- Opowiadanie: Tygrysica - Czyimiś oczyma

Czyimiś oczyma

Hej. Wy­bra­łam coś ła­twiej­sze­go w od­bio­rze... mam na­dzie­ję. Ko­men­ta­rze mile wi­dzia­ne. Każda wska­zów­ka to nauka i jeden krok w przód. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Czyimiś oczyma

 Sie­dzia­łem w pubie, wspar­ty ple­ca­mi o skó­rza­ną ka­na­pę. Wokół pusto. Ostat­ni by­wal­cy wy­szli jakąś go­dzi­nę temu. Zer­k­ną­łem przez ramię na zegar, wi­szą­cy nad drew­nia­nym barem – pięt­na­ście po pół­no­cy. Bar­man wy­cie­rał szklan­ki i bur­czał pod nosem. Za­pew­ne chciał­by, abym już sobie po­szedł. Na­mie­rzy­łem bu­tel­kę i wla­łem do gar­dła pianę z ósme­go piwa. Po­chwy­ci­łem pa­pie­ro­sa wy­sta­ją­ce­go z pacz­ki i od­pa­li­łem. Tak bar­dzo chcia­łem za­znać spo­ko­ju, stłu­mić ja­zgot w gło­wie. Mia­łem dość nie­prze­spa­nych nocy i wszyst­kich wa­ria­tów, któ­rzy mnie ota­cza­li. Roz­po­czę­cie pracy w za­kła­dzie dla obłą­ka­nych było naj­gor­szą de­cy­zją, jaką do tej pory pod­ją­łem. Dwa lata i czte­ry mie­sią­ce spę­dzo­ne z naj­groź­niej­szy­mi mor­der­ca­mi, ja­kich no­si­ła zie­mia, ze­bra­ło żniwo.

Jesz­cze nie tak daw­no cie­szy­łem się ży­ciem, a teraz, nawet na jawie, wi­dzia­łem krzy­wo.

Nie piłem czę­sto, za to pa­li­łem jed­ne­go za dru­gim, nie dba­jąc o świsz­czą­ce przy każ­dym od­de­chu płuca. Ponoć były zwę­glo­ne jak wy­ję­ta z pieca szla­ka – tak oświad­czył le­karz, prze­glą­da­jąc prze­świe­tle­nie.

Czy zro­bi­ło to na mnie ja­kie­kol­wiek wra­że­nie? – nie­ko­niecz­nie.

Błogi stan, który od­czu­wa­łem, nie był taki, jak­bym chciał – rausz nie cie­szył. Roz­kła­da­ją­ca się na ścia­nie za­kła­du psy­chia­trycz­ne­go mucha po­wo­do­wa­ła u mnie więk­sze roz­luź­nie­nie, niż ten pie­przo­ny al­ko­hol.

Byłem więź­niem. Obo­wią­zy­wa­ła mnie umowa gor­sza od cy­ro­gra­fu. 

Pew­nej nocy przy­wie­zio­no na od­dział schi­zo­fre­ni­ka. Był agre­syw­ny – po­twór w ludz­kim ciele. Sko­rzy­sta­łem z przy­mu­su bez­po­śred­nie­go, nie zna­jąc jego hi­sto­rii i uży­łem pa­ra­li­za­to­ra. O mało go nie za­bi­łem. Miał wsz­cze­pio­ny baj­pas. Gro­zi­ło mi zwol­nie­nie dys­cy­pli­nar­ne i kon­se­kwen­cje praw­ne, zwią­za­ne z nie­uza­sad­nio­nym uży­ciem broni. Po­moc­ną dłoń wy­cią­gnął do mnie dy­rek­tor ośrod­ka i uchro­nił przed utra­tą kwa­li­fi­ka­cji. Po­zo­sta­łem na sta­no­wi­sku szczę­śli­wy, że będę miał czy­ste pa­pie­ry. Nie­ła­two zna­leźć pracę z takim ży­cio­ry­sem. Nie po to stu­dio­wa­łem, aby bu­do­wać drogi, czy coś w tym ro­dza­ju.

Ośro­dek, w któ­rym peł­ni­łem funk­cję hip­no­te­ra­peu­ty, miał pro­ble­my z ob­sa­dza­niem wa­ka­tów. Nie było chęt­nych do pracy. Za pomoc obie­ca­łem, że będę tutaj pra­co­wał, do­pó­ki sam nie zwa­riu­ję. Już nie­wie­le bra­ko­wa­ło. Nie mógł­bym zre­zy­gno­wać. Byłem ho­no­ro­wy.

Ponoć umysł jest źró­dłem wszyst­kie­go, czego ocze­ku­je­my; wy­star­czy za­mknąć oczy i po­pro­sić.

„Gdyby to było takie pro­ste” – po­my­śla­łem i ude­rzy­łem pię­ścią w blat sto­li­ka. „Kto, o zdro­wych zmy­słach chciał­by mar­no­wać zdro­wie i strzę­pić nerwy na re­so­cja­li­za­cję bez­na­dziej­nych przy­pad­ków? Ja! Nie mia­łem wyj­ścia”. 

Rzu­ci­łem bank­not na sto­lik i chwiej­nym kro­kiem opu­ści­łem lokal, z le­d­wo­ścią tra­fia­jąc w drzwi.

Po pół­go­dzin­nym spa­cer­ku w stru­gach desz­czu moim zmę­czo­nym oczom uka­za­ły się mury sta­re­go bu­dyn­ku z czer­wo­nej cegły. Wy­stawi­łem ręce przed sie­bie, nie chcąc wy­lą­do­wać na prze­su­wa­nych drzwiach, które cza­sem się za­ci­na­ły.

Nie opo­no­wa­ły i wpu­ści­ły mnie do środ­ka. Ka­me­ry ob­ser­wo­wa­ły każdy krok, kiedy prze­mie­rza­łem wąski ko­ry­tarz, oświe­tlo­ny żół­tym świa­tłem, tak po­nu­rym, jak moje sa­mo­po­czu­cie.

Po raz pierw­szy przy­sze­dłem na zmia­nę w takim sta­nie. Pod­świa­do­mie pra­gną­łem tra­fić na or­dy­na­to­ra i do­stać wil­czy bilet. Mia­łem wszyst­ko w dupie – naj­wyż­szy czas zmie­nić bran­żę.

Jak zwy­kle cisza, żywej duszy. Wkro­czy­łem w jasno oświe­tlo­ny ko­ry­tarz i przy­sta­ną­łem przed drzwia­mi szefa – były uchy­lo­ne. Wsa­dzi­łem głowę i omio­tłem po­miesz­cze­nie wzro­kiem. Poza szaf­ka­mi, biur­kiem i kak­tu­sem obok okna, nie do­strze­głem ni­cze­go wię­cej. Obraz mi się zle­wał, więc nie mając ocho­ty na cze­ka­nie, ru­szy­łem dalej, co jakiś czas, opie­ra­jąc ciało o ścia­nę.

Nie wiem, dla­cze­go, ale za­trzy­ma­łem się przed celą naj­bar­dziej po­pa­pra­ne­go pa­cjen­ta, ja­kie­go go­ści­ły te mury. Se­ryj­ny mor­der­ca z ilo­ra­zem in­te­li­gen­cji prze­kra­czającym sto sześć­dzie­siąt. Fakt, jak pla­no­wał zbrod­nie, nawet jego sa­me­go prze­ra­ża­ły, kiedy od­zy­ski­wał wła­sne ja i ana­li­zo­wał prze­bieg w celi, roz­ma­wia­jąc z próż­nią. 

Czę­sto two­rzy­łem jego por­tret psy­cho­lo­gicz­ny, rwąc włosy z głowy nad jego sku­tecz­no­ścią. Wpadł przez głu­po­tę – ko­bie­ta. Za­tłukł ją dwa dni po tym, jak od­krył, że go wsy­pa­ła. Do­rwał ją, jak wy­szła po za­ku­py i tutaj hi­sto­ria się urywa.

To była je­dy­na za­gad­ka, któ­rej nie roz­pra­co­wa­łem. Pa­cjent na­brał wody w usta.

Uchy­li­łem wi­zjer, sie­dział w rogu po­ko­ju. Przy­mkną­łem po­wie­ki, kiedy je otwo­rzy­łem, dwoje nie­bie­skich oczu lu­stro­wa­ło mnie przez mały otwór.

Za­mkną­łem klap­kę i wspar­łem plecy o zimną stal.

– Chciał­byś zo­ba­czyć? – Usły­sza­łem za ple­ca­mi ma­to­wy głos. – Po­ka­żę ci. – Wszyst­kie włosy na ciele sta­nę­ły dęba, a zęby dzwo­ni­ły pod wpły­wem drże­nia.

Jedno piwo za dużo, po­my­śla­łem, tkwiąc przed drzwia­mi w oto­cze­niu cho­rych myśli, jak­bym sam był obłą­ka­ny.

Usia­dłem na po­bli­skim krze­śle, wzru­szy­łem ra­mio­na­mi i za­mkną­łem prze­krwio­ne oczy. Wspar­łem głowę o ścia­nę i po­czu­łem lek­kość ciała i umy­słu. Gdy­bym wie­dział, co na­stą­pi potem, wsparł­bym opa­da­ją­ce po­wie­ki pal­ca­mi, żeby tylko były otwar­te.

Otwo­rzy­łem je po chwi­li i ze­sztyw­nia­łem. Nie roz­po­zna­wa­łem miej­sca, a pół­mrok za­wisł na całej dłu­go­ści. Nie było sto­ja­ków, ja­rze­nió­wek, sza­fek na far­tu­chy ani krze­seł.

Sce­ne­ria jak z hor­ro­ru. Ob­skur­na buda z od­pa­da­ją­cym tyn­kiem, po­zba­wio­na okien i ja­kie­go­kol­wiek do­pły­wu świa­tła. Parę zapa­lo­nych świec, po­roz­sta­wia­nych po ką­tach, aby nie bu­rzyć pa­nu­ją­ce­go na­stro­ju. Po­środ­ku stał drew­nia­ny stół pa­mię­ta­ją­cy nie­jed­ną wojnę, na­kry­ty bia­łym płót­nem.

Nie był pusty; le­ża­ło na nim coś, czego nie po­tra­fi­łem roz­po­znać z tej od­le­gło­ści.

– Po­dejdź bli­żej – syk­nię­cie do ucha było mięk­kie i jakże za­chę­ca­ją­ce.

Je­dy­ne, co do czego mia­łem pew­ność to fakt, że nie byłem tutaj sam. Po ścia­nach ska­ka­ły cie­nie, roz­dy­go­ta­ne od nie­rów­nych pło­mie­ni kop­cą­cych świec. Nie umia­łem tego wy­tłu­ma­czyć. To było na­ma­cal­ne, a za­ra­zem nie­zgod­ne ze sta­nem umy­słu.

Prze­łkną­łem wiel­ką gulę tkwią­cą w gar­dle i pchnię­ty nie­wi­docz­ną siłą, stąp­ną­łem do przo­du – na tyle bli­sko, aby do­strzec, że owym czymś jest czło­wiek; blon­d­wło­sa ko­bie­ta po­grą­żo­na w le­tar­gu.

Blada, naga, z głową prze­chy­lo­ną na lewy bok.

Ode­rwa­łem od niej wzrok, nie czu­jąc nic: zero re­ak­cji, aby udzie­lić po­mo­cy – pust­ka. Tuż za jej głową stał on, ten, któ­re­go jesz­cze przed chwi­lą pod­glą­da­łem.

– Za­czy­na­my? – oznaj­mił głos nie­na­le­żą­cy do pa­cjen­ta. – Ta nie­od­gad­nio­na hi­sto­ria zmywa ci sen z po­wiek, nie tylko, kiedy od­po­czy­wasz. Za każ­dym razem, kiedy pra­cu­jesz z Le­onem, twoje myśli za­ta­cza­ją koło i py­ta­ją: Jak?

Zdrę­twia­ło mi ramię, do­pie­ro po chwi­li do­pa­trzy­łem się na nim cze­goś ciem­ne­go.

Pra­gną­łem po­znać prze­bieg ma­sa­kry, ale czy na pewno?

Nie po­wie­dzia­łem nic, tylko ski­ną­łem głową – wy­star­czy­ło, aby za­sty­gły w bez­ru­chu Leon ożył, przy­stę­pu­jąc do dzie­ła.

Jego twarz była obłą­ka­na nie­ mniej, niż wzrok, który za­wie­sił na na­rzę­dziu zbrod­ni. Za­wsze usy­piał swoje ofia­ry, bo od­gło­sy, jakie wy­da­wa­ły, ha­mo­wa­ły za­pę­dy zwy­rod­nial­ca – tra­cił moc.

Był nad­wraż­li­wy na ostre tony, co wy­ła­pa­łem na pierw­szej sesji, kiedy za­dzwo­nił mój te­le­fon.

– Otwórz oczy i po­dzi­wiaj mi­strza w akcji, do­pó­ki mo­żesz. – Cień wy­pa­ro­wał.

Spo­dzie­wa­łem się rą­ban­ki, sie­kan­ki, jak we wcze­śniej­szych przy­pad­kach, ale nie mia­łem po­ję­cia, że finał po­prze­dza­ła uczta; kunszt w do­cie­ra­niu do celu.

Nóż trzy­ma­ny przez Leona w lewej dłoni ciął skórę jak brzy­twa nie­po­żą­da­ne włosy, per­fek­cyj­nie po linii pro­stej. Nie było krwi, co od razu sko­ja­rzy­łem ze środ­kiem za­gęsz­cza­ją­cym – skrze­py nie wy­pły­ną.

Kil­ka­dzie­siąt czer­wo­nych na­cięć wid­nia­ło na ciele ko­bie­ty – jak spod li­nij­ki.

Leon po­luź­nił uścisk; nóż opadł na po­sadz­kę. Obłą­ka­ny uśmiech po­sze­rzył się, kiedy się­gnął po no­ży­ce. Wbi­jał mocno w na­szki­co­wa­ne ślady, tnąc mię­śnie i mięso jak pa­pier.

Spo­co­ny, otarł pot z czoła i od­rzu­cił ob­kle­jo­ne na­rzę­dzie w kąt, re­cho­cząc pod nosem – po­chwy­cił lśnią­cy tasak. Parę ru­chów rę­ko­ma, ide­al­ne wy­czu­cie miejsc do za­da­nia ciosu i tasak z brzę­kiem po­le­ciał obok resz­ty.

– Wytęż wzrok, bo teraz zro­zu­miesz. – Usły­sza­łem za ple­ca­mi.

Kiedy Leon na­cią­gnął na szczu­płe dło­nie rę­ka­wi­ce, za­cho­dzi­łem w głowę, po co? Nie chciał po­pla­mić skóry?

Do­pie­ro kiedy za­nu­rzył dło­nie w ciele ofia­ry – zro­zu­mia­łem.

Wy­szar­py­wał kości i kładł na pod­ło­dze, two­rząc kom­plet­ne od­zwier­cie­dle­nie tego, co le­ża­ło na stole. Rę­ka­wicz­ki były amor­ty­za­to­rem po­śli­zgu, a ich szorst­kość uła­twia­ła chwy­ta­nie śli­skich gna­tów.

Teraz na­bra­łem pew­no­ści, że szkie­let, który zna­leź­li­śmy w zsy­pie, na­le­żał do żony Leona. Iden­ty­fi­ka­cja przez tu­tej­szą po­li­cję nie wnio­sła nic do spra­wy, bo ko­bie­ta nie miała zębów.

Skóra, po­zba­wio­na kość­ca sfla­cza­ła, a ob­dar­ta z po­wło­ki ko­bie­ta, le­ża­ła na pod­ło­dze, chud­sza o czter­dzie­ści kilo.

Zna­łem praw­dę. Pierw­sza zbrod­nia Leona w tak nie­kon­wen­cjo­nal­nym stylu – wy­ła­ma­nie ze sche­ma­tu. Wcze­śniej­sze ofia­ry można było zi­den­ty­fi­ko­wać.

– Warto było? – głos przy uchu był hip­no­ty­zu­ją­cy. – Ten se­kret był je­dy­nym, nie­prze­zna­czo­nym do roz­szy­fro­wa­nia. Po­zna­łeś prze­bieg, więc…

Czar­ny cień wy­rósł przede mną jak spod ziemi. Był wy­so­ki, szczu­pły i kiwał się na boki. Unio­słem głowę i na­po­tka­łem białe hip­no­ty­zu­ją­ce spoj­rze­nie wy­zie­wa­ją­ce z wiel­kich, okrą­głych otwo­rów.

Nie mo­głem opo­no­wać – byłem poza cia­łem. Sta­łem z boku i pa­trzyłem. 

To coś chcia­ło duszy, lecz, aby jej się­gnąć, mu­sia­ło uto­ro­wać sobie do niej drogę.

– Za­bie­ram to, co wi­dzia­ło. – Dwa ostre pa­znok­cie utkwi­ły w źre­ni­cach, za­nur­ko­wa­ły głę­biej i wy­rwa­ły gałki oczne wraz ze splo­tem; byłem ślepy.

– Za­bie­ram to, co sły­sza­ło. – Wy­su­szo­ne dło­nie z dłu­gi­mi pal­ca­mi po­chwy­ci­ły mał­żo­wi­ny uszne, utkwi­ły w chrząst­kach i moc­nym szarp­nię­ciem od­dzie­li­ły je od ciała, wraz z całym prze­wo­dem słu­cho­wym; byłem głu­chy.

– Za­bie­ram to, co czuło. – Jeden ruch nad­garst­kiem, mocny ścisk i nos upadł na pod­ło­gę. Osta­ły się tylko za­to­ki; stra­ci­łem po­wo­nie­nie.

– Za­bie­ram to, co ana­li­zo­wa­ło. – Ucisk wy­chu­dzo­nych pal­ców na czasz­kę był tak silny, że skru­sza­ła w mig, jak naj­cień­sze szkło. Pra­cu­ją­cy na naj­wyż­szych ob­ro­tach mózg zo­stał bru­tal­nie wy­ję­ty z za­głę­bie­nia i rzu­co­ny na ścia­nę. Zo­sta­ła po nim mia­zga; stra­ci­łem czło­wie­czeń­stwo.

– Za­bie­ram to, co prze­ży­wa­ło. – Cień po­ło­żył dło­nie na tor­sie, przy­ci­snął mocno. Żebra za­chro­bo­ta­ły, ro­ze­rwa­ły skórę, prze­nik­nę­ły przez nią i roz­stą­pi­ły się jak bi­blij­ne morze. Serce pra­co­wa­ło szyb­ko, tło­cząc krew po­zwę­ża­ny­mi od stra­chu ży­ła­mi.

Lo­do­wa­ty po­wiew wy­peł­nił roz­dar­te wnę­trze, prze­dzie­ra­jąc błony. Na­cisk na żyły był miaż­dżą­cy – wy­strze­li­ły jak gra­nat, za­le­wa­jąc wszyst­ko wokół czer­wie­nią. In­ten­syw­ne gła­dze­nie pra­cu­ją­ce­go or­ga­nu, jakby to coś chcia­ło go uspo­ko­ić, tylko po to, aby za­klesz­czyć, po­cią­gnąć i wy­łu­skać jak orzech z łu­pin­ki; stra­ci­łem życie.

Byłem ro­ślin­ką, któ­rej ktoś prze­ciął ło­dyż­kę. Ru­ną­łem na po­sadz­kę.

Otwo­rzy­łem oczy. Byłem spo­co­ny i kark mi zdrę­twiał. Roz­cią­gną­łem usta w sze­ro­kim uśmie­chu szczę­śli­wy, że to tylko wy­mysł upo­jo­ne­go pro­cen­ta­mi mózgu. Wsta­łem i pod­sze­dłem do drzwi. Uchy­li­łem luf­cik. Leon sie­dział na łóżku i wy­szcze­rzał zęby. Obok stała czar­na po­stać. Od­wró­ci­łem wzrok. Kiedy po­now­nie zer­k­ną­łem przez szpar­kę, pa­cjent był sam.

– Nie­ba­wem po cie­bie przyj­dę – oznaj­mił ma­to­wy glos wy­brzmie­wa­ją­cy z sali.

Gęsia skór­ka po­kry­ła ciało. Szyb­ko za­mkną­łem klap­kę i chwiej­nym kro­kiem ru­szy­łem do swo­je­go ga­bi­ne­tu.

Koniec

Komentarze

Witam po­now­nie Ty­gry­si­ca !!!-!

 

Od razu spie­szę po­wie­dzieć, że tekst jest o niebo lep­szy gdyż jest zro­zu­mia­ły. Może nie do końca prze­ze mnie ale inni na pewno wszyst­ko pojmą. I bar­dzo to dziw­ne, ale tekst mnie bar­dzo bar­dzo wcią­gnął. Widać nowi mogą po­sia­dać już wy­so­ki po­ziom. Ja pa­trzy­łem na to z innej stro­ny; jak tu za­wi­ta­łem moje umie­jęt­no­ści to był jeden % tego co teraz pre­zen­tu­ję (a i tak da­le­ko mi jesz­cze do do­bre­go po­zio­mu). Inni mogą po­świad­czyć to o czym piszę. Moje pierw­sze tek­sty to była ka­ta­stro­fa… Ale nie chcia­łem tu pisać o sobie tylko o twoim tek­ście :) Tak więc po­do­ba­ło mi się i bar­dzo wcią­gnę­ło :)))

 

Po­zdra­wiam!

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Dobre opo­wia­da­nie. Znacz­nie lep­sze od wcze­śniej­sze­go i mó­wiąc pod tam­tym, że moim zda­niem masz świet­ny styl, tylko bra­ku­je Ci odro­bi­ny ob­rób­ki, chyba się nie my­li­łem ;)

Bar­dzo kli­ma­tycz­ny tekst z ład­nie wzra­sta­ją­cym na­pię­ciem. Nie wszyst­ko zro­zu­mia­łem, ale mi oso­bi­ście pa­su­je tutaj lek­kie nie­do­po­wie­dze­nie, bo do­da­je aurę ta­jem­ni­czo­ści i tro­chę głębi. 

Po­zdra­wiam. 

Sen jest dobry, ale książ­ki są lep­sze

Hej.

Chło­pa­ki, dzię­ki za wpad­nię­cie i ko­men­ta­rze.

da­wi­di­q150, ja piszę od około roku i moje po­cząt­ki mogę śmia­ło po­rów­nać z two­imi. Nadal szli­fu­ję warsz­tat i wy­cią­gam wnio­ski z każ­dej pod­po­wie­dzi. Mam sporo tek­stów na kącie i parę po­wie­ści, które, jak teraz czy­tam, to widzę, jakie po­stę­py zro­bi­łam. Po­zdra­wiam. :)

Młody pi­sarz, dzię­ki za miłe słowo. Cie­szę się, że tekst przy­padł do gustu. U mnie prze­waż­nie bru­tal i mroki. Pra­cu­ję nad tech­ni­ką i ob­rób­ką cały czas – do bólu. Co do wcze­śniej­sze­go opka, to jest na­pi­sa­ne ty­po­wo pod od­czu­cia, aby wy­wo­łać su­biek­tyw­ność i dys­kom­fort. Co do zro­zu­mie­nia… spoko… moje tek­sty nie są łatwe w od­bio­rze., nie­mniej miło mi, że zaj­rza­łeś. Po­zdra­wiam. :)

Mrocz­nie i krwa­wo. Bar > za­kład > pie­kło?

No wła­śnie. Dobre nie­do­po­wie­dze­nie.

To co mi się rzu­ci­ło naj­bar­dziej:

 

Jak nie masz mózgu nikt nie wyda po­le­ce­nia by coś krzyk­nąć :)

Pra­gną­łem wol­no­ści, czy to za­kra­wa na mar­no­traw­stwo? 

To zda­nie chyba zgu­bi­ło sens.

 

Leon tak do­kład­nie ro­ze­brał ciało,bo to za­wo­do­wiec :)

Hej!

lenti, dzię­ki za ko­men­tarz. Masz rację, nie po­my­śla­łam z tym krzy­cze­niem. Pod­cią­gnę­łam to pod duszę, która już była poza cia­łem i wy­szło nie­zro­zu­mia­le; usunę ten zapis. To dru­gie rów­nież wy­wa­lę, nic nie wnosi, bo jest już wzmian­ka, że miał dość ta­kie­go życia. Po­zdra­wiam. :)

Hej,

Ty­gry­si­ca, opo­wia­da­nie do­brze na­pi­sa­ne i cie­ka­we. Za­wiódł mnie ko­niec, bo Pie­kło nijak pa­so­wa­ła do resz­ty opo­wia­da­nia, a może to to tylko moje od­czu­cie. Akcja toczy się w nor­mal­nym świe­cie i a tu naraz prze­cho­dzi­my do wy­mia­ru re­li­gii. Dla­cze­go zna­lazł się w nim bo­ha­ter? Też nie mam po­ję­cia, przez grze­chy pa­cjen­ta, przez wła­sną cie­ka­wość?

Po­zdra­wiam ;)

Cie­ka­wy tekst, spodo­bał mi się po­mysł wy­fi­le­to­wa­nie żony. Ma­ka­brycz­ny dość.

Wy­da­je mi się, że opko jest nieco cha­otycz­ne, wiele kwe­stii po­zo­sta­je dla mnie nie­ja­snych. Dla­cze­go bo­ha­ter nie mógł po pro­stu odejść z pracy, skoro było mu tak źle? Nic nie wska­zu­je, że to nie­wol­nik. Dla­cze­go ten zbir tra­fił do szpi­ta­la, a nie do wię­zie­nia? Dla­cze­go po urwa­niu uszu bo­ha­ter nadal sły­szał ko­lej­ne za­po­wie­dzi?

Nie lubię, kiedy pie­kło może prze­jąć czło­wie­ka tak po pro­stu, bez jego udzia­łu. Gdzie stary dobry cy­ro­graf, gdzie wolna wola?

krzyk­ną­łem, wię­żąc, że za­prze­sta­nie ka­tu­szy.

A nie miało być “wie­rząc”?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cześć.

 Dzię­ki za ko­men­ta­rze.

Milis, za­koń­cze­nie jest ade­kwat­ne do prze­wi­nie­nia. Bo­ha­ter tak mocno pra­gnął po­znać praw­dę o mor­der­stwie, że śmierć speł­ni­ła jego ży­cze­nie. Może być, jak mó­wisz: “Cie­ka­wość, pierw­szy sto­pień do pie­kła”. Nie wszyst­ko jest dla na­szych uszu i oczu. Po­zdra­wiam. :)

Fin­kla, nie­któ­re kwe­stie po­zo­sta­wi­łam do wła­snej in­ter­pre­ta­cji. Nie mógł odejść, albo po­mi­mo na­rze­ka­nia, po pro­stu nie chciał tego zro­bić. Miał wolną wolę, ale i tak tam tkwił. Może ko­chał to, co robił, po­mi­mo czę­stych znie­chę­ceń i wy­czer­pa­nia. My­śla­łam, że fakt, iż tra­fił do psy­chia­try­ka, a nie wię­zie­nia, sam się na­su­nie. Miał za­bu­rze­nia psy­chicz­ne, co wy­ni­ka cho­ciaż­by ze spo­so­bu za­bi­ja­nia, a w takim sta­nie, nie może prze­by­wać w wię­zie­niu. Dla­cze­go sły­szał, czuł i mówił po oka­le­cze­niu ko­lej­nych czę­ści ciała? Tutaj mamy motyw fan­ta­stycz­ny, czyli od­skocz­nię do duszy. To ona w trak­cie oka­le­cza­nia jest nar­ra­to­rem i to ona czuje itp. Cy­ro­graf, mamy takie czasy, że każdy z nas ma go obok sie­bie bez pod­pi­sy­wa­nia.

Po­pra­wię błąd, dzię­ki za wy­ła­pa­nie i punk­cik do bi­blio­te­ki. Po­zdra­wiam. :)

Po­wyż­sze ko­men­ta­rze dały mi dużo do my­śle­nia i tro­chę w tek­ście po­zmie­nia­łam, zwłasz­cza za­koń­cze­nie. :)

Hej, Ty­gry­si­co. Cał­kiem dobre to opo­wia­da­nie, choć nieco mi zgrzyt­nę­ło to:

Ośro­dek, w któ­rym peł­ni­łem funk­cję psy­cho­te­ra­peu­ty, miał pro­ble­my z ob­sa­dza­niem wa­ka­tów. Nie było chęt­nych do pracy. Za pomoc, obie­ca­łem, że będę tutaj pra­co­wał, do­pó­ki sam nie zwa­riu­ję. Już nie­wie­le bra­ko­wa­ło. Nie mógł­bym zre­zy­gno­wać. Byłem ho­no­ro­wy.

Psy­cho­te­ra­peu­ta ma takie na­rzę­dzia jak su­per­wi­zja i przede wszyst­kim te­ra­pia wła­sna (jesz­cze w trak­cie nauki). No ale ro­zu­miem, że takie przed­sta­wie­nie bo­ha­te­ra cze­muś słu­ży­ło. :-)

Fajny, krót­ki hor­ro­rek, cał­kiem do­brze na­pi­sa­ny. Ow­szem, warto żebyś jesz­cze pra­co­wa­ła nad sty­lem, jed­nak zde­cy­do­wa­nie masz bar­dzo so­lid­ną bazę do dal­sze­go two­rze­nia. :-)

Kli­kam.

„‬Czło­wiek, który po­tra­fi dru­zgo­tać ilu­zje jest za­ra­zem be­stią i po­wo­dzią. Ilu­zje są tym dla duszy, czym at­mos­fe­ra dla pla­ne­ty." - V. Woolf

Rossa, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i punk­cik do bi­blio­te­ki. Psy­cho­te­ra­peu­ta, cho­dzi­ło mi o hip­no­te­ra­pię. Źle to za­pi­sa­łam, zaraz po­pra­wię. Cie­szy mnie taki od­biór – że się po­do­ba­ło. Cały czas pra­cu­ję nad sty­lem i z każ­dej su­ge­stii wy­cią­gam ile się da. Po­zdra­wiam.

Dobry hor­ror z od­po­wied­nio bu­do­wa­nym na­pię­ciem. Frag­men­ty z wizją mor­der­stwa żony i że tak to nazwę „ob­dzie­ra­niem bo­ha­te­ra z czło­wie­czeń­stwa” bar­dzo do­brze na­pi­sa­ne. Po­ezja ma­ka­bry ;)

Na po­cząt­ku chcia­łem dać klika, potem za­wa­ha­łem się, zer­k­nąw­szy do ko­men­ta­rzy i do­wie­dziaw­szy się, iż chyba umknę­ło mi parę niu­an­sów, ale osta­tecz­nie myślę, że tekst na bi­blio­te­kę za­słu­gu­je.

Po­zdra­wiam! 

Storm, dzię­ki za ko­men­tarz i dobry od­biór. Za­wa­ha­łeś się, mia­łeś prawo zmie­nić zda­nie. Nie­mniej faj­nie, że wpa­dłeś po raz drugi . ;)

Ty­gry­si­co, do­brze się to czy­ta­ło i byłby to nie­zły hor­ror, gdyby bo­ha­ter był trzeź­wy. Wy­bacz, ale wszel­kie wizje i omamy, któ­rych do­zna­je ktoś bę­dą­cy w sta­nie upo­je­nia al­ko­ho­lo­we­go, moim zda­niem, są tylko opi­sem wizji i oma­mów na­wie­dza­ją­cych pi­ja­ne­go i trud­no uznać je za fan­ta­sty­kę. W czy­nach osoby cho­rej psy­chicz­nie, także nie umiem do­strzec nic fan­ta­stycz­ne­go.

Po­zo­sta­ję z na­dzie­ją, że w ko­lej­nych opo­wia­da­niach znaj­dę to, czego bra­kło w tej hi­sto­rii.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia nieco do ży­cze­nia.

 

Wy­rzu­ci­łem ręce przed sie­bie – za­rzu­ca­ło mną… → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: Wy­sta­wi­łem ręce przed sie­bie – za­rzu­ca­ło mną

 

Po­li­cjan­ci nie ster­cze­li w klat­ce bloku z braku zajęć. → Czy do­brze ro­zu­miem, że po­li­cjan­ci nie ochra­nia­li ko­bie­ty, bo nie mieli co robić?

 

a pół­mrok za­wisł po całej dłu­go­ści. → …a pół­mrok za­wisł na całej dłu­go­ści.

Coś za­wi­sa na czymś, nie po czymś.

 

Nie było sto­ja­ków, ja­rze­nió­wek, sza­fek na far­tu­chy ani krze­seł.

Sce­ne­ria była jak z hor­ro­ru. → Nie brzmi to naj­le­piej.

W dru­gim zda­niu wy­star­czy: Sce­ne­ria jak z hor­ro­ru.

 

Parę pod­pa­lo­nych świec, po­roz­sta­wia­nych po ką­tach… → Parę za­pa­lo­nych świec po­roz­sta­wia­nych po ką­tach

 

Je­dy­ne, czego byłem pe­wien, to fakt, że nie byłem tutaj sam. → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: Je­dy­ne, co do czego mia­łem pew­ność to fakt, że nie byłem tutaj sam.

 

roz­dy­go­ta­ne od nie­rów­ne­go pło­mie­nia kop­cą­cych świec. → Pi­szesz o kilku świe­cach, więc: …roz­dy­go­ta­ne od nie­rów­nych pło­mie­ni kop­cą­cych świec.

 

Prze­łkną­łem wiel­ką gulę tkwią­cą w prze­ły­ku… → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: Prze­łkną­łem wiel­ką gulę tkwią­cą w gar­dle/ krta­ni

 

ko­bie­ta po­grą­żo­na w le­tar­gu. Blada, naga, bez od­ru­chu obron­ne­go, z głową prze­chy­lo­ną na lewy bok. → Ja­kich od­ru­chów obron­nych można spo­dzie­wać się po kimś po­grą­żo­nym w le­tar­gu?

 

Jego twarz była obłą­ka­na nie­mniej, niż wzrok… → Jego twarz była obłą­ka­na nie ­mniej niż wzrok

Sprawdź zna­cze­nie wy­ra­żeń nie­mniejnie mniej.

 

Gęsia skor­ka po­kry­ła ciało. → Li­te­rów­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

re­gu­la­to­rzy, dzię­ki za ko­men­tarz i wy­ła­pa­nie błę­dów; zaraz po­pra­wię :)

“Po­li­cjan­ci nie ster­cze­li w klat­ce bloku z braku zajęć”. – Cho­dzi­ło mi o to, że jak zo­ba­czył po­li­cjan­tów ster­czą­cych na klat­ce, pojął, że żona syp­nę­ła, bo po co by tam tkwi­li tyle go­dzin, jakby cie­kaw­szych zajęć nie mieli na mie­ście. 

Nie wiem, co mam od­pi­sać od­no­śnie do ga­tun­ku. Może masz rację i nie po­tra­fię na­pi­sać fan­ta­sy grozy, albo po­strze­gam ją w inny spo­sób :) Po­zdra­wiam.

Bar­dzo pro­szę, Ty­gry­si­co. Miło mi, że uzna­łaś uwagi za przy­dat­ne. :)

 

Może masz rację i nie po­tra­fię na­pi­sać fan­ta­sy grozy, albo po­strze­gam ją w inny spo­sób :)

Ty­gry­si­co, pro­szę, nie mów, że nie po­tra­fisz cze­goś na­pi­sać. To, że do tej pory nie pró­bo­wa­łaś wpla­tać fan­ta­sty­ki do swo­ich utwo­rów, wcale nie zna­czy, że w przy­szło­ści nic się nie zmie­ni.  

Przy­pusz­czam, że lek­tu­ra opo­wia­dań za­miesz­cza­nych tutaj po­zwo­li Ci zo­rien­to­wać się, jak mo­gła­byś włą­czyć fan­ta­sty­kę do swo­jej twór­czo­ści. Może nie bę­dzie to łatwe, ale nie przy­pusz­czam, by małe trud­no­ści mogły Cię znie­chę­cić do dal­szych prób.

Bę­dzie do­brze, prze­ko­nasz się. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

re­gu­la­to­rzy, do hor­ro­rów, poza de­mo­na­mi, be­stia­mi itp., ty­po­wej fan­ta­sty­ki jesz­cze wpla­tać nie pró­bo­wa­łam. Weird fic­tion i gore – na tym ba­zu­ję. Mam fan­ta­sy i dark fan­ta­sy ale jako po­wie­ści.

Lubię ko­men­ta­rze da­ją­ce do my­śle­nia i już go­oglu­ję, aby po­głę­bić wątek mie­sza­nia ga­tun­ków. :)

Ty­gry­si­co, to bar­dzo do­brze świad­czy o Tobie – nie znie­chę­casz się, ale upar­cie drą­żysz spra­wę, szu­kasz wska­zó­wek i metod dal­szej pracy. Przy ta­kiej po­sta­wie Twoja przy­szłość jawi mi się nie­zwy­kle jasna. :)

Życzę po­wo­dze­nia!

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć, Ty­gry­si­co:)

Opo­wia­da­nie może nie za­wie­ra ja­kie­goś świe­że­go po­my­śli, w do­dat­ku mamy tutaj omamy i nie wia­do­mo, czy jest tutaj fan­ta­sty­ka, czy zwidy bo­ha­te­ra, ale czy­ta­ło się do­brze. Masz jesz­cze w tek­ście kilka nie­zgrab­nych zdań i ba­bo­li, więc przej­rzyj tekst pod tym kątem, a ja tym­cza­sem, ufny, że po­pra­wisz, to co jest do po­pra­wie­nia, klik­ną­łem bi­blio­te­kę, wy­sy­ła­jąc do niej Twoje opo­wia­da­nie :)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie 

Q

Known some call is air am

Outta Sewer, dzię­ku­ję za klika i prze­czy­ta­nie. Przej­rzę opo­wia­da­nie i może uda mi się od­na­leźć nie­któ­re z błę­dów, ale może być trud­no, bo nadal je­stem w tym słaba :) 

Po­zdra­wiam i mi­łe­go dnia. 

Po­sta­ram się po­de­słać jakąś listę po­pra­wek, ale to pew­nie do­pie­ro jutro :)

Known some call is air am

Outta Sewer, dzię­ki. W ten spo­sób będę mogła prze­ana­li­zo­wać błędy, które po­peł­niam. To naj­lep­szy spo­sób na naukę, kiedy wi­dzisz, co jest nie tak, a nie je­dy­nie do­mnie­masz i nie wia­do­mo, czy w do­brym kie­run­ku kom­bi­nu­jesz. :)

Hej! Garść wąt­pli­wo­ści, na szyb­ko wy­łu­ska­na z tek­stu (jak obie­ca­łem ;)):

 

 

Zer­k­ną­łem przez ramię na zegar(+,) wi­szą­cy nad drew­nia­nym barem – pięt­na­ście po pół­no­cy.

Prze­ci­nek.

 

Tak mocno pra­gną­łem uzy­skać spo­kój i stłu­mić ja­zgot w gło­wie.

Może le­piej → Tak bar­dzo chcia­łem za­znać spo­ko­ju, stłu­mić ja­zgot w gło­wie.

To oczy­wi­ście tylko su­ge­stia.

 

Roz­po­czę­cie pracy w za­kła­dzie za­mknię­tym dla obłą­ka­nych było naj­gor­szą de­cy­zją, jaką do tej pory pod­ją­łem.

Usu­nął­bym, bo za­bu­rza rytm zda­nia.

 

Jesz­cze tak nie­daw­no cie­szy­łem się ży­ciem, a teraz, nawet na jawie, wi­dzia­łem krzy­wo.

IMHO le­piej brzmia­ło­by: Jesz­cze nie tak dawno…

 

Nie piłem czę­sto, za to pa­li­łem jed­ne­go za dru­gim, nie dba­jąc o płuca, które świ­sta­ły przy każ­dym od­de­chu. Ponoć były zwę­glo­ne jak szla­ka, wy­ję­ta z pieca; tak oświad­czył le­karz, prze­glą­da­jąc prze­świe­tle­nie.

To lekko prze­bu­do­wał­bym, zmie­nia­jąc szyk i takie tam:

Nie piłem czę­sto, za to pa­li­łem jed­ne­go za dru­gim, nie dba­jąc o świsz­czą­ce przy każ­dym od­de­chu płuca. Ponoć były zwę­glo­ne jak wy­ję­ta z pieca szla­ka – tak oświad­czył le­karz, prze­glą­da­jąc prze­świe­tle­nie.

 

Mucha roz­kła­da­ją­ca się na ścia­nie za­kła­du psy­chia­trycz­ne­go wzbu­dza­ła więk­sze roz­luź­nie­nie niż ten pie­przo­ny al­ko­hol.

Tutaj też szyk: Roz­kła­da­ją­ca się na ścia­nie za­kła­du psy­chia­trycz­ne­go mucha po­wo­do­wa­ła u mnie więk­sze roz­luź­nie­nie, niż ten pie­przo­ny al­ko­hol.

Poza tym – co to zna­czy, że mucha się roz­kła­da­ła na ścia­nie? Że była mar­twa?

 

Obo­wią­zy­wa­ła mnie umowa gor­sza niż ta pod­pi­sa­na z dia­błem. 

Tym zda­niem su­ge­ru­jesz, że pro­ta­go­ni­sta pod­pi­sał jakąś umowę z dia­błem, a ta umowa, o któ­rej teraz myśli, jest jesz­cze gor­sza. A jakby → Obo­wią­zy­wa­ła mnie umowa gor­sza, niż taka, która pod­pi­su­je się z dia­błem. Albo → Obo­wią­zy­wa­ła mnie umowa gor­sza od cy­ro­gra­fu.

 

Gro­zi­ło mi zwol­nie­nie dys­cy­pli­nar­ne i kon­se­kwen­cja nie­uza­sad­nio­ne­go uży­cia przed­mio­tu.

Jaka to niby kon­se­kwen­cja? Praw­na? Może do­brze by­ło­by to za­zna­czyć. I czemu: przed­mio­tu? Nie le­piej: broni? Bo pa­ra­li­za­tor to broń, i w do­dat­ku kon­kret­na, a nie bez­oso­bo­wy “przed­miot”. Może: i kon­se­kwen­cje, zwią­za­ne z nie­uza­sad­nio­nym uży­ciem broni.

 

Za pomoc, obie­ca­łem, że będę tutaj pra­co­wał, do­pó­ki sam nie zwa­riu­ję.

Ten pierw­szy prze­ci­nek nie jest Ci po­trzeb­ny.

 

– Gdyby to było takie pro­ste – burk­ną­łem i ude­rzy­łem pię­ścią w blat sto­li­ka. – Kto, o zdro­wych zmy­słach chciał­by mar­no­wać zdro­wie i strzę­pić nerwy na re­so­cja­li­za­cję bez­na­dziej­nych przy­pad­ków? Ja! Nie mia­łem wyj­ścia. 

On to po­wie­dział gło­śno do sie­bie? Ja­kieś to te­atral­ne…

 

Rzu­ci­łem bank­not na sto­lik i chwiej­nym kro­kiem opu­ści­łem lokal, z le­d­wo­ścią, tra­fia­jąc w drzwi.

Ostat­ni prze­ci­nek w tym zda­niu aut.

 

Po pół­go­dzin­nym spa­cer­ku w stru­gach desz­czu !!! zmę­czo­nym oczom uka­za­ły się mury sta­re­go bu­dyn­ku z czer­wo­nej cegły. Wy­sta­wi­łem ręce przed sie­bie – za­rzu­ca­ło mną – nie chcąc wy­lą­do­wać na prze­su­wa­nych drzwiach; cza­sa­mi się za­ci­na­ły.

Nie opo­no­wa­ły i wpu­ści­ły mnie do środ­ka.

W miej­scu !!! dał­bym “moim”. Wtrą­ce­nie usu­nął­bym, lub prze­niósł w inne miej­sce. Wy­wa­lił­bym też śred­nik, a za­miast niego wsta­wił­bym: , które cza­sem się za­ci­na­ły.

 

Se­ryj­ny mor­der­ca z ilo­ra­zem in­te­li­gen­cji prze­kra­cza­ją­cej do­pusz­czal­ne normy.

Po pierw­sze: prze­kra­cza­ją­cym. Po dru­gie – nie wy­da­je mi się, żeby były ja­kie­kol­wiek do­pusz­czal­ne normy IQ :/

 

Po­li­cjan­ci nie ster­cze­li w klat­ce bloku z braku zajęć.

To zda­nie jest nie jasne w kon­tek­ście tego, o czym pi­szesz. Już wiem, o co Ci cho­dzi­ło, ale jest to dość nie­zgrab­ne sfor­mu­ło­wa­nie w tym miej­scu, które po­win­no się zna­leźć w innym, lub być ro­wi­nię­te, żeby czy­tel­nik nie mu­siał do­my­slac się, o co cho­dzi.

 

Jej cerę można było śmia­ło za­kwa­li­fi­ko­wać do po­pu­la­cji In­dian – była czer­wo­na.

Jak można kwa­li­fi­ko­wać cerę do po­pu­la­cji in­dian? Wiem o co Ci cho­dzi, ale to brzmi fa­tal­nie i nie jest po pol­sku.

 

Nie mo­głem opo­no­wać – byłem poza cia­łem. Sta­łem z boku i pa­trza­łem. 

Pa­trzy­łem.

 

Ru­ną­łem na po­sadz­kę, jak kwiat, po­zba­wio­ny ostoi.

Co to jest osto­ja kwia­tu?

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Outta Ser­wer, wiel­kie dzię­ki. Wię­cej na­pi­szę póź­niej, jak prze­ana­li­zu­ję na spo­koj­nie, bo wi­dzia­łam kilka pytań. : )

Outta Ser­wer, skład­nia. Nad tym pra­cu­ję, ale i tak mie­szam pod­mio­ty z orze­cze­nia­mi itp. Wy­cho­dzą takie kul­fo­ny, jak po­wy­żej. 

In­ter­punk­cja. Tutaj po­stęp zro­bi­łam ko­lo­sal­ny, bo była ma­sa­kra. Cza­sa­mi się za­sta­na­wiam, czy dać prze­ci­nek, czy nie – strze­lam w nie­któ­rych miej­scach, no i cza­sa­mi pu­dłu­ję. 

Wszyst­kie po­praw­ki na­nio­sę, a tam, gdzie wy­su­ną­łeś su­ge­stie, po­kom­bi­nu­ję. 

 

Zer­k­ną­łem przez ramię na zegar(+,) wi­szą­cy nad drew­nia­nym barem – pięt­na­ście po pół­no­cy.

Prze­ci­nek. – Dla­cze­go tutaj prze­ci­nek jest wy­ma­ga­ny? 

Po pół­go­dzin­nym spa­cer­ku w stru­gach desz­czu !!! zmę­czo­nym oczom uka­za­ły się mury sta­re­go bu­dyn­ku z czer­wo­nej cegły. Wy­sta­wi­łem ręce przed sie­bie – za­rzu­ca­ło mną – nie chcąc wy­lą­do­wać na prze­su­wa­nych drzwiach; cza­sa­mi się za­ci­na­ły.

Nie opo­no­wa­ły i wpu­ści­ły mnie do środ­ka.

“W miej­scu !!! dał­bym “moim”. Wtrą­ce­nie usu­nął­bym, lub prze­niósł w inne miej­sce. Wy­wa­lił­bym też śred­nik, a za­miast niego wsta­wił­bym: , które cza­sem się za­ci­na­ły”. – Co do: które, która, kiedy itp., sta­ram się tych okre­śleń uni­kać, bo zbyt­nio ich nad­uży­wam. Dla­te­go śred­nik.

Mucha była mar­twa i się roz­kła­da­ła. Nie wiem, skąd mi się biorą takie sfor­mu­ło­wa­nia, tak samo z tą czer­wo­ną cerą, po­rów­na­ną do In­dian. Sta­ram się nie my­śleć ta­ki­mi ka­te­go­ria­mi, jed­nak i tak coś nie­do­rzecz­ne­go, wręcz ko­smicz­ne­go na­pi­szę. Cała ja. :)

Ru­ną­łem na po­sadz­kę, jak kwiat, po­zba­wio­ny ostoi.

Co to jest osto­ja kwia­tu?  – Łodyga. Ko­lej­ny przy­kład tego, o czym wspo­mnia­łam po­wy­żej. 

Jest nad czym pra­co­wać, to fakt, ale głowa do góry. Za rok bę­dzie le­piej!

Jesz­cze raz dzię­ki. :) Pa. 

 

 

 

 

Cza­sa­mi się za­sta­na­wiam, czy dać prze­ci­nek, czy nie – strze­lam w nie­któ­rych miej­scach, no i cza­sa­mi pu­dłu­ję. 

Z cza­sem ogar­niesz :)

 

Prze­ci­nek. – Dla­cze­go tutaj prze­ci­nek jest wy­ma­ga­ny? 

Po­nie­waż masz tam imie­słów przy­miot­ni­ko­wy “wi­szą­cy”, bę­dą­cy do­po­wie­dze­niem, które nie zmie­nia za­kre­su zna­cze­nio­we­go rze­czow­ni­ka “zegar”.

 

– Co do: które, która, kiedy itp., sta­ram się tych okre­śleń uni­kać, bo zbyt­nio ich nad­uży­wam. Dla­te­go śred­nik.

I do­brze, ale cza­sem jest to po­trzeb­ne. Ogól­na rada – pisz, jak czu­jesz, a potem prze­czy­taj co na­pi­sa­łaś. I jeśli wy­ła­piesz gdzieś zbyt wiele ta­kich “któ­rych”, to prze­bu­duj te frag­men­ty, moż­li­we, że cale zda­nia, żeby zmniej­szyć ilość nie­chcia­nych słów. Coś w ten deseń:

 

Mamy tutaj osoby, które po­ma­ga­ją innym. Ci “inni” to za­zwy­czaj nowi użyt­kow­ni­cy, któ­rzy do­pie­ro oswa­ja­ją się z forum. NF to miej­sce, w któ­rym wiele można się na­uczyć.

 → → →

Mamy tutaj osoby, które po­ma­ga­ją innym. Ci “inni” to za­zwy­czaj nowi, do­pie­ro oswa­ja­ją­cy się z forum, użyt­kow­ni­cy. NF jest do­brym miej­scem do nauki.

 

Na­to­miast w Twoim zda­niu można to zro­bić na przy­kład tak:

Wy­sta­wi­łem ręce przed sie­bie, nie chcąc wy­lą­do­wać na prze­su­wa­nych drzwiach, po­nie­waż te cza­sa­mi się za­ci­na­ły.

Albo:

Wy­sta­wi­łem ręce przed sie­bie, nie chcąc wy­lą­do­wać na za­ci­na­ją­cych się cza­sa­mi, prze­suw­nych drzwiach.

Lub zrób to po swo­je­mu :) Słowa to kloc­ki, wy­star­czy cza­sem jakiś ująć, jakiś do­ło­żyć, coś prze­sta­wić i voila! Mamy ina­czej zbu­do­wa­ne zda­nie, a sens po­zo­sta­je ten sam :)

 

Łodyga. Ko­lej­ny przy­kład tego, o czym wspo­mnia­łam po­wy­żej. 

Mu­sisz być świa­do­ma ko­no­ta­cji słów, ich po­jem­no­ści zna­cze­nio­wej, ale to też po­win­no przyjść z cza­sem. Jeśli nie je­steś pewna da­ne­go słowa, to go nie uży­waj, a cza­sem bywa tak, że kon­kret­na de­no­ta­cja – w tym przy­pad­ku “ło­dy­ga” – jest naj­lep­szym i na­je­le­gant­szym roz­wią­za­niem. Nie udziw­niaj na siłę, po­etyc­kość zo­staw na potem. Wiem, że to za­brzmi nieco pro­tek­cjo­nal­nie (choć nie taki jest za­miar) i w do­dat­ku jak tru­izm, ale naj­pierw uczy­my się cho­dzić, a potem bie­gać. Ja na przy­kład li­te­rac­ko nadal je­stem cho­dzia­rzem, choć zda­rza mi się cza­sem po­pró­bo­wać truch­tu ;)

 

Nie ma za co dzię­ko­wać, bo naj­le­piej po­dzię­ku­jesz, ucząc się i pi­sząc coraz le­piej – bo o to cho­dzi w tym forum; je­ste­śmy tutaj, żeby się uczyć, wspie­rać i po­ma­gać sobie na­wza­jem w pro­ce­sie nauki :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

Known some call is air am

Nowa Fantastyka