- Opowiadanie: Bardjaskier - Ciemny las: Jim

Ciemny las: Jim

Hej 

Tekst zdecydowanie 18+ , dziękuję za bete Ananke :)

Poprzedni tekst z cyklu: 

Bardjaskier:Ciemny las: Emma i Lily

“Toto, mam przeczucie, że już nie jesteśmy w Kansas” – pochodzi z Czarnoksiężnika z Krainy Oz

Miłej lektury :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ciemny las: Jim

Teraz 

 

Jim przykucnął na masce samochodu. Otaczająca go mgła była nieprzenikniona – nie tylko w sensie fizycznym, wykraczała poza granice pojmowania. Wyciągnął rękę i obserwował, jak dłoń znika w mlecznym obłoku. Złote drobiny unosiły się w bieli, migocząc. Powietrze było lepkie i ciepłe. Poruszył palcami, jakby chciał sprawdzić, czy jeszcze są na miejscu, następnie ręką zarysował we mgle symbol lemniskaty, zaburzając idealną harmonię bieli. Całe ramię poruszało się z ledwie wyczuwalnym oporem, niczym zanurzone w ciepłej wodzie. Mgła wirowała, drobinki tańczyły we wzburzonym obłoku. Spojrzał na dłoń – była mokra i lepka, a złote punkciki kleiły się do skóry. Roztarł jeden z nich w palcach. Drobinka zgasła, zostawiając na opuszkach czarny osad.

Panowała cisza, w której słyszał bicie serca, a w uszach szum. Zupełnie jakby zanurzył głowę w kąpieli. Usłyszał krzyk, odgłos dochodził gdzieś z bieli, tłumiony w gęstej zawiesinie. Jim pierwsze dźwięki wyłapał zniekształcone, przypominające echo. Opuścił okular noktowizora. Dopiero teraz mógł zobaczyć dach samochodu i latarnię, o którą rozbiła się maska.

Zeskoczył na ulicę i zrobił kilka ostrożnych kroków. Świat obserwowany przez obiektyw zamienił się w zieloną mgławicę. Widział asfalt na dwa, może trzy metry przed sobą. Rozejrzał się, lecz reszta ulicy była skryta za zasłoną. Zniknął samochód z rozbitą maską, latarnia, chodniki i domy.

– Toto, mam przeczucie, że już nie jesteśmy w Kansas – powiedział i ruszył w stronę odgłosów.

 

Wtedy

 

Jim kończył czytać artykuł, gdy zgasło światło. Pomieszczenie zniknęło w ciemności, a jedynie ekran smartfona rzucał nikłą, niebieską poświatę. Na kanapie, stojącej w drugim końcu mieszkania, zapadła głucha cisza. Jim nie ruszył się z fotela przy oknie. Przeciągnął palcem po ekranie, by odczytać kolejny akapit. Sięgnął wolną ręką do stolika, wyciągnął papierosa i zapalił, rozkoszując się chwilą spokoju. Nie trwało to długo – gdy zagłębiał się w kolejną hipotezę dotyczącą mgły, od strony kanapy usłyszał szybkie oddechy. Pośpiesznie wciągane powietrze świstało w dziurkach nosa, by po chwili z drżeniem wylecieć ustami. Jim zaciągnął się, wypuścił dym, próbując ignorować narastające sapanie, które w końcu przeszło w cichy pisk.

– Uspokój się, bo się hiperwentylujesz – powiedział. – Wiesz, co to znaczy?

Skryta w ciemności kanapa skrzypnęła, zapadła cisza, na krótką chwilę. Jęk i sapanie wróciły.

– W najprostszych słowach oznacza to, że dostarczasz do organizmu za dużo tlenu i stracisz przytomność. Chcesz stracić przytomność?

Skrzypnięcie i cisza. Jim jednak wciąż słyszał irytujące drżenie. Wstał i pomachał w stronę kanapy żarzącym się papierosem.

– Popatrz na mnie. Robisz wdech nosem, o tak.

Jim zademonstrował, jednocześnie unosząc nad głowę papierosa i smartfona. Następnie pomału wypuścił powietrze ustami, pozwalając wolno opaść rękom.

– Widzisz? Zrób tak trzy razy i powinno pomóc.

Jim podszedł do okna. Na zewnątrz panowała nieprzenikniona czerń. Żadnych cieni, żadnego zarysu, nic. Opuścił okular noktowizora. W pierwszej chwili nie dostrzegł zmiany – świat nadal był zawieszony w pustce. Jim nie rezygnował, badał każdy fragment mroku, zadowolony, słysząc za plecami miarowe oddechy. Zaciągnął się i oparł rękoma o parapet, gdy dostrzegł drobinki połyskujące, to tu, to tam, niczym świetliki w ciemnym lesie.

Jim obrócił się w stronę pomieszczenia.

– Są tam, te małe złote… No właśnie, co? Cokolwiek to jest, jest jedyną rzeczą, którą można dostrzec. Podobnie jak za dnia.

Jim upuścił papierosa na podłogę i przydeptał go ciężkim wojskowym butem. Potarł brodę i ruszył w stronę aneksu kuchennego. Mijając wersalkę, usłyszał stłumiony pisk. Jim obszedł blat i uniósł okular noktowizora.

– Posłuchaj, w artykule poświęconym tej nietypowej pogodzie ktoś niezwykle przenikliwy stwierdził, że musi istnieć zależność między mgłą a zachorowaniami. Jestem pełen podziwu dla tak wnikliwego umysłu.

Kanapa zaskrzypiała, gdy ktoś przesunął się na jej drugi koniec.

– Jednak w dalszej części zawarto myśl, która mnie zaciekawiła. Zadano tam pytanie: czym są te unoszące się drobinki? – Jim położył telefon na blacie, tak by go oświetlał, i oparł ręce po obu stronach wyświetlacza. – Posłuchaj. „Przypuszcza się, że za bezpośredni stan epidemiologiczny odpowiadają bakterie, wirusy lub mikroorganizmy. Szczególną uwagę zwrócono na złote drobinki, które udało się odseparować od mgły w celu ich zbadania. W krótkim czasie drobinki tracą charakterystyczny złoty blask, czernieją i ulegają rozpadowi, co pozwala sądzić, że są to organizmy lub nieznane nam dotąd pierwiastki zdolne przetrwać jedynie we mgle”. Ciekawe.

Jim potarł brodę i odwrócił się do lodówki. Opuścił okular, otworzył drzwi. Była niemal pusta, wszystkie przydatne do spożycia produkty już spakował. Został tylko sok jabłkowy na górnej półce.

Jim ściągnął butelkę, wpatrując się w głowę leżącą poniżej. Twarz była mocno zsiniała, podkład popękał, tworząc dziwną skorupę przypominającą wyschnięte błoto. Za wpółprzymkniętymi powiekami białka oczu lekko się zaszkliły. Pełne usta, pomalowane czerwoną szminką, nabrzmiały, a dolna warga opadła, odsłaniając dziąsło i zęby. Jim westchnął, sięgnął do szuflady poniżej, wyciągnął ją i położył na blacie. We wnętrzu leżał robak wielkości sporego bakłażana. Masywne żuwaczki były otwarte, odsłaniając aparat gębowy zakończony ostrymi zębami. Nad żółtymi oczami wisiały poskręcane półmetrowe czułki. Z białego tułowia wyrastały dwa tuziny ostro zakończonych odnóży.

Na wersalce zapanowała głucha cisza, gdy drzwi lodówki zamknęły się z trzaskiem. Jim podniósł okular i spojrzał na artykuł.

– Dalej piszą: “Obecność drobinek nie musi oznaczać, iż są one bezpośrednią przyczyną zachorowań, lecz to właśnie w nich obecnie szuka się przyczyny epidemii”. No to chyba mamy rozwiązanie zagadki.

Jim odkręcił butelkę i pił długo, opróżniając ją niemal do dna.

– Świetny sok – powiedział i czknął. – Ta larwa musiała się z czegoś wykluć. Widzisz, nimfa po narodzinach jest zdana na siebie. Nie może liczyć na opiekuńczą mamę. Większość owadów umieszcza jaja w miejscu, gdzie larwa będzie mogła się spokojnie rozwijać… Jesteś tam jeszcze?

Z głębi pomieszczenia nie dochodził żaden odgłos. Jim kilka razy przeciągnął palcem po ekranie. Walnął otwartą dłonią w blat. Kanapa zatrzeszczała, a po chwili usłyszał szloch, przerwany łkaniem.

– Wiedziałem, że jesteś. Chciałem się tylko upewnić.

Jim patrzył w ciemność wyraźnie rozbawiony. Poświecił telefonem na larwę. Przycisnął pękaty tułów palcem i patrzył jak obły kształt się zgina.

– Czy ty jesteś nimfą? – zapytał stworzenie.

 

Teraz

 

Jim coraz wyraźniej słyszał krzyki przed sobą, zaczął też dostrzegać ruch w pozornie opustoszałym mieście. Mimo noktowizora kilka razy zboczył z ulicy w stronę chodnika. To tam, w pobliżu zabudowań, zobaczył pierwsze ciało. Obgryzione niemal do kości. Strzępy mięsa zwisały z czaszki i żeber. W klatce piersiowej żerowały dwie larwy, rwąc resztki wnętrzności. Tors drgał, sprawiając wrażenie, że trup zaraz podniesie się z chodnika. Kolejne nimfy wyszły z zaułka. Chwilę badały znalezisko długimi czułkami. Jedna ruszyła do krtani, gdzie przy tchawicy zostało nieco mięsa, kolejna usiadła na policzku i sięgnęła żuwaczkami do skóry zwisającej z brody.

Ulicę dalej Jim zauważył mężczyznę, który szedł ociężale, powłócząc nogami, ciągnął za sobą pasek podomki, z ramion zwisał mu puchaty szlafrok, a z bioder rozerwane slipy poplamione krwiąJim pomyślał, że to pewnie efekt choroby lub powikłań po wydaleniu larwy, jednak się mylił. Mężczyzna, mimo skóry wiszącej na wychudłych kończynach i zapadłych policzków, ważył każdy krok, a gdy tylko natrafił na przeszkodę, stawał i badał ją dłońmi o cienkich, patykowatych palcach. Wtedy spod szlafroka wysuwała się larwa, jakby chciała sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Mężczyzna, upewniwszy się, że przeszkodą jest śmietnik, ominął go ostrożnie i ruszył dalej. Jim jednak nie miał wątpliwości, że zmierzali w tym samym kierunku. Zarażonych było więcej – jedni wychodzili z sieni, inni snuli się wraz z przyczepionymi do ciał larwami. Wszyscy wynędzniali, nadzy, z czerwonymi plamami na skórze i zakrwawionymi udami. Szli wabieni krzykiem. Były też samotne nimfy przebiegające pod samochodami lub żerujące w śmieciach. Inne kręciły się wokół zarażonych, czułkami dotykając ich łydek i stóp, niczym psy idące przy nodze właściciela.

Jim był już pewien, że powinien przyspieszyć, jeśli chce zdążyć przed resztą zainteresowanych. Ruszył truchtem, starając się nie zbaczać z ulicy. Mijając rozbite samochody, stanął nagle. Tuż przed nim wyrósł cień. Jim obszedł go ostrożnie. Młoda kobieta trzymająca larwę na rękach stała, kołysząc się na boki. Nimfę przyciskała do małych piersi. Larwa była martwa. Kobieta przypominała katatonika pogrążonego w własnej rzeczywistości. Do momentu, gdy spod samochodu wyszła inna nimfa. Chwilę czułkami badała bosą stopę. Przypominała klienta sprawdzającego świeżość produktu. Najpierw ostrożnie weszła na łydkę, w końcu ruszyła po udzie, zaczepiając haczykowatymi odnóżami o skórę. Larwa dotarła do ramienia i wsunęła się pod jasne włosy. Kobieta nagle wyrwana z odrętwienia, odłożyła martwą nimfę na ulicę. Położyła dłoń na barku. Larwa, długimi czułkami, delikatnie zbadała przedramię. Kobieta wolno ruszyła, zupełnie jakby owad nadała jej sens działania. Jim poczekał, aż zniknie z ulicy i pobiegł do skrzyżowania.

Mijając sygnalizację, dostrzegł autobus, a wokół niego ciasno obok siebie zebranych ludzi, chwiejących się na patykowatych nogach. Czekali na koniec uczty, która odbywała się wewnątrz pojazdu. Ciała pasażerów gęsto obsiadły larwy, a przez otwarte drzwi i okna wspinały się kolejne, przyciągane zapachem mięsa. Zapach krwi i gnicia unosił się wraz z mgłą. Jim skręcił w prawo.

Na kolejnym skrzyżowaniu dostrzegł trzech mężczyzn, próbujących dostać się do samochodu rozbitego o sygnalizację świetlną. Pierwszy miał maseczkę covidową i kaptur naciągnięty na głowę, szarpał za klamkę, wrzeszcząc na kobietę wewnątrz. Drugi stał na masce auta, z twarzą obwiązaną szalikiem, kopał w szybę, wyraźnie zmęczony. Za każdym uderzeniem obcasa wykwitała kolejna pajęczyna. Trzeci, z twarzą przewiązaną chustą, próbował wrócić do samochodu z kawałkiem kostki brukowej w dłoni. Zbliżał się po omacku, badając wolną ręką teren przed sobą. Wokół kręciły się nimfy, lecz zachowywały bezpieczną odległość.

Jim obserwował nerwowe ruchy mężczyzn. Wiedział, że przez gęsty obłok widzą najdalej na wyciągniecie ręki. Ten z kostką brukową był może o trzy metry od auta, ale i tak miał problem, by odnaleźć towarzyszy. Jim wolał nie ryzykować. Odpiął skórzaną pochwę i wyciągnął nóż myśliwski. Zbliżył się ostrożnie, zachodząc go od tyłu. 

– Otwieraj! Ty kurwo! Otwieraj! – wrzeszczał ten przy drzwiach.

Mężczyzna w szaliku zachwiał się po kolejnym kopnięciu i usiadł na masce.

– Gdzie jesteście!? Kurwa! Nie mogę was znaleźć! Karl! Glen! – wydzierał się ten w chuście, kostka brukowa ciążyła mu w wyciągniętej ręce.

Jim, korzystając z zamieszania, chwycił rękojeść oburącz. Przystawił ostrze niemal do samego karku mężczyzny. Uniósł nóż i opuścił, przymierzając się do pchnięcia.

– Karl! Glen! Zgubiłem się w tej pieprzonej mgle! – wrzeszczał ten z twarzą obwiązaną chustą.

Jim wyczekał do chwili, aż mężczyzna przestał krzyczeć. Silnym uderzeniem wbił ostrze w kark. Kostka brukowa upadła na asfalt. Rozległ się obrzydliwy charkot.

– Karl? Słyszałeś? – zapytał ten w szaliku, przesuwając się po masce samochodu w stronę drzwi.

– Ty kurwo! Rozjebię ci łeb o krawężniki! Słyszysz?! – wrzeszczał Karl.

Jim naparł na rękojeść. Mężczyzna padł na kolana, sięgnął rękami do karku, bulgocząc i rzężąc.

– Karl! – zawołał Glen, poprawiając zsuwający się z twarzy szalik.

– Ty…! – Karl przestał szarpać klamkę samochodu. – Co?!

– Słyszysz? – zapytał Glen.

Jim poczuł, jak palce mężczyzny zaciskają się na nadgarstkach. Naparł całym ciałem, wpychając ostrze po rękojeść.

Glen zsunął się z maski i nie odrywając ręki od samochodu, podszedł do Karla.

Jim oparł nogę o plecy mężczyzny i pchnął go na ulicę.

– Johnny?! – zawołał Karl.

Jim przykucnął obok głowy Johnnego. Patrzył, jak mężczyzna zaciska dłonie na gardle, bezskutecznie próbując złapać oddech.

Kobieta w aucie, zaczęła wołać o pomoc.

– Zamknij się! Kurwa, przysięgam, że cię zabiję! – Karl kopnął w drzwi samochodu.

– Karl, spieprzajmy – powiedział Glen.

– Ta dziwka ściągnęła mi maskę! Zabiję ją! Słyszysz, kurwo?!

– A co z Johnnym?

– Co?!

– Pytam się, czemu Johnny nie odpowiada?

– Johnny! – zawołał ten w maseczce.

– Karl, ja spadam.

– Co?!

Jim obserwował, jak ten w szaliku znika we mgle. Zrobił pół kroku w tył, gdy plama krwi zaczęła rozlewać się wokół butów. Szeroko otwarte usta Johnnego poruszały się jeszcze przez chwilę, zanim znieruchomiały. Jim podszedł do samochodu. Nimfy na to czekały. Larwy wyłoniły się z mgły, odnóżami brodząc we krwi, zaczęły badać głowę mężczyzny.

– Glen! Kurwa! Glen! – darł się Karl. – Johnny?! Johnny!

Umilkł, gdy zobaczył Jima wychodzącego z mgły. Spod kaptura wystawał obiektyw noktowizora, a usta i nos zakrywała maska gazowa z dwoma filtrami po bokach. Karl dostrzegł zakrwawiony nóż myśliwski i zrobił dwa kroki w tył. Jim zaczekał, aż zniknie z pola widzenia, po czym zajrzał przez szybę samochodu. 

Kobieta w średnim wieku ściskała plecak na siedzeniu pasażera. Tusz z rzęs rozmazał się na policzkach wraz z łzami. Wrzasnęła, gdy tylko dostrzegła Jima. Podniósł okular noktowizora, schował nóż i pokazał jej, by opuściła szybę. Rozejrzała się, odgarniając długie czarne włosy. Jim dostrzegł siniaka na prawym policzku i otarte czoło. Przesiadła się na miejsce kierowcy i delikatnie uchyliła szybę.

– Podrzucisz mnie? – zapytał Jim.

 

Wtedy

 

Jim wyjrzał na sień. Drzwi części mieszkań były uchylone, bądź otwarte na oścież. Na jednym z progów dostrzegł larwy. Trzech zakażonych próbowało otworzyć drzwi na klatkę schodową.

Jim przekręcił zamek. Dopił resztę soku i upuścił butelkę na podłogę. Minął kanapę, zapalił papierosa. Pchnął drzwi łazienki. Wszedł ostrożnie, omijając plamy krzepnącej krwi. Stanął nad wanną. We wnętrzu leżał mężczyzna, zupełnie nagi, z podkurczonymi nogami i rękoma złożonymi na piersiach. Martwe spojrzenie było utkwione w różowych kafelkach. Głębokie rozcięcie na gardle zdawało się niemal czarne.

– No, dobra – westchnął Jim. – Mnie się to też nie podoba, jednak jeśli będziesz stosował się do poleceń, przejdziemy przez to raz, dwa.

Złapał prawą nogę i zaczął ją prostować. Ciało zaczęło już sztywnieć, a na stopach i kostkach pojawiły się sine plamy opadowe. Jim przełożył nogę przez krawędź wanny. Uniósł lewą i oparł ją o ścianę łazienki. Nachylił się i zajrzał między nogi mężczyzny.

– No cóż, to musiało być mało przyjemne – powiedział. – Ale obrażenia nie są na tyle poważne, by larwa mogła cię trwale uszkodzić.

Jim wyprostował się i potarł brodę. Wyciągnął telefon i wrócił do jednego z artykułów.

– „W przypadku gdy mamy do czynienia z organizmami, przypuszczam, że ich rozkład poza mgłą dochodzi na skutek nieprzyjaznego im środowiska”. – Jim, czytając, wyszedł do salonu i podszedł do okna, założył maskę i otworzył je na oścież. – „Może to być skutek składu powietrza atmosferycznego, azotu, tlenu, dwutlenku węgla lub innego gazu”.

Jim wychylił się i rozejrzał, przyświecając telefonem. Sąsiednie mieszkanie, jak i pozostałe w rzędzie, posiadało balkon. Ocenił szybko, że nie powinien mieć problemów, by po nich dotrzeć na dach. Zamknął okno i wrócił do artykułu.

– „Przy takim założeniu przypuszczam, że nie mamy do czynienia z mgłą, czy jakimkolwiek innym zjawiskiem atmosferycznym. Raczej z substancją lub wydzieliną, która pozwala tym organizmom przetrwać w naszym środowisku”.

Jim zatrzymał się przy sypialni.

– Wydzieliną – powtórzył i potarł brodę.

Wszedł do sypialni, kanapa zaskrzypiała, a cichy szloch dobiegł gdzieś z wnętrza salonu.

Jim patrzył przez obiektyw noktowizora na nagie ciało kobiety z szeroko rozrzuconymi nogami. Podszedł do łóżka i położył się obok ciała. Sięgnął ręką między siniejące uda. Zaczął gwizdać, cicho i niespiesznie. Nie panował nad tym; piosenka pojawiła się w jego głowie nagle, a usta same składały się do gwizdanej melodii. Wyciągnął dłoń. Patrzył, jak sperma spływa po palcach. Pokiwał głową zamyślony. Spojrzenie Jima padło na piersi kobiety. Wytarł palce o jej brzuch i, niespiesznie gładząc białą skórę, przejechał dłonią w stronę mostka. Docisnął dłoń, nie poczuł najmniejszego szmeru, tylko przyjemny chłód ciała. Melodia rozbrzmiewała, zakłócając myśli, a Jim gwizdał coraz wyraźniej. Ręka powędrowała wyżej. Przejechał palcem po obojczyku i szyi do miejsca, w którym głowa została odcięta od tułowia. Spojrzał na poduszki poczerniałe od krwi. Wstał i ruszył do salonu. Zatrzymał się w drzwiach sypialni i oparł barkiem o framugę.

Przez noktowizor wyraźnie widział kanapę i skuloną między oparciem a podłokietnikiem nagą dziewczynę. Podniosła głowę znad kolan, wpatrując się w wyświetlacz telefonu.

Jim zaczął cicho śpiewać w rytm wcześniej gwizdanej melodii:

"London Bridge is falling down

Falling down, falling down

London Bridge is falling down

My fair lady".

– Proszę – głos dziewczyny łamał się i drżał. – Proszę.

– Cicho, cichuteńko – powiedział Jim.

– Proszę! – wrzasnęła.

Jim odpiął pochwę noża myśliwskiego i ruszył niespiesznie, nucąc:

"Build it up with iron bars

Iron bars, iron bars

Build it up with iron bars

My fair lady".

 

Teraz

 

– Chciałam zdobyć tylko coś do jedzenia – powiedziała kobieta, ściskając plecak.

Wciąż jednak nie odblokowała drzwi samochodu. Jim pokiwał głową.

– Napadli mnie, zerwali mi chustę z twarzy… – Głos jej się załamał, schowała twarz w dłoniach.

Jim ściągnął swoją chustę z szyi i wcisnął ją przez uchylone okno. Kobieta wciągnęła ją do środka i zakryła nią usta oraz nos.

– Dziękuję – powiedziała.

– Drobiazg. Posłuchaj, parę metrów stąd jest pełno zakażonych, nie wspominając o larwach. Rozumiem, że się boisz, ale nie możesz tu zostać.

Kobieta spojrzała niepewnie na Jima. Sięgnęła do klamki samochodu i otworzyła drzwi.

– Masz gdzie się schować? – zapytał Jim, podając jej rękę.

– Tak.

– Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz.

Kobieta popatrzyła na otaczającą ich biel. Złote drobiny lśniły zawieszone w śnieżnym obłoku. Chwyciła dłoń Jima.

Poprowadził ją ulicą, uważając, by na nikogo nie wpadli. Jim omijał też szerokim łukiem samochody. Widok ludzi, którzy postanowili przeczekać noc w pojazdach, był makabryczny, a Jim się spieszył – nie mógł sobie pozwolić, by kobieta wpadła w panikę.

Dotarli do domu otoczonego ogrodzeniem. Jim spojrzał na zegarek – dochodziła siedemnasta.

– Nie wiem, jak mam ci dziękować – kobieta otarła łzy z policzków, i tak już umazanych tuszem.

– To nic, uważaj na siebie – powiedział.

– Poczekaj – złapała Jima za rękaw wojskowej kurtki. – Za chwilę będzie ciemno.

– Powinienem zdążyć się schować, zanim się ściemni.

– Jestem sama z córką, nie mamy nikogo. Tak strasznie się boimy… – Słowa znów uwięzły jej w gardle.

Jim objął ją i przytulił.

– Już dobrze. Spokojnie. Wszystko się ułoży. Zobaczysz.

– Jak ci na imię? – zapytała.

– Jim.

– Jim, proszę, możesz zostać z nami na dzień lub dwa.

– Ja…

– Albo przynajmniej na tę noc.

– Posłuchaj…

– Karoline.

– Posłuchaj, Karoline… – Jim spojrzał na zegarek.

– Proszę.

– Dobrze, na tę jedną noc.

– Dziękuję ci, Jim. – Karoline objęła go mocno. – Dziękuję. Tak się cieszę, że cię spotkałam.

Złapała go za dłoń i poprowadziła przez furtkę.

– Linda pewnie umiera ze strachu – powiedziała otwierając drzwi.

– Ile lat ma twoja córka? – zapytał.

– Szesnaście, jest cudowna, zobaczysz, na pewno ją polubisz.

Szybko weszli do środka i zatrzasnęli drzwi. Linda ostrożnie weszła do przedpokoju. 

– Kochanie! – zawołała Karoline.

Dziewczyna uśmiechnęła się, odsłaniając drobne zęby i pobiegła do matki. Jim patrzył na bose stopy, o paznokciach pomalowanych na zielono, na blade łydki, na uda pod fioletowymi leginsami i lekko zaokrąglony brzuch wystający spod beżowego topu. Kucyk na czubku głowy figlarnie tańczył w rytm ruchów dziewczyny, a twarz promieniała dziecięcym szczęściem.  

Jim zaczął cicho gwizdać znajomą melodię, nic nie mógł na to poradzić, to było silniejsze od niego.

Koniec

Komentarze

Hej Bardzie,

Może w przypadku horroru to nienajlepszy komplement, ale… czytało się przyjemnie :)

Spora ale nie przytłaczająca dawka grozy. Pomimo przemawiających do wyobraźni opisów okropieństw, można się skupić na akcji.

Trochę tylko przeszkadzała mi konwencja “wtedy / teraz” . Przy stosunkowo krótkim tekście ten switch następował często i miałem wrażenie posiekania tekstu. Wielkiej szkody to jednak nie robi.

Nie czytałem wcześniejszego opowiadania (muszę nadrobić braki :) ) ale rozumiem, że będzie tego jeszcze więcej, więc na razie nie oceniam Jima. W tym momencie wygląda na tęgiego sk… hultaja, ale może szykujesz jakąś niespodziankę i Jim okaże się całkiem fajnym kolesiem :)

 

 

Cześć, Bardzie!

 

Kolejny udany epizod w uniwersum Ciemnego Lasu ;) 

 

Jim jest wyraźnie inny niż dotychczasowi bohaterowie, jest też pierwszą postacią, która zdaje się ogarniać ten cały bajzel, w który zamienil się świat. W sumie dobry kierunek. Kolejna zagubiona postać mogłaby sprawiać wrażenie powtarzalnej, a tak mamy fajny powiew świeżości.

 

ALE, muszę zaprotestować!!! Gdzie się podziało "jaaaaadłeś?" XD

 

Dobry tekst, klikam :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej, 

 

czeke – miło Cię znów widzieć :). Cieszę się, że Ci się podobało. Teraz/ wtedy jest tak trochę wpisane w styl cyklu ale faktycznie w krótkiej formie może wprowadzać zamieszanie. Tak, Jim będzie w się przewijał, a przynajmniej taki jest plan, a jak wypadnie na koniec… Sam jestem ciekaw :D. 

 

cezary_cezary – jesteś, jak na razie, jedyną osobą, która miała okazje przeczytać wszystkie trzy opowiadania, tym bardziej cieszę się, że uważasz tekst za udany :). Też tak pomyślałem i dlatego musiał się pojawić, ktoś taki jak Jim ( i nie chodzi mi o jego hobby ;)). “Jaaaaadłeś” nie ma, bo chyba by nie zrobiło na Jimie wrażenia ;). Ale pewnie się jeszcze pojawi… zobaczymy :). Dzięki za klika i tak pokrzepiony będę myślał o kolejnej części, a łatwo nie będzie, bo czas by wrócić do Toma i Kevina :). 

 

Pozdrawiam :)  

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej!

Ale Ty jesteś szybki, no nie napisałam wszystkiego, a tu publikacja. XD

Do gwiazdki powtórzę słowa z bety:

Wciągnął mnie wstęp, a nie jestem fanką opisów na początku. Zazwyczaj męczą, wprowadzają, są podobne. U Ciebie ta mgła, tajemnicze drobinki, plastyczne opisy i dbałość i brak powtarzalności tworzą klimat, który zachwyca.

Jim i ten osobnik na kanapie – budujesz stopniowe napięcie i pozwalasz na szalone domysły: najpierw miałam myśli o zjawie, która może zaatakować, później oczywiście zrozumiałam, że to ktoś porwany przez Jima, który może być seryjnym mordercą. W dalszej części wiemy, że to wojskowy i coś bada, schwytał jednego z ludzi/stworów. Mam skojarzenia z takim wirusem zombie, gdzieś przemknęły mi filmy "The Girl with All the Gifts" i "World War Z". Bardzo fajnie się to czyta, jestem ciekawa, co to za epidemia.

Klimat i nastrój grozy, ta mgła – no mam skojarzenie z "Mgłą", lubię takie motywy i lubię mgłę w opowiadaniach, wymarłe miasto ogarnięte epidemią. W ogóle lubię motywy epidemii, kiedyś z mężem oglądaliśmy sporo takich filmów.

Na pewno na plus skupianie się na szczegółach – dobrze to wychodzi, naturalistycznie: te strzępki skóry na brodzie, przyczepione do ludzi larwy, to bezcelowe snucie się nagich ludzi.

 

 

*

Jeśli chodzi o samą "mgłę", która nią nie jest – no to najbardziej mi zgrzytało, tak jak pisałam, ale może to moje specyficzne upodobanie do określania zjawisk. ;)

Jim jest faktycznie wyrazisty i mroczny, choć mimo wszystko pewnych granic nie przekroczyłeś, zaledwie nakreśliłeś jego upodobania. Zastanawiałam się trochę, czy to dobrze, chyba tak, choć byłabym ciekawa, jak wyglądałoby takie mocniejsze uderzenie w Twoim wykonaniu. Całość można uznać za tekst zamknięty, choć czuć niedosyt w związku z brakiem szerszego nakreślenia tła epidemii.

Widzę, że tytuł został bez zmian, jako przenośnia jest dobry, choć może znaleźć się osoba zdziwiona, że nie mamy lasu. ;p

 

Bardzie, widzę, że wrzuciłeś już przed ostatecznymi poprawkami, więc wyłapałam jeszcze drobnostkę. :)

ramion zwisał mu puchatym szlafrok

puchaty

 

Pozdrawiam i klikam,

Ananke

Hej, 

 

Ananke, jeszcze raz dziękuję za bete, świetna robota :). Jestem niecierpliwy, bo chciałbym lecieć dalej z fabułą, a tekst w becie zawsze mnie rozprasza :D. Tak, tytuł na razie zostaje ale będę myślał nad zmianą. Mocniejsze uderzenie, mam nadzieję, że się pojawi – ale wiesz, to jak w boksie, mam jedną szansę by zrobić wrażenie na przeciwniku… eee na czytelniku, więc muszę poczekać na odpowiednią chwilę ;). Dziękuję za klika i wyłapanie puchatka :) – poprawiony.

 

Pozdrawiam :)  

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Proszę bardzo. ;)

 

O, to jestem ciekawa tego mocniejszego uderzenia. :)

Czy cały cykl dzieje się w trakcie epidemii? ;)

 

Pozdrawiam :)

Nie, mam pomysł by poprowadzić drugą część już po epidemii:), ale to jeszcze daleko do tego ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bry. Odrobinkę może za dużo obrzydliwości – ale to nie wada, wyłącznie w pełni subiektywna opinia. Prostując: nie przeszkadzają mi obrzydliwości, w horrorach natomiast wolę, gdy klimat, niepewność i tajemnica grają główną rolę, zaś wszystkie flaki, kurwy i inne takie są dodatkiem. Niemniej jednak napięcie trzymałeś, klimat i niepewność też były, więc klikam :) P.S. mój pokręcony umysł, nie wiedząc czemu, przez długi czas kazał mi myśleć, że Jim gada z kanapą :P Pozdrawiam!

Hej, Realu dziękuję za odwiedziny i klika :). A widzisz Ananke było mało i mnie podpuszcza do jeszcze mocniejszych scen :D. Też lubię klimatem budowaną grozę, no ale taki pomysł się urodził, więc już trzeba pchać ten wózek dalej :). A Jim gadający z kanapą też jest ciekawym pomysłem:). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

A, o jednej technicznej uwadze zapomniałem – wyjustuj tekst, bo w takiej formie gorzej się czyta :)

Nie, mam pomysł by poprowadzić drugą część już po epidemii:)

A czy inne części były w trakcie epidemii? Jestem ciekawa tej epidemii. ;)

 

A widzisz Ananke było mało i mnie podpuszcza do jeszcze mocniejszych scen :D.

Może nie tyle “mało w tekście”, co chętnie poczytałabym więcej, bo fajnie zarysowałeś. ;)

 

może za dużo obrzydliwości (…) w horrorach natomiast wolę

Wszystko zależy od rodzaju horroru. ;) U mnie to zależy, co czytam/oglądam, raczej w filmie o zombie/epidemii nie spodziewam się, że dostanę ładnie wyglądających zarażonych i na plus są wszelkie obrzydliwości, bo dodają realizmu. ;)

 

wyjustuj tekst, bo w takiej formie gorzej się czyta :)

Oo, racja! A jakim cudem jest bez justowania? U mnie z automatu są wyjustowane. ;)

Realuc – zrobione :)

 

Ananke -

 

“A czy inne części były w trakcie epidemii? Jestem ciekawa tej epidemii. ;)”

 

Tak. Podlinkowana Emma i Lily rzuca trochę inną perspektywę na świat :). Następne części, które napiszę też będą w trakcie epidemii. Mam pomysł na drugą cześć już po epidemii, ale najpierw muszę skończyć to co się dzieje w trakcie choróbska :D

 

“Może nie tyle “mało w tekście”, co chętnie poczytałabym więcej, bo fajnie zarysowałeś. ;)”

 

Nie żebym namawiał ale w Emmie i Lily… :D 

 

“A jakim cudem jest bez justowania? U mnie z automatu są wyjustowane. ;)”

 

Sam jestem ciekawy, ale przypuszczam, że to wina programu w telefonie, na którym piszę teksty. Dokument google… jakoś tak się nazywa. On ma też taki myk, że na NF nie widać myślników jak wrzucę tekst od razu z tego pliku. Muszę najpierw całość skopiować do Worda :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Na pewno zajrzę do “Emmy i Lily”, pewnie bliżej weekendu. ;)

 

Co do justowania – hm, może o to chodzi, ja wrzucam z Worda i nigdy nie klikałam tu nawet justowania. ;)

Cześć, Bardjaskier. Choć usilnie się starałem, to opowiadanie kojarzyło mi się z Mgłą Kinga. Bardzo dobrze prowadzisz narrację i trzymasz w napięciu czytelnika. Masz też lekkość w opisach, co jest dużym plusem, ponieważ nie każdy potrafi to wykonać dobrze. Jedyne do czego przyczepiłbym się, to często występujące imię Jim. Myślę, że jeśli wątek jest kontynuowany, niepotrzebne są powtórzenia imienia. Poza tym czytało się bardzo dobrze. Pozdrawiam.

Hej, dzięki Hesket za odwiedziny i cieszę się, że się podobało. Skojarzenia z mgłą są oczywiste – jest mgła i są robaki ;). Ale tu podobieństwa się kończą. Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Teraz wiem nieco więcej, ale nadal niewiele. Sytuacja pozostaje tajemnicza i niesamowita. Wprowadzenie nowych postaci dobrze zrobiło opowiadaniu i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. :)

 

wcią­ga­ne po­wie­trze świ­sta­ło w dziur­kach od nosa… → …wcią­ga­ne po­wie­trze świ­sta­ło w dziur­kach nosa

 

Zza wpół­przy­mknię­ty­mi po­wie­ka­mi… → Za wpół­przy­mknię­ty­mi po­wie­ka­mi

 

Jim prze­cią­gnął pal­cem kilka razy po ekra­nie.Jim kilka razy prze­cią­gnął pal­cem po ekranie.

 

Jim sły­szał coraz wy­raź­niej krzy­ki przed sobą… → Jim coraz wy­raź­niej słyszał krzy­ki przed sobą

 

Pod­szedł ostroż­nie, za­cho­dząc go od tyłu. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Zbliżył się ostroż­nie, za­cho­dząc go od tyłu.

 

Tusz z rzęs roz­ma­zał się po jej po­licz­kach… → Tusz z rzęs roz­ma­zał się na po­licz­kach

 

Część miesz­kań miała uchy­lo­ne bądź otwar­te drzwi na oścież.Drzwi części miesz­kań były uchy­lo­ne, bądź otwar­te na oścież.

 

Mar­twe spoj­rze­nie było utkwio­ne na ró­żo­wych ka­fel­kach.Mar­twe spoj­rze­nie było utkwio­ne w ró­żo­wych ka­fel­kach.

 

My fair lady."My fair lady”.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, 

 

regulatorzy dziękuję za odwiedziny i wyłapanie błędów – cieszy mnie, że nie było ich zbyt dużo :). Wszystko poprawione :) 

 

“Sytuacja pozostaje tajemnicza i niesamowita.”

 

I mam nadzieję, że taka pozostanie aż do ostatniego opowiadania z cyklu :)

 

“Część mieszkań miała uchylone bądź otwarte drzwi na oścież. → Drzwi części mieszkań były uchylone, bądź otwarte na oścież.”

 

Jak to jest, że tak proste sytuacje, właściwie banalne, opisuje się najtrudniej :)

 

“Wprowadzenie nowych postaci dobrze zrobiło opowiadaniu i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.”

 

Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że kolejne opowiadanie pojawi się niebawem i będzie nieco dłuższe oraz wyjaśni to i owo ;)

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, jest mi niezmiernie miło, że mogłam się przydać. I cieszę się, że zapowiadasz rychłą prezentację kolejnego opowiadania. :)

Serdeczności.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej Bardjaskier !!

 

Jedno z lepszych twoich opowiadań. Podobał mi się bardzo mroczny klimat. Naprawdę dobre opowiadanie. Czytało się fantastycznie. Bardzo ciekawy główny bohater. Zawarłeś w tym dość krótkim opowiadaniu bardzo wiele ale tu wyszło to wyłącznie na plus.

 

Pozdrawiam serdecznie!!!

Jestem niepełnosprawny...

Hej, da­wi­di­q150 dziękuję za odwiedziny i miło mi, że się podobało :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ta część mniej mi się spodobała niż poprzednia. Jest bardziej epizodycznie, bo nie kończy się czymś konkretnym. I dostaję niewiele nowych informacji.

Chyba trochę się pogubiłam momentami. Najpierw facet wali konia, tuląc się do trupa, a potem się okazuje, że obok chowa się naga dziewczyna. Dlaczego ona nic nie robi? Nie wrzeszczy, nie ucieka, nie płacze, nie ubiera się… Czy głowa w lodówce, ciało na łóżku i kobieta w samochodzie to ta sama osoba? Zazębiałoby się fabularnie, ale “teraz” i “wtedy” się nie zgadzają.

Babska logika rządzi!

Hej, Finkla nie dziwię się, że mniej ci się podoba bo z komentarza wynika, że wszystko źle zrozumiałaś, ale to pewnie przez to, że może źle opisałem wydarzenia :). No nic, czasem tak bywa. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nie no, nie bierz całej winy na siebie. Chora jestem, mogło mi się potaśtać. :-)

Babska logika rządzi!

To chyba trochę się potaśtało ;) Ale faktycznie chyba będę kolejne części wrzucał jako fragmenty bo nie dam rady pisać każdego epizodu jako opki, co widać już po Jimie:)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

KOMENTARZ W PREZENCIE

 

Sprawnie poprowadzona akcja.

Jednak jestem na świeżo po Emily i Lily i one były lepsze

Mam takie odczucie, bo wtedy zaczęło się od zwykłego, choć niełatwego życia, od normalnej relacji dziewczyn, a tu od początku jest jazda.

W sumie tak jak u Hichcock’a zaczynasz od trzęsienia ziemi, a potem już leci, ale właśnie to sprawiło, że groza była jakby płytsza. Bałam się, ale nie miałam ochoty, schować się z głową pod koc jak w przypadku pierwszej części.

Aha no i masz lekką Jimozę, bo jeśli mamy jednego bohatera, to wiemy, że to dalej on;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Słowo się rzekła, kobyłka u płotu, Ambush dała klika, więc przybywam ;)

Kurczę, kojarzę Cię raczej z fantasy (może przez Twój nick), a tu kolejne opko będące czymś zupełnie innym :) To rzeczywiście jest horror, postapokaliptyczny horror i mówię to jako osoba, która za tym gatunkiem nie przepada. Znaczy, prościej mówiąc – postraszyło ;)

Nie do końca zgadzam się z Ambush, że groza jest tu płytsza niż w Emily i Lily. Tam po prostu były bohaterki, którym czytelnik mógł kibicować, a tu nie dość, że postapokalipsa, larwowe zombi i ludzie, którym odpierdala, to jeszcze psychopata i brak nadziei, że ofiarom się uda.

Nie powiem, że czytało się dobrze, bo potrzebowałam paczki wafelków, żeby dotrzeć do końca, ale w horrorach o to chodzi, więc traktuj to jako komplement ;)

I pyk…

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ambush i Irka – dziękuję za odwiedziny i dobicie do biblioteki:). Jim to ostatni z bohaterów robaczywego cyklu, choć dwóch pierwszych jeszcze się nie pojawiło na portalu. Tak wrzucam tę historię jak Lucas Gwiezdne wojny od środka ;). Tom i Kevin czyli te postacie, które napisałem jako pierwsze i mają być przeciwwagą dla Jima, prędzej czy później pojawią się na portalu, a wtedy połączę wszystkich bohaterów i zobaczymy co z tego wyjdzie ;). No nic, miło mi, że postraszyło :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nowa Fantastyka