność z lektury to podstawa. :-)
Cieszę się, że udało mi się jej dostarczyć i życzę dobrej passy. :-)
Babska logika rządzi!
Cześć, Finklo!
Moim zdaniem, udane opowiadanie. Nie czytałem wszystkich tekstów na konkurs, ale z tego, co widziałem, chyba Tobie najlepiej wyszła budowa atmosfery grozy, wzbudzenie raczej niepokoju niż ciekawości kolejnych scen (sam tego zupełnie nie umiem, więc z uwagą podpatruję). Przekonująco pokazujesz rozpędzoną machinę ze stalowych i ludzkich trybików, która nie jest nawet wroga pojedynczej ofierze, tylko obojętna na jej los. Przebitek na poduszki z ludzkich włosów i tym podobne też akurat tyle, aby zasugerować, że pociąg może symbolizować zbrodniczą ideologię, nie przekraczając granic dobrego smaku.
Kilka kwestii, nad którymi myślałem, znalazło już odbicie w komentarzach. Też spodziewam się, że policjanci przydzieleni do takiej akcji mieliby ukrytą broń, a już na pewno po zaginięciu pierwszego z nich (zwłaszcza że najbardziej prawdopodobną racjonalistyczną hipotezą operacyjną mogłaby być szajka handlarzy ludźmi korzystająca z zamaskowanej bocznicy). I również przypuszczałem, że Tomicki spróbuje w końcu skoku do rzeki. Z tym zastrzeżeniem, że nie sądzę, aby wielu kaskaderów na świecie podjęło się (bez potrzeby życiowej) skoku z kilkudziesięciu metrów nad taflą wody przy prędkości początkowej 80+ km/h. Jeżeli przeżyje, to zapewne spędzi dużo czasu w licznych opatrunkach gipsowych.
Dziękuję za podzielenie się tekstem i pozdrawiam ślimaczo!
Przyniesiona wkrótce kawa okazała się doskonała, smak palonych ziaren rozlał się po języku i podniebieniu jak fala przypływu po rozpalonych słońcem kamieniach.
To wkrótce mnie wytrąciło z rytmu, bo to taka przeszło-przyszła mieszanka.
Zanim zerwał się na nogi, ]moment na skuteczną interwencję już minął.
Biedny policjant, dietka bez kawy.
Wysoki poziom grozy. Zobaczyłam te sceny i za żadne skarby nie chciałabym iść na taki film.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dziękuję nowym Czytelnikom. :-)
Ślimaku, cieszę się, że znalazłeś tu grozę i to w niezłych ilościach. Acz sądzę, że mogłeś sobie znaleźć lepsze wzory do podpatrywania. Ja wolę bawić się w śmiech niż w strach.
A w robotę policyjną po prostu nie umiem i nie ma co udawać. Masz rację, że pewnie mieliby broń, ale jakoś nawet nie pomyślałam, żeby iść tą drogą. Nadal nie wiem, co by się stało, gdyby Tomicki strzelił do sokistów.
Pamiętaj jeszcze o nienaturalnej mgle bardzo częstej na drodze pociągu. Nie zawsze wiadomo, co jest pod mostem.
Ambush, nie widzę błędu w zdaniu z kawą. Dostał kawę wkrótce po złożeniu zamówienia, kelner się stara. Pewnie wielu ludzi czeka na jego fuchę.
Wiem, że do drugiego zdania wskoczył jakiś dziwny nawias, ale termin minął, przyjmuję, że już nie czas na poprawki.
Dobrze, że grozy dużo, a na taki film sama bym nie poszła. Nawet bym się nad tym nie zastanawiała. Acz dla mnie samo uwięzienie z jedną książką i to kiepską już brzmi strasznie.
Babska logika rządzi!
Finkla witam u Ciebie!!
Opowiadanie ogólnie mi się podobało. A teraz napiszę bardziej szczegółowo; początek dobry, potem jakby trochę weszło nudy, no ale cały czas czekałem co będzie dalej, jaka będzie zagadka tego wszystkiego. Nie zawiodłem się a nawet dostałem więcej niż marzyłem, bo pomysł na to, że pasażerowie stawali się częścią pociągu bardzo mi się podoba. Ta nuda to była tylko przed chwilę więc tym się nie przejmuj. Natomiast wszystko bardzo fajnie ci wyszło, ciekawe, pomysłowe. Dopiero na końcu doceniłem to wszystko co stworzyłaś. To tak jak z tymi kryminałami Agathy Christie, Czyta się się dobrze, ale koniec jest super. Pewnie czytałaś coś bo była wzmianka o Poirocie.
Cieszę się, że zdecydowałem się przeczytać twój tekst. I życzę następnych takich naprawdę dobrych pomysłów i opowiadań.
Pozdr.
Jestem niepełnosprawny...
Dziękuję, Dawidzie. :-)
Miło mi, że opowiadanie ogólnie Ci się spodobało.
Tak, pomysł właściwie pożerania pasażerów mnie też się podoba. :-)
Owszem, czytałam sporo Christie, w tym chyba wszystkie Panny Murple. Kobieta pisała świetnie. W końcu nie każdy zostaje królową kryminałów.
Babska logika rządzi!
Mi bardzo szkoda, że uśmierciła Poirota. Wiesz raz sobie postanowiłem, że przeczytam wszystkie kryminały :) Niestety nie zawsze miałem taką inteligencję jak teraz (albo pamięć) i nie do końca pamiętam co już przeczytałem a co nie. Może gdybym pożyczał książki z jednej biblioteki to by mi wykazało w komputerze.
A wiesze, że Agata jest w księdze rekordów guinessa? Za największą ilość sprzedanych książek.
Tak, pomysł właściwie pożerania pasażerów mnie też się podoba. :-)
Mam tak samo, moje pomysły mi się podobają. I to wiem na 100% raz wróciłem do książki gdzie miałem swoje opowiadania po dość długiej przerwie tzn. dawno nie czytałem ich i pozapominałem co tam było. I mi się naprawdę podobały :)))
Mnie trochę podcina czasem skrzydła, że tą inteligencję nie mam za wysoką.
Jestem niepełnosprawny...
No, kiedyś musiały się przestać ukazywać nowe kryminały z Herculesem… A czy to nie było tak, że ostatni Poirot ukazał się już po śmierci Agaty? Znaczy, że czekał gotowy?
Bo Conan Doyle musiał Holmesa reanimować i przywracać z martwych. ;-)
Mnie nie wszystkie moje się podobają. Ale ten owszem. Przynajmniej na razie.
Może po prostu trenuj pisanie opowiadań, pisz najlepiej, jak potrafisz, i nie przejmuj się wynikami testów?
Babska logika rządzi!
No nie wiem. :(
Zacznijmy od tego, że niezbyt lubię utwory, w których główny bohater jest pałką. ;P Nie że coś, tylko uważam ich za mało interesujące postacie. Później jednak zaczęło się robić ciekawie, napięcie rosło aż do momentu ujawnienia tajemnicy pociągu… a potem przestało. Końcówka mnie rozczarowała, bo zasadniczo doprowadziła donikąd. Nie dowiedziałem się niczego nowego na temat natury składu, nie było żadnej konfrontacji, główny bohater nawet nie umarł na wizji. :( Pewnie taka była koncepcja, ale do mnie nie przemówiła.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Dziękuję, SNDWLKR. :-)
O ulubionych i nieulubionych bohaterach nie ma co dyskutować, bo to czysta kwestia gustu.
Natomiast uwaga o siadającym napięciu jest bardzo ciekawa. Muszę się z nią zgodzić. Chyba po wyjaśnieniu (z grubsza) zagadki chciałam w miarę możliwości podomykać sprawy. Nie twierdzę, że wyszło dobrze.
Babska logika rządzi!
Cześć, Finklo!
Aż spojrzałem, czy w ogóle kiedyś czytałem jakiś horror od Ciebie (masz ich na portalu 6). No nie, ten jest pierwszy i muszę przyznać, że to dzieło jedyne w swoim rodzaju. Horror napisany przez Finklę po finklowemu.
Z jednej strony to źle, bo Twój styl średnio mi współgra z horrorami – jest raczej humorystyczny, z dozą absurdu. Z drugiej czyta się bardzo przyjemnie i raczej lekko. To nie jest tekst, w który trzeba się wgryzać, tylko lekka lektura.
Bohater jest ok. Zarzuciłbym, że szybko przechodzi do porządku dziennego z zastaną sytuacją, ale to też się wpisuje w finklową konwencję, więc z drugiej strony… czy to na pewno zarzut?
W drugiej części tekstu odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z kolejnymi scenkami, które ostatecznie mają pokazać całokształt – chyba wolałbym, żeby lepiej się przeplatały, bardziej mimochodem. Szczególnie tyczy się to tych ostatnich wagonów – na przestrzeni tekstu Mariusz mógłby obserwować proces, który stopniowo ujawniałby swoją rolę, a może i sugerował, że i bohater zmierza w tę stronę. Obecnie mamy wzmiankę i od razu wytłumaczenie – wszystko na krótkiej przestrzeni ostatnich akapitów. Uważam, że jest tu potencjał na podniesienie napięcia.
I właśnie ta konstrukcja mi tu nie pasuje –poza tym, choć powyżej pomarudziłem, nie ma się co czepiać, bo tekst rządzi się swoją własną konwencją, która te czepialstwa tłumaczy. Choćby nie wiem jak mi przeszkadzały, nie warto drążyć, bo to jakby kazać Słowackiemu pisać jak Mickiewicz.
Podobało mi się.
Pozdrówka i powodzenia w krokusie!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Dzięki, Krokusie. :-)
Pełna zgoda – Finkla i horrory to nie jest naturalne połączenie. Nie to, że nie dam rady napisać (bo jak się uprę, to dam), ale mój humor wbudowuje się we wszystko, co piszę (cholera, gdybym wystawiała rachunki z kasy fiskalnej, to one też byłyby zabawne), a potem niszczy horror i nastrój grozy. To i rzadko zabieram się za pisanie tego gatunku. Ale skoro ostatnio mamy takie konkursy…
Cieszę się, że bohater według Ciebie jest OK. Już zdążyłam dojść do wniosku, że dałam mu za dużo z siebie, a za mało z policjanta.
Końcówka – nie będę kryć – była pisana w dość dużym pośpiechu. A przy ostatniej autokorekcie dosłownie usnęłam i kończyłam po przecknięciu, w stanie pomroczności jasno-sennej. Ech, w wyobrażeniach to miało wyglądać o wiele lepiej. Ale dobrze, że w ogóle skończyłam. Cieszmy się małymi przyjemnościami.
IMO, część niedociągnięć wynika z niezgodności stylu “Mickiewicza i Słowackiego”, a część – z chęci zdążenia.
Babska logika rządzi!
Intrygujący początek, taki z pogranicza horroru i kryminału. Dużo tutaj świetnych pomysłów, sam pociąg, wcielanie do składu, tatuaże… Była groza, choć chyba odczułbym ją mocniej, gdyby bohater był wyraźniej zarysowany. Pasywność Mariusza też wyczułem, choć sam sobie dopowiedziałem, że to wpływ Holendra.
Nawiązując do Twojego komentarza, uwięzienie z jedną książką to straszna wizja i chyba to najbardziej w całym tekście wzbudza niepokój. Godziny, dni, tygodnie, bez rozrywek, informacji, a gdzieś z tyłu głowy wizja narastającego długu, mocne!
Końcówka z wchodzeniem na dach podkręciła zaciekawienie, liczyłem na dramatyczną ucieczkę, udaną lub nie, a tu ciach i koniec, troszkę szkoda.
Podobało mi się, przede wszystkim za pomysły, lekkość pióra i atmosferę. Pozdrawiam!
Dzięki, Reinee. :-)
Fajnie, że chociaż pomysły dobre. To, że bohatera skopałam, już zostało ustalone.
Tatuaże to tylko szczegół, po którym można poznać, skąd pochodzi materiał na obicia, nie będąc garbarzem.
Tak, ja nijak nie chciałabym wylądować gdzieś bez wyjścia z tylko jedną książką i to słabą.
Miło, że Ci się podobało.
Babska logika rządzi!
Rozłożyłam sobie tekst na połowę – było warto. Podobało mi się wprowadzenie i plastyczne opisy – miałam odczucie, że jadę tym pociągiem. Zaraz po postawieniu stopy w przedziale, tajemniczość zawisła nad tekstem i pytanie: GDZIE TEN POCIĄG TAK NAPRAWDĘ ZMIEŻA I NA JAKIEJ PŁASZCZYŹNIE?
Elegancko prowadzona fabuła, wciągająca, trzymająca w napięciu i uruchamiająca wyobraźnię.
Zagadki – jak w kryminale; detale nakierowujące na coś realnego, jednak…
Szybko płynący czas – przeskoki…
Fajny i ciekawy tekst. :) Pozdrawiam.
Dziękuję, Tygrysico. :-)
Jeśli wolisz dwie połówki od jednej całości, kimże ja jestem, żeby Ci narzucać inny model konsumpcji… ;-)
Miło mi, że aż tyle elementów Ci się spodobało, a tekst zaciekawił.
A do tego pociągu lepiej nie wsiadać. ;-)
Babska logika rządzi!
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Dzięki, Anet. :-)
Cieszy mnie to, przyniosłaś radość.
Babska logika rządzi!
Cóż, tytuł nie pozostawił złudzeń, że odbędę podróż zwykłym pociągiem.
To, czego w czasie jazdy doświadczył aspirant Tomecki, okazało się tyleż osobliwe, co przerażające i raczej niedające nadziei, że bohater kiedykolwiek dokądkolwiek dojedzie. A jeśli nastąpi koniec podróży, będzie to koniec ostateczny.
Znalazłam tu klimat bardzo kolejowy, należycie tajemniczy i mocno przygnębiający, a to sprawiło, że mogę uznać lekturę za satysfakcjonującą.
…i w domach okolicznych miasteczek. → Raczej: …i w domach mijanych miasteczek.
…więc zaczął szarpać za klamki. → …więc zaczął szarpać klamki.
Zanim zerwał się na nogi, ]moment… → Coś się tutaj przyplątało.
Tomicka wskazał na niego palcem… → …Tomicki wskazał go palcem…
Wskazujemy coś, nie na coś.
Na walizce z coraz brudniejszymi ubraniami mu aż tak nie zależało. → Na walizce z coraz brudniejszymi ubraniami aż tak mu nie zależało.
…metalowe szczątki były powyginane gorzej niż paragrafy… → A może: …metalowe szczątki były powyginane bardziej niż paragrafy…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cóż, tytuł nie pozostawił złudzeń, że odbędę podróż zwykłym pociągiem.
To, czego w czasie jazdy doświadczył aspirant Tomicki, okazało się tyleż osobliwe, co przerażające i raczej niedające nadziei, że bohater kiedykolwiek dokądkolwiek dojedzie. A jeśli nastąpi koniec podróży, będzie to koniec ostateczny.
Znalazłam tu klimat bardzo kolejowy, należycie tajemniczy i mocno przygnębiający, a to sprawiło, że mogę uznać lekturę za satysfakcjonującą.
…i w domach okolicznych miasteczek. → Raczej: …i w domach mijanych miasteczek.
…więc zaczął szarpać za klamki. → …więc zaczął szarpać klamki.
Zanim zerwał się na nogi, ]moment… → Coś się tutaj przyplątało.
Tomicka wskazał na niego palcem… → …Tomicki wskazał go palcem…
Wskazujemy coś, nie na coś.
Na walizce z coraz brudniejszymi ubraniami mu aż tak nie zależało. → Na walizce z coraz brudniejszymi ubraniami aż tak mu nie zależało.
…metalowe szczątki były powyginane gorzej niż paragrafy… → A może: …metalowe szczątki były powyginane bardziej niż paragrafy…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki, Reg. :-)
Po opublikowaniu kilkudziesięciu opowiadań doszłam do wniosku, że powinnam nadawać im takie tytuły, żeby po latach móc przypomnieć sobie, o czym to było. Ten chyba spełnia wymagania.
Cieszę się, lektura, choć beznadziejna i przygnębiająca, dała również satysfakcję. ;-)
Groza to groza, nie ma motylków i jednorożców.
Dzięki za poprawki, wprowadzę po zakończeniu konkursu. Wychodzę z założenia, że teraz już odłożyłam długopis.
Babska logika rządzi!
Cieszę się, lektura, choć beznadziejna i przygnębiająca, dała również satysfakcję. ;-)
Finklo, skąd Ci to przyszło do łowy, skoro nic takiego nie powiedziałam? Mnie się podobało! :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To, czego w czasie jazdy doświadczył aspirant Tomicki, okazało się tyleż osobliwe, co przerażające i raczej niedające nadziei, że bohater kiedykolwiek dokądkolwiek dojedzie. A jeśli nastąpi koniec podróży, będzie to koniec ostateczny.
Znalazłam tu klimat bardzo kolejowy, należycie tajemniczy i mocno przygnębiający,
Jak nie, jak tak? ;-)
Babska logika rządzi!
Ech, inaczej to rozumiem – coś, co raczej nie daje nadziei, nie musi być beznadziejne. A jeśli coś przygnębia, to nie od razu zapowiada depresję. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, przecież wiem, jak te słowa należy rozumieć. Tak tylko się wygłupiam, żeby przypadkiem z wprawy nie wyjść. :-)
Babska logika rządzi!
O matko, nie wiem czym mogłabym wytłumaczyć swój brak zrozumienia Twoich intencji. Chyba tylko postępującą starością. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, boginie się nie starzeją. Co najwyżej mają słabszy dzień po przesadzeniu z ambrozją tudzież innymi boskimi rozrywkami. :-)
Babska logika rządzi!
Ale ostatnio nie oddawałam się żadnym rozrywkom, z zażywaniem ambrozji włącznie. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
No to może zmęczenie albo inna rutyna?
Babska logika rządzi!
Pewnie męczę się rutynowo. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Uuuu, poważna sprawa. :-/ To może jednak spróbuj tych rozrywek?
Babska logika rządzi!
Może bym i spróbowała, gdybym była młodsza… :(
Coś mi się zdaje, że wracamy do punktu wyjścia. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Czasami chodzi o to, żeby złapać króliczka, a czasami o to, żeby go poganiać. Na przykład po pięknym parku.
Babska logika rządzi!
Ja już nie gonię. Poruszam się krokiem statecznym i dostojnym.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To trzeba tylko znaleźć równie statecznego króliczka i można bawić się dalej. Jak nie polka galopka, to chodzony. :-)
Babska logika rządzi!
A może coś bez choreografii. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bez choreografii, powiadasz? Można usiąść gdzieś na ławeczce i kontemplować piękno przyrody. :-)
Babska logika rządzi!
Mam mnóstwo zieleni za oknem i wystarczy mi siedzenie przy czytaniu opowiadań. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
No dobrze, taką odpowiedź też uznaję. ;-)
Babska logika rządzi!
;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
:-)
Babska logika rządzi!
Hej!
Ciepła herbatka i siadam do opowiadania jak policjant przeglądający akta sprawy, więc wczuwam się w sytuację Tomickiego, fajny początek, mimo streszczeń czytanie bardzo przyjemne.
Skoro Tomicki wie, że to pociąg-widmo, no to powinien uznać, że brak zasięgu wynika z nadnaturalnych sił, a nie z awarii.
Awaria, o której wspomniał konduktor, wyglądała na poważną.
Tutaj mamy trochę taką spokojną scenę: nic nie działa, a on ufa słowom konduktora. I nie chodzi o to, że powinien panikować, ale mimo wszystko uznać, że coś tu jest nie tak celowo. ;)
Za to klimat bardzo mi się podoba, a opisy są wyborne jak świeżo palona kawa.
Dodajemy wiele serca do napojów i posiłków.
Przy tym miałam skojarzenie z prawdziwym sercem… Ale tyle się naczytałam dziwów w tym konkursie, że… no…
Rozmowa z Sosnowską wprowadza lekki niepokój – kobieta nie wie, jaki jest miesiąc, więc może ludzie po prostu są tu uwięzieni, aż nie zostaną zabici. Ciekawe, co się z nimi dzieje, opowiadanie wciąga. ;)
Trochę długo trwają te wszystkie momenty samotności Tomickiego, kiedy nic się nie dzieje, np. wcześniej, jak szedł spać, albo to, jaką miał książkę wrzuconą na szybko. Trochę to zapycha akcję i ją spowalnia.
]moment na skuteczną
podstępny znak się wkradł
Policjant przez chwilę próbował szarpał wajchę otwierającą, ale bezskutecznie.
Albo szarpał, albo próbował szarpać. ;)
To mięso, hm, czyżby faktycznie zjadano tu serca ludzkie?
Dalej czytałam trochę zmęczona tymi próbami odkrycia, gdzie się znajduje, bo dziwiło mnie, że policjant nie próbował otworzyć okna i wyskoczyć na stacji – tak, wiem, że okna się nie otwierają, ale to policjant, miło byłoby popatrzeć jak choćby próbuje coś zrobić, podważyć albo wybić szybę w pustym przedziale, bo przecież kilka razy są wzmianki, że nie ma ludzi. No i jeszcze – człowieku, uciekaj! Nie włączyłby się mu tryb “chora jazda, wysiadam”? Bo jest dziwnie, luksusowo, ale naprawdę dziwnie, nie uznają Blika, ale już na kreskę dają i jak się nie opłaci to zabiorą bagaż, a później i człowieka?
Wszystko to łamanie praw, podobnie jak zabranie mężczyzny, co złamał regulamin.
Doszłam do momentu, w którym bohater orientuje się, że meble to ludzie. Z kośćmi to fakt, coś mi świtało, jedzenie przewidziałam (jestem wyczulona na kanibalistyczne akcenty), ale nie pomyślałam o meblach – tatuaże, napisy, no tak, dobry trop. Uch, ała. Mocny fragment i reakcja Tomickiego.
Podoba mi się wprowadzenie Mibora i to, że szukali Tomickiego, on tu osiem dni, a wychodzi pół roku. Lubię takie zabawy z czasem, za to duży plus. :) Rozmowa Mariusza z Wojciechem naturalna, dialogi takie, że nie ma się do czego przyczepić. Jedynie, jak wspomniałam, Tomicki za bardzo poddaje się pociągowi, tak jedzie i… mało policyjna misja.
Mibora ucieka, a Tomicki jednak zostaje, hm…
Dalej mamy, że próbował uciekać, ale szyby się zamykały. No to czemu nie próbował uciec z Miborem, jak go pilnowali? Przecież nie było w regulaminie, że zakaz pomocy uciekającym?
Końcówka z tymi wagonami – o, zapomniałam, że przecież się pojawiały. Trochę nie wiem, jakie pełnią funkcję, tzn. nie zgrywają mi się za bardzo z luksusowym pociągiem, zwłaszcza że pasażerów mamy tu przecież niewielu. Chyba że taka przenośnia zapomnianych ludzi przerobionych na meble, a później wypluwanych przez pociąg i niepotrzebnych.
Brakowało mi tu więcej nadnaturalnej siły, która mogłaby opętać Tomickiego – czegoś, co wyjaśniałoby jego poddanie się pociągowi. Może też więcej o nim samym? Bo już więcej wiemy o Miborze, że ma żonę, dziecko, a Tomicki może był samotny? Może zmęczony pracą, długami, nałogiem? A tu miał luksus, spokój, może jakiś nałóg, w który ledwo co wpadł (nie wiem, hazard?), tutaj by się skończył. No coś, cokolwiek, co by nam pokazało, że z jednej strony groza i takie dziwne zasady, ludzie zabierani, przerabiani na mięso, a z drugiej fascynacja jak to działa, że czas się załamuje, a człowiek zmienia.
Ale czytało mi się bardzo dobrze, bo masz taki styl, że przez tekst się płynie. ;)
Pozdrawiam,
Ananke
Dzięki, Ananke. :-)
No, już zdążyłam dojść do wniosku, że przy tworzeniu postaci Tomickiego dałam ciała, bo wyszedł mi naukowiec, a nie policjant. Trudno.
Cieszę się, że pozostałe elementy Ci zagrały; że zaskoczyłam umeblowaniem, że opisy, że płynny styl… To wszystko jest bardzo miłe. :-)
Znalezione błędy to wynik kończenia w pośpiechu i poprawiania w półśnie. Teraz już nie chcę w tym mieszać, poczekam na rozstrzygnięcie konkursu. Ale dzięki za wskazanie.
Szacun za odgadnięcie składników dań już przy pierwszym spotkaniu z kelnerem. Uważam, że Czytelnikowi należy się jakiś foreshadowing. Pewnie zawsze tak jest, że niektórzy zgadną przedwcześnie, a niektórzy grzecznie poczekają do właściwego fragmentu, aby klepnąć się w czoło i powiedzieć “No, przecież!”.
Wagony. Święta prawda, że słabo zgrywają się z resztą – takie wylosowałam hasło i jakoś musiałam je dopasować do wizji ludożerczego pociągu. Masz wprawne oko.
Babska logika rządzi!
No, już zdążyłam dojść do wniosku, że przy tworzeniu postaci Tomickiego dałam ciała, bo wyszedł mi naukowiec, a nie policjant. Trudno.
Można zmienić po konkursie. :D Taki ciekawski naukowiec, co chce wiedzieć, o co chodzi z tym pociągiem. ;)
Szacun za odgadnięcie składników dań już przy pierwszym spotkaniu z kelnerem.
To już wynik mojego spaczenia. Chyba za dużo filmów z motywem kanibali widziałam, przez co na takie wzmianki jestem wyczulona. :D
Wagony. Święta prawda, że słabo zgrywają się z resztą
Już po konkursie można coś z nimi pokombinować. ;)
No, niby można wszystko pozmieniać po konkursie, ale jakoś nie znoszę grzebać w już opublikowanych tekstach. Jeszcze usuwanie drobnych usterek jakoś idzie, ale większe zmiany – ni w ząb.
Zostałaś koneserką kanibalizmu? ;-)
Babska logika rządzi!
Pewnie, kombinować to można, jeśli chcemy, ja często mam tak, że planuję pozmieniać, a później już mi się nie chce, bo wolę usiąść do czegoś nowego. ;)
Zostałaś koneserką kanibalizmu? ;-)
Tak się złożyło, że sporo filmów, które oglądałam, zawierały ten motyw. Ale nie wyszukuję celowo. Raczej szukam pętli czasowych. :)
bo wolę usiąść do czegoś nowego. ;)
O, to, to!
Raczej szukam pętli czasowych. :)
I co? Ciągle trafiasz na sytuacje, gdy ktoś zżera własne, starsze lub młodsze, ciało? ;-)
Babska logika rządzi!
I co? Ciągle trafiasz na sytuacje, gdy ktoś zżera własne, starsze lub młodsze, ciało? ;-)
Haha, nie, w pętlach to raczej rzadkość, najczęściej takie motywy w postapo. Zresztą oglądam różne dziwne filmy/seriale, więc bohaterowie też są tam dziwni. No i sporo wojennych czy powojennych. W dużej mierze komiksy (choćby wstrząsające “Dzienniki ukraińskie. Wspomnienia z czasów ZSRR”). Nawet w Star Warsach był motyw kanibalizmu (jeden z komiksów, nie główna fabuła).
Jak się dobrze zastanowić, to motyw kanibalizmu jest w wielu miejscach. Także w całkiem starych; Dante, mitologia grecka…
Babska logika rządzi!
Chyba towarzyszy ludzkości od zawsze, wszelkie mitologie raczej nie są od niego wolne. ;)
No właśnie. I jeszcze szerzej – jak to jest u innych mięso– wszystkożernych gatunków? Czy mają problem z jedzeniem przedstawicieli innego gatunku? A kumpli?
Babska logika rządzi!
Hej!
Bardzo fajny tekst, napisany luźno, a jednak mający w sobie sporo horroru. Odniosłam jednak silne wrażenie, że główny bohater reaguje na wszystko, co się dzieje zdecydowanie zbyt spokojnie i bez problemu godzi się z rzeczami, które powinny mu się wydawać zupełnym absurdem. Podoba mi się za to, że próbuje wszystko skrzętnie notować – i kierunki, i kolejność wagonów czy pozostałe szczegóły. Bardzo to było “policyjne”, nazwijmy to, i przysłużyło się klimatowi. :D
Zgrzytnęła mi nieco końcówka, bo robi wrażenie urwanej. Nie przez to, że bohater się nie wydostaje, szczęśliwe zakończenia, szczególnie w horrorach, nie są niezbędne (ani nawet pożądane;), ale raczej przez to, że zbudowane napięcie uchodzi bez wybuchu, bez punktu kulminacyjnego, który zwiastowałby, dlaczego opowieść urywa się akurat teraz.
Niemniej, opowiadanie czytało się bardzo płynnie, do warsztatu nie mam zarzutów. Piszesz językiem, co już mogłam Ci kiedyś mówić, który sprzyja dobrej dynamice. :D
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Dzięki, Verus. :-)
Miło mi, że tekst uważasz za fajny.
Już zostało ustalone, że postać protagonisty wyszła mi słabo i mało policyjnie. Zaskoczyłaś mnie, że chociaż notowanie się wpisuje.
Końcówka. Hmm. Może i tak. Może powinnam urwać w momencie, kiedy Tomicki zauważa, że jego wagon lada moment przejdzie do strefy zgniotu, więc skończył mu się czas i skacze w mgłę? Mądry Polak po szkodzie, pisarz po becie, a Finkla po pierwszej setce komentarzy…
Będę się pocieszać sprawnym warsztatem. ;-)
Babska logika rządzi!
I jeszcze szerzej – jak to jest u innych mięso– wszystkożernych gatunków? Czy mają problem z jedzeniem przedstawicieli innego gatunku? A kumpli?
Z tego, co kojarzę – niektóre nie mają. Zjadają dzieci, kolegów, głównie chodzi o przeżycie albo o zapewnienie sobie dominacji poprzez pozbycie się młodych rywali. Pamiętam, że kiedyś oglądałam fil przyrodniczy o dzikich kotach (nie pamiętam, czy to były jaguary, pantery czy inne), ale tam właśnie samce zagryzały młode kociaki, więc była samica, która starała się współżyć ze wszystkimi samcami w okolicy, żeby każdy z nich myślał, że młode, które urodzi…są jego. Pewnie nie był to jedyny przypadek, a standard.
Tam oczywiście miało być jedzenie przedstawicieli własnego gatunku…
No, różnie bywa. Ciekawa jestem, od czego to zależy. Od zdolności do wytworzenia teorii umysłu? Od jakichś pierwocin religii?
A strategia kocicy sprytna. Jeśli dobrze pamiętam, to lwy zabijają młode po przejęciu władzy nad stadem.
Babska logika rządzi!
Tam oczywiście miało być jedzenie przedstawicieli własnego gatunku…
Wiem, wiem, o takich pisałam. ;)
To jest ciekawe, ale z drugiej strony – ludzie też zjadają swoich, wystarczy wspomnieć wojny albo ekstremalne sytuacje (znana historia z katastrofą samolotu). Może zależy głównie od możliwości przeżycia plus więzi? Pytanie, czy gatunki zwierząt, które są mocno związane ze swoimi młodymi, wolałyby zjeść dziecko czy umrzeć z głodu?
No bo wiadomo, że ciężko porównać jakieś tam modliszki czy rekiny w zestawieniu z takimi małpami. U ludzi też różnie bywa, ale raczej przy silnych więzach rodzina nie zjada rodziny.
lwy zabijają młode po przejęciu władzy nad stadem
Tak jest.
Modliszki, pająki… Ale czy one w ogóle mają jakąś koncepcję krewniaka, czy tylko instynkt względnego dbania o jajeczka/młode?
Z punktu widzenia samolubnych genów chyba zjedzenie dziecka jest lepsze od śmierci z głodu. Zwłaszcza dla samca.
Wojny itp. to przykład tak ekstremalny, że raczej wyjątkowy.
Rodziny się nie zjada, z rodziną się nie chodzi do łóżka… Strasznie ograniczające środowisko. ;-)
Babska logika rządzi!
O ile wiem, zjawisko zabijania młodych własnego gatunku jest powszechne wśród zwierząt, które prowadzą długi wychów i nie wiążą się w pary na całe życie. Samiec pozbywa się małych, aby przerwać karmienie samicy i móc ją zapłodnić (oczywiście nie jest to działanie z premedytacją, lecz instynkt). Z tego względu na przykład niedźwiedzice prowadzące młode stają się dość zaborcze terytorialnie i reagują na obecność obcego niedźwiedzia z nasiloną agresją.
Bardziej paradoksalnym zjawiskiem, dla którego chyba nie znamy pełnego wytłumaczenia, jest występujące czasami u niektórych ssaków pożeranie małych przez matkę (zwłaszcza pierwiastkę) tuż po porodzie. Z tego względu, jak kiedyś czytałem, zaleca się hodowcom psów, aby natychmiast oddzielili samicę od młodych na kilka godzin, jeżeli kontynuuje ich wylizywanie po całkowitym oczyszczeniu z błon płodowych.
Wydaje mi się natomiast, że większość mięso– i wszystkożerców żyjących w grupach wykształciła odruch chroniący przed zjadaniem padłych członków stada, ponieważ grozi to przenoszeniem chorób i pasożytów, jest zatem szkodliwe ewolucyjnie. Przypuszczam wobec tego, że również ludzki wstręt do kanibalizmu jest instynktowny i nie wymaga na przykład rozwoju teorii umysłu. Może nawet przeciwnie, dana kultura może go dopiero przezwyciężyć, dla wyróżnienia się spośród sąsiednich plemion uznając na przykład, że należy zjadać mózgi przodków celem oddania czci ich duchom (to nowogwinejski lud Fore). Skutki są dosyć znane.
A dlaczego zjadanie członków stada jest bardziej szkodliwe niż pozostałych członków gatunku?
Ale przemawia do mnie argument, że pasożyty i drobnoustroje żerujące na własnym gatunku są świetnie kompatybilne ze mną, więc może jednak wstrzymać się z obiadem…
Babska logika rządzi!
Miałem na myśli to, że jeżeli zwierzę żyje w stadzie, to będzie miało regularnie do czynienia z padłymi członkami stada, więc gatunek łatwo wykształci taki instynkt, podczas gdy choćby tygrys natknie się na zwłoki innego tygrysa raczej wyjątkowo. Właściwie jednak nie wiem, czy i które ssaki odróżniają “w celach spożywczych” swoje stado od innych przedstawicieli gatunku, z tym pytaniem już pewnie trzeba by zwrócić się do eksperta.
Ale czy instynkt będzie działał także w przypadku padliny z innego stada? Wrogiego, sąsiedniego, wszystko jedno?
Obstawiałabym, że jakoś odróżniają. Mrówki chyba po zapachu, więc i zwierzęta z większymi mózgami powinny mieć szansę.
I mam nadzieję, że jakiś ekspert prędzej czy później się pojawi. W końcu jesteśmy na fantastycznym portalu. :-)
Babska logika rządzi!
Modliszki, pająki… Ale czy one w ogóle mają jakąś koncepcję krewniaka, czy tylko instynkt względnego dbania o jajeczka/młode?
Finklo, wątpię, żeby myślały o swoich dzieciach jako krewnych. I ogólnie czuły więzi, to raczej instynkt prowadzący przez życie, pozwalający przetrwać gatunkowi, zapisany w genach.
Z punktu widzenia samolubnych genów chyba zjedzenie dziecka jest lepsze od śmierci z głodu. Zwłaszcza dla samca.
No tak, ale u ludzi nie jest to już proste. Zwierzęta robią to, co się opłaca, a ludzie jednak trochę inaczej. Potrafią narazić bliskich (mimo miłości do nich), żeby pomóc obcym.
zabijania młodych własnego gatunku jest powszechne wśród zwierząt, które prowadzą długi wychów i nie wiążą się w pary na całe życie
Ślimaku, no właśnie, trzeba by poczytać o takich łabędziach i pingwinach. Może coś poszukam w trasie.
No, bezkręgowce raczej mają instynkt zamiast więzi, ale kręgowców już bym nie była taka pewna. Zwłaszcza małp, delfinów, słoni… Kurczę, nawet drzewa potrafią nas zaskoczyć.
Ludzie są bardziej nieprzewidywalni. I mają bardzo różne funkcje celu. Na przykład Sokratesowi i Jezusowi mogło mniej zależeć na pozostawieniu po sobie dzieci niż uczniów.
Tyle zagadnień do zbadania, tak mało czasu…
Babska logika rządzi!
Zwłaszcza małp, delfinów, słoni…
No, to tak, małpy i delfiny osobna kategoria, jeszcze ciekawe jak to jest u ośmiornic, no i na ile inteligencja łączy się z dbaniem o swoich.
Patrząc z punktu widzenia religii – dla Jezusa dziećmi są pewnie ludzie na Ziemi, więc po co mu jeszcze własne, biologiczne. XD
Kolejne ciekawe pytania…
Ja bym stawiała bardziej na braci, niż na dzieci, ale pewności nie mam.
Babska logika rządzi!
Zwłaszcza małp, delfinów, słoni…
Niedawno czytałem artykuł popularnonaukowy, według którego słonie mogą nadawać sobie imiona (zwracać się do konkretnych osobników konkretnymi sekwencjami dźwięków). I przynajmniej słoni nie dotyczy kwestia padlinożerstwa. Wprawdzie dopiero niedawno odkryto, że hipopotamy są wszystkożerne i w naturze niektóre osobniki polują, ale obyczaje słoni chyba mamy lepiej zbadane.
jak to jest u ośmiornic
Zdaje się, że z więziami społecznymi u ośmiornic może być trudno, skoro matka zwykle nie przeżywa opieki nad jajami.
No, jeśli dobrze pamiętam, to słonie mają mózgi większe niż my. Do czegoś to można wykorzystać…
A o wysokiej śmiertelności ośmiorniczych matek nie miałam pojęcia. Trochę dziwne, że samica dostaje tylko jedną szansę na rozmnożenie. Niby samce modliszki mają podobnie, ale…
Babska logika rządzi!
Coś tam w trasie zerkałam i kanibalizm u gatunków jest dość powszechny, zwiększa szanse na przeżycie (zjedzenie swoich dzieci jest łatwe, a daje dużo energii). Zjedzenie rodzeństwa też daje na początku energię, żeby dalej sobie radzić.
Z ciekawostek – rekiny zjadają rodzeństwo już w macicy jako zarodki. Matki jednej z grup pająków same postanawiają być pożywieniem dla dzieci, żeby ułatwić im przeżycie. U ssaków zjadanie swoich dzieci często wynika z wad, które są wykryte po urodzeniu, więc lepiej zjeść niż ma nie przeżyć. Bo jak się zje to ma się darmową energię i można dalej starać się o potomstwo.
O, to rekiny są żyworodne?
Obowiązkowe poświęcenie matki dla dzieci wydaje mi się ryzykowną strategią ewolucyjną – bo sierotki zostają takie same, bez nikogo, kto mógłby je obronić, relatywnie łatwe do pokonania ofiary… Ale skoro strategia istnieje, to musi się jakoś sprawdzać.
Zjadanie uszkodzonych potomków wygląda o wiele rozsądniej.
Babska logika rządzi!
O, to rekiny są żyworodne?
Z tego, co wiem, zależy od rekina. Ogólnie jest sporo gatunków i bardzo się różnią.
“Faktem natomiast jest, że o wiele śmielej niż ludojadami, możemy nazywać rekiny… rekinojadami. Niektóre gatunki uczą się drapieżnictwa już od małego. Tak jak na przykład tawrosz piaskowy (Carcharias taurus), który zjada swoje słabsze rodzeństwo jeszcze w łonie matki.” LINK
Obowiązkowe poświęcenie matki dla dzieci wydaje mi się ryzykowną strategią ewolucyjną
Ale może patrzymy na to przez pryzmat ludzi. Bo my, ludzie, właśnie tacy jesteśmy:
bo sierotki zostają takie same, bez nikogo, kto mógłby je obronić, relatywnie łatwe do pokonania ofiary
A może inne gatunki tuż po urodzeniu są silne i mogą polować, mogą dość łatwo przeżyć, przy czym jeśli jest ich setka albo tysiąc, nawet ¾ straconych nie jest wielką tragedią, tamte dalej się rozmnożą. Przy czym właśnie to zjedzenie matki zapewnia im pożywienie na start i daje siłę na przeżycie, a dalej to sobie poradzą.
Zjadanie uszkodzonych potomków wygląda o wiele rozsądniej.
A to już bardziej u gatunków, które rodzą mniejszą ilość młodych.
I w ten cudowny sposób każdy rodzący się rekinek jest kanibalem, ale na razie wszystko zostaje w rodzinie. A później to już z górki.
Ale może patrzymy na to przez pryzmat ludzi. Bo my, ludzie, właśnie tacy jesteśmy:
No, ludzie nie są racjonalni, więc takie zachowanie by mnie zbytnio nie zaskoczyło.
OK, jeśli bardzo treściwy posiłek z mamusi daje decydującą przewagę na starcie, to całość ma sens…
Babska logika rządzi!
Różniła je wielkość i pierwotny budulec: od spacerowych wózków przez walizki i drezyny do samochodów a nawet wagonów kolejowych.
Chyba przecinek przed “a nawet”. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/a-nawet-lub-raczej;22766.html
Dzienne światło, chociaż przytłumione mgłą, wydobyło obrazek róży na jednym z siedzeń w przedziale. Aspirant sądził, że wzory na skórze, zwłaszcza ciemnej, raczej się wytłacza niż maluje, ale nie upierał się przy swoich przekonaniach.
Tutaj chyba też brakuje przecinka. https://www.nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/niz-i-przecinek
Opcja bezsensowna, ale możliwa.
Zadał jeszcze kilka pytań o zwyczaje panujące w pociągu, ale rozmówczyni pobladła i zdawała się balansować na krawędzi paniki.
Tu powtórzenie.
Policjant przez chwilę próbował szarpał wajchę otwierającą, ale bezskutecznie.
Tu coś nie tak się wydarzyło.
Bardzo szybko minęło te 40k znaków.
Podoba mi się zaczęcie od wraków tworzących tajemnicę i późniejsze przejście do bohatera. Tomicki wypadł świetnie, a obserwacja wydarzeń z jego perspektywy naprawdę przypadła do gustu; sposób, w jaki wszystko analizuje, szuka rozwiązań i z drugiej strony powoli zdaje sobie sprawę, że ucieczka z pociągu należy do rzeczy prawie niemożliwych. Swoją drogą bardzo ładny opis po tym, jak policjant wspiął się na dach.
Scena, gdzie kelner mówi o dodawaniu serca do kawy też świetna. Od tamtego momentu porządnie wciągnęło, a późniejsze spotkanie z drugimi policjantem podtrzymało zaciekawienie aż do końca. Na plus również pociąg wykonany z ludzi, gdzie sprawnie odkrywałaś karty.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Jest niedziela, a ja mam zakwasy :) Hit it!
to bodaj jedyna cecha wspólna dla wszystkich
Hmmm. Wspólna im wszystkim?
pierwotny budulec
… który, jak rozumiem, został zastąpiony przez kosmiczne koralowce?
W ogóle wraki prawie nie zawierały szczątków organicznych, składały się głównie z metalu.
Nienajzgrabniejsze zdanie. Ale zasadniczo plastyk (skóra obić, drewno etc.) to też materia organiczna (czyli nie było tam np. Trabantów, zrobionych chyba z laminatu, chociażby?).
raptownego uderzenia
Hmm. Prawie na pewno powinna być liczba mnoga. Ale coś tu jeszcze…
częstotliwość ich znajdowania narastała
Wydumane. Czy narrator jest urzędnikiem, policjantem, kimś, kto się tak wyraża?
Wkrótce, gdyby ktoś ułożył wszystkie w rzędzie, powstałaby wyglądająca na nieskończoną stalowa wstęga zniszczonych wozów.
…?
Od tej pory nerwowość kolejarzy i policjantów wzrosła.
To też mało naturalne.
Kolejny skok w podejściu do sprawy miał miejsce, gdy ktoś skojarzył, że zaszły ogromne zmiany w statystykach zaginięć.
…?
do kolorowego i połyskującego pendolino
Ha, ha, kolorowego :P
na sporadycznych amatorskich nagraniach
? https://sjp.pwn.pl/szukaj/sporadyczny.html
Te wszystkie informacje buzowały w głowie aspiranta Mariusza Tomickiego
A, dobra. Ale ten początek wygląda niezdecydowanie – za mało indywidualności na "patrzenie przez ramię" bohaterowi, za dużo na neutralność.
prószący śnieg przyśpieszył zmierzch
I jak to się ma do "cywilnych ciuchów"? Stylistycznie, znaczy?
Z tyłu, nieco po prawej dochodził
Z tyłu, nieco z prawej dochodził. Skąd dochodził, nie dokąd.
Musiała zapowiadać pośpieszny do Krakowa
Ano, taki już smutny żywot tablicy :P (Anglicyzm!)
Zima niby lekka, ale noce nie rozpieszczały.
Poplątane obrazy. To "rozpieszczanie" jest telewizyjne. W zasadzie można wyciąć całe zdanie.
Aspirant poczuł, jak adrenalina podnosi mu tętno.
Hmm.
O dziwo, świadkowie nie mijali się z prawdą
A dlaczego mieliby? https://wsjp.pl/haslo/podglad/37051/ktos-mija-sie-z-prawda Świadkowie raczej nie kłamią – ale niekoniecznie dobrze pamiętają zdarzenie (faktycznie okazuje się, że zwykle pamiętają je źle).
każdy wagon widmowego pociągu był inny. Stare, ale zadbane jak eksponaty muzealne i na wskroś nowoczesne, z metalu i szkła.
Co jest podmiotem drugiego zdania? Bo powinno być coś w liczbie mnogiej, a z poprzedniego wynika podmiot domyślny w pojedynczej.
dwa metry od policjanta
Miarka w oku?
Ten rozpiął nieco kurtkę i odchylił kołnierz, aby mikrofon zbierał dźwięki z otoczenia
Hmmmm.
nie widział nic podobnego
Nie widział niczego podobnego.
Osiemdziesiąt sześć złotych i sześćdziesiąt sześć groszy.
Oooo… tylko skąd to osiem na początku…
sypialnianego
Sypialnego. "Sypialniany" to związany z sypialnią, czyli pokojem sypialnym, czyli takim, w którym się śpi.
Ciemne, widocznie śnieg zgęstniał i skutecznie zasłonił światła samochodów i w domach mijanych miasteczek.
Lepiej: Ciemne, widocznie śnieg zgęstniał i zasłonił światła samochodów i domów mijanych miasteczek.
Awaria, o której wspomniał konduktor, wyglądała na poważną.
Hmmmm.
aspirant raczej obstawiał gutaperkę lub inne tworzywo sztuczne
Aspirant obstawiał raczej gutaperkę czy jakieś tworzywo sztuczne. https://pl.wikipedia.org/wiki/Gutaperka to tworzywo naturalne.
smak palonych ziaren rozlał się po języku i podniebieniu jak fala przypływu po rozpalonych słońcem kamieniach
… kim jesteś i co zrobiłaś z Finklą? Ona nie jedzie w purpurę a'la reklama perfum.
Minuty nieśpiesznie skraplały się w godziny
Kolejna szalona metafora.
Dodajemy wiele serca do napojów i posiłków.
Angielskawe, jeśli wzięte metaforycznie, niepokojące, jeśli wprost. Ale przede wszystkim angielskawe. Po polsku serce w coś wkładamy.
nawet jedyną dopuszczalną
"Dopuszczalną" zupełnie zbędne.
to pewnie nie mogli mu podać wiele faktów, których już by nie znał
Mało zręcznie.
Szybko odprawił wieczorne rytuały
Cute :)
Rano niewiele się zmieniło – łączności ze światem wciąż brakowało, tylko za oknami pojaśniało, ale gęsta mgła sprawiała, że nadal nie dało się rozpoznać żadnych szczegółów mijanych kształtów ani nawet oszacować prędkości pociągu.
Ło-ło-ła. Hmm. Może tak: Rano łączności nadal nie przywrócono, tylko za oknami pojaśniało, ale świat tonął w gęstej mgle tak, że nie sposób było nawet oszacować prędkości pociągu.
Tomicki miał nadzieję, że ciągle ma wsparcie
Hmmm?
wydobyło obrazek róży na jednym z siedzeń w przedziale
Dziwnie to wygląda. Może: wydobyło malunek na jednym z siedzeń w przedziale, przedstawiający różę.
Aspirant sądził, że wzory na skórze, zwłaszcza ciemnej, raczej się wytłacza niż maluje, ale nie upierał się przy swoich przekonaniach. Aż przejechał opuszkami po kwiatku, jednak nie wyczuł żadnych zmian w fakturze.
Hmmmmmmmmmmmmmmmmmm. Głównie brzmieniowe.
Albo rysunek wykonano od spodu.
I jest widoczny przez skórę?
Wydało mu się, że wagon znajdował się dalej niż wczoraj
C.t: Wydało mu się, że wagon jest dalej niż wczoraj.
pozmieniał kolejność w składzie
Hmm.
Mało prawdopodobne, żeby nieuniknione przy tym hałasy go nie obudziły.
Niezręczne, poza tym trochę kładziesz to łopatą.
Aspirant zauważył również, że prawie nie widzi innych podróżnych, a jeśli te wszystkie setki i tysiące zaginionych jechały razem z nim, to ludzie powinni tłoczyć się w każdym korytarzu i siedzieć sobie na głowach w każdym przedziale
Hmmm. Aspirant zwrócił również uwagę, że nie widzi prawie żadnych innych podróżnych, a gdyby te wszystkie setki i tysiące zaginionych jechały razem z nim, to ludzie powinni się tłoczyć w każdym korytarzu i siedzieć sobie na głowach w każdym przedziale.
Buty też miała zdecydowanie nie zimowe.
Hmm.
Kobieta oszalała czy nie zauważyła
Kobieta oszalała, czy nie zauważyła. Hmmmmmmmmmmm. Trochę się chłopak za mocno rzuca.
mało inwazyjne pytanie kontrolne
Inwazyjne? https://sjp.pwn.pl/szukaj/inwazyjny.html
O nie, policjant był święcie przekonany, że to czwartek.
Hmm.
Ale co innego go uderzyło
Zamieniłabym szyk: Ale uderzyło go co innego.
Chyba że krążyli w kółko po kraju.
zdawała się balansować na krawędzi paniki
Niekonkretne.
Odpuścił dalsze naciski
Ciągle takie ą-ę, a tu nagle – "odpuścił"?
Żadnych ograniczeń co do tematów rozmów między pasażerami.
Hmm.
nieco jaśniejsze miejsce wskazuje położenie słońca
Hmmmmmm.
Skonfrontowawszy to z zegarkiem
Co takiego skonfrontował z zegarkiem?
Dłuższą chwilę Tomicki zastanawiał się
Może: Przez dłuższą chwilę Tomicki zastanawiał się.
teraz poczuł się rozczarowany wyborem
Hmmm.
co na okładce określano kryminałem
Określano jako kryminał. Albo nazwano kryminałem.
by z kimś pogadać
Wysokie "by" i niskie "pogadać". Hmm?
W końcu zaczął spacerować po pociągu, by zwiększyć szanse na spotkanie rozmówcy.
Hmm.
Bardzo długo jedyną zauważoną osobą była kobieta sprzątająca korytarz
Kombinujesz. Bardzo długo nie widział nikogo poza kobietą sprzątającą korytarz.
Nosiła znany już rodzaj munduru
… Miała na sobie znajomy już mundur.
Luksus wydawał się być wspólnym
"Być" zbędne.
Wyłącznie kuszetki.
Kuszetka to właśnie taki mniej luksusowy wagon sypialny: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kuszetka
Bardziej współczesne pulmany
Bardziej nowoczesne pulmany. "Współczesny" i "nowoczesny" to nie to samo.
Kiedy uznał, że już musiał minąć lokomotywę co najmniej dwa razy (czuł, że przeszedł dystans o wiele dłuższy niż dowolny dworzec)
Dworce nie chodzą :P Kiedy uznał, że na pewno minął lokomotywę już co najmniej dwa razy (czuł, że przeszedł dystans o wiele większy niż długość jakiegokolwiek peronu).
zobaczył w oddali
W oddali? W końcu wagonu (albo korytarza), tak, ale w oddali?
To, co zostało opisane w regulaminie.
Może: To, co regulamin przewiduje.
wczepił się w rękę
Hmm.
Jeden sokista brutalnie walnął jeńca w przedramię, aspirant usłyszał trzask kości, zraniony mężczyzna zawył.
Hmm.
moment na skuteczną interwencję już minął
Hmmmm.
Policjant przez chwilę próbował szarpał wajchę otwierającą, ale bezskutecznie.
Artefakt: Policjant przez chwilę szarpał wajchę otwierającą, ale bezskutecznie.
Zamordowanie podróżnego?
Morderstwo podróżnego?
tylko przesuwał wzrokiem po słowach,
Hmmmmm.
Przedarła się tam za to zmiana rytmu
"Tam" zbędne.
zwalnianie pociągu
Hmm. Wcześniej nie mógł oszacować prędkości. Niby przyspieszenie powinno być odczuwalne…
Ciekawe, skąd wiedział, że
Skąd wie. On właśnie w tej chwili to wie.
Fortes Fortuna Adiuvat
To rzadsza forma przysłowia, nie każdy rozpozna (ja musiałam sprawdzić, bo wyglądało prawie, ale nie do końca znajomo).
aspirant nie potrafił określić, co to za mięso
Hmmm.
Jakby wieprzowina, ale niezupełnie.
Tak mocno wskazujesz na kanibalizm, że się zdziwię, jeśli to nie były pasażer…
informacji nie wymagających rozmów
…?
Niewiele mu to dało – ani jedna nie należała do dużego miasta
Czy stacje należą do miast?
Obfitość „sz” i „cz” raczej rozwiewała wątpliwości, ale Okoli czy Adony mogły leżeć wszędzie.
Hmm.
Kilkanaście wagonów dalej, a niekiedy zbliżał się na raptem dwa.
Hmmmm. Może po prostu: Kilkanaście wagonów dalej, a niekiedy raptem dwa.
Mgła utrzymywała się codziennie, więc nie zawsze próby kończyły się sukcesem.
Hmm.
wyniki wyglądały na całkowicie losowe
Wyniki zdawały się całkiem przypadkowe.
w ciągu doby zdarzało się zaliczyć pełną różę wiatrów
Brakuje tu zaimka.
wydawało się, że słońce przesuwa się
A może: miał wrażenie, że słońce przesuwa się.
Jednak mogły to być gnane wiatrem chmury.
Widoczne w takiej mgle?
że nie potrafił rozpoznać
C.t.: że nie potrafi rozpoznać.
mimo wszechobecnego przepychu, ta kolej nie oferowała miejsca, gdzie dałoby się ją podłączyć
To zdanie jest co najmniej dziwne: w żadnym ze wspaniale urządzonych wagonów nie znalazł miejsca, gdzie dałoby się ją podłączyć.
Ćwiczenia geograficzne
Ćwiczenia z geografii.
przypadkiem doprowadziły do nieoczekiwanego odkrycia
Skoro nieoczekiwanego, to po co jeszcze przypadek?
słońce znajduje się nisko, z tyłu pociągu
Hmmm?
pojawiało się polecenie odwrócenia
Aliteracja.
Kiedy dług przekroczy półtora tysiąca złotych, pasażerowi konfiskowano bagaż.
Kiedy dług przekroczył półtora tysiąca złotych, pasażerowi konfiskowano bagaż.
cokolwiek to by miało znaczyć
Cokolwiek miałoby to znaczyć.
Przez chwilę umysł Tomickiego wypierał znaczenie tych słów, ale przypadkiem rzucił okiem na różę na siedzeniu.
Umysł rzucił okiem?
Krzeseł w WARS-ie nie zbudowano
Nie zrobiono.
W każdym razie Tomicki zamierzał od dzisiaj przejść na wegetarianizm. No, ryba powinna być w miarę bezpieczna – mięso ssaków wygląda całkiem inaczej.
Jajecznicy i owsianki raczej się nie da z człowieka zrobić. Drewna i płótna też nie.
Co za cholerni naziści to wymyślili?!
Rozumiem, że Tomicki należy do ludzi, którzy rękami i nogami bronią się przed elementem fantastycznym? :D
odżywiał się wyłącznie suchym chlebem
Może: żywił?
Zawód raczej predestynował go do mięśniaka ciągnącego współpasażerów na rzeź.
A czemu w sumie? Zawód predestynował go raczej do roli mięśniaka ciągnącego współpasażerów na rzeź.
w tym obok obcej twarzy tkwiło coś znajomego
Hmmm?
Z ucha nowego sterczała identyczna słuchawka, jaką wciąż miał w kieszeni kurtki
Z ucha nowego sterczała słuchawka, identyczna z tą, którą wciąż miał w kieszeni kurtki.
Internet nigdy nie sięgał do tego pociągu
… ? W tym pociągu nigdy nie było Internetu, może.
potem się ucieszył
Hmm.
zwrócił się do Wojtka
Już po imieniu?
poczekali na kawy
Kawę. Kawa jest niepoliczalna.
Baterie mojej turystycznej golarki jeszcze się trzymają.
Naturalniej: Baterie w golarce jeszcze się trzymają.
Sosnkowską, która nosiła cienką sukienkę
Sosnkowską, która miała na sobie cienką sukienkę; albo: Sosnkowską, ubraną w cienką sukienkę i wspominającą.
Jeśli góra postanowi wysłać tu kogoś jeszcze, to niech ten człowiek ma przy sobie co najmniej kilka stów.
Optymista… skoro zakłada, że młody wróci z tą wieścią.
Działa i to na prąd.
Działa, i to na prąd.
moje talenty elektryka
Hmmmm.
Po drodze rozmawiali o lekturach.
A nie mogli o książkach? Bo lektura kojarzy się raczej ze szkołą.
Z nadzieją spytał kolegi o jego zasoby.
Mało naturalne.
miał przy sobie tylko jakieś babskie czasopismo, o które poprosiła go żona
Ale po co je zabrał do pracy? (Pewnie się przyda, jasne, tylko po co?)
że zawsze warto zaznajomić się z obowiązującymi tu zasadami
Mało naturalne. Może: że zawsze warto znać obowiązujące zasady? Albo (w końcu to policjanci): że nieznajomość prawa szkodzi?
było to jeszcze
"To" zbędne.
zadłużenie wobec Kolei grubo przekraczało pół tysiąca
Hmmmm.
pragnął jak chłodnej wody w upał
Pragnął jej jak chłodnej wody w upale.
książkę chronił
Hmm.
Tomicki uświadomił sobie, że zaniedbał wysyłanie informacji do normalnego świata, a przecież istnieją dla nich inne pojemniki niż ludzki mózg.
Niezbyt to po polsku.
sznurku skręconym ze sprutych skarpet.
Spruj nowoczesne skarpetki…
dysponował planami
Dysponował?
Skoro złodziej mógł łazić po jadącym pociągu, to dlaczego nie policjant?
To jest w co drugim westernie XD
przeżywanej przygody
Hmmmmm. Trochę aliteracja, a trochę…
bardzo dusił się
Jak bardzo się dusił.
z przejazdu kolejowo-drogowego korzystał samochód dostawczy
Hmmm.
czego tylko mógł, by nie spaść na skutek wstrząsu, ale ten nie nastąpił
Ciach: czego tylko mógł, by nie spaść, ale wstrząs nie nastąpił.
menu WARS-owym
W menu WARS-u może?
bez wsparcia i narzędzi plany wdarcia
Rym.
to tam umieszczonych zostało kilka bezprzedziałowych brankardów
Hmmm.
Jeszcze dalej, w miarę zbliżania się do końca pociągu wagony
Wtrącenie: jeszcze dalej, w miarę zbliżania się do końca pociągu, wagony.
Znikało wszystko, co zawierało jakąkolwiek organiczną część.
Dziwne zdanie. Znikało wszystko, co miało jakiekolwiek organiczne części.
pamiętał przecież, że znajdowane metalowe szczątki były powyginane bardziej niż paragrafy
Chwiejna metafora.
ale pojmował, że po zgniataniu człowiek na powierzchni przekształciłby się w mokrą plamę
Niezbyt ładnie to brzmi.
technicy potraktują wraki luminolem
A po co by mieli?
Uwolniony od duchoty przedziału wiele zastanawiał się nad swoim końcem.
Hmm. Uwolniony od duchoty przedziału, zastanawiał się nad swoim końcem.
Jakimś fragmentem umysłu dumał, czy zdoła dotrzymać danej samemu sobie obietnicy, czy też instynkt samozachowawczy postawi na swoim.
…?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ugryzło sam koniec :)
Jakieś to takie… niedokończone. I nie mam na myśli tylko otwartego na przestrzał zakończenia. Widać pośpiech. Widać też, że próbowałaś wyjść ze swojej strefy komfortu, ale dokąd trafiłaś? Takie jedno wielkie "HMMM…"
A bo ja nie przepadam za językowymi falbankami i dekoracjami.
A parę tu przywiesiłaś, ale niezbyt udane :P
Z wiarą w policję nie przesadzajmy.
Policjanci to też ludzie :P
Biegun niebieski rozpoznaje właściwie narrator (fakt, że on trochę siedzi na ramieniu Tomickiemu), bo chciała uniknąć powtarzania Gwiazdy Polarnej.
No, właśnie, trochę siedzi, a trochę nie siedzi – tu i ówdzie trudno powiedzieć, kto przemawia, tekst nie jest ani mocno wystylizowany na policjanta, ani nie wychodzi stylistycznie jak narracja wszechwiedząca.
Poza tym on jest w ogóle “bezjajeczny” – nie próbuje walczyć, nie próbuje się wydostać na stacjach.
Zakonspirowany :D
Wydaje mi się, że właśnie takich można wysłać na polowanie na coś dziwacznego.
Niby tak, ale to bardziej sprawa dla egzorcysty :P
A z baterią… No, zdarza mi się używać liczby mnogiej. A najczęściej chyba mówię o padaniu bakterii. ;-)
Siostro! XD
To nie jest nieudolność policji tylko pasywność samobójcy;)
https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/DefectiveDetective ? XD
A tu kawka i spanko (w ogóle że zasnął po kawie to też jest pytanie :))
Niektórzy tak potrafią :D Podobno na kilka procent ludzi kofeina w ogóle nie działa, zresztą wytwarza tolerancję, więc może to dzięki tym nieskończonym patrolom z kawą i pączkiem ;)
Nie wiem, czy łaziłby po pociągu z gnatem. Niby jest na służbie, ale udaje zwykłego pasażera…
W Polsce chyba nie, ale skonsultuj to.
Ech, to pisanie w pośpiechu.
Ano. Konkursy…
Wciągający, nietypowy kryminał.
Czy kryminał… https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/MocksteryTale
No, nie ma się co czarować – nie mam wewnętrznego policjanta i słabo się wczułam w Tomickiego. Mam za to gdzieś wewnętrznego naukowca, więc posłałam Mariusza, żeby robił badania.
Dałoby się to pogodzić.
To groza różni się bardzo od napięcia? Nie wiem, nie znam się.
Różni się, ale zgubiłam artykuł o tym. Ulubiona_emotka_Baila
Tak naprawdę nie wiem, jak powinien zachowywać się gliniarz w tej sytuacji.
I po to mamy research :P
Opowiadanie napisane dynamicznie
A mnie się wydało raczej spokojne…
Chociaż, zabicie wszystkich sokistów to może być interesujące rozwiązanie.
Albo powód jeszcze gorszych kłopotów…
która nie jest nawet wroga pojedynczej ofierze, tylko obojętna na jej los
Hmmm. Gdyby była obojętna, nie trzymałaby "dłużników" tak mocno. Ale też – Wojtek, który długu nie miał, wysiadł bez przeszkód. Jeśli dłużnicy coś z tego bytu zabierają, to wielki przedwieczny pociąg ma powód, żeby ich nie wypuszczać.
Jeżeli przeżyje, to zapewne spędzi dużo czasu w licznych opatrunkach gipsowych.
Kto przeżyje, wolnym będzie.
A czy to nie było tak, że ostatni Poirot ukazał się już po śmierci Agaty? Znaczy, że czekał gotowy?
Chyba tak, gdzieś jakby o tym czytałam.
Bo Conan Doyle musiał Holmesa reanimować i przywracać z martwych. ;-)
Back by popular demand XD (ale to nieprawda, że mama mu kazała XD).
Szczególnie tyczy się to tych ostatnich wagonów – na przestrzeni tekstu Mariusz mógłby obserwować proces, który stopniowo ujawniałby swoją rolę, a może i sugerował, że i bohater zmierza w tę stronę.
Tak, kilka rzeczy (między innymi to) streściłaś, przez co właściwie nie wybrzmiewają.
mój humor wbudowuje się we wszystko, co piszę
Ale tutaj zostały z niego chyba tylko dziwnie purpurowe, niefinklowe metafory. Ot, takie mutanty.
cholera, gdybym wystawiała rachunki z kasy fiskalnej, to one też byłyby zabawne
Co za problem, wpisujesz sobie w bazę danych kasy jakieś śmieszne nazwy i proszę :D
Ale skoro ostatnio mamy takie konkursy…
Mam już naszykowane podstawy nowego konkursu, który nie będzie wymagał horrorowości XD Ostrz pióro
uwięzienie z jedną książką to straszna wizja i chyba to najbardziej w całym tekście wzbudza niepokój
Jak mawiał mój Tatko, kiedy byłam mała, inteligentny człowiek się nie nudzi ;)
Groza to groza, nie ma motylków i jednorożców.
Jednorożce pierwotnie wcale nie były takie miłe. A co do mariposa del muerte… https://en.wikipedia.org/wiki/Ascalapha_odorata
Skoro Tomicki wie, że to pociąg-widmo, no to powinien uznać, że brak zasięgu wynika z nadnaturalnych sił, a nie z awarii.
Zgoda. Ale wielu, skądinąd inteligentnych, ludzi nie czyta fantastyki. To pozostawia ich rozumy w stanie niedorozwiniętym ;) https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/GenreBlindness
Trochę to zapycha akcję i ją spowalnia.
Trochę tak, ale to raczej nie miał być dynamiczny tekst.
Tomicki może był samotny? Może zmęczony pracą, długami, nałogiem? A tu miał luksus, spokój, może jakiś nałóg, w który ledwo co wpadł (nie wiem, hazard?), tutaj by się skończył
Mmmm, może?
jakoś nie znoszę grzebać w już opublikowanych tekstach
Nie, lepiej iść dalej. Nie można całe życie pisać jednego tekstu.
Może powinnam urwać w momencie, kiedy Tomicki zauważa, że jego wagon lada moment przejdzie do strefy zgniotu, więc skończył mu się czas i skacze w mgłę?
Może?
tam właśnie samce zagryzały młode kociaki, więc była samica, która starała się współżyć ze wszystkimi samcami w okolicy, żeby każdy z nich myślał, że młode, które urodzi…są jego
Tak to robią szympanse, lwy po prostu zagryzają nie swoje kociaki, ale ich nie zjadają (ani te, ani te). Zasadniczo kanibalizm jako strategia przetrwania się nie sprawdza.
No, różnie bywa. Ciekawa jestem, od czego to zależy. Od zdolności do wytworzenia teorii umysłu? Od jakichś pierwocin religii?
Nie przesadzasz trochę?
ludzie też zjadają swoich, wystarczy wspomnieć wojny albo ekstremalne sytuacje (znana historia z katastrofą samolotu)
Rzadko, zwykle tego typu doniesienia to kaczki dziennikarskie. Kanibalizm u ludzi ma raczej wymiar rytualny.
Miałem na myśli to, że jeżeli zwierzę żyje w stadzie, to będzie miało regularnie do czynienia z padłymi członkami stada, więc gatunek łatwo wykształci taki instynkt, podczas gdy choćby tygrys natknie się na zwłoki innego tygrysa raczej wyjątkowo.
Wygląda to sensownie – a że zwierzęta żyjące w stadzie muszą mieć jakieś zachowania społeczne, jedno z drugim może się wiązać tędy, a nie przez teorię umysłu.
Mrówki chyba po zapachu, więc i zwierzęta z większymi mózgami powinny mieć szansę.
Mrówki z jednego gniazda są wszystkie siostrami, więc pachną podobnie. To nie jest "pachnie jak ja, więc to kumpel", a raczej "pachnie obco – ZABIĆ I ZJEŚĆ".
Zwierzęta robią to, co się opłaca, a ludzie jednak trochę inaczej. Potrafią narazić bliskich (mimo miłości do nich), żeby pomóc obcym.
Ludzie mają rozum. Zasadniczo.
Ślimaku, no właśnie, trzeba by poczytać o takich łabędziach i pingwinach.
Łabędzie akurat się wiążą. Ptaki raczej nie zabijają młodych, o ile wiem – wychowanie pisklęcia jest straszliwie kosztowne, jeśli coś z nim jest nie tak, to lepiej od razu zjeść jajko (większość zwierząt chętnie jada jajka) i odzyskać trochę składników odżywczych.
kanibalizm u gatunków jest dość powszechny, zwiększa szanse na przeżycie (zjedzenie swoich dzieci jest łatwe, a daje dużo energii). Zjedzenie rodzeństwa też daje na początku energię, żeby dalej sobie radzić.
Nie, nie daje dużo energii – bo najpierw tę energię musiałaś włożyć w wyprodukowanie tych młodych, i też nie odzyskasz jej całej (termodynamika). Więc tak, w sytuacji ostatecznej, kiedy inaczej nie przeżyjesz, albo kiedy próby wychowania młodego są skazane na niepowodzenie (bo chore) może – ale normalnie nie. Z rodzeństwem też mnie to nie przekonuje, choć są np. gatunki (owadów) składające jaja troficzne – niezapłodnione, na śniadanko dla młodych.
Matki jednej z grup pająków same postanawiają być pożywieniem dla dzieci, żeby ułatwić im przeżycie.
Nic nie postanawiają, tak już po prostu mają (ftaghn!).
U ssaków zjadanie swoich dzieci często wynika z wad, które są wykryte po urodzeniu, więc lepiej zjeść niż ma nie przeżyć. Bo jak się zje to ma się darmową energię i można dalej starać się o potomstwo.
Nie ma darmowej energii, to strategia "ratujmy, co się da".
O, to rekiny są żyworodne?
Część gatunków jest jajożyworodna, tj. nie wydalają jaja – ono się wykluwa w drogach rodnych matki. Są też takie jaszczurki.
Obowiązkowe poświęcenie matki dla dzieci wydaje mi się ryzykowną strategią ewolucyjną – bo sierotki zostają takie same, bez nikogo, kto mógłby je obronić, relatywnie łatwe do pokonania ofiary… Ale skoro strategia istnieje, to musi się jakoś sprawdzać.
To zależy. Na przykład – jeśli i tak żyjesz krótko i możesz już nie mieć drugiej szansy, a młode są samodzielne, to równie dobrze możesz je trochę dokarmić, może więcej przeżyje.
A może inne gatunki tuż po urodzeniu są silne i mogą polować, mogą dość łatwo przeżyć, przy czym jeśli jest ich setka albo tysiąc, nawet ¾ straconych nie jest wielką tragedią, tamte dalej się rozmnożą.
Zasadniczo istnieją dwie grupy strategii rozrodczych (teoria niby przestarzała, ale zawsze): r – narobić dużo małych i niech sobie radzą; oraz K – mieć ich niewiele, ale dopilnować, żeby zdrowo dorosły. Ludzie (i w ogóle ssaki) należą do tej drugiej grupy, ale stawonogi (nie wszystkie!) do pierwszej.
No, ludzie nie są racjonalni, więc takie zachowanie by mnie zbytnio nie zaskoczyło.
Ano, jednak są. To, że często są przy tym głupi, to inna sprawa.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dziękuję nowym Czytelnikom. :-)
Młody Pisarzu, fajnie, że lektura się nie dłużyła, tekst wciągnął i znalazłeś sceny, które Ci się spodobały.
Ooo, zapisałeś się do nielicznej grupy fanów Tomickiego. Ja już doszłam do wniosku, że z facetem coś jest nie tak. A przynajmniej niepolicyjnie.
Trochę się bałam zarzutów, że początek jest infodumpowy, ale jednak chyba nie wypada źle.
Dzięki za uwagi, wprowadzę, kiedy trochę się ogarnę po powrocie z wakacji.
Tarnino,
Zgadzam się, że zakończenie słabe. Pomysły na lepsze przyszły poniewczasie. :-(
I tak, trzeba było porzucić strefę komfortu. Nic to, założyłam bazę, może jeszcze kiedyś wrócę w te rejony.
Uważasz, że już dotarłam do falban i purpury? Mnie się wydawało, że one są dalej, ale nie będę się spierać. Jeśli to już tutaj, to nie dziwota, że z braku wprawy powiesiłam krzywo.
Zmian w narracji już nie będę wprowadzać. I tak bym nie umiała, pozostaję z nadzieją, że trening uczyni co najmniej średniaka.
Research policyjny. Gdybym znała jakiegoś gliniarza, to bym skonsultowała. Ale nie znam.
Kto przeżyje, wolnym będzie.
Kto umiera, wolnym już. ;-)
Ale tutaj zostały z niego chyba tylko dziwnie purpurowe, niefinklowe metafory. Ot, takie mutanty.
Czekaj, czekaj… Nie odwróciłaś aby kolejności przyczyny i skutku? To przerost purpury jest śmieszny, a nie humor umiera, pozostawiając purpurowe szczątki… Tak mi się wydaje.
Czekam na ten konkurs bez horroru. Pióro trzymam w gotowości. A może konkurs już jest, tylko muszę przejrzeć najnowsze wieści z portalu…
Jak mawiał mój Tatko, kiedy byłam mała, inteligentny człowiek się nie nudzi ;)
Jak mawiał mój znajomy, “zawsze może sobie zapalić”, ale nie zgadzam się z tym dodatkiem. No, pewnie się nie będzie nudzić, ale męczyć brakiem ulubionych rozrywek – raczej tak.
Ale co jednorożce mają wspólnego z tymi ćmami w Wikipedii?
Tomicki fantastykę może i czyta, ale nie płacą mu za egzorcyzmy, tylko za wykrywanie przestępców.
Nie przesadzasz trochę?
Może odrobinę z religią. Ale pewności nie mamy, prawda?
Kanibalizm to temat szeroki i ciekawy.
A głupota ludzka – jeszcze szersza.
Nad szczegółowymi uwagami zastanowię się trochę później.
Babska logika rządzi!
Nic to, założyłam bazę, może jeszcze kiedyś wrócę w te rejony.
:D
Kto umiera, wolnym już. ;-)
Tak jest!
Nie odwróciłaś aby kolejności przyczyny i skutku? To przerost purpury jest śmieszny, a nie humor umiera, pozostawiając purpurowe szczątki… Tak mi się wydaje.
Przerost purpury jest śmieszny, ale nieśmieszny humor czasami mutuje w purpurę.
A może konkurs już jest, tylko muszę przejrzeć najnowsze wieści z portalu…
Jeszcze nie ma, ale już zwijam gwiazdki (sekret nazwijania masy gwiazdek – nie robić wszystkich naraz).
Ale co jednorożce mają wspólnego z tymi ćmami w Wikipedii?
To, że jednorożce nie były miłe, a ćmy to MARIPOSA DEL MUERTE (motyl śmierci – u nas nie występuje, w Ameryce Południowej kojarzy się ze śmiercią).
Tomicki fantastykę może i czyta, ale nie płacą mu za egzorcyzmy, tylko za wykrywanie przestępców.
Ale czytanie fantastyki powinno rozwijać rozum.
Może odrobinę z religią. Ale pewności nie mamy, prawda?
Nie mamy. Mimo to sądzę, że antropomorfizujesz.
A głupota ludzka – jeszcze szersza.
Dwie rzeczy są nieskończone ;)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, takiego namiotu, co się sam rozbija (rozwija?), to ja w tej bazie nie zostawiłam…
Wychodzi na to, że humor i purpura są nierozerwalnie związane. Interesujący wniosek. ;-)
No to miłego i owocnego gwiazdkowania.
Jednorożce i ćmy. Hmmm. Mnie przychodzą do głowy same pozytywne odniesienia do jednorożców (że szlachetne, cnotliwe itd.), ale mogę się mylić. A w ciemnych i nocnych motylach jest coś niepokojącego i wcale nie motylkowego.
Hmmm. Pewniejszy wydaje mi się rozwój wyobraźni, ale możesz mieć rację. W końcu SF może wiele nauczyć.
Być może antropomorfizuję. Czasem trudno uciec od człowieczeństwa.
Dwie rzeczy są nieskończone ;)
Ale z jedną pewności nie ma. ;-)
Babska logika rządzi!
Wychodzi na to, że humor i purpura są nierozerwalnie związane. Interesujący wniosek. ;-)
Choć może trochę przedwczesny XD
Mnie przychodzą do głowy same pozytywne odniesienia do jednorożców (że szlachetne, cnotliwe itd.), ale mogę się mylić.
Szlachetne i cnotliwe – to nie znaczy miłe :)
A w ciemnych i nocnych motylach jest coś niepokojącego i wcale nie motylkowego.
U nas podobną rolę w symbolice ma zmierzchnica trupia główka, chociaż żadnych bajek o niej nie słyszałam. Ale zdaje mi się, że Południowi Amerykanie lubią trochę bardziej straszne historie.
Pewniejszy wydaje mi się rozwój wyobraźni
Wyobraźni też, ale jedno z drugim się wiąże. Poza tym zależy, czy mówimy o wyobraźni – umiejętności tworzenia obrazów (której bliżej do pamięci – pewne badania wskazują, że afantazja jest zaburzeniem pamięci właśnie); czy o wyobraźni – umiejętności przewidywania (ekstrapolacji).
Być może antropomorfizuję. Czasem trudno uciec od człowieczeństwa.
Albo nawet zawsze. W końcu dokądkolwiek pójdziesz, zabierasz siebie :)
Ale z jedną pewności nie ma. ;-)
XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Szlachetne i cnotliwe – to nie znaczy miłe :)
To prawda.
Południowi Amerykanie w ogóle mają chyba inny stosunek do śmierci niż Europejczycy.
Miałam na myśli raczej tworzenie obrazów (ziejącego ogniem smoka) lub skutków zmiany czegoś w świecie (że nieważkość wywołuje mdłości, co czuje człowiek, który wysiada z rakiety dwieście ziemskich lat po tym, jak do niej wsiadł). Hmmm, wychodzi na to, że obydwie części wyobraźni.
Babska logika rządzi!
Południowi Amerykanie w ogóle mają chyba inny stosunek do śmierci niż Europejczycy.
Nie wiem, możliwe.
Hmmm, wychodzi na to, że obydwie części wyobraźni.
Czemu nie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A to nie tam narodziły się zombiaki? Chyba mają jakieś święto związane ze śmiercią, zdaje się, że Naz kiedyś napisała opowiadanie na ten temat. Coś mi się obiło o uszy, że nawet groby dekorują weselej niż my.
Babska logika rządzi!
Zombiaki na Karaibach (zdaje się, że religia voudoun ma kilka bóstw śmierci, ale nie znam się na tym – popytaj), groby i święto w Meksyku (swoją drogą – święto związane ze śmiercią, to my też mamy, a Słowianie obchodzili Dziady cztery razy do roku, podobno), ale poza tym nie wiem. Historie z dreszczykiem typu la Llorona są chyba głównie meksykańskie. Prenumerata czasopisma do nauki hiszpańskiego daje tylko okruchy wiedzy :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tak, my też mamy takie święto. Ale u nas to dzień zadumy, refleksji. Zdaje się, że w Południowej Ameryce jest weselej.
Babska logika rządzi!
No, właśnie. W Meksyku przynajmniej, bo gdzie indziej nie wiem.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ciekawe, czy to oznacza, że są bardziej pogodzeni ze śmiercią, bardziej skłonni, żeby zaprosić ją do wspólnej zabawy.
Babska logika rządzi!
A może właśnie mniej, i chcą ją ułagodzić? Wszystko można interpretować na różne sposoby, dopóki się nie zna tego właściwego.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tak też może być…
Babska logika rządzi!
Powitać Jurorkę.
No, tak to mniej więcej wyglądało na początku. Tylko Holender jechał po torach, a nie pomiędzy. ;-)
Babska logika rządzi!
Cześć Finkla,
Bardzo gładki styl i dobrze napisane dialogi. To trzecie opowiadanie, za które się zabrałem po założeniu sobie tu konta. Widzę, że wszystkie opowiadania, które trafiają do Biblioteki są dobrze napisane. Moje czeka na razie w poczekalni. Pierwsze koty za płoty. Może powinienem skorzystać z betowania ale na razie tylko domyślam się jak to działa.
Dziękuję, Pzarzycki. :-)
Miło mi, że mój styl przypadł Ci do gustu.
No, raczej tak, staramy się, żeby te teksty biblioteczne, poniekąd wizytówkowe, były niezłej jakości.
Jest tu gdzieś poradnik Psychofisha na temat betowania, ale tak na szybko nie znajdę linku. Jeśli masz jakieś szybko pytanie, zawsze możesz je zadać na Shoutboksie. Zapewne znajdzie się jakaś dobra dusza, która pośpieszy z odpowiedzią.
Babska logika rządzi!
Dobra dusza śpieszy z linkiem do betalisty: http://www.fantastyka.pl/loza/17
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, dzięki w imieniu świeżynki. :-)
Babska logika rządzi!
;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ku chwale Fantastyki! :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Spocznij! ;-)
Babska logika rządzi!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bardzo ładnie. :-)
Babska logika rządzi!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
;-)
Babska logika rządzi!
Powitać Jurora. :-)
Holender jak żywy. :-)
Babska logika rządzi!
@regulatorzy, Dzięki za linka ????
Bardzo proszę. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, przybywam z pokonkursowym komentarzem.
Podręcznikowy przykład nieskończonej kolei jako metafory wiecznej podróży. Napisane bez zarzutów. Moim zdaniem, mogło być ciut mniej klasycznie (podobnie jak wykorzystanie hasła) choć wybaczam – przyznam, że dużo zrekompensowała świetna atmosfera detektywistycznego śledztwa (ale to subiektywna zaleta).
Pada dużo wyliczanek: co się dzieje i co się je, gdzie się chodzi i dlaczego; momentami miałam wrażenie, że tekst nabiera wyglądu reportażu (może z powodu charakteru aspiranta i jego pracy) i trochę nazbyt rozciągnięte w tej formie. Sam bohater dość mało decyzyjny jak na człowieka prawa – racjonalizuje absolutnie wszystko – ale zinterpretowałam to jako wpływ pociągu, zaburzający pojmowanie i rozjeżdżający rzeczywistość (ja akurat chętnie zobaczyłabym więcej surrealizmu w realizmie ;)). Mało decyzyjne również zakończenie, tu akurat na minus.
Doceniam ładny twist z ludzkim mięsem – niby znany, lubiany i przewidywalny, a jednak podany w dobrym miejscu i w dobrym momencie upiornej kolacji. Bardzo horrorowo.
Pozdrawiam!
Dziękuję, Jurorko Żongler. :-)
No, taki mi dałaś bilet, musiałam brnąć w nieskończoność, chociaż wcale mi nie pasowała do pierwotnej koncepcji pociągu pożerającego ludzi.
Co się je było dla mnie ważne, żeby móc zaatakować ludziną. :-)
Już się dowiedziałam, że bohater mi nie wyszedł. Widocznie nie umiem w policję.
Miło, że kulinarny twist smakował.
Babska logika rządzi!