
Hej. Wybrałam coś łatwiejszego w odbiorze... mam nadzieję. Komentarze mile widziane. Każda wskazówka to nauka i jeden krok w przód.
Hej. Wybrałam coś łatwiejszego w odbiorze... mam nadzieję. Komentarze mile widziane. Każda wskazówka to nauka i jeden krok w przód.
Siedziałem w pubie, wsparty plecami o skórzaną kanapę. Wokół pusto. Ostatni bywalcy wyszli jakąś godzinę temu. Zerknąłem przez ramię na zegar, wiszący nad drewnianym barem – piętnaście po północy. Barman wycierał szklanki i burczał pod nosem. Zapewne chciałby, abym już sobie poszedł. Namierzyłem butelkę i wlałem do gardła pianę z ósmego piwa. Pochwyciłem papierosa wystającego z paczki i odpaliłem. Tak bardzo chciałem zaznać spokoju, stłumić jazgot w głowie. Miałem dość nieprzespanych nocy i wszystkich wariatów, którzy mnie otaczali. Rozpoczęcie pracy w zakładzie dla obłąkanych było najgorszą decyzją, jaką do tej pory podjąłem. Dwa lata i cztery miesiące spędzone z najgroźniejszymi mordercami, jakich nosiła ziemia, zebrało żniwo.
Jeszcze nie tak dawno cieszyłem się życiem, a teraz, nawet na jawie, widziałem krzywo.
Nie piłem często, za to paliłem jednego za drugim, nie dbając o świszczące przy każdym oddechu płuca. Ponoć były zwęglone jak wyjęta z pieca szlaka – tak oświadczył lekarz, przeglądając prześwietlenie.
Czy zrobiło to na mnie jakiekolwiek wrażenie? – niekoniecznie.
Błogi stan, który odczuwałem, nie był taki, jakbym chciał – rausz nie cieszył. Rozkładająca się na ścianie zakładu psychiatrycznego mucha powodowała u mnie większe rozluźnienie, niż ten pieprzony alkohol.
Byłem więźniem. Obowiązywała mnie umowa gorsza od cyrografu.
Pewnej nocy przywieziono na oddział schizofrenika. Był agresywny – potwór w ludzkim ciele. Skorzystałem z przymusu bezpośredniego, nie znając jego historii i użyłem paralizatora. O mało go nie zabiłem. Miał wszczepiony bajpas. Groziło mi zwolnienie dyscyplinarne i konsekwencje prawne, związane z nieuzasadnionym użyciem broni. Pomocną dłoń wyciągnął do mnie dyrektor ośrodka i uchronił przed utratą kwalifikacji. Pozostałem na stanowisku szczęśliwy, że będę miał czyste papiery. Niełatwo znaleźć pracę z takim życiorysem. Nie po to studiowałem, aby budować drogi, czy coś w tym rodzaju.
Ośrodek, w którym pełniłem funkcję hipnoterapeuty, miał problemy z obsadzaniem wakatów. Nie było chętnych do pracy. Za pomoc obiecałem, że będę tutaj pracował, dopóki sam nie zwariuję. Już niewiele brakowało. Nie mógłbym zrezygnować. Byłem honorowy.
Ponoć umysł jest źródłem wszystkiego, czego oczekujemy; wystarczy zamknąć oczy i poprosić.
„Gdyby to było takie proste” – pomyślałem i uderzyłem pięścią w blat stolika. „Kto, o zdrowych zmysłach chciałby marnować zdrowie i strzępić nerwy na resocjalizację beznadziejnych przypadków? Ja! Nie miałem wyjścia”.
Rzuciłem banknot na stolik i chwiejnym krokiem opuściłem lokal, z ledwością trafiając w drzwi.
Po półgodzinnym spacerku w strugach deszczu moim zmęczonym oczom ukazały się mury starego budynku z czerwonej cegły. Wystawiłem ręce przed siebie, nie chcąc wylądować na przesuwanych drzwiach, które czasem się zacinały.
Nie oponowały i wpuściły mnie do środka. Kamery obserwowały każdy krok, kiedy przemierzałem wąski korytarz, oświetlony żółtym światłem, tak ponurym, jak moje samopoczucie.
Po raz pierwszy przyszedłem na zmianę w takim stanie. Podświadomie pragnąłem trafić na ordynatora i dostać wilczy bilet. Miałem wszystko w dupie – najwyższy czas zmienić branżę.
Jak zwykle cisza, żywej duszy. Wkroczyłem w jasno oświetlony korytarz i przystanąłem przed drzwiami szefa – były uchylone. Wsadziłem głowę i omiotłem pomieszczenie wzrokiem. Poza szafkami, biurkiem i kaktusem obok okna, nie dostrzegłem niczego więcej. Obraz mi się zlewał, więc nie mając ochoty na czekanie, ruszyłem dalej, co jakiś czas, opierając ciało o ścianę.
Nie wiem, dlaczego, ale zatrzymałem się przed celą najbardziej popapranego pacjenta, jakiego gościły te mury. Seryjny morderca z ilorazem inteligencji przekraczającym sto sześćdziesiąt. Fakt, jak planował zbrodnie, nawet jego samego przerażały, kiedy odzyskiwał własne ja i analizował przebieg w celi, rozmawiając z próżnią.
Często tworzyłem jego portret psychologiczny, rwąc włosy z głowy nad jego skutecznością. Wpadł przez głupotę – kobieta. Zatłukł ją dwa dni po tym, jak odkrył, że go wsypała. Dorwał ją, jak wyszła po zakupy i tutaj historia się urywa.
To była jedyna zagadka, której nie rozpracowałem. Pacjent nabrał wody w usta.
Uchyliłem wizjer, siedział w rogu pokoju. Przymknąłem powieki, kiedy je otworzyłem, dwoje niebieskich oczu lustrowało mnie przez mały otwór.
Zamknąłem klapkę i wsparłem plecy o zimną stal.
– Chciałbyś zobaczyć? – Usłyszałem za plecami matowy głos. – Pokażę ci. – Wszystkie włosy na ciele stanęły dęba, a zęby dzwoniły pod wpływem drżenia.
Jedno piwo za dużo, pomyślałem, tkwiąc przed drzwiami w otoczeniu chorych myśli, jakbym sam był obłąkany.
Usiadłem na pobliskim krześle, wzruszyłem ramionami i zamknąłem przekrwione oczy. Wsparłem głowę o ścianę i poczułem lekkość ciała i umysłu. Gdybym wiedział, co nastąpi potem, wsparłbym opadające powieki palcami, żeby tylko były otwarte.
Otworzyłem je po chwili i zesztywniałem. Nie rozpoznawałem miejsca, a półmrok zawisł na całej długości. Nie było stojaków, jarzeniówek, szafek na fartuchy ani krzeseł.
Sceneria jak z horroru. Obskurna buda z odpadającym tynkiem, pozbawiona okien i jakiegokolwiek dopływu światła. Parę zapalonych świec, porozstawianych po kątach, aby nie burzyć panującego nastroju. Pośrodku stał drewniany stół pamiętający niejedną wojnę, nakryty białym płótnem.
Nie był pusty; leżało na nim coś, czego nie potrafiłem rozpoznać z tej odległości.
– Podejdź bliżej – syknięcie do ucha było miękkie i jakże zachęcające.
Jedyne, co do czego miałem pewność to fakt, że nie byłem tutaj sam. Po ścianach skakały cienie, rozdygotane od nierównych płomieni kopcących świec. Nie umiałem tego wytłumaczyć. To było namacalne, a zarazem niezgodne ze stanem umysłu.
Przełknąłem wielką gulę tkwiącą w gardle i pchnięty niewidoczną siłą, stąpnąłem do przodu – na tyle blisko, aby dostrzec, że owym czymś jest człowiek; blondwłosa kobieta pogrążona w letargu.
Blada, naga, z głową przechyloną na lewy bok.
Oderwałem od niej wzrok, nie czując nic: zero reakcji, aby udzielić pomocy – pustka. Tuż za jej głową stał on, ten, którego jeszcze przed chwilą podglądałem.
– Zaczynamy? – oznajmił głos nienależący do pacjenta. – Ta nieodgadniona historia zmywa ci sen z powiek, nie tylko, kiedy odpoczywasz. Za każdym razem, kiedy pracujesz z Leonem, twoje myśli zataczają koło i pytają: Jak?
Zdrętwiało mi ramię, dopiero po chwili dopatrzyłem się na nim czegoś ciemnego.
Pragnąłem poznać przebieg masakry, ale czy na pewno?
Nie powiedziałem nic, tylko skinąłem głową – wystarczyło, aby zastygły w bezruchu Leon ożył, przystępując do dzieła.
Jego twarz była obłąkana nie mniej, niż wzrok, który zawiesił na narzędziu zbrodni. Zawsze usypiał swoje ofiary, bo odgłosy, jakie wydawały, hamowały zapędy zwyrodnialca – tracił moc.
Był nadwrażliwy na ostre tony, co wyłapałem na pierwszej sesji, kiedy zadzwonił mój telefon.
– Otwórz oczy i podziwiaj mistrza w akcji, dopóki możesz. – Cień wyparował.
Spodziewałem się rąbanki, siekanki, jak we wcześniejszych przypadkach, ale nie miałem pojęcia, że finał poprzedzała uczta; kunszt w docieraniu do celu.
Nóż trzymany przez Leona w lewej dłoni ciął skórę jak brzytwa niepożądane włosy, perfekcyjnie po linii prostej. Nie było krwi, co od razu skojarzyłem ze środkiem zagęszczającym – skrzepy nie wypłyną.
Kilkadziesiąt czerwonych nacięć widniało na ciele kobiety – jak spod linijki.
Leon poluźnił uścisk; nóż opadł na posadzkę. Obłąkany uśmiech poszerzył się, kiedy sięgnął po nożyce. Wbijał mocno w naszkicowane ślady, tnąc mięśnie i mięso jak papier.
Spocony, otarł pot z czoła i odrzucił obklejone narzędzie w kąt, rechocząc pod nosem – pochwycił lśniący tasak. Parę ruchów rękoma, idealne wyczucie miejsc do zadania ciosu i tasak z brzękiem poleciał obok reszty.
– Wytęż wzrok, bo teraz zrozumiesz. – Usłyszałem za plecami.
Kiedy Leon naciągnął na szczupłe dłonie rękawice, zachodziłem w głowę, po co? Nie chciał poplamić skóry?
Dopiero kiedy zanurzył dłonie w ciele ofiary – zrozumiałem.
Wyszarpywał kości i kładł na podłodze, tworząc kompletne odzwierciedlenie tego, co leżało na stole. Rękawiczki były amortyzatorem poślizgu, a ich szorstkość ułatwiała chwytanie śliskich gnatów.
Teraz nabrałem pewności, że szkielet, który znaleźliśmy w zsypie, należał do żony Leona. Identyfikacja przez tutejszą policję nie wniosła nic do sprawy, bo kobieta nie miała zębów.
Skóra, pozbawiona kośćca sflaczała, a obdarta z powłoki kobieta, leżała na podłodze, chudsza o czterdzieści kilo.
Znałem prawdę. Pierwsza zbrodnia Leona w tak niekonwencjonalnym stylu – wyłamanie ze schematu. Wcześniejsze ofiary można było zidentyfikować.
– Warto było? – głos przy uchu był hipnotyzujący. – Ten sekret był jedynym, nieprzeznaczonym do rozszyfrowania. Poznałeś przebieg, więc…
Czarny cień wyrósł przede mną jak spod ziemi. Był wysoki, szczupły i kiwał się na boki. Uniosłem głowę i napotkałem białe hipnotyzujące spojrzenie wyziewające z wielkich, okrągłych otworów.
Nie mogłem oponować – byłem poza ciałem. Stałem z boku i patrzyłem.
To coś chciało duszy, lecz, aby jej sięgnąć, musiało utorować sobie do niej drogę.
– Zabieram to, co widziało. – Dwa ostre paznokcie utkwiły w źrenicach, zanurkowały głębiej i wyrwały gałki oczne wraz ze splotem; byłem ślepy.
– Zabieram to, co słyszało. – Wysuszone dłonie z długimi palcami pochwyciły małżowiny uszne, utkwiły w chrząstkach i mocnym szarpnięciem oddzieliły je od ciała, wraz z całym przewodem słuchowym; byłem głuchy.
– Zabieram to, co czuło. – Jeden ruch nadgarstkiem, mocny ścisk i nos upadł na podłogę. Ostały się tylko zatoki; straciłem powonienie.
– Zabieram to, co analizowało. – Ucisk wychudzonych palców na czaszkę był tak silny, że skruszała w mig, jak najcieńsze szkło. Pracujący na najwyższych obrotach mózg został brutalnie wyjęty z zagłębienia i rzucony na ścianę. Została po nim miazga; straciłem człowieczeństwo.
– Zabieram to, co przeżywało. – Cień położył dłonie na torsie, przycisnął mocno. Żebra zachrobotały, rozerwały skórę, przeniknęły przez nią i rozstąpiły się jak biblijne morze. Serce pracowało szybko, tłocząc krew pozwężanymi od strachu żyłami.
Lodowaty powiew wypełnił rozdarte wnętrze, przedzierając błony. Nacisk na żyły był miażdżący – wystrzeliły jak granat, zalewając wszystko wokół czerwienią. Intensywne gładzenie pracującego organu, jakby to coś chciało go uspokoić, tylko po to, aby zakleszczyć, pociągnąć i wyłuskać jak orzech z łupinki; straciłem życie.
Byłem roślinką, której ktoś przeciął łodyżkę. Runąłem na posadzkę.
Otworzyłem oczy. Byłem spocony i kark mi zdrętwiał. Rozciągnąłem usta w szerokim uśmiechu szczęśliwy, że to tylko wymysł upojonego procentami mózgu. Wstałem i podszedłem do drzwi. Uchyliłem lufcik. Leon siedział na łóżku i wyszczerzał zęby. Obok stała czarna postać. Odwróciłem wzrok. Kiedy ponownie zerknąłem przez szparkę, pacjent był sam.
– Niebawem po ciebie przyjdę – oznajmił matowy glos wybrzmiewający z sali.
Gęsia skórka pokryła ciało. Szybko zamknąłem klapkę i chwiejnym krokiem ruszyłem do swojego gabinetu.
Witam ponownie Tygrysica !!!-!
Od razu spieszę powiedzieć, że tekst jest o niebo lepszy gdyż jest zrozumiały. Może nie do końca przeze mnie ale inni na pewno wszystko pojmą. I bardzo to dziwne, ale tekst mnie bardzo bardzo wciągnął. Widać nowi mogą posiadać już wysoki poziom. Ja patrzyłem na to z innej strony; jak tu zawitałem moje umiejętności to był jeden % tego co teraz prezentuję (a i tak daleko mi jeszcze do dobrego poziomu). Inni mogą poświadczyć to o czym piszę. Moje pierwsze teksty to była katastrofa… Ale nie chciałem tu pisać o sobie tylko o twoim tekście :) Tak więc podobało mi się i bardzo wciągnęło :)))
Pozdrawiam!
Jestem niepełnosprawny...
Dobre opowiadanie. Znacznie lepsze od wcześniejszego i mówiąc pod tamtym, że moim zdaniem masz świetny styl, tylko brakuje Ci odrobiny obróbki, chyba się nie myliłem ;)
Bardzo klimatyczny tekst z ładnie wzrastającym napięciem. Nie wszystko zrozumiałem, ale mi osobiście pasuje tutaj lekkie niedopowiedzenie, bo dodaje aurę tajemniczości i trochę głębi.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Hej.
Chłopaki, dzięki za wpadnięcie i komentarze.
dawidiq150, ja piszę od około roku i moje początki mogę śmiało porównać z twoimi. Nadal szlifuję warsztat i wyciągam wnioski z każdej podpowiedzi. Mam sporo tekstów na kącie i parę powieści, które, jak teraz czytam, to widzę, jakie postępy zrobiłam. Pozdrawiam. :)
Młody pisarz, dzięki za miłe słowo. Cieszę się, że tekst przypadł do gustu. U mnie przeważnie brutal i mroki. Pracuję nad techniką i obróbką cały czas – do bólu. Co do wcześniejszego opka, to jest napisane typowo pod odczucia, aby wywołać subiektywność i dyskomfort. Co do zrozumienia… spoko… moje teksty nie są łatwe w odbiorze., niemniej miło mi, że zajrzałeś. Pozdrawiam. :)
Mrocznie i krwawo. Bar > zakład > piekło?
No właśnie. Dobre niedopowiedzenie.
To co mi się rzuciło najbardziej:
Jak nie masz mózgu nikt nie wyda polecenia by coś krzyknąć :)
Pragnąłem wolności, czy to zakrawa na marnotrawstwo?
To zdanie chyba zgubiło sens.
Leon tak dokładnie rozebrał ciało,bo to zawodowiec :)
Hej!
lenti, dzięki za komentarz. Masz rację, nie pomyślałam z tym krzyczeniem. Podciągnęłam to pod duszę, która już była poza ciałem i wyszło niezrozumiale; usunę ten zapis. To drugie również wywalę, nic nie wnosi, bo jest już wzmianka, że miał dość takiego życia. Pozdrawiam. :)
Hej,
Tygrysica, opowiadanie dobrze napisane i ciekawe. Zawiódł mnie koniec, bo Piekło nijak pasowała do reszty opowiadania, a może to to tylko moje odczucie. Akcja toczy się w normalnym świecie i a tu naraz przechodzimy do wymiaru religii. Dlaczego znalazł się w nim bohater? Też nie mam pojęcia, przez grzechy pacjenta, przez własną ciekawość?
Pozdrawiam ;)
Ciekawy tekst, spodobał mi się pomysł wyfiletowanie żony. Makabryczny dość.
Wydaje mi się, że opko jest nieco chaotyczne, wiele kwestii pozostaje dla mnie niejasnych. Dlaczego bohater nie mógł po prostu odejść z pracy, skoro było mu tak źle? Nic nie wskazuje, że to niewolnik. Dlaczego ten zbir trafił do szpitala, a nie do więzienia? Dlaczego po urwaniu uszu bohater nadal słyszał kolejne zapowiedzi?
Nie lubię, kiedy piekło może przejąć człowieka tak po prostu, bez jego udziału. Gdzie stary dobry cyrograf, gdzie wolna wola?
krzyknąłem, więżąc, że zaprzestanie katuszy.
A nie miało być “wierząc”?
Babska logika rządzi!
Cześć.
Dzięki za komentarze.
Milis, zakończenie jest adekwatne do przewinienia. Bohater tak mocno pragnął poznać prawdę o morderstwie, że śmierć spełniła jego życzenie. Może być, jak mówisz: “Ciekawość, pierwszy stopień do piekła”. Nie wszystko jest dla naszych uszu i oczu. Pozdrawiam. :)
Finkla, niektóre kwestie pozostawiłam do własnej interpretacji. Nie mógł odejść, albo pomimo narzekania, po prostu nie chciał tego zrobić. Miał wolną wolę, ale i tak tam tkwił. Może kochał to, co robił, pomimo częstych zniechęceń i wyczerpania. Myślałam, że fakt, iż trafił do psychiatryka, a nie więzienia, sam się nasunie. Miał zaburzenia psychiczne, co wynika chociażby ze sposobu zabijania, a w takim stanie, nie może przebywać w więzieniu. Dlaczego słyszał, czuł i mówił po okaleczeniu kolejnych części ciała? Tutaj mamy motyw fantastyczny, czyli odskocznię do duszy. To ona w trakcie okaleczania jest narratorem i to ona czuje itp. Cyrograf, mamy takie czasy, że każdy z nas ma go obok siebie bez podpisywania.
Poprawię błąd, dzięki za wyłapanie i punkcik do biblioteki. Pozdrawiam. :)
Powyższe komentarze dały mi dużo do myślenia i trochę w tekście pozmieniałam, zwłaszcza zakończenie. :)
Hej, Tygrysico. Całkiem dobre to opowiadanie, choć nieco mi zgrzytnęło to:
Ośrodek, w którym pełniłem funkcję psychoterapeuty, miał problemy z obsadzaniem wakatów. Nie było chętnych do pracy. Za pomoc, obiecałem, że będę tutaj pracował, dopóki sam nie zwariuję. Już niewiele brakowało. Nie mógłbym zrezygnować. Byłem honorowy.
Psychoterapeuta ma takie narzędzia jak superwizja i przede wszystkim terapia własna (jeszcze w trakcie nauki). No ale rozumiem, że takie przedstawienie bohatera czemuś służyło. :-)
Fajny, krótki horrorek, całkiem dobrze napisany. Owszem, warto żebyś jeszcze pracowała nad stylem, jednak zdecydowanie masz bardzo solidną bazę do dalszego tworzenia. :-)
Klikam.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Rossa, dziękuję za komentarz i punkcik do biblioteki. Psychoterapeuta, chodziło mi o hipnoterapię. Źle to zapisałam, zaraz poprawię. Cieszy mnie taki odbiór – że się podobało. Cały czas pracuję nad stylem i z każdej sugestii wyciągam ile się da. Pozdrawiam.
Dobry horror z odpowiednio budowanym napięciem. Fragmenty z wizją morderstwa żony i że tak to nazwę „obdzieraniem bohatera z człowieczeństwa” bardzo dobrze napisane. Poezja makabry ;)
Na początku chciałem dać klika, potem zawahałem się, zerknąwszy do komentarzy i dowiedziawszy się, iż chyba umknęło mi parę niuansów, ale ostatecznie myślę, że tekst na bibliotekę zasługuje.
Pozdrawiam!
Storm, dzięki za komentarz i dobry odbiór. Zawahałeś się, miałeś prawo zmienić zdanie. Niemniej fajnie, że wpadłeś po raz drugi . ;)
Tygrysico, dobrze się to czytało i byłby to niezły horror, gdyby bohater był trzeźwy. Wybacz, ale wszelkie wizje i omamy, których doznaje ktoś będący w stanie upojenia alkoholowego, moim zdaniem, są tylko opisem wizji i omamów nawiedzających pijanego i trudno uznać je za fantastykę. W czynach osoby chorej psychicznie, także nie umiem dostrzec nic fantastycznego.
Pozostaję z nadzieją, że w kolejnych opowiadaniach znajdę to, czego brakło w tej historii.
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
Wyrzuciłem ręce przed siebie – zarzucało mną… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Wystawiłem ręce przed siebie – zarzucało mną…
Policjanci nie sterczeli w klatce bloku z braku zajęć. → Czy dobrze rozumiem, że policjanci nie ochraniali kobiety, bo nie mieli co robić?
…a półmrok zawisł po całej długości. → …a półmrok zawisł na całej długości.
Coś zawisa na czymś, nie po czymś.
Nie było stojaków, jarzeniówek, szafek na fartuchy ani krzeseł.
Sceneria była jak z horroru. → Nie brzmi to najlepiej.
W drugim zdaniu wystarczy: Sceneria jak z horroru.
Parę podpalonych świec, porozstawianych po kątach… → Parę zapalonych świec porozstawianych po kątach…
Jedyne, czego byłem pewien, to fakt, że nie byłem tutaj sam. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Jedyne, co do czego miałem pewność to fakt, że nie byłem tutaj sam.
…rozdygotane od nierównego płomienia kopcących świec. → Piszesz o kilku świecach, więc: …rozdygotane od nierównych płomieni kopcących świec.
Przełknąłem wielką gulę tkwiącą w przełyku… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Przełknąłem wielką gulę tkwiącą w gardle/ krtani…
…kobieta pogrążona w letargu. Blada, naga, bez odruchu obronnego, z głową przechyloną na lewy bok. → Jakich odruchów obronnych można spodziewać się po kimś pogrążonym w letargu?
Jego twarz była obłąkana niemniej, niż wzrok… → Jego twarz była obłąkana nie mniej niż wzrok…
Sprawdź znaczenie wyrażeń niemniej i nie mniej.
Gęsia skorka pokryła ciało. → Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, dzięki za komentarz i wyłapanie błędów; zaraz poprawię :)
“Policjanci nie sterczeli w klatce bloku z braku zajęć”. – Chodziło mi o to, że jak zobaczył policjantów sterczących na klatce, pojął, że żona sypnęła, bo po co by tam tkwili tyle godzin, jakby ciekawszych zajęć nie mieli na mieście.
Nie wiem, co mam odpisać odnośnie do gatunku. Może masz rację i nie potrafię napisać fantasy grozy, albo postrzegam ją w inny sposób :) Pozdrawiam.
Bardzo proszę, Tygrysico. Miło mi, że uznałaś uwagi za przydatne. :)
Może masz rację i nie potrafię napisać fantasy grozy, albo postrzegam ją w inny sposób :)
Tygrysico, proszę, nie mów, że nie potrafisz czegoś napisać. To, że do tej pory nie próbowałaś wplatać fantastyki do swoich utworów, wcale nie znaczy, że w przyszłości nic się nie zmieni.
Przypuszczam, że lektura opowiadań zamieszczanych tutaj pozwoli Ci zorientować się, jak mogłabyś włączyć fantastykę do swojej twórczości. Może nie będzie to łatwe, ale nie przypuszczam, by małe trudności mogły Cię zniechęcić do dalszych prób.
Będzie dobrze, przekonasz się. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, do horrorów, poza demonami, bestiami itp., typowej fantastyki jeszcze wplatać nie próbowałam. Weird fiction i gore – na tym bazuję. Mam fantasy i dark fantasy ale jako powieści.
Lubię komentarze dające do myślenia i już googluję, aby pogłębić wątek mieszania gatunków. :)
Tygrysico, to bardzo dobrze świadczy o Tobie – nie zniechęcasz się, ale uparcie drążysz sprawę, szukasz wskazówek i metod dalszej pracy. Przy takiej postawie Twoja przyszłość jawi mi się niezwykle jasna. :)
Życzę powodzenia!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, Tygrysico:)
Opowiadanie może nie zawiera jakiegoś świeżego pomyśli, w dodatku mamy tutaj omamy i nie wiadomo, czy jest tutaj fantastyka, czy zwidy bohatera, ale czytało się dobrze. Masz jeszcze w tekście kilka niezgrabnych zdań i baboli, więc przejrzyj tekst pod tym kątem, a ja tymczasem, ufny, że poprawisz, to co jest do poprawienia, kliknąłem bibliotekę, wysyłając do niej Twoje opowiadanie :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Outta Sewer, dziękuję za klika i przeczytanie. Przejrzę opowiadanie i może uda mi się odnaleźć niektóre z błędów, ale może być trudno, bo nadal jestem w tym słaba :)
Pozdrawiam i miłego dnia.
Postaram się podesłać jakąś listę poprawek, ale to pewnie dopiero jutro :)
Known some call is air am
Outta Sewer, dzięki. W ten sposób będę mogła przeanalizować błędy, które popełniam. To najlepszy sposób na naukę, kiedy widzisz, co jest nie tak, a nie jedynie domniemasz i nie wiadomo, czy w dobrym kierunku kombinujesz. :)
Hej! Garść wątpliwości, na szybko wyłuskana z tekstu (jak obiecałem ;)):
Zerknąłem przez ramię na zegar(+,) wiszący nad drewnianym barem – piętnaście po północy.
Przecinek.
Tak mocno pragnąłem uzyskać spokój i stłumić jazgot w głowie.
Może lepiej → Tak bardzo chciałem zaznać spokoju, stłumić jazgot w głowie.
To oczywiście tylko sugestia.
Rozpoczęcie pracy w zakładzie
zamkniętymdla obłąkanych było najgorszą decyzją, jaką do tej pory podjąłem.
Usunąłbym, bo zaburza rytm zdania.
Jeszcze tak niedawno cieszyłem się życiem, a teraz, nawet na jawie, widziałem krzywo.
IMHO lepiej brzmiałoby: Jeszcze nie tak dawno…
Nie piłem często, za to paliłem jednego za drugim, nie dbając o płuca, które świstały przy każdym oddechu. Ponoć były zwęglone jak szlaka, wyjęta z pieca; tak oświadczył lekarz, przeglądając prześwietlenie.
To lekko przebudowałbym, zmieniając szyk i takie tam:
Nie piłem często, za to paliłem jednego za drugim, nie dbając o świszczące przy każdym oddechu płuca. Ponoć były zwęglone jak wyjęta z pieca szlaka – tak oświadczył lekarz, przeglądając prześwietlenie.
Mucha rozkładająca się na ścianie zakładu psychiatrycznego wzbudzała większe rozluźnienie niż ten pieprzony alkohol.
Tutaj też szyk: Rozkładająca się na ścianie zakładu psychiatrycznego mucha powodowała u mnie większe rozluźnienie, niż ten pieprzony alkohol.
Poza tym – co to znaczy, że mucha się rozkładała na ścianie? Że była martwa?
Obowiązywała mnie umowa gorsza niż ta podpisana z diabłem.
Tym zdaniem sugerujesz, że protagonista podpisał jakąś umowę z diabłem, a ta umowa, o której teraz myśli, jest jeszcze gorsza. A jakby → Obowiązywała mnie umowa gorsza, niż taka, która podpisuje się z diabłem. Albo → Obowiązywała mnie umowa gorsza od cyrografu.
Groziło mi zwolnienie dyscyplinarne i konsekwencja nieuzasadnionego użycia przedmiotu.
Jaka to niby konsekwencja? Prawna? Może dobrze byłoby to zaznaczyć. I czemu: przedmiotu? Nie lepiej: broni? Bo paralizator to broń, i w dodatku konkretna, a nie bezosobowy “przedmiot”. Może: i konsekwencje, związane z nieuzasadnionym użyciem broni.
Za pomoc, obiecałem, że będę tutaj pracował, dopóki sam nie zwariuję.
Ten pierwszy przecinek nie jest Ci potrzebny.
– Gdyby to było takie proste – burknąłem i uderzyłem pięścią w blat stolika. – Kto, o zdrowych zmysłach chciałby marnować zdrowie i strzępić nerwy na resocjalizację beznadziejnych przypadków? Ja! Nie miałem wyjścia.
On to powiedział głośno do siebie? Jakieś to teatralne…
Rzuciłem banknot na stolik i chwiejnym krokiem opuściłem lokal, z ledwością, trafiając w drzwi.
Ostatni przecinek w tym zdaniu aut.
Po półgodzinnym spacerku w strugach deszczu !!! zmęczonym oczom ukazały się mury starego budynku z czerwonej cegły. Wystawiłem ręce przed siebie
– zarzucało mną –nie chcąc wylądować na przesuwanych drzwiach; czasami się zacinały.Nie oponowały i wpuściły mnie do środka.
W miejscu !!! dałbym “moim”. Wtrącenie usunąłbym, lub przeniósł w inne miejsce. Wywaliłbym też średnik, a zamiast niego wstawiłbym: , które czasem się zacinały.
Seryjny morderca z ilorazem inteligencji przekraczającej dopuszczalne normy.
Po pierwsze: przekraczającym. Po drugie – nie wydaje mi się, żeby były jakiekolwiek dopuszczalne normy IQ :/
Policjanci nie sterczeli w klatce bloku z braku zajęć.
To zdanie jest nie jasne w kontekście tego, o czym piszesz. Już wiem, o co Ci chodziło, ale jest to dość niezgrabne sformułowanie w tym miejscu, które powinno się znaleźć w innym, lub być rowinięte, żeby czytelnik nie musiał domyslac się, o co chodzi.
Jej cerę można było śmiało zakwalifikować do populacji Indian – była czerwona.
Jak można kwalifikować cerę do populacji indian? Wiem o co Ci chodzi, ale to brzmi fatalnie i nie jest po polsku.
Nie mogłem oponować – byłem poza ciałem. Stałem z boku i patrzałem.
Patrzyłem.
Runąłem na posadzkę, jak kwiat, pozbawiony ostoi.
Co to jest ostoja kwiatu?
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Outta Serwer, wielkie dzięki. Więcej napiszę później, jak przeanalizuję na spokojnie, bo widziałam kilka pytań. : )
Outta Serwer, składnia. Nad tym pracuję, ale i tak mieszam podmioty z orzeczeniami itp. Wychodzą takie kulfony, jak powyżej.
Interpunkcja. Tutaj postęp zrobiłam kolosalny, bo była masakra. Czasami się zastanawiam, czy dać przecinek, czy nie – strzelam w niektórych miejscach, no i czasami pudłuję.
Wszystkie poprawki naniosę, a tam, gdzie wysunąłeś sugestie, pokombinuję.
Zerknąłem przez ramię na zegar(+,) wiszący nad drewnianym barem – piętnaście po północy.
Przecinek. – Dlaczego tutaj przecinek jest wymagany?
Po półgodzinnym spacerku w strugach deszczu !!! zmęczonym oczom ukazały się mury starego budynku z czerwonej cegły. Wystawiłem ręce przed siebie
– zarzucało mną –nie chcąc wylądować na przesuwanych drzwiach; czasami się zacinały.Nie oponowały i wpuściły mnie do środka.
“W miejscu !!! dałbym “moim”. Wtrącenie usunąłbym, lub przeniósł w inne miejsce. Wywaliłbym też średnik, a zamiast niego wstawiłbym: , które czasem się zacinały”. – Co do: które, która, kiedy itp., staram się tych określeń unikać, bo zbytnio ich nadużywam. Dlatego średnik.
Mucha była martwa i się rozkładała. Nie wiem, skąd mi się biorą takie sformułowania, tak samo z tą czerwoną cerą, porównaną do Indian. Staram się nie myśleć takimi kategoriami, jednak i tak coś niedorzecznego, wręcz kosmicznego napiszę. Cała ja. :)
Runąłem na posadzkę, jak kwiat, pozbawiony ostoi.
Co to jest ostoja kwiatu? – Łodyga. Kolejny przykład tego, o czym wspomniałam powyżej.
Jest nad czym pracować, to fakt, ale głowa do góry. Za rok będzie lepiej!
Jeszcze raz dzięki. :) Pa.
Czasami się zastanawiam, czy dać przecinek, czy nie – strzelam w niektórych miejscach, no i czasami pudłuję.
Z czasem ogarniesz :)
Przecinek. – Dlaczego tutaj przecinek jest wymagany?
Ponieważ masz tam imiesłów przymiotnikowy “wiszący”, będący dopowiedzeniem, które nie zmienia zakresu znaczeniowego rzeczownika “zegar”.
– Co do: które, która, kiedy itp., staram się tych określeń unikać, bo zbytnio ich nadużywam. Dlatego średnik.
I dobrze, ale czasem jest to potrzebne. Ogólna rada – pisz, jak czujesz, a potem przeczytaj co napisałaś. I jeśli wyłapiesz gdzieś zbyt wiele takich “których”, to przebuduj te fragmenty, możliwe, że cale zdania, żeby zmniejszyć ilość niechcianych słów. Coś w ten deseń:
Mamy tutaj osoby, które pomagają innym. Ci “inni” to zazwyczaj nowi użytkownicy, którzy dopiero oswajają się z forum. NF to miejsce, w którym wiele można się nauczyć.
→ → →
Mamy tutaj osoby, które pomagają innym. Ci “inni” to zazwyczaj nowi, dopiero oswajający się z forum, użytkownicy. NF jest dobrym miejscem do nauki.
Natomiast w Twoim zdaniu można to zrobić na przykład tak:
Wystawiłem ręce przed siebie, nie chcąc wylądować na przesuwanych drzwiach, ponieważ te czasami się zacinały.
Albo:
Wystawiłem ręce przed siebie, nie chcąc wylądować na zacinających się czasami, przesuwnych drzwiach.
Lub zrób to po swojemu :) Słowa to klocki, wystarczy czasem jakiś ująć, jakiś dołożyć, coś przestawić i voila! Mamy inaczej zbudowane zdanie, a sens pozostaje ten sam :)
Łodyga. Kolejny przykład tego, o czym wspomniałam powyżej.
Musisz być świadoma konotacji słów, ich pojemności znaczeniowej, ale to też powinno przyjść z czasem. Jeśli nie jesteś pewna danego słowa, to go nie używaj, a czasem bywa tak, że konkretna denotacja – w tym przypadku “łodyga” – jest najlepszym i najelegantszym rozwiązaniem. Nie udziwniaj na siłę, poetyckość zostaw na potem. Wiem, że to zabrzmi nieco protekcjonalnie (choć nie taki jest zamiar) i w dodatku jak truizm, ale najpierw uczymy się chodzić, a potem biegać. Ja na przykład literacko nadal jestem chodziarzem, choć zdarza mi się czasem popróbować truchtu ;)
Nie ma za co dziękować, bo najlepiej podziękujesz, ucząc się i pisząc coraz lepiej – bo o to chodzi w tym forum; jesteśmy tutaj, żeby się uczyć, wspierać i pomagać sobie nawzajem w procesie nauki :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am