- Opowiadanie: Coen - Potwory

Potwory

Hej, oto krót­ki i w miarę (tak mi się wy­da­je) pro­sty tekst; trud­no to na­zwać opo­wia­da­niem, to ra­czej eks­pe­ry­ment z wy­ko­rzy­sta­niem po­je­dyn­cze­go po­my­słu. Wszel­ka kry­ty­ka mile wi­dzia­na! : )

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Potwory

Coś cuch­nę­ło.

Otwo­rzył oczy. Ciem­ność otu­la­ła wszyst­ko wokół, wzrok po­trze­bo­wał chwi­li, by się do niej przy­zwy­cza­ić. Za­czął do­strze­gać kon­tu­ry: ścia­ny, meble, roz­rzu­co­ne pa­pie­ry i frag­men­ty szkła – oraz ciała. Krew, mnó­stwo krwi, na pod­ło­dze oraz na zma­sa­kro­wa­nych lu­dziach. Czy to oni tak cuch­nę­li?

W od­da­li ktoś krzyk­nął, sły­chać było po­spiesz­ne kroki. Strza­ły, ktoś strze­lał? Za­uwa­żył znaj­du­ją­ce się na dru­gim końcu po­ko­ju drzwi, a ra­czej ich ramę – same drzwi, wy­wa­żo­ne, le­ża­ły pła­sko na po­sadz­ce ko­ry­ta­rza znaj­du­ją­ce­go się po dru­giej stro­nie.

Spró­bo­wał wstać. Stęk­nął, z tru­dem utrzy­mu­jąc się na no­gach. Po­kuś­ty­kał w stro­nę wyj­ścia, wy­szedł z po­ko­ju i za­trzy­mał się na mo­ment. Szumiało mu w uszach, wszyst­ko wy­da­wa­ło się lekko ko­ły­sać.

Tu też cuch­nę­ło.

Z od­da­li do­bie­gły go ko­lej­ne echa ha­ła­sów. Zro­bił krok w przód, padł na zie­mię. Spoj­rzał na swoją nogę – biała, zła­ma­na kość ster­cza­ła z uda pod nie­na­tu­ral­nym kątem. Nie bo­la­ło, ale nie mógł tak iść dalej. Chwy­cił kość, spró­bo­wał wsu­nąć ją we wła­ści­we miej­sce. Nie bo­la­ło. Chwy­cił le­żą­cy obok ka­wa­łek drutu, owi­nął nim cia­sno nogę. Wstał. Noga jakoś trzy­ma­ła się w ca­ło­ści, dźwi­ga­jąc cię­żar ciała.

Padły ko­lej­ne krzy­ki, roz­brzmia­ły ko­lej­ne, stłu­mio­ne wy­strza­ły.

Krok w przód, potem ko­lej­ny. Brnął w ciem­no­ściach. Gdzie był? Co się dzia­ło? Py­ta­nia ko­tło­wa­ły się w umy­śle, od­po­wie­dzi nie przy­by­wa­ły.

– Po­twór! – Ktoś wrza­snął, wciąż w od­da­li.

Po­twór? Jaki po­twór, gdzie? Przy­spie­szył, zra­nio­na noga wciąż da­wa­ła radę, trzy­ma­jąc się we względ­nej ca­ło­ści.

Krok, krok.

Roz­glą­dał się, pró­bu­jąc do­strzec w ciem­no­ściach co­kol­wiek poza bia­ły­mi, gdzie­nie­gdzie ob­la­ny­mi krwią ścia­na­mi. Pod sto­pa­mi trzesz­cza­ło stłu­czo­ne szkło. Co jakiś czas mijał drzwi, po­wyw­ra­ca­ne meble, okna z po­wy­bi­ja­ny­mi szy­ba­mi, za­glą­da­ją­ce do ciem­nych po­ko­jów… oraz ciała.

Krok, krok.

Wię­cej krzy­ków, wię­cej ha­ła­su. Coś prze­mknę­ło w ciem­no­ści, coś ru­sza­ło się w po­ko­ju, obok któ­re­go prze­cho­dził. Szury, stuk­nię­cia, stąp­nię­cia… od­gło­sy wę­sze­nia. Po­twór? W ko­lej­nym po­ko­ju też, oraz w szy­bie wen­ty­la­cyj­nym, tuż nad jego głową. Wię­cej po­two­rów?

Stado?

Krok, krok.

Tu rów­nież cuch­nę­ło. Co tak cuch­nie? Wy­da­wa­ło mu się, że coraz moc­niej kręci mu się w gło­wie.

Krok, krok.

Krzy­ki, coraz bli­żej. Strza­ły, coraz wię­cej, coraz wy­raź­niej­sze.

Krok, krok.

Dźwię­ki, gdzieś w ciem­no­ści. Kroki, tam, skąd przy­szedł.

Krok, krok, krok…

Świa­tło, w końcu świa­tło, w od­da­li. Drzwi, lu­dzie, wrza­ski, wy­strza­ły. Strze­la­ją do po­two­rów? Nie wi­dział do­kład­nie.

Krok, krok… bieg.

Biegł.

Za nim też coś bie­gło. Bie­gły, było ich wiele. Nie zwal­niał ani on, ani one.

Biegł.

Drzwi się zbli­ża­ły, do­strze­gał już ludz­kie syl­wet­ki. Za­wro­ty głowy były coraz sil­niej­sze.

Biegł.

Biegł… już tak bli­sko, po­my­ślał. Ciem­ność, wciąż ciem­ność, w końcu… świa­tło.

I krzyk.

Wy­strzał. Ude­rze­nie.

Krew?

Oraz smród, cały czas ten sam.

Boże, po­my­ślał, co tak cuch­nie?

 

***

 

Wy­padł z ko­ry­ta­rza wprost do ob­szer­ne­go po­ko­ju, wpadł na czło­wie­ka, który przed chwi­lą do niego strze­lił. Chwy­cił go za szyję, roz­szar­pał gar­dło. Męż­czy­zna upu­ścił pi­sto­let, zalał się krwią, padł na po­sadz­kę. Z lewej stro­ny ktoś krzyk­nął, po­de­rwał broń, strze­lił kil­ka­krot­nie w jego bok. Syk­nął, lecz nie z bólu – ze zło­ści. Nie czuł bólu, nie czuł go ani tro­chę. Drzwi obok otwo­rzy­ły się z hu­kiem, wy­padł z nich stwór i sko­czył na strzel­ca. Za stwo­rem wbie­gły ko­lej­ne dwa, jesz­cze jeden wy­su­nął się z otwo­ru wen­ty­la­cyj­ne­go i spadł na in­ne­go, sto­ją­ce­go z tyłu czło­wie­ka.

Ro­zej­rzał się po po­ko­ju, w rze­czy­wi­sto­ści bę­dą­cym czymś w ro­dza­ju holu, coraz bar­dziej za­peł­nia­ją­ce­go się kre­atu­ra­mi. Wy­glą­da­ły tak samo, jak on.

Stado. Jego stado.

Ru­szył, sko­czył na ko­lej­ną zdo­bycz. Drob­na, stwier­dził, mniej mięsa, z dłu­gi­mi wło­sa­mi.

Ko­bie­ta?

Wy­rwał kawał mięsa, ofia­ra pu­ści­ła broń. On trzy­mał mocno. Pró­bo­wa­ła krzy­czeć – albo mówić – lecz je­dy­nie pluła krwią. Jej oczy… to spoj­rze­nie, po­my­ślał. Kim ona jest? Kim oni wszy­scy są?

Nie pa­mię­tał.

Świa­tło w jej oczach wy­ga­sło. Bez­ce­re­mo­nial­nie wy­pu­ścił ją z uchwy­tu, ko­bie­ta bez­wład­nie upa­dła na zie­mię, mar­twa.

Spoj­rzał na swoje ciało, oświe­tlo­ne świa­tłem le­do­wej lampy, mi­go­czą­cej pod su­fi­tem. Otwo­ry, rany, brud, zgni­li­zna. Strzę­py tka­nin. Ro­ba­ki. Smród? Nie, nic już nie czuł. Nic już nie cuch­nę­ło.

Czę­sto­tli­wość wy­strza­łów ma­la­ła, lu­dzie z krzy­kiem ze­rwa­li się do uciecz­ki. Stado rzu­ci­ło się w po­ścig, a on razem z nim.

Znów ktoś krzyk­nął, to samo, co wcze­śniej.

Po­two­ry.

Po­two­ry?

Po­two­rów już nie ma, po­my­ślał ostat­kiem za­ni­ka­ją­cej wol­nej woli.

Jest tylko stado.

Koniec

Komentarze

Same drzwi leżały na korytarzu, wyważone.

 

Te wyważone na końcu psują mi rytm zdania i są trochę nielogiczne, bo najpierw były wyważone, a potem leżały.

 

 

 

Słyszał krzyki przed sobą, w głąb ciemnego korytarza.

Znowu zgrzyt, bo albo przed sobą, w głębi korytarza, albo ruszył w głąb korytarza.

Korytarza występuje bardzo często, jak dla mnie zbyt.

 

 

Co jakiś czas mijał drzwi, co jakiś czas mijał wybite szyby.

Co jakiś czas mijał ciała.

 

Dla mnie takie powtórzenia są nużące, by nie powiedzieć usypiające.

 

Z korytarza wypadł stwór, skoczył na strzelającego człowieka. Za nim wybiegły kolejne dwa, jeszcze jeden wypadł z otworu wentylacyjnego, spadł na innego człowieka, zaczął rwać już mięso. Wyglądały tak samo, jak on.

W tym fragmencie robi się takie zamieszanie, że nie wiadomo kto jest potworem, a kto człowiekiem, kto kogo zjada.

 

 

 

 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hej!

 

Całkiem ciekawe. Fajny ten numer z narratorem, ze zmianą percepcji w drugiej części. Czy zombiaki mogą myśleć? Wydaje się, że tak, a sposób ich myślenia pokazałeś w dośc oryginalny sposób. Masz w tekście kilka usterek, ale podoba mi się pomysł, klikam więc bibliotekę.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Cześć, ode mnie też leci kliczek za pomysł. Może nie jakiś nowy, ale miałeś plan pokazać scenkę z dwóch perspektyw i to w mojej opinii wyszło całkiem nieźle. Fakt, na początku drugiego fragmentu czułem małe zagubienie kto jest kto, ale żarówka nad łebkiem szybko się zaświeciła. Pozdrawiam!

Nawet jeśli pomysł nienowy, to czytało się dobrze. Fajnie wyszła ta zmiana narracji. Ech, pograłoby się w coś z zombiakami.

 

Pozdrawia Rossa i Koteł (który nie dawał napisać tego komentarza)

 

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Tekst trzyma w napięciu. Zmiana perspektywy – dobry zabieg. Ostatnie dwa zdania zapadły w pamięci jako dobre zakończenie. Masz kilka powtórzeń – warto się przy nich pobawić ;) Lektura przyjemna (o ile można tak powiedzieć w tym gatunku ;)) Pozdrawiam!

Czytało się swobodnie, nie jest przegadane. Wydaje mi się, że pomysł nie jest zupełnie sztampowy, więc taka zwięzła, trzymająca uwagę czytelnika realizacja to na pewno dobry materiał na szorta. Zabieg ze zmianą perspektywy jest oczywiście widoczny, nie jestem jednak pewien, co miał ukazywać. Mógłbym założyć najprościej, że przemianę człowieka w zombie, ale w takim razie zmyliło mnie to, że bohater już w pierwszym akapicie biegał z otwartym złamaniem kości udowej i nie odczuwał bólu. Poza tym wtedy niezupełnie widać przyczynę gwałtownej metamorfozy między akapitami.

Raczej zatem chciałbym założyć, że główny bohater jest “potworem” przez cały czas, a tekst miałby przedstawiać różnice w procesach myślowych zombie zachodzące w momencie natknięcia się na ofiary. Do takiej interpretacji słabo się jednak kleją dwa ostatnie zdania, które sugerują nieodwracalny kierunek przemian. Może najlepiej przyjąć interpretację pośrednią: bohater od początku był zakażony i w znacznej już mierze zmieniony, a natrafienie na ofiary inicjuje ostatnią fazę przepoczwarzenia? Być może ktoś, kto lepiej ode mnie zna podobne horrory, takie motywy odczytuje intuicyjnie.

Językowo nie jest źle – zakładając optymistycznie, że te wszystkie powtórzenia to świadomy eksperyment:

Chwycił kość, spróbował wsunąć ją na swoje miejsce.

Lepiej: na jej miejsce (i wtedy raczej bez ), we właściwe miejsce.

w końcu…światło.

Spacja po wielokropku.

Z boku ktoś krzyknął, poderwał broń, strzelił kilkakrotnie w jego bok.

Akurat to powtórzenie wydaje mi się szczególnie rażące, może “z jednej strony”?

Puścił ją, bezceremonialnie padła na ziemię

Raczej bezceremonialnie puścił niż bezceremonialnie padła.

Częstotliwość wystrzałów słabła

Chyba lepiej: malała.

 

Pozdrawiam ślimaczo!

Hej wszystkim!

Ambush, Outta Sewer, Realuc, Rossa, Finn Katera, Ślimak Zagłady – dziękuję ślicznie za przeczytanie i komentarze, bardzo się cieszę, jeśli się Wam ten mały tekścik spodobał! : D

 

Ambush, Ślimak Zagłady – bardzo dziękuję za sugestie, postarałem się przejść przez tekst jeszcze raz, zaadresować wskazane przez Was fragmenty oraz spróbować uprzątnąć kilka innych rzeczy. Rzeczywiście powtórzeń może być tu za dużo, po części celowo (wydaje się, że próbowałem tym uzyskać pewnego rodzaju “surowy” wydźwięk tekstu, jeśli to stwierdzenie ma jakikolwiek sens), ale mogłem przesadzić albo niedopatrzyć niektórych – postarałem się kilka z nich usunąć, z pewnością nie wszystkie, ale kilka : )

 

I ostatecznie: rzeczywiście podczas pisania zamiarem moim było, że transformacja w potwora/zombie rozpoczyna się właściwie już od pierwszego zdania i postępuje coraz mocniej, sięgając zenitu gdzieś przy wyjściu z ciemnego korytarza, kiedy główny bohater traci kontrolę. Im więcej myślę o tym tekście tym więcej widzę dziur, ale mam nadzieję, że jak na krótki eksperyment to nie wyszło najgorzej : )

Wyszło fajnie :) Prawdę powiedziawszy sam kiedyś popełniłem szorta, w którym bohater zmienia się w żywego trupa i ostatnią częścią tekstu próbuję oddać możliwy sposób myślenia takiego zombiaka: Jako za życia, tak i po śmierci. Koniec reklamy ;)

Pozdrawiam serdecznie 

Q

 

Known some call is air am

Ot, osobliwa sytuacja, z opisu której nie bardzo mogłam się zorientować, co tam się dzieje. Jako wprawka i realizacja eksperymentalnego pomysłu może być, ale chyba nic poza tym.

 

Same drzwi le­ża­ły na ko­ry­ta­rzu, wy­wa­żo­ne. → A może: Same drzwi, wyważone, le­ża­ły na ko­ry­ta­rzu.

 

Sły­szał krzy­ki przed sobą, w głąb ciem­ne­go ko­ry­ta­rza. → Raczej: Przed sobą, w głębi ciemnego korytarza, słyszał krzyki.

 

Noga jakoś trzy­ma­ła się w ca­ło­ści, utrzy­my­wa­ła cię­żar ciała. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Noga jakoś trzy­ma­ła się w ca­ło­ści, dźwigała cię­żar ciała.

 

Py­ta­nia ko­tło­wa­ły się w jego umy­śle… → Zbędny zaimek – wiadomo, kto myśli.

 

– Po­twór! – znów ktoś krzyk­nął, wciąż w od­da­li. Po­twór? Jaki po­twór, gdzie? Przy­spie­szył kroku, zra­nio­na noga wciąż da­wa­ła radę. → Didaskalia wielką literą. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

– Po­twór! – Znów ktoś krzyk­nął, wciąż w od­da­li.

Po­twór? Jaki po­twór, gdzie? Przy­spie­szył kroku, zra­nio­na noga wciąż da­wa­ła radę.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Pod jego sto­pa­mi trzesz­cza­ło stłu­czo­ne szkło. → Zbędny zaimek.

 

spadł na in­ne­go czło­wie­ka, za­czął rwać już mięso. → Czy to co rwał, przedtem mięsem ni było?

Może wystarczy: …spadł na in­ne­go czło­wie­ka, za­czął rwać mięso.

 

Pu­ścił ją, bez­ce­re­mo­nial­nie padła na zie­mię… → Czy tu aby nie miało być: Pu­ścił ją, bezwładnie padła na zie­mię

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej. Mi się podobało, bo im więcej krwi i bestialstwa, tym lepiej. Bohater zagubiony, zalękniony, wręcz w objęciach klaustrofobii i zjawisk trudnych do ogarnięcia w tak krótkim czasie. Tajemniczość i niemoc zrozumienia procesu, jaki w nim zachodzi. Pozdrawiam. :) 

regulatorzy dziękuję za przeczytanie i bardzo dziękuję za uwagi, postarałem się wskazane fragmenty nieco poprawić ale przede wszystkim postaram się o wskazanych problemach pamiętać i wystrzegać się ich następnym razem! :)

 

Tygrysico również dziękuję za przeczytanie, cieszę się, że się spodobało! I również pozdrawiam!

 

 

Bardzo proszę, Coenie. Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

 

…postaram się o wskazanych problemach pamiętać i wystrzegać się ich następnym razem! :)

I to jest bardzo dobre postanowienie! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Coen !!

 

Aajaj jaka szkoda, że tekst jest taki krótki. Dla mnie świetne :)

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Hej dawidiq150, dziękuję za przeczytanie i za miłe słowa! Rzeczywiście, tekst nieco krótki ale cieszę się, że mimo to przypadł do gustu! :)

pomyślał po raz ostatni, ostatkiem zanikającej wolnej woli – niepotrzebne powtórzenie; jakby dać “pomyślał ostatkiem zanikającej wolnej woli” sens właściwie pozostaje ten sam; szczególnie że ostatnie zdanie dodatkowo podkreśla tę ostateczność.

 

Sprawnie napisany króciak. Dość szybko można domyśleć się, że narrator jest potworem, ale przy tej długości tekstu mi to nie przeszkadza. Tempo opowiadania jest dobrze wyważone. Podoba mi się motyw stada i stawania się jego częścią – fajnie, że puenta oferuje coś więcej niż tylko wyjawienie tożsamości bohatera. 

Nie przekonuje mnie ciemność w tekście – bardzo dużo szczegółów bohater w niej dostrzega; wydaje mi się, że półmrok sprawdziłby się lepiej. 

It's ok not to.

dogsdumpling dziękuję za przeczytanie i za cenne uwagi! Zgadzam się co do formy ostatniego zdania – poprawione, brzmi o wiele lepiej – oraz co do kwestii ciemności vs półmroku. Tego drugiego postanowiłem nie próbować naprawiać żeby nie narobić więcej baboli w tekście, ale zdecydowanie jest to coś, co zapamiętam na przyszłość : )

Fajna dynamika tekstu, czułem aż rytm. Wydarzenia mknęły z muzyczną prędkością, uderzając w rejony stylu grindcore. Szybka perkusja, gitarowe riffy, zwolnienie, obskurne solo i dalsza rzeźnia. Jednak to jest opowiadanie, króciutka sytuacja, w której nacisk położony jest na krew i ogólny rozkład. To trochę za mało na fabułę, ale wystarczająco na tekst piosenki.

 

Problem może leżeć właśnie w fabule i sensie. Dobrze się czyta, ale właściwie o czym?

 

Kilka rzeczy trochę kazało mi zwątpić:

 

Spojrzał na swoją nogę – biała, złamana kość sterczała z uda pod nienaturalnym kątem

Dość ryzykowny opis. Udo jest dosyć kontrowersyjnym miejscem na to, by otwarte złamanie pozwoliło dalej funkcjonować. Szczególnie jeśli mówimy o krwi. Nie jestem wielkim specjalistą, ale zarówno mechanicznie jak i z perspektywy układu krwionośnego, bohater zbyt radośnie sobie poczyna. To jest krytyczne uszkodzenie ciała.

 

próbując dostrzec w ciemnościach cokolwiek poza białymi ścianami

W ciemnościach raczej trudno zauważyć białe ściany. Jeżeli ktoś wie, że one są białe, to po co ma je dostrzegać? W jakim celu to podkreślać? Jeżeli przebywa w pomieszczeniu po raz pierwszy, to zakładam, że ich białość nie będzie tak ważnym tematem, by “próbować to dostrzec”.

 

Dynamika, napięcie – całkiem nieźle.

Treść – warto przemyśleć i się zastanowić, co tam właściwie się dzieje i po co.

Artystom więcej, szybko!

Hej Vacter, dzięki za przeczytanie i komentarz! Cieszę się, że udało się z dynamiką tekstu, rzeczywiście taki miałem cel, żeby z każdym kolejnym zdaniem tempo wzrastało. Co do fabuły czy też jej sensu (albo jego braku) – właściwie się zgadzam, ten szort miał być raczej przedstawieniem interesującej (mam nadzieję) sytuacji i eksperymentem z narracją, fabuły tu trudno się doszukiwać więc rozumiem, że faktycznie może to kłuć w oczy.

 

Co do ciemności i dostrzegania ścian – pełna zgoda, moja wina, tak jak pisała dogsdumpling półmrok bardziej by tu pasował.

 

Co do złamania kości udowej – celowo wybrałem właśnie tę, ponieważ z tego co się orientuję (oraz zgodnie z tym, co piszesz) jest to ważna i trudna do złamania kość otoczona mnóstwem naczyń krwionośnych, a jej złamanie ponoć potwornie boli. Tak więc wybrałem właśnie tę, żeby jeszcze bardziej rażącym było, że główny bohater 1) nie czuje bólu 2) sam ją sobie “naprawia” i idzie dalej – ewidentnie już na początku szorta, po samym obudzeniu, jest z naszym bohaterem coś nie tak. Może przekombinowałem, nie wiem : D

Pozdrawiam!

 

Helloł

 

“Szumiło mu w uszach, wszystko wydawało się lekko kołysać.” – literówka się przypałętała.

 

Short całkiem w dechę, głównie za sprawą pomysłu. Trochę przypomina fan fiction z Days Gone.

 

Hej Canulas, dzięki za wyłapanie literówki, poprawiona! I cieszę się, że się szorcik spodobał – skojarzenie z Days Gone również wydaje mi się trafione :D

Nowa Fantastyka